Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2019, 20:44   #91
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
aszenie i powrót do świątyni były obarczone kolejną złą wiadomością dla kapłanki. Nie było jej przy tym jak pozostali się zorientowali o braku towarzysza Valfary. Wiedząc, że ta pokazuje siebie jako hardą wojowniczkę Hanah zmówiła modlitwę do Ilmatera w imieniu duszy zmarłego. Zło tych ziem nie dawało o sobie zapomnieć. Te drobne chwile zadowolenia były potrzebne, aby choć trochę podnieść pozostałych na duchu. Aby zapomnieć o sytuacji w jaką wszyscy tutaj wdepnęli.

Kiedy weszli do świątyni widziała zmęczenie na twarz pozostałych. Szczególnie mocno odbijało się ono na Pelaiosie, który był ciężko ranny. Jako że przez zbieg wydarzeń stał niepisanym guru tej grupy Hanah uznała, że najwyższy moment mu ulżyć w podejmowaniu decyzji. Zrobiła, krótką przemowę, na tyle motywacyjną na ile można sobie było pozwolić. Potem zabrała się do pracy. Z pomocą tych silniejszych, Astine i kto tam jeszcze zechciał pomóc ustawiła na nowo barykadę, aby mogli w czasie rytuału czuć się bezpiecznej.

Jak za każdym razem, kiedy trzeba było wykonać rytuał Hanah zaczynała czuć dreszcz podniecenia. Jeszcze w czasach życia w klasztorze pomagała czasem przy nabożeństwach jak pozostali akolici. Potem wraz z bratem brała udział w rytuałach jakie jemu przyszło odprawić. Kilka razy sama musiała to zrobić. Teraz miała akolitkę Lathandera do wsparcia. Widząc jej zdenerwowanie Hanah nie pozwalała jej na zwątpienie. Kiedy udało jej się poświęcić ziemię uśmiechnęła się pokazując, że cieszy się z jej sukcesu. Potem przeszły do samego rytuału. To było coś innego niż do tej pory. Zaśpiewy może i podobne, ale cel inny od jakiegokolwiek do tej pory. Ona, której nie udało się zwrócić uwagi swojego ukochanego bóstwa prawdziwie pomagała teraz innemu odzyskać pieczę nad miejscem. To była wielka chwila. Oraz bardzo piękna. Woda rozlewająca się po podłodze i ścianach zamieniającą ją w tafle lustra. Niczym za przysłowiowym dotknięciem magicznej różdżki skaza jaką został napiętnowany budynek została zmyta. Hanah zaś czuła JEGO obecność. Zawstydzona i podekscytowana otrząsnęła się i kontynuowała z Sile drugi rytuał.

Przez moment chciała namówić akolitkę aby ona go prowadziła, ale widać było, że zbyt się bała. Nie zmuszała jej. Do tego trzeba dojrzeć. Ponownie magia rytuały przypominała wodę - źródło życia dzięki której rosną wszelkie rośliny. Natura i życie związane z Chaunteią. Piękny widok, którym kapłanka napawała się mając wrażenie, że współgra i z jej duszą. Ostatnie chwile rytuały i już miał być koniec, kiedy... zobaczyła GO.

[media]http://pm1.narvii.com/6735/f1aa7f5ebba26da2c49aa4e28c9c8466d3b81c02v2_00.jpg[/media]

W jasności i blasku, chwale i glorii. Piękny i ostateczny. Serce zabiło jej szybciej, umysł zalała jasność jego słów. Zaparło jej dech w piersiach, a jeszcze musiała utrzymać inkantacje. Oszołomiona śpiewała dalej nie kontrolując już siebie. Wiedziona niewidzialną dłonią raz po raz przywoływała uwagę bogini dzwoniąc sierpem o ołtarz. Fale mocy, znów jak okręgi na wodzie, rozchodziły się po wnętrzu świątyni obmywając swoją mocą pozostałych. Dźwięk w końcu zaczął cichnąć, a Hanah odzyskała jasność umysłu. Niewidzialna dłoń przestała ją prowadzić. Trwając w oszołomieniu spoglądała na sierp, który właśnie odłożyła. Został pobłogosławiony przez samą boginię. Kryła się w nim moc niszczenia zła, jak i odnajdywania niebezpieczeństwa. Takiego które współgrało z domeną Chauntei.

Kapłanka w końcu przypomniała sobie, że musi oddychać. Kiedy spojrzała na Sile dostrzegła, że i ona jest zmęczona i lekko oszołomiona.

Udało się nam – szepnęła do niej, a na jej twarzy zajaśniał uśmiech. – Udało się. Sile... nie poradziłabym sobie bez ciebie.

Całując ołtarz, w podzięce za wspaniały podarunek bogini, podeszła do akolitki i w przytuliła ją mocno do siebie. Szczęście rozdzierało ją od środka. Dla tego uczucia żyła, dzięki temu trwała. Udało się im odnowić boskie siły świątyni. Łzy spłynęły po jej policzkach. Pocałowała Sile w czoło i jeszcze raz spojrzała jej w oczy.

Zrobiłyśmy to. Razem. Jestem z ciebie dumna. – wyszeptała nie mogą powstrzymać ani uśmiechu, ani łez.


 
Asderuki jest offline  
Stary 27-06-2019, 20:31   #92
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
elaios odpoczywał. Nie był w stanie pomóc w rytuale... nawet gdyby chciał. Po prawdzie liczył na efekty, ale pozwalał sobie na dozę sceptycznego nastawienia. Religijne ceremoniały innych bóstw niezbyt go przekonywały. Lubił uczestniczyć w festiwalach organizowanych z okazji różnych świąt. Nigdy jednak dla samej pobożności. Dlatego tak dobrze wierzyło mu się w Waukeen. On i jego bogini mieli coś wspólnego... zamiłowanie do pieniędzy.

Gdy tylko się ułożył w kącie zmęczenie opadło na niego jak sokół na bezbronną mysz w trawie. Nie nawykł do spania w świątyniach. Nigdy, nawet w głębokim upojeniu alkoholowym, nie wylegiwał się na podłodze, zawsze doczołgując się do krzesła lub łóżka. Teraz było inaczej. Był ranny i obolały. Mgła zaś odbierała chęci do czegokolwiek. Momentalnie stracił przytomność odpływając w niespokojny sen.

***

Uciekał przez pola przed goniącymi go krwiożerczymi potworami. Astine była przewodnikiem. Łany zbóż w których utknął falowały wokół, oplatały jego nogi i nie pozwalały się wydostać. Gdy tylko tracił równowagę i upadał, zapadał się pod taflę pomarańczowej wody, która nieprzerwanie skapywała z przewróconej manierki. Tytanicznym wysiłkiem wynurzał się ponad powierzchnię zbóż, by na nowo uciekać przed potworami. To był tłum. Gonił go tłum, a każda twarz w tym tłumie przypominała twarz Arna. Wiedział że nie może się zatrzymywać, więc poprosił Neffa o pomoc. Dzięki niemu w końcu nauczył się mówić. Gdy już miał otworzyć usta, by rozkazać dyniowym drwalom postój, zawahał się. Nie potrafił... nie chciał ich zmusić do posłuszeństwa. Nie chciał tego. Nie chciał rozkazywać.

Gdzieś w powietrzu zakrakał kruk. Wołał "Prosimy wesprzyj nas w walce z cieniem oraz mrokiem zagrażającym tej ziemi". Kraczenie jednak szybko zmieniło się w skrzek gdy potężny orzeł przesłonił na moment słońce. Valfara nagle wpadła pomiędzy Arnów i zaczęła ich rozszarpywać swoim wilczym pyskiem. Jej wściekłe spojrzenie było petryfikujące. Wiedział że gdy tylko skończy z jego towarzyszami będzie następny. Nawet głos ojca zadziobującego kruka nie był w stanie go zmotywować. Mógł się ukryć jedynie pod ziemią. Tam gdzie żyją ludzie Mutampa, drowy i Cely. Zapadnięcie się pod ziemię było takie kuszące. Mógłby z nią żyć w iluzji, kryjąc się pod łanami zbóż.

Raz jeszcze usłyszał upominający go głos ojca. Wiedział że nie ma wyboru. Tłum krzyczał "Pozwól nam trwać przy Tobie". Wyciągnął pergamin i rozwinął go w przed sobą. Już zbierał się do krzyku, gdy ujrzał zstępującą z czarnego nieba Hanah. Jej oczy świeciły oślepiającym blaskiem. Niemal nie mógł na nią patrzeć, a jednak nie mógł odwrócić spojrzenia...

***

Obudził się. Oczy Hanah świeciły złotym blaskiem! Stała z sierpem nad ołtarzem. Wszystko wokół było wilgotne i... czyste. Był świadkiem dziejącej się na jego oczach kapłańskiej magii. To było zdumiewające i zapierające dech w piersi doświadczenie. Nie wiedział czy jeszcze śni, czy to jednak prawda. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miał w głowie pustkę. Nie myślał, nie analizował, nie pojmował... był w pełni skupiony na przyjmowaniu...

Gdy rytuał się skończył jeszcze przez dłuższą chwilę trudno mu było dojść do siebie.


Pelaios czuł się źle i dobrze zarazem. Atmosfera wszechobecnej mgły, ścisk w żołądku związany ze śmiercią Arna i Herda mieszały się z poczuciem bezpieczeństwa w tym miejscu oraz otuchą płynącą ze świadomości, że rytuał zakończył się sukcesem. Wciąż nie mógł w pełni uwierzyć w to co zobaczył, gdy obudził się na sam koniec. Podejrzewał że zmęczenie i dziwny sen, z którego w pamięci zostały mu jedynie strzępy, zafałszowały obraz rzeczywistości. Efekty pracy Hanah i Sile były jednak wyraźne gołym okiem. To wzmacniało nadzieję, że uda im się zwalczyć mrok, który opadł na to miejsce...

Zwalczyć?

Pelaios miał nadzieję, że to się uda. Sam jednak miał wątpliwości czy to właśnie im przypadnie to w udziale. Był coraz bliżej rozwiązania zagadki... gdyż właśnie tym była dla mieszkańców Waterdeep i ziem okolicznych katastrofa jaka dotknęła Złoty Łan. Ludzie robiący zakłady kiedy znowu będzie można ruszyć traktem. Śmiałkowie postrzegający to miejsce jako sprawdzian ich wiary lub odwagi. Magowie zachodzący w głowę, jakież to siły lub zaklęcia sprowadziły na ziemię mgłę o takiej gęstości i nieprzejrzystości. Tymczasem to wszystko było katastrofą. Diabelstwo zaś nie widziało się w roli bohatera, który ratuje to miejsce... po prawdzie, poza garstką ludzi nie było tu zbyt wiele do ratowania. Pozostawała jeszcze sprawa jego zadania. Nawet teraz... wciąż nie polegało na używaniu rapiera i zwalczaniu abominacji lokalnej flory. Gdyby nie fakt, że mgła nie pozwalała stąd wyjść...

