Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2019, 07:44   #21
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

[media]http://www.youtube.com/watch?v=dKEI05AUVy0 [/media]

Śmiałkowie miło spędzali czas na rozmowie i poznawaniu się lepiej, jednakże po pewnym czasie kapitan Nadal przekazał im, że wszystkie przygotowania zostały już poczynione, i że mogą wreszcie wyruszać.

Z przykrością przekazał Andraste, że rzeczy z jej wozu przepakowane musiały zostać na jaszczury, ponieważ w dalszej części podróży poruszanie się pojazdu po sypkich piaskach mogło okazać się niemożliwe.

Na przodzie jechał Nylian wraz z Nadalem i Roshanem. Za nimi miarowym krokiem kroczyły w jednej linii juczne ganta, związane długim sznurem.

Po ich lewej stronie podróżował Akram wraz z Orrynem na swoim mule. Gnom najwidoczniej lubił wygody, gdyż na swoim wierzchowcu wybudował sobie coś w rodzaju palankinu, gdzie schowany w cieniu naciągniętego materiału, chłodzony był wachlarzem ze strusich piór, poruszanym niewidzialną siłą. Nad nim kręgi zataczała jego sowa, co jakiś czas wylatując to do przodu, to do tyłu, pohukując wesoło.

Po prawej stronie jechali Yasumrae i Farshid na wierzchowych ganta oraz Andraste z Rashadem na swych koniach. Za wierzchowcem Andraste leniwie człapał obładowany pakunkami wielbłąd, przeżuwając co tam tylko udało mu się skubnąć po drodze.

Pochód zamykali Sadib, Ramad i Kused, pilnujący wolnych wierzchowych jaszczurów.

Podróż na ganta nie sprawiała problemów nawet tym, którzy dotąd nie mieli styczności z tymi zwierzętami. Wystarczyło jedynie siedzieć prosto i pozwolić, by gady podążały za czołem grupy.


Dokładnie tak jak przewidywał Nylian, pierwszy dzień podróży nie przyniósł ze sobą żadnych zagrożeń. Trakt prowadzący od pałacu był dobrze utrzymany. Karawana mijała pola uprawne, już puste po niedawnych zbiorach. Tu i tam mijali pasterzy ze swoimi stadkami kóz i owiec.

Elfi przewodnik nakazał by omijać podróż przez pobliskie miasteczka i osady, by unikać zwracania na siebie zbytniej uwagi ciekawskich spojrzeń.

Pierwszy postój miał miejsce około godziny przed południem. Kilkadziesiąt metrów z dala od szlaku grupa rozstawiła namioty i posiliła się naprędce przygotowanym posiłkiem. W czasie gdy reszta wznosiła płócienne schronienia, gnom odrobinę na uboczu wznosił mistyczny zaśpiew i począł obrysowywać na ziemi dziwne wzory. Po kilkunastu minutach siedział już pod magiczną kolorową kopułą, delektując się idealnymi warunkami do odpoczynku.

Po około pięciu godzinach grupa kontynuowała znów podróż. Słońce piekło niemiłosiernie, nawet mimo tego że najbardziej upalne godziny mieli już za sobą. Pragnienie doskwierało im praktycznie co chwilę. Nylian zwrócił też uwagę Andraste i Rashadowi, by co pewien czas przesiadali się na wierzchowe ganta, aby ich konie mogły trochę odpocząć.

Godzinę przed zapadnięciem zmroku ich grupa ponownie odbiła nieco od traktu, by móc rozbić obóz. Sadib i Kused rozpalili ognisko, wykorzystując zebrane i wysuszone odchody jaszczurów jako paliwo dla ognia. Następnie w dużym garze przyrządzili pożywną zupę z warzyw i soczewicy. W skład wieczornego posiłku wchodziły też placki i dżem daktylowy. Osoby wytypowane do pierwszej warty przygotowały sobie również sporo mocnej, aromatycznej kawy.

Mimo że w ciągu dnia upał był wręcz nie do wytrzymania, wraz z nastaniem zmroku, temperatura poczęła drastycznie spadać, toteż żar z ogniska, pomimo nieprzyjemnego zapachu okazał się być błogosławieństwem.
Zadbano też by nikt nie spał sam w namiocie, aby ciepło promieniujące z ciała każdego ze śpiących mogło nieco ogrzać drugiego.

Andraste miała spać w jednym namiocie z Yasumrae, Rashad z Farshidem, Orryn zadowolił się wygodą zapewnianą przez wyczarowane przez siebie schronienie, Roshan dzielił namiot Akramem, Nylian z Nadalem, a pozostali trzej mężczyźni spali w trzyosobowym namiocie.


Następnego dnia pobudka miała miejsce tuż o świcie. Powietrze nie zdążyło się jeszcze nagrzać po mroźnej nocy, gdy karawana ponownie ruszyła w swą długą podróż. Nadal liczył na to, że jeszcze przed wieczorem uda im się dotrzeć do punktu przepraw.

Niespełna kilka godzin po wschodzie słońca Nylian niespodziewanie zatrzymał swego wierzchowca i ruchem ręki nakazał innym by uczynili to samo. Przez chwilę wpatrywał się w ziemię, obserwując cień czegoś co wydawało się być zwykłym ptakiem, po czym szybko odwrócił wzrok w stronę nieba.

- Niemożliwe... – zdołał z siebie wykrztusić, a jeśli chciał dodać coś jeszcze, to słowa te najwyraźniej utkwiły mu w gardle.

Cień na ziemi zaczął rozszerzać się, niczym olbrzymia plama atramentu rozlewająca się na ziemi. Wszyscy zdawali już sobie sprawę, że ptak był bestią o ogromnych wręcz rozmiarach, możliwe, że większą niż jakakolwiek istota, którą dotąd widzieli.

[media]http://i.pinimg.com/originals/e7/15/34/e71534fc19958a535009bf944e0009ee.jpg[/media]

- Wszyscy zsiadać z wierzchowców! Migiem! - zdołał jeszcze wykrzyczeć Nadal nim przez powietrze przeszedł pisk jak u drapieżnego ptaka, jednak potężny niczym uderzenie pioruna.

Powietrzny behemot zbliżał się w stronę ziemi z niezwykłą prędkością. Ogromne pierzaste skrzydła zasłoniły słońce, a monstrualne szpony rozwarły się gotowe pochwycić swą pierwszą ofiarę.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 10-08-2019 o 08:23.
Koime jest offline  
Stary 19-08-2019, 21:13   #22
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
RETROSPEKCJA - Noc w obozie

RETROSPEKCJA - Noc w obozie
Andraste wybudziła się ze swego elfiego transu, siedząc w siadzie skrzyżnym tuż obok śpiącej tabaxi. Zdawała sobie sprawę, że większość jej nowych towarzyszy potrzebuje więcej czasu na odpoczynek niż ona i nie chciała zakłócać snu przyjaciółki. W namiocie panowała głucha cisza, która w pewnym momencie zaczęła doskwierać eladrince i nudzić ją.
Yasu, śpisz? – odezwała się cicho do kapłanki.
Kiya leżała na boku z podkulonymi nogami, zwinięta prawie w kłębek. Jej długi ogon zawijał się do przodu, ściśnięty między udami, gdzie dziewczyna obejmowała go, śpiąc z twarzą w jego futrze jakby był jej poduszką. Na dźwięk swojego imienia jej szpiczaste uszy uniosły się lekko, ale zamiast odpowiedzieć poruszyła się i wyciągnęła więcej ogona, owijając go przez swoją kocią buzię, jakby chowała się pod nim przed otaczającym światem i budzącą ją przyjaciółką.
- Mhhh..? - mruknęła sennie, pytająco.
Trochę tu nudno. – stwierdziła bardka, odchylając lekko wieko namiotu i spoglądając na stojący nieopodal namiot, w którym spali Rashad i Farshid. Mroźne wieczorne powietrze owiało jej twarz i sprawiło, że skórę przeszedł dreszcz.
Może złożymy im małą wizytę? – zaproponowała.
Futerkowy kłębek wyciągnął się, gdy kapłanka wyprężyła wszystkie kończyny, przeciągając się z wystawionym długim językiem i pazurkami które zaraz grzecznie się schowały. Jej puchaty ogon uciekł, wypuszczony wolno z objęć, a kapłanka odwróciła się, podpierając na łokciu i patrząc na długouchą wariatkę która nie umiała spać.
- Im to znaczy komu.. ? - Przetarła oczko, jeszcze pół przytomna, nie rozumiejąc o czym mówi Andraste, ale patrząc łagodnie.
Rashadowi i Farshidowi. – wyjaśniła.
- Ahahah - Kotka zaśmiała się dość głośno, a po krótkiej pauzie dodała. - Ale mogłaś iść sama, a obudziłaś mnie bo..? - Zadarła brew przypatrując się przyjaciółce z figlarnym uśmieszkiem i szczerym zaciekawieniem. Jej ogon zafalował kilka razy w powietrzu.
-Sama? No wiesz, sama do namiotu dwóch mężczyzn… przecież to nie wypada. - zaśmiała się eladrinka. - To co? Idziemy?
- A jeśli już śpią i ich obudzimy? - Zapytała tonem jakby już czuła się winna.
-Nie sądzę by mieli nam za złe. A może nawet się ucieszą. - namawiała dalej bardka.
Tabaxi z wielkim wysiłkiem uniosła się ręką do siadu, westchnęła i zamyśliła w ciszy. Pełne w półmroku kocie źrenice zwróciły się na Andraste.
-Budzisz mnie w środku nocy, by wprowadzając chaos w plan ustalony przez Nadala, wykraść się z naszego namiotu.. i zamiast martwić się artefaktem który musimy znaleźć aby ocalić linie genealogiczną sułtana, zamierzasz dręczyć speszonych chłopców i się dobrze bawić? - Yasumrae spojrzała spod zagiętych ostro brwi, niedowierzając.
-Powinnaś się wstydzić.. - Pogroziła jej oskarżycielsko palcem, zamarła tak i nagle uśmiechnęła się. - ..że nie służysz Bastet, gdyż jej z pewnością spodobałby się ten pomysł! - zachichotała wesoło. - Daj mi chwilę by się doprowadzić do porządku.
Eladrinka zachichotała, wtórując towarzyszce.
-Nie spiesz się, mamy czas.
Na te słowa tabaxi, jakby nigdy nic zaczęła lizać swoje futerko przy przyjaciółce, układając je i szykując się do wyjścia.

