Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2018, 20:55   #1
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Wilki Weltonu [5e][18+]

Czwórka awanturników podróżowała szlakiem do Welton, poszukując kolejnej okazji do przeżycia przygody oraz okazji do szybkiego wzbogacenia się. A zarobić w tym przypadku dało się łatwo i szybko. W zamian za pomoc przy pozbyciu się stada wilków, nękającego od dłuższego czasu wioskę, mieszkańcy oferowali całe osiemset sztuk złota.
Oczywiście, nagroda wydawała się nieproporcjonalnie wysoka w stosunku co do kłopotów, przez które należało przejść, aby ją zdobyć, lecz nie powstrzymało to nikogo z czwórki przyjaciół przed zaakceptowaniem zlecenia.
Stara, brukowana i podniszczona na poboczach droga, ciągle spełniała swoje zadanie bez zarzutu. Rozwidlała się jakieś dwadzieścia, trzydzieści stóp od drużyny. Jedna z odnóg odbijała ostro na zachód. Pomijając samotnego pasterza, prowadzącego stado owiec, nie była w żaden sposób interesująca. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
Druga odnoga, łagodnie skręcająca na wschód, była teraz opustoszała. Na środku skrzyżowania stał wysoki, drewniany drogowskaz, będący w dużo lepszym stanie niż trakt.
Las otaczający przejście był stary i gęsty. Nawet bystre oczy czwórki bohaterów nie były w stanie dostrzec niczego w jego głębi.
To… ktoś wie jak długo się tam idzie? — zapytał się Kokoro nie odrywając się od krzaczka porzeczek. Odsunął czarne włosy na plecy żeby nie zaplątały się w gałązki, podwinął rękawy i przycupnął przed rośliną napełniając brzuch.
Jeśli nie stracisz za dużo czasu na podwieczorek…Bran spojrzał na krzaki, pełne owoców — …to za godzinę z hakiem tam dotrzemy. Tak przynajmniej mówiono.
Ten las nie napawa mnie przyjemnymi odczuciami. Powinniśmy uważać, jak już się w niego zagłębimy — dodała swoje Lauga; w jej głosie dało się wyczuć niepokój. Jej dłoń odruchowo przysunęła się na rękojeść jej miecza szukając tam odwagi.
Przynajmniej w tak gęstym lesie słońce nie przedrze się przez drzewa — odparła Arletta, zasłaniając się ręką przed promieniami słońca.
To właśnie mnie niepokoi najbardziej — przyznała wojowniczka i ruszyła powoli przodem.
Nie pierwszy las na naszej drodze życia — spróbował ją pocieszyć zaklinacz.
Eee, a ty dokąd? Pamiętasz co było ostatnim razem jak ruszyłaś do przodu bez zwiadu? I jeszcze wcześniej? W sumie nie pamiętam… nom nom… żeby to kiedykolwiek się dobrze skońściłoKokoro ledwo mówił z ustami wypchanymi porzeczkami. — Chumusuke!
Znad drzew na dół zleciał sowa. Wylądowała na jego ramieniu.
Popatrz no mołj drogi, co tam jest dalej. — Wskazał sowie drogę w lesie, nie wypuszczając ani jednego owocu z swoich ust.
Chomusuke wzleciała w powietrze i zaczęła przeczesywać wzrokiem okolicę. Czy to przez instynkt zwierzęcia czy też dzięki łutowi szczęścia, minęło może kilka sekund, a ptak zdołał dostrzec watahę ośmiu wilków, składającą się powoli między drzewami w stronę pasterza, który pozostawał nieświadomy zagrożenia.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 15-09-2018, 12:05   #2
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Kokoro oderwał się od krzaczka i podszedł w stronę w której w oddali widać było pasterza.
- Mwwwm wwmm wmmwmm mm mmwm mw! - Zdołał tylko wymuczeć z pełnymi ustami, jednak w głowie pasterza pojawił się głos, “Uciekaj, wilki idą z lasu!”
Potem odwrócił się do reszty
- MMyMw WMmwm, mwwmmmw. - Wymuczał z polikami wielkimi jak u chomika. - Jednak wojowniczka usłyszała znajomy głos w głowie “wilki idą z lasu na niego”
- Ile? - spytała zdobywając miecza i okrągłej tarczy, nie pytała o kogo chodzi gdyż istotne to nie było jeśli Kokoro mówił że trzeba komuś pomóc Lauga nigdy nie opanowała. Kiedy ten pokazał osiem palców, rzuciła jeszcze - Skąd?
- Owieczki liczycie przed pójściem spać? - rzucił Bran.
- Mmmym mmm mmywm mwmw. - Porzeczki miały przewagę liczebną wypełniając usta mistyka, jednak zaklinacz usłyszał jego głos w głowie. “Nie, ilość wilków, które skradają się do tego pasterza.”
- Wilki? - Bran spojrzał na Kokoro. - Jeszcze się kiedyś udławisz, żarłoku.
- Jakie wilki? Co on tam mamrocze? Czy wy się wszyscy dobrze czujecie? - odezwała się drowka, dla której rozmowa towarzyszy wyglądała co najmniej dziwnie.
- Może te porzeczki były... z nieodpowiedniego źródła? - zażartował Bran. - Takie są skutki nadmiernego jedzenia.
“Taki mądry jesteś to patrz.” usłyszał czarownik, gdy Kokoro przyłożył palce do skroni głowy i posłał w kierunku jednego z wilków obraz potwornego bólu.
Pasterz, usłyszawszy głos w swojej głowie, stanął jak wryty i zaczął rozglądać się dookoła, wypatrując źródła dźwięku jak i samych wilków. Z początku niczego nie dostrzegł, jednak kiedy tylko usłyszał bolesne skomlenie wilka, ranionego zaklęciem mistyka, szybko rozeznał się w sytuacji i czym prędzej zaczął uciekać w kierunku nieznajomej czwórki.
Na razie rzuciła się za nim trójka z wilków, mierząc pełnymi zębów paszczami w nogi i ręce biedaka. Dwójka z nich chybiła celu, lecz ten, który trafił, zrobił to wyjątkowo celnie, poważnie raniąc uciekiniera.
Bran był za daleko, by móc pomóc pasterzowi, przynajmniej fizycznie. Ale miał miagię... więc posłał w stronę goniących pasterza wilków garść magicznych pocisków.
Jeden z wilków zwalił się na ziemię, a drugi boleśnie zaskowyczał, gdy trafiła go lśniąca magią drobinka energii.
Lauga zaczęła biec w stronę atakowanego pasterza.
- Za mną! - zawołała do towarzyszy broni by wspomogli ją jak tylko oni potrafili.
Kokoro podbiegł nieco do przodu z rękami złożonymi obok siebie, które wypełniała teraz energia odbijająca się od jednej do drugiej dłoni. Pchnął, a fala energii wzbiła kurz z drogi i uderzyła z ogromną mocą w wilka. Truchło odleciało na kilka metrów, okropnie połamane i zmiażdżone.
Kolejny z wilków dopadł pasterza i zatopił w nim swoje kły. Mężczyzna targany bólem padł nieprzytomny na ziemię, nie mogąc widzieć, jak kolejne wilki zaczynają rzucać się na bezbronne owce.
Lauga dobiegając do leżącego pasterza, wykorzystała siłę rozpędu z biegu i wymierzyła cios w jednego z wilków.
- Raachhh! - wydała okrzyk kiedy miecz opadał w stronę zwierzęcia.
Zranione wcześniej przez zaklinacza zwierzę nie zdołało oprzeć się natarciu pół-elfki i z cichym skomleniem padło nieżywe na ziemię.
Arletta dobyła swoich krótkich mieczy i doskoczyła do jednego ze zwierząt. Broń elfki zajadle cięła zwierzę, które wydawało głośne piski za każdym uderzeniem miecza.

Kolejny wilk padł, ale zostało jeszcze wiele... wystarczająco dużo, by dla każdego z poszukiwaczy przygód starczyło skórek na solidną wilczurę. Aby jednak mieć skóry, trzeba było kolejne wilki upolować. O tym, że należało przy okazji ocalić owce, nie warto było nawet mówić.
Kokoro ruszył w stronę wilków, po czym mentalnym uderzeniem zaatakował jedno ze zwierząt. Potężny cios omal nie zwalił wilka z nóg, lecz drapieżnik stale stał na czterech łapach, groźnie szczerząc kły.

Bran zrobił parę kroków, by znaleźć się bliżej swoich towarzyszy podróży, po czym potraktował wilki kolejną porcją magicznych pocisków. Zranione wcześniej przez Kokoro zwierzę padło. Inny wilk oberwał, ale nie na tyle mocno, by paść. Więcej nie zdołał zrobić, bowiem wilki, widząc że ich towarzysze padają niczym muchy, postanowiły uciec do lasu, nawet nie próbując zabrać ze sobą upolowanych owiec.
Kiedy wilki, z nieosiągalną dla bohaterów prędkością, zniknęły gdzieś za linią drzew, owce z grubsza się uspokoiły, a Kokoro podszedł do nieprzytomnego pasterza i nieznacznie uleczył go dotykiem. Co prawda ten dalej leżał nieprzytomny na ziemi, ale przynajmniej nie groziła już mu rychła śmierć.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 15-09-2018, 12:40   #3
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

