Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2019, 18:51   #111
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Lanteri była dla Manei świetnym przykładem osoby, która lubiła mieć kontolę nad pewnym obszarem swoich działań, ale gdy w jej otoczeniu pojawiał się ktoś, kto był silniejszy, bądź miał większy wpływ na otoczenie, nagle stawała się nerwowa i spolegliwa. Sprawa Kalizara idealnie to pokazała - Lanteri narobiła w gacie, bo straciła kontrolę. Nawet bosman wybałuszył oczy na jej słowa, co było nie do pomyślenia. Wszystko było w rękach wynajętych ludzi, którzy mieli dostarczyć kolejną część klucza. A skoro sama nie mogła tam popłynąć, to ich indoktrynowała, co mogą, a czego nie mogą powiedzieć. Wyraźnie była zdenerwowana, ale półelfki jakoś to nie dziwiło, skoro dostępu do części klucza bronił sam smok, którego matkę zabił mąż Varossy. Gdyby coś poszło nie tak, nigdy nie trafiliby do skarbu Jemmy Redclaw.

W innych okolicznościach Manea pewnie sama sabotowałaby rozmowy, bo coś tu ewidentnie nie grało, ale potrzebowała swojej części skarbu, więc po prostu zaciśnęła zęby i powiosłowała z Jamashem do Pierścienia. Smok nie kazał im na siebie długo czekać, a swashbucklerka aż otworzyła usta z wrażenia, widząc go z bliska. Był potężny w każdym aspekcie, a jego głos sprawiał, że włoski na plecach Manei stanęły dęba. Nie dziwiła się już Lanteri, chociaż zastanawiało ją, jak jej zmarły mąż był w stanie pozbyć się matki Kalizara. Mieli jakieś superdziało, z którego strzelali? Bo ten tutaj wyglądał na takiego, co spokojnie mógłby ich zabić jednym machnięciem łapy, bez zadawania pytań. Pochyliła głowę, gdy się odezwał, nie tyle na znak szacunku, co po prostu ze strachu. A w sumie to jednego i drugiego.

Półelfka odezwała się do Kalizara, ukłoniwszy się głęboko.
- Witaj, wspaniały i potężny Kalizarze. Nie zamierzamy zabierać ci więcej czasu, niż trzeba ani tym bardziej skazywać cię na nudę z naszej strony. Chcielibyśmy po prostu dostać od ciebie pozwolenie na przeszukanie wraku statku, za którym stoisz. Z tego, co wiemy, znajduje się tam sentymentalna pamiątka po ciotecznej babce ojca naszej przyjaciółki Anabell, która po prostu chciałaby ten przedmiot odzyskać.
Wciąż się pochylała, nie patrząc w stronę smoka. Miała nadzieję, że towarzysze za chwilę poratują ją w negocjacjach.
 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-09-2019 o 15:02.
Tabasa jest offline  
Stary 09-09-2019, 17:54   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strach dźwięczący w głosie Lanteri nie wpłynął pozytywnie na humor Darvana i jego stosunek do całej sprawy. Wyglądało na to, że pani kapitan nie jest taka twarda, jak to usiłowała wmówić swojej załodze. Na swoje szczęście miała kogoś, kto zamiast niej miał odwalić czarną robotę... i udowodnić, że są w stanie zapracować na swój udział w skarbie.
Taaa... Zdecydowanie lepiej, gdy kto inny zostanie zjedzony, a nie ty, prawda, pani kapitan?

Smok, jak się okazało, był czujny, zwarty i gotowy... na szczęście na tyle zaciekawiony, że nie zeżarł ich od razu, tylko zaszczycił rozmową.

- Na demony... - Darvan z zaskoczeniem spojrzał na smoka, po czym skłonił głowę. - Szlachetny Kalizarze... Jestem Darvan... Widzieliśmy cię w wizjach... niedawno... - Zaskoczenie brzmiało w jego głosie.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-09-2019, 15:37   #113
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Anabell miała ochotę strzelić zaklinacza po łbie. Wypaplał się o wizjach! Oby tylko te słowa nie sprowadziły gniewu smoka na pozostałych...
Bardka ukłoniła się teatralnie, słysząc swoje imię wychodzące z ust półelfki. Choć jej twarz nie wyrażała zadowolenia, kiedy się wyprostowała ponownie uśmiechała się.

- Ach, bogowie piękna zesłaliście na mnie widok potęgi i wspaniałości! Jego łuski błyszczą głębią wody, skrzydła zasłaniają wszelki widok nieba, a pazury na myśl przypominają najostrzejsze szable! Ciało przemawia mową siły i gracji. Niosący śmierć tym, którzy się mu przeciwstawią. Niebotyczny Kalizarze, władco tego miejsca, prawdą jest, jak wspomniała Manea, że poszukuję pamiątki moich przodków. Jest to jednak tylko błahostka przy samej możliwości przebywania w twojej obecności! Słyszałam powieści o tobie, ale nie oddają one tego co samej mi przyszło uświadczyć dzisiaj. Dlatego zastanawiam się czy w swojej łasce pozwolisz nam poszukać zaginionej pamiątki?

Bardka miała nadzieję, że jakoś uda jej się naprostować co w jej mniemaniu było popsute. Póki co wolała odwrócić uwagę od wspomnianych wizji. Ach czemu Darvan się nie trzymał tego co ustalili?
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-09-2019, 16:55   #114
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
- O żesz! - krzyknęła Aza, gdy smok po prostu się przy nich pojawił i zaryczał. Był potężny, niziołka kierowana strachem schowała się za Darvana. Gdy potężna paszcza nie opadła na nich po kilku sekundach zaryzykowała przyjrzenie się smokowi. Zwróciła szczególną uwagę na skrzydła i błony. Ucieczka powietrzem odpadała, ale może pod wodą by się udało w razie co.
Smok zapytał o ich imiona, niziołka trochę odetchnęła.
- Jestem Aza, miło cię poznać, hihihi - dziewczyna nerwowo zaśmiała się i wychyliła się lekko za Darvana oraz pomachała ręką smokowi. Rumieniec zaczął palić jej policzki, potężny smok chciał znać jej imię, to już coś.
- Nosi Pan bardzo ładny medalion, bardzo twarzowy. - skomplementowała wybór akcesoriów u smoka.
 
Ranghar jest offline  
Stary 12-09-2019, 08:04   #115
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Piękne słowa i oddany szacunek zrobiły na Kalizarze wrażenie, gdyż uniósł łeb wyżej, wyraźnie zadowolony, że kilkoro ludzi respektuje jego potęgę. Chełpiąc się tym, nawet nie zwrócił uwagi na słowa Darvana o wizjach. Jednak gdy Aza wspomniała o twarzowym medalionie, smok znieruchomiał i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niziołkę. Gdy zdawało wam się, że summonerka przypadkowo go uraziła, Kalizar po prostu... parsknął gromkim śmiechem, który rozniósł się dudnieniem po okolicy.
- Twarzowy... - Nie przestawał się śmiać. - A to dobre...
Był tak rozbawiony, że aż uderzył łapą w wodę, a waszą łódką zakołysało na boki. Po chwili, próbując opanować śmiech, zbliżył pysk do niziołki i szturchnął ją lekko pazurem w ramię, tak, że Aza momentalnie klapnęła na tyłku.
- Dawno nikt mnie tak nie rozbawił, dziewczynko - powiedział smok, wciąż rechocząc. - Udało ci się, a to bardzo ciężka sztuka. Dlatego pozwolę wam poszukać zaginionej pamiątki, tylko nie nadużywajcie mojej gościnności i zróbcie to szybko.

Gdy Kalizar znów wrzucił na siebie zaklęcie niewidzialności i zniknął wam z pola widzenia, Jamash rzucił się do wody na poszukiwanie rogu satyra.


Wrak "Kawalerzysty" zalegał kilkanaście metrów pod powierzchnią wody i był bliźniaczo podobny do "Wodnego Kruka". Smok nie obszedł się z nim gładko, wybijając dziury w obu burtach i łamiąc dwa żagle. Undine wpłynął do środka, mijając po drodze kilka ciał marynarzy, którzy zostali tu na zawsze. Na szczęście żaden z nich nie ożył nagle, więc Jamash począł sprawdzać kwatery pod pokładem. Mimo, iż działał szybko i sprawnie, dostanie się do niektórych mebli i szuflad było utrudnione ze względu na zniszczenia, jakie spowodował Kalizar. W końcu jednak, po niemal czterdziestu minutach poszukiwań i walki z przeciwnościami, kapłan odnalazł róg satyra ukryty w kwaterze kapitańskiej i powrócił do pozostałych.