Perła!

Siedząc pod ścianą wysupłał perłę z sakiewki i raz jeszcze się jej przyjrzał. Przypomniał sobie słowa Neffa oraz jego własne wątpliwości. Przeklęty elf nie wiedział kogo prosi o przechowanie tego przedmiotu. Teleportacja... to była odpowiedź na niepokój który Pelaios czuł w związku z tym miejscem. Mogliby wykorzystać tą perłę...

Nie.

Schował perłę. Nigdy nie zawalił zadania, a te (nawet jeśli już mało atrakcyjne), wciąż nie zostało wykonane. Później będzie czas na skorzystanie z teleportacji. Razem z innymi bądź samemu. Pozbywając się mgły... lub nie. Aby to jednak zrobić musieli przeżyć. Wszyscy. Musieli współpracować... jeszcze lepiej niż dotychczas. Stracili już dwójkę. Nie znał ich zbyt dobrze ale... Zawahał się.

Nie znał?

Ile w zasadzie czasu minęło odkąd weszli do mgły? Nie pamiętał kiedy spał. Jeden dzień? Przeliczył zapasy. Trzy dni. Zdawało się jakby dłużej. Ostatnie potyczki i rozmowy chcąc nie chcąc zbliżyły ich do siebie. Nie chciałby tracić kogokolwiek więcej. Na szczęście byli mądrzejsi od tych potworów... jakkolwiek dużo głów by nie miały, uważał się za lepszego. Dlatego z zamkniętymi oczyma zaczął analizować wszystkie dotychczasowe spotkania i potyczki. Miał dobrą pamięć i był świetny w wyciąganiu wniosków. Nowa wiedza czaiła się we wspomnieniach.
 
Jaracz jest offline  
Stary 28-06-2019, 19:38   #93
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
eff w zdumieniu przypatrywał się odprawianiu rytuału. Nigdy w życiu nie był świadkiem uwalniania tak wielkiej ilości świętej energii. Na skórze czuł przyjemne mrowienie, a na ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Elf był szczęśliwy mogąc doświadczać nowych rzeczy i zdobywając coraz więcej wiedzy. Ta myśl przypomniała mu o tym, co miał jeszcze w planach i momentalnie sprawiła, że znów spoważniał. Przedtem jednak mógł jeszcze do końca skorzystać z zapasu mocy, który mu pozostał. Skupił się na własnej magicznej energii, a jego umysł rozpoczął poszukiwania znajomego pewnego gnoma.

o wykorzystaniu resztek zapasów mocy, by odkryć miejsce pobytu Merrika, Neff wreszcie udał się na spoczynek. Wprawdzie pozwolił Troi opatrzyć niewielkie rany jakie otrzymał, ale jego ciało i tak wciąż bolało go po ostatniej walce z dyniami. Skierował się więc do jakiegoś odosobnionego miejsca blisko wejścia do wieży świątyni, położył się na swym zwijanym posłaniu i pozwolił świadomości powoli zapaść w elfi trans.

Czuł że doszedł do punktu, w którym uda mu się wreszcie osiągnąć zdolności, które pomogą mu chronić nowych przyjaciół.

Był przekonany, że najlepszym sposobem, aby nie dopuścić do tego, by stała im się już jakakolwiek krzywda, było zdobycie mocy na tyle potężnej, by zniszczyć wrogów, którzy mogliby im zagrozić.

Znał jednak ograniczenia swoich dyscyplin. Moce umysłu posiadały bariery, których nie można od tak przekroczyć. Aby móc coś zyskać, musiał coś poświęcić. Skoncentrował się więc na dyscyplinie, której dawno temu nauczył się, by móc odkrywać tajemnice otaczającego świata i zaspokajać głód swej ciekawości. Była przydatna, ale jednak zbyt słaba. Jego wewnętrzna magia zaczęła więc ją analizować i modyfikować. Kompletnie odwrócił jej pierwotne zastosowanie. Zamiast wzbogacać swój umysł o nowe informacje, równie dobrze mógłby użyć mocy, aby wypaczać świadomość innych oraz niszczyć ich psychikę.

Mroczna część jego mocy zaczęła się materializować i powoli go pochłaniać. Czuł jakby jego dwa cienie starały się przebić do świata materialnego i unicestwić jego duszę swym nieumarłym dotykiem. Negatywna energia zatrzymywana przez dopiero co odnowioną barierę zaczęła reagować i powoli przesiąkać w jego kierunku, niczym zawiłe sieci utkane z czystej ciemności.

Elf czuł jak siły zaczęły go opuszczać. Nie mógł się jednak poddać tak łatwo. Wiele już przeszedł, a to co przytrafiło mu się w trakcie tych ostatnich trzech dni miało być przecież jedynie wstępem do opowieści o jego przygodach. Wszystkie te niedawne wydarzenia w na krótką chwilę pojawiły mu się przed oczami. Nagle poczuł się, jakby wielka pieczęć, która do tej pory go ograniczała, ustąpiła i dała początek nowym mocom. Mrok zaczął ustępować światłości. Szale wagi się wyrównały, a w jego sercu na moment pojawiła się idealna równowaga.

lf przebudził się wreszcie z transu. Nie wiedział ile czasu minęło, lecz miał świadomość jakie zmiany w nim nastąpiły. Podniósł dłoń do twarzy by odgarnąć z niej włosy i przez chwilę wydawało mu się, że wewnętrzna strona jego lewej dłoni świeciła delikatnym światłem.


[media]http://i64.tinypic.com/j0jgxs.jpg[/media]


Nie był pewien, czy to wzrok spłatał figla jego dopiero co wybudzonym zmysłom, miał jednak wrażenie, że następnym razem będzie gotowy stanąć naprzeciw wszelkim przeciwnościom, jakie to miejsce zechce postawić na drodze jego kompanów.
 
Koime jest offline  
Stary 29-06-2019, 18:50   #94
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
elaios po tym co widział miał lekkie opory przed rozmową z kapłanką. Unikał kontaktu wzrokowego, a jednocześnie był zaintrygowany. W końcu dla spokoju ducha postanowił ją zagadnąć. I tak nie mógł już zasnąć – czy to z uwagi na ból, czy też krzątających się po świątyni towarzyszy.
Często tak masz? – zapytał gdy znalazła się okazja by porozmawiać na osobności – z tym… oczyma.
Oczywiście sam trik ze świecącymi oczyma był dla diabelstwa kuglarstwem, które z resztą sam umiał wykonać. Nie lubił jednak zaczynać rozmowy od środka.
Hmm? – kobieta podniosła spojrzenie znad księgi czarów maga.
Ale, że co mam z oczami? – zapytała z pełnym niezrozumieniem.
Pytanie zbiło diabelstwo z tropu.
Świecą się jak wiedźma na amnijskim stosie – odpowiedział – tylko nie ogniem… a złotem. Gdyby był tu jakiś gnomi lichwiarz mielibyśmy ślepą kapłankę.
Tym razem druga strona została zbita z tropu. Hanah ściągnęła brwi.
Ale mówisz o tym jak szukam magii? To tak, wtedy tęczówki mi się świecą złotem, czy tam bursztynem, jak mi brat opisywał.
Pelaios podniósł jedną brew do góry. Miał wrażenie że w powietrzu wisi głębokie nieporozumienie.
Taak… Nie… – poprawił się. – To nie był poblask. Twoje oczy świeciły się bardzo jasnym, złotym światłem. Nie sposób było nic dojrzeć zza tego światła… pamiętasz?
Nie wiem czy mogę pamiętać czy mi się oczy świeciły. A kiedy się to stało?
Podczas rytuału – odparł natychmiast. – Twoje oczy… khm… no nieważne. Dobrze że nie pamiętasz też rozbierania się i tańczenia ku chwale Chantuei.
Sceptyczne spojrzenie kapłanki sugerowało, że niespecjalnie ją rozbawił ten żart. Po chwili jednak się uśmiechnęła.
A, no wiesz nagie tańce są całkiem fajne jeśli ma się właściwe towarzystwo.
Pelaios zmrużył oczy i uśmiechnął się.
Jak rozumiem doświadczenie przemawia?
Nie powiem. Zostawię ci to jako słodką niewiadomą. Zagadkę do rozwiązania. Czy ona mi tu kit wciska, czy prawdę rzecze? – Hanah oparła skroń na dłoni i posłała tieflingowi tajemniczy uśmiech.
Mhmmm – mruknęło diabelstwo. – Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć “sprawdzam”... gdy będzie już po wszystkim – odwzajemnił uśmiech. – Do tego czasu, uznam że po prostu potrzebujesz się zastanowić co wypada kapłance Ilmatera, a co nie.
Apropo kapłanki… muszę powiedzieć że po raz pierwszy widziałem rytuał na własne oczy.
I jak wrażenia? Poza oczywiście tym, że mi się oczy świeciły.
Większość przespałem – przyznał Pelaios. – Ale nie ukrywam, że ten ostatni fragment był intrygujący. Jak to się odbywa? Ilmater do ciebie przemówił? Czy to może Chauntea? Tak to z waszymi cudami wygląda prawda? Modlicie się, a bóstwo mówi tak lub nie…
Chyba tak – Hanah wyszczerzyła się w szczerym uśmiechu. – A może i nie. W sumie to nie do końca wiem. Z żadnym bogiem ostatecznie nie rozmawiałam.
Eee… khm… słucham?
Hanah westchnęła ciężko.
Ilmater nigdy do mnie nie przemówił. Tytuł mi został, oficjalnie wolno mi odprawiać ceremoniały, ale to tyle.
Czyli jesteś kapłanką… ale… – diabelstwo zawahało się. – Widziałem na własne oczy jak używasz magii.
Używam, bo niebiosa się nade mną zlitowały. Ja… – kobieta urwała na moment wahając się czy mówić dalej. W końcu uznała, że nie było potrzeby kłamać, albo trzymać tajemnic.
Mam umowę z aniołem.
Nastała chwila milczenia. Tiefling patrzył na Hanah zastanawiając się, czy mówi prawdę, czy nieświadomie został właśnie zrobiony w przysłowiowego konia.
Umowę z aniołem? – powtórzył. – Na piśmie?
Hanah parsknęła krótkim śmiechem.
Nie, głuptasku. Patrz. – Zaczęła odwijać z prawej ręki czerwone sznurki. Kiedy już je usunęła dało się zobaczyć znamię, które wygląda jakby dłoń uścisnął ogień. Ewentualnie tak potężna istota, że pozostawiła po sobie trwały znak.
Pelaios zignorował “głuptaska”. Był nazywany gorzej. Skupił uwagę na znamieniu.
Czyli jednak na piśmie… – rzekł. – Więc anioł obdarza cię swoją mocą. To… interesujące.
Dla niektórych niepokojące, więc wolę o tym nie rozpowiadać na lewo i prawo. Szczególnie jak wymsknie mi się słowo “pokuta”. Zastanawiam się czasem… a nieważne.
Diabelstwo uśmiechnęło się.
Na szczęście jestem odporny na tego typu prowokacje. Jak nie chcesz mówić, to nie mów.
Hanah już miała zaprzeczyć, powiedzieć, że to wcale nie prowokacja i wytłumaczyć się. Potem zrozumiała. Uniosła brew do góry, a w oczach błysnęły iskry rozbawienia.
Sprytnie. Dobre, muszę zapamiętać. Ale chyba pozwolę się sprowokować… o ile opowiesz mi co szlachcic z Waterdeep robi w tak zapomnianym miejscu.
Wycieczka krajoznawcza oczywiście – odpowiedział. – Ale nie powinienem się dziwić… szlachta Waterdeep ma swoich najemników do rozwiązywania problemów, więc moja obecność w Złotym Łanie, w istocie jest zaskoczeniem nawet dla mnie samego.
Na pewno? Może przez stan w jakim przyjechałeś do obozu nie byłeś do końca świadom z czym ci się przyjdzie zmierzyć…
Zapewniam cię słońce… jakakolwiek ilość alkoholu nie jest wstanie przygotować na to co tu się dzieje. Popatrz na Delrana – zauważył. – Może jestem szlachcicem, ale mniej lub bardziej uczciwie pracuję. Chociaż rzadko kiedy wiąże się to z walką o własne życie.
Hanah pokiwała głową w zrozumieniu.
No, moja “praca” leży często w geście anioła. Zazwyczaj kończy się to walką o własne życie. – Uśmiechnęła się sentymentalnie do wspomnień. – Czasem się zastanawiam, czy Ilmater nie uznał, że więcej dobra poczynię mając pomoc od anioła aniżeli utrzymując tę wątłą nić z nim samym… Chyba nigdy nie nadawałam się na kapłana. Mam za duży tupet.
Zdecydowanie– przytaknął tiefling. – Ale to dobrze. Masz charakter. Postrzegam to jako zaletę, aniżeli wadę. Jeśli jednak stoi to przeszkodą w życiu świątynnym, cieszę się że zawarłaś ten pakt z aniołem.
A co jest złego w życiu świątynnym? – Hanah była szczerze zdziwiona. – Bo wybacz, ale mnie dobrze było w klasztorze. A mój mentor umiał prawdziwie przekazać ścieżki wiary. Plus był niesamowity. Zainspirował mnie do włożenia siły w coś innego niż rozrabianie na ulicach Waterdeep. Rodzice musieli odetchnąć z ulgą, jak w końcu nie musieli się o mnie martwić.
Rozrabianie na ulicach? – zdziwił się. – Byłaś problematyczna? Ty?
Ja. Tata był zwykłym cieślą. Większość ich pieniędzy szła wtedy na naukę Jadena. Ja chcąc pomóc robiłam więcej szkody. Gdzieś tam były dobre intencje, ale nie można tego tak tłumaczyć. Zdarzało mi się podkradać jabłka ze straganów... albo kosztowności. Nie byłam w tym dobra.
Nie dziwię się że twoi rodzice chcieli się ciebie pozbyć – pokiwał głową. – Złodziej w rodzinie… nawet jeśli drobny to duże ryzyko dla interesu.
Za duże ryzyko? Pelaiosie, żadni kochający rodzice nie powiedzą tak swojemu dziecku. A moi nie pozbyli się mnie bo psułam im interes – kapłanka od dawna nie czuła się tak wzburzona. To było najgorsze co można było zrobić dorastającej osobie. odrzucić ją bo ma problemy. Ani jej rodzice tak nie uważali, ani ona nie potrafiła się z tym zgodzić. Szczególnie, że nauki Ilmatera ją w tym utrwalały.
Mhm… – pokiwał głową ale uśmiech zszedł z twarzy. – Pewnie masz rację. Odtrącenie rodzica to raczej powód by żyć na ulicy, niż w do… świątyni. – Zaraz jednak zmienił temat. – Zapytałaś co złego jest w życiu świątynnym. Na przykład to, że pewnie byś tu nie była, gdybyś podlewała róże w klasztorze, albo pomagała żebrakom… albo tańczyła nago, jak już wspomniałaś.
Te słowa sprawiły, że Hanah na nowo się uśmiechnęła. Zamknęła księgę która była ciągle otwarta przez całą rozmowę. Ziewnęła.
Pewnie tak. Ja jednak jeszcze się muszę się zdrzemnąć. Proponuję spróbuj sam dalej się kimnąć. Jutro czeka nas ciężki dzień.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-07-2019, 19:55   #95
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Sprawa do wiedźmy

