lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [WoHF DnD 5ed] Stojący Kamień (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18041-wohf-dnd-5ed-stojacy-kamien-18-a.html)

MatrixTheGreat 20-11-2018 20:52

Shillen odwróciła się w kierunku wozu z którego wychyliła się Lieselotte.
- Co do cmentarza… - zaczęła. - Chcecie ją tu pochować? - spytała towarzyszy poruszając temat zmarłej łotrzycy, którego póki co nikt nie odważył się poruszyć.
- Chyba nie możemy wszędzie wozić ze sobą nieboszczki. Pomijając etyczne sprawy… - “które nie bardzo mnie obchodzą” pomyślała. - Trzeba wziąć pod uwagę to, że ciało zacznie się rozkładać i wydawać mało przyjemną woń, która może przyciągnąć różnego rodzaju drapieżniki, kiedy będziemy podróżować lasami. - stwierdziła z powagą.
- Drapieżniki nie są nam straszne - odparł Allayn. - Ale poza tym tak, chcemy ją tu pochować.
- Pewnie jej ojciec chciałby dostać ciało, ale trzeba by coś zrobić by się nie rozkładało… - pół-ork podrapał się po szramie przy uchu, jego oczy błyskały gniewnie.
- Myślicie że elfy stoją za tymi drzewcami?... jeżeli tak to muszą nam za to krwawo zapłacić….
- Nie żebym nie lubiła rozlewania krwi moich powierzchniowych kuzynów, ale jakoś nie sądzę by to one stały za tymi stworami - odparła drowka. - Lieselotte nazwała ich strażnikami lasu… - dodała spoglądając na wóz licząc na to, że czarodziejka będzie wiedziała coś więcej o tych drzewcach. - Choć… jeśli tak jest to mają… dość ostre sposoby na chronienie lasu.
- To raczej nie była ochrona lasu - powiedział Allayn. - Gdyby tak było, to cała droga byłaby usiana zwłokami podróżnych. Nikt nawet nie wspomniał o drzewach atakujących podróżnych. Czy też strażników.
- No, jak tak ma wyglądać ochrona lasu, to ja już wolę straż miejską… może ta kapłanka którą spotkaliśmy ma z tym coś wspólnego? Nie ufam jej, chciałem ją trochę przycisnąć, ale mi nie pozwoliliście, boicie się tych jej bogów? - Prychnął pół-ork.
Lieselotte wychyliła się ponownie z wozu.
- Choć wątpię w jej powiązania z drzewcami, dobrze zrobiliśmy zachowując ostrożność. Radzę wam o tym pamiętać również podczas spotkań, które nas jeszcze czekają, dopóki nie dowiemy się więcej. Nie możemy zapominać, dlaczego tutaj jesteśmy oraz że możemy mieć tutaj wrogów - oznajmiła magini - O zmowę z drzewcem rzeczywiście prędzej bym posądziła elfy, ale mam za mało danych, by wysunąć z całą pewnością taki wniosek. Możliwe, że w ich mniemaniu byliśmy niebezpieczeństwem dla lasu - Lieselotte wzruszyła ramionami - Niemniej jednak, Saxy tutaj nie pochowamy, należy ją zwrócić ojcu. Moje zaklęcia zatrzymały proces rozkładu, a także zapobiegają przemianie w nieumarłego. Ten problem zostawcie mnie.
- Raczej nie mamy zwyczaju odwozić rodzinom ciał poległych towarzyszy - powiedział Allayn, zaskoczony nieco pomysłem Lieselotte. Poza tym... Nie wy powinniście decydować, jak ma wyglądać ostatnia droga Saxy w zaświaty.
- A ty powinieneś? - wtrąciła drowka. - Nie darzyłam jej sympatią, ona mnie zresztą też. Ale wydaje mi się, że skoro ocaliliśmy ciało przed płomieniami, to jedynymi osobami, które powinny decydować o jej pochówku są jej krewni, o ile takowych posiada. A skoro ma ojca to wydaję mi się, że decyzja powinna należeć do niego.
- A skąd wiesz cokolwiek o jej rodzinie? - zainteresował się Allayn. - Wiesz, gdzie żyją? Do kogo się zwrócić?
- Powiedzmy, że dowiedziałam się przypadkiem kilku ciekawych, rzeczy o Saxie, ale myślę że skoro nie żyje to niech swoje sekrety zabierze ze sobą, ja już korzyści z nich nie mam. - stwierdziła Shillen. - Ale co do tego gdzie znaleźć jej rodzinę, to nie wiem, ale pewnie Melenderez będzie coś wiedział. Także musimy go dalej szukać.*
- Przepraszam, że się wtrącam ale podobnie jak Allaynowi, mi również Saxa nie była obojętna, choć niewiele o niej wiem. Prawda jest taka, że poza nim, nikt z nas dobrze jej nie znał – odparła zdecydowanie Awen. – Tym bardziej dziwi mnie – wzrok kapłanki powędrował w stronę Shillen – że tak zależy Ci na oddaniu ciała Saxy jej ojcu, skoro za życia nie zależało Ci na jej losie – dodała oschle. - Moim zdaniem to Allayn powinien zadecydować gdzie pochowamy Saxe. Był dla niej jak rodzina.
