Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2019, 09:51   #31
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Standardową taktyką pomiotów Otchłani była szarża w całej swej groteskowej chwale. Czarty walczyły w sposób bardziej wyrafinowany. Podzielone na grupy, stosowały się do zasad strategii i taktyki. Jednak połączenie ładu i chaosu nie mogło przynieść dobrych skutków.
Tak było i tym razem.
Wyjąca horda wyprzedziła zwarte grupy rezydentów piekła. Szeregi czartów zmieszały się i wtedy uderzyli bliźniacy...


Ognisty sztorm, nieomylny ślad, że w formacjach wroga pracowali czarownicy.
Ale nie to było najstraszniejsze. W strażnikach grobu nie budziły lęku spaczone monstra, ryki czystej furii, ślepia błyszczące niczym klejnoty rozmigotaną zielenią, błękitem, czerwienią, nie przerażały mordercze zamiary ani magia.
Jak się jednak okazało, generał poza światowców, miał inne metody niż tylko poleganie na sile mięśni i dzikości swych narzędzi.


Bliźniacy i Dhamara.
Marduk. Daria. Nina. Xiu.
Obaj strażnicy raz jeszcze mieli okazję spojrzeć w oczy swym ukochanym. Swym umiłowanym. Tym, które skrzywdzili. Tym, którym w swoim czasie nie chcieli lub nie potrafili pomóc.
Czas zamarł, w umysłach ich obu szalał czysty chaos. Rzeczywistość skręcała się niczym na kole tortur. I wtedy, gdy umysły ich miały ulec fali strachu i nienawiści, nagle w chaos wślizgnęła się zielonozłota muzyka. Nie była wam wroga, wprost przeciwnie, stała się czystym uzupełnieniem myśli i uczuć.
Muzyka muskała łagodnie znękane zmysły. I wtedy, gdy uścisk chaosu zmalał do tego stopnia, że mogliście znów myśleć i czuć coś innego niż strach i grozę, muzyka stała się głosem.
Łagodny męski głos. Kojący dotyk chłodnych palców na waszych czołach.
- To tylko sny. Tylko sny. Jeśli tego zapragniecie rozpłyną się we mgle.
Głos uwolnił was od nienawiści, przegonił strach. I przez chwilę, nim wasze umysły znów weszły w stan gotowości bojowej, jeszcze przez chwilę słyszeliście głos przynoszący wam spokój i zapomniane już uczucie miłości.
Czy to było wasze przeznaczenie? Czy mieliście walczyć i zabijać by w tej decydującej chwili przypomnieć sobie niemal zapomniane emocje i uronić łzy?


