Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2019, 11:54   #131
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=bsvzP8EO65w&feature=youtu.be


onstrum stało przed nimi, zdecydowanie górując nad każdym z osobna. Dagonet zszedł po schodach zbierając wszystkie siły i przywołując w modlitwach imię Lathandera. By chronić lud tej ziemi, by chronić swych nowo poznanych towarzyszy, którzy obdarzyli go zaufaniem, a także najważniejsze, by chronić Rowenę, chciał ruszyć biegiem do przodu, chciał być tym, który zada potworowi pierwszy i ostatni cios, by ukarać i przelać weń światło Pana Poranka. Lecz gdy tylko spiął mięśnie do skoku w przód, nogi mu stężały i minęło kilka sekund nim paladyn zorientował się co się stało.
Stał właśnie sparaliżowany przez strach. Od dobrej chwili nie potrafił się ruszyć z miejsca, a ruch każdą kończyną wymagał niesamowitego wysiłku, co przez napływ adrenaliny zauważył dopiero teraz. Czyżby jego wiara osłabła? Zabrakło mu woli walki? Część z jego towarzyszy właśnie wbiegła do pokoju. Dagonet rozejrzał się po pozostałych za nim awanturnikach. “Ah, więc to tak?” pomyślał w głębi. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie był zwykły strach, a działanie stojącego przed nimi Mrocznego Bytu, o czym uczyli go akolici w Zakonie w Sessrendale, choć świadomość ta w niczym mu nie pomagała. Na jego czoło wypływały najprawdziwsze krople potu, a skurcze mięśni przeszywał całe ciało bólem - nie, to było gorsze od zwykłego strachu...

Wtem z pomocą nadeszła Troa, uspokajając zaklęciem drużynę, a to było wszystko czego Dagonet potrzebował. Ruszył do przodu, unikając i odbijając tarczą wijące się wszędzie korzenie, aż dopadł do potwora. Wziął zamach i przywołując boską moc, wymierzył cios ciężką, metalową głową kiścienia, a dookoła rozległ się potężny huk gromu. Boskie zaklęcie zraniło potwora, ale nie dało takich rezultatów, jakich oczekiwał Dagonet. Paladyn zadawał kolejne uderzenia, starając się zwrócić uwagę potwora, by pozostali mogli zająć się niszczeniem magicznych kręgów. Niestety Mroczny Byt musiał wiedzieć co robi, gdyż powalił Troę, co przerwało działanie zaklęcia. Cała niemoc, którą czuł przed chwilą Dagonet wróciła do niego ze zdwojoną mocą. Paladyn zacisnął zęby i cofnął się odruchowo parę kroków, ze zgrozą patrząc na potwora. Nie potrafił się znów do niego zbliżyć, a rany które dopiero co zadał, zamykały ciągle rosnące korzenie.
Dagonet spojrzał za siebie, szukając wzrokiem Roweny, która właśnie starała się odczarować krąg. Paladyn przypomniał sobie zaklęcie ochronne, które czym prędzej rzucił na szlachciankę:
Pan Poranka jest teraz z Tobą Roweno, zajmij się kręgiem! – krzyknął do niej i ponownie odwrócił się do potwora. Upuścił kiścień na podłogę i sięgnął za plecy po magiczną włócznię. Zważył ją w dłoni i spojrzał na monstrum:
Jeśli nie pozwolisz do siebie podejść, to porażę cię tym poczwaro! – następnie przywołał na usta moc Lathandera, rzucając na siebie kolejne zaklęcie ochronne, które miało mu pomóc wyrwać się spod działania przeklętej aury potwora. Jednakże potęga Mrocznego Bytu okazała się jeszcze większa. Mimo tego, że w dalszym ciągu jego mięśnie drżały i uchwyt na broni był niezwykle niepewny, zaczął ciskać włócznią, a ta raz za razem magicznie pojawiała się z powrotem w jego dłoni.

Potyczka trwała w najlepsze lecz wyglądała coraz gorzej dla grupy śmiałków i być może wszyscy z nich by w niej polegli, gdyby nie udało im się zniszczyć kręgów. Portal otwarł się za stworem, a Dagonet z przerażeniem w oczach patrzył, jak jeden z korzeni powalił i przygniótł Rowenę. Zebrał w sobie wszystkie siły i odwagę pognał w jej stronę, dopadając do niej na kolanach i zaczął przelewać swoją uzdrawiającą magię w połamane kości szlachcianki. Następnie z przerażeniem oglądał, jak Mukale skoczył na potwora, a ten złapał go i razem z dzieckiem, które starało się wyrwać z jego piersi, wciągnął ich za sobą w portal. “Niech bogowie mają cię w swojej opiece” pożyczył wojownikowi szczerze Dagonet.