*****

W atmosferze konspiracji, szeptów i kilku chichotów dwie sylwetki wymknęły się przez zimną atmosferę wieczoru w kierunku namiotu gdzie spodziewały się zastać dwóch mężczyzn.
Tuż za obozowiskiem Kused i Sadib siedzieli na swej warcie przy ognisku. Z obojętnymi minami spojrzeli na wychodzące z namiotu kobiety, po czym wrócili do rozmowy i parujących kubków kawy. Nieco z dala od ogniska stał Nylian z jakimiś mapami w ręku zerkając co chwila to na nie, to na gwiazdy.
Gdzieś w oddali zahukała sowa. Pierzasta głowa stworzenia, które przycupnęło na szczycie namiotu Nadala obróciła się, a wielkie oczy momentalnie wyłowiły wychodzące z namiotu kobiety. Stojąca na szczycie wadi, gdzieś na skraju obozowiska półkula stworzona z mocy, po której ściankach przesuwały się tajemnicze opary czarodziejskiego dymu rozsunęły się na moment. Twarz czarodzieja, poważna i skupiona śledziła przez moment kapłankę i elfkę, następnie uczony zmarszczył brew i pochylił się nad swoją księgą, a opary mgły przysłoniły widok. Sowa jednak wciąż obracała głową, łypiąc wielkimi oczyma, strosząc pióra, a jednocześnie wciąż śledząc każdy ruch kobiet.
Nawet mimo futerka, Yasumrae poczuła jak chłodna była noc i pospieszyła elfkę, a gdy już przycupnęły przed wejściem zerknęła na nią i skinęła umownie. Zwinne kocie łapki po cichu zaczęły rozsznurowywać wiązania do namiotu, a przy okazji nastroszone ucho sprawdzało czy słychać coś z wnętrza. W końcu materiał puścił a kocica rozchyliła płachtę, wciskając głowę do środka i zatrzymała się nie wchodząc głębiej. Kolor jej futra łagodnie kontrastował z bielą ubrań, teraz gdy nie była w zbroi i dało się zobaczyć całość.
Ogon tabaxi ślizgał się leniwie, bujając blisko ziemi, a kapłanka zasłonięta topornym materiałem płachty poniżej biustu, pochyliła się dla lepszego efektu. Pospiesznie wyciągnęła rękę, obejmując Andraste i przyciągnęła przyjaciółkę by ta też wsunęła swoje elfie uszy do środka zaraz obok niej. Ciężko było ukryć promieniujący uśmiech tak oczu Yasumrae, jak i jej kociej buźki gdy zatrzepotała rzęsami słodko.
- Heeej chłopcy.. - Przeciągnęła figlarnym głosem. - Wpuścicie dwie zagubione duszyczki..? Przyniosłyśmy wino bo u nas tak smutno.. i zimno..
Andraste zachichotała słysząc śmiałą mowę towarzyszki.
- To moja pierwsza podróż przez pustynię i czuję się trochę niepewnie, więc uznałyśmy, że towarzystwo takich silnych i dzielnych mężczyzn doda mi trochę odwagi. – uśmiechnęła się słodko. – No i nudno tam u nas trochę…
Tabaxi pokiwała głową, potwierdzając to co mówiła eladrinka i nie siląc się nawet by być przekonująca. Rzuciła wesoło oczami do Andraste, jakby chciała dać znać że “jest dobrze” po czym wróciła spojrzeniem do wnętrza namiotu, krzyżując uszy z elfką.
Wnętrze namiotu spowite było półmrokiem rozświetlonym tylko nikłym blaskiem gwiazd i księżyca przenikającym płótno. Farshid spał przynajmniej do chwili gdy obie kobiety z którymi dzielił trudy podróży wepchnęły się do ich tętniącej kawalerską męskością samotni. Oczy przez chwile odzyskiwały zwyczajna ostrość szukając wskazówek co się dzieje. Brak krzyków czy szczęku broni dobrze wróżył podobnie jak dwa uśmiechy. Dlatego podkulił nogi krzyżując je pod sobą i usiadł wykonując zapraszający gest dłonią. Tak dworski na ile pozwala ograniczona przestrzeń polowego namiotu.
-Zapraszam. Choć mając butelkę na dwie głowy wybrałyście mieć ją na cztery. Nie wiem na jakie wyżyny dowcipności musimy się wspiąć by wam to wyrównać moje Panie.
Mężczyzna potarł palcami szpiczasta czarna bródkę przyglądając się jak obie kobiety wchodzą do namiotu. Choć brakowało temu gracji o którą dość ciężko niemal kucając to pod nieodgadniona miną kryło się zainteresowanie. I kalkulacje. Niczym dwa wozy przez głowę toczyły mu się kompletnie różne ciągi myśli. Jeden śledził napięcie mięśni egzotycznych łap kocicy czy długich nóg elfki. Drugi z wprawą a może paranoja nabytą na dworze analizował wpływ tej wizyty nawet jeśli czysto koleżeńskiej na relacje w grupie. Prestiż w oczach żołdactwa, nutkę zazdrości u innych. Instynkt podpowiadał mu pewną ostrożność wobec długouchej, mowa ciała i plotki sugerowały że ta może należeć do kolegi szlachcica nawet jeśli sie nie zgadzała z taką opinią to liczyła się jego reakcja. Kapłanka Bastet była kapryśną zagadką a obyczajów jej ludu nie znał by wnioskować cokolwiek. Zwiewna szata okrywała wystarczająco by zmusić wyobraźnię do pracy ale zbyt mało by analityczny tryb myślenia dotrzymał kroku temu skupionemu na wzroku.

Rashad właśnie drzemał, zastanawiając sie co przyniesie kolejny dzień (na razie podróż przebiegała spokojnie, ale wiedział, że im dalej od cywilizacji, tym będa na nich czekać większe zagrożenia - wierzył jednak, że z prawie wszystkim co mogą spotkać on i jego grupa powinni sobie poradzić).

Na dźwięk rozsuwających się pół namiotu czujnie podniósł głowę. Kiedy zobaczył Andraste i tę dziką kapłankę Tabaxi, uśmiechnął sie radośnie do elfki. Zastanawiał sie, czy nie załatwić sobie zmiany namiotu, tak by nocować z bardką.

-Andraste, miło że nas odwiedzasz….ciebie też miło widzieć, szlachetna Yasumrae. - skinął głową kapłance z którą pierwsze spotkanie nie ułożyło się do końca pomyślnie, a ona odpowiedziała również skinieniem.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 19-08-2019 o 23:24.
BloodyMarry jest offline  
Stary 19-08-2019, 23:48   #23
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
-Jak już mówiłyśmy chciałyśmy napić się wina, żeby się rozgrzać. Uznałyśmy jednak, że w szerszym gronie będzie weselej. - powiedziała bardka stawiając butelkę pomiędzy nią i kapłanką a szlachcicami.

- Świetny pomysł, mi też jeszcze trochę zostało, choć nie tak dobre jak ten napój bogów którego próbowaliśmy w noc przed wyprawą, usiądźcie proszę to się napijemy.

Bardka ujęła butelkę w swe jasne dłonie i odkorkowała ją.
- Niestety nie mamy ze sobą żadnych naczyń do których moglibyśmy je nalać, także wbrew wszelkim dworskim etykietom musimy chyba zadowolić się piciem prosto z butelki. - uśmiechnęła się i zrobiła drobny łyk po czym podała butelkę kotce.

Przelotnie kocie oko powiodło na elfkę po czym przejęła butelkę i wpatrzona w mężczyzn dodała.
- I piciem po mnie, mam nadzieję że to nie problem? - Zapytała, ale w tym samym momencie uchyliła z butelki nieco, tyle by zmoczyć usta i posmakować wina. - Podobno picie z Tabaxi przynosi szczęście. - zażartowała i przysiadła się, wręczając butelkę najpierw Farshidowi.

-W takim razie raczenie się winem z kapłanką Tabaxi to chyba szczęście podwójne? - Rashad zlustrował kapłankę spojrzeniem z nieco cynicznym uśmiechem.

-Chyba że ma czarne futro, wtedy się wyrównuje. - odpowiedziała żartobliwie.

Chciwe łapska czarnoksiężnika porwały butelkę z dłoni kocicy a spragnione usta objęły szyjkę z wprawą karczemnego opoja. Odliczył trzy “gule” będące o tyle uniwersalną co prostacką miarą objętości i oderwał się z głośnym
- Ah! Tego mi było trzeba.
Otarł usta przedramieniem gdyż szata leżała zwinięta pod głową i zwrócił szkło właścicielce kiwając głową.
- Teraz kiedy już wszyscy wokół tak myślą możemy zacząć knuć! Chyba… - Zawiesił tu głos patrząc wymownie na obie niewiasty. - ..że przyświecał wam inny równie niecny cel.

Eladrinka spojrzała nieco speszonym wzrokiem, na Farshida gdy ten wspominał o knuciu, jednocześnie podając butelkę pominiętemu przez drugiego szlachcica, Rashadowi. Po chwili jednak, słysząc następne słowa mężczyzny roześmiała się.
-Niecny cel? Podejrzewasz takie niewinne niewiasty jak my o jakieś niegodne pomysły? - spytała próbując udawać powagę.

Rashad spojrzał z pewnym obrzydzeniem na to, jak prostacko ten czarownik pił wino, po czym wziął butelkę od Andraste i napił się z gracją.

Farshid uśmiechnął się słodko i fałszywie.
-Podejrzewam wszystkich. A czy o niegodne… to zależy czy ci się uda….
-Ah, mój drogi Farshidzie - Rashad przerwał czarownikowi, po tym również pociągnął łyk wina - znam Andraste, wiele razem przeszliśmy i uwierz mi że knucie nie leży w jej naturze - bardziej cieszenie się radością chwili.- mrugnął do niej. -A naszą szlachetną kapłankę również bym nie podejrzewał o takie niecne zamiary…

Błyszczące w mroku oczy tabaxi ślizgały się z lewej na prawą między nimi, a dziewczyna siedziała nadzwyczaj grzecznie i słuchała. Zaciekawienie zdradzał koniec jej ogona unoszący się nieco w górę by zawinąć lekko i opaść mięciutko. Zerknęła jeszcze przelotnie na Andraste i z słabym westchnięciem zwróciła do Rashada.

- Oh proszę mów mi po imieniu, od tych “szlachetności” zawsze mnie mdli.
Kiya przeniosła spojrzenie na Farshida i zapatrzyła się tajemniczo trochę dłużej niż powinna, rozmyślając o tym co było jeszcze niedawno w celi. Pozwoliła sobie na to tylko na moment, nim wróciła duszą do ciała.
- Może właśnie dlatego tak dobrze się razem dogadujemy? - skinęła na Eladrinkę. -Nie wiedziałam że aż tak dobrze się znacie, jak się poznaliście?

- Podczas jednego z moich występów. Długo by opowiadać. - odpowiedziała krótko bardka, nie zagłębiając się w szczegóły. Sięgnęła znów po butelkę i wzięła kolejny łyk.

Na wzmiankę o uczciwości Farshid jedynie się uśmiechnął tym razem szczerze i korzystając z kryjącego mimikę mroku nieznacznie ukłonił się elfce z uznaniem. Ten był jej i nawet nie był tego świadom. Z zamyślenia wyrwał go wzrok kociej kapłanki który poczuł na sobie, odwzajemnił spojrzenie tych wielkich oczu odbijających światło niczym dwa małe księżyce.
- A ty? Co ciebie sprowadza w nasze jakże skromne progi? Co za opowieści snują przy ogniskach kupcy Tabaxi wędrujący przez piaski?

Z tonu głosu wydawał się rzeczywiście zainteresowany jej odpowiedzią.
Przez drobny momencik kotka fuknęła rozbawiona tym jak Andraste uciekła od tematu, ale postanowiła że nie będzie złośliwie przyciskać o szczegóły. Posłała jej tylko krótkie, sugestywne i rozbawione spojrzenie, nim wróciło ono do Farshida. Na jego pytanie mina Yasumrae wyraźnie ostygła, a usta zamarły niemo, lekko rozchylone.

- To długa, przygnębiająca i mało szlachetna opowieść na którą raczej nikt dziś nie ma ochoty. - odezwała się w końcu, a po chwili dodała. - Ale w dużym skrócie? Przetrwanie i chęć życia. Mój świat trawiła długa wojna i głód. Wychodzi na to że.. dryfuję po świecie szukając wyspy którą mogłabym nazwać swoim domem. Przez chwilę była nią Saadia, a teraz..? Sama już nie wiem. - Oczy kocicy uważnie obserwowały Farshida. Mimo wszystko nie spodziewała się by szlachta mogła zrozumieć czym jest lęk przed głodem, ubóstwem i brakiem dachu nad głową. Krótkie cmoknięcie jej pyszczka przerwało ciszę.
- A co do opowieści kupców przy ognisku, to głównie żartują. Mogę was jedną taką uraczyć. - Kocica wystawiła nogi przed siebie, rozsiadając się wygodniej i krzyżując kostki długich łapek.

-Ludzki książę w odległym i bogatym królestwie uznał w końcu że czas się ożenić. Gdy ogłoszono radosną nowinę, prędko pojawiły się trzy piękne niewiasty rywalizujące o ten jakże prestiżowy tytuł. Nie wiedząc którą wybrać, książę ogłosił zawody które miały zadecydować o tym która stanie się jego żoną.

