Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2018, 18:09   #1
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
[WoHF DnD 5ed] Stojący Kamień (18+)


Wolne Miasto Niezwyciężonego Suwerena- miejsce, do którego mimo skomplikowanego prawa i niechlubnej reputacji zmierzają wszelkiej maści śmiałkowie i kupcy chcąc zyskać sławę i bogactwo. Wielu z nich nie znając panujących zasad kończy jednak jako niewolnicy, a czasem ginie w ciemnych uliczkach od pchnięcia sztyletem, albo w rezultacie nagłych zatruć i dziwnych chorób. Bajeczne pałace, imponujące wieże i wspaniałe, budzące podziw świątynie są tutaj zwyczajnym widokiem. Między nimi rozciągają się dziesiątki domostw, karczm i kramów, w których można kupić niemal wszystko. Na każdym rogu znajdzie się jakiś żebrak bacznie podsłuchujący wszystkich dookoła i tak jak każdy w mieście wie, że bez poparcia większej grupy, lub wpływowych jednostek niewiele tutaj osiągnie.

Kto wie, jak potoczyłyby się więc wasze losy gdyby nie Hadrian Melendrez? Arystokrata szanował was i wasze umiejętności, które znacznie odbiegały od tych, oferowanych przez podrzędnych najemników. Zawsze miał dla was coś do roboty czy to w mieście czy poza jego obrębem. Nie szczędził też grosza na zaliczki oraz premie za dobrze wykonane zlecenie i jakimś dziwnym sposobem zawsze udawało mu się wyciągnąć was z tarapatów kiedy sprawy się skomplikowały. Ostatnio jednak Melendres wydawał się być mniej pewny siebie. Po skończonych zadaniach coraz częściej zadawał wam dziwne pytania jak “czy kręcił się tam jakiś łysy niziołek?” albo “czy ktoś rozpoznał, że jesteście ode mnie?”. Od jakiegoś czasu nierzadko widywaliście go też w towarzystwie żebraków. Nie było tajemnicą, że większość kloszardów należała do gildii handlującej informacjami. Niemal każdy w mieście korzystał z ich usług, choć Hadrian co było do niego niepodobne wydawał się wyraźnie zdenerwowany w rozmowach z nimi. Napiętą atmosferę potęgowały tylko jego zdawkowe wyjaśnienia. Po tygodniach zbywania i wymijających odpowiedziach szlachcic zaprosił was w końcu na poufne spotkanie dając do zrozumienia, że rzuci trochę światła na przyczyny swojego nietypowego zachowania. W końcu znaliście się już nie od dziś i był wam to winien. Kiedy stawiliście się w jego posiadłości, Hadriana Melendreza nie było. Poszukiwania arystokraty spełzły na niczym. Nikt nie wiedział gdzie może się znajdować i wydawało się, że po prostu zniknął jak kamfora. Brak jakiegokolwiek tropu zniechęcił was wreszcie do kontynuowania poszukiwań, aż pewnej nocy pochwycono was jednego po drugim z zaskoczenia.

Porywacze działali szybko i z niesamowitą sprawnością nie dając najmniejszych szans na obronę czy ucieczkę. W tych stronach mógł to być tylko Czarny Lotos. W ciągu zaledwie kilku godzin złapali wszystkich i czymś odurzyli. Obudziliście się leżąc w ciemnej, okrągłej komnacie. Może było to piętro jednej z wież? Przez wąskie szpary w ścianach widać było, że już świtało. Zgiełk z zewnątrz świadczył, że wciąż byliście w mieście, ale jedyne co mogliście sobie przypomnieć to krótkie przebłyski świadomości w drodze do wieży. Cały wasz dobytek leżał na wielkim stole pod ścianą. Miecze, zbroje i cała reszta ekwipunku wydawała się być na wyciągnięcie ręki. W środku komnaty klęczał zakapturzony osobnik poprawiając kredą jakieś glify wyrysowane wokół świecącego słabym, błękitnym światłem kręgu.

- Ach! Obudziliście się w końcu. To dobrze, bo mam jeszcze dzisiaj całą masę spraw do załatwienia - powiedział jak gdyby nigdy nic. - Ale nie o tym. Macie pewnie dużo pytań prawda? Nawet sobie nie wyobrażam jaki byłbym zdenerwowany gdyby ktoś mnie tak porwał w środku nocy. Mój przełożony uprzedził mnie, że możecie być rozgniewani a nawet niechętni do współpracy, dlatego zabezpieczyłem się na wypadek... pewnych ewentualności. - czarodziej rzucił w waszą stronę kawałkiem kredy, która nagle zmieniła kierunek lotu jakby odbijając się od niewidzialnej ściany. - Nie radzę więc robić nic głupiego. Z tego co wiem pracowaliście dla Melendreza. Nie zatrudniłby bandy pieniaczy. Na pewno jesteście więc rozsądni i te środki ostrożności nie będą potrzebne. Powiem wam zatem tyle ile wiem, a potem to czego od was oczekują
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 19-08-2018, 21:00   #2
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Gorthak instyktownie zerwał się na równe nogi, macając czy ma na plecach swój topór, najwierniejszego kompana. Nic nie poczuł, co go zaniepokoiło. Próbował sobie przypomnieć wydarzenia wczorajszego wieczoru, chyba pili i grali w kości z Hassanem, zdaje się że ta spryciula Saxa też tam była... odkąd odciął rękę jednemu szachrajowi jakoś mniej było chętnych do gry... potem ktoś go chyba ogłuszył a teraz ten magik im groził?
- Nie potrzebuje topora, skręcę ci kark gołymi rękoma! - zawołał, skacząc w kierunku czarownika gdy ten gadał. Magiczna bariera zadziałała jednak podobnie jak w przypadku kawałka kredy i rosły pół-ork zderzył się z niewidzialną ścianą.
- Zapłacisz za to, Melandeza też porwałeś?! - warknął były gladiator podnosząc się z ziemii, wściekły że znowu został zniewolony.

Hassan miał zły dzień. Kac najwyraźniej wciąż go trzymał, ale był na tyle przytomny, by zdawać sobie sprawę z sytuacji. „Życie znów się komuś zesrało. Dlaczego tylko musi wtedy dymać mnie?” myślał zastanawiając się, jak bardzo przesadził z wczorajszym chlańskiem w „Czterech wichrach”.
„Czarodzieju...” Myślał sobie Hassan „przecież niezależnie co powiesz, zajebię cię prędzej czy później. Nawinę Ci flaki na glewię, masz to jak w krasnoludzkim banku” klął w myślach.
“Przecież te osłony...nie będą wieczne”, myślał z rozkoszą próbując zachować kamienną twarz i grać skacowaną i nieświadomą specjalnie niczego ofiarę. Rzucił tylko kontrolnie wzrokiem, czy aby jego graty są na miejscu, bezpieczne. Były.
Awen powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła. Nie rozpoznała miejsca w którym się znajdowała. Nie pamiętała też jak się w nim znalazła. Zaczęło kręcić jej się w głowie, natychmiast zamknęła oczy licząc, że tak uspokoi płynący potok myśli. Ostatnie co pamięta to obietnica spotkania z Shillen – ona jako jedna mogła jej pomóc w znalezieniu talizmanu. Kto jak kto ale elfka przebywając w Mieście Niezwyciężonego Suwerena musiała doskonale poznać jego podziemia. A co z Melendrezem? Nagle w jej głowie gwałtownie zrodziła się szalona myśl. „Co jeśli mnie oszukał? Jeżeli tak – to niech mocarna bogini życia ma go w swojej opiece bo sztylet w jego piersi ugrzęźnie głęboko!” Nagle usłyszała głos – niby obcy ale odrobinę znajomy. Niewiele zrozumiała z wypowiedzi nieznajomego. Rozejrzała się ponownie spoglądając uważnie na towarzyszących jej współporwanych. Zrozumiała jedno – teraz to im musi zawierzyć swój los i choć niechętnie – musi im zaufać.
Hassan spojrzał na boki, dostrzegając znajome twarze. Kiwnął głową w stronę czarodziejki i kapłanki. Potem jego wzrok padł na Saxę, Gorthaka i Shillen. Do nich uśmiechnął się, jak do znajomych kamratów.

Saxa zerwała się na równe nogi, jak tylko usłyszała wrzask Gorthaka. Pamiętała jak wieczorem ostatni raz ogrywała wojowników z ich złota. Tej nocy miała zamiar spakować siebie ojca i wynieść się z tego miasta. Po zniknięciu Melendreza nie czuła się już tu pewnie, zwłaszcza bez protekcji arystokraty.
Miała w planach się pożegnać z Allaynem, ale nie mogła czekać zbyt długo, kiedy ten nie zjawiał się zabrała swoją wygraną, manatki z pokoju Galiel i wymknęła się.
Nie dotarła do dzielnicy podmiejskiej, ktoś ją śledził ktoś dobry, nie potrafiła go zgubić i w końcu ją dopadli. Sądząc po towarzystwie nie tylko ją.
- Uspokój się wielkoludzie, ktoś tutaj ma chwilowo lepsze karty od nas - zwróciła się złodziejka do Gorthaka, ale kontynuowała wypowiedź już zwrócona do maga.
- No dobra nie da się ukryć, że masz naszą pełną uwagę. Niektórzy z nas mieli już ustalone plany na wieczór, toteż wyłożenie nam kto chce zostać naszym nowym “pracodawcą” i co chce żebyśmy zrobili byłoby mile widziane - Saxa zgadywała, ale nadal wszyscy żyli czyli byli do czegoś potrzebni, można to dobrze rozegrać i może uda im się dostać lepsza umowę niż z Melendrezem. “Wybacz staruszku, ale musimy sobie jakoś radzić.”
- Ty pieprzony… - Drowka zaczęła rzucać najgorszymi obelgami jakie tylko ślina na język jej przyniosła. - wypuść nas lepiej, bo jak sama się wydostanę, to nie ręczę za siebie. - syknęła przez zaciśnięte zęby. Chwilę później przypomniała sobie, że chwilę przed tym zanim ktoś “zgasił jej światło" wałęsała się po mieście w towarzystwie swojego wilka.
- Rahnulf… gdzie jest Rahnulf?! Gdzie zabraliście mojego wilka, do cholery?! - wrzasnęła.

Awen skierowała wzrok w kierunku Shillen. Dochodzący z jej strony awanturniczy hałas spowodował zakłócenie przepływu jej wewnętrznego strumienia myśli i emocji. Jednak w obecnej sytuacji musiała przyznać jej rację. Tylko od maga mogą pozyskać niezbędne informacje aby przerwać ten chaotyczny stan w którym wszyscy się znaleźli nie ze swojej woli.
- Sugeruję żebyśmy zaczęli od początku. - Awen skierowała swe słowa do pozostałych po czym spojrzała na maga i zapytała.
- Dla kogo pracujesz i czy wiesz gdzie jest Melendrez? - Awen z uwagą przyglądała się magowi. "Jeżeli zaczniesz łgać - wyczuję to" Spojrzała na Hassana i Gorthaka "oni też to zauważą ale nie będą już tacy łaskawi jak ja".

Allayn chwilowo wolał nie otwierać oczu. W niektórych przypadkach opłacało się udawać nieobecnego - nie tyle ciałem, co duchem. Wiedza o tym, gdzie się znajduje, mogła się przydać, ale chwilowo wolał się zorientować, z kim ma przyjemność. Wątpliwą.
Porywacz, to było pewne. Gorthak. Saxa. Shillen (co było mniej przyjemne). Awen.
Sama śmietanka, można by rzec.
Ale na razie nie miał zamiaru brać udziału w wymianie poglądów. Wolał cierpliwie czekać.

Hassan popatrzył na podłogę, szacując, czy magiczna zasłona czarodzieja zabezpieczyła również podłogę. Oceniał, czy dałby radę rozbić nogą jedną deskę, i spróbować się do niego dostać. Zmarszczył brew widząc kamienną posadzkę, i choć myślenie nie było jego najmocniejszą stroną to zrobiłby wszystko by zniszczyć wroga jak najszybciej.Zerknął też na położenie okien próbując opracować inny plan. Popatrzył też na sufit. “Gdzieś musiał przekombinować”, myślał Hassan próbując dostrzec jakąś lukę w jego obronie.