- Ehh, to może ja go uleczę? - zapytał Kokoro. - No wiecie, te owce same się nie poprowadzą. - Mistyk położył rękę na piersi leżącego i przelał część swojej mocy.
- Taaa, lepiej żeby sam się nimi zajął. Nie wiem, jak wy, ale ja się na zaganianiu owiec nie znam. - Drowia łotrzyca wzruszyła ramionami. Żałowała czasami, że nie odziedziczyła podejścia do zwierząt po matce. - Chyba, że wy potraficie? - spojrzała na pół-elfy.
- Teoretycznie nie jest to trudne - powiedział Bran - ale wolę, gdy zajmują się tym fachowcy.
- Je się zagania jak się rusza z pastwiska dopiero - powiedziała wojowniczka odgarniając burzę swoich płomiennych loków z twarzy. - Mogę je zagonić w jedno miejsce w czasie gdy będziecie budzić pastuszka.
Nie było problemem dla Laugi opiekowanie się zwierzętami, w końcu pochodziła z prostego ludu pracującego z “ziemią”, gdyby nie wola wszechświata która przecieła linie jej losu z linią losu pewnego potwora terroryzującego jej rodzinne strony pewnie zamiast być dzielną wojowniczką byłaby już poślubiona któremuś rolnikowi lub pasterzowi właśnie.
- To działaj. - Arletta powiedziała do wojowniczki, dając jej wolną rękę co do owiec. - Będziemy ci kibicować.
Lauga, kiwnęła głową w potwierdzeniu, odłożyła tarcze, po rozpięciu pasa z przypiętym do niego mieczem teraz schowanym w pochwie, również te przedmioty wylądowały na ziemi by nie przeszkadzały. Ruszyła spokojnie ale pewnie w stronę owieczek wydając z siebie proste krótkie gwizdy i pokrzyki zaczęła pracę. Cierpliwie, gdyż wiedziała że owce czasem są uparte jak barany czy osły, powoli, dając Kokoro czas na ocucenie pastuszka, zaczęła zbierać rozbiegane stadko w miarę w jedno miejsce.
- Nieźle ci idzie - stwierdził Bran. - Ciekawe, dlaczego nie ma psa pasterskiego. I dlaczego jest sam, skoro cała okolica wie o wilkach.
- Może psa zeżarły wilki? - zasugerowała drowka. - Moja matka miała wilka, zwierzak potrafił sam jeden poradzić sobie z konkretnym mastiffem, a tu była cała wataha.
- Ja… Ugh… - westchnął ciężko pasterz, powoli i niezdarnie stając na równe nogi. - Te wilki… Poszły już sobie? - spytał.
- Nie wszystkie zdążyły uciec - powiedział Bran, pomagając pasterzowi utrzymać się w pionie. - Ktoś płaci może za uszy czy ogony? - spytał.
- Wilcze? Na pewno się ktoś znajdzie. Zwłaszcza ostatnio… Chyba zawdzięczam wam wszystkim życie, dziękuję! Nagrodziłbym was jakoś za to, naprawdę, ale grosza przy duszy nie mam, a owieczkami się raczej nie zadowolicie… - rzekł nieco zmieszany. - Mogę was co najwyżej do Welton odprowadzić, jeśli wam to po drodze.

Zabrawszy trofea i zagryzione przez wilki owce ruszyli w towarzystwie pasterza w stronę Welton.
- Kiedy się zaczęły te historie z wilkami? - spytał Bran. - Wszak wilki od wieków napadały na owce i nikt nikogo nie wynajmował...
- Tak, ale od kiedy ten pożal się boże zaklinacz, co do tej pory rządził wioską, poszedł do tego stada w ramach, jak to określił, “badań”, te zapchlone kundle robią co im się żywnie podoba i w żaden sposób nie da się nad nimi zapanować! To już nawet nie są zwykłe wilki, powiadam wam. Nieważne co i jak robimy, one zawsze znajdą jakiś sposób, aby dobrać się do naszych owiec. Raz nawet podobno jakimś sposobem naśladowały ludzkie krzyki. Tak przynajmniej mówił stary Grimstone. Dlatego właśnie szukamy jakiś herosów, aby się ich pozbyć, sami nie mamy najmniejszych szans.
- Nie macie jakiejś straży? No i to dziwne ze sa az tak zuchwale. Może coś je wypłoszyło z matecznika. - zapytał Kokoro, który wreszcie pokonał borówki.
- Straż mamy, ale nie na tyle liczną, aby mogła pójść do leża tych wilków i się ich pozbyć, jednocześnie nie narażając wioski na jakiś atak z ich strony.
- Ten zaklinacz w ogóle wrócił z tej... hmmm... wizyty? - spytał zaklinacz.
- Na jego szczęście, nie.
- No, trochę szkoda. Byłyby informacje z pewnego źródła - stwierdził Bran.
- Może w okolicy mieszka jakiś łowca bardziej obeznany z dziczą niż miejscowi - zasugerowała rudowłosa.
- Chumuske! Leć! Za wilkami! - mistyk podrzucił swoja sowę w powietrze.
- To co? Do Welton? Jeszcze nie podpisaliśmy kontraktu. Zapewne wasz starosta nam więcej opowie.
- Wtedy by się do tego łowcy zwrócili - powiedział zaklinacz, po czym spojrzał na pasterza, jedynej w tym gronie osoby, która mogła odpowiedzieć na postawione przez Laugę pytanie.
- Różnie z tym bywa, Bran, lepiej się upewnić - pouczyła go przyjaźnie Lauga.
- Myśliwy jakiś się znajdzie, to oczywiście. Imo taki co do tchórzliwe dupsko ruszy i się zajmie problemem to już nie. Wstyd się do tego przyznać, ale taka jest prawda. Dobrze, że chociaż na nagrodę dla was się składali.
- A zatem to prawda, że jest nagroda? - upewnił się Bran. - Czyli nie na próżno wybraliśmy się do Welton.
- Ciekawe, czy z tego zaklinacza zostały same kości - zwrócił się do pozostałych - czy też może sam się w wilka przemienił i teraz biega z innymi.
- Sprawdzimy wszystko i na pewno dojdziemy do prawdy.
- Ano prawda, jest nagroda. A co do zaklinacza, nie mam pojęcia, naprawdę. Po mojemu może i faktycznie umarł. - odparł pasterz, a awanturnicy zaczęli dostrzegać malującą się w oddali, niewielką mieścinę na zboczu góry. Koło niej, powoli i leniwie zdawała się płynąć jakaś rzeka.
- Zostawisz gdzieś swoje owce i pójdziesz z nami zdać relację z tego zdarzenia? - spytał Bran. - Kto w miasteczku sprawuje władzę i z kim możemy porozmawiać o zleceniu?
- Zostawić tu owce? Same? Mowy nie ma! A wioską oficjalnie zarządzał ten zaklinacz, brat ojca Merriksona. Więc teoretycznie to właśnie ojciec Merrikson powinien rządzić, ale w praktyce było na to tylu chętnych, że raczej mamy małą radę. Nie wiem kto w niej jest, zwykłego pasterza tam nie wpuszczą, ale pewno was zaproszą. Tylko uważać trzeba, bo się ta siódemka żre podobno jak cholera o prawie wszystko.
- Myślałem o zostawieniu owiec już w wiosce - wyjaśnił zaklinacz. -Na początek w takim razie poszukamy ojca Merriksona. A co do gryzienia... Zdaje się, że jesteśmy w tym lepsi od wilków.
- Chyba że. W takim razie nie ma problemu, pójdę z wami. I tak nie ma co za bardzo robić w Welton przez te wilki. Wełny mało, mięsa mało, wszystkiego mało.
- Jeśli moglibyście garbarza, to moglibyście pozyskać mięso i skóry z zabitych wilków. - zaproponowała Lauga, idąc pewnym krokiem w stronę wioski.
- Nie wiem… To brzmi rozsądnie. Ale z drugiej strony, Welton zawsze stało na owcach. Wiecie, handlujemy wełnianymi ubraniami i te sprawy. Nie wiem czy da się tak po prostu przestawić nagle na wilki. Ale, nawet jeśli to możliwe, chyba i tak nam pomożecie? - spytał, jakby wystraszony.
- Oczywiście że pomożemy - zapewniła pastuszka Lauga - po prostu rzucam pomysł że jak jest okazja trzeba z niej korzystać i tyle. - Lauga pamiętała, że jej wioska również nie umiała korzystać z okazji i miała zawsze trudniej niż okoliczne, dopiero przybycie łowcy poprawiło tą sytuację. Elf w zamian za spokój rozwiązywał problemy z dzikimi zwierzętami ale też wspierał wieśniaków zimą przynosząc mięso z upolowanych zwierząt najbardziej potrzebującym.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 15-09-2018 o 12:43.
Obca jest offline  
Stary 15-09-2018, 13:19   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ulice w Welton były dość zatłoczone jak na tę porę roku. Wielu z mieszkańców chodziło bezczynnie po ulicach, zamiast móc zajmować się zwyczajową pracą z owcami. Jednak mieścina wyglądała jeszcze przyzwoicie, nie jak siedlisko nędzy i ubóstwa.
Większość z mieszkańców była ludźmi, jednak tu i ówdzie przechadzało się również kilka krasnoludów i niziołków.
- No, jesteśmy. Oto Welton, w całej swej okazałości. Jeśli chcecie odpocząć, mamy tu też karczmę. Jest koło rynku, mogę was tam zaprowadzić. Musiałbym tylko zanieść ocalałe owce do schronu.
- Chyba znajdziemy sami... - powiedział Bran, spoglądając na pozostałych. Był przekonany, że oni również zechcą się posilić przed spotkaniem z ojcem Merriksonem, a później z radą. - Poczekamy tam na ciebie.
- Chodźmy do karczmy, posilimy się a potem pójdziemy do tego Merriksona
- zaproponowała Lauga.
- Świetny plan, i do tego możemy zaczerpnąć języka. Żeby nie okazało się że burmistrz nam czegoś nie powie. Choć obstawiam że jeżeli coś okaże się dla nas zaskoczeniem, to raczej dla niego też. - Kokoro się zamyślił. - Nie było tu może jakichś goblinów w okolicy? Albo co innego się wydarzyło że wygnało wilki z matecznika. No i… wilki nie atakują ludzi kiedy mogą zaatakować owce.
- Głównym powodem pewnie był głód. Wilki nie zapuszczają się blisko ludzkich osad, no chyba, że nie mają czego jeść na swoim terytorium… Może na ich terenach łowieckich jest coś większego co zabija zwierzęta na które zazwyczaj polowały i przez to zapuściły się tutaj?
- zastanawiała się drowka.
- Owce, pilnowane przez jednego pasterza, są łatwiejszym łupem niż sarny - odparł Bran. - Ale gdyby chodziło o jakiegoś większego drapieżnika, to chyba by po prostu zmieniły terytorium.
- I zmieniły
- odparła Arletta. - A że owce są głównym źródła utrzymania tutejszych ludzi to już ich nie obchodzi, dbają o siebie.
- Raczej zmieniły źródło pożywienia
- odparł elf. - To mi wygląda na karczmę - zmienił temat.
- No, i cieszę się że to tak wygląda - odparła łotrzyca z uśmiechem. - Jestem głodna jak wilk - zażartowała nawiązując do obecnej sytuacji.
- Dopóki nie zaczniesz nas podgryzać, to jakoś przeżyjemy - uśmiechnął się Daivyn.
- Spokojnie, już dawno tego nie robię. - Arletta zaśmiała się.
- Wszystkim bogom niech będą za to dzięki - odparł Daivyn, zatrzymując się i otwierając drzwi karczmy. - Panie przodem - powiedział.
- Dzięki - odpowiedziała drowka mijając zaklinacza w drzwiach.

