Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2019, 17:13   #31
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Praca wspólna drużyny

uszę przyznać Astine… – Pelaios stał zgięty opierając się o własne kolana – Macie iście diabelską tradycję witania gości.
Dziewczyna jedynie przelotnie rzuciła na niego okiem. Diabelstwo nie podnosiło spojrzenia. Ziemia była najciekawszym obiektem w okolicy. Solidna, obiecująca, nie miała zębów ani pazurów które chciałyby rozszarpać.
Nigdy więcej, nie tknę niczego co zawiera w sobie dynię… – wysapała równie zmęczona biegiem Cely. – Te warzywa zabiły moją Rose! I ukradły prawie wszystkie moje rzeczy! – dodała nerwowo. – Co to do cholery było?!
Pelaios spojrzał na Cely pragnąc napomknąć coś o priorytetach i Arnie, ale gdy raz jeszcze stanęła mu przed oczami wizja bezgłowego drwala zaniechał zamiaru.
Nie wiem – Astine odpowiedziała lekko zdyszana. – Ale jest jak w mojej wizji…
Wizji? – zapytała pół-elfka. – Jakiej wizji?
Ja… – dziewczyna popatrzyła na nią nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. – spróbuję wyjaśnić to później…
Hanah stała z tyłu obserwując okolicę za nimi.
Nie rozdzielajmy się. Nie rozdzielajmy się – wyszeptała zaraz poprawiając się i mówiąc głośniej. Spojrzała na nieznajomego, wystawiła do niego dłoń.
Hanah.

Postawny, czarnoskóry mężczyzna od początku rozmowy stał nieco z tyłu, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Napotkani towarzysze wyglądali cudacznie: wszyscy mieli jasną skórę, jak Biali spływający do wioski Czarną Rzeką, ale jeden szczególnie zwracał na siebie uwagę: ten z rogami bawołu. Mukale wiedział jednak, że to są jedyne istoty w tej przedziwnej krainie, które postanowiły okazać mu choć tyle sympatii, by go, dla przykładu, nie nadziać na te rogi.
Uk’lukale.. - wyrzekł cicho, ale jeśli dobrze słyszał, nieznajomi posługiwali się językiem białych ludzi, tylko jakoś dziwnie wymawianym. Spróbował więc tą drogą, choć niewiele potrafił powiedzieć w ich narzeczu.
Mukale z Mutampa. Składa hołd wodzowi twoje plemię.
Jednocześnie zignorował wysuniętą dłoń i uklęknął na jedno kolano, rozkładając ręce i spuszczając wzrok. Czekał na reakcję rogatego wodza.
Neff po usłyszeniu dziwnej mowy przybysza, skoncentrował się by w mgnieniu oka jego umysł nauczył się owej mowy, czekał jednak dalej na reakcję Lisa.
Ol zhah natha nime? – zaklinaczka szepnęła sama do siebie pod nosem, jednocześnie próbując nie zaśmiać się widząc zachowanie nowego towarzysza. Przeniosła wzrok na diabelstwo również oczekując jego reakcji.
Mistyk lekko zaskoczony słysząc język podziemi spojrzał w stronę Cely, szybko jednak odwrócił wzrok, zatapiając się na chwilę w swych myślach.
Pelaios wiedział że coś nie gra, bo wszyscy nagle umilkli. Oderwał wzrok od ziemi i powiódł spojrzeniem dookoła dostrzegając spojrzenia towarzyszy oraz klęczącego przed nim nieznajomego.
Po prostu wspaniale – mruknął pod nosem, po czym pokiwał głową i wyprostował się. – Pelaios z… po prostu Pelaios. Pojawiłeś się w najlepszym momencie Mukale...
Diabelstwo uświadomiło sobie, że wciąż trzyma czaszkę w dłoni. Spojrzał na nią próbując sobie uświadomić, po co ją właściwie zabrał.
Po słowach diabelstwa, Neff zwrócił się do olbrzymiego Golasa w języku, którego ten przedtem użył, starając się brzmieć jak najbardziej dwornie.
Dzielny wojowniku, dziękujemy ci za pomoc jaką nam okazałeś, chociaż nie wiedziałeś kim jesteśmy i czy nie jesteśmy ci wrogami. Jeśli nasza mowa jest dla ciebie niewygodna, pozwól że będę służył jako tłumacz między tobą a naszym wielkim wodzem.
Mukale wysilał się, by zrozumieć mowę rogatego wodza. Pamiętał, jak ojciec opowiadał mu o kimś podobnym… o jednym z poprzednich wodzów, Wielkim Bawole. Być może był to on? Być może Wielki Leopard przeniósł go do krainy umarłych, a więc zginął wcześniej w walce? Może jest szansa, że po śmierci walka wcale nie ustaje, lecz zmienia się wróg? Cóż, rozsądniejszego wyjścia nie było, mimo to postawił zachować trzeźwy umysł. Pomysł szamana przyjął z ulgą, odrzekł:
Dzięki ci, Synu Ducha. Przetłumacz moją mowę Wielkiemu Bawołowi.
Po czym, nie wstawając, zwrócił się do wodza:
Wielki Bawole, wodzu licznego plemienia! Okaż łaskę zagubionemu wojownikowi. Przeniosłem się z krainy Mutampa, krainy płynącej sokiem z daktyli i krwią naszych wrogów, nie chciałem tego jednak. Przodkowie wystawili mnie na próbę, wysyłając w tę nieznaną krainę, a twoje plemię jako jedyne okazało mi tutaj przyjaźń. Pozwól udać mi się z wami, dopóty nie poznam celu mojej podróży i Wielki Leopard, mój duchowy opiekun, nie zwróci mnie światu, który znam. Jeżeli on zechce. Widzę, że jesteście plemieniem nielicznym, lecz zasobnym, macie szamana i niewolnice. Jestem biegły w walce i płodny, razem szybko rozmnożymy nasz lud i odniesiemy wielkie zwycięstwa nad twoimi wrogami. Proszę, przyjmij mnie do twojego ludu!

Pelaios wpierw spojrzał na nieznajomego bez większego zrozumienia, chwilę potem zaś w swym umyśle słyszał głos elfa, najwidoczniej tłumaczącego mowę wojownika słowo po słowie. Diabelstwo dosłownie na moment przeniosło uwagę na Neffa. W miarę kolejnych barwnych określeń i propozycji zakrawających co najmniej o nieporozumienie, z trudem powstrzymywał się od uśmiechu.
Ostatecznie elf skierował się również do reszty towarzyszy.
Nasz nowy przyjaciel przybył tu z bardzo daleka i chciałby do nas dołączyć. Szczegóły podałem naszemu wodzowi, ponieważ nie mogę równocześnie zrozumieć jego mowy i utrzymywać telepatycznego kontaktu z wami wszystkimi. Lisie, przekaż mu proszę póki co, że przyjmujemy jego propozycję, byśmy mogli zająć się bardziej palącymi problemami.
Cely uniosła brwi ze zdziwienia.
Serio chcesz iść w ten teatrzyk? – nawiązała do nazwania Pelaiosa wodzem.
Pelaios westchnął ciężko i spojrzał w kierunku, z którego przybiegli. Podszedł do Mukale i przykucnął przed nim.
Czeka nas trochę wyjaśnień, zwłaszcza z tym rozmnażaniem naszego ludu, a na tą chwilę wstań… wstań. – diabelstwo powtórzyło podnosząc się, kładąc dłoń na ramieniu nieznajomego i zachęcając gestem by sam również podniósł się z ziemi. – Z radością cię powitamy przy naszym boku Mukale. I… khmm… masz.
Diabelstwo wcisnęło mu bezceremonialnie czaszkę do dłoni. Szybkim krokiem wyminął czarnoskórego i skierował się do drzwi kaplicy sięgając w między czasie pod połę ubrudzonego pomarańczową mazią płaszcza.
Jestem pewien, że będziemy się z tego później śmiać, ale spróbujmy dożyć do tego momentu.

Stając przed wrotami wpierw omiótł je spojrzeniem oceniając ich stan, a potem skoncentrował się na przerwie pomiędzy skrzydłami próbując dostrzec czy wejście blokuje zasuwa, czy tylko zamek. Zaczął wyciągać z kieszeni odpowiednie wytrychy by poradzić sobie z mechanizmem. Mamrotał przy tym pod nosem mało cenzuralne słowa dotyczące “wodzów” i “wielkich zwierząt”. Przez moment starał się uspokoić roztrzęsione ręce, ale w końcu uznał, że to pomysł bez nadziei na powodzenie, więc po prostu zabrał się za otwieranie. Sama walka z zamkiem nie okazała się ani nazbyt trudna, ani czasochłonna. Przede wszystkim dlatego, że ten był sporawy i w gruncie rzeczy dość prosty. Na wsi mało kogo było stać na skomplikowane zabezpieczenia, nawet małe świątynie. Po chwili majstrowania zapadki przeskoczyły, a same wrota odrobinę odskoczyły do przodu. Pelaios z zadowoleniem pociągnął za nie, lecz te nie otworzyły się. Wprawdzie poruszyły się jakkolwiek, ale metaliczny stukot po drugiej stronie wyraźnie informował, że nie będzie to takie proste. Korzystając z możliwości stworzenia większej szpary zerknął przez nią i dostrzegł całkiem pokaźną zasuwę, aczkolwiek trudno było o więcej szczegółów. Wyglądało bowiem na to, że z wyjątkiem samej zasuwy pod same drzwi coś podsunięto.
Coś nie tak? – Spytała pół-elfka stając obok diabelstwa.
Zasuwa i barykada – odpowiedział odsuwając się od wrót. – Z pierwszą sobie poradzę, ale na drugie… wiecie że włamujemy się do świątyni, w której pewnie ktoś jest?
Hmm… To może po prostu spróbujemy zapukać? Dynie raczej nie pukają do drzwi. - zasugerowała zaklinaczka.
Hanah kiwnęła głowa i pospiesznie łupnęła trzy razy w drzwi frontowe. Głuche dźwięki uderzeń rozeszły się po budowli.
- Hej! Ktokolwiek tam jest, wpuśćcie! - kapłanka starała się nie podnosić głosu za bardzo i mówić wprost do szpary aby słowa wpadały do środka a nie niosły się po okolicy.
Jesteśmy po to by pomóc – dodała dźwięcznym głosem pół-elfka.
Odpowiedziała im jedynie cisza.
Wygląda na to, że nikogo nie ma, czyli nie włamujemy się do świątyni w której ktoś jest. – dziewczyna uśmiechnęła się do diabelstwa.
Albo się zbyt boją otworzyć. Poczekajcie, spróbuję czegoś.
Kapłanka wyciągnęła dłoń ze swoją złotą kulką i wypowiedziała kilka słów. Jej dłoń zaświeciła bladym światłem i magiczna kopia zsunęła się zawisając w powietrzu. Spróbowała sięgnąć nią do zasuwy i się wpierw jej pozbyć. Widmowa ręka prześlizgnęłą się przez szparę, a następnie chwyciła za kawałek metalu blokujący wrota. Zasuwa zaczęła się podnosić, lecz gdzieś w połowie drogi dłoń zwolniła chwyt i rozpłynęła się w powietrzu.
A może spróbujemy razem? Też znam tą sztuczkę. – pół-elfka skierowała propozycję do Hanah.
Trzeba będzie. Na raz. – zgodziła się Hanah ponownie tworząc magiczną dłoń, a zaklinaczka poszła w jej ślady.

