lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D 5/Zapomniane Krainy] Szlachetny Gniew: Karmazynowy Szlak [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18407-d-and-d-5-zapomniane-krainy-szlachetny-gniew-karmazynowy-szlak-18-a.html)

Kerm 07-03-2020 16:11

Weszli jedynie kawałek w głąb jaskini, ale gdy zimno przestało im aż tak bardzo dokuczać Ivor zatrzymał się.
Tu nas zima nie dosięgnie – powiedział. – Może mamy do czynienia z ciepłymi źródłami?
Nie czekając na odpowiedź sięgnął do kieszeni i wyciągnął znaleziony przy nieboszczyku amulet.
Ma w sobie magię – stwierdził. – Oceniając po wyglądzie... to jakiś amulet ochrony. Co sądzicie?
Druid trochę ociężale wziął go w dłonie i począł oglądać krytycznie.
U wojów ze… Ze Skraja widziałem takie… Mo * khy* ły do nich jakieś odprawiali, chyba do wojny boga czy kogoś. O *khy* em… uh… ochronę i ciosy dobre prosili. – rzekł po chwili, a zmęczenie po raz kolejny dawało mu się we znaki.
- Możliwe, że ktoś rzucił na amulet zaklęcia ochronne - zastanowił się Xhapion, po czym skorzystał z jednego ze swych zaklęć. Czar ujawnił zaś, że amulet rzeczywiście emanował delikatną magiczną aurą, która składała się z mieszaniny energii charakterystycznych dla magii odrzucania oraz poznania.


Ślady krwi dobitnie świadczyły o tym, że w jaskini nie jest bezpiecznie. Ale na zewnątrz było jeszcze bardziej niebezpiecznie i przebywanie tam musiało się skończyć zamienieniem w bryłę lodu, a taka perspektywa zdecydowanie Ivorowi nie przypadła do gustu. Lepiej było zaryzykować spotkanie z niewiadomym.
Bardzo możliwe, że mieszkaniec jaskini nie lubi gości – powiedział. – Ale chyba nie mamy wyboru.[/i]
- Myślisz, że jak bardzo los nam sprzyja, żebyśmy uniknęli spotkania z trollową wdową? - ośmielił się zażartować Xapion, ale czuł że cokolwiek tutaj spotkają lepiej będzie dla wszystkich, gdyby było rozumne na tyle, żeby uniknąć walki.
- Gdyby pan troll mieszkał w takim pałacu, to by się z niego nie ruszał. - Ivor lekko się uśmiechnął. - Chyba że miał żonę sekutnicę - dodał, mając nadzieję, że mieszkańcy jaskini nie będą wrogo nastawieni.


Ivor z pewnym zaskoczeniem wpatrywał się w smokopodobne stworzenie, które raczej do smoków się nie zaliczało.
Widzieliście kiedyś... – ugryzł się w język i nie użył słowa "coś", które mogło stanowić obrazę dla inteligentnego stworzenia – podobną istotę? – spytał cicho towarzyszy.
Oczy druida niebezpiecznie się zwęziły.
Znam to… ścierwo.
Od złej strony...? - spytał zaniepokojony Ivor.
A czym jest co sprzecznego naturze? – odrzekł mu starzec, a następnie wbił wzrok w oczy gada i kontynuował. – Miejscowi jak bożka jakiego go traktowali, ofiary na drzewach wieszali. Ucennica zdrajca nie mogła przegnać go… Ale chyba kto dał mu za swoje....
Druid uśmiechnął się paskudnie, a ręka zacisnęła się mocniej na kosturze. Oczy gada również się zwęziły napiął się jeszcze bardziej.
Pod tym względem druid miał rację, jako że mieszkaniec jaskini wyglądał jak pomieszanie z poplątaniem różnych różności, zdecydowanie wyglądających na wybryk natury. Tak przynajmniej widział to Ivor.
Niezależnie od wszystkiego, lepiej nie prowokować konfliktów – syknął czarodziej cofając swojego chowańca z dala od zagrożenia.
Czy ofiary z istot rozumnych również mu składano? – spytał zaklinacz.
Nie wiem, a co to zmienia? Pozbądźmy się go!
Ivor spode łba spojrzał najpierw na druida, potem na mieszkańca jaskini.
Może lepiej dojdźmy z nim do porozumienia? – zaproponował
W obecnym stanie i tak niewiele moglibyśmy zrobić – dodał Xhapion. – Poza tym nie podoba mi się zabijanie co popadnie – dopóki jeszcze można to jakoś wykorzystać, dodał już w myślach.
A co gadać z nim umiesz? – Druid odrzekł Ivorowi, po czym zwrócił się do Xhapiona. – Ja siły mam! A okazji takij nie przepuszczę! – Naciskał dalej druid jednoznacznie zawzięty w swym postanowieniu.
Ivor nie odpowiedział druidowi, natomiast zwrócił się do mieszkańca jaskini.
Witaj – powiedział w smoczym, skinąwszy na powitanie głową. W końcu nie mieli do czynienia z byle jaszczurką, tylko z wielkim, na dodatek mówiącym gadem. – Omal nie zamarzliśmy. Możemy sobie pomóc. My się ogrzejemy, a w rewanżu pomożemy tobie opatrzyć rany. Nasz druid – spojrzał na wymienionego – zna się na tym.
Xhapion obserwował próby porozumienia się ze stworzeniem. W najgorszym wypadku mógł zaproponować skorzystanie z eliksiru leczącego, ale wyłącznie w wypadku gdyby nie stworzyło to zagrożenia dla nich.