Karczma była zatłoczona. Znalezienie wolnego stolika dla całej wchodzącej gromady zdawało się nie być możliwe, jednak szczęście chyba sprzyjało awanturnikom, gdyż jeden z nich zwolnił się akurat wtedy, gdy weszli do środka.
Za ladą krzątała się kobieta krasnolud, starająca się nadążać za żądaniami klienteli i mówiąca coś w swoim języku. Sądząc po akcencie, nie były to najmilsze słowa.
- Jeszcze raz dziękuję wam za pomoc. Zostałbym i nawet coś bym wam może postawił, ale wolę odwiedzić ojca Merriksona, co by mnie jakimś czarem podleczył. Niby się już lepiej czuję, ale te ich ugryzienia dalej bolą jak jasna cholera - odparł pasterz, a jego twarz na chwilę przybrała grymas bólu. - Powodzenia. Może się wam przydać.
- I tobie - odparł Daivyn.
- Szerokiej drogi - dodała drowka, po czym zwróciła się do towarzyszy. - Zamówimy coś może? - spytała. - Tylko, że od razu zaznaczam, że ja rozmawiać z tą uprzejmą kobietą nie idę. - Wskazała na krasnoludzicę za ladą. - Krasnoludy za elfami nie przepadają, a jak zobaczy kogoś mojego pokroju to raczej nie będzie jej obchodzić, że o Podmroku i tradycjach mojej rasy wiem tylko z opowiadań rodziców.
- Powinnaś się częściej uśmiechać, to pomaga w kontaktach
- powiedziała półelfka do drowki. - Dobra ja pójdę. - Lauga ruszyła do karczmarki słysząc za sobą jeszcze komentarz towarzyszki.
- Kiedy ja się często uśmiecham - rzuciła trochę pretensjonalnie za półelfką idącą w stronę lady.
Cała trójka zajęła miejsce przy stole, wyprzedzając ewentualnych konkurentów.
- Ciekawe jak Laudze pójdzie ta rozmowa, ta kobieta wygląda jakby jej ktoś na odcisk nadepnął - powiedziała drowka.
Półelfka podeszła do szynkwasu i uśmiechając się uprzejmie, jednocześnie kładąc sakiewkę na blat wydobywając z niej brzęk monet zapytała:
- Witajcie, czy znajdzie się dla mnie i moich towarzyszy coś pożywnego i po kuflu piwa?
- Piwo? A wina nie ma?
- rzuciła drowka wyłapując słowa półelfki.
- Poprawka. Jeśli jest wino, to trzy piwa i wino - poprawiła się wojowniczka.
- Jak jest, to dla mnie też - dodał Bran.
- Dwa piwa i dwa wina - poprawiła się po raz kolejny ognistowłosa, nadal promieniście uśmiechając się do krasnoludki, ale z domieszką przepraszającego wyrazu.
- Widzę, że też nie pijesz byle czego. - Arletta zaśmiała się do zaklinacza.
- Jasne. Zaraz wam wyślę dziewkę z alkoholem. A co jecie? - odparła właścicielka karczmy, nieudolnie udając spokojną. - I na przyszłość najpierw ustalajcie co zamawiacie, potem podchodźcie do lady. Dość już mam pracy teraz.
- A co oferuje kuchnia? - spytał Bran, podnosząc odrobinę głos.
- Pewnie baraninę - odpowiedziała mu drowka szeptem po elficku.
- Mogę dać wam chleba, gulaszu, steki, mięso pieczone i może cebulową, jeśli się jeszcze jakaś ostała. A w sumie, na pewno się ostała. Gotować ją muszę hektolitrami, tyle jej żrą.
- Ja poproszę gulasz w takim razie
- odparła Arletta z uśmiechem.
- Dla mnie chleb i tę pieczeń - powiedział Bran.
- Dla mnie steki, chleb i cebulowa - powiedziała zawstydzona małym zamieszaniem wojowniczka.
- Ja cebulową, stek, pieczeń, gulasz, trochę chleba i jeszcze raz pieczeń! I cebulową! - odkrzyknął z daleka Kokoro. Potem usiadł przy stole i odkrzyknął do odchodzącego pasterza.
- Powiedz mu że za chwilę przyjdziemy.
Ten odkrzyknął mistykowi w drzwiach.
- Jasne!
- Ty to masz spust
- powiedziała drowka, patrząc na Kokoro z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, gdy usłyszała jego zamówienie.
- No od tych malin przy drodze nic nie jadłem. Zgłodniałem trochę - odpowiedział mistyk, nie rozumiejąc zdziwnia drowki. - Ty z kolei od rana nic nie jadłaś, nie zamówisz sobie jeszcze pieczeni, niedługo całkiem zbiedniejesz i schudniesz.
- Podobno czarowanie jest wyczerpujące
- zauważyła Lauga.
- To już zależy od czarującego - powiedział Bran. - Ale ogólnie biorąc... Lepiej porządnie się najeść, gdy się rzuca zaklęcia.
- Całkiem zbiednieję?
- Arletta obejrzała się po sobie. - Ja nie jestem wychudzona, taka moja uroda, że jestem drobna - odpowiedziała. - Poza tym łatwiej się skradać jak się jest... trochę lżejszym.
- Taka szczuplutka istotka przeciśnie się przez dziurkę od klucza
- z pozorną powagą powiedział Bran.
- No nie przesadzajmy, ja może nie, ale… - Uśmiechnęła się tajemniczo i zaczęła wykonywać dziwne ruchy rękami. Niewidzialna dla oczu magiczna ręka sięgnęła dyskretnie do sakiewki zaklinacza i podała ją drowce. - Ale moja magiczna dłoń już, tak. Łap - zaśmiała się odrzucając własność Brana w jego ręce.
- Z magami tak lepiej nie próbuj. - Bran schował sakiewkę. - Niektórzy wykrywają, gdy używa się przy nich magii... a niektórzy z tych niektórych są piekielnie złośliwi.
- Spokojnie, zazwyczaj pada na szlachciców i arystokratów, którzy mają przy sobie za dużo błyskotek. Czasem tyle, że nawet nie zauważają, że jakaś im zniknęła. A ja lubię ładne i błyszczące rzeczy.
- Uśmiechnęła się niewinnie.
- Jak sroczka... Mam nadzieje, że odróżniasz te cenniejsze od tych tylko błyszczących. - Bran zachowywał udawaną powagę.
- Oczywiście… Nie wszystko złoto co się świeci - odparła z tym samym uśmiechem co przed chwilą.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-09-2018, 19:21   #5
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
- Tłumaczyłem wam już że ja nie czaruje… a zresztą niech wam będzie. - Kokoro machnął ręką na dalsze próby wytłumaczenia jego umiejętności i dyscypliny.
- W każdym razie zjedz coś, wszyscy coś zjedzcie. Ja nie wiem jak wy możecie tacy głodni chodzić. A! I ja chcę wodę do picia, gorącą.
- Nie będę chodzić głodna, przecież zamówiłam gulasz - odparła drowka, jednocześnie obserwując krasnoludzicę bacznym wzrokiem i szukając nim jakiejś sakiewki.
Nie było to zbyt trudnym zadaniem i jedynie kwestią czasu było to, że Arletta dostrzeże wiszącą u pasa kobiety pękatą sakiewkę, jakby tylko czekającą na zmianę właścicielki.
- Są tacy co uważają, że z pełnym brzuchem gorzej się myśli. Lenistwo i tak dalej... - Bran uśmiechnął się.
Nawet nie próbuj. Nie teraz, jeszcze nas z wioski pogonią. Zarobimy tu i tak.”, rozległ się głos w głowie Drowki.
Ta spojrzała na Kokoro z wyrzutem, po czym ze znudzonym wzrokiem oparła twarz na dłoniach.
- Nie znasz się na zabawie…
- Oczywiście, że znam! Popatrz tylko. - Mistyk rozejrzał się po wnętrzu gospody Mimo że godzina nie była późna, niedawno sprowadzono owce, a więc i już ktoś powinien być chodź trochę podpity. Wreszcie wypatrzył swoją ofiarę. Mężczyzna siedział nad kuflem, z nieco już rozlazłym wyrazem twarzy, sugerującym że to raczej nie pierwsza kolejka, a on sam nie należał do abstynentów.
ZGRZESZYŁEŚ PRZECIWKO BOGOM!”, rozgrzmiał głos w głowie pechowca.
TWOJE PIJACKIE ZAPĘDY POTWARZĄ SĄ WOBEC NAS!”- Kokoro parsknął delikatnie w rękaw, starając się ukryć rozbawienie.
MUSISZ ODPOKUTOWAĆ!”- Twarz mężczyzny wyraźnie pobladła.
PADNIJ NA KOLANA I BŁAGAJ O PRZEBACZENIE!
Przerażony mężczyzna padł plackiem na ziemię i zaczął bić pokłony, mamrocząc coś przez łzy, kiedy reszta bywalców karczmy patrzyła na niego to ze zdziwieniem, to z rozbawieniem.
Elfka patrzała na to wszystko tłumiąc śmiech.
- No dobra, zwracam honor. Coś ty mu tam w tym pijackim łbie nagadał? - spytała.
- Tylko tyle, że rozgniewał bogów i ma ich przeprosić. - Kokoro przykrywał usta dłonią.
- Niemniej, te słową są bardziej przekonujące, kiedy słyszysz je nie od kaznodziei, ale w swojej głowie.
- Całkiem ciekawy pomysł.Chociaż nie wiem jak ja bym zareagowała, do bogobojnych nie należę. - skinęła głową i zaczęła wodzić wzrokiem po karczmie. Dostrzegła dwóch lekko podpitych mężczyzn koło baru. “Idealnie” pomyślała. Schowała ręce pod stół i znów wywołała niewidzialną rękę, która pokierowała się w kierunku wypatrzonych przez drowkę mężczyzn i… uderzyła jednego w twarz.

