Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2019, 07:47   #11
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Manea poczekała, aż służki, które przyniosły im pachnące jedzenie zostawią ich samych, po czym spróbowała gorącego, smażonego dorsza i pieczonych ziemniaków. Wszystko było bardzo dobrze doprawione.
- Mmm… wciąż podają tu świetne jedzenie, nic się nie zmieniło od lat - powiedziała. - No, a skoro mamy trochę czasu, to może się lepiej poznamy? Darvanie, opowiedz coś o sobie? Skąd podróżujesz, masz jakiś cel w Lilywhite? Aza, co to za sławny krewny? Jeśli można wiedzieć oczywiście - rzuciła, dmuchając w parującą na talerzu potrawę. - A ty, Maximie? Nie jesteś chyba z Kajdan, prawda? My z Jamashem znamy się z dawnych lat, z okrętu mojego ojca, dlatego mogliście nas tak często widzieć razem na pokładzie “Grzesznika”. Przepraszam, już oddaję wam głos… wiem, czasami za dużo gadam - zaśmiała się i skupiła na posiłku, pozwalając pozostałym się wypowiedzieć. Jamash westchnął cicho, rozglądając się po gościach tawerny.
Darvan pokręcił głową.
- Potęga zaklinacza rozwija się podczas ćwiczeń - powiedział - a najlepiej się ćwiczy poza salami wykładowymi, na przykład podczas podróży. Tak i ja wędruję po świecie w poszukiwaniu wiedzy i ciekawych drobiazgów. I to mnie przygnało w te rejony świata. A ogólnie biorąc to jestem z okolic Oregent. To miasto w Andoran.
- No to z daleka cię niesie, Darvanie. Raz tylko byłam w twojej krainie, wiele lat temu jednak nie był to Oregent, a Ostenso, takie miasto portowe, całkiem ładne nawet - powiedziała Manea. - Mój ojciec robił tam interesy, jednak nic więcej oprócz miasteczka nie udało mi się zobaczyć. Jak tam się żyje? Spokojny to ląd, ten twój Andoran?
Lubiła dowiadywać się nowych rzeczy na temat innych miejsc, w których nie dane było jej dłużej gościć. Kto wie, może kiedyś żagle jej własnego okrętu poniosą ją i tam. Jeśli wpierw go odzyska.
- Od Oregent do morza jest dość daleko - odparł Darvan. - Andoran zaś... kraj jak każdy inny. Mi się tam dość podobało, nie na tyle jednak, bym miał tam na stałe zapuścić korzenie. Przynajmniej na razie - dodał z lekkim uśmiechem.
- Niespokojna dusza, zupełnie jak ja. To lubię - powiedziała Manea, uśmiechając się szeroko do Darvana. - A wy? - spojrzała na Azę i Maxima. - I nie odbierzcie mnie źle, nie jestem wścibska, tylko chcę was poznać, jeśli mamy jakiś czas trzymać się we wspólnym gronie. Dobrze wiedzieć, czy się do siebie pasuje, czy nie. No nie, Jamashu? - sprowokowała starego kompana do odpowiedzi. - Twoje chrapanie bujało całym statkiem mego ojca. Akurat z tej strony znać cię nie chciałam - puściła mu oczko, uśmiechając się i szturchając go w ramię. Miała nadzieję, że wychwyci, że sobie tylko sytuacyjnie żartuje.
- Czy to znaczy, że to Jamash powinien spać sam? - zażartował Darvan. - Dobrze, że nas ostrzegasz...
- Ja i tak biorę pokój z naszą niziołką, wy panowie dzielcie się pozostałymi - zaśmiała się, patrząc na Darvana.
Wyrwany z zamyślenia Jamash spojrzał groźnie na Maneę, po czym pogroził jej palcem, uśmiechając się.
- Uważaj sobie, dziewucho! Nie chcesz, żebym zaczął wspominać o smarkatce, która wpadała w histerię przy pierwszej lepszej burzy na morzu. - Pociągnął solidnego łyka piwa i spojrzał na zaklinacza. - Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam spać tej nocy, zbyt wiele do zrobienia, wypicia, i zabawienia! - rzucił głośno, a jego oczy dalej uważnie obserwowały całe pomieszczenie.
- A pfff, to było dawno i nieprawda. Nawet najstarsze wilki morskie nie pamiętają takich rzeczy. - Machnęła ręką, odpowiadając wesoło.
Aza zajęła się konsumpcją od pierwszych chwil, gdy jedzenie dotknęło stołu. Gdy większa część misy z kaszą i rybą trafiła do jej żołądka oparła się wygodniej o krzesło. Wciąż zakapturzona odpowiedziała łagodniejszym tonem.
- Od kuzynów z Beggarbriar słyszałam różne opowieści o krewniaku, który stał się dosyć sławnym piratem, przynajmniej dla nas niziołków. Większość z nas służy na okrętach jako niewolnicy lub byli niewolnicy przyjęci siłą jako uzupełnienie strat zwycięskiej załogi. Wielu z nas, gdy wypracuje prawdziwą wolność decyduje się na zejście z okrętu. - dziewczyna złapała dłońmi za duży kufel piwa i zachłannie ugasiła pragnienie. - Krewny, którego szukam został na “Łotrze” i dzięki jego wyczynom przemianowano go szybko na “Szczęśliwego Łotra”. Muszę go ostrzec przed niebezpiecznymi ludźmi, mam też do niego parę pytań, na które mam nadzieje, że zna odpowiedzi
Klaus spokojnie jadł pozwalając wszystkim się wypowiedzieć. Kiedy najwyraźniej przyszła jego kolej na wyznania delikatnie westchnął wpatrując się w talerz.
