Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2018, 09:25   #61
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Mirze tej nocy spało się… Dziwnie. Nawiedziły ją nietypowe wizje. Nie były one przerażające ani bolesne, jak poprzedniej nocy, były po prostu nazbyt realistyczne.
Postacie jej przodków, którzy odeszli już na tamte światy, przemawiały do niej przez całą noc. Nie rozumiała słów samych w sobie, ale ich przekaz był dla niej na swój sposób jasny.
Rano czuła, że boli ją głowa i mięśnie. Czuła się jednak również nieco bardziej… Świadoma otoczenia. Po umyśle krążyły jej nowe, przedziwne formuły i inkantacje. Chociaż jeszcze nie do końca wiedziała, co z nimi zrobić.
Z pełnymi brzuchami, czystymi sumieniami i sercami pełnymi nadziei wszyscy zapadli w sen. Mimo bezpieczeństwa zapewnianego przez kości świętego, kapłan nie chciał spuszczać oczu ze śpiących ludzi. Agust go jednak wyręczył i przejął wartę. Ta noc była wyjątkowo spokojna. Na zewnątrz zaczął padać deszcz, który swoim rytmicznym dudnieniem ułatwiał jedynie zasnąć. Nad ranem niektórych rozbudziły głosy dzieci, które stały w drzwiach kościoła i podziwiały ledwo widoczną tęczę, unoszącą się nad górami. Części wiernych już nie było w świątyni i zrobiło się o wiele mniej tłoczno. Niektórzy szeptali o jutrzejszym festynie, organizowanym przez burmistrza, a inni rozmawiali o odważnych przybyszach. Jedna kobieta powiedziała do drugiej:
Wiesz, że już od dawna nie widać Szalonego Maga? Nawet nie wiadomo kiedy przestał przychodzić nad jezioro.
Tu ludzie się pojawiają i znikają ot tak — strzeliła palcami druga kobieta. Obie wstały i wyszły z kościoła. Zaczął się nowy dzień.
Kiedy większośc ludzi już wyszła paladyn odwrócił się do towarzyszy.
To co dziś robimy? Mamy bezpieczne schronienie przed wiedźmami więc mamy czas żeby je znaleźć. Jest ta winnica, no i ten wiatrak Durstów jeśli wiecie o co mi chodzi.
Wiatrak? — wojownik starał sobie przypomnieć o co chodziło
Przepowiednia — przypomniał Agust.
Hassan zmarszczył brew, przypominając sobie wydarzenia w obozie Vistanich. Wolałby nie rozwijać dalej tematu, szczególnie w obecności Ireene, toteż kiwnął głową, że zrozumiał.
Możemy do niego zajrzeć. Zawsze z dala od tej starej, która raczej nam dziś nie ułatwi zadania, cokolwiek postanowimy.
Szalony mag?Cahnyr zwrócił się do kapłana. — O kim one mówiły? Te dwie kobiety?
Może o tym magu który walczył dwa lata temu ze Strahdem. To jedyny mag jaki przychodzi mi do głowy ale zapytajmy kapłana. Kapłanie?! — zwołał paladyn i zaczął się rozglądać za ojcem Lucjanem.
Ach, Szalony Mag. Szczerze, to niewiele wiem na jego temat. Wiem jedynie, że przychodził czasem z północnych gór nad północny brzeg jeziora Zarovich i ciskał piorunami w wodę — ojciec Lucian wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem — Trochę wariat, ale chyba nieszkodliwy.
A kiedy widziano go po raz ostatni? — spytał Cahnyr.
Trudno mi powiedzieć. Ja osobiście nigdy go nie widziałem, ale ludzie mi często donosili o jego obecności. Nic o nim nie słyszałem od tygodnia, a może i dłużej…
Ja miałabym pytanie, nie związane z szalonym magiem… — wtrąciła Cely spoglądając na kapłana.
— [/i]Tak, droga przyjaciółko?[i] — zapytał kapłan i popędził małego chłopca do roboty.
Noc przed tym jak tu przybyliśmy mieliśmy bardzo nieprzyjemną przygodę… — zaczęła opowiadać. — Ja, Mira i Agust zaczęliśmy mieć jakieś dziwne zwidy… jakby koszmary na jawie. Agustowi jak widzę nic po tym wydarzeniu nie zostało, ale ja i Mira odczuwamy po tym pewnego rodzaju osłabienie i żaden, nawet najdłuższy odpoczynek na to nie pomaga. Potrafiłbyś może coś na to zaradzić? — spytała z nadzieją w głosie.
Brzmi jak jakaś klątwa — mruknął kapłan i oparł brodę o pięść. — Ja nie mam tak potężnej magii, aby was z niej wyleczyć. Może kapłani w Krezk mogliby wam pomóc, ale nie mam żadnej pewności. Ich opactwo słynie z wielu potężnych kapłanów. Na to na pewno pomogłoby “większe przywrócenie”, bądź inne zaklęcia o podobnym działaniu. Ja niestety znam tylko słabszą wersję tego czaru — uśmiechnął się smutno.
A jak działa ta słabsza wersja? — zainteresował się Cahnyr.
Mogę wyleczyć choroby, czasowe oślepienie, zatrucie i tym podobne. Paraliż i inne przykre przypadki. Ale nie zwalczać tak potężne klątwy.
A którędy można dostać się do Krezk?Cely kontynuowała pytania.
Jeśli wyjdziecie drogą z Vallaki, to musicie kierować się cały czas na zachód, aż w końcu traficie do tego miasta. Jest daleko, ale wioska Barovia jest dalej, więc macie już doświadczenie w długich dystansach. Tylko ostrzegam, nie każdy wejdzie do tego miasta. Tam bardzo pilnują bezpieczeństwa.
Aguście… czy czasem nie było tego miasta na mapie?Cahnyr spojrzał na paladyna.
Jest w rzeczy samej. I droga wydaje się prostsza niż do Barovi. Co masz na myśli ojcze, że tam nie każdy się dostanie? Dlaczego mieli by nas nie wpuścić? — powiedział paladyn, nie przerywając oglądania rozwiniętej teraz mapy. Może kapłan będzie wiedział więcej o tych kilku punktach o których Ismark nie miał pojęcia.
Podobno mieszkańcy Krezk wiele wycierpieli i nie powodzi im się zbyt dobrze. Dlatego za wszelką cenę starają się bronić przed każdym możliwym niebezpieczeństwem.
Nawet jeśli nas nie wpuszczą — powiedział zaklinacz — to może któryś kapłan zechce wyjść i nam pomóc. Ale… — spojrzał na Cely i Miręmoże najpierw odwiedzimy winnicę? Jeśli to załatwimy, to może zdążyliśmy by dotrzeć do Krezk.
Wytrzymałyśmy jeden dzień, wytrzymamy drugi.Cely wzruszyła ramionami. — Choć nie chciałabym tego odkładać zbyt długo, a co jak to się powtórzy i osłabi nas jeszcze bardziej?
A wiatrak? Krezk jest w drugą stronę. Raczej szybko nie będziemy zmierzać znów w kierunku Barovi — Wtrącił się paladyn. — A atak raczej się nie powtórzy, tak długo jak będziemy nocować w świątyni. Choć nie chciałbym mieć tam takiej niespodzianki jak w Barovi albo tutaj i zastać świątynie nie uświęconą.
Agust ma nieco racji. Krezk jest daleko, a bezpieczna świątynia jest tutaj. Nie wiadomo, co zastaniemy po długiej podróży i czy w ogóle nas tam wpuszczą. Ryzyko, że zostaniemy zmuszeni do nocowania w polu narazi nas niepotrzebnie. Póki mamy bezpieczne schronienie, możemy chwilowo operować stąd. Zacząłbym albo od sprawdzenia tej… przepowiedni… — Potarł kark. — …albo upewnienia się, że Vallaki będzie bezpieczne. Mamy wewnętrzny problem w mieście, i nazywa się nasza niedoszła gospodyni.Hassan nie chciał mówić imienia Lady Watcher przy kapłanie, bo nie wiedział jak zareagowałby wiedząc, że planowała morderstwo burmistrza ich rękoma.
Powinniśmy się najpierw zająć wiedźmami. Tu nam nic nie zrobią. Więc musimy znaleźć jakieś ich ślady. Muszą być gdzieś gdzie mogą piec te swoje przeklęte ciastka.Agust zamyślił się i przyjrzał mapie,. Musiały mieć gdzieś swoją chatę, ale ominęli spory kawałek drogi do Barovi ostatnią podróżą. Potem raz jeszcze spojrzał na mapę. — Kapłanie, czym są te dwa punkty, to zabudowanie przy jeziorze Baratok oraz to na północny zachód od Valaki?
To na jeziorze Baratok, to taka stara wieża, stoi tam od niepamiętnych czasów. Raczej nikt się tam nie zapuszcza. A ten drugi punkt na mapie, to ruiny Agrynvostholt. Podobno to miejsce jest nawiedzone, dlatego proszę, bądźcie ostrożni.
Agrynvo….co to jest? Czego to ruiny? — zapytał paladyn
Podobno należały do jakiegoś maga. Potem przeszły w ręce pewnego zakonu. Chyba. O ile nie mylę faktów.
Jakiego zakonu? — ciągnął pytania paladyn.
Zakonu… jakichś mnichów, rycerzy, albo… no szczerze, to nie znam szczegółów. Tak tylko zgaduję.
A czy jest ci znana jakaś legenda o … upadłym paladynie? — spytał Cahnyr.
Barovia ma wiele legend, Cahnyrze. Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie — odpowiedział bezradnie kapłan.
No cóż… Trudno. Będziemy szukać dalej — odpowiedział zaklinacz.
Żeby się zająć wiedźmami, trzeba by je najpierw wyśledzić. Twoje zmysły nie działają chyba na aż tak wielkie odległości, aby nam w tym pomogły, mam rację? — spytała Mira.
Tak, działają tylko na to co widzę. Mogę poznać taką mimo iluzji, ale nie wyśledzę jej tym, To musimy zrobić przyziemnymi metodami — odparł Agust.
A może zastawić na nie pułapkę? Jeśli my nie możemy ich znaleźć, może one znajdą nas? — wojownik miał pewien plan, ale nie miał pojęcia, czy Mira i Cely będą z niego zadowolone.
Jaką pułapkę? Masz już jakiś konkretny pomysł? — zapytała zaklinaczka, zaintrygowana pomysłem wojownika.
Po prostu jednej nocy ty i Mira prześpicie się poza świątynią, podczas gdy my zaczekamy sobie w ukryciu obserwując was. Jeśli wiedźmy przyjdą, wyskoczymy na nie i skończymy z nimi.
Wiatrak? Młyn? Tam się robi mąkę prawda? — przerwał wojownikowi paladyn
Czyś ty na głowę upadł?! — Dziewczyna uniosła się słysząc jaką pułapkę miał na myśli wojownik. — Śpimy tu żeby historia się nie powtórzyła, a ty chcesz nas na to wystawiać?! Ostatnio nawet nie widzieliśmy żadnej z wiedźm, skąd wiesz, że teraz też nie zrobią tego z ukrycia?!
Zastawimy jakieś wnyki, albo jeśli będą niewidzialne, to jakiś worek mąki rozsypiemy na podłodze, aby widzieć jak do was podchodzą. Zawsze to jakiś pomysł. Być może jakaś kręci się w Barovi kupując właśnie kolejnego dzieciaka. Można zawsze pójść sprawdzić — mruknął wiedząc, że plan nie był doskonały.
Po co niby miałyby podchodzić? — zdziwił się Cahnyr. — Większość czarów nie wymaga podejścia do osoby będącej ich obiektem.
Przy czarach krzyczy się i macha rękoma, wykonuje gesty i śpiewa formuły. Czasem też używa się jakichś rzeczy. To widać, słychać… i czuć — wzruszył ramionami.
Czy w młynie robi się mąkę. Oświećcie mnie, nie znam się na tym. — Głowa Agusta wyraźnie mocno pracowała, a na jego twarzy malował się wysiłek.
Tak! Tam się robi mąkę! — wrzasnęła poirytowana Cely. — Zresztą czemu tylko my mamy wystawiać się na przynętę? Agusta też atakowały! — zwróciła się z powrotem do Hassana.
Bo może czują z wami jakąś więź, skoro rzuciły na was klątwę. Nie znam się na zaklęciach, ale słyszałem kiedyś legendę, jakoby jakaś czarownica która zaklęła dziewkę w ptaka, wiedziała gdzie on lata. Może to działa w podobny sposób? Kapłan twierdził, że to klątwa — argumentował wojownik.
W młynie znajdziemy wiedźmy, albo ich ślady. Skąd tutejsi biorą mąkę, kapłanie? one też muszą skądś ją brać, żeby piec te ciastka. — Popatrzył Agust uradowany swoją dedukcją. i dopiero teraz zauważył kłócącą się drużynę.
Nasze sklepy, jeśli nie sprzedają baroviańskich produktów, to zaopatrują się u Vistani — odparł pospiesznie kapłan, nie chcąc wchodzić w słowo kłócącej się parze.
Durstowie nie żyją. Nikt raczej nie robi tam mąki — powątpiewająco mruknął Hassan
Nie sądzę by cały czas chowały się w młynie, to by było zbyt oczywiste jak dla mnie — uznała Cely.
Mira straciła w końcu cierpliwość i wymierzyła Hassanowi policzek.
Jesteśmy kobietami, a nie jakąś przynętą, chamie!
Hassan, spoliczkowany, wstał i spiorunował kobietę wzrokiem, wściekły, choć się hamował.
Jesteśmy awanturnikami. Nadstawiamy karki, wypruwamy flaki, i jak trzeba, wylewamy wiadra potu — warknął wojownik. — Mówiłaś coś o honorze, że chcesz umrzeć w walce… to bierzmy się do roboty, bo skoro wroga nie można złapać, trzeba sprawić, aby przyszedł do nas.
Tak? To czemu sam nie nadstawisz karku i nie zrobisz z siebie przynęty na wiedźmę? — rzuciła Cely.
Bo ja nie spałem i nie miałem koszmarów. Wiedźmy mogą nie wiedzieć, gdzie jestem, o ile potrafią znaleźć tych, co zostali przeklęci. Zresztą, masz rację. Postawię całe złoto, choć niewiele go mam, że mógłbym zanocować poza świątynią, o ile zechcecie zastawić na te wiedźmy pułapkę.
Dobra! — wrzasnęła Cely i stanęła naprzeciw Hassana dosłownie kilka centymetrów od niego. — Będę robić za ten wabik, ale niech tym czarownicom uda się powtórzyć to co ostatnio to na wszystkich bogów obiecuję, że przypiekę cię ognistym pociskiem! — popchnęła go, lecz wojownik ani drgnął.
Ogień to mój żywioł — wyszczerzył się wojownik a oczy zalśniły mu dziwnym blaskiem — ja też będę miał dla nich niespodziankę
A jakiż to jest honor w byciu zwykłym narzędziem w cudzym planie? Jeśli potrzebujesz jakiejś pułapki, znajdź lepszą przynętę niż twoi towarzysze. Albo nie gadaj o honorze. — rzuciła wściekła Mira.
DOŚĆ! — krzyknął paladyn. — Kłócicie się jak dzieci. Nie ma sensu walczyć między sobą. Skoro chcecie przynęty to ja nią będę, mnie też zaatakowały. Nie ma sensu i powodu żeby narażać Cely i Mirę, które już i tak ucierpiały, kolejny raz paść ofiarą tej klątwy może być dla nich niebezpieczne. Ale najpierw spróbujemy je znaleźć moim sposobem. Skądś muszą brać mąkę. Wypytamy lokalnych kupców kto bierze od nich duże ilości mąki. Jeżeli tu nie znajdziemy śladu to sprawdzimy młyn. Handel zostawia ślad.
Takie już nasze zasrane życie Mira. Wiecznie trzeba ryzykować. — Wojownik przeciągnął dłonią po ostrzu swojej glewii. Krew która pojawiła się na ostrzu zalśniła czerwoną łuną, rozległ się dziwny trzask, niczym pękającej struny, a glewia wydała z siebie lekki odgłos buczenia. Potem wszystko umilkło. Wojownik uśmiechnął się zadowolony.
Ale o tym czy ktoś ma ryzykować swoje życie, każdy powinien decydować za siebie. Nie masz prawa wystawiać nas na jakieś ryzyko bez naszej zgody. A gdyby problem dotyczył Ireene, wystawił byś ją? — spytała. Zauważyła znajomy naszyjnik na szyi kobiety i od razu domyśliła się skąd ona go ma, korzystając z tego chciała wbić szpilę wojownikowi.
Ireene bez słowa schowała się za Hassanem i zaczęła udawać, że kończy w pocie czoła dojadać wczorajszy stek z wilka.
Ireene nie jest awanturniczką i nie mieszaj jej do tego. Ale w jednym masz rację. Szanowałbym waszą decyzję, gdybyście się nie zgodzili. Zamiast tego woleliście krzyczeć i bić się. Jak dzieci — powiedział cicho wojownik patrząc na Mirę i Cely.
Och, a może powinniśmy przepraszać jaśnie Hassana za to, że mieliśmy inne zdanie? Pewnie że będziemy na ciebie krzyczeć, chciałeś nas rzucić na tortury jakbyśmy były jakimiś papierkami, a nie myślącymi i czującymi istotami.
Czującymi istotami i takimi samymi kobietami jak Ireene — dodała Cely.
Cóż, wybaczcie. Nie zamierzałem was do niczego zmuszać. Po drugie, traktuję ciebie i Mirę jak towarzyszy broni. Nie patrzyłem na was jak na kobiety, cóż …wciąż uczę się zwyczajów panujących w waszych stronach. — Wojownik przygryzł wąsiska czerwieniąc lekko ze wstydu. W sumie chciał dobrze, wyszło jak zwykle.
Cely, Miro, przestańcie już — poprosił Cahnyr. — On już chyba zrozumiał.
Dobrze. Przeprosiny przyjęte. — odparła wyraźnie już uspokojona Mira. — Po prostu nie mów niektórych rzeczy prosto z mostu
Przeprosiny przyjęteCely zawtórowała Mirze.
“Tym razem…” — pomyślała.
No dobrze, to kto idzie ze mną do kupców? — zapytał paladyn, mając nadzieję że jak się ruszą trochę i ochłoną, to im przejdzie.
Może lepiej chodźmy wszyscy — odparła Cely, w której głosie dalej było czuć złość. — Rozdzielanie się nie służy nam za bardzo.
Dziękujemy, ojcze Lucianie, za gościnę — powiedział Cahnyr. — I przepraszam za tę zbyt… gwałtowną wymianę zdań.
Wojownik wzruszył ramionami, przeklinając w myślach, że powinien zwracać baczniejszą uwagę na kobiety w jego otoczeniu. Co prawda w ten sposób bardzo często mu się wtedy za bardzo podobały, co nijak nie mogłoby poprawić jego sytuacji. Wojownik pomyślał sobie, że w obecnej to nawet byłoby wręcz tragiczne w skutkach.
Również przepraszam…Cely zwróciła się do kapłana. — Poniosło mnie trochę. To co idziemy? Całego dnia nie mamy — rzuciła, chcąc ponaglić drużynę i jak najszybciej zapomnieć o tej awanturze.
Idziemy — przytaknął wojownik próbując zapomnieć o tej rozmowie. Zdecydowanie powinien pohamować swój język, ale cóż było robić. Był prostolinijny i szczery i nijak nie potrafił się czasem powstrzymać.
Tak, idziemy. Nie ma co zwlekać — powiedziała Mira. — Mam tylko pytanie jedno. Was też nawiedziły dzisiaj jakieś dziwne majaki w czasie snu? Nie mówię o ataku wiedźm. Po prostu o dziwnym śnie.
Ja dość często miewam koszmary, ale tej nocy spałam spokojnie.Cely odpowiedziała nieco zdziwiona pytaniem przyjaciółki.
Ja miałem. Sen o mojej ojczyźnie. — Wojownik kiwnął głową Mirze. Zdawało mu się, że rozumiał o co jej chodzi, choć z drugiej strony, jeszcze kilka chwil temu nie był tego taki pewien.
Mnie się śnili zmarli krewni, którzy mówili do mnie różne dziwne rzeczy. Jeszcze nie do końca je rozumiem, ale dziwnie się po tym śnie czuję.
Co wy z tymi snami?Cahnyr spojrzał na Mirę i Hassana. — Każdy ma jakieś sny. Zazwyczaj. I nic z tego nie wynika. Czemu te miałyby być jakieś inne?
Niektóre sny podobno pokazują przyszłość. Tak słyszałam, ale jakoś w to nie wierzę — odparła Cely.
Alnaar al'iilhia! — krzyknął Hassan wskazując ręką w stojące nieopodal na ulicy wiadro. Te momentalnie zajęło się ogniem. — A ja zacząłem wierzyć — wojownik spojrzał swoimi szarymi oczami na czarownicę.
Cely zaczęła klaskać z nieco ironiczną miną widząc popis wojownika.
Brawo, widzę, że próbujesz mnie wygryźć z posady czaromiota — zażartowała.
“Czaromiota?” — wolno przesylabizował Hassan. — Bogowie przemówili do mnie w nocy. To nie było przyjemne, ale muszę być posłuszny. Wypełniać ich wolę. Moja moc nie jest jakąś czarodziejską sztuką, to moc moich bogów. Są okrutni w gniewie. — Wojownik mówił śmiertelnie poważnie i nieco drażniła go postawa kobiety. — Myślę, że takie rzeczy to nie są żarty — mruknął i szedł dalej w stronę sklepiku, do którego prowadził ich paladyn.
Cely przewróciła oczami.
Senne wizje i rozmowy z bogami… — mruknęła pod nosem do Cahnyra. — A może tu panuje jakaś choroba i oni mają gorączkę? — spytała cicho.
No to Hassan ma baaardzo wysoką temperaturę — odparł równie cicho zagadnięty. — Ale ciągle się uważa za lepszego od nas — dodał półżartem.
Ciekawa jestem tylko, gdzie i kiedy nauczył się tych sztuczek. — powiedziała cicho. — To nie przychodzi samo z siebie, a na pewno nie kontrola nad tym.
U mnie to przyszło samo z siebie — odparł z lekkim uśmiechem Cahnyrale przez jakiś czas lepiej się trzymać w pewnej odległości od niego.
U mnie też przyszło samo, ale nie miałam nad tym jakiejkolwiek kontroli, spaliłam dom pamiętasz? Mówiłam ci o tym — odparła.
Skinął głową. Coś takiego trudno było zapomnieć.
Dlatego wolę na niego uważać — odparł. — Kto wie, co nawyczynia, upojony nowymi możliwościami…
A ty coś nawyczyniałeś kiedy odkryłeś swoje “nowe możliwości”? — zażartowała.
Wtedy pracowałem w cyrku — odpowiedział Cahnyr. — I, można by rzec, nie byłem groźny dla otoczenia. Tu komuś pojawił się plama na nosie czy też parę świeczek się nagle zapaliło. Latające to tu, to tam światełka. komuś się pojawiła biała myszka. Takie drobne psikusy. Nie potrafiłem na przykład 'zniknąć' komuś spodni. A jak kiedyś podpalę wiadro i powiem, że to z woli bogów… — dodał jeszcze ciszej — …to mnie walnij tym wiaderkiem w głowę.
Płonącym wiaderkiem? Nie szkoda ci twarzy? — zaśmiała się.
No, może nie musi być po oczach… — Dotknął twarzy jakby sprawdzając, czy mu nie przybyło nagle blizn.
Wiesz, na spalonej skórze włosy nie rosną, a szkoda by ich było. Także może w razie czego wywalę ci z prawego sierpowego na otrzeźwienie — uśmiechnęła się.
Zgoda. Siniak spod oka zniknie po jakimś czasie.Cahnyr również się uśmiechnął.
A tam, podstawy magii nie mogą chyba być aż tak trudne, skoro wy je podjęliście od tak bez żadnej nauki. Pewnie i ja bym je opanowała — wtrąciła się Mira.
Nie są trudne. — Zaklinacz pokręcił głową. — Podstawy nie są trudne, ale trzeba mieć trochę… talentu? Zdolności? Cely i ja mamy to we krwi, ale dla większości rzucanie zaklęć to kwestia nauki.
Mogę cię spróbować czegoś nauczyć. — uśmiechnęła się Cely. — No powiedzmy… tej sztuczki z tą ręką, którą otwierałam okna podczas walki z wampirami.
Nie trzeba sobie brudzić rąk — dorzucił Cantrip z lekkim uśmiechem.
Naprawdę?Mira spojrzała na przyjaciółkę. — Dziękuję.
Nie ma problemu. Poćwiczymy w wolnej chwili. — Zaklinaczka odpowiedziała pół-orczycy.
Nie będzie wam przeszkadzać, że będę świadkiem tych zajęć? — spytał Cahnyr.
To już decyzja należy do Miry. — odpowiedziała pół-drowka.
Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale po co ci to? — spytała pół-orczyca.
Chętnie zobaczę, jak się Cely sprawdza jako nauczycielka — odparł półelf. — Kto wie, czy nie będziemy mogli między sobą powymieniać paru doświadczeń.
Niech będzie — powiedziała Mira.
Też mógłbym popatrzeć? Zamierzamy walczyć z wiedźmami. Przyda mi się znajomość tego, jak czarownicy czarują.Hassan wyraził zainteresowanie planowanym treningiem.
Nie nazwałabym się czarowniczką — rzekła wojowniczka.
Nie wpychaj wszystkich czarujących do jednego worka, Hassanie — powiedział Cahnyr. — Wiedźma, czarodziej, czarownica, czarnoksiężnik… — Każdy inaczej rzuca czary.
Dlatego przyda mi się nieco nauki w tej kwestii. — Wojownik złapał się za brodę i niby przypadkiem potarł policzek, uśmiechając się pod wąsem.
Tak jest chyba ze wszystkim. A ty, Aguście, długo się tego uczyłeś?Mira zwróciła się do paladyna.
Rok. Przez to, że byłem szlachcicem i takimi rzeczami jak gra na instrumentach i ćwiczenia szermierki zajmowano mnie od dziecka, spora część treningu paladyna mi odpadła. To jest część treningu paladyna Sune, bo od nas się oczekuje, że będziemy potrafili też tworzyć piękno.Agust poprawił włosy żeby wyglądać jak najlepiej.
Poza tym ja tak naprawdę dopiero niedawno zacząłem używać tej magi. Znałem podstawy, ale dopiero z wami rzuciłem pierwsze błogosławieństwo. Przed walką z tą rośliną w piwnicy Durstów, pamiętacie? Ale już wcześniej potrafiłem sięgać po odrobinę boskiej mocy, a to żeby uleczyć kogoś, a to żeby wzmocnić zmysły. Podstawy, dosłownie tylko kierowanie tym przez siebie.
A używałeś już wcześniej magii do ratowania umierających, czy byłam obiektem testowym? — zażartowała Cely
Nie umierających ale bardzo rannych.Agust poklepał kieszeń plecaka, z której wystawała jego księga.
Ale widziałem jak mistrzyni to robiła. Tak zadziałałoby każde zaklęcie lecznicze. Moja umiejętność to po prostu nieco uproszczona forma. Nas często trzeba przeszkolić w biegu. Nie ma czasu na skomplikowane formuły i modlitwy. Musi działać tu i teraz. Dlatego my częściej używamy tej czystej mocy do walki, wzmacniając swoje ciosy. Widzieliście, tak jak przy walce z Durstami, kiedy jednym ciosem położyłem panią Drust, albo przy walce z wampirami.
Wcześniej myślałam, że to Sune uderza razem z tobą. — odparła Mira. — Czasem. Nie lepiej brać tego na chłopski rozum, skoro dojście do tego poziomu wiary, żeby czarować, tyle zajmuje?
Ile zajmuje? Nie powiedziałbym, że rok to długo. Poza tym, nie zawsze masz świetne warunki do rzucania tej mocy i myślenia w walce. Skup się na formułach i innych pierdołach kiedy ktoś cię okłada toporem lub mieczem.Agust spojrzał w górę. — Nie, Sune nie uderza ze mna, ale ja mogę uderzać dzięki niej. I mogę to robić dość przewidywalnie i pewnie.
Z tego między innymi powodu my trzymamy się z tyłu — uśmiechnęła się Cely. — Twarzą w twarz z wrogiem ciężko byłoby rzucać zaklęcia, a no i tężyzna nie ta, co u woja. — Zachichotała.
W walce nawet gdybym pojęła twoją magię, to bym się nie skupiła. Skupienie się na czymkolwiek poza dorwaniem wroga słabo mi wtedy wychodzi…Mira zmarszczyła czoło. — To nie jest aż tak proste.
Albo jest. Słyszałem o mędrcach, którzy podnoszą ogromne kamienie samą mocą rozumu. Może wystarczy jedynie skupić się na tym, co powoduje, że mogą to robić… cokolwiek to jest. Może u ciebie też tak to zadziała. Może w twoim śnie były jakieś wskazówki i wystarczy ich tylko słuchać. Kto to wie…Hassan podrapał się po głowie nie rozumiejąc tych ludzi, ale podziwiając ich tak czy siak.
Rozmowy ciągnęły się w najlepsze, ale w końcu drużyna z samego rana dotarła na Podwórko Arasków. Trafia, oraz wagony były mokre od nocnego deszczu, a powietrze wyjątkowo rześkie. Araskowie właśnie otwierali sklep. Kiedy pani Arasek zobaczyła Cely i Cahnyra, uśmiechnęła się wesoło i pomachała do nich już z daleka. Na podwórku, obok kolorowego wagonu tajemniczego pół-elfa, przybył jeszcze jeden, zupełnie zwyczajny wagon.
Cely odmachała pani Arasek.
Dzień dobry pani — powiedziała gdy podeszli bliżej.
Dzień dobry, pani Arasek.Cahnyr skinął głową. — Możemy zrobić kolejne interesy? — spytał.
Kobieta wybuchła śmiechem.
Oczywiście! Obawiam się, że nie mamy nic nowego, ale proszę, rozejrzyjcie się. — Kobieta spojrzała na Cely i zapytała — I jak? Suknia się przydała?
Takie rzeczy zawsze się przydają.Cely uśmiechnęła się i obejrzała po ubranej sukni. — Jest naprawdę piękna. Chociaż dzisiaj to raczej reszta naszych towarzyszy będzie robić z panią interesy, nie ja. — Wskazała ręką na tą część drużyny, która odwiedzała sklep państwa Arasek pierwszy raz.
Mamy trochę sprzętu do odsprzedania — powiedziała pół-orczyca. — Trzy kolczugi i laskę w gwoli ścisłości.
Kobieta obejrzała przedmioty i pokiwała głową.
To by było sto trzy złote monety i pięćdziesiąt miedziaków — odpowiedziała.
I ja mam jedno pytanie. Czy handlujecie może mąką, albo wiecie kto handluje dużymi ilościami? — zaciekawił się paladyn, mając nadzieje na odkrycie chodź wskazówki na temat wiedźm.
Kobieta uniosła wysoko brwi.
Mąką? Mąkę można dostać prawie wszędzie. Wiele osób kupuje i sprzedaje mąkę. Vistani też przynoszą dobrą mąkę zza Mgły.
Tak duże ilości mąki? Gdyby ktoś miał piekarnię i piekł dużo ciasta, to gdzie by się najpewniej zaopatrywał? — Nadzieja paladyna na znalezienie poszlaki nie gasła.
Kobieta zastanawiała się przez chwilę.
U naszego miejskiego piekarza, bo zawsze ma jej pod dostatkiem. Albo u Vistani właśnie. Tyle, że Vistani handlują zazwyczaj tylko z właścicielami sklepów, a nie z byle kim. Jest jeszcze Gloria, moja stara znajoma z Krezk, ale nie widziałyśmy się wieki i nie wiem, czy nadal się tym zajmuje.
Worek czy dwa mąki… Kto będzie pamiętać taki zakup?Cahnyr był pełen wątpliwości.
Muszą jej mieć dużo więcej. Znaczy albo Vistani, albo robią ją same. Ale to nieistotne. Bardzo dziękujemy za informację.Agust skłonił głową kobiecie.
Zamiast mąki można użyć otrębów. Prościej dostać. A mąkę można też robić z innych rzeczy niż ziarna zbóż — mruknął Hassan do paladyna, widać nie zaznajomionego z kulinariami. Nie to, aby Hassan był jakimś mistrzem kuchni, ale mączkę kostną robił nie raz, a otręby owsiane zastępowały często gęsto mąkę przy wypiekaniu właśnie podobnych ciasteczek, których źródła tak szukali. O ile się orientował, wieśniacy znali też swoje sposoby na ukrywanie mąki, bo najczęściej lokalny władyka ostro strzygł swoich poddanych w majątku, każąc oddawać całkiem spore kontyngenty. Których resztki trzeba było nie raz i nie dwa wydłubać, kiedy oddział Hassana przechodził przez takową wioskę, z rozkazem furażu. Pomysłowość chłopów nie raz zadziwiała i Hassan widział czasem całe żarna poukrywane pod podłogą chałup, worki i woreczki a nawet całe kosze po piwnicach, a nawet raz zdarzyło się, że i w kominie. “Nie ma to jak rycerz próbujący zrozumieć chłopa” pomyślał Hassan i uśmiechnął się smutno. Właśnie takie podejście powodowało, że wieśniacy jednak wciąż mogli być pomysłowi.
Trudno. Prędzej czy później je znajdziemy. Gdzieś wyściubią nosa lub znowu pojawią się w Barovi. Skoro mówisz że można robić mąkę z wielu rzeczy, to znaczy że mogą wykorzystywać ten młyn, bo chyba innego tu nie ma. Warto sprawdzić. A dokładniej, warto być ostrożnym szukając tam tego co mamy znaleźć.Agust westchnął. Ślad jednak się nie pokazał i nie było za czym podążać.
Jeśli przypuszczasz, że mogą być we młynie, jednak można byłoby tam szybciej zajrzeć. Nie damy rady być wszędzie w Barovii. Tu ich nie widziano, za to w pierwszej wiosce tak. Teraz nas tam nie ma, a jak wyjdą z ukrycia, najpewniej kolejny dzieciak zostanie im sprzedany. Każdy dzień zwłoki może oznaczać śmierć niewinnego, bo wątpię, że zabierają je do jakiegoś sierocińca. Najpewniej składają ich w ofierze plugawym bogom, aby pleść swoje mroczne czary — powiedział cicho Hassan.
Pięcioro bohaterów ruszyło ku bramie miasta. Każdy ze swoim koniem. Gdy byli już poza bramą i mieli dosiadać koni, w oddali na Svalidzkiej Drodze pojawiła się jakaś zakapturzona postać.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 03-08-2018, 15:19   #62
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Pędziła pospiesznie w stronę drużyny. Była wysoka, ale poza tym nie dało się nic o niej powiedzieć, ponieważ twarz miała zupełnie zakrytą.
Agust przyjrzał się postaci, ale wzrok na niewiele się zdawał. Na razie trzeba było mu wiedzieć tak naprawdę tylko jedno. Czy to może być wróg. Użył więc swoich zmysłów i pobłogosławił je mocą Sune. Nie wyczuł żadnego zła kryjącego się w tajemniczej postaci.
Postać przyspieszyła kroku, gdy już znalazła się bardzo blisko drużyny. Kiedy znalazła się trzy stopy od Agusta, który w razie niebezpieczeństwa szykował się do szybkiej reakcji, zatrzymała się, zamaszystym ruchem zdjęła kaptur i wskazała palcem na Hassana.
- Tak? Czego chcesz od naszego przyjaciela? - zapytał paladyn.
- Widziałem cię w obozie Vistani. To ty uratowałeś córkę ich szefa, Arabelle. - Miał elfie rysy i szarą skórę. Włosy białe. Nie wiadomo, czy ze starości, czy z natury.
- Zgadza się. Czego chcesz? - wojownik wysunął się z koniem przed Agusta, trzymając w garści glewię pośrodku drzewca.
- Pracujesz dla Vistani, czy tylko wykonałeś akt dobrej woli? Co sądzisz o panującym władcy tej doliny? - zaczął wypytywać. Jego oddech znacznie przyspieszył. Przymrużył oczy i wyczekiwał odpowiedzi.
- Nie pracuję dla Vistanich. Ale każdy przyzwoity człowiek pomógłby dziecku, który jakiś skurwysyn chciał zabić. Przeszkodziłem temu - Hassan spokojnie odpowiedział tajemniczemu elfowi - a co do pana tych ziem... zamierzam zatknąć jego brzydki łeb na mojej glewii, spalić jego zamek i zasolić jego pola. - Hassan podjechał jeszcze bliżej do nieznajomego, zbliżając glewię nieco bliżej elfa, gotów wepchnąć mu ostrze w gardło jednym szybkim ruchem.
Na miotanej nerwami twarzy elfa pojawił się blady uśmiech.
Cely przyglądała się badawczo przybyszowi. Tak jak ona przypominał drowa, ale nim nie był. Nie był także kimś takim jak ona. Obserwowała jego zachowanie, próbując domyślić się kim jest. W końcu przypomniała sobie kilka razy wspominane wcześniej przez mieszkańców Barovii pojęcie “szare elfy” i dopasowała ich opis do wyglądu tajemniczego jegomościa. Pasował.
- Słyszałeś o Bursztynowej Świątyni? - zapytał, kątem oka spoglądając co jakiś czas na połyskujące ostrze glewii Hassana.
Hassan pokręcił głową przecząco*
- To świątynia ukryta na zachód od góry Ghakis - rozejrzał się dookoła - może zacznę od początku. Jestem Kazimir Velikov, szary elf. - Hassan opuścił ostrze, widząc, że nieznajomy się przedstawił i lekko odstąpił koniem, dając mu mówić swobodnie - Ja i mój lud przybyliśmy dawno temu na te ziemie, przez zupełny przypadek. Widząc rządy tyrana Strahda i wiedząc, że nie możemy się stąd wydostać, planowaliśmy rewoltę - jego twarz zastygła w powadze, oczy stały się nieobecne, zsunął kaptur do końca - Strahd się o tym dowiedział. Ale bawił się nami. Stwierdził, że wybaczy nam to, jeśli zgodzimy się, aby poślubił moją siostrę, Patrinę.
- Zgodziłeś się na to? - wtrąciła do tej pory obserwująca elfa w milczeniu Cely.
Cahnyr nie wtrącał się do rozmowy, ale co do osoby szarego elfa miał mieszane uczucia.
Elf pokręcił głową.
- Nie miałem wyjścia. Ale nasi bracia i siostry uznali Patrinę za zdrajcę i tuż przed rozpoczęciem buntu, ukamienowali ją na śmierć. Strahd się wściekł. Naprawdę pokochał Patrinę, z zupełnie nieznanych mi przyczyn. Zabrał jej ciało i schował gdzieś w swoim zamku. A bunt stłumił bardzo krwawo. Pozostało nas niewiele. Kiedy i tak już byliśmy pozbawieni nadziei, przybył do nas ze swoimi sługami i wyrżnął na naszych oczach wszystkie nasze kobiety. To miała być kara. - Gdzieś w oddali, w lesie, zaczęło coś szeleścić, ale równie szybko przestało. Elf ponownie nałożył kaptur na głowę i ukrył twarz, mówił teraz o wiele szybciej - Chciał napawać się widokiem nas, umierających, bez możliwości pozostawienia potomków. - "I oto, proszę, pojawiła się szansa rozmnażania w postaci Cely", pomyślał Cahnyr. "Zapomnij." - Moja siostra, Patrina, przychodzi do mnie w snach. Bardzo często. I błaga mnie o pomoc. Powiedziała mi gdzie leży Bursztynowa Świątynia. Powiedziała, że tam może kryć się tajemnica jak pokonać Strahda. Ale co najważniejsze, może być tam również odpowiedź na to, jak przywrócić do życia moją siostrę i uwolnić jej duszę z zamku tego potwora. Ona mi mówi jak bardzo cierpi. Nie mogę tu zostać, przepraszam. Strahd kazał Vistani nas pilnować i nie mamy prawa podróżować “bez ich ochrony”. Jeśli kiedykolwiek zdecydujecie się wybrać do Bursztynowej Świątyni, proszę, przyjdźcie po mnie! Obserwowałem ją od dawna i obawiam się, że strzeże jej potężna magia. Możliwe, że to miejsce jest równie niebezpieczne co zamek Ravenloft, dlatego idąc tam, musimy być dobrze przygotowani. - Ponownie się rozejrzał. Od mówienia zabrakło mu tchu.Ukłonił się lekko i pobiegł w stronę lasu.
- Ciekawe - powiedział Cahnyr, odprowadzając Kazimira wzrokiem. - Mam tylko nadzieję, że nie spotka go nic złego. Jedziemy?
- Pomóc ci? - wyciągnął rękę do Cely.
- Potrafię wsiąść na konia, ale jak już proponujesz pomoc… - dziewczyna z uśmiechem ujęła dłoń pół-elfa.
Zbytniej wprawy w podsadzaniu pań na siodło to Cahnyr nie posiadał, ale parę razy widział taką akcję, więc udzielenie pomocy zakończyło się sukcesem.
- Do usług, milady - powiedział z lekkim ukłonem.
Hassan spiął swojego konia, aż ten zatańczył na kopytach, wprawnie obrócił wierzchowca w stronę traktu na zachód i ruszył szybko naprzód, wyciągając konia w cwał.
- Wolno jedziesz, dalej zajedziesz - Cahnyr zacytował stare powiedzenie.
- Ale szybciej jest fajniej. - zaśmiała się Cely dając zwierzęciu sygnał łydkami by te ruszyło. Po chwili koń pół-elfki biegł w pełnym galopie za koniem Hassana.
Cahnyr również dosiadł wierzchowca, po czym ruszył za tamtą dwójką.
Agust spojrzał tylko na Mirę i wzruszył ramionami na widok towarzyszy. Dosiadł konia i zrównał się z nią.
- To może oznaczać tylko jedno.- I popatrzył jej głęboko w oczy.
- KTO OSTATNI STAWIA DZIŚ KOLEJKĘ RESZCIE! - i uderzył konia półorczycy w zad, po czym sam zerwał swojego konia i ruszył naprzód.
Hassan i jego koń byli niedoścignieni. Pędzili tak szybko, że nikt nie miał z nimi szans. Kiedy Hassan przejechał milę, zatrzymał się i uspokoił konia. Odwórcił się i zaobserwował, że tuż za nim ramię w ramię pędzą Mira i Cely. Mira dotarła do Hassana odrobinę szybciej. Cahnyr i Agust niemal się zderzyli i prawie wjechali na siebie. Prawdę powiedziawszy ich jazdy nie można było nazwać galopem, ponieważ po kilku przejechanych metrach konie zaczęły się buntować i skręcać w nie tę stronę co planowali. Po wielu próbach ostatecznie się poddali i przybyli powoli do pozostałych.
- No to już wiemy kto dzisiaj stawia. - powiedziała Cely odwracając swego konia w kierunku ostatnich “uczestników wyścigu”.
- Tak, teraz jeszcze musimy zadbać żeby było co stawiać. Niech no spojrzę, gdzie jest ta winnica. - Agust wyciągnął mapę z tuby, ciągle się podśpiewując pod nosem.
Hassan zauważa nieznaczny ruch w jednym miejscu w krzakach. Potem kolejny i następny. Aż w końcu orientuje się, że drużyna jest otoczona przez ogromną grupę ludzi, kryjących się za drzewami i w krzakach. Większość ma naciągnięte cięciwy łuków i wycelowane w kogoś z drużyny.
-Spokojnie… - szepnął do reszty towarzyszy Hassan i wysunął się lekko na przód, w stronę człowieka wyglądającego na dowódcę
Gdy Hassan się ruszył, rozległo się wiele dźwięków kolejnych osób przygotowujących strzały.
- Stop! - ktoś krzyknął. Ten ktoś wyszedł z ukrycia i przyjrzał się Hassanowi. Hassan rozpoznał w nim Luvasha, ojca Arabelle - koniec misji - powiedział jakby w powietrze - wracamy.
- Jak to “wracamy”? Mamy zlecenie, idioto! - odezwał się drugi mężczyzna, brat Luvasha.
- To on uratował Arabelle. Nie zabijemy ani jego, ani jego towarzyszy. Powiedziałem “WRACAMY”!
- A co z zapłatą? - spytał się poirytowany brat.
- Zwrócimy. Odwrót! - krzyknął i bez żadnych dalszych wyjaśnień nakazał wszystkim powrót. Z krzaków wyłoniło się łącznie ponad dwadzieścioro Vistani, którzy ze smętnymi i naburmuszonymi minami podążyli za przywódcą.