- Nie należysz, ale pamiętam twoją minę kiedy pierwszy raz się w ten sposób do ciebie odezwałem. Minę też miałaś nietęgą.
- Dziwisz się? Nagle coś zaczyna ci gadać w głowie i nie wiesz czy już zaczynasz wariować, czy to ten wywar z halucynogenów, który podebrałam ojcu zaczął działać z opóźnieniem - odparła ze śmiechem, jednocześnie obserwując swoje “ofiary”.
Wkrótce siedząca przy stole para zaczęła się ze sobą gwałtownie wykłócać. Nie minęła chwila, a wyzwiska i groźby przerodziły się w rękoczyny, w które szybko wciągnęła się znacząca większość bywalców karczmy. Talerze, sztućce i kufle po piwie zdawały się latać wszędzie, a nawołujące do spokoju krzyki krasnoludki ginęły w panującej tu teraz kakofonii.
Elfka siedząc przy stole obserwowała wynik swojego “dzieła”, z prawie niewidocznym uśmieszkiem na twarzy.

Rudowłosa odwróciła się do Brana i powiedziała szeptem.
- Uspokajamy ich teraz czy ryzykujemy, że nas wywalą z karczmy przed posiłkiem?
- Uspokójcie się, mewy-śmieszki - powiedział cicho zaklinacz. - Nie wiecie, że w razie awantury miejscowi jednoczą się przeciwko obcym?
- Ale czemu? W razie bójki to tamci zaczęli. - Arletta wskazała na dwóch mężczyzn przy barze.
- O święta naiwności... - Bran pokręcił głową. - Ty wcale nie znasz ludzi. Większości z nich nie obchodzi logika, tylko to, że lepiej przylać obcemu.
- No wiesz co? Uderzyć niewinną niewiastę? - Drowka udała oburzenie na myśl o tym. - Za bardzo się przejmujecie, ale dobrze będę grzeczna. - Puściła oko towarzyszom i uśmiechnęła się niewinnie.
- Już w to wierzę... - mruknął Bran, który znał dość dobrze charakter Arletty. - Ale wolałbym najpierw dostać zlecenie i zdobyć to złoto.
- No, weź. Mnie nie wierzysz? - zaśmiała się, wyczarowując pod stołem po raz kolejny niewidzialną rękę, która poklepała zaklinacza po głowie.

- Za grosz - przyznał Bran. - Swoją drogą... twoje poczucie humoru schodzi na psy. Ciesz się, że moje jest na lepszym poziomie.
- Ranisz me uczucia, przyjacielu - odparła zaklinaczowi. - Myślałam, że podróżując razem tyle czasu darzymy się wzajemnym zaufaniem, no ale widzę, że się myliłam. - Wbiła wzrok w stół niby, to zasmucona.
- Pogrążę się w rozpaczy... - Zaklinacz pokiwał głową. - A jak z niej wyjdę, to kupię jakieś nasycone miodem bandaże na twoje rany.
- Miło z twojej strony, ale nie trzeba. Wyleczę je winem. - Łotrzyca odparła zaklinaczowi z uśmiechem, choć widać było że trochę spochmurniała. - Swoją drogą powinni je już chyba przynieść, nie?
- Prędzej umrzemy z głodu. - Bran przesunął się, by móc lepiej obserwować awanturę. - To nieprędko się uspokoi.
- Dopóki kucharz się nie dołączy, to chyba możemy być spokojni o nasz posiłek. - odpowiedziała Arletta. - Po za tym mówiłam, że nikt nie zwróci na nas uwagi? Patrz jak ładnie się bawią. - dodała po cichu.

Bran uniósł wzrok ku niebu... a raczej ku sufitowi.
- Chrońcie nas bogowie przed taką dobrą zabawą - powiedział równie cicho.
- Bran, przyjacielu… Jesteś za bardzo spięty. - odparła przyglądając się pół-elfowi. - Niedługo czeka nas robota i wtedy będziesz mógł być poważny i sztywny, ale teraz odpoczywamy. Wyluzuj trochę, przyda się po walce z wilkami. - Uśmiechnęła się, po czym zajęła się obserwacją trwającej w karczmie burdy, która powoli, acz nieustępliwie zaczęła się przemieszczać w stronę awanturników.

- CZĘSTO TU MACIE TAKI TEATRZYK?! - Wykrzyczał Kokoro w kierunku kuchni gdzie spodziewał się obecności krasnoludzkiej kobiety. Karczma nie potrzebuje wykidajły jeżeli jest w niej krasnoludzka kobieta. To taka niepisana tradycja, przekazywana z pokolenia na pokolenie bez niczyjej wiedzy. Także finał tej komedi miał dopiero nadejść.
- Codziennie, do cholery jasnej! - odkrzyknęła kobieta, starając się przecisnąć do bohaterów z nienaruszonym jadłem i napitkiem. - Do roboty nie idą, tylko w karczmie zalegają i leją się po mordach przy okazji, oszaleć z nimi można!
- Widzisz… To tu codzienność. - Arletta szepnęła do Brana. - Nikt się nie kapnie, że to nasza robota.
- Los nam sprzyja - odparł równie cicho, jednak nie patrzył na Arlettę, a na bijących się bywalców karczmy.
- Mnie zawsze los sprzyja. - Drowka zaśmiała się serdecznie, po czym spojrzała na przedzierającą się przez tłum kobietę z ich posiłkiem.
- Może jej jakoś pomożemy?
- Nie będziemy jej odbierać pracy - powiedział Bran. - Poza tym dawno nie trenowałem noszenia pełnej tacy.
- W sumie za to jej płacą, chociaż mówiąc o tym, żeby jej pomóc nie miałam na myśli noszenia tego w “prawdziwych” rękach. - odpowiedziała elfka po raz kolejny przywołując magiczną dłoń i łapiąc nią pół-elfa za ramię. - Rozumiesz o co mi chodzi?
- Zachowujesz się jak dziecko, które dostało do ręki nową zabawkę - odparł rozbawiony. - Też tak kiedyś miałem - dodał.

Arletta zaśmiała się.
- “Też tak kiedyś miałem”. Bran przecież ty jesteś młodszy ode mnie. - uśmiechnęła się.
- Zresztą chodziło mi o to, żeby wziąć tacę z jedzeniem bez przedzierania się przez ten bijący się tłum.
- Niektórzy dorastają nieco szybciej, niż inni - odpowiedział z uśmiechem.
- Oj już nie bądź taki poważny. - powiedziała odwzajemniając uśmiech. - Ciekawe ile jej zajmie dostanie się tu z tym jedzeniem.
- Doświadczenie jest po jej stronie. To z pewnością nie jest jej pierwszy raz. Zresztą... popatrz, jak jej świetnie to idzie - odparł, pomijając temat bycia zbyt poważnym.
- Zasadniczo masz rację, minie jeszcze kilka latających kufli i talerzy i nasz posiłek znajdzie się na stole. - drowka przytaknęła śmiejąc się lekko.
- Proszę - odparła krasnoludzica, rozkładając przed gośmi zamówione przez nich dania i napitki. - Nie kojarzę was, przejezdni? - dodała pytająco.
- Mamy nadzieję! Chyba te wilki nie będą takim problemem żebyśmy nie załatwili tej sprawy dość szybko - odpowiedział Kokoro przysuwając do siebie swoje talerze.
- Dziękuję. - powiedziała Arletta przysuwając swoją miskę z gulaszem do siebie. - Jak już kolega wspomniał, jesteśmy przejezdni. Podróżujemy w poszukiwaniu przygód i sposobu na szybki zarobek. - uśmiechnęła się do krasnoludzicy.
- Nareszcie! Aż wam z radości mogłabym za darmo to dać, bylebyście się tylko tych kundli pozbyli… - odparła, przebiegając wzrokiem po podróżnikach. Zatrzymała się na chwilę na wojowniczce, jakby rozpoznając w niej bratnią duszę. - A niech stracę. Ale niechże się tylko dowiem, że naciągacze z was, a dopilnuję abyście pożałowali tego.
- Może nam pani zaufać. - odparła śmiało elfka.
- Oby.

