Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2019, 17:57   #121
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
ig’gorze przekaż nam zatem *poznanie* tego co zamierzałeś powstrzymać. Być może odniesiemy sukces, tam gdzie ty poniosłeś porażkę” – powiedziała Hanah bardziej pewnie niż się tego po sobie spodziewała. Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że ten cały gith i tak zna ich imiona to i nie było potrzeby się przedstawiać.
Neff po raz kolejny podziwiał niezwykłą odwagę Dzierlatki wobec tego co nieznane. Sam niestety miał o wiele gorsze przeczucia co do githa. Oczywiście ciekawość targała elfem, aby dowiedzieć się więcej o tej osobie i jej historii, ale wciąż pamiętał jeszcze niekomfortowe uczucie, które towarzyszyło mu gdy wyruszyli w stronę mgły, jak również atak mentalny, którego był celem przy próbie narzucenia swej woli jednej z mrocznych dyń. Ten jegomość posługiwał się telepatią i musiał być w tym piekielnie dobry, skoro potrafił bez problemu odczytać ich wspomnienia.
”Kiedym był w podróży między sferami mą wędrówkę zmieniło wydarzenie, które nie było mi *znane*, a które cisnęło mną do waszej sfery. Ty, który dzierżysz świętą włócznię Kalamalli samemu *poznałeś* to czegom ja doświadczył. Kiedym się tutaj znalazł *nie znałem* rzeczywistości wokół mnie, lecz *poznałem*, iż grozi mi śmierć. Wokoło były walące się gruzy i krzyki umierających. Korzystając z mocy mego umysłu stworzyłem kryształ, który wkrótce miał się stać mym więzieniem. Powstrzymałem śmierć, lecz ceną było *poznanie* kajdan Kai’riga. Jeden cykl później *poznałem*, że nie byłem jedynym ściągniętym w grobowiec kamieni i śmierci. *Poznałem*, że rzeczywistość została rozdarta na dwoje. Utworzona została ścieżka do sfery strachu, którą wasi mędrcy nazwali Ravenloft. *Poznałem*, iż zło, które w niej się rodzi poczęło wlewać się do tego świata. Zdawszy sobie sprawę, iż sam nie zdołam opuścić mego więzienia postanowiłem uwięzić to co się przedostało. Niestety me *poznanie* istoty tego co się działo było niepełne. Potężny byt zdołał już rozsiać swe nasiona poza tymi strzaskanymi murami. Korzystając z mej psioniki wzniosłem barierę nieprzenikalną dla planarnych wpływów. Dlatego właśnie ty, która *poznałaś* niebiańskie wpływy utraciłaś połączenie. Byłem Mułem z Penansk, zrozumiałem to kiedy dobiegły mnie mentalne echa cierpienia i krzywd, które czyniono tym, którzy żyją na tych ziemiach. Wtem doznałem *poznania* tego jakim byłem głupcem, a także dostąpiłem zrozumienia. Ten, który wkroczył do tego świata zwiódł mnie, bowiem jego myśli były mętne i nieodgadnione. Uznawszy swój błąd dokonałem ostatniego czynu. Otoczyłem całe te tereny drugą barierą, słabszą aniżeli poprzednia. Miała ona zamknąć ziarna Tego, który tutaj wtargnął. Niestety *poznaję* teraz, że i to nie zdołało powstrzymać zła. Mgła myli zmysły, wypacza barierę. Oto udział mój w owej tragedii. Niech ma historia będzie dla was ścieżką ku *poznaniu* i nauką na mych błędach.” – Słowa rozbrzmiewały w ich umysłach wypowiadane suchym głosem zmęczonego starca.
W czasie gdy planarny podróżnik przekazywał im swą historię, Neff wciąż starał się unikać jego mentalnej uwagi. Dopuszczał do swego umysłu jego myśli, lecz swoje starał się maskować dzięki mocy magicznego pierścienia. Powoli zaczął krążyć wokół zawaliska rozglądając się i starając dowiedzieć się więcej o tym miejscu.
A więc czym jest Kai’riga? – Hanah zauważalnie drgnęłą kiedy gith wspomniał o jej braku połączenia z aniołem.
Mukale wtrącił się bez pardonu do rozmowy.
Przybyszu z Kryształu! Zaklinam cię, na twoich Przodków, z którejkolwiek są dżungli! Wielu tych, którzy uchodzą tu za mędrców lub też którzy za nich przede mną pragnęli uchodzić, okazało się bezsilnych wobec tajemniczych zrządzeń Przodków, wiatru losu, który przywiał mnie aż tutaj. Tyś jest niczym ja, choć jam wolny, tyś zniewolony. Jeśli jednak podzielisz się ze mną twoją wiedzą, być może zdołam - gdy Przodkowie zezwolą - pomóc tak mnie, jak i tobie. Gotów jestem złożyć przed tobą przysięgę wojownika na tę sprawę. Powiedz przeto, co skrywają zakamarki twojej duszy, a być może łącząc siły naszych rąk - i za zgodą Wielkiego Bawoła, Wodza tego plemienia - dane nam będzie powrócić do swych korzeni, zapuszczonych daleko, daleko stąd.
”Wiedz, tyś który losem mi podobny, że mądrość innych nie musi być naszą, ponieważ inni dostępują odmiennego od twego czy mego *poznania*. Inne są przebyte przez nich ścieżki, a te nie muszą być naszymi. Wiedz jednak, że kraina, z której pochodzisz jest mi *znana*. Jedna jest to ze sfer powstałych na pograniczu sfery zwanych przez wędrowców Ziemiami Bestii, a tą sferą. Ja *znam* ziemie twych ludzi jako Bezkresne Ostępy Życia, krainę władaną przez czystą naturę i duchowe jej oblicza. Jeżeli dane nam będzie zaznać chwili triumfu, a ty wyrazisz taką wolę wówczas zabiorę cię do miejsca będącego ci domem. Wiedz jednak, że jestem teraz słaby i nie dane mi będzie uczynić tego w dniach najbliższych. *Poznaj* również to, że Lud mój brzydzi się zniewoleniem pod każdą jego postacią, przysięga jest zaś gorszą niewolą niźli kajdany, ponieważ pęta umysł. Niech ci jednak będzie wiadome, że jeżeli poprosisz mnie o podróż wspólną do ziem, z których pochodzisz z radością odpowiem na twą potrzebę.”
”Kai’rig był jednym Ludu” – kontynuował po chwili Gith. – ”Imię jego niesie z sobą opowieść. *Znany* był on wśród Ludu jako ten, który wielce lękał się śmierci. Prześladowany myślami o czyhających niebezpieczeństwach począł on formować chaos Limbo w mury i inne przeszkody, tak by żadna z bestii nie mogła się do niego zbliżyć. Z czasem mury stały się tak gęste i wysokie, że nie do przebycia. A Kai’rig *poznał*, że w ucieczce przed śmiercią sam doprowadził do swego zniewolenia. Tym są właśnie kajdany Kai’riga, niewolą, w którą się wpędziłem w ucieczce od śmierci.”
Pelaios mrużył oczy chłonąc słowa Lig’gora, odzierając je z mocno rozpraszającej uwagę, dziwnej składni i przyswajając jedynie sens wypowiedzi.
Czy kryształ podtrzymuje to miejsce przed ostatecznym zawaleniem, czy tylko blokujesz nim przejście w głąb? – zapytał na głos, choć sam również zaczął oceniać czy usunięcie struktury zagroziłoby trwałości ścian i sufitu.
”I jedno i drugie. Żyły, które się z niego rozpościerają chronią mnie przed tym by spadające skały nie zakończyły mej ścieżki. Nie jest mi bowiem dane bym mógł wyzwolić się z mego więzienia i nie zostać zgładzonym bez pomocy. Jednako stoję na straży przejścia prowadzącego do rozdarcia między światami i zła przy nim oczekującego, aż ostatecznie całkowicie opadnę z sił lub go nie uwolnię. Strzeżcie się jednak, bowiem *poznałem* przez ten czas liczne jego próby na wdarcie się do mego umysłu. Kiedy zaś to by się stało lub napotkałbym śmierć wówczas wzniesione przeze mnie mury rozwieją się.”
Za kryształem rzeczywiście musiało kryć się coś strasznego. Elf począł odczuwać to niczym powiew fal ciemności. Jak bicie mrocznego serca. Smutny zdawał się los tego podróżnika. Powoli wyczekiwał własnego końca, będąc więźniem w celi, którą sam stworzył. Strzegąc samotnie przejścia i mając świadomość, że pomoc pewnie nigdy nie nadejdzie. Postanowił jednak dalej *milczeć*, zostawiając rozmowę z githem pozostałym.
Hanah zamyśliła się. Spojrzała na pozostałych wodząc spojrzeniem po ich twarzach.
Widzę to tak, stawiamy czoła temu co jest za tym kryształem. Robimy to aby uwolnić te ziemie od zła jakie tu zaległo. Robimy to aby uwolnić Lig’gora z kryształu. Robimy to aby uwolnić siebie od tego miejsca. Razem. Wszyscy. Za tych, którzy żyli i padli ofiarą tego zła. Za tych, którzy byli nam bliscy. Aby skończyć co zaczęliśmy. Odnaleźć co zagubione. Jesteście na to gotowi? Zapomnieć na moment o podziałach i różnicach? Niepewności? Zjednoczyć się w jednym celu? Ja jestem, samej sobie jednak nie poradzę. Potrzebuję was. Każdego z osobna. Pomożecie?
Ognista przemowa Dzierlatki sprawiła, że Neff na chwilę zapomniał o przytłaczającej energii zła. Przytaknął będąc pewien, że wraz z towarzyszami uda im się wreszcie doprowadzić tę historię do szczęśliwego zakończenia. Zastanawiał się jednak czy dla Lig’gora również uda się odnaleźć sposób na wyjście z ciężkiej sytuacji. Nie może się przecież ruszyć, będąc uwięzionym w krysztale. Nie mógł też rozproszyć kryształu, nie narażając się na śmierć pod tonami skał i ziemi.
Pelaios był bardziej pod wrażeniem przemowy Hanah niźli sam chciałby to przyznać. Poczuł drgnięcie w grdyce i dziwny dreszcz przechodzący po karku. Skinął głową.
Tak – wyrwało się przez zaciśnięte gardło.
Cely skinęła twierdząco kapłance, spoglądając na nią z uznaniem.
Zrobię wszystko byleby się wydostać z tego bagna – odpowiedziała jej Valfara.
Masz moje sztylety – potwierdził Zaszir.
Rozległ się również trzask pancernej rękawicy uderzającej o napierśnik. Tarcza skinął sztywno głową. Zawtórował mu Dagonet, uderzając kiścieniem w swoją tarczę i dodając głośne “Aye!”.
Jakom przewidziała takie nasze przeznaczenie – i Troa dorzuciła swoje trzy miedziaki.

Uwagę Mukalego odwróciła na chwilę przemowa kobiety, co było bardzo dziwne, nawet jak na tutejsze standardy. Nie mógł się jednak dekoncentrować.
Uczynię zatem, co w mojej mocy, na co pozwolą Przodkowie i Wódz, abyśmy obaj odeszli z tej ziemi śmierci ku rodzinnym ziemiom życia i bratniej krwi, i łowów do utraty tchu wśród chwalebnej śmierci. Odnajdę sposób, by uwolnić cię z niewoli, która pęta twe ciało, Przybyszu z Kryształu. Niech wszakże twe usta wyrzeką względem mnie jedną jeszcze rzecz, a ich słowa niech niosą prawdę: czy wiesz coś o mężnym ludzie Mutampa, ludzie wojowników? Szpetna starucha wróżyła, że lud mój spotyka śmierć, czy jej mętne wieszczby mają w sobie ziarno, które jest zalążkiem wielkiego drzewa prawdy?
”Kiedym *poznał* krainę, z której się wywodzisz *poznałem* również lud określany mianem Mutampa. Rozczarować cię jednak muszę, bowiem nie dysponuję wiedzą, której poszukujesz. Spotkanie moje z nimi miało miejsce gdym był jeszcze u początków mej wędrówki. Nie dane mi jest również przeniknąć tkanki czasu by *poznać* to co dopiero nadejdzie. NIemniej podczas wędrówki doszły mych uszu różne opowieści i szepty jakoby pośród sfer miało dochodzić do nowych, licznych potyczek między wysłannikami sfer wyższych i niższych, lecz nie mnie należy pytać o prawdę w tych słowach.”
Mukale wykonał lekki ukłon w kierunku githa.
Dzięki więc zanoszę przed twe oblicze, Przybyszu z Kryształu, za wszystko, o czym zechciałeś mi opowiedzieć. Dałeś strudzonemu wojownikowi blask nadziei, któregom tak potrzebował pośród wszędobylskich, dojmujących ciemności. Jakem rzekł, tak uczynię, i będę poszukiwał sposobu, by uwolnić cię od sideł, jakie na cię zastawił nieprzyjaciel.
”Jest sposób by mnie uwolnić z kajdan Kai’riga. Podczas mego spętania umysł mój *poznał* dwa z nich. Pierwszy polegający na przytrzymaniu ciążącej nade mnie lawiny, wystarczyłaby krótka chwila bym zdążył nagiąć przestrzeń i przenieść me ciało. Drugi zaś zawiera się w tym, że ktoś inny przeniósłby me ciało w chwili, kiedy uwolnię się z mego więzienia, a lawina utraci podporę.”