Odpływając, pożegnaliście się grzecznie ze smokiem, który z pewnością obserwował was z niedaleka i szybko dopłynęliście do "Kruka". Gdy Varossa ujrzała przekazany jej przez undine róg, aż podskoczyła z radości.
- Brawo, brawo! Świetna robota! Kto wie, może zatrudnię was na stałe po tym zadaniu, bo ewidentnie przynosicie mi szczęście! - Krzyczała rozradowana, czym zdziwiła pozostałych członków załogi, którzy jej się przyglądali. - Jeszcze jeden róg... jeszcze jeden róg i położymy swoje dłonie na niewyobrażalnych skarbach Redclaw! Jesteśmy już bardzo blisko!
Pocałowała róg i krzyknęła do Gardaxa.
- Ster na Przystań Umarlaka, tam odnajdziemy ostatnią część klucza!
Lanteri ruszyła do swych kwater, a załoga do roboty i dość szybko opuściliście terytorium Kalizara, kierując się na zachód.


Jak dowiedzieliście się od Beliny i Jaspera, Przystań Umarlaka była niewielką, ale mocno zalesioną wyspą znajdującą się między wyspami Ushinawa a Rekinimi i na wielu mapach nawet nie była uwzględniana, choć ponoć zamieszkiwały ją plemiona jaszczuroludzi. W czasie dwudniowego rejsu niewiele się działo, toteż spędzaliście czas w swoim towarzystwie bądź znajdując sobie jakieś drobne zajęcia na statku. Jasper natomiast "umilał" wszystkim czas przygrywaniem na flecie, choć jego kaleczenia nikt nie mógł słuchać. Melodia zdawała się być całkiem przyjemna, jak zauważyła Anabell, ale chłopak zupełnie nie miał talentu muzycznego. Mimo to ćwiczył kilka razy dziennie, a zagadnięty o to, odpowiadał, że pisze pieśń na cześć całej załogi i przedstawi ją wszystkim, gdy odnajdą już skarb Jemmy Redclaw. Póki co, za każdym razem, gdy pojawiał się z fletem na pokładzie, od razu był przepędzany pod pokład prezez Julię lub Gardaxa.

Jeśli zaś o bosmana chodziło, zaczął więcej czasu spędzać w kajucie Lanteri, co nie zdarzało się wcześniej i potrafił przesiadywać tam nawet po kilka godzin. Być może kapitan ustalała z nim jakieś szczegóły odnośnie odnalezienia skarbu, lub po prostu miło spędzali ze sobą czas. Nie zamierzaliście w to wnikać, choć mieliście na niego oko. Drugiego dnia późnym rankiem w końcu dopłynęliście do rzeczonej wysepki - "Kruk" przepłynął wolno przez cieśninę, która niemal łączyła obie strony lądu, jednak ze względu na płycizny, chwilę później została rzucona kotwica. Na wyspę należało dopłynąć łodzią wiosłową, co akurat dla was nie stanowiło problemu.


Szeroka, piaszczysta plaża przechodziła w gęstą dżunglę, pośród której słychać było piękny śpiew ptaków a nieopodal dostrzegliście niewielki, ale wartki wodospad, wpadający do morza. Pogoda była idealna - słońce prażyło, na niebie nie widzieliście żadnej chmury. Na pierwszy rzut oka Przystań Umarlaka wyglądała na fantastyczne miejsce na osiedlenie się, jednak takie wysepki kryły swoje niebezpieczeństwa i doskonale zdawaliście sobie z tego sprawę. Na wezwanie Lanteri zabraliście swój ekwipunek i spotkaliście się z nią na pokładzie. Od momentu znalezienia rogu satyra była w świetnym nastroju.

- Przed wami ostatnia, być może najtrudniejsza część zadania... trzeba odnaleźć róg jednorożca. - Rozwinęła naszkicowaną na kawałku pergaminu mapę i okazała ją wam. - Dopłyniecie do plaży, a potem przedrzecie się przez dżunglę do starego klasztoru Gozreha. Nie można zrobić tego inaczej, gdyż, jak sami widzicie, cały ląd otoczony jest stromymi i wysokimi skałami, po których nie dalibyście rady się wdrapać. Sam klasztor od dawna stoi opuszczony przez kapłanów Gozreha, ale oczywiście możecie natrafić tam na inne kłopoty, więc bądźcie ostrożni. Z moich informacji wynika, że ostatnia część klucza znajduje się niewielkiej komnacie za główną kaplicą świątynną. Na miejsce powinniście dostać się w ciągu dwóch-trzech godzin, więc jeśli nie będzie jakichś poważniejszych problemów, powinniście wrócić do nas przed wieczorem. Macie jakieś pytania? - Spytała, zwijając mapę i wręczając ją Jamashowi.

 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 12-09-2019 o 08:12.
Mroku jest offline  
Stary 12-09-2019, 21:40   #116
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ MG i Kerm <3

Okazało się, że nie trzeba było słodzić Kalizarowi, wystarczyło powiedzieć coś śmiesznego. Ale takiego nieporadnie śmiesznego. Nieintencjonalnie śmiesznego. No i Azie się udało i jak zwykle ratowała ich z sytuacji, bo smok po jej słowach pozwolił im przeszukać wrak. Jamash już wcześniej mówił, że zrobi to sam, więc nie zamierzała mu przeszkadzać, czy zużywać pereł oddychania pod wodą. Nie sądziła jednak, że to wszystko potrwa aż tak długo. Zdziwiła się, że Kalizar nie stracił cierpliwości, chociaż najważniejsze, że towarzysz odnalazł kolejną część klucza. Manea chciała się stąd wynieść jak najszybciej, bo choć smoka widać nie było, to nie mogła opędzić się od wrażenia, że cały czas ich obserwuje i gdy zachce mieć taki kaprys, po prostu ich zaatakuje. Na szczęście dotrzymał słowa i nic takiego się nie zdarzyło.
- Mała ciałkiem, ale sprawna umysłem. - Dorzuciła do pochwał Azy, gdy Darvan skończył. - Znowu nas ratujesz, tym razem w inny sposób. Jesteś jak taki nasz szczęśliwy talizman. Oby do końca, Kochana. - Puściła jej oczko, wiosłując w stronę "Kruka".

Radość Lanteri, gdy otrzymała róg, wcale jej nie dziwiła. Manea sama się cieszyła, że są coraz bliżej skarbu, który osobiście przybliży ją do celu. Cały czas pamiętała o zabójcy ojca, chociaż obecnie nie chciała już, by Jamash był częścią jej załogi, która pomści Madocka. Za pieniądze ze skarbu zwerbuje sobie innych ludzi, całkowicie jej podległych. Jamash mógłby stanowić niepotrzebny problem. Problem, który mogłaby chcieć wyeliminować. Takie myśli przebiegły jej przez umysł i sama dziwiła się, że tak pomyślała. Najwyraźniej jednak zmieniała się pod wpływem ostatnich wydarzeń, wszelakich rozmów i otoczenia. Poza tym nie chciała mieć blisko siebie kogoś, kto podważał każdy jej ruch. Dopóki wiązała ich umowa z Varossą, Manea miała zamiar pomagać undine, gdyby tego potrzebował (bo i on by na pewno pomógł jej), ale potem nie zamierzała wiązać z nim dalszych planów.


Mając wolne, Manea wpadła na pewien pomysł, ale żeby wszystko się udało, potrzebowała miejsca, gdzie będą mogli zaszyć się z Darvanem z dala od pozostałych. Wiedziała, że Julka raczej nie będzie chciała odstąpić im pokoju, a Belinę trochę krępowała się o to prosić, więc padło na Jaspera. Najsłabsze ogniwo. Wyczekała moment, kiedy chłopak będzie znowu trenował na flecie tę swoją kocią muzykę i gdy Gardax kazał mu się zamknąć w pokoju i tam pogrywać, Manea zeszła pod pokład, ruszając wprost do "Buźki". Słysząc fałszowanie dochodzące zza drzwi zapukała mocno, a gdy nie uzyskała odpowiedzi, po prostu zaczęła w nie walić pięścią. Dopiero po dłuższej chwili granie zamilkło i usłyszała zaproszenie do środka.