Noraku 11-03-2020 11:33

zerwone oczy z wolna przeniosły się na Ivora, gdy ten mówił, lecz gdy wspomniał o druidzie znów skupiły się na tymże.
Nie pomoże. Pragnienie starca. Zabić Tassadunuara. Nie pomoże. Tassadunuar pomoże. Przeprowadzi przez góry. Bez starca. Śmierdzi wilkiem. Bez niego. – Odrzekł zaklinaczowi, a jego postawa dalej pozostawała napięta, gotowa do skoku.
Druid zniesmaczony przysłuchiwał się wymiany zdań w smoczej mowie.
I co rześ mu gadał?
Zaproponowałem mu współpracę – odparł Ivor, który miał wrażenie, że smokowaty mówi prawdę. – Nie wierzy tobie, ale powiedział, że jeśli się rozdzielimy, to pomoże nam przejść przez góry.
Nie możemy kazać mu iść na mróz i śnieg - zwrócił się ponownie do Tassadunuara – bo to by oznaczało dla niego śmierć. A on nam parę razy ocalił życie – dodał, po czym powtórzył to samo we wspólnym, na użytek swoich towarzyszy.
Druid spojrzał na Ivora z niedowierzaniem.
Myślenie wiatr ci wywioł? Długo czaiłem śje na ścierwo to! I je wreszcie mam!
- Oszalałeś? - syknął z cicha Xhapion. - Nie jesteśmy w stanie walczyć z tym stworzeniem.
Ja jestem! – odsyknął mu z pełnym przekonaniem.
Mamy na głowie ważniejsze sprawy, niż wasze niesnaski – powiedział Ivor, z ponurą miną spoglądając na druida. – Mamy do uratowanie wiele istot, a może i nawet świat. Potem możecie się pozabijać, ale nie teraz. Wybij to sobie z głowy.
Druid ni to prychnął i to burknął przypatrując się Ivorowi przez chwilę.
Niech bedzie to twojemu – rzekł niezbyt tym uradowany, rzucił znaczące spojrzenie smokowatemu, po czym odszedł ku wejściu do groty i zatrzymał się dopiero przy kozicy.
Tymczasem czaromioci mogli zauważyć, jak napięta sylwetka gada lekko się rozluźnia.
Jak na razie problem jest rozwiązany – powiedział zaklinacz, kierując te słowa do gada. – Możemy zatem porozmawiać o wzajemnej pomocy. Jak widzę, ktoś cię bardzo nie lubi. I nie mówię i naszym towarzyszu, druidzie.
Obcy z południa. Była walka. Obcy zabijali. Ginęli mieszkańcy. Osada atakowana. Ja chronię. Kilku powaliłem. Mała iskra. Rzucała ogniem. Wszędzie ogień. Rany i ból. Zawiodłem.
Xhapion spojrzał wymownie na Ivora.
Czy ta grupa miała jakieś symbole, którymi się posługiwali? – dopytał jaszczura w jego języku.
Nie wiem – Gad odrzekł po chwili.
- Czy zostało coś z tych, których powaliłeś? - spytał Ivor. - Może z tych resztek byśmy mogli coś wywnioskować?
W wiosce. Może. Nie. Tutaj. – Głos Tasadunuara robił się słabszy. – Rany. Palą. Ból.
- Mam miksturę leczenia - powiedział Ivor, wyciągając fiolkę i postępując krok naprzód. - Czy zanurzenie w wodzie nie łagodzi bólu? - spytał.
- Chyba że są to rany magiczne - zastanowił się Xhapion. - Wtedy nie jestem pewien czy sama mikstura by wystarczyła.
- Mam jeszcze trochę mocy w dłoniach - przypomniał bardziej sobie, niż Xapionowi, Ivor. - Jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy.
Podszedł do gada, chcąc wypróbować wszystkie dostępne możliwości. Ten w pierwszym odruchu cofnął się, lecz ostatecznie pozwolił mężczyźnie się zbliżyć. Dłoń Ivora zetknęła się z ciemnymi łuskami i przez rękę zaklinacza przepłynęła świetlista energia. Na styku ciał zajaśniało złote światło, które jednak szybko zgasło. Przyglądając się smokowatemu dostrzegli, że część odsłoniętej skóry straciła na intensywnej czerwonej barwie, a co większe bąble zniknęły, lecz nic ponad to.
Dalej boli. Dziękuję.
- Mam jeszcze miksturę... - zaproponował zaklinacz, a następnie podał mu eliksir. Płyn rozlał się po paszczy gada. Po chwili przeszedł go dreszcz i kolejne, tym razem o wiele większe fragmenty poparzonego ciała zostały zaleczone. Do pełnej sprawności smokowatemu było zdecydowanie daleko, lecz w chwili obecnej prezentował się już całkiem dobrze. Podniósł się z wody i przeciągnął czemu towarzyszyły grymasy bólu. Dopiero teraz mogli sobie lepiej uświadomić jego rozmiary, mierzył on bowiem dobrych kilka metrów.
Dziękuję. Jestem dłużnikiem. Kim jesteście? Dokąd wędrujecie?
- Zagubionymi i przemarzniętymi wędrowcami - wtrącił się Xhapion, jak gdyby nagle wyrwał się z letargu. - Mnie zwą Ezechiel a to mój towarzysz Darvan. Wędrowaliśmy do najbliższego miasta w celach naukowych.
W międzyczasie wydał polecenie swojemu chowańcowi, żeby wrócił. Nikt nie zauważył, kiedy mały śnieżnobiały lis zniknął pomiędzy skałami. Dzięki połączeniu czarodziej zdobył przynajmniej jako taki obraz pieczary. Nie wiadomo było jedynie co znajduje się w tunelu prowadzącym w głąb góry. Znalazł jednak legowisko gada pełne nazbieranych łupów wątpliwej wartości. Bardziej interesowały go zielone kryształy na dnie zbiornika, w którym znajdował się ich obecny rozmówca. Czyżby to dlatego właśnie tam go znaleźli?
- Czy są jacyś inni ranni tej potyczki? Nikt więcej nie potrzebuje pomocy?