 
Koime jest offline  
Stary 03-10-2019, 21:24   #122
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
alfara z Zaszirem przyjrzeli się kryształowym żyłom trzymającym strop w kupie.
Jak na moje to musielibyśmy zbudować tutaj niezłe rusztowanie.
Neff również przypatrywał się, zastanawiając czy jego kinetyczna bariera chociaż na chwilę dałaby radę utrzymać taki ciężar.
Mukale spojrzał z gniewem na Troę i Rowenę.
- I na cóż czekacie? Aż dotąd co chwila chlubiłyście się swoimi zdolnościami szamańskimi, jedna lepsza od drugiej. Teraz macie okazję się wykazać inaczej niż przez czcze słowo czy niejasne wróżby. Któraś potrafi pomóc Przybyszowi z Kryształu? - Nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Nephilina. - Rozmawiający z Duchami, czy jesteś w możności oswobodzić uwięzionego? Może pomoc naszych kobiet na coś ci się zda?
Mistyk odwrócił się w stronę dzikiego wojownika, przecząco kręcąc głową. Odpowiedział na głos, lecz wciąż starał się maskować swe myśli.
Niestety. Mógłbym wznieść barierę… tarczę szamańskiej mocy. Boję się jednak, że wytrzymałaby jedynie ułamek uderzenia serca. Być może gdyby czyjeś czary potrafiły jakoś ją wzmocnić, dałaby radę wytrzymać ciut dłużej. Coś takiego jak rytuał tworzący niewzruszoną sferę mocy. Z tego co pamiętam było to jedno z zaklęć z repertuaru legendarnego Leomunda. Tak czy inaczej, coś takiego doprowadziłoby pewnie w końcu do zawalenia się korytarza, więc teraz nie możemy chyba z tego skorzystać. Powiedzcie mi jednak, czy jesteśmy w stanie być pewni, że ta osoba jest z nami szczera?
O tym zapewnić cię nie zdołam, Rozmawiający z Duchami - odrzekł Mukale – lecz spośród tych, któryśmy spotkali w ciągu naszych łowów, jedynie Przybysz z Kryształu zdaje się posiadać mądrość o tym, do czego zaszło na tej martwej ziemi. Już to, że zna krainę Mutampa, daje nam poznać, że widział wiele i jego pomoc może być nam cenna, w przeciwieństwie do niektórych dalszych pobratymców. Jeżeli ktokolwiek ma być nam prawdziwą pomocą, on jeden. Jeśli zaś serce jego pełne jest przewrotności i jadu, zginie niechybnie w obliczu tak wielkiej naszej wielości, niczym pająk w walce z legionem mrówek.
Neff wciąż jeszcze nie miał pewności, co do prawdomówności przybysza. Informacje o plemieniu Golasa gith mógł przecież posiąść, czytając wspomnienia wojownika. W tym jednak momencie jednak elfa poruszyło coś innego. Od kiedy właściwie stał się na tyle nieufny? Czy to czające się zewsząd niebezpieczeństwo, czy może mroczna aura tego miejsca sprawiły, że popadł w taką paranoję? Wziąwszy głęboki oddech, wyłączył magię ochronną swego pierścienia i otworzył swój umysł dla Lig’gora.
Zróbmy więc co w naszej mocy, by mu pomóc.
Hanah dołączyła do rozmowy.
- No to jak chcemy się z tym rozprawić? - wskazała na kryształ. - Za pomocą kostura możemy spowolnić nieco upadek kamieni. Tylko to wciąż będzie spadać. Tarcza psychiczna może co prawda spowodować, że magia kostura przestanie działać.
Pelaios krytycznym spojrzeniem omiótł kryształ, ściany oraz sufit.
Szczerze powiedziawszy to jest ten moment, w którym mięśnie i spryt przegrywają z magią. Nikt z nas nie jest półolbrzymem, by podtrzymać strop. Nikt też nie jest na tyle szybki, by przenieść więźnia gdy podpora zniknie. Zostaje nam tylko zaryzykować z magią. Roweno… Hanah, nie mogłybyście odtworzyć tej pieczęci z wrót, ale znakami pokryć sufit? Zdaje się że służyła ona jako bariera.
Wątpię w to – odpowiedziała magiczka. – Ten, kto ją stworzył posiadał większą moc i wiedzę, aniżeli ja, nie wiem czy nawet wspólnie dałybyśmy radę zrobić coś podobnego. Glif udało nam się przełamać, ale to było szczęście, gdyby nie jej uszkodzenia nie wiem ile by nam to zajęło.
Kobieta westchnęła. Z torby przerzuconej przez ramię wyjęła księgę i zaczęła ją wertować.
Teraz żałuję, że znam głównie zaklęcia iluzji… Nie. Niewidzialność czy proste czary ognia lub lodu nam tutaj nie pomogą.
Wybaczcie, ale me przepowiednie nie ostrzegły mnie, że będzie trzeba nam dziś przenosić góry lub powstrzymywać lawiny. Na moje oko przydałby nam się tutaj mag przemian. Taki jak ten, który stworzył ten kostur, który trzymasz – Troa wskazała na tenże w ręce Hanah. –Taki to by załatwił to raz dwa.
Nie mamy jednak takiego jak mniemam. No chyba, że jednak ktoś zna czar przemian to można go przenieść na kostur. Na szczęście to nie jest niczym więcej jak przyspieszoną pracą fizyczną – kapłanka zrobiła krótką pauzę aby do wszystkich dotarło ci sugeruje. – Trzeba zakasać rękawy i po prostu zbudować podporę z tego gruzu.
Valfara spojrzała na nią nieprzekonana.
Nie wiem jak chcesz zbudować z gruzu coś solidnego, ale ja tego nie widzę. A jak nawet zbudujemy to co? Rozbijemy tutaj obóz po tym jak będziemy zmęczeni bogowie wiedzą jak długim ustawianiem tych kamieni? Przypominam ci, że ona może już do tego czasu nie żyć – wojowniczka wskazała na Astine, która krzywiąc się z bólu siedziała pod ścianą kawałek dalej w korytarzu.

Mukale obrócił się ku niej energicznie.
To może byś chociaż raz zaproponowała, co zrobić, miast wiecznie jęczeć i okazywać pogardę wobec reszty plemienia?! Na Przodków, gdybym był twoim mężem, ani jednego zęba byś nie miała! Chociaż kto by chciał taką…
Zamknij wreszcie mordę zasrańcu chędożony!
Pięść Valfary wbiła się w policzek Mukalego przekręcając lekko jego głowę. Druga natychmiast pomknęła ku jego brzuchowi. Uderzenie sprawiło, że delikatnie skłonił się w jej stronę. Złapała go za szczękę by ich wzrok był na równi.
Sam jęczy tylko i gada. I nie masz prawa mówić o moim mężu!
Słowa niemal wydyszała ze wściekłości, a Mukale wówczas wyrwał się z jej uścisku, który musiał przyznać miał w sobie jakąś siłę.
To było zbyt wiele dla wojownika. Wyrwawszy się z uścisku kobiety, sięgnął po Świętą Włócznię Kalamalli.
Na tyle cię stać, tak zwana wojowniczko? Komara byś nie ubiła - splunął pod jej stopy. – Dosyć mam twej bezczelności. Od pierwszych słów, któreś wyrzekła, jesteś mi uciążliwa niby kolec wbity w stopę. Czas to zakończyć. Wyjmij broń, kobieto. Ubiję cię jak sukę i wyrwę twoje spaczone łono.
Cely skupiła się wywołując przed oczami Mukalego ścianę z której wyrastały potężne kolce. Ściana była jedynie iluzją, lecz dziki wojownik wierzył w jej istnienie oraz to, że ta mogła go zranić.
Uspokójcie się do cholery! Obiecaliśmy, że póki co odłożymy waśnie! Oboje jesteście upierdliwi jak wrzody na dupie! Zresztą zrzędliwa czy nie, Valfara ma rację… Astine już długo nie wytrzyma! – wrzasnęła na awanturujących się.
Jak z nim skończę to będzie o jednego wrzoda mniej! – Valfara nie raczyła dać za wygraną. Ostrza wysunęły się z pochew.
Valfara... – Zaszir próbował zareagować, lecz zatrzymała go gestem.
Nie wtrącaj się! Pozbędę się go i będzie można zająć się prawdziwym problemem!
W tym momencie przed nogami wojowniczki buchnął ognisty pocisk.
Ani się waż… – zaklinaczka wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Wtem przed pół-drowką stanął błędny rycerz z tarczą i uniesioną dłonią. Skrzypiąc metalicznie pokręcił przecząco głową.
Nie powiem Ci gdzie mam ten pieprzony rycerski kodeks i honorowe pojedynki. W tej krainie to honorem można sobie tyłek podetrzeć. Jeśli chcemy przeżyć musimy współpracować, także przestańcie się zachowywać jak dzieci!
Rycerz wskazał otwarcie na Mukalego.
Też mam po dziurki w nosie jego zachowań i przekładania naszych na jego kulturę, ale ona nie jest lepsza. – zauważyła Cely.
Hanah miała sama zareagować, lecz zaklinaczka ją uprzedziła. W zasadzie nawet dobrze wyszło, bo kapłanka samej obojga by nie spacyfikowała. Widząc, że Valfara jeszcze cokolwiek jest w stanie powiedzieć rzuciła się na Mukalego aby założyć mu chwyt unieruchamiający. W duchu modliła się do Ilmatera aby udało się bezkrwawo rozwiązać tę sytuację.

- Czy to twoja sprawa? - zwrócił się Mukale do Celaeny - Pozostaw naszą walkę między nami…
Korzystając z okazji Hanah spróbowała złapać Mukalego i zastosować na nim jeden z wyuczonych chwytów, lecz ten był dla niej zbyt masywny, a mięśnie jego tak mocne i twarde, że wydawało jej się jakby próbowała powalić kamienny blok. Wytrąciłą go jednak na tyle z równowagi aby przerwać jego wypowiedź.
Nigdy nie uważałam tej grupy za jakiekolwiek plemię, a ciebie za jakiegoś przyjaciela, ale dopóki, nasze przetrwanie zależy od nas nawzajem, to tak, jest to też moja sprawa, także uspokój się z łaski swojej! – Cely warknęła tym razem w stronę wojownika, a groźnie wyglądające kolce z wyimaginowanej ściany, wydłużyły się nieco zbliżając się o kilka centymetrów do mężczyzny.

Pelaios nie był specjalnie zdziwiony. Zły owszem, ale niemal wyczekiwał kolejnego sporu, o czym z resztą rozmawiał wcześniej z Hanah. Z początku chciał się wtrącić ale Cely powiedziała wszystko co można było powiedzieć.
Pewnie... Pozabijajcie się – mamrotał pod nosem nawet nie starając się przekrzyczeć Cely, czy narastającej wrzawy. – Jako trupy z pewnością sobie lepiej poradzimy... Na następną wyprawę zabieram nekromantę. Taki to zawsze się przyda…
Oparł się bokiem o kryształ i spojrzał przez taflę na nieznajomego.
Wybacz że musisz to oglądać.
Po chwili w umyśle Pelaiosa pojawiły się następujące słowa:
“*Znam* ja sytuacje takie jak ta. Moi przodkowie zostali podzieleni po tym jak stawili czoła swym wrogom. Odzyskawszy wolność doszło do sporu między Gith, zwaną wyzwolicielką i Zerthimonem, którego mój Lud zwie bohaterem. To za jego przykładem *poznaliśmy* siebie na powrót kiedyśmy zapomnieli. Niech ci jednak będzie wiadome, że Gith chciała dalszej wojny z naszymi ciemiężcami, z Illithidami, Zerthimon natomiast chciał budować pokój. W jednym ludzie powstał rozłam, Zerthimon i Gith nie *poznali* wzajemnego zrozumienia i tak oto powstała przypowieść o tym, że nad światem nie może być dwóch niebios. I tak oto my, którzy zwiemy się Ludem, a których inni *znają* jako Githzerai toczymy wieczny spór z Githyanki, tymi, którzy podążyli za Gith i *poznali* ścieżkę wiecznej wojny i urazy. Podczas mych dalekich sferycznych podróży *poznałem* smak najsłodszych owoców jakie można znaleźć w Wieloświecie, *poznałem* zło demonów i dobro aniołów. Stąpałem po polach Wojny Krwii, gdzie Baatezu i Tanar’ri toczą odwieczną wojnę o to, które *zło* jest tym prawdziwym. *Poznałem* również, że konflikt jest nieodłączną częścią wolnej woli. Decydowanie za tych, którzy stoją po jego obu stronach byłoby aktem odebrania tej woli. Aktem zniewolenia. Aktem, którego nie uczynię.”*

Choć z początku zaskoczony nagłym wybuchem agresji, Dagonet wkroczył pomiędzy Valfarę a Mukalego, wspierając w ten sposób Celaenę. Miała jednak nieco oleju w głowie i dla paladyna było miłym zaskoczeniem, iż postanowiła rozwiązać konflikt nie spopielając nikogo, czego Dagonet z reguły spodziewał się po elfach o jej kolorze skóry.
Powstrzymajcie się od mordobicia, a stal zachowajcie dla tych, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Natychmiast złóżcie broń! Ty przybyszu, powstrzymaj swój język, zanim wyrządzisz nim więcej krzywdy, bo prawdę mówiąc, to ci się należało. A skoro dostałeś już nauczkę, mam nadzieję, że następnym razem przemyślisz swe słowa, nim bezmyślnie spluniesz nimi komuś w twarz. Masz rację Valfaro, spróbuję pomóc Astine – paladyn wbił jeden ze swoich oszczepów w szparę w kamiennej posadzce, jakby chciał zaznaczyć, że jego oręż nadal stoi na drodze między dwójką zwaśnionych awanturników. Podszedł do rannej łowczyni, przyklęknął przed nią i kładąc jednocześnie dłoń na jej ramieniu, starał się skupić resztki pozytywnej energii, które pozostały w tym przeklętym miejscu.
Wybacz, że tylko tyle potrafię ci pomóc. To miejsce sprawia, że operowanie moją magią jest bardzo męczące, a musimy oszczędzać siły na to co nas tutaj czeka – uśmiechnął się niepewnie do dziewczyny. Ujrzał w jej spojrzeniu wdzięczność i ustępującą cząstkę bólu, lecz dalej nie było to coś co zdołałoby postawić ją na nogi, a przynajmniej na tyle, by mogła być przydatna w wyczekiwanej konfrontacji.
Pół-elfka także posłała pełne wdzięczności spojrzenie zarówno w kierunku Dagoneta jak i Hanah, którzy włączyli się do próby przeszkodzenia dwójce awanturników.
Podeszła do wojownika i zwróciła się do niego grzecznym tonem.
Dzięki za pomoc, wskakiwanie między ten żywy taran, a tą furiatkę naprawdę jest czynem godnym podziwu.