Gdy Vistani nieco się oddalili agust schował spokojnie mapę i powiedział.
- Na jednym bankiecie w Neverwinter, jednym z tych nudniejszych, spotkałem pewnego jegomościa, którego słowa podsumowują dzisiejszą sytuację w wyśmienity sposób. “Jeżeli nikt na ciebie nie nasyła zabójców, to coś robisz nie tak. Jeżeli choć jedna osoba chce cię zabić, to coś robisz dobrze.” - Paladyn westchnął i się zaśmiał.
- No więc koncertowo rozgniewaliśmy lady Watcher.
“Ta stara dziwka umrze” obiecał sobie w duchu Hassan spokojnie obracając konia i powolutku ruszając dalej traktem.
- Dobrze, że dzięki Hassanowi obyło się bez kłopotów. Cokolwiek żeś tam zrobił, dzięki. - odparła Mira, rozluźniając się. - Wracając do tego stawiania. Karma cię dopadła, paladynie, ile masz przy sobie?
Cahnyr pomyślał o pewnej działalności Hassana, która na ratowanie kogokolwiek nie wyglądała. Musiało więc chodzić o coś innego..
- Nie rozpoczynałbym wyzwania gdybym nie był gotów go przegrać. Spokojnie, mam trochę złota, tyle nie przepijemy. - Agust dalej nieco się podśmiewywał. - Ale jak wspomniałem, najpierw musi być co stawiać. Do winnicy tędy, nie zostało nam wiele drogi.
-Nie chodziło mi o wyścig Aguście. Chciałem sprawdzić, na co stać zwierzęta.- Rzucił głośno Hassan “I jeźdźców” dodał w myślach, jednak wiedza o tym dawała pewne szanse, jeśli znów taka zasadzka by się powtórzyła.
- Z pewnością nie oni uniemożliwiali transport z winnicy - powiedział Cahnyr. - Ciekawe tylko, dlaczego sami nie załatwili tego problemu.
- Mówili coś o Arabelle. Więc pewnie wolą chronić swoich niż przejmować się winem - zasugerowała pół-orczyca. - Inne rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.
-Arabelle była tak na oko ośmioletnią dziewczynką. Zabrałem Ireene na przejażdżkę łodzią po jeziorze. Jakiś skurwysyn wyglądający na rybaka też wybrał się na jezioro, ale nie łowi ryb, tylko chciał topić dziecko. W worku. Zorientowałem się i wskoczyłem do wody. Uratowałem dzieciaka i schwytałem rybaka, oddając go Vistanim. Szukali tej dziewczynki bo chyba była od nich więc wyszło, że zrobiłem im przysługę. A ten skurwysyn pewnie szczezł pod czułym dotykiem Luvasha. To był ich przywódca. Mieli na nas zlecenie. Jedyne osoby, które mogły by chcieć nas zabić to wiedźmy, ale te użyłyby czarów, Strahd, ale to szlachcic i najpewniej nie używa najemnych zbirów i załatwiłby to inaczej, no i pewna stara pizda, która zaprosiła nas na kolacje. Chyba złożę jej wizytę ponownie - wycedził na koniec wojownik, nieco zdenerwowany sytuacją z zasadzką.
- Niech robią co chcą, ważne że nie strzelali i żeby znowu nie przerywali nam drogi. Jedziemy dalej? - zapytała Cely.
- Jedziemy - odparł Cahnyr. - Nie ma na co czekać.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 03-08-2018, 21:24   #63
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Po krótkiej jeździe drużyna przekracza most nad rzeką Luna i trafia na skrzyżowanie. Na środku stoi drewniany drogowskaz. Wskazuje "Krezk" oraz "Przejście Tsolenka" na południowy-zachód, "Jezioro Baratok" na północny-zachód, "Vallaki" oraz "Ravenloft" na północny-wschód, i "Berez" na południowy-wschód.
- Co mówi mapa? - spytał Cahnyr.
Zanim Agust zdołał odpowiedzieć, zauważył wraz z Hassanem, pięć postaci wychodzących z lasu. Każda z innej strony. Każda w stronę drużyny. Trzymały w rękach kamienne topory, a ich ciała i ubrania były ubłocone. Obecnie znajdowały się po dwadzieścia stóp od drużyny. Zachodziły ją z każdej strony. Na ich twarzach malowała się obłędna radość.
- Patrzcie, akurat po jednym dla każdego - odezwała się tubalnym głosem jedyna kobieta pośród nich. Z wyglądu wykazywała podobne do Miry cechy. Również była pół-orczycą.
Agust rozejrzał się po polu bitwy i zareagował pierwszy - byli otoczeni, ale nie koniecznie nie dało się tego zaraz zmienić. Ale najpierw trzeba było uformować linię obrony. Agust pomknął na koniu za atakujacym który był najbardziej przed nim i krzyknął
- Za mną! Formujemy szyk! - Po czym zeskoczył z konia i wyczekał na Mirę żeby zaatakować równocześnie potężnym ciosem w brodatego barbarzyńcę.