Wielu – odpowiedział z wyraźnym żalem. – Wielu rannych. Wielu zabitych. Tamtych tylko grupa. Nie duża. Pomocy potrzeba. Słaby jestem. NIe zdołam. Zawiodłem.
Gad spuścił łeb. Kiedy go podnosił by znów spojrzeć na swych gości zatrzymał się przez chwilę na ich dłoniach.
Dziwne rany. Kryształy w rękach.
Ivor/Darvan skinął głową.
- Natrafiliśmy jakiś czas temu na pewien bardzo stary artefakt - powiedział. - Przeżyliśmy spotkanie, ale... hmmm... obdarowano nas takim darem. - Uniósł dłoń, by pokazać gadowi klejnot wrośnięty w dłoń. - Czy widziałeś kiedyś coś takiego? - spytał.
Smokowaty zbliżył głowę, obejrzał i obwąchał wystawioną rękę.
- Nie. To żyje. Czuję to. - Zamyślił się na chwilę. - Powód wędrówki?
- Żyje, a przynajmniej rośnie - stwierdził zaklinacz. - Chcemy powstrzymać grupę głupców - postanowił być szczery - którzy przez masowe morderstwa chcą zwrócić uwagę bogów. Nasz towarzysz - skinął głową w stronę druida - zna kogoś, kto mógłby nam pomóc.
Gad skinął głową.
- Moje góry. Znam zakamarki. Znam ścieżki. Kogo szukacie? Pomogę. Wedle słowa.
Ivor spojrzał na druida.
- Kim dokładnie jest ten twój znajomy? - spytał. - Siggard?
Starzec obdarzył go niezbyt przychylnym, zmęczonym spojrzeniem.
- Sprzecznym naturze stworem! OT kim! W starej warowni mieszka! *Tfu*
Smokowaty przysłuchiwał się słowom druida, po czym wpatrywał się w dwóch magów wyczekująco.
Xhapion westchnął i pokręcił głową. Jak to ludzka zawiść potrafi oślepiać.
- Szukamy tego, który mieszka obecnie w starej warowni - powiedział.
- My o nim nic nie wiemy - dodał Ivor. - Nawet nie wiemy, gdzie jest ta stara warownia - przyznał.
Gad wysłuchawszy tych słów przez dłuższą chwilę przyglądał się druidowi. Kiedy ten to zauważył odpowiedział mu nieprzyjemnym spojrzeniem.
Znam warownię. Znam ruiny. Znam mieszkańca. Przyjaciel mój. Stary smok. Srebrne łuski. Wielka wiedza. Pomoże wam. – rzekł powracając uwagą do Ivora i Xhapiona.
- Czy w takim razie pomożesz nam się tam dostać? - spytał Ivor, chociaż nie był całkiem pewien, czy chce się spotkać z kolejnym smokiem. - Chyba że chcesz byśmy najpierw spróbowali pomóc twoim... podopiecznym...
Wdzięczny byłbym. Moja odpowiedzialność. Moja słabość. Siły niepewny. Swojej siły. Waszej siły. Rezultat niepewny. Kolejna walka. Więcej ofiar. Może mniej. Kolejne pewne. Wasz konflikt. Ważny konflikt. Zaprowadzę. Pomoc za pomoc. Wy pomogliście. Ja... – Smokowaty zamilkł. Uniósł głowę nasłuchując. Wtem jego ciało zwinęło się i pomknął w kierunku wejścia do pieczary, gdzie czuwał druid. Starzec widząc nadciągającego smokowatego pochylił się jakby chciał na niego skoczyć. Wtem gad jednym susem przeskoczył go i wpadł do korytarza. Czaromioci ruszyli za nim. Kiedy dobiegli do korytarza dosłyszeli najpierw trzepot skrzydeł, a potem przeciągły syk. Gdy ten ucichł ostrożnie, niepewnie postąpili za smokowatym. Znaleźli go u wylotu jaskini, gdzie pochylał się nad czymś co wyglądało jak sokół lub inny drapieżny ptak, lecz było w nim coś jeszcze, coś niezwykłego. Mianowicie niektóre z jego piór miały odcień pomarańczu, żółci lub czerwieni, a spod upierzenia dobiegał bardzo delikatny blask niby żaru węgli. Czarne oko zwierzęcia poruszało się niespokojnie, lecz reszta jego ciała była całkowicie nieruchoma. Wyglądał przy tym jakby zamarł w locie.
Śmierdzi iskrą. Woń ognia – rzekł smokowaty, gdy nadeszli i zobaczyli jego zdobycz.
- Co to jest za dziwaczny stwór? - Ivor z niedowierzaniem przyglądał się niby-ptakowi. - Zapewne czyjeś oko i ucho - dodał. - Skręćmy mu kark i po sprawie - zaproponował.
- Ewidentnie to stworzenie nie należy do miejscowej fauny - potwierdził swoim “fachowym okiem” czarodziej. Zwrócił się do jaszczura. - Czy wyczuwasz tę samą woń co od tych, którzy cię zaatakowali?
Tak.
Usłyszawszy tę odpowiedź czaromioci raz jeszcze przyjrzeli się stworzeniu i zauważyli, że jego oko uspokoiło się. Wcześniej rozbiegane teraz wpatrywało się bezpośrednio w nich.
Ivor zrobił miły wyraz twarzy, pomachał... a potem walnął stwora kosturem w łeb.

