eff ostrożnie odkładał pod ścianę jedną przejrzaną książkę po drugiej. Chętnie poświęciłby trochę czasu na dłuższą ich lekturę, jednak czas nie był ku temu odpowiedni.
Hanah mając co nieco mało cierpliwości spojrzała na supeł pnączy.
–
Chce sprawdzić te rośliny – powiedziała dobywając sierpu. Ciekawiło ją czy pobłogosławione przez samą Chunteę ostrze będzie miało jakiś wpływ na te przeklęte rośliny. Ostrożnie zbliżyła się to kłębowiska i zahaczając o jedno pnącze przecięła je.
Podchodząc bliżej kapłanka była w stanie dostrzec, że rośliny układały się w dość specyficzny sposób, jakby coś wewnątrz siebie oplatały. Wprawdzie w odcieniach szarości nie sposób było odróżniać kolory, lecz i bez tego potrafiła odnaleźć pomiędzy liśćmi i łodygami fragmenty wystające fragmenty ubrań. W końcu osadziła ostrze sierpa pomiędzy pędami i pociągnęła. Zaklęty metal z łatwością przeciął pnącze, które w miejscu cięcia wyglądało jak nadpalone. Momentalnie też zaczęło się wić niby w spazmach bólu. Wówczas całe kłębowisko poczęło się ruszać, podobnie jak to miało miejsce uprzednio w rozpadlinie. Pędy rozwarły się, a z ich wnętrza wyszło coś co wyglądało na bezgłowy szkielet, którego kości ciasno oplatały pędy. Wraz z uwolnieniem z czegoś, co można by nazwać kokonem lub poczwarką uwolniła się chmura duszącego pyłu wdzierająca się do płuc, lecz ostatecznie nie wyrządzająca Hanah większej krzywdy. Wolne od trzymania swej ofiary pędy rzuciły się ku kapłance łapiąc ją za ręce i nogi, powoli ciągnąc do swego wnętrza, kiedy ta na wpół roślinna, na współ nieumarła istotna sunęła w jej stronę.
–
Hanah! – krzyknął Neff, dobywając miecza. W reakcji na ruch rośliny, instynktownie wyprowadził psychiczny atak w stronę potwora.
Ciekawość kapłanki została zaspokojona.
–" A więc TO się działo z resztą ciała." – pomyślała. Miała nadzieję, że może jednak znajdą się kogoś żywego. Teraz jednak była pewna, że na pewno nie w tych kłębowiskach. Była też pewna, że nie ma ochoty zostać zabitą przez tego potwora. Napięła się i szarpnęła chcąc się wyszarpać z zielonego uścisku.
Cely chcąc pomóc towarzyszce wyciągnęła dłonie przed siebie i posłała w stronę pnączy bąbelek kwasu, starając się celować tak by przy okazji nie zrobić krzywdy kapłance.
Dziwny roślinny nieumarły zachwiał się nagle, jak gdyby wstrząśnięty czymś od środka. W międzyczasie Hanah udało się dzięki swej sile i determinacji wyrwać z pochwycenia przez pnącze, a następnie odskoczyć bliżej swych towarzyszy. Okazję wykorzystała Cely i cisnęła w monstra zaklęciem. Mała kula kwasu uderzyła szkielet w pierś, a żrąca substancja rozprysnęła się na nią oraz pędy, z których się wyłoniła. Zaskierwczało i uniosły się niewielkie strużki dymu, lecz potwór chwiejąc się dopadł do Hanah. Wyglądało to jak jakby chciał on objąć kapłankę w swe ramiona, lecz ta nie była ku temu chętna. Wyuczonymi ciosami pięści odbiła zbliżające się kończyny. Z kolei nadpalone i najwyraźniej jakby rozzłoszczone pędy zaczęły piąć się po podłodze, ścianach oraz suficie w ich kierunku. Zbliżywszy się poczęły oplatać stopy Hanah oraz Neffa.
Gdy tylko pnącza zaczęły oplatać nogi elfa, ten skoncentrował się, aby skupić na dyscyplinie manipulującej mocą, mając nadzieję, że dodatkowy zastrzyk energii pozwoli mu się wyrwać od uciążliwych pędów.
Hanah zaklęła brzydko. Sierp nie był jej bronią z wyboru, ale ewidentnie działał. Zamachnęła się nim na pnącza.
–
Bez ognia! Schodzimy na dół.
