BloodyMarry | 06-12-2018 19:50 | Kiedy zbliżaliście się do wewnętrznego kręgu, kilkoro mieszkańców wioski dojrzało was i natychmiast zaczęło nawoływać innych. Nikt nie opuszczał jednak granicy wytyczonej przez menhiry. Osada wydała wam się znacznie mniej okazała niż się tego spodziewaliście. Naliczyliście może kilkanaście chat, w tym jedną piętrową i stojącą obok niej wieżę. Budowle wydawały się trochę zaniedbane. Po przekroczeniu wewnętrznego kręgu kamieni zebrał się już wokół was całkiem spory tłum. Kilkadziesiąt osób z początku przyglądało wam się z uwagą, aż niezrozumiałe szepty wieśniaków szybko zmieniły się w błagania o pomoc i jedzenie.
- Ratujcie dobrzy ludzie! - Krzyczał wśród zgiełku jeden z chłopów w stronę Awen.
- Nie mamy co jeść! - Dodała jakaś kobieta łapiąc Hassana za rękaw
Mimo iż tłum omijał łukiem Shillen i Allayna, to wszystkie spojrzenia wychudzonych mieszkańców Ossington wyrażały nadzieję na otrzymanie pomocy.
- Wydaje mi się, że ten jeleń może nam zapewnić zaufanie tych ludzi. Zachowują się jakby nie jedli od miesięcy - szepnęła drowka do Hassana.
- Ale chyba nie zamierzamy wydać im całego jelenia tak po prostu? Trzeba zawołać jakiegoś sołtysa, albo innego szefa tej wioski. Bo jeszcze gotowi wydłubać wszystko, co mamy w jukach - odpowiedział cicho wojownik. - Gdzie wasz szef? Kogo rozkazów słuchacie? - zapytał głośno kobietę.
- Możemy im coś dać, ale niech się na nas nie rzucają, lepiej z przywódcą pogadać. - Gorthak przytaknął cicho.
Żebrzące, pełne strachu spojrzenia mieszkańców Ossington bardzo poruszyły kapłankę, jednocześnie wzbudzając w niej pewien niepokój.
- Życie w nieustannym zagrożeniu zmienia ludzi. Głód zabija w nich moralność. Musimy zachować ostrożność – odparła Awen. – Popieram Hassana i Gorthaka, powinniśmy skierować się bezpośrednio do osoby dowodzącej.
Allayn się nie wypowiadał, ale zastanawiał się, co zrobić, jeśli mieszkańcy postanowią zjeść może nie przybyszów, ale ich wierzchowce.
Poza wołaniem o pomoc ciężko było wam dosłyszeć w zgiełku jakiekolwiek przydatne informacje. Żałosny tłum, niczym w amoku powtarzał wciąż te same słowa, nie bacząc na wasze pytania. Choć niegroźny, to z sekundy na sekundę pozwalał sobie na coraz więcej, aż dziesiątki rąk zaczęły łapać w desperacji za wasze ubrania i dobytek. Kto wie, czy nie musielibyście dobyć oręża aby odpędzić rolników, gdyby nie czysty dźwięk lutni, który ni stąd ni z zowąd dobiegł zza rozemocjonowanych mieszkańców Ossington.
Tłum nagle przycichł i rozstąpił się, a pod jednym ze stojących kamieni dostrzegliście opierającą się o menhir wysoką postać w jaskrawym, lecz niedopasowanym i zniszczonym ubraniu. Z na wpół przymkniętymi oczami młodzieniec uderzał w struny melodię, która wydawała wam się dziwnie znajoma.
- Witajcie w Ossington podróżnicy - zawołał przerywając grę. - Mówią na mnie Kukułka. Kim jesteście i co was sprowadza do tej pięknej osady? [media]https://i.imgur.com/lTGy4Dq.jpg[/media] Gorthak spojrzał z góry na Kukułkę. Czyżby jakiś grajek był przywódcą w tej osadzie?
- Przysłano nas z Miasta Suwerena, by naprawić ten bajzel. Podobno prześladują was elfy i ten cały upiorny jeździec?
- Miasto Suwerena… - Bard zamyślił się na chwilę zarzucając instrument za plecy. -To bardzo daleko stąd prawda? Musieliście przebyć naprawdę długą podróż. Elfy… jeździec… to wszystko prawda. Jeżeli chcecie nam z nimi pomóc, to powinniście porozmawiać o tym z Murdowsem.