Obserwując całe zamieszanie, jakie powstało w obliczu zwykłego przecież pojedynku, Mukale nie dowierzał własnym uszom. Widać honoru w tej krainie nie szanowano za grosz. Na ten moment nie mógł jednak przekroczyć ściany, jaką wyczarowała czarnoskóra kobieta, nie zamierzał się też wdawać w dyskusje ani tym bardziej słuchać moralizatorstwa tutejszych. Spojrzał, nieco już uspokojony, na Wodza, szukając jakiegokolwiek poparcia i zrozumienia.
Czy choć ty jeden, Wielki Bawole, pojmujesz, co tutaj się rzeczywiście stało? Wdowo, nie próbuj tego więcej, proszę cię o to. - Słowa jego były wyważone, lecz w głosie zabrzmiała jakaś ostrzegawcza nuta.
- Zrobię to, jeśli ponownie podniesiesz broń na kogokolwiek innego niż to co czyha na nas za tym kryształem. Powtarzaliśmy ci, że tu panują inne zasady. Wszyscy ci to mówili od Neffa, po Pelaiosa. Nie słuchasz i dalej robisz swoje. Jesteś tu obcy i wykazaliśmy się wystarczająco dużą ilością cierpliwości wobec twoich zwyczajów. Dość. Nie jesteś u siebie i nikt nie zamierza dalej tolerować twojego zachowania! - w końcu i kapłance puściły nerwy. - Jak masz ochotę dalej się rzucać o byle gówno to idź i strać życie w walce z tym co nas zaatakowało na zewnątrz, bo nie pozwolę ci podnieść ręki na nikogo stąd.*
Na słowa Hanah, Celaena odwróciła się od Dagoneta, skłoniła się w kierunku kapłanki i zaczęła klaskać.
No, na reszcie ktoś odważył się powiedzieć to o czym ja mówię od samego początku, ale mnie się zarzucało próbę zwracania uwagi na swoją osobę… – powiedziała, kończąc zdanie z lekko słyszalnym wyrzutem w głosie.
Już dawno mówiłam, że próba przedstawienia mu naszej rzeczywistości na jego sposób nie jest dobre. - dodała.
Mukale zignorował krzyki kobiet. Zawiodła go nieco Wdowa, dała się bowiem ponieść tym samym szczeniackim emocjom, co Czarnoskóra. Wciąż oczekiwał odpowiedzi Wodza, ona jedna go rzeczywiście interesowała.
Neff z odrobiną współczucia przyglądał się jak dziki wojownik stał dumnie naprzeciw zjednoczonemu przeciwko niemu frontowi. Sam również był przybyszem w tej krainie, lecz zachowanie i kultura jego ludu podobne były do tych panujących na kontynencie. Stanął więc obok czarnoskórego barbarzyńcy, starając się dodać mu chociaż trochę otuchy.
Co do jednego macie rację. Na rozstrzygnięcie naszych sporów jeszcze przyjdzie czas. Teraz musimy skupić się na innych kwestiach.
Uważam jednak, że nasz mutapiański towarzysz powinien przeprosić Valfarę. Ja twierdzę, że jej uwaga co do czasu budowania podpory i stanu Astine była trafna, a on nie dość że kazał jej milczeć, to bezpodstawnie znieważył i ją i jej zmarłego małżonka. Do jakiej kultury by nie należał… tak się nie godzi. – zauważyła zaklinaczka.
Dostał od niej w twarz, wydaje mi się, że są kwita – rzucił z kąta od niechcenia Dagonet.
Zaklinaczka spojrzała na niego z lekkim przekąsem, jednak po chwili namysłu westchnęła i odpowiedziała.
Być może, masz rację…
A co ty zamierzasz teraz zrobić? – mistyk zwrócił się do Valfary, nie spuszczając wzroku z jej wyciągniętej broni.

Valfara przez ten cały czas zdążyła się już uspokoić, opuściła miecze, lecz ich nie schowała. Dostrzegła wzrok elfa.
Szczerze? Skończyć z tym cholerstwem, które tam się czai i wreszcie uwolnić się od tego przeklętego miejsca. Ale jeżeli ten dzikus – jednym z ostrzy wskazała na Mukalego. – Będzie stał na drodze to się go pozbędę. Widzę, że wam też już nerwy puszczają i macie dość tego skamlącego idioty. A broni nie schowam, nie jestem głupia. Jak się na mnie rzuci będziecie sobie mogli zabrać kawałki na pamiątkę.
W tym samym czasie Troa obserwowała całe zajście w ciszy. To nie była jej sprzeczka. Bardziej zdenerwowana była zaś Rowena, która od początku awantury niemal kryła się za ramieniem Dagoneta. Teraz zaś niemal równie wyczekująco co Mukale spoglądała na Pelaiosa.

Diabelstwo zaś oderwało wzrok od githa zaskoczony jego mądrością, która otworzyła mu nieco oczy. Potoczył spojrzeniem po towarzysząca myśląc "a może rzucić to wszystko i pojechać do Amn?". Z niechęcią dostrzegł że wszyscy na niego patrzą. Czuł się na jak wtedy gdy jako dziecko przyciągał niechcianą uwagę samymi rogami. Teraz chodziło o co innego, ale wrażenie było podobne.
Zaiste… – skinął głową Mukalemu odpowiadając poniekąd na jego pytanie. – Wiele w nas wiedzy co powinna zrobić i myśleć druga osoba, a tymczasem problem kryształu wciąż nierozwiązany. Mam wrażenie że kierujemy nasz potencjał w złą stronę. Również uważam że przesadziłeś Mukale. To były gorzkie i okrutne słowa. Nie jestem zwolennikiem rękoczynów, ale trudno. Mleko się rozlało. Jak to zwykła mawiać moja niania, "gęba nie szklanka" – Pelaios uświadomił sobie że wojownik może nie wiedzieć czym jest szklanka – Rzecz w tym że to nie czas i miejsce na takie spory. Żadne z nas nie jest winne sytuacji w jakiej się znajdujemy i pozornej niemocy jaka nas ogarnia. To to coś z innego świata oraz aura tego miejsca są winne wszystkich przeszkód z jakimi musimy się borykać i z jakimi jeszcze przyjdzie się nam zmierzyć. Hanah chciała byśmy walczyli razem. Razem, a nie przeciwko sobie…
Pelaios zawiesił głos uświadamiając sobie że nie porwałby swoją przemową żebraka, nawet gdyby obiecywał mu złoto. Z drugiej strony… czy on sam w ogóle potrzebowałby takiej przemowy?
Postanowił przenieść uwagę na właściwe tory.
Pomóżcie mi. Jakie mamy opcje? Praca fizyczna długa ryzykowna dla Astine. Nie dysponujecie odpowiednią magią… przemian, tak? Może udałoby się ustawić tarcze i oręż tak by chociaż przekierować częściowo lawinę zamiast ją całkowicie powstrzymywać?

Hanah westchnęła, Mukale zaś, również nieco uspokojony, uświadomił sobie, że biorąc teraz słuszny odwet, na szwank może narazić dobrego całego swojego ludu - tego ludu, z którego się wywodził. Wedle słów wiedźmy byli bowiem w niebezpieczeństwie i tylko on jeden mógł ocalić Mutampa od zapomnienia. Nie wątpił, że kobieta była mocna tylko w gębie, ale walka z nią mogłaby go osłabić podczas nadchodzących łowów na lęgnące się tutaj zło. Aż tak nie warto było ryzykować. Nie zamierzał jednak zapomnieć Valfarze bezczelności, jakiej się wobec niego dopuściła.

Spojrzał na Rozmawiającego z Duchami i kiwnął lekko głową, na znak dziękczynienia na udzielone niemo poparcie. Jeśli od kogokolwiek w tym plemieniu mógł oczekiwać oznak solidarności i wierności, to od niego i Wodza. Reszta współplemieńców widać lekceważyła głęboko więzy ducha, które winny być wyznacznikiem działania każdego członka ludu.

Wódz ma słuszność. Dałem się ponieść gniewowi, bo bezczelność i głupota niektórych mieszkańców tej krainy woła o pomstę do Przodków. Jest to jednak słuszna lekcja cierpliwości, która winna odznaczać wojownika. Jesteśmy na łowach, jako że idą za nami fałszywi przyjaciele, powinniśmy zachować siły i szczególnie baczyć na każdy cień. Wróg nie śpi. I ten prawdziwy, i ten ukryty - zakończył ukłonem w kierunku Wielkiego Bawoła. – Twoja wola jest moją. Prowadź, Wodzu.
Valfara przysłuchiwała się temu z twarzą wyrażającą niechęć, lecz nie rzekła nic. Z bacznością obserwowała jednak Mukalego. Z metalicznym zgrzytem ostrza wróciły do pochew, powoli. Wojowniczka jednak nie ruszyła się z miejsca tam gdzie stała.
Myśl, a nie prowadź, prowadź. Nie wydaje mi się aby kostur miał się jakkolwiek dalej rozrosnąć… ale w sumie mam ciąglę księgę zaklęć tego maga z Silverymoon. Panienko, może ty ją odszyfrujesz, bo nie udało się nam tego wcześniej uczynić – kapłanka wyjęła i podała wspomnianą księgę Rowenie. Nie była zadowolona, że samej nie potrafiła odczytać stranic, ale może mag maga prędzej zrozumie.