Marduk wpadł w szeregi przybyszów z siła oblężniczego tarana. Macki jak pnie drzew, szpony jak szable, dziób jak miecz. Ciała wrogów mesjasza rozpruwane, miażdżone, rozszarpywane, ciskane o ściany i sufit jak piłki.
Ostrza bliźniaków niczym rozmigotane cienie ciągnące za sobą warkocze krwi nieludzkiej. Klingi zadawały śmierć i posłusznie wracały do rąk olbrzymich miotaczy.
Przybysze atakowali zajadle, bezlitośnie. I bezskutecznie. Bo, choć raz za razem ostrza, kły i pazury, przechodziły przez pancerz Marduka i jego cienia, raniły ciała bliźniaków, to obaj strażnicy mieli swoje sposoby na regenerację utraconej krwi, zamykanie ran.
Oto jeden z koszmarnych vrocków ciśnięty w towarzyszy wydał z siebie upiorny rozdygotany wrzask. Jeszcze chwilę dźwięk ten trwał w powietrzu raniąc uszy nim demon skonał z ludzkim niemal westchnieniem.
Nie dało się powiedzieć do jakiego podgatunku mieszkańców Otchłani należały trzy bestie, które w pierwszych momentach bitwy runęły na bliźniaków. Spaczone, zmutowane koszmary na czterech łapach tocząc pianę zaatakowały z trzech stron. Kyle otoczył się kręgiem wirującej stali zmuszając stwory do odskoczenia na dystans, zaś Kinbarak wystrzelił w górę pchnięty mocą swych mocarnych kończyn, wylądował za bestiami. W następnej chwili skoordynowany atak dzieci Bhaala zmiótł demony z powierzchni tego planu.
Walka stawała się coraz bardziej zażarta. Stawało się jasne, że główny impet natarcia skupia się na Marduku i jego cieniu. I, choć ciosy raz za razem sięgały ich ciał, to za każdą ranę czarty płaciły srogą cenę.
I może to właśnie sprawiło przełom w bitwie. Czarty już wcześniej zniechęcone chaosem zmieszały się, rozpadły na słabsze formacje, albo po prostu zaczęły działać w pojedynkę. Fortuna bitwy, zazwyczaj kapryśna, raz jeszcze zmieniła obiekty swych łask.
Szaleństwo przelewu krwi, chaos mordowania, cios za ciosem, cios za ciosem. W pewnej chwili demony zwróciły się przeciw czartom. Zelżał napór na Marduka, a Lord Zeno'Tzul wykorzystał to, bezlitośnie tratując ciała tych nielicznych, którzy próbowali w zwartych formacjach stawić czoła strażnikom.
Bliźniacy też nie zmarnowali swej szansy. Kukri raz za razem pruły ciała nacierających przybyszów. Oszczędzając tylko tych, którzy wdali się w walkę między sobą.
I wreszcie zakończyło się dzieło. Nieliczni ocaleli kompletnie stracili chęć do walki, umykali z pola bitwy zostawiając za sobą hałdy zwłok, co niektóre jeszcze drgały w agonii...
Szaleńczy ryk.
- Zdrajcy! Tchórze! Wracajcie! Dezerterów spotka śmierć!
Rozszalały generał Otchłani usiłował zatrzymać umykających podwładnych. Raz za razem rozrywał ciała, łamał karki. Ale nic nie mogło to dać. Przybysze umykali do wyjścia z kawerny. I w kilka minut umknęli z podkulonymi ogonami.
Otoczony płomieniami monstrualny cień wszedł do kawerny poprzedzany zapachem ognia i śmierci. Obrzucił swych wrogów jednym spojrzeniem oceniając ich siły. Musiał widzieć, że, choć od stóp do głów skąpani są w posoce i krew ta jest po części ich, to rany zdążyły się już zamknąć i są w pełni gotowi do walki. Zupełnie jakby nie zmierzyli się właśnie z hordą piekielników.
- Dostanę was jeszcze. Przysięgam.
Głos jak syk rozpalonego żelaza.
Balor uniósł ramiona i w tej chwili jego ciało rozpadło się na miliony ognistych drobin. Jeszcze chwila i nie było po nim śladu. A kolejną chwilę później setki leżących w kawernie zwłok zapłonęło również.
I to był koniec. Prawie.


Bitwa w cieniach kawerny pozostawiła po sobie ślady nie tylko w mięsie, ale też w materii nieożywionej. Magia ofensywna i siła mięśni walczących wybiło kilka kominów w suficie. Miało to swoje dobre strony. Dzięki temu strażnicy widzieli, że księżyc powoli zachodzi. Powolutku zbliżał się dzień.
Spalone zwłoki czartów i demonów powoli rozsypywały się w drobiny spalenizny.
Obaj wartownicy zorientowali się jednocześnie w sytuacji.
Raz jeszcze ktoś użył zaklęcia Bramy.


Czyste kształty konstrukcji, usadowionej na kilkustopniowym podeście, otoczonej kwiatami róż. Ich aromat mieszał się z odorem spalenizny. A między skrzydłami bramy, sięgającej od ścian do sufitu komnaty, pulsująca sfera siejąca blado błękitnym blaskiem. Jeszcze parę chwil i niknąca w głębi konstrukcji dal zmieniła się w delikatnie falujące lustro wody.
W głębi bramy coś się poruszyło.
Cztery sylwetki.
Brama wypluła odbicie bliźniaków oraz Marduka i jego cień. Wydostające się na wolność kształty jeszcze przez chwilę ciągnęły za sobą macki energetyczne materii bramy, które to oddzieliły się wreszcie z cichym mlaśnięciem.
Nie było wątpliwości, to nie była iluzja dla zwiedzenia naiwnych. A jeśli nawet, odwzorowano wszystko po mistrzowsku, nawet najdrobniejsze szczegóły.
Dziób kopii Marduka uchylił się i w wasze umysły uderzyły słowa, niczym ostrza. Marduk momentalnie otoczył umysł, swój i bliźniaków, nieprzebytą barierą. Mimo to, głos słychać było dalej, niczym nabrzmiały groźbą szept zza zamkniętych drzwi.
- Powiedziano nam – głos smakował wypowiadanie słowa – Powiedziano, że jeśli was zgładzimy, pożremy wasze ciała i splugawimy ciało tego, który odszedł, zajmiemy wasze miejsce. Niby dlaczego mielibyśmy uginać przed wami kolana? Nie widzę powodu. Przecież już jesteśmy wami. Jam jest Marduk Zeno'Tzull, który zmierzył się z Ojcem Kłamstw i przepędził go. A tu, przy moim boku, bliźni, który kłania się Bhaalowi.
- Zostaniecie pożarci!
I uzurpatorzy, nieśpiesznie, ostrożnie, ruszyli w waszą stronę, ustawiając się naprzeciw swego odbicia. Marduk przeciw Mardukowi, Erdogan przeciw swym kopiom.
Nadeszła chwila ostatecznej rozprawy. Koniec, tak czy inaczej.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 22-08-2019, 16:41   #32
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Marduk prawie nie zwracał uwagi na wygrażającego Balora. Nadal pogrążony był w melancholii.
Oboje, Marduk i Balor, wiedzieli znakomicie, iż ten drugi niczego nie zrobi. Nie teraz, i jeszcze nie przez długie wieki.