- Słyszeliśmy też o waszych problemach z zaopatrzeniem. Mamy nieco mięsa, które trzeba sprawiedliwie podzielić między głodujących - Hassan wskazał leżącego na grzbiecie wierzchowca jelenia - opowiesz o waszych problemach tu, czy przejdziemy gdzieś, gdzie jest mniej uszu? - zaproponował wojownik.
Na twarzy Kukułki odmalował się lekki uśmiech.
- Mieszkańcy będą wam niezmiernie wdzięczni za taką zdobycz. Kiepski ze mnie mówca. Lepiej idzie mi komponowanie. Zaprowadzę was do starszego, to dokładniej wam to wszystko wyjaśni. Ten dom - grajek wskazał piętrowy budynek stojący tuż obok wieży jakieś dwadzieścia metrów od miejsca, w którym staliście. - O dobytek nie musicie się martwić. W tak małej osadzie nie uchowa się żadna kradzież.
Drowka widząc skierowane w siebie spojrzenia pełne strachu przemieszanego z nienawiścią postanowiła się nie odzywać. Stała słuchając przebiegu rozmowy i od czasu do czasu odganiając ręką i prychając niczym kot na pojedynczych wieśniaków, którzy próbowali zbliżać się do ich juków.
Allayn, podobnie jak Shillen, nie wtrącał się do rozmowy. Słuchał co prawda, ale więcej uwagi zwracał na tych, co podchodzili za blisko do ich bagaży. Uznał, że lepiej dopilnować, by nikomu z wieśniaków nie przyszło do głowy nic głupiego, bo za przykładem jednego złodzieja poszliby natychmiast następni.
Tłum zmizerniałych wieśniaków, czy to pod wpływem Kukułki, czy widoku Shillen i Allayna zaczął się powoli rozchodzić w różnych kierunkach, wracając do swoich zajęć. Poza lękiem i niepewnością nie dostrzegliście jednak w ich oczach szczególnych oznak nienawiści względem elfiej części drużyny. Być może wątpliwa sława drowiej rasy nie dotarła jeszcze do tego odseparowanego gęstą puszczą miejsca. Niemniej elfie rysy twarzy z pewnością nie budziły tutaj zaufania.
- Allayn - przedstawił się mag. - Ten starszy, z którym mamy porozmawiać, to Murdows? W takim razie prowadź. Może dodasz coś ciekawego do tego, co on powie. Każdy bard wie zwykle więcej niż zwykli mieszkańcy.
- Być może, ale o głodzie i nędzy ciężko napisać dobrą pieśń. Poza tym starszy Murdows jest znacznie bardziej gadatliwy. Chodźcie za mną. - odparł bard. Po czym ruszył żwawo prowadząc waszą drużynę w kierunku domu.
W kontraście z resztą chat krytych strzechą, budynek wyglądał na całkiem okazały. Kukułka wskazał wam miejsce, w którym mogliście zostawić swój dobytek i zapukał do drzwi.
- Proszę! - dobiegł do was w odpowiedzi lekko ochrypły męski głos.
Wchodząc do środka znaleźliście się w dużym, choć dość ciemnym salonie. Wyglądał jednak jakby widział lepsze czasy. Murdows siedział przy dużym stole tuż obok okna, z którego z łatwością mogliście dostrzec swój dobytek.
- Ci podróżnicy chcą nam pomóc z elfami i jeźdźcem. Zostawię was - powiedział Kukułka, po czym wyszedł pogwizdując i kiwając wam głową na pożegnanie.
- Bogowie nam was zesłali! Siądźcie. Krzeseł wystarczy dla wszystkich - zawołał starszy wznosząc ręce do góry w dziękczynnym geście. - Na imię mi Murdows. Jestem starszym w tej osadzie. Wybaczcie, że nie uraczę was ciepłą strawą, ale nasze kłopoty wiążą się również z brakiem jedzenia. Jesteście z Bress? Może z Tarsa?