Łowczyni nie zwracając uwagi na słowa Awen, znów rzuciła pełnym gniewu głosem:
- Powtórzę, gdzie do cholery jest mój Rahnulf?! - w tej chwili los jej zwierzęcego towarzysza obchodził ją bardziej, niż znajdujących się obok znajomych z pracy u Melendreza najemników.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 30-08-2018 o 08:06.
BloodyMarry jest offline  
Stary 19-08-2018, 21:49   #3
 
Jessica Hyde's Avatar
 
Reputacja: 1 Jessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputację
Czarodziej westchnął ze zrezygnowaniem na widok pędzącego pół-orka po czym wstał i podszedł wolnym krokiem w waszym kierunku, aby w końcu zdjąć kaptur. Waszym oczom ukazał się mężczyzna w podeszłym wieku. Jego poznaczona zmarszczkami twarz wydawała wam się dziwnie znajoma, ale trudno było sobie przypomnieć skąd. Może widzieliście go raz czy dwa u Melendreza? Może gdzie indziej? Dopiero Lieselotte rozpoznała człowieka, który czasem gościnnie prowadził wykłady dla różnych grup czarodziejów. Był to Langwellen Błękitny- najznamienitszy mag w mieście. Któż mógł być więc jego przełożonym? Sam Niezwyciężony Suweren?
- Ech, naprawdę liczyłem, że będziemy mogli normalnie porozmawiać, ale nie dziwię się wam. Przede wszystkim przepraszam za to jak zostaliście potraktowani. Sam wolałem rozwiązać to w bardziej cywilizowany sposób, ale Lotos i te ich wszystkie środki bezpieczeństwa... - Czarodziej spojrzał wymownie na sklepienie. - Dobrze. Odpowiem zatem na wszystkie wasze pytania. Dla kogo pracuję? Dla tego miasta, a ściślej dla jego władz. Nie wiem jednak gdzie jest Hadrian i nie wie tego nawet Czarny lotos, ale pracują nad tym. Waszemu inwentarzowi nie poczyniliśmy żadnej krzywdy i zostanie wam zwrócony bez względu na waszą decyzję. Ale najważniejsze - po co was tutaj ściągnęliśmy? - Langwellen zrobił krótką pauzę jakby zastanawiając się od czego zacząć. - Melendrez pracował dla nas w pewnej sprawie. Niestety nie została ona dokończona, a wszystko zaczęło się komplikować kiedy zaginęło po nim kilka kolejnych osób z jego bliskiego otoczenia. Być może was też by porwano, dlatego agenci woleli działać szybko. Proponuję aby każdy zajął się tym w czym jest najlepszy. Lotos odnajdzie porwanych, wy dokończycie to co zaczął Melendrez, a ja popracuję nad waszym wynagrodzeniem. - Mag przyglądał wam się badawczym wzrokiem próbując odgadnąć wasze reakcje. - Oczywiście będzie ono większe niż to co kiedykolwiek dostaliście od Hadriana. - Czarodziej dotknął magicznej bariery, po czym jego dłoń przeszła przez nią. Zdaliście sobie sprawę, że rozproszył zaklęcie. - Nie chcę budować naszych relacji na podejrzliwości. Macie wybór możecie odejść i czekać aż wasz pracodawca zostanie odnaleziony, albo przyjąć swego rodzaju awans i pomóc nam w rozwiązaniu tego problemu. Czy chcecie poznać szczegóły tej sprawy?

Słysząc słowa o większym wynagrodzeniu oczy drowki wręcz zabłysnęły:
- Chętnie poznam szczegóły sprawy, ale najpierw chcę wiedzieć czy mój wilk jest cały. Każ go tu przyprowadzić - naciskała, jednak już trochę spokojniejszym głosem.

Saxa, potrzebowała chwili by rozważyć za i przeciw. Miała ochotę wyjechać z miasta ale dodatkowy grosz zawsze się przyda w podróży. Chociaż utrzymywanie swojej drugiej persony może być problematyczne.
- A jak będziemy czekać na futrzaka możemy porozmawiać już na temat konkretnych cyfr i co dokładnie mamy za nie zrobić - powiedziała, mijając wcześniejszą granice bariery i zbliżyła się do czarodzieja, stając między nim a możliwe że nadal wkurzonymi wojami, którzy mogliby chcieć jednak z czystej dumy uniemożliwić jej ten dodatkowy zarobek.
Shillen posłała w stronę Saxy spojrzenie, który gdyby mogło zabiłoby dziewczynę.
Allayn uśmiechnął się, słysząc słowa przyjaciółki. Cała Saxa.
- Szczegóły będą mile widziane - poparł przedmówczynię.
- Witamy i śpiącego królewicza - zakpiła łotrzyca z ‘przebudzenia się’ maga. “Musi popracować nad udawaniem nieprzytomnego, może mu powiedzieć, że oddech zdradza takie rzeczy?”
- O, nasz mieszaniec się obudził - drowka rzuciła od niechcenia widząc, że pół-elf przestał bawić się w swoje udawanie.
- A ty jak zwykle pyskujesz, kreciku, zamiast normalnie mówić - odparł Allayn.
Łowczyni podniosła dłoń mając w planach trzepnąć zaklinacza za nazwanie jej “krecikiem”, ale powstrzymała się. W obecnej sytuacji nie mogła pozwolić sobie na bójki z “towarzyszami”, nawet jeśli jednym z nich był zwykły “kundel”. Splunęła jedynie w kierunku pół-elfa, nie odpowiadające na jego słowa. Spojrzała na maga wymownym wzrokiem, czekając aż ten w końcu sprowadzi tu Rahnulfa.
Awen w napięciu wysłuchała Maga. To co usłyszała wzbudziło w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony czuła niepokój - kolejna misja która oddali ją od jej celu jakim jest znalezienie artefaktu. Z drugiej strony ma okazję współpracować z kimś znacznie bardziej wpływowym niż Melendrez. Spojrzała jeszcze raz na pozostałych towarzyszy próbując poznać ich myśli i obawy jednak ponownie poczuła jak mało o nich wie. "To nie czas na obawy, nie- to nie ten czas!" Awen zacisnęła pięść jakby chciała zdusić w sobie całą niepewność i skierowała swój głos w kierunku Maga.
- Nie wiem jak pozostali, ale ja chętnie wysłucham Cię do końca. "I obym tego nie żałowała".

Lieselotte obudziła się jako jedna z pierwszych, ale od tego czasu pozostawała w takiej samej pozycji, na wpół siedząco, podpierając się rękami z tyłu. Z początku zastanawiała się, czy to nie znowu jakieś dziwne sny, które nawiedzały ją, gdy zasypiała przy książkach. Ale niestety nie tym razem. Otworzyła wreszcie szeroko oczy i podniosła się z ziemi. Zaczęła otrzepywać suknię z piachu i brudu. “Świetnie, zdobyłam ją niedawno i znowu muszę kupić nową”. Zgarnęła do tyłu wreszcie lok jasnych, prawie białych, blond włosów, który opadał jej na twarz. Nieco denerwowała ją obecność Saxy, Shillen oraz Gorthaka, w towarzystwie których czuła się niepewnie. Na całe szczęście był tu Hassan, obecność silnego wojownika dodała jej otuchy.
- Mistrzu Langwellen, naprawdę nie dało się tego zrobić inaczej? Może… subtelniej? - odezwała się nekromantka, prawie że urażonym tonem, po czym skierowała się w stronę stolika. Była tu też jej parasolka. Dobrze, bo magini wolała ją mieć przy sobie. Źle, bo porywacze wiedzieli, że nie jest to zwykła osłona przed słońcem lub deszczem. Wzięła owo skrzętnie ukryte berło skupiające moc magiczną i oparła się na nim dwiema rękami.

Hassan podszedł do czarodzieja bardzo blisko po czym dotknął go palcem.
- Wystarczyło znaleźć nas w karczmie. - Zmarszczył brew, ale ogólnie nie zamierzał już robić krzywdy czarownikowi. - Mów. Co to za robota?
- W karczmie by ci przeszkadzało, że przerwał ci picie. - Drowka zaśmiała się. Pomijając fakt dokarmiania wilka bez jej zgody, wojownik budził w niej największe, a przynajmniej szczątkowe zaufanie.
Wojownik wzruszył ramionami uśmiechając się szeroko - Może tak...może nie. zależy co by powiedział
 
Jessica Hyde jest offline  
Stary 22-08-2018, 22:35   #4
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Półork zaciskając wściekle zęby przeniósł spojrzenie z czarownika, którego krew pragnął przelać, na Saxę, która próbowała go uspokoić, jak znał tę dziewczynę pewnie już coś knuła. Pozostali też zdecydowali się wysłuchać czarownika, poza Hassanem i Saxą znał ich przelotnie - pamiętał, że raz bawił się z tym wilkiem Shillen, była w nim dzikość której miastowe kundle nie miały, chyba przypadli sobie do gustu. Rozumiał, czemu drowka tak się wścieka o los towarzysza, choć sam nie miał tak bliskiej mu istoty. W każdym razie wszyscy pracowali dla Melandreza i wydawali się być kompetentni, nawet ta wyglądająca jak laleczka szlachcianka z parasolką - z tego co wiedział, była utalentowaną czarodziejką.
Kiedy bariera zniknęła, doskoczył do swojego plecaka po broń. Z wielkim toporem w ręku oparł się plecami o ścianę, niczym przyparty do muru zwierz, łypiąc na maga spod oka. Ale sam jeden nie miał zamiaru atakować.




- Uwierzcie, że chciałbym aby ta rozmowa odbywała się na innych warunkach, ale nie wszystko z tego co tu się wydarzyło jest pod moją jurysdykcją - odparł Langwellen. - Nie wiemy jeszcze kto stoi za zniknięciem Melendreza, więc Lotos uznał takie działanie za konieczne. W końcu jednak wykluczyli możliwość waszego udziału w porwaniu. - Czarodziej rozejrzał się po awanturnikach - orientujecie się zapewne jak układają się nasze stosunki z Viridistanem? Niektórzy uważają, że to oni stoją za tą akcją. - starzec zamilkł na chwilę i odwrócił wzrok w kierunku drowki - ach! Wilk! Jest tutaj, piętro niżej. Cały i zdrowy. - zawołał znienacka jakby dopiero przypomniał sobie o Rahnulfie. - Ulgrim powiedział, że nie z żadnym razie nie będzie go pilnować. Uznał, że jest zbyt... narowisty. - po czym krzyknął w odwracając się w stronę przeciwległej ściany - Kellyte! Jesteś na dole!? Czy mogę cię prosić o przyprowadzenie wilka?! - Nie minęła chwila, a z podłogi po drugiej stronie zacienionej komnaty zaczął wyłaniać się psi kształt, a za nim kobieta. Dopiero teraz zauważyliście, że były tam schody. W końcu rozpoznaliście wilka prowadzonego przez blondwłosą dziewczynę z kwaśną miną, która wszystkich mężczyzn zmierzyła hardym spojrzeniem. Na jej przedramieniu widać było opatrunek z bandażu. Wypięła z uprzęży zwierzę, które natychmiast ruszyło w stronę elfki, po czym bez słowa wróciła po schodach na dół.
- Amazonka, ale najlepiej w tej wieży potrafi obchodzić się ze zwierzętami - skomentował czarodziej. - Wrócę zatem do meritum, bo goni mnie już czas. Wiele lat temu pojawiło się w mieście dziwne humanoidalne stworzenie określające się jako githzerai. Nie będę brnął w szczegóły jego krótkiego pobytu tutaj. Powiem tylko, że materiał, z którego zrobiony był jego miecz zafascynował mnie. Całe dekady próbowałem odtworzyć ten materiał z marnym skutkiem tworząc najdziwniejsze stopy jakie mógłby sobie wyobrazić metalurg. Ponad rok temu natknąłem się jednak na metal, który sprostał wszelkim próbom. Przy użyciu odpowiedniej receptury można z niego wytworzyć broń, która w pewnym stopniu jest podobna do ostrzy karach, a w niektórych aspektach nawet lepsza. Wyobrażacie sobie wojownika, który siłą woli może przekształcić swoją broń i dopasować ją do sytuacji? Oręż lekki i celny jak żaden inny? Niestety jedyna kopalnia, z której można czerpać ten materiał jest setki kilometrów stąd, w Bress, a ostatnią dostawę tego metalu miałem wiele miesięcy temu. I tutaj zaczyna się wasze zadanie. - Langwellen podszedł do stołu wyciągając ze stosu zawiniątko z kawałkiem suchego mięsa i podał je Hassanowi. - krasnoludy przestały wydobywać metal, a zamiast tego zajęły się polowaniem i zbieraniem pożywienia. Od miesięcy mają coraz większy problem z żywnością, a nie chcą naszej pomocy twierdząc dumnie, że nie mają zamiaru uzależniać się od naszych dostaw. Nie dziwię im się. Może mało znam się na kupiectwie, ale wiem, w jakim kierunku by to zmierzało. Chcę abyście im pomogli rozwiązać ten problem. Pozwoli nam to nawiązać z nimi bliższe relacje handlowe. Oczywiście nie za darmo. Kiedy wy będziecie rozwiązywać sprawę z wydobyciem, ja wykonam dla każdego z was po sztuce tej niezwykłej broni. Jeżeli wykonacie zadanie, broń będzie wasza, jeżeli zaś się wam nie powiedzie, to w najgorszym razie otrzymacie złoto z moich prywatnych pokładów jako rekompensatę za stracony czas i zasoby.
Hassan spojrzał na mięso i wziął jeden kawałek chwilę go oglądając i wąchając, po czym opuścił nisko, machając nim i patrząc na Rahnulfa.
Drowka widząc jak ślepia wilka świdrowały trzymane przez wojownika mięso, przewróciła oczami i powiedziała:
- No jak już musisz to mu to daj, bo do łba dostanie jak mu tak tym przed pyskiem będziesz machał… - “robią mi z wilka pieska kanapowego” pomyślała. Zwierzak słysząc zgodę swojej pani, podniósł łeb i postawił uszy wpatrując się w wojownika.Ten podał mu mięso, uśmiechając się do niego i głaszcząc po głowie i drapiąc za uchem. Wilk chwycił mięso łapczywie i zaczął szarpać je swoimi ostrymi zębami.
Bress? Nazwa niezbyt dobrze się Allaynowi kojarzyła, ale miał nadzieję, że przeszłość go nie dopadnie. W każdym razie z deklaracją wolał poczekać, aż się wypowiedzą inni.
Awen potrzebowała chwili do namysłu. Podjęcie decyzji w warunkach dręczących ją wątpliwości wymagało od niej określenia prawdopodobnych konsekwencji i możliwych kompromisów z którymi przyjdzie się jej zmierzyć. Sam fakt pracy dla Melendreza był dla niej nielicznym wyjątkiem od zasady. “czy poradze sobie z tym zadaniem?” - Awen rozejrzała się wokół siebie ale jej spojrzenie było inne niż poprzednio. Uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd znalazła się w grupie nieznajomych, co nie umknęło uwadze pozostałych. Przyglądając się obecnej sytuacji z innej perspektywa, Awen dostrzegła że to co wcześniej wydawało jej się być pechem może przynieść w przyszłości dobre rezultaty. Kierując głos w kierunku reszty grupy zdecydowanie zapytała.
- To kiedy ruszamy? A może idę sama?
- Sama? I myślisz, że pozwolimy ci zgarnąć całą kasę dla siebie? - spytała drowka.
- Tak, nie myśl że pozwolimy przejść takiej okazji zarobkowej koło nosa - dodała trochę spóźniona w tym łotrzyca, która zawtórowała drowce nawet nie przemyślając swojego postanowienia.
- Ruszymy razem - wojownik wciąż drapał wilka za uchem - no, chyba, że ktoś ma inny pomysł na spędzenie reszty dnia w mieście? - popatrzył po pozostałych
- Zgoda - odparła Awen - przyda wam się dobry kapłan, rozumiem że dzielimy się po równo?
- Inna opcja chyba w grę nie wchodzi. - odparła drowka spoglądając na wojownika, który według niej zbytnio spoufalał się z Rahnulfem. Hassan widząc wzrok elfki puścił w końcu Rahnulfa, kiwając twierdząco głową.
Wilk usiadł przy swojej pani, ta zaś objęła dłońmi jego wielki, kudłaty łeb i zaczęła go głaskać słuchając co reszta ma do powiedzenia.
- Wilk się nie wlicza do podziału - zaznaczyła Saxa, ot tak.
Drowka spojrzała na nią krzywo.
- Wiem tancereczko-lafiryndo, jemu jako nagroda wystarczy coś co będzie mógł zjeść. Najlepiej żywego, ma silny instynkt łowiecki, prawda? - spojrzała na wilka dalej głaszcząc jego łeb. Ku zdziwieniu obecnych ostatnie słowo zaakcentowała wręcz z czułością.
- Gdyby się wliczał, kasowałbym za swojego konia. To oczywiste, że podział jest od głowy - wojownik mruknął w odpowiedzi. - Znaczy się, mamy pomóc krasnalom, znajdującym się setki mil stąd...mamy im jedzenie dostarczyć czy sprawdzić ich kopalnię? I co ma do tego Viridistan?
- Koń nie pomaga pozbywać się przeciwników, Hass, ale i tak się wlicza jako dodatek do mrocznej suki - mruknęła Saxa odgryzając się elfce.
- Ekhmm, czyli kwestia podziału uzgodniona? - zapytała Awen.
- Mnie nazywasz suką? - drowka warknęła na łotrzynię. - To ty przesiadujesz starym, napalonym dziadom na kolanach i kręcisz przed nimi dupą - dodała pod nosem po elficku.
- DOSYĆ! - huknął Hassan - uciszcie się choć na chwilę, aby ten czarownik przekazał nam szczegóły. Potem możecie zejść na dół i drapać się do woli! - warknął, próbując doprowadzić do porządku obie kobiety.
- Uważaj, bo będziemy się bić w błocie dla twojej uciechy - powiedziała łotrzyca to już pod nosem że by tylko ci co stali najbliżej mogli słyszeli jej sarkazm, ale dała skończyć wypowiedź czarodziejowi.
- Dziękuję - rzekł czarodziej masując jednocześnie skronie. - Naprawdę mam jeszcze dzisiaj wiele pracy. Szczegóły podziału możecie ustalić w trakcie podróży. Jaka jest wasza decyzja?
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 26-08-2018, 18:06   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja się zgadzam, masz moją buławę - odparła Awen.
- Wchodzę w to - Valdis położyła ręce na biodrach gotowa do wyjścia z tej dziury.
- Ja też… - burknęła drowka sięgając po swoją broń.
- Zgoda, niewierny - kiwnął głową wojownik.
- Zgoda - dorzucił Allayn.
- Jak Hasaan i pozostali się zgodzili, to ja też dołączę, co mam tu do roboty… - mruknął niechętnie Gorthak. - A topór dwuręczny myślisz że można by z tego materiału zrobić? - Ciekawość zaczęła w nim walczyć z gniewem, z taką bronią chyba już nikt by nigdy w boju mu nie dorównał. - Tylko ja się znam na zabijaniu, nie na dokarmianiu karzełków… Jak to nie problem to możemy zaraz wyruszać, chyba, że wpierw zapasy w błocie? - Zarechotał w stronę awanturujących się przed chwilą pań.
- Wielu panom byłoby smutno jakbym uszkodziła jej buźkę - syknęła szyderczo Shillen. “Choć przyznam, miałabym z tego satysfakcję” pomyślała.
“Chciałabym zobaczyć jak próbujesz”, pomyślała butnie Saxa, chwilowo zmuszając się do milczenia.
- Chwileczkę - wtrąciła się Lieselotte - O ile obietnica tak hojnej zapłaty jest kusząca, to jedno mnie zastanawia. Mistrzu Langwellen, jeżeli krasnoludowie nagle mają problem, by wykarmić własne miasto, a wysyłasz nas tam z nadzieją znalezienia rozwiązania, to zgaduję, że nie chce Mistrz, żebyśmy dla nich polowali. Rozumiem, że w takim razie przyczyna głodu nie jest… naturalna. Wiesz coś więcej, Mistrzu?