Każdej z kobiet wręczył tysiąc złotych monet i powiedział "Macie pięć dni aby wydać je wszystkie, potem wróćcie do mnie, a ja zadecyduję którą z was wezmę za żonę."

Po pięciu dniach kobiety wróciły. Pierwsza z nich stanęła w oszałamiająco pięknej sukni, błyszcząc nie mniej niż szafiry zdobiące jej szyję i powiedziała:

"Mój książę, wydałam wszystkie pieniądze na przepiękne suknie i klejnoty, aby być najpiękniejszą panną młodą jaką widziała ta kraina. Dla Ciebie, oczywiście."

Druga z kobiet, skłoniła się wdzięcznie i wskazała na bok gdzie znani handlarze prowadzili konia i kunsztownie wykonaną, błyszczącą zbroję.

"Mój książę, kupiłam Ci najwspanialszego ogiera i zbroję jaką można było dostać za ofiarowane przez Ciebie złoto, wszystko to, dla Ciebie."

Trzecia z kandydatek przyniosła ze sobą szkatułkę, którą otworzyła i rzekła:

"Mój książę, zainwestowałam całe Twoje złoto w przyprawy, sukna i sprzedałam je w sąsiednim królestwie, podwajając majątek który dostałam. I oto tu stoi, dla Ciebie mój Panie."

Następnie książę poszedł do swojego pokoju, aby ocenić wszystkie ich działania.

Po chwili zastanowienia wyszedł z decyzją: wybrał tę z największymi cyckami.


Bardka wybuchnęła śmiechem słysząc żart kapłanki.
No cóż… ten żart w dość dobry sposób obrazuje większość mężczyzn i to bez względu na rasę. Bez urazy panowie, wiadomo, że nie wszyscy są tacy. – skomentowała, próbując opanować śmiech.

Czarnoksiężnik również się uśmiechnął. Nie za szeroko, kącikiem ust ale uśmiechnął.
- Mam wrażenie że ta historia jest tak uniwersalna że gdzieś daleko jakiś goblin, smokowiec i drow opowiadają podobną. Z tą różnicą że drow dodatkowo dostaje punkty za opowiadanie niebezpiecznych dowcipów politycznych.

Powiódł wzrokiem po nogach kapłanki wyciągniętych swobodnie w ich niewielkim skądinąd namiocie tak blisko że mógłby je pogłaskać.
- To nie narzekanie, jeśli wszystkie ludy opowiadają podobne historie to coś w nich musi być. Coś wspólnego dla wszystkiego co żyje. Niezła przypowieść akurat z ust kapłanki celebrującej życie. Przypadek czy nas tu nawracasz Yasumrae?

Uniósł brwi przybierając pytający wyraz twarzy, i sięgnął po butelkę jeśli akurat była jego kolej.

- To już zależy od tego czy wierzysz w przypadki. - Odpowiedziała wyciągając swój ogon, na swoje kolana i głaszcząc w jego futrze w zamyśleniu.

- Znam dużo gorsze wyznania niż to które wyznaje Yasumrae.- Rashad zaśmiał się, popijając wino. -Zresztą mam wrażenie, ze ona jest z takich, które nawracają swoim działaniem i przykładem, a nie słowami, prawda? - Przypomniał sobie kompletny brak talentu dyplomatycznego którym wykazała się przy wezyrze.

Rashad! – rzuciła Andraste nieco pretensjonalnie, wyczuwając lekki przytyk wobec przyjaciółki w słowach szlachcica. Tymczasem Kiya ucichła nieco, skrępowana.

-Co mogę dla ciebie zrobić, moja urocza przyjaciółko? Widzę, że zdążyłyście się już dobrze poznać?

Tu cię zadziwię mój drogi, ale z Yasumrae poznałyśmy się jeszcze przed spotkaniem z Wezyrem. – odpowiedziała eladrinka. – Niedługo po tym jak widzieliśmy się ostatni raz, jeszcze na długo przed wizytą w pałacu. – dodała.

-No tak, interesująca grupa się nam zebrała, jak teraz o tym myślę, to widzę, że Wielki Wezyr roztropnie nas dobrał - potężni magowie, doświadczeni wojownicy, obyta w świecie i podróżach kapłanka….no i cudna bardka nie z tego świata - jak ktoś w końcu ma odnieść sukces w tej misji, to chyba tylko my? - odparł pewnym siebie tonem.

Z tak pozytywnym podejściem na pewno. – zaśmiała się bardka, przejmując jednocześnie butelkę z powrotem. Kiedy nią potrząsnęła wszystko wskazywało na to, że cała jej zawartość już się skończyła.
Chyba, na dziś starczy nam wina. – uśmiechnęła się do reszty odkładając pustą butelkę na bok.

- Tia.. - Yas spojrzała nieco marudnie na butelkę z której zdążyła tylko zwilżyć usta. Teraz żałowała że nie mieli kieliszków, przynajmniej każdy dostałby po równo, a chociaż niespecjalnie lubiła to przed sobą przyznać, czuła pewien pociąg do dobrych trunków i rozrywkowego spędzania wolnego czasu.

- Sugeruję rozkręcić jakoś naszą imprezę. Macie jakieś pomysły? - Kapłanka złączyła łapki w mieszance ekscytacji, niecierpliwości i nutki onieśmielenia, zerkając na zebranych.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 20-08-2019, 18:13   #24
 
Marduc's Avatar
 
Reputacja: 1 Marduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputacjęMarduc ma wspaniałą reputację
Andraste słuchając słów towarzyszki, chwyciła ponownie pustą butelkę i zakręciła nią na podłożu.

A może tak, skoro butelka jest już pusta to wykorzystamy to w jakiś sposób – powiedziała z dzikim uśmieszkiem na twarzy.

- Chyba jesteśmy już za daleko od brzegu, by wsadzić do środka liścik z prośbą o ratunek - Tabaxi zażartowała śmiejąc się, ale w zasadzie nie do końca rozumiała co jej przyjaciółka ma na myśli. Spojrzała więc pytająco na bardkę i podparła się ręką za plecami.

Zagrajmy w pewną grę. – Andraste zaczęła tłumaczyć – Jedna osoba, na przykład ja, kręci butelką, o w ten sposób. Kiedy szyjka butelki wskaże jakąś osobę, osoba która kręciła butelką zadaje pytanie tej osobie, jeśli odmówi ona odpowiedzi musi wykonać zadanie wymyślone przez osobę kręcącą. Potem osoba, która była pytana bądź wykonywała zadanie kręci butelką i tak w kółko. Co wy na to?

Czarnoksiężnik pokiwał głowa kiedy streszczała zasady. Bardziej dając wyraz że wie o czym mowa niż przesadnej aprobaty ale gdy skończyła tłumaczyć przy klasnął w dłonie.

- Jak długo nie muszę całować Rashada to brzmi całkiem ciekawie. Od ponad dziesięciu lat się tak nie bawiłem ale może elfy wiedza coś o walce ze starczym zdrętwieniem czego nam ludziom nie dane jest poznać aż do schyłku żywota. Kto zatem chce zacząć?

Rozejrzał się po twarzach obecnych szukając oporu lub poparcia dla pomysłu długouchej.

Jeśli nikt nie ma nic przeciwko tego typu rozrywce, to możesz zacząć jeśli chcesz – stwierdziła eladrinka, spoglądając po reszcie towarzyszy.

- A więc już zakładasz że nie będziesz odpowiadał? - Zapytała Farshida kotka, zerkając ukosem i mrugnęła.

- Wiedziałam że Andraste wymyśli coś szalonego, spróbujmy tego.
Rashad zaśmiał się z niedowierzaniem, kręcąc głową.

- My bohaterowie ratujący ten kraj mamy grać w grę dla szczeniaków?…. choć w sumie czemu nie, to może być zabawne, a jak będziemy bliżej celu naszej misji wątpię abyśmy mieli czas lub nastrój na rzeczy zabawne…..
Wiesz… Zasadniczo to mam 80 lat, więc według standardów mojej rasy to jestem “szczeniakiem”. – odparła żartem bardka. – To co Farshidzie, zaczynasz?

Mężczyzna pogładził dłonią swoją elegancko przyciętą bródkę i złapał nieelegancko opróżnione naczynie.

- Gotowi? Zróbcie miejsce.

Rozstawił ich po kątach jakże przestronnego namiotu i zakręcił szkłem między posłaniami. Parę obrotów i szyjka wylądowała wskazując na Elfkę wzrok zebranych poszedł w ślad za butelka by zaraz wrócić w kierunku Farshida który uśmiechnął się w ciemności.

- Zadanie czy pytanie…

Postukał palcami o szkło butelki zastanawiając się jak dalece wypada mu się posunąć.

- Pierwszą kolejkę wypadałoby poświęcić dla dobra wspólnego. Wiec jeśli masz jeszcze jedną taką tyle że pełną to bądź grzeczna dziewczynką i przynieś ją starym zmęczonym drogą wędrowcom.
W zasadach było, że najpierw pytanie, a jak na nie nie będę chciała odpowiedzieć to wtedy zadanie… – dziewczyna poprawiła czarnoksiężnika. Nie żeby żałowała towarzyszom, ale nie chciała pozbyć się całego zapasu wina pierwszej nocy.

Farshid pokiwał głową uznając jej rację.

- Uległem pokusie twojego napitku. Pewnie nie pierwszej i nie ostatniej. W porządku zatem pytanie. Kim była osoba którą zabiłaś kiedyś nie w samoobronie a dla jakiejś innej korzyści…

Splótł palce w piramidkę i wytężył zmysły czyhając na kłamstwo.
Andraste uniosła brwi ze zdziwienia.

To żeś pojechał z tym pytaniem. Nigdy nikogo nie zabiłam, a już na pewno nie dla własnych korzyści. – odpowiedziała pewnie czarownik zaś ponownie pokiwał głową.

- W porządku… nie wyszło mi zmusić cię do biegania po butelki. Co pytanie mówi o mnie to inna sprawa. Twoja kolej zatem.

Zaraz też wskazał długouchą dłonią zapraszając ją do zakręcenia pustą butelką. Bardka chwyciła za butelkę i zakręciła nią. Ta obracała się kierując swą szyjkę groźnie raz w stronę jednej osoby, raz drugiej. Zwolniła zbliżając się w kierunku tabaxi, jednak ostatecznie ją omijając i zatrzymując się na Rashadzie.

No proszę. O co by tu teraz spytać. – dziewczyna przyglądała się mężczyźnie, zastanawiając jakie zadać mu pytanie, tak aby odmówił odpowiedzi i musiał wykonać zadanie.

W sumie nie jest to moja sprawa, ale spytam tak z czystej ciekawości. Z iloma kobietami byłeś od naszego poprzedniego rozstania?

Rashad odrobinę się zaczerwienił, ale po chwili odzyskał rezon.

- Wyjaśnij co rozumiesz przez “byłeś”?
Ogólnie. I takie z którymi miałeś jakieś głębsze relacje i takie z którymi tylko sypiałeś. Tak jak mówię, to tylko ciekawość, nie oceniam cię. – “Nawet nie mam do tego prawa” dodała w myślach.

Kotka się zaśmiała pod noskiem, zerkając od jednego na drugie.
-Myślę, że z trzy by się znalazły - odparł enigmatycznie szlachcic.
Dziewczyna skinęła głową.

Teraz twoja kolej.

Zakręcił butelką która znowu skierowała się na Andraste.

-No proszę, co ja mam teraz z tobą zrobić - westchnął teatralnie.
-Już wiem, zemszczę się! Z iloma mężczyznami ty byłaś od naszego poprzedniego spotkania?
- Uu… - wtrąciła tabaxi rozbawiona zemstą Rashada i spojrzała ciekawie na Andraste.

Bardka nieco zdębiała. Odpowiedź na te pytanie była dla niej o tyle trudna, że w przeciągu tych miesięcy zdarzyło jej się tak wiele różnych “przygód”, że imion części z tych mężczyzn nie pamiętała. Wbiła wzrok w butelkę, po czym westchnęła.