Przeraźliwą ciszę, która nastąpiła po walce, przerwało na chwilę uderzenie hełmu paladyna o podłogę, gdy on wziął Rowenę w swoje ramiona. Z całych sił powstrzymywał łzy, które powoli napływały do oczu, lecz wtedy poczuł, jak szlachcianka, z początku niepewnie, odwzajemnia uścisk. Dagonet podniósł głowę, by przekonać się, czy zmysły nie stroją już sobie z niego żartów, lecz Rowena, mimo że obolała i zdezorientowana, przyglądała się mu szeroko otwartymi oczyma. Żyła!
Klęczeli tak objęci, w ciszy przez dłuższą chwilę, aż Dagonet szeptem zapytał:
Więc... co teraz? – choć na razie nie dostał odpowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez MatrixTheGreat : 17-11-2019 o 16:52.
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 10-11-2019, 12:35   #132
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
anah odnalazła Astine i jej wilczycę tam gdzie ją zostawili. Widok jaki zastała nie był jednak tym jaki chciała zobaczyć. W słabym świetle zaczarowanego sierpu zobaczyła że z nosa, uszu, oczu i ust łowczyni oraz jej pupilki popłynęły strużki krwi. Obie leżały tak jakby jakaś siła nimi miotnęła.
To było za dużo. Kapłanka opuściła sierp i zapłakała. Stracili czworo z ich towarzyszy. Chwilę potrwało nim Hanah zebrałą się w sobie. Przyklękła i zamknęła im oczy modląc się do Ilmatera aby poprowadził ich dusze we właściwe miejsce. Dopiero wtedy postanowiła wrócić do pozostałych. Z ciężkim sercem zostawiała ciała na ziemi. Uznała, że dopiero jak będą wychodzić zapewni wszystkim godny pochówek. Niedaleka droga dłużyła się pogrążonej w smutku kobiecie. Schody miały milion stopni. W końcu jednak dotarła do pozostałych. Wzięła głębszy oddech.
Straciliśmy Astine i jej wilczycę. Nie wiem co się stał, ale wyglądało to jakby jakaś siła nimi rzuciła… ktoś może wie co to mogło być?
Wieść o śmierci dziewczyny była potwornie przytłaczająca. To przecież ona była osobą, która zebrała drużynę. Po dłuższej chwili Neffowi udało się wreszcie odzyskać głos.
- Efekt jednego z ataków stwora? Gdy byliście nieprzytomni on użył jakiegoś potężnego ataku mentalnego. Czy może myślisz, że mógłby to być nowy wróg? Widziałaś jakieś ślady walki?
Kapłanka pokręciła przecząco głową.
Nie umiem powiedzieć nic więcej. Jeśli to był ten atak, to miał przytłaczający zasięg… o nie. Trzeba sprawdzić świątynie jak już stąd wyjdziemy. Przecież ta istota miała zasięg na całą okolicę!
Hanah od razu pomyślała o Sile i ocaleńcach z wioski. Czy ten atak ich sięgnął? Czy żyją? W tych przemyśleniach dopiero zauważyła, że Lig'gor ciągle leży nieprzytomny na posadzce. Pospiesznie poszła sprawdzić co z nim.
Cely odprowadziła wzrokiem kapłankę. Kobieta jeszcze przed chwilą sama była umierająca, a teraz pomimo bólu jaki musi odczuwać dzielnie pomagała innym. Pół-drowka podziwiała ją za jej wytrwałość, za to, że zawsze próbuje każdemu pomóc, pomimo świadomości, że nie jest w stanie zbawić całego świata. Po chwili zaklinaczka wróciła spojrzeniem do pozostałych towarzyszy.
To… – zaczęła cicho. – Co teraz?
Wydaje mi się, że ten atak mentalny nie mógł mieć aż tak dużego zasięgu by sięgnąć Łanu. Moim zdaniem powinniśmy tu zostać, przynajmniej do czasu aż gith się nie obudzi. Możemy nawet spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu – Neff zaproponował równie cichym głosem. Pomimo braku złowrogiej energii, to miejsce wciąż pozostawało przygnębiające – Rozłóżmy któreś z naszych posłań i ułóżmy go na nim. Kilka osób mogłoby iść strzec wejścia. Dzierlatko, czy byłabyś w stanie wykryć czy znajdują się tu obce źródła magii, byśmy przypadkiem nie trafili na jakąś niechcianą niespodziankę?
Hanah kiwnęła twierdząco i po chwili jej oczy na nowo zajaśniały bursztynem.
To nie koniec – Pelaios dołączył do rozmowy pokazując brudny amulet z symbolem złotego, uskrzydlonego miecza.
Hę? – rozwalona na ziemi Tarcza uniosła lekko głowę.
Co znowu? – kolejna odezwała się Valfara siedząca obok i trzymająca się za ramię po tym jak głaz o nie zahaczył.
Na Pelaiosa popatrzyła też Rowena. Szlachcianka początkowo była rozkojarzona, ale po chwili zauważyła wisior. Wyraz jej twarzy od razu zdradził, że rozpoznała symbol.
Ja… znam ten znak.
To monstrum nie przybyło tu przez przypadek. Kręgi… kultyści. Ten portal został otwarty przez nich. – powiedział Pelaios wskazując resztki kultystów i przenosząc uwagę na Rowenę. Stuknął palcem w medalion. – Kim oni są?
Szlachcianka zastanowiła się.
Nie wiem o nich wiele. Mój ojciec z nimi współpracował, chociaż patronat i wsparcie są chyba lepszymi określeniami. Był przychylny ich misji niszczenia zła w tych okolicach oraz dalej. Kiedy byli tutaj przedstawili się jako Zakon Świetlistego Ostrza. Prezentowali się wręcz jako grupa paladynów, świętych rycerzy oraz kapłanów. Nie interesowałam się nimi zbytnio, zakon jakich wiele, ale jestem pewna, że mają siedzibę w Waterdeep. Dagonecie, może ty wiesz coś więcej?
Dagonet, ściskając hełm w dłoniach, pokręcił głową.
Niestety nic nadzwyczajnego. Szukałem ich nim przybyłem na dwór twego ojca, chciałem znaleźć ludzi o podobnym światopoglądzie, u boku których mógłbym pomagać potrzebującym i niszczyć zło. Nie udało mi się ich jednak zastać tutaj, w Złotym Łanie, a gdy już tu dotarłem... zmieniły się trochę moje priorytety – paladyn naprędce założył hełm, aby reszta nie widziała, że zaczynał się czerwienić jak idiota – Wiem tyle, co ty mi o nich opowiedziałaś Roweno. Twój ojciec wysłał ich do jakichś ruin, teraz mam nawet pewność, że chodziło o to miejsce. Podobno Świetliste Ostrze sprawdziło ruiny i zapieczętowało je boską magią.