orzystając z chwili spokoju oraz sposobności, że Troa nie była zajęta niczym konkretnym awanturnicy postanowili spróbować szczęścia i zagadnęli kobietę o niektóre z przedmiotów, które wpadly im w ręce. Chodziło o dziwny kryształ będący wśród rzeczy martwego maga oraz kilka flaszek i buteleczek z nieznanymi płynami. Dostawszy je w swoje ręce wiedźma zerknęła na wszystko krytycznym okiem, odłożyła je i skierowała się ku swym kościom wróżebnym. Najwyraźniej przepowiednie były pomyślne, ponieważ kobieta zabrała się za sprawdzanie wywarów. Badała ich barwę, zapach, konsystencję, a nawet przesuwała palcami po szyjkach flakonów i zbierała krople ich zawartości. Brała je następnie do ust, by na koniec splunąć szarczyście.
Te dwie rozpoznaję. – Postawiła przed nimi flakon z płynem karminowym oraz indygo. – Ta pierwsza to wywar leczący, dość silny muszę przyznać. Z kolei drugi… Hmmm… nazwałabym go esencją wiatru. Kojarzę taką magię. Zazwyczaj sprawia, że ten na kogo działa staje się nieuchwytny jak sam wicher. Po wypiciu powinno to działać podobnie. – Kiedy skończyła opisywać właściwości pierwszych mikstur postawiła przed nimi ostatnią. – Co się tyczy tego, to nie jestem w stanie rzec co to.
Krótko i zwięźle przedstawiwszy sprawę skupiła swą uwagę na sporym krysztale górskim. Obrócała go w palcach, spoglądła przez niego, ostukała, obwąchała, a nawet polizała. W pewnym momencie coś w dolnej krawędzi zwróciło jej uwagę. Ruchem ręki nakazała zbliżyć się awanturnikom. Palcem wskazała im coś jakby nasiono czy kawałek drewna zatopiony u nasady kamienie. Następnie wstała, przymknęła oczy i po chwili dotknęła wyciągniętym palcem kamienia. Ci co bardziej wyczuleni w magicznych mocach dostrzegli, że przez ułamek sekundy w okolicach paznokcia pojawiła się iskra magicznej energii. W jednej chwili z kryształu zaczęła wyrastać oplatająca go gałąź. Wystrzeliła ona w przeciwnym kierunku, by po chwili wyprostować się i znieruchomieć. Wiedźma stała teraz przed nimi nie z kamieniem, a kosturem w ręce.
Ciekawa rzecz – rzekła przypatrując się migoczącej lekko energii we wnętrzu kamienia. – Nasączona niewielką porcją magii. Sami sprawdźcie. Kiedy się ją trzyma w umyśle pojawia się wiedza co ten kawałek drewna potrafi.
Pelaios był pod wrażeniem umiejętności wiedźmy, ale nie był zaskoczony. To było coś czego by się po niej spodziewał. Był natomiast zaskoczony tym czym stał się kryształ. Wyciągnął z plecaka jeszcze jedną fiolkę i podał kobiecie.
A to… jesteś w stanie rozpoznać zawartość?
Wiedźma oddała kostur najbliższemu z awanturników i odebrała od diablęcia obiekt jego zainteresowania. Fachowym okiem zbadała zawartość, potrząsnęła, wyciągnęła nawet korek i ostrożnie pociągnęła nosem. Szybko jednak zamknęła i oddała Pelaiosowi.
Nie – rzekła kręcąc głową. – ale raczej dobre to nie jest. Nie ma zapachu.
Diabelstwo skinęło głową. Ta mikstura była coraz bardziej fascynująca - nikt nie umiał jej zidentyfikować. Schował butelkę z powrotem do plecaka.

 
Jaracz jest offline  
Stary 02-07-2019, 09:34   #96
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
anah miała spokojne sny kiedy w końcu zasnęła. Po obudzeniu się była rześka i pełna werwy do dalszego działania. Przejrzała swoje zapasy cmokając na ich ilość. Kto wie? Może dotrą do celu i rozprawią się z nim w ciągu dwóch dni? Wtedy resztę mogłaby poświęcić na przygotowanie posiłku dla wygłodniałych. Na pewno nie można ich było zostawić zupełnie bez jedzenia.