Tym razem pojawiły się dwie widmowe dłonie, obie bez problemu dotarły do zasówy i wspólnymi siłami uniosły ją, a potem osunęły na bok. Skrzydła wrót poruszyły się ciężko tworząc niewielkie przejście. Astine popatrzyła na magiczki z mieszanką aprobaty i wdzięczności.
- Razem - tropicielka rzekła do Pelaiosa łapiąc za uchwyt. Mężczyzna uczynił to samo. Pociągnęli z całej siły za skrzydła i wrota stanęły otworem. Wraz z tym, jak te rowierały się coraz szerzej, usłyszeli i zobaczyli spadające pod nogi krzesła i zydle. Jedno musiało być już spróchniałe, bowiem zniecło niewielką chmurę pyłu. Kiedy ten już opadł, a przejście było otwarte zobaczyli, że jest ono zastawione drewnianymi ławami, krzesłami, a nawet armarium, skrzynią na święte księgi. Konstrukcja była na tyle wysoka, że wnętrze świątyni można było dostrzec jedynie przez niewielkie dziury. Niemniej już na pierwszy rzut oka oraz ucha widocznym było, że barykada nie należy do najsolidniejszych, a otworzenie wrót nie pomagało jej w tej kwestii.
To co? Będziemy teraz to wszystko odsuwać? – spytała Cely patrząc na zastawiające wejście graty.
Elf ocenił barykadę wzrokiem od góry do dołu.
Ktoś się mocno natrudził by to tu ustawić. Myślicie, że za tym wszystkim może być jeszcze jakaś pułapka?
Raczej nie… ale jak o tym wspomniałeś to może? – Astine dołączyła do elfa. Przyjrzała się bliżej. – To wszystko stało w świątyni z tego co kojarzę.
Widząc starania innych i dłuższe dywagacje, z których pojmował piąte przez dziesiąte, Mukale, dotychczas trzymajacy się z tyłu, podszedł i wyrzekł do Pelaiosa:
Kobiety słabe. Mukale przesunie pakunki.
Po czym zbliżył się do sterty i zaczął odwalać zabarykadowane przejście.
Hanah nie zdawała się ani być przekonana jego zachowaniem ani słowami. Bez ceregieli też zaczęła przenosić meble. Ona jednak starała się je chociaż do środka wepchnąć aby potem mieli się sami czym zabarykadować.

Postawny mąż z pomocą kapłanki zabrali się do pracy. Krzesła oraz ławy nie stanowiły dla tego pierwszego większego wyzwania. Szło im sprawnie i barykada szybko traciła na wysokości. Wówczas, kiedy mogli być może w połowie drogi, w okolicy zaczynały pojawiać się odgłosy dyń. Raz cichsze, raz głośniejsze pojedyncze skrzeki, aż ponad całą osadą nie rozniósł się ryk kolosa. Mukale i Hanah popatrzyli po sobie i bez zbędnych ceregieli zakasali rękawy. Krzesła odrzucano na bok, a inne meble po prostu odsuwano na bok tworząc tym samym przejście w barykadzie.
Do środka! – Astine dostrzegła postęp przy barykadzie i uznała, że nie ma na co czekać.


 
MrKroffin jest offline  
Stary 28-03-2019, 18:15   #32
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
ukale biegł przez dzicz ile sił w nogach. Serce waliło jak młotem, duchy Przodków szumiały w głowie i pompowały życiodajną krew. Czuł, że wódz Umzingeli, patron łowców, mu błogosławi. Z nogi ciekła strużka krwi, ale to było tylko draśnięcie, w szale walki Mukale nawet go nie zauważył. O wiele ważniejszy był cel.

Po krótkiej, ale intensywnej walce, uciekał przed nim ten, którego pragnął spotkać od lat - Wielki Leopard. Zwierzę napadło na niego znienacka, gdy sprawdzał sidła łowców. Wtedy rozpoczął się szalony taniec Mutampa - Mukale dźgał włócznią jak szalony, ale Leopard był szybki, o wiele szybszy niż normalne zwierzę. W koncu jednak przeliczył się, a Święta Włócznia Kalamalli przecięła jego bok. Zwierzę zakwiliło i zbiegło w gąszcz. Wojownik nie zamierzał mu odpuszczać, rzucił się w pogoń.

Gorąco, parno, duszno - zbierało się na to, że Przodkowie ześlą z niebios wodę. Mukale ocierał w biegu spocone czoło, dyszał niczym bawół, a chmary komarów otaczały jego twarz. Nie zamierzał ustepować - być może Przodkowie ześlą na niego chwalebną śmierć już dzisiaj, może jego dzieci już wkrótce będą słuchać opowieści Ihuby o jego nieposkromionym gniewie, silnym ramieniu i mężnym sercu. Musiał tylko dopaść Wielkiego Leoparda.

Wypadł na małą polankę, w oddali, gdzieś za ścianą figowców, płynęła wartko Czarna Rzeka. Dobrze, pomyślał Mukale, może moja krew popłynie wraz z wodą do krainy Przodków. Przystanął, nasłuchiwał. Las był dziś wyjątkowo cichy, nawet ptactwo umilkło na chwilę tego pojedynku. Młody Mutampa słuchał najmniejszego szmeru, mogącego zdradzić położenie przeciwnika…

Tak, jest! Leopard zdradził swoje położenie cichym kwileniem. Mukale ruszył bez wahania. Zwierz musiał być już słaby, może umierający. Jeżeli tak, być może to Mukale zwycięży w tym boju, a Przodkowie dadzą inną śmierć. Niech będzie wola Przodków! Jeżeli zwycięży pojedynek z Wielkim Leopardem, z jego ojcem w postaci wielkiego kota, udowodni wszystkim Mutampa, że będzie godnym wodzem dla całego plemienia, godnym następcą Ibhubesi. Jednym susem przeskoczył rząd krzaków i wleciał w nasiąkłą od wody ziemię.
To jednak nie była woda… Mukale spojrzał pod nogi. Ziemia nasiąkła krwią zwierzyny, Umzingeli tryumfował. Mukale popatrzył na leżącego opodal leoparda. Uszła już z niego większość krwi, na spodzie brzucha wielka czerwona szrama pulsowała wprost od upływającej krwi. Wojownik stanął dumnie nad zwierzyną. Jego wzrok i wzrok kota spotkały się w ostatnim, agonicznym zetknięciu.
Bądź pozdrowiony Kalamallo, wielku wodzu, dwunasty spośród Mutampa!- zaryczał na cały głos Mukale. – Oddaję ci cześć!

Uniósł swą włócznię, by zadać zwierzęciu ostateczny cios, gdy nagle stało się coś dziwnego. W jednej chwili leopard zerwał się na równe nogi i zasyczał wściekle, ukazując rząd ostrych jak szpikulce zębów. W tym swoistym uśmiechu było coś niepokojącego. Naraz Mukale zrozumiał, że nie może ruszyć ręką - dłoń razem z włócznią zawisły w powietrzu, jak gdyby czas się zatrzymał. Zanim mężczyzna zdążył nadziwić się temu faktu, poczuł jak coś wciąga go w głąb ziemi. Spojrzał pod nogi, a tam ujrzał opalizujący owal, wypełniony ciemnością, promieniującym zimnem. Owal przyciągał go, wsysał z niesamowitą siłą. Trwało to wszystko zaledwie jedną chwilę. Ostatnim widokiem, jaki mógł zobaczyć Mukale, był zwycięsko uśmiechnięty Wielki Leopard. A potem była już tylko pustka, ciemność i przenikający głęboko, aż do kości, chłód.



Chłód trwał tylko chwilę. Tak krótko, że Mukale mógłby nie zwrócić na niego większej uwagi, a jednak przemarzł na kość. Nie było jednak czasu, by zastanawiać się nad tą sytuacją. Oto wirujący okrąg zbliżał się do niego, stając się coraz większy i większy… za nim było szaro, dziwnie szaro, ale wojownik wiedział, że właśnie tam za chwilę się znajdzie.

Nie pomylił się. Portal z trzaskiem wyrzucił go na wysokości około metra nad ziemią wprost na pooraną ziemię. Mukale zerwał się na równe nogi, rozejrzał błyskawicznie. Gdziekolwiek był, było to miejsce dziwne. Takie, którego jeszcze nie widział. Było tu ciemno, jakby zaraz Przodkowie mieli zesłać swoje łzy, a jednak mimo upływu czasu, nie padało. Nie było tu też żadnych drzew w pobliżu. Znajdował się na wykarczowanym fragmencie, którego nawet trawa nie porastała. Jedyne, co tutaj się znajdowało to okrągłe, duże bulwy, trochę przypominające daktyle, ale wielekroć większe. Poza tym nie było tu nic. Wiatr hulał po pustej, jałowej ziemi, w górze, pośród chmur, huczały głosy Przodków. Cóż to mogło być za miejsce? Gdzie palmy, drzewa rodzące słodkie owoce, gdzie zwierzyna łowna i gdzie Mutampa? I dlaczego było to tak koszmarnie zimno?

Nie miał czasu na przemyślenia. Stał osłupiały, aż poczuł, jak coś chwyta go za nogę…. Podskoczył nerwowo, skierowując Świętą Włócznię Kalamalli wprost na cel i zawahał się. Bulwa leżąca na ziemi poruszała się, z każdą chwilą nabierała kształtu, stawała na własnych kończynach. W swej groteskowej postaci przypominała człowieka. Niepewny Mukale odszedł nieco, zakrzyknął wezwanie bojowe Mutampa. Wtedy bulwa spróbowała ataku, ale nie takich wrogów pokonywał mężny Mukale. Rozciął swą włócznią potwora, aż buchnęła z niego śmierdząca, pomarańczowa maź. Potwór zakwiczał potępieńczo i padł przed nim martwy. Wtedy też wyleciała z niego czaszka – zbyt mała na człowieka. Mutampa wziął ją do ręki, przyjrzał się, ale nie mógł określić, do jakiego stworzenia należała – nie było takich w Mutampa.

Dopiero teraz, gdy ochłonął, począł rozumieć, co zaszło. Przynajmniej na tyle, na ile mógł. Coś przeniosło go do innego miejsca. Miejsca chłodu i głodu, nieurodzaju i śmierci. Czy to mogła być kraina zmarłych? Czy przegrał walkę z Wielkim Leopardem? I czy – skoro to kraina śmierci – nie powinno być tu innych Mutampa? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi, a na dodatek gdzieś w oddali podniósł się kolejny bulwowy stwór. Większy i silniejszy od poprzedniego. Zawył, a słychać go było aż tu, choć nawet nie było go jeszcze widać.
Umzingeli, panie myśliwych! Spraw, aby moja ręka cięła silnie i szybko! Doprowadź mnie do kresu tej próby, daj wrócić na słodkie łono ziemi ojczystej!
Po tych słowach ruszył z okrzykiem na oddalonego potwora.


Gdy nastał wieczór, Mukale znalazł wreszcie schronienie. Dom z drewna, położony pośród Ziemi Jałowej. Zlany potem, dyszący ciężko i lekko ranny położył się na suchej trawie, jaką tam znalazł. Zabarykadował przejście na wypadek ataku bulw. Cały dzień walczył, wierzył głęboko, że to w tym celu zesłał go tu Wielki Leopard. To mogła być próba. Nie miał innych możliwości jak walczyć – ten świat tylko w to obfitował. Raj myśliwego. Słodki sen wojownika. Szum krwi w głowie, nieustająca walka, dzikie wrzaski mordowanych. Oto kres wojownika. Może właśnie ten kres Mukale osiągnął.

Szybko jednak namnożyły się kłopoty. Pierwszym i najbardziej podstawowym był brak jedzenia. Bulwy miały obrzydliwy smak, przyprawiały o mdłości i nieraz powodowały wymioty, lecz nic innego dookoła nie odnalazł. Ziemia była pusta, pozbawiona życia. On jeden miał życie w sobie, ale potrzebował żyć innych, aby swoje podtrzymać. Wykorzystał resztkę trzymanych w woreczku ziółek, by natrzeć nimi ranę. Spróbował zasnąć. Wśród chłodu i nieustających ciemności, wśród burczenia nienasyconego wnętrza, spał snem lekkim i płochliwym niczym ptactwo obsiadające potężne drzewa krainy nad Czarną Rzeką.


Następne dwa dni spędził tak samo. Walcząc, jedząc, co popadnie i śpiąc. Czuł się źle. Był słaby. Wiedział, że jeżeli nic się nie zmieni, przyjdzie mu tu dokonać żywota. W chwilach odpoczynku myślał o pięknych lasach Mutampa, słodkich owocach ziemi ojczystej, pysznym mięsie i śpiewach ze współplemieńcami. Myślał o swoich żonach, szczególnie o Ihubie i o gałęziach, które z nich wyszły. Wszystko to zostało tam, daleko. Gdziekolwiek to było. Ale Mukale się nie poddawał. Wojownik nigdy się nie poddaje. Wielki Leopard nie ujrzy jego porażki. Nigdy nie zegnie przed nim swojego karku.