Tymczasem Hanah obeszła komnatę poszukując wszelkich oznak magii, a tych było bez liku. Dopiero co zniszczone kręgi kipiały mocą niczym rozpalone ogniska, tak samo jak puste miejsce po portalu. Działające tutaj czary były zdecydowanie potężne. Przyciągnięta kolejnymi aurami ruszyła ku ścianom, by przekonać się, iż zarówno u podłogi, jak i tuż pod sufitem ciągnęły się magiczne symbole, a emanująca magia była bez wątpieniem ze szkoły odrzucania, ochrony. Zwałowiska kamieni utrudniały dokładne rozeznanie się, lecz to co dostrzegła wystarczyło by stwierdzić, że rozrysowane po całym pomieszczeniu glify miały zadanie podobne do tych rysowanych w kręgach przyzywania. Miały więzić wewnątrz istotę lub uniemożliwić przywołańcowi wydostanie się na zewnątrz. Niemniej nie znalazła niczego więcej z wyjątkiem fragmentu innej komnaty z paroma skrzynkami oraz beczkami, lecz żadne z nich nie były magiczne. Po chwili zatoczyła koło i była obok pozostałych.
Nie jestem pewna czy chcieli aby sprawy przybrały wydźwięk jaki widzieliśmy – wtrąciła się do rozmowy. – Całe to pomieszczenie zostało stworzone aby uwięzić tutaj to coś. Mamy tu jeszcze kilka skrzynek, może tam coś znajdziemy. – skwitowała patrząc na rozsypujące się statuy. Nie podobało jej się, że prawdopodobnie ktoś się podszywał pod dobroczyńców czyniąc potem takie zło.
W czasie gdy kapłanka badała komnatę Neff rozwinął swoje podróżne posłanie i starał przekonać kogoś do pomocy w ułożeniu githa w bardziej wygodnej pozycji. Żałował, że jego zapas energii się już wyczerpał i nie był w stanie wyleczyć pozostałych obrażeń swych towarzyszy. Zwłaszcza na Dzierlatce widać było, jak mocno poturbował ją potwór. Ostatecznie wiedziony ciekawością, ruszył w stronę magicznych symboli.
Też rzucę okiem. Spróbuj może trochę jeszcze odpocząć. Iskierko, pomożesz mi?
Daj go – podszedł do niego Dagonet, biorąc githa na ręce i niosąc w stronę posłania – Wy też powinniście złapać oddech. Nie wiemy czy jesteśmy tu bezpieczni.
Po dłuższych oględzinach Neff aż nie mógł powstrzymać drżenia jedynej dłoni, wywołanego ekscytacją. Kręgi były wykonane mistrzowsko. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie widział, nawet w czasie wielu lat spędzonych w bibliotekach. Dlaczego więc doszło do tej tragedii? Czy komnata nie wytrzymała naporu mocy? Czy może…?
Coś tutaj się nie zgadza. Nie jestem pewien czy w całą sprawę zaangażowana była wyłącznie jedna grupa.
Może byli jeszcze jacyś. O ile normalnie nie lubię rzucać wątpliwości to może ta "święta grupa" wcale nie była taka święta? – rzuciła Hanah znad swojego plecaka. Wyciągała właśnie swoje racje żywnościowe aby podzielić się nimi z nie mającymi własnych. Nim usiadła aby odpocząć zatrzymała się ponownie przy Pelaiosie. Biła się przez moment z myślami aż w końcu zadecydowała. Jedną modlitwę dalej i ciupinka magii tiefling został uleczony. Pelaios uśmiechnął się do Hanah z wdzięcznością po czym mrugnął do niej, czując się trochę lepiej.
Jak odpoczniemy myślę, że powinniśmy sprawdzić czy zabicie tej istoty uleczyło ziemię, czy wciąż grasują tam potwory. To chyba należy do was panienko. – Kapłanka oddała wszystkie przedmioty, które zabrali z domostwa Roweny. Poza jedną butelką mikstury leczącej. Tę po prostu wypiła.
W międzyczasie, skończywszy podziwiać magiczne symbole, Neff podszedł do beczek i przyjrzał im się bliżej.
Wiem jedno... – mruknął Pelaios. – To co się tu wydarzyło, może się powtórzyć. Jak już sprawdzimy jak wygląda Złoty Łan, zamierzam podążyć tym tropem do Waterdeep. Po dzisiejszym, jakoś ciężko mi będzie wrócić do codzienności, ze świadomością, że gdzieś podobna grupa pasjonatów – potoczył ręką po pomieszczeniu, tam gdzie były kręgi – organizuje takie przyjęcia
Diabelstwo wyprostowało się i skrzywiło, wciąż czując tu i ówdzie ból.
Jak ktoś chce dołączyć, to zapraszam
Neff począł rozważać propozycję Lisa. Jego dotychczasowa misja zakończyła się przedwcześnie, wraz ze zniknięciem świadomości gnoma. Perspektywa kontynuowania przygody w gronie znajomych twarzy nie przedstawiała się najgorzej.
Ja chętnie się przyłączę jeśli nie masz nic przeciwko. Po drodze do Waterdeep chciałbym jednak zatrzymać się w jakiejś tawernie, lub dwóch. Po tym wszystkim chętnie napiłbym się czegoś mocniejszego.
Kapłanka milczała przez dłuższą chwilę. Nie doznała wizji jak przy okazji odnowienia sił świątyni. To mogło znaczyć, że i jej zadanie nie jest skończone.
Zobaczę. Możliwe, że najpierw trzeba będzie się zająć tym miejscem, pochówkiem zmarłych i tym podobne. To wciąż leży w mojej odpowiedzialności jako byłej akolitki Ilmatera. Rodzina się zdziwi, że tak szybko ich odwiedzam – poklepała po ramionach obu mężczyzn i wskazała głową na beczki i skrzynie.
Rozprawmy się z tym. – Wymruczała dodatkowo łaskę przewodnictwa dla Pelaiosa.

Z błogosławieństwem Hanah Pelaios zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Przyglądał się ścianom, zwałowiskom kamieni oraz kręgom, lecz nie potrafił dostrzec niczego, co mogłoby stanowić jakąkolwiek wskazówkę względem tego, co tutaj miało miejsce. Sfrustrowany i zmęczony zaglądnął również w te same beczki oraz skrzynie co elf, lecz i tam znalazł jedynie rozczarowanie. Zrezygnowany wreszcie ruszył z powrotem ku reszcie kompanii. W chwili kiedy mijał zniszczony krąg zakręciło mu się w głowie i nie wiadomo kiedy wpadł w jedną z kupek popiołów po jednej ze spopielonych osób. Uniosła się chmura pyłu i rozległ kaszel samego diablęcia. Hanah czym prędzej ruszyła ku niemu i pomogła mu wstać otrzepując go trochę z prochów. Wówczas to dostrzegła ona w owej stercie szarego pyłu coś jakby kawałek pergaminu. Sięgnęła ostrożnie i pomiędzy kilkoma szarymi grudkami znalazła coś co wyglądało jej na bardzo zniszczony, niekompletny fragment zwoju z zaklęciem o czy świadczyły fragmenty glifów oraz innych charakterystycznych symboli.
Powinniśmy sprawdzić pozostałych uczestników rytuału. – Mając przeczucie kobieta podeszła do kolejnej popielnej statuły. Z ociąganiem i wahaniem ostatecznie pokruszyła i ją. Potem kolejną i następną.