Lauga była cicho, widok po drugiej stronie otwartego w karczmie spędził ją w zamyślenie. Wspomnienia domu rodzinnego zalały ją i niesłychana swoich towarzyszy. Dolina porośnięta jarzębinami, stadka kóz, małe niskie chatki porośnięte mchem. Wojowniczkę ogarnęła mała nostalgia, dopóki postawienie przed nią piwa i steków nie wytrwał ją z tego jednym hałasem wypiła połowę kufla by zakotwiczyć się mocniej w rzeczywistości.
- Dziękujemy, na pewno uda nam się rozwiązać wasz problem - zapewniła krasnoludkę i zaczęła jeść przyniesione jej jedzenie.
- Kilku się już pozbyliśmy, idąc do wioski - powiedział Bran. - Płacicie może za wilcze uszy?
- Ja to może nie, nie interesują mnie te wszystkie trofea. Ale trochę za wioską, na wzgórzu, mieszka nasz myśliwy, Evan. Rękę dam se obciąć, że na pewno chciałby coś takiego kupić - odparła kobieta, obracając się na pięcie. - A teraz państwo wybaczą, za dużo ludzi tu jest, abym miała czas z wami gadać - dodała, odchodząc.
- Świetnie, ale on raczej będzie wolał wilcze głowy lub całe skóry, więc musimy mu przynieść jakieś. Za to może ten ojczulek jak mu tam.. no nie ważne. Może on coś zapłaci. - Odpowiedział Kokoro przed który teraz jakimś cudem stało już sześć pustych misek. Spojrzał na resztę towarzyszy.
- No na co czekacie? Myślałem że byliście głodni.
- Chowasz to do kieszeni? - spytał Bran, na wszelki wypadek odsuwając swój talerz poza zasięg Kokoro. Zaczął jeść, z cieniem nadziei, że mistyk nie zabierze się za konsumpcję jego obiadu.
- Zjadłem. Po co miałbym schować do kieszeni? - Mistyk zmrużył oczy nie do końca rozumiejąc o co chodzi jego towarzyszowi.
- Po prostu nigdy nie widzieliśmy, żeby ktoś tak szybko zjadł tak wielka ilość jedzenia - odparła drowka nieco zdziwiona tym, że Kokoro pochłonął już całe jedzenie i jednocześnie powoli jadła swój posiłek, popijając go winem.
- A co, ma wystygnąć? - Mistyk dalej najwidoczniej nie rozumiał. - Przecież to normalne że trzeba jeść żeby być silnym! Już ci mówiłem że powinnaś jeść więcej. Taka chuda jesteś.
- To rzecz gustu - powiedział zaklinacz. - Ja tak nie uważam.
- Nie jestem chuda, tylko atletyczna. - Arletta odparła mistykowi, po czym zwróciła się do Brana.
- A co uważasz, że mam za dużo? - spytała żartobliwie.

Bran oderwał wzrok od talerza i bacznym spojrzeniem powiódł po sylwetce drowki. Całkiem jakby ją widział po raz pierwszy.
- Nic dodać, nic ująć - powiedział i pokiwał z uznaniem głową.
- Dzięki.- Łotrzyca uśmiechnęła się i zwróciła wzrok na swoją miskę. Można było odnieść wrażenie, że jej policzki się zarumieniły, choć ciężko tak naprawdę było to stwierdzić przez jej ciemną skórę.
- To ten… dobra ta cebulowa była? Może zamówię następnym razem.- spytała mistyka.
 
Jendker jest offline  
Stary 16-09-2018, 08:19   #6
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Lauga przerwała na chwile jedzenie steków i przysunęła miskę ze swoją cebulką zupą trochę w stronę elfki.
- Możesz spróbować ode mnie jeszcze jej nie zaczęłam.
- Tylko jedną łyżkę, nie będę cię objadać. - uśmiechnęła się drowka, sięgając do miski z zupą. - Mmm… Faktycznie dobre, nic dziwnego, że tyle im tego schodzi - odparła odsuwając miskę z powrotem w stronę Laugi.



- Dwie gołąbeczki, z jednej jedzące miseczki - zażartował Bran.
- Owszem darzę Laugę sympatią, ale spokojnie wolę mężczyzn. - zaśmiała się elfka i pociągnęła łyk wina. - Cóż, koło tego serwowanego w karczmach w Wrotach Baldura stanąć sobie nie może, ale i tak dobre.
- Wszak o misce mówiłem, nie o łożu - sprostował Bran. - A co do wina to rację masz. Jak dobrze trafić, to we Wrotach lepsze dają. Ale w niejednej karczmie gorszy sikacz można znaleźć.
- No ba - odparła drowka. - Wrota to moje miasto, wiem gdzie znaleźć najlepsze wino. Jak kiedyś byśmy się tam znaleźli to muszę was zabrać do karczmy Pod Baranim Łbem. - Uśmiechnęła się i po raz kolejny napiła się wina.
- Pamiętam tylko jedno wino z tego miasta - wspomniała wojowniczka. - W Spłonionej Syrenie mieli Marsember Blush się nazywało i było... smaczne, choć wolę smak tego co robiliśmy z jarzębin w domu.
- Twoi rodzice robili wino? - zapytała elfka.
- Nieee.. znaczy tak, cała wioska je robiła - mówiła Lauga między kęsami mięsa - w Czerwonej Dolinie rosną prawie same jarzębiny, znaczy inni sadzili też inne owocowe drzewa, ale jarzębiny rosną tam najszybciej i naturalnie. Późną jesienią, po trzecim czy piątym przymrozku takim mocnym, albo w ogóle po pierwszych opadach śniegu zbierało się to co zostało na drzewach i nastawiało się wina, konfitury czy nalewki. Piwa z tego nie robiliśmy nigdy nie mieszkał u nas ktoś kto wiedział jak się piwo warzy.
- Jarzębiówka? Czy jak to zwaliście? - spytał Bran.
- Między sobą owszem, ale sprzedawało się jako “Bursztynowe Wino z Czerwonej Doliny”, wiecie bo pomarańczowy kolor.



- Aaaaa… Trzeba było tak od razu. Spotkałam się z tym winem raz, czy dwa razy w jakiejś karczmie we Wrotach Baldura. Faktycznie było dobre. - Arletta przytaknęła wojowniczce.
- Widziałem nawet, jak komuś podróbkę tego chcieli wcisnąć - stwierdził zaklinacz. - Kolor nawet miało podobny, ale smak w smak kupującemu nie poszedł. I Sprzedającemu butelkę na łbie rozbił.
- No właśnie, dlatego że u nas było dużo wina, to teraz preferuję piwa - powiedziała unosząc kufel i upijając parę łyków - nawet jeśli nic nie pamiętam po nich i musicie mi mówić co wyprawiałam, jak po Smoczym Oddechu, które zamówiłam w Pochyłej Latarni, pamiętasz Bran? - Zaśmiała się rudowłosa trącając czarodzieja łokciem w żebra.
- Twoje wyczyny były całkiem przyjemne dla oczu - zapewnił zagadnięty. - A gdyby stół wytrzymał, to już w ogóle widoki by były...
- Dobrze że jedno z nas pamięta - zaśmiała się jeszcze raz kończąc piwo, i odstawiając naczynie gdzie było jej mięso przysunęła sobie miskę z cebulową.
- Nie wiem, gdzie wtedy byłam, ale nie jestem pewna czy mam żałować, że mnie wtedy nie było - zaśmiała się elfka.
- Żałuj. Taniec z szablami, przy równoczesnym zbywaniu się niektórych fragmentów odzienia... Widzowie by się pozabijali, by być jak najbliżej - zapewnił Bran. - Dzięki temu miał ją kto łapać, gdy stół się przechylił.
- Muszę pamiętać, żeby przy was nie przesadzić z alkoholem, bo jeszcze się w te wasze zabawy wciągnę - zażartowała drowka spoglądając w swój kielich, który był już pusty.
- Nie bój się. Z tego co pamiętam obudziłam się we własnym łóżku, bez obcych osób towarzyszących... chociaż łomotanie w głowie jakie mi towarzyszyło do końca dnia mogło mieć własną świadomość, myślę.
- Ogniem trzeba było natrętów odganiać - powiedział Bran. - Pół nocy się do drzwi dobijali.
- Ja bardziej boję się o to, że mogłabym mieć predyspozycję do tego, żeby obudzić się nie we własnym łożu - zaśmiała się elfka. -W ten sposób poznali się moi rodzice, się jeszcze okaże, że to genetyczne.
- Małolaty nie powinny nawet myśleć o takich rzeczach - zażartował Bran.
- Dziewczyny szybciej dorastają w tych sprawach, Bran - “uświadomiła” maga Lauga
- Bran, ja mam pięćdziesiąt lat. Społecznie może wśród elfów nie jestem uznawana do końca jako dorosła, ale fizycznie i mentalnie już owszem. - drowka uśmiechnęła się. - Nie jestem dzieckiem.
- Widać - zapewnił ją zaklinacz. - Nie, że masz tyle lat - dodał.
- Uff… ulżyło mi, bo już myślałam, że wyglądam jak jakiś dzieciak. - odpowiedziała elfka z uśmiechem.
- Wyglądasz jak słodka szesnastolatka - z udawaną powagą oznajmił Bran. - W żadnym wypadku nie jak dzieciak.

“Nabija się z ciebie. Droczy się”, rozbrzmiał w głowie drowki głos Kokoro przed którym jakimś cudem rósł większy stosik misek, zapewne należących wcześniej do obecnie uczestniczących w burdzie.
- Mówisz? - drowka odpowiedziała na mentalną wiadomość Kokoro, po czym spojrzała na stos naczyń leżący przed mistykiem.
- Skąd ty wziąłeś kolejne porcje? - spytała zdziwiona.
- Mhm.- Mistyk zaś pokiwał głową potwierdzająco, po czym wskazał na jedną z misek leżących na stole obok trwającej burdy. Powietrze wokół niej zamigotało, a miska szybko, jak wystrzelona poleciała w kierunku ich stolika, lądując w rękach obcokrajowca. Ten zaś zabrał się za jedzenie, w sposób który mógł tłumaczyć jak dał radę zjeść tak szybko. Wykręcił bowiem kość z pieczeni i cały kawałek włożył naraz do ust, dość energicznie żując.
- Ty się jeszcze nie najadłeś? Ja bym już pękła od takiej ilości - odparła drowka, jednocześnie dyskretnie spoglądając na zaklinacza. “Droczysz się, hm?” pomyślała uśmiechając się pod nosem.
 