- Zgadza się, ale to przedstawi wam Dwaflin, starszy w Bress. Dał mi tylko do zrozumienia, że potrzebni będą doświadczeni najemnicy o szerokim wachlarzu możliwości - wyjaśnił krótko starzec, po czym zwrócił się do półorka. - Mogę wykonać każdą broń białą wedle waszego uznania. Dla każdego znajdzie się tam coś do zrobienia. Bress leży w niemal samym centrum Puszczy Irminsulskiej. To niebezpieczne miejsce, ale z waszymi umiejętnościami na pewno sobie poradzicie. I jeszcze jedna ważna sprawa - jakkolwiek kopalnie nie byłyby oddalone od Viridistanu, to wciąż ma on tam pewne wpływy. Lepiej więc nie chwalić się skąd przybywacie. Może poza Ulgrimem i Dwaflinem, oni będą wiedzieć, że to ja was przysłałem. - Langwellen klasnął w końcu w dłonie uśmiechając się do was. - Wspaniale! Niezmiernie mnie cieszy, że się zdecydowaliście. Dokończę zatem przygotowania do otwarcia portalu, a wy w tym czasie możecie zabrać pozostały ekwipunek. Reszta waszego dobytku będzie już po drugiej stronie pod opieką Ulgrima. Kiedy otworzę przejście będzie dosłownie chwila, aby z niego skorzystać, zalecam więc pośpiech.

Saxa na hasło o ewakuacji zwróciła w końcu uwagę na jej manatki. Wypchany do granic pojemności plecak mógł wyglądać dziwnie, jakby Saxa była przygotowana do większej wyprawy poza miasto. Zarzuciła sobie bagaż na ramię i czekając na otwarcie portalu podeszła do Allayna.
- Ty przypadkiem nie byłeś już w Bress?
- Nie przypadkiem, ale byłem - odparł. - Wtedy to było w miarę spokojne miasteczko.
- Przynajmniej powiedz, że wiesz gdzie tam podają nie rozwodnione piwo - powiedziała z udawaną nadzieją Valdis
- Dobre wino, krasnoludzkie piwo... Palce lizać - odpowiedział.
Shillen także chwyciła za swój plecak i zarzuciła go sobie na plecy. Następnie chwytając za swój kołczan zwróciła się do pół-elfa:
- No czyli masz jakąś przydatną wiedzę, kundelku.
- Kreciku, raz okaż trochę inteligencji, jeśli jakąś posiadasz - powiedział Allayn. - Bo coraz bardziej w to wątpię.
- Jak będę was wyprowadzać z jakiegoś lasu, bo popieprzycie drogę, to przestaniesz wątpić, wątły mieszańcu - syknęła.
- Te, czysta rasa... Może tak się umyjesz, bo wyglądasz, jakbyś od urodzenia taplała się w błocie - odparł z kpiącym uśmiechem.
- No, humor masz wygórowany, nie ma co - rzuciła elfka. - Trochę na poziomie małych dzieci, ale nie spodziewałam się po tobie więcej - dodała odwracając wzrok w kierunku czarodzieja i czekając, aż ten otworzy portal.
- Mówi się 'dowcip', hrabino z Koziej Wólki. Dopracuj słownictwo - poprawił ją półelf.
- Przynajmniej w przeciwieństwie do ciebie, mogę poszczycić się krwią godnej, jak to ująłeś, hrabiny, tylko w moich stronach nazywa się to inaczej. - warknęła w stronę zaklinacza.
- W twoich stronach? Nie rozśmieszaj mnie. Nie jesteś w twoich stronach, a nie sądzę, byś miała w żyłach choć odrobinę błękitu.
- Nie obchodzi mnie co sobie o mnie sądzisz - uśmiechnęła się złośliwie.
- Gdyby cię nie obchodziło, to byś tak rozpaczliwie nie usiłowała się bronić. - Uśmiech Allayna był zdecydowanie kpiący.
- Bronić się? Przed tobą? - drowka zaśmiała się. - Teraz to ty mnie rozśmieszasz, chłopczyku.
Allayn poczuł rękę na ramieniu, Saxa zwróciła na siebie jego uwagę i z miną wyrażającą coś co można było przetłumaczyć “Tylko ją nakręcasz bardziej, przestań poświęcać jej uwagę”. Valid była świetna w ekspresyjnych wyrazach twarzy.
- Wiesz - powiedział cicho Allayn do Saxy - co mówią o drowach, które wychodzą na powierzchnię...
Saxa pokręciła głową odgrywając w sobie epicką walkę między zaognieniem sytuacji z Mroczną Suką, a wzniesieniem się ponad to dzięki czemu nie skończą im się inwektywy jednego wieczoru. Tym razem, co było legendarne w przypadku łotrzycy, ‘racjonalna’ strona wygrała i dziewczyna powiedziała tylko.
- Później.
Półelf skinął głową i zabrał swoje rzeczy.
Hassan zrobił podobnie do Saxy i odciągnął Shillen. Pokręcił tylko lekko głową, jakby mówił “Zostaw. Nie warto”
- Hassan, drogi kolego. Z całej tej zgrai do ciebie mam jakiś większy szacunek, także poproszę cię grzecznie. - Drowka odparła wyjątkowo spokojnym jak na nią głosem. - Puść mnie do cholery! Przecież ich tu nie wyzbijam, mogę ich nie cierpieć, ale zależy mi na tej kasie tak samo jak wam wszystkim! - rzuciła już zdecydowanie mniej spokojnie.
“Drogi... kolego…???? Mam coraz większą ochotę przełożyć obie przez kolano i lać tak długo, aż zmądrzeją…”, myślał Hassan ale zabrał rękę. Wiedział, że obie są dosyć szybkie w nożu a rękę wolał mieć całą. Spakował swoje rzeczy, wziął swoją glewię którą położył na ramieniu i był gotów do wejścia w portal.
- Mam nadzieję, że nasze konie też tam będą? - zagadnął maga.
- No jak macie się pozabijać, to lepiej żebyście zrobili to teraz, niż podczas misji - wtrącił szyderczo Gorthak patrząc na półelfa i drowkę, wyglądający na coraz bardziej zrelaksowanego.
- Możemy zrobić zakłady, ja stawiam na Shillen, szczególnie jak wilczek będzie z nią walczyć. - Poklepał Rahnulfa po boku.
Na twarzy drowki pojawił się dziki uśmiech. Zignorowała nawet to, że pół-ork zaczął znowu spoufalać się z wilkiem.
- Zaczynam cię lubić pół-orku. - rzuciła śmiejąc się.
- Na pewno wilk jest najbardziej spokojną istotą tutaj i nie brak mu ogłady - zarechotał Hassan. - Nie zdziwię się, jak czarownik zaproponuje kontrakt tylko jemu. Mam wrażenie, że ogarnie problem bez nas - wojownik próbował rozładować napięcie.
Drowka spojrzała na Hassana zdziwionym wzrokiem, otwarła usta by coś powiedzieć, ale jednak się powstrzymała i po prostu zaczęła się śmiać.

- Taki język i urąganie sobie nawzajem nie przystoi damie! - oburzyła się Lieselotte. Zebrała już swoje rzeczy i dopiero teraz dołączyła do prawie skończonej już kłótni. Była gotowa do drogi. Zrobiła się zdecydowanie bardziej ochotna do podróży od momentu, gdy dowiedziała się, że nie muszą się udawać do Bress konno lub statkiem. - Odłóżcie proszę teraz swoje niesnaski na bok, bo czas nagli.
- No to w drogę - westchnęła Awen, pospiesznie pakując swoje rzeczy. Czekając na otwarcie portalu zaryzykowała jedno krótkie spojrzenie przez ramię jakby szukała powodu żeby zostać, po czym podeszła do pozostałych. - “Z nimi z pewnością nie będę się nudzić”, pomyślała przysłuchując się ich rozmowie.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-08-2018, 22:16   #6
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Podczas gdy awanturnicy zajęci rozmową zbierali swoje rzeczy, czarodziej kreślił kredą skomplikowane wzory wokół kręgu, który z każdym kolejnym glifem wydawał się świecić jaśniej.
- Prawie gotowe - mruknął do siebie i wyrysował długą prostą linię łączącą dwa znaki, po czym zerwał się na równe nogi zaczynając cichą inkantację, której dźwięk rozbrzmiewał coraz głośniej.