Jedna za drugą popielne postacie rozsypywały się, ich uchwycone w chwili agonii rysy znikały pod wpływem pyłowej lawiny. Pozostały po nich jedynie kupy szarego, drobniutkiego prochu. Hanah z wahaniem grzebała w tych szczątkach raz za razem, lecz niczego nie znalazła nie licząc kolejnego amuletu, który był w jeszcze gorszym stanie niż ten w posiadaniu Pelaiosa.

Cely stała w ciszy ze zmartwioną miną, słuchając towarzyszy. W pewnym momencie wydusiła z siebie:
- Ja… ja nie wiem czy powinnam z wami dalej iść… Nie chcę ściągać na was dodatkowych niebezpieczeństw…
Neff spojrzał zdziwiony na pół-elfkę, następnie na komnatę, na miejsce gdzie powinna znajdować się jego dłoń, na Lisa pokrytego pyłem czegoś, co prawdopodobnie kiedyś było czyimś zadkiem i znów na dziewczynę.
Nie wiem czy zauważyłaś Iskierko, ale my sami całkiem dobrze pakujemy się w niebezpieczeństwa, bez niczyjej pomocy. Z tobą jak już nasze szanse przeżycia mogą jedynie wzrosnąć.
Neff… w chacie Troi o mało nie zmieniłam się w smoka i nie ugotowałam was żywcem… On mnie dalej szuka.
Tak jak powiedziałaś - “o mało” i “ty”. To jest tylko i wyłącznie twoja moc i wiemy, że potrafisz ją w pełni okiełznać. Chociaż, gdybyśmy mieli prawdziwego, wyrośniętego smoka do pomocy, pewnie szybciej poradzilibyśmy sobie z całym tym bałaganem – zażartował elf, puszczając do dziewczyny oko.
Skoro cię szuka, to tym bardziej nie możemy cię zostawić. Samej masz mniejsze szanse się oprzeć temu co nadchodzi niż w grupie – Hanah się dołączyła po nieudanych poszukiwaniach.
Chwila, chwila – rzucił zdezorientowany Dagonet – Smoka?
Tooo… dość długa i zawiła historia… – odparła dość niepewnie Cely.
W dużym skrócie jednak, nasza mała iskiereczka jest zaklinaczem. W jej żyłach płynie smocza krew. – Hanah potargała przyjaźnie włosy pół-drowki. – Jak już zacznie rzucać czary, to możesz być pewny, że będzie gorąco.*
Dzięki Hanah. - zaklinaczka poprawiła zmierzwione włosy i uśmiechnęła się lekko w stronę kapłanki, po czym spojrzała na Dagoneta.
To dopiero połączenie, nie? Córka drowa w której płynie krew czerwonego smoka, jednego z najgorszych rodzajów smoków. – zaśmiała się desperacko. – Jakby samo bycie pół-drowem było zbyt mało skomplikowane.
Bycie człowiekiem też bywa skomplikowane. Zawsze ktoś gdzieś znajdzie powód by na kimś wywrzeć presję niezależnie od jego rasy, statusu czy pochodzenia. Nie lubię tego, ale też ciężko z tym walczyć – Hanah westchnęła ciężko rozkładając kocyk i siadając obok Li'gora. Zaprosiła resztę aby również usiedli.
Neff usiadł zgodnie z propozycją Dzierlatki, wykorzystując też chwilę przerwy, by użyć swej magicznej sztuczki, aby odkurzyć resztki kultysty z szat Lisa.
 
Koime jest offline  
Stary 15-11-2019, 11:43   #133
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
cho szybkich kroków niosło się uformowanym w skale korytarzem. Biegł, musi przekazać wiadomość. Krąg zareagował. Nie było chwili do stracenia, Prorok musi się o tym dowiedzieć. Zadecydować co robić dalej. Wreszcie minął strażników, dwa wielkie posągi gotowe w każdej chwili ożyć. Rozpoznały go jednak jako swojego. Wpadł do komnaty, która za każdym razem robiła niesamowite wrażenie. Lita skała przechodząca w złoty wzór rozciągający się na wszystkie strony niedający się ogarnąć za jednym razem ogarnąć wzrokiem. Nie miał jednak czasu by po po raz kolejny podziwiać. Musiał pomówić z tym, który stał na podwyższeniu, zaraz obok misy płonącej złotym ogniem.
Dysząc padł na kolana tuż pod postumentem.
P-panie! Krąg, on obudził się!
Mężczyzna przed którym klęczał był niższy niż ten akolita, co jest jak najbardziej naturalne będąc krasnoludem. Prorok nie odwrócił się nawet w jego stronę. Nie musiał tego czynić.
Nasz Pan obdarował mnie wizją. Już wydałem odpowiednie rozkazy. Możesz odejść.
Akolita dalej dysząc uniósł wzrok na krawędź białych szat zdobionych złotą nicią. Przez jego głowę gnał prawdziwy tabun myśli, skołowany chciał już coś powiedzieć, zdać jeszcze jakieś pytanie, lecz wtem usłyszał inny głos.
Pozwolono ci odejść chłopcze. Wróć do swych obowiązków. Za chwilę w komnacie, której strzeżesz będziesz miał nie lada zamieszanie.
Słowa te padły z ust wysokiego człowieka, na którego jasnobrązową, bezwłosą skórę narzucona była biała toga.
Wielki Erennamosie! – młodzik oddał pokłon kolejnemu z trójcy.
Idź że! – zagrzmiał jeszcze inny głos, tym razem jakby dochodzący z rozpalonego pieca.
Akolita nawet nie odpowiedział, jedynie pośpiesznie wstał, oddał pożegnalny ukłon i opuścił pomieszczenie nie oglądając się. Jego głowa wręcz bolała od emocji i przelewających się przez nią myśli. Miał okazję natknąć się na całą trójcę! Echu jego oddalających się kroków towarzyszyła ekscytacja. Wówczas z innego przejścia wyszedł trzeci mężczyzna wyglądający jak żywy posąg odlany z brązu w formę człowieka, z którego pleców wyrastały skrzydła. Dwie kule złotego ognia płonęły tam, gdzie powinny być oczy.
Twa pobłażliwość nie pomaga naszej sprawie! Trzeba nam działać aniżeli czekać, aż piekielne zastępy zagrożą proroctwu! – grzmiał dalej nowoprzybyły, a kiedy mówił wnętrze jego ust wyglądało jak wnętrze rozgrzanej huty.
Sairarefie ostudź swój zapał. W chwilach kryzysu panika i pochopność działań przynosi więcej szkód niż pożytku. – Twarz wysokiego mężczyzny wykrzywiła się w wąskim uśmiechu.
Niepotrzebna zwłoka zaś umacnia naszego wroga i daje mu okazję do ataku! A atak jest zagrożeniem dla naszej świętej misji!
Obaj macie rację i mylicie się zarazem – przemówił dość niespodziewanie Prorok. Krasnolud odwrócił się do nich przodem, tak, że mogli zobaczyć jego brodę oraz łańcuch złożony ze złotych symboli uskrzydlonego miecza, który rozciągał się przyczepiony do dwóch naramienników uformowanych na podobieństwo skrzydeł.
Nie czas nam na spory, pośpiech ani zwłokę. Działaniom naszym towarzyszyć musi rozwaga, biegłość i pewność swego, bez zawahania, ale i bez brawury. Proroctwo i związana z nim nasza misja są jasne, a cel wciąż odległy. Potrzebujemy dalszych postępów prac, ale wstrzymać się musimy przed kolejnymi próbami nim nie dowiemy się cóż zaszło w placówce nieopodal Waterdeep. Zabezpieczenia i przygotowania były poczynione z najdrobniejszymi szczegółami, a doszło do czegoś nieprzewidzianego. Nie można więc wykluczać zdrady lub sabotażu.
Mężczyzna z brązu oraz ten w todze popatrzyli jedynie po sobie, skinęli głowami i oddali krótki ukłon Prorokowi, by ostatecznie odejść.Ten ostatni po chwili padł na kolano i spuścił głowę w ukłonie przed złotym płomieniem, który nabrał na intensywności. Mieniący się ogień urósł, a języki poczęły formować się w postać. Nad prorokiem górowała skrzydlata postać złożona ze złotych płomieni.
Uczyniłem wedle twych słów. Nie spoczniemy, aż tajemnica tych wydarzeń nie zostanie ujawniona, a sprawcy powstrzymani. – słowa karasnoluda odbiły się od złotych fresków, a postać przytaknęła.
Będę oczekiwał raportu. Święty blask będzie oświetlał twą ścieżkę, Zormarze.



