Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2018, 09:48   #1
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
W głąb siebie: zabić litość (+18)

Nad Miastem krąży kruk. Ptak szybuje na ciemnych skrzydłach idąc w zawody z wiatrem. Jego lewe oko, bezpieczne przed słońcem, wypatruje pożywienia na ulicach Miasta. Które to stanowi jedyny w swym rodzaju artefakt składający się z setek skomplikowanych elementów, niczym mechanizm zegarowy. Ludzkie i nieludzkie zbiorowości, skomplikowane pajęczyny stosunków międzyludzkich, labirynty zagrożeń czających się na mieszkańców Miasta i przyjezdnych. Miasto jest jedyne w swoim rodzaju.
Ostrogar, stolica Świata. Polożone na wyspie wewnątrz większej wyspy. Otoczone szerokim jak morze jeziorem Dan Ugar, Tarczą Imperium.
Każdy kto przybywa tu po raz pierwszy, zbliżając się do bramy nieuchronnie podnosi głowę. Mury Miasta są wysokie na wiele kroków, zwieńczone krępymi bastionami i ciągną się dalej niż sięga wzrok. Zaś budynki miejskie, kamienice, wille, świątynie, szkoły, szpitale, obiekty rekreacyjne, wszystkie one rosną w górę. Wolne parcele są ścisle wyliczone na potrzeby podatku gruntowego. Na dachach toczy się życie. Po kładkach, mostach i mostkach płynie rzeka przechodniów, działają targowiska i sklepy rzemieślników. Życie Miasta toczy się równolegle na niższych i wyższych poziomach.
Samo Miasto dzieli się na siedem dzielnic, od Dzielnicy Miedzianej, domów i straganów biedoty, do Złotej, w centrum której znajduje sie Pałac Potęgi, dziedziczna siedziba cesarzy z rodu Katana. Ta monumentalna budowla stanowi zarazem dom władcy i koszary, siedzibę centrum administracyjnego i zbrojne ramię władzy. Wysokie mury otaczają plątaninę siedzib, bastionów, ogrodów, bibliotek, pałacyków i innych elementów architektury zwieńczonych posągami starożytnych herosów i Potęg czczonych przez obywateli. Także światyniami, w których cesarscy kapłani w sekretnym języku swego kultu spisują nieprzerwanie statystyki cesarskiej gospodarki. A w centrum, w Sercu Serca Serc, znajduje się siedziba cesarza Ming Huana, zwanego Złotym.
Nie jest dobrze oddalać się na długo od dworu cesarza, zwłaszcza jeśli się coś znaczy...

*****

Tan Arreta, córka Arrtagha

Słońce przeciskało swe ogniste macki przez szpary w okiennicach. Potoki światła, niczym fale płynnego miodu, zalewały pomieszczenie biurowe w kasztelu Arrtagha. Drewniane półki uginały się pod ciężarem ksiąg, wielkie biurko pokrywały rulony pergaminów. Mebel był zaiste spory i można było na nim znaleźć wiele ciekawych bibelotów. Między innymi perpetuum Mobile, fajka (złamana), zloty posążek Pierwszego Katana, butlę z inkaustem, rodowy pierścień Arrtagha, zwinięty rulon mapy, talerz z zeschniętymi resztkami posiłku, puchar wina pół pełny (choć sceptyczna część Arrety kazała widzieć jego półpustość), a także cyrkiel i inne cuda, którymi mała Arreta uwielbiała się za czasów dziecinnych radować.
Tak, wiele tu było ciekawych rzeczy. Ale dla Arrety w tej chwili istniały tylko złe, zmrużone oczy Borragha, jej młodszego brata.
Powiedzieć, że Borragh był tęgi byłoby niedopowiedzeniem. Szyte na zamówienie szaty z trudem opinały jego tuszę, a na twarzy pyszniły się trzy podbródki. Gdyby nie to, że umysł młodego Uruk-hai, dorównywał jego posturze ojciec już dawno by się go pozbył. Nie dało się bowiem, żadną perswazją, zmusić młodzieńca do ćwiczeń z orężem.
Mimo to, Arreta, daleka była od tego by brata lekceważyć.
Twarz Borragha, wyjątkowo, nie była dziś pokryta modnym makijażem. Brak malunku, sugestia szczerości i zaufania. Arreta oczywiście ufała mu jak bratu.
To znaczy, żeby być dokładnym, ani trochę.
- Widzisz, Arreto - tubalny głos Borragha wprawiał w drżenie wszystkie przedmioty w tym pomieszczeniu - Ja wiem, że mi nie dowierzasz. Muszę przyznać, że nie dziwię się temu, wszak niewiele dałem ci okazji do siostrzanej miłości. Wiedz, jednak, ze teraz szczerze wyciągam do ciebie rękę - Borragh poprawił się na wiklinowym krześle - Otóż mój znajomy, czarodziej Denelor, ma drobny problem i jest skłonny hojnie się odwdzieczyć za pomoc. Chodzi, zdaje się (Borraghowi często się zdawało choć pamięć miał niezawodną) o jakieś urządzenie, nad którym pracuje. Jeśli, droga siostro, miałabyś czas i ochotę możesz zyskać wdzięczność naprawdę wpływowego obywatela. Niech to będzie dowód mojej szczerej chęci zawarcia sojuszu rodzinnego miedzy nami. To jak będzie...?