Rozległ się trzask łamanej kości i oczy magicznego zwierzęcia zaszły mgłą. Bijący od niego blask zgasł, a wkrótce potem cały począł zmieniać się w niewielka chmurkę dymu, której towarzyszyła woń spalenizny. Szary obłok rozwiał się od jednego uderzenia mroźnego wiatru.
Smokowaty obserwował całą scenę uważnie, po czym wytknął głowę na zewnątrz. Rogi i pysk omiatał wicher, a gdzieniegdzie osadzały się drobinki śniegu.
- Długa burza. Wiele godzin. Odpoczynek potrzebny. - rzekł, gdy powrócił do nich przez cały czas mierząc ich wzrokiem, a także spoglądając z rezerwą na druida, który nastroszony obserwował kawałek dalej.
- Muszę się z tym zgodzić, Tasadunuarze - powiedział Ivor. - Muszę przyznać, że jesteśmy zmęczeni i wędrówką przez śniegi i zamieć, i walką z trollem. Odpoczynek dobrze zrobi nam wszystkim. - Podobnie jak smok spojrzał na druida, po czym spojrzał na tego ostatniego. - Czy mamy czuwać przez całą noc, czy też zachowasz się rozsądnie i potraktujesz Tasadunuara jako sojusznika w walce z dużo większym złem?
Druid skrzyżował spojrzenie z Ivorem, po czym przeniósł je na gada.
- Będzie po waszemu - rzekł wreszcie niechętnie. Xhapion spojrzał na niego mrużąc oczy.
Zaklinacz odetchnął z ulgą.
- Gdzie najlepiej urządzić mały obóz? - spytał w smoczym, spoglądając na gada. - Ewentualnie rozpalić ognisko... Musimy coś zjeść - dodał, a po chwili powtórzył ostatnie zdanie we wspólnym, kierując te słowa do druida.
Ciepła woda. Kojąca wody. Odpędza zmęczenie. Małe jaskinie. Dobre legowiska – odparł smokowaty.
Zrobię co. ALE nie dla TEGO – zgodził się starzec rzucając na odchodne gadowi kolejne spojrzenie. Ten zaś obserwował jego odejście z większym niż wcześniej zainteresowaniem, jakby coś przykuło jego uwagę.
- O co chodzi? - spytał, w smoczym, Ivor.
Głód... – odpowiedział tamten, a dwaj magowie podążyli za jego spojrzeniem, który skupiony był na kozicy.
- Nawet o tym nie myśl! - powiedział Ivor ostrzegawczym tonem.
Smokowaty skinął mu głową.
Gość. Gość bezpieczny. Nie jedzenie.
Następnie ruszył ku wnętrzu groty zostawiając magów samych.
- Obawiam się, że nasz towarzysz może nie zapomnieć dawnych uraz - zwrócił się Xhapion półgębkiem do Ivora. - Masz jakiś sposób, żeby ograniczyć jego zapędy? Gdybym odzyy skał część sił to mógłbym go uśpić gdyby coś się działo ale nie na długo.
Ivor przez moment wpatrywał się w kompana.
- Możesz mieć rację... - powiedział. - Będziemy musieli go pilnować i tyle. Co, oczywiście, utrudni nam życie, ale jak mus, to mus...
On sam, jak na razie, nie zamierzał iść spać. Zamienił jeszcze kilka słów zTassadunuarem, a że ten nie miał nic przeciwko temu, Ivor wybrał się na zwiedzanie jaskini.

Zormar 14-03-2020 16:05

Rozdzielili się. Ivor wedle swego postanowienia wyruszył na zwiedzanie jaskini, podczas gdy jego towarzysze zajęli się rozkładaniem małego obozu oraz przygotowywaniem ciepłego posiłku. Odchodząc widział jak druid ściągał z grzbietu kozicy niewielki kociołek, a Xhapion jednym machnięciem ręki rozpalił ognisko z drew, które im pozostały. Zapłonął pomarańczowy płomień, którego widok dodawał otuchy po chwilach spędzonych na mrozie oraz zdawał się zwiastować nadzieję. Wizyta dziwnego ptasiego gościa była zdecydowanie niepokojąca, a dmący wicher można było usłyszeć tutaj na dole.

Zaklinacz postanowił zacząć od dalej wysuniętych odnóg i wnęk, dzięki czemu nie musiałby potem nadkładać drogi oraz tracić cennego czasu na odpoczynek. Wilgotne, ciepłe powietrze wyciągało zagnieżdżony w ciele chłód, lecz nie pomagało na zmęczenie. Członki jego były ciężkie i niekiedy nie do końca chciały współpracować podczas chodzenia po śliskich skałach. Tak czy inaczej brnął dalej, a rozświetlony prostym czarem kamyk służył mu za latarnię. W świetle korytarze groty połyskiwały refleksami. Większość ze ścieżek prowadziła do małych oczek wodnych z ciepłą wodą lub skupiskami porostów i grzybów wspólnie składających się na małe, specyficzne ogrody. Atmosfera w ich pobliżu robiła się ciężka od wszędobylskich zarodników oraz specyficznych ostrych zapachów. Niektóre z grzybów udało się Ivorowi rozpoznać jako jadalne gatunki, a w zakamarkach pamięci odnalazł wspomnienie, w którym napotkany kiedyś medyk opowiadał mu o leczniczych właściwościach jaskiniowych porostów. Ostatecznie zdecydował się zebrać odrobinę jednych i drugich, by dopytać pozostałych czy rzeczywiście miał rację.