Mira najpierw uciekła koniem nieco za pole bitwy, a potem szybko wróciła do Agusta, aby go wesprzeć. Znowu pozwoliła się ponieść emocjom i wpadła w szał.
Agust wykorzystał sytuację i porządnie przygrzmocił brodaczowi swoim młotem. Krew rozbryzła się dookoła. Zanim dzikus doszedł do siebie, Agust ponowił atak, niemal zwalając wroga z nóg. Uśmiech dzikusa przemienił się w paskudny grymas. Agust dobrze czuł, że ten atak wyszedł mu wyśmienicie, i że jeszcze nikomu nigdy tak mocno nie przywalił. Aż dziw, że dzikus trzymał się jeszcze na nogach.
Mira, widząc pokaz walki Agusta, przyłączyła się do jatki, grzmocąc brodacza z całym impetem toporem. Uderzenie dosłownie rozpłatało wroga na pół, pokrywając półorczycę i Agusta krwią brodacza.
- Zabiję was wszystkich! - Mira wrzasnęła w kierunku wrogów.
- Tylko tu podejdź! - odkrzyknęła druga pół-orczyca. Jej oczy płonęły ze wściekłości.
- Masz to jak w banku! - rzuciła Mira, podchodząc nieco bliżej do niej.
Hassan wyciągnął zza pasa toporek i rzucił nim w dzikusa z kitą, licząc, że siła rzuconego pocisku obali barbarzyńcę, po czym ruszył konno za Agustem, zajmując pozycję za Mirą, przygotowując jednocześnie swoją glewię, zamierzając uderzyć każdego dzikusa, który wyszedł by przed pół-orczycę. Ten rzut nie mógł jednak przejść do historii najlepszych rzutów Hassana, bowiem oporek wbił się w ziemię w połowie drogi między rzucajacym a dzikusem z kitą.
Cely podążyła za Hassanem, a gdy znalazła się wśród przyjaciół, użyła swej magii przeciwko krasnoludowi. Krasnolud widząc lecącą w jego stronę zieloną maź, skoczył w bok i ledwo, ledwo, ale uniknął spotkania z nią.
Cahnyr nie zamierzał pozostawać sam na placu boju, bo wtedy nie pomogłaby mu ani magia, ani wszyscy bogowie. Przejechał kawałek, po czym, gdy znalazł się w bezpiecznym ,przynajmniej na pozór miejscu posłał w stronę krasnoluda odrobinę magicznego ognia Ognisty pocisk uderzył krasnoluda. Ten zacisnął mocno zęby, aby nie wydać z siebie okrzyku bólu.
Dzikus z wielką kitą podbiegł do Agusta i nadział się na glewię Hassana. Hassan w atak włożył więcej siły niż zwykle i powalił wroga na ziemię..Dzikus zamachnął się swoim wielkim toporem, ale nie trafił Agusta. Jego atak odsłonił jego słabe punkty, ułatwiając drużynie kontratak.
Dzikus krasnolud podbiegł z drugiej strony, do Miry i również ją zaatakował swoim toporem. Trafił ją, lecz Mira nie odczuła pełnej siły, jaką dzikus włożył w atak. Była w szale.
Bardzo niski Dzikus oraz Dzikuska pół-orczyca włożyli cały wysiłek, aby podbiec do drużyny i stanąć ramię w ramię ze swoimi towarzyszami, więc nie zdążyli teraz zaatakować.
Agust postanowił działać zgodnie z planem. Najrozsądniej było teraz wykorzystać przewagę zasięgu. Odskoczył szybkim manewrem od przeciwników i pobiegł wskoczyć na swojego konia, po czym odjechał za dzikusów. Teraz ich przewaga mobilności była miażdżąca. Mogli zajechać niefortunnych barbarzyńców nieustającymi najazdami. Kwestią czasu było tylko kiedy wrogowie się wykrwawią albo zaczną błagać o litość.
Mira wskoczyła na konia Cely, łapiąc dziewczynę w pasie.
- Zaraz jedziemy tylko przypalę dzikusom dupy -
Wojownik zaczął młócić swoją glewią niczym wioślarz w niewielkiej łódce, kreśląc szerokie łuki ostrzem i końcem trzonka. Tym razem jego celem stał się nie barbarzyńca z kitą, a krępy krasnolud atakujący Mirę. Wprawnie powodując koniem wyjechał z kłębiących się przed Mirą wrogów i pomknął za rycerzem.
Hassan trafił dwa razy, krew tryskała dokoła, kiedy ostrze opadało raz po raz.
Cely rozłożyła palce swoich dłoni, wypuszczając z nich pożogę ognia. Nikt nie zdołał choćby odrobinę uniknąć płomieni Cely. Cahnyr pakował zaś magiczne pociski w krasnoluda, który czuł się już wyczerpany walką i ciężko dyszał.
- To nie ma sensu - mruknął, zaciskając mocno zęby.
- Uhm - odparła pół-orczyca - nie dogonimy ich. I skończymy jak tamten - wskazała na martwego, byłego towarzysza. Odwrót! - wrzasnęła i cała ekipa pobiegła co sił w nogach w południową część lasu. Zniknęli w zaroślach.
Agust popędził konia w kierunku lasu, nie zamierzał lecieć z nim do ataku, jednak chciał się po prostu zbliżyć do uciekających na tyle by mieć ich w zasięgu.


- Tam są!- Zakrzyknął paladyn i wycelował bełt z kuszy w uciekającego krasnoluda, wyczekując by mieć czystą linię strzału. Gdy już był pewny, wystrzelił bełt i trafił krasnoluda Hassan skierował konia w ślad za paladynem, powoli rozsuwając gałęzie drzew swoją glewią. Wjeżdżał w las, wypatrując wroga zamierzając spopielić pierwszego zauważonego płomieniem z kuźni dżinnów.
- Uwaga, strzelają! - wrzasnął jeden z dzikusów. Cel Hassana uniknął ognia. - Musimy coś zrobić, albo nas wykończą!
- Poddajcie się! - ryknął Hassan na całe gardło.
Cely rzuciła ognistym pociskiem w kolejnego dzikusa, opalając go.
Mira zeskoczyła z konia i pobiegła pędem za drugą pół-ogrzycą, usiłując powalić ją na ziemię toporem. Dzika pół-orczyca padła na glebę.
Cahnyr również nie zamierzał pozwolić, by bandyci uciekli cało i zdrowo. No, może nie do końca zdrowo... Ruszył w ślad za kompanami i gdy ujrzał uciekających, posłał za dzikusem z kitą magiczne pociski.
- Może go żywcem weźmiemy? - zaproponował. - Wydusimy z niego garść informacji. Poddajcie się, albo was wybijemy do ostatniego! - krzyknął za uciekającymi.
Dzikus z kitą zignorował leżącą na ziemi pół-orczycę i pobiegł dalej w las, aż ponownie zniknął drużynie z oczu za drzewami i krzewami.
Bardzo niski dzikus po prostu zaczął wrzeszczeć tak głośno, jak tylko potrafił i pobiegł w lewą stronę, pędząc co tchu. Również wyszedł z pola widzenia.
Pół-orczyca obróciła się i wbiła wściekłe spojrzenie w Mirę. Nie podnosząc się, podjęła próbę ataku, lecz z tej pozycji było jej bardzo trudno walczyć i Mira z łatwością uniknęła topora wroga. Kobieta spróbowała przeczołgać się w prawą stronę jak najdalej tylko mogła, ale w tych warunkach, oraz w tej pozycji, nie zaszła za daleko. Mira wykorzystała okazję i zraniła kobietę toporem
Krasnolud również uciekł gdzieś do przodu.
Agust popędził za dzikusem, ale… nie mógł go nigdzie dostrzec.
- Poddaj się to darujemy wam życie. Opieraj się to cię znajdę i zabiję.- I zaczął szukać swojego przeciwnika który musiał się gdzieś kryć. Agust wytężył swoje zmysły i zaczął nasłuchiwać, i się rozglądać. Tam złamana gałązka, tu jakiś ślad. Czuł, że był blisko, ale nadal nie mógł znaleźć wroga.
- Zostań gdzie jesteś, a okażemy ci łaskę! - rzekła Mira, usiłując pochwycić krewniaczkę. Mira bez trudu chwyciła leżącą kobietę.
- Dobra, dobra, zabijaj mnie jak chcesz! To już i tak mój koniec! - jęknęła pół-orczyca, czując ogromne poniżenie.
Hassan jechał w ślad za uciekającym dzikusem, planując jak tylko go zobaczy, zajechać od tyłu i obalić glewią na ziemię. Potem pozostawałby już tylko szybki zeskok z konia i przyduszenie go drzewcem glewii.
Hassan trafia niskiego dzikusa, ale on zdołał wytrzymać i przeciwstawić się sile uderzenia. Więc nadal twardo stał na nogach. Hassan poprawił drzewcem celując pod kolano przeciwnika i tym razem dzikus padł jak ścięte zboże. Hassan zszedł z konia i podszedł do leżącego na wyciągnięcie ręki - walcz jak mężczyzna, nie uciekasz jak pies! Stawaj!-
Niski dzikus, słysząc, jak pozostali towarzysze konają, bądź się poddają, sam skulił się i krzyknął:
- Proszę, oszczędź mnie!
Hassan uśmiechnął się szyderczo, i złapał dzikusa za rękę, zawijając ją dokoła drzewca glewi, ostrze kładąc mu na kark. W ten sposób jeniec musiałby wpierw poderżnąć sobie gardło, zanim mógłby się oswobodzić. Wojownik wykorzystał ten chwyt, aby związać jeńcowi ręce, a następnie przytroczył dzikusa do kulbaki i ruszył w stronę miejsca, w którym słyszał jeszcze hałasy świadczące o walce
- Nie uciekniesz, dzikusie… - powiedziała Cely jakby do siebie, po czym dając sygnał wierzchowcowi ruszyła w kierunku w którym uciekał krasnolud. Próbujący się ukryć w podziemnej jamie krasnolud zobaczył ciskającą w niego ogniem Cely. Szybko rzucił się na ziemię i pocisk trafił w krzak obok niego. Krzak zaczął powoli płonąć koło twarzy krasnoluda, który teraz próbował wyjść, ale jego noga ugrzęzła w jamie.
- Co to, czyżby twoja krótka, gruba nóżka utknęła? - spytała z udawaną troską w głosie. - O jak mi przykro. - Zaśmiała się. - Sami zastawiacie pułapki, a teraz ty utknąłeś… trafiła kosa na kamień… - dodała z niekrytą satysfakcją w głosie.
Cahnyr nie mógł sobie wybaczyć, że dał krasnoludowi szansę na poddanie. Gdyby nie ta odrobina litości, to nie musiałby teraz ganiać po lesie za jakimś bandytą. Dlatego też pojechał wraz z Cely, by dokończyć zaczętego wcześniej dzieła. Poza tym uważał, że powinni się trzymać razem i wspierać się. Nie to co tamte osiłki, które w każdej sytuacji mogły sobie dać radę.
Dla uwięzionego krasnoluda nie miał litości. Wiedział, co by się stało, gdyby z Cely wpadli w ręce bandytów. Gdy tylko dziewczyna skończyła mówić, uniósł rękę, by rzucić czar, kończący bandycką karierę krasnoluda. Krasnolud nie zdążył krzyknąć, kiedy pociski Cahnyra powaliły go martwego na ziemię.
Canyr zeskoczył z konia i sprawdził, czy krasnolud nie żyje, a potem ugasił płonące liście. Pożar lasu zdecydowanie nie był tym, co im było potrzebne do szczęścia.

- Chodźmy zobaczyć, co robią pozostali - zaproponował Cahnyr. - A nuż któryś biedaczek zabłądził w lesie - dodał, przypomniawszy sobie, jak Agust bronił się przed wędrówką na skróty, przez las.
Pozostałe dzikusy nie ponawiały już prób walki, czy ucieczki.
Prócz jednego - tego, za którym pojechał paladyn.
Agust nadal nie mógł znaleźć wroga. Kiedy już miał się wściec, usłyszał w oddali, na północy, głośny dźwięk łamanej gałązki.
Paladyn podbiegł ostrożnie w tamtym kierunku tak by nie wpaść w pułapkę, gotów do ataku. Agust dostrzega w końcu dzikusa w krzakach. Dzieli go od niego dziesięć stóp.
- Poddaj się, a zachowasz życie. - powiedział ruszając w jego kierunku.
Cely i Cahnyr dostrzegli (i usłyszeli) w oddali Agusta.
- Poczekaj! Nie podchodź! Jak darujecie nam życie, to zaprowadzimy was do jamy z naszymi skarbami!
- Rzuć topór i daj się związać to pogadamy.- Paladyn podszedł tylko nieco bliżej i czekał aż dzikus zareaguje na jego polecenie
- Chodź, pomożemy Agustowi w... negocjacjach - zaproponował Cahnyr, po czym wraz z Cely ruszyli w stronę, gdzie znajdował się paladyn.
- I jak tam? - zawołał. - Dasz sobie radę, czy ci pomóc? - spytał.
- Zobaczymy, mam linę, teraz tylko musi się poddać i dać zaprowadzić do reszty. - odpowiedział zaklinaczowi Sunita.
Dzikus zastanawiał się chwilę. Spojrzał na troję przeciwników, spojrzał za siebie, a potem znów na nich.
- Dobra, tylko nie wiąż zbyt mocno… - mruknął od niechcenia.
Agust podszedł i zaczął wiązać mu ręce za plecami. Więzy miały być mocne ale nie przesadnie ocierające. Po wszystkim poprowadził więźnia i podszedł do Cely i Cahnyra, żeby razem z resztą dołączyć do drużyny.
 
Koinu jest offline  
Stary 04-08-2018, 18:18   #64
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
- Powiedział coś ciekawego? - spytał Cahnyr, gdy paladyn wraz z jeńcem znaleźli się obok nich.
- Tak, obiecał jakąś jaskinię, gdzie chowają skarby w zamian za darowanie życia. Mógłbyś iść pierwszy i zapytać tych którzy są bardziej z przodu o to. Dowiemy się czy nie ściemnia i to nie kolejna pułapka.- Doradził paladyn.
- Od dawna zasadzacie się na podróżnych? - spytał zaklinacz.
- Od jakiegoś miesiąca - wzruszył ramionami zbir. - No co w tym złego? Trzeba z czegoś żyć!
"Oj, to niewielkie będą te łupy", pomyślał Cahnyr.
- A to żyć uczciwie to za trudno? - spytała z oburzeniem Cely.
- Czy to za waszą sprawą skończyły się dostawy wina z winnicy do Vallaki? - Cahnyr nie czekał, aż jeniec odpowie na pytanie Cely.
Niski bandyta spojrzał się to na Cely, to na Cahnyra i ponownie wzruszył ramionami.
- Nie wiem o jakim winie mówicie. Nawet nigdy nie byliśmy w Vallaki. Nie chcieli nas wpuścić.