Drowka nie miała zamiaru zaczynać rozmowy. Wolała zostawić to bardziej elokwentnej magini czy Awen, a nawet, choć trudno było jej to przyznać Allaynowi. Ograniczyła się jedynie do posłania wymownego spojrzenia w stronę pół-orka, chcąc dać mu do zrozumienia by nie rzucał na lewo i prawo informacją o tym, kto ich przysłał.
- Nie, trochę dalszą drogę przebyliśmy - powiedział Allayn. - Pewien znajomy usłyszał o waszych kłopotach i poprosił nas, byśmy, tak przy okazji pobytu w tych okolicach, spróbowali się zorientować, o co dokładnie chodzi.
Gorthak wzruszył ramionami na gest drowki, nie palił się do pogaduszek jeżeli inni chcieli zadawać pytania. Wbił więc spojrzenie w Starszego. Ciekaw był, kto za tym wszystkim stoi i nie mógł się doczekać by złoić temu komuś skórę.
Widząc, że większość drużyny milczy czekając jedynie na to co powie starszy, Murdows westchnął i złożył dłonie kładąc je na stole.
- Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu - powiedział. - Zawsze mieliśmy problemy z grugachami, to jest z dzikimi elfami, mieszkającymi na północny wschód od wioski. Nienawidzą każdego, kto nie jest elfem i słyszałem nawet, że nienawidzą elfów, którzy nie należą do ich plemienia. Zazwyczaj ignorowali nas tak długo, jak trzymaliśmy się z daleka od ich części lasu. W końcu to duży las, a z wyjątkiem kilku myśliwych i zbieraczy drewna, większość z nas rzadko zagłębia się w knieje. Z tego, co wiemy, oni także rzadko opuszczali najciemniejsze części lasu. Wszystko się zmieniło, kiedy pojawił się tu Jeździec, mniej więcej trzy, cztery miesiące temu. Nigdy nie poznaliśmy jego imienia i nie widzieliśmy jego twarzy, ponieważ nigdy nie zdjął swego wielkiego hełmu. Odwiedził każdy z tutejszych starych pomników, jeden po drugim — kaplicę, kręgi, Milczących Strażników, Czerwonego Rumaka i stary kurhan. Po raz ostatni widzieliśmy go, kiedy odjeżdżał na północ w kierunku Wielkiego Kurhanu. Wkrótce potem zaginęła grupka ludzi, którzy wyszli zbierać drewno do lasu. Następnego dnia znaleźliśmy ich ciała, a w każdym z nich mnóstwo strzał elfów. Trwało to jakiś czas: ktoś znikał, a po jakimś czasie znajdowaliśmy jego ciało albo i nie. Później stali się odważniejsi, nie wystarczyło im już, że strzelają do ludzi w lesie i zaczęli szyć do pracujących na polach w środku dnia. Starszy Meril, poprzedni sołtys, poprowadził do nich grupę posłów z białą flagą, lecz nigdy nie wrócił. Dwa dni później odkryliśmy miejsce masakry. - Murdows przełknął ślinę i zbladł. - Nie byliśmy pewni, czy wszyscy zginęli, tak byli zmasakrowani. Ciało Merila uchowało się jednak w całości, przybite do drzewa tak wieloma strzałami, że nie mogliśmy go uwolnić. Oczywiście próbowaliśmy wezwać pomoc,ale wtedy okazało się, że Jeździec wcale nie odjechał. Czyha gdzieś tutaj pojawiając się, żeby stratować lub rozpłatać ludzi swym wielkim mieczem. Sądzimy, że musi działać do spółki z elfami, ale nie wiem, dlaczego ani jak to robi. Od tamtej pory jest coraz gorzej. Musieliśmy zjeść owce i kury, więc nie mamy już zwierząt. Nie mogliśmy obsiać pól, więc jesienią nie będzie żniw. Jeździec strzeże drogi na południe, więc nikt się tamtędy nie przedostanie - starszy pokiwał głową spuszczając wzrok - nawet... nawet ci dzielni ochotnicy, których wysłaliśmy po jedzenie. Biedny Harard. Obiecałem bratu, że się nim zaopiekuję, a teraz… - Urwał podnosząc głowę. - Elfy kryją się na północy i od czasu do czasu strzelają do nas spośród drzew, tak aby nas tu zatrzymać. Nawet dzikie zwierzęta w lesie zdają się wymierać, popadamy w rozpacz. Czy możecie nam pomóc? |