Kontynuując swą wędrówkę po zakamarkach jaskini nie natrafił na nic szczególnie ciekawego nie licząc paru fantazyjnych formacji skalnych oraz bardzo starych znaków niegdysiejszej bytności jakiegoś zwierzęcia, być może niedźwiedzia. W pewnym momencie jego uwagę przyciągnęła szczelina między skałami. Wokół jej krawędzi zgromadził się żółtawy osad, któremu zdecydował się przyjrzeć. Wyczuł siarkę i parę innych wulkanicznych zapachów, kiedy to usłyszał syk i wyziew uderzył go prosto w twarz. Kaszląc i dusząc się czuł jak jego płuca zaczęły palić, a oczy łzawić. Obijając się o ściany jaskini próbował wrócić do reszty, lecz czuł, że opada z sił. Nim dane mu było zrobić jeszcze parę kroków ogarnęła go ciemność.



Jakiś czas później, kiedy Xhapion wraz z druidem kończyli rozbijać obóz pojawił się przy nich Tassadunuar. Prędko zorientowali się, że coś jest nie tak, kiedy znaleźli u jego stóp nieprzytomnego Ivora. Druid chciał już się na niego rzucić, lecz Xhapion powstrzymał go.
Leżał w jaskini. Zatruty wyziewem. – Słowa gada doleciały do uszu czarodzieja, a następnie smokowaty wycofał się do swego leża. Oni natomiast czym prędzej zajęli się swym kompanem i dzięki szybkiej interwencji druidycznej magii Ivor został postawiony na nogi, chociaż dalej czuł się nie do końca zdrowo, a palące uczucie w gardle towarzyszyć mu miało jeszcze przez długie godziny.



Posiliwszy się ciepłą strawą czaromioci postanowili skorzystać z dobrodziejstw groty i zakosztować gorących źródeł. Xhapion prewencyjnie oddelegował na ten czas swego lisa do pilnowania druida, co ten bezzwłocznie uczynił przekazując swemu panu co jakiś czas telepatyczne raporty. Z tych natomiast wynikało, że druid wykorzystał swoje zioła oraz znalezione przez Ivora grzyby by opatrzyć rany swoje, a przede wszystkim kozicy, która przez cały ten czas była poddenerwowana. Druid co jakiś czas zerkał na białe zwierzątko jakby sprawdzając czy nadal z nim jest. Potwierdziwszy swe przypuszczenia wracał do pracy.

Woda, w której się zanurzyli była ciepła i kojąca. W mgnieniu oka wypędziła z ciał nieprzyjemny chłód, a dręczące ich zmęczenie poczęło dosłownie znikać. Od bardzo dawna nie czuli takiej ulgi, lecz wrośnięte w ich dłonie kryształy dalej pozostawały utrapieniem. Mając znów chwilę, by się im na spokojnie przyjrzeć dostrzegli, że ich rozrost postępował i małe kryształki poczęły już wspinać się po przedramieniu. Wprawdzie nie zabrnęły nawet do jednej czwartej jego długości, lecz już teraz mogli znaleźć zalążki następnych.

W pewnym momencie Xhapiona tknęła myśl by sprawdzić jeziorko w kwestii obecności magii. Wykorzystał inkantację, splótł moc, a jego oczy wypełnił blask. Wtem począł dostrzegać magiczne aury wokół siebie, a dokładniej jedną, którą emanowała woda. Centrum tej mocy zdawało się znajdować w głębinach zbiornika, co tylko podsyciło jego ciekawość i chęć zbadania dna. Powstrzymał się jednak świadomy, że zmęczony pewnie i tak by wiele tam nie zdziałał. Przyglądał się więc jeszcze przez chwilę aurze celem zorientowania się jakiego rodzaju magią emanowało to miejsce. Z jego obserwacji wynikało, że mają do czynienia z poświatą magii wywołań, która najpowszechniej kojarzona była z niszczycielską magią żywiołów, lecz co warte odnotowania odpowiadała ona również za wiele zaklęć o naturze leczniczej, a właśnie taki, powiązany z pozytywną energią, miało to miejsce.

Kiedy zakończyli kąpiel i nadeszła wreszcie pora na zaznanie odrobiny snu zdali sobie sprawę, że czują się o wiele lepiej, aniżeli jeszcze chwilę temu. Wiązało się to oczywiście z ciepłem i wypędzeniem zimna, lecz było w tym coś jeszcze, jakby zostali napełnieni świeżą porcją witalności. Sen jedynie to potwierdził, bowiem każdemu z nich wystarczyło zaledwie parę godzin by w pełni odzyskać siły, tak te fizyczne jak i umysłowe oraz magiczne. Zaintrygowani takim obrotem sprawy zdecydowali się zbadać sprawę, ponieważ skrócony odpoczynek sprawił, że mieli do swojej dyspozycji trochę wolnego czasu.