*****

El Herbert West

Na rozległym peronie dworca kolejowego, w pobliżu bramy Ostrogarskiej, zatrzymał się monumentalny, dyszacy parą potwór.
Zarówno lokomotywę jak i przedziały wykuto z ciemnego żelaza, rzeźbiąc je w barokowe ozdobniki. Same koła, dwukrotnie większe od wzrostu przeciętnego człowieka, dawały niezłe pojęcie jak wielki był to konstrukt. Szyby w przedziałach, zakurzone od długiej drogi, pozwalały jednakże zajrzeć do środka. Do pomieszczeń wypełnionych wygodnymi fotelami z pluszu.
Na peron wysypał się kolorowy, dostatnio odziany tłumek podróżnych. Nowoprzybyli zmieszali się z pracownikami dworca oraz pasażerami czekającymi na swój pociąg, niczym kłęby pary z komina lokomotywy.
Po schodkach zszedł jeszcze jeden pasażer.
Mężczyzna, odziany z cudzoziemska, jak przystalo na uczonego męża, rozejrzał się po peronie. Nic nie przykuło jego uwagi. Ot, normalna aktywność ludzkiego tłumu.
Do stojącego na schodkach mężczyzny podszedł wąsacz w mundurze konduktora. W panującym rozgardiaszu pasażerowie nie mogli słyszeć słów, ale cudzoziemiec słyszał dobrze. Na pytanie odpowiedział uprzejmymi słowy i wąsacz zadowolony oddalił się.
Mężczyzna zszedł ze schodków. Z kieszeni kamizelki dobył zegarka na lańcuszku i starannie sprawdził godzinę. Do umówionego z Denelorem spotkania zostało jeszcze kilka godzin więc Herbert nie śpiesząc się zajął wiktykę, otwarty pojazd na dwóch wysokich kołach, z przedłużónym w razie zlej pogody, dachem, napędzanym siłą mięśni wiktykarza. Herbert podał mężczyźnie adres swego domu po czym odplynął myślami. Nie musiał się martwić, gdyż wiktykarz był bardzo sprawny i szybko zostawił za sobą peron, przedostał się przez bramę miejską (Herbert musiał to poczekać trochę na swoją kolejkę) i powędrował do domu swego pasażera w dzielnicy Srebrnej.
W tej samej dzielnicy znajdował się Uniwersytet, Biblioteka Miejska oraz Płacząca Baszta, dom czarodzieja Denelora Agravane.
Herbert miał jeszcze czas, mógł się odświeżyć po długiej podróży, odziać elegancko i przygotować dokumenty oraz spętać myśli w karny szereg. Denelor będzie ciekawy jego relacji, to nie ulegało wątpliwości...

*****

Tan Tellon Ve'Sell

Z zachodu nadciągała noc, gwiazdy niczym rozsypane na stole biesiadnym ziarna kaszy, wieczorne niebo niczym ciemny obrus oraz dwa księżyce. Ten większy, siejący srebrnym blaskiem, zwany Światynią. I mniejszy, ciemny, zwany Ogryzkiem.
Ulicą Srebrnej Dzielnicy szła trzyosobowa grupka. Dwoje z nich, mężczyzna i kobieta, o cechach po równo elfich i smoczych, szli blisko siebie, pogrążeni w cichej rozmowie. Towarzyszący im mężczyzna, w odświętnej szacie kapłana boga śmierci, trzymał się na tyle blisko by ich słyszeć i na tyle daleko by zapewnić minimum intymności i maksimum bezpieczeństwa.
O to ostatnie było zresztą dość łatwo. W dzielnicy, zamieszkanej głównie przez bogatych mieszczan i rzemieślników, często widać było patrole straży. Na dodatek Ostrogar, tak jak i jego siostrzane miasto, Gett-war-gar, został kilkadziesiąt lat temu, wyposażony w uliczny system oświetlenia. Matowe szklane kule na wysokich tyczkach przez cały dzień nasiąkały słonecznym blaskiem by we wrogiej ciemności nocy rozpalać się żółtym światłem.
Trójka wędrowców szła ulicami nie śpiesząc się zbytnio. Gdy zatrzymali się przed krępym donżonem, zbudowanym z bazaltu, ukoronowanym zębatymi blankami, stanęli na chwilę by rozejrzeć się po okolicy.
Przechodnie mijali trójcę nie zwracając na nich większej uwagi. Bogato odziani ludzie nie byli w Srebrnej niczym nadzwyczajnym. A ruch w tej części miasta trwał całą dobę.
- Cóż, Tellonie - kaplan jako pierwszy przerwał zadumę - Rozumiem, że to tutaj mieszka przyjaciel twego rodziciela. Który to, w imie dawnej przyjaźni, chce cię prosić o pomoc przy swym wynalazku. Nas prosić - dodał po chwili - Mam nadzieję, że zadbasz o to by była to przysługa obustronnie zyskowna, że tak powiem...