- Nie, nie jestem z Kajdan. Wychowałem się w Vals Trap. To niewielka mieścina na południe, może z tysiąc mieszkańców. Przybyłem tutaj… bo w sumie nie miałem wyjścia. Nie posiadam nic ponad to co widzicie. Nie było mnie stać, aby pozostać w domu, nie miałem się też do kogo zwrócić. Stwierdziłem, że przyłączenie się do jednej z tutejszych załóg będzie lepsze od alternatyw.
Jamash zmarszczył brwi.
- Czyli wy dwaj - wskazał ogryzanym właśnie udkiem obu mężczyzn - Nie macie żadnego doświadczenia w żegludze, dobrze rozumiem? A ty - skierował wzrok na niziołkę - byłaś niewolnym na okręcie? A jeśli szukasz krewniaka, który został piratem, powinnaś rozpytać w Slipcove, jakiś dzień rejsu na północ z Quent. Tam jest od cholery uwolnionych kurd… niziołków.
Maxim kiwnął głową.
- Szybko się za to uczę. Znam się również na stolarce, co się może przydać przy naprawie statku.
- Nie jestem marynarzem, jeśli o to ci chodzi - powiedział Darvan. - Magowie zwykle nie biegają po rejach, nie refują żagli i nie stają za sterem. Ale trochę pływałem i odróżnię bryg od fregaty - dodał żartobliwym tonem.
Undine prychnął, słysząc wytłumaczenie Darvana.
- Chyba w twoich stronach, tutejsi uczą się radzić sobie i być przydatnym na pokładzie, jak każdy inny - stwierdził, po czym wskazał na pusty kufel zaklinacza - Kreye dlo - wypowiedział krótką inkantację, naśladując dłonią gest nalewania, i naczynie napełniło się wodą - A ktoś potrafiący przywołać wiatr na cichym morzu potrafi uratować załogę, podobnie jak dobry cieśla - uśmiechnął się do Maxima.
- Też umiem sobie radzić - odparł, na pozór poważnie, Darvan, który doszedł do wniosku, że Jamash jest po prostu złośliwy. Albo mało rozgarnięty. - Przydatny też bywam, chociaż raczej mam na myśli co innego, niż ty.
- Skoro tak mówisz. Z pewnością potrafisz dowieść swojej wartości - odparł undine pojednawczym tonem, zamykając temat. Zaklinacz okazał się wyjątkowo wrażliwy na swoim punkcie, a Jamash miał ważniejsze sprawy na głowie niż czyjaś urażona duma.
- Mam nadzieję, że znajdziesz swojego krewnego, Azo. Przynajmniej Anyabwile nie powiedział ci, że go tu nie ma, tylko że coś mu się obiło o uszy, a to już jest jakaś nadzieja. Ja chyba nie będę miała tyle szczęścia z człowiekiem, którego szukam. No, ale to się jeszcze zobaczy - Manea przeczesała dłonią włosy. - To co? Wybieramy się dzisiaj na tę wieczorną paradę, prawda?
- Oczywiscie. - Zaklinacz skinął głową. - Wszak nie można przegapić takiej okazji.
Wyszeptał parę słów i woda w jego kuflu przybrała kolor czerwonego wina.
- Poproszę o to samo! - Manea podstawiła pusty już kufel po piwie pod nos Darvana. - No chyba, że z pustego nie dasz rady zrobić mi wina, to może się podzielisz? - zmarszczyła nosek, a potem uśmiechnęła się uroczo.
- Z tobą zawsze chętnie się podzielę - zapewnił ją Darvan, przelewając połowę zawartości swego kufla do naczynia sąsiadki. - Ale nie jestem pewien, czy ci będzie smakować.... - dodał, równocześnie trącając ją pod stołem.
- Nie gadaj, tamto wino, którym poczęstowałeś mnie na pokładzie Nugasa było świetne - rzuciła półelfka i wzięła kilka łyków tego, które Darvan przelał jej do kufla. Z trudem przełknęła. - Cóż, to jest ciut gorsze… takie prawie wino, rocznik dzisiejszy. Ale nadrobimy czymś lepszym, nie martw się. - Klepnęła go w przedramię dłonią.
- Nikt nie jest doskonały - powiedział, z udawanym żalem, zaklinacz.
- Zawsze można nad sobą popracować, czyż nie? - puściła mu oczko, szczerząc białe ząbki.
- Odrobina motywacji... - odparł, wypijając parę łyków.
- A tak naprawdę nie jest źle, tylko brakowało trochę procentów. Choć z drugiej strony, może to nawet i lepiej, łączenie wina z piwem nie wychodzi zwykle na zdrowie. - Patrząc na zaklinacza, poruszała miarowo brwiami, jakby coś o tym wiedziała.
- Widziałaś, słyszałaś czy sprawdziłaś osobiście? - zainteresował się.
- Wszystko naraz - odpowiedziała mu, śmiejąc się perliście. - To nie były miłe doświadczenia - odchrząknęła, wciąż jednak się uśmiechając. Dobrze się bawiła w towarzystwie tego zaklinacza. Prawie zapomniała, że obok są inni. Spojrzała na nich w końcu. - No ale nie przeszkadzajcie sobie, trochę się chyba z Darvanem zagalopowaliśmy i przejęliśmy rozmowę. Już siedzę cicho. - Uniosła kufel i dopiła resztę “wina”.
Maxim przyglądał się dwójce "flirtujących" towarzyszy.
- Więc, jakie mamy plany na jutro? - zaczął młodzieniec - Wiem, że nie powinno się gadać o takich rzeczach przed świętowaniem, ale mamy jakieś założenia?
- Takie rzeczy należy ustalać właśnie przed świętowaniem, póki można jeszcze rozsądnie myśleć - zażartował Darvan.
- Jeśli nie znajdę tutaj tego, kogo szukam, pewnie zaciągnę się na jakiś statek i będę próbować szczęścia na innych wyspach Kajdan. - Manea nagle spoważniała. - Do Port Peril nie zamierzam wracać, dla mnie to obecnie ślepy zaułek. A wy? Co zamierzacie? Twoja oferta nadal aktualna, Jamashu? A co do ciebie, Darvanie, to mówiłeś mi, że lubisz tułacze życie, więc możemy potułać się razem po Kajdanach. Jeśli nie masz nic innego do roboty. - Uśmiechnęła się.