- Wstrzymajcie się z tym pochówkiem - odezwała się Lieselotte, krzyżując ręce na piersi - do czasu aż rozgryziemy tego jeźdźca. Wystarczy mi jeden nieumarły do użerania się. Awen, jako kapłanka chyba powinnaś wiedzieć, że istnieje ryzyko, iż jeździec będzie chciał zrobić z Saxy ożywieńca. Jeśli ją pochowamy już teraz, moje zaklęcia niedługo przestaną działać i ją chronić - magini liczyła, że do tego czasu uda jej się dokończyć formułę zaklęcia i będzie w stanie wskrzesić Saxę, jednak na wszelki wypadek nie chciała dawać reszcie złudnych nadziei.
- Raz… - Shillen podpięła się pod odpowiedź czarodziejki. - … a dwa, że nie wiem jak wy, ale ja chyba nie chciałabym zostać pochowana w obcym miejscu, gdzie nikt o mnie nie będzie pamiętał. Sympatia czy jej brak względem jej osoby nie ma tu nic do rzeczy.
Allayn miał wrażenie, że znaczna część padających tu słów to po prostu robienie mu na złość...
- Twoja troska nadal jest dla mnie zaskakująca, szkoda tylko że… - Kapłanka ugryzła się w język, zdając sobie sprawę, że atmosfera jest już wystarczająco napięta. Zrezygnowała z niepotrzebnej nikomu wymiany zdań, jednak jej myśli były pełne wątpliwości co do intencji drowki.
- Zrobię ładny stos drewna i spalę jej ciało - powiedział zaklinacz. - Rozsypanie popiołu na to jeden ze sposobów stosowanych w jej rodzinie. Nie sądzę, by ktokolwiek, z Saxą na czele, miał coś przeciwko temu.
- Myślę, że w obecnej sytuacji to najlepsze rozwiązanie - odpowiedziała Awen, z nadzieją na zakończenie tematu pochówku.
Hassan spojrzał na Lieselotte.
- Pani? Czyzbyś miała jakiś pomysł? Pochówek przez spalenie jest akceptowalny praktycznie wszędzie. Jeśli jesteś w stanie jej pomóc, możemy jeszcze poczekać ze spaleniem - powiedział cicho*
Magini skinęła głową.
- Pozostawcie kwestie pochówku kapłanom - odpowiedziała stanowczo Awen, spglądając jednocześnie w kierunku zaklinacza. - uszanujcie decyzję o spaleniu ciała Saxy - dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- I tylko tyle ci kapłani potrafią zrobić? - do oczu Lieselotte napłynęły łzy - Zapewnić “pochówek”? Ci, którzy rzekomo dysponują boską mocą? W takim razie cieszę się, że zdecydowałam się na studiowanie sztuk magicznych, nie boskich - Lieselotte zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i mimo spływających po policzkach łez, powiedziała spokojnie - Ponieważ uważam, że jestem w stanie sprowadzić Saxę z powrotem do świata żywych. Nie chciałam wam jeszcze o tym mówić, bo jest ryzyko, że to może się nie udać. Ale jeśli istnieje szansa, nawet drobna, czy nie warto spróbować? Nie zaryzykowałbyś dla niej, Allayn? Na jej miejscu mogłam dziś znajdować się ja, gdy zaatakowały mnie sługi drzewca. To mogła być Shillen, gdyby nie zamieniły z Saxą szyku. To mógł być każdy z nas i dla każdego z nas podjęłabym to ryzyko! Nie jesteśmy drużyną z wyboru, ale jeśli działamy razem, to ja będę wspierać wszystkich jak tylko mogę - a moja magia sięga ponad śmierć.
- Magia sięgająca poza śmierć? - powtórzył Allayn. - Wybacz, ale twoja magia kojarzy mi się raczej z ożywieńcami, a nie ze wskrzeszaniem. Nie sądzę, by Saxa była zachwycona tym, że powróci do nas jako żywy trup. Ja też nie byłbym zachwycony.
- Twoja kojarzy mi się z ogniem. Omal wszystko nie spłonęło, więc może dlatego tak ciągnie cię do palenia - mruknął wojownik.
- Jeśli chciałeś by jej ciało spłonęło, trzeba było je zostawić. - wtrąciła Shillen. - Jej jest już wszystko jedno, a może Lieselotte akurat uda się przywrócić ją do życia. Boisz się zaryzykować dla życia swojej przyjaciółki? Jest szansa, że ją odzyskasz. - dodała krzyżując ręce na piersi.
- Moją opinię przedstawiłem - odparł Allayn. - I chyba łatwo się domyślić, że czekam na dokładne wyjaśnienia, których wy dwoje nie możecie mi udzielić. A co do spalenia... Nie chciałem jej pozostawić tam, na drodze. To kogoś dziwi? Poza tym na wpół spalone ciało leżące pod zwalonym drzewem, a uroczysty pogrzeb, to chyba jakaś różnica, prawda?
- Ożywie… - zachłysnęła się Lieselotte, poczuła się, jakby ktoś strzelił jej w twarz - Jak możesz! Jesteś taki sam jak reszta zabobonnego motłochu! Jesteś… jesteś tchórzem Allaynie! - magini już nawet starała się kontrolować łez. Weszła do środka wozu i trzasnęła za sobą drzwiami.