Obca jest offline  
Stary 17-09-2018, 10:11   #7
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
“Już prawie, jeszcze tylko to i herbata”, rozbrzmiał głos gdy usta mistyka były wciąż zajęte spożywaniem. Po przełknięciu, wyciągnął sakiewkę z ziołami i wsypał odrobinę do zamówionej wcześniej gorącej wody. Zacierał ręce kiedy napar zmieniał powoli kolor.
- Zdecydowanie lepiej byłoby cię ubierać, niż żywić - stwierdził Bran. - Powiedzenie "zjadłbym konia z kopytami" nabiera jakby realnych kształtów.
- Może nasz pasterz powinien pilnować owiec nie tylko przed wilkami. - zaśmiała się elfka.
- Ciekawe, jaką wtedy wyznaczą nagrodę - dodał zaklinacz.
- Pewnie niemałą - zachichotała elfka. - Biorąc pod uwagę ile on potrafi wciągnąć.
- Może go wystawimy do jakichś zawodów? - Bran spojrzał na puste miski. - Słyszałem, że gdzieś organizują takie konkursy. Kto zje więcej faszerowanych bułek... czy coś w tym stylu.
- Może wtedy dałby radę tym żarłoctwem trochę zarobić... - ciągnęła elfka. - A potem kupiłby więcej jedzenia. - zaśmiała się.
“Albo zjadł ciebie”- rozległ się spokojny głos dobywający się z głębin umysłu łotrzycy.
- Sam mówisz, że jestem zbyt chuda. Nie najadłbyś się. - Elfka odpowiedziała na “wiadomość” Kokoro. - Poza tym wiesz, że możesz do mnie mówić? Nie musisz siedzieć mi w głowie - uśmiechnęła się.
- Wtedy nie ma takiego efektu. Głos w głowie to jednak spora różnica. Większości wydaje się że w swojej głowie są bezpieczni. Kiedy im się tę iluzję rozwieje…- Kokoro pociagnął łyk gorącego naparu.
- To co? Dopijamy, dojadamy i idziemy poznać naszego przyszłego pracodawcę?
- Spokojnie, ja wiem, że w mojej głowie to bezpiecznie nie jest - zaśmiała się drowka. - Ale fakt, możemy iść już do tego pracodawcy. Mój kielich już świeci pustkami. - Ujęła swój kielich i odwróciła go do góry nogami.
- Nie pij więcej, bo ci się jeszcze genetyka przypomni - zażartował Bran.
- A co? Chciałbyś być tym szczęściarzem? - Arletta zażartowała, odwracając kielich z powrotem tak jak powinien stać.
- To zależy od tego, czy obyczaje swych krewnych, co pod ziemią sobie mieszkają, kultywujesz - odpowiedział. - Dużo się o tym mówi w różnych kręgach - dodał, najwyraźniej się z nią drocząc.
- Urodziłam się na powierzchni, nigdy nie widziałam Podmroku i nie kultywuję żadnych z tradycji moich “krewnych” - odparła. - Od wyznawania wiary w Lotlh po smaganie mężczyzn biczem. - Drowka zastanowiła się na chwilę. - No chyba, że ktoś by sobie tego zażyczył. - zaśmiała się.
- Zaiste, kamień spadł mi z serca - z przekornym uśmiechem zapewnił Bran. - Pejcze nie są, nie będe ukrywać, w moim guście.
- To dobrze, bo nie mam takowych przy sobie. Chociaż i tak by się nie przydały, bo chyba za mało wypiłam, żeby mi się genetyka przypomniała. - Mrugnęła do pół-elfa, po czym spojrzała na naczynia przy reszcie towarzyszy. - To jak, wszyscy już pojedli?
- No to płacimy i idziemy stąd - powiedział Bran, po czym zwrócił się do krasnoludzicy. - Chcemy zapłacić - powiedział, starając się przebić przez hałas wywołany przez awanturujących się gości gospody.
- Jasne - rzekła, przyjmując gotówkę. - Pospieszcie się z tymi wilkami, nie wiem ile wytrzymamy z tymi sierściuchami.
- Postaramy się z nimi rozprawić jak najszybciej się da. - odparła drowka, której wzrok od czasu do czasu uciekał do sakiewki, którą wcześniej zauważyła u krasnoludzicy.
- Bo cię uszczypnę... - szepnął jej do ucha Bran. - Poczekaj z takimi zainteresowaniami do chwili, gdy będziemy wyjeżdżać...
- A szczypaj jak lubisz, mnie to nie przeszkadza - odszepnęła z zadziornym uśmiechem. Bran bez wahania skorzystał z pozwolenia.
- Auć? - drowka spojrzała na zaklinacza zdziwiona. - Myślałam, że żartujesz - dodała, odwdzięczając mu się tym samym.
- Żartować, w tak poważnych sprawach? - uśmiechnął się półelf. - Kontynuujemy, czy idziemy szukać wilków? - spytał, cały czas się uśmiechając.
Arletta uśmiechnęła się, po czym po raz kolejny uszczypnęła zaklinacza.
- To można skończyć później, idziemy szukać wilków. - odpowiedziała.
- Tak chodźmy, zasiedzieliśmy się już zbyt długo. - Lauga wstała od stołu, łapiąc swoje rzeczy i mimo wszystko zostawiając na stoliku tyle monet ile uznała że wynagrodzi karczmarce zachód - a wy dwoje możecie sobie romansować nawet w drodze czy na wilczym polowaniu. - Odwróciła się od ich stolika z lekkim rozbawieniem na swój mały żarcik z elfki i maga. Na jej drodzę do wyjścia był przebychający się w burdzie tłumek.
Półelfka, przybrała pewną siebie i groźną pozę, wzięła głęboki wdech i krzyknęła :
- Z DROGI!!! PSUBRATY JEDNE, ZANIM SAMA WAS ROZNIOSĘ PO KĄTACH!!!!
Arletta zanim ruszyła za towarzyszką również zostawiła swoją część zapłaty na stole, jednak aby nie zostać stratną wyczarowała niewidzialną dłoń, która ruszyła w kierunku sakiewki przypiętej do paska jednego z zajętych laniem się po mordach gości tawerny.
Magiczna dłoń kontrolowana przez drowkę nie miała najmniejszego problemu w pozbawieniu chłopa jego bogactwa i bezpiecznym oraz dyskretnym dostarczeniu go w ręce rzucającej czar. Kiedy po wyjściu na zewnątrz Arletta zajrzała do środka, zobaczyła sześć połyskujących na złoto w słońcu monet.
- No, nie ma jak się najeść i jeszcze wyjść z bonusem. - zaśmiała się podrzucając sakiewką w ręce.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 17-09-2018, 15:48   #8
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Wysokie baszty opactwa, górujące nad mieściną, uczyniły odnalezienie kapłana wyjątkowo prostym zadaniem. Po dziesięciu minutach czwórka awanturników była już na miejscu. Kościół z zewnątrz wyglądał może spokojnie i statycznie, jak to większość kościołów, jednak ze środka dało się usłyszeć odgłosy zażartej kłótni między dwoma mężczyznami, a drewniane wrota zdawały się zamknięte.
Kokoro pokiwał głową do Drowki wskazując na drzwi i podszedł szybko żeby podsłuchać o czym jest ta kłótnia. Elfka kiwnęła głową na znak, że rozumie i po cichu poszła za mistykiem.
Lauga popatrzyła na Brana.
- My mamy tu zostać? Iść za nimi? Iść do kościoła? Nie cierpię jak porozumiewamy się bez słów, często robię nie to co trzeba.
- Poczekajmy - odpowiedział Bran.
Mistyk zdołał bez problemu usłyszeć o co rozchodziło się kłócącym. Najpewniej udało im się trafić na zebranie rady, o której wspominał pasterz. A raczej na sam koniec spotkania, jako że dało się usłyszeć ledwie dwa głosy. Jeden z nich, nazywamy Merriksonem, krzyczał coś o konieczności pozbycia się wilków i zachowania tradycji, dodając jeszcze coś o potrzebie znalezienia Alexiego. Drugi głos należał do niejakiego Corela. On z kolei chciał zostawić wilki same sobie dopóki napady na wioskę im się nie znudzą, jak również znaleźć inne, nie polegające na owcach, źródło utrzymania wioski.
“Wchodzimy z pompą? rozległ się głos w głowach przyjaciół?
- Jak bardzo z pompą? - odpowiedziała z nadzieją w głosie wojowniczka - Z białymi gołębiami przemieszczaniem się w linii poziomej i jeszcze skombinujesz zefir który nam będzie unosił płaszcze jak na mitycznych gobelinach?
“Nie, po prostu otworzę drzwi podmuchem wiatru.”
- Mała ta pompa... - Entuzjazm w głosie Laugi trochę przygasł.
“To twoje oczekiwania są zbyt wielkie. Poza tym mogę zrobić jeszcze jakiś dźwięk, na ten przykład uderzenie pioruna.”
- Nie, nie, po prostu wejdźmy do środka - Lauga wyprostowała się i dumnie ruszyła w stronę drzwi.
- Ciekawe czy mają tu jakieś wartościowe rzeczy - zastanawiała się drowka, która już wiele razy dyskretnie wynosiła błyskotki że świątyń.
- Wygląda okazale - stwierdził Bran.

Lauga podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte więc dziewczyna głośno zapukała w drzwi a potem odezwała się donośnie.
- Jestem Lauga z Czerwonej Doliny. Wraz z towarzyszami przyszliśmy do kapłana Merriksona zaproponować pomoc z wilkami, jakie rozpanoszyły się w okolicy! - Teraz wystarczyło czekać aż kapłan im otworzy i z nimi porozmawia.
Głosy ucichły gwałtownie, a po kilku sekundach dało usłyszeć się donośne kroki i skrzypienie klucza w zamku. Drzwi otworzyły się powoli, a bohaterowie mogli ujrzeć drobnego nawet jak na swoją rasę niziołka przyodzianego w kapłańskie szaty.
- Z niebios nam spadłaś! To znaczy, spadliście… Niektórzy… - rzekł, spoglądając mało przychylnie na drowkę. - Właźcie szybko, zanim się niepożądane towarzystwo zleci - dodał, otwierając szerzej drzwi i cofając się o krok.
Lauga ruszyła przodem wchodząc w głąb kościoła.
- Phi… nie ma to jak rasizm wobec osób, które chcą ci pomóc. - prychnęła elfka. - Za grosz kultury, naprawdę.
- Czy to cię zniechęca do podjęcia się roboty? - spytał Bran, równocześnie popychając drowkę w stronę wejścia.
- Kiedy osoba której chcesz pomóc patrzy na ciebie jak na potencjalnego mordercę, to tak, zniechęca to. - odparła Arletta. - A tłumaczenie, że nie urodziłam się w Podmroku i że nie praktykuję drowich zwyczajów jest męczące. - westchnęła. - No, ale dobra chodźmy. A ty nie musisz mnie popychać, sama tam wejdę. - uśmiechnęła się.
"Nie gadaj, tylko właź”, pomyślał Bran, a gdy Arletta wreszcie przekroczyła próg, wszedł zaraz za nią.
Mistyk zaś pokręcił tylko głową. Wchodzenie do pomieszczenia przez wyważone przez podmuch wiatru drzwi zawsze stanowiło dobre otwarcie negocjacji. Niestety jego kompani nie potrafili docenić jego kunsztu negocjatorskiego i musiał zadowolić się normalnym, zwyczajnym, pospolitym wejściem. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa. Postarał się zająć miejsce nieco z boku.