Cahnyr spojrzał na kompanów.
- Porozmawiamy z pozostałymi i zobaczymy, jakie skarby zgromadzili? - zaproponował.
Winnica mogła poczekać. No i problemy, które musiały gdzieś tam po drodze jeszcze czekać.
- Myślę, że to dobry pomysł - powiedziała Cely. Zwolniła nieco, po czym dodała szeptem, odwracając się od ich jeńca, tak by bandyta nie usłyszał. - ...ale co potem? Nie wierzę, że nie przestaną napadać podróżnych jeśli ich puścimy…
- Może Agust potrzebuje giermka - zażartował Cahnyr. Uśmiechnął się gdy wyobraził sobie, jak paladyn Sune urabia bandytę na swój obraz i podobieństwo.
- Nie wiem czy brałabym na giermka kogoś, kto parę minut temu na nas napadł… - odparła po cichu.
Hassan dołączył do towarzyszy, wlokąc swojego jeńca na sznurze, przywiązanym do kulbaki
- Mam go - uśmiechnął się i szarpnął linę, powalając jeńca na kolana przed resztą awanturników. - Co z nimi robimy?
- Właśnie usiłujemy coś ustalić.
- Zaklinaczka odparła wzruszając ramionami.
- Nie sądzę, by można ich przyjąć na służbę - powiedział Cahnyr. - Prowadziliby wtedy uczciwe, ale niebezpieczne życie. Ale najpierw mamy jeszcze coś do załatwienia, bowiem jeniec Agusta coś obiecał w zamian za swe życie.
- Moje i pozostałych - mruknął dzikus, po czym oblizał krwawiącą wargę.
- Co obiecał? - zapytał jeniec Hassana, mrużąc oczy i wpatrując się w swojego towarzysza.
- No dalej, mów.- Szturchnął go lekko paladyn. - Nie mamy dużo czasu na gierki i zabawy.
- No… ten… obiecałem im dostęp do naszej jamy skarbów…
- Kretynie! - wrzasnął jeniec Hassana - Tyle starań pójdzie na marne?!
- Chcesz skończyć jak pozostali? Bo ja nie - odparł dzikus z kitą i przewrócił oczami.
- O skarby i pieniądze troszczą się żywi… - rzuciła Cely chcąc uświadomić jeńcowi przyprowadzonemu przez Hassana ich sytuacji. - Dotrzymajcie obietnicy, albo bardzo szybko nie będziecie musieli się już martwić o to czy macie pieniądze czy nie…
- To chodźcie! A wypuścicie nas po wszystkim? - zapytał dzikus i spojrzał na Agusta naglącym wzrokiem.
- Tak, i nawet nie obedrę was z wszystkiego. Od teraz zajmijcie się polowaniami, bo będziemy tędy często podróżować. - Uśmiechnął się paladyn. - Więc jak się dowiemy że dalej napadacie na podróżnych, będziecie mieć kłopoty. Możecie też zająć się eskortowaniem podróżnych.
- Polowanie na wilki jest bardzo dochodowym zajęciem - dodał Cahnyr. - Jak się zjawicie w Vallaki z takim towarem, na pewno was wpuszczą do środka. I dobrze zapłacą, na przykład w gospodzie.

Dzikus spojrzał podejrzliwym wzrokiem na paladyna i zaklinacza.
- A wy co… zbawiciele świata? To jest Barovia. Tu nie ma dla nikogo nadziei. Wracaliśmy z wojny i nie wiem jakim cudem, wpadliśmy w tę cholerną mgłę. I nie ma jak stąd wyleźć. No, ale… polowanie na wilki to może być dobry pomysł. Ewentualnie…
- Innej opcji nie macie. - powiedziała Cely, widocznie już poirytowana rozmową z bandytami.
- Ja bym z chęcią przyjął was na służbę. O ile potraficie walczyć, nie uciekać… i się jakoś ogarniecie, bo wyglądacie nie jak ludzie, a jak jakieś cholerne zwierzęta - mruknął wojownik widząc inną opcję.
- Nikomu nie służymy. Jesteśmy wolnymi ludźmi! - odparł dumnie niski dzikus.
- Mów za siebie. Mi tam nie do końca pasuje wieczna tułaczka po lasach i ciągła walka o przetrwanie, jak jakieś zwierze - westchnął dzikus z kitą.
- Ty to jesteś urodzonym zdrajcą, co nie? Masz to we krwi! - Niski dzikus nie przejawiał chęci ustąpienia.
- Na pewno ma więcej oleju w głowie niż ty - prychnęła pół-elfka - ale z jednym się zgodzę. Jeśli jest w stanie wydać w ciężkiej sytuacji “tajemnicę” swojej grupy, to gdy zmusi go sytuacja wyda i nas. Niech polują na wilki, ale we współpracę z nimi bym się nie bawiła.
- Ratował nie tylko swoje życie - stwierdził Cahnyr. - To pewna różnica.
- Pieniądze to jeszcze nie życie ludzi. Lepiej stracić majątek niż życie. Mimo, że wielu by się nie zgodziło. - Agust popatrzył na nich. - Służyć ale za pieniądze, normalna praca jako najemnik. Czasem mogłoby nam się przydać parę dodatkowych rąk, wtedy byśmy wam nawet zapłacili.
- Skoro lubią być wolni, niech będą. Mają wybór - wzruszył ramionami wojownik, który i tak nie planowałby dla jeńców lepszego losu niż stryczek, ewentualnie ostrze jego glewii, jeśli nie zgodziliby się służyć. Zbrojny niewolnik nie był czymś, co nie mieściło się w głowie Hassana, który sam będąc mamelukiem rozumiał taki typ służby. Jednak być może jego towarzysze mieli rację. Z tchórza i kłamcy byłby strasznie niedobry niewolnik.

Dzikus z kitą spojrzał na Agusta i Hassana.
- Czekaj, czekaj! A jaka dokładnie byłaby to zapłata?
Jego niski kolega jedynie westchnął głęboko i pokręcił głową z niedowierzaniem.
Dzikusy, z trudem podnosząc się na nogi, powiedziały, że jama znajduje się około dziesięć minut drogi na wschód.
- No to prowadźcie - powiedział Cahnyr.
- Wy byście pomogli nieco - rzuciła Mira, prowadząc siłą swoją oponentkę. - Sama jej nie zwiążę.
Hassan podjechał do konia Miry, zdjął linę z jej plecaka i podał pół-orczycy
- Dzięki - odparła Mira, odbierając linę, a następnie zaczęła taszczyć krewniaczkę w stronę najbliższego, solidnego drzewa. - Na co czekacie, przywiążmy ich gdzieś i niech czekają tu na ratunek. Może to ich nauczy?*
Hassan zachichotał pod wąsem. Pomysł zaczynał mu się coraz bardziej podobać.
- Tylko wtedy wilki przyjdą po nich w nocy, i właściwie można by im od razu odrąbać te głupie łby… Nie chciałbym ginąć tak parszywie będąc na ich miejscu, z rąk kudłatych psubratów. - Wojownik popatrzył na tego hardego jeńca - może jednak lepiej będzie, jak zaprowadzą nas po te... skarby i zapracują na swoją wolność? Choć pomysł Miro, doskonały. - Rozmarzył się wojownik, kiwając pół-orczycy głową z aprobatą i szacunkiem. Pomyślał, że byłaby dobrym materiałem na mameluka.
- To może kiedy indziej, Miro? - zaproponował Cahnyr. - Pewnie jeszcze będzie niejedna okazja.
- Ekem. - Dał o sobie znać paladyn. - Nie będziemy się znęcać nad jeńcami. Poddali się to się poddali. Zapracują sobie na wolność, oduczą się napadać na ludzi. - Potem Agust spojrzał na pokonanych z surową miną.
- I żebyśmy się dobrze zrozumieli, drugi raz litości prawdopodobnie nie będzie. Jeszcze raz napadniecie na kogoś i przyjdziemy po was.
- Skarby? A jakie to oni mogli zgromadzić skarby? - spytała pół-orczyca, spoglądając podejrzliwie na szajkę.
- Spore. Lub żadne, ale warto sprawdzić. - Hassan nie był zdziwiony tym, że udało im się coś nakraść. Był zdziwiony, że pan tych włości nic z nimi nie robił. Aż tak dobrzy w swoim fachu raczej nie byli. Z drugiej zaś strony, Strahd był jeden, a oni mogli unikać miejscowych i Vistanich, dybiąc jedynie na obcych podróżnych. - A jak kłamią… - Hassan spojrzał znacząco na tego hardego, niskiego - ...lepiej, aby nie kłamali.- Po czym ruszył koniem i podjechał kawałek szybciej, aby zbić niskiego z nóg i powlec go kilkanaście jardów po ziemii*
- Hassan! Nie męcz go. - Krzyknął Agust. - Jeńców się oszczędza. Nie będziemy ich torturować, męczyć, ani poniżać. Czy to jest jasne? Tak długo jak oni nic nie kombinują, tak my im nic nie robimy.
Hassan kiwnął głową, bardziej z tego, że nie chciał się kłócić z rycerzem, niż z posłuchu. Pochylił się do wstającego dzikusa.
- Prowadź.
- A tam zaraz torturować jeńców. Po prostu karać bandytów… - mruknęła cicho niezadowolona Mira, pakując jednak posłusznie związaną krewniaczkę na konia. - Oni na twoim miejscu nie byliby dla ciebie pewnie zbyt myli, więc nie ma co z tą łaską i dobrocią przesadzać.
- No, chyba jesteśmy od nich trochę lepsi, prawda? - Z cieniem ironii w głosie odezwał się Cahnyr.
Agust spojrzał na Mirę przez chwilę, a potem poprawił osprzęt na koniu.
- Pamiętasz o czym rozmawialiśmy przy ognisku? No właśnie. - Popatrzył je raz jeszcze w oczy, a potem również na resztę towarzyszy.
- No chyba, że komuś sprawia przyjemność męczenie ludzi. Bo to by było męczenie. Jeśli tak, to chciałbym powiedzieć że jesteście po złej stronie tego konfliktu. Ten drugi przyjemniaczek to lubi, męczyć, zabierać nadzieję, upijać się swoją władza nad słabszymi. Pokonaliśmy ich, nie mogą nam nic zrobić. To nie jest zabicie wroga w boju.
-Szlachta jest od wymierzania sprawiedliwości. Dziwne obyczaje macie u siebie, jeśli szlachta nie broni bezpieczeństwa kupców, i nie karze złoczyńców za zbrodnie. Ci bandyci najpewniej zabijali, bo nie wyglądają mi na takich, co to tylko głaszczą. W moim kraju wisieliby. - Wojownik wiedział swoje.
- To trzeba było go zabić od ręki - odparł zaklinacz. - Torturami powinien się zajmować kat.
- Akurat w tej chwili zgadzam się bardziej z Hassanem. Jeszcze chwilę temu mieli zamiar nas zabić i ograbić. Mieli tego pecha, że trafili na nas, ale jakby napadli na zwykłych kupców, to na pewno zabiliby z zimną krwią. To przestępcy… - Cely spojrzała z obrzydzeniem po jeńcach.
- Niech prowadzi. W końcu zadecydowaliście, że puścicie ich wolno. Moje zdanie znacie. Nie podoba mi się to, ale to uszanuję. Ale jak nas okłamie i zaprowadzi w pułapkę, będę koniem włóczył póki nie zostanie z niego ochłap dla sępów - wzruszył ramionami wojownik.
- Wtedy nie powiem ani słowa - odpowiedział zaklinacz.


Dzikusy spojrzały po sobie i bez słowa zaczęły prowadzić drużynę. Po dziesięciu minutach zatrzymali się i jeden z nich nogą odsłonił długą trawę i gałęzie, ujawniając małą, podziemną jamę.
- W środku jest nasz dobytek… - powiedział z wyraźnym żalem w głosie.
- Pokaż, proszę, co tam macie. - Cahnyr zwrócił się do najmniejszego z dzikusów.
- To musicie mnie rozwiązać - burknął w odpowiedzi.
Co prawda nie był to jeniec Cahnyra, ale zaklinacz spełnił 'życzenie' dzikusa.
Dzikus podszedł naburmuszony do dziury i niechętnie sięgnął do środka ręką. Najpierw wyciągnął brzęczący, ciężki wór i rzucił go w stronę drużyny, a potem wyciągnął jakąś laskę z wyrzeźbionymi na całej długości czaszkami.
- To wszystko - powiedział. - w worku jest pięćset pierdolonych monet. Gratuluję wam. Możemy już iść?*
Hassan odwiązał linę od kulbaki, po czym rozwiązał każdego z dzikusów.
- Idźcie precz. Zajmijcie się wilkami. Będziemy wiedzieć, czy w okolicy pojawili się nowi łowcy. Jeśli nie, wrócimy i zapolujemy, a wtedy nie oczekuj, że ten rycerz się za tobą wstawi - ostrzegł Hassan najniższego dzikusa.
Wyraźna ulga malowała się na twarzach trojga dzikusów. Ze wstrzymanym oddechem zaczęli oddalać się powoli, w ciszy.
Agust zostawił ze swojego przydziału 30 złotych monet, i kiedy wszyscy towarzysze już się podzielili, rzucił worek na odchodne dzikusom.
- Łap. Tak jak obiecałem nie obdarłem ze wszystkiego. Ale pamiętajcie, dowiem się że znowu napadacie, to po was przyjdę.
Dzikusy spojrzały na worek nie wierząc własnym oczom.
- Czemu? - zapytał ten z kitą i podniósł worek z ziemi.
- Bo jestem paladynem, walczę żeby ten świat był lepszy. Ale największe walki nie są młotem i mieczem, ale przekonaniem ludzi żeby nie szli na łatwiznę i oddawali się złu. - Popatrzył na niego i się uśmiechnął.
- Macie swoją szansę, nie chcę żebyście byli dziś głodni, chcę żebyście mieli lepsze życie. I wszyscy w tej dolinie. Może ci być trudno to zrozumieć, tak jak innym w Barovi, ale tak po prostu jest. A teraz dobrze tą szansę wykorzystajcie.
- Oferta służby dalej aktualna, ale wpierw zabijcie kilka wilków i przynieście ich łby pod bramy Vallaki. Wtedy pytajcie o Agusta Frehunta albo Hassana al Saif. Zawiadomimy strażników - wojownik pozostawił kwestię zatrudnienia otwartą, choć nie był do końca przekonany o wartości takich zbójów.
- Zapamiętam - odpowiedział ten z kitą.
- Nie ociągaj się. Spadajmy już - warknęła pół-orczyca. Troje dzikusów oddaliło się w kierunku sobie tylko znanego miejsca.
Gdy tylko trójka dzikusów zniknęła, Cahnyr sprawdził, czy faktycznie z jamy wyciągnięto wszystko.
Na dnie jamy było tylko kilka zeschniętych liści.


- Odpocznijmy - zaproponował Agust. - Można by od razu sprawdzić, co takiego kryje w sobie ta laska. Tylko w jakimś lepszym miejscu niż to.
Drużyna oddaliła się w bezpieczne miejsce, odrobinę bliżej drogi i wszyscy postanowili odpocząć. Mira i Agust wzięli się za poszukiwania ziół, potrzebnych pół-orczycy do pewnego rytuału. Mira dokładnie opisała wygląd roślin i zabrali się za poszukiwania. W tym czasie Cahnyr postanowił się przyjrzeć dokładniej tajemniczej lasce, którą odebrali dzikusom. Mira przy okazji zaszła trochę dalej, do rzeki Luna, aby obmyć się z krwi pokonanych wrogów.
Po godzinie poszukiwań, poirytowana Mira stwierdziła, że chyba w okolicy nie ma potrzebnych ziół. Niemałe było jej zdziwienie, kiedy Agust, całkiem zadowolony z siebie, przyszedł do niej z całym ich tuzinem.
- Prosze, oto i kwiaty dla ciebie - powiedział paladyn z uśmiechem wręczając bukiet półorczycy.
- Dziękuję… - odparła Mira, biorąc kwiaty. - [i]Na pewno się przydadzą. Co do tamtej sytuacji po walce z wampirami… Przepraszam, nie powinnam wtedy tak na ciebie przy wszystkich naskakiwać.
- Nie szkodzi. Właśnie za ten temperament cię lubię - odpowiedział Agust i puścił do niej oko.
W tym samym mniej więcej czasie Cahnyr skończył badanie laski, która kiedyś padła łupem bandytów, a teraz znalazła się w posiadaniu pogromców zbirów. Skrzywił się odrobinę.
Cely zaglądała przez ramię badającego laskę Cahnyra.
- I co, coś ciekawego wydedukowałeś? - spytała.
- Cenny przedmiot - powiedział, spoglądając na Cely - ale nie dla nas- dodał. - Nie ten rodzaj magii, chyba że zawarłaś pakt z jakimiś mrocznymi siłami.
- Nie przypominam sobie, no chyba, że nie na trzeźwo - zaśmiała się.

Agust powrócił wreszcie z wyprawy po zioła.
- I jak? Idziemy? Chyba już wszyscy gotowi.
- Tak. - Cahnyr podniósł się i podał rękę Cely. - Możemy jechać.
Drużyna wróciła na drogę i ruszyła dalej. W pewnym momencie minęła ścieżkę odchodzącą na południowy-zachód, prowadzącą do Argynvostholtu. Jednak ich celem była Winiarnia Maga i nie zatrzymywali się.
Drużyna trafia na rozgałęzienie drogi w trzy strony. Znak wskazujący na północ ma napis "Krezk" i w tamtym kierunku między drzewami można dostrzec kamienny most wiszący nad rzeką. Znak wskazujący wschód ma napis "Vallaki". Ostatni znak wskazujący południowy-zachód ma napis "Winiarnia Maga". Droga w tamtym kierunku łagodnie opada w dół. Nagle drużyna zauważyła, że niektóre krzewy zaczynają się poruszać i wychodzą z nich kolczaste istoty.
Jedna z nich była odrobinę większa i wyglądała na silniejszą. Cztery pozostałe były ciut mniejsze i miały cieńsze ciała. Kolce w ich ciałach poruszyły się a istoty zaczęły złowrogo warczeć. Największa z nich pobłyskiwała. Jakby jej ciało było pokryte jakąś srebrzystą powłoczką.
Cely nie trafiła wielkiej rośliny ognistym pociskiem, który z sykiem odbił się od jego grubej skóry, nawet jej nie osmalając. Mira cisnęła jedną ze swych włóczni w największego chwasta, ale włócznia z głośnym, metalicznym dźwiękiem zwyczajnie się od niego odbiła. Wielki chwast spojrzał spokojnie na Mirę. Mira następnie odsunęła nieco konia, aby ułatwić przejazd Cahnyrowi.
- Chowaj się, szybko!*
Hassan nie namyślając się długo pomodlił się do swoich bogów i wskazał kolejny cel dla świętego ognia - jedną z mniejszych roślinek. Nastepnie odgalopował koniem na bok.Zamierzał powtórzyć tę samą taktykę co przy starciu z dzikusami, jednak tym razem miał wrażenie, że rośliny będą znacznie głupsze*
Święty płomień Hassana dosięgnął jedną z roślin. Po uderzeniu roślina wyglądała znacznie gorzej i zaczęła się lekko garbić.
Mięśnie ciała wielkiego chwasta skurczyły się na sekundę, aby po chwili wystrzelić kolce w stronę Cahnyra. Większość kolców minęła zaklinacza, a jeden, który by go trafił, gdyby nie to, że mag osłonił się laską, w którą wbił sie jeden z kolców. Kolec po chwili zwiędł i odpadł. Widząc to, wielki chwast podszedł do Cahnyra i spróbował zaatakować go pazurami. Jednak i to mu się nie udało.
Pozostałe rośliny powoli się przemieszczały. Pierwsza wystrzeliła kolce w Agusta. Wszystkie trafiły w jego zbroję, bądź zupełnie go minęły. Agust nie odniósł żadnych obrażeń.
Kolejna roślina wycelowała w Cely. Kolce poraniły skórę zaklinaczki, a jeden wbił się głębiej.
Pozostałe dwa okrążyły Mirę, zachowując jednak pewien dystans i wystrzeliły w nią kolcami. Mira błyskawicznie uskoczyła, nie odnosząc żadnych obrażeń.
Cahnyrowi nie spodobało się towarzystwo roślin. Lubił las, owszem, ale nie wtedy, gdy jakieś kolczaste, zmutowane chwasty chciały sobie zrobić z niego poduszkę na szpilki.
- Cely, znikamy stąd - powiedział. - Kupię ci ładniejsze kwiatki - dodał, po czym odsunął się od najbliższej rosliny i ruszył tak, by nie znaleźć się w zasięgu żadnej z pozostałych. A potem poczęstował przywódcę chwastów ognistym pociskiem. Wielki chwast uskoczył. Był naprawdę przerażająco zręczny jak na roślinę. Znacznie bardziej zręczny niż jego małe wersje.
Agust nie zamierzał czekać, wiedział że znów mają przewagę tyle że tym razem muszą być ostrożniejsi bo ci przeciwnicy mogli by dopaść ich konie także z dystansu. Postanowił jednak zaryzykować i dobić jednego przeciwnika. Spiął konia w kierunku zranionej rośliny i wyczekał, by uderzyć go młotem a potem skierował się w stronę towarzyszy. Agust walnął młotem roślinę tak, że ta wyleciała kilka metrów w tył i wpadła na drzewo. Zostały z niej jedynie połamane gałęzie.
Cely, która po tym jak jej poprzedni ognisty pocisk chybił stała jak wryta ocnkęła się. Podjęła kolejną próbę zaatakowania jednej z roślin ogniem.
Chwast próbował uniknąć ognia, ale nie udało mu się. Pocisk go musnął.
Dziewczyna ściągnęła w rękach wodze i pognała konia w kierunku, w którym przed chwilą pojechał Cahnyr.
Pół-orczyca ruszyła ku kompanom, uprzednio atakując jedną z wymijanych istot.
Włócznia odrąbała jedną gałązkę chwastowi. Chwast zasyczał głośno z bólu.
Hassan ponownie przyzwał święte płomienie, które ogarnęły kolejną roślinę..
Wielki chwast pobiegł w stronę oddalonej drużyny i wycelował swoje kolce w Cahnyra. Tym razem kolców było wyjątkowo dużo i wydawały się większe. Zanim Cahnyr zdołał zareagować, kolce przeszyły jego ciało. Krew Cahnyra zabarwiła tułów jego konia. Cahnyr padł nieprzytomny na ziemię. Potwór spróbował ponownie wystrzelić w niego kolcami, lecz tym razem nie trafił. Potwór triumfalnie zasyczał i uniósł łapy do góry.
Pozostałe chwasty również się zbliżyły. Patrzyły wściekle na nieprzytomnego Cahnyra i jego zdezorientowanego konia. Jeden chwast wystrzelił w stronę leżącego Cahnyra kolce. Wbiły się w ciało zaklinacza, powodując nowe rany.
Kolejny chwast wycelował w nieszczęsnego pół-elfa i trafił go niezwykle mocno.Jego rany zostały tak rozdarte, że ostatecznie wykrwawił się na śmierć.
Trzeci chwast wystrzelił kolce w stronę kolejnego najbliższego celu, czyli konia Cahnyra. Kolce wbiły się w zad zwierzęcia i koń w panice uciekł za resztę drużyny.
Agust odwrócił się by zobaczyć jak ciało przyjaciela spada z konia, i kolejne kolce rozszarpują jego ciało. Wiedział że tamten nie miał szans tego przeżyć, że jego magia nie uleczy tych ran dość szybko by utrzymać jego duszę w ciele. Ale nie było czasu myśleć. Spiął konia, ruszył w kierunku potworów. Była jeszcze szansa, ale potrzebowali jego ciała.
Zeskoczył z konia obok Cely i ruszył na największą z potwornych roślin. Agust był wściekły na wroga, który przed chwilą zabił jego towarzysza. Włożył całą siłę w uderzenie i z boską łaską Sune trafił wroga. Niestety, wydawało się, że wielki chwast nawet tego nie poczuł. Agust poprosił Sune o łaskę i napełnił przy uderzeniu swoją broń boską mocą. To odrobinę zabolało wroga. Wydawało się, że wróg w ogóle nie jest podatny na zwykłą broń, ale boska moc go raniła. Lecz Agust na tym nie poprzestał. Zaatakował ponownie i znów przyłożył ostro potworowi, dodając do tego ponownie boską moc.