oczekała aż pozostali się obudzą, aby poruszyć ten temat, oraz ich drogi do posiadłości barona.
Astine, ty wiesz jak daleko jest do tej posiadłości tak? Co możesz nam powiedzieć o drodze jaka nas może czekać?
Hmmm… około mili? Może trochę więcej. Co do drogi to zależy od tego, jak postanowimy pójść. Możemy spróbować głównym traktem albo lasem. Do tego można rozważyć początkową trasę obok młyna.
Cely, która zmęczona rzucaniem silniejszych niż do tej pory zaklęć, spała tej nocy tak mocno, jak jeszcze chyba nigdy w życiu jej się nie zdarzyło. Nawet twarda posadzka i ściana o którą wsparła swe plecy nie sprawiały jej żadnego dyskomfortu. Kiedy się przebudziła przeciągnęła się i spojrzała zaspanymi wciąż oczami na rozmawiające Astine i Hanah.
Podróż traktem chyba będzie bezpieczniejsza? – spytała wstając z podłogi.
Łowczyni zastanowiła się. Przetarła podkrążone oczy.
Trudno powiedzieć. Dalej chyba tak, ale w okolicach wioski może być niebezpiecznie. Po obu stronach głównego traktu rozciągają się pola, co oznacza, że mogą otoczyć nas dynie. Ale tak czy tak musimy zaryzykować, Łan jest otoczony polami. Jak tak myślę, to traktem powinno być najszybciej, ale przejście lasem wydaje się bezpieczniejsze. Zaczęłam rozważać drogę obok młyna dlatego, że w razie czego moglibyśmy się w nim skryć, ale nie wiem czy to taki dobry pomysł. Co myślicie?
Pelaios lekko się podniósł z pozycji leżącej, tak by oprzeć się plecami o jedną z ław. Skrzywił się czując ból w dłoni.
Młyn nie jest świątynią – zauważył. – Nie dość że nie jest poświęcony, to jeśli dobrze widziałem drewniany. Jak zrobi się gorąco… – skinął na Cely – Nie będziemy mogli wykorzystać ich słabości do ognia.Wolałbym ruszyć lasem. Nie dlatego że jakoś przepadam za ponurymi drzewami w gęstej mgle… po prostu droga przez pola szybko się skończy, jak jeden z tych humanoidalnych pojawi się na trakcie. Nawet jeśli było ich tylko trzech w całej wiosce… jeden uciekł.
Też jestem za tym aby pójść lasem. – Hanah przypomniała sobie o zaatakowanej karocy. Po ostatnich wydarzeniach nie dawała im dużo szans, ale nadziei nie porzucała. – Ale zanim ruszymy jest druga kwestia. – Wskazała na odnalezionych. Ich stan jasno wskazywał, że mają tutaj zostać.
Nie chciałabym zostawiać ich bez jedzenia, ale nie wiem ile nam zajmie podróż. Czy bylibyście skłonni poświęcić rację z jednego dnia aby mogli sobie przygotować chociaż skromne posiłki?
Z chęcią, ale sama straciłam wszystkie racje, kiedy dynie porwały mojego konia. – stwierdziła Cely.
Diabelstwo spojrzało w kierunku ocaleńców. Z jednej strony niezbyt zasługiwali by ich jeszcze wspierać, po tym co tu odkryli. Z drugiej strony, jeśli mieliby teraz umrzeć z głodu, to na co by to wszystko było? W najgorszym wypadku wróciliby zaś na złą ścieżkę…
Oczywiście – odpowiedział. – Droga do posiadłości nie będzie długa, a nie ukrywam że jeśli się tam to wszystko zaczęło, mam nadzieję tam to wszystko zakończyć.
Sięgnął po plecak i wyciągnął z niego zawinięty w płócienną szmatkę pakunek. Podzielił znajdujące się w środku suchary i suszone mięso na dwie części. Jedną ponownie zawinął w szmatkę i schował z powrotem do plecaka. Większą część odstawił na ławę, o którą się opierał.
– [i]Również mam odrobinę jedzenia, którym mógłbym się podzielić.[i] – dodał Neff, po czym uczynił podobnie jak diablę.
Jeśli chodzi o ten młyn, to czy jest w nim coś, o czym myślisz, że powinniśmy jeszcze wiedzieć Astine?
Dziewczyna zastanowiła się, lecz ostatecznie pokręciła głową.
Nie… chyba nie ma tam nic co by nam pomogło.
- Ściółka dodatkowo może wytłumić kroki niektórych – wtrącił się Zaszir, który do tej pory niemrawo bawił się sztyletem stojąc pod ścianą. Ruchem głowy wskazał na zakutego od stóp do głów w stal rycerza.

ukale siedział w pewnym oddaleniu, milcząc. Wyglądał na zmęczonego mimo wypoczynku i w istocie nie spał wiele. Przysłuchiwał się jednak uważnie rozmowom współplemieńców, cały czas od opuszczenia chaty wszetecznicy. Po słowach Zaszira, sam wtrącił krótko:
Człowiek-pancernik będzie nam zawadą na wypalenisku. Dżungla otuli nas swemi ramionami i da cichość naszym krokom, byśmy byli bezszelestni jak oddech Przodków pośród wielkiej pustki – skłonił aprobatywnie głowę ku Wielkiemu Bawołowi.
No to chyba mamy jasność. Zdecydowana większość chce pójść lasem… Od siebie dodam, że Delran nie wygląda aby mógł z nami pójść. Sile – kapłanka spojrzała na akolitę – Powiedz mi, wolisz zostać, czy pójdziesz z nami?
Od czasu rytuału i odpoczynku Hanah zdawała się być jeszcze pewniejsza siebie. Słowa wypływające z jej ust, wczesniej coby nieco niezdarne, teraz układały się w spójną całość.
Sila popatrzyła po ocalałych oraz Delranie.
Ja… chyba będzie lepiej jak zostanę. Ktoś musi być przy nich… a Delran… on nie wydaje się być… sama rozumiesz.
Rozumiem. Poradzisz sobie. Czy ktoś jeszcze ma do poruszenia jakąś sprawę? Po wszystkim będzie można ruszać myślę – kapłanka po raz ostatni spojrzała na swoich nowych towarzyszy.
Ja mam, ale nie do was – odpowiedziała jej Troa, które jednak od razu skierowała się ku akolitce. – Porozmawiajmy na chwilę na osobności dziecko. Miałabym dla ciebie małe zadanie.
Zachowanie wiedźmy początkowo zaskoczyło Silę, lecz ta ostatecznie przytaknęła, po czym wspólnie oddaliły się w kierunku barykady. Wzrokiem odprowadził je Zaszir, który po chwili zwrócił się do Hanah i reszty.
Nie… chyba nie… – rzekł, po czym popatrzył na rozmyślającą niedaleko Valfarę. Odpoczynek nie był dla niej najspokojniejszy, bowiem co jakiś czas pojawiały się te dziwne drgawki i poty.
Valfara? Valfara? – głos diablęcia stał się lekko zaniepokojony. Chciał już ruszyć w jej stronę, lecz ta uprzedziła jego zamiary.
Może i jestem stara, ale słucham mam dobry. – wstała ciężko, po czym zbliżyła się.
Najwyraźniej konfrontacja ze źródłem tego co się tutaj zalęgło będzie już wkrótce. Macie jakieś pierwsze pomysły jak sobie z tym czymś, cokolwiek to jest, poradzić? Nie jestem magiem, ale spotkałam podczas mego żywota niejednego potwora. W tym takie z innych światów. Zwykłą bronią można sobie było dupy podcierać, a wedle proroctw naszej wiedźmy to właśnie coś takiego ma tam siedzieć.
Hannah spojrzała na elfa.
Neff twierdził, że jest tutaj jakaś siła działająca na umysł. Jak żeśmy weszli do mgły Sile miała chwilowe halucynacje. Potem on sam został czymś zaatakowany. Możliwe, że to może być coś takiego. Gdyby jednak było jakkolwiek podobne do reszty dyń, to ogień i pozytywna energia dobrze na nie działają. No i lepiej uderzyć je czymś tępym lub ostrym niż dźgać. Coś jeszcze? – zwróciłą się do pozostałych.
- Jeśli to coś kontroluje dynie za pomocą myśli… a podejrzewam że nie ogranicza się tylko do dyni… - zaczął mówić Pelaios przypominając sobie co mówił Despar, po czym spojrzał na Neffa. - Istnieje jakiś sposób abyś nas ochronił, gdyby próbował na nas wpłynąć właśnie w ten sposób?
Niestety nie posiadam takich mocy. Trzeba też pamiętać, że większość działających tu potworności jest związana z negatywną mocą. Powinniśmy rozważyć możliwość, że najbardziej efektywna w walce z tym, co tam na nas czeka, będzie święta energia – dodał Neff, zgadzając się z obserwacją Dzierlatki.
Czyli będziesz miała pewnie wiele okazji, żeby się wykazać. – Cely uśmiechnęła się w stronę kapłanki. – Powinniśmy też ustalić w jakiej kolejności pójdziemy. – zauważyła przenosząc wzrok na diablęcie.
- Z przodu i z tyłu potrzebujemy dobrych oczu - odpowiedział Pelaios.
Czyli ty i Astine? U mnie tylko widzenie magii jest cokolwiek ratujące… moje roztargnienie. Ktoś jeszcze dobrze się czuje na dobry w dostrzeganiu nieuchwytnego? – zapytała Hanah.
Mam dobry słuch, jak może zauważyliście – odpowiedziała jej Valfara. – A Zaszir ma dobre oko. Bez niego byłby nic nie wart.
Na te słowa twarz rzeczonego diablęcia wykrzywił krótki uśmiech w akompaniamencie wzruszających ramion.
Astine z Zashirem niech idą z przodu. Ktoś nas musi prowadzić. Pelaios i Valfana z tyłu. Mukale kolejny z przodu, a Tarcza przed końcem. Reszta pomiędzy. Od czasu do czasu będę wyszukiwać aury magiczne. – Hanah rozejrzała się po pozostałych szukając jakichkolwiek oznak dezaprobaty.
Może być – przytaknął Pelaios, choć nie lubił zamykać pochodu. – Troa może nas wspomóc swoim krukiem, prawda? – spojrzał na wiedźmę Kelemvora i uśmiechnął się pod nosem. – Ptactwo, wilki, kozy… można pomyśleć że to zwykła wycieczka pasterska.
Również się zgadzam z takim rozmieszczeniem sił – powiedział Neff. Był już skupiony na dyscyplinie telepatii i nawiązał połączenie między towarzyszami, gdyby chcieli coś między sobą przekazać.


 
BloodyMarry jest offline  
Stary 02-07-2019, 18:11   #97
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
a konkretna noc, a właściwie odpoczynek, minęła im spokojnie i bez większych trosk. Odnowiona moc świątyni trzymała dynie na dystans, tak że mimo wybitych witraży nie można było usłyszeć żadnej z nich. Nie wykluczone, że w swym brawurowym planie spopielili większość monstrów z wioski i to właśnie temu działaniu zawdzięczali chwilowy spokój. Tak czy inaczej rytuały same w sobie ujęły niektórych za serca oraz dusze. Podczas ich odprawiania można było usłyszeć płacz oraz błagalne modlitwy z ust wieśniaków. Teraz, kiedy świątynia została oczyszczona będą musieli sami dostąpić aktu pokuty i zadośćuczynienia o ile zostanie dana im taka sposobność. Pomimo światła i aury życia emanującej pośród świętych murów na zewnątrz wciąż niepodzielnie panował mrok i ciemność. Po przebudzeniu zabrali się za niezbędne przygotowania przed wyprawą, która miała zaprowadzić ich do posiadłości lokalnego barona. W okolicy, wedle przepowiedni wiedźmy, mieli znaleźć źródło miejscowych problemów. Wdziewali pancerze, przytraczali i sprawdzali broń. Pakowali torby i doglądali reszty ekwipunku. Hanah z niezadowoleniem stwierdziła, że zaczyna jej brakować leków oraz bandaży. Niektórzy złożyli modły do patronującym im bóstw, zaś Troa wraz z Silą udały się do wrót świątyni. Barykada była już częściowo rozebrana, to też kobiety nie musiały prosić nikogo o pomoc. W ruch poszła kreda lub coś podobnego i ręka wiedźmy poczęła kreślić okrąg oraz znaki. Czyniła to spokojnie, poświęcając każdemu symbolowi potrzebny mu czas. Akolitka natomiast przyglądała się w skupieniu i śledziła gesty. Wyrysowany krąg stworzony został tak, by znajdował się jak najbliżej drzwi, by mógł stanowić kolejną linię obrony świątyni. Kiedy był gotowy Troa pochwyciła Silę za rękę i obie uniosły w górę święte symbole swych bóstw. Medalion Lathandera zajaśniało złotym blaskiem, a kościany wisior Kelemvora świecił bladym, białym światłem. Wówczas krąg i towarzyszące mu znaki wypełniły się tymi samymi kolorami. Kiedy moc boskim symboli zniknęła w pociągnięciach kredy można było dostrzec delikatny poblask magii.