BloodyMarry 06-12-2018 19:50

Kiedy zbliżaliście się do wewnętrznego kręgu, kilkoro mieszkańców wioski dojrzało was i natychmiast zaczęło nawoływać innych. Nikt nie opuszczał jednak granicy wytyczonej przez menhiry. Osada wydała wam się znacznie mniej okazała niż się tego spodziewaliście. Naliczyliście może kilkanaście chat, w tym jedną piętrową i stojącą obok niej wieżę. Budowle wydawały się trochę zaniedbane. Po przekroczeniu wewnętrznego kręgu kamieni zebrał się już wokół was całkiem spory tłum. Kilkadziesiąt osób z początku przyglądało wam się z uwagą, aż niezrozumiałe szepty wieśniaków szybko zmieniły się w błagania o pomoc i jedzenie.
- Ratujcie dobrzy ludzie! - Krzyczał wśród zgiełku jeden z chłopów w stronę Awen.
- Nie mamy co jeść! - Dodała jakaś kobieta łapiąc Hassana za rękaw
Mimo iż tłum omijał łukiem Shillen i Allayna, to wszystkie spojrzenia wychudzonych mieszkańców Ossington wyrażały nadzieję na otrzymanie pomocy.
- Wydaje mi się, że ten jeleń może nam zapewnić zaufanie tych ludzi. Zachowują się jakby nie jedli od miesięcy - szepnęła drowka do Hassana.
- Ale chyba nie zamierzamy wydać im całego jelenia tak po prostu? Trzeba zawołać jakiegoś sołtysa, albo innego szefa tej wioski. Bo jeszcze gotowi wydłubać wszystko, co mamy w jukach - odpowiedział cicho wojownik. - Gdzie wasz szef? Kogo rozkazów słuchacie? - zapytał głośno kobietę.
- Możemy im coś dać, ale niech się na nas nie rzucają, lepiej z przywódcą pogadać. - Gorthak przytaknął cicho.
Żebrzące, pełne strachu spojrzenia mieszkańców Ossington bardzo poruszyły kapłankę, jednocześnie wzbudzając w niej pewien niepokój.
- Życie w nieustannym zagrożeniu zmienia ludzi. Głód zabija w nich moralność. Musimy zachować ostrożność – odparła Awen. – Popieram Hassana i Gorthaka, powinniśmy skierować się bezpośrednio do osoby dowodzącej.
Allayn się nie wypowiadał, ale zastanawiał się, co zrobić, jeśli mieszkańcy postanowią zjeść może nie przybyszów, ale ich wierzchowce.