 
MrKroffin jest offline  
Stary 07-10-2019, 16:48   #123
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Rowena tymczasem uspokoiła się i westchnęła głęboko widząc, że konflikt został zażegnany. Wpatrywała się przez chwilę w Pelaiosa nieodgadnionym spojrzeniem. Kiedy zaś zbliżyła się do niej Hanah z księgą owego maga, który zginął w krypcie dostrzegła w oczach magiczki ten charakterystyczny błysk głębokiego zaintrygowania i ciekawości. Ciężar księgi spoczął w jej rękach i pomimo opanowanego i raczej dostojnego wyrazu twarzy Hanah wręcz instynktownie wyczuła, że część Roweny cieszyła się właśnie jak dziecko.
Zrobię co w mojej mocy. – Nie czekając rozłożyła księgę na podłodze korytarza i przywołała bliżej jedną ze świetlistych sfer. Ostrożnie wyciągnęła rękę w kierunku opinającej tomiszcze klamry, lecz zawahała się. Kątem oka spojrzała na Hanah, po czym już bez większych oporów rozwarła księgę. Przerzuciła kilkanaście stron przy niektórych zatrzymując się na moment. Wreszcie wczytała się na moment w jedną albo dwie.
Powinno mi się udać… Mój nauczyciel wspominał mi o kilku popularniejszych kodach stosowanych przez magów i nie wykluczone, że mamy tutaj do czynienia z jednym z nich.
Nie czekając na niczyją odpowiedź zabrała się za studiowanie kolejnych stron. Kilka pierwszych zdawała się czytać w całości, by kolejnym poświęcać coraz to mniej uwagi. Po dłuższej chwili niemal już przerzucała jedną za drugą. Nagle przykuła wzrok do jednej z nich, a następnie pośpiesznie poderwała księgę z ziemi, co skończyło się tym, że kolejne fragmenty jej sukni pokrył kamienny pył.
Neffie, wspominaliście wcześniej o zaklęciu z repertuaru samego Leomunda, czyż nie? Wydaje mi się, że je znalazłam, ale by go użyć potrzebuję okrągłego kryształu, może z pierścienia? Czegoś tego rodzaju. – Spojrzała pytająco na elfa podnosząc wzrok znad magicznych zapisków, a potem również po pozostałych.
Na jak długo kryształ ten będzie ci potrzebny? Wystarczy chwila? – zapytał z ciekawości elf.
Szlachcianka zagłębiła się na chwilę w lekturę.
Do wykonania rytuału potrzebuję około parunastu minut.
Jedyny kryształ, który przychodzi mi na myśl to ten znajdujący się na czubku kostura, lecz ten niestety nie jest okrągły. Chyba, że udałoby się nam coś wyszukać w biżuterii, którą znalazłeś w karocy, Lisie.
Może być mały. Musi to być dowolny kamień szlachetny albo kryształ, ale owalny.
Kapłanka zrobiła na moment dziwną minę i zaczęła przebierać w swoich rzeczach. Co jakiś czas wyciągała i odkładała z powrotem pierścienie jakie do tej pory znaleźli. W końcu z ponad dziesięciu jakie przewertowała wyciągnęła jeden z owalnym kryształem. Zaraz potem wzięła sierp i zaczęła gmerać ostrym kawałkiem przy krawędzi aby go wysmyknąć na wierzch. Po paru próbach ten wreszcie wyskoczył.
Prosze bardzo. Mam nadzieję, że będzie odpowiedni
Rowena wzięła kamień do ręki i rzuciła na niego okiem.
Bardzo ci dziękuję. Wystarczy.
Ruszyła w kierunku kryształu githa i wtem zatrzymała się w pół kroku.
Jesteśmy pewni tej metody? – rzuciła jakby nagle tracąc pewność. Emanująca od niej aura ekscytacji momentalnie zniknęła.
Naszły cię wątpliwości? Myślisz, że mogliśmy coś przeoczyć? – zapytał Neff.
Nigdy nie rzucałam tego zaklęcia, a co jeżeli coś pójdzie nie tak i…
Zapytaj jego – elf wskazał na postać zamkniętą w krysztale.
Rowena popatrzyła za zamkniętego w krysztale githzerai. Po chwili przytaknęła i zabrała się do pracy.

Z pomocą pozostałych uprzątnęła na tyle na ile było to potrzebne miejsce wokół kryształu i za pomocą kamienia zaczęła zataczać krąg oraz kreślić symbole. Trwało to długo i wymagało wielokrotnego powtarzania, lecz w końcu zaczęli dostrzegać jak wokół niej zaczyna powoli połyskiwać niewielka, błękitna kopuła z mocy nabierająca intensywności i zatracająca mętność z każdym pociągnięciem kamienia oraz wyrysowanym znakiem. Po długich chwilach spędzonych na oczekiwaniu bariera z magicznej energii nabrała pełnego koloru, a Rowena stała się całkowicie niewidoczna. Z błękitnej tafli wyłoniła się głowa Rowena spoglądająca na swoje dzieło krytycznym okiem.
Chyba się udało. Możecie rzucić kamieniem by sprawdzić czy wszystko jest jak być powinno?
Zaszir pochwylił się i zabrał z ziemi pierwszy kawałek skały, jaki wpadł mu w ręce i łukiem cisnął w kierunku kopuły. W chwili, kiedy pocisk uderzył o błękitną powierzchnię rozszedł się delikatny, głuchy dźwięk. Kamień odbił się lekko, a następnie zsunął na dół. Rowena westchnęła.
Lig’gorze, jesteście gotowi?
W głowach ich wszystkich pojawiła się odpowiedź:
”Ja jestem. Wy zaś odsuńcie się by was spadające skały nie poraniły.”
I uczynili wedle jego życzenia. Cofnęli się w głąb korytarza, zaś świetliste kule zawieszone były nad nieopodal błękitnej kopuły.
”Niech się stanie.” – Słowa githa wybrzmiały w ich głowach i ostatnią rzeczą jaką zobaczyli była scena, w której to kryształ, więzienie Lig’gora niemal momentalnie rozpłynęło się, rozwiało w niebyt. Ciało psiona zaczęło spadać w kierunku błękitnej sfery, a wraz z nim z sufitu runęła lawina. Niezliczona liczba kamieni i skał pomknęła w dół, świetliste kule rozwiały się, a w stojących nieopodal awanturników uderzyła chmura pyłu i ogłuszający hałas, w którym można było wyłapać charakterystyczne głuche dźwięki.

Po chwili zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami pojedynczych kamyków odbijających się od rumowiska. Kiedy zaś kurz opadł dobiegł do nich dźwięk jakoby urywanego świstu, a przed nimi rozległo się tąpnięcie i hałas kolejnego osuwającego się i spadającego gruzu. Za nimi rozległ się głęboki wdech oraz pokasływanie, z czego to drugie bez problemu zidentyfikowali jako należące do Roweny. Kiedy zaś ustało ponownie pojawiły się świetliste kule i ich oczom ukazała się koścista, wysoka sylwetka odziana w specyficzne szaty.
”Zaskarbiliście sobie mą wdzięczność nieznajomi.”
Przodkowie dali – wyrzekł jakby uradowany Mukale – Witaj pośród ludu, Przybyszu. Twoje uwolnienie niechaj będzie nam zapowiedzią lepszej przyszłości, twojej i naszej. – I choć rzekł naszej, przed oczami miał przede wszystkim przyszłość ludu Mutampa.
–[i] Rowena… Panienko, nic ci nie jest? [i]– do magini od razu doskoczył Dagonet, który przez całą operację ze strachu o szlachciankę zagryzał wargi.
Dziewczyna wzięła jeszcze kilka głębszych oddechów.
Nie, na całe szczęście nie. Lig’gor zabrał mnie stamtąd. – Uspokoiła Dagoneta i zwróciłą się do githa. – Dziękuję ci.
Githzerai jedynie skinął głową.
”Przygotujcie się, bowiem za chwilę przyjdzie nam stanąć do walki. Niech wasze ostrza będą ostre, a umysły czujne. Ta istota zapewne już *poznała* prawdę o mym uwolnieniu. Już wiele razy próbowała dostać się do mego umysłu… Długie cykle pełne wysiłku osłabiły mnie i obawiam się, że TO *pozna* mą słabość i nie zawaha się jej wykorzystać. Jeżeli zdołałaby posiąść mój umysł, wówczas nic już nie będzie powstrzymywać jej przed korzystaniem z pełni swych mocy.” – Owe słowa rozbrzmiały w ich umysłach.

Przewidziałam, że ta chwila nastąpi i mam na nią coś specjalnego – rzekła Troa grzebiąc w swej torbie. Po chwili wyjęła z niej dwa gliniane słoiczki. Otworzyła jeden z nich i ujrzeli, że wewnątrz była lekko połyskliwa maź.
Nałóżcie to na swój oręż. Będzie on mógł wówczas zranić to co nie pochodzi z naszego świata.
Hanah popatrzyła przez moment na swoje dłonie. Z jakąś rezerwą, ale jednak uznała, że je umazia w tej mazi. Cely widząc to uczyniła to samo, a po niej na ostrze swej włóczni roztwór nałożył Mukale. Pelaios bez wahania (wszak widział już dziwniejsze rzeczy) również skorzystał, smarując maścią ostrze rapieru. Czynili tak też pozostali, jedno za drugim, a oręż stopniowo nabierał delikatnego, lekko szarawego poblasku.

Lig’gor przyglądał się temu co miało miejsce i dość zaskakująco złapał Hanah za ramię przyciągając jej uwagę. Kiedy ta na niego spojrzała wyciągnął rękę w jej kierunku i palcem dotknął jej czoła. Wówczas nastąpiła zmiana, specyficzny ucisk w głowie powrócił, tak samo jak przepływająca przez nią moc. Gith nie skomentował, jedynie skinął głową.
Kapłanka zamrugałą kilkukrotnie przyzwyczajając się na nowo do obecności swojego patrona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak mocno odczuwa obecność jego mocy. Na moment aż przegięło jej nogi pod wpływem jej ciężaru. Zaraz się jednak podniosła i otrząsnęła. Na nowo spotkała swoje spojrzenie z githem i również kiwnęła do niego głową.
Neff podszedł do słoika z mazią, przyjrzał się dziwnej substancji i powąchał ją. Następnie nałożył odrobinę na swój krótki miecz oraz czubek grotów swych strzał. Uznał też, że powinien ponownie aktywować moc pierścienia oraz sprawić by stał się niewidzialny.
Pelaios zwilżył spierzchnięte usta. Chociaż przeżyli do tej pory naprawdę przerażające momenty, to jednak z jakiegoś powodu ten ostatni krok budził największe wątpliwości. To była świadomość wkraczania w nieznane. Jakaś mistyczna kreatura, na tyle potężna by wypaczyć dziesiątki kilometrów? Powołać do życia inne monstra? A on… idzie na nią z rapierem. Doprawdy… ktoś tu oszalał.

”Broń wasza nabrała mocy, lecz ona nie wystarczy by powstrzymać to z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Otwórzcie swe umysły i *poznajcie* cóż nam trzeba uczynić.” – Lig’gor przemówił do za pomocą swej telepatii. Wyczuli oni również niewielkie napięcie, niejako parcie na ich wolę, by ta ustąpiła. Ci, którzy pozwolili na zaistnienie więzi między nimi, a Lig’gorem doznali następującej wizji:

Z początku była ciemność i pustka, lecz nie trwało to długo. Usłyszeli coś niczym bicie serca, pulsującą energię w centrum ciemności, z której zdawał się rozlewać wokół ten mrok. Dostrzegli również kilka żarzących się ogników, chwiejnych i niemal zgasłych, które nieregularnie otaczały mroczne serce. “Oto przyczyna naszych nieszczęść” – pojawił się głos Lig’gora – ”Pulsująca rana w rzeczywistości, z której wylewa się zło. Iskry natomiast są pozostałościami tych, którzy są za to odpowiedzialni. Ich życia zgasły, a okruchy pozostałej jaźni znaczą ich skorupy.” Formujące się przed nimi obrazy uległy zmianie. Po obu stronach mrocznego serca zajaśniały czerwonym blaskiem skomplikowane kręgi rytualne, magiczne, pulsujące tym samym rytmem, którym biło serce. “Nie dane mi było *poznać* wiele na temat tego co się tutaj wydarzyło, lecz odkryłem, że moc uwięziona w tych kręgach podtrzymuje rozdarcie w istnieniu.

Wraz z tymi słowami wizja dobiegła końca, a zmysły powróciły do ciał. Stali jak przed momentem w tych samych miejscach i tym samym towarzystwie, lecz bogatsi o nową wiedzę.
“Me oczy i umysł *poznały* dwie drogi powstrzymania owych okropieństw. Pierwszą jest zamknięcie rozdarcia, przełamanie lub zniwelowanie wypaczonego czaru, który raz za razem splata się na nowo i trzyma przejście otwartym. Druga zaś wiedzie do zniszczenia kręgów, które owo zaklęcie utrzymują w mocy. To właśnie one stanowią źródło siły, które utrzymuje portal istnieniu. Może istnieją inne ścieżki, inne drogi do stawienia czoła naszemu wyzwaniu, lecz ja ich *nie poznałem*. Zbierzcie zatem myśli i dzielcie się nimi, dokonajcie ostatnich przygotowań. Za chwilę nadejdzie czas czynów.”
Skończywszy swą mentalną przemowę Lig’gor zasiadł w powietrzu w pozycji medytacyjnej. Zamknął oczy. Skupił się.

H-hanah? – był to głos Astine, która gestem wzywała ilmateriankę do siebie. Kaplanka podeszła po krótkiej chwili. Próbowała pozbierać myśli po tym co się stało. Otrzymywanie wizji bywało dezorientujace.
Co się dzieje? – zapytała cicho łowczynię.
Chciałabym pomagać wam… ale chyba na nic się tam przydam – słowa Astine były równie ciche, z nutą żalu. Dziewczyna przejechała dłonią po głowie wilczycy, która również nie wyglądała tak zdrowo i silnie jak na samym początku wyprawy. Potem sięgnęła do pasa, z lekkim wysiłkiem szarpnęła za coś i uniosła dłoń, w której spoczywał sztylet z głowicą wyobrażającą głowę jednorożca. Wpatrywała się w niego chwilę, po czym w geście podarunku skierowała go ku Hanah.
M-mnie się teraz nie przyda, a tobie pomoże. Melliki będzie ci sprzyjać w walce.
Dziękuję. Choć wydaje mi się, że w czyich innych rękach może on poczynić więcej szkód przeciwnikowi. Na pewno go użyjemy. Pomścimy twoich rodziców. – Kapłanka okryła dłoń łowczyni swoimi. W jej oczach świeciła się determinacja. Wstała zabierając ostrze przyglądając mu się jeszcze przez chwilę. Zmówiła krótką modlitwę przykładając oręż do czoła.
Bogowie sprzyjajcie nam w tej trudnej chwili, bo czynimy zgodne z wami rzeczy. Nieście nasz oręż ku pokonaniu zła jako my je prowadzimy – wyszeptała i odwróciła się do pozostałych. – Pelaiosie wierzę, że w twoich rękach ten oręż może zdziałać więcej. Zechcesz z niego skorzystać?
Diabelstwo rozpoznając sztylet po rękojeści spojrzał w kierunku Astine. Zrozumiał że dziewczyna raczej nie dołączy do… czegokolwiek co miało się zaraz wydarzyć.
Pewnie… – ugryzł się w język zanim zapytał którą stroną ma dźgać. – Z pewnością się przyda. Dobrego oręża nigdy za dużo.
Przyjął broń, podrzucił ją kilkukrotnie w powietrzu za każdym razem za inną stronę, zważył w dłoni, a na koniec zatknął ostrze za pas. Skinął też w kierunku Astine i nawet się uśmiechnął.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-10-2019, 19:15   #124
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
inęła jeszcze chwila trwająca z minutę lub dwie, a może dziesięć? Ciemność i okalające ich podziemia myliły zmysły. Idea czasu wydawała się wręcz tracić swe znaczenie odkąd zawitali do tej przeklętej krainy. Jak nie mogli określić pory dnia po wiecznie nocnym niebie, tak i teraz nie było to możliwe. Tak czy inaczej sygnałem świadczącym o tym, że nadeszła chwila konfrontacji było ocknięcie się Lig’gora z medytacji. Githzerai wyprostował się, postawił bose stopy na ziemi, zaś w umysłach pozostałych pojawiły się słowa: “Już czas”.