- CAHNYR! - wrzasnęła Cely z głosem pełnym rozpaczy, gdy kolce chwastów wyrwały życie z jej ukochanego. Pełna wściekłości przemieszanej z bólem wyciągnęła ręce przed siebie i posłała w kierunku wielkiego chwasta zielony promień.
- Zapłacisz mi za to pieprzony chwaście!
Zielona maź wytworzona przez magię Cely urosła dwa razy większa niż zwykle. Przez chwilę wirowała wokół jej rąk, aż w końcu pognała w stronę potwora, po czym pokryła go całego. Minęła chwila, a maź spłynęła po nim, nie wyrządzając mu żadnych szkód. Potwór patrzył na Cely pustymi oczami.
Rozległ się ryk dzikiego zwierzęcia, lecz to nie żaden potwór. Ten ryk wydobył się gardła połorczycy gy ogarnął ją szał na widok tego co stało się z jej przyjacielem, spieła konia i ruszył ana jedną z mniejszych roślin. Mniejszy chwast ominął topór Miry.
Hassan zawrócił wierzchowca, widząc spadającego z konia Cahnyra, i szybko podjechał do ogromnej rośliny, jednym susem zsiadając z konia - Zabierz Cahnyra - rzucił wojownik do Cely po czym runął z uniesioną glewią prosto na największą roślinę. Pierwszym uderzeniem posłał ją na ziemię, o którą uderzyła szeleszcząc swoimi drewnianymi kończynami. Hassan napierał do przodu, kręcąc młyńce drzewcem glewii, ale drewniany drzewiec nie był w stanie poradzić sobie z grubą skórą, czy też może korą potwornej rośliny. Zacisnął zęby i obrócił ostrze do dołu, trzymając rękojeść oburącz nad głową, po czym opuścił je w dół, prosto na obalone drzewo.
Wielki chwast tym razem, zamiast strzelać kolcami, zamachnął się łapą i zranił Hassana. Ponowił próbę, lecz tym razem Hassan osłonił się glewią i odskoczył od potwora, unikając ciosu. Potwór był wyraźnie słabszy, niż na początku. Wyglądał na zmęczonego. Jego ruchy zdawały się wolniejsze.
Mały chwast po lewej strzelił kolcami w Hassana. Wojownik poczuł ból w kilku miejsach na ciele. Drugi chwast wymierzył kolce w Agusta i również go poranił. Niektóre jednak trafiły w jego zbroję i nic mu nie zrobiły. Oba chwasty nieznaczni zbliżyły się do swoich celów.
Ostatni mały chwast zaatakował Mirę swoimi pazurami, lecz jej nie trafił. Mira ogarnięta szałem była niezwykle zręczna.
Agust nie mógł zrobić obecnie zbyt wiele. Jego ciosy były nieskuteczne, musiał więc sięgnąć po moc światłości i wypełnić nią broń kiedy mijały cenne sekundy.
- Pozbądźcie się małych.- Krzyknął.
Cely zdezorientowana z łzami napływającymi do oczu, spoglądała to raz na Hassana, raz na martwe ciało Cahnyra. Jednak głos Agusta przywołał ją do rozsądku. Cahnyrowi już nie pomoże… ale Hassanowi może. Wyciągnęła ręce i posłała w kierunku atakującego go potwora ognisty pocisk. Napływające do oczu łzy zamazały Cely obraz i przez to spudłowała.
Mira będąc ogarniętą szałem, nawet nie zauważyła że ją zaatakowano. Zamiast tego skupiła się na dalszym atakowaniu celu i odcięła mu kawałek ciała. Potwór padł martwy na ziemię. Następnie Mira pobiegła do kolejnego pobliskiego wroga, którym jeszcze nikt się nie zajmował.
Hassan wstrząsnął głową, po ciosie dużego drzewa. Przez chwilę zobaczył gwiazdki, jak podczas pewnego zakładu w jednej z niezliczonych lokali w Huzuz, kiedy trykał się głowami z pewnym krasnoludem. Drugiego ciosu nawet nie poczuł, niesiony adrenaliną. Wypluł krew napływającą mu do ust, wziął kilka głębokich oddechów, po czym znów uniósł swoją glewię oburącz, zamierzając odrąbać jeszcze jeden kawałek tego drewnianego cholerstwa.. Hassanowi udało się odrąbać kolejny skrawek ciała iglastego potwora. Potwór zasyczał głośno i zaczął się wić z bólu. - Zdechnij w końcu… - wojownik rzucił przez zaciśnięte zęby, czując się jak drwal.
Potwór spróbował kontratakować, machając łapą i próbując zranić Hassana, ale na nic się mu to zdało.
Mały chwast po lewej znów wystrzelił w stronę Hassana swoimi kolcami, lecz tym razem Hassan miał oczy dookoła głowy i zdołał ominąć kolce. Chwast walczący z Mirą również odniósł porażkę. Nie potrafił jej trafić swoimi pazurami.
Agust mógł już zranic stwora, ale postanowił nie ryzykować, stawiając na cios pewny, mimo iż mniej druzgoczący. Natchniona świętą łaską broń Agusta dosięgnęła wroga i zmiażdżyła go, ostatecznie kończąc jego żywot. Potem podbiegł do ostaniego nie zajętego nikim chwasta i jego również zaatakował, tym razem używając całej siły. Po tym wrogu również została tylko miazga.
Cely widząc, że wrogowie zaczynają ginąć ruszyła w kierunku Cahnyra. Spojrzała na niego z rozdartym sercem po czym zsiadła z konia i próbowała wsadzić jego bezwładne ciało na grzbiet wierzchowca. Kiedy w końcu jej się to udało, sama wsiadła na konia i podjechała do miejsca w którym stała wcześniej.
- GIŃ! - wrzasnęła Mira, traktując roślinkę kolejnym piorunującym razem.* Roślina podparła się swoją długą ręką o ziemię. Już nie mogła bez tego się utrzymać na nogach.*
Hassan podszedł szybko do ostatniej rośliny i uderzył glewią. Pierwszym atakiem Hassan nie trafił, lecz szybko poprawił drzewcem i zabił iglastego chwasta. Widział już teraz przed sobą jedynie dyszącą Mirę, która powoli uspokajała się po szale bitewnym.
Agust rozejrzał się po tym pobojowisku. Ziemię ozdabiała teraz mieszanina gałęzi, patyków i krwi Cahnyra.
- Zmieniamy cel wędrówki. Bierzemy jego ciało do Krezk. Jeżeli gdzieś coś poradzą to tam.

Cely nawet nie słyszała słów paladyna, patrzyła zapłakanymi oczyma w przestrzeń z niedowierzaniem. Nie mogła patrzeć na jego pozbawione życia ciało. Całe jej życie od najmłodszych lat usiane było bólem i cierpieniem, a gdy znalazła szczęście w postaci osoby zaklinacza, los okrutnie jej je odebrał.
Mira też płakała po stracie towarzysza, chociaż wolała, aby nikt tego nie poznał. Czuła, że to nie powinno się tak skończyć. Ona powinna przecież osłaniać czaromiotów… Aby kupić sobie chwilę samotności, ruszyła za spłoszonym koniem pół-elfa chcąc go złapać i dopilnować, aby im nie uciekł.
Hassan kiwnął głową do Agusta, zgadzając się na zmianę planu. Dosiadł swojego konia i popatrzył smutnymi oczami na ciało zaklinacza. “Czemu tam zostałeś?” zapytał go w duchu wojownik, wiedząc, że półelf postanowił bardzo nierozsądnie walczyć w pobliżu tych przeklętych roślin, ale to nie mogło już niczego cofnąć.
Agust zaś zaczął oglądać niedawno pokonanego przeciwnika. Co było w nim niezwykłego że mógł odeprzeć ich ataki. Wolał zająć się teraz tym, i dać Cely odrobinę spokoju. Za chwilę odpoczną, i wybiorą się w drogę do Krezk, ale teraz kobieta musiała z siebie to wyrzucić. Agust zauważył, że “drewno”, które budowało ciało tego większego chwasta, było o wiele twardsze i miało inną powierzchnię. Połyskującą na srebrno. Podczas gdy pozostałe chwasty były w porównaniu z tamtym miękkie, a ich drewno wyglądało jak zwyczajne drewno pochodzące z otaczających ich drzew.
Hassan dopiero teraz poczuł kłucie na plecach i barku. Sięgnął ręką, wyjmując zakrwawiony, drewniany kolec. Zaklął, i zaczął wyjmować kolejne.
Cely dalej siedziała bez słowa. Nie zwracała nawet uwagi na ból jaki czuła z kilku ran odniesionych w tej walce. W tej chwili jej dusza była bardziej ranną niż ciało. Emocje które się w niej kotłowały rozrywały ją od środka. W pewnym momencie bez żadnego ostrzeżenia cisnęła ognisty pocisk w jedno z trucheł mniejszych chwastów, by po chwili znów zaszlochać i zakryć twarz w dłoniach.
Hassan widząc reakcję dziewczyny podjechał koniem do Cely i po prostu...ją przytulił*
- Dlaczego… - schowała głowę w pierś wojownika. - dlaczego życie jest takie okrutne i niesprawiedliwe? - spytała przez łzy.*
Hassan nie umiał znaleźć żadnego słowa otuchy. Każde brzmiałoby pusto i mogłoby rozniecić dodatkowy żal. Po prostu cierpliwie czekał, aż dziewczyna spokojnie się wypłacze.
Po kilku minutach dziewczyna uspokoiła się, albo po prostu wylała już wszystkie łzy i odsunęła się od wojownika.
- To co robimy teraz? - spytała dalej drżącym głosem.
W tym czasie Mirze udało się wrócić do kompanów z uspokojonym już zwierzęciem.
- Pewnie już to ustaliliście, ale ten szary elf mówił coś o świątyni i potężnych kapłanach. Nawet jeśli nie dadzą rady nam pomóc, przynajmniej urządzimy mu należyty pogrzeb. Nie wiem co wy tam elfy praktykujecie w takich przypadkach.*
- Jedziemy do Krezk. Tam mieli być ci potężni kapłani i uzdrowiciele. I tak już jesteśmy w połowie drogi do tego miasta.- Odpowiedział Agust. - Ale najpierw musimy opatrzyć nasze rany. Wciąż musimy dotrzeć tam w jednym kawałku, a po drodze może być więcej takich niespodzianek. A teraz znajdźmy jakieś bezpieczne miejsce.
- Do Krezk - cicho odparł Hassan - ale potem trzeba mi wracać do świątyni w Vallaki - mruknął - nie zostawię Ireene samej w obcym mieście. Nie musicie jechać ze mną, jeśli nie będziecie chcieli - Hassan podjechał do drewnianego stwora którego badał Agust
- Jeśli jest w nim coś, co da się wykorzystać, można wykroić na szybko kilka szczap - Hassan sięgnął po swój toporek
- Pomogę wam - rzuciła cicho Mira, podchodząc do wojów.*
- Ano jest, całkiem dobre drewno… ale obawiam się że będzie potrzeba ostrza twojej glewii żeby wyciąć dobre kawałki. - Po czym Agust razem z resztą zabrał się do pracy.*
Cely siedziała przy koniach i obserwowała towarzyszy nieobecnym wzrokiem. Była zbyt słaba by im pomóc, zresztą korzystała z okazji, że przez chwilę może zostać sama.
 
Jendker jest offline  
Stary 22-08-2018, 09:34   #65
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Agust, Mira i Hassan zebrali magicznego drewna ile się tylko dało a potem wszyscy odpoczęli godzinę.
Drużyna przekroczyła most nad Kruczą Rzeką i podróżowała na zachód. Droga ciągle delikatnie opadała niżej i niżej. W oddali, nad lasem widać było już mglistą kurtynę- granicę doliny Barovii. Była tu też ścieżka odbiegająca na północ. Na końcu ścieżki znajdowała się kamienna ściana na ponad dwadzieścia stóp, a za nią najpewniej Krezk. Przy wielkim murze była potężna brama z wieloma wzmacniającymi ją przyporami. Za Krezk widać wysokie góry, z ośnieżonymi szczytami.
Po obu stronach bramy znajdują się wieżyczki, a w nich jakieś postacie.
- To chyba tutaj… - powiedziała cicho Cely, spoglądając na bramę z niewielką iskierką nadziei w oczach.
Hassan popatrzył na niebo, oceniając porę dnia, obejrzał fortyfikacje i zakrzyknął - Hej, ludzie! Jest tam kto? - nawoływał wojownik w jakiegokolwiek strażnika, który mógłby otworzyć bramę.
Dwie postacie na dźwięk krzyku Hassana poruszyły się, ale nic nie odkrzyknęły. Wyglądało na to, że próbowały się przyglądać przybyszom. Gdy spojrzało się na ciągnące się mury Krezk, można było dostrzec co równy odstęp samotnego strażniczka, bądź strażniczkę na murze.
- Czy moglibyśmy wejść do miasta? Potrzebujemy pomocy kapłana… - zawołała Cely.
Strażnicy pilnujący bramy zniknęli z pola widzenia drużyny i zamiast nich, po kilku minutach pojawił się przysadzisty, ciemnoskóry mężczyzna z siwą brodą.


- Witajcie przybysze! Jestem Dimitri Krezkov, władca Krezk! - krzyknął dumnym, donośnym głosem. - Nie sprawiamy nikomu kłopotów i sami ich nie chcemy, więc czym prędzej stąd odejdźcie!
- Nie mamy zamiaru sprawiać żadnych problemów! Po prostu potrzebujemy pomocy… - odparła Cely załamującym się głosem.
- Prosze, nazywam się Agust, rycerz paladyn z rodu Frehunt. Obiecuję na honor paladyna że nie sprawiam kłopotów. Prosze zrozumieć, tu chodzi o życie bliskich. Czyż nie zrobił byś wiele by ratować swoich bliskich. Prosze okaż odrobinę zrozumienia. Potrzebujemy pomocy kapłana. Jak tylko ją otrzymamy odejdziemy w swoim kierunku. - Przemówił Agust, próbując uderzyć w uczucia starszego człowieka.
Mężczyzna chciał coś odpowiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle i przez chwilę nie był w stanie nic powiedzieć. Oparł się o coś i jakby przestał być obecny.
- Możesz być pewien, panie Frehunt, że zrobiłbym wszystko, aby ratować bliskich - spojrzał z oddali na paladyna. Z tej odległości trudno było stwierdzić na pewno, ale wydawało się, że w jego oczach pojawiły się łzy - dlatego nie mogę wam pozwolić wejść!
- A czy jesteś choć w stanie sprowadzić do nas kapłana? Złożymy broń, damy się skuć, tylko potrzebujemy jego pomocy. Czy mógłbyś choć tyle zrobić?
- Nasz kapłan - zaczął drżącym głosem - zbyt bardzo się ceni i nawet ja nie jestem w stanie nad nim panować. Czemu wam tak zależy, aby go spotkać. Znacie go? - na sekundę zamilkł i dodał - co… potraficie? Jak moglibyście mi się w zamian przydać?
- Nie, nie wiemy nawet jak się nazywa. Powiedział nam o nim ojciec Lucjan, że tu macie najlepszych uzdrowicieli w dolinie. Potrafimy wiele, nie boimy się walczyć i ryzykujemy życiem. Uratowaliśmy świątynię w Vallaki, jednak tam Ojciec Lucjan nie potrafi nam pomóc. - Agust, dostrzegał że mężczyzna jest w rozterce między sercem a obowiązkiem.
- Dlaczego nie możemy wejść do wioski? Czy jest tam jakaś zaraza, że nie dasz nam porozmawiać z kapłanem? - zainteresował się Hassan marszcząc brew.
- Proszę… Chcemy tylko spróbować uratować przyjaciela… - Cely wydukała prawie płacząc.
- Nie wiem kim jest ojciec Lucjan, ale ma przedawnione informacje. Uratowanie świątyni to szlachetny czyn. Szkoda, że was tu nie było zanim nasze opactwo upadło. Strahd się już o to postarał. Mamy teraz tylko tego jednego kapłana i nie wiem czy będzie chciał wam pomóc. Nie możecie wejść do wioski tak samo jak inni, którzy nie są jej mieszkańcami, ponieważ możecie być wilkołakami w ludzkiej formie, albo zwyczajnie sługami Strahda. Chciałbym wam pomóc, ale życie moich ludzi jest dla mnie ważniejsze.
- Strahd… jest naszym wrogiem… - powiedziała Cely, akcentując imię wampirzego lorda nienawiścią w głosie.
Krezkov spojrzał na pół-drowkę i westchnął.
- Dobrze. Jeśli przysłużycie się nam, to pozwolę wam wejść. Raz w miesiącu przybywa do nas dostawa wina. Ale już spóźnia się kilka dni. Moi ludzie powoli tracą ducha, a wola przetrwania to jedyne co nam pozostało. Jeśli pomożecie w dostawie wina z Winiarni Maga, to wasz wpuszczę.
- Wiemy, mówisz o Winnicy Czarodzieja. Byliśmy tam w drodze kiedy wpadliśmy w pułapkę. Potrzebujemy pomocy kapłana, a potem udamy się tam ponownie. Potrzebujemy naszego towarzysza.
- W takim razie…
- W takim razie musicie uiścić należytą opłatę! - zadudnił kobiecy głos i po chwili wyłoniła się kobieta.