Wróciwszy do wody Ivor zaklęciem rozświetlił jeden z patyków, który zabrał z drewna na opał i wówczas oboje zanurkowali. Wprawdzie nie byli urodzonymi pływakami, lecz ostatecznie udało im się dotrzeć do dna, które było pełne świecących delikatnym blaskiem zielonych kryształów. Pośród nich nie dostrzegli najmniejszych oznak obecności roślin, lecz miast nich było coś innego. Dwa bardzo stare szkielety spoczywające obok siebie, skąpane w zielonej aurze. Jeżeli kiedyś cokolwiek przy sobie miały dziś już nic z tego się nie ostało. Lekko rozczarowani skupili się więc na swoim głównym obiekcie zainteresowań i korzystając z własnej siły oraz znaleźnego kamienia ukruszyli dwa kawałki kryształu. Kiedy to czynili Xhapion przystanął na dnie by zaprzeć się o nie i wówczas poczuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. Jego stopa zahaczyła o coś, a ten odruchowo szarpnął nią. Kiedy zbliżył się do niego Ivor ze światłem rozpędzili powstały w wodzie obłok i zobaczyli, że pod osadem był kolejny szkielet, jeszcze starszy niż poprzednie. I o dziwo ten miał przy sobie parę rzeczy. Były nimi miecz, wisior oraz coś co wyglądało na latarnię. Wszystko nietknięte zębem czasu. Wiedząc, że kończy im się powietrze złapali za przedmioty i ruszyli ku powierzchni. Niestety te spowalniały ich i powoli czuli, że zaczynają się topić. Z całych sił poczęli płynąć ku górze, aż w towarzystwie kaszlu nie zaznali smaku powietrza.

Dłuższą chwilę zajęło im dojście do siebie. Powietrze stało się ważniejsze od wszystkiego innego. Zamieszanie zwabiło nawet smokowatego, który z drugiej strony jeziorka obserwował ich poczynania. Wyglądał zdrowiej i silniej niż wcześniej, lecz większość ran wciąż pozostawała nie do końca zagojona. Czaromioci kiedy tylko poczuli się na siłach zabrali się za oglądanie tego co znaleźli. W pierwszej kolejności Xhapion odprawił krótki rytuał, który jak wcześniej ze źródłem dał mu wgląd w to czy te posiadają magiczną naturę i tak było w rzeczywistości. Zarówno wszystkie przedmioty jak i kryształy wykazywały nasączenie magią z czego to miecz emanował najsilniej i dlatego to właśnie nim postanowili zająć się w pierwszej kolejności. Klinga była długa, jelec lekko zakrzywiony ku ostrzu, które posiadało zgrubienie w swej dolnej części pokryte drobnymi runami. Aura, którą emanował w zdecydowanej mierze wskazywała na magią transmutacji. Im dłużej mu się przyglądali tym jaśniejsze się dla nich stawało, że woda, która powinna z niego skapywać jakimś sposobem trzyma się głowni.

Druga w kolejności była latarnia, której uchwyt do trzymania był stworzony na podobieństwo szkieletowej ręki zaciśniętej wokół pierścienia, zaś całą konstrukcję wykonano z ciemnego metalu. Całość rozszerzała się ku górze, a otwory po bokach przypominały okna z niektórych rodzajów świątyń. Do tego wszystkiego u dołu każdej ze ścianek wyobrażano małą czaszkę. Co intrygujące wewnątrz nie znajdowało się żadne naczynie na oliwę lub miejsce na ułożenie świecy, a jedynie mała wklęsła wnęka. Z kolei aura samego przedmiotu była dla Xhapiona bardzo znajoma, bowiem reprezentowała ona magię nekromancji.

Następnie zabrali się za prosty amulet, którego centralną część stanowił owalny, krwistoczerwony kamień. Tak samo jak miecz emanował on aurą transmutacji oraz również wykazywał potencjał na powiązanie z właścicielem. Na koniec zostawili sobie zielone kryształy z dna jeziorka z aurą wywołań. Światło, którym lśniły było kojące, a sama bliskość kamieni zdawała się odpędzać zmęczenie oraz ból.

Kolejne długie chwile spędzili na wymienianiu się uwagami, spostrzeżeniami oraz wiedzą celem ustalenia możliwych właściwości każdej z tych rzeczy. Podczas ekspertyzy okazało się, że runy i zdobienia na ostrzu miecza nawiązywały do wody oraz kształtowania tejże. Latarnia z kolei rozświetliła się chłodnawym, niebieskawym światłem, kiedy Ivor ostrożnie uniósł ją i skupił się na blasku, ogniu, jasności i tym podobnych rzeczach. Xhapion z kolei odkrył, że na dnie wewnętrznego wgłębiania znajdowały się resztki obicia jakby wkładano tam coś twardego oraz parę bardzo starych plam jakby od grzyba lub czegoś podobnego.

Kiedy skończyli swe intelektualne zmagania ze znaleziskami odpoczęli jeszcze chwilę, dojedli resztę strawy podgrzewając ją odrobiną magii i wówczas pojawił się obok nich Tassadunuar. Popatrzył z zaciekawieniem na znaleziska, szczególnie jego uwagę zwrócił wisior oraz dwa kawałki zielonych kryształów. Niemniej koniec końców skierował swój wzrok na ich dwójkę i rzekł:
Burza odeszła. Słońce świeci. Czas ruszać. Gotowi?
Druid zaś siedział na kamieniu nieopodal ze skwaszoną miną przyglądając się całej scenie.