***

Trzeciego dnia, gdy leżał zmęczony w części górnej Opoki Wojownika, jak nazwał swoje schronienie, nagle zaczęła się ruchawka. Do środka wbiegli nieznani, głośni, kolorowi, każdy różny jakby z innego plemienia. Zaczęli wrzeszczeć w jakimś karkołomnym języku, biegać bez składu ni ładu. Po chwili okazało się, że walczą. Mukale pojął w lot, że to pomoc im należy teraz do jego misji. Bądź co bądź, innego wyznaczyć sobie nie mógł, a przybysze, choć dziwni, mogli mieć jedzenie i zioła lecznicze, które pomogą mu przeżyć dłużej w tym niegościnnym miejscu.

Walka skończyła się szybko. Mukale ciął sprawnie, bulwy padały jedna po drugiej. Gdy walka miała się ku końcowi, wojownik wycofał się w ślad za tubylcami w kierunku większego skupiska zabudowań, do którego na razie się nie zapuszczał, a które widać tutejsi znali, może i zamieszkiwali. Skierowali się do dużego domu, jakby z kamienia, i zaczęli przebijać się do środka. Widząc nędzne próby kobiet z plemienia, Mukale postanowił im pomóc. Gdy weszli, miał chwilę, by przemyśleć to, co mu powiedzieli i to, co sam zobaczył.

Dziwna była to zbieranina. Wygląd mieli różny, nic w nich nie było wspólnego. Jedynym, z którym Mukale mógł swobodnie rozmawiać był Człowiek z Włosami Zebry, szaman tego nielicznego plemienia. Ten wytłumaczył mu pokrótce kim są i przedstawił wodza, Wielkiego Bawoła, jednego z dawnych wodzów Mutampa. Wielki Bawół był… inny niż Mukale myślał. Lichej postury, miast odezwać się doń mężnie, mruczał coś pod nosem i marudził jak jakiś eunuch. Ale był wodzem, należał mu się szacunek. Mukale poczuł do niego lekką sympatię, kiedy ten nie zważając na prace grupy, wziął jedną z niewolnic i wraz z jednym ze swych wojowników poszli odkryć jej nagość. Prawdopodobnie, bo cóż by wódz miał zadawać się z niewolnicą? Powinna znać swoje miejsce i przeznaczenie.

Choć powoli Mukale przestawał być pewien czegokolwiek. Dziwne były obyczaje w tym plemieniu. Kobiety próbowały odbarykadować przejście, podczas gdy jeden z wojowników siedział. Był to ten sam, który nawet nie przyszedł do niego, by oddać sobie wzajemnie hołd, mimo że walczyli ramię w ramię. Wódz zignorował jego dar w postaci swej służby, a pierwszą, która próbowała go tu powitać, była niewolna kobieta. Wyglądało na to, jakby Wielki Bawół stracił kontrolę nad swym plemieniem, a jedynym w miarę rozsądnym w tej grupie był chyba Człowiek z Włosami Zebry. On potrafił wiele, umiał mówić w języku Mutampa, chciał wprowadzać go w obyczaje tego dziwnego ludu. Mukale był mu wdzięczny.

Gdy nastała chwila spokoju, usiadł wreszcie i odsapnął. Z dnia na dzień robiło się coraz dziwniej i bardziej niezrozumiale. Mukale miał wrażenie, jakby inni patrzyli na niego dziwnie albo i szydzili z niego. Nie wiedział dlaczego. Może tylko mu się zdawało? Westchnął. Tak bardzo chciałby wrócić do swoich, do tych, którzy go rozumieli i szanowali… ale próba Leoparda się jeszcze nie skończyła. A Mukale nie spocznie, póki jej nie zakończy w chwale.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 29-03-2019 o 02:39.
MrKroffin jest offline  
Stary 30-03-2019, 08:26   #33
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
rota świątyni stanęły otworem, a barykada ustąpiła pod siłą mięśni. Jak gdyby przypominając o swej obecności przez okolicę przetoczył się donośny skrzek dyni. Niedawno zaznajomieni towarzysze niedoli czym prędzej ruszyli do środka. Wprawdzie blokada z ław i krzeseł nie została w pełni rozebrana, lecz powstałe przejście było wystarczające. Zamykająca za nimi drzwi Astine kątem oka dostrzegła przemykający pomarańczowy kształt gdzieś we mgle. Rozległo się głuche uderzenie wrót, zgrzyt i brzdęk spadającej zasuwy. Dziewczyna spojrzała po pozostałych, którzy jakoś dziwnie się zgarbili. Nie wiedziała o co chodzi, aż nie wzięła głębszego oddechu.

Zastane powietrze wewnątrz świątyni w pierwszej chwili wydawało się niczym nie różnić od tego na zewnątrz, nawet nie było przewiewu, jak wówczas, kiedy otwiera się długo nieotwierany pokój. Było tak samo ciężkie i martwe, aż nie pociągnęło się nosem. Ostry zapach uryny i fekaliów zaatakował nozdrza i wdarł się do płuc. Zakasłali i zasłonili nosy przegubami albo szmatami, które mieli akurat pod ręką. Delranowi i Pelaiosowi aż zrobiło się na chwilę niedobrze. Zawartość żołądka cisnęła im się do gardła, lecz ostatecznie udało się temu zaradzić. W międzyczasie Hanah znalazła nogę z rozbitego krzesła i napełniła ją światłem niby pochodnię.

Złotawy blask wypełnił przestrzeń przeganiając mrok i cienie. Za sobą mieli w połowie rozebraną barykadę i zamknięte wrota. Przed sobą zaś całkiem przestronną pojedynczą nawę, w której w normalnych warunkach stałyby poustawiane ławy. Te jednak zalegały pod drzwiami, a ich miejsce zajmowała gruba warstwa kurzu. Po bokach, pod ścianami, leżały poprzewracane, oblepione woskiem świeczniki, zmięte i zakurzone kawałki ciemnego materiału oraz trochę trudnych do określenia śmieci. Dalej natrafiało się na ustawiony w centrum kamienny ołtarz ofiarny, niezbyt wysoki słup zwieńczony szerokim i rozłożystym blatem. Tak samo cichy i pusty jak wszystko wokoło.

Pod przeciwległą ścianą względem wrót wywyższona stała prosta w konstrukcji mównica. Zawieszono na niej kawałek brudnego materiału, na którym można było jeszcze było dojrzeć niezatarty symbol Wielkiej Matki. Na lewo od niego, w niewielkiej wnęce, były pojedyncze drzwi. Pamiętając położenie małej wieży względem głównej bryły budynku bez trudu można było stwierdzić dokąd prowadzą. Z kolei po prawej stronie posadzka stopniowo opadała w dół i przechodziła w proste, kamienne schody. Te natomiast ginęły w mroku pod okalającym je łukiem. Hanah postąpiła kilka kroków bliżej, by się im przyjrzeć i wówczas dostrzegła, że kawałek w dalej były otwarte drzwi, a za nimi schody ciągnęły się dalej w dół. To właśnie z amarantowej czerni za nimi wydobywał się ten smród.

Wszędzie zdawał się zalegać kurz, tak samo jak w domu Astine, lecz mimo wszystko było tutaj jaśniej. Słabe księżycowe światło przebijało się przez wysokie witraże i rzucało bardzo delikatny blask wypełniający wnętrze. Nie było to coś co pozwalałoby na komfortowe zwiedzanie okolicy, lecz wystarczało by nie potykać się o własne nogi. Niemniej tym co to miejsce odróżniało od domostwa, w którym co dopiero byli, był właśnie ten zapach. Z jednej strony uciążliwy, okropny i niemal nie do wytrzymania, lecz z drugiej strony stanowił jedyny przejaw jakiegokolwiek życia w tej przeklętej prze bogów osadzie.

Pierwszymi osobami, które wzięły się do pracy był Mukale oraz Hanah, którzy wspólnymi siłami starali się na nowo ustawić barykadę. Ławy oraz wszelkie inne kawałki drewna stopniowo wracały na stos pod wrotami, raz z mniejszym raz z większym hałasem. Co jak co, ale wznoszenie zapór nie należało do najcichszych zajęć. Kiedy oni wysilali swoje mięśnie reszta zaczęła opatrywać swe rany bądź sprawdzać czy coś nie ostało się w świątyni. Astine przez chwilę przyglądała się zastanemu widokowi i z nietęga miną zaczęła zajmować się Luną. Ślady po pazurach dyni nie były wprawdzie głębokie, lecz w takich warunkach nie można było ryzykować.



ykorzystując magiczną sztuczkę elf oczyścił ubranie i skórę z brudu, którym pokryty był jeszcze po walce przy domu Astine.
Nieco odświeżony udał się w kierunku Zakonnicy i Szeptu, by upewnić się, że najbardziej poszkodowani czuli się już lepiej. Liczył na to, że magia akolitki sprawi by ich zdrowiu nic nie zagrażało, zwrócił się więc do niej:
Jak wasze rany? Mógłbym jakoś pomóc?
Dziewczyna nawet nie podniosła na niego wzroku. Nieobecna wpatrywała się w symbol Lathandera, który ujęła w dłoń. Miejscami był zabrudzony przez dyniową maź.
Elf ukląkł przy niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu.
Musisz być teraz dzielna. To ty powinnaś nam dawać nadzieję, tak jak światło twojego boga oświetla świat dla wszystkich stworzeń – powiedział pocieszająco, wręczając jej wisior, który znalazł przy ArnieJeśli chcesz mogę Ci pomóc, ale będziesz musiała mi znowu zaufać.
Nie! – Dziewczyna szarpnęła się, kiedy Nephilin zaczynał znów czarować. Zacisnęła dłonie na symbolu Lathandera i odpełzła kawałek. Ostrożnie podniosła wzrok na elfa, który dostrzegł, jak jej oczy robią się większe. Po chwili rozległy się dźwięki tak charakterystyczne dla opróżnianego gwałtownie żołądka. Dziewczyna oparła się plecami o jeden z czterech filarów podtrzymujących sklepienie.

Neff nie wiedział za bardzo jak się zachować. To co się wydarzyło przez ostatnie godziny, widocznie było ponad siły Zakonnicy. Ingerowanie mocami w jej umysł w tym momencie, prawdopodobnie bardziej by jej zaszkodziło. Ostatecznie zdecydował, że musi jej zostawić trochę czasu na ochłonięcie.
Wybacz... Nie miałem zamiaru zbyt cię obciążać. Jeśli będziesz chciała później porozmawiać, to daj proszę znać – Położył na ziemi wisiorek Arn'a. Gdy wypowiedział ostatnie zdanie, nagła myśl przyszła mu do głowy – Jeśli później będziesz modliła się do swego boga, będę wdzięczny jeśli poprosisz go by umożliwił ci stworzenie wody.
Mistyk nie chciał jej mówić, że sam martwił się o stan miejscowych zapasów. Jeśli roślinność jest tu wypaczona, to tym bardziej trzeba uważać na to co się je i pije. Dziewczyna nieznacznie zerknęła na pozostawiony medalion, lecz nie uczyniła niczego więcej. Zakrywając usta dłonią starała się powstrzymywać targające nią emocje bądź też kolejne skurcze w żołądku.



hciałem ci podziękować za ratunek, wtedy gdy coś starało się wedrzeć do mojego umysłu. Gdyby nie ty, byłoby już po mnie. Nie miałem pojęcia, że masz jeszcze dostęp do swych mocy.
Em...? A tamto? Wiesz to nie do końca ta. W końcu co dwie głowy to nie jedna, co nie? Ale oczywiście to moja zasługa, że się nam powiodło. Widziałeś już zatem, że masz do czynienia z kimś zacnego pokroju, kimś kto zasługuje na uwagę kobitek wszelkiego stanu. Uh... – jego głos się załamał. – Chyba zmęczyłem się bardziej niż myślałem. Em... To wszystko czy jeszcze czegoś chcesz? A i pamiętaj następnym razem nie zapomnij o no wiesz.
Elf w tej chwili miał wrażenie, że gnom puszcza do niego oko.
To wszystko – odparł mistyk, po czym lekko rozbawiony aktywował swój mentalny talent by móc przekazać wizualne bodźce gnomowi. Ukradkiem spojrzał w kierunku ponętnych pośladków Dzierlatki i po chwili zerwał telepatyczną więź. Przy czym jeszcze przez chwilę towarzyszyło mu uczucie zadowolenia ze strony gnoma.



pewnym momencie, jeszcze podczas wznoszenia barykady Hanah dostrzegła coś osobliwego. Sięgała właśnie po jedno z krzeseł, kiedy spostrzegła wpatrującego się w nią Neffa. Elf spoglądał na nią wygłodniałym wzrokiem, chociaż czy na nią było kwestią dyskusyjną, ponieważ nie doszło do kontaktu wzrokowego pomiędzy nimi, a raczej na linii zielonych oczu i jej pośladków. Po chwili zamrugał dwa razy i ruszył w swoją stronę.