- Tak jak mówił mój mąż, musimy dbać o dobro mieszkańców Krezk. Jeśli chcecie wejść przed wykonaniem misji dla naszego dobra, musicie za to zapłacić. Po sto złotych monet od osoby! Jeśli wykonacie misję, oddamy wam połowę.
- Zgoda. - Odpowiedział Paladyn i zaczął zbierać pieniądze od towarzyszy. Po uzbieraniu położył sakwę pod bramą i cofnął się od niej.
Brama powoli została otwarta i wyszło przez nią troje strażników. Wzięli sakwę z pieniędzmi i ostrożnie obserwując wszystkich, pozwolili im wejść do środka.
Krezkov wraz z żoną zszedł na dół, aby powitać drużynę w Krezk.
Kiedy w końcu rządząca para i drużyna spotkali się, Krezkov powiedział:
- Tylko nie sprawiajcie żadnych problemów. Nie chcę żałować tej decyzji. Oraz… bądźcie ostrożni. Nikt tak naprawdę nie wie kim jest Abbot, nasz kapłan. Ponad sto lat temu zamieszkał u nas potężny kapłan, Markov. To jego imieniem nazwaliśmy nasze opactwo. Zebrał najsilniejszych ludzi z Krezk i zaatakował Strahda, tylko po to, aby marnie zginąć. Po tym Strahd postanowił się zemścić i doprowadzić do szaleństwa wszystkich kapłanów z naszego opactwa. Niecałe sto lat temu, przybył do nas piękny, charyzmatyczny młodzieniec. Przedstawił się jako Abbot i podobno tak każdego zauroczył, że mój ojciec natychmiast go wpuścił do środka. Abbot został naszym kapłanem i zamieszkał w opactwie, ale od tamtego czasu nie zestarzał się nawet o dzień! Jest bardzo tajemniczy. Niektórzy się obawiają, że to sam Strahd w ludzkiej postaci…
Krezk, otoczone wysokim murem, wewnątrz nie robiło wrażenia. Domy były niewielkie i skromne. Zakończone spiczastymi dachami. Niemal każdy dom miał małą zagrodę, a w niej świnie, bądź kury. Niektórzy mieli niewielkie poletka z warzywami. Było tu znacznie chłodniej niż w pozostałych częściach Barovii i większość ludzi nosiła kudłate, wysokie czapki, również zakończone spiczaście, przez co przypominały dachy domów.
Hassan skierował konia w stronę wskazanej przez człowieka świątyni. Nie miał całego dnia na jej szukanie i trzeba było się spieszyć do tego tajemniczego kapłana
Cely podążyła za Hassanem.
Długa, zakręcona droga ciągnęła się do obrzeży miasta, w stronę Opactwa Świętego Markova. Opactwo znajdowało się na wzgórzu, więc ścieżka zaczynała powoli być nieco stroma, oraz z każdym krokiem było można odczuć większy chłód.
Drużyna w końcu wspięła się na szeroką półkę skalną, na której wznosiło się opactwo. Ku zdziwieniu wszystkich, gdzieniegdzie ziemię, drzewa i budynek pokrywał śnieg.
Żwirowała, zmarznięta ścieżka przebiegała między dwoma kamiennymi budynkami gospodarczymi, po obu stronach których rozciągała się wysoka na pięć stóp i gruba na trzy stopy, ściana z kamieni i zaprawy.
Drogę do Opactwa blokowała żelazna brama przymocowana do budynków gospodarczych za pomocą zardzewiałych zawiasów. Brama wydawała się nie być zamknięta na kłódkę. Opactwo znajdujące się za bramą wyglądało na spokojne i ciche miejsce. Z dachu najbliższego północnego skrzydła wystawała dzwonnica. Był tam też komin, z którego wydobywał się szary dym. Za bramą śpią jakieś dwie, zakapturzone postacie.
- Hmm… to dość… Delikatna sprawa. A ja może nie mam jakiegoś wykształcenia, a i zbyt mądra nie jestem, ale wiem jak niektórzy reagują na pół-orków. No i jak ja reaguję na co po niektórych… - mruknęła nieśmiało Mira. - Chyba jednak poczekam na zewnątrz, żeby nie narobić nam kłopotów.
- Wydaje mi się, że rasy od której ja się wywodzę jest bardziej znienawidzona. - odparła Cely. - ale jednak nie mam zamiaru tu czekać, chcę wiedzieć czy ten kapłan mu pomoże… - spojrzała na ciało Cahnyra. - No i czy pomoże nam. Jeśli ma ściągnąć z nas tę klątwę czy co to jest to musimy tam być.
- Idziemy razem, nie rozdzielamy się. A żadna z was nie musi się czuć w żaden sposób gorsza i mniej chciana z powodu tego kim się urodziła. Jasne będą na pewno niezbyt mądrzy którym to może przeszkadzać, ale nimi po prostu się nie przejmujcie. - dodał do tej krótkiej wymiany paladyn.
- Jeżeli to dobry kapłan, to akceptuje wszystkich takimi jakimi są, a ocenia ich przez ich czyny.
- Poza tym, każdy kto choć powie obraźliwe słowo na temat waszego pochodzenia dziewczyny, będzie miał ze mną do czynienia. Agust, nie powstrzymasz mnie, jak zechcę wyciąć takiemu synowi w pysk…- Hassan wiedział, jak rycerz może zareagować na gwałtowny wybuch gniewu wojownika, ale nie żartował tym razem. Nie zamierzał bawić się w jakieś barbarzyńskie uprzedzenia i nie obchodziło go, że kosmopolityczność Zakhary nie była tu w ogóle znana.
- Na zwykłe zaczepki nie reagujemy, ale jak ktoś będzie miał coś więcej do powiedzenia w inny sposób to zobaczy jak to jest dostać rękawicą płytową. Mamy tu coś do załatwienia. A potem to już wiadomo. - Zaśmiał się Agust, nie kryjąc się z uśmiechem. Potem jednak ogarnął się troszeczkę, poprawił włosy i podszedł do zakapturzonych postaci.
- Dzień dobry, mam nadzieję że nie przeszkadzam za bardzo.
Dwie postacie natychmiast się przebudziły i zerwały na równe nogi.


Postać z twarzą psa, zamiast stanąć prosto, kucała. Była wysoka prawdopodobnie na cztery i pół stopy. Wyglądała jak bez brody krasnolud z psią skórą pokrywającą jego twarz i ciało. Miał jedno ludzkie ucho, a drugie wilcze, oraz wilczy ogon i kły. Jego ręce i ramiona były ludzkie, ale jego nogi i stopy wyglądały jak części ciała lwa. Nosił na sobie prostą, wełnianą płachtę.
Druga, kobieca postać była odrobinę niższa. Jej lewa strona twarzy i ciała pokryła była skórą jaszczurki, czasem miała gdzieniegdzie łuski. Prawa strona pokryta była szarym, wilczym futrem. Po środku miała ludzką skórę. Jedno jej oko było kocie, a jej dłonie wyglądały jak kocie łapki z przeciwstawnymi kciukami. Miała na sobie szary płaszcz, z czarnym, futrzastym wykończeniem.
Ten widok, delikatnie mówiąc, zaszokował Agusta. Dwie postacie nie tylko nie były ludźmi, nie dało się też ich generalnie sklasyfikować jako coś więcej niż humanoidzi. Poskręcane chimery, o dziwnym wyglądzie. Jednak wiedział że nie należy oceniać książki po okładce.
- Umm, dzień dobry. Poszukujemy kapłana, potrzebujemy jego pomocy.
- Masz na myśli… - zaczęła kobieta miękkim, przeciągłym głosem. Ale jej towarzysz szczeknął i wtrącił swoje słowa:
- Masz na myśli naszego Abbota? Chodzi wam o Abbota? Mam nadzieję, że macie wobec niego przyjazne zamiary!
- Tak, potrzebujemy jego pomocy. Słyszeliśmy że jest wspaniałym uzdrowicielem. Nasz kompan… - Agust odwrócił się i popatrzył na Cahnyra. - I moje kompanki bardzo skorzystałyby z jego pomocy. Możemy wejść? Czy może mamy poczekać?
- Możemy was…- zaczęła kobieta.
- Możemy was zaprowadzić do niego! O ile macie dobre zamiary! - wtrącił się mężczyzna - Tylko trzymaj z daleka swoje kobiety. Podobam się każdej! - szczeknął - imponuje im wszystkim mój wygląd i intelekt - zaśmiał się, a w przerwach od śmiechu dyszał jak… pies i łapczywie wciągał i wypuszczał powietrze.
Agust stał nieco jak wryty. Na dalsze pytania jednak przyjdzie czas później.
- Myślę że się opanują. Nie jesteście tu na straży bramy? Jeśli nie, to będziemy wdzięczni jak nas zaprowadzicie.
- Jesteśmy, ale was zaprowadzimy! - krzyknął mężczyzna. Kobieta widocznie już się poddała w próbach wypowiedzenia całego zdania. Oboje otworzyli bramę i poszli w głąb terenu opactwa.
- Nie musicie zamknąć za nami bramy? No wiecie, teraz nie ma nikogo na warcie. - Paladyn zaczynał mieć nieco wątpliwości co do skuteczności tej straży.
- Taki mężny, światły i przystojny strażnik pewnie ma swoje sposoby aby ją pilnować nawet z piekła… - mruknęła Mira z pewną żartobliwą ironią w głosie.
- To nieważne - odpowiedziała spokojnym głosem Agustowi kobieta.
Mężczyzna, słysząc słowa Miry uśmiechnął się szeroko, ukazując wilcze kły.
Kiedy wszyscy weszli głębiej, można było zobaczyć po środku długi budynek, dzielący się na dwa skrzydła. Po prawej stronie budynku był rozległe cmentarzysko, a po lewej stronie, w oddali, ogrody.
Wysoka na dwanaście stóp ściana łączyła dwa skrzydła opactwa. Za blankami stało dwóch strażników, ale widać było tylko ich sylwetki, ponieważ zasłaniała ich gęsta mgła.
Pod nimi znajdowały się wielkie, drewniane drzwi, wzmocnione stalą. Po prawej od drzwi znajduje się miedziana tablica. Jest na niej napisane "Opactwo Świętego Markova" a jeszcze niżej "Niechaj jego światło uleczy wszelakie choroby".
- Muszę przyznać, że ten napis do mnie przemawia. - powiedziała patrząc na tablicę. - Oby mówił prawdę… To co? Wchodzimy?
- Nie ma na co czekać. Skoro jesteśmy u celu. - Powiedział Agust przekładając zwłoki Cahnyra z konia na swoje plecy.
Dwoje strażników, którzy przyprowadzili tu drużynę, otworzyli drzwi i weszli do środka.
Gęsta mgła, która wypełnia dziedziniec, wiruje, jakby chciała uciec. Dziedziniec otoczony jest ścianą wysoką na piętnaście stóp, na której stoi kilku strażników, zwróconych w stronę drużyny. Przynajmniej tak się wydawało na początku. Teraz widać, że wszyscy strażnicy to zwykłe strachy na wróble.
Drewniane drzwi na północy i wschodzie prowadzą do obu skrzydeł opactwa. W centrum dziecińca jest kamienna studnia wyposażona w metalową wciągarkę, do której podczepiona jest lina i wiadro.
Wzdłuż południowych i zachodnich ścian stoją kamienne budki z drewnianymi drzwiami zamkniętymi na kłódki, a także trzy płytkie wnęki, które zawierają drewniane koryta.
W jednym miejscu w skalistej ziemi wbite są dwa wysokie pale. Na jednym z nich, przywiązany do pali, siedzi niski humanoid ze skrzydłami nietoperza i żuchwą pająka.
Nagle grobową ciszę rozpraszają przerażające krzyki z budek.
- Poczekajcie pr…
- Poczekajcie chwilę! Musimy pójść po Abbota. Zaraz tu z nim wrócimy!- krzyknął mężczyzna i oboje zniknęli za północnymi drzwiami.
- Nie wiem jak was, ale mnie to miejsce zaczyna przerażać… - powiedziała Cely bardzo cicho.
- Cała ta dolina jest jak jakieś miejsce z koszmaru… - mruknęła Mira. - Nie do końca lubię tej doliny.

Po dziesięciu minutach dwoje strażników wyszło z budynku i wróciło na swój posterunek przy bramie. Chwilę po nich, wyszedł młody, piękny mężczyzna, z długim blond warkoczem i symbolem słońca na szacie. Trzymał za dłoń kobietę, która na całym ciele miała szwy.



Mężczyzna ukłonił się lekko i z zaskoczeniem spojrzał na kobietę.
- Vasilko - powiedział dźwięcznym, czystym głosem - nie zapomniałaś o czymś?
Kobieta chwyciła palcami krawędzie sukienki i delikatnie dygnęła. Na ustach mężczyzny pojawił się słodki uśmiech.
- Witajcie. Jestem Abbot, a to Vasilka. Słyszałem, że potrzebujecie pilnie mojej pomocy. Zechcecie wytłumaczyć z czym macie problem?
- … - Hassan nie wiedział co powiedzieć na widok “przeuroczej” panny, stał więc z rozdziawionymi ustami. W jego oczach większość dziewczyn miała jakiś urok, nawet wiejskie dziewuchy, które były najczęściej niezbyt zadbane, co przy ciężkiej, fizycznej pracy na roli było jak najbardziej uzasadnione. Miały jednak swój urok i najczęściej wszystko na właściwym, miłym dla oka miejscu. Ta była dalece poniżej wszelkich standardów piękna czy uroku i bliżej jej było do czegoś, co po robocie wojowników zostawało na bitewnych polach, obdarte najczęściej z wszelkich łupów. Wojownik więc zamknął swoje usta, aby nie wyglądać głupio i postanowił oddać dyskusję całkowicie swoim bardziej wygadanym towarzyszom. Już widok pso…, właściwie ciężko powiedzieć było, do czego podobne były istoty, które ich tu przyprowadziły. Hassan miał bardzo dziwne uczucie, że ani kapłan, ani miejsce do którego przybyli niespecjalnie będzie w stanie pomóc w ich problemach i miał przekonanie graniczące z pewnością, że jeszcze ich w dodatku przysporzy. “Biedny Cahnyr. Bałbym się nieść go na tutejszy żalnik, bo te ohydy jeszcze gotowe go wykopać i zjeść. Albo użyć jako nowego ubranka dla tej pannicy” Hassan z przerażeniem “podziwiał” zatem świątynię, starając się nie zrobić czegoś głupiego i aby nie patrzeć rozdziawiony na “pannę” i gospodarza tego przybytku.