Pokój Jaspera był bardzo skromny, gdyż składało się na nie łóżko stojące pod ścianą, komoda i stolik, przy którym siedział niedoszły kompozytor. Zdziwił się, widząc Maneę.
- Coś się stało? - zapytał, odkładając flet.
- Tak i nie. To drobiazg w zasadzie - odparła półelfka, siadając obok niego na krześle. - Jak ci idzie?
- Słabo, ale chyba coraz lepiej. Mam w głowie całą melodię i wiem, co chcę zagrać, ale brakuje umiejętności
- skrzywił się.
- Może powinieneś iść z tym do Anabell? Ona jest w tym dobra, miała nawet kiedyś swój zespół, więc na pewno ci pomoże. - Manea uśmiechnęła się do niego.
- Do Anabell? Daj spokój... dopiero bym się stresował i wychodziłoby jeszcze gorzej, niż teraz - odrzekł i westchnął ciężko.
- No jak chcesz, ale przemyśl to jeszcze. Albo porzuć ten pomysł z piosenką. - Swashbucklerka wzruszyła ramionami.
- Nie, nie mogę porzucić. Postawiłem sobie za cel napisać i zagrać coś dobrego i muszę to zrealizować. Zobaczę, jak mi nie będzie szło, to może jednak pomyślę o Anabell... a co ciebie do mnie sprowadza? Też masz już dosyć mojego muzykowania?
- Nie... znaczy tak... znaczy nie przez muzykowanie tu jestem.
- Uśmiechnęła się do niego. - Jeśli dobrze liczyłam, to dzisiaj wieczorem powinieneś mieć swoją wachtę, czy tak?
- Nooo taaak...
- "Buźka" spojrzał nagle na półelfkę z niepokojem w oczach i zupełnie nieświadomie zaczął przeciągać słowa.
- Spokojnie, nie mam na myśli niczego strasznego. - Manea zaśmiała się. - Po prostu chciałabym, żebyś "wynajął" mi swój pokój na tę noc. Chciałabym spędzić trochę czasu sam na sam z Darvanem, wiesz, lubimy się bardzo i...
- To znaczy, że między nami nic nie będzie?
- Wyskoczył nagle z pytaniem Jasper.
- No niestety, ale nie - odparła Manea najdelikatniej, jak umiała.
- Rozumiem. Właściwie to miałem jeszcze nadzieję, ale lepiej postawić sprawę jasno. A co do pokoju, to nie wiem... wy macie swoją główną kwaterę sypialnianą, jak się Lanteri dowie, że ci oddałem klucz na noc, to mogę mieć kłopoty.
- Ale się nie dowie, obiecuję
- powiedziała Manea. - Zresztą, nie widziałam, żeby ona w ogóle pod pokład schodziła, albo wieczorami wychodziła ze swojej kajuty. Proszę cię, Jasper, to dla mnie ważne. - Manea spojrzała na niego, robiąc najbardziej uroczą minkę.

"Buźka" westchnął ciężko.
- No dobra, niech będzie - odparł. - Przyjdź do mnie przed wachtą, dam ci klucz. Tylko proszę mi nie grzebać w moich rzeczach i rano jak wrócę, chcę mieć wszystko tak, jak to zostawiłem. Czyli porządek - wcelował w nią palec wskazujący.
- Wierz mi, nie będziemy mieć czasu, by grzebać w twoich rzeczach, czy robić bałagan - odparła z szerokim uśmiechem Manea. - Dziękuję, Jasper, jesteś prawdziwym skarbem. - Półelfka chwyciła jego twarz w obie dłonie i złożyła pocałunek na czole chłopaka.
- No jestem, tylko niewielu to dostrzega - odrzekł szermierz. - Muszę wracać do swojej muzyki...
- A tak, jasne, już mnie nie ma
- Manea poderwała się z krzesła i ruszyła do wyjścia. - Gdyby ci nie szło, pamiętaj, że możesz pogadać z Anabell. Ona ci pomoże.
- Tak, wiem, pamiętam.
- Do zobaczenia później.
- Dziewczyna pożegnała go uśmiechem.
Nim zdążyła zamknąć drzwi, Jasper znów zaczął fałszować na flecie.


Wieczorem pierwszego dnia, gdy Jasper udał się na swoją wachtę i przekazał Manei klucz do swego pokoju, półelfka zaniosła tam butelkę wina i dwa kieliszki, ustawiła też kilka świec na stoliku i je odpaliła, by nadać miejscu klimatu. Potem wyszła na pokład, gdzie przy jednej z burt znalazła Darvana. Podeszła do niego i przytuliła się od tyłu, obejmując jego pierś obiema rękoma.
- Myślisz o czymś konkretnym? - Zapytała, uśmiechając się, gdy policzkiem przylgnęła do jego pleców. Czuła się jak najbardziej na miejscu.
Darvan, po ułamku chwili, potrzebnej na opanowanie zaskoczenia, położył dłonie na dłoniach dziewczyny.
- W tej chwili już tak - odpowiedział.
- No proszę, jestem fantastyczną nakierowywaczką twoich myśli na konkretne rzeczy. - Zaśmiała się. - A tak poważnie? Coś cię martwi? Czy po prostu napawasz się chwilą ciszy, wolną od kaleczenia muzyki Jaspera?
- Napawałem się pięknem krajobrazu... Te fale, słońce pogrążające się w morskich odmętach... Ale jesteś zdecydowanie ciekawsza, niż te krajobrazy…
- Widok rzeczywiście jest piękny - powiedziała, wciąż wtulając się w jego plecy. - Mam jednak dla ciebie niespodziankę, która przebije te widoki i uczucia, jakie im towarzyszą. - Wydobyła prawą dłoń spod jego dłoni i sięgnęła do kieszeni, po czym pokazała mu klucz. - To jest właśnie ta niespodzianka.
- Klucz do twego serca? - zażartował. Ujął jej dłoń i zbliżył do oczu, jakby chciał się lepiej przyjrzeć.
- Możliwe, że nawet do czegoś więcej, niż serca - szepnęła mu do ucha, po czym wyswobodziła się i chwyciła go za dłoń, ruszając pod pokład. - Chodź, pokażę ci.
Zachowanie dziewczyny było na tyle interesujące (i nasuwające różne skojarzenia), że Darvan bez chwili namysłu poszedł za Maneą.

Zeszli szybko pod pokład, jednak dziewczyna zamiast zaprowadzić go do części, w której spali, poszła w przeciwną stronę, w miejsce, gdzie mieściły się kwatery starszej stażem załogi. Podeszła do jednych z kilku drzwi po lewej stronie korytarzyka i szybko otworzyła je kluczem trzymanym w dłoni, po czym wciągnęła Darvana do środka i zakluczyła z powrotem drzwi, zostawiając klucz w zamku.
- Poprosiłam Jaspera, by pożyczył nam pokój na noc - powiedziała, uśmiechając się zalotnie. - Był trochę zmartwiony, że mu ze mną nie wyjdzie, ale jednak się zgodził na użyczenie pokoju. Dzięki temu możemy sobie tu… miło spędzić czas.
Odsunęła się i Darvan zobaczył łóżko pod ścianą, komodę, na której stały dwa kieliszki i wino, oraz stół, na którym znajdowało się kilka świec.
- Bo kto powiedział, że kobieta nie może przygotować czegoś dla mężczyzny, na którym jej zależy, czyż nie? - Puściła mu oczko i ruszyła do komody, by nalać wina.
- Zaiste, nikt - odparł Darvan, po czym, miast pozwolić Manei na zrobienie choćby kroku, chwycił ją w pół i przyciągnął do siebie.
- Jesteś wspaniała - powiedział cicho.
- No to jest nas dwoje - odparła, uśmiechając się i gładząc go dłonią po policzku. - Tyle się ostatnio działo, że postanowiłam nie czekać na jakiś odpowiedni moment i ukrywać swoich uczuć do ciebie, bo może się okazać, że albo ja albo ty nie dożyjemy tego “odpowiedniego momentu”. Trzeba czerpać z życia, póki się żyje.
Po tych słowach pocałowała go namiętnie, by ich języki złączyły się w tańcu pożądania.

Darvan co prawda nie byłby sam z siebie taki szybki (by pospieszne działania nie zniechęciły partnerki), ale nie miał nic przeciwko takiemu rozwojowi zdarzeń. Z zapałem odpowiedział na pocałunek. Całując się namiętnie i z ogromnym pożądaniem, poczęli się rozbierać, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku i spędzić ze sobą przyjemne chwile. Manea miała problem ze sprzączką jego pasa, jednak Darvan szybko załatwił ten problem, a ona w tym czasie zrzuciła swoją koszulę, odkrywając w nikłym świetle świec dość spore piersi o brązowych, sterczących sutkach. Przylgnęła do niego, całując i podgryzając po szyi.
Aktywność Manei w niczym nie przeszkadzała Darvanowi, którego dłonie błądziły po ciele dziewczyny, zajmując się zarówno pięknym biustem, jak i kształtnymi pośladkami. Nadzy, szybko wylądowali w łóżku, nie odrywając się od siebie nawet na moment. Manea powędrowała dłonią między nogi Darvana, by zacisnąć dłoń na gorącej, sterczącej męskości zaklinacza. Poczęła ją masować, wciąż namiętnie go całując. Czuła, że sama zaczyna robić się mokra.