Wygrałeś, dawaj zadanie…

Rashad nagle nieco spoważniał i przyjrzał się bardce. Nie odpowiedziała z “zawstydzenia” czy faktycznie nie umiała?

-Zaśpiewaj coś zabawnego. - stwierdził po chwili zadumy.

Widząc minę Rashada dziewczyna zaczynała żałować, że wyszła z propozycją tej gry. Starając się nie okazywać tego, przyjęła swoje zadanie i zaczęła śpiewać. Dźwięczny głos bardki poniósł się po namiocie.

Samotna w wieży zamknięta.
Z głodu przestała już jeść.
Między udami, gdzie kiedyś wiatr hulał,
Rozciąga się pajęcza sieć.
Minęło dokładnie lat pięćdziesiąt parę.
A może nawet i mniej.
I choć się niewielu starało.
To żaden nie uwolnił jej.

Wierzy głęboko, że zobaczy w wieży.
Tego, o którym wciąż śni.
Wie, że się rzuci na niego jak zwierzę,
Gdy ten przerwie pajęczą nić.
Dziwne stękanie się nagle rozlega.
Czyżby to ktoś wspinał się?
Przez okno księżniczka dostrzega.
Konia co rży, czy tam rżnie.

To był koń na białym rycerzu.
Na białym rycerzu był koń.
To był koń na białym rycerzu.
Na białym rycerzu był koń.


- To był koń na białym rycerzu.
Na białym rycerzu był koń…
- Prześpiewała na koniec rozbawiona tabaxi, naśladując Andraste choć z oczywiście dużo mniejszym talentem.

-No, całkiem zabawne, wpada w ucho… - Rashad uśmiechnął się nieco bez przekonania.

Gdy skończyła, chwyciła ponownie za butelkę i zakręciła, choć tym razem bez takiego samego entuzjazmu jak wcześniej. Szklana szyjka tym razem wskazała Yasumrae. Dziewczyna speszona tym że butelka wybrała ją umilkła i skupiła wzrok błyszczących w nocy oczu na przyjaciółce.

Hmmm… Yasu… Gdyby ktoś kazał ci pocałować kogoś z naszej wyprawy i zależałoby od tego twoje życie to kogo byś wybrała? Zwierzaczek Nadala się nie liczy.

- Ahaś, myślisz że mnie rozgryzłaś? - Kapłanka zaśmiała się ponownie i odgarnęła włosy.
- Prawda jest prostsza niż się może wydaje. Gdyby od tego zależało moje życie, to pocałowałabym kogokolwiek, nawet Orryna.

Andraste roześmiała się lekko.
No coż… w takim razie kręć.– bardka zachęciła przyjaciółkę wskazując na butelkę.
- Władza jest moja! Muahahaha. - Tabaxi ucieszona sięgnęła butelkę i zakręciła chichocząc. Szklane działo zawirowało, wywinęło jeszcze wolniejszego ślimaka i zatrzymało się celując między nogi Farshida.

- Oj.. - Duże oczy Yasumrae uniosły się na oczy czarnoksiężnika gdy uśmiechnęła się tajemniczo.
- Złapała się myszka w pułapkę..
- Więc oto moje pytanie: Gdybyś mógł mieć tej nocy tylko jedną z nas.. - Tu tabaxi wskazała dłonią na czarującą elfkę siedzącą obok i łypnęła wesoło w jej kierunku wzrokiem, wspominając ich mały, niedoszły zakład.

- Którą byś wybrał..? - Kocica przeniosła spojrzenie na szlachcica, spoglądając z ukosa z wyraźnym zaciekawieniem i tańczącym w ciemności ogonkiem.

Mężczyzna powiódł wzrokiem po obu kobietach z uśmieszkiem korzystając z okazji jakby te parę spojrzeń bezwstydnie oceniających ich ciała miało mu pomoc w wyborze. Oparł się na łokciu półleżąc i w zadumie wylicza palcem to od jednej to do drugiej.

- Pewnie nie mogę się domagać abyście pokazały ciut więcej? Cóż lubię zdobywać więc nie oceniając waszego piękna wybrałbym ciebie kapłanko. Wolę rozgniewać kocia boginie biorąc coś co należy do niej niż obecnego tu kamrata który prędzej czy później może mi osłaniać plecy. Nie chce wtedy się oglądać czy aby nie wziął do siebie mojej… zachłanności.

Tabaxi spojrzała na przyjaciółkę, której spojrzenie mówiło “A nie mówiłam?” z lekkim zakłopotaniem i zaskoczeniem. Wplotła pazurzastą dłoń we włosy i nawet futro nie ukryło tego że się zawstydziła. Zakręciła paluszkiem drugiej dłoni w powietrzu, zerkając tylko po części w stronę Farshida.

- Butelka jest twoja.. - powiedziała cicho.
-Jesteś szczery do bólu, czarowniku, ale przynajmniej znasz swoje granice…. - Skwitował Rashad, podnosząc brew po czym z pobłażliwym rozbawieniem spojrzał znów na butelkę. Gra była trochę żenująca ale pozwalała zabić czas...a może nawet lepiej poznać towarzyszy.

Farshid sięgnął po butelkę ustawiając ją w kierunku elfki. Szybki ruch palcami wprawił szkło w ruch wirowy. Jedno dwa trzy obroty i szyjka wyhamowała wskazując kierunek od którego zaczęła swój taniec. Prosto na kolana Andraste.

- Wychodzi na to że los nie lubi granic. Może i słusznie...
Wzrokiem powiódł po elfce od kolan aż po oczy i dodał nie zaszczycając Rashada nawet spojrzeniem.

- ...granice to zabawne wymysły, ot linia na piachu a po jednej jej stronie jest się gościem a po drugiej zbiegiem i zdrajcą… no ale skupmy się na pytaniach. Wolisz znane i mniej lub bardziej sprawdzone smaki na przykład te ciągle te same gatunki wina...

Posłał długouchej porozumiewawczy uśmieszek niewinnie bawiąc się butelką która ja wskazała.

- ...czy też w imię przygody jesteś skłonna zaryzykować skok w nieznane? Z jednej winiarni do drugiej…

Elfka nie była pewna czy rozumieć pytanie szlachcica w sposób dosłowny czy metafizyczny. Zastanowiła się chwilę, po czym odpowiedziała.

Nie do końca chyba rozumiem twoje pytanie, Farshidzie. Nie wiem czy rozumieć je w sposób dosłowny, czy jest to metafora. Ciężko jest mi cię rozszyfrować. Jednak chyba mogę odpowiedzieć w ten sposób, że jestem osobą, która cały czas szuka nowego. Moja rasa jest zbyt długowieczna by cały czas kosztować "tych samych smaków." – spojrzała na mężczyznę, próbując wyczytać z jego twarzy jak odbiera jej odpowiedź.

Pokiwał głową a po minie można ocenić iż uznał jej odpowiedź za zadowalającą.
- Może to były dwa pytania. Flinta ukryta w słowach. Tak czy inaczej udzieliłaś odpowiedzi szkło jest twoje. Ale noc nie robi się młodsza może czas udać się na spoczynek? Parsknął.
- Lub zajęć w podgrupach.

Bardka spojrzała na szlachcica podnosząc do góry jedną brew.
Zajęć w grupach? A co planujecie coś jeszcze z Rashadem, jak my wrócimy do naszego namiotu? – spytała nieco żartobliwie.

- My nic takiego… ot obgadać was, podzielić się poklepywaniem po plecach i potakiwaniem na przechwałki. Bardziej mnie ciekawi co wy będziecie robić u siebie. Jutro czekają nas kolejne trudy. W najlepszym przypadku odparzanie sobie zadków w upale i z nostalgia będziemy wspominać przyjemny chłód ubiegłej nocy.

Andraste wzruszyła ramionami.
Yasu nie wiem, pewnie pójdzie spać. A ja? Ja tyle ile miałam odpocząć już odpoczęłam. Pewnie będę myśleć nad utworem, w końcu wyruszyłam w tą podróż głównie dla inspiracji. To co gramy jeszcze, czy kończymy zabawę na dzisiaj? – spytała wodząc wzrokiem po towarzyszach.
 

Ostatnio edytowane przez Marduc : 20-08-2019 o 18:22.
Marduc jest offline  
Stary 21-08-2019, 00:20   #25
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- No popatrz, wygania nas. - Powiedziała rozbawiona tabaxi, ale wstała w tym samym czasie. - Ale ma rację, powinnyśmy się zbierać.. a ja wracać spać bo inaczej będziecie musieli mnie przywiązać do tej ganty bym nie spadła. Dziękuję za miło spędzony wieczór.

Zerknęła po wszystkich zebranych i uśmiechnęła się, rozprostowując kości. Następnie skłoniła się lekko i pomachała palcami żegnając się, a ostatnim co zobaczyli był jej długi ogon uciekający przez płachtę namiotu w chłodne objęcia nocy.


-W takim razie do zobaczenia jutro - Rashad pożegnał się z kaplanką skinięciem głowy.

Eladrinka odczekała chwilę póki nie była pewna, że Tabaxi oddaliła się od namiotu, po czym spojrzała na Farshida.
Chcesz do niej iść? – zagadnęła z wymownym uśmiechem na twarzy.
-Pytasz czy chcę za nią iść czy zostawić was samych? Zreszta…
Czarownik dźwignął się do przyklęku na tyle na ile pozwalał mu namiot. Na ramie narzucił swoją pustynną szatę gdyż sam płócienny bezrękawnik mógłby nie wystarczyć i wyszedł w noc rozświetlona wyłącznie gwiazdami i ogniskiem warty. Nabrał pełne płuca chłodnego pustynnego powietrza żałując że nie zabrał ze sobą fajki. Spojrzał w ślad za kocią kapłanką szukając jej w pobliżu namiotu kobiet. Rzucił też spojrzenie w kierunku wartowników bardziej odruchowo sprawdzając czy wszystko w porządku.


Andraste odprowadziła czarownika wzrokiem, po czym przeniosła spojrzenie na Rashada uśmiechając się do niego ciepło.
Chyba zostaliśmy sami…
-Wreszcie chwila spokoju od Farshida… zgodzisz się chyba, że jest nieco irytujący? Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzał ci w procesie twórczym - Wojownik odpowiedział uśmiechem, przysuwając się bliżej bardki.

Myślę, że wręcz odwrotnie… raczej mi pomożesz.– powiedziała dziewczyna również przysuwając się bliżej wojownika.
Mam tylko nadzieję, że to ja nie będę przeszkadzać ci w odpoczynku.
-Odpocząć jeszcze zdążymy.. - Chciał dodać “po śmierci”, ale nie chciał psuć nastroju ponuractwem. Zamiast tego objął Andraste i złożył na jej ustach szybki, głodny pocałunek.

Bardka przycisnęła swe ciało mocniej do ciała wojownika zwracając mu równie płomienisty pocałunek i przewracając się razem z nim na jego posłanie by wspólnie oddać się rozkoszy.