Znalazłszy się w potrzasku awanturnicy czym prędzej próbowali wyrwać się z uścisku przeklętych roślin. Wzmocniony swymi mentalnymi mocami Neff bez większych problemów rozerwał trzymające go pędy, lecz Hanah nie miała tyle szczęścia. Starała się obrócić sierp w dłoniach tak, by móc nim się wyzwolić, lecz kiedy już miała się zamachnąć sunące po suficie liany zatrzymały jej dłoń. Trudno powiedzieć, jakby się to miało skończyć, gdyby nie interwencja Cely. Pół-drowka po raz kolejny przywołała zielonkawy pocisk rozbijający się i skryspujący kwasem nieumarłego oraz okoliczne pędy, jak również i fragmenty ścian. Korzystając z tego osłabienia Hanah dzięki własnej sile fizycznej była w stanie się uwolnić. Nie chcą by to się powtórzyło rzucili się ku schodom. Obracając się do swojego przeciwnika tyłem kapłanka wystawiła się na atak. Ręce nieumarłego zaczęły już się zaciskać wokół kobiety, kiedy ta niemal instynktownie uderzyła pięścią i poprawiła wysokim kopnięciem. Szybko schodząc po schodach zobaczyli, jak sunące za nimi pnącza rezygnują z pościgu.
–
Musimy czym prędzej ostrzec resztę, by uważali przy próbie wchodzenia w kontakt z tym czymś – powiedział Neff, zwracając się do towarzyszących mu dziewczyn.
–
Khm, tak. Przynajmniej wiemy, co to jest i czym to grozi. No i nie goni. – kapłanka była trochę zawstydzona jak ostatecznie przebiegła konfrontacja z węzłem. Jej ciekawość mogła doprowadzić do czegoś gorszego.
Zanim Hanah i Cely potwierdziły możliwość wejścia na górę, Pelaios postanowił rozejrzeć się na dole. Wpierw zerknął co jest za drzwiami obok schodów. Potem zaś uchylił północne. Za każdym razem wpierw przykładał ucho nasłuchując, by dopiero po chwili nacisnąć lekko klamkę.
Pelaios przytknął ucho do drzwi zaraz obok schodów. Nasłuchiwał chwilę, lecz niczego nie dosłyszał. Zerknął na stojącą obok Valfarę z mieczem w dłoni. Ostrożnie, praktycznie bezszelestnie nacisnął klamkę, a drzwi ustąpiły. Powoli zaczął je odsuwać jednocześnie zaglądając do wnętrza. W pierwszej kolejności dostrzegł ustawione w rogu beczki oraz leżące worki, lecz wraz z tym jak szpara pomiędzy drzwiami, a framugą poszerzała się robiło się coraz gęściej od pędów. Wreszcie zobaczył kłębowisko podobne do tego, które zalegało na dnie rozpadliny. Już po szybkim rzucie oka mógł stwierdzić, że musiały coś oplatać wewnątrz siebie, zaś wystające tam i ów skrawki ubrań oraz stercząca gdzieś z dołu bielejąca kość wystarczyły za odpowiedź. Nie chcąc ryzykować zamknął dopiero co otwarte drzwi, oddalił się od nich i podszedł do tych podwójnych. W pierwszej chwili, kiedy weszli do kuchni nie zauważył tego, ale nie były one nawet do końca zamknięte. Mukale wraz z wojowniczką stanęli za nim, by w razie czego móc szybko zareagować. Pelaios ostrożnie zaczął odsuwać jedno ze skrzydeł , za którymi dostrzegł szerokie schody schodzące w głąb ziemi oraz dwie beczki ustawione zaraz naprzeciwko przejścia, przez które patrzyli.
Tiefling zaczął się uważniej przyglądać otoczeniu. Interesowała go podłoga w okolicy schodów. Grupa zbrojnych która tutaj była mogła zostawić jakieś ślady, a diabelstwo chciało wiedzieć gdzie się udali.
Odnalazł poszukiwane przez siebie ślady bez większych problemów, bowiem gdzieniegdzie warstwa zalegającego wszędzie pyłu i kurzu była naruszona. Odciski kłębiły się u szczytu schodów, a następnie rozchodziły się. Część kierowała się schodami w dół, kiedy pozostałe odbijały albo ku drzwiom naprzeciwko nich, albo do kuchni, w której byli teraz. Niemniej nie sposób było stwierdzić co odbywało się w jakiej kolejności. W międzyczasie, kiedy on był zajęty badaniem śladów, a Mukale wraz z Valfarą czuwali nad nim usłyszeli jak z jadalni rozległ się skrzypliwy dźwięk krzesła, zupełnie jakby ktoś na jakieś wpadł. popatrzyli po sobie i wówczas zrozumieli, że kogoś wśród nich brakuje.