każdą kolejną chwilą spędzoną w podziemiach buzująca w ich żyłach adrenalina słabła, a ból oraz zmęczenie wyraźniej i wyraźniej dawały się we znaki. Odkrywane kolejne ślady tego co miało tutaj miejsce nie napawały optymizmem, ani nie odpowiadały na wiele najistotniejszych pytań. Wręcz przeciwnie, pojawiały się kolejne, a cała sprawa nabierała skomplikowania. Najlepiej o tym wiedział sam Pelaios, który często dostrzegał więcej niż inni, a co się z tym wiąże zrozumiał już, że to może być dopiero początek sprawy z amuletem. Otwartą kwestią pozostawało zaś to co postanowią uczynić.

Najbardziej nerwowa z nich wszystkich była zaś Rowena. Młoda szlachcianka nie przypominała tej spokojnej kobiety, którą zastali w posiadłości, ani też podekscytowanej magiczki uwalniającej githa z jego więzienia. Emanująca od niej aura szlachetności i powagi zupełnie zniknęła zastąpiona woalem niepewności, zmęczenia i obawy rysującej się cieniem na jej twarzy. Trzymała się odrobinę na uboczu, nawet Dagonet, który wydawał się jej najbliższym był trzymany na dystans. Znający się na ludziach Pelaios oraz Hanah szybko zrozumieli, że dziewczyna zmaga się z jakimś wewnętrznym konfliktem, może nawet traumą czy czymś tego pokroju, a ostatnie wydarzenia tylko tę walkę zaogniły.

W pewnym momencie Celaena coś poczuła. Przeszedł ją dziwny dreszcz, który nie do końca dawał się opisać słowami. Wstała i ni to zaniepokojona, ni zaintrygowana rozejrzała się na po komnacie. Postąpiła kilka kroków ku zwałowisku kamieni spływającemu ze ściany komnaty naprzeciwko wejścia. W tej samej chwili Nephilim wzdrygnął się. Coś usłyszał. Nadstawił ucha i po chwili zidentyfikował to jako kroki, szybkie kroki, z czego niektórym towarzyszył brzdęk pancernych buciorów. Nim, którekolwiek z nich zdołało wypowiedzieć chociażby słowo lawina, przed którą stała pół-drowka ożyła i poczęła się dosłownie rozstępować. Dziewczyna natychmiast cofnęła się do reszty by w raz z nimi obserwować kamienie i ziemia poczęły żyć. Falując i wydając z siebie chrzęszczący dźwięk zwałowisko rozchodziło się na boki tworząc coś co wyglądało na tunel. W chwili kiedy ten się otworzył zobaczyli złote światło, a na schodach, którymi zeszli do komnaty pojawiła się grupka postaci. Druga, bardzo podobna do tamtej wyskoczyła ze świeżo utworzonego się przejścia.


Dłuższe i krótsze białe szaty, chrzęszczące pancerze płytowe i kolczugi, miecze i buławy, a ponad wszystkim jeden przewijający się znak, złoty uskrzydlony miecz w postaci wisiorów oraz symboli na tarczach i piersiach. Szybkim rzutem oka można było powiedzieć, że wyglądali na paladynów i kapłanów, chociaż Hanah była niemal pewna, że wśród nich była co najmniej jedna osoba potrafiąca doskonale walczyć gołymi pięściami. Mężczyźni i kobiety, ludzie i półelfy, z dwa krasnoludy oraz gnom, nie licząc do tego wszystkiego dwóch żywych zwałowisk kamieni, które przyjmując niejako humanoidalny kształt i niejako dopełniając okrążenia.
Grupie z tunelu przewodził białowłosy mężczyzna, z którego pleców wyrastały białe skrzydła, a oczy jego lśniły światłem. Kierując w ich stronę miecz przemówił:
Na kolana! – Na dźwięk jego słów trzymane przezeń ostrze zapłonęło.
Słyszeliście czarcie syny! – Zawołał rycerz z drugiej kompanii.