Tymczasem Pelaios oraz Celaena wspólnie zaczęli oględziny świątyni. Początkowo chcieli rozpocząć od zejścia do podziemi, ale bijący stamtąd fetor skutecznie ich odstraszył. Przynajmniej na razie. Skierowali więc swe kroki ku drugim drzwiom. Łuk w którym zostały wybudowane był prosty, ale mocny. Taki, który miał za zadanie podtrzymywać większy ciężar. Bardziej interesujące były zdecydowanie same drzwi, ponieważ nosiły ślady uderzeń. Wgniecenia, wklęsłości oraz zadrapania skupiały się wokół zamka i prostej metalowej klamki, obecnie raczej dość mocno wygiętej. Drzwi same w sobie zostały dość mocno wypaczone, ale w taki sposób by je otworzyć, nie zamknąć. Diablę popatrzyło na półelfkę, a następnie wspólnie otworzyli je.

Po drugiej stronie czekał ich dziwny widok. Już po samym kształcie pomieszczenia można było wywnioskować, że są w wieży. Naprzeciwko nich, oparta o ścianę stała wysoka drabina otoczona po obu stronach licznymi półkami. Większość z nich była pusta, a wszystkim tym co się na nich ostało były puste butelki oraz słoiki. Na podłodze z kolei stały beczki, na oko z pół tuzina, o rozbitych bądź odłożonych na bok wiekach. Ziały one pustką. Pod stopami z kolei rozsypane było coś co niewątpliwie kiedyś było ziarnem, lecz teraz przypominało raczej szarą papkę pozbawioną kształtu i poprzetykaną resztkami worków.


 
Zormar jest offline  
Stary 01-04-2019, 09:43   #34
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
ółelfka powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Podniosła jedną z leżących butelek i zwróciła się do mężczyzn.
Wiem, że pewnie wolelibyście pełne – zażartowała chcąc trochę rozluźnić panującą w świątyni napiętą atmosferę. – ale jak myślicie… Puste też się do czegoś przydadzą? Neff rozmawiając z Sile wspomniał coś o tworzeniu wody. – dodała przyglądając się podniesionej butelce.

Delran delikatnie kopnął jedną z pustych butelek leżących na podłodze tak, że ta odbiła się od drugiej. Po jego twarzy widać było, że nie był zadowolony z tego, co tu znaleźli.
A co mi po wodzie… – mruknął pod nosem i dalej rozglądał się po sali.
Zajrzał do każdej beczki, ale niestety w każdej z nich było pusto. Kucnął na chwilę i wziął do ręki trochę szarej papki z podłogi, przyjrzał się jej dokładnie i polizał. Natychmiast wypluł ślinę na podłogę, otrzepał ręce i westchnął głośno.
Nie znajdziemy tu nic ciekawego… Bez sensu…
Może to ci po wodzie, że nie umrzesz z pragnienia? – odparła zaklinaczka nieco zdziwiona nastawieniem Delrana.

Pelaios po wejściu do wieży dłuższą chwilę nie ruszał się z miejsca. Stał niemalże w drzwiach omiatając spojrzeniem pomieszczenie.
Są takie pragnienia których woda nie ugasi – odpowiedział zamyślonym głosem na uwagę kobiety.
Zaklinaczka spojrzała na diabelstwo nieco speszona.
A jakież to pragnienia masz na myśli? – spytała wertując go spojrzeniem.
Delran uśmiechnął się tylko delikatnie, kiedy usłyszał pytanie Cely.
Diabelstwo przeniosło spojrzenie czarnych oczu na Cely nawiązując kontakt wzrokowy.
W zasadzie każde którego nie ugasi woda – odpowiedział po chwili wyraźnie klarując swoją wcześniejszą myśl.
Ach tak… – pół-elfka uśmiechnęła się zalotnie i podeszła do diabelstwa, po czym położyła dłoń na jego piersi [/i] – Takie też? – spytała niewinnie.
Diabelstwo odwzajemniło uśmiech kładąc swoją dłoń na jej.
Akurat takie ponoć szklanka zimnej wody ugasi, złotko – odpowiedział.

Delran podszedł do pary, spojrzał na nich i odchrząknął znacząco.
Pół-elfka skrzywiła się nieco. To ona chciała zażartować sobie z łotrzyka, tymczasem to on zagrał jej na nosie. Zabrała dłoń i tak jakby sytuacja sprzed chwili nigdy nie miała miejsca zapytała.
To co? Idziemy przeszukać inne pomieszczenia?
Diabelstwo mrugnęło do zaklinaczki i przeniosło uwagę z powrotem na butelki i półki.
Dopiero co zaczęliśmy – zaprotestował cicho i skinął na drabinę. – Myślicie że ta kaplica była też ich spichlerzem?
Pozostałości po zbożu wskazują na to, że tak mogło być. – mruknęła Cely, wciąż trochę naburmuszona. – To kto ładuje się na tą drabinę? – spytała.
Ty idź – Delran rzucił krótko do Pelaiosa, nie zamierzał go zostawiać samego z Cely, musiał pozbyć się konkurencji, choćby na chwilę. – Ja i nasza koleżanka będziemy ubezpieczać twoje tyły… Chyba, że się boisz? – uśmiechnął się do diablęcia szyderczo.
W sumie też mogłabym, jednak w tej długiej szacie pójdzie mi to mniej sprawnie, niż któremuś z was. – stwierdziła Cely, chcąc wymigać się od wspinania się po drabinie w razie gdyby Pelaios stwierdził, że równie dobrze to ona może tam wejść.

Pelaios spojrzał na Delrana doceniając ewidentną prowokację.
Mam wrażenie że wszyscy się tu boimy… – odpowiedział podchodząc powoli do drabiny. – Nie jestem rolnikiem i nie muszę na co dzień użerać się z krwiożerczymi dyniami. Jak rozumiem jestem osamotniony w tym odczuciu?
Zanim zainteresował się drabiną rozejrzał się raz jeszcze po podłodze odgarniając butem rozsypane zboże. Jeśli to był spichlerz, równie dobrze mogła tu być piwniczka.
Też się boję. - Celaena przytaknęła diabelstwu. – Ale staram się myśleć o wszystkim tylko nie o strachu.
Delran wywrócił oczami.
Bez przesady, po krwiożerczych dyniach, już raczej nic gorszego nas nie spotka… Chyba…

Diabelstwo spojrzało na Delrana bystro i zastygło nieruchomo. Znajomy mag twierdził, że kusząc los należy zawsze zatrzymać się na kilka uderzeń serca, by ocenić czy los dał się sprowokować.

Łotrzyk zaczął rozgarniać zgniłe i zniszczone wpływami okolicy zborze, najpierw butem, lecz szybko wpadł na lepszy pomysł. Zabrał jedno z wieko beczki i z jego pomocą rozgarniał papkę na boki. Wśród niej znalazły się kawałki worków oraz parę szkielecików myszy i… posadzka. Żadnej klapy, ani zejścia na dół nie było. W zasadzie, kiedy raz jeszcze spojrzeli na wielkość wieży budowanie pod nią jakiegoś pomieszczenia niekoniecznie mogło być bezpiecznym pomysłem. Pelaios widząc, że na dole jednak niczego nie ma kontynuował swą wspinaczkę po drabinie. Rozglądał się po opustoszałych półkach, brał czasami coś do ręki, lecz wszystko było albo puste, albo zmarniałe i raczej niejadalne. Kiedy był praktycznie na samej górze dostrzegł, że w zaciemnionym kącie, niejako wsunięte w ścianie, było małe drewniane pudełko zamknięte rzemieniem i klamra. Sięgnął po nie ostrożnie, musiał się przy tym dość mocno wyciągnąć, lecz ostatecznie znalazło się w jego rękach. Było lekkie, ale nie ryzykował podawania go reszcie na dole. Zamiast tego zszedł do nich i tam dopiero zajął się oględzinami. Na górnej ściance wyryty był symbol róży na tle kłosów zboża, lecz oprócz nich była to po prostu drewniana szkatuła, raczej niezbyt bogato wykonana. Brzdęknęła klamra, unieśli wieko. Wnętrze wypełniono materiałem oraz słomą pośród których bezpiecznie spoczywał sobie flakonik z nieznanym płynem.
 