Rashad odrzucił na bok niepokojące myśli na temat ilości kochanków elfki, które nasunęły mu się podczas rozmowy. Teraz nic innego nie miało znaczenia oprócz ich splecionych ciał i przyjemności, która pomagała zapomnieć o tych wszystkich troskach. Przebiegło mu przez myśl że powinni uważać żeby nie być zbyt głośno ale z drugiej strony czy miał się czegoś wstydzić? Po chwili już o tym nie myślał iż z namiotu można było usłyszeć jęki i inne odgłosy dość jednoznacznej natury.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 21-08-2019 o 00:22.
Lord Melkor jest offline  
Stary 21-08-2019, 09:11   #26
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Odpoczynek po całodziennym marszu czarodziej przywitał z ochotą. Zdjął z muła swoje manatki, odtroczył beczułkę i rozpoczął przygotowania do rytuału wymyślonego przez Magistra Leomunda. Niewielki domek wymagał solidnej podstawy, którą czarodziej nakazał przygotować swojemu niewidzialnemu słudze. Piasek, unoszony przez powietrzną istotę zaczął rozsypywać się na szczycie niewielkiej diuny, nieco górującym nad rozbijanym obozem, formując płaski jak stół okrąg, mniej więcej trzy metrowej średnicy. Namioty sprawnie wznosiły się do góry, odcinając się kolorowymi płachtami od gwieździstego nieba, a tymczasem gnom rozpoczął inkantację, przywołującą błyszczącą początkowo kopułę, półkolistego kształtu, dokładnie wypełniające wyrównaną część pustyni. Czarodziej wymościł sobie posłanie w bezpiecznym legowisku, umieszczając swoje juki, beczki i zapasy wewnątrz kopuły, szykując sobie wygodne miejsce do pracy i odpoczynku, po czym machnął ręką, zasnuwając zaokrąglone ścianki ciemnym dymem. Z zewnątrz przypominało to szklaną kulę, wypełnioną ciemnym dymem, niemal nieodróżnialną od ciemnego nieba. Od wewnątrz jednak, czarodziej doskonale widział, co działo się w obozie i choć dźwięk nie przedostawał się do środka kopuły, magik miał jeszcze jednego asa w rękawie. Spokojnie otworzył swoją księgę, i nakładając na siebie zaklęcie zrozumienia języków, sięgnął swoimi zmysłami poza kopułę, szukając swojego pierzastego pomocnika.

[media]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/8/21/15009920_Owl.jpg[/media]

Sowy były fantastycznymi stworzeniami i gnom nie mógł się nadziwić, jak natura mogła ukształtować tak doskonałą istotę. Cała czaszka sowy była zbudowana jak jedno wielkie ucho. Obracając głowę, zwierzę słyszało niemal całym sobą pozwalajac nawet na lokalizowanie źródła dźwięku z dokładnością której nie powstydziłby się zegarmistrz. Orryn zaś dzielił z sową pewną więź, którą zapewniało zaklęcie. Mógł wejść w zmysły stworzenia i używać go jak swojego, co oznaczało, że Orryn słyszał niemal każde tchnienie wiatru, każdy szmer piasku, osypującego się z okolicznych diun, i każde szarpnięcie płachty namiotu, targanego pustynnym wiatrem. Słuchać dźwięku a mieć wrażenie, że się go dotyka to zupełnie inna sprawa. Słowa wypowiadane przez ludzi w obozie prawie zostawały w powietrzu, i każde wyglądało inaczej.Te basowe głosy były jakby większe, bardziej postrzępione. Szczebioty kobiet ostrzejsze, ale krótsze. Najłagodniejsze w wyglądzie były odgłosy natury, choć osypujący się z diun piasek drażnił nieco uszy i rozpraszał czarodzieja jakimś niepokojącym rytmem. Nie zamierzał jednak rezygnować. Sowie oczy otworzyły się szeroko, pierś falowała od oddechu, a głowa obracała się na wszystkie strony, łowiąc dźwięki i przekazując je prosto do umysłu czarodzieja.
Podsłuchiwanie nie było specjalnie moralne i było uważane za wścibskie praktycznie w każdej znanej kulturze. Prywatność była szanowana, jednak gnom wiedział, że aby wyprawa zakończyła się sukcesem, pewne sprawy muszą zejść na dalszy plan. Postanowił jednak nie notować w pamięci czyichś prywatnych i osobistych sekretów. Interesowały go jedynie wątki związane z wyprawą, i wszelkie intencje, które mogłyby jej przeszkodzić.

Strażnicy, spokojni, znudzeni i z gruntu leniwi nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co działo się pomiędzy namiotami. Nie mieli jednak nic ciekawego do powiedzenia. Przez chwilę sowa śledziła poczynania dwóch kobiecych sylwetek, przemykających ze swojego namiotu do namiotu Rashada i Farshida. Gnom wiedział w jakim celu młode kobiety opuściły swój namiot i przeklął cicho swoją niefrasobliwość.
- Te diablice będą wkrótce na językach całej wyprawy...to nie przysłuży się morale. Trzeba będzie uważać na strażników..hmm- głowa chowańca obróciła się w ich stronę.
Sowa zatrzepotała skrzydłami, kiedy Orryn zamyślił się, na moment spuszczając chowańca z mentalnej smyczy.
Strażnicy dostrzegli nagły ruch stworzenia, cicho komentując to w swoim języku. Nerwowo wstali ze swoich miejsc przy ognisku dobywając broni.
- Cholerne ptaszysko. Słyszałem kiedyś, że zwierzęta przeważnie polują nocą. Pewnie pomylił jakąś szmatę z myszą - Sadib splunął w ognisko, po czym obaj znów przysiadli, nie podejmując już rozmowy.Normalnie, gnom nie zrozumiałby pewnie Makaradyjskiego, szczególnie żołnierskiego slangu i źle artykułowanej, prostackiej mowy wojowników, jednak zaklęcie zrozumienia języków działało doskonale i gnom rozumiał każde wypowiedziane słowo. Najwyraźniej nie zobaczyli wyjścia obu kobiet, co chwilowo było Orrynowi na rękę.
Wojownicy nie zajmowali jednak dłużej uwagi gnoma, który obrócił głowę chowańca w stronę namiotu Rashada.
- Zabawa...beztroska zabawa. Pfff - prychnął gnom kręcąc głową, nie zdając sobie sprawy, że spięty z nim mentalnie ptak powielał jego ruchy. Sowa opuściła głowę, i przez chwilę tak została, bez ruchu, niczym posąg. Orryn nadstawił uszu. Rozmowa dobiegająca z namiotu na którym przycupnął okazała się nieco bardziej interesująca, choć dobiegała już końca. Czarodziej jednak był nią tak głęboko zaaferowany, że jedynie dzięki swojej wrodzonej czujności, wzmocnionej nadnaturalnymi zmysłami chowańca usłyszał cichy łopot skrzydeł, które podobne do sowich, niemal nie pozostawiały dźwięku.
Najwyraźniej chowaniec czarodzieja nie był jedynym nocnym drapieżnikiem który jeszcze nie spał. Szum skrzydeł, świst pazurów, łopot długich uszu. Chowaniec Nadala.

Orryn poderwał swoją sowę w powietrze i skierował pazury chowańca prosto w górę, zręcznie unikając atakującego stworzenia, w którym rozpoznał króliko-ptaka.
Chowańce chwilę krążyły dokoła siebie, łopocząc skrzydłami, pikując i nurkując. Pióra bezszelestnie biły powietrze, pazury próbowały trafić przeciwnika, jednak żadne ze stworzeń nie pragnęło rozlewu krwi. Rozdzieliły się w powietrzu, patrząc na siebie i czekając na ruch przeciwnika, lub raczej rozkaz swojego pana.
Orryn wycofał swoją sowę poza zasięg chowańca Nadala, marszcząc brew. Stworzenie kapitana zajęło pozycję na szczycie jego namiotu, liżąc futrzaste pazury.
-Masz coś do ukrycia kapitanie Nadal...i dowiem się co to takiego. Wkrótce... - Orryn mruknął zamyślony, bębniąc palcami po obwolucie swojej księgi i na moment zerknął w górę, oczyszczając nieco szczyt swojej magicznej kopuły. Niebo po zmroku na pustyni oślepiało swoim majestatem.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/8/21/15009992_Sky.jpg[/MEDIA]

“Dom” pomyślał gnom, zadzierając głowę. “Będzie ciężko tam wrócić” pomyślał i pochylił głowę a ciemne myśli niczym całun przykryły ponownie schronienie gnoma, ukrywając go przed światem.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 21-08-2019 o 09:21.
Asmodian jest offline  
Stary 21-08-2019, 18:53   #27
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

Podczas gdy gigantyczny ptak obniżał lot, olbrzymie szpony nieubłaganie zbliżały się do pierwszej ofiary. Powietrze przeszył żałosny pisk, gdy grzbiet jednego z jucznych ganta został przebity przez podobne do włóczni pazury, które zacisnęły się mocno wyciskając życie z gada.

Skrzydlaty behemot nawet nie zauważył, gdy zanim wylądował w jego bok wbił się bełt, błyskawicznie wystrzelony z ręcznej kuszy Roshana.

Roc był jednym z największych i najgroźniejszych drapieżników zamieszkujących pustynie, więc nie oczekiwał nawet najmniejszego oporu ze strony mniejszych istot. Taka też była reakcja dwóch strażników. Na widok mitycznej bestii Sadib i Ramad padli na twarz, wzywając litości bogów.

- To wysłannik Ra! Spadła na nas boska kara! – wybełkotał Sadib.
- Wybacz nam o Ra! – wtórował mu Ramad.

Serca reszty podróżników nie zachwiały się jednak ani na chwilę i błyskawicznie odpowiedzieli na atak.

Usta Andraste wyszeptały zaklęcie, którego dźwięk niesłyszalny dla pozostałych został poniesiony wraz z pustynnym wiatrem do uszu roc'a. Głowa potwora eksplodowała bólem. Drapieżnik starał się czym prędzej odfrunąć jak najdalej od Eladrinki, lecz trzymane przez niego w szponach truchło ganta było mocno przywiązane do reszty jaszczurów grubą liną, uniemożliwiając mu ucieczkę.

Orryn również rozpoczął mistyczny zaśpiew. Jego czar jednak nie był skierowany w ptaka, lecz w Rashada, który zdążył już zeskoczyć ze swego rumaka. Moc zaklęcia sprawiła, że sylwetka wojownika zaczęła się przeobrażać. Jego kończyny wydłużyły wiś, a tors zaczął się rozrastać. W mgnieniu oka mężczyzna zamienił się w olbrzymią, muskularną małpę.

W międzyczasie Farshid nie marnował ani chwili i sam skorzystał ze swoich mistycznych mocy. Jego czar nie był subtelny – nie musiał być. Z jego spiżowego berła wytrysnęło pięć piekielnie gorących iskier, ciągnąć za sobą smugi czerwieni niczym z trzaskającego w ognisku polana. Z początku ich ruch był chaotyczny, gdy po szerokich łukach odlatywały na boki, lecz w mgnieniu oka zagięły swój tor i pomknęły w stronę szarpiącego się z liną ptaszydła, parząc bezlitośnie jego ciało.

Chociaż przyjął ciało wielkiej bestii, Rashad zachował swój chłodno kalkujący umysł, nawykły do zmieniających się często warunków bitwy. Miał już szansę współpracować z gnomem, więc wiedział, że ta nowa forma była jego zasługą. Słysząc jeszcze jak jego niski towarzysz ponagla go do złapania roc'a, jednym susem przeskoczył nad zdenerwowanymi jaszczurami, a jego mocarne ramiona uczepiły się cielska ptaka, sprowadzając go na ziemię. Wolną łapą udało mu się nawet jeszcze zesłać na grzbiet przeciwnika potężne uderzenie.

Sowa Orryna nieustannie latała nad związanymi w zapasach gigantami, starając się dezorientować gigantycznego ptaka.

Z drugiej strony nadbiegł Akram z obnażonym mieczem i wyprowadził dwa długie cięcia, zostawiając na ciele behemota krwawe rany.

Yasumrae zwinnie zeskoczyła z ganta na piach. Podeszła kilka kroków bliżej w stronę walczących, chwytając zwisający na piersi złoty symbol Bastet, lecz po zjeżonym, puchatym ogonie widać było, że bała się zanadto zbliżyć. Nie uciekała jednak, ani nie trzęsła się, zachowując poczytalnie. Zerknęła na rozszarpane ciało ganta pochwyconego przez Roca i wiedziała już, że nie będzie w stanie go uratować. Przymrużone przez moment powieki towarzyszyły pewnej urazie, bo mimo że tak sprawnie manipulowała życiem i śmiercią, wciąż daleko było jej do pełnej nad nimi kontroli.
- Wybacz.. - Szepnęła bardziej do walczącego teraz o przetrwanie roca niż kogokolwiek innego. Chociaż zwierzę chciało tylko nasycić głód, stało się dla nich zagrożeniem, a kapłanka musiała zareagować. Uniosła od piersi mieniący się w słońcu wizerunek kota, symbol swojej patronki.
- Bastet... Pani Uciechy... Stróżko Ogniska Domowego, wzywam twoje siły!