Kerm 19-03-2020 21:02

Myszkowanie w zakamarkach jaskini nie skończyło się dla Ivora zbyt dobrze. Na szczęście Tassadunuar wybawił go z tarapatów, a zaklinacz - chociaż był mu wdzięczny - uważał, że gad mógłby go wczesniej uprzedzić o czających się tu i ówdzie niebezpieczeństwach.
No ale najważniejsze było to, ze udało mu się przeżyć, a ból gardła musiał prędzej czy później minąć.
Zdecydowanie większe korzyści przyniosło nurkowanie w jeziorku, którego wody miały cudowne wprost właściwości, szczególnie dla kogoś zmęczonego, bowiem siły udało się odzyskać szybciej, niż normalnie. Znacznie szybciej.
Ale to nie było jedyne odkrycie, bowiem znalezione na dnie przedmioty były bardzo ciekawe.
Szkoda tylko, że nie występowały parami...

- Może weźmiesz miecz i wisior żołnierza? - Ivor spojrzał na Xapiona, który nie miał żadnej porządnej broni. - Ja wezmę amulet i lampę. No i po kawałku kryształu.
Przeniósł wzrok z kompana na Tassadunuara.
- Wiesz coś o tych przedmiotach? - spytał. - Skąd się tu wzięły i jakie mają właściwości.
Zapytany o to czy nie wie czegoś o znalezionych przed nich przedmiotach smokowaty przyjrzał się im, obwąchał, w końcu zaś przemówił:
Kryształy znane. Odpędzające zmęczenie. Rzeczy stare. Robota ludzi. Pachnące magią. To. – Pazurem wskazał latarnię. – Śmierdzące śmiercią. Nie wiem. Srebrny tak. Stary. Duża wiedza.

Tyle mniej więcej i oni wiedzieli. Ale jeśli srebrny smok powie więcej, to tym bardziej warto było tam iść.

- No to możemy ruszać - powiedział.

Noraku 20-03-2020 23:57

hapion wdzięczny był za lecznice właściwości wody odkrytej w jaskini. Czuł jak zmęczenie, rany oraz odmrożenia z ostatnich kilku dni spływają po nim wraz z kapiącymi kroplami. Nie mógł jednak zapominać o panującym napięciu pomiędzy ich starym towarzyszem a łuskowatym gospodarzem. Nevermore nadawał się do tego idealnie, chociaż biorąc pod uwagę jego obecną naturę rozważał zmianę jego imienia na Aslan. Trochę pompatyczne jak na tak małą istotkę, ale czarodziej nigdy nie należał do fałszywie skromnych.
Mając jedną rzecz z głowy mógł się podzielić z Ivorem swoimi przemyśleniami odnośnie ścigającej ich grupy pod przewodnictwem ognistej gnomki. Najwyraźniej pomimo sytuacji nie rezygnowali ze swojej krucjaty przeciwko złym istotą, co zapewne spowodowało ich atak na smoka. Ewentualnie zapragnęli posiąść coś co posiadał. Doszło między nimi do walki. Ze słów Tassadunuara wynikało, że jacyś jego ludzie, albo jak określiłby to druid, podwładni zostali ranni. Warto by się zastanowić nad kolejnym sojuszem. Prawdziwym pytaniem pozostawało jednak wciąż, co dalej. Nawet wziąwszy pod uwagę, że uda się im pozbawić wrośniętych w dłonie kryształów, to cały czas znajdowali się na celowniku. Xhapionowi nie uśmiechało się uciekać do końca życia. Będą musieli znaleźć siłę, która dorówna temu dziwnemu bractwu. Czarodzieja zastanawiało czy Ivor znał może kogoś, kto by w tym dopomógł.


Kiedy po spokojnym śnie ciała ich nabrały dawnego wigoru, a czarodziej odkrył odrobinę magicznych właściwości jeziorka, mogli pozwolić sobie na odkrywczą podwodną eskapadę. Celem były co prawda zielone kryształy, znajdujące się na dnie, ale przy okazji odkryli również kilka innych ciekawych artefaktów. Naturalnie Xhapiona ciągnęło w stronę lampy, ale nie chciał zbytnio dać tego po sobie poznać.
- Nie jestem pasjonatem broni. Uważam ją za coś w postaci zła koniecznego, ale w obecnej sytuacji faktycznie przydać się może coś do obrony - odparł i przyjrzał się dokładnie ostrzu. - Niesamowite.
Po zwinięciu obozu byli gotowi dalej ruszać w drogę, tym razem w towarzystwie smoka. Aby podróż odbyła się bez przeszkód potrzebowali jednak rozwiązać jeszcze jedną kwestie. Przed wyruszeniem Xhapion zabrał druida na bok, tak żeby nie zwrócić na siebie większej uwagi.
- Druidzie - zaczął. - Wdzięczni ci jesteśmy za twoją pomoc. Ty jeden wiesz ile razy los mógłby zakończyć naszą podróż śmiercią. W obecnej jednak sytuacji potrzebujemy sojuszników i każdy kto walczy przeciw naszemu wrogowi jest właśnie nim. Nie jestem sędzią i nie mi oceniać powody, dla których reagujesz w taki sposób na Tassadunuara, ale zmuszony jestem cię prosić o zaufanie. Nie do niego ale dla nas. Jednak jeżeli nie jesteś w stanie tego zrobić, to zrozumiemy jeżeli zechcesz nas opuścić. Zawsze będziemy wdzięczni za to zrobiłeś i odpłacimy ci twoją dobroć kiedy tylko będziemy w stanie.