Darvan nie był egoistą i na pocałunki odpowiadał pocałunkami, a na pieszczoty pieszczotami, którymi obdarzał coraz bardziej wilgotne miejsce między udami dziewczyny, od czasu do czasu delikatnie wsuwając palce w głąb gorącej i ciasnej szparki. Manea oddychała szybko i płytko, czując palce Darvana wewnątrz siebie. W odpowiedzi przyspieszyła ruchy dłoni na członku, ale nie tak, by mężczyzna nagle doszedł. Drugą dłonią wbijała paznokcie w jego plecy, aż w końcu ułożyła się wygodnie na plecach i wprowadziła jego męskość do swojej wilgotnej kobiecości, nie odrywając się od ust zaklinacza. Zaklinacz już dość dawno nie był z żadną kobietą, ale starał się pamiętać o tym, że przyjemności należą się obu stronom. Dlatego też nie dążył do jak najszybszego finału i starał się dostarczyć Manei jak najwięcej przyjemności. Odwzajemniał też pocałunki, a jego palce błądziły po ciele dziewczyny, jakby w poszukiwaniu wrażliwych punktów.


Kochali się tej nocy kilka razy, nie mogąc nacieszyć się własnymi ciałami i za każdym razem szczytując. To był czas, gdy oddawali się swoim namiętnościom powoli, zgłębiając własne fantazje by uszczęśliwić partnera. Wiedzieli, że nieprędko to powtórzą, dlatego chcieli dać z siebie wszystko i spróbować wielu rzeczy, póki mogli. Czas zdawał się płynąć powoli, gdy ich zmęczone, spocone ciała były jednością i wciąż obopólnie chciały rozdawać rozkosz. W końcu jednak zasnęli, wtuleni w siebie a niedługo później musieli wstawać, gdy Julia rozbudziła ich, uderzając w dzwon na pokładzie. Niewyspani, niemal niekontaktujący z rzeczywistością wygrzebali się z łóżka, ubrali na szybko, ziewając, po czym powlekli z kajuty Jaspera na hamaki, gdzie spała reszta załogi. Manea jeszcze uśmiechnęła się tylko z radością i spełnieniem wypisanym na twarzy do Darvana, nim po prostu padła na swoje miejsce. Nie było szans, by ktoś ją wyciągnął na pokład w ciągu kilku najbliższych godzin. Musiała odespać, ale czuła się tak szczęśliwa i spełniona jak nigdy wcześniej. Zakochała się w tym zaklinaczu, nie miała już co do tego wątpliwości.


Kolejny dzień, nim dotarli na miejsce, był jakby oderwany od rzeczywistości. Manea czuła dziwne mrowienie poniżej serca, a gdy tylko widziała Darvana, co chwilę wymieniała z nim kilka słów, czy choćby szukała kontaktu ich dłoni. Poprzednia noc była tak magiczna, że niemal nierealna i półelfka musiała samą siebie przekonywać, że to wszystko była prawda i że to się naprawdę wydarzyło. Czuła sie bardzo szczęśliwa, bo wiedziała, że w końcu ma kogoś, kto pójdzie za nią, choćby się paliło. To bardzo pomagało patrzeć pozytywnie na każdy dzień i podbudowywało.

Po dotarciu do Przystani Umarlaka, wysłuchała Lanteri, zerkając z ukosa na mapę, którą przedstawiła. Gdy zostali sami, Anabell zaproponowała całkiem dobre rozwiązanie.
- Tak sobie myślę, a może by tak skorzystać z przecudnych zdolności Azy? Może jakieś potężne ptaki by przyzwała i by bas zaniosły po prostu na górę? Co wy na to?
- Dobry pomysł.
- Manea uśmiechnęła się i spojrzała na niziołkę. - Dasz radę zrobić coś takiego, Kochana?
 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 14-09-2019 o 09:01.
Tabasa jest offline  
Stary 13-09-2019, 14:00   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
I znów okazało się, że najważniejszym członkiem ich małej drużyny była Aza. To jej piękne słówka nastawiły pozytywnie smoka. A sądząc po wyglądzie "Kawalerzysty" bestia była groźna i nieskora do żartów i walka z nią mogłaby się bardzo źle skończyć. Oczywiście nie dla smoka...

- Muszę powiedzieć, Azo, że zdecydowanie już zapracowałaś na swój udział w łupach - powiedział Darvan. - Jak widać, potrafisz się dogadać ze wszystkimi stworzeniami dużymi i małymi - dodał już mniej poważnym tonem.

Lanteri cieszyła się jak dziecko, a w jej oczach i głosie płonęło coś, co śmiało można było nazwać gorączką złota.
Pytanie brzmiało, czy pani kapitan zechce dotrzymać słowa i podzieli się nim z "drużyną bojową", czy też dojdzie do wniosku, że jej to bogactwo bardziej się przyda. No i jak zareagują inni członkowie załogi, których udział w zdobytym skarbie byłby większy, gdyby Darvanowi i jego towarzyszom przytrafiła się seria nieszczęśliwych wypadków. Oczywiście już po zdobyciu tych wielkich bogactw.
Może o tym rozmawiali w zaciszu kapitańskiej kajuty Lanteri i Gardax? Bo w radosne igraszki tej dwójki Darvan jakoś nie wierzył.
A swoją drogą... Wizja dalszej współpracy z panią kapitan niezbyt mu odpowiadała, a to też mogło się Lanteri nie spodobać.


Dni podróży do Przystani Umarlaka minęły szybko i przyjemnie... a nawet zbyt szybko, jak na gust Darvana. No ale miłe wspomnienia nie mogły zniknąć, a miłe chwile wszak można było powtórzyć przy sprzyjającej okazji.

Noc spędzona z Maneą była cudowna i na zawsze utrwaliła się w pamięci zaklinacza.
Ale cóż... cudowności cudownościami, lecz skutki tego nocnego szaleństwa mogły być długofalowe i, z czego zaklinacz miał świadomość, różne. I nie tylko pozytywne.
To, co stało się w nocy, to nie były zwykłe obłapianki, po których uczestniczące w łóżkowych igraszkach osoby mówiły "Fajnie było" i rozchodziły się w różne strony.
I nie chodziło bynajmniej o to, że Darvan, gdy tylko Manea była w pobliżu, miał ochotę zaciągnąć ją w jakiś ciemny kąt i powtórzyć choćby część czynności, jakimi z zapałem zajmowali się poprzedniej nocy. To była świadomość tego, że sympatia, jaką czuł do dziewczyny od samego prawie początku, przekształciła się w coś więcej, w coś wykraczającego poza fizyczny pociąg i daleko wykraczającego poza takie uczucia jak przyjaźń czy lubienie się.
Na szczęście wyglądało na to, że i Manea nie uważa tej nocy za jednorazową przygodę.

Każdy jednak wiedział, że uczucia, nawet odwzajemnione, pociągały za sobą konsekwencje, nie tylko w stylu uzyskania odpowiedzi na pytanie "skąd się biorą dzieci".
Pozytywne uczucia i związki między osobami różnych płci wpływały na relacje wewnątrz grupy, a to, że ktoś stawał się ważniejszy od innych wpływało również na zachowania w stosunku do tejże osoby, której dobro stawało się ważniejsze, niż dobro pozostałych. A gdy się zaczynało dbać o czyjś tyłek bardziej, niż o własny, to mogło się to źle skończyć dla dbającego.
O takich drobiazgach jak głupie docinki nie warto było wspominać, ale zazdrość lub zawiść - to już było coś innego, znacznie groźniejszego. Co prawda nie wyglądało na to, by, na przykład, Jamash interesował się Maneą, ale... różnie to bywało. Niektórzy dopiero po jakimś czasie orientowali się, że jabłka w ogrodzie sąsiada są smaczniejsze. A szczęście jednych gryzło innych (przynajmniej niektórych) w oczy.
Najlepiej było nie afiszować się zbytnio z uczuciami (lecz jak to robić, gdy szybki pocałunek na dzień dobry to było dużo za mało, a ręce same wyciągały się do uścisków) i oddawać się myślom o Manei tylko wtedy, gdy nic nikomu nie groziło.