-Negreriel cedo, facyert, owapia, iroblesias.
Sishekus mong, fyeria, nussa, ryuly, othopia, ebomias wuga.
Eprofiel opora, weque, inepyerg, ethidra, ethabo!
Gecia igojia! Okekratius! Ocheva!

Krąg błysnął przez ułamek sekundy jasnym, wręcz oślepiającym błękitnym światłem. Nad glifami pojawiła się niewielka sfera, która urosła tak szybko, że jej średnica w mgnieniu oka zrównała się ze średnicą kręgu. Wyglądała teraz wielka oświetlana glifami bańka mydlana, z tą jednak różnicą, że na jej powierzchni nie odbijała się komnata, a jakieś inne kształty przywodzące na myśl bujną roślinność puszczy do której się udawaliście.
- Ruszajcie! Szybko! Portal zaraz się zamknie! - krzyknął Langwellen. Bez wahania rzuciliście się więc w stronę magicznej sfery. Przez chwilę każde z was poczuło jakby zanurzało się w taflę ciepłej wody. Jednak zamiast tonąć w głębi sfery po przekroczeniu jej powierzchni zaczęliście się od niej oddalać jak gdyby wszystkie kierunki zostały wywrócone na drugą stronę. Niebieski blask zamigotał przez chwilę za waszymi plecami, po czym szybko zgasł zostawiając was w kompletnych ciemnościach niczym w ponurym lochu. Nagle ukłuł was sztylet wątpliwości. Czyżby czarodziej oszukał was i wtrącił do najciemniejszych miejsc otchłani? Jedno spojrzenie w górę uspokoiło was jednak. Byliście w lesie tak gęstym, że korony ogromnych i majestatycznych drzew tworzyły tu baldachim przez który promienie słońca przebijały się jak przez gruby czarny koc.
Zanim zdążyliście pomyśleć więcej nad swoją sytuacją dobiegł was z niedaleka niski, gardłowy głos.


- Tutaj! Prędzej! Nie... - Głos urwał potężny ryk jakiegoś zwierzęcia. Kierując wzrok w stronę, z której dobiegały dźwięki, dostrzegliście niewielką postać odpędzającą pochodnią jakieś potężne czworonogie stworzenia a tuż za nią... wasze zwierzęta i wóz!
Hassan nie wahał się ani chwili i pobiegł szybko w stronę wozu. Uniósł glewię do ciosu i pędził na najbliższe czworonogie stworzenie próbując je przegonić, lub ewentualnie zatłuc.
- Do wozu! - ryknął do kobiet Hassan, zdając sobie sprawę, że nie mając prawie żadnego pancerza mogą zostać rozszarpane przez... tygrysy?
- Klucz jest pod ruchomą czerwoną deską, na lewo od drzwi. - Saxa krzyknęła do Lieselotte, bo chyba tylką ją Hassan mógł podejrzewać o brak chęci do spotkania z bestią, jednocześnie sprawnie oswobodziła z manatków kuszę i zajęła dobrą pozycję do czystego strzału.
- Chyba sobie kpisz, myśląc że ucieknę do wozu z podkulonym ogonem. - drowka odkrzyknęła chwytając za łuk.
“Amazonki się trafiły…” pomyślał Hassan, biegnąc z glewią w stronę najbliższego szablozęba
Allayn nie zamierzał ruszać się z miejsca. Zagwizdał, przywołując Lua, a potem posłał ogniste promienie w stronę najbliższego tygrysa.

Shillen podbiegła trochę do przodu, wyciągnęła strzałę z kołczanu, po czym wycelowała w jednego z tygrysów. Po strzale dała sygnał Rahnulfowi.
Wilk obnażając kły pobiegł w stronę wskazanego tygrysa.

“Przecież one go rozszarpią!” Lieselotte się wystraszyła, widząc szarżującego Hassana. Zaczęła recytować zaklęcie i wykonała kilka ruchów zamkniętą parasolką, a różowe smugi energii oplotły całe jej ciało, by po chwili stać się niewidzialne.
- Nie mam zamiaru się chować, Hassanie, znasz mnie przecież! - krzyknęła nekromantka.-
- Gorthak, dawaj naprzód, dziewczyny, walić w nie, nie dajcie się im rozproszyć! - Hassan miał nadzieję, że przynajmniej raz te uparte kobiety posłuchają planu doświadczonego wojownika
- Spokojna twoja głowa, co ty myślisz, że ja mam tylko 60 lat? - rzuciła drowka.
Nim wojownicy dobiegli do szablozębnych bestii, półmrok puszczy rozświetlały już ogniste promienie rzucone przez półelfa w kierunku tygrysa. Wielkie zwierzę zaryczało kiedy ogień zaczął palić sierść parząc przy tym skórę. Jego ryk zagłuszył świst strzały wypuszczonej przez drowkę w kierunku kolejnego zwierzęcia. Rahnulf wiedziony przez głos elfki dobiegł do niego niemal tuż po strzale z łuku.

Pierwsze co ujrzała Awen to potężne łapy, muskularny kark i długie kły wyrastające z masywnej szczęki, których potężny cios spowodowałby zapewne natychmiastową śmierć. Nie było czasu na zastanawianie się. Awen bez wahania podbiegła w kierunku tygrysa i rzuciła magiczny pocisk po czym świetlisty promień palącego światła padł na tygrysa zadając mu rany. Jaskrawe smugi przemknęły jej przed oczami.
Dźwięk zwolnionej przez Saxę cięciwy zwiastował, że walka rozgorzała na dobre. Nieopodal Hasana Rahnulf rzucił się na olbrzymiego kota zadając śmiertelną ranę pod szyją stworzenia, które usunęło się martwe na ziemię. Nagle ruchy kilkoro tygrysów drastycznie zwolniły po tym jak Lieselotte skończyła swoje zaklęcie. Nie powstrzymało ich to jednak przed pełnym pierwotnego szału atakiem w stronę wilka, który ciężko ranny musiał się w końcu wycofać z walki.

Na krótką chwilę Awen straciła drugiego tygrysa z oczu, dopiero po chwili usłyszała ryk Gorthaka, który świadomy otrzymanych ran, nie przejmując się bólem atakował bestie. Awen ponownie skierowała długi strumień płonącego światła na tygrysa jednak tym razem tygrys go uniknął. Nie tracąc chwili Awen zadała cios przywołaną włócznią.
Hassan pokręcił głową widząc, że kobiety zamiast schować się do wozu podjęły walkę. Skrócił dystans do nadbiegających tygrysów i puścił swoją glewię w ruch, wykonując szybkie młynki raz z prawej strony, raz z lewej. Nadgarstki wojownika naprężyły się z wysiłku, bo wykonywanie takich manewrów ciężką bronią nie należało do łatwych. Ciosy dochodziły celu, kierowane ramieniem Hassana. Za każdym razem, kiedy uderzenie sięgało celu, szabloząb warczał z bólu. Wciąż obracając glewię dokoła siebie w widowiskowych młyńcach i obrotach wojownik powoli, acz stanowczo napierał między tygrysy, uderzając na wszystkie strony ostrzem glewii. Grad wymierzonych potężną glewią ciosów trafiał bezlitośnie kładąc w końcu bestię trupem, a kolejną, która ośmieliła się zbliżyć poważnie raniąc.

Walka trwała, a niektórzy, jak to zwykle bywa, wyrywali się do przodu, dążąc do jak najszybszego zwarcia z przeciwnikami. Co z jednej strony było logiczne, z drugiej jednak nieco utrudniało robotę tym, co z dystansu częstowali tygrysy strzałami, bełtami czy zaklęciami. Na szczęście magiczne pociski, jakimi hojnie częstował przeciwników Allayn, bez pudła trafiały w cel.

Gorthak nie tracił czasu, skacząc pomiędzy tygrysy, z grymasem również godnym drapieżnika. Jego ruchy nie były tak precyzyjne jak Hassana, ale topór opadał na tygrysy raz za razem, a ciosom nie brakowało ani siły ani szybkości. Jedna z bestii zacisnęła swoje kły na przedramieniu pół-orka, jednak ten zacisnął tylko zęby i kopniakiem odepchnął zwierzę nim te mogło wgryźć się głębiej. Widział jak w atakujące go tygrysy uderzają jaśniejące, magiczne pociski Allayna i Awen oraz bełty z kuszy Saxy. Miał właśnie zamiar zagłębić się bardziej w pokłady swojego szału bojowego, ale nagle zauważył że walka się skończyła, a ostatni tygrys uchylił się przed ciosem jego topora i czmychnął w krzaki.
Uznając że nie ma sensu go gonić, podszedł w stronę kapłanki.
- Jak znasz się leczeniu, możesz spojrzeć na moją rękę. - Poprosił.
- Dobrze nam poszło, te tygrysy tu zwykle polują czy ktoś je nasłał?
- Zwykle ich tu nie ma - odparł Allayn. - Poza tym to dość liczna grupa. Ale to o niczym nie świadczy.
Awen położyła dłonie na rannym przedramieniu pół-orka. Mimowolnie ujrzała blizny po dawnych ranach na długości całej ręki a z jego twarzy wyczytała wszystko o czym chciał zapomnieć.
- Tsaran kiranann jistrah! - Rany zasklepiły się na ich oczach.
- Do wesela się zagoi – powiedziała Awen uśmiechając się szczerze do Gorthaka. Po czym spojrzała na zwłoki tygrysa i dodała - tak gorące powitanie nie musi być wynikiem zasadzki, tygrysy mogły przebyć wiele kilometrów w poszukiwaniu pokarmu. Na ich nieszczęście trafiły na nas.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 27-08-2018 o 22:28.
Lord Melkor jest offline  
Stary 03-09-2018, 16:27   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- A dasz radę pomóc Rahnulfowi? - spytała drowka obejmując łeb kulejącego wilka.
Od samego początku gdy Awen poznała Shillen zauważyła, jak silne więzi łączą ją z wilkiem. Podeszła do niego i ponownie wymówiła inkantacje lecząc tym samym Rahnulfa.
- Dzięki, trochę mu się oberwało od tych kocurów - rzuciła do kapłanki. - Ale ty wcale nie byłeś im dłużny kudłaty zabijako - powiedziała do wilka, głaskając łeb zwierzaka i mierzwiąc jego sierść. Wilk polizał właścicielkę po twarzy, po czym spojrzał głodnymi ślepiami w stronę jednego z martwych tygrysów.
- Ty znowu głodny jesteś? Ale mi cię rozbestwili u tego Melendreza. - westchnęła i spojrzała po towarzyszach.
- Obrazicie się jeśli wilk naruszy jednego tygrysa? Chyba zasłużył.
- Wcześniej zdejmiemy z niego skórę - zawyrokował Hassan.
- Na topór Kazadaruma! - krzyknął krasnolud, który kończył właśnie oczyszczać swoją broń z krwi. - Czarodziej prowadził wam jeden ze swoich wykładów? Jeszcze chwila i nie utrzymałbym tych bestii z dala. - Brodacz podszedł bliżej przyglądając wam się uważnie. - Pół-ork i mroczny elf?! - Jego ton wyrażał bardziej zaskoczenie niż wrogość. - Przynajmniej widać że znacie się na wojaczce. W Bress lepiej jednak uważajcie. Większość jest tam rozdrażniona głodówką, a niektórzy tylko szukają okazji do prania się po pyskach. - Jego wzrok spoczął na chwilę na martwych tygrysach i przez moment był łudząco podobny do spojrzenia wilka. - Jestem Ulgrim. Mam was przyprowadzić do wioski. Zanim tam dojdziemy to może dobijemy małego targu? Co? Znam paru dobrych garbarzy. Zajmą się tygrysami. Wy będziecie mieli oprawioną skórę i kły a mięso zostałoby u nas. Wilkowi też pewnie coś się skapnie. Co wy na to? Nie chcecie ich chyba taszczyć przez całą puszczę?

Pół-ork, po tym jak nieco oczyścił się z juchy, podszedł do krasnoluda i spojrzał na niego z góry.
- Jak w Bress będą nam wchodzić w drogę, to ich problem. A ten pomysł ze skórami niezły, zarobimy a nie mamy czasu sami by się garbowaniem zajmować. - Gorthak skinął głową, Ulgrim był konkretną osobą, zaczynał go lubić.
- Twój problem z pewnością też, bo nie wygrasz z dwoma setkami krasnoludów - wtrącił się Allayn.
- Raz muszę przyznać rację naszemu kundelkowi - odparła Shillen. - Póki co, nie ma co robić sobie problemów, a biorąc pod uwagę kim jesteśmy to nasza dwójka ma zdecydowanie łatwiej się w nie wpakować. - Mówiąc to naciągnęła kaptur na głowę, spoglądając na pół-orka. - Nie zwracajmy na siebie niepotrzebnej uwagi.
- Krecik przyznał mi rację? - Allayn okazał uprzejme zdziwienie. - Może jeszcze coś z ciebie wyrośnie.
- Od czasu do czasu może się zdarzyć, ale nie przyzwyczajaj się. - drowka rzuciła nieco kąśliwie. Po czym zwróciła się do krasnoluda.
- Twoja oferta co do tygrysów jest rozsądna, ja jestem za.
- Myślę, że ze względu na powierzone nam zadanie, żadne z nas nie powinno się narażać na niepotrzebną uwagę otoczenia.
- Co do propozycji - Awen skierowała swój wzrok na krasnoluda - wyglądasz na uczciwą osobę, popieram zatem decyzje moich współtowarzyszy.