Kiedy podróżnicy znaleźli się w środku, kapłan szybko zamknął z powrotem drzwi i stanął pomiędzy zebranymi.
- To Corela, nasz myśliwy. Dyskutowaliśmy właśnie o naszym problemie z wilkami - odparł, wskazując ręką na drugiego niziołka, siedzącego właśnie na jednej z licznych ław. - Ale teraz, kiedy już przybyliście, chyba nie ma o czym więcej rozmawiać, prawda? - ostatnie słowo powiedział z pewnym naciskiem, spoglądając wymownie na łowcę. - Bo pójdziecie do tych wilków i je pozabijacie, prawda? - przeniósł wzrok na awanturników.
- Właściwie to opinia miejscowego myśliwego byłaby dla nas bardzo cenna, podróżując tutaj pomogliśmy jednemu z waszych pastuszków, patrząc na zachowanie sfory musimy przyznać że zachowanie zwierząt odbiega od znanej nam normy - powiedziała spokojnie Lauga.
- A ja wiem? - spytał łowca, wzruszając ramionami. - Jak mówiliście, te zwierzęta nie zachowują się jak zwierzęta. Niektórzy nawet przysięgają, że potrafią mówić. Więc nie wiem czy mogę wam faktycznie jakoś pod tym względem pomóc… Mógłbym wam najwyżej pokazać gdzie jest ich legowisko, nie żeby udawanie się tam było mądrym pomysłem, poza tym moja wiedza raczej się do nich nie aplikuje. Wybaczcie, nie wiem co im Alexiej porobił tą swoją przeklętą magią, ale na pewno nie nic zgodnego z naturą.
- Cóż, jeśli jesteś w stanie nam pokazać gdzie jest legowisko, to niech i tak będzie - powiedziała potakując głową wojowniczka.
- Jak to daleko stąd? - zapytał Bran. - Bieganie nocą po lesie nie byłoby zbyt rozsądne.
- Oj tam przesadzasz, noc może być piękna - odparła drowka, która zdecydowanie lepiej czuje się po zmroku.
- Nie mam nic przeciwko nocy w odpowiednim towarzystwie. Ale wilki do niego nie należą - odpowiedział elf.
- Będziesz w naszym towarzystwie i razem dokopiemy wilkom. - Armetta uśmiechnęła się.
- Wy wiecie, że w tym lesie są sowoniedźwiedzie, czyż nie? - spytał łowca. - Chociaż nie wiem, czy pora dnia ma tu i tak większe znaczenie. Czasem wilki i tak wywabiają je w dzień, więc różnie to bywa z unikaniem ich podróżując za dnia…
- Te sowoniedźwiedzie akurat nie powinny was interesować. Może i byłoby miło, gdybyście się jakiegoś pozbyli, ale one raczej nie zapuszczają się na ścieżki - dodał kapłan. - Co do towarzystwa, z naszej strony taka pomoc raczej nie będzie możliwa. Do tej pory władcą wioski był mój brat, Alexiej, ale niestety zaginął. Tak więc teraz ja tu rządzę…
- My, mój drogi, my… - przerwał mu Corel.
- My tu rządzimy, tak więc nie możemy zostawić wieśniaków. Możemy za to dać wam mapę.
- Mapa z pewnością nam się bardzo przyda - oznajmił Bran, chcąc przerwać rodzącą się kłótnię. - Najpierw jednak chcielibyśmy poznać warunki ewentualnego kontraktu.
- A jest tu coś do omawiania? - burknął kapłan. - Pozbywacie się tych wilków w jaki chcecie sposób, przynosicie jakieś dowody na to, że to zrobiliście i wracacie z nimi tutaj. A potem dajemy wam waszą zapłatę.
- Oczywiście, że nie zostawimy was bez pomocy, ale musicie też zrozumieć że musimy wiedzieć, że też możemy na was liczyć kiedy po wszystkim przyjdziemy do was z trofeami, ale także krwawiący i poranieni - Powiedziała dyplomatycznie Lauga - i wolelibyśmy nie mieć sytuacji niedomówień.
- Jeśli chodzi o rany, to nie ma co się nimi przejmować. Zasklepię je mocą i będzie po problemie. Co do niedomówień, nie oszukamy was przecież. Co byśmy z tego mieli? Mogę wam nawet pokazać zgromadzone kosztowności, są w podziemiach kościoła. - odparł Merrikson.
- Niekiedy pracodawcy wymyślają niestworzone rzeczy, by uszczknąć coś z zapłaty - powiedział Bran. - Pozbywamy się zatem wilków, prowadzimy któregoś z was do ich leża by udowodnić, że problem jest rozwiązany i dostajemy do ręki obiecaną kwotę. Czy może wystarczy przynieść parę dziesiątek wilczych uszu?
- Wystarczyłyby trofea, ale jeśli nie mielibyście jak ich przynieść, to możemy się zgodzić na pomysł zabrania nas do leża. Corel i tak spędza więcej czasu w lesie niż w wiosce, więc taka wycieczka mu nie zaszkodzi. Czyż nie? - Łowca jedynie skinął głową. - Macie jeszcze jakieś pytania?
- Czyli tak jak było w informacji o waszym mieście, osiemset sztuk złota za stado? - zadała ostanie pytanie ognistowłosa wojowniczka.
- Tak. Osiemset sztuk, ani jednej mniej, ale też ani jednej więcej. - powiedział Corel.
Lauga pokiwała głową i rzekła.
- W porządku przystajemy na te warunki, wyruszymy… - spojrzała na Brana i Kokoro - ...dzisiaj?
- Jutro - poprawił ją zaklinacz. - Wolę być w pełni sił.
- Jutro z rana w takim razie, nasz mag potrzebuje swojego odpoczynku. - “Jak delikatny kwiatuszek”, podśmiała się w myślach do wypowiedzianego stwierdzenia Lauga.
- Nocleg gdzie znajdziemy? - spytał Bran.
- Mamy tu karczmę, nie wiem czy już tam byliście. Można wynająć pokoje. Czteroosobowych może nie mamy, ale są dwuosobowe za sztukę złota każdy, dwa wolne na pewno się znajdą - wtrącił się łowca.
- Weźmiemy to, co nam zaoferują - powiedział zaklinacz.
- W takim razie żegnamy się z wami i nie będziemy zajmować już więcej czasu - powiedziała kończąc spotkanie Lauga i ruszyła do wyjścia kierując się do gospody, jej towarzysze podążyli za nią.
 
Obca jest offline  
Stary 17-09-2018, 18:28   #9
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Kiedy drużyna wróciła do karczmy, Arletta podeszła do baru i zagadnęła poznaną już wcześniej krasnoludzicę.
Witam ponownie. Czy znalazłby się jakieś pokoje dla naszej czwórki? — spytała.
Już żeście z tego polowania wrócili? — odparła pytaniem na pytanie właścicielka, wycierając kufel po piwie. O tej porze w karczmie nie było już tak tłoczno, jedynie kilku podpitych krasnoludów i ludzi zajmowało stolik trochę po prawej. — Mogę wam dać cztery jednoosobowe pokoje albo dwa dwuosobowe. Tak czy siak, to będą dwie sztuki złota.
Na razie mieliśmy jedynie spotkanie z tymi co tu rządzą. Odpoczniemy, przygotujemy się i ruszymy z samego rana — rzekł Kokoro, kładąc cztery złote monety na blacie, chwilę myślał patrząc na monety, po czym dorzucił jeszcze jedną. — A do mojego pokoju dużo jedzenia i picia poproszę.
Ja mogę się podpiąć do czyjegoś pokoju — stwierdziła Arletta. — Elfy potrzebują tylko czterech godzin żeby wypocząć i nie śpimy tak jak ludzie. Wystarczy, że siądę na sobie na brzegu łóżka i pomedytuję w transie.
No to wybieraj. Masz całe trzy opcje, skoro jesteś pierwsza — odrzekł odbierając dwa klucze od krasnoludzicy.
Zależy kto z was nie boi się spać z drowią łotrzycą w jednym pokoju — zażartowała elfka.
Dlaczego ktoś miał by się bać spać z tobą? — Zdziwił się Kokoro. Nie do końca rozumiał wszystkich niuansów tych krain.
Wiesz, te wszystkie historie o drowach którymi straszy się dzieci.Arletta zaśmiała się.
Ja żadnych nie słyszałem. Żywiołaki mi o nich nie opowiadały. Nie wiem więc co robi twój lud. Zresztą sama mówiłaś chyba że niewiele cię z nim łączy. — Wzruszył tylko ramionami.
To był żart, Kokoro… — odparła elfka chowając twarz w dłoniach. “No dobra, to już wiem w którym pokoju nie będę odpoczywać” pomyślała.
A ktoś mówił, że to ja się nie znam na żartach — uśmiechnął się Bran.
Ja się znam na żartach, Bran, ale żeby zrozumieć sedno niektórych trzeba znać pewne niuanse. Nie moja wina, że innych ludzi spotkałem dopiero rok temu. Nie znam waszych krain i waszych zwyczajów. Za to jak trzeba, żeby wiatr spłatał komuś figla… — Mistyk wzruszył tylko ramionami uśmiechnął się delikatnie. Zostawił drugi klucz na blacie po czym ruszył w kierunku wskazanym przez Karczmarkę.
Decydujcie się szybciej, a ja już idę.
Ja wiem, że mając siedemnaście lat mało wie się o świecie, ale ten chłopak nie przestaje mnie zadziwiać swoją nieświadomością — stwierdziła elfka, gdy mistyk odszedł trochę dalej.
Rzucimy go na pastwę Laugi?Bran szepnął do Arletty, zdecydowanie mało poważnym tonem.
Chyba ją na jego pastwę. Przecież on ją pożre jak mu się skończy zamówione jedzenie. — Elfka odpowiedziała również szeptem. Po chwili chwyciła drugi kluczyk i ruszyła w kierunku wskazanego przez krasnoludzicę pokoju, dyskretnie zaglądając przez ramię czy zaklinacz idzie za nią.
A chociaż Bran nie wierzył w nieskończony apetyt mistyka, jakimś dziwnym trafem wolał spędzić tę noc w innym pokoju. Dlatego też ruszył za drowką.
Jednak zwyciężyła ciekawość — mruknęła uśmiechając się do siebie wojowniczka i zabierając swój plecak ruszyła za Kokoro. — Zaklepuje to od okna, młody.
Pokoje były niewielkie i przytulne, znajdowały się w nich łóżka małżeńskie, stoliki nocne, szafa na ubrania i inne, zwyczajne meble. Okna dało się zasłonić zasłonami, aby słońce nie mogło wedrzeć się do środka.
Lauga spojrzała na łoże małżeńskie i powtórzyła:
Nadal zajmuje tę część łóżka od okna, a ty możesz spać w nogach.
To nie pierwszy raz jak zdarzyło jej się dzielić z kimś łóżko. Mimo jej wyczynów na upojeniu alkoholowym dziewczyna była przyzwoita i nie wpadały jej do głowy “dzikie” pomysły podczas hasła “odpoczynek”.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 17-09-2018, 19:49   #10
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację


Wojowniczka odłożyła swoją tarczę i miecz pod jedną ze ścian, plecak rzuciła na swoją cześć łóżka i zaczęła zdejmować swoją koszulkę kolczą i resztę elementów zbroi jaką posiadała i nosiła. Była to standardowa pospolita zbroja noszona przez mężczyzn, a nie taka jak u bardziej doświadczonych i lepiej zarabiających wojowniczek których zbroje nie tylko spełniały swoją rolę obronną, ale i były dopasowane do ich ciał podkreślając wszystkie walory tychże wojowniczek. Laugi nie było stać na coś takiego...jeszcze. Wraz z butami elementy zbroi wylądowały na jednym z krzeseł. Zapewne jakby Lauga miała własny pokój jej dobytek szybko skolonizowałby cała podłogę, wojowniczka nie była najporządniejszą osobą w drużynie.
Swoje manatki wyrzuciła z plecaka na łóżko, wyciągnęła z nich kawałek mydła, i jakiś flakonik złapała też zapasowe czyste ubranie i jakąś sakieweczke z nieznaną zawartością.
- Idę skorzystać z łaźni, błagam nie zaśnij z zamkniętymi od środka drzwiami i oknami bo będę musiała iść spać do nich - poinstruowała chłopaka rudowłosa i drepcząc boso po drewnianej podłodze ruszyła do małego pokoiku robiącego w karczmie jako łaźnia.

~~Łaźnia~~
Pokoik jak jej się wydawało wcale nie był mały, przynajmniej nie tak jak by się spodziewała po karczmie w tak małym miasteczku, mieścił piec na którym grzała się ciepła woda dla gości w dwóch kotłach, duża beczka z zimną wodą, zapewnia służąca do napełniania kotłów żeby co chwila nie latać do studni po wodę, dwie drewniane baliez krzesełkami oddzielone od siebie solidnym, ale widać, że leciwym kawałkiem jutowej, trochę przezroczystej tkaniny i socjalny kawałek mydła.
- Nie no, luksus - Powiedziała do siebie dziewczyna, biorąc do ręki “wspólny” kawałek mydła, jej wzrok spoczął na jeszcze jednej rzeczy znajdująca się na wyposażeniu pokoju.
- Hi hi hi…- dziewczyna nie opanowała cichego chichotu biorąc drewniany przedmiot do ręki - no ja nie mogę …
Wojowniczka przelała wodę z obu kotłów do jednej z bali i pędzona dobrym wychowaniem napełniła je nowo zimna i postawiła na piecu. Jej świeże ubranie położyła na krzesełko, mydło na krawędzi balii, a flakonik na podłodze. Tam też wylądowały jej noszone od tygodnia ubrania czekając aż przy okazji je umyje. Zasunęła swoje jutowe zasłony by nie wprawiać w zakłopotanie jakiegoś innego gościa, który przyszedłby się wykąpać. W ostatniej chwili wróciła i zabrała dla towarzystwa wcześniej znaleziony przedmiot.
Rudowłosa weszła do bali zanurzając się w niej cała by wynurzyć się dopiero jak zabrakło jej powietrza i tylko wystawiając część głowy by jej nosek znalazł się nad powierzchnią tafli wody. Dziewczyna obserwowała chwilę, jak wśród oparów ciepłej wody pływał sobie zabrany do kąpieli towarzysz.
Mała drewniana kaczuszka dzielnie przemierzała baliowe jezioro, mimo mgły, jaka na nim panowała, brnęła do przodu nieświadoma bycia obserwowaną przez dwoje niebieskich oczu.
Nagle, coś wynurzyło się na drugim końcu jeziora , powodując że kaczuszka została porwana po większe fale, niebezpiecznie kołysząc się na nich.
Mimo że po pewnym czasie fale zmalały, to nadal ich kołysanie było na tyle żwawe, że kaczuszka zderzyła się z granicą jeziora, a może był to koniec świata? Granica niesprawiedliwego świata, który sprawił, że kaczuszka mogła tylko pływać, a nie - jak inne kaczuszki - wzbić się w powietrze i poszybować w przestworza.
Te nieme skargi na swój los przerwało wynurzenie się z wody tuż obok Kaczuszki białego potwora, albo jego części. Długa jasna prosta kończyna wynurzyła się z odmętów i było jej coraz więcej i więcej i unosiła się coraz wyżej i wyżej, aż wyglądała jak długie białe wystające z tafli jeziora drzewo, albo jakaś prosta budowla… drewniana kaczuszka nigdy nie widziała drzewa ani żadnej innej budowli, ale gdyby miała takie doświadczenie właśnie do nich porównałaby widok, jaki nastał na baliowym jeziorze.
Tak jak białe coś wynurzyło się z wody to tak samo do niej powróciło, zostawiając za sobą mętną wodę i małe ilości piany pachnące lawendą. Oczywiście kaczuszka nie wiedziała co to jest piana ani jak pachnie lawenda, była z drewna i nie miała nozdrzy, o zmyśle powonienia nie wspominając.
Sytuacja powtórzyła się, ale białe coś wynurzyło się trochę dalej i schowało się w wodę szybciej niż pierwsze, powodując taką falę która wyskoczyła za drewnianą granice jeziora w odmęt nicości. Te same fale wywołały prądy, które poniosły kaczuszkę na miejsce jeziora, które było zachwaszczone czerwonymi wodorostami, unoszącymi się zaraz pod wodą.
Normalne kaczki czasem jedzą wodorosty, ale ta nie miałam żołądka nawet takiego drewnianego, więc nie odczuwała takich pragnień jak głód czy pragnienie, nie umiała też czuć dotyku, więc nie poczuła, jak malutkie białe odnóże czegoś co również przebywało w tym zbiorniku wodnym dokonuje kontaktu z drewnianym kuprem kaczuszki i odpycha ją w druga stronę, z dala od wynurzonej białej części, pokrytej czerwonymi wodorostami.
W kolejnych mijających chwilach Kaczuszce znowu towarzyszyły wielkie fale spowodowane wynurzeniem się białego czegoś z wody i wychyleniem się za granicę w przepaść wypinając w stronę kaczuchy swoje bardziej zaokrąglone elementy.
Możliwe, że widok zaokrąglonych części kaczuszka odebrałaby jako obrazę, a drugiego skupiska czerwonych wodorostów jako gorszący...gdyby jej oczy nie były z drewna i posiadałaby zmysł wzroku albo zasady moralne.
Kiedy stwór dzielący z nią... albo nim, kaczuszka jak zmysłów nie posiadała też płci, więc trudno było rzec, jaką preferowała, lub preferował mieć, więc decydując arbitralnie dalej będziemy określać kaczuszkę jako ‘ona’, więc kiedy stwór dzielący z ‘nią’ zbiornik wodny wrócił, a właściwie wróciła, bo stwór był potwierdzonego rodzaju żeńskiego, to impet z jakim to zrobiła po raz kolejny wylał z bali pokaźną falę wody i tylko jakimś kosmicznym zrządzeniem losu drewniana kaczuszka w ostatniej chwili odbiła się od krawędzi bali i zamiast wraz z chwilowym wodospadem wody wypaść w nicość, zanurzyła się całkowicie w wodzie. Obróciła się w niej do góry nogami, a właściwie dnem, po czym działająca fizyka świata i to, w jakim kształcie ją wystrugano, sprawiło, że wypływając na powierzchnię obróciła się już poprawnie.
W tym czasie jakby nic stwór płci żeńskiej splatał przy pomocy “granatowego paska” czegoś co wyciągnąć z nicości poza zbiornikiem wodnym oplatał rude wodorosty doczepione do swojego jestestwa. Musiał zrobić coś jeszcze, ale nawet gdyby drewniana kaczuszka umiała myśleć swoim nie wystruganym drewnianym mózgiem, to pewnie nie wiedziałaby co i po co stwór wyprawiał, ale na pewno zauważyłaby, że kiedy skończył, zrobiło się spokojnie.
Istota dzieląca zbiornik wodny z drewnianą kaczuszką nie powodowała już wielkich fal tylko wylegiwała się, opierając swoje kończyny o krawędź zbiornika, tylko co jakiś czas trącając drewnianą kaczuszkę inną kończyną, zmuszając ją do szybszego pływania po tafli wody lub odpychając ją od siebie, kiedy ta dopłynęła do jednej z dwóch wielkich wyspopodobnych kończyn i wydając z siebie mruczone melodie, których kaczuszka i tak nie słyszała, bo nie miała uszu.

 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172