Kocica stojąc w bojowym rozkroku z dość spiętą sylwetką, jedną dłoń miała zaciśniętą na swym świętym symbolu, drugą uniosła otwartą ku niebiosom jakby wydzierała z nich jakąś energię.

„Daj bojownikom sił, aby ostali w tym boju i ochroń ich przed nieszczęściem. Niech melodia ich opowieści trwa, a jej kres przypadnie na inny dzień!” - Poprosiła swą boginię w myślach, czując jak moc przechodząca przez jej ciało frywolnie łaskocze i jeży jej futro.
Kończąc swą modlitwę tabaxi opuściła zadartą dłoń, zbliżyła ją do ust i z gracją dmuchnęła jakby posyłała pocałunek. Niewidzialne całuny magii powędrowały za jej myślą, okręcając się dookoła małpiego futra Rashada i wraz z wdychanym przez nozdrza powietrzem wnikając w jego ciało. Boska moc powędrowała spiralnie także do Akrama i El-Madaniego, przenikając ich niczym promienie słońca morską taflę.

Powietrze zaczęły przeszywać strzały, jedne celne, inne mniej. Rozwścieczony i spanikowany roc skierował cały swój gniew na przemienionego w małpę Rashada. Olbrzymie szpony przebiły jego ciało przygniatając do ziemi a ostry dziób rozorał pierś. Mimo to jednak wojownik zyskał dodatkowy zastrzyk energii, gdy do jego uszu doszedł melodyjny głos bardki i dźwięk jej melodii z jej skrzypiec, dodających mu sił. W tym samym głosie ukryty był również złowrogi szept, który ponownie skierowany został w ptaka, zadając mu potworny ból. Drapieżnik i tym razem nie mógł jednak uciec, zatrzymany w żelaznym małpim uścisku.

Wraz z czarem bardki w stronę drapieżnika poszybowały również zaklęcia Orryna i Farshida. Promień mrozu i dwa pociski czystej energii uderzyły w coraz bardziej sponiewieranego przeciwnika.

Rashad wzmocniony zarówno błogosławieństwem kapłanki jak i krzepiącymi słowami bardki, mimo potwornego bólu dalej mocno trzymał potwora, raz za razem uderzając go wielkimi pięściami.

Akram również starał się dosięgnąć bestię swym mieczem, lecz szamoczące się wielkie sylwetki sprawiły, że nie mógł wyprowadzić celnego uderzenia. Do szamotaniny jedna wreszcie dobiegł też Nadal. Kapitan ciął potwora wykonując jakiś zawiły manewr, podczas gdy ostrze jego miecza nagle zaczęło pulsować światłem.

Ostateczny cios padł jednak z zupełnie innej strony. Kocica widząc jak paskudne rany zafundował ten wielki ptak Rashadowi, czuła że jeśli czegoś nie zrobią, ktoś może wkrótce zginąć. I choć to zaprzeczało jakkolwiek zdrowemu rozsądkowi, rzuciła się w stronę roc'a biegiem, recytując cicho modlitwę. Dookoła jej długich pazurów zatańczył ciemny obłok energii, który pulsując nabierał na sile wraz z kolejnymi słowami padającymi z jej ust. Gdy tabaxi dobiegła do walczących, jej dłoń wyskoczyła z impetem do przodu, zatapiając się w piórach i dotykając mitycznego stworzenia.
- Dość już wycierpiałeś. Poddaj się mojej woli i odejdź do lepszego świata! - Krzyknęła stanowczo, opętana mocą kapłanka której ręka trzęsła się pochłaniając siły życiowe roc'a, wraz z jego agonalnym piskiem. Ten stopniowo ucichł, a tabaxi jęknęła, cofając dłoń, z której wciąż sączyły się malejące z każdą chwilą węże ciemnej energii.
- Zamknij oczy... - Powiedziała ciszej do ptaszyska, niemal troskliwie, gdy konające ciało zamierało, przestając walczyć. Domyślała się że roc chciał się tylko pożywić, ale nieszczęśliwie dla niego wybrał zły cel. Światło i noc, życie i śmierć, wszystko było naturalną strukturą świata, a kapłanka która skupiała się na ratowaniu tego najcenniejszego daru, potrafiła też go odbierać jeśli zaszła taka potrzeba.

Bestia zdążyła wydać z siebie jeszcze ostatni przedśmiertny pisk i osunęła się w ramiona będącego wciąż w postaci wielkiej małpy Rashada.

Walka zakończyła się praktycznie tak szybko jak się zaczęła, lecz dla niektórych każda miniona sekunda mogła wydawać się niczym godzina. W końcu nastała jednak cisza.



 
Koime jest offline  
Stary 03-09-2019, 21:50   #28
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Po walce

Upewniwszy się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, gnomi mag zdjął zaklęcie, które dotąd utrzymywało Rashada w jego nowej formie. Gdy wojownik wrócił wreszcie do swej dawnej postaci, po ranach wyrządzonych przez roc’a nie było już ani śladu.

Schowawszy sejmitar do pochwy Kapitan Nadal skierował gniewny wzrok w stronę dwójki swoich podwładnych. Później jednak zwrócił się do reszty karawany, gdy wszyscy podeszli bliżej.
- Czy ktokolwiek odniósł rany?
- Chyba jedynie Rashad… - stwierdziła eladrinka, przenosząc jednocześnie wzrok z Kapitana Nadala na wspomnianego wojownika.
- Wszystko w porządku?- spytała nieco zatroskana wciąż mając przed oczami to jak Roc ranił przeobrażonego przez Orryna mężczyznę.
Rashad przez moment przeleciał dookoła błędnym wzrokiem, nieco zdezorientowany po ponownej przemianie, zanim jego wzrok spoczął na Andraste.
-Nie, dziękuję, nic mi nie jest, rany które otrzymałem w tamtej postaci zagoiły się. - odparł już pewniej.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym zwróciła się do gnomiego czarodzieja.
- Twa magia panie jest naprawdę niesamowita. Nigdy nie widziałam by ktoś zmienił człowieka w tak wielkie zwierzę. - powiedziała z uznaniem. Sama znała tego typu zaklęcie, jednak zazwyczaj używała go do zmieniania wyjątkowo denerwujących natrętów w małe stworzonka typu myszy czy różnego rodzaju owady.
- Och, doprawdy...zbytek łaski młoda damo - uśmiechnął się pod nosem Orryn - po prostu spełniłem życzenie Rashada, który chciał, aby losy walki spoczęły w jego rękach. Tak, jak wspomniał mi ostatnio. Rashadzie, czy nie za bardzo dosłownie? - zachichotał czarodziej, zadowolony z psikusa - oczywiście, jedynie nieco wyrównałem szanse. Te obrzydliwetak stworzenia potrafią porwać słonia, albo nawet wieloryba z oceanu, a cóż dopiero szczupłego szlachcica. Cieszę się, że jedna z tych pierzastych paskud nie zrobi już nikomu krzywdy - zerknął groźnie w stronę truchła roca.
- A skoro już o tym mowa - Nadal zwrócił się do elfiego przewodnika - To co u licha się tutaj stało?
- Szczerze powiedziawszy nie mam bladego pojęcia - odpowiedział zmieszany elf - Roc’i nie powinny zapuszczać się tak daleko od swoich gniazd w górach. To że pojawił się w tych rejonach jest wręcz niespotykane.

Na te słowa Sadib ponownie zaczął mówić pod nosem coś o “boskim gniewie”, lecz karcące spojrzenie kapitana natychmiast go uciszyło.
Bardka spojrzała na ich elfiego przewodnika, który jeszcze dzień wcześniej tak dumnie zapewniał, że z jego udziałem, tej wyprawie nie grozi żadne niebezpieczeństwo. To jak szybko los zweryfikował jego słowa, było jednocześnie śmieszne i przykre. Po dłuższej chwili przeniosła wzrok na truchło nieszczęsnej ganty, która padła ofiarą drapieżnego ptaka.
- Szkoda zwierzaka… jednak powinniśmy sprawdzić, czy ekwipunek, który został umieszczony na jej grzbiecie jest cały i to co przetrwało umieścić na grzbietach pozostałych zwierząt… Można by także spróbować wyciąć z niej trochę mięsa i upiec na następnym postoju. W tych pustynnych warunkach nie powinniśmy pozwalać sobie na marnotrawstwo. - stwierdziła zwracając jednocześnie kierując swe spojrzenie na Kapitana Nadala.

El-Madani rozważał przez chwilę słowa eladrinki.
- Nie. Nie mamy czasu na wycinanie i obrabianie mięsa. Zapasów mamy dosyć by bezpiecznie dotrzeć do celu. Jesteśmy pewnie już zaledwie o kilka godzin od punktu przepraw. Przepakujemy ekwipunek i ruszamy dalej. Mistrzowi Orrynowi radzę zebrać kilka piór roc’a póki ma okazję. Takie rzeczy są nieczęsto spotykane.
- Nie wiem czy inne ganty ucieszyłoby że jemy ich kolegę.. - szepnęła kapłanka do Andraste wciąż zapatrzona w ciało Roca. Pomysł zjadania zwierzęcia które do tej pory było “przyjacielem” wydawał jej się szalony. Takie rzeczy jak zjadanie koni miały miejsce tylko na wojnach, podczas głodu lub w krajach gdzie żyli barbarzyńcy. Ten pomysł z ust bogatej i zadbanej elfki wydał się jej niemoralny. Była spokojna, bo wiedziała że nikt inny nie został ranny, głównie na tym skupiając swą uwagę od początku walki.
- Zamiast gadać bzdury o “boskim gniewie”, powinniśmy się raczej radować jak dobrze nam poszło, poradziliśmy sobie z takim potworem właściwie bez strat własnych, to bardzo dobrze rokuje naszej wyprawie, czyż nie? - Stwierdził optymistycznie Rashad.
- To prawda - zaśmiał się Akram, który właśnie kończył poprawiać swoje długie rękawy - Niech mnie kobra w zad ugryzie - przyznaję, że jestem pod sporym wrażeniem. Niewielu wojowników potrafiłoby zachować zimną krew w takiej sytuacji.
- Wszyscy dobrze się spisaliście, a jeśli kogoś “kobra w zad ugryzie” to proszę zgłosić się do mnie bym mogła zobaczyć ranę. - Powiedziała Yasumrae celowo pomijając pewne uchybienia ze strony kilku wystraszonych żołnierzy Nadala jednak zaraz dodała.
- Jeśli ktoś powątpiewa w to czy bogowie wspierają nas i naszą misję - zapraszam do wspólnej modlitwy przy kolejnym postoju. To co widzieliśmy teraz to nic w porównaniu z tym co nadejdzie, jeśli tak jak powiedział Wezyr przyjdzie nam się mierzyć z istotami otchłani.

Tymczasem tabaxi podeszła jeszcze do Farshida i uraczyła go tajemniczym uśmiechem.
- Potężną magią władasz.. jestem pod wrażeniem. Mama nie uczyła Cię że nie wolno bawić się ogniem?
Strzepnawszy rękawy swej luźnej białej szaty tak by na powrót zakrywała mu przedramiona i dłonie odwrócił wzrok od truchła roca i spojrzał na kapłankę z uśmiechem.
-Nawet jeśli to czy bedac juz wyrośniętą kocicą wszystko robisz tak jak kazała ci mama gdy byłaś mała?
Mrugnął do niej spod ciemnych brwi.
-Moja sztuka jest przydatna kiedy jeszcze jest jak i o co walczyć. Twoja zalśni kiedy reszcie się nie uda lub sami z siebie będą za słabi. Obym nigdy nie musiał pogratulować tobie bo będzie to znaczyło że otarliśmy się o śmierć.