Lieselotte odchrząknęła, by zwrócić na siebie odpowiednią uwagę, gdy wyłoniła się spomiędzy towarzyszy:
- Ależ wam wszystkim brak tu manier - żachnęła się magini - Miło cię poznać Ulgrimie i rada jestem, iż przybyliśmy w porę. Nazywam się Lieselotte - dygnęła dystyngowanie - A oto i drużyna moich towarzyszy, z którymi podjęliśmy się zadania, którego szczegóły znane są ci obecnie lepiej niż nam. - Lieselotte poczęła przedstawiać Ulgrimowi resztę towarzyszy.

- Co do zwracania na siebie uwagi - magini spojrzała na Gorthaka i Shillen marszcząc brwi - to pani Awen ma rację. Pamiętacie co Mistrz Langwellen mówił o agentach Viridistanu?

- Co się na mnie patrzysz? Przecież właśnie mówiłam, że nie możemy zwracać na siebie uwagi. - drowka odparła oburzona.

Ulgrim kłaniał się nieznacznie w stronę każdego kogo przedstawiła Lieselotte. Spięte ruchy zdradzały jednak, że również nie przykłada na co dzień szczególnej wagi do manier. Klepnął w końcu w kark jednego z tygrysów wybuchając gromkim, niskim śmiechem - Haha! Wiedziałem, że można się z wami dogadać. Dzisiaj wszyscy w Bress napełnią sobie brzuchy, a wy nie będziecie musieli dłubać pół dnia przy bebechach. Jak reszta dowie się skąd mamy to mięso to za wasze zdrowie uniesie się jeszcze tej nocy niejeden kufel. - Krasnolud wyprostował się poprawiając swój pas i plecak dając wam do zrozumienia, że pora się zbierać. - Mieliście nosa z tym wozem. Załadujemy je prędko i ruszajmy bo jeszcze licho przywieje tutaj jakichś zabłąkanych elphanów. Słyszałem, że dostają piany w pysku na takie widoki.

- No to ruszajmy, i mam nadzieję źe prawdę mówisz! - Gorthak wyszczerzył się, najwyraźniej zadowolony z siebie.
- A co do nie zwracania na siebie uwagi to może być cięzko, ale Gorthak zwany Rzeźnikiem się postara! - zaśmiał się odpowiadając na sugestie żeńskiej części drużyny.
- Hahaha, ja się bardzo chętnie napiję razem z nimi! Swoją drogą jestem pewna, że Saxa z przyjemnością udostępni swój piękny wóz do przetransportowania tych tygrysów. - Shillen odpowiedziała krasnoludowi, spoglądając jednocześnie na konie stojące nieopodal wozu. Wśród nich poznała dwa swoje konie, jej czarną jak smoła klacz, Nightmare, oraz bułanego, mocno zbudowanego jucznego konia, Karmazyna. Drowka podeszła do zwierząt i każde z nich pogładziła po łbie, po czym wpakowała się na grzbiet klaczy.
- To co zbieramy się? - spytała klepiąc kark klaczy, pokazując reszcie, że jest gotowa do drogi. Nie miała zamiaru brudzić sobie rąk pakowaniem tygrysów do wozu. W końcu od czegoś byli ci faceci.
Lieselotte także skierowała się w stronę zwierząt, gotowa śladem Shillen przygotować się już do drogi. Znalazła jednak jedynie należącego do niej osiołka.
- Co?! Co to ma znaczyć? Tacy z nich wszystkich agenci, sprytni szpiedzy, ale zapomnieli o moim koniu? - rozzłościła się magini. - Jak mamy teraz udać się niby do Bress?
Shillen uniosła brew, spoglądając na czarodziejkę ze zdziwieniem.
- Jak to jak? Przecież osioł to też zwierzę, na którym można jechać wierzchem. Z tego co wiem, ten tu to twoja własność - odpowiedziała dziewczynie.
- Przecież on nawet osiodłany nie jest! - żachnęła się Lieselotte. Spojrzała znowu na obładowanego jej tobołami osła, który wesoło zaryczał, po czym dodała już nieco ściszonym głosem - Nie przystoi mi jeździć na osiołku.
- Zawsze możesz iść pieszo - stwierdził Allayn. - W końcu to znany od wielu wieków sposób podróżowania - dodał.
Lieselotte nabrała powietrza w płuca i zrobiła obrażoną minę, ale nic nie odpowiedziała. Wstrzymała tylko dech na kilka sekund, po czym złapała za wodze swojego “wierzchowca” i ruszyła przed siebie. Może i nawet gdzieś by dotarła, gdyby zwierzę tylko nie postanowiło w tym momencie się uprzeć. Osiołek pociągnął delikatną dziewczynę do tyłu o mały włos jej nie wywracając. Lieselotte spojrzała na zwierze ze złością, a ono ponownie wesoło zaryczało.
- Jeszcze się policzymy… - wyszeptała nekromantka do zwierzęcia, po czym oparła się na parasolce i oznajmiła, jakby od niechcenia - W zasadzie to zaczekam, aż uporacie się z tygrysami.
Drowka zaśmiała się głośno widząc szopkę odstawioną przez Lieselotte. Spojrzała na dziewczynę wywracając oczami.
- W zasadzie, jak chcesz to możesz jechać na Karmazynie. Chyba, że u konia brak siodła też ci przeszkadza. - poklepała grzbiet stojącego obok masywnego zwierzęcia. - Tylko skończ już te cyrki. Osiołka przywiążemy do wozu i pójdzie za nim.
- Dziękuję bardzo, Shillen - odpowiedziała z dumą Lieselotte - ale poradzę sobie.
- Jak tam sobie chcesz. - elfka wzruszyła ramionami.
- Możesz jechać razem ze mną Pani Lieselotte - nieśmiało zaproponował Hassan - siodło jest - dorzucił wojownik podnosząc brew.
- Do żadnego wozu,- powiedziała Saxa stanowczo prowadząc ‘Krowa’. - w środku nie ma warunków i nie zamierzam mieć wszystkiego ubabranego tygrysią juchą.
- Dajcie mi chwilę a coś wymyślę - dodała zaprzęgając olbrzymiego konia pociągowego do wozu. Kiedy skończyła podeszła do tyłu otworzyła schowek i wyciągnęła liny i przerzuciła przez dach.
- Możemy je powiesić na linach z zewnątrz. Po jednym z boku i jeden z tyłu. I na dwa ostatnie znajdziemy inny sposób.
“No tak, wóz musisz mieć czysty w środku, bo go potrzebujesz do swoich 'prywatnych występów' dla fagasów, których otumaniasz jako Galiel” pomyślała drowka, zostawiając jednak ten komentarz dla siebie.
- Nie wydają ci się one zbyt wielkie żeby je tak powiesić? Będą się ciągnęły po ziemi. Może lepiej umieścić je jakoś na dachu. - zaproponowała.
- Jak panowie dobrze podciągną, to będzie to mniej skomplikowane, niż jakby mieli teraz stawać sobie na ramionach i robić dzikie kombinacje z wrzucaniem każdego truchła na dach…. właściwie to masz trochę racji... dach ich nie utrzyma… mogę zrobić miejsce w schowku ale tam zmieści się jeden.
- W takim razie powinniśmy zrobić włóki - zaproponował Allayn. - Mamy konie, więc mogą je pociągnąć.
Hassan przytaknął Allaynowi. Widział już nie raz takie rozwiązanie i wydawało mu się sensowne w tej sytuacji.
- Popieram, wtedy ciężar rozłożył się po równo, mogę wziąć Allyna, Ghortaka, Awen i Lieselotte do wozu jak im pasuje. - zaproponowała Saxa, chcąc uniknąć sytuacji, by rzeczywiście Krów ciągnął cały wóz z bagażem i ubabranie wnętrza juchą.
Awen przysłuchując się całej sytuacji w końcu odparła:
- To nie czas na osobiste sprawy i kłótnie. Chyba chcecie dostać zapłatę? - Spojrzała podirytowanym wzrokiem na Shillen i Saxę, po czym dodała: - Lepiej oszczędzajcie swoje siły, czeka nas długa droga a z pewnością przydadzą nam się wasze umiejętności.
- Musimy jak najszybciej ruszać. Nigdzie nie jesteśmy bezpieczni a zwłaszcza tu. - Kapłanka odwróciła się w kierunku krasnoluda i zapytała: - Ulgrimie, daleko stąd do waszej wioski? Może mógłbyś nas poratować jakimś wsparciem przy transporcie?
- Hmm, uwiliście tam sobie gniazdko i nie chcecie ubrudzić dywanów? Rozumiem. - Krasnolud pochylił się nad jednym z tygrysów i oparł na nim dłonie, jakby próbował przewrócić go na drugi bok oceniając, jak ciężki może być. - A niech mnie diabli. Ważą chyba tyle co młody mamut - skomentował. - Kopalnia jest niedaleko. Niecały kilometr stąd. Od kiedy przestaliśmy wydobywać, w Bress jest pełno pustych wozów. Mogę jeden przyprowadzić, ale ktoś musi tu zostać i przypilnować naszą zdobycz. Sami wiecie, zapach krwi może tu ściągnąć jakieś inne tałatajstwo.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-09-2018, 11:12   #8
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Ja mogę zostać - powiedział Allayn.
- Jeśli resztą koni pójdzie do wozów z kopalni będzie można bagaż i pasażerów rozmieścić w miarę po równo - powiedziała złodziejka. - A jak pojedziecie tam konno szybciej wrócicie, reszta może zostać przypilnować wszystkiego i razem pojedziemy dalej.

- Kłócicie się jak banda przekupek, ja mogę pomóc ciągnąć wóz - warknął zniecierpliwiony Gorthak, próbując przerzucić sobie truchło jednego z tygrysów przez ramię.
- To się nazywa ‘planowanie’ Gorthak, to po to, by jak najwięcej osiągnąć jak najmniejszym wysiłkiem - wyjaśniła uprzejmie, być może z odrobiną szyderstwa niemądremu półorkowi Saxa, ale tylko odrobiną szyderstwa.

- Ja jadę - odezwała się drowka. - W końcu dwa konie należą do mnie, a są potrzebne żeby przytargać tu te wozy.
- Ja również mogę zostać - powiedziała Awen oglądając się z lekkim niepokojem na ciemną puszczę. “Musimy się rozdzielić. Tak to jedyne wyjście”.
- Ulgrimie, przeprowadź bezpiecznie moich towarzyszy przez ten przeklęty las. - A wy lepiej oszczędzajcie siły na walkę. - Z tymi słowami Awen odwróciła się w kierunku Saxy i Shillen. Mimo iż drażniły ją ciągłe przepychanki słowne, szanowała je za odwagę i doskonałe umiejętności walki.
Shillen machnęła ręką na słowa Awen.
- Spokojnie, nie przez takie lasy się przedzierało - rzuciła.
Awen zareagowała jedynie uśmiechem na słowa Shillen wiedząc, że cięty język elfki bywa ostrzejszy niz najlepszy miecz. Ku swojemu zaskoczeniu zaczynała darzyć ją sympatią.

- Faktycznie, trochę ciężkie -burknął pod nosem nieco zawstydzony Gorthak po czym położył truchło tygrysa na ziemi. Jechać z wami?
- Gorthak, jedź, ja zostanę. Więcej niż jednego wozu Krów nie pociągnie - przyznała Saxa i na wszelki wypadek przeładowała kuszę.
- Ja zostanę z koniem i pomogę z tygrysami - zawyrokował wojownik. Wyciągnął z pochwy swój jatagan i poszedł przygotowywać tygrysy do transportu.*
- Zanim je zrobisz oni już zdążą dojechać i wrócić z wozem na tygrysy. - wymądrzyła się złodziejka. *
Hassan wzruszył ramionami i wyszczerzył się do złodziejki bezczelnie - Nie ma to jak ubabrać się juchą i to jeszcze przed obiadem - zachichotał i dalej robił swoje, pogwizdując sobie dla zabicia czasu.


Zmysły Elfki potwierdzały słowa krasnoluda- wioska była niedaleko. Drużyna podzieliła się. Ulgrim wraz z Gorthakiem i Shillen ruszyli w kierunku Bress w poszukiwaniu wozu. Reszta zaś została pilnując aby inne drapieżniki nie dobrały się do martwych tygrysów. Czas dłużył się w oczekiwaniu na powrót towarzyszy. Szybko zaczęliście słyszeć dźwięki na które jeszcze przed chwilą nie zwracaliście uwagi. Trzask łamanych gałęzi czy pomruki z oddali zmuszały was do pełnej czujności. Po ataku wielkich kotów gęsty las wydawał się wam jeszcze bardziej wrogi i każdy dźwięk przywodził na myśl nadchodzące niebezpieczeństwo.
Krótka podróż pół-orka i drowki również nie była łatwa. Ulgrim zdecydował się iść skrótem i o ile niski krasnolud dość łatwo przeciskał się przez knieje, o tyle Gorthak musiał wycinać ścieżkę przez zarośla aby przeprowadzić konia.
Zgodnie z tym co powiedział brodacz, wyprawa nie trwała jednak dłużej niż partia gry w karty. Wreszcie waszym oczom ukazała się chyba najdziwniejsza krasnoludzka osada w całych Dzikich Krainach. Domy postawione na stropie wyrobiska niemal w samym sercu puszczy łączyła sieć pomostów, rusztowań i lin opadających aż do spągu. Krasnoludzka architektura kompletnie nie pasowała do tego miejsca. Już na skraju wioski dało się zauważyć kilka nieużywanych wozów. Brodacz podszedł na skraj skarpy i wskazując na jeden z wozów krzyknął bez ceregieli do kogoś na poniżej:
- Biorę! Zara z nim wrócę! - Z dołu dobiegła krótka odpowiedź w krasnoludzim. Mogliście się jedynie domyślać po zachowaniu Ulgrima, że pozwolono wam na wypożyczenie wozu. Bez zwłoki zaprzęgliście więc konia i ruszyliście ścieżką noszącą ślady po kopytach i kołach podobnych pojazdów. Droga powrotna, chociaż dłuższa, była zdecydowanie łatwiejsza i w stosunkowo niedługim czasie wróciliście do miejsca, w którym otworzył się portal.