 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 22-08-2018 o 09:52.
Asmodian jest offline  
Stary 22-08-2018, 10:17   #66
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Cely również chwyciła z krawędzie swojej sukni i dygnęła w odpowiedzi.
- Oczywiście. Widzisz… mamy tak jakby dwie takie sprawy. Jedna tyczy się naszego towarzysza… - wskazała na trzymane przez Agusta ciało zaklinacza. - A druga mnie i mojej przyjaciółki Miry. - wskazała na pół-orczycę. - Jak widzisz nasz przyjaciel przedwcześnie pożegnał się z tym światem… - dziewczyna starała się mówić tak by głos jej nie drżał, jednak czuła jak jej oczy powoli robią się mokre. - i zastanawialiśmy się, czy tak potężny kapłan jak ty potrafiłby wyrwać go z objęć śmierci… - głos jej się załamywał. - Miro, może… opowiesz o drugim problemie?
Abbot uniósł dłoń do piersi.
- Jaka szkoda - odpowiedział - śmierć każdej dobrej istoty to wielka strata. Jak dawno temu umarł? I czym jest wasz drugi problem? - zapytał. Jego głos czasem przypominał świst wiatru i czasem skakał w wyższe tony. Ale wydawało się, że kapłan jest bardzo opanowany. Czuć było też od niego bijący autorytet, mimo, że wyglądał na bardzo młodego.
- Kilka… kilka godzin temu. Wyruszyliśmy tutaj m… może godzinę po tym jak… - zaklinaczka przerwała. Wzięła głęboki oddech po czym mówiła dalej.
- … po tym jak zginął. A jeśli chodzi o drugi problem, to myślimy, że to klątwa… Rzucona przez czarownice. Ja, Mira i Agust. - wskazała na towarzyszy. - Mieliśmy coś w rodzaju koszmarów na jawie, dziwnych zwidów… Agustowi udało się z tym jakoś wygrać, ale my… od tamtego czasu czujemy się słabsze… Jesteś w stanie pomóc z naszymi problemami?
Abbot podszedł do Cely i przyjrzał się jej z bliska. Oglądał jej oczy, skórę na szyi, włosy. Zachowywał się jak ciekawskie zwierzątko, ale trwał nieprzerwanie w śmiertelnej powadze.
- Tak - odpowiedział lekkim głosem a na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech - wygląda na to, że byłbym w stanie wskrzesić waszego przyjaciela i uwolnić was od klątwy.
Z budek przy ścianach znów dobiegły dziwne odgłosy. Warczenie, miałczenie, tylko jakby ludzkim głosem.
- Naprawdę?! - Cely spytała radośnie, jednak po chwili uspokoiła się. “W życiu nie ma nic za darmo…” pomyślała. - A co takiego chciałbyś w zamian? - dodała już ciszej i spokojniej.
- Sukni ślubnej - odpowiedział, a jego twarz rozpromieniała - pięknej, oszałamiającej sukni ślubnej. Macie może taką?
- Jedyne suknie jakie mam to ta na sobie i jedna czerwona, której nie mam przy sobie… - powiedziała ze smutkiem. - Chyba, że uda nam się gdzieś coś znaleźć…
Abbot pokiwał spokojnie głową a jego twarz, z radosnej, zamieniła się ponownie w poważną.
- Tak, to zdecydowanie musi być wyjątkowo piękna suknia ślubna. Mam nadzieję, że w ciągu dziesięciu dni zdołacie ją znaleźć i mi dostarczyć. Nie chciałbym, żeby wasz przyjaciel już nigdy nie mógł się cieszyć życiem. A moja moc może ożywić tylko tego, kto umarł nie więcej niż dziesięć dni temu.
Zaklinaczka poczuła jak uginają jej się kolana. “Suknia ślubna? Gdzie my tu suknię ślubną znajdziemy!?” pomyślała.
- Jest to jedyna rzecz, której pragniesz? - spytała, licząc na to, że być może Abbot będzie chciał wymienić swe usługi za coś innego.
Abbot pokręcił przecząco głową.
- Niczego poza tym nie oczekuję od was. W zamian mogę zaoferować nawet trzy wskrzeszenia, albo wyleczenie wam wszystkim wszelkich chorób, czy klątw.
- Rozumiem, że to suknia dla panienki Vasiliki? - spytała.
- Tak. Musi wyglądać jak najlepiej w dniu swojego ślubu z baronem Von Zarovichem - popatrzył z czułością na Vasilkę i się uśmiechnął.
- Oczywiście. - powiedziała z uśmiechem. - w końcu to najważniejszy dzień w życiu każdej kobiety. - skinęła z uśmiechem w stronę Vasilki. Nie chciała pokazać, że nazwisko barona wzbudziło w niej jakiekolwiek emocje. Zdawała sobie sprawę, że igranie z kimś kto ma cokolwiek wspólnego ze Strahdem, jest igraniem z ogniem, ale mogła to być ich jedyna szansa na zdjęcie klątwy i ocalenie Cahnyra. - A czy jest może jakiś sklep w Krezk gdzie możemy coś znaleźć? - spytała, choć to pytanie było głupie, biorąc pod uwagę, że wtedy Abbot mógłby sam wybrać się do sklepu.
- I w jakim rozmiarze, kolorze i czymkolwiek przyjdzie… Jaśnie państwu do głowy chcecie tę suknię?
- Nie ma tu żadnego sklepu, w którym można byłoby dostać suknię ślubną. Inaczej to w ogóle nie stanowiłoby dla mnie żadnego problemu - po czym spojrzał na Mirę i powiedział - najlepiej biała. Najlepiej wielka, piękna i imponująca! Prawda, Vasilko?
Dziewczyna skinęła głową w milczeniu.
Następnie Abbot podał dokładne rozmiary Mirze.
- W Vallaki jest kupiec. Kupiłaś u niego suknię Cely. Może będzie mógł coś wymyślić. No i są Vistani. Mogą podobno zaopatrzyć nas we wszystko, a my mamy u nich dobrą przysługę… - wojownik dostrzegał światełko w tunelu - po za tym jest arystokratka, wiadomo która. Może ma przepastne szafy. Ludzie trzymają takie rzeczy po ślubach a jej niebawem nic nie będzie potrzebne - Hassan wymieniał możliwości “Niestety, Cahnyr był krawcem, który mógłby to jeszcze przerobić bo wątpię, czy stara raszpla ma ten sam rozmiar co...to coś” Hassan zastanawiał się marszcząc brew.
- Jest też producent zabawek w Vallaki. Lalki też mają suknie, tylko mniejsze. Ktoś musi je szyć, może mógłby zrobić większą wersję takiej sukni - Hassan zachodził w głowę, jak ktoś tak potężny, że może wskrzesić kogoś z martwych czy zdjąć silne klątwy ma problem ze znalezieniem tak trywialnej rzeczy jak suknia ślubna.
- Hm… uszycie nowej może zająć więcej niż dziesięć dni. - zamyśliła się Cely. - ale pomysły z odwiedzeniem naszych znajomych kupców, czy ten z Vistani są dość dobre. Tylko że… - spojrzała znowu na Agusta trzymającego ciało pół-elfa. - Co… Co z Cahnyrem? Nie możemy taszczyć wszędzie jego ciała. - “A tu na pewno go nie zostawimy” pomyślała.
- Może w świątyni w Vallaki będzie bezpieczniejszy… - zasugerował Hassan, myśląc o tych dziwnych mieszańcach.
- Obiecujemy przynieść tą suknię. Ale…- Agust potrząsnął nieco ciałem Cahnyra.- Może jednak dałoby się wcześniej ożywić naszego krawca? To mogło by tę sprawę uprościć.
Paladyn nic nie rozumiał. Co wcale nie musiało oznaczać niczego złego. Może to po prostu oni tutaj byli szaleni. Musiał sprawdzić tylko jedną rzecz. Napełnił swoje oczy niebiańską mocą.
Agustowi zaczęło cicho dzwonić w uszach, a wokół Abbota dostrzegł aurę, która jednocześnie wskazywała, że to niebiańska istota.
Abbot pokręcił stanowczo głową.
- Zapłata dopiero po wykonaniu przysługi. Bardzo żałuję śmierci waszego przyjaciela, ale jest wiele ważnych spraw, którymi muszę się zająć. Mam nadzieję, że wasz przyjaciel będzie dla was ogromną motywacją. Powodzenia w poszukiwaniach. Czy macie jeszcze jakieś pytania? Wydaje mi się, że zbliża się czas na mały posiłek. Vasilko, zgłodniałaś, prawda?
Vasilka skinęła lekko głową.
- Tak myślałem - odpowiedział z uśmiechem.
Postać o skrzydłach nietoperza, siedząca na jednym z pali, wzbiła się w powietrze i zaczęła trzepotać skrzydłami. Dopiero teraz było widać, że ma długie, czarne włosy. Jej pajęcze szczęki otwierały się i zamykały.
Abbot powolnym krokiem podszedł do niej.
- Marzenko, nie bój się. Zaraz sobie pójdą, nie skrzywdzą cię - powiedział spokojnym głosem Abbot - powiem Miszce, żeby przyniósł ci jedzenie. Nie jest ci za gorąco?
Kobieta odkrzyknęła coś niezrozumiałym bełkotem i wylądowała ponownie na palu, a Abbot skinął głową i spojrzał wyczekująco na gości.
“Zapłata… kapłan, który płaci życiem…” pomyślała Cely. Zawsze była przekonana, że zadaniem kapłana jest pomagać ludziom, no ale cóż… najwyraźniej jeszcze mało wiedziała o świecie.
- To my lepiej już pójdziemy… Nie chcemy przeszkadzać w… obiedzie, a poza tym czas nam ucieka. - Skłoniła się grzecznie i skierowała w kierunku drzwi.
- W takim razie… zostawimy tu jego ciało i udamy się w drogę. Gdzie możemy go złożyć?-
Zwrócił się Agust do Abbota.
- Czekaj….co!? - Hassan znów nie mógł dziś pozbierać szczęki, która właściwie od rana cierpiała katusze. Wpierw wyżywała się na niej pół-orczyca. Potem wykrzywiała ją roślina, próbująca wybić mu wszystkie zęby. Potem stał rozdziawiony “podziwiając” tutejszą populację potworów, teraz zaś rycerz próbował zostawić kamrata w rękach tych potworów - Ale Agust… - Hassan popatrzył znacząco na siedzącego na słupie cosia ze skrzydłami, które domagało się jedzenia - może jednak weźmiemy go do Vallaki?
- Tu będzie bezpieczny. Z nami w drodze nie, a jak stracimy ciało to go nie wskrzesimy. Nawet droga do Valaki będzie ryzykowna. Wtedy całe wysiłki na nic. A i nam ciężej będzie walczyć kiedy będziemy musieli go pilnować. - Agust odwrórcił się znów do kapłana. Przypilnujesz go zanim wrócimy tak żeby był bezpieczny a ciału nie stała się krzywda?
“Jeśli się stanie, jak wrócimy tu z suknią to ona spłonie” pomyślała Cely.
- Możecie pozostawić tu jego ciało. Obiecuję, że postaram się, aby leżało tu bezpiecznie do czasu aż wrócicie z suknią i będę mógł go wskrzesić - odpowiedział Abbot i ponownie podszedł do Vasilki. Chwycił jej dłoń i skierował się do budynku, z którego wczesniej wyszedł. Drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyszedł mężczyzna z futrem pokrywającym całą jego twarz.
- Miszko, odprowadź gości do bramy, a potem nakarm Marzenkę i pozostałych.
- Tak jest, mój drogi Abbocie - powiedział Miszka i ruszył w stronę wyjścia, oczekując, że pozostali pójdą za nim.
- Ciało dajcie strażnikom bramy. Złożą je w trumnie i umieszczą w bezpiecznym miejscu. Miszko, przekaż im, że to na moje polecenie. I zaznacz, że ciało nie może zostać w jakikolwiek sposób naruszone - dokończył i wraz z Vasilką zniknął za drzwiami do lewego skrzydła.
- Chyba musimy już stąd iść. - Cely powiedziała do reszty drużyny.
Mira skinęła tylko głową.
Drużyna więc opuściła opactwo. Przy bramie zrobiła tak, jak polecił Abbot i ciało Cahnyra zostało przekazane strażnikom bramy.
W mieście panował spokój. Mieszkańcy Krezk jednak patrzyli podejrzliwie na gości. Nie byli nieprzyjaźni, ale wyglądali na przestraszonych. Jakieś dziecko goniące głośno gdaczącą, brązową kurę, przebiegło drogę tuż przed nosem Hassana.
Kiedy drużyna przechodziła dalej przez Krezk, żona Krezkova podeszła i zagadała. Wyglądało na to, że ich wyczekiwała.
- Wyglądacie na zadowolonych. Czy Abbot zgodził się wam pomóc? Czy zechciał coś w zamian? Czy dogadaliście się z nim?
- Powiedzmy… że mamy z nim umowę. My pomożemy jemu, a on nam… - powiedziała Cely odwracając oczy w kierunku opactwa, gdzie pozostawili ciało pół-elfa.
- Jak go przekonaliście? Czego chciał w zamian? - dopytywała drżącym głosem pani Krezkova.
- Sukni. - odpowiedziała Cely nie wdając się w szczegóły.
- Sukni? - zapytała kobieta i uniosła brwi. - Czy ty próbujesz sobie robić ze mnie żarty? - dodała, lekko poirytowana - Abbot chce sukni?
- Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, to tak, Abbot chce sukni. Białej sukni ślubnej, po co mu? Nie pytaj, nie wiem, ale w zamian za suknię przywróci naszego przyjaciela do życia. - wyjaśniła patrzącej się na nią jak na idiotkę kobiecie.
Kobieta rozdziawiła usta w doznanym szoku, a jej ręce zaczęły się odrobinę trząść.
- Chce białą suknię ślubną za wskrzeszenie życia… - powtórzyła i chwilę się namyśliła. Zbliżyła się odrobinę do Cely - czy zechce w zamian tylko raz użyć swoich mocy? Myślisz… myślisz, że zechciałby wskrzesić dwie osoby? Pomogę wam! Znam pewną krawcową w Vallaki, na pewno nam pomoże! - machnęła ręką w stronę jednego ze strażników - Straż! Przygotować wyprawę, natychmiast! Chcę widzieć gotowych dwóch strażników, czworo chętnych cywili i muła zdolnego nieść nasze zaopatrzenie! Ja osobiście będę dowodzić tej wyprawie. Wkrótce wyruszamy do Vallaki. Ruchy, ruchy!
- Tak jest, Pani - odpowiedział strażnik, wyprostował się, zasalutował i pobiegł w stronę bramy.
Z domu obok wychyliła się jakaś kobieta i krzyknęła przejętym głosem:
- Dimira Yoleńska zaczęła rodzić! Halo, ludzie!
Żona sołtysa zatrzymała jakiegoś przechodnia i powiedziała do niego:
- Biegnij szybko po Kretyanę Dolfov, migiem! Niech idzie pomóc w porodzie, zna się na tym najlepiej!
- Tak jest, Pani - odpowiedział przechodzień, ukłonił się i pobiegł wąską uliczką.
- Przyjdzie do bram jak będziecie gotowi - powiedziała pani Krezkova i sama ruszyła w stronę wejścia do miasta.
- Tylko, że mamy na to tylko dziesięć dni! - pół-elfka zawołała za kobietą.
- Nie podoba mi się ich zapał… - mruknął wojownik jak tylko pani Krezkowa oddaliła się od nich - co, jeśli zechce wykorzystać nas aby ożywić kogoś ze swojej rodziny kosztem Cahnyra? Trzeba uważać - Hassan zmrużył oczy i zmarszczył brew. Niemal zawsze to robił, kiedy intensywnie o czymś myślał.
- Nie pozwolę jej na to… Abbot zawiązał umowę z nami, nie z nią. - Cely spojrzała w kierunku, w którym odeszła pani Krezkowa.
- Niemniej, obiecał trzy wskrzeszenia. Jeżeli jest taka możliwość, to nie widzę problemu żeby i oni kogoś wskrzesili. Będą nam bardzo wdzięczni. W tempie w jakim robimy sobie wrogów wypadałoby zadbać żeby mieć też jakichś przyjaciół. Bo co do Abbota… nie, później, na osobności. - Agust nieco pokręcił głową. I popatrzył na bramę.
- Potrzebujemy czegoś przed wyruszeniem?
- Jak stoimy z prowiantem? - spytała Cely.
- Nie braliśmy żadnego, a ja już nie mam. Wczoraj oddałem potrzebującym. Zjadłem śniadanie, do wieczora wytrzymam jakby co - wzruszył ramionami Hassan - konie zjedzą trawę jak będzie trzeba, po za tym zakładałem ,że dojdziemy do Vallaki przed zachodem słońca
- W sumie możemy zjeść w Vallaki. - przytaknęła zaklinaczka. - Im szybciej tam będziemy tym lepiej.
- Jakby co to ja mam trochę. Dla nas akurat wystarczy. Więcej kupimy w Vallaki.- dodał paladyn.
- To co, wyruszamy za chwilę.
Cely skinęła twierdząco głową.
- Miejmy nadzieję, że ta krawcowa, o której mówiła pani Krezk nam pomoże. Jak myślicie zdążymy zajść do niej jeszcze dzisiaj czy odpoczniemy w świątyni i odwiedzimy ją jutro rano?
- zobaczymy, jak droga pozwoli. Im dłużej będziemy gadać, tym później dojedziemy - mruknął wojownik.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 22-08-2018, 19:12   #67
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Drużyna poszła w kierunku bramy. Stała tam pani Anna Krezkov wraz ze swoim mężem.
— Kochanie, nie wiem czy to dobry pomysł. Ta wyprawa może być niebezpieczna — mówił cichym głosem Dimitri Krezkov.
— Jeśli jest chociaż cień szansy, że ujrzę ponownie naszego syna żywego i zdrowego, zrobię wszystko — odpowiedziała, a następnie zacisnęła mocno usta. Ludzie gotowi do wyprawy— kobiety i mężczyźni — stali już wokół pani Krezkov. Ktoś zza pleców drużyny nadszedł właśnie, ciągnąc brązowego muła.
— To już wszystko gotowe. Czy wy jesteście gotowi? — zapytała gości.
Cely obejrzała się po drużynie, po czym skinęła głową twierdząco.
— Myślisz, że twoja znajoma krawcowa nam pomoże? Mamy tylko dziesięć dni. — spytała.
— Ja mam tylko sześć dni — odparła pani Krezkov, starając się nie ukazywać emocji — musi nam pomóc. Jeśli nie, to przetrząśniemy całe Vallaki i okolice, aby znaleźć rozwiązanie.
Zaklinaczka położyła dłoń na ramieniu kobiety, aby dodać jej otuchy.
— W takim razie im szybciej ruszymy tym lepiej. Jedziemy ratować naszych bliskich. — uśmiechnęła się szczerze.
Hassan pokiwał głową i popędził konia
Zaklinaczka wsiadła na swego konia i czekała aż pozostali towarzysze także to uczynią.
Agust również poprawił oporządzenie swojego konia. Usadowił się w siodle.
— Gotów.
Zawsze — odparła Mira.
Zaklinaczka uśmiechnęła się do towarzyszy.
— To jedźmy. — powiedziała, po czym spięła konia i pognała za Hassanem.
Drużyna przybyszów była tak uprzejma, że wzięła strażników i służbę pani Krezkov wraz z nią samą na swoje konie. Pierwsza godzina podróży przebiegła spokojnie, w ciszy i bez żadnych niebezpieczeństw. Pozostało jeszcze pół godziny podróży. Deszczowe chmury zbierały się nad głowami. Pani Krezkov westchnęła głęboko i spojrzała w niebo, mrużąc lekko oczy.
— Dziwne uczucie. Niemal całe życie spędziłam w Krezk. Barovia to tak paskudne miejsce, a jednak czuję ulgę, że wyszłam poza mury mojego domu. Kim jest… wasz towarzysz? Dlaczego jest dla was tak ważny, że jesteście gotowi oddać swoje pieniądze i ryzykować, aby go wskrzesić? — zapytała spokojnym głosem, nadal patrząc w niebo.
Cely zarumieniła się trochę i przez chwilę.
— Dla nas wszystkich przyjacielem… — odparła. — Dla mnie… chyba kimś więcej… — dodała cicho.
Hassan odwrócił się na koniu, patrząc na Cely i westchnął smutno, kręcąc głową. Wojownik miał pewne zdanie na temat romansów wśród kompanionów. Właściwie, była to ich prywatna sprawa, ale zawsze istniało ryzyko takiej sytuacji, jak ta w której się znaleźli. Strata towarzysza bolała wtedy dwa razy mocniej. A to nie było korzystne. Wolał jednak zostawić swoje przemyślenia dla siebie, wiedząc, że to nie poprawi w ogóle ich sytuacji.
— Rozumiem — odparła Anna Krezkov — czasem wydaje nam się, że jesteśmy słabi i nie możemy nic zdziałać. W krainie Strahda niestety okazuje się to często prawdą. Ale gdy w grę wchodzą losy ukochanej osoby, potrafimy dokonać niemożliwego. Czasem. Ja i Dimitri mieliśmy czworo pięknych, radosnych dzieci. Jedno umarło w tajemniczym wypadku, drugie na jakąś paskudną chorobę — głos na chwilę ugrzązł jej w krtani i nie mogła nic powiedzieć. W końcu się zebrała i dodała:
— Mieliśmy nadzieję, że ostatnie dziecko, nasz syn, dożyje chociaż tyle, aby doświadczyć swojej pierwszej miłości, usłyszeć płacz własnego dziecka i kiedyś zająć miejsce swojego ojca, jako przywódca Krezk. Niestety i jego dopadła choroba, na którą nie mogliśmy nic poradzić. Odszedł cztery dni temu. Ja niemal odeszłam od zmysłów. W każdym razie, kiedy będziemy w Vallaki, mam zamiar poszukać kogoś, kto zna się chociaż trochę na medycynie. Nie zdarza się to często, że opuszczamy nasze mury. To będzie najlepsza okazja, aby zasilić naszą wioskę o medyka.
— Bardzo mi przykro… — odparła smutnym głosem pół-elfka. — Miejmy nadzieję, że znajdziemy tą suknię i Abbot przywróci życie waszemu synowi i Cahnyrowi.
Jesteśmy tak słabi, na ile chcemy być słabi. Czasem trzeba po prostu działać — odparła Mira.
Hassan zdziwiony spojrzał na Mirę, i przytaknął głową
— Mira ma rację. Może właśnie zwłaszcza w tym miejscu jest to prawdziwe. Bo można działać albo umierać. Często widziałem że kiedy ludzie nie mieli już nic do stracenia, działali bez strachu i właśnie dlatego im się udawało.— Agust poprawił konia, który zaczął lekko zbaczać z kursu, ściągnął lejce i lekkim znakiem nakierował go znów prosto.
— Ludzie potrafią więcej niż im się zdaje. A często jeżeli raz się pozwoli komuś po sobie podeptać, to ten ktoś zrobi to po raz drugi. — Paladyn zamyślił się nieco.
Zdumiona pani Krezkov spojrzała po całej drużynie i skinęła głową z aprobatą.
— W każdym razie? Co po dotarci do Vallaki? Ta suknia może zająć dwa dni. Co w międzyczasie? Młyn? Winiarnia?
— Hmmm… wydaje mi się że problem z dostawami wina dotyczy całej Barovii, więc chyba powinniśmy skupić się na winiarni. Gorzej tylko, jeśli będzie po drodze do niej więcej tych chwastów… — odpowiedziała Cely.
— Nie były specjalnie ruchliwe. A mamy konie — cicho zasugerował wojownik, który od razu dostrzegał takie szczegóły w czasie walki.
— A jednak jedno z nas straciło przez nie życie… — zaklinaczka przypomniała wojownikowi.
Wojownik otworzył usta, chcąc powiedzieć “taki los awanturnika”, kiedy przypomniał sobie, że już raz dostał za to w pysk. Zmarszczył brew i mruknął tylko smutno, jadąc dalej.
— Nie byliśmy przygotowani. Ja z Hassanem znam taktyki wojskowe ale wy nie. To co robiliśmy to bardzo mądra strategia, ale nie przećwiczona. No i bez wsparcia, bez zwiadu. Gdybyśmy zeszli z koni i od razu przeszli do frontalnego ataku pewnie byłoby lepiej. No i nie wiem czy gdybyśmy puścili kogoś przodem to byłoby dużo lepiej. Wątpię czy ktoś by wypatrzył te rośliny. Tym razem wiemy czego się spodziewać. Ustalimy inny szyk. A potem wrócimy po Cahnyra. — Odpowiedział Agust. Nie można bylo pozwolić by towarzysze się roztrząsali w stratach i porażkach. Trzeba było wstawać z kolan, wyciągać wnioski i uderzać dalej.
Cely westchnęła.
— Wy tu jesteście wojownikami, znacie się na tym lepiej… — odparła. — Wy zdecydujcie co robimy dalej.
Agust westchnął. Spiął konia i wyrównał go z koniem zaklinaczki.
— Przestań się dąsać. Wiem że jest ci trudno, ale w ten sposób nic nie zmienisz. Masz możliwość za jaką wielu by sprzedało duszę. Wskrzeszenie kogoś to nie jest byle co. Więc skup się na tym, przestań być apatyczna, bo chyba chcesz go jeszcze zobaczyć prawda?
Celaena spojrzała na paladyna.
— Masz rację… przepraszam. — wyjąkała. — Faktycznie, mój nastrój może nie wpływać pozytywnie na nasze działania… Ale, ciężko mieć inne nastawienie, gdy kilka godzin wcześniej widziało się jak ktoś ważny dla ciebie umiera. Niemniej masz rację, trafiła nam się ogromna szansa, dlatego postaram się… być mniej apatyczna jak to ująłeś. — uśmiechnęła się ponuro. — To w takim razie co robimy? Młyn czy winiarnia?
— Jeżeli w młynie natkniemy się na ślady piekareczek, to podążymy tym tropem. Nie mając ich na karku będziemy mogli bezpieczniej się poruszać. Zbyt ograniczają nam ruchy, Trzeba im ten interes zamknąc. —Uśmiechnął się paladyn.
— Będzie dobrze Cely. Tylko zdobyć tą suknię.
— Tak… Miejmy nadzieję, że Abbot ma taki sam gust jak my i jaką byśmy mu suknię nie przytargali, to mu się spodoba… Boję się, że my przyjdziemy z suknią, a on powie, że coś mu w niej nie pasuje i nie wywiąże się z umowy. — zaklinaczka przedstawiła swoje obawy paladynowi.
— Powiedzmy, że… Abbot prawdopodobnie nie rozumie do końca koncepcji sukni ślubnej. Wie że ją potrzebuje, ale nie do końca rozumie dlaczego… to skomplikowane, wyjaśnię później. — I mrugnął do Cely porozumiewawczo.
— W każdym razie jeżeli przyniesiemy mu suknię ślubną która będzie piękna to na pewno się wywiąże.
— Pewnie tak… Ciężko rozgryźć co mu siedzi w głowie, jest jakiś dziwny… I ta pozszywana dziewczyna. Myślisz, że faktycznie ma ona zostać żoną naszego “ulubionego” wampira czy wariat po prostu sobie coś uroił? — spytała, sama zastanawiając się nad dziwną postacią kapłana.
— Nie mam pojęcia. To wszystko bardziej skomplikowane. Ale o tym porozmawiamy w świątyni. — Znów mrugnął porozumiewawczo, by dać znak że wie coś więcej ale nie może powiedzieć.
— Taak… tam będzie można pomyśleć na spokojnie i się zastanowić. — odpowiedziała mu i porzuciła temat. — A co robimy jak już wkroczymy do Vallaki? Świątynia czy karczma, żeby coś zjeść po całym dniu? — spytała.
— Zdecydowanie świątynia — Hassan chciał jak najszybciej upewnić się, że Ireene jest bezpieczna. Choć to już byłby drugi raz bez kolacji. “Właściwie, to mógłbym zjeść jutro podwójne śniadanie” zawyrokował w myślach wojownik.
— Ci twoi bogowie musieli faktycznie ci nagadać w tym śnie skoro wolisz iść do świątyni, niż do karczmy. — zaklinaczka zaśmiała się lekko, próbując się trochę rozluźnić.
— Tak właśnie było. Cieszę się, że rozumiesz. Wiadomo… religia — wojownik zmieszał się nieznacznie i dalej wgapiał się w horyzont, wypatrując wrogów.
Wyglądasz na dziwnie zmieszanego. Czyżby dzielnego woja obleciał tchórz na myśl o boskiej potędze? — odparła nieco kąśliwie Mira.
Wojownik spiorunował pół-orczycę wzrokiem który wyrażał “nie drąż”.
— To może szybka obiadokolacja w karczmie i do świątyni? Myślę, że wystarczy nam czasu. — Cely wtrąciła szybko, nie chcąc dopuścić do kolejnej sprzeczki.
Róbta co chceta. Ja szczerze mówiąc nigdy nie potrafiłam jeść po takich wydarzeniach, więc mi to obojętne… — rzuciła Mira, spuszczając wzrok. — Te sześć dni musi nam wystarczyć. W końcu to tylko ubranie, na pewno się je gdzieś znajdzie nawet w tej opuszczonej przez bogów dolinie.
— Też nie mam specjalnego apetytu, po tym co się stało, ale jeść jednak trzeba. — Cely wzruszyła ramionami.
Ostatnie pół godziny wszyscy rozmawiali, ale nadal zachowywali czujność. Podróż przebiegła bez żadnych niebezpieczeństw. W bramach miasta Vallaki nie było trudno o ponowne wejście. Jeden ze strażników pilnujących bram był tym, który walczył ramię w ramię z drużyną przeciw wampirom. Poza tym autorytet pani Anny Krezkov był nie do podważenia, więc i tak nie byłoby żadnych problemów.
Strażnik podszedł do drużyny na koniach i powiedział po cichu do Agusta:
— Witajcie. Pamiętacie mnie? Za walkę przeciwko wampirom jesteśmy teraz bardzo szanowani i chyba możemy w tym roku spodziewać się awansu. Dzięki za pomoc. Jakbyście mieli jakieś problemy, o ile to nie jest sprzeczne z prawem, to chętnie wam pomożemy… w miarę możliwości.
— Spotkajcie mnie w karczmie — powiedziała Anna — stamtąd zaprowadzę was do krawcowej — powiedziała i zeszła z konia Cely. Pogrzebała chwilę w plecaku noszonym przez muła i po chwili wyciągnęła sakiewkę, którą wręczyła Cely — a to wasze złoto. Niezależnie od tego, jak się to wszystko potoczy, stoimy po tej samej stronie barykady — powiedziała i wraz ze swoim mułem, oraz poddanymi skierowała się w stronę karczmy.
— Oczywiście. — zaklinaczka uśmiechnęła się odbierając podaną przez Annę sakiewkę. — My zajedziemy na chwilę do świątyni i potem dołączymy do Ciebie.
Hassan poczekał, aż jeden ze sług Krezkowej zejdzie z jego konia po czym dał koniowi piętami po bokach, ruszając szybko w stronę świątyni. Zamierzał znaleźć Ireene i upewnić się, że jest bezpieczna.
Cely spojrzała się po Aguście i Mirze.
— Patrzcie jaki gorliwy. Pędzi do tej świątyni, aż się kurzy. — zaśmiała się, po czym sama pognała konia w kierunku świątyni
Mężczyźni… — odparła Mira.
— Myślisz że poszedł się modlić?— Zażartował Agust, po zrównaniu konia z resztą.
— Taa, do boginii o imieniu Ireene. — Odpowiedziała żartem, chichocząc pod nosem. — Choćby nie wiem jak go bogowie w śnie przestraszyli, to w życiu nie będzie go ciągnęło bardziej do modlitwy niż ładnej buźki.
— Myślisz że już klęczy do modlitwy? — Kontynuował paladyn, skory do żartów jak nigdy.
Cely zaśmiała się.
— Kto wie, bardzo prawdopodobne. — odpowiedziała nie przestając się śmiać. Potrzebowała takiej chwili jak ta, by choć na chwilę odgonić od siebie myśli o Cahnyrze i o tym czy dadzą radę mu pomóc.
— Ale Hassan czy Ireene?— kontynuował sunita, z miną niewiniątka.
— No wiesz co? — puściła jedną ręką wodze i zdzieliła w ramię jadącego obok paladyna.
— Auch.. głupie żelastwo. — złapała się drugą ręką za nadgarstek.
Agust parsknął śmiechem.
— Jedźmy powoli, nie przerywajmy im tych mistycznych przeżyć i teologicznych rozważań.
Cely próbowała opanować swój śmiech.
— O bogowie… Jesteśmy okropni. — spojrzała raz na Agusta, raz na Mirę i znów wybuchnęła śmiechem.
Ej, a mi czemu się oberwało? — spytała żartobliwie Mira. — Jemu różne rzeczy do głowy przychodzą.
— Nie przeszkodziłaś nam w tych żartach. — odparła żartem zaklinaczka, chichocząc pod nosem.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 22-08-2018, 20:47   #68
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Hassan dojechał do świątyni. Zeskoczył z konia i pozwolił jakiemuś mężczyźnie zająć się zwierzęciem, a sam pospiesznie wszedł do budynku. Ireene, w prostym ubraniu zwykłej miejskiej dziewczyny i chustą zawiązaną na głowie. podawała właśnie ciepłą zupę jakieś starowince, całej owiniętej w kocach i siedzącej na podłodze.
- Proszę, to panią rozgrzeje - powiedziała Ireene.
W świątyni było jeszcze troje mieszkańców Vallaki. Kapłana, ani jego młodego pomagiera nie było widać.
Wojownik odetchnął z ulgą widząc, że dziewczynie nic nie jest. przez chwilę stał, i patrzył jak pracuje - widzę, że znalazłaś sobie zajęcie? - zapytał cicho podchodząc do niej i pomagając nałożyć kolejne porcje.
Ireene prawie podskoczyła kiedy usłyszała głos Hassana. Niemal wylała zupę. Wręczyła ją pospiesznie kobiecinie i rzuciła się w ramiona wojownika.
- Jesteś! Jak dobrze! Wiesz, tutaj czuję się bezpieczna i czuję się przydatna. Kiedy widzę, że pomagam ludziom, jakoś mi lżej na duszy - uśmiechnęła się, ale jej uśmiech zaraz zniknął, kiedy spojrzała w stronę wejścia do świątyni. Zbliżyła się do Hassana w niby uścisku i szepnęła mu do ucha
- Nie wiem czemu, ale cały dzień obserwują mnie strażnicy miejscy. Jeden z nich miał taką wielką łapę, jakby nieludzką. Kiedy pomagałam na zewnątrz Milovichowi, to właśnie ten jeden strażnik ze straszną ręką zobaczył mnie z daleka i stał jak zaczarowany. Od tego czasu pozostali strażnicy ciągle kręcą się w pobliżu - Ireene nie puszczała Hassana, tylko trwała w jego objęciach.
Hassan popatrzył chwilę na wskazanego przez Ireene strażnika, po czym objął mocno dziewczynę i mocno pocałował ją w usta. Były słodkie.
Po chwili jednak stropił się, wiedząc, że zachował się niestosownie. Oderwał się od dziewczyny i zaczął ją uspokajać.
- Nie martw się nim. Widziałem już strasznych ludzi, i on takim nie jest...niech tylko zacznie...po za tym będę miał do niego słowko... - Hassan korzystał z chwili, przytulając mocno dziewczynę - Cieszę się, że pobyt w Vallaki dobrze Ci robi - Hassan uśmiechnął się do dziewczyny, przez chwilę nie mogąc oderwać wzroku od jej prześlicznych, rozradowanych oczu.
Po chwili jednak spochmurniał, bo wieści które przynosił i tak prędzej czy później musiałyby do niej dotrzeć - właściwie...mógłbym potrzebować twojej pomocy. - Hassanowi ciężko czasem szło myślenie, ale niekiedy miewał przebłyski - trzeba pomóc Cely i Mirze znaleźć suknię. Ślubną. Widzisz, nie wszystko poszło nam tego ranka tak, jak planowaliśmy. Cahnyr padł w boju, ale jest szansa na jego uzdrowienie. Kapłan w Krezk podobno może dokonywać takich sztuczek. Potrzebujemy jednak sukni. Ślubnej, dla pewnej nie całkiem…- Hassan naprawdę nie umiał znaleźć odpowiednich słów na określenie tak nieatrakcyjnej panny młodej - ...no po prostu dosyć niezwykłej panny młodej która obecnie przebywa pod jego opieką. Na pewno dziewczyny powiedzą więcej jak dojadą - wojownik odetchnął z ulgą kiedy wyksztusił już swój problem. Słyszał też tętent kopyt koni swoich towarzyszy.
- Och, przykro mi to słyszeć! Jeszcze nie znam zbyt dobrze Vallaki, ale chętnie pomogę!
Pierwszy wszedł Agust, spojrzał na parę stojącą w uścisku. Popatrzył przez chwilę a potem obrócił się do wchodzących towarzyszek.
- Jednak się nie modlą.
- To tacy bogowie wzywali cię do świątyni. - Cely zażartowała zwracając się do Hassana.
Wojownik uśmiechnął się bezczelnie, błyskając białymi zębami, a Ireene zachichotała nieśmiało.
- Ładnie to tak kłamać? - spytałą Mira.
Zaklinaczka odpowiedziała podobnym uśmiechem, choć w głębi duszy widok obejmującej się pary kłuł ją w serce. “Spokojnie, jeszcze go zobaczysz” pomyślała, by sama sobie dodać otuchy i nie pokazywać tego, że wewnętrznie jest w rozsypce.
- Ireene, dziewczyny wtajemniczą Cię w szczegóły tej sukni. Agust, może zechcesz mi towarzyszyć? Poszedłbym do burmistrza, a nie chcę walnąć jakiejś gafy - mruknął wojownik
- Myślę, że jak wyjaśnimy wszystko Ireene, to wybierzemy się od razu do gospody. Anna miała zaprowadzić nas stamtąd do krawca. Myślę, że możemy załatwić dwie sprawy za jednym razem. - stwierdziła Cely.
- Do dzieła zatem. Zobaczymy co powie burmistrz.- Agust skierował się do wyjścia przy którym zaczekał na Hassana.
- Może opowiemy ci wszystko w drodze do gospody? - zaklinaczka spytała Ireene. - Im szybciej to załatwimy tym lepiej.
Ireene pokiwała twierdząco głową i poszła z dziewczynami, co jakiś czas obracając się za Hassanem.
Hassan chwilę patrzył na Ireene, jak odchodziła z dziewczynami, po czym popatrzył na strażnika z dziwną ręką. Podszedł wolnym krokiem do niego - Jesteś może sługą burmistrza? Zaprowadź nas do niego. Mamy do niego sprawę - wojownik nie owijał w bawełnę.
Mężczyzna skamieniał, kiedy zobaczył głośną grupę przybyszów.
- T...tak. Służę burmistrzowi! - spojrzał na Hassana, ale jego wzrok błądził cały czas po całej świątyni -Piotr! Vasil! Ci panowie mają sprawę do burmistrza, więc ich do niego zaprowadzę. Wy w tym czasie kontynuujcie swoją pracę. Pod moją nieobecność zwiększcie czujność - powiedział i ruchem głowy nakazał paladynowi i wojownikowi podążać za nim. Szedł przed siebie szybko i milczał przez całą drogę. Mijający go strażnicy miejscy kłaniali mu się lekko i go pozdrawiali.
- Dużo macie ludzi na posterunkach? Miasto wygląda na bezpieczne… - zagadnął milczącego wojownika Hassan.
- Tak. Nasz burmistrz Vallakovich dba o nasze bezpieczeństwo i szczęście - wyrecytował mężczyzna. - niebawem będziemy na miejscu. To niedaleko.
- Jak cię zwą? - Hassan zdziwił się tonem i stylem wypowiedzi wojownika burmistrza, bardziej podobnego do jakichś golemów, które w Zakharze trzymane były czasem w roli straży domowej u co bogatszej szlachty.
- Jestem Izek Strazni - odpowiedział skąpo.
Hassan uśmiechnął się pod wąsem myśląc “Ah, to na ciebie ostrzy sobie pazury ta stata kwoka Watcher… - Taak, a ja jestem Hassan. Najpewniej zabawimy tu jeszcze, i będzie okazja się lepiej poznać...wojowniku - odparł cicho Hassan starając się przełamać tą dziwną atmosferę, kiedy spotyka się dwóch zawodowych zbirów. Czuł, że Izek zasługiwał na swoją reputację w tym miasteczku. I jak każdego wojownika ciągnęło go do sprawdzenia umiejętności konkurenta. “Ale nie, jeszcze nie teraz…” pomyślał i szedł za Izekiem.