Co prawda nazwa wyspy nie brzmiała zachęcająco, ale kto by tam wierzył w magię nazw... Wszak z tego, że w Pierścieniu Kalizara spotkali smoka o tym imieniu nie znaczyło, że w Przystani będą jakieś truposze, prawda? Ale rzeczą jasną było, że należało uważać i rozglądać się nie tylko za jaszczuroludźmi. Co pokazywała wizja? Cyklopa? A to było mniej optymistyczne...
Na wszelki wypadek lepiej było trzymać się razem i trzymać broń w pogotowiu.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-09-2019 o 13:33.
Kerm jest offline  
Stary 13-09-2019, 22:31   #118
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Anebell była osłupiała, że smok “po prostu” został rozbawiony i to wystarczyło. Z nadąsaną miną usiadła na łódce wcale nie ciesząc się z dokonania Azy. Co to będzie za opowieść jak niziołka ratowała ich z każdych perypetii? Cóż od czego było naginanie prawdy na potrzeby historii. Trzeba będzie nieco bardziej popłynąć z wydarzeniami, aby cała ballada była godna śpiewania a nie byłą fraszką.

- Tak, tak, dobrze się spisałaś - dodała od siebie do pochwał dla niziołki. Resztę czasu siedziała naburmuszona myśląc nie wiadomo o czym w ogóle nie przejmując się otoczeniem. Nawet radość Lanteri nie podniosła jej na duchu. Musząc sobie poradzić z burzącymi się emocjami bardka zaszyła się na statku na trochę w samotności.

Było godzinę po obiedzie, gdy Jasper podszedł do siedzącej na schodkach prowadzących na rufę Anabell.
- Hej, nie przeszkadzam? - Zapytał nieco niemrawo.
- Absolutnie! Co cię dręczy? - bardka wyrwała się z zamyślenia.
- Rozmawiałem z Maneą i ona podsunęła mi pewien pomysł... - "Buźka" usiadł obok rudowłosej i odchrząknął. Anabell poczuła od niego zapach gorzałki - czyżby młody bawidamek napił się trochę dla kurażu? - Mówiła, że ty miałaś zespół i że znasz się na muzyce... a ja właśnie jestem w trakcie pisania piosenki na cześć załogi i nie idzie mi to jakoś za dobrze. Dlatego pomyślałem, że może byś mi pomogła? - Spojrzał na nią, uśmiechając się lekko.

Kobieta uniosła wyżej głowę z miną przerysowanego oburzenia.
- A myślałam, że moje pogrywanie na skrzypkach i próba rozkręcenia tej załogi mówi sama za siebie! Oczywiście, że ci pomogę! Ba, nieskrycie powiem, że samej o czymś takim myślałam… ale bardziej od naszej strony. W czym masz problem?
- Ja właściwie nie chciałem zawracać ci głowy, ale zupełnie mi nie idzie, więc pozostajesz ostatnią deską ratunku - powiedział, uśmiechając się do niej. - Mam melodię w głowie i nawet początek metodą prób i błędów umiem zagrać, ale dalej nie daję rady. Ale jeśli mam ci to zademonstrować, to musimy iść do mojej kajuty, bo jak Gardax albo Julia usłyszą, że znowu fałszuję, to mnie wyrzucą za burtę. - Szermierz się skrzywił. - Więc jak? Idziemy?

- Prowadź i nie martw się. Coś wspólnie uda się nam sklecić - bardka uśmiechnęła się poklepując raźnie mężczyznę na po ramieniu.
Jasper wyraźnie się rozpromienił i ruszył wraz z Anabell na dół, do swojej kajuty. Wrzucił klucz w zamek i gdy ten szczęknął, weszli do środka. Pokój chłopaka był skromny, posiadał zaledwie łóżko stojące pod ścianą naprzeciw drzwi, komodę i okrągły stolik z dwoma krzesłami. Na blacie leżał flet. Nim jednak “Buźka” go zgarnął, podszedł do komody, gdzie stały dwa niewielkie kubki i butelka gorzałki. Podał jeden z kubków Anabell.
- Wódka z Port Peril. Ponoć jedna z najlepszych, nie trzeba przepijać - powiedział i polał jej oraz sobie. - Za realizację naszego celu, czyli nauczenie takiego beztalencia jak ja gry na flecie. A przynajmniej melodii, którą mam w głowie. - Uśmiechnął się, stuknął z bardką naczynkiem i szybko wychylił, krzywiąc się nieznacznie. Kobieta podobnie zareagowała, ale zaraz potem jej twarzy rozpromienił szeroki uśmiech. Nie potrzebowała przesadnie długo, aby ciepło spożytego alkocholu rozlało jej się po żołądku.
- Wyśmienita - szepnęła i bezceremonialnie podstawiła kubeczek po więcej.
Jasper nalał jeszcze po kolejce i gdy skończyli, podszedł do stolika i chwycił za flet. Przyłożył go do ust i już miał zagrać, ale sobie coś przypomniał i odsunął go nieco, patrząc na rudowłosą.
- Ale nie będziesz się śmiać. Obiecaj - powiedział, zastygając, niczym figura woskowa.

- Nie. Już raz to uczyniłam, ale teraz mam szczere intencje. W zasadzie to i tak chciałam ci pomóc, ale to później. Prosze uracz mnie tym co wymyśliłeś… chwila - rudowłosa sięgnęła po swoje skrzypeczki i kiwnęła Jasperowi, aby grał.
Ten przyłożył flet do ust i zaczął grać. Pierwsze nuty wypłynęły nieśmiało, jednak miały jakąś linię melodyczną, którą Anabell mogła wychwycić. Niestety, już po chwili był to tylko zlepek kakofoniczny, niepasujących do siebie dźwięków.
- Widzisz… - Westchnął ciężko Jasper i skrzywił się poirytowany. - Początek mam, ale potem wszystko się pieprzy. To ma iść mniej więcej tak…
Po tych słowach zaczął melodycznie deklamować, o co mu konkretnie chodziło.

Anabell zaczęła myśleć. Fakt, Jasper nie był najlepszy, ale to nie była jeszcze aż taka tragedia.
- Możemy z tym pracować, ale obawiam się, że będziesz musiał poświęcić każdą wolną chwilę, aby to ci zaczęło wychodzić. Flety, to nie moja działka za bardzo, ale to nic nie szkodzi.

Skrzypeczki były jednak niezbyt przydatne, banjo zaś jak najbardziej. Dlatego bez problemu bardka wyczarowałą sobie ten instrument. Gwiżdżąc pierwsze nuty zaczęła je powtarzać w kółko i szukając dźwięków. Chwilę to zajęło i choć to ona miała uczyć Jaspera sama najpierw musiała zrozumieć do czego dąży.
- Dobra, chyba mam. Jak dobrze znasz ten flet?
- Bardzo dobrze, w zasadzie. To prezent od… od mojej byłej dziewczyny - powiedział. - Dostałem go dawno temu, trochę coś tam sobie pogrywałem, ale doszedłem do wniosku, że pora zrobić z niego większy pożytek. Bardem nigdy nie będę, ale próbować coś zagrać nikt mi nie zabroni. Nawet Gardax.

- By spróbował przyjemniaczek. Wolność dla twórczości artystycznej! - Anabell zaśmiała się. - No dobrze, skoro znasz flet, to mam propozycję. Potrzebujesz kartki papieru i czegoś do pisania. Narysujemy sobie po kolei jakie dźwięki będziesz odgrywał jak już skomponujemy do końca melodię. Po tym nawet jak mnie nie będzie będziesz mógł trenować i nie zapomnisz co chciałeś zagrać. Ale najpierw melodia. Ja będę śpiewać po nucie a potem ty powtarzać dźwięk, a potem całość. Aż do skutku.

Jasper wyglądał na przerażonego tym, co powiedziała mu Anabell, ale bez słowa znalazł w komodzie kartkę papieru i ołówek, podał je kobiecie, po czym podszedł z powrotem do mebla i nalał sobie kolejkę, którą szybko wychylił. Nie chcąc być niegościnnym polał również rudowłosej i przyniósł jej do stolika.
- To będzie ciężki kawałek chleba. - Wypuścił z płuc powietrze, drapiąc się po głowie.
Tymczasem widać było, że kobieta na poważnie wzięła się do nauki i pomocy. Poświęciła nawet swoje czary, kiedy Jasperowi szło gorzej, aby mógł powtórzyć i odnaleźć melodię. Odpuściła dopiero jak mężczyzna umiał patrząc na kartkę, choćby niezdarnie i wolno, zagrać zapisaną melodię.
- Huff… na dzisiaj wystarczy - sapnęła o dziwo nie mniej zmęczona od swojego biednego ucznia.