 
Zormar jest offline  
Stary 21-11-2019, 23:09   #134
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Hanah liczyła na chwilę wytchnienia. Myśli jej zdążyły już popłynąć w kierunku pomocy mieszkańcom Złotego Łanu. Jej towarzysze również zdawali się liczyć już na chwilę oddechu. Nagle znikąd ożył gruz i z korytarza ze schodami wypadł tłum. Zaskoczona kapłanka zerwała się z koca dopiero po kilku uderzeniach serca rozpoznała oznakowanie. Słowa jakie padły z ust przybyszów jednak nie zadowoliły. Ściągając brwi pewnie wystąpiła przed pozostałych pokazując znak Ilmatera.
Ostawcie agresję nieznajomi! Przybyłyśmy tu w celu rozwiązania sprawy mgły i koszmarności jakie tu się panoszyły! Niech was nie zwiedzie wygląd moich towarzyszy, ich serca nie są skażone złem! – zakrzyknęła wystawiając dłoń ze znakiem swojego boga aby mogli go wyraźnie zobaczyć.
W tym samym czasie Neff jęknął w duchu. Grupa uzbrojonych po zęby przybyłych, każących padać na kolana, zamiast uprzejmie się przywitać, nigdy nie oznaczała niczego dobrego. Gdy Dzierlatka zwróciła uwagę na siebie, elf poświęcił chwilę, by rozpocząć połączenie mentalne z towarzyszami.

Wyraz twarzy uskrzydlonego stężał.
To nie są negocjacje. Prawdy dojdziemy w ten czy inny sposób. – Głos mężczyzny był stanowczy i zimny. Kątem oka zaczęli dostrzegać, że postawa nowoprzybyłych zaczynała się zmieniać, jakby szykowali się do ataku lub czegoś podobnego.
Mistyk powiódł wzrokiem po zgromadzeniu, po czym podniósł ręce w pokojowym geście, tak by widoczna była jego ubrudzona ręka, pozbawiona dłoni. Gdy się odezwał, starał się brzmieć na bardzo zmęczonego.
Już dobrze. Zaprawdę nie ma potrzeby uważać nas za zagrożenie. Jak pewnie widzicie jesteśmy ranni i wyczerpani. Ledwie trzymamy się na nogach. Bylibyśmy wdzięczni za pomoc dobrzy ludzie.
Będziemy współpracować, możecie odłożyć broń. Proszę. – Hanah również uniosła obie dłonie aby upewnić przybyłych o swoich dobrych zamiarach. Wolała również wypowiedzieć się za wszystkich nim sytuacja obierze zły obrót.
Pelaios niespecjalnie się przejął gdy został nazwany “czarcim synem”. Nazywano go gorzej, a ci przynajmniej nie mijali się z prawdą. Byli jednak zdecydowanie wrogo nastawieni, a sądząc po symbolach, możliwe że i on powinien być wrogo nastawiony wobec nowoprzybyłych. Tiefling był jednak zdrowo zmęczony i zniechęcony. Nie miał sił by walczyć, chociaż czuł lekką irytację podyktowaną faktem, że chwilę po tym jak przyszło im uratować świat, ktoś odbiera im prawo do zasłużonego odpoczynku.
Diabelstwo po raz kolejny w życiu, schowało dumę w kieszeń i uśmiechnęło się łagodnie do ‘gości’. Korzystając z faktu, że Hanah i Neff przejęli inicjatywę, spokojnie, bez nerwów i agresywnych ruchów sięgnął do sakiewki, chowając w dłoni magiczną perłę.
Dagonet zmarszczył brwi. W przeciwieństwie do niektórych z awanturników, nazwanie go “czarcim psem” dotkliwie ugodziło w jego dumę. Wstał z ziemi, bez hełmu na głowie i bez broni w ręce, ściskając jedynie tarczę odwrócił się w stronę mówiącego do nich, skrzydlatego mężczyzny. Postawił tarczę na ziemi przed sobą, dumnie prezentując symbol słońca i opierając ręce na jej szczycie, rzekł:
Rycerz upada na kolana tylko przed bogami i swoim seniorem. Seniora nie mam, a anielskie skrzydła nie czynią was bóstwem. Jakem sługa boży, splugawił bym imię Lathandera, Pana Poranka, jeśli bym przed wami uklęknął – spojrzał na Hanah i widząc co chce uczynić, spróbował ją wesprzeć – I jeśli i wy nie chcecie sprowadzić na siebie gniewu bóstw, odłożycie broń, którą tak lekkomyślnie unieśliście na grupę pielgrzymów, przybyłych tu walczyć ze złem!
Cely przyglądała się całej sytuacji bez słowa, gotowa w razie potencjalnego ataku cisnąć ogniem w stronę przeciwników.
Skrzydlaty przytaknął nieznacznie na słowa Hanah wydając się być nawet zadowolonym z postawy jej oraz Neffa, lecz przemowa Dagoneta zaprzepaściła cały efekt. Wzrok aasimara przybrał surowego wyrazu, a od reszty jego kompanii można było wyczuć narastającą niechęć.
Gdyby bogowie troszczyli się o ten świat nie byłoby nas tutaj – skrzydlaty odparł Dagonetowi, po czym natychmiast wydał rozkaz. –Obezwładnić ich!
Zbrojni postąpili w ich stronę a czaromioci poczęli splatać czary. Płomienie okalające ostrze aasimara nabrały na intensywności. Rowena instynktownie cofnęła się, a Valfara wraz ze swymi towarzyszami zaczęła przygotowywać się do obrony.

Neff przeklął w duchu niekorzystny dla nich obrót spraw. Miał nadzieję, że gdyby wydali się bandą umęczonych sierot, mieliby większą szansę na ucieczkę lub nawet dogadanie się z tymi dziwakami. Bardzo chciał dowiedzieć się w jak dużym stopniu są oni w to wszystko wplątani, lecz w tym momencie przewaga była zdecydowanie po stronie liczniejszej i wypoczętej grupy, prawdopodobnie wprawionych w boju weteranów. Jego zasoby magii całkowicie się już wyczerpały i nie był w stanie nic zrobić, by wesprzeć teraz przyjaciół. Nie chciał korzystać jeszcze z rozmowy telepatycznej, zwłaszcza gdy jego umysł nie był już chroniony mocą pierścienia, lecz sytuacja nie mogła się chyba już bardziej pogorszyć. Zwrócił się więc bezgłośnie do towarzyszy.
“Lisie, chyba będziemy musieli stąd zniknąć. Jesteś może w stanie zasłonić ich pole widzenia swoją wrodzoną magią?” – zaproponował mistyk, przypominając sobie że kiedyś czytał o mocach, które przebudzały w sobie diabelstwa.