Poza wołaniem o pomoc ciężko było wam dosłyszeć w zgiełku jakiekolwiek przydatne informacje. Żałosny tłum, niczym w amoku powtarzał wciąż te same słowa, nie bacząc na wasze pytania. Choć niegroźny, to z sekundy na sekundę pozwalał sobie na coraz więcej, aż dziesiątki rąk zaczęły łapać w desperacji za wasze ubrania i dobytek. Kto wie, czy nie musielibyście dobyć oręża aby odpędzić rolników, gdyby nie czysty dźwięk lutni, który ni stąd ni z zowąd dobiegł zza rozemocjonowanych mieszkańców Ossington.
Tłum nagle przycichł i rozstąpił się, a pod jednym ze stojących kamieni dostrzegliście opierającą się o menhir wysoką postać w jaskrawym, lecz niedopasowanym i zniszczonym ubraniu. Z na wpół przymkniętymi oczami młodzieniec uderzał w struny melodię, która wydawała wam się dziwnie znajoma.
- Witajcie w Ossington podróżnicy - zawołał przerywając grę. - Mówią na mnie Kukułka. Kim jesteście i co was sprowadza do tej pięknej osady?
[media]https://i.imgur.com/lTGy4Dq.jpg[/media]
Gorthak spojrzał z góry na Kukułkę. Czyżby jakiś grajek był przywódcą w tej osadzie?
- Przysłano nas z Miasta Suwerena, by naprawić ten bajzel. Podobno prześladują was elfy i ten cały upiorny jeździec?
- Miasto Suwerena… - Bard zamyślił się na chwilę zarzucając instrument za plecy. -To bardzo daleko stąd prawda? Musieliście przebyć naprawdę długą podróż. Elfy… jeździec… to wszystko prawda. Jeżeli chcecie nam z nimi pomóc, to powinniście porozmawiać o tym z Murdowsem.
- Słyszeliśmy też o waszych problemach z zaopatrzeniem. Mamy nieco mięsa, które trzeba sprawiedliwie podzielić między głodujących - Hassan wskazał leżącego na grzbiecie wierzchowca jelenia - opowiesz o waszych problemach tu, czy przejdziemy gdzieś, gdzie jest mniej uszu? - zaproponował wojownik.
Na twarzy Kukułki odmalował się lekki uśmiech.
- Mieszkańcy będą wam niezmiernie wdzięczni za taką zdobycz. Kiepski ze mnie mówca. Lepiej idzie mi komponowanie. Zaprowadzę was do starszego, to dokładniej wam to wszystko wyjaśni. Ten dom - grajek wskazał piętrowy budynek stojący tuż obok wieży jakieś dwadzieścia metrów od miejsca, w którym staliście. - O dobytek nie musicie się martwić. W tak małej osadzie nie uchowa się żadna kradzież.
Drowka widząc skierowane w siebie spojrzenia pełne strachu przemieszanego z nienawiścią postanowiła się nie odzywać. Stała słuchając przebiegu rozmowy i od czasu do czasu odganiając ręką i prychając niczym kot na pojedynczych wieśniaków, którzy próbowali zbliżać się do ich juków.
Allayn, podobnie jak Shillen, nie wtrącał się do rozmowy. Słuchał co prawda, ale więcej uwagi zwracał na tych, co podchodzili za blisko do ich bagaży. Uznał, że lepiej dopilnować, by nikomu z wieśniaków nie przyszło do głowy nic głupiego, bo za przykładem jednego złodzieja poszliby natychmiast następni.
Tłum zmizerniałych wieśniaków, czy to pod wpływem Kukułki, czy widoku Shillen i Allayna zaczął się powoli rozchodzić w różnych kierunkach, wracając do swoich zajęć. Poza lękiem i niepewnością nie dostrzegliście jednak w ich oczach szczególnych oznak nienawiści względem elfiej części drużyny. Być może wątpliwa sława drowiej rasy nie dotarła jeszcze do tego odseparowanego gęstą puszczą miejsca. Niemniej elfie rysy twarzy z pewnością nie budziły tutaj zaufania.
- Allayn - przedstawił się mag. - Ten starszy, z którym mamy porozmawiać, to Murdows? W takim razie prowadź. Może dodasz coś ciekawego do tego, co on powie. Każdy bard wie zwykle więcej niż zwykli mieszkańcy.
- Być może, ale o głodzie i nędzy ciężko napisać dobrą pieśń. Poza tym starszy Murdows jest znacznie bardziej gadatliwy. Chodźcie za mną. - odparł bard. Po czym ruszył żwawo prowadząc waszą drużynę w kierunku domu.