Wraz z Silą stworzyłam zaklęty krąg, którego nie będą mogły przekroczyć stwory nawiedzające te ziemie. Dziewczyna będzie mogła odnawiać jego moc, lecz nie w nieskończoność.Troa wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z akolitką, po czym na chwilę odwróciła głowę ku ocalałym, których znaleźli w grobowcu. – Wątpię, by zmienili zdanie na mój temat, lecz nie uczynią tego kiedy umrą. Opiekun Kości nie pragnie ich śmierci, nie w ten sposób i nie teraz. Odczeka na moment, kiedy świeca ich żywota zgaśnie i wówczas zostaną postawieni przed jego sądem.
Słowa kobiety były spokojne, a wzrok chłodny. Po chwili straciła zainteresowanie wieśniakami i rozejrzała się po tych, którzy odpowiedzieli na wróżby i zamierzali udać się dalej.
Ruszajmy.



ierwsza część ich podróży w kierunku posiadłości wiodła pomiędzy zamglonymi domostwami Złotego Łanu. Ten raz był inny niż poprzednie. Być może była to kwestia liczniejszej grupy lub ostatnich wydarzeń w świątyni, które po części podniosły ich na duchu. Równie dobrze mogli to być oni sami. Z jednej strony zmęczeni ciążącą atmosferą, poczuciem beznadziei i swoistego zaszczucia, przyparcia do muru i przykucia do tej splugawionej ziemi. Z drugiej po części zahartowani, o kilku osiągnięciach i stratach na koncie, doświadczeni i korzystający ze zdobytej do tej pory wiedzy. Pod uwagę należało też wziąć samą osadę, na tę chwilę niemal oczyszczoną z dyniowatych monstrów. O wyplenieniu nie mogło być mowy, lecz ich spektakularny i skuteczny pożar spopielił wiele z nich. Zrobiło się ciszej, jeszcze ciszej. Tak czy inaczej przyczyna tego stanu była drugorzędna. Liczył się efekt oraz to, że na swej drodze napotkali jedynie pojedyncze małe dyniowe stwory, których mięsiste, pomarańczowe czerepy były momentalnie spopielane magią lub rozdeptywane pancernymi buciorami. Czasami działo się jedno i drugie. Pozostawione kości przeważnie rozgniatała Valfara z zimnym zdeterminowanym spojrzeniem.

Przez całą tę drogę towarzyszyły im obrazy pustych, porzuconych domostw, których okna oraz drzwi ziały mroczną pustką lub będąc zamkniętymi wydawały się niemal trumnami, wielkimi drewnianymi pudłami, w których pochowano ich mieszkańców. Cisza przerywana jedynie ich krokami i chrzęstem uzbrojenia zdawała się napawać ich jeszcze większym niepokojem aniżeli skrzek dyń. Dźwięk oznaczał obecność, możliwość przygotowania. Cisza zaś była nienaturalna, niepożądana, trwożna. W ich głowach zaczęły splatać się myśli o możliwych zasadzkach albo innych niebezpieczeństwach pokroju kosiarza. Rozglądali się więc uważnie na każdym kroku, a ich rozbiegany wzrok mimowolnie wyłapywał niechciane szczegóły takie jak porzucona, na wpół rozdarta lalka ze słomy i szmatek. Jak opustoszała wielka sala karczmy ze stołami pełnymi zastawy, kubków i szklanic. Jak porzucone tam i ówdzie narzędzia i fragmenty ubrań. Jak leżące rzędami zwierzęce jarzma układające się w coś pokoju dziwnego szkieletu. Te oraz wiele innych widoków mieli okazję zaznać w zamian za swe zasługi w eliminacji dyń. Tym płacili za ciszę i spokój.

Sytuacja uległa zmianie, kiedy dotarli na skraj osady. Stanęli przed morzem szarej, martwej trawy oraz połaciami zniszczonych zbóż, pośród których rozciągały się powykręcane pędy plugawego dyniowatego krzewu. Ścielił się on przed nimi gęsto, a pomarańczowe i brunatne owoce leżały pośród nich, wyczekując ofiary. Mgła robiła się tak gęsta, że nie mogli nawet dostrzec lasu po drugiej stronie pól i łąk. Wiedzieli jedynie, że kierują się w dobrym kierunku dzięki instrukcjom Astine oraz Troy. Wówczas wiedźma skorzystała z pomocy swego kruczego towarzysza. Wzleciał on w mglisty obłok, a kobieta zamykając oczy oparła się na kosturze. Cichymi słowy opisywała im co widzi oczyma kruka, a oni zapisywali to sobie w pamięci. Szczególnie uważnie słuchała Astine mająca iść na przedzie, jak to czyniła do tej pory. Ona bowiem znała te tereny, jej ojczystą krainę. Dziewczyna była ostatnimi czasy cichsza, niejako spokojniejsza. Być może było to skutkiem ciążącej na jej barkach odpowiedzialności za grupę, chociaż nie należało wykluczać świadomości, że nie zobaczy już swych bliskich. Trudno było rozgryźć co dokładnie rozgrywało się w jej sercu oraz duszy, lecz na tę chwilę najważniejszym było to, iż była gotowa ich poprowadzić.

Dzięki zwiadowi kruka oraz swoich wcześniejszych doświadczeń tropicielka mogła ich prowadzić pewniej, sprawniej i bezpieczniej, aniżeli uprzednio. Pomimo napięcia i wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa stawiała kroki pewnie, co tylko umacniało wiarę pozostałych w powodzenie przeprawy. Mijali jedne i drugie dynie o dziwo częściej zbliżając się do tych większych. Już poprzednim razem zaczęli zwracać uwagę na to, że praktycznie zawsze jako pierwsze reagowały te małe, a duże podnosiły się z wyraźnym opóźnieniem. Wykorzystując tę wskazówkę dane im było pokonywać dłuższe odcinki trasy przy minimalnym poruszeniu ze strony potworów. Wprawdzie te budziły się pod wpływem ich obecności, lecz narzucone przez grupę tempo nie dawało im w zasadzie szans na reakcję. Dopiero po dłuższym czasie jedna z dyń o humanoidalnych kształtach stanęła im na drodze. Najwyraźniej chciała wydać z siebie swój skrzek, lecz wilcze pazury, ognista magia oraz ostre żelazo skutecznie uciszyły delikwenta. Neff i Cely błyskawicznie wykorzystali swą magię, by pozbyć się śladów pomarańczowej cieczy. Nawet jeżeli pozostałe w około miały się zaraz przebudzić to powinny być zajęte zapachem. Ostatecznie znaleźli się pod osłoną martwego lasu zaznawszy jedynie nieznacznych ran, które nijak nie zagrażały ich zdrowiu.

Puszcza, w której się znaleźli, była martwa. Życie opuściło wszystko począwszy od najmniejszych ziół i traw, aż po wielkie drzewa o łysych, szarych koronach. Zarówno konary jak i mniejsze gałęzie wyglądały tak, jakby wyciągnięto z nich wszelkie soki. Ściółka zaś była tak sucha, że stawiając kroki wzniecali tumany pyłu. Widok ten był szczególnie smutny dla tych, którzy wychowywali się pośród naturalnego piękna ziemi, w miejscach pełnych życia i pradawnego oblicza. Mimo wszystko ów krajobraz zniszczenia i śmierci był dobrym znakiem dla ich sprawy. Zbliżali się do celu, bowiem wedle obserwacji poczynionych przez Pelaiosa im natura była silniej dotknięta negatywną energią tym byli bliżej celu i epicentrum tego wszystkiego. Zbliżali się do miejsca, gdzie cała ta katastrofa miała swój początek i gdzie ma nastąpić jej kres. Jej lub ich własny. Innego losu przed sobą nie widzieli lub nie został im objawiony.

Droga do posiadłości barona była cicha jeżeli nie liczyć ich kroków oraz łamiących się pod butami gałązek. Im byli bliżej tym wyraźniej dostrzegali zmiany w otaczającym ich świecie. W pierwszej kolejności natrafili na gęstniejące z chwili na chwilę ślady dyń, przede wszystkim długie, ciągnące się smugi w pyle pozostawione przez te pełzające. Analizując owe tropy doszli do wniosku, że monstra ciągnęły zarówno z jak i do tamtego miejsca, aczkolwiek o kolejności tych wędrówek ciężko było rzec cokolwiek pewnego. Ostrożnie szli dalej, a unoszący się pył zaczynał drażnić nozdrza i oczy. W pewnym momencie, kiedy las zaczął się przerzedzać, a kruk Troy powiadomił ich, że są już niedaleko, natrafili na przejawy życia w postaci rozpleniających się po okolicy pędów dyni. Z początku były cienkie i delikatne, ale wraz z tym jak się zbliżali nabierały na sile i grubości. Co intrygujące pomimo tak wielkiego zagęszczenia tych łodyg nigdzie nie znajdowali dyń. Fakt ten napełniał ich serca niepokojem.


Wreszcie podeszli na tyle blisko, iż ujrzeli szlachecką posiadłość. Od fundamentów po dach porastała je ta sama roślina, która pleniła się po całej okolicy. Budynek wyglądał jak opuszczony przez lata aniżeli dni lub tygodnie. Drzwi i okna były w większości wyłamane i wyrwane z zawiasów przez rosnące pędy, które z tego co widzieli rozchodziły się raczej z wnętrza posiadłości, aniżeli dopadły ją od zewnątrz. Do tego wszystkiego dach był zniszczony w wielu miejscach, tak iż cała budowla przypominała teraz nie do końca rozłupanego orzecha. Ostrożnie weszli na dziedziniec, gdzie po krótkiej inspekcji Pelaios poczynił kilka znaczących obserwacji oraz wniosków.

Po pierwsze ktoś tutaj był, niewielka, może pięcio- lub sześcioosobowa grupa, w której skład musieli wchodzić zbrojni. Wyczytał to z pozostawionych przez nich śladów. Wedle tychże przechodzili tędy już po wydarzeniach, które doprowadziły to miejsce do jego obecnego stanu. Świadczyła o tym głębokość oraz charakterystyka tropów, a także gdzieniegdzie poprzecinane pędy. Natomiast pozostałe ślady jakie odnaleźli wskazywały na to, iż musiało tutaj dojść do potyczki, po której owa grupa rozeszła się po okolicy lub weszła do posiadłości. Może jedno i drugie. Kwestia tego gdzie powinni się udać pozostawała otwarta.