Orryn pokiwał głową i podreptał w stronę swojego muła, szykując sztylet, i swoją torbę do której zamierzał zebrać komponenty. Wiedział, że z niektórych piór da się zrobić niesłychanie użyteczne amulety, zwane od imienia ich pierwszego twórcy, amuletami Qualla. Szybka inspekcja strat dokonanych przez ptaka ujawniła, że jeden z namiotów został rozszarpany. Na szczęście skórzane uprzęże jak i prowiant, które poza tym znajdowały się na grzbiecie zaatakowanego jaszczura były całe. Przewiązanie ganta i przeniesienie pakunków na wolne wierzchowe ganta poszło sprawnie i po dziesięciu minutach karawana była ponownie gotowa do drogi.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 03-09-2019 o 21:54.
Lord Melkor jest offline  
Stary 04-09-2019, 10:10   #29
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację

Około trzech godzin przed zachodem słońca, członkowie ekspedycji dotarli wreszcie do brzegu jednej z odnóg Niebieskiego Węża oraz ustawionego tam niewielkiego punktu przepraw. Rzeka migotliwie odbijała padające na nią promienie światła. Poziom wody o tej porze roku nie był może tak wysoki jak w okresie wylewów, lecz wciąż stanowił poważną przeszkodę dla wszystkich, którzy starali się przebrnąć na drugi brzeg. Z pewnością jedną z takich przeszkód mogły stanowić czające się tu lub tam krokodyle, odpoczywające hipopotamy, lub też... inne lokalne stworzenia.

[media]http://www.natgeokids.com/wp-content/uploads/2018/09/Nile-River-Facts-Image-2.jpg[/media]

Przy brzegu rozłożony był obóz, składający się z siedmiu dużych namiotów. Za nim zaś znajdowała się płaskodenna barka, częściowo wyciągnięta na brzeg. Łódź chwilowo stała pusta i nikomu chyba obecnie nie zależało, by przy niej pracować.

[media]http://i.pinimg.com/originals/37/08/d9/3708d93920c2b153968e70c9ddb87848.jpg[/media]

Nadal zeskoczywszy ze swego wierzchowca, zwrócił się do reszty.
- Wraz z mistrzem Yelvenem postaramy się o jak najszybszą możliwość przeprawy. Czy ktoś pragnie nam towarzyszyć?

- Ja chętnie pójdę. - zgłosiła się bardka. - Jakoś nie chce mi się stać i czekać jak kołek. - dodała idąc za mężczyznami.

- Ja również tam pójdę, może przyda się trochę… siły argumentów.. - skwitował Rashad, którzy najwyraźniej nie chciał oddawać pola innym.

- Przyda się wam ktoś rozsądny, Yelvenie. Pójdę z wami, tak, na wszelki wypadek. Fauna w tym miejscu może zaskoczyć niejednego...mistrza - czarodziej zrobił delikatny przytyk do elfa, który nie dostrzegł w porę nurkującego roca.

- A ja zostanę, inaczej zrobi się tam za duży tłok. - stwierdziła kapłanka przyglądając się barce z zaciekawieniem.

- Ja również zostanę. W razie czego ktoś musi zorganizować wam ratunek... - czarnoksiężnik oddał niedbały salut grupie ochotników.

Cała szóstka udała się więc w stronę namiotów. Na zawołanie elfiego przewodnika o to, czy ktoś tu jeszcze urzęduje, z jednego wyszedł pokaźnych rozmiarów, brodaty mężczyzna.

[media]http://i.pinimg.com/564x/0e/9b/b9/0e9bb95968ecbb2aa9e6cb83fcd56e22.jpg[/media]

- Witaj dobry człowieku. Potrzebna jest nam przeprawa na drugi brzeg, dla nas i naszych zwierząt. - zaczął Nylian kłaniając się lekko, lecz nie odwracając wzroku od rosłego męża.

- Witajcie podróżni - odpowiedział brodacz - Późno zaczyna się robić a was jest sporo. Zdecydowanie zbyt wiele na jedną przeprawę. Wróćcie jutro to pogadamy.

- Czas nas nagli i nie możemy sobie pozwolić na zwłokę. Dobrze zapłacimy - wtrącił Nadal chłodnym głosem.

Brodacz rozstawił jednak szeroko nogi i skrzyżował ramiona, wypinając potężną pierś.
- Głusi jesteście czy ptak wam nasrał do ucha? Powiedziałem już, że jest zbyt późno na więcej niż jeden kurs. Rozstawcie obóz, upieczcie sobie kiełbaski i wróćcie jutro!

- Drogi Panie, nasza sprawa naprawdę nie cierpi zwłoki. Dla człowieka z pana doświadczeniem nie powinno być chyba problemem wykonać dwóch kursów o tej porze, szczególnie, że podczas jednego na pokładzie będzie znajdować się tabaxi. - Andraste podjęła próbę przekonania mężczyzny za pomocą miejskich przesądów i magicznej sztuczki.

Twarz mężczyzny rozluźniła się, a surowa mina ulotniła się. Ujął podbródek w dłoń i potaknął kilkakrotnie ze zrozumieniem, gdy magia bardki zmieniała sposób postrzegania przez niego pewnych spraw.

Rashad na bezczelne słowa przewoźnika zmarszczył czoło z gniewu jednak na razie czekał na reakcję na słowa Andraste.

Z początku Kiya nie była specjalnie zainteresowana dołączeniem do reszty pochodu, ale gdy zobaczyła jednego z przewoźników zmarszczyła brwi i zerwała tyłek z miejsca. Łapki żwawo poniosły ją bliżej, a gdy dołączyła do reszty, wtrąciła się też w rozmowę.

- Jalaal..? - Kotka zmrużyła oczy, po czym bezceremonialnie wymijając Nadala doskoczyła do mężczyzny. Objęła go czy chciał, czy nie i uściskała, odrywając jego stopy od ziemi jakby nic nie ważył. Koci ogon wywijał w podekscytowaniu. - Od kiedy jesteś szczurem lądowym?!

Przewoźnik z wielkim trudem wydostał się z objęć tabaxi, śmiejąc się głośno.
- A niech to kulawa portowa kurwa kiłą zarazi! Yasu? Co też kochana pani medyk porabia na tym zadupiu?

Orryn patrzył spokojnie na rozmawiających. To był czas działania bardziej subtelnej części ich towarzystwa, a gładkie języki i tona pochlebstw, którą zarzucali siebie dnia poprzedniego mogły okazać się pomocne. Gnom spokojnie obserwował barkę, ze znawstwem sprawdzając stan poszycia, ewentualny takielunek i szukając jakichś słabych stron ich potencjalnego transportu. zadowolony z oględzin, spokojnie wydobył ze swojego muła swój kubek, nalał sobie porządnie, aż po brzegi z drewnianej beczułki przytroczonej do muła, a potem znalazł sobie kawałek porządnego kamienia, na którym przycupnął, aby obserwować rozmowę, i w międzyczasie niebo

- Dołączyłam do zespołu który wybiera się ratować gasnącą dynastię sułtana i chcę przy okazji znaleźć odpowiedzi na pewne pytania. Cokolwiek Ci przyjdzie na język uważaj jednak co mówisz bo pełno tu wysoko postawionych ważniaków, a i jest wśród nas dama i artystka.. - tu wskazała na Andraste - ..nie obyta z językiem morza. - Kapłanka puściła dawnego znajomego i stanęła w przyzwoitej odległości, nie przejmując się czy ktoś mógł poczuć się dotknięty prawdą z jej ust. - Nie myśl jednak że wymigasz się od odpowiedzi. Co robisz tak głęboko na lądzie?

Jalaal gwizdnął cicho i podrapał się po łepetynie.
- Na polecenie Jaśnie Panującego mówisz? Kto by pomyślał, że taki chujowy okrętowy kucharz, tak daleko zajdzie - urwał na chwilę - Jak pewnie pamiętasz po tej walce z piratami Krwawego Szakala, gdy prawie straciłem nogę, nie potrafiłem sobie poradzić z myślą o dalszym służeniu w marynarce. Miałem uzbierane trochę grosza i wraz z kuzynami udało nam się otworzyć tu tą skromną przeprawę… Gdyby nie twoja magia, pewnie żebrałbym teraz w jakimś obszczanym zaułku, nie wiadomo gdzie. Dałaś mi wtedy szansę na normalne życie.

Na słowa mężczyzny kocica napuszyła się nieco, nie ukrywając lekkiego oburzenia i poruszenia oceną jej kulinarnych umiejętności. Gdyby nie to że łapy miała “podszyte” poduszeczkami zapewne tupnęłaby, a jej powieki zatrzepotały kilka razy nim się odezwała.

- Zastąpiłam tylko kucharza, bo poległ podczas abordażu.. Sam mogłeś obierać ziemniaki dla całej załogi! - wykręciła kocimi wąsikami, uniosła otwartą dłoń z pazurami i po krótkiej pauzie dodała. - Trochę żałuję teraz że dla twojego dobra nie amputowałam Ci wtedy jąder. - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem i westchnęła krótko. - Czyli zdygałeś i próbujesz się ustatkować? Cóż, tutaj chyba wcale nie jest bezpieczniej, ale cieszę się że jesteś zdrowy. - powiedziała bez złośliwości.

- Hah! Gdybym to ja był odpowiedzialny za gotowanie pewnie miałabyś o wiele więcej do roboty jako medyk, a jedynymi, którzy byliby najedzeni, byłyby rekiny karmione truchłami zdechłych żeglarzy. A co do bezpieczeństwa, to tutaj życie jest o wiele bardziej spokojne niż na morzu… jeśli tylko wiesz czego oczekiwać. Właśnie tłumaczyłem tej bandzie, że nie pochwalam robienia kilku kursów o tej porze dnia, ale… coś… jakoś to co mówi ta elfka ma sens. W każdym razie płyniecie na własne ryzyko. Gotowa by znów wejść na pokład?

- Pewnie! - Rzekła hardo.

Reszta zebranych stała jak wryta na widok niecodziennego powitania, jak widać, starych znajomych. Pierwszy otrząsnął się Nadal, wtrącając się do rozmowy.
- No tak… ekhem… dobrze, że doszliśmy do porozumienia. Jeśli chodzi o cenę…

Kapitan nie zdążył dokończyć, gdyż przerwała mu podniesiona dłoń przewoźnika.

- Jak mógłbym policzyć mojej pani medyk za przewóz? Może na to nie wyglądam, ale mam swój honor, a nas żeglarzy obowiązuje pewien niepisany kodeks. Dostaniecie swój przewóz, ale psia mać nie miejcie mi za złe jeśli nie wszyscy postawią nogę na drugim brzegu.

-[i]Nie wszyscy postawią nogę na drugim brzegu?! Co masz niby na myśli, mam nadzieje że twoje czyny nie są tak pochopne jak twój niewyparzony język? Czy masz w ogóle pojęcie z
kim masz do czynienia?![i] - syknął Rashad. Chętnie dałby temu gburowi nauczkę...

Andraste wywróciła oczami, po czym położyła dłoń na ramieniu wojownika.
- Rashad… spokojnie. Panu chodziło prawdopodobnie o to, że wyprawa przez ten nurt o tej porze może wiązać się z pewnym ryzykiem. Nie ma o co się rzucać. - powiedziała spokojnym tonem.

Rashad odpowiedział Andraste zirytowanym spojrzeniem, ale uspokoił się.
- Bez obawy na razie nie zetnę głowy temu przemądrzałemy prostakowi. - odparł szeptem.


- Aye panienko! Żyjące w rzece stworzenia nauczyły się już, o których porach dnia jest największy ruch, a w związku z tym najwięcej niebezpieczeństw dla nich. Za dnia rzekę przemierzają chronione karawany i łodzie z towarami z dołu rzeki. Pod wieczór gdy jest ciemno: pijani głupcy, przemytnicy, lub ktoś kto chce pozbyć się trupów.