Czekając na powrót Gorthaka i Shillen Awen usiadła na fragmencie głazu pokrytym mchem. Rozejrzała się wokoło. „Ten las ma w sobie coś mrocznego”, pomyślała. Nawet najmniejszy szum liści napawał ją dziwnym przerażeniem. I właśnie wtedy poczuła jak ogarnia ją ciemność, jakby ktoś włączył przycisk i uruchomił jej wspomnienia. Teraz sobie przypomina. Już kiedyś była w podobnym miejscu. Dawno temu, sama, w wyniku głupiego żartu jej rodzeństwa. Poczuła się przez chwile jak szamoczące się w pułapce przerażone zwierzę. Z natłoku myśli i wspomnień wyrwały ją dobiegające strzępki rozmowy pozostałych. Awen udało się wychwycić słowa „mieszaniec” i „krecik”. Te ostatnie spowodowały że wróciła do równowagi. „Natury ludzkiej nie zmienisz”- westchnęła czując ulgę, że nie jest sama w tym ciemnym i tajemniczym miejscu. A gdy spojrzała ponownie na las ujrzała wyłaniające się z gęstwiny postać Gorthaka i Shillen, wstała energicznie z uśmiechem na twarzy jakby witała najlepszych przyjaciół.
- Pojawiliście się w odpowiednim momencie – rzuciła Awen w kierunku przybyłych.
- Pora wydostać się z tego przeklętego miejsca i doprowadzić nasze sprawy do końca – dodała.
Mimo tych słów Awen czuła, że las a zwłaszcza to co się w nim kryje jeszcze się z nimi nie żegna. Jednak póki co wolała nie dzielić się z pozostałymi swoimi obawami.
Shillen podjechała do towarzyszy, a zaraz za nią Gorthak i Ulgrim prowadzący wóz ciągnięty przez Karmazyna. Drowka ściągnęła wodze zatrzymując swoją klacz i powiedziała:
- Poszło dość gładko, to może teraz nasza silniejsza część drużyny załaduje kotki na wóz? -
spojrzała po mężczyznach, celowo jakby omijając wzrokiem pół-elfa.
- Z życiem panowie! - zażartowała kapłanka - chyba że czekacie na kolejne atrakcje?
Łowczyni zaśmiała się na słowa kapłanki.
- Chyba jestem w stanie cię polubić. - powiedziała przez śmiech.
Wojownikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Uśmiechnął się pogodnie do kapłanki, kiwnął głową i wziął się do roboty. Zwierzęta przygotował sobie wcześniej, więc pozostało tylko dopasować ładunek do wozu, który przyjechał z nimi. Hassan spokojnie zdjął pancerz, aby lżej mu było przenosić ciężkie ładunki i zakasując rękawy zaczął przeciągać truchła w pobliże wozu. Operując zwinnie linami, i podwiązując gdzie trzeba, nucił sobie pod nosem jakąś viridistańską melodię, w której słychać było spokojne, nostalgicznego nuty.
Allayn zwykle pozostawiał fizyczną robotę tym, którzy się do tego bardziej nadawali. Osiłków zazwyczaj było co niemiara. Jako że jednak tygrysów było sporo, a i on walnie przyczynił się do ich pokonania, uznał, że może pomóc Hassanowi w jego dziele. Szczególnie że panie zechciały odgrywać księżniczki, zdolne tylko do wymądrzania się.
Gorthak, wydając się być w całkiem dobrej formie po ciągnięciu wozu, napił się tylko łyka wody i powoli ruszył pomóc pozostałym w ładowaniu. Całe życie właściwie spędził w Mieście Suwerena, więc odgłosy puszczy budziły jego ciekawość.
- Myślicie że w takim lesie można spotkać coś ciekawszego niż te koty? - zapytał się hardo Shillen i rozglądającej się wokół Awen.
-Trudno mi powiedzieć- odparła Awen.- ale tak stara puszcza z pewnością jest domem dla wielu bestii, które ja osobiście niekoniecznie chcę poznać.
- Myślisz że są tu jakieś bestie z którymi taka grupa jak nasza by sobie nie dała rady? - Pół-ork odparł z powątpiewaniem.
- Nie kwestionuję naszych umiejętności, nie bez powodu akurat nam zlecono zadanie, którego nie dokończył Hadrian. Poza tym po walce z tygrysami zasłużyliśmy na kufel piwa - zaśmiała się kapłanka.
- No, nie ma to jak kufel po bitce, widzę, że wiesz co jest ważne w życiu! - Gorthak wyszczerzył się szeroko do kapłanki i klepnął ją lekko w ramię.
- Taaa… Też bym się z chęcią napiła. - rzuciła elfka. - I zgadzam się z Awen. - dodała. - W takich puszczach jest wiele, różnych stworzeń, których spotkanie raczej byłoby nam nie na rękę.
- Ano knieja rozciąga się ze sto kilometrów na północ i ze trzydzieści na południe. Dalej na północy są góry, na południu zresztą też - wtrącił Ulgrim. - Jak panienka po walce wspomniała, te tutaj smilo… smilodony, tygrysy znaczy, to pewnie z gór zlazły, z północy. Poza nimi to sporo tu gigantów leśnych, jaskiniowców, dzikich elfiaków i mastodontów, ale one gęściej na zachodzie chyba żyją, bliżej Elphanów. Czasem podobno nawet jakiś smok się trafi.

Hassan uśmiechnął się, pochylony nad robotą.
- Szablozęby widziałem w Viridistanie. Czasem na targowisku kupcy przywożą na areny dzikie koty. Widziałem też wielkie lwy pustynne, pręgowane konie i inne cuda. O ile krwawią, wszystko da się zabić - wzruszył ramionami Hassan. - Knieja czy nie, niech żaden kudłacz nie przetnie mi drogi, bo stanie się skrawkiem kebaba.

Dzięki zabiegom wojownika załadowaliście tygrysy na wóz z niezwykłą sprawnością i już po chwili wozy ruszyły skrzypiąc i odciskając na trakcie kolejne ślady. Od czasu do czasu jednemu z was udało się wykryć kątem oka jakiś ruch w zaroślach, jednak nawet jeżeli nie były to zwierzęta, to z pewnością widok w pełni uzbrojonej grupy i powalonych smilodonów mógł działać odstraszająco na potencjalnych rabusiów. Tym razem grupa prowadzona przez Ulgrima obeszła wioskę wkraczając do niej od strony zachodniej. Mijając wielki głaz z wyrytą nazwą miasta zrozumieliście, że okrężna ścieżka doprowadziła was na częściej uczęszczany trakt. Najwidoczniej wasz przewodnik chciał oszczędzić wam zbędnych pytań ze strony tutejszych.

Ulgrim zatrzymał się kiedy minęliście jeden z podniszczonych domów. Zapach dochodzący z jego wnętrza mógł sugerować tylko jedno.
- Garbarz. - uśmiechnął się szeroko brodacz, po czym zadudnił dwukrotnie w porośnięte pleśnią drzwi. Odpowiedziała głucha cisza. - Mord! Otwieraj! Robota jest! - krzyknął krasnolud bijąc pięścią w wilgotne drewno tak mocno, że zastanawialiście się kiedy drzwi rozpadną się na kawałki.
- Czego tam?! - Dobiegł z wnętrza czyjś poirytowany głos, po czym drzwi uchyliły się lekko, a zza nich wychyliła się twarz bezbrodego krasnoluda w szlafmycy. - A niech to cholera! - Mord na widok wozu przetarł oczy i otworzył je szeroko z miną, która zdradzała kompletne osłupienie.
- Będzie z tego żarcia dla wszystkich - skomentował z zadowoleniem Ulgrim. - Ale musisz je najpierw oprawić. Kły i skóry będą dla naszych dobroczyńców - dodał kiwając głową w waszą stronę, po czym klepnął garbarza w ramię. - No to zbieraj chłopców i do roboty. Trza się nam szybko z tym uwinąć.

Wóz wraz z pokonanymi tygrysami został u garbarza, a wy ruszyliście dalej przez najwyraźniej budzącą się dopiero wioskę. Odwracając się do tyłu, kilkoro z was zdążyło jeszcze zauważyć jak wokół wozu zbiera się parę innych krasnoludów próbując przenieść szablozęby przez zbutwiałe drzwi. Znikli wam z oczu po tym, jak zakręciliście za jednopiętrowym wąskim budynkiem.

- Jesteśmy! Dwaflin pewnie już na nas czeka - oznajmił Ulgrim, kiedy zatrzymaliście się przed dużą drewnianą chatą, której wierzeje były otwarte na oścież zapraszając was do środka. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście stolików, choć było tam zaledwie kilkoro gości. “Stali bywalcy” pomyśleliście. Przy jednym z ostatnich stołów dostrzegliście siedzącego sędziwego krasnoluda.

- Podejdźcie proszę i usiądźcie - zawołał nestor wskazując na stół zastawiony kuflami. - Wybaczcie brak strawy, ale pewnie znacie już trochę naszą sytuację. Napitku za to nie zabraknie. - Dodał wstając, po czym ukłonił się w waszą stronę. - Na imię mi Dwaflin. Miło mi was gościć w Bress.

Gdy tylko weszli do chaty Awen poczuła że oczy wszystkich spoczywają na nich. Niscy, krępi brodacze – tak mogłaby ich w skrócie opisać. Jednak doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. ”Daj krasnoludowi kawałek metalu i palenisko a wyczaruje broń której nie powstydziłaby się sama bogini Demeter”, pomyślała kapłanka. Z zadumy wytrącił ją dźwięk stawianego kufla. ”Dosyć myślenia” - stwierdziła Awen po czym podniosła kufel z białą pianą i wzięła solidny haust trunku.
- Wyśmieni… - Awen nie zdążyła dokończyć zdania gdyż bąbelki wydobyły z niej inny, typowy dla tego trunku dźwięk.
- Twoje zdrowie, Dwaflinie! - rzuciła pośpiesznie zmieszana kapłanka. - Dziękujemy za ciepłe przyjęcie – dodała nadal się czerwieniąc.


Drowka zaśmiała się widząc zmieszanie dziewczyny.
- No, no, ryczysz co najmniej jak te szablozębne kocury - zażartowała i sama pociągnęła łyk piwa. W środku pomieszczenia było ciepło, przez co kaptur, który elfka miała naciągnięty na głowę sprawiał jej lekki dyskomfort.
Nie mogąc wytrzymać, ściągnęła kaptur z głowy, ryzykując wystawienie się na nieprzychylne spojrzenia krasnoludów.
Kilkoro gości z odległych stolików odwróciło się w jej kierunku, po czym wymieniło spojrzenia szepcząc coś między sobą.

Słowa Shillen spowodowały, że całe skrępowanie odeszło w mgnieniu oka pozostawiając jedynie rumieniec na bladej twarzy Awen.
- Wyrazy uznania dla gospodarza za tak szlachetny trunek - wydusiła w końcu kapłanka.

- Allayn - przedstawił się półelf, siadając przy stole i sięgając po kufel. Co prawda piwo nie było jego ulubionym trunkiem, ale na bezrybiu... - Świetny trunek.

Hassan był nieco styrany harówką. Nic tak nie wzmagało pragnienia jak zabijanie kocurów i fizyczna praca przy ich transporcie. Kiwnął głową krasnoludowi, wziął kufel ze stołu i zaczął pić. Pił i pił, aż grdyka podskakiwała w rytmie siarczystych haustów, które wlewał do gardła. Pienisty trunek kroplami próbował jeszcze uciekać bokami, ale wojownik w końcu odjął kufel od ust i obrócił do góry dnem. Odbiło mu się, więc cicho czknął, ocierając wilgotne usta i brodę. Zmarszczył brew patrząc na swój kufel.
- Zabrakło… - zachichotał patrząc na krasnoluda.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 05-09-2018, 14:01   #9
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Lieselotte siedziała cały czas przy Hassanie, którego nie odstępowała na krok, od czasu gdy jechała z nim na jednym koniu. Napomknęła tylko coś cicho o niepokoju, w jaki wprawia ją taka ilość krasnoludów, jakby się tłumacząc. Gdy zobaczyła, jak Hassan pokonał cały kufel w jednym podejściu, spojrzała na niego niedowierzając. “Ma w sumie prawo, napracował się przy smilodonach”, pomyślała. Sama sporadycznie pociągała ze swojego kufla, tylko ze względu na to, że pragnienie dawało się we znaki oraz miała na tyle taktu, by w tak ciężkiej sytuacji nie wybrzydzać u gospodarzy. Piwo było… znośne.