- Prawdę mówiąc lubię mieć jakiś określony cel wędrówki - przyznał zaklinacz - jeśli więc masz jakiś konkret na myśli, to czemu nie. Jeśli zaś ma to być włóczenie się dla przyjemności, a nie, na przykład, poszukiwanie skarbów czy wyspy zapomnianej przez bogów lub ludzi, to raczej nie poświęcę temu zajęciu tyle samo czasu. Z drugiej strony... W dobrym towarzystwie z pewnością nie byłby to czas stracony - dodał.
- Z pewnością nie. Co do konkretnego celu, to mam zamiar odnaleźć zabójcę mojego ojca i wyrównać z nim rachunki, a potem odzyskać należący do mnie statek. To chyba wystarczający powód do podróży, prawda? Ale do niczego was nie zmuszam, to tak naprawdę moja sprawa i moje poszukiwania - powiedziała, wbijając wzrok w pusty kufel.
- Brzmi to ciekawie - przyznał Darvan. - Mógł zmienić imię, a statek sprzedać lub przemianować... .
- Akurat Slayne Carrigan jest tym typem zbója, który prędzej pokroiłby własną matkę, niż zmienił swe imię. Egoistyczny, zadufany w sobie prostak, w dodatku bezwzględny dla wszystkich, nawet “przyjaciół”. On chce, żeby wszyscy bali się jego imienia i załogi. Zresztą, sam widziałeś, jak zareagował Anyabwile, gdy o niego zapytałam… Co do statku, możesz mieć rację, ale tego się pewnie dowiem, lub dowiemy, w trakcie poszukiwań - odparła.
- Ty się zakręcisz wokół marynarskiej braci, bo to, że Anyabwile o nim nie słyszał nie znaczy, że nie bywał na innych wyspach. A nam pozostanie do wypytania płeć piękna - dodał.
- Mam taki zamiar. Jeśli Aza zamierza przejść się po obiedzie do “Srebrnej Kotwicy”, mogę wybrać się z nią i tam popytać. Resztę rozpytywania zostawię sobie na czas parady. Będzie tam najwięcej marynarzy i innych piratów, więc i większa szansa na dowiedzenie się czegokolwiek na temat Carrigana - objaśniła swój plan.
- Oferta jak najbardziej aktualna. Znając Carrigana, pewnie wciąż chełpi się zdobyciem statku Madocka, a zmiana go w niczym by mu nie pomogła, w końcu szukamy skurwiela, a nie "Pocałunku". Jeśli chodzi o wypytywanie o niego, to lepiej zrobić to dyskretnie. Jeśli w Lilywhite są jacyś kumotrzy Slayne'a, to mogą rozpoznać Ciebie i mnie, a wtedy nici z niespodzianki - undine uśmiechnął się drapieżnie - Na szczęście mamy trójkę nowych twarzy na Kajdanach, które mogą się tym zająć bez wzbudzania podejrzeń.
- Nie zamierzam siedzieć na tyłku, podczas gdy nasi nowi znajomi będą biegać za moimi sprawami. Poza tym potrafię być dyskretna, kiedy trzeba - odparła Manea, wyraźnie niezadowolona z pomysłu Jamasha. - Idę do “Kotwicy” i koniec. Możesz mi towarzyszyć, jeśli chcesz, a jeśli nie, to nie. Pozostali również.
- A jak go znajdziesz, to co zrobisz? - zainteresował się Darvan. - On raczej nie będzie sam...
- Spokojnie, nie mam skłonności samobójczych - odparła zaklinaczowi półelfka. - Jeśli go znajdę, wyczekam odpowiedni moment i wyrównam rachunki. Jamash obiecał pomóc, ty może też się ze mną tym zajmiesz, więc nie sądzę, by było tak źle. Zresztą, będziemy układać plan jego zabicia, gdy go już znajdziemy. W każdym razie nie będę siedziała spokojnie na tyłku, tylko dlatego, że ktoś może mnie rozpoznać. Po coś to ze sobą nosimy, no nie? - wskazała na maskę otrzymaną od przewodnika.
Aza powoli ponownie zaczęła zapychać się jedzeniem wymigując się od rozmowy. Zastanawiała się ile powiedzieć o sobie nowym, a ile zatrzymać dla siebie.
- Na okręcie zawsze byłam wolna, to na lądzie byłam zniewolona przez długie lata. - odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Undine. - Zamierzam udać się do “Srebrnej Kotwicy”, jeśli też idziecie to będę wdzięczna za towarzystwo. Ludzie chętniej schodzą grupie z drogi niż samotnemu niziołkowi. Co dalej nie wiem, może dołącze do krewnego na jego statku. Może zaokrętuję się gdzieś na inny statek, na taki w jedną stronę w głąb nieznanego oceanu. - Wypiła do końca duży kufel piwa i uderzyła nim mocniej o stół. - Jeśli nie znajdę krewniaka w tym mieście to pewnie spróbuje w Slipcove, dziękuje za informację.
Maxim delikatnie westchnął.
- Przyznam moja motywacja wydaje się dość błaha w porównaniu z wami. Chcę zostać piratem bo drań, którego muszę nazywać ojcem jest w marynarce…
- No to trafiłeś w dobre miejsce, tutaj zawsze znajdzie się ktoś, kto potrzebuje uzupełnić załogę - powiedziała Manea, kończąc obiad. - Czyli teraz do “Kotwicy”, a potem na paradę?
- Chodźmy do "Kotwicy" - poparł ją Darvan. - [i/]Wiecie, gdzie to jest[/i] - spojrzał na Maneę i Jamasha - więc nie będziemy musieli nikogo pytać o drogę. - Uśmiechnął się lekko.
- Oj, tak do “Kotwicy” - ożywiła się Aza. - Chodźmy, chodźmy.
Manea skinęła jej głową, poczekała, aż towarzysze skończą obiad i razem z nimi udała się do rzeczonej karczmy.