“Buźka” przetarł oczy i odłożył flet. Wyglądał na padniętego.
- Myślałem, że mnie dzisiaj zabijesz tymi powtórzeniami - powiedział, uśmiechając się lekko. - Wymagająca z ciebie nauczycielka.
- Aaa… trochę tak. Nie poddałeś się jednak! Co znaczy, że ci zależy na tym, a to jest dla mnie wyznacznikiem. Wytrwałeś, powtarzałeś, obojgu już nam uszy odpadły ze trzydzieści razy, ale zobacz! Masz czego potrzebujesz. A jak ci się uda to zagrać bez błędu… a potem z pamięci… och jakaż jest z tego satysfakcja - kobieta wręcz mruknęła z zadowolenia na wspomnienie swoich bolączek w nauce. - To tak jakby całkowicie nowy świat się przed tobą otwierał. Stworzyłeś muzykę!

- Tylko dzięki tobie, Anabell - powiedział, uśmiechając się zalotnie. Ujął jej dłoń i poderwał kobietę z krzesełka, jednocześnie całując wierzch dłoni. - Dziękuję ci za poświęcony czas. Myślę, że teraz już kilka dni wystarczy, bym opanował melodię w zadowalającym mnie stopniu i zaczął pisać słowa. Jednak jest jeszcze coś… może oprócz nauki muzyki chciałabyś też coś więcej?
Skrócił dystans, niemal stykając się z nią klatką piersiową i wpatrując pewnie w jej oczy. Anabell poczuła nagle jego dłoń zaciskającą się na jej jędrnym pośladku.

Bardka tylko przez krótki moment uniosła brwi i się zaśmiała.
- Oo… czemu nie - uśmiech na twarzy kobiety był nawet drapieżny. - Ale muszę nalegać, że JA poprowadzę…
Jasper wyglądał na zaskoczonego, a konsternacja na jego twarzy mieszała się ze… strachem? Na pewno nie spodziewał się takiej odpowiedzi Anabell.
- Na-naprawdę? Znaczy się… myślałem, że dostanę po gębie za to, że cię złapałem za tyłek. Jesteś piękna, utalentowana i w ogóle. I pewnie ja nigdy bym z taką kobietą nie mógł…
Anabell położyła mu palec na ustach, w moment ucinając jego słowotok. Doskonale wiedziała, że się stresuje. Nie planował takiego rozwoju sytuacji. Dużo mówił, a gdy przychodziło co do czego, panikował. Bardka doskonale znała takich erotomanów-gawędziarzy.
- Po kubeczku na rozluźnienie? - spytała sięgając po butelkę - Albo lepiej, po łyku.
Nie odsuwając się od mężczyzny otworzyła butelkę. Zatrzymała ją tuż przed ustami aby zaakcentować, że zamierza to zrobić. Wzięła jeden powolny i spory łyk. Równie powoli odsunęła butelkę od warg sugestywnie spoglądając na wyższego od siebie mężczyznę. Z zalotnym uśmiechem podała mu naczynie.
- Miał być kubeczek, a nie walenie gorzały z gwintu, ale widzę, że to dla ciebie nie pierwszy raz, więc i mi się przyda - powiedział, podnosząc butelkę i dudniąc z niej dwa porządne łyki. Odstawiwszy ją od ust odbeknął od serca gdzieś w bok. - Przepraszam, wyrwało się księżniczce, jak to mawia Gardax. - Przetarł usta wierzchem dłoni, a lewą położył na pośladku Anabell, uciskając go lekko. - Jest taki… aksamitny…
- Ciii… nie psuj - kobieta szepnęła kładąc palec na ustach Jaspera. - To też musimy przećwiczyć… ale nie teraz. Póki co zamknij oczy. Pokażę ci coś.
- Pewnie jak zamknę oczy, to uciekniesz, ale dobrze… zamykam. - Po tych słowach zrobił, co kazała.

Anabell nie była jednak okrutna. Nie zamierzała go zostawić. Oddawanie się przyjemnościom było dla niej łatwe, nie potrzebowała wiele. Miała jednak swoje ambicje i wizje i teraz pomyślała, że mogłaby jedną z takich wizji urzeczywistnić. Musnęła palcami policzek mężczyzny i bardzo delikatnie powiodła nimi po jego ustach. Zaczęła go oswajać z swoim dotykiem. Zamierzała pokazać “Buźce” zupełnie inne podejście do sfery intymności. Sięgała coraz śmielej, zsuwając dłonie na jego szyję i tors, łapiąc go za jego dłonie i kierując je na siebie. Cały czas pilnowała, aby miał zamknięte oczy i jedyne czym mógł ją teraz poznawać to był dotyk.

- Usiądź i otwórz oczy - szepnęła mu w pewnym momencie wprost do ucha oddechem drażniąc płatek. - I teraz tylko patrz.
Słyszała, jak Jasper przełknął głośno ślinę, patrząc na nią. Pokiwał tylko energicznie głową, nie odzywając się nawet i tylko czekał, co dalej się wydarzy.
Uśmiechnęła się odsuwając jeden krok w tył. Szepcząc magiczne słowa przywołała dźwięk zmysłowej muzyki. Nie za głośnej, bo kobieta wcale nie chciała, aby dokładnie wszyscy wiedzieli co się dzieje. Wsłuchując się w rytm powoli zaczęła się do niego bujać aż w końcu zatańczyła. Powoli i niespiesznie wiła się przy ścianie zachowując się jakby traciła zmysły. Wodziła dłońmi po własnym ciele, ciągnęłą za własne włosy i zrzucała z siebie kolejne elementy ubioru. Oddając się emocjom wytańczyła całą nagromadzoną potrzebę ekspresji swojej sensualności i seksualności. Naga, dyszaca, stanęła nad Jasperem i powiedziała tylko jedno.
- Dotknij.
Jasper siedział jak zahipnotyzowany, oglądając zmysłowe przedstawienie. Biorąc pod uwagę wyraz jego twarzy, chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżył. Anabell nie musiała powtarzać. Wyciągnął dłonie, kładąc je na jędrnych, dużych piersiach i przez chwilę ugniatał je delikatnie, a potem zjechał jedną niżej, przez pępek, aż do kobiecości bardki. Patrzył na jej nagie ciało jak na największy ze skarbów, a jego eksploracja dostarczała mu wspaniałych doznań.
- Jesteś taka piękna. - Wyszeptał, jakby mówił do bogini. Jego wzrok wciąż przeskakiwał między piersiami o łonem rudowłosej.
- Dziękuję. Ale myślę, że przyda się jak ty też się rozbierzesz. Zabawmy się - Anabell przyozdobiła twarz szerokim pożądliwym uśmiechem.
- Jasne - odparł szybko, podrywając się z krzesła. Migiem zrzucił z siebie koszulę oraz spodnie i Anabell ujrzała w końcu jego żylastą męskość w stanie najwyższej gotowości. Przylgnął do niej, całując łapczywie i obmacując pośladki, po czym zaczął zmierzać z nią w stronę łóżka, nie potrafiąc oderwać się od jej słodkich ust. Kobieta zaśmiała się pomiędzy pocałunkami. To było takie odżywcze, kiedy kochanek był taki pełen wigoru. Obojgu było bardzo przyjemnie, ale co tu dużo mówić Anabell prowadziła ten spektakt przyjemności. Zdominowała swojego kochanka w inicjatywie napawając się obrazem jego rozkoszy.

Po wszystkim Jasper bardzo typowo zasnął. Bardka pieszczotliwie pogładziła jego śpiące oblicze i zaczęła się ubierać. W puściła Fitza do pokoju i poczekała na początek warty mężczyzny, aby go obudzić. Pożegnała się z nim i udała do wspólnej sali, gdzie zasnęła zadowolona.

Następnego dnia nie mogła się opędzić od swojego nowego kochanka. Co rusz jej pomagał, zaczepiał i wyciągał na dalsze nauki. Rudowłosa aż się przestraszyła, czy nie popełniła błędu pozwalając sobie na przyjemność z Buźką. Zamiast się jednak spłoszyć stawiła czoła zalotom. Przy jednej z okazji, kiedy Jasper ponownie ją zaczepiał i za nią chodził zatrzymała ich oboje i spojrzała oceniająco na niego. Uniosła mu podbródek do góry, wyprostowała i zmieniła jego postawę, aby wyglądał na pewniejszego siebie.
- Lepiej. - skomentowała z uśmiechem i poszła zmienić sternika.
W tym czasie Fitzgerald robił za szpiega. Biegał niezauważony w okolicy kajuty pani kapitan i podsłuchiwał co tam tez pani kapitan wraz z Gardaxem rozmawiają. Niewiele się dowiedział. Dlatego też zamiast opowiadać bardce o tym co usłyszał wolał koncentrować się na tym jak wypadł jej występ przed Jasperem. Bo oczywiście podglądał jak na małpę przystało. Miał oczywiście wiele do powiedzenia, co doprowadziło Anabell do przybrania koloru twarzy podobnego jej włosom. Co jak co, ale nie spodziewała się, że jej chowaniec będzie AŻ TAK wnikliwym krytykiem. Dziękowała bogom, że nikt nie rozumie co Fitzgerald mówi. Bo to by było kompromitujące...