 
Zormar jest offline  
Stary 10-07-2019, 17:04   #98
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

o pewnie była ta grupka kapłanów i paladynów. Słyszałam, że wybrali się przed nami – Hanah odważyła się pierwsza odezwać. Jednak przez cisze jaka panowałą wolałą to zrobić szeptem.
Astine, czy umiałabyś powiedzieć po tych pędach skąd może ta roślina wyrastać?
Masz rację… karczmarz w Mglistym Zakątku chyba mi o nich wspominał – rzekła po chwili Astine. – Co do roślin to… chyba z samego dworu? Spójrz po grubości łodyg.
Tak… Zde… Agh! – Valfara zaczęła mówić, lecz przerwały jej męczące ją konwulsje. Zaszir dopadł do niej i przytrzymał za ramiona. Po chwili napad minął, a kobieta gestem pokazała mu, że już w porządku. – Zdecydowanie ktoś taki tutaj przechodził. Chociaż prędzej znajdziemy świecące dynie, niż ich żywych.
Tak czy inaczej, kogokolwiek tutaj nie zastaniemy, na wszelki wypadek powinniśmy się liczyć z tym, że niekoniecznie będą wobec nas dobrze nastawieni – odezwał się Neff, wciąż rozglądając się po okolicy.
Hanah westchnęła.
No dobra… wejdźmy do środka. Astine, Troo? Była któraś z was w środku kiedyś? Wydaje mi się, że jeśli nie w środku to te rośliny mogą wyrastać zza posiadłości. Szybciej i tak nam będzie przebić chyba się przez środek niż iść dookoła.
Mukale stał znów milczący, nerwowo spoglądający na współplemieńców i tubylców, którzy do nich dołączyli. Nie ufaj im, lecz odkąd Wielki Bawół im zaufał, i on musiał pokładać w nich nadzieję. Czynił to więc, choć z trudem.
W uszach waliły już mu bębny zwiastujące wojnę. Wracały wspomnienia z Mutampa - wojownicy wznosili okrzyki, szaman mazał ich rozgorzałe duchami Przodków ciała mieszaniną krwi wołu i odurzającego soku owoców Akutamapa. Wszyscy pragnęli krwi, łupów, mięsa i kobiet wroga. Tu nie mieli szansy na żadne z tych, chyba że jako krew policzyć żrącą maź. Mimo to Mukale czekał, aż Wódz wyda rozkaz ataku. Był napięty i gotowy, pragnął ciąć i zabijać, odgryzać uszy i zjadać mózgi. I choć ludzi tu pewnikiem nie zastaną, wojna to wojna, a zwycięstwo należy do zwycięzców. Biada zaś zwyciężonym. Już nie mógł się doczekać.
Byłam z raz? Może dwa razy. Jeszcze z moim mistrzem, ale to było dawno. Nie wiem czy jakoś nam to pomoże. – Astine sięgnęła do wspomnień.
Mogłabyś spróbować sobie przypomnieć te wspomnienia i podzielić się nimi ze mną? – padło pytanie z ust elfa.
Chyba mogę. – Dziewczyna zawahała się. – Ale byłam tylko w wielkiej sali.
W takim razie spróbuj się proszę skoncentrować na tym wspomnieniu. W tym czasie ja ostrożnie nawiążę kontakt telepatyczny i postaram się je odczytać.
Neff w skupieniu przeglądał pamięć dziewczyny, po czym otworzył oczy.
Dziękuję.
Pelaios uważnie obserwował budynek dworu. Przyglądał się oknom szukających tych które były zasłonięte okiennicami. Szukał ewentualnych źródeł światła… choćby świecy, która mogłaby zdradzić że ktoś tu jeszcze żyje.
Następnie przyjrzał się samym pędom. Jeśli dynie reagowały na ich obecność… chciał mieć pewność że zielenina się nie rusza.
Musimy znaleźć pracownię magiczną – dodał. – to wygląda raczej jak wypadek przy pracy, a nie eksperyment kucharski…
Pracownię? – Astine popatrzyła na Pelaiosa zdziwiona. – ale... tutaj nie było żadnego maga, czy kogoś takiego. Ponoć jeden z nich był zamieszany w śmierć jego żony i… odtąd żadnego tutaj nie widywano.
Mówisz, nie przepada za magią? Cudownie… – rzuciła z lekką ironią Cely.
Wiesz co… może jednak zmień się w… nie siebie? Baron był bardzo… pobożny… Nie wiem… no wiesz, jak zareaguje... jeśli żyje. – Słowa Astine były pełne niepewności.
Zdążyłam już odwyknąć, no ale skoro tak uważasz... – Pół-drowka sięgnęła po swoją spinkę i wpięła ją we włosy. Ich kolor momentalnie zmienił się na złoty blond, skóra dziewczyny pojaśniała, a jej czerwone oczy przybrały kolor błękitny.
Tak lepiej? - spytała.– Chociaż nie wiem, czy rogi naszego Pelaiosa nie zrobią na nim większego wrażenia
Astine popatrzyła na Pelaiosa.
Może masz rację… Nie wiem czy to dobry pomysł, czy nie.
Zawsze to on może ubrać spinkę – zażartowała.
Pelaios uśmiechnął się ponuro.
Rogi, czy nie, tytuł uhonoruje – odpowiedział. – poza tym przez wzgląd na sytuację przyjmie pomoc nawet od diabła.
Tytuł? – spytała zaklinaczka nie do końca rozumiejąc słowa diabelstwa.
Lord Pelaios Eagelshield z Waterdeep – wtrąciła się kapłanka ciągle obserwując okolice.
Lord?! – dziewczyna spojrzała na diabelstwo z szeroko otwartymi oczami.
Diabelstwo skinęło głową.
Ojciec też nie mógł uwierzyć – zażartował po czym mrużąc oczy powiódł spojrzeniem po towarzyszach. – Założyłem że wiecie. Niewielu w Waterdeep czarcich synów z błękitną krwią.
Śmierdziało mi tutaj szlachectwem, ale prędzej zakładałam, że jest nim elf – skomentowała krótko Valfara.
Zaszir zaś wyszczerzył się w uśmiechu.
No to niespodzianka. Ojciec nie szuka może ochroniarza? Może załatwiłbyś mi po znajomości jakąś bezpieczniejszą pracę? Mam doświadczenie w pilnowaniu szlachciców.
Zaraz po słowach kopytnego diablęcia rozległ się szczęk metalu. Zakuty od stóp do głów rycerz uderzył lekko buławą w tarczę, po czym ułożył dłoń w mówiący dziubek, przecząco pokręcił hełmem, przyłożył sobie palec do zasłony i na koniec wskazał na wejście do posiadłości.
Słuszna uwaga. Skoro nikt kategorycznie nie chce wchodzić do środka, to idziemy – kapłanka, która wcześniej się dowiedziała o pochodzeniu Pelaiosa nie przeżywała tak tej informacji. Co innego zwróciło jej uwagę w jego słowach, co sobie zanotowała na kiedy indziej. Teraz kiwając na Astine ruszyła do drzwi, a w ślad za nią poszedł elf.

ostanowiwszy cóż chcą uczynić ruszyli ku zdominowanej przez roślinę posiadłości. Zniszczonej, rozłupanej na pół niby skorupa orzecha. Stawiając ostrożnie krok za krokiem wspięli się po niedużych schodach pełnych rozchodzących się we wszystkie strony pędów. Stanęli przed rozbitymi wrotami frontowymi, które ustąpiły pod lekkim pchnięciem. Złapali oba skrzydła i ostrożnie odstawili na bok, by nie powodować niepotrzebnego hałasu. Wnętrze budynku było w głównej mierze ciemne, lecz rozwarte okna i rozbity dach stanowiły ścieżkę dla księżycowego blasku. Przekroczyli próg, weszli do przedsionka, gdzie w normalnych warunkach napotkali by na odźwiernego lub strażnika, lecz nie było tutaj żadnego z nich. Był jedynie niewielki brudny czerwony dywan oraz pnące się po ścianach latorośle. Przekroczyli kolejne podwójne drzwi i wkroczyli do wielkiej sali, którą Neff widział we wspomnieniach Astine. Niemniej jej obecny stan był zdecydowanie odmienny. Pomieszczenie było niemal rozdarte na pół przez wyrwę ziejącą w podłodze, a także rozciągającą się na sufit. Po bliższym przyjrzeniu się dostrzec można było niebo, a także stwierdzić, że roślina miała swój początek w tej właśnie rozpadlinie.



 
Koime jest offline  
Stary 10-07-2019, 19:13   #99
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
eff rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym utkwił wzrok w ziejącej szczelinie.
”Ta roślina musiała wyrosnąć z niezwykle potężną siłą” – przekazał telepatycznie – ”Może podejdę i rzucę okiem do wnętrza. Będę wdzięczny, gdyby ktoś zechciał asekurować mnie liną.”
Spojrzał jeszcze w stronę samotnej zbroi, zastanawiając się gdzie zniknęła jej bliźniaczka. Kusiło go, by spróbować wyprowadzić w stronę pancerza mentalny atak, lecz przypominając sobie, jakie zamieszanie pierwsza taka próba wywołała wśród dyń, zawahał się.
Pelaios pokiwał głową w podziwie jak bardzo to miejsce zostało zdemolowane. Już chciał odpowiedzieć na propozycję Neffa, ale uświadomił sobie, że to wiadomość telepatyczna. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając miejsca do przywiązania liny.
“Lepiej ją przywiązać” - skomentował w myślach.
Z niezadowoleniem zauważył, że dwie pary drzwi są po drugiej stronie wyrwy. Przy okazji przesunął się do przodu ostrożnym krokiem. Po drodze zwrócił na siebie uwagę Cely, Hanah i Mukalego kolejno kładąc dłoń na barku. Wskazał palcem jedyne dostępne po tej części domu drzwi i przytknął palec do ust.
Kapłanka westchnęła bezgłośnie i skinęła głową. Ostrożnie ruszyła do tamtych drzwi najpierw przytykając do nich ucho a dopiero potem je delikatnie uchylając.

Mukale spojrzał na Rozmawiającego z Duchami, rozumiał bowiem, że jego prośba była przeznaczona dla wojownika. Skierował swe słowa do ogółu chyba tylko po to, by nie obrazić tutejszych kobiet, którym łatwo zdarzało się wpadać w złość, przynajmniej Kobiecie-Kameleon. Chyba nie myślał, że któraś z nich jest w stanie utrzymać go na lianie przy pomocy swoich wątłych ramion? Albo nie zamierzał zaufać odszczepieńcom, którzy szli tutaj wraz z nimi? Wolał się w to teraz nie zagłębiać, nie należało się dekoncentować w tym złym, tajemniczym miejscu.
–[i] Jestem u twego boku, Rozmawiający z Duchami. Idźże, ja będę twą opoką.[i]
Elf rozważył dwie przedstawione opcje.
“Przywiążmy linę do czegoś. M… Mukale twa włócznia niech będzie w pogotowiu na wypadek, gdyby pojawiło się nagłe niebezpieczeństwo. Wiem jednak, że mogę na ciebie liczyć, gdyby lina się odwiązała.”