”Mogę, ale co potem? Pamiętasz? Tylko sześć osób Neff…” – odpowiedział mentalnie do psionika szykując się do podjęcia działania. Myśl zdradzała niepewność.
”Gdy tylko stracą nas z oczu wszyscy niech staną tuż przy Lisie! Potem… się zobaczy” – było jedynym co na ten moment przyszło elfowi do głowy. Kolejnym co zrobił było zrezygnowanie z rozszerzonej telepatii, by skupić się na jego dyscyplinie związanej z ciemnością. Przez moment jego rękę przeszyło nieprzyjemne ukłucie, gdy mimowolnie przypomniał sobie o mrocznej energii, która jeszcze nie tak dawno go opętała. Zwrócił się już tylko do diabelstwa.
“Ty, Iskierka i Żongl… Zaszir na pewno nie możecie dać się złapać. Widzisz przecież, że Ci tutaj wyglądają raczej na takich, którzy osądzają innych po wyglądzie.”
Pelaios postąpił krok do przodu by stanąć pomiędzy swoimi towarzyszami.
Złapcie się mnie – powiedział głośniej. – Szybko!
Sam chwycił stojącą z przodu Hanah za bark oraz drugą rękę oparł o Dagoneta. Poczekał chwilę, aż drużynnicy chwycą się go, lub siebie wzajemnie… sam nie wiedział do końca jak ta perła ma działać. To już nie było ważne. Pozostało modlić się do Waukeen… i przeprosić w duchu tych których zostawia.
Zgniótł perłę w dłoni.
Zaklinaczka odruchowo, bez zastanowienia złapała najbliższego ze swych towarzyszy, który chwycił się trzymającego perłę diablęcia.
Hanah już była gotowa do walki kiedy jej umysł zasypały nowe informacje, a zaraz potem tiefling złapał ją za rękę. Spojrzała się tylko w jego kierunku zdziwiona.
Neff podszedł do zebranych, łapiąc Lisa za ramię. Starał się jednak również bacznie obserwować otoczenie, na wypadek, gdyby komuś nie udało się dołączyć do nich na czas.
 
Asderuki jest offline  
Stary 24-11-2019, 16:03   #135
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
ytuacja stawała się coraz bardziej napięta z każdym kolejnym padającym słowem czy to z ust dziwnych jegomości spod znaku złotego miecza, czy też ze strony awanturników i ich towarzyszy. Nieustępliwość skrzydlatego oraz niechęć jego kompanów względem nosicieli czarciego pierwiastka jedynie zaogniała sprawę, tak samo jak postawa Dagoneta gotowego grozić gniewem bogów i swą pozycją. Tamci jednak nie słuchali, a ich nastawienie jedynie się pogorszyło. Niemal można było usłyszeć napinające się mięśnie, dłonie zaciskające się na rękojeściach oręża czy pierwsze sylaby magicznych formuł. Na moment niemal wszyscy zamarli taksując się wzajemnie wzrokiem, jak gdyby wyczekując znaku czy okazji do rzucenia się jedni na drugich. Tę zaś znalazł Pelaios i wówczas wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Zawołanie diablęcia jak na znak wywołało magiczne szepty z jednej i drugiej strony oraz szczęk pancerzy zbrojnych, którzy ruszyli w ich kierunku. Tymczasem awanturnicy zwarli się w jedną masę, Dagonet wraz z Hanah cofnęli się o krok, z drugiej strony przywarła do nich Cely oraz Zaszir. Wszyscy spoglądali jeden na drugiego z wyjątkiem Pelaiosa, który został zgnieciony w samym środku. Szlachetnie urodzone diablę miało przed oczyma jedynie falujące włosy oraz przemykające głowy. Zrobił więc ostatnią rzecz jaka mu pozostała, ścisnął perłę w dłoni z całej siły, próbował ją zgnieść z taką zapalczywością, że miał wrażenie jakby ta wręcz rosła mu między palcami. Wokół zaś rozpętała się kakofonia inkantacji, szczęku metalu, przesuwającego się kamiennego cielska żywiołaków oraz nawoływania, kiedy to nastała cisza.

Ogarnęła ich ciemność, a ciała ich przeszyło niezwykle specyficzne, nieporównywalne z niczym innym wrażenie bycia rozciąganym w przestrzeni tak dalekiej, że nie do ogarnięcia umysłem. Trwało to bliżej nieokreśloną chwilę, która mogła być uderzeniem serca bądź mgnieniem oka. Tak czy inaczej wrażenie to zniknęło tak nagle jak się pojawiło, kiedy ich ciała, zamroczone od swoistego impetu teleportacji, znów poczuły stałość podłoża pod stopami…



łocisty blask słońca przebił się przez zalegające na niebie chmury, a dmący od strony Wybrzeża Mieczy wicher rozganiał resztki zalegającej nad Złotym Łanem mgły. Podróżni, którzy zatrzymali się nieopodal w wielkim obozowisku na skraju traktu podnieśli się ze swych siedzisk i legowisk, każdy co do jednego wyczuł, że coś się zmieniło. Wiatr zmienił smak oraz kierunek, a po mglistej ścianie po chwili nie było już śladu. Dwójka kupców popatrzyła po sobie i jeden z nich przemówił do drugiego:
Ha! Mówiłem ci, że to będzie dobra inwestycja! Mam nosa do takich!
Tamten zbył przechwałki swego towarzysza prychnięciem, lecz musiał przyznać przed samym sobą, że mylił się co do kompetencji tamtej bandy. Jednak im się udało.