Awanturnicy oraz ich sojusznicy zgromadzeni po drodze objęli swoje pozycje. Zbrojni na przedzie jako pierwsza linia, która miała zatrzymać cokolwiek co raczyłoby na nich nacierać, a za nimi pozostali, kapłanki, czarodzieje i inni mistycy władający nadnaturalnymi mocami. Ramię przy ramieniu, głowa obok głowy. Wówczas gith zamknął oczy, skupił się, a rumowisko przed nimi ożyło. Nie w sensie dosłownym, lecz samoistnie toczące się, unoszące i przeciskające przez siebie kamienie i skały były niecodziennym, pamiętnym widokiem. Z chrzęstem i chrobotem formował się przed nimi tunel. Luźne fragmenty ziemi spajały się ze sobą, wędrowały na właściwe sobie miejsca tworząc solidną konstrukcję. Kiedy zaś ta połączyła korytarz z resztą kompleksu pojawił się podmuch wiatru niosący ze sobą kurz, pył oraz zatęchłe powietrze, lecz to nie było wszystko. Zaraz po nim wyczuli coś, jakby powoli ogarniającą ich obecność oraz rozlewającą się wokoło nienaturalną aurę, od której oddechy zrobiły się cięższe, a myśli jakby cięższe.
Miejcie wiarę! Opiekun Kości jest z nami! – rzekła Troa z entuzjazmem, chociaż niezbyt głośno. Po jej słowach zabębniły kroki wszelkich tonacji, od metalicznych i ciężkich, po delikatne i niemal nie zauważalne. Zapuścili się w uformowane z ziemi przejście.

Ich wędrówka nie trwała długo, przebyty dystans nie przekroczył parudziesięciu metrów, a wówczas natrafili na szerokie, kamienne schody prowadzące w dół. Ostatnie spojrzenia na siebie nawzajem, jedne życzące szczęścia inne zaś pełne rezerwy i niepewności. Postąpili w mrok pod sobą i zaledwie po chwili poczęli dostrzegać niezwykle delikatny, czerwony poblask. Kiedy znaleźli się u podnóża schodów pierwszym co zobaczyli był ten BYT.

Poskręcana, ni to kościana, ni to roślinna ogromna sylwetka, od której po posadzce wielkiego, na wpół zwalonego, pomieszczenia ciągnęły się grube pędy podobne do tych, które znaleźli w posiadłości. Wyrastały one z tej dziwacznej, wielkiej sylwetki, a ta z kolei zdawała się wylewać z ziejącej czarnej wyrwy w tkance rzeczywistości, której brzegi wydawały się delikatnie dymić. Wielgachne, przerażające monstrum odwróciło w ich kierunku swą, w kilku aspektach niepokojąco ludzką, głowę zwieńczoną czymś co można by określić mianem korony, której końce wyrastały z barków. Najgorsza zaś była sama klatka piersiowa złożona z wijących się nieprzerwanie pędów i wiecznie niemogących się domknąć, niby nieprzerwanie głodnych połówek. W prezencji tego bytu było coś tak nienaturalnego i podświadomie przerażającego, że ci co bardziej strachliwi lub o słabszej woli momentalnie skulili się ze strachu. Lig’gor natomiast nie tracił czasu.


Dosłownie w mgnieniu oka gith opuścił ich i pojawił się kawałek dalej niedaleko jednej z kolumn. Dostrzegli jego skupiony wzrok, a monstrum jakby delikatnie się wzdrygnęło. W tej samej chwili w ich umysłach pojawiła się wiadomość: “Działajcie szybko, postaram się skupić na sobie jego uwagę.” Objęty trwogą Zaszir dosłownie przylgnął do ściany przy której stał, jakby próbując się w niej schować. Wiadomość psiona oraz ich osłupienie wynikające z pierwszego wrażenia tego z czym mieli się zmierzyć została wykorzystana przez ich oponenta.

Pierś bytu rozwarła się i ujrzeli starającego się wydostać ze środka młodego chłopca, brudnego, pokrwawionego, ale żywego. Dostrzegłszy ich zawołał błagalnie w niezrozumiałym języku, wyciągnął rękę prosząc o pomoc, lecz otaczającego go pędy momentalnie wciągnęły go z powrotem do środka. Połówki klatki piersiowej potwora mlasnęły, kiedy się domykały. Owa scena wryła się w głowy kolejnych wypełniając ich głowy mrocznymi, fatalistycznymi myślami, a serca zalewając czystą trwogą.

I tak oto stanęli na przeciwko tego co jak przypuszczali miało być źródłem zła trawiącego tę krainę. Wijąc stało ono we własnej, pokręconej postaci zaraz obok mrocznej wyrwy oraz pomiędzy dwoma żarzącymi się czerwienią kręgami. W tych ostatnich zaś zobaczyli czarne, wysuszone sylwetki tych, którzy brali udział w rytuale. Świadczyło o tym ich ustawienie w kluczowych punktach magicznych symboli. Stali tak uchwyceni w chwili agonii, w momencie, kiedy zrozumieli, że coś się stało. W chwili swej zagłady. Jedynie najpotężniejsi z bogów mogli przewidzieć czy podobnie straszliwy los nie czekał właśnie tej grupki mniej lub bardziej przypadkowych bohaterów...


 
Zormar jest offline  
Stary 27-10-2019, 20:06   #125
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
roza widoku, którego byli świadkami odbierała siły i wolę walki, paraliżowała członki i sprawiała, że niemal instynktownie poszukiwali drogi ucieczki. Uczucie owo dopadło najznamienitszych wojów, tak tych dzikich, jak i cywilizowanych. Nie uniknęli go ci wielkiej wiary oraz władający nadprzyrodzonymi mocami magii, lecz nie wszyscy.
Tarczo, Valfaro oflankujcie go! Troa, pomóż pozostałym się ocknąć! – słowa, a raczej zawołanie Hanah zmąciło ciszę zdającą się zwiastować brak przyszłości. Pelaiosowi przez umysł przeszła jedynie szybka myśl “Oż na dziewięć piekieł”, kiedy kątem oka zerkał to na wiedźmę, to na Rowenę. Wówczas przez środek pomieszczenia pomknęły dwa złote pociski, których blask szybko zbladł. Zadrapały one górującą przed nimi istotę, lecz nic ponad to. O wiele skuteczniejsza okazała się eksplozja mentalnej mocy po jej drugiej stronie. Wirująca, skrząca się delikatnymi wyładowaniami sfera przenikała ciało monstrum. Działania drużynowego psionika dały efekty, bowiem potwór wyglądał na odrobinę rozkojarzonego tym co się właśnie wydarzyło.

W chwili, kiedy owa psioniczna burza zniknęła Troa uniosła swój kostur i z zawołaniem na ustach: Opiekun Kości jest z nami! uderzyła nim o jeden ze schodów, na których stali. Między ścianami wielkiej komnaty odbiło się głośne echo przechodzące w coś co przypominało bicie potężnego dzwonu. Ów dźwięk momentalnie wyrwał wszystkich spod wpływu obezwładniającej emocji i prawdziwa walka rozpoczęła się. Rozbiegli się jedni w stronę kręgu po prawej, drudzy po lewej. Rozpętał się najprawdziwszy chaos, kiedy zwinnie i szybko umykali bądź nie przed wijącymi się i uderzającymi raz za razem ogromnymi pędami, których źródło stanowił zarówno ziejący czarny portal, jak i sam mroczny byt.

W tej kakofonii kroków, oddechów i huków uderzających o kamienie roślinnych macek przebił się głos Roweny:
Do kręgów! Szybko!
Kiedy Celaena powiodła za nią wzrokiem zobaczyła nie jedną, nie dwie, a cztery czarodziejki, które zdawały się przenikać jedna przez drugą. Uwagę dziewczyny zwrócił kolejny z okrzyków, tym razem należący do Valfary:
Rozwalcie to albo zamknijcie! Ja go zajmę!
Wojowniczka wskazywała na dwa żarzące się czerwienią okręgi, do których popędził między innymi Pleaios. Ona sama zaś postanowiła zachować bezpieczną pozycję na schodach. Obserwowała jak na byt rzuciła się Valfara, Mukale oraz Dagonet. Wokół broni tego ostatniego zaiskrzyły wyładowania i wraz z uderzeniem rozległ się najprawdziwszy huk gromu. Zainspirowana tym wszystkim postanowiła, że nie będzie gorsza. Sięgnęła ku swemu wewnętrznemu ogniowi i zaczerpnęła z niego, wydobyła go na zewnątrz. Pomiędzy jej palcami rozgorzała niewielka kula skoncentrowanych płomieni, która to zaraz wystrzeliła. Pokonała prawie całą długość sali, po czym eksplodowała. Na moment, dosłownie uderzenie serca lub dwa zabrakło powietrza, a potem uderzył w nich gorący wiatr. Pół-drowka uśmiechnęła się widząc spalone pędy i kawałek ogromnego cielska. Kątem oka wyłapała też Mukalego biegnącego w jeden z rogów pomieszczenia. Nie wiedziała ona, że w tej właśnie chwili umysł wojownika był dosłownie wypełniony kakofonią przerażających szeptów tak przytłaczającą, że aż odbierającą kontrolę nad samym sobą.

elaios natomiast nie tracił czasu. Wytracił impet zyskany przy biegu poprzez wpadnięcie na popielny posąg, który to momentalnie rozpadł się w pył. Nie czekając skupił się na kręgu, który miał pod sobą, nie liczyło się w tej chwili nic innego. Sięgnął pamięcią do wszystkich swoich wcześniejszych kontaktów z magią, szczególnie do sytuacji sprzed wejścia do ruin i korzystając w tych wskazówek zabrał się do roboty. Wzrokiem pomknął wzdłuż jaśniejących linii, śledząc znaki i wyłapując wzory. mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Znalazł je, punkty ogniskujące moc. Teraz trzeba było tylko je zniszczyć lub odizolować od reszty wzoru i moc trzymająca portal w kupie powinna zniknąć, tak samo jak i przejście między sferami. Rzucił się do swojej torby po łom i wówczas to zobaczył, jak Hanah i Troa zostają niemal zgniecione przez dwa masywne pędy. Obie kobiety utrzymały się na nogach, lecz po impecie jaki towarzyszył ciosom oraz tego, jak wyglądały po nim obie niewiasty domyślał się, że będą to złamania, a nie siniaki. Z zamyślenia wyrwała go mentalna wiadomość od Lig’gora: “Kręgi! Zniszczcie Kręgi!” oraz słowa Zaszira, który znalazł się nie wiadomo kiedy obok niego.
Co mam robić?! – powtórzyło drugie diablę.
Zajmijcie się kręgiem z drugiej strony! – dobiegło wołanie zbliżającej się do nich Hanah, a dwa magiczne pociski uderzyły wokół nich. Jeden szczęśliwie trafił we właściwie miejsce krusząc kamień i przerywając istotne linie. Bijący od kręgu czerwony poblask zbladł. Nim którekolwiek z diabląt zdążyło pogratulować kobiecie trafienia w tą uderzył jeden z pędów niczym strzał z bicza. Kapłanka pomknęła w zwałowisko kamieni za sobą niemal tracąc przy tym przytomność.
Pelaios ostatecznie zignorował rozgrywający się wokół chaos i skupił się na postawionym sobie zdaniu.
Musimy zniszczyć krąg! Inaczej to nie ma sensu! Trzeba… – wskazując odpowiednie punkty oraz linie wyjaśniał pośpiesznie, które z fragmentów kręgu są priorytetem i drogą do sukcesu. Tymczasem kawałek dalej rozgorzał najprawdziwszy chaos.