***

Po usłyszeniu ich kolejnego zadania bardka podrapała się po głowie. Spojrzała na Azę zastanawiając się głęboko nad tym co powiedzieć.

- Tak sobie myślę, a może by tak skorzystać z przecudnych zdolności Azy? Może jakieś potężne ptaki by przyzwała i by bas zaniosły po prostu na górę? Co wy na to? - zapytała mimo, że z chęcią by się poprzedzierała przez dżunglę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 15-09-2019, 07:22   #119
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Jamash, zgodnie z ustaleniami, milczał podczas rozmowy ze smokiem, powstrzymując się przed komentarzami. Jego zadanie było inne, i miał zamiar się tego trzymać. Zastanawiał się nad tymi wizjami, o których wypaplał się Darvan - jak niejednemu kapłanowi, i undine zdarzało się otrzymywać w ten sposób wiadomości od swojej pani. Bogowie jednak zwykle byli w nich co najmniej zagadkowi, a zobaczenie wyraźnie kogoś, kogo miało się dopiero spotkać, po prostu się nie zdarzało.

Zadowolenie Lanteri było zrozumiałe - po raz kolejny dostała, co chciała, bez narażania się. Póki byli przydatni, mogli czuć się bezpiecznie w jej załodze, pytanie, co będzie po wszystkim? Jamash wolał się upewnić, dlatego przez następne dwa dni skorzystał z magii darowanej mu przez Besmarę, by niezauważenie zbadać aury załogantów - zawsze to jakiś sposób, by sprawdzić skłonność do wbijania noża w plecy. O ile nie zaskoczył go zupełny brak stabilnych, aksjomatycznych aur, to zdziwił się, jak wiele z nich promieniuje niebiańską jasnością, w kontraście do mroku widocznego u Lanteri. Co ciekawe, podobny ujrzał także w sercu "uroczej" Azy - nie było to dla niego wielkim zdziwieniem, a tylko potwierdzeniem przypuszczeń. To było nawet zabawne, najwyraźniej większości wystarczały pozory, by zbudować sobie o kimś opinię. A niewinny wygląd i wesołe usposobienie wygrywały z wzywaniem pomocy od boga morderców i trucizn.

Ostatniego wieczora przed dopłynięciem do Przystani Umarlaka, korzystając z tego, że reszta drużyny gdzieś zniknęła, Jamash zaczepił Azę.
- Masz chwilę, żeby porozmawiać na osobności? - zapytał, pokazując na zachętę butelkę grogu. Ruchem głowy wskazał dziób okrętu.
- Tak, trochę się wydarzyło, co? - mruknęła dziewczyna spoglądając na Jamasha i grog. Ruszyła wraz z nim na dziób.
- Ciekawi mnie od paru dni, skąd tak sprawnie potrafisz wzywać istoty z innych planów? To wrodzona magia, czy dary od Norgorbera? - zapytał nonszalancko, opierając się o reling.*
Niziołka milczała przez dłuższą chwilę, wyrwała butelkę z rąk mężczyzny wzięła głębszy łyk.
- Ahhh, dobrze piecze - otarła szatami twarz.
- Uwierzysz, jeśli powiem, że nie wiem? Może jedno lub drugie, może oba i coś jeszcze. Może nie mam zamiaru ci tego mówić - niziołka spojrzała spod kaptura z wyraźnym brakiem słodyczy.
- Chyba nie mamy zamiaru mieć konfliktu z powodu naszych wyznań, prawda? Tobie bardzo wyraźnie sprzyja twój, a mi mój bóg. Norgorber lubi wierzyć, że nie ma konfliktu z Besmarą, pomijając plotki mogące mówić inaczej - niziołka oparła się zawadiacko o reling.
Undine zaśmiał się cicho i pociągnął łyk grogu
- W żadnym wypadku! No, chyba że postanowisz zwinąć mi moją dolę. Morska Banshee ceni sobie pragmatyzm - a ty pokazałaś, jak cenna dla załogi jesteś. Nawet gdybyś czciła Iomedae, nie miałbym z tym problemu. Swoją drogą, nieźle sobie niektórych owinęłaś dookoła palca - podał jej butelkę.
- Ohh, ja? Ja już zwinęłam część twojej doli nim ją zdobyłeś - niziołka parsknęła i wyciągnęła monetę, którą dostała od mężczyzny.
- A tak na poważnie to w sprawie doli mniej raczej oko na orka i panią kapitan. Ostatnio za dużo czasu spędzają ze sobą. Mam wrażenie, że zarobimy bełta w plecy, gdy tylko przeforsujemy im drogę do skarbu.
Jamash spojrzał zdziwiony na monetę, ale wzruszył ramionami. Kwestia Lanteri była ważniejsza - Zauważyłem to. Kontrakt, o ile ma zamiar go przestrzegać, chroni nas do momentu znalezienia skarbu. Ale to dotyczy też i Lanteri - wyszczerzył zęby w nieprzyjemnym grymasie - Niech tylko spróbuje odwalić jakiś numer
Aza przytaknęła mężczyźnie i dokończyła groga. Nie myliła się co do niego.
- Lubię naszą grupę, są w niej bystre osoby, na których można polegać. Przebywanie z wami budzi we mnie nostalgię za dawniejszymi i prostszymi czasami. - niziołka wzruszyła ramionami odpędzając wspomnienia..
- Stare, dobre czasy? - zapytał undine, powstrzymując się od komentarzy na temat bystrości niektórych członków załogi.
- Stare, dobre czasy, gdy świat był barwny i wesoły cukiereczku - pokiwała głową niziołka widząc marynarzy zmierzających w ich kierunku. - Czasy, gdy młoda dziewczyna była ekonomiczniejsza w trunkach i mniej oporna, ahahaha - niziołka zaszczebiotała oddając pustą butelkę, spod jej kaptura błysnęły duże, szkliste brązowe oczy. Spojrzenie wystarczyło za tysiąc słów. Rozmowa miała pozostać tylko między nimi albo przy następnym nurkowaniu undine spotka Shannon.
Jamash uśmiechnął się lekko, widząc groźbę w oczach Azy. Nie miał zamiaru wydawać żadnych sekretów, bo i co by z tego miał?
- Dobrze czasem osuszyć flaszkę w miłym i dyskretnym towarzystwie - klepnął niziołkę po ramieniu w zgodnym geście - Może jeszcze to kiedyś powtórzymy -
Gdy mężczyzna dotknął ramienia przez materiał poczuł twardszą warstwę czegoś co powinno, a nie było mięciutką skórą.
- Powiadają, że czas leczy rany, grog otwiera usta, a przyjaźnią można obłaskawić największego potwora. Do zobaczyska, nie dawaj byle komu pyska, ahahahaha - Niziołka oddaliła się w pośpiechu. Undine odprowadził ją wzrokiem - odnosił wrażenie, że Azie przynajmniej na razie można zaufać, ale to równie dobrze mógł być efekt jej osobowości. Czuł że zdrapał dopiero pierwszą warstwę sekretów, którymi otaczała się niziołka.

***

Parę godzin przedzierania się przez dżunglę nie brzmiało zbyt zachęcająco, dlatego kiwnął głową na pomysł Anabell.
- Popieram. Jeśli nie ptaki, to może chociaż coś, co wlezie po tym klifie -
 
Sindarin jest offline  
Stary 15-09-2019, 16:37   #120
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
-Ahahahaha - wtórowała zaraźliwym śmiechem smokowi Aza i rechotała z nim. Spojrzała nerwowo na pozostałych, aby też się dołączyli, ale byli zbyt oniemieli. Cóż, nie każdy potrafi śmiać się otwarcie wraz z potworem, który przed chwilą mógł ich unicestwić.
Gdy Jamash wrócił z rogiem Aza chciała przyjrzeć się mu z bliska. Wzięła go w ręce i podobnie, jak przy poprzednim kluczu naznaczyła go swoją runą zasłaniając jedną z rys.
Na koniec pomachała w kierunku smoka.
- Do zobaczenia! Dbaj o siebie! - kolejny napotkany potwór okazał się bardziej "ludzki" niż większość ludzi, których poznała niziołka.