Zormar 26-03-2020 09:11

dciągnięty na bok druid wsłuchiwał się w przemowę Xhapiona. Początkowe zaskoczenie zmieniło się wpierw w lekkie zdenerwowanie, które potem jedynie narastało.
Zatem TAK? – rzucił wrogie spojrzenie na smokowatego, a potem zmierzył wzrokiem maga. – Myślałem, że WENCEJ rozumu macie! Po tym WSZYSTKIM! *Tfu* Myślałem żeście INNI! MONSTRUM nad CZŁEKA wybrać!
Rzekł co miał do powiedzenia, po czym dał znak kozicy i ruszył ku korytarzowi prowadzącemu do wyjścia. Wymieniając z gadem spojrzenia wszedł do niego, a niosące się dźwięki przekazały im jego słowa:
Wródźcie, a poszczuję.

Tassadunuar obserwował radzących sobie z całą tą sytuacją czaromiotów zerkając jednak co jakiś czas ku odchodzącej kozicy. Opanował się jednak i kiedy druid zniknął z zasięgu wzroku oraz słuchu przemówił ku pozostawionym samym sobie ludziom.
Ruszać czas. Góry spokojne. Łatwa podróż.
Padły słowa w smoczym narzeczu i gad zaczął kroczyć ku wyjściu. Po chwili ruszył za nim Ivor oraz Xhapion. Dogonili go u wylotu pieczary, gdzie śnieg poznaczony był śladami odchodzącego druida i jego zwierzęcej towarzyszki. Tassadunuar stał zaś wyprostowany z wyciągniętą ku zimnie na zewnątrz piersią i oczyma wpatrzonymi w błękit nieba. Mroźny wicher obmiatał jego grzywę, a także smagał rozgrzane ciepłem źródła twarze jego towarzyszy.

Ja przewodnik. Wy podążać. – przemówił do nich, po czym zwinnie omijając okoliczne skały wyskoczył na śnieg i mróz. Nie mając przed sobą innej możliwości mężczyźni podążyli jego śladem dalej w głąb rozpadliny, którą wędrowali wczoraj. Wiatr huczał nad głowami niosąc wzniecając podmuchy pełne bieli.



oże była to zasługa gorących źródeł, porządnego wypoczynku w cieple, któryś z magicznych przedmiotów, a może obecności samego Tassadunuara, że dzisiejsza podróż przebiegała szybciej, śnieg był mniej problematyczny, a skute okazjonalnym lodem fragmenty trasy mniej zdradliwe i łatwiejsze do omijania. Szli tak godzinę może dwie, po czym smokowaty zatrzymał się. Nadstawił uszu, rozejrzał raz w jedną raz w drugą stronę, a następnie przednimi łapami wspiął i oparł o krawędź jednej z bocznych ścian. Pociągnął dwukrotnie nozdrzami i skupił wzrok na jednym kierunku. Z rozwartego na chwilę pyska wydobyła się niewielka chmurka błękitnego oparu. Wreszcie jednym susem cały znalazł się na górze i popatrzył w ich stronę.
Tędy.
Chciał już ruszyć dalej, lecz dostrzegł sposób w jaki tamci na niego patrzyli. Zrozumiawszy szybko swój błąd zeskoczył obok nich i bez większych problemów pomógł im znaleźć się na górze. Wówczas szybciej niż poprzednio ruszył pomiędzy śnieżnymi kopcami i wyłaniającymi się gdzieniegdzie z nich kawałkami skał.

Zgubili go na dłuższą chwilę, lecz brak opadów oraz mimo wszystko dość wyraźne ślady pozwoliły im bez trudu go wytropić. Kiedy znów się zobaczyli gad przysiadł w jednej z na wpół rozoranych szarpaniną zasp i pośpiesznie zrywał z upolowanego zwierzęcia kolejne kawałki mięsa. Pysk oraz okoliczny śnieg skrzył się szkarłatem od świeżej krwi, a przyjrzawszy się bliżej dostrzegli, że była to górska kozica podobna do tej, która towarzyszyła ich druidowi. Początkowe przypuszczenia jednak nie potwierdziły się, bowiem ta konkretna sztuka dysponowała zdecydowanie mniejszym porożem aniżeli tamta.
Zobaczcie… za… tamtą… skałą... – rzekł do nich pomiędzy kolejnymi kłapnięciami szczęk i ruchem głowy wskazał na okoliczną strzelistą formację skalną. W akompaniamencie pożeranej zdobyczy udali się ostatecznie w tamtym kierunku i kiedy tylko udało im się wyjrzeć ponad sporą zaspę zobaczyli w dole szeroką, poznaczoną gdzieniegdzie strzelistymi koronami drzew dolinę, której większość prawej strony stanowiła postrzępiona góra, a w tą niejako wtopiona znajdowała się warownia.


Delektowali się widokiem swego obecnego celu przez dłuższą chwilę, kiedy to nagle znalazł się przy nich Tassadunuar. Mięśnie miał napięte, a uszy postawione.
Kłopoty – rzekł szybko unosząc wzrok ku niebu Podążając za jego spojrzeniem dostrzegli szybko poruszający się obiekt. Ivorowi udało się wystarczająco skupić wzrok by zidentyfikować go jako to samo ptaszysko co wczoraj. Tym razem jednak zataczało nad nimi kręgi i obserwowało z przestworzy.



Zormar 26-04-2020 17:46

Sesja zostaje zawieszona do odwołania.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172