Jamash dokończył posiłek w milczeniu, po czym dołączył do reszy. Naiwność Manei wyraźnie pokazywała, że jest nieodrodną córką swojego ojca - niezłomnie wierzyła w swoją rację i chęć pomocy od innych. Nie wróżyło to półelfce długiego życia - Kajdany nie były specjalnie przyjaznym miejscem, o czym przekonał się już Madock. Gdyby to była inna osoba, inny czas, inne miejsce, undine dawno machnąłby na nią ręką, wyśmiał próby i zostawił swojemu losowi - Besmara wspierała odważnych, o ile ci potrafili sobie sami poradzić. Ale teraz, tutaj... Piękna kobieta pojawia się akurat na dni przed Festiwalem Rumu, do tego z już wyznaczonym celem. To nie wyglądało jak przypadek, czyżby dziewczyna była nieświadomym posłańcem Morskiej Banshee?

Cóż, noc jeszcze młoda, zdąży się przekonać.
 
Sindarin jest offline  
Stary 16-07-2019, 17:48   #12
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Rozmawiając przy obiedzie, jasno sprecyzowaliście plany i nie było w nich miejsca na udział w Wyzwaniu Szczęśliwego Pijaka. Wychodząc z tawerny widzieliście tylko, jak do konkursu zgłasza się kolejnych dwóch marynarzy, jednak wynik ani cały przebieg pojedynku alkoholowego zupełnie was nie interesowały. Jamash i Manea pewnie zaprowadzili pozostałych do karczmy, którą chcieli odwiedzić w pierwszej kolejności.