*****

Tan Rodrik Carsall

W monumentalnych salach i korytarzach Pałacu Sprawiedliwości odbijało się echo ciężkich kroków. Podkute buty budziły echa w przejściach udekorowanych obrazami olejnymi o tematyce śmierci i prawa, wotami żałobnymi oraz rytymi w stali cytatami z Kodeksu Katanów.
Rodrik Carsall, rycerz i kat w służbie Cesarza, przechodził tym korytarzem już wielokrotnie, ale zawieszony na ścianie obraz jak zwykle nieuchronnie przyciągnął jego uwagę. Zwany "Przeszytym zbrodniarzem" przedstawiał mężczyznę w zbroi starającego się podnieść z błota w czym przeszkadzała włócznia wbita w plecy.
Tylko bardzo spostrzegawczy obserwator mógł zauważyć wyjątkowo niepokojący uśmiech postaci przywodzący na myśl długie pajęcze cienie skradajace się przez noc by wślizgnąć się do domu uśpionych niewinnych.
Rodrik jak zwykle kontemplował uśmiech postaci na obrazie po czym, po raz kolejny, sięgnął do kieszeni swej tuniki by wydobyć kartę papieru zlamaną dwukrotnie. Raz jeszcze przeczytał krótki list.

Rodriku, wybacz że odrywam Cię od twych obowiązków, ale chciałbym dziejszego wieczoru gościć Cię w Płaczącej Baszcie. Twój przyjaciel - Denelor.

Tak po prostu. Mistrz magii Denelor Agravane jak zwykle pominął swój tytuł i nazwisko rodowe. Ale znali się z Rodrikiem od lat odkąd czarodziej skończył wykładać w szkole elektorów, kandydatów do profesji katowskiej. Wykładał etykę i polubił swego żarliwego uważnego studenta. Przez kolejne lata obaj rozwijali swą znajomość, aż w końcu doszli do przyjaźni i wyświadczanych sobie wzajemnie przysług.
Dziś wieczorem.
Rodrik Carsall przyjdzie.

*****

Daryus Parkair

Młody czarodziej przeczytał ostatnie znaki interesującego zwoju, który studiował od wczoraj i z ulgą wstał by przeciągnąć zastałe mięśnie.
Bibiloteka Ostrogarska, jak młodzieniec wiedział, była największą tego typu instytucją w całym znanym świecie. Licząc jej file rozsiane w całym Imperium zawiarała w sobie kilka milionów tomów. Tylko Smocza Biblioteka, za czasów najwiekszej potęgi Reptillionów, mogła się z nią równać.
Omijając studiujących scholarów Daryus podszedł do wysokiego wąskiego okna w murach pomieszczenia katalogów. Przez chwilę cieszył się ciepłem letniego słońca gdy nagle jego uwagę przykuł niewielki szaro-czerwony ptaszek podskakujący na parapecie. Dlaczego to właśnie przykuło jego uwagę?
Cóż, posłańcami mistrza Denelora nader często były ptaki.
Dziob uchylił się i ptasi śpiew, brzmiący dla przypadkowego przechodnia zupełnie niewinnie, w umyśle Daryusa przekształcił się w słowa.
- "Daryusie, dziś wieczorem mamy gości w baszcie. Pragnę byś zjawił się wcześniej i pomógł przygotować Machinę oraz pomógł służkom w porządkach tak żeby wszystko było na poziomie - Denelor."
Ptaszek przestał śpiewać, z wrednym wyrazem dzioba narobił na parapet, po czym odleciał.
To będzie bardzo interesujący wieczór. A moze mistrz zaprosił niewiasty? Czas pokaże.