Na pokładzie Aza czuła się obserwowana przez Jamasha, już wcześniej przyglądał jej się ukradkiem, pewnie jak innym kapłanom śmierdziała mu demonami i potworami. Cóż nie powinien być zbyt zdziwiony, bo w końcu widział jak przyzywa piekielnego ogara i inne zwierzaki z piekielnymi cechami. Gdy doszło do rozmowy potraktowała go umiarkowanie miło, pomogło mu to, że go na swój sposób polubiła i nie był z ludzkiej rasy. Z kim innym rozmowa mogłaby się zacząć od szybkiego zgonu i pozbycia się zwłok z udziałem rekina. Chociaż, gdy mężczyzna położył rękę na jej ramieniu o mało nie otarł się o śmierć, na jego szczęście grog rozluźnił wystarczająco wiecznie skupioną dziewczynę, aby zlekceważyła naruszenie nietykalności. To pewnie był tak zwany "przyjacielski gest", o którym słyszała, a może... może coś do niej czuł? Czyżby go pociągała i budziła w nim dzikie męskie żądze? Niziołka zarumieniła się od alkoholu i przypływu nieskromnych myśli. Z chichotem na ustach uciekła od Jamasha.

Nocą Aza rozejrzała się po hamakach. Wciąż brakowało Manei i Darvana, czy coś się im stało, czy może wesoło gawędzą na pokładzie. Niziołka czuła dużą sympatię do elfki, w jakiś sposób były do siebie podobne. Czuła to od pierwszej ich podróży statkiem na festiwal, gdy podobnie spędzały czas. Zaczynała ją traktować jak siostrę, której nigdy nie miała, ale zawsze wyobrażała sobie, że ma. Nie myślała o niej jak o starszej siostrze, ta wymarzona cudowna siostra nigdy się nie zjawiła i nie ocaliła jej z niewoli, upokorzenia i bólu.
-Ehhh- westchnęła niziołka i przymrużyła oczy. W ciągu ostatnich dni zdążyła całkiem zgrabnie oznaczyć mieszkańców statku swoimi znakami runicznymi. Skupiła się powoli na poszczególnych znakach. Dwa zdobyte przez nich rogi wciąż były w kajucie Lanteri. Kapitan i Gardax znowu byli przy sobie. Reszta załogi była na pokładzie lub w łózkach. W końcu skupiła się na znakach, które nadała członkom drużyny. Dwa z nich intensywnie ocierały się o siebie w pokoju Jaspera.
- Uhuhuhu - niziołka zaczerwieniła się w hamaku machając energicznie stopami i przerwała wykrywanie.
Rozejrzała się nerwowo na boki, sprawdzając czy ktoś jej nie podgląda. Naciągnęła mocniej kaptur na twarz i maskę, a następnie skupiła się ponownie na wykrywaniu znaków.
Oooo, dajesz malutka, pokaż kto tu rządzi, Aza podekscytowana spędziła noc na wykrywaniu w jaki sposób tańczą ze sobą runiczne znaki odpowiadające słowom "prawie siostra", "prawie przydupas siostry". Coż, gdy wygasną może zmieni je na milsze znaki.


- Ohhh, każdy z nas ma swoje własne przecudne zdolności, uhuhuhuh - zamruczała Aza unikająca wymiany spojrzeń z członkiniami drużyny. Po raz pierwszy łódka wydawała się zdecydowanie za mała. Niziołka znowu nosiła kaptur i maskę zakrywając piekącą twarz.
- Ehhh, dwie do trzech godzin? Kto ma na to czas. Poza tym tylko szaleniec chodzi boso przez dżungle. Podpłyńmy do tych skał przy klasztorze. - Skupiona wpatrywała się przed siebie, gdy Jamash i Manea zajęli się wiosłowaniem.
- Spróbujcie nie wystraszyć się, zbyt mocno. - Niziołka wyjęła gwiaździsty nóż i mrugnęła okiem w stronę undine.
Następnie podwinęła rękaw i odsłoniła bladą skórę, od której mocno zaczęły odbijać się promienie słońca. Zanim ktokolwiek zareagował przecięła nadgarstek, a skóra chrupnęła jak skorupki od jajka. Gęsta jak syrop czerwona krew zaczęła sączyć się z rany. Skupiona niziołka kreśliła w powietrzu znaki runiczne z własnej krwi. Krwawe znaki wisiały w powietrzu, jak zatrzymane przez czas.
- Krwią, bólem i nienawiścią związani, do ostatniego tchu sobie obiecani! - dziewczyna sięgnęła ręką ku znakom, które stanęły w płomieniach. Krzyknęła, a ogień eksplodował jej w twarz. Fioletowe płomienie zawisły kilka centymetrów przed jej czołem i ułożyły się w płomieniste rogi w kształcie litery V biegnące nad kapturem prawie do karku.

Ręka niziołki spowita w płomieniach wyjęła z dymu podobne płomieniste, fioletowe poroże, w ślad za nimi wyszły ostre białe kościste rogi, szara płaska twarz bez wyrazu, demoniczne postrzępione skrzydła, umięśniona sylwetka z metalową zbroją wokół krocza, z długą kitą białych włosów snujących się do opierzonych kolan zakończonymi szponiastymi postrzępionymi w ząbki potężnymi pazurami.
- Hahahahaha! - Potwór przedarł się przez szczelinę stworzoną przez Azę i wylądował szponiastą kończyną na łódce i rozprostował wielkie skrzydła
na boki.
- Hahahaha! - zawtórowała mu dziewczyna przykładając płonąca rękawiczkę do otwartej rany zasklepiając ją.
Potwór głową bez wyraźnie widocznych oczu omiótł spojrzeniem swoje ciało
- Twoja moc wzrosła od ostatniego razu, szczelina jest większa, a forma potężniejsza.
- Zgadza się, będziesz szczególnie zadowolony z funkcjonalności nowych nóg - Aza brzmiała jak dumny wynalazca rozmawiający ze zbudowanym rozumnym wynalazkiem.




Stwór spojrzał na pasażerów w łódce.
-Zadbałaś nawet o pożywienie? Jestem wzruszony, khykhykhy - zacharczał złowieszczo mężczyzna bez widocznych ust.
- Nie, to sojusznicy, prawda? - Zakapturzona Aza odwróciła się do towarzyszy. Wielkie płomieniste poroże płonęło nad jej głową, purpurowa poświata odbijała się od jej upiornej zamaskowanej twarzy.
- To jest Manea, Jamash, Darvan, Anabell i Fitzgerald. Tak samo jak ty jest chowańcem. - Aza podekscytowana wskazała na małpkę - Tylko nie wiem czemu nie robi im się wziubziu jak nam - dodała po chwili zmartwiona. - W każdym razie to jest Abyssclaw, moja lepsza połowa, ahahahaha - Zaśmiała się złowieszczo Aza, a demon przy niej zawtórował śmiechem jak echo.

Stwór postawił krok naprzód przyglądając się Anabell i jej partnerowi. - Faktycznie, jesteśmy jak płomień w płomień - odpowiedział potwór z wyczuwalnym sarkazmem. -Co tu robię? - odwrócił się znudzony towarzystwem w kierunku Azy.
-Przetransportujemy naszą ekipę nad skałami w kierunku klasztoru. Z twoją pomocą zajmie nam to z dwie rundy.
- My? - zapytał zaskoczony przybysz. - Zawsze było to moje zadanie.
-My! - odhuknęła mu Aza przekształcając swoją sylwetkę w bliźniaczkę przybysza. Pewne tylko akcenty ich różniły jak kręcone blond włosy Azy i bardziej zaokrąglone piersi bez sutków.
- Hahaha, zdumiewające, faktycznie urosłaś w moc. Z chęcią służę, Pani... - demon pokłonił się i zafalował fikuśnie jednym skrzydłem.
- Hahaha, do roboty! - Aza pacnęła skrzydłem demona po głowie, podskoczyła w górę i zamachała skrzydłami. Zaraz za nią wzbił się chowaniec i oboje zatoczyli mały okręg po niebie przyglądając się wyspie. Po kolejnej chwil zaczęli opadać z dużą prędkością. Aza pochwyciła dużymi szponiastymi paluchami Maneę, a Abyss Darvana. Porywając ich w powietrze skierowali się w kierunku klasztoru.
- Zaraz po was wrócimy! Ahahaha! - zakrzyknęła do zostawionych na łódce towarzyszy.


Przywołanie Eidolona
Alter Self, by wyglądać jak on +2 do siły
Zataczamy z dwie rundki by wszystkich przetransportować



 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 15-09-2019 o 18:16.
Ranghar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172