–
Gdzie Troa? – rzucił Zaszir, po czym ruszył za dźwiękiem.
–
Wielki Bawole, nasi bracia mogą być w potrzebie. Pójdę, by zapewnić cię, czy nie potrzeba naszej odsieczy. W razie biedy wydam odgłos wędrującego głuptaka.
–
Głup… – Urwał. Pelaios nie miał zielonego pojęcia czym jest rzeczony głuptak, ani jak brzmi jego odgłos gdy wędruje. To nie był jednak ani czas, ani miejsce na nauki. –
Idź wraz z Zaszirem.
Spojrzał w górę zastanawiając się jak tam idzie dziewczynom na piętrze. Choć nie uśmiechało mu się rozdzielanie, to jednak wnętrze domostwa nie sprzyjało poruszaniu się w grupie. Dlatego też, bezszelestnie skierował swe kroki do drzwi naprzeciwko schodów, by ostrożnie sprawdzić co jest za nimi.
–
Idźcie! – rzuciła Valfara do Zaszira oraz chcącej za nim ruszyć Astine, co ta po jej słowach uczyniła. Zaś sama wojowniczka trzymała się blisko Pelaiosa.
Słysząc dobywające się z piętra krzyki oraz hałas Mukale spojrzał na Pelaiosa oraz pozostałych i czym prędzej ruszył na górę. Kiedy już zbliżał się na górę zobaczył cofającą się Cely i resztę grupy, która wybrała się na piętro. Z jednej strony chciał stanąć przeciwko temu co zagrażało jego towarzyszom, lecz ciasnota przejścia, w którym stali skutecznie to uniemożliwiała. Zatrzymana na schodach Hanah nie zdążyła zareagować. Oplecione roślinnymi mięśniami ręce szkieletu zamknęły się wokół niej sprawiając ból, lecz to nie był koniec. Część pędów, z których składała się ta istota, zaczęła owijać się wokół ciała kapłanki i dosłownie wyciskać z niej życie.
Hanah jęknęła czując,że istota zaraz jej połamie żebra. Z wściekłością szarpnęła się aby wyrwać się z uścisku, lecz jedynie na tym się skończyło. Siła szkieletu była znaczna, a oplatające ją pnącza wytrzymałe.
Nie chcąc ryzykować przypadkowego zranienia kapłanki, przy próbie cięcia mieczem w potwora, Neff ponownie użył telepatycznego ataku, kierując go prosto w monstrum. W chwili, kiedy posłał w jego stronę falę mentalnej mocy ciałem złożonym z pnączy i kości coś wstrząsnęło, niemal wprawiło w chwilowe drgawki. Niektóre z roślinnych fragmentów jakby straciły napięcie, zaś kości lekko poluzowały się.
Widząc to wojownik się nie zawahał się - z okrzykiem na ustach ruszył z zawrotną prędkością na stwora, jednocześnie krzycząc do stojącej mu na drodze Cely.
–
Z drogi, kobieto!
Cely słysząc głos nadbiegającego wojownika, posłała w stronę potwora kolejny bąbelek kwasu, starając się nie trafić Hanah. Chwilę po wypuszczeniu pocisku rozpłynęła się niczym mgła i zmaterializowała na dole schodów, robiąc miejsce wojownikowi.
Mukale całą siłą ciął pęd, tak, by nie zranić kobiety. Chciał odciąć ramię stworzenia, które niewoliło kobietę. Celował pod pachę, chciał odciąć je najbliżej korpusu.