*****

Płacząca Baszta, umiejscowiona w zachodniej części Dzielnicy Srebrnej, koło ulicy Szklanej. Zbudowana z czarnego niczym smoła bazaltu, ukształtowana w klasyczną formę budowli obronnej wyglądała niczym ostatni ząb w szczęce starca. Usadowiona między sklepem z dywanami, a sklepikiem ze zdrową żywnością nie przyciągała wiele uwagi.
Co było życzeniem jej gospodarza.
Budowla miała trzy kondygnacje nadziemne i dwie podziemne. I, choć czarodziej często miewał gości, to do najniższej i najwyższej kondygnacji mało kto miał dostęp.
Dzisiejsi goście schodzili się kolejno w ciągu pół godziny. Każdego z nich gospodarz witał osobiście i prowadził po krętych schodach do pierwszej nadziemnej.
W komnacie kluczową pozycję zajmował hebanowy stół przykryty ciemnozieloną ceratą zastawiony srebrem i porcelaną. Waza z zupą z pomidorów, talerze i deseczki zastawione chlebem, mięsem, rybami, jarzynami i innymi prostymi potrawami. Wokół osiem krzeseł. Ściany dookoła w przyjemnym zgaszonym kolorze pokryte gdzieniegdzie olejnymi obrazami największych mistrzów pędzla i płótna. Eleganccy mężczyźni i kobiety o pięknych surowych twarzach zdawali się obserwować gości. A może i obserwowali. Wszak to dom maga.
Gdy wszyscy już się zgromadzili mały czarodziej, siedzący, jak przystało gospodarzowi, u szczytu stołu, złożył dłonie i poczekał aż pozostali zrobią to samo.
- Bogowie - jego głos był czysty i mocny - Wy wiecie, że tu jesteśmy. I wiecie, ze jesteśmy głodni. Amen.
- Amen!
W trakcie posiłku nie rozmawiano prawie wcale, nie licząc okazjonalnych próśb o podanie solniczki lub serwetki. Wszyscy postępowali tak posłuszni lokalnemu obyczajowi każącemu unikać przy posiłku poważniejszych tematów.
Po skończonym posiłku dwie cichutkie i pachnące krochmalem służki zebrały kuchenne utensylia i podały gościom fajki. Gospodarz sam wybrał mieszankę, jedna czwarta krasnoludzkiego tytoniu. Zapalono. Zaczęły się pierwsze rozmowy.
Gdy dym fajkowy rozrzedził się nieco, a pierwsze znajomości zostały nawiązane, Denelor wytrząsnął ze swej fajki resztki popiołu i poprosił o uwagę.
- Moi drodzy. Z pewnością zastanawiacie się dlaczego was tu zaprosiłem. Choć, i mówię to szczerze, widok wasz sprawia mi radość, to faktycznie mam do was sprawę. Niekoniecznie pilną, ale z pewnościa ważką.
- Jak wiedzą nieliczni od pewnego czasu pracuje przy urządzeniu mającemu szczególne magiczne właściwości. Chodzi to, konkretnie, o funkcję tworzrenia światów, półsfer egzystencji. Doszedlem do etapu końcowego i stworzylem jedną półsferę, tak, rzekłbym, dla wprawy. Niestety, doszło do wypadku...
Czarodziej zamilkł na chwilę. Jego ciemne oczy błyszczały w blasku lampy.
- Ci z was, którzy mnie znają wiedzą, że jestem żonaty. Otóż wypadek, który miał miejsce niespełna miesiąc temu dotyczy mej małżonki. Towarzyszyła mi w procesie tworzenia sfery i mój fatalny błąd wciągnął ją do środka. Z uwagi na specyfikę zaklęcia nie mogę zdalnie jej wyciagnąć. W tym celu trzeba wejść do środka, stać się częścią sfery, a ja nie moge tego uczynić gdyż wówczas nie byłbym w stanie wrócić. Ktoś musi kontrolować zaklęcie z zewnątrz i w decydującym momencie przerwać jego działanie. W tym nikt mnie nie zastapi. Nawet Daryus, - czarodziej wskazał mężczyznę, którego przedstawił jako swego ucznia - mimo swych niemałych umiejętności nie byłby w stanie tego uczynić.
- Dlatego mam do was prośbę. Chciałbym byście wzięli udział w tej ekspedycji ratunkowej, byście zbadali stworzoną przeze mnie sferę i uratowali moją Impi. Ja będę nadzorował zaklęcie z zewnątrz i w decydujacym momencie wyciagnę was wszystkich. Oczywiscie za pomoc chętnię się odplacę i gwarantuję, że nie znajdziecie mnie skąpym. Mój skarbczyk, moja biblioteka stoją przed wami otworem. Że nie wspomnę tu o mej dozgonnej wdzięczności.
- Z pewnością macie pytania i uwagi. Mówcie proszę, a ja postaram się rozwiać wasze wątpliwości.
- Słucham was.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 18-07-2018 o 09:14.
Jaśmin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172