Shayn zaklął pod nosem. Krasnoludy były za blisko, by mógł je potraktować kulą ognia, bo równocześnie oberwałby i on, i jego towarzysze. Poza tym jego zasoby magii się kończyły, więc musiał się ograniczyć do ognistego pocisku. Pocisk trafił, lecz wydało się, że krasnolud nawet tego nie odczuł. Podobnie jak nie zareagował na bełt z kuszy Rayli. Bełt poszybował w stronę głowy krasnoluda, Wbił się w jego oko odrzucając jego głowę w tył, pewnie gdyby był żywy reakcja była bardziej naznaczona bólem i paniką. Niestety z uwagi, że krasnolud nie żył, zatrzymał się tylko na chwilę po czym ruszył znowu w stronę przeciwnika. Julius zaczynając prosić o boską ochronę poczuł wielki opór, jakby coś w tym miejscu nie pozwalało mu przywołać świętych mocy by mu pomóc. Wydawało się jakby źródło tego było wewnątrz komnaty. Zombi krasnoludy poruszały się powoli do przodu pusty wzrok ich martwych oczu nie wyrażał niczego. Zaklinacz zdecydowanie nie spodziewał się walki z krasnoludami. Te jednak, które miał przed sobą, były zdecydowanie wrogo nastawione. I nie były już prawdziwymi krasnoludami. Dlatego też bez najmniejszych wyrzutów sumienia rzucił kolejny pocisk w tego samego krasnoluda, co wcześniej. Pocisk trafił do celu, ale krasnolud nie dość, że stał na nogach, to stale szedł do przodu. Rayla odrzuciła kuszę. Wyciągnęła miecz i sztylet i zadała potężny cios podchodzącemu do niej przeciwnikowi. Paladyn nie pozostawał z tyłu za innymi walczącymi. Chwycił swój rycerski młotek i zadał ciosy krasnoludowi, który wysunął się na czoło atakujących nieumarłych. Ten był mocno poraniony. Trudno było nie zauważyć, że stracił jedną rękę, ale wbrew naturze odcięta ręka wędrowała sobie po podłodze, chcąc się połączyć z właścicielem. Nieumarłe krasnoludy dotarły już do stojących na czele grupy Rayli i Juliusa. Wtedy kapłanka, chcąc ochronić towarzyszy walki, rzuciła odpędzanie nieumarłych. A raczej chciała rzucić, bo z okrzykiem bólu zatoczyła się na ścianę, gdzie trzymając się za głowę zdołała wypowiedzieć: - Świece, zniszczcie świece!! - Wyciągnijmy krasnoludy na zewnątrz! - zaproponował Shayn. - Z dala od tych świec! Przesunął się nieco w stronę drzwi, by móc (w razie czego) skorzystać z własnej propozycji, po czym po raz kolejny rzucił ognisty pocisk w krasnoluda. Rayla, z mieczem i sztyletem w dłoniach, zaatakowała najbliższego przeciwnika. W tym samym czasie zadziałał Julius, który usłyszał radę kapłanki i wiedział, że nie ma czasu na półśrodki. Po prostu wybiegł z walki, kierując się ku świecą, które zaczął deptać i kopać, aż bryzgało woskiem na prawo i lewo. Jeden z krasnoludów walnął toporem przebiegającego obok niego paladyna, a potem ruszył przeciwko kapłance. Pozostała trójka skupiła swą uwagę (i ataki) na złodziejce, która boleśnie odczuła to zainteresowanie. Cierpiała i kapłanka, której stale we znaki dawała się mroczna siła, ta sama, która wprawiła w ruch martwe ciała krasnoludów. Julius, ryzykując swą skórą, przedarł się przez krąg krasnoludów, lecz Shayn nie był pewien, czy ta akcja zakończy się tak, jak to przewidywała kapłanka. - W ostateczności uciekajcie na korytarz! - zawołał, po czym potraktował ognistym pociskiem najbliższego krasnoluda. Stojąca tuż obok Rayla po raz kolejny starła się z przeciwnikiem, podczas gdy Julius niszczył świece niczym w świętym ferworze, roztrząsając resztki magicznego kręgu, dopóki nie poczuł, że plugawa magia wiążąca ten dziwny symbol nie uleciała gdzieś w inną rzeczywistość. Wyglądało na to, że kapłanka miała rację. Ledwo świece zostały zniszczone, najbardziej pokiereszowany krasnolud zombie padł na podłogę, niemal rozpadając się na kawałki. Pozostałe jednak stale atakowały z pasją, ponownie jako swój cel obierając złodziejkę. I nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby nie kapłanka. Gdy plugawa siła przestała na nią oddziaływać, kapłanka rzuciła kolejny czar, tym razem udany. Czar wstrzymanie nieumarłego. Krasnoludy zamarły, całkiem jakby zamieniły się w posągi. Shayn nie był pewien, czy był to efekt zniszczenia świec, czy też skutek zaklęcia, jakie rzuciła kapłanka, ale najważniejszy był osiągnięty rezultat... Postanowił wykorzystać chwilę przerwy w walce i podał bukłak z cudowną wodą Rayli, na której ostatnio skupiły się wszystkie ataki krasnoludów. Złodziejka wypiła kilka łyków, a potem, z nowymi siłami, zaatakowała najbliższego, stojącego jak słup przeciwnika. Rycerz czując, że nic już nie osłania truposzczaków, przystąpił do ich metodycznej eksterminacji. Młot unosił się raz za razem, miażdżąc członki i rozrzucając przegniłe mięso trupów na boki. Kolejny krasnolud rozpadł się na kawałki, pozostałe zaś stały, jakby nikt im nie zagrażał. A tak nie było, bowiem kapłanka podeszła do jednego z przeciwników i wylała na niego zawartość bukłaka. Zadymiło, zasyczało, ale krasnolud, chociaż w znacznie gorszej formie, stale trzymał się na nogach. Zaklinacz po raz kolejny użył swej magii, zaś Rayla poszła w ślady kapłanki i polała swego przeciwnika wodą z krasnoludzkiej, uświęconej studni. I tak jak poprzednio - widać by, że dla krasnoludów-zombie taka kąpiel jest bardzo szkodliwa. Widząc, że woda z bukłaka rozpuszcza trupy znacznie szybciej niż jego ciosy, rycerz nie wahał się ani sekundy. Szarpnął za swój bukłak, zębami zerwał drewnianą zatyczkę i silnie nacisnął łokciem na pojemnik, wylewając jego zawartość na ożywieńca stojącego przed nim, który zaczął topić się niby wosk. Ostatni krasnolud nie rzucił się jednak do ucieczki. Stał twardo naprzeciw swych przeciwników i atakował, z uporem jako cel ataku po raz kolejny obierając złodziejkę. To jednak były jego ostatnie próby. Traktowany magią i stalą padł wreszcie na podłogę, rozstając się wreszcie ze swym fałszywym życiem.
|