Żaden z nich nie mógł być jednak świadomy tego, jak ważne było to co się wydarzyło. Nie byli oni świadkami tego, jak ogarniający Łan blask słońca momentalnie wypalał i zmieniał w proch wszelkie przejawy plugawego jestestwa, tak w postaci rozciągających się na całą okolicę pędów oraz poruszających się potwornych dyń. Ich skrzek słabł z każdą chwilą, a pył jaki po nich pozostawał był rozdmuchiwany przez wiatr. Ten sam los spotkał też latającą szkaradę, która krążyła nad wejściem do ruin, a teraz rozpadła się między jednym machnięciem skrzydeł a drugim. Nie dane im było zobaczyć, jak pomiędzy zszarzałymi, martwymi źdźbłami traw z boskim błogosławieństwem Wielkiej Matki wyrasta zielony liść.

Z zupełnie innych powodów nie dane im też było zobaczyć, jak gdzieś w lesie, pomiędzy martwymi drzewami otwiera się pokryta mchem klapa i z spod linii gleby wychodzi grupka zmęczonych postaci, gdzie pomiędzy starym krasnoludem z potężną kuszą i parą elfich bliźniaczek stała młoda kobieta ubrana po szlachecku, chociaż jej postawa, nawet pomimo zmęczenia, nie pasowała do jej stroju czy zachowania, kiedy pozostali napadali na jej powóz. Z podziemia wygramolił się również młody mężczyzna o wychudzonej, bladej twarzy. Specyficzna szlachcianka podała mu rękę, a następnie złożyła pocałunek na jego policzku. Chłopak spąsowiał i aż zaniemówił, lecz tamta nie zaszczyciła go dalszą uwagą, którą to przeniosła na starego krasnoluda. Oboje spojrzeli sobie w oczy.
Jak będziesz czegoś potrzebował daj znać, nie lubię mieć u kogoś długów. Kiedy już urządzę się w Waterdeep dowiesz się o tym. – Dziewczyna uśmiechnęła się po czym w kilku ruchach nadszarpnęła sukienkę tu i tam, doprawiła się o kilka zadrapań na kolanach i dłoniach, nie za głębokich by nie pozostał po nich ślad, po czym ruszyła w kierunku drogi.
Do nie zobaczenia – rzuciła na odchodne z idealnym amnijskim akcentem.



cho donośnego walenia we wrota wyrwało wszystkich z letargu, szczególnie Silę, która trwała do tej pory w czymś w rodzaju półsnu. Natychmiast podniosła się z ziemi i lekko otępiała wpatrywała się w barykadę blokującą wejście do świątyni. Wtem rozległy się kolejne głuche uderzenia o okute drzwi i zawtórowało im wołanie. W pierwszym odruchu dziewczyna pomyślała, że się przesłyszała, że może to były jakieś omamy lub resztki snu, lecz spojrzenie na ocaleńców i ich równie zaskoczone twarze rozwiały te wątpliwości. Ktoś rzeczywiście walił do wrót.

Najpierw z trudem, a potem już wyraźnie zawołała, że są tutaj. Żywi. Z pomocą kilku mężczyzn odwaliła fragment barykady na bok i ostrożnie postąpiła ku na wpół wyrwanej zasuwie, będącej świadectwem jednego z ataków dyń. Ze zgrzytem podniosła ją, a ktoś z zewnątrz pociągnął i jedno ze skrzydeł stanęło otworem. Wnętrze świątyni zalało światło słońca, a także wpadł wiatr, który pachniał świeżością. Ocaleńcy natychmiast się cofnęli do cienia, blask był dla nich wręcz bolesny po tylu dniach pośród mroku. Sila jednak wpatrywała się dalej, jej przysłonięte dłonią oczy zaczynały wyłapywać szczegóły tego co było na zewnątrz i wówczas to dopiero zdała sobie sprawę, że stoi przed nią ktoś kogo nie zna. Mężczyzna o białych włosach i oczach wypełnionych światłem, w srebrnym pancerzu oraz parą białych, pierzastych skrzydeł wyrastających z pleców. Za nim zaś rysowały się kolejne sylwetki.
Ja myś… myślałam, że to… kim jesteście? – Słowa Sili łamały się ze zmęczenia i zaskoczenia.
Jesteśmy z Zakonu Świetlistego Ostrza, położyliśmy kres pladze, która zawładnęła tymi ziemiami. Co się zaś tyczy tych o których myślałaś, to wiedz, że ku nieszczęściu nas wszystkich polegli w ostatecznej potyczce, w której nas wsparli.
Sila stała z niedowierzającym wyrazem twarzy, niemal zamarła w miejscu, a przynajmniej do chwili, kiedy kilkoro towarzyszy skrzydlatego nie przeprosiło jej i nie weszło do świątyni, z której poczęły docierać odgłosy leczniczej magii i głosy wdzięczności. Akolitka skołowana podniosłą tylko wzrok na twarz aasimara, a ten położył rękę na jej ramieniu.
Nie masz się czego obawiać, wysłannicy niebios są z wami.
Dziewczyna wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym przytaknęła.



amroczeni teleportacją rozbili się na zimnej posadzce, niektórzy padając na kolano lub łapiąc się jedno drugiego. Jednocześnie zrobiło się cicho i głośno, kiedy harmider, z którego się wyrwali został zastąpiony ciszą, a teraz znów rozlegającym się dźwiękiem ocierającego się o siebie metalu i… klaskaniem? Bardzo powolnym, ale jednak klaskaniem. Otrząsnąwszy się z szoku i mentalnego zamętu zaczęli otwierać oczy i podnosić się z ziemi by spostrzec, że nie byli już w ruinach, a w owalnym pomieszczeniu bez okien ani mebli. Pod sobą zauważyli rozrysowany skomplikowany magiczny wzór, który właśnie gasł. Były też wysunięte w ich stronę glewie mężczyzn i kobiet, których piersi zdobiły czerwone narzuty z symbolem siedmiu gwiazd tworzących okrąg.


Osobą, która klaskała był stary mężczyzna z pokaźną siwą brodą, odziany w raczej bogate szkarłatne szaty i z dymiącą fajką w kąciku ust. Widząc, że zdobył ich uwagę wypuścił pokaźną chmurkę dymu i przemówił jakby nigdy nic:
Dzień dobry.
Strażnicy zerknęli na niego skonfundowani. Wtem Pelaios poczuł, że ktoś pociąga go za ramię, ostrożnie zerknął za siebie i zobaczył Zaszira z nietęgim wyrazem twarzy.
Nie ma Roweny i Lig’gora...


 
Zormar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172