W kontraście z resztą chat krytych strzechą, budynek wyglądał na całkiem okazały. Kukułka wskazał wam miejsce, w którym mogliście zostawić swój dobytek i zapukał do drzwi.
- Proszę! - dobiegł do was w odpowiedzi lekko ochrypły męski głos.
Wchodząc do środka znaleźliście się w dużym, choć dość ciemnym salonie. Wyglądał jednak jakby widział lepsze czasy. Murdows siedział przy dużym stole tuż obok okna, z którego z łatwością mogliście dostrzec swój dobytek.
- Ci podróżnicy chcą nam pomóc z elfami i jeźdźcem. Zostawię was - powiedział Kukułka, po czym wyszedł pogwizdując i kiwając wam głową na pożegnanie.
- Bogowie nam was zesłali! Siądźcie. Krzeseł wystarczy dla wszystkich - zawołał starszy wznosząc ręce do góry w dziękczynnym geście. - Na imię mi Murdows. Jestem starszym w tej osadzie. Wybaczcie, że nie uraczę was ciepłą strawą, ale nasze kłopoty wiążą się również z brakiem jedzenia. Jesteście z Bress? Może z Tarsa?
Drowka nie miała zamiaru zaczynać rozmowy. Wolała zostawić to bardziej elokwentnej magini czy Awen, a nawet, choć trudno było jej to przyznać Allaynowi. Ograniczyła się jedynie do posłania wymownego spojrzenia w stronę pół-orka, chcąc dać mu do zrozumienia by nie rzucał na lewo i prawo informacją o tym, kto ich przysłał.
- Nie, trochę dalszą drogę przebyliśmy - powiedział Allayn. - Pewien znajomy usłyszał o waszych kłopotach i poprosił nas, byśmy, tak przy okazji pobytu w tych okolicach, spróbowali się zorientować, o co dokładnie chodzi.
Gorthak wzruszył ramionami na gest drowki, nie palił się do pogaduszek jeżeli inni chcieli zadawać pytania. Wbił więc spojrzenie w Starszego. Ciekaw był, kto za tym wszystkim stoi i nie mógł się doczekać by złoić temu komuś skórę.

Widząc, że większość drużyny milczy czekając jedynie na to co powie starszy, Murdows westchnął i złożył dłonie kładąc je na stole.
- Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu - powiedział. - Zawsze mieliśmy problemy z grugachami, to jest z dzikimi elfami, mieszkającymi na północny wschód od wioski. Nienawidzą każdego, kto nie jest elfem i słyszałem nawet, że nienawidzą elfów, którzy nie należą do ich plemienia. Zazwyczaj ignorowali nas tak długo, jak trzymaliśmy się z daleka od ich części lasu. W końcu to duży las, a z wyjątkiem kilku myśliwych i zbieraczy drewna, większość z nas rzadko zagłębia się w knieje. Z tego, co wiemy, oni także rzadko opuszczali najciemniejsze części lasu. Wszystko się zmieniło, kiedy pojawił się tu Jeździec, mniej więcej trzy, cztery miesiące temu. Nigdy nie poznaliśmy jego imienia i nie widzieliśmy jego twarzy, ponieważ nigdy nie zdjął swego wielkiego hełmu. Odwiedził każdy z tutejszych starych pomników, jeden po drugim — kaplicę, kręgi, Milczących Strażników, Czerwonego Rumaka i stary kurhan. Po raz ostatni widzieliśmy go, kiedy odjeżdżał na północ w kierunku Wielkiego Kurhanu. Wkrótce potem zaginęła grupka ludzi, którzy wyszli zbierać drewno do lasu. Następnego dnia znaleźliśmy ich ciała, a w każdym z nich mnóstwo strzał elfów. Trwało to jakiś czas: ktoś znikał, a po jakimś czasie znajdowaliśmy jego ciało albo i nie. Później stali się odważniejsi, nie wystarczyło im już, że strzelają do ludzi w lesie i zaczęli szyć do pracujących na polach w środku dnia. Starszy Meril, poprzedni sołtys, poprowadził do nich grupę posłów z białą flagą, lecz nigdy nie wrócił. Dwa dni później odkryliśmy miejsce masakry. - Murdows przełknął ślinę i zbladł. - Nie byliśmy pewni, czy wszyscy zginęli, tak byli zmasakrowani. Ciało Merila uchowało się jednak w całości, przybite do drzewa tak wieloma strzałami, że nie mogliśmy go uwolnić. Oczywiście próbowaliśmy wezwać pomoc,ale wtedy okazało się, że Jeździec wcale nie odjechał. Czyha gdzieś tutaj pojawiając się, żeby stratować lub rozpłatać ludzi swym wielkim mieczem. Sądzimy, że musi działać do spółki z elfami, ale nie wiem, dlaczego ani jak to robi. Od tamtej pory jest coraz gorzej. Musieliśmy zjeść owce i kury, więc nie mamy już zwierząt. Nie mogliśmy obsiać pól, więc jesienią nie będzie żniw. Jeździec strzeże drogi na południe, więc nikt się tamtędy nie przedostanie - starszy pokiwał głową spuszczając wzrok - nawet... nawet ci dzielni ochotnicy, których wysłaliśmy po jedzenie. Biedny Harard. Obiecałem bratu, że się nim zaopiekuję, a teraz… - Urwał podnosząc głowę. - Elfy kryją się na północy i od czasu do czasu strzelają do nas spośród drzew, tak aby nas tu zatrzymać. Nawet dzikie zwierzęta w lesie zdają się wymierać, popadamy w rozpacz. Czy możecie nam pomóc?