Pół-drowka przywołała kwasowy pocisk, po czym zniknęła w niewielkiej chmurce mgły, przez którą natychmiast przeszedł Mukale z uniesioną włócznią. Neff uchylił się kiedy grot przeciął powietrze nad jego głową. Potwór trzymający Hanah przesunął się kawałek pod wpływem szarpaniny kapłanki przez co kula z kwasem minęła go i trafiła w sufit. Pierwsze dźgnięcie również minęło celu, lecz przy drugim wojownik wiedział już jak właściwie się ustawić. Pobłogosławiona przez przodków broń wbiła się głęboko w bok stwora przecinając wiele pędów i łamiąc niektóre z kości. Ten jednak nie przestawał zaciskać swych ramion wokół ciała Hanah. Kobieta zaczynała tracić oddech oraz czuła, jak niektóre z jej kości zaczynają się łamać. Ledwo łapiąc oddech po raz kolejny szarpnęła się próbując się wyrwać z uścisku i udało jej się. Widmo zgniecenia oraz rany zadane potworowi wystarczyły by znalazła w sobie dość sił. Zaciskające się wokół niej pędy i kościste ręce przerwały zacisk, a ona rwąc roślinę obolała stanęła wolna obok nieumarłego.
Zauważając, że potwór zaczyna opadać z sił Neff posłał kolejną falę mentalnego ataku, modląc się w duchu by to wystarczyło. Monstrum znów wstrząsnęły te same drgawki co poprzednio, lecz tym razem były jedynie chwilowe, zaś nieumarły dalej trzymał się na nogach.
Celaena, która chwile wcześniej, robiąc miejsce Mukalemu przeniosła się w dół schodów, postanowiła szybko wrócić na górę i pomóc towarzyszom. Kiedy tylko znalazła się na szczycie schodów krzyknęła do nich:
–
Hanah! Mukale! Neff! Uważajcie! – ostrzegła po czym między dłońmi przywołała niewielką kulę płomieni by jednym gestem posłać ją celnie w sam środek stwora. Ogień momentalnie objął jego wnętrze spopielając pędy i odrywając je od kości. Nieumarły wygiął się raz jeszcze w agonalnym spazmie, po czym upadł na schody rozpadając się w popiół. Niektóre z nadpalonych kości ze stukotem potoczyły się w dół stopni.
Cely uśmiechnęła się pod nosem widząc efekty swojej magii, jednak uśmiech ten szybko zniknął z jej twarzy gdy spojrzała na kapłankę, która w wyniku konfrontacji z potworem odniosła poważne rany.
–
Hanah… jak się czujesz? To nie wygląda najlepiej. – stwierdziła doskakując do rannej towarzyszki. Zaczęła grzebać w swoich rzeczach, po czym wyciągnęła małą miksturkę i podała kapłance.
–
Może chociaż trochę to pomoże – powiedziała uśmiechając się.
W tej samej chwili dobiegł ich z dołu, od strony rozpadliny, błagalny krzyk Troy o pomoc, który jednak zaraz został stłamszony i uciszony.
–
Złe duchy przebudziły się w tym miejscu – stwierdził Mukale poważnie. –
Wiedźma zdechła, jeśli Przodkowie dali, lecz może być tam zagrożenie dla naszego szczepu. Niech kobieta zajmie się drugą, a my, Rozmawiający z Duchami, pospieszmy sprawdzić, co dokonało sprawiedliwości na ohydzie i czy aby nam nie zagraża.
Neff przez moment osłupiał, słysząc że Golasa ucieszyła myśl o możliwej śmierci wiedźmy. Czas jednak naglił i nie można było wdawać się teraz w polemikę na temat moralności. Przytaknął głową barbarzyńcy i zwrócił się do Dzierlatki.
–
Zaraz wrócimy.
–
Zajdźmy jak łowcy, by móc najść w niespodziewaniu bestię jako zdobycz naszą. Jakby nas Przodkowie rozdzielili, wydam odgłos wędrującego głuptaka, i ty czyń podobnie, a odnajdziemy się.
Po tych słowach skierował szybko, ale ostrożnie swe kroki w kierunku, z którego dobiegał krzyk.
Kapłanka przyjęła butelkę z wdzięcznością. Wypiła ją.
–
Chodź, nie możemy zostawić Troy – rzuciła co półelfki krzywiąc się przy każdym ruchu.
–
Przy tym dzikusie? Na pewno nie. – Zaklinaczka skomentowała nawiązując do słów Mukalego, po czym widząc wykrzywioną z bólu twarz kapłanki, wzięła ją pod ramię.
–
Pomogę ci iść.
Miał już wspólnie zejść na dół, kiedy Cely usłyszała szybkie kroki na dole. Trochę ryzykując wychyliła się nad rozpadlinę i zobaczyła z góry, jak Pelaios niezbyt fortunnie zrzuca wiedźmie linę. Pół-drowka postanowiła, że musi czym prędzej zareagować. Dała Hanah znak by biegła sama, zaś ona zaczęła splatać odpowiedni czar.