Pojawienie się portalu Marduk również z początku zignorował. Tkwił nieruchomo na stworzonym na nowo tronie. Myślał o czymś. Może wspominał dawne dzieje. Lepsze czasy, gdy życie i walka miały jeszcze sens i smak...

Dopiero mentalny atak przybyszy wyrwał go z głębokiego letargu.
Marduk powoli uniósł głowę. Zmrużył złowrogo oczy.
- Źle wam powiedziano. warknął Marduk.
- Jesteście jedynie mirażem, pyłem na wietrze. Kupką prochu... - mówił wstając powoli z swego tronu.

Cień Marduka zaatakował pierwszy. Sięgnął do samej śmierci, by pochwycić jej esencję i wyzwolić ją u stóp uzurpatorów. Ogromy słup ryczącego wściekle czarnego ognia buchnął sięgając powału kawerny. W dół posypały się głazy skruszone tą siłą.
Uzurpatorzy jednak potrafili również manipulować czasem. Umknęli z pola rażenia.

Cień Marduka jednak właśnie na to liczył. Nawet czas był zasobem ograniczonym. On postawił swój fragment czasu, przeciw ich dwom. Już wygrał. Wszystko co nastąpiło po tej pierwszej reakcji, tak na prawdę nie miało już znaczenia.

Gdy uzurpatorzy pojawili się poza zasięgiem słupu smolistych płomieni, cień Marduka już na nich czekał. Przemieścił się tak, by mieć obu w jednej linii.
Użył podobnej mocy, tylko tym razem czarne przeraźliwie zimne płomienie buchnęły w długiej linii, paląc i niszcząc wszystko na swej drodze.

Uzurpatorzy znów umknęli, korzystając z wyrwanego czasu.
Niczym ptaki zrywając się do lotu, tylko dlatego, bo coś je wystraszyło.
I tylko o to chodziło.

Jeszcze raz. Ten ostatni raz Cień Marduka przywołał słup czarnego ognia. Tym razem tylko skupiając się na uzurpatorze Marduka. I znów, ten czmychnął. Ostatni już raz.

Teraz cień Marduka i Marduk wspólnie wyzwolili słupy nieziemsko lodowatego ognia. Użyli całej swej mocy, nawet sięgając po siłę wszczepionych w ich ciało kryształów.
Płomienie buchnęły w niebo uderzając w powałę. Przebiły ją, wyrzucając na zewnątrz tony gruzu.
Uzurpator Marduka stał w samym środku apokalipsy. Próbował zmniejszyć efekty, lecz niewiele mu to dało. Płomienie oddzieliły mięso od jego kości. Podrywane w górę ochłapy natychmiast zamieniły się w popiół, wirując wśród czarnych płomieni i wędrując gdzieś na zewnątrz. Po chwili wzmożony podmuch szarpnął również szkielet w górę, roztrącając kości i miażdżąc je na pył.
Gdy ryk płomieni ustał, w powietrzu wirowała jedynie odrobina pyłu.

- A nie mówiłem? - mruknął Marduk.

Uzurpator cienia Marduka sam przestał istnieć. Nie było już komu podtrzymywać jego magii.
 
Ehran jest offline  
Stary 01-09-2019, 02:27   #33
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Kyle z Kinbarakiem stanęli naprzeciw swym kopiom… ale już nie ramię w ramię. Już nic nie było między nimi tak jak wcześniej. Głos mógł mówić swoje… Kyle zamierzał zabić Kinbaraka po tym wszystkim, a Kinbarak doskonale o tym wiedział.