Lord Melkor 06-12-2018 21:15

Gorthak podrapał się w głowę, nie rozumiał o co tu chodzi, Ale narastała w nim wściekłość na elfy.
- Elfie skurwysyny, widzę, że tylko atakują bezbronnych z zasadzki zamiast stanąć do uczciwej walki. Po drodze zaatakowały nas drzewiaki i straciliśmy towarzyszkę, pewnie one ich nasłały, na was też napadały chodzące drzewa? Wiecie, czy spiczastouchych jest dużo w okolicy i gdzie mają siedzibę?
- Trudno mi powiedzieć - odparł starszy. - Atakują znienacka i znikają zanim zdążymy cokolwiek zrobić. Ale raczej nie są to duże grupy. Tak jak już mówiłem kryją się gdzieś na północy.

- Ekhem… - Shillen głośno odchrząknęła. - Mógłbyś sobie darować te teksty o szpiczastouchych? - spytała spoglądając na pół-orka. - Nie cierpię moich powierzchniowych kuzynów i chętnie upuszczę parę litrów ich krwi, ale daruj sobie te epitety jeśli łaska, bo jakbyś nie zauważył część twoich towarzyszy ma w sobie elfią krew. - zrobiła naburmuszoną minę, po czym spojrzała na Murdowsa.
- Ja z wielką chęcią pomogę.
- Elfy nigdy nie atakują bez przyczyny. Jesteście pewni, że w niczym się im nie naraziliście? - zapytał Hassan zdziwiony. Wiedział o elfach swoje. Lubili swoje lasy, naturę, ale przede wszystkim równowagę. I jakoś nie wyobrażał sobie elfa, który pasowałby do opisu Murdowsa. Choć może jednak nie wszystkie elfy widział.

- Ten, kto nasłał widmowego rycerza - powiedział Allayn - mógł i elfy jakimś sposobem sprowokować, winę zrzucając na mieszkańców wioski. Nie mieliście czasem, nim się ten upiór pokazał, jakichś gości z nietypowymi prośbami?
Murdows pokręcił przecząco głową słuchając domysłów Hassana i Allayna.
- To mała rolnicza osada. Teraz już nawet sioło. Kto mógłby czegoś od nas chcieć? Chociaż prowokacja... Nie. Nie wierzę by ktoś tu się nami na tyle interesował. Skoro przybyliście z bardziej odległego miejsca to może przejeżdżaliście obok Bress lub Tarsa? Czy tam też mają problemy z elfami? Jesteśmy tak odcięci od świata, że nie wiemy co dzieje się w pobliskich miastach.

Również Awen nie mogła pozostać obojętna wobec prośby Murdowsa.
- Oczywiście, że postaramy się pomóc – odparła. – Podobnie jak moi przyjaciele ja też mam pytanie, czy do tej pory ktoś próbował z nimi walczyć? Może ktoś zaoferował wam pomoc przed naszym przybyciem? Nasza wiedza o wrogu jest znikoma i każda informacja jest dla nas cenna.
- W wieży obok mieszkają jeszcze mędrzec Dyson i wojowniczka Tully - zaczął starszy. - Być może mają już jakiś trop. Kukułkę poznaliście. Stara się pomagać, choć lepiej wychodzi mu granie na lutni, niż walka. Jest jeszcze Henwen. Dzięki jej pomocy bogowie zsyłają nam trochę jedzenia. Zbyt mało jak na całą wioskę, ale bez tego pewnie już dawno pomarlibyśmy wszyscy z głodu. Może teraz, z waszą pomocą uda nam się z tego wyjść? Naprawdę jestesmy już zdesperowani.

Kiedy Murdows rozłożył dłonie w błagalnym geście, usłyszeliście jak ktoś schodzi po schodach. Starszy opuścił ręce, a w waszym kierunku zmierzał mężczyzna około trzydziestki.
- Raflees, mój kamerdyner - przedstawił gospodarz. - Raflees, moi goście upolowali wspaniały okaz jelenia. Czy mógłbyś dopilnować, aby go oporządzić i podzielić równo między mieszkańców?
- T... tak. Oczywiście. - Lokaj ukłonił się nerwowo w odpowiedzi.
- Nieczęsto tu miewamy gości - wyjaśnił Murdows - a jeszcze rzadziej takich, którzy przychodzą z jedzeniem.

- W takim razie nadal wiemy niewiele - podsumowała Lieselotte, której przeszedł już płacz. - Do mędrca i wojowniczki na pewno się udamy, liczymy także na pomoc Kukułki. Panią Henwen mieliśmy przyjemność poznać w drodze tutaj, choć zapewne jeszcze ją odwiedzimy. Powiedzcie jeszcze proszę, czy od czasu pojawienia się tu jeźdźca, zdarzały się incydenty z nieumarłymi? A może wcześniej, nawet dawno temu? Oraz czy od momentu gdy dzikie elfy zaczęły zachowywać się agresywnie w stosunku do mieszkańców Ossington, ktokolwiek je widział? Czy ktokolwiek osobiście widział, by elf wypuścił strzałę w kierunku tutejszych lub podniósł na was rękę?