Położona na obrzeżach miasteczka "Srebrna Kotwica" była dwupiętrowym budynkiem ze starego, ale solidnego drewna i lokalem o co najmniej dwie klasy gorszym. W środku dominował zapach przepoconych ciał zmieszany z wonią przypalonej ryby. Na całej szerokości głównej sali znajdowały się ławy zupełnie niedopasowane do kształtu stołów, a z niskiego sufitu zwisał podniszczony kandelabr. Pośrodku podłogi znajdował się okrągły lej otoczony wysoką siatką, a Jamash i Manea wiedzieli, że to ring, na którym dochodzi do wysoko płatnych walk marynarzy. Nad nim, na pierwszym piętrze, znajdował się wysunięty, łukowaty balkon, z którego zwykle zapowiadano pojedynki. Nie walczono jednak bronią białą, tylko na pięści; do nokautu, lub poddania się przeciwnika. Po prawej od wejścia, szerokie schody wiodły na piętro, niknąc w półmroku.

Jak można się było spodziewać, tawerna pękała w szwach i właściwie wszystkie stoliki oraz miejsca przy szynku były zajęte, a barman i służki uwijały się jak w ukropie. Nikt nawet nie zwrócił na was uwagi, zajęty rozmowami i alkoholem, przez co można było idealnie wtopić się w tłum, co też wykorzystaliście. Aza i Manea rozpytywały o swoje sprawy z lewej strony głównej sali, Jamash, Maxim i Darvan z prawej. Niestety, część gości nie chciała zupełnie rozmawiać, inni byli tak zalani, że nie dało się nic zrozumieć z ich bełkotu, choć znalazło się kilku marynarzy, którzy mówili do rzeczy, ale nakazali sobie płacić za wiadomości. A te nie okazały się najlepsze - poszukiwany przez Azę "Szczęśliwy Łotr" podobno wypłynął dziś o świcie w bliżej nieokreślonym kierunku, a kilku innych żeglarzy potwierdziło tę wiadomość, co wprawiło Azę w dość ponury nastrój. Była przecież tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki... Manea również nie miała się z czego cieszyć - kilka piratów zarzekało się, że ostatni raz widziało Carrigana na wyspie Ushinawa, w Szczękach Dagona, na Taldasie, albo Pełzającej Zatoce. Rozstrzał miejsc był tak duży, że swashbucklerka miała całkowity mętlik w głowie.