Pelaios ostrożnie zbliżył się do kominka, który nie widział ognia od tygodni. Jego zimna, kamienna bryła była poprzecinana cienkimi odrostami wszędobylskiej rośliny. Po chwili zbliżył się do niego elf z obwiązaną wokół siebie liną. Wręczywszy drugi koniec diablęciu wymienił z Mukalem porozumiewawcze spojrzenie. Pelaios nie był marynarzem ani grotołazem, lecz szybko znalazł odpowiednie miejsce do przywiązania liny. Oplótł ją wokół kominka w taki sposób, by stawiała jak największy opór od strony rozpadliny. Przesławszy mu w myślach znak, że może iść Neff zaczął stawiać kroki w kierunku ziejącej wyrwy w podłodze. Wraz ze zbliżaniem się do krawędzi drewniana podłoga coraz wyraźniej informowała o swoim złym stanie. Czyniła to cichymi zgrzytami oraz skrzypnięciami, lecz koniec końców trzymała się nie najgorzej. Na tyle dobrze, że elf mógł się spokojnie pochylić nad zapadliskiem i ujrzeć, że jego dno nie było wiele głębokie. Spadek mógł mieć na oko nie więcej niż trzy metry. Rozchodziły się z niego największe okoliczne pędy, lecz to dostrzegli już wcześniej. Czymś nowym natomiast było kłębowisko mniejszych pędów zalegające na dnie. Listowia i łodyg było tak wiele i tak gęsto ściśniętych, że z ledwością udało mu się dostrzec kolorowe kawałki ubrań oraz fragmenty gruzu pomiędzy nimi. Niedaleko miejsca, w którym winna być druga ozdobna zbroja znalazł jej elementy pośród pędów na dole rozpadliny. Neff czym prędzej przekazał telepatycznie towarzyszom, krótkie sprawozdanie z tego co zobaczył.

W tym samym czasie Hanah zbliżyła się do wskazanych przez Pelaiosa drzwi. Wyglądały na nienaruszone, a drobne rzeźbienia wskazywały na to, że musiały pełnić funkcje dekoracyjne lub reprezentacyjne tak samo jak cała owa sala. Zaczęła od przystawienia doń ucha i przekonania się czy nie czai się za nimi jakieś niebezpieczeństwo. Nie usłyszawszy żadnego niepokojącego dźwięku pchnęła je lekko i zajrzała do środka. Zobaczyła fragment pokoju równie zdemolowanego przez roślinę, jak wielka sala. Nie wyłapawszy żadnego ruchu otwierała je szerzej i szerzej, aż wreszcie całe stanęły otworem. Jej oraz pozostałym ukazało się pomieszczenie wyglądające na jadalnię. Wnosili to dużym stole ustawionym pośrodku. Po przeciwnej stronie, pod ścianą ział pustką kominek, a pod wewnętrznymi ścianami ustawione były półki gabloty. Ich zawartość stanowiły różnego rodzaju kurioza pokroju figurek, szkatułek, medali czy starych egzemplarzy broni. Szczególnie te ostatnie wyglądały na naruszone. Pomiędzy najbliższą gablotą, a kolejnymi drzwiami wisiał natomiast grupowy portret przedstawiający potężnego mężczyznę z barońską obręczą na czole i surowym obliczem. Towarzyszyły mu dwie kobiety, starsza, najpewniej żona, o spiętych w finezyjny kok czarnych włosach i miłym uśmiechu. Młodsza, również czarnowłosa, była blada, podobnie jak matka, a twarz jej zdradzała niepewność i zakłopotanie. Obraz był w dość dobrym stanie, nawet pomimo wszechobecnych zniszczeń. Kiedy mu się przyglądała Hanah postąpiła krok do środka i o mało co nie podskoczyła, kiedy rozległ się głuchy, metaliczny dźwięk. Wydała go rękojeść miecza leżącego zaraz za drzwiami.

[media]https://i.pinimg.com/originals/d1/eb/ec/d1ebecc98642fdb4c14c17b83d129f28.png[/media]

Hanah zamknęła na moment oczy uspokajając serce, które nagle podskoczyło. Uklękła i podniosła miecz z ziemi aby go obejrzeć. Ten zaś pokryty był niewielką warstwą kurzu i pyłu. Po pozbyciu się zabrudzeń ukazała jej się dobrze wykonana, pozbawiona jakichkolwiek śladów klinga. Dopiero potem zaczęła się rozglądać po całym pomieszczeniu. Skupiła się w pierwszej kolejności na elementach, które nie pasowały do reszty bądź mogły poinformować ją o ewentualnym zagrożeniu. Po uważnym obejrzeniu całego pomieszczenia była w stanie stwierdzić jedynie kilka mało znaczących i niezbyt odkrywczych faktów. Po pierwsze umeblowanie i jego stan wskazywało na to, że pokój opuszczono w pośpiechu, a do tego wyglądało na to, że ktoś w pośpiechu musiał szukać broni, lecz poza tym nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Może to była kwestia tego, że nadal nie była przyzwyczajona do widoku świata w odcieniach szarości bądź tego, iż rzeczywiście w tym konkretnym miejscu nie wydarzyło się nic znaczącego.

W międzyczasie do wielkiej sali weszła Valfara i pozostali, którzy asekuracyjnie zaczekali na zewnątrz. Wojowniczka wraz z rycerzem zbliżyli się raczej do Hanah, aniżeli elfa, bowiem zbliżanie się do rozpadliny w ciężkich pancerza nie wydawało się być dobrym pomysłem. Z kolei Troa z Zaszirem zajęli miejsca przy wejściu. Kobieta wytężając wzrok próbowała przyjrzeć się pomieszczeniu, a kruk, który przysiadł na jej ramieniu nerwowo kręcił głową. Kiedy Neff badał rozpadlinę, a Hanah zaczęła zaglądać do następnego pomieszczenia Valfara przyklęknęła i przejechała dłonią po podłodze zbierając z niej trochę brudu. Przystawiła sobie palce do twarzy i powąchała. Następnie przez dłuższą chwilę przyglądała się ciągnącym się wszędzie pędom.
Coś tam jest? – skierowała pytanie Elfa stojącego zaraz nad krawędzią.
Neff syknął z lekką irytacją. Cała zabawa w bezszelestne badanie otoczenia poszła w las.
Więcej pędów rośliny, do tego jakiś inny rodzaj ich skupiska. Na dole widzę też kawałki ubrań i gruz, ale nie dostrzegam niczyich ruchów. Jeśli ktoś jest tam pogrzebany, to nie daje o sobie znać.
Musimy sprawdzić czy ktoś tam faktycznie nie utknął. Jeśli jest tam ktoś żywy to mógłby mieć jakieś informacje co się tutaj stało. – zauważyła Cely.
Z tej strony czysto – zaraportowała cicho kapłanka wychodząc z pokoju trzymając miecz w dłoni. – Są kolejne drzwi, będzie można tamtędy przejść.
Widząc jednak, że skupienie pozostałych dotyczyło elfa i rozpadliny dodała jeszcze:
Może ten kostur się przyda? Łatwiej będzie wyjść za pomocą jego magii.
Świetny pomysł – zgodził się Neff – Nie wiem jedynie co nas może czekać, gdy tam zejdziemy.
Jeśli zatrwożyło się twoje serce, rzeknij, a pójdę – powiedział spokojnie Mukale.
Nie, sam pójdę. Jakby co mnie łatwiej będzie można wciągnąć. Dzierlatko, użycz mi proszę twego kostura na chwilę na wszelki wypadek. Najpierw jednak chciałbym zaryzykować i krzyknąć, może ktoś odpowie. Macie coś przeciwko?
Hanah aktywowała kostur podając go elfowi.
Myślami czy normalnie? Bo normalnie to już nas usłyszeli.
Kontakt telepatyczny jest wykluczony, ponieważ nikogo tam nie widzę.
Lepiej nie podnosić głosu – rzekł cicho Pelaios rozglądając się po pomieszczeniu, badając sufit, ściany i okna. – Te potwory nie mają równo wyczulonych zmysłów. Lepiej nie ryzykować. Zejdę z tobą Neff.
Diabelstwo wyciągnęło z plecaka drugi zwój liny i również przywiązało go do czegoś solidnego przy kominku.
 
Asderuki jest offline  
Stary 20-07-2019, 17:00   #100
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
iablę uczyniło jak powiedziało. Raz jeszcze udało się do kominka i obwiązało wokół niego własny kawałek liny. Pociągnęło, by sprawdzić, czy wszystko gra, po czym ostrożnie zbliżyło się do Neffa. Oboje stanęli na samym końcu krawędzi, po czym zaczęli stopniowo schodzić w dół zważając na każdy krok. W międzyczasie kruk siedzący na ramieniu Troy wzbił się w powietrze i zataczając niewielkie koło krążył nad rozpadliną. Wiedźma zaś zamknęła oczy i oparła obie dłonie o kostur. Zaraz za dwójką towarzyszy na skraju wyrwy pojawił się Mukale, którego kroki były tak delikatne, że żadna z desek nie śmiała wydać najmniejszego dźwięku. W skupieniu obserwował poczynania swych kompanów, a święta włócznia spoczywała w jego dłoniach gotowa do ataku.