- Inni nieumarli… - starszy zamyślił się - Nie. Odkąd sięgam pamięcią, nie było z tym problemów. Mamy co prawda niedaleko stary kurhan, podobno nawiedzony, ale nikt nigdy nie przyniósł stamtąd niepokojących wieści. To pewnie tylko stara waląca się kupa kamieni. Co do elfów to zawsze były do nas niechętnie nastawione. Nie wiem czy ktoś je na nas podpuścił, albo zalazł im za skórę, ale pewne jest, że nas atakują. O ile na początku mogły być jakieś wątpliwości, to kiedy zaczęły do nas strzelać w biały dzień na polu, stało się jasne, że to grugachowie mordują. Możecie zapytać miejscowych. Wielu ich widziało podczas ataków.

Awen przyglądała się rozmowie z wyjątkową uwagą. Reakcja Rafleesa wydała jej się dziwna. Nerwowe zachowanie lokaja próbowała tłumaczyć ciężką sytuacja w wiosce, jednak zachowanie mężczyzn w pewien sposób wzbudziło w kapłance niepokój. Czekając na odpowiedź, Awen analizowała badawczo reakcje mieszkańców wioski.

Wojownik zmarszczył brwii, jakby intensywnie o czymś myślał. Bo myślał i opowieści jakoś niespecjalnie trzymały się przysłowiowego tyłka. Niewielka osada. Gdyby elfy rzeczywiście były wrogo nastawione, nie miałyby najpewniej problemów z najechaniem jej i zrównaniem jej z ziemią. O ile Hassan znał się na elfach, a opowieści Murdowsa były prawdą, po prostu mówiły “trzymajcie się z dala od lasu”. Hassan był skłonny zjeść swoją czapkę, że wioska po prostu czymś im podpadła, i nikt nie chce się do tego przyznać. Postanowił więc czekać cierpliwie, aż któryś wioskowy wychlapie coś ciekawego.
- A ten jeździec, to on tu przyjeżdża, czy tylko dybie na was na traktach? - zainteresował się wojownik.
- Albo gdy usiłujecie pracować na polach...? - dorzucił Allayn.
- Hm… sugerujesz, że ktoś może używać elfich strzał, żeby zrzucić na elfy podejrzenia, Lieselotte? - Shillen wysnuła kolejną teorię na podstawie słów czarodziejki.

- Nikt już nie pracuje w polu - zaprzeczył Murdows - to zbyt niebezpieczne. Strzały grugachów potrafią być bezlitośnie celne. A jeździec… raz zaatakował bardzo blisko wioski, ale Dyson przepędził go swoją magią. Teraz poluje na nas na obrzeżach.
- Chyba trzeba go będzie sprowokować do ataku - powiedział Allayn. - Nie sądzę, byśmy zdołali go znaleźć. Lepiej będzie, jeśli on przyjdzie do nas. Jeśli się odważy.
Gorthak drapał się po głowie, wydawał się nieco zagubiony w całej tej sprawie. Jego towarzysze wydawali się nie podzielać jego chęci rozprawienia się z elfami, odwiecznymi wrogami jego orczych przodków.
-To może ten nawiedzony kurhan sprawdzimy, tam się ten cały jeździec może kryć. - Stwierdził po chwili.
- Wycieczka do kurhanów? Jestem za. - drowka z entuzjazmem podchwyciła pomysł barbarzyńcy.
- Ale może najpierw zregenerujemy się po walce z drzewami?
- To dobry pomysł - powiedział Allayn. - Musimy troszkę odpocząć, nim stoczymy kolejną walkę.
- Chyba wszystkim nam przyda się odpoczynek - dodała ziewając Awen, nie mogąc już zapanować nad zmęczeniem.
Murdows pokiwał głową potakując.
- Jeden z domów stoi pusty. Chętnie wam go udostępnimy.
- Skorzystamy z zaproszenia. - Półelf skinął głową. - Kto nam może wskazać drogę?

MatrixTheGreat 19-12-2018 19:46

Starzec zerkał co jakiś czas nerwowo przez okno w stronę waszego dobytku. W pewnym momencie spojrzał na was zaszklonymi oczami i przyłożył zaciśniętą, trzęsącą się dłoń do ust
- Chciałbym jeszcze… - wymamrotał. - Znaczy się, czy macie ze sobą ciało Hararda? Ja… Chciałbym go zobaczyć.
- Tak... przywieźliśmy ich ciała - powiedział Allayn. - Doszliśmy do wniosku, że lepiej przywieźć do wioski ofiary widmowego jeźdźca.