Morfik jest offline  
Stary 01-04-2019, 09:47   #35
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
ely chwyciła za flakonik i przyglądała się mu obracając nim w dłoniach tak.
Myślicie, że ktoś z tych co zostali przy drzwiach będzie w stanie rozpoznać co to jest? – spytała swoich towarzyszy.
Amonrol rzucił okiem na flakonik, który trzymała Cely. Kompletnie nie znał się na tego typu rzeczach, więc nie mógł stwierdzić, cóż to za płyn znajduje się w środku.
Możliwe, że ktoś będzie wiedział, co to jest… Najlepszą metodą na sprawdzenie, byłoby wypicie tego do dna – zaśmiał się pod nosem, po czym jego twarz znów zrobiła się poważna. – Ale ja tego nie zrobię… Mam złe doświadczenia z piciem nieznanych płynów…
Brzmi jak interesująca historia – pół-elfka zachichotała. Delran na jej słowa tylko pokiwał głową, widać było po jego twarzy, że złe wspomnienia wróciły. – Musisz mi kiedyś opowiedzieć, ale teraz może faktycznie chodźmy do reszty, żeby to obejrzeli. Tu już chyba nic więcej nie znajdziemy.
Pelaios uśmiechnął się smutno na wyznanie Delrana. Był to uśmiech pełen zrozumienia.
Skoro jesteście pewni, że tu już nic nie znajdziemy… – Pelaios powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu raz jeszcze. Skinął głową na półki. – Cokolwiek tu stało, zostało dokładnie przejrzane i zabrane… już po zamknięciu wrót. Jeśli jakieś mszalne się ostało, to znajdziemy je gdzie indziej.
Blee, nie lubię mszalnego, zbyt słabe jak dla mnie – skrzywił się Delran, same złe wspomnienia.
Wystawił szkatułę w kierunku Cely, zachęcając by włożyła buteleczkę z powrotem w bezpieczne od stłuczeń miejsce.
Wszyscy też chyba zdajemy sobie sprawę, co znajdziemy obok tego wina mszalnego, prawda? – zapytał ponuro.
Cely odłożyła buteleczkę z powrotem do szkatułki, spoglądając na diabelstwo pytającym spojrzeniem. Nie do końca rozumiała co mężczyzna ma na myśli.
Szkatułka została zamknięta, a klamra wróciła na swoje miejsce. Diabelstwo również nie mając pojęcia o zawartości, nie zamierzało ryzykować rozlaniem potencjalnie użytecznej zawartości. Nie ufał za bardzo też swoim dłoniom, ponieważ wciąż trzęsły się, gdy nie były spięte adrenaliną. Wręczył pudełko zaklinaczce.
Zabarykadowali się tutaj… – zaczął wyjaśniać wzdychając – Zabrali z góry wszystko co mogli i schowali się w miejscu, przez które nie dostaniesz się ani bramą, ani rozbijając witraż... Krypta raczej nie ma tylnego wyjścia. – dodał po chwili.
Zaklinaczka zakryła usta dłonią, gdy uświadomiła sobie co Pelaios miał na myśli.
Sądzisz, że oni… – wydusiła cicho.
Diabelstwo nie odpowiedziało. Skierował się do wyjścia z wieży zatrzymując się na chwilę w drzwiach. Dotknął dłonią wgnieceń wokół klamki i rozejrzał się raz jeszcze po wieży, a potem wyjrzał na zewnątrz szukając narzędzia którym dokonano włamu.
Młotek… widzieliście tu gdzieś młotek?
Cely spojrzała na diabelstwo zaskoczona pytaniem.
Młotek? Nie wydaje mi się – odpowiedziała, rozglądając się raz jeszcze dookoła.
Cely? – spojrzał na zaklinaczkę – Dlaczego tu jesteś?
Dziewczyna spojrzała zmieszanym wzrokiem na łotrzyka.
Już wcześniej mówiłam… żeby wam pomóc. – odparła niepewnie.
Diabelstwo spojrzało na Delrana i przeniosło uwagę ponownie na okolicę.
Tak… pamiętam. Ale czemu? Mgła, niebezpieczeństwo, wieść o grupie nieznajomych, którzy w nią ruszają… nie brzmi to jak ciąg myśli, które miały by skłonić do takiej eskapady.
Delran zaczął wpatrywać się w Cely.
No tak, rzeczywiście jest to mocno zastanawiające… Coś na pewno ukrywasz, pytanie tylko co…
Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę.
Bo… oprócz tego, że pomogę wam, chcę pomóc też sobie… – westchnęła – Od paru lat nocami nękają mnie… koszmary, wizje przez które budzę się w środku nocy zlana potem. Coś mi mówi, że znajdę tu ich źródło i być może dzięki temu, uda mi się ich pozbyć – spojrzała ze smutnym uśmiechem na mężczyzn.
Jest, jeszcze jedna rzecz, której wam nie mówiłam, a raczej nie pokazywałam… tylko, czy mogę wam zaufać? Czy obiecacie, że nie powiecie o tym reszcie? Przynajmniej na razie... – spytała, odruchowo łapiąc za swoją spinkę.
Delran tylko parsknął śmiechem.
Znasz nas… – wskazał kciukiem najpierw na Peliosa, później na siebie. – Sama zadecyduj, czy nam zaufasz…
Diabelstwo spojrzało z mieszanką zaskoczenia i rozbawienia na Delrana.
Doprawdy?
Dziewczyna zawahała się chwilę. Rzuciła spojrzeniem raz na Delrana, raz na Pelaiosa, po czym westchnęła głośno. (Raz kozie śmierć) Pomyślała, po czym zdjęła spinkę. Jej skóra momentalnie stała się ciemnoszara, blond włosy sięgające jej za ramiona wydłużyły się i przybrały kolor krwistej czerwieni tak samo jak jej oczy.
Ja… bałam się, że jak zobaczycie mnie w mojej prawdziwej postaci… że, od razu weźmiecie mnie za wroga. – odparła roztrzęsionym głosem, wpatrując się swymi czerwonymi oczami w towarzyszy i czekając na ich reakcję.
Na początku Delranowi opadła szczęka, gdy zobaczył jak jego towarzyszka wygląda naprawdę. Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie, ale w końcu uśmiechnął się szeroko.
Masz szczęście, stoi przed tobą najbardziej tolerancyjna osoba w tej części świata – ukłonił się przed nią nisko. – Nie wiem jak nasz towarzysz, ale patrząc na to jak sam wygląda, raczej nie będzie miał z tym problemu – puścił do Cely oko.
Zaklinaczka odetchnęła z ulgą słysząc słowa łotrzyka. Uśmiechnęła się do niego, po czym spojrzała na Pelaiosa.
Twoja reakcja bardzo mnie cieszy, ale boję się co powie na to reszta… – przeniosła wzrok z powrotem na Delrana – Proszę, obiecajcie, że nic im nie powiecie… Przynajmniej na razie. – poprosiła błagalnym głosem.
Ja na pewno nic nie powiem, ale uważam też, że nie powinnaś w ogóle o tym wspominać przy reszcie… Chłopczyca jeszcze będzie chciała na tobie jakieś egzorcyzmy odprawiać, a po co to komu…
Egzorcyzmy? To mi nawet do głowy nie przyszło… – pół-elfka pokręciła głową – Bardziej martwi mnie reakcja ludzi na drowy, a niestety odziedziczyłam po moim drowim ojcu więcej cech zewnętrznych, niż po ludzkiej matce. – wyjaśniła – Po prostu bałam się, że weźmiecie mnie, za jednego z tych… potworów. – dodała akcentując ostatnio słowo z wyraźną niechęcią.

 
BloodyMarry jest offline  
Stary 01-04-2019, 18:38   #36
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
elaios nie odzywał się wpatrując w zaklinaczkę lekko zmrużonymi oczami. Fakt że nie sięgnął po broń był podyktowany brakiem złowieszczego śmiechu ze strony kobiety, jaki towarzyszyłby przemianie gdyby w istocie miała złe zamiary. Na wszelki wypadek jednak przesunął się tak, by mieć za plecami ścianę.
Sam fakt przemiany nie był bardziej nadzwyczajny od ożywionych dyń, ale podróżowanie z drowem, w powszechnej opinii wydawałoby się bardziej niebezpiecznym hobby od pływania z rekinami. Dlatego też diabelstwo bardzo uważnie lustrowało zaklinaczkę i trwało to dłuższą chwilę zanim się odezwało ponownie.
Doceniam otwartość i szczerość… naprawdę. Ja też z natury jestem szczery, więc powiem wprost. Twoje obawy są słuszne i moje rogi Delran nie mają tu nic do gadania. – odnosząc się do komentarza towarzysza nie spojrzał w jego stronę. Wolał mieć na oku Cely. – Gdyby Delran nagle wyrwał magiczny guzik z rozporka i zamienił się w krwiożerczą dynię, twierdząc że nie zrobi nam krzywdy, bo on nie jest taki jak reszta...
Diabelstwo pozostawiło ostatnią wypowiedź w formie otwartego pytania.
Nie ufasz mi? – dziewczyna spytała trzęsącym się głosem, a jej oczy zaczęły błyszczeć od zbierających się w nich łez. – Co ja mogę poradzić na to, że przyszłam na świat tym kim przyszłam?! Ja ojca sobie nie wybrałam! Zresztą mej matki też nikt nie pytał o zdanie! – rzuciła w stronę diabelstwa. Czuła jak jej ręce zaczynają się trząść, dlatego odłożyła szkatułkę na ziemię nie chcąc jej upuścić i siadając obok niej schowała twarz w dłoniach.
Pelaios przekrzywił głowę lekko na bok zastanawiając się czy to co się właśnie dzieje to prawdziwy odruch, czy gra.
Mój ojciec zaś powiedziałby, że to klasyczny przykład obwiniania rodziców za przeszkody w życiu. – odpowiedział kwaśno. – Nie ufam. Jak mogę? Z jednej strony kryjesz się, by nie zostać oskarżoną o złe zamiary, z drugiej zaś odsłaniasz swoją “prawdziwą” naturę przed ledwo co poznanymi nieznajomymi. Jestem na to zbyt trzeźwy.
Ale dziwisz się, że z początku chciałam to ukrywać? – spytała spoglądając diabelstwu w oczy – Jak byś zareagował, gdyby wtedy zamiast jasnej pół-elfki z mgły wyłoniłaby się pół-drowka? – kontynuowała – Dałbyś mi wyjaśnić cokolwiek? Czy od razu rzuciłbyś się na mnie z bronią?
Pewnie nie zdążyłbym sięgnąć po broń – odparł. – Ludzie nie mają zbyt dobrej historii z waszą rasą. Racja… mogą reagować trochę impulsywnie. Też mógłbym zapytać, czy możesz im się dziwić, ale znam odpowiedź.
Sięgnął do sakiewki i wyciągnął z niej pojedynczą monetę.
Więc twierdzisz, że nie zamierzasz nas zabić, ani pokrzyżować nam planów?
Oczywiście, że nie. Co mogę zrobić, żebyś mi uwierzył? – spytała przez łzy. – Po za tym… to nie jest moja rasa. Nienawidzę ich… sama jestem efektem krzywdy, jaką jeden z nich wyrządził mojej matce. One nie mają nawet prawa zwać się elfami… to… to potwory… – dodała nawiązując do słów Pelaiosa “wasza rasa”.
Diabelstwo pokiwało głową patrząc na złotą monetę w palcach. Powinien czuć względem Cely nić zrozumienia.
Taaaak. Cokolwiek byś nie uważała, niestety dzielisz z nimi pewne cechy… fizyczne. – pstryknął monetą w stronę kobiety.
Pół-elfka złapała monetę, nie chcąc by trafiła ją w twarz.
Ja sobie tych cech nie wybrałam… – odezwała się cicho, powoli tracąc już siły na tłumaczenie się. – Co mogę zrobić, żebyś mi zaufał? Naprawdę nie mam wobec was, żadnych złych zamiarów.
Diabelstwo wzruszyło ramionami.
W zasadzie to nic… ja i tak nikomu nie ufam. Ale z nimi… – wskazał kciukiem na wyjście z wieży. – Proponowałbym też zagrać w otwarte karty. Będzie ciężko, ale skoro nie krzywią się tak bardzo na rogi, to może i przejrzą przez czerwone oczy.
Pół-elfka westchnęła.
Chyba masz rację, nie mogę ich oszukiwać, jeśli mają mi zaufać – powiedziała i schowała spinkę do swych szat. – W takim razie chyba, nie będzie mi ona na razie potrzebna
Pelaios skinął głową i rozluźnił się. Podszedł do zaklinaczki i wyciągnął ku niej dłoń zachęcając by wstała.
Dziękuję – powiedział cicho.
Zaklinaczka chwyciła dłoń Pelaiosa.
Za co? – spytała równie cichym głosem zaskoczona zmianą podejścia diabelstwa.
Za to że zaryzykowałaś – pomógł Cely wstać – Nie zgub monety… i chodźmy do reszty. Delran pójdzie przodem żeby zatrzymać ewentualne impulsowe reakcje, prawda Delran?
Dziewczyna spojrzała na podarowaną przez diabelstwo monetę, zastanawiając się dlaczego jej ją dał. Postanowiła jednak zostawić, tę rozmowę na kiedy indziej.
Na słowa Pelaiosa, Derlan tylko wzruszył ramionami.
Niczego nie będę zatrzymywał, to jej wybór, żeby im się ujawnić i musi sobie z tym poradzić… – powiedział Delran i podrapał się po zaroście. Cofnął się do Cely.
Jesteś pewna? Nasz rogaty kolega może cię podpuszczać… – szepnął jej do ucha.
Zaklinaczka miała mętlik w głowie. Z jednej strony poczuła się trochę lżej, mówiąc tej dwójce o tym kim jest, z drugiej zaś bała się, że reakcja reszty jeszcze będzie gorsza niż początkowa reakcja diabelstwa.
Ja… nie jestem pewna, ale wiem tylko, że im dłużej będę to ukrywać i im bardziej będą ufać mojej fałszywej postaci, tym gorzej przyjmą prawdę i trudniej będzie im zaufać prawdziwej mnie… A co jeśli spinka spadnie podczas jakiejś walki? Wolę powiedzieć im to w miarę spokojnych warunkach, gdzie póki co nic nas nie atakuje. – odparła łotrzykowi, choć sama nie do końca była pewna swoich słów.
Delran uśmiechnął się delikatnie i podniósł ręce w geście poddania.
Jak chcesz, tylko, żeby później nie było, że nie ostrzegałem. Chodźmy więc… – powiedział do Cely i zaczął wychodzić z wieży.