Po kilku minutach mężczyźni dotarli na miejsce.
Rezydencja burmistrza Vallakovicha miała ściany z kamienia gipsowego, które były już podniszczone, albo z powodu upływającego czasu, albo z zaniedbania. Zasłony zakrywają każde okno, w tym jedno ogromne, łukowate nad wielkimi podwójnymi drzwiami, które stanowiły główne wejście do rezydencji.
Jakaś ubogo odziana kobieta przyniosła gałęzie i rzuciła je na ogromną stertę gałęzi po prawej stronie rezydencji.
Izek Strazni zapukał do drzwi. Natychmiast otworzyła urocza, młoda pokojówka, z krótkimi, czarnymi włosami. Lekko się ukłoniła i zaprosiła całą trójkę do środka.
Hassan i Agust weszli do środka.”Ładniutka”, pomyślał wojownik i nie odmówił sobie uśmiechu do ładnej dziewczyny, łapiąc się jednak po chwili na tym, że w jego sytuacji nie było to specjalnie stosowne. Chrząknął więc jedynie, i zaczął oglądać wystrój wnętrza, starając się szybko wybić sobie z głowy amory.”Zaraza by to...dlaczego kobiety w Barovii są takie ładne?” irytował się w myślach, karcąc się za swoje słabostki.
Agust uśmiechał się tylko ale nic narazie nie mówił. Zastanawiał się co zamierzają osiągnąć tą wizytą. Na pewno pozbycie się tej starej prukwy która niemal obiecała im wbicie noża w plecy, to nie podlegało wątpliwości. Ale co chcieli w zamian? Jego nie interesowały statusy, wolał chwałę, ale najlepiej poza tą przeklętą doliną. Reszta podobnie. Niestety miejscowi nie rozumieli ludzi jego pokroju. Widział to zbyt wiele razy przy innych okazjach. Ot zwykłe nieporozumienie, zakładanie że twój rozmówca wyznaje twoje wartości, potrafiło pokrzyżować niejedne intrygi i spiski.
- Hassanie, od czego zaczniemy?
-Trzeba jakoś przekonać burmistrza, aby zezwolił zrobić porządek z pewną starą prukwą.Legalnie. Potrzebuję zezwolenia tutejszych władz na to, co zamierzam jej zrobić - mruknął puszczając oko do rycerza - Może mi brakować ogłady, aby przekonać go do tego, no, chyba, że sam będzie chętny jak mu wyłuszczymy nasz problem - wojownik wyjaśnił ogólnikowo, nie chcąc mówić o szczegółach przy Straznim. Ten wydawał się być całkowicie nieogarnięty, ale różnie to bywało i czasem ktoś zgrywający kretyna mógł być niezłym szpiegiem - Poza tym nic od niego nie chce - uśmiechnął się Hassan - Idziemy?
- Tak, chodźmy. Zobaczymy co jeszcze się da zrobić. W końcu mamy cenne informacje. -
To Agust powiedział już głośno. I liczył że te słowa dotrą do burmistrza właśnie przez strażnika.
Hassan przytaknął głową i poszedł za Straznim do komnat burmistrza
Izek Strazni rzucił dyskretnie okiem na Agusta i Hassana.
Agust i Haasan weszli do środka. W przedpokoju zobaczyli na ścianach wielkie portrety oprawione w ozdobne ramy, schody z eleganckimi, rzeźbionymi poręczami, prowadzące na górę.
Na prawie całą długość rezydencji ciągnął się korytarz wyłożony grubym, czerwonym dywanem. Na samym końcu korytarza leżały związane kupki gałęzi.
Hassan obejrzał gałęzie, zdziwiony tą ozdobą bądź co bądź wytwornego domu. Spojrzał pytająco na Agusta, jakby prosząc go o poradę w tym kolejnym dziwactwie, lub być może obyczaju którego nie znał lub nie rozumiał.
W przedpokoju, oraz korytarzu znajdowała się niezliczona ilość drzwi.
Z jednego z pokoi wyszła grupka ludzi wyglądająca na żebraków. Wokół ust mieli resztki jedzenia. Odprowadzeni przez pokojówkę wyszli pospiesznie z rezydencji, opuszczając głowy, kiedy mijali Hassana, Agusta i Izeka.
Izek zaprowadził gości do pokoju za pierwszymi drzwiami po prawej stronie korytarza.
W tym pokoju znajdowały się wyściełane krzesła i kanapy, oraz kolejny czerwony dywan na podłodze. Pokój wydawał się przytulny, dopóki nie natrafiło się wzrokiem na wielki łeb brązowego niedźwiedzia wiszący na środku ściany.
- Spocznijcie - mruknął Izek - pan Vallakovich niebawem przybędzie.

Po niedługiej chwili faktycznie, drzwi otworzyły się, a w nich stanął burmistrz wraz z żoną i dwoma wielkimi psami.
Wyciągnął przyjaźnie rękę i przywitał się.
- Witajcie, drodzy przybysze - powiedział lekko ochrypłym głosem - jestem Vargas Vallakovich, burmistrz tego miasta, potomek założycieli Vallaki, a to moja piękna żona, Lydia Petrovna-Vallakovich.
Kobieta wybuchła przeraźliwie głośnym śmiechem i wykrzywiła twarz w groteskowym uśmiechu.
- Przesadzasz kochany mężu!
Burmistrz i jego żona usiedli na jednej z kanap, a za nimi podążyły wielkie, milczące psy.
Nad wszystkimi górował Izek.
- Co was do nas sprowadza? Kim jesteście? - zapytał burmistrz, a jego żona zachichotała. Zakryła usta, próbując zdusić napady śmiechu.
- Hassan al Saif, a to rycerz Agust de la Frehunt - wojownik przedstawił siebie i towarzysza i ukłonił się dwornie - Może rycerz wyjaśni sprawę? - Hassan zaproponował Agustowi*
- Nie będę tu przedłużał. Mieliśmy rozmowę z niejaką laydy Watcher. Jej problem polegał na tym że pomyliła nas z najemnymi zbirami i mordercami, zajęciu któremu żaden szlachcic taki jak ja nie poświęciłby uwagi ze względów oczywistych. Otóż, chciała nam zapłacić za twoją głowę. - Odpowiedział Agust jakby to była spokojna rozmowa przy śniadaniu. Bez emocji, tylko wymieniając informacje. - A potem obsadzić u władzy swoich synów.
- Jesteśmy obaj ludźmi honoru, nie robimy takich rzeczy. Czy możemy liczyć na twój brak uwagi, jeśli zechcemy ukarać Watcher za swoje zachowanie? Możemy to zrobić po cichu, ale nie chcielibyśmy na przykład zostać aresztowani za danie jej odpowiedniej do tego czynu nauczki - Hassan ścisnął mocniej trzonek swojej glewi.
Burmistrz pobladł, kiedy usłyszał co mieli do powiedzenia jego goście. Głośno przełknął ślinę i spojrzał na swoją żonę, po czym wrócił wzrokiem do gości.
- Wiedziałem, że ta parszywa jędza coś knuje! - jego twarz nagle znów przybrała radosny i beztroski wyraz - ale nie ma czym się przejmować i należy cieszyć się z życia i pięknego świata, który nas otacza! - krzyknął radosnym głosem - Nie muszę się o nic bać, bo otaczają mnie tacy wierni ludzie jak wy.
Żona burmistrza wybuchnęła spazmatycznym śmiechem i zaklaskała w dłonie.
- To prawda, to prawda! Widzisz? Wszyscy cię kochają, bo napełniasz ich serca radością!
Vallakovich zignorował słowa żony i powiedział do gości:
- Oczywiście macie pozwolenie na pozbycie się całej rodziny Watcherów. Potrzebujecie wsparcie straży? Chciałbym, abyście nie zajmowali się problemem jutro, ponieważ jutro odbywa się bardzo ważny festiwal Płonącego Słońca, na który jesteście zaproszeni jako specjalni goście! Obecność obowiązkowa - uśmiechnął się burmistrz i uniósł obie ręce - Pamiętajcie! Wszystko będzie dobrze!!!! - krzyknął i zaczął się radośnie śmiać wraz ze swoją żoną.
Hassan popatrzył się na Agusta i tylko się uśmiechnął. Właściwie tylko o to mu chodziło. O zagwarantowanie sobie, że nikt nie wsadzi go do więzienia jak zechce wsadzić lady Watcher glewię tam, gdzie niepolitycznie jest mówić.Ale czekał na rycerza, bo ten zagadkowo mówił coś do nich przedtem, i myślą, aby nie popsuć mu jakichś planów czekał, aż rycerz da sygnał do wyjścia, lub też może zacznie inny wątek, rozwiązując jakiś problem, o którym wojownik mógł jeszcze nie wiedzieć.
- W samej rzeczy. Warto by okazać z takiej okazji, na przykład łaskę jakimś skazanym, żeby lud się mógł cieszyć. Takie gesty dobrze wpływają. - Zaklasnął Agust z wyuczonym uśmiechem. - A my postaramy się znaleźć dowody obciążające lady Watcher. Ale na pewno nie jutro. Raz wspomniane święto, dwa, lady watcher na pewno nas obserwuje. Wie że tu byliśmy więc, lepiej poczekać chwilę. By się nie spodziewała.
Burmistrz pogrążył się przez chwilę w myślach.
- Zastanowię się nad tym, panie Frehunt - odpowiedział z uśmiechem.
- Cóż, będziemy w takim razie się zbierać. Szkoda, że nie możemy zostać dłużej, ale mamy na głowie pewne sprawy nie cierpiące zwłoki - Hassan uśmiechnął się do Agusta, ukłonił się brumistrzowi i jego małżonce - Do widzenia - i zaczął spokojnie iść w stronę wyjścia, rzucając jeszcze oczami spojrzenie uroczej pokojówce.
Psy burmistrza zawarczały cicho. Uspokoił je kilka razy pacając je po wielkich łbach.
- Dziękuję za te cenne informacje i liczę na więcej współpracy w przyszłości, panowie.
Izek Strazni odprowadził gości do głównych drzwi.
Nagle w stronę gości zaczęła zbliżać się żona burmistrza.
- Poczekajcie, proszę - powiedziała, jednak już bez uśmiechu na twarzy. Odesłała Izeka, aby pozostać sam na sam z gośćmi. Wręczyła Agustowi coś niewielkiego, zawiniętego w biały materiał - sama nie mogę sobie na to pozwolić, ale byłabym wdzięczna, gdybyście przekazali to mojemu bratu. Nazywa się Lucian Petrovny, jest kapłanem w naszej świątyni - powiedziała i odwróciła się - i dziękuję za ostrzeżenie nas przed spiskiem Watcherów. Możliwe, że ocaliliście właśnie naszą rodzinę.
Agust schował zawiniątko bez patrzenia, wkładając je do bocznej sakiewki.
- Tak, poznaliśmy go już i zaprzyjaźniliśmy. Przekażę mu to już za chwilę.- Po czym ukłonił się delikatnie, poszedł nieco dalej, uśmiechnął się zalotnie do służki, i ruszył do wyjścia.
Służka zaczerwieniła się i natychmiast odwróciła wzrok.
-Ładna… - Hassan mruknął do Agusta, widząc, że ten też zainteresował się kobietą - Barovia mnie chyba zmienia…ale nie można się rozpraszać pierdołami - Twardo orzekł wojownik - Trzeba nam jak najszybciej rozprawić się ze szlachcianką - powiedział Hassan do rycerza, kiedy już wyszli z domu burmistrza - im dłużej ma z nami na pieńku, tym dłużej może nam szkodzić. Zbierzemy dziewczyny, i załatwimy sprawę jeszcze dziś. Co ty na to? - wojownik lubił najprostsze rozwiązania.
 
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172