Ostrza runęły. Cały deszcz, choć nie aż tyle ile można by się spodziewać gdy całą czwórkę spowijały pola antymagii. Walka była brutalna i krew lała się po obu stronach. O wyniku przesądziła pomoc ze strony Marduka. Lodowa ściana która zatrzymała jedną salwę wymierzoną w oyginalnych “bliźniaków”. To dało im przewagę którą natychmiast wykorzystali. Kopia Kyle’a zginęła, a razem z nią kopia Kinbaraka. Było już po wszystkim.

“Bliźniacy” stanęli naprzeciwko siebie. Jak dwaj sprinterzy czekający na gwizdka do startu… albo bardziej zapaśnicy oczekujący na sygnał by rozpocząć sparing. Tym razem i Kyle obnażał kły krwiożerczo. Czekali na znak… obaj czuli, że to już koniec… że podołali. Potrzebowali tylko potwierdzenia, że to już wszystko by rzucić się sobie do gardeł i rozszarpać się na strzępy.

Kyle w rozpaczliwym proteście przed tym co zrobił w poprzednim życiu, Kinbarak zwyczajnie nie chcąc samemu dać się zabić.

 
Arvelus jest offline  
Stary 01-09-2019, 12:55   #34
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Pył na wietrze, tyle zostało z uzurpatorów Marduka.
Z ciał kopii bliźniaków nie zostało nawet tyle. Po prostu zniknęły, zmieszały się z cieniami kawerny.
Bliźniacy podnieśli znużony wzrok. Przez kominy w suficie jaskini widać było zachodzący księżyc. Z każda chwilą niebo, pozbawione już sukni czerni, rozjaśniało się coraz bardziej. Wschodziło słońce.
Obaj strażnicy przysiedli. Opanowało was uczucie melancholii, niemal smutku. A także wyczekiwania. Czy Ojciec Kłamstw wyśle przeciw wam kolejne monstra? Niby czemu? W końcu nadchodzi dzień. A jeśli Piotr kłamał i lada chwila zwali się na was cała diabelska potencja?
Kyle i Kinbarak pierwsi uporali się z napływem melancholii. Ich serca otworzyły się na uczucie gniewu. Marduk patrzył na to obojętnie. Jeśli chcieli się pozabijać to ich sprawa.
Melancholia. Smutek. Zmęczenie.
I to niemal zapomniane już uczucie spokoju i miłości, które dotknęło waszych dusz niczym dłoń Boga. Niemożliwe do zapomnienia i wysłowienia...