 
Jaracz jest offline  
Stary 01-04-2019, 21:31   #37
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Mukale, Nephilin i Hannah

iedy barykada została skończona kapłanka odsapnęła. Skinieniem głowy podziękowała Mukale za współpracę choć nie była pewna czy on to poprawnie zrozumie. Odnajdując spojrzeniem Neffa, który próbował swoją magią zadziałać na smród założyła ręce na piersi i ze skwaszoną miną odezwała się.
Neff, możemy porozmawiać?
Słysząc swe imię, elf skierował się w stronę dziewczyny, jak zawsze chętny by pomóc.
Czego?! – praktycznie krzyknął jej prosto w twarz. Odruchowo sięgnął ręką w kierunku amuletu – Ja... Przepraszam. Wiesz, że nie chciałem – powiedział już ściszonym głosem.
Hanah uniosła tylko jedną brew do góry nie zmieniając pozycji. Odczekała moment aż elf się uspokoi i kontynuowała.
Przydałoby się wytłumaczyć koledze chyba co nieco, nie? Wiesz zdaje sobie sprawę, że tak może być łatwiej, ale nie wypada oszukiwać. Ani Pelaios nie jest wodzem ani… eee nie jesteśmy plemieniem? Dobrze zrozumiałam? Nie wiem czy chcę rozumieć o co chodzi z tym rozmnażaniem.
Mistyk dla pewności wziął jeszcze dwa głębokie wdechy.
Masz całkowitą rację. Wtedy nie chciałem zbytnio komplikować spraw, gdyż sytuacja ponaglała, ale wydaje się, że kilka kwestii musimy wyjaśnić Golasowi.
A to w sumie pierwsza rzecz – kapłanka sięgnęła do swojego plecaka i wyjęła z niej swoją kapłańską tunikę. Była dla niej luźna, więc istniała szansa, że na rosłego obcokrajowca będzie “pasować”. Przynajmniej może da mu dodatkowe okrycie. W ten czy inny sposób. Podała ją Mukalemu.
Okryj się, będzie ci nieco cieplej – zerknęła jeszcze na Neffa aby zajął się tłumaczeniem.
Elf podrapał się po dwukolorowej czuprynie, zastanawiając się jak najlepiej zacząć rozmowę. Przysiadł na ziemi, sięgnął po swój plecak i wyjął z niego racje podróżne Drwala.
Wojowniku Mutampa. Teraz gdy mamy chwilę spokoju od naszych wrogów, chciałbym omówić kilka... – chciał powiedzieć ”kwestii różnic kulturowych”, lecz nie potrafił znaleźć odpowiedniego wyrażenia w słownictwie plemienia. Przynajmniej nie takiego, do którego sam przywykł – różnic w zachowaniu naszym i twoim – powiedział, po czym podał mężczyźnie pakunek z jedzeniem.

Mukale przyjął odzienie z pewną dozą nieufności, spoglądając na Hannah pytająco. Gdy jednak Neff podał mu jedzenie, odrzucił sukno i niemal rzucił się na pokarm, począwszy szybko, zachłannie jeść. Był taki głodny. Od trzech dni nie miał w ustach normalnej strawy, więc nie wybrzydzał. Doceniał gest szamana, dlatego wysłuchał jego słów i gdy nasycił się choć odrobinę, odrzekł w swoim języku:
- Dzięki ci, szamanie. Niech ci Przodkowie wynagrodzą twoją wielkoduszność. Twój współbrat słucha.
Elf podał Golasowi bukłak z wodą do popicia.
Pierwszą rzeczą, którą muszę wyjaśnić jest to, że żadna z tych kobiet nie jest niewolnicą. Rozumiem, że nasze zwyczaje mogą się znacznie różnić, ale proszę cię o ich uszanowanie. Te kobiety są ważnymi dla nas kompanami i przyjaciółkami.
Poczekał chwilę, by słowa dotarły do wojownika. Następne zdania musiał wypowiadać rozważnie.
Drugą równie istotną sprawą jest kwestia porozumiewania się z nami. To że potrafię mówić w twej mowie, jest wynikiem mojej magii. Dzięki tej samej magii, jestem również w stanie porozumiewać się z naszymi kompanami bez słów. Chciałbym cię przyzwyczaić do takiej komunikacji. Wydaje mi się, że może to się okazać o wiele bardziej wygodne dla wszystkich.
Wojownik uważnie słuchał, popijając z podanego bukłaka.
Rozumiem, Człowieku z Włosami Zebry. Jak się domyślam, te kobiety są żonami któregoś z tutejszych wojowników albo i twoimi. Nie będę naruszał waszej własności i nie będę próbował odkrywać nagości żadnej z nich. Aczkolwiek dziwię się, że pozwalacie im wtrącać się w rozmowy mężów, lecz to wasze plemię i wasze zasady. Przeciw takiej rozmowie, o której mówisz, nie mam nic przeciw, zdaję się na twoją mądrość. Chciałbym i ja zadać ci pytanie: czy wiec zaaprobował mnie jako waszego współbrata?
O to będziesz musiał go jednak sam zapytać, ale po kolei…

Neff urwał i zmienił skupienie swych mocy z pojmowania mowy barbarzyńcy, na szerszy kontakt telepatyczny. Połączył się zarówno z Dzierlatką jak i z Golasem.
”Teraz będę służył jako połączenie między wami”
” To ja się jeszcze raz przedstawię. Hanah jestem, a to co ci podałąm to dla okrycia się. Może będzie pasować” – kapłanka podniosła swoją tunikę i ją otrzepała z kurzu.
Bądź pozdrowiona Han-Ah, niech twój mąż zawsze raduje się twoim pięknem, a łono twoje niech będzie płodne – postarał się być uprzejmy, mając na względzie to, co usłyszał od szamana. – Dzięki ci za troskę, ale jestem wojownikiem, a przyobleczony w to sukno wyglądałbym niepoważnie w oczach współbraci. Dam sobie radę, nie musisz się tym kłopotać, doceniam jednak twą opiekuńczość. Musisz być dobrą matką dla swych gałęzi.
Kapłanka ukłoniła się w odpowiedzi.
Dziękuję za dobre słowa. Niech i twoje ciało będzie silne i gotowe do walki – kapłanka spróbowała odwzajemnić sposób w jaki ciemnoskóry układał pozdrowienia. – Nie posiadam jednak męża ani dzieci.
Początkowo, słysząc komplement, uśmiechnął się w duchu. Gdy kobieta dokończyła, zadowolenie ustąpiło miejsca zdziwieniu. Postarał się jednak być przenikliwy i delikatny, zważać na tragedię Han-Ah.
Przyjmij moje kondolencje z powodu twego męża. Z pewnością odnajdziesz sobie nowego wojownika, który wzbudzi z ciebie potomstwo. – Coraz mniej jednak rozumiał. To do kogo należała Han-Ah, skoro nie miała męża?
Kapłanka uniosła oczy ku niebu przysłoniętemu teraz przez sklepienie katedry. Na jej ustach widniał uśmiech rozbawienia.
Dziękuję za twoją troskę. – powiedziała chcąc zacząć dalej tłumaczyć, ale uznała, że chyba zajęło by to faktycznie zbyt dużo czasu. – Podejrzewam, że nie wiesz w jakiej jesteśmy sytuacji i o co tutaj chodzi dookoła prawda?
Nie, niewiasto, nie wiem. Czy i was sprowadziły tu duchy, by poddać próbie? Co to właściwie za miejsce? Jak daleko stąd do Mutampa?
Jesteśmy na ziemi zwanej Wybrzeżem Mieczy. Podejrzewam, że dość daleko stąd do twojego domu. Miejsce w jakim się znajdujemy zwie się Złoty Łan. Wioska na którą spadło nieznane nieszczęście. Staramy się dowiedzieć co tu się stało i kto za tym stoi.

Elf nie chcąc wcześniej przeszkadzać w wyjaśnianiu sytuacji, teraz dołączył do rozmowy, zwracając się do Golasa.
Znasz się przypadkiem na mapach? Może to pomoże?
Mukale najpierw odpowiedział szamanowi, jak nakazywał zwyczaj. Odpowiedział, mimo że nie był pewien, czy dobrze zrozumiał jego słowa.
Nieznane mi są prawidła żadnych Mappa, Człowieku o Włosach Zebry. Jestem tylko wojownikiem, nie mędrcem, jak ty.
Po czym odniósł się do słów Han-Ah.
Gorycz przepełnia me serce, gdy to słyszę. Znaczy to, że daleka droga przede mną, jestem jednak gotowy. Nie lękaj się, kobieto, pomogę przedtem twemu plemieniu uporać się z tutejszym złem. Nie wątpię, że razem z wojownikami pod wodzą Wielkiego Bawoła pokonamy jego wrogów i wrócimy wam wasz dom. Mogę wam to przyrzec na tę oto – wyciągnął dynamicznie rękę z włócznią przed siebie – włócznię mego ojca, Kalamalli. A wiedz, niewiasto, że nie ma dla mnie świętszej rzeczy niźli ona.
Jestesmy ci wdzięczni. Pomożemy ci również odnaleźć drogę do Mutampy. – kapłanka przyrzekła.
Przysłuchując się z podziwem jak mocno Dzierlatka zaangażowała się w pomoc nieznajomemu, elf dodał od siebie:
Jeśli Mutampa i jej lud znajduje się gdzieś w tym świecie, dzięki mej magii będę w stanie pomóc ci ją odnaleźć. Teraz jednak przyjmij to.
Wyciągnął z plecaka niedbale poskładane kartki papieru.
To są właśnie mapy. Obrazy okolic przeniesione na pergamin, by każdy kto potrafi je czytać mógł odnaleźć drogę do celu, do którego zmierza.
Mapy okazały się być naprawdę fatalnie nakreślonymi “szkicami”, które równie dobrze mogły być dziełem pięciolatka, starającego się zaimponować rodzicom swym talentem.
Wojownik przypatrywał się rysunkom, próbując pojąć, jak na podstawie kilku prostych linii nakreślonych węglem ktoś miałby odnaleźć drogę. Nie wiedział, ale nie wątpił, że szaman wiedzieć to musiał.
Nadal Mappa są dla mnie tajemnicą, Rozmawiający z Duchami. Jeśli któryś myśliwy zgubi drogę lub gdy Mutampa wędrują w bardziej urodzajne miejsca, kierują się wolą Przodków i słowami starszych. Myśliwi znają swoją dzicz. Nam Mappa są niepotrzebne, tedy nie umiem ci odpowiedzieć. Jeżeli jednak umiesz odnaleźć Mutampa, wskazać mi, którędy trzeba iść, by tam dotrzeć, mogę oddać ci jedną z moich żon w zamian za pomoc, gdy już dotrę do swoich.

Słysząc tę propozycję, Neff skupił całą swą uwagę by zagłuszyć jakiekolwiek komentarze, które mogłyby właśnie wydostać się z tego przeklętego pierścienia.
Hanah gwałtownie wypuściła powietrze ustami słysząc jaką propozycję dostał Neff. Powiedzieć, że była nią zakłopotoana to byłoby mocne niedopowiedzenie. Do tego mapy Neffa nie dawały zbyt wiele nadziei na odnalezienie czegokolwiek nawet jak się na nich znało.
Cóż, tak… aaa co wy na to aby zobaczyć co robi reszta?
 