Nephilim starał się odwracać uwagę bytu swoimi mentalnymi atakami, lecz te zdawały się nie robić na nim większego wrażenia. Co innego działania drugiej strony. Po latach spędzonych na studiowaniu swych mocy niemal instynktownie zdał sobie sprawę, że stojącej nieopodal Valfarze coś się stało. Jej postawa uległa zmianie, tak samo jak ruchy oraz reakcje na to co się wokół działo.
Valfara! Co z tobą? – zawołał w kierunku wojowniczki, lecz ta nijak nie odpowiedziała.
Tymczasem dosłyszał kończone magiczne formuły ze strony Roweny oraz Troy. Obie kobiety niemal jednocześnie rzuciły na drugi z kręgów przeciwzaklęcie, lecz tylko to kapłanki boga zmarłych zdawało się działać. Część wielkiego glifu momentalnie zbladła, a wirujący owal portalu widocznie zaczął maleć. Elf niemal się ucieszył tym widokiem, lecz nie miał czasu tego wyrazić, bowiem pomiędzy nim, a wiedźmą pojawiła się Valfara. Wojowniczka jednym sztychem przebiła Troę na wylot i cisnęła jej broczące krwią ciało na podłogę. Następnie z dziką furią zalała elfa falą ataków. Co jednak zaskakujące, tak dla atakującej, jak i broniącego się żaden z nich nie dosięgnął celu, czyżby bogowie losu byli w tej chwili po jego stronie? Tak czy inaczej zaraz potem kobieta chwyciła się za głowę, a Neff dostrzegł, że znów była sobą. Chciał coś do niej powiedzieć, lecz wówczas wydarzyło się coś… niespodziewanego.

Nie wiadomo kiedy w jego umyśle pojawiła się świadomość gnoma którego jestestwo było zamknięte w pierścieniu na jego palcu. Zaskoczenie i skołowanie zostają niemal natychmiast zepchnięte na drugi plan przez strach i niedowierzanie, kiedy zorientował się, że charakter obecności tego drugiego jest inny aniżeli uprzednio. Był agresywny, napierający, zaborczy, chcący pozbyć się woli elfa, zdominować jego umysł i ciało. Wówczas to dostrzegł potworną prawdę. Aura jego przyjaciela była inna, niegdyś przyjazna i trochę nieprzyzwoita zmieniła się w mroczną i nieodgadnioną, taką samą jaką emanowała istota, która kawałek dalej uderzała pędami. Wyobrażenie gnoma w jego umyśle jakby zaczęło się topić, a zza rozmytej twarzy zaczęły wysuwać się wijące pędy. Jakby na potwierdzenie obok niego, w świcie ralnym smagnął jeden z pędów o mało co nie trafiając w Tarczę, który dopadł do Troy i postawił ją na nogi dzięki magicznej miksturze.

agonet zaś został świadkiem tego, jak jakaś niewidzialna moc oplotła monstrum, które miał przed sobą i zaczęła wciągać je w kierunku portalu, coraz dalej i dalej, aż gigantyczne cielsko poczęło znikać po drugiej stronie. Wiedział, że jego uderzenia i ciosy na nic się tutaj zdadzą. Na własne oczy widział, jak spopielone i zranione fragmenty ciała momentalnie zasklepiały się albo odrastały. Zrozumiał, że tym sposobem nie wygra tej walki. Czym prędzej odszukał więc Rowenę i przyzwał moc, którą obdarował go Lathander:
Pan Poranka jest teraz z Tobą Roweno, zajmij się kręgiem! – zawołał ku niej. Ta początkowo się wzdrygnęła, kiedy powstała wokół niej bańka świetlistej mocy, lecz ostatecznie przytaknęła mu. Wówczas to w umysłach walczących pojawiła się kolejna wiadomość od Githa: “Szybko! Długo go nie utrzymam!”

Zaszir jak na komendę podważył jedną z kamiennych płytek i wyrywając ją z ziemi przerwał kolejne połączenie między punktami kręgu. Wtem nad jego głową rozbrzmiał krzyk Hanah:
Pelaiosie! Nie daj się zdominować jego mrocznej mocy! Walcz! Dałeś radę do tej pory i dasz radę teraz! WIerzę w ciebie!
Zauważyła bowiem, że tego spotkało to samo co przed momentem Valfarę. On jednak zdawał się nie usłyszeć jej, bowiem zaraz sięgnął po sztylet i rzucił się z nim na Zaszira, lecz ostrzeżenie zaowocowało i kopytne diablę uchyliło się oraz złapało rękę “kuzyna”. Pelaios w tym czasie zdołał wygrać mentalną potyczkę i wyprzeć niechcianą jaźń ze swego umysłu. Jego oczy powróciły do normalnego wyrazu, przez moment wyglądał jakby przebudził się z koszmaru. Z osłupienia wyrwał go dopiero głos Mukalego, który właśnie do nich dobiegł:
Wodzu, jak walczyć z tym kręgiem?!
Słowa jego jednak nie doczekały się odpowiedzi, bowiem rozpościerające się po całej ziemi pędy rzuciły się na nich oplatając z wielką siłą, która wykręcała stawy oraz łamała kości. Dosłyszeli, jak coś w ciele Hanah strzela z bardzo nieprzyjemnym mlaśnięciem i głowa kobiety opada bezwładnie na jedno z ramion.

Dla Nephilima zaś fizyczna walka zeszła na dalszy plan. Napierająca, złowroga wola powoli wgryzała się w jego umysł.
“Do cholery Zbereźniku, ocknij się!” – krzyczał mentalnie starając się dotrzeć do resztek jestestwa gnoma, lecz głos, który mu odpowiedział był jedynie mroczny i ciężki, niemal odbierający wolę walki, a słowa przezeń wypowiadane proste i dobitne:
“Jego już nie ma.”
Mentalna potyczka rozgorzała na dobre, a wieść o losie przyjaciela dodała elfowi potrzebnych sił. Psychicznym ciosem odparł od siebie część wrogiej jaźni odzyskując władzę nad swym ciałem. Dostrzegł wtem, że musiał zrobić na ślepo kilka kroków. Z tego miejsca miał zaś doskonały widok na scenę, w której pierwsze skrzypce grał błędny rycerz. Dwoma szarpnięciami rzemienia odpiął on hełm i jednym zamaszystym ruchem zrzucił go z głowy ciskając z brzdękiem między kamienie. Zobaczył on wówczas dość długie przycięte włosy, by mogły być schowane pod kolczym czepcem leżącym teraz na karku kobiety. Tak, ową tajemniczą postacią pod zbroją była bowiem kobieta, która wskazując mieczem na krąg krzyczała w kierunku kilku Rowen stojących nieopodal jednego z kamiennych filarów.
Jak to rozwalić?! – Głos jej był trochę zachrypnięty i suchy, jakby z lekkimi trudnościami było jej wypowiadać słowa.

Nim znalazł chwilę na chociażby jakiekolwiek przemyślenia zabrzmiały po raz kolejny znane mu już inkantacje i zaklęcia uderzyły w krąg nieopodal monstra. Magiczna energia zafalowała w powietrzu, uniosła się chmura kurzu, a kiedy została rozwiana przez jeden ze smagających pędów po czerwieni kręgu nie było już śladu. Pozostały jedynie zimne, puste, wyryte w kamieniu linie. Zareagował na to i sam portal poprzez wyraźne zmniejszenie się oraz jeszcze większe rozchwianie. To co robili przynosiło efekty, a sam potwór był właśnie przeciągany telekinetyczną siłą Lig’gora do drugiej sfery, co wciąganemu nijak się nie podobało. Widząc co się święci postanowił pognać ile sił w nogach do Pelaiosa i reszty. Wtedy to jeden z pędów strzelił niczym bat i stojąca obok elfa wiedźma poleciała w najbliższą ścianę, by paść pod nią nieprzytomna. Neff chciał ruszyć ku niej, lecz jego uwagę przyciągnęły wydarzenia rozgrywające się nieopodal. Cely ciskała ogniem w miażdżące Hanah roślinne pęta, a Zaszir rozrywał resztę siłą własnych mięśni, zaś Mukale i Valfara poszli w jego ślady i oswobodzili się z pułapki. On sam zaś nie wiadomo kiedy znalazł się zaraz przy nich kładąc dłoń na kapłance i przelewając w nią cząstkę swej mocy by odegnać zbliżającą się śmierć. Kiedy tylko podniósł wzrok zobaczył, że obok niego klęczą trzy Roweny dezaktywujące jedną z odnóg kręgu przy pomocy sztyletu i magii. Pojawił, pojawiała?, się też Tarcza, która uderzeniem buławy roztrzaskała kilka uszkodzonych przez kwas symboli, wcześniejsze dzieło pół-drowki.
Co rozwalić?! – okrzyk Valfary przebił się przez zamieszanie.
Uwolnij innych!Mukale nie pozostał jej dłużny.

Wtem huk i przeciągły jęk. Jeden z wielkich pędów uderzył zaledwie kilka centymetrów od niego i Hanah. Kiedy ten się podniósł zobaczył niemal zgniecioną na śmierć Rowenę, do której zaraz dopada Dagonet. Nephilim uniósł wzrok w kierunku portalu i on, tak samo jak pozostali był świadkiem tego jak ten przerażający byt wyłania się z portalu niby pływak z wody. Jego podobny do głowy i klatki piersiowej fragment cielska górował nad krawędzią przejścia i dostrzegając, że droga do tego świata została niemal zniszczona posłął w nich prawdziwą falę mentalnej mocy. Lig’gor błyskawicznie zdał sobie sprawę z tego co się święci i stworzył wokół siebie oraz kilku innych bańkę pochłaniającą część uderzenia, lecz i tak na wiele się to nie zdało. Psioniczna fala przetoczyła się przez całe pomieszczenie wywołując niesłychany ból i odbierając na chwilę jasność umysłu.

lf był jednym z niewielu, którzy oparli się tej destrukcyjnej sile. Niby od niechcenia dotknięciem palca wypełnił ciało spętanego Pelaiosa iskrą swej magii, a potem skoncentrował się i przy pomocy telekinezy wyrwał kawał skały z sufitu, a następnie cisnął nim o ziemię. Valfara nie miała przy tym dużo szczęścia i została niemal powalona na ziemię, kiedy pocisk runął obok niej zahaczając o bark. To nie miało jednak znaczenia, bowiem w miejsce, gdzie trafił był ostatni z punktów ogniskujących moc kręgu, a który to właśnie został roztrzaskany. Neffowi jednak nie dane było cieszyć się chwilą triumfu czy widokiem znikającego bytu, bowiem wroga jaźń zaatakowła ze zdwojoną siłą. Wykorzystując chwilowe rozkojarzenie elfa i opuszczoną tym sposobem gardę mroczna esencja błyskawicznie zalewała kolejne fragmenty umysłu. Sam elf zaś padł na ziemię trzymając się rękami za głowę. Niemniej resztka zdrowego rozsądku jaką jakimś cudem w sobie znalazł sprawiała, że zdołał jeszcze desperacko zawołać o pomoc:
Musicie odciąć mi lewą dłoń! Szybko!
Jakby na wezwanie obok niego pojawiła się Tarcza z zamiarem dokonania tego o co ten poprosił. Szybkim ruchem opancerzonej nogi unieruchomiła bark wierzgającego elfa, ujęła miecz w obie dłonie, po czym uderzyła z całej siły. Ostrze spadło na nadgarstek i w akompaniamencie chrzęstu kości oraz wizgu elfa dłoń została odrąbana, a ze zniszczonego nadgarstka wystawała kość i poczęła lać się krew.

Tymczasem byt jedynie siłą woli i masywnych ni to kościstych, ni roślinnych rąk, które wyrosły z jego barków, trzymał się w ich świecie, kiedy to zapadający się w sobie portal wciągał go niczym wir. Uwięziony w jego piersi chłopiec wrzeszczał wniebogłosy niemal przekrzykując całe zamieszanie powstałe wokół. Wówczas na scenę wkroczył, a raczej wbiegł Mukale. Dziki wojownik z rykiem minął portal i jednym susem znalazł się naprzeciw monstra. Następnie ruszył w jego kierunku by jednym susem wyskoczyć niemal pod sam sufit pomieszczenia. Ściskając w obydwu dłoniach swą włócznię spadł na potwora niczym grom z jasnego nieba zatapiając w jego piersi swą broń. Nie czekając z furią wyszarpał ją tylko po to by dźgnąć raz jeszcze, głębiej niż poprzednio. Przez komnatę przetoczył się ryk bólu istoty oraz jęk chłopca. Chwyt istoty słabnie i pomimo swych starań jest ona wciągana do miejsca, z którego przybyła. W swym ostatnim desperackim geście złapała ona swą wielką kościstą ręką Mukalego i pociągnęła go ze sobą. Wojownik z całych sił starał się wyrwać, lecz koniec końców nie dane mu było tego dokonać. Czarna tafla portalu robiła się z perspektywy Mukalego większa i większa, aż do chwili kiedy ostrze jego włóczni nie zetknęło się z nią. Wtem nastąpiła eksplozja białego, oślepiającego światła wypełniająca wszelką przestrzeń tak wokół niego, jak i całą salę. Kiedy blask zniknął po portalu oraz wojowniku nie było już śladu. W samej zaś komnacie zapanowała niemal grobowa cisza.