- Ty to masz spust, Hassanie - powiedziała drowka spoglądając na wojownika z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. - Już myślałam, że pochłoniesz to razem z kuflem.
- Założę się, że nie wypije więcej niż ja. - Gorthak właśnie odstawiał wypity przez siebie kufel, po czym oblizał wargi. Z zadowoleniem poklepał się po brzuchu. - Niezłe, dajcie tego więcej.
- Ja bym jednak stawiała w tej dziedzinie na krasnoluda niźli na jednego z was. - skomentowała Saxa i podniosła kufel w stronę gospodarza i kupiła duży łyk po czym zasiadła z resztą i słuchała rozmowy która miała nastąpić.
- Jakbym miał srebro, to mógłbym się założyć. - Wojownik poczekał, aż doleją mu kolejną porcję. Piwo było rzeczywiście całkiem dobre.

Awen spoglądała z uśmiechem na pozostałych. Nagle jej twarz przybrała poważnego wyrazu. Sprowadziła ich tu przecież sprawa ważna i niecierpiąca zwłoki.
- Dwaflinie, podejrzewam, że chciałbyś wyjawić nam przyczynę waszych problemów a zarazem powód dla którego tu się znaleźliśmy - zapytała nagle kapłanka wywołując natychmiastową ciszę i skupienie uwagi pozostałych na krasnoludzie.

Siwobrody krasnolud machnął ręką do wycierającego jeden ze stołów garsona i poprosił o dolanie piwa. Wychylił kufel dopijając resztę zawartości i zamyślił się wpatrując w puste naczynie.
- Ekonomia, moi drodzy. - Zrobił dłuższą pauzę, podczas której chłopak od podawania trunków uzupełnił kufle lejąc wprost z beczułki. - Można spalić miasto, odbudują. Można wyrżnąć mieszkańców, przyjdą nowi. Ale jak zniszczycie handel i ekonomię wszystko szlag trafi. - Dwaflin rozejrzał się po was zanim kontynuował.
- Ledwie pół dnia drogi stąd jest mała osada rolnicza, Ossington. Jako, że to najbliższe skupisko ludzi w pobliżu, a jazda przez puszczę jest trudna i często niebezpieczna mieliśmy z nimi dobry układ. Oni mieli spore nadwyżki jedzenia, a nam nie brakuje żelaza. Wymienialiśmy się na dobrych dla obu stron warunkach. Jedzenie za narzędzia pracy, podkowy i wszystko inne czego rolnikowi potrzeba. - Krasnolud zamilkł jakby wspominając lepsze czasy. - Od paru miesięcy zaczęło się psuć. Rolnicy mieli coraz mniej jedzenia na wymianę, a nasze zapasy zaczęły szybko topnieć. Wydobycie żelaza to ciężka robota, a krasnoludzki górnik musi dobrze zjeść. Kiedy okazało się, że handlowanie z bardziej odległymi wioskami nie wystarczy, większość zajęła się polowaniem i zbieractwem. Widzieliście kiedyś krasnoluda na polowaniu? Aż przykro patrzeć. - Brodacz westchnął ciężko i pociągnął łyk piwa. - Niedawno wysłaliśmy jednego z naszych, żeby sprawdził jak mają się sprawy w Ossington. Szybko wrócił i nie miał dobrych wieści. Rolnicy sami zaczęli głodować i opowiadają dziwne historie o elfach, które ich nękają i widmowym jeźdźcu mordującym niewinnych. Boją się wychodzić na pole. Taak… - Zamyślił się. - Jak rozeszły się wieści o tym, to musiałem odprawić Gil-Esila, reprezentanta z Tarsa. I tak dobrze, że skończyło się na paru siniakach i podbitym oku. Zbyt wielu twierdzi, że elfy z Tarsa chcą nas po prostu stąd wykurzyć. Liczę jednak, że uda wam się odkryć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi i rozwiązać problem.

Kapłanka z uwagą wysłuchała tego co miał im do przekazania krasnolud. W jego głosie usłyszała nutę, która bardzo ją zaniepokoiła. Sprawa wyglądała na bardzo poważną.
- Dziękujemy za tak rzeczową relacje Dwaftlinie. Postaramy się przywieźć wam dobre wiadomości. Mam jeszcze jedno pytanie do ciebieczy droga do Ossington jest przejezdna? Mamy wóz i kilka koni.
- Była kiedy jeszcze handlowaliśmy z Ossington. - Odparł Dwaflin. - Teraz trudno mi powiedzieć. Nasz goniec nie wspominał by miał jakieś trudności po drodze, on jednak szedł na piechotę. To było kilka tygodni temu.
- Jaki zysk miałyby elfy z Tarsa, gdyby was stąd wypędziły? - spytał Allayn. - Wszak same nie pójdą do kopalni. Chyba dotychczasowy układ był dla nich korzystny? - Spojrzał na Dwaflina. - Podobnie jak i dla was?
Na pytanie zaklinacza Ulgrim przysunął swoje krzesło bliżej.
- Hmpf! Wąskodupce z Tarsa czekały pewnie aż żelazo zacznie płynąć szerokim strumieniem żeby przejąć kopalnie. Ot co! - Krasnolud spojrzał na nestora i zamilkł zmieszany. Shillen na słowo “wąskodupcy” spojrzała krzywo na krasnoluda.
- Dziękuję Ulgrimie - odrzekł nestor. - Nie chcemy chyba naszym śledczym podsuwać niesprawdzonych tropów popartych jedynie jakąś paranoją? - Dwaflin przeniósł wzrok na Allayna. - Sęk w tym, że nic by na tym nie zyskały. Puszczę zamieszkuje wiele elfów, także tych dzikich, które niekoniecznie mają powiązania z Tarsą. Jeszcze ten jeździec… sam nie wiem co o tym myśleć.
- A może słyszeliście o kimś, kto jest zainteresowany waszą kopalnią? Albo na tyle zawiści wam zysków? - Półelf zadał kolejne pytanie.
- Wciąż łączą nas pakty handlowe z Tarsą i innymi miastami. Ten ktoś musiałby zaryzykować wejście w otwarty konflikt z nimi. Ale wtedy taki pośredni atak miałby sens prawda? - Uśmiechnął się Dwaflin. - Niestety, nic mi nie wiadomo, by ktokolwiek ostrzył sobie kły na kopalnię. Nawet elfy, które odkryły złoża wolały zaprosić nas niż same wydobywać rudę. Viridistan też niespecjalnie się nami interesuje. Mają dużo bliższych kopalń.
- Wasze wyroby stanowią dla kogoś aż taką konkurencję, że aż tak się opłaca was zniszczyć? - Allayn usiłował znaleźć następny powód zaatakowania krasnoludów.
- Haha, mamy świetnych kowali - zaśmiał się krasnolud. - Myślę jednak, że gdyby ktoś chciał nas zniszczyć to pewnie sabotowałby też prace w kopalni, ale zamiast tego poprzestał na Ossington.
- Nikt się tu ostatnio nie pojawiał podejrzany? - spytał Gorthak, odłożywszy kolejny kufel, zastanawiając się, kogo trzeba będzie ubić, by rozwiązać problem….
- Wydaje mi się, przyjacielu, że póki co to my wyglądamy najbardziej podejrzanie w tej wiosce - zażartowała Awen, po czym zwróciła się do krasnoluda. - Dwaflinie, czy jest jeszcze coś, o czym powinniśmy wiedzieć zanim wyruszymy?
- Podejrzany, hmm - zamyślił się siwobrody. - Nie, poza wami ostatnia osoba spoza wioski która tu przybyła to był jakiś szlachcic. Chciał nam zaoferować pomoc z jedzeniem zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o tych morderstwach w Ossington. Też był chyba od Langwellena. Jak mu było… Adrian? Odmówiliśmy. Uzależnianie się od miasta, które jest tak daleko prędzej czy później nic dobrego by nam nie przyniosło. Wrócił przez ten portal, którym przyszliście i więcej się tu nie pojawiał. - Krasnolud wziął kolejny łyk z kufla i odwrócił się do kapłanki. - Chyba powiedziałem wam wszystko co wiem. Niewiele tego, ale gdybyśmy wiedzieli gdzie jest wróg to pewnie sami byśmy się z tym uporali. Pozostaje wam sprawdzić u źródła, w Ossington. Dziwna wioska, swoją drogą. Mają tam jakieś wielkie kamienne kręgi. Powiadają, że przeklęte, ale miejscowi o nie dbają.
- Wspomniałeś o jeźdźcu… - Hassan zainteresował się bardziej godnym do pokonania przeciwnikiem, którego zabicie być może rozwiązałoby problem.
- I co miałeś na myśli mówiąc o nim ‘widmowy’? - Saxa również zainteresowała się jeźdźcem, ale chyba od innej strony niż jej towarzysz. Znała mnóstwo opowieści o różnego rodzaju fortelach mających na celu przepędzenie ludzi lub stworzenie sztucznej legendy miejsca. Z tego co wiedziała, nigdy one nie poszły tak daleko, by ludzie ginęli...przynajmniej nie specjalnie.
 
Obca jest offline  
Stary 06-09-2018, 20:26   #10
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
- A może ten jeździec lubi pojedynki? - uśmiechnął się błogo pół-ork.
Hassan pokiwał głową do pół-orka.
- Myślimy o tym samym - uśmiechnął się na myśl o pojedynku, o którym ktoś mógłby napisać jakąś balladę
- Mniejsza o to co lubi - wtrąciła Awen. - dzień w którym nas spotka, zdecydowanie nie będzie jego dobrym dniem.
- Jeśli ten jeździec okaże się prawdziwie “widmowy” - Lieselotte wysoko zadarła brodę - to jest to moja specjalność. Tej sprawie pragnęłabym się przyjrzeć razem z panienką Awen, gdyż w kwestiach różnego rodzaju widm i upiorów, magia pochodząca od bóstw bywa szczególnie skuteczna.
- A ja zapewnię wam ochronę, miłe panie. Doskonały plan. Na co jeszcze czekamy? - Ukłonił się kobietom grzecznie. Nie mógł się już doczekać spotkania z duchem a jego glewia najpewniej marzyła o spotkaniu z bezcielesną istotą. Wzrok wojownika stał się błyszczący, niczym u młodzika czekającego na nową zabawkę.
- Masz kurwiki w oczach, jak Rahnulf, gdy widzi mięso, Hassanie. - Drowka zaśmiała się i pociągnęła kolejny łyk piwa.
- Ale przyznam, że mnie także zainteresował ten “jeździec" - dodała, odkładając kufel na stół.
- Mam informacje nawet nie z drugiej ręki - odparł Dwaflin. - Może to tylko plotki. Nie wiem. Podobno pojawia się znikąd, zabija wieśniaków i znika jak duch.
- Czyli nie pojawiał się podczas odwiedzin krasnoludów w Ossington? - upewnił się Allayn.
- Nie, nie, wiemy o nim tylko od rolników.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy żeby wam pomóc Dwaftlinie – zapewniła kapłanka. - Ruszajmy zatem bo czeka nas daleka droga. Zwlekając wzmacniamy jedynie siły wroga – dodała zdecydowanym głosem.
- A możemy za chwilę? Jeszcze nie dopiłam - mruknęła elfka.
- Dopij do końca - odpowiedziała kapłanka. - Pozostawienie niedopitego kufla byłoby wielką zniewagą dla gospodarza - dodała z uśmiechem.
- Jak daleko jest do Ossington? - spytał półelf, dopijając piwo.
- Tak jak mówiłem, traktem pół dnia drogi - odparł krasnolud. - O ile jest przejezdny.
- To proponuję dopić piwo i jechać, póki jeszcze słońce świeci. Po zmroku mogą być problemy przez ten las - zaproponował Hassan.
- Taaa… nie ma jak słoneczko… - drowka mruknęła pod nosem.
- Też jestem za wyruszeniem dzisiaj, ale może pożyczymy ten jeden wóz, będzie wygodniej jechać w tyle osób…- rzuciła od niechcenia Saxa popijając ze swojego kufla.
- Ano… - mruknął wojownik patrząc pytająco na krasnoluda a potem na Shillen - nie lubisz słońca? - zapytał elfkę.
- Powiedzmy, że trochę razi mnie w oczy, przez co widzę gorzej za dnia, niż w nocy. - odparła bawiąc się pustym już kuflem.
- Zapytam - odpowiedział Ulgrim. - Pewnie już zrzucili te tygrysy. - Siwobrody spojrzał zdziwionym wzrokiem na krasnoluda. - Mieliśmy małą potyczkę, zanim tu dotarliśmy. Będzie dzisiaj solidna kolacja - wytłumaczył, szczerząc zęby do nestora.
- Taak. To była nienajgorsza walka - przyznał wojownik - choć to tylko durne zwierzaki były - dodał wyjaśniająco
- Poszło z nimi dość sprawnie. Co prawda Gorthak i Ranhulf trochę dostali, ale tygrysy wyszły na tym zdecydowanie gorzej. - Uśmiechnęła się pod nosem.
-Jakie tam rany, ledwo zadraśnięcia. Dużo mocniej zdarzało mi się już na arenie obrywać, ale szybko się zawsze wylizuje, orcza krew.- Gorthak wzruszył tylko ramionami. - Jeszcze jeden kufelek i możemy się zbierać. - Pół-ork pomimo sporej ilości wypitego alkoholu wydawał się rześki.
- Tak, tak byliśmy fantastyczni i dostaniemy skóry, żeby się chełpić nimi w karczmach, ale zorganizujmy się i wyruszajmy, czas to pieniądz a podróż będzie trochę trwała - Saxa pośpieszyła organizacyjnie resztę, mieli wprawdzie przed sobą cały dzień, ale podróż wozem nie należała do najszybszych.
- Przecież przed chwilą sugerowałam żebyśmy się zbierali - odparła Awen z lekkim przekąsem.
- To jest nas już dwie. - odpowiedziała złodziejka przewracając oczyma - a mimo to piwa z niektórych kuflów nie ubywa…
- To musisz pić szybciej. - rzuciła Shillen ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Wiesz co masz, masz racje... - powiedziała Saxa i powtórzyła sztukę jaką wcześniej pokazał Hassan, wypijając na jeden raz to, co miała w kuflu. Nie miało to już wprawdzie takiego impaktu jak wyczyn wojownika, ale miała pusty kufel i mogła z “czystym sumieniem” poganiać resztę.
Lieselotte spojrzała z ukosa na swój trunek. Nie miała zamiaru go dokańczać.
Hassan wstał szurając krzesłem i spojrzał na Saxę z uznaniem.
- Ha! Tak właśnie pije się w Viridistanie piwo! - Po czym podszedł do Saxy i spróbował klepnąć ją w tyłek rechocząc.
- Hassanie! - oburzyła się, prawie bezgłośnie Lieselotte, a rumor karczmy całkowicie ją zagłuszył.
- Gdybyś ty wiedział ile razy już żeś ją klepnął. - Drowka mruknęła pod nosem po elficku, spoglądając na Saxę i czekając jej reakcji na “pochwałę” od Hassana.
Awen parsknęła śmiechem słysząc słowa drowki. Allayn natomiast udał, że nic nie usłyszał.
Elfka spojrzała na kapłankę zdziwiona. “O ty mała cholero, ty mnie rozumiesz. Ciekawe co jeszcze słyszałaś gdy zdarzało mi się gadać pod nosem”, pomyślała.
- Nie myśl, że tanim komplementem wkręcisz się na wygodne ciepłe posłanie w wozie - złośliwie odpowiedziała wojownikowi złodziejka, puszczając mu oko i dając się bez dramy klepnąć w swój zgrabny tyłek. “Hassan, Hassan, gdybym nie potrzebowała od czasu do czasu twojego silnego ramienia...” Przyzwyczaiła się już do jego dotyku jako Ona-Galiel, więc nie sprzeciwiała się, kiedy zdarzało się mu to robić wobec Jej-Saxy.
Wojownik zbystrzał, i spojrzał się znacząco na Saxę, zdziwiony jej reakcją. Potem jednak uśmiechnął się i mruknął.
- Dobra, szkoda czasu. Pora się zwijać. Weźmiemy ten wóz, przyprzęgniemy do Karmazyna. Mogę powozić, jeśli nikt inny poza Saxą nie potrafi. Shillen na przedzie? Może z panią Awen? Reszta na wóz. Pani Lieselotte? Mój koń będzie wolny, jeśli będę powoził - zaproponował.
- Mogę jechać na przedzie - odparła drowka. - Może i widzę słabiej za dnia, ale i tak jeśli chodzi o orientację w terenie, to mam największe doświadczenie z całej tej zgrai. - dodała.
Awen pokiwała głową w kierunku Hassana wyrażając tym samym zgodę na jego propozycję. Perspektywa wspólnej podróży z Shillen bardzo przypadła jej do gustu. “To będzie dobra okazja żeby się lepiej poznać” pomyślała kapłanka.
- Otwarty wóz powinien jechać z tyłu, by ktoś nam podczas podróży noża w plecy nie wbił - zaproponował Allayn, wstając od stołu.
- To chyba rozsądny pomysł kund… Allayn - odpowiedziała elfka. - Zbierajmy się, bo jeszcze nam ten dzień ucieknie i będziemy szli po zmroku. - “co bardzo by mi odpowiadało”, dodała w myślach.
Jako że drowce wyzwisko stanęło w gardle, Allayn się nie zrewanżował podobnie niepochlebnym określeniem.
- Dziękuję bardzo, Hassanie - odpowiedziała Lieselotte. - Chętnie użyczę sobie waszego konia. Ja też już jestem gotowa, możemy wyruszać. Pojadę przed wozem. - Atmosfera tej karczmy nie odpowiadała magini, toteż chciała jak najszybciej wykorzystać okazję, by znaleźć się jak najdalej od miejsca przepełnionego spoconymi krasnoludami, a w którym jej towarzysze nie krępowali się swojego obscenicznego zachowania.
- Ja też już jestem gotowa. - poinformowała drowka, podnosząc się od stołu.