MrKroffin jest offline  
Stary 01-04-2019, 21:34   #38
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
ukale miał jeszcze wiele pytań, ale sądząc po dziwnych reakcjach rozmówców, musiał powiedzieć coś zaskakującego. Może fakt, że nie znał tych Mappa był taki dziwny? Zresztą, myślenie nad tym nie miało najmniejszego sensu.
Szamanie, ja zgadzam się na prośbę tej kobiety. A ty?
A ja zawsze ufam mądrości jej słów – odpowiedział puszczając oko do Dzierlatki – Wiele bym dał jednak by dowiedzieć się najpierw czy w okolicy panuje jakaś magia, inna od naszej. Tak dla bezpieczeństwa.
Hanah kiwnęła głową. Na moment zamknęła oczy składając ręce jak do modlitwy. Po chwili rozwarła powieki aby ukazać jak jej tęczówki przybrały złoto pomarańczowy kolor dający delikatny blask. Bez dalszych słów zaczęła rozglądać się po kaplicy. Omiotła swym magicznym wzrokiem większość świątyni, od wrót z barykadą, po mównicę i dwie odnogi. Całą przestrzeń wewnątrz murów wypełniała bardzo delikatna aura boskiej magii, zaś jej silniejszymi skupiskami były symbole Wielkiej Matki w witrażach i centralny ołtarz. Emanowały delikatnym złoto-zielonym blaskiem. Im dłużej się temu wszystkiemu przyglądała tym wyraźniejsze stawały się pędy mrocznej energii niby przebijające się przez ściany, okna i drzwi. Nawet w tej chwili była świadkiem tego, jak dobroczynna aura jest wypierana przez wszechogarniający mrok. Z wyjątkiem magii samej świątyni znalazła w pobliżu dwa magiczne obiekty. Pierwszym było najpewniej coś z dużej skrzyni w środku barykady, lecz wnosząc po sile emanacji było to coś niewielkiego bądź bardzo słabego. Sama aura owego obiektu zdradzała cechy charakterystyczne dla szkoły odrzucania, magii ochronnej. Drugą, podobną bowiem również z tej samej szkoły, ujrzała we włóczni Mukalego. Wyraźnie odznaczała się na tle aury świątyni.
Widok nie napawał radością i na twarzy Hanah odmalował się smutek.
Ta świątynia powoli traci swoją boska aurę. Jeśli nie zrobimy czegoś to zostanie pochłonięta przez mrok – powiedziała zarówno mentalnie i na głos tak aby Astine i Sile usłyszały.
Neff położył jej dłoń na ramieniu.
Nie dopuścimy do tego – przekazał bezgłośnie – Może uda nam się jakoś wzmocnić świętą moc tego przybytku.
Kapłanka pokiwała głową jej spojrzenie na nowo nabrało determinacji.
Dodatkowo w tamtej skrzyni chyba jest coś magicznego – powiedziała zabierając się do otworzenia jej bez zniszczenia całej barykady.
Powoli, powoli! – elf starał się zasłonić jej drogę – Może jestem zbyt podejrzliwy, ale czytałem kiedyś, że schowki na tak cenne przedmioty często są chronione pułapkami.
Spokojnie, nie wydaje się to być potężny przedmiot. Wątpię aby trzeba było go dodatkowo chronić czymś więcej poza zwykłym zamkiem. – Hanah uśmiechnęłą się i spokojnie kontunuowała przyświecając sobie nogą od krzesła. Zaczęła od ocenienia stanu całej konstrukcji i rozłożenia ciężaru. Dostrzegła, że przy odpowiednim ruchu można by wyjąć skrzynię z barykady, a ta zachowałaby jako taką stabilność. Chwyciła lekko za boczny uchwyt i pociągnęła nieznacznie. Niektóre ławy nieznacznie się przesunęły, drewno skrzypnęło. Raz kozie śmierć. Wzięła głębszy oddech, zaparła się pociągnęła raz za porządnie. Skrzynia wyskoczyła z zapory, niektóre ławy i krzesła straciły oparcie. Zapadły się przy akompaniamencie zgrzytów, trzasków i huku. Ale całość ostatecznie stała jak stała. Hanah z kolei, aż przewróciła się wzniecając chmurkę kurzu. Zakasłała, gdy ten wdzierał jej się do płuc i oczu. Skrzynię miała wręcz na sobie, to też ostrożnie zsunęła ją z siebie i położyła obok. Mebel okuty był dość gęsto żelazem, przy czym nigdzie nie było widać śladów desek. Możliwym więc było, że całość była jednym kawałkiem drewna. Górną klapę przed otwarciem chronił spory, ale prosty w swej konstrukcji zamek.
Siedząc na posadzce kapłanka przyjrzała się jeszcze skrzyni po czym westchnęła i odkaszlnęła.
Raczej tego nie otworze bez klucza – skwitowała.
Elf podał dziewczynie rękę, by pomóc jej wstać.
Gdybym tylko miał przy sobie moje wytrychy…
Mukale pokręcił głową, widząc jak wdowa rozniosła część barykady, którą przed chwilą wspólnie układali. Nie mówiąc ani słowa, wziął się za ponowne poukładanie tych elementów barykady, które ucierpiały wskutek ingerencji Han-Ah.
 
Koime jest offline  
Stary 03-04-2019, 20:32   #39
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
iedy Delran, Pelaios i Celaena wracali do reszty, zaklinaczka trzymała się z tyłu chowając się za plecami dwóch towarzyszy. Gdy ujrzała pozostałych, jej serce zaczęło walić tak, jak gdyby miało za chwilę wyskoczyć jej gardłem. Wzięła głęboki oddech i nie wychylając się jeszcze zza mężczyzn, zwróciła się do towarzyszy.
Widzę, że barykada znów stoi. – powiedziała z uznaniem, starając się brzmieć jak najspokojniej.
Zapanowała dziwna cisza. Mukale nie do końca rozumiał dlaczego, ale domyślał się - kobieta wyglądała jakoś inaczej, miała ciemniejszą skórę. Popatrzył na innych, nie wiedząc, jak się zachować. Może to przez nadmiar dziwów jednego dnia, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Widywał już istoty, które tak potrafiły, w Mutampa nazywali je kameleonami. Więc cóż, kobieta-kameleon. Dziwniejsze rzeczy już dziś widział. Postanowił zatem nie odzywać się i obserwować reakcje innych.
Elf również spojrzał w stronę dziewczyny i stanął jak wryty.
Co to ma znaczyć? – spytał zdziwiony.
Pół-elfka widząc, że mimo szoku jaki wywołał jej wygląd, elf zdawał się być dość spokojny powoli wyszła zza Pelaiosa i Delrana pojawiając się w kręgu światła.
No, cóż… – zaczęła i nie dokończyła. Przez wnętrze świątyni przetoczył krzyk przerażenia i w tej samej chwili Celaena eksplodowała złotym światłem. Pocisk świętej energii uderzył w nią niby znikąd i posłał na ziemię. Na chwilę wręcz oślepła, a pozostali powiedli wzrokiem za złotawą smugą niknącą w powietrzu. Na jej drugim końcu zobaczyli trzęsącą się Silę wystawiającą przed siebie drżący symbol Lathandera. Oczy miała pełne przerażenia.
Sila! – rozległ się drugi krzyk i Astine momentalnie dopadła do akolitki łapiąc ją i przytrzymując, by ta nie zrobiła znowu czegoś głupiego. Popatrzyła na leżącą półdrowkę i oczy jej zrobiły się większe.
C-co…? Kto…? – szukała odpowiedzi na twarzach reszty. – Co się dzieje?
Hanah rozszerzyła oczy momentalnie Cely zalało zupełnie inne światło. Magia uleczyła ją, a sama kapłanka podeszła do akolitki stając pomiędzy nią, a półdrowką. Gestem poprosiła Astine aby puściła Sile.
Już w porządku, odłóż proszę symbol. – powiedziała cicho i spokojnie.
Astine odczekała, aż kobieta podejdzie i przekazała jej akolitkę.
Spokojnie – rzekła do młódki, po czym sama zerkała niepewnie raz na Cely, raz na nią.
Celaena syknęła z bólu, który poczuła gdy próbowała podnieść się z ziemi.
To… To ja, Cely… – wydusiła chwiejąc się na nogach. –Uznałam, że jeśli… jeśli macie mi zaufać, to nie mogę ukrywać kim… kim naprawdę jestem… – powiodła spojrzeniem po wszystkich obecnych, choć jej wzrok po oślepiającym ataku Sile jeszcze nie do końca był ostry.
Hanah odwróciła się od akolitki nie odstępując od niej.
Bardzo miło z twojej strony Cely… ale kilka słów uprzedzenia nie byłoby złym pomysłem. – kapłanka uśmiechnęła się smutno. Nie wyglądało aby była zła. Albo jej zmartwieniem była sama Sile.
Chciałam wyjaśnić, ale coś mi przeszkodziło… – spojrzała w stronę akolitki. – Gdybym chciała komuś zrobić krzywdę, to równie dobrze mogłam ją zrobić im. – wskazała na Pelaiosa i Delrana. – A jednak nic im nie jest… Przyszłam tu spokojna i bez żadnej agresji chciałam zacząć rozmowę, dlaczego więc atakujesz mnie nawet nie dając mi się wypowiedzieć? – spytała z słyszalnym wyrzutem w głosie.
Czy jak powiem, że nas zaskoczyłaś, a niektórych przestraszyłaś zrozumiesz?Hanah zdawała sobie sprawę, że pytanie nie było do niej a do akolitki, jednak wolała nie dawać teraz roztrzęsionej dziewczynie szans do dalszej paniki.
Jeśli się nie mylę im tak ot po prostu nie ujawniłaś swojego prawdziwego pochodzenia, prawda?
Może dowiedzieli się w trochę inny sposób niż wy, jednak czy to, że wyglądam jak wyglądam jest powodem do atakowania mnie? Rozumiem, że należy atakować, każdego kto w jakiś sposób cię zaskoczy? – odparła – Ale… nie ważne. – machnęła ręką – Nie mam zamiaru się z wami kłócić, czy walczyć. Tak jak mówiłam wam, że chce wam pomóc kiedy widzieliście mnie jako jasnoskórą pół-elfkę, tak podtrzymuje te słowa w mojej prawdziwej postaci. Chciałam być z wami szczera i żebyście mi zaufali… no cóż jak widać prawda potrafi zaboleć… nawet fizycznie. – kontynuowała jednocześnie łapiąc się za ramię, w którym wciąż pulsował ból po uderzeniu świetlistego pocisku.
Nie masz zamiaru walczyć? – odezwał się wreszcie Neff.
Przez lata mówiono mi, że mroczne elfy są podstępne – powoli zaczął zbliżać się w stronę półelfki – Że są nikczemne i zepsute do szpiku kości. Że ich serca są mroczniejsze niż otchłanie, w których żyją. Że zabijanie drowów sprawi, że świat stanie się lepszym miejscem.
Stanął przed nią nie zważając na Pelaios’a i Delrana. W końcu wziął głęboki oddech i… delikatnie ją przytulił, uważając by nie nacisnąć na zranione miejsce.
Musiałaś potwornie bać się tego jak zareagujemy, prawda? – puścił ją i położył dłoń na czubku rudych włosów – Z tym kolorem włosów o wiele bardziej ci do twarzy Iskierko.
Cely była przerażona gdy elf ruszył w jej stronę, mówiąc te wszystkie rzeczy o rasie z której częściowo się wywodzi. Chciała już tłumaczyć, że nie jest mrocznym elfem i, że dzieli z nimi tylko część cech, gdy nagle jej przerażenie ustąpiło potwornemu zdziwieniu kiedy elf zareagował, tak jak zareagował.
Tak… kosztowało mnie to wiele nerwów… – odpowiedziała na jego pytanie, wciąż będąc w wielkim szoku.
Przyznaję, że początkowo nie do końca ci ufałem, ale jedna istotna rzecz sprawiła że zmieniłem zdanie – powiedział raz jeszcze do zaklinaczki, po czym spojrzał w stronę wilczycy uśmiechając się pod nosem – Luna… ani razu na ciebie nie warknęła. To musiało znaczyć, że wyczuła iż masz dobre zamiary.
Zaklinaczka uśmiechnęła się w stronę wilczycy.
Dzięki mała, chyba musiałabym ci podziękować czymś smacznym – zwróciła się do zwierzęcia, po czym westchnęła. –...gdybym tylko nie straciła wszystkich moich rzeczy… no, ale może będzie jeszcze okazja. – dodała wpatrując się w mądre oczy zwierzęcia, po czym przeniosła wzrok z powrotem na elfa.
Dziękuję – powiedziała cicho.
Delran może i chciał coś powiedzieć, wtrącić jakąś złośliwą uwagę, ale stwierdził w końcu, że jest w takiej, a nie innej grupie i takie ckliwe momenty pewnie będą na porządku dziennym, wywrócił więc tylko oczami, patrząc na Neffa i Cely.
Pelaios odruchowo chciał wejść w polemikę z Neffem, twierdząc że byle kawałek kiełbasy potrafi przekonać do siebie zwierzę, ale uświadomił sobie, że sam by ryzykował tej sztuczki z Luną. Już na początku całej konwersacji odsunął się od grupy i było to mądre posunięcie biorąc pod uwagę impulsywną reakcję akolitki. Teraz stał trochę zażenowany całą sytuacją. To całe przytulanie i budowanie zaufania było… nienaturalne. Spojrzał na Silę - w jego mniemaniu obecnie jedyną rozsądną tu osobę.
Niecodzienne sytuacje budują niecodzienne sojusze - powiedział przenosząc uwagę na Hanah. – Nie róbmy z tego wiecu zaufania, bo wszyscy jesteśmy w jednakowych tarapatach. Ktoś zna się na alchemii? - postanowił zmienić temat.
Delran spojrzał na Neffa.
Może ty, Długouchy się na tym znasz co? – uśmiechnął się szyderczo w stronę elfa. – Widzisz, ja też umiem wymyślać ładne pseudonimy.
Gdy jedna z kobiet nagle zaatakowała drugą, Mukale błyskawicznie położył ręke na Świętej Włóczni, ale na szczęście inni zdążyli spacyfikować napastniczkę, zanim zdążył przebić ją na pół. Słuchając tych rozmów, z których niewiele rozumiał, patrząc na nagle okazywaną czułość, był skołowany. Gdy szaman odstąpił od Kobiety-Kameleon, wojownik usilnie wpatrywał się raz w niego, raz w Wielkiego Bawoła. Ale czekał cierpliwie, obserwował, jak zachowa się wiec.
Neff spojrzał w kierunku Zakonnicy, przytrzymywanej przez Astine. Martwił się, że będzie zmuszony użyć na akolitce swych mocy, a jego zapasy mentalnej energii szybko topniały.
Zależy po co konkretnie potrzebna jest wam wiedza alchemiczna. Proponuję jednak by najpierw uspokoić naszą roztrzęsioną przyjaciółkę – zwrócił się do pozostałych oraz telepatycznie do Golasa, widząc że ten zerkał na niego wcześniej.
W całej sali dało się słyszeć głośne westchnięcie. Delran nie mógł się powstrzymać.
Spokojnie, nasza dobra dusza jej pomoże – wskazał kciukiem na Hannah, po czym podszedł bliżej Neffa. – A my tym czasem, zajmiemy się poważniejszymi rzeczami. Możesz rzucić na coś okiem, może będziesz wiedział, co to jest… Pokażesz mu, co znaleźliśmy w wieży? – zwrócił się do Pelaiosa.
Diabelstwo wciąż patrzyło na Silę i Hanah oceniając sytuację. Ta zaś wyglądała raczej na opanowaną, bowiem kapłance udało się już uspokoić oraz trochę akolitkę. Odprowadziła ją kawałek dalej. Stamtąd nadal zerkała niepewnie w kierunku Cely i przyciskała symbol swego boga do piersi. Z oczu jej można było wyczytać przede wszystkim skołowanie oraz strach. W międzyczasie on trzymał pudełko za plecami.
No dobrze… – powiedział nie do końca przekonany – fiolka, a w zasadzie jej zawartość.
Podał pudełko Neffowi, a po chwili zastanowienia wyciągnął z plecaka pakunek, który znalazł w rozbitym wozie i wyjął z niego kolejną buteleczkę.
Może jeszcze to – dodał podając drugie znalezisko.
Zaciekawiony długouchy przyjrzał się miksturom.
Zapytaj Dzierlatkę czy są magiczne, a jeśli tak to jaki rodzaj magii zawierają. Szepcie, pomóż mi proszę sprawdzić czy w tej świątyni uda nam się znaleźć przyrządy, które pomogłyby skompletować zestaw zielarski.
Delran skrzywił się na twarzy, gdy usłyszał swój pseudonim. Nienawidził tego określenia coraz bardziej.
Jeszcze raz, powiesz do mnie… – nie zdążył jednak dokończyć zdania.
Zmowa! Drowy nigdy nie są same! – doleciało do nich kawałek dalej, z miejsca, gdzie stały Hanah oraz Sile. Ta druga z wyciągniętym przed siebie świętym symbolem.
Cely obróciła się w stronę skąd dobiegły słowa akolitki.
Sile! Proszę uspokój się! Tu nie ma żadnej zmowy, ja nawet nie jestem pełnokrwistą drowką, moja matka była człowiekiem, a ja nawet nigdy nie widziałam żadnego drowa na oczy! – krzyknęła błagalnym głosem.
Delran schował twarz w dłonie i westchnął głośno. Powoli zaczynał mieć dość całego tego zamieszania. Koniec końców wyszło, że miał rację, żeby nie ujawniać się na razie przed wszystkimi, ale kobiety zawsze wiedzą lepiej…
Dobra, niech ci będzie – zwrócił się do Neffa. – Opuszczam na chwilę to szaleństwo i idę poszukać tych przyrządów… – powiedział i nie czekając dłużej, zaczął szukać czegokolwiek, co pomogłoby skompletować zestaw zielarski. Niekoniecznie chciał coś znaleźć, po prostu musiał odejść na chwilę od wszystkich.