Głosy.
- Faza NREM zbliża się do końca. Zastrzyk.
- Odczyty w porządku?
- Praca serca w normie. Ciśnienie krwi w normie. Temperatura ciała w normie. Aktywność mózgu w normie.
- Trwałe obniżenie poziomu agresji. Intensywne wydzielanie serotoniny.
- Zmniejszyć oddziaływanie wzorów hipnotycznych.
- Zmniejszone. Uwaga, pacjenci się budzą!
Co u diabła?
Marduk poruszył się leniwie. Bliźniacy...nie...Kyle, usiadł gwałtownie na łóżku.
Jeszcze przed chwila byli w kawernie. A teraz...
Pokój w czystej sterylnej bieli. Czyste poduszki, prześcieradła i pościel. Obok każdego z dwóch łóżek, skomplikowana aparatura. Ciała was obu obleczone w zielone piżamy. W ramionach wenflony, z kroplówek kapały leniwie krople płynu fizjologicznego.
Odsłonięte części waszych ciał najeżone były igłami łączącymi was z maszynerią przy waszych łózkach.
Wzrok przyciągały dwa okablowane hełmy leżące na stolikach obok łóżek.
Kyle i Marduk siedzieli już obaj na łóżkach doświadczając rzadkiego uczucia deja vu. No tak.
Przypominaliście sobie teraźniejszość i przeszłość powoli i stopniowo. Z każdą chwilą kolejny puzzel wpadał na swoje miejsce w układance.
Rozejrzeliście się. Łóżka stały w dalszej części kwadratowego pomieszczenia. Po drugiej stronie, za przeszkloną ścianą, widać było skomplikowaną aparaturę i kilka postaci w białych kitlach. Mężczyźni i kobiety.
Jeden z mężczyzn, postawny brodacz w godnym chirurga czystym kitlu, z długopisem wystającym z kieszonki na piersi, porzucił maszyny, uchylił drzwi do waszego pomieszczenia. Statecznym krokiem, z wielkim szampańskim uśmiechem na twarzy, podszedł do waszych łóżek.
Obaj niemal jednocześnie próbowaliście wstać. By odkryć, że jesteście ogromnie osłabieni. Podniesienie do siadu było wszystkim na co było was stać.
Mężczyzna (lekarz?) stanął jakieś dwa kroki od łóżek. Pozostali członkowie personelu porzucili maszyny i z ciekawością zerkali przez szybę.
- Nazywam się – brodacz dysponował basem na tyle niskim, że w niektórych sylabach przechodził w chrypienie – Aaron Apfelbaum, doktor Apfelbaum. Znajdujecie się na eksperymentalnym oddziale neurologicznym prywatnej kliniki Barts w Waszyngtonie. Przywieziono was dwa dni temu w stanie narkozy i po dwudziestu czterech godzinach badań wstępnych poddano eksperymentalnej terapii hipnotycznej – lekarz uśmiechnął się uprzejmie – Jak się pewnie orientujecie do kliniki nie przyjmuje się ludzi zdrowych. Wasze zaburzenia dotyczyły sfery psychiki. Pan Erdogan – brodacz skinął na Kyle'a – cierpiał na rozdwojenie jaźni. Co więcej druga jaźń była wyjątkowo antagonistyczna. Zaś pan Marduk T'Zull znajdował się ostatnio w stanie silnej psychozy. W ten sposób dochodzimy do sedna. Obaj panowie, w stanie odbiegającym od normy, popełnili poważne przestępstwa. Pan Erdogan zamordował młodą kobietę, zaś pan Zeno'Tzul trzy inne strzelając w biały dzień na ulicy z broni palnej.
- Sąd uznał obu panów winnych morderstwa drugiego stopnia. Zwyczajową karą za taką zbrodnię jest dożywocie, ale mieli panowie dobrych prawników. Przekonali oni sąd, że obaj panowie mogą jeszcze zostać resocjalizowani.
- Następnie przewieziono panów do nas. Poddaliśmy was intensywnej terapii hipnotycznej by przez oddziaływanie na podświadomość zniwelować przestępcze skłonności, a także byście przez doświadczenie stuleci czyśćca mogli ponieść karę za swe zbrodnie...
Gadał i gadał.
W tym czasie obaj...pacjenci...przypominali sobie ostatnie fragmenty układanki. Mieli już wgląd w przeszłość i teraźniejszość.
Marduk T'zul.
Kyle Erdogan.
Morderstwo? Owszem, było coś takiego. Marduk pamiętał, że przez ostatnie dni rozmyślnie nie brał leków świadomie pragnąc zmierzyć się ze swą chorobą. Pamiętał narastającą Świadomość, myśli przechodniów na feralnej ulicy 53-ciej, istny mętlik.
Kyle, od kilku dni, coraz intensywniej doświadczał swej drugiej osobowości. Właśnie wracał z pracy, był zmęczony i wściekły...
Stało się. Pamiętał oczy młodej murzynki, najpierw obojętne, potem przerażone, wreszcie zamglone. Krew lejącą się spod brody z przestrzelonej tętnicy szyjnej. Śmierć.
Was obu obezwładnił tłum. Pamiętaliście, że wezwano policję. Skuci kajdankami wylądowaliście na posterunku, gdzie po krótkim przesłuchaniu wezwano karetkę i przewieziono was obu do państwowego szpitala psychiatrycznego.
A stamtąd do Barts.
Sugestia indukowana. Funkcja terapeutyczna. Wzory hipnotyczne. Te i jeszcze inne podejrzane sformułowania.
Oczywiście mieliście wybór. Mogliście poddać się eksperymentalnej terapii lub spędzić resztę życia w szpitalu na oddziale zamkniętym. Lekarze mówili o tym bez żenady.
Decyzja była prosta...
-...musimy jeszcze poddać obu panów badaniom psychologicznym. Jeśli wyniki będą w normie w ciągu kilku dni wypuścimy panów do domu. Dziękujemy za współpracę! Zaraz odłączymy panów od kroplówki i przyniesiemy porządny posiłek...
Gadał i gadał.
Wreszcie poszedł sobie. Przez zamknięte drzwi docierał do was szmer głosów personelu. Wszyscy byli cholernie zadowoleni z siebie.
Kilkaset lat czyśćca. Nie. Piekła. Dla ludzi chorych. Przecież cholerne prawo zakazuje karać tak okrutnie ludzi chorych!
O, wykrzyknik to już jakiś początek. Ale przecież mimo tych myśli czuliście się zaskakująco spokojni i jakby...oczyszczeni.
Krew z przestrzelonej tętnicy szyjnej.
Dotyk chłodnych palców na czole.
Już dobrze.
Po wszystkim.
Koniec.



KONIEC
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 01-09-2019 o 16:01.
Jaśmin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172