Przerwał ją dopiero głuchy upadek Lig’gora, którego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Z grymasem bólu Nephilim podniósł się na kolana i spoglądał po wszystkich stojących i leżących. Przezwyciężając ból raz jeszcze wypełnia ciała swych nieprzytomnych towarzyszy mocą, po czym ruszuł w kierunku Tory.
Pomóżcie reszcie! Ja idę zobaczyć co z Troą – zawołał ku pozostałym. Zawołał? Nie do końca wiedział nawet co się wokół niego działo, najpierw ta walka we własnym umyśle, a teraz promieniujący ból z miejsca, gdzie powinna być dłoń. Nim się spostrzegł klęknął już przy wiedźmie i kładąc rękę na jej piersi skupił się. Przywołał całą pozostałą mu moc i przelał ją w jej ciało wzywając duszę do powrotu. W skupieniu czekał chwilę, potem kolejną i następną, lecz nic się nie wydarzyło. Ciało pozostało bez życia. Duch kobiety nie powrócił.

W międzyczasie część z tejże mocy przepłynęła ku sikającemu krwią kikutowi i zasklepiła go na tyle, by powstrzymać krwawienie. Elf odwrócił się ze złą nowiną ku reszcie towarzyszy i zobaczył wtedy, jak Dagonet obiema rękami obejmuje Rowenę. Kobieta wygląda na skołowaną i bardzo niepewną, ale ostatecznie odwzajemniła gest, chociaż niezwykle ostrożnie.

ozostali odzyskali zmysły kilka chwil później, kiedy dotknęły ich uzdrawiające moce paladyna. Pelaios i Hanah rozejrzeli się wokół siebie. W miejscu, w którym zionął chwilę temu portal była teraz pusta przestrzeń nie licząc Cely, która ostrożnie przyglądała się pyłowi na podwyższeniu. Spoglądał w ich stronę Nephilim, któremu brakowało ręki, a obok dysząc leżała nieznajoma kobieta w pancerzu Tarczy. Nigdzie nie było zaś widać Mukalego, nie było po nim najmniejszego śladu, pozostała jedynie dziwna cisza, w której nie rozbrzmiewały jego słowa. Cisza oraz jakby lżejsze powietrze, kiedy ta przytłaczająca aura zniknęła. Było... normalnie, o ile można w takiej sytuacji zdobyć się na takie stwierdzenie.

Pelaios odruchowo złapał się za głowę. Przeciągnął przy tym dłonią po pyle, w którym leżał, a który to jeszcze kilka chwil temu miał postać mężczyzny w szatach. Coś uderzyło go w twarz. Zobaczył, że na nadgarstku wisiał mu jakiś czarny amulet. Wziął go w dłonie i ostrożnie przetarł. Materiał, z którego go wykonano był straszliwie brudny, kształt zaś zdeformowany, lecz i tak udało mu się skojarzyć ten symbol. Uskrzydlony miecz ze złota...


 
Zormar jest offline  
Stary 29-10-2019, 17:00   #126
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
iedy w końcu stanęli twarzą w twarz z ich ostatecznym przeciwnikiem oczy Hanah błysnęły dodatkową determinacją. Ten potwór wysługiwał się dzieckiem! Widok ten sprawił, że kiedy u pozostałych serca ścisną strach ją tylko rozwścieczył. Ruszyła do jednego z kręgów posyłając promienie pozytywnej energii ze swojej kuli. Zło jednak królowało tu znacznie mocniej i te dwa ataki zbladły nim dotarły do BYTU.

Widząc to kapłanka pobiegła dalej, do jednego z kręgów. Po drodze Pelaios ją wyprzedził i zaczął coś przy nim sprawdzać. Wtem pędy pod nogami się poruszyły smagnęły ją dotkliwie raniąc. Myślała, że całe powietrze z jej płuc uciekło. Zakaszlała ledwo bełkocząc słowa przywracające jej sił witalnych. Lecznicze światło oblekło jej ciało, lecz efekt nie był silny. Będąc zupełnie zafiksowaną na bólu zapomniała na moment o biednym chłopcu i wycelowała w magiczny krąg. Dwa fioletowe promienie uderzyły w powierzchnię z czego jeden w końcu uszkodził jego strukturę, co usatysfakcjonowało kapłankę. Musiało jednak również zezłościć potwora, bo zaraz potem smagnął roślinnymi mackami odpychając ją. Jeszcze żyła. Ponownie się lecząc ponownie również użyła boskich mocy, aby zniszczyć krąg. Coś jednak się stało. BYT zadziałał swoją mocą i kapłanka dostrzegła jak Pelaios zmienia wyraz twarzy. Musiał zostać zdominowany tak samo jak Valfara!
Pelaiosie! Nie daj się zdominować jego mrocznej mocy! Walcz! Dałeś radę do tej pory i dasz radę teraz! Wierzę w ciebie! – krzyknęła do towarzysza licząc, że jej głos przebije się przez mroczne moce istoty. Ponieważ Pelaios się wyswobodził musiało jej się to nie spodobać. Zaraz zaatakowała ich wszystkich wiążąc w swoich pędach i miażdżąc ich kości. Hanah wrzasnęła z bólu, kiedy jej żebra popękały. To było ostatnie co zapamiętała.

“Ilmaterze” zdążyła tylko pomyśleć nim jej świadomość uciekła w mrok.


budziła się. Obudziła się! Wraz przebudzeniem pojawił się też ból. Ostry, nie pozwalający o sobie zapomnieć ból całego ciała. Panowała względna cisza. Czy to znaczy, że wygrali? Podniosła głowę, aby się rozejrzeć. Portal był zamknięty. Cely stała w jego miejscu. A więc udało się!

Tak...– wyszeptała do siebie. Udało się jej ukończyć kolejną misję anioła. Z nową siłą zaczęła się podnosić. Dostrzegła Pelaiosa, był w równie złym stanie co ona, ale żył. Od razu posłała w jego kierunku lecznicze światło dodając mu sił. Niestety w miarę podnoszenia się i sprawdzania co się stało z pozostałymi początkowe zadowolenie zniknęło z twarzy kapłanki. Stracili dwie osoby. Troę i Mukalego. O ile kapłanka boga kości pewnie zazna spokoju u boku Kelemvora o tyle dziki wojownik nie zasłużył na los jaki go spotkał. Nie musiała się z nim zgadzać, ale nie życzyła mu porwania do planu horroru. Dlatego też pomodliła się za niego stając w miejscu portalu. Miała wrażenie, że to jedyne co może teraz począć.

Ilmaterze miej w opiece męża z innych planów. Prowadź jego włócznię i daj mu siłę sprostać przeciwnościom jakie go spotkały. Miej też w opiece Troę, która dzisiaj oddała swoje życie za nas i tę krainę walcząc ze złem spoza. Pomóż jej dotrzeć przed oblicze Kelemvora.

Kiedy skończyła dostrzegła, że Neffowi brakuje ręki. Pospiesznie do niego podeszła delikatnie ujmując kikut w obie dłonie.
Nie mogę ci jej przywrócić, ale uśmierzę przynajmniej ból – z tymi słowami wyszeptała modlitwę, a z jej dłoni buchnęła lecznicza energia. Tym razem już nie blokowana przez negatywną energię sprawiła, że rana i kości zostały zaleczone chowając się pod warstwą skóry. Ucałowała zasklepiona ranę jak matka całuje skaleczone dziecko. Spojrzała przepraszająco na elfa nie mogąc się pogodzić, że nie było jej przy tym jak się to stało. Jak to wszystko się stało. Miała wrażenie, że istota obrała ją wraz z Troą za cel. Tylko ona przeżyła, kiedy kapłanka leżała bez życia.

Ostatnim co zrobiła to było udanie się do Astine i sprawdzenie jej stanu. Czy jeszcze żyła? Jeśli tak Hanah zamierzała uleczyć ją, teraz kiedy już nic nie będzie wysysać z niej sił.
 
Asderuki jest offline  
Stary 29-10-2019, 19:12   #127
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
diota! Skończony idiota!”

Pomimo niewyobrażalnego bólu promieniującego z okaleczonej ręki, bólu jakiego dotąd nawet nie mógł sobie wyobrażać, Neffowi większe cierpienie zdawały się teraz sprawiać wyrzuty sumienia, wywołane jego głupotą i słabością.

”Cholerny, beznadziejny idiota!”

Powtarzał w myślach raz za razem, starając się skoncentrować jak najmocniej na swojej nowo zdobytej dyscyplinie, by tylko sprowadzić duszę Wiedźmy z powrotem do świata żywych.

Na próżno. Kobieta odeszła by móc stanąć przed obliczem Pana Kości, zaś na zimnej, brudnej podłodze spoczywało jedynie jej powykręcane, zmaltretowane ciało.

Wszystko co zrobił do tej pory wydawało mu się teraz być jedną, wielką serią pomyłek. Z wcześniejszego zachowania Zbereźnika mógł przecież wywnioskować, do czego mogło prowadzić ciągłe wystawienie przedmiotu na mroczną energię. O mały włos nie dał sobą zawładnąć, co byłoby katastrofalne dla reszty. Na samą myśl, że mógłby skierować Cieniasa i Mroczka przeciwko swoim przyjaciołom przechodził go dreszcz.

”Idiota...”

Najbardziej bolał go jednak jego ostatni błąd. Chciwie ograniczał użycie resztek mocy, na wypadek gdyby któreś z kompanów trzeba było sprowadzić z martwych. Gdyby wcześniej dotarło do niego, że kapłanka Kelemvora, wypełniwszy wolę swego boga nie będzie chciała zostać wskrzeszona, wykorzystałby ostatni zapas swych zdolności w walce z tym przeklętym potworem. Gdyby nie jego głupota ich dzielny towarzysz byłby teraz z nimi.

Wyczerpanym wzrokiem spojrzał na kikut swojej lewej ręki. Nadmiar użytej psionicznej energii zatrzymał upływ krwi.

”Przynajmniej się nie wykrwawię.”

To co mógł teraz zrobić, to chociaż przenieść Troę bliżej pozostałych. Próbował wsunąć ramiona pod kolana i plecy zmarłej, lecz brak dłoni wyjątkowo mu to utrudniał. Po kilku nieudanych podejściach wreszcie udało mu się podnieść ją z zimnej, twardej podłogi i skierować kroki w stronę reszty drużyny.
Gdy wreszcie udało mu się przenieść ciało kapłanki przed oblicze pozostałych, miał wrażenie, że jakikolwiek dodatkowy wysiłek zwali go z nóg. Widział jak dobiega do niego Dzierlatka, lecz zmęczenie sprawiało, że ledwo słyszał co mówiła. Czuł jak lecznicza energia przyzwana przez dziewczynę wypełnia jego ciało, lecz nie miał sił by powiedzieć, że inni bardziej potrzebowali teraz jej pomocy.

Odpoczynek musiał jednak poczekać, gdyż miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Bez słowa odszedł od pozostałych i udał się na poszukiwanie odciętej kończyny. Dłoń znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu, w którym miecz Puszki oddzielił ją od jego ręki.

Mistyk przyklęknął i wyjął z pochwy krótki miecz, wciąż jeszcze pokryty specjalną substancją, którą to właśnie Wiedźma użyczyła im do walki ze złem. Długą chwilę zajęło mu odrąbanie palca, na który założony był magiczny pierścień. Uznał to za niezwykłą ironię, że przedmiot, który miał za zadanie chronić jego umysł, o mało sam nie przejął nad nim kontroli. Gdy wreszcie zdołał uwolnić właściwy palec od dłoni, wyjął ze swej torby fiolkę ze święconą wodą, którą znalazł jeszcze w posiadłości Śnieżki i zębami wyjął korek. Sięgnął po jedną ze strzał, które również pokrył poświęconą mazią, nabił na grot odrąbany członek i włożył do butelki. Jeśli w artefakcie wciąż jeszcze pozostawała część mrocznej esencji, nie chciał by trafiła ona w niepowołane ręce. Gdy wreszcie skończył, powrócił do przyjaciół, by wspólnie mogli się naradzić, co zrobić dalej.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 29-10-2019 o 21:03.
Koime jest offline  
Stary 30-10-2019, 06:18   #128
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Zaklinaczka stała w bezruchu w miejscu gdzie przed chwilą monstrum zniknęło. Potwór zniknął… udało im się… Jednak te zwycięstwo nie zburzyło muru niepokoju, który twardo stał w sercu Celaeny. Część z nich zapłaciła za nie wysoką cenę. Neff stracił dłoń, Mukale został wessany w portal razem z potworem, a Troa oddała w imię pokonania potwora najcenniejszą rzecz jaką mogła… własne życie. Dziewczyna wpatrywała się w przestrzeń myśląc o tym co się wydarzyło. Śmierć Troi, która pomogła znaleźć jej odpowiedzi na dręczące ją pytania zasmuciła pół-drowkę, martwiła się także o zdrowie wszystkich rannych towarzyszy, jednakże pomimo małej cząstki współczucia jakie czuła wobec mutapiańskiego wojownika, nie czuła żadnego smutku związanego z jego zniknięciem. Nie zasługiwał na to co go spotkało, jednak jej relacje z Mukale były na tyle słabe, że nie zamierzała przybierać po nim jakiejkolwiek żałoby czy ronić łzy. Uważała, że byłaby to hipokryzja, z resztą czuła, że gdyby zamienili się miejscami, jej zniknięcie także nie byłoby dla wojownika powodem do smutku.