Tabaxi schowała twarz w dłoni słuchając jak jej znajomy przyznaje się do współpracy z przemytnikami i innymi typami spod ciemnej gwiazdy.
- Co dokładnie nam zagraża Jalaal?
- Ciężko powiedzieć. Gigantyczne krokodyle, hipopotamy, bollywugi. Gdy poziom rzeki jest wyższy to pewnie nawet i froghemoth się znajdzie.
- To może poczekajmy do jutra, jeśli ryzyko jest tak duże.

- Nie możemy sobie pozwolić na stratę czasu - Nadal pokręcił głową - Ruszamy teraz. Dzięki temu uda nam się przebyć jeszcze dziś trochę drogi.

- Albo zginie ktoś kluczowy dla powodzenia misji! Chciwość nie zawsze popłaca. - wtrąciła się kapłanka karcąco.

- Ruszamy dzisiaj! Mistrzu Jalaal, przygotuj proszę okręt.

-To teraz boimy się krokodyli i hipopotamów? Stawiałem czoła ifrytom i smokom... zresztą nasz doświadczony Kapitan na pewno zadba o nasze bezpieczeństwo…. - wtrącił szyderczo Rashad, unosząc brew i przenosząc spojrzenie pomiędzy kapłankę a tego całego “Kapitana”.
Eladrinka posłała nieco pretensjonalne spojrzenie w kierunku Rashada, szturchając go dyskretnie łokciem.

- Co w ciebie wstąpiło? - szepnęła cicho. - Nie po to go przekonywałam, żeby nas przeprawił przez ten nurt, żebyś to teraz popsuł swoimi zaczepkami… - dodała jeszcze ciszej.

Rashad wzruszył ramionami i odpowiedział swojej kochance równie cicho - Wybacz, jeżeli wszedłem ci w drogę, jestem już chyba zniecierpliwiony tą wędrówką przez pustynię… tak czy inaczej nie ufam temu całemu Jalaalowi, równiez dobrze może nas w pułapkę prowadzić, będę mieć na niego oko.

Gdy decyzja co do przeprawy została wreszcie podjęta, brodacz wyjaśnił podróżnikom, że z racji ich dużej liczby, niezbędne będą trzy kursy tam i z powrotem. El-Madani uznał, że jako odpowiedzialny za ryzyko jakie spada na karawanę, będzie brać udział z każdej z przepraw. Przed wyruszeniem zdawało się, że wyszeptał jakieś polecenie swemu skrzydlatemu zwierzęciu, gdyż ten prawie natychmiast poleciał w stronę przeciwległego brzegu. Elfi przewodnik zadeklarował zaś, że musi popłynąć jako pierwszy, by dobrze określić kierunek dalszej podróży. W pierwszej kolejności na pokład wprowadzono dwa juczne i trzy wierzchowe ganta oraz wierzchowca Nadala. Pierwszymi pasażerami byli również Kused, Roshan oraz Farshid. Jalaal sam nie brał udziału w przeprawie, pracę zostawiając dwóm swoim kuzynom i paru parobkom.
Po około godzinie, barka powróciła z Nadalem na pokładzie, gotowa by przyjąć kolejnych pasażerów i zwierzęta. Kolejne gady zostały wprowadzone na pokład, a wraz z nimi Akram Kain oraz Ramad. Towarzyszyła im również Andraste wraz ze swym koniem i wielbłądem.

Minęła kolejna godzina. Słońce powoli chyliło się już w stronę horyzontu, gdy łajba spokojnie czekała na finalny kurs. Gdy tylko pasażerowie zaczęli zbliżać się w stronę trapu z rzeki wyłoniły się dwa duże gady przypominające krokodyle, wybijając w powietrze fontannę wody. Stwory śpiesznie poczłapały w stronę zaskoczonych podróżnych, a z ich pysków wystrzeliły chwytne macki.

[media]http://orcedinburgh.co.uk/wiki/images/Mudmaw.gif[/media]
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 04-09-2019 o 10:12.
Kata jest offline  
Stary 08-09-2019, 12:56   #30
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

Dwie podobne do wielkich krokodyli bestie nagle wynurzyły się z rzeki tuż przy brzegu, całkowicie zaskakując wszystkich prócz gnomiego maga. Nie był on jednak na tyle szybki, by umknąć przed lecącymi w jego stronę długimi mackami, wystrzelonymi prosto z paszczy jednego z potworów. Jedyne co był w stanie zrobić to instynktownie postawić przed sobą barierę mocy, która odbiła jeden z ataków. Drugie odnóże przemknęło jednak pod magiczną tarczą i złapało czarodzieja za nogę. Nie tracąc opanowania nawet na chwilę Orryn aktywował szybkie zaklęcie. Stwór już cieszył się na myśl o przekąsce, gdy nagle jego ofiara ulotniła się, zostawiając po sobie jedynie obłok srebrnej mgły, sam zaś gnom zmaterializował się niedaleko namiotów.

Drugi gad obrał sobie za cel nieprzygotowanego do obrony Sadib'a, który oplątany tymi dziwnymi kończynami został unieruchomiony i skazany na łaskę mudmaw'a. Reszta drużyny w tym czasie doszła już do siebie po niespodziewanym ataku i czym prędzej ruszyła do akcji.

Miecz Rashada buchnął jasnym płomieniem, po tym jak ten szybkim ruchem wyciągnął go z pochwy i rozkazem aktywował magię broni. Błyskawicznie pojawił się przy gadzie, który zaatakował Sadiba i zalał go serią precyzyjnych pchnięć. Bestia ryknęła gdy ostrze raz za razem zagłębiało się w jej cielsku, a płomienie boleśnie paliły wnętrzności.

Yasumrae również doszła do siebie, lecz w przeciwieństwie do wojownika za nic w świecie nie chciała się zbliżać do monstra, które wyszło z wody. Na ledwie żywego już gada opadła podobna do płomienia świetlista energia, pozbawiając go życia i wypuszczając Sadiba z jego uchwytu, tabaxi zaś, niczym przestraszone kocię i z najeżoną sierścią, pomknęła w stronę namiotów.

Drugi potwór po tym jak pozbawiono go zwierzyny i widząc otępiałego wciąż żołnierza, skierował swe długie macki w stronę mężczyzny unieruchamiając go. Ten starał się jeszcze wyszarpać z owego uścisku, lecz potwór trzymał go zbyt mocno.

Marynarze w trosce o swe życie upuścili wszystko co mieli w rękach i uciekli szukając schronienia gdzie było to możliwe.

Orryn starał się jeszcze zahipnotyzować stwora jednym ze swoich czarów, lecz rozdrażniony mudmaw oparł się działaniu zaklęcia.

W tym momencie jednak z pokładu statku zbiegł Nadal i rozorał ciało gada swym ostrzem, które wręcz pulsowało od energii. Do walki dołączył również Rashad. Wojownik z niemal taneczną gracją zadawał kolejne ciosy swoim płonącym rapierem, jednocześnie wypowiadając słowa zaklęcia, które sprawiło, że ciałem potwornego krokodyla wstrząsnęła fala energii, niczym uderzenie pioruna.
- Patrzcie tchórzliwa hołoto jak walczy prawdziwy wojownik! - zawołał z pogardą w stronę podszytych tchórzem żeglarzy.

Kolejny stwór dokonał żywota. Ponownie dzięki męstwu i niezwykłym umiejętnościom śmiałków walka zakończyła się bez ofiar. El-Madani upewnił się, czy z Sadibem wszystko w porządku lecz mężczyźnie nic się nie stało. Wciąż był jednak przestraszony po tym, jak przed oczami miał jeszcze wizję paszczy potwora rozwierającej się w oczekiwaniu na posiłek i chwilę zajęło nim udało się go wreszcie uspokoić.

Mogli ponownie ruszać w drogę, aby dołączyć do reszty swych towarzyszy. Po tym jak wszyscy już naleźli się na kolejnym brzegu i wszystkie ganta były już odpowiednio przygotowane, karawana wyruszyła w kierunku swego odległego celu. Tego dnia udało im się jeszcze przebyć dwie godziny wędrówki. W trakcie tej krótkiej podróży reszta dowiedziała się o nagłym ataku mudmaw'ów i o tym jak wspólnymi siłami udało im się zażegnać niebezpieczeństwo.

Po rozstawieniu obozu na noc, wszyscy mogli sobie wreszcie pozwolić na odrobinę zabawy. Przy dużym ognisku piekła się już upolowana przez Nyliana niewielka antylopa, którą Yasumrae odpowiednio przygotowała, wykorzystując swoje zaskakująco dobre (w przeciwieństwie do tego co opowiadał Jalaal) zdolności kulinarne. Pyszny posiłek dopełniały gorące podpłomyki, pieczone figi i owoce, zebrane ze znajdujących się po drodze drzew oraz rozwodnione wino.
Wszyscy zdawali się zapominać o trudach wędrówki, ciesząc się z tego jak wspólnymi siłami udało im się pokonać stojące im na drodze niebezpieczeństwa.
Arkamowi udało się nawet przekonać Nadala do tego, by zagrał parę utworów na swym flecie, po czym Andraste uraczyła wszystkich cudowną grą na swych skrzypcach.
Kolejny dzień karawana rozpoczęła pełna werwy i z odnowionymi siłami. Po południu dało się już rozpoznać, jak bardzo krajobraz się zmienia. Im bardziej oddalali się od rzeki, tym roślinność starała się bardziej uboga, aż wreszcie dotarli do terenów gdzie nie sposób było znaleźć jakiejkolwiek drogi bądź traktu, a podłoże stanowił głównie martwy, popękany kamień. Rozgrzane powietrze falowało, co jakiś czas tworząc nawet złudzenia odległych osiedli lub stworzeń. Gdy iluzje znikały nie pozostawało jednak po nich nic, prócz pustka ciągnąca się w wydawałoby się nieskończoność. Słońce nawet we wczesnych godzinach bezlitośnie zsyłało żar na ziemię z pozbawionego choćby jednej chmury nieba.

Takie też otoczenie towarzyszyło grupie przez kolejne dwa dni, kiedy to sceneria zaczęła zmieniać się z kamienistej na piaskową. Chód stawał się coraz trudniejszy i męczący dla koni, które zapadały się w sypkim podłożu, piasek nie przeszkadzał jednak ganta, które cierpliwie człapały swymi szeroko rozstawionymi łapami.

Przez następne dwa dni podróżowali pod przewodnictwem Nyliana, aż im oczom wreszcie ukazał się ich cel.


[media]http://i.pinimg.com/564x/3f/23/6a/3f236a3229a431951698b64d478a7a18.jpg[/media]

Dumatat z pewnością nie dorównywało rozmiarami Nul Agbar, ale i tak było dość sporym miastem, jak na takie pustkowie. Nie raz widać było mieszkańców zdobiących swe domy i ulice różnymi kolorowymi wstążkami i materiałami, prawdopodobnie z uwagi na zbliżające się pojawienie wyroczni.
Karawana udała się w międzyczasie do jednej z gospód, których w mieście było zaskakująco dużo z jakiegoś powodu.
- Rozpakujcie się i odpocznijcie – Nadal zwrócił się do bohaterów – Ja wraz z Roshanem udamy się dowiedzieć czegoś o wizycie wieszczki. Kused, Ramad i Sadib, wraz z Mistrzem Yelvenem zaczną organizować uzupełnienie naszych zapasów u lokalnych kupców. Starajcie się nie opuszczać tego miejsca, zwłaszcza w pojedynkę. Dumatat znane jest jako jeden z największych rynków niewolników w kraju i podobno czasem jacyś nieuczciwi handlarze czają się na nierozważnych podróżnych – ostrzegł z wyraźną odrazą malującą się na twarzy – Powinniśmy wrócić przed zapadnięciem zmroku. Wtedy też zdecydujemy co robić dalej.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 09-09-2019 o 10:58.
Koime jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172