Podczas gdy drużyna zebrała się do drogi, Ulgrim wypytał w wiosce o możliwość wypożyczenia wozu. Nie było to jednak łatwe zadanie. Wrócił w końcu do drużyny kiwając z niezadowoleniem głową. - Nie chcą wypożyczać, ale kilku zaproponowało, że sprzedadzą wam wóz za złoto, albo jedzenie.
- My tu chcemy was ratować, a krasnoludy skąpiradła jak zawsze…- mruknął z przekąsem Gorthak. Możemy troche skór tygrysów oddać.
- Dokładnie. - przytaknęła mu drowka. - Po za tym chcemy tylko wóz, bo konie mamy swoje. Zresztą gdyby nie my, to nie mielibyście mięsa, którym będziecie sobie zapychać brzuchy.
- Nie wiemy nawet czy trakt jest przejezdny, kolejny wóz może nam nawet utrudnić drogę - stwierdziła kapłanka.
- Ja tylko przekazuję informacje. - wzruszył ramionami krasnolud. - W garbarni dziesięciu chłopa urabia sobie ręce po łokcie, żebyście nie musieli czekać na te skóry i kły. To była uczciwa wymiana.
- Nikt tego nie neguje. Dobra, poradzimy sobie bez tego wozu, bez łaski - wzruszył ramionami wojownik. - Najwyżej pójdę piechotą - zerknął na Lieselotte.
- Jeśli udostępniasz konia dla Lieselotte, to najwyżej możesz spróbować jechać na Karmazynie. - zaproponowała drowka. - Myślę, że poradzisz sobie z nim lepiej, niż gdyby ona miała na niego wsiadać.
Hassan kiwnął głową.
- Nieco go rozruszam. Przyda się spaślakowi nieco ruchu - uśmiechnął się do elfki z wdzięcznością
- To co po dwójce na koniach, dwójka na wozie i Hassan trenuje Karmazyna na konia “bojowego”? - spytała o ostateczną wersję Saxa.
- To koń pociągowy, on ma tak wyglądać - drowka zaśmiała się na komentarz Hassana, po czym z mniejszym entuzjazmem zwróciła się do Saxy.
- Jeśli za bardzo wstydzisz się swojego wozu i nie chcesz ugościć w nim towarzyszy, to to chyba najlepsza opcja - rzuciła sucho.
Saxa wywróciła oczyma na ten głupi komentarz.
- Nie no jasne, mogę was wszystkich wepchnąć do wozu będziecie mieli tyle miejsca żeby się porządnie poprzytulać. A jak na trakcie będziemy mieli sytuację bojową, jak wspomniał wcześniej Allyn to na pewno ładnie szeregiem będziecie wychodzić ze środka. - Sarkazm ociekał z tej pierwszej części wypowiedzi niczym soki z nadgryzionej dojrzałej brzoskwini, druga część była już mniej zaczepna. - Miałam zaproponować spakowanie do środka rzeczy zbędnych czasie jazdy, jak skóry i czy twoje graty wcześniej niesione przez Karmazyna, ale jak wolisz wozić je ze sobą to nie będę nalegać.
- Jeżeli Karmazyn będzie robił za wierzchowca, to logiczne, że rzeczy idą do jedynego wozu. Pusty wóz jest bezużyteczny. Po co mielibyśmy go targać ze sobą, gdyby nic, ani nikt nie miał w nim jechać? Będzie utrudniał podróż przez trudne tereny, więc może się chociaż do czegoś przydać.
- Jest częścią mojego dobytku i ładnym dodatkiem do Krowa, jedzie ze mną pusty czy pełny - powiedziała Saxa z pewnością siebie, jej towarzysze nie widzieli jeszcze wnętrza, trudno jej było powiedzieć czy ktoś poza Allynem miał styczność z domami na kołach a jeśli tak to jaki standard widział. Saxa miała duże poczucie dumy z tego jak się jej rodzina urządziła i przystosowała go do swoich potrzeb.
- A nie boisz się, że twój wyjątkowy wózek zostanie zniszczony podczas jakiejś walki? - rzuciła drowka ze złośliwym uśmieszkiem.
- Shillen, zejdź z niej. Widziałem już takie wozy. Pustynni nomadowie żyją w nich, a dom jest dla nich święty, niezależnie czy stoi na ziemi, czy ma koła. Widziałem też kolorowych ludzi, którzy trudnili się handlem. Mają oliwkową skórę i też mieszkają w takich wozach. - Hassan zmarszczył brew, nieco znużony wzajemnym dogryzaniem sobie obu kobiet. - Nawet taki widziałem od środka, choć oglądałem jedynie beczki z winem i płótno dachu - dodał wyjaśniająco
Elfka wzruszyła ramionami.
- Ja tylko mówię, żeby nie płakała, jak w razie jakiejś ciężkiej walki jej dobytek zostanie zniszczony - odpowiedziała z najbardziej niewinnym uśmiechem na jaki mogła pozwolić sobie drowka.
- Nie grozi mu większe niebezpieczeństwo na uszkodzenia niż twoim szkapom - odgryzła się złodziejka. W tej chwili reszta pewnie miała nadzieje, że jednak kobiety będą jechać po skrajnych końcach pochodu.
- Przypominam, że twój Krow, to również, jak to nazwałaś, szkapa i grozi mu takie samo niebezpieczeństwo “uszkodzenia” jak moim koniom. A bez niego twój wóz jest bezużyteczny. - Shillen syknęła w stronę łotrzycy.
- To wtedy się go bierze za dyszel...i ciągnie - uśmiechnął się Hassan wzruszając ramionami. Nie raz wlekli z kamratami z oddziału różne wozy i wózki aby miało go to przerażać.
- Phi… To szanowna i dumna właścicielka będzie ciągnąć. Zbierajmy się już - drowka rzuciła nerwowo. - Szkoda czasu. Jak chcesz jechać na Karmazynie to trzeba go oporządzić. Mam to zrobić sama czy pomożesz? Może lepiej jakby poznał twój zapach zanim na niego wsiądziesz, to uparta bestia. - dodała, po czym skierowała się w stronę drzwi, chcąc udać się do swoich koni.
Saxa już naprawdę zirytowana przez szaro-skórą, wykorzystała moment kiedy ta odwróciła się do reszty tyłem i zaczęła iść w stronę drzwi. Ręce złodziejki wykonały bardzo niepochlebny gest w stronę elfki, ta mogła jedynie usłyszeć odgłos jakby przytłumionego klasku, kiedy zgięcie łokcia jednej ręki skolidowało się z wczesnym przedramieniem drugiej. Złodziejka opuściła ręce równie szybko jak je zaplotła, nie dając reszcie napawać się tym widokiem.
Hassan stał przy Saxsie kiedy ta pokazała ten swój gest. Zmarszczył czoło i przechylił głowę, patrząc na łotrzycę.
- Jest coś w tym Twoim wozie takiego specjalnego, że aż tak bardzo jesteś przewrażliwiona na jego punkcie, czy lubisz tylko ją wkurzać? Pytam z ciekawości raczej… - zapytał cicho. - lubię mieć pełen obraz.
- Jestem sentymentalna… i nie lubię oddawać pola tej siksie… - odpowiedziała wojownikowi wzruszając ramionami złodziejka, dodała dla jasności gdy Hassan nie był zbyt domyślny a stwierdzenie ‘sentymentalna’ można różnie rozumieć. - Zostałam w nim spłodzona, urodzona i wychowana, od pierwszego dnia kiedy mój ojciec wygrał go w karty... i nie lubię oddawać pola tej siksie. - Saxa pominęła słowo ‘oszukując’. - Przystosowaliśmy go do swoich potrzeb, są w nim też rzeczy które nagle potrafią stać się bardzo potrzebne...i Naprawdę nie lubię oddawać pola tej siksie. - Nie wspominając o większej części jej majątku ukrytego w jednej z tajemnych skrytek.
- Sentymentalna?... Znaczy ty romantyczka jesteś? - Pokiwał głową wojownik. - Pojmuję - uśmiechnął się znacząco i kładąc na ramieniu swoją glewię wyszedł przed karczmę. Postanowił jak najszybciej przygotować konie do drogi i zobaczyć, czy spaślak ma chociaż jakieś siodło.
"Romantyczka"... Allayn uśmiechnął się, słysząc takie określenie.
Gorthak skinął głową na słowa Saxy:
- No jak go miałaś od dziecka, to rozumiem, że tak na niego chuchasz, choć rzeczy przecież się niszczą. Ja nic takiego nie mam bo urodziłem się w niewoli i nie miałem nic na własność - dodał nieco ponuro, po czym znów się wyszczerzył.
- Pewnie jakbyście byli facetami, to byście dali sobie z Shillen po mordzie i by było z głowy, z babami jest inaczej… a tak w ogóle to na pewno chcecie bym był w wozie jak będziemy w drodze? Ja i Hassan najlepsi w zwarciu będziemy jak coś wyskoczy.
- Zgadzam się z Gorhakiem, w końcu to nie wycieczka krajoznawcza - powiedziała Awen kiwając głową w kierunku półorka. - Nie wiemy jakie niebezpieczeństwa kryje w sobie ta puszcza.
- Pójdziemy pieszo - powiedział Allayn, który do dyskusji dwóch zwaśnionych pań się nie mieszał. - Najwyżej od czasu do czasu ktoś usiądzie na koźle, obok Saxy - dodał.
- W końcu kilkaset kilometrów mamy już za sobą, więc tych kilka możemy przejść - zażartowała kapłanka.
 
MatrixTheGreat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172