Trudność całej tej walki i cena jaką okupili zwycięstwo nad potworem przerażało ją. To jak blisko byli porażki uświadomiło ją, że na nie jest jeszcze gotowa, na najtrudniejsze dla niej starcie jakim miała być konfrontacja z jej ojcem. Spojrzała przez ramię na swych towarzyszy. Nie mogła wciągnąć ich w kolejne piekło… dopiero co wygrzebują się z pierwszego. Postanowiła, że potowarzyszy im jeszcze przez jakiś czas. Jednak , gdy tylko poczuje obecność ojca, opuści ich. Musi rozwiązać ten problem sama. Zwyciężyć lub zginąć bez ciągnięcia któregokolwiek z nich za sobą do grobu.
Westchnęła ciężko, po czym skierowała kroki w stronę wycieńczonych równie jak ona, albo i bardziej towarzyszy.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 31-10-2019, 16:01   #129
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
iedy Święta Włócznia Kalamalli dotknęła portalu przerażającego bytu, skumulowana energia tak samej broni, jak i magii, która ożywiała potwora, uwolniła się z ogromną mocą, oślepiając wojownika białym jak mleko światłem. Świat dookoła zawirował, Mukale słyszał blisko siebie byt, lecz ten oddalał się jakby, cichł w próżni, która zdawała się ich otaczać. Po chwili zamilkł całkowicie. Mukalego otaczał chłód, znał to uczucie, dokładnie ono towarzyszyło mu w ten dzień, gdy Przodkowie zesłali nań tę niefortunną wyprawę w nieznane, dzikie a zarazem martwe miejsce. Poczuł jak kręci mu się w żołądku i równocześnie przenikliwy chłód powoduje dygotanie całego ciała. Wtem usłyszał głos:

Mukale! Chwyć mą dłoń!
Chwycił.

Gdzieś w oddali wyły szakale, nieco bliżej słyszał krzyk człowieka-węża, a nad głową przefrunął mu trójbarwny ptak, zwiastun wojny, pokrzykując potępieńczo. Ale jednak poczuł ciepło.


Chwyć za fajkę pokoju, mój synu, i mów, cóżeś zobaczył oczami ducha.

Głos ojca, Wielkiego Wodza Kalamalii był jakby przytłumiony, daleki. Trwało to jednak tylko chwilę. Obraz przed oczami wojownika wyostrzył się, powróciły zmysły z całą swą intensywnością barw, zapachów i dźwięków. Mukale był oszołomiony, podane mu opium było bardzo intensywne.

Byłem w kraju ludzi bladych. Kraju bez zwierza i rośliny, w którym rządzą kobiety – wyrzekł do ojca.

Pomarszczona, lecz nie stara, twarz Kalamalli nie zmieniła się ani o jotę, gdy usłyszał słowa młodego. Jakby to, co usłyszał, nie było co najmniej przejawem niezdrowej fantazji syna.

Tak, Mukale. I cóż tam robiłeś?
Byłem jak czarny ptak, który zwiódł mnie w otchłanie tej ziemi. Błądziłem w ciemności, idąc za ludem, który mnie nienawidził, mimo że pragnąłem go pokochać jak własny. Moja wędrówka doprowadziła mnie do obrzydliwego stwora, któregom zabił ja i moi towarzysze. Śmierć mu zadała twoja Włócznia, ojcze – spuścił wzrok na znak szacunku.
Lecz czy odnalazłeś to, czegoś szukał?

Pytanie zbiło z tropu młodego łowcę.

Nie odnalazłem. Nie wiedząc, czego szukam, nie mogę tego odnaleźć. Wiedźma wieszczyła, Przybysz z Kryształu prorokował, jednak to, co mi dali, nie pomogło mi odnaleźć tego, czego pragnę.
Czego pragniesz, Mukale?
Powrotu do domu – powiedział gorzko.

Ojciec pokręcił głową, pociągnął z fajki i zamilknął. Cisza trwała długo, lecz Mukale nie śmiał przeszkadzał wielkiemu Kalamalli w jego rozważaniach.

Nie możesz powrócić Mukale, synu tej ziemi. Nie wrócisz, bo ona cię potrzebuje, a ty jesteś żertwą na poratowanie ludu. Przodkowie wybrali cię, byś odmienił los, który utkali oni naszym współplemieńcom.
Cóż li mam czynić? Nie wiem, dokąd zmierzam ani czego szukam. Nie znam woli Przodków, lecz jestem jak strzała wypuszczona bez celu. Zmierzam przed siebie, aż wreszcie opadnę w głuszę i wszyscy o mnie zapomną…

Wtem ojciec wstał i silnie spoliczkował syna.

Tegom cię nauczył?! Tak mówi wojownik Mutampa?! Wstań natychmiast!

Mukale posłusznie wykonał polecenie.

Jam jest Kalamalla, jeden z wielkich wodzów tego plemienia. Ty jesteś moją gałęzią, którą Przodkowie odcięli od krzewu, by zanieść ją daleko, daleko od rodzinnej gleby. Taka była ich wola i twoją powinnością jest ich usłuchać. Jak śmiesz się skarżyć?
Wybacz, ojcze, zbłądziłem.
Zbłądziłeś wielce, a jednak Przodkowie okazali ci łaskę. Tam, gdzie się pojawiłeś, odbyłeś ledwie fragment twej niełatwej podróży. Zaraz rzucę cię gdzie indziej, w kraj jeszcze mniej przyjazny, czyś gotów?
Zawsze jestem gotów, Wodzu – podniósł wzrok na ojca, patrzył mu teraz prosto w oczy. Spojrzenie Kalamalli hipnotyzowało, jak zawsze.
Więc idź. Jeśli okażesz się mądry, odnajdziesz swoją drogę. Jeśli nie, bodajbyś zgnił zapomniany w najczarniejszej otchłani najodleglejszego kraju. Lecz wierzę w ciebie, bo jesteś krwią z krwi mojej, kością z mojej kości i duchem mego ducha. To wyznacza tobie względem mnie zobowiązanie.
Wiem to, ojcze. Czyń ty i wszyscy Przodkowie, co jest słuszne. Zachowaj jednak przed zgubą me żony, me dzieci i mój szałas, aby nie zginęli bez ojca.
Ich los jest w twoich rękach. Wróć cały i umazany krwią okrutnych wrogów, nie znaj litości dla nieprzyjaciela, a powrócisz w chwale większej niż którykolwiek ze zmarłych. Przyrzeknij na Przodków, że wrócisz zwycięski.

Mukale zawahał się, lecz tylko na moment.

Niech umrę jako starzec, jeśliby miało być inaczej!

Kalamall odpowiedział uśmiechem. I ten uśmiech był ostatnim, co Mukale zobaczył w rodzinnej Mutampie.


Wypadli razem, jak bracia w boju, on i byt. Upadli na kamienne podłoże, zimne i martwe jak wszystko, co ich otaczało. Nie widział nic, dookoła była nieprzenikniona ciemność i kierować mógł się tylko słuchem. Słyszał zaś tylko złowieszcze rzężenie potwora. Był wyczerpany po walce, oddychał ciężko, na dodatek teleportacja jakby odebrała mu resztki sił witalnych, toteż leżał bez ruchu na kamieniu, nie mogąc się podnieść.

Otrzeźwił go dopiero krzyk chłopięcia, uwięzionego w klatce piersiowej bytu. To wzmogło jego siły, Mukale zerwał się na równe nogi i na ślepo, szaleńczo począł dźgać włócznią tam, gdzie słyszał rzężenie potwora. Zadał dziesięć, może i dwadzieścia ciosów w zupełnym amoku i dopiero wtedy potwór zamilkł i znieruchomiał. Chłopiec zaś płakał.

Adrenalina opadła, szał ustąpił, a Mukale oparł się na włóczni, dysząc ciężko. Otarł wierzchem dłoni pot z czoła i wtedy spośród ciemnego nieba wyłonił się zgniłozielony okrąg, jakby księżyc oblepiony pleśnią. Nienaturalny obiekt dał jednak odrobinę światła dookoła, tak że wojownik mógł ujrzeć skulone we wnętrznościach potwora dziecko. Niewiele myśląc, wojownik rozrąbał klatkę stworzenia, zważając by nie zranić dziecka.

Gdy go już uwolnił, chłopczyk nieufnie spojrzał na niego. Bał się go chyba nie mniej niż stworzenia, w którym był uwięziony.

Podaj mi dłoń. Jeśli tu zostaniesz, umrzesz niechybnie – powiedział Mukale.

To przekonało małego, choć dopiero po chwili. Podał dłoń, wyszedł z wnętrza maszkary. Razem z Mukalem popatrzyli na martwe cielsko tego, który sprowadził zniszczenie na kraj, w którym byli.

Jesteś z plemienia Wodza Pelaiosa? Jak cię zwą?

Chłopiec milczał, patrzył tylko na Mukalego nieufnie. Wojownik westchnął.

Nie chcesz, nie mów. Rozumiem cię. Znać czyjeś imię, to mieć władzę nad nim. Znając imię twego nieprzyjaciela, możesz nakazać szamanowi, aby go przeklął. Ja nie jestem ci wrogiem, lecz wszystko, co nas otacza, zapewne już tak. Idźmy zatem odtąd w ciszy, by nie zwracać na siebie uwagi.

I poszli. On – wielki murzyński wojownik i on – mały chłopiec uwięziony w cielsku potwora, który nie chciał nawet wyrzec swojego imienia. Być może podróżują i do teraz, i być może, nadal wędrowcy po odległych planach mogą napotkać na swojej drodze dwóch pielgrzymów, których Przodkowie zesłali na manowce świata w sobie tylko znanym celu.


 
MrKroffin jest offline  
Stary 31-10-2019, 17:11   #130
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
elaios ocknął pod czyimś dotykiem. Zdezorientowany zaczął się rozglądać po pobojowisku. Gwałtownym ruchem sięgnął do pasa po nóż i natychmiast tego pożałował. Rwący ból, zmęczenie, pieczenie... wszystko naraz odezwało się w jego ciele domagając się niepodzielnej uwagi. Jęknął i przetoczył się przez czyjeś szczątki i popiół. Dopiero po chwili zebrał na tyle dużo sił, by usiąść. Powoli... oszczędnie.

To nie była potyczka godna epickiej pieśni. Walka trwała tak krótko. Tak niewiele było do pamiętania. Ledwo wbiegł do kręgu... ledwo łomem próbował naruszyć kamienie, a już leżał na ziemi i tracił przytomność. Diabelstwo nie mogło być dumne ze swojego udziału. Mimo to wygrali. Zwyciężyli monstrum, które zostało najwyraźniej odesłane, gdyż nigdzie nie mógł dostrzec roślinnego cielska. Zwyciężyli... lecz nie bez strat.

Troa. Była wieszczką. Czy wiedziała że tu umrze? Nie... gdyby wiedziała to by im nie towarzyszyła. Nie udzieliłaby im wsparcia - tak duchowego, jak i magicznego. Nie odparłaby nienaturalnego strachu, jakim potwór próbował ich obezwładnić. Jej niewiedza była błogosławieństwem.

Mukale. Nie widział nigdzie jego ciała, ale nie miał wątpliwości. Bez trudu potrafił sobie wyobrazić jak dziki wojownik podąża za odsyłanym monstrum, by je zabić. Ileż przez niego było problemów... tyle samo ile otuchy wlał w serce szlachcica. Dzięki niemu oraz dzięki całemu nieporozumieniu z plemieniem i wodzem, przez moment czuł się lepiej niż przez całe swoje życie. Diabelstwo miało nadzieję, że wojownik odnalazł drogę do domu... lub chwalebną śmierć, której szukał.

Astine. Łowczyni, która chciała jedynie powrócić do swego domu. Jej śmierć była najgorsza. Na samą myśl, w oku Pelaiosa zakręciła się łza. Dziewczyna nawet nie uczestniczyła w walce... mimo to zapłaciła ostateczną cenę za ich zwycięstwo.

Czując kolejne fale zmęczenia, bólu oraz uczucie beznadziejności, szlachcic złapał się za głowę i przesunął drugą ręką po pyle szukając podparcia. Zdziwiony zacisnął dłoń na jakimś przedmiocie. Medalion. Natychmiast skojarzył symbol.

– To... co teraz? – zapytała Cely.

To było dobre pytanie. Co teraz? Zwyciężyli. Wykonał zadanie. W dłoni trzymał trop drugiego. Rozejrzy się po pomieszczeniu. Jeden z tych kultystów to pewnie chłopak którego szukał. Wróci do miasta. Odbierze pieniądze. Utrzyma reputację. Upije się. Zapomni...

Raz jeszcze spojrzał na medalion. To nie był koniec. Przeklnął poczucie obowiązku i sumienie. Syknął pod nosem i podniósł się z trudem. Podszedł do towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 31-10-2019 o 17:14.
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172