Schodzenie po linie było dla Neffa zadaniem niezwykle prostym. Jego elfie stopy bez trudu znajdowały potrzebne im oparcie, to też bez większych kłopotów, szybko znalazł się na dole. Natomiast Pelaios nie radził sobie zbyt dobrze. Trudno było stwierdzić czy to była to kwestia liny, czy może nerwów, lecz szło mu opornie. Kawałki ziemi i kamienie uciekały mu spod nóg i znikały między pędami na dole. W pewnym momencie poczuł, jak trzymająca go lina traci napięcie. Zawiązana wokół kominka pętla zsunęła się bez większego trudu, a Pelaios z chrzęstem runął w sam środek kłębowiska pędów, które jednakowoż wytłumiły siłę upadku. Nim zdołał się podnieść w umyśle wybuchło ostrzegawcze uczucie. Roślina pod nim w jednej chwili zaczęła się wić i oplatać jego ciało. W przypływie adrenaliny, niemal odruchowo udało mu się jednak wyrwać z pułapki, wstać na równe nogi i stanąć obok Neffa. To co jeszcze przed chwilą wyglądało na grubą warstwę roślinnych łodyg przypominało raczej studnię pełną wijących się węży.
Cely, aż podskoczyła słysząc upadek jednego z towarzyszy.
Jesteście cali?! – zawołała.
W odpowiedzi, Pelaios który jeszcze chwilę temu wspominał o zachowaniu ciszy zaklnął bardzo głośno i szpetnie używając najbardziej wyszukanych bluzg z gnomiego języka. Dopadł do ściany starając się balansować na ruszającym się kłębowisku zieleniny. Dłońmi zaczął szukać punktu zaczepienia, by móc się podciągnąć.
Czyli nic mu nie jest… – burknęła pod nosem pół-drowka, słysząc niezrozumiałe przez nią, aczkolwiek nasycone złością słowa diabelstwa.
Coś ciekawego tam na dole? – spytała już ciszej.
”Wciągnijcie nas z powrotem! Szybko!” – starał się przekazać telepatycznie Neff, podając Pelaiosowi linę.
Słysząc wezwanie Neffa kapłanka rzuciła się na ratunek. Jedna lina się rozwiązała, ale druga ciągle się trzymała.
Złapcie się razem! – krzyknęła i potem zaczęła ciągnąć. Mukale widząc co się dzieje natychmiast znalazł się przy kapłance i również chwycił za linę. Na dole Pelaios czym prędzej złapał za podany mu przez elfa sznur. Ten niemal natychmiast napiął się i ruszyli ku górze. Część pędów pomknęła za nimi, lecz Neff skutecznie zniechęcił je wymachując kosturem. Po chwili byli już na górze widząc jak kłębiące się na dole pędy stopniowo zastygają w bezruchu.
Gdy tylko znaleźli się na górze, Neff wypuścił wstrzymywane z emocji powietrze.
Ktokolwiek tam był, chyba nie będziemy w stanie go już uratować.
Hanah zacisnęła usta na tę wiadomość. Zmówiłą pospiesznie modlitwę za dusze zmarłego.
Tamtędy można przejść – dodała ciszej wskazując pokój który sprawdziła.
Cely skinęła głową, zgadzając się.
To chodźmy
Nie chcąc okazywać mniejszego męstwa niż inni współplemieńcy, wojownik Mutampa chwycił mocniej swoją broń i ruszył pierwszy, krocząc cicho niczym podczas łowów. Zmysły miał ostre jak grot włóczni swego ojca.
Pelaios stał przez dłuższy moment wspierając się na kolanach, zbierając siły. Spodziewał się zagrożenia… ale nie źle zawiązanej liny. To było… żałosne. Zdarzało mu się popełniać błędy, ale nie tak trywialne.
W końcu pokręcił głową do swoich myśli i ruszył bez słowa za Mukalem. Po drodze zauważył w końcu, że Hanah niesie jakiś miecz, więc zwrócił na to uwagę.
Więc jednak nie gardzisz bronią?
Znalazłam. Gdyby nie zamieszanie chciałam go komuś oddać. Ale no… mniejsza – po tych słowach odłożyła go opierając o ścianę.
Dzięki raz jeszcze za użyczenie laski. Zwracam nienaruszoną – powiedział elf oddając przedmiot kapłance. Spojrzał na odłożony miecz – Wspaniałe ostrze. Wezmę je ze sobą jeśli nie masz nic przeciwko. Szkoda by zostało tu zapomniane.

iedy wkroczyli do pomieszczenia wyglądającego na jadalnię odkryli, że wisi tam jeszcze jeden obraz. Kolejny portret przedstawiający tego samego potężnie zbudowanego męża co wcześniej, lecz twarz jego była jeszcze surowsza i poprzecinana szramami oraz zmarszczkami, zaś włosy dopadła postępująca siwizna. Towarzyszyła mu młoda, zdecydowanie w wieku na wydanie blada dziewczyna o smutnych oczach. Z kolei mijane gablotki i półki prezentowały się jeszcze gorzej, aniżeli wcześniej. Zaścielały je kawałki potłuczonej porcelany i kryształowych pucharów. Niektóre z reprezentacyjnych bibelotów leżały na ziemi, a po innych pozostały jedynie odbite ślady na małych poduszeczkach.

Rowena - mruknął Pelaios pod nosem patrząc na wizerunek bladej dziewczyny.
Znałeś ją? Po nią też cię posłali, czy tylko po mnie? – Zaraz obok siebie usłyszał on głos Valfary.
Nie znałem… ale została wspomniana – odpowiedział Pelaios. – Mam dziwne wrażenie że… nieważne.
Jak masz coś powiedzieć to mów, a nie okręcasz kota ogonem.
W tej posiadłości miało nie być maga… ale mam wrażenie że dziewczę mogło coś praktykować. Barona nie podejrzewam, a to co się wkoło dzieje nie wygląda jak wypadek natury.
To raczej oczywiste, ale naprawdę sądzisz, że ona? Obiło mi się o uszy, że tutejszy baron był zanadto opiekuńczy wobec swojej potomkini…
Był. Przynajmniej w wiosce tak mówili – spojrzenie obojga przeniosło się na Astine, która również zerknęła na obrazy. – Po tym jak baronowa odeszła.
Nie umiał pogodzić się ze stratą? – Valfara postanowiła podrążyć dalej, lecz dziewczyna odpowiedziała jej jedynie rozłożeniem rąk.
Pelaios nie odpowiedział. Pokiwał jedynie głową na tą uwagę i odnotował w pamięci nowe informacje na temat gospodarza. Valfara zmierzyła go wzrokiem, po czym bez słowa ruszyła dalej.

bliżyli się powoli do następnych drzwi, nasłuchiwali chwilę, lecz odpowiedziała im ta sama cisza co poprzednio. Ostrożnie pchnęli je do środka i ich oczom ukazało się bardzo ciemne pomieszczenie z raczej niewielkim oknem. Po krótkich oględzinach okazało się, że trafili do kuchni. Świadczyły o tym zabrudzone stoły i liczne piecyki z rożnami. Gdzieniegdzie walały się sprzęty kuchenne, a pod nogami tańczył taboret przesuwany co i rusz przez kolejnego przechodzącego. Po prawej stronie od wejścia były kolejne drzwi, bardzo proste, bez zdobień z dość dużym prymitywnym zamkiem. Zaraz obok nich na znajdowały się wąskie schody prowadzące na piętro. Z kolei dokładnie naprzeciwko nich były małe, podwójne wrota z prostych desek i kolejnym masywnym zamkiem.

Pomieszczenie było raczej niewielkie to też część z nich musiała zostać w poprzednim pokoju. Spodziewali się po kuchni różnych zapachów, lecz nie czuli absolutnie niczego. Na stołach i deskach do krojenia walały się sczerniałe, wyglądające na zasuszone kawałki jakiegoś mięsiwa. Tknięty ciekawością Mukale trącił jeden z nich palcem, a ten rozsypał się w proch na ich oczach.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/6d/c3/bb/6dc3bb07a299019d205888f3091649a0.png[/MEDIA]

Zerknę co jest na górze. Muk… khm niech ktoś sprawdzi te drzwi – po tych słowach kapłanka ostrożnie podeszła do schodów i zaczęła na nie wchodzić. Omijając ciągnące się po stopniach oraz zwisające w przejściu pnącza powoli pięła się w górę. Ostrożnie wchodziła coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie jej oczom zaczęło ukazywać się piętro. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła była górna część rozpadliny przecinająca dach, zaś pod nią ciągnęła się wielka szrama w podłodze, ta sama, którą widziała wcześniej z wielkiej sali. Po swojej lewej, przez rozbitą ścianę dostrzegła fragment jakiegoś pokoju i stojące nad przepaścią podbite krzesło. Odruchowo popatrzyła też w drugą stronę i zauważyła, że korytarz obok schodów poszerzał się. Ze swojej aktualnej pozycji zlokalizowała oplecioną przez roślinę półkę z książkami. Tomów było raczej niewiele i na pierwszy rzut oka nie wyróżniały się niczym szczególnym. Na prawo od biblioteczki dostrzegła coś co przypominało kłębowisko pędów, które nie pokrywało podłogi, a ścianę.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/16/89/1b/16891b93f0a02b1378f8f76cdfd8abe9.png[/MEDIA]

Cely chwilę wpatrywała się jak kapłanka kieruje się na górę, po czym bez słowa ruszyła za nią. Uważała że poruszanie się pojedynczo po nieznanym domu, jeszcze w takim miejscu jak to nie jest dobrym pomysłem.
Hanah… to chyba nie jest najlepszy pomysł się tu rozdzielać, nie wiadomo co tu spotkamy. – stwierdziła stając obok kapłanki i rozglądając się po pokoju.
Hanah westchnęła.
- Robię zwiad Cely. Sprawdzam czy nic się na nas nie czai - wytłumaczyła. - Ale skoro już tu jesteś to pójdź po resztę. Mamy drugi zwój pędów.
- Już po nich idę. - odpowiedziała i poszła po resztę.
-[i] Chodźcie na górę. [i] - przekazała towarzyszom zatrzymując się na jednym z ostatnich stopni.
Zawołanie Iskierki nie brzmiało jakby dziewczynom coś groziło, Neff bez pośpiechu więc udał się w stronę schodów i dalej na górę.
Jest tu coś ciekawego? – zapytał i zwrócił uwagę na półkę. Już miał zamiar podejść i sięgnąć, po którąś z książek, lecz wspomnienie wijących się pnączy powstrzymało go – Ekhm… Czy może któraś z was użyczyłaby mi odrobinę swej magii i przeniosła nią kilka z tamtych tomów?
Cely skinęła twierdząco głową i posłała magiczną dłoń w stronę wskazanych przez elfa tomów.

Zebrawszy się pomiędzy schodami, a rozpadliną zobaczyli, że w pokoju obok, zaraz przy krześle ustawiony był niewielki stolik, na którym leżały kawałeczki rozbitego wazonu. Z kolei dalej, po drugiej stronie rozdarcia ich oczom ukazała się obszerna komoda. Niektóre z szuflad wyglądały na niedomknięte. Niemniej ich głównym zainteresowaniem był fragment korytarza z biblioteczką oraz plątaniną pędów. Postawiwszy jeden lub dwa kroki w tamtym kierunku zobaczyli kończące korytarz okno, zaś w głębi szerszej części przejścia kolejną biblioteczkę. Wówczas pół-drowka skoncentrowała się i przyzwała lewitującą dłoń, która świecąc delikatnym pomarańczowym blaskiem ruszyła ku regałom. Złapała pierwszą lepszą książkę i lekko uginając się pod jej ciężarem dostarczyła Neffowi. Magiczka uczyniła tak jeszcze kilka razy, a elf sprawdzał tytuły i przerzucał strony.

Treść kolejnych tomów nie była jednolita ani specjalnie zaskakująca. Trafił się jeden lub dwa herbarze, coś o polowaniu z sokołami, jeden bogaciej ilustrowany egzemplarz opowieści o eflickim magu Illorenie i brzydkiej Nolenie, a poza tym różnego rodzaju księgi traktujące o historii okolicznych regionów. Stan samego księgozbioru prezentował się naprawdę dobrze. Nigdzie nie znalazł śladów pleśni, zaś oprawy jak i stronice nie nosiły śladów uszkodzeń. Co się zaś tyczyło pisma, był to odręczny wspólny, aczkolwiek wyglądający na pracę zawodowego skryby.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/ca/b0/34/cab0346292b9e7a5cb653ebdacf1c8e3.png[/MEDIA]
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172