Murdows skinął głową w podziękowaniu i wstał.
- Wskażę wam gdzie możecie odpocząć po podróży, a po drodze pożegnam się z Harardem. Raflees zajmie się jeleniem - rzekł podchodząc do wyjścia i zapraszając was gestem do ruszenia za nim.
- Dom jest naprawdę niedaleko. Będziemy mieszkać prawie po sąsiedzku.
Starszy ruszył w kierunku wozu, który ze sobą przywieźliście. Nie zdążył jednak zrobić kilku kroków, a do waszych uszu dobiegł przejmujący grozą świst. Człowiek, z którym jeszcze przed chwilą rozmawialiście odwrócił się do was trzymając się za gardło. Wydał z siebie jedynie cichy, charczący dźwięk. Spod zroszonych czerwienią dłoni Murdowsa wystawała strzała, a koszulę pokrywała szybko rosnąca plama krwii. Z oczami pełnymi przerażenia, wasz gospodarz upadł twarzą na ziemię.
- Pieprzone powierzchniowe szpiczastouchy - warknęła drowka na widok elfiej strzały, rzucając obelgą za którą niedawno zganiła Gorthaka. Odruchowo cofnęła się od drzwi i wyciągnęła łuk. Spojrzała przez okno próbując wypatrzeć napastnika.
- Jak to te leśne wywłoki, to zapłacą nam za to. - Gorthak z bojowym okrzykiem furii wyskoczył na zewnątrz, z toporem w dłoni, wypatrując przeciwnika.
Allayn wyszedł za nim - nieco ostrożniej i pilnując, by półork znalazł się między nim a miejscem, skąd przyleciała strzała.
Drowka wychylając się nieco przez okno, dostrzegła zbliżające się w ich kierunku kształty. Jej oczy rozwarły się szeroko ze zdziwienia, kiedy zamiast sylwetek elfów rozpoznała w zbliżających się kształtach postacie zwierząt.
- To… to nie elfy… - poinformowała towarzyszy zszokowanym głosem. - To zwierzęta! - dodała, próbując przybrać jak najwygodniejszą pozycję do strzelania przez otwarte okno.*

[media]https://images.alphacoders.com/121/121791.jpg[/media]

Łowczyni widząc zbliżające się zwierzeta sięgnęła do swego kołczanu po strzałę, by po chwili nałożyć ją na cięciwę i wystrzelić w kierunku zwierzęcia, które według drowki stanowiło największe zagrożenie, niedźwiedzia. Strzała drowki poszybowała ze świstem, zatapiając się głęboko w cielsku zwierzęcia. Równie poważnym zagrożeniem okazał się jednak atak z powietrza. Trzy wielkie orły i ogromna sowa nadlatywały w waszym kierunku. Jeden z ptaków zdążył dolecieć do okna i wymachując potężnymi szponami głęboko podrapał elfkę. Widząc to, Hassan w mgnieniu oka dobiegł do okna i wykonując serię bezlitośnie celnych ataków glewią powalił ptaszysko.

Allayn, Gorthak i Awen zdążyli wybiec przed dom. Dwa trafienia oszczepami i seria magicznych pocisków skutecznie unieszkodliwiła kolejnego orła, który z impetem runął martwy na ziemię. Reszta zwierząt gwałtownie straciła zapał do ataku, kiedy Lieselotte rzuciła zaklęcie tworzące w ich umysłach obraz nieuchronnej zagłady ze strony nekromantki. Ostatni orzeł schował się za budynkiem oblatując ją szerokim łukiem, a glewia Hassana powaliła w tym czasie rannego niedźwiedzia.

Nagle usłyszeliście, że ktoś nadbiega ze strony wieży.
- Precz stąd! - Krzyknęło diabelstwo w stronę z której prawdopodobnie rozpoczęto atak, wymijając przy tym pół-orka i błyskawicznie rzucając na siebie zaklęcie ochronne. Okazało się ono pomocne, gdyż już po chwili w jego kierunku nadlatywała elficka strzała. Tuż za diabelstwem nadbiegła kobieta o ciemno-brązowych włosach.

Gdy Allayn i Awen uśmiercili swoją magią kolejnego orła, zza zarośli wybiegł niski elf i wskakując na wielką sowę odleciał na południowy wschód. Widząc tą niecodzienną ucieczkę, Shillen ze zwinnością pantery wyskoczyła przez okno i błyskawicznie oddała strzał w stronę sowy. Niestety znaczna odległość i świecące z tamtej strony Słońce spowodowały, że drowka chybiła celu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:43.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172