 
BloodyMarry jest offline  
Stary 04-04-2019, 10:38   #40
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
ędąc z boku całej sytuacji kapłanka położyła dłoń na głowie akolotki.
Też mnie to zaskoczyło, ale już w porządku. Nie ma zagrożenia.
Nie?!Sila odtrąciła jej dłoń, ręką wskazała na Celaenę i popatrzyła na Hanah. – Jej nie można ufać! Ona… ona jest drowem! To kłamstwa! Światło Lathandera dosięgło ją więc musi być zła!
Nie podnosiła głosu, ale ten pełen był strachu. Słysząc to Hanah przemyślała swoją następną wypowiedź.
Sile, rozumiem cię. Ujawniła się tak nagle, ale ona jest jedna. Nie zaczynajmy mordu póki nie będzie dowodu na jej winę. Jeśli chcesz aby światło Lathandera ujawniło jej kłamstwa, zabijając ją tylko pogrążysz je głębiej w mroku. Póki co ja jestem obok ciebie i cię obronię jeśli by zrobiła cokolwiek niewłaściwego – głos kobiety był spokojny i niegłośny. Jeśli akolitka ma uwierzyć że półdrowka nie jest zagrożeniem to najpierw musi wiedzieć, że sama jest bezpieczna.
Sila przysłuchiwała się jej słowom niespokojnie zerkając na drowkę. Wraz ze słowami Hanah zaczynała się uspokajać oraz myśleć. W pewnym momencie zamarła w bezruchu i powoli podniosła wzrok na kapłankę. Kiedy ich oczy się zrównały Hanah dostrzegła, że spojrzenie jej rozmówczyni zmieniło się. Nim zdążyła zareagować akolitka zerwała się i zwiększyła dystans pomiędzy nimi na długość kilku kroków. Przed sobą miała wystawiony symbol Lathandera.
Zmowa! Drowy nigdy nie są same! – z czystym lękiem w oczach rzuciła, niemal wykrzyczała, w kierunku Hanah. Ta skrzywiła się. Nie spodobały jej się oskarżenia.
Sile! Proszę uspokój się! Tu nie ma żadnej zmowy, ja nawet nie jestem pełnokrwistą drowką, moja matka była człowiekiem, a ja nawet nigdy nie widziałam żadnego drowa na oczy! – krzyknęła błagalnym głosem Celaena.
Hanah postanowiła wykorzystać moment kiedy półdrowka odwróciła uwagę akolitki i podbiegła do niej aby złapać i unieruchomić. Chwila była rzeczywiście idealna, a kapłanka miała przewagę wyszkolenia jeżeli chodziło walkę bez użycia oręża. Dopadła do akolitki w jednym skoku, pchnęła lekko w jedną stronę, sama zaś przeskoczyła w drugą. Dziewczyna wypuściła z rąk symbol i wpadła prosto w oczekującą na to Hanah. Ilmarytka jednym szybkim ruchem przycisnęła ją do ziemi. Sila wprawdzie próbowała się wyrywać, lecz jej wysiłki skończyły się na tym, że sama uderzyła się w głowę i upadła nieprzytomna. Zamieszanie ucichło.
Pierwsze co dało się usłyszeć było niewybredne przekleństwo od strony kapłanki. Poderwała się sprawdzić puls akolitki. Zaraz po tym wygrzebała z plecaka swoją apteczkę i poczęła opatrywać jej głowę oraz pozostałe rany.
Zaklinaczka podeszła do kobiet.
Nic jej nie jest? – spytała ze słyszalnym zmartwieniem w głosie. – Nie chciałam, żeby stało się coś takiego…
Jest nieprzytomna –odparła krótko kapłanka nie przerywając czynności.
Półdrowka przyklęknęła przy opartującej akolitkę Hanah.
Dziękuję… za to, że mnie uleczyłaś chwilę po tym jak uderzyło mnie to światło… – wydusiła cicho.
Proszę bardzo. Chce ci ufać Cely. Nie zmienia to jednak faktu, że Sile źle się czuje i może tak łatwo nie pozwolić sobie na uspokojenie. Mam dlatego prośbę, jak się ona się obudzi możesz poczekać poza zasięgiem jej wzroku? Żebym mogła na spokojnie jej wszystko wytłumaczyć? - podniosła spojrzenie na czerwonowłosą.
Sama o tym myślałam… chciałam się tylko upewnić, że nic jej nie jest– zaklinaczka uśmiechnęła się smutno i podniosła się z klęczków.
Naprawdę nie chciałam, żeby wyszło, jak wyszło… – dodała i odwracając się skierowała kroki w kierunku pozostałych.
Kapłanka westchnęła.
Wierzę ci. Póki co zostaw mnie wraz Silą. Zajmę się nią.
Kiedy rozmowa z Mukale została zainicjowana, Hanah grzecznie przeprosiła i powiedziała, że woli w niej nie uczestniczyć teraz. Kiedy tamci się zebrali dalej dyskutować kapłanka rozłożyła posłanie na którym położyła Silę i usiadła obok niej. W takich chwilach jedyne co pomagało to modlitwa i to też kapłanka poczyniła. Słowa skierowane do Ilmatera przyniosły ulgę. Nim zdążyła kontynuować usłyszała i poczuła czyjąś obecność obok siebie. Otwierając oczy zobaczyła Astine.
Co ciebie trapi łowczyni?
Co z nią? – Astine zapytała spoglądając na leżącą dziewczynę. U swojego boku miała wilczycę, która przysiadła i opierała się o jej nogę. – Wyjdzie z tego? – Wyraz jej twarzy zdradzał troskę, kiedy dostrzegła zabandażowaną głowę.
Ciało da rade uleczyć, ale o jej ducha się bardziej martwię. Nie zdążyłam z nią porozmawiać… powinnam od razu do niej pójść. – Hanah obwiniała się, że mogła spróbować wcześniej pomóc dziewczynie. Skąd jednak mogła wiedzieć co się stanie?
Łowczyni skinęła głową, lekko przygryzła wargę.
Chyba… wiem jak się czujesz… kiedy wiesz, że musisz coś zrobić… ale jesteś bezsilna. – Popatrzyła w kierunku Luny i podrapała ją po głowie. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech, lecz niemal w tej samej chwili zmienił się w wyraz smutku.
Miejmy więc nadzieję i pokładajmy ufność w plany niebios. Wierzę, że uda się jeszcze porozmawiać z Sile i wytłumaczyć sytuacje. Przede wszystkim chce zaufać Cely. Dać jej szansę… ale mam wrażenie, że nie to cię dokładnie trapi. - Hanah spojrzała swoimi niebieskimi oczyma na łowczynię. – Jesteśmy tu dla ciebie. Poradzimy sobie, uda się.
Dziewczyna chciała już coś powiedzieć, ale przygryzła wargę. Odwróciła wzrok.
Chodzi o tę wizje prawda? – kapłanka uśmiechnęła się zachęcająco.
Rozległo się ciche westchnięcie.
N-n… też – przyznała ostatecznie po chwili milczenia. – I o wizję… i… o wszystko tutaj…
Alez nie jesteśmy bezradni! Może posmakowaliśmy ucieczki przed przeciwnikiem, ale mamy jak się bronić. Wierzę, że znajdziemy twoich rodziców oraz, że dowiemy się co tutaj się tak naprawdę stało. Na pewno będzie nam łatwiej jak podzielisz się z nami tym co widziałaś.
Dziewczyna zwróciła oczy ku sklepieniu. Westchnęła ciężko.
Chyba najwyższa pora – rzekła spoglądając na zamieszanie rodzące się w obok nich.
Kapłanka również powiodła spojrzeniem za Astine i westchnęła równie ciężko co ona sama.
Ilmaterze… – jęknęła cicho.

 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172