Niezadowoleni z uzyskanych informacji pokręciliście się jeszcze po porcie, jednak przekazywane przez marynarzy informacje zbiegały się z tymi zasłyszanymi w "Kotwicy", więc wróciliście z powrotem do "Baryłki", gdyż nie było sensu włóczyć się tak z miejsca z miejsce, by słyszeć te same wiadomości. Aza i Manea były bardzo niepocieszone z obrotu spraw, ale wyglądało na to, że nic więcej nie da się zrobić.


Niedługo po kolacji zauważyliście ciągnące we wschodnią część miasteczka tłumy ludzi, co z pewnością oznaczało, że zwieńczenie festiwalu zbliża się wielkimi krokami. Nie czekając, zebraliście się od stołu i wyszliście na zewnątrz, ruszając za rozbawionymi żeglarzami. Manea i Jamash wyjaśnili pozostałym, że parada rozpoczyna się zawsze w tartaku, a następnie cała kolumna rusza na Plac Założyciela, pod statuę Caydena Caileana, gdzie na zgromadzonych czeka pokaz fajerwerków. Część mijanych biesiadników była już mocno wstawiona, niektórzy wpadali to na Darvana, to Maxima, unosząc tylko dłonie w geście przeprosin. Należało przy okazji pamiętać o sakiewkach, gdyż w takim tłumie nietrudno było stracić ostatnie pieniądze.

Na Placu Założyciela wybraliście jedną z bocznych uliczek, by nie obchodzić wokół kilku budynków i szybko okazało się, że to nie był najlepszy pomysł. Może i Lilywhite było całkiem spokojnym miejscem, ale w każdym takim miejscu znajdzie się ktoś, kto szuka guza i próbuje skorzystać z nadarzającej się okazji. Tym razem próbowało ją wykorzystać pięciu dobrze zbudowanych drabów ubranych na marynarską modłę. Choć słońce chowało się już za horyzontem, dobrze widzieliście ich paskudne, poorane bliznami gęby, za które każdy sędzia wlepiłby im dożywocie w kamieniołomach. Widząc was, niemal od razu stanęli na całej szerokości ulicy, blokując wam przejście. W dłoniach dzierżyli długie noże i okute pałki.

- Wyskakiwać z błyskotek i złota, albo nie dotrzecie na paradę - mruknął przepitym, chrapliwym głosem rudowłosy nieznajomy o długiej, zaniedbanej brodzie. - I jeszcze ją sobie weźmiemy jako dodatek do błyskotek. - Wskazał ostrzem noża na Maneę. - Będziesz pierwszym oficerem na moim brygu, laleczko! Każda chce służyć pode mną - Zaakcentował dobitniej ostatnie dwa słowa i puścił półelfce całusa w powietrze, a jego kompani zarechotali gromko.
- Tę małą też weźmy, przyda się do pucowania berła na stojąco - powiedział łysy mężczyzna z kolczykiem w nosie, łapiąc się za krocze i oblizując wargi patrząc na Azę.
- No już, ruchy, ruchy, bo wam pomożemy! - Warknął kolejny, żylasty bandzior, wygrażając wam okutą pałką.

 
Mroku jest offline  
Stary 16-07-2019, 19:55   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nachodzili się, zadali setki pytań, a jedynymi informacjami, jakie otrzymali, były informacje niezbyt pomyślne. "Szczęśliwy Łotr" wypłynął w świat i nie wiadomo było, kiedy wróci, zaś Carrigan znajdował się w paru miejscach naraz.
Dno, albo i niżej.
Pozostawało więc odłożyć na jakiś czas poszukiwania... i oddać się przyjemnościom, jakie można było znaleźć na Festiwalu.

I, jak się okazało, przyjemności czekały tuż za rogiem.
Owszem - warunki postawione przez bandziorów nie były wygórowane - parę garści złota i dwie kobiety - ani krewne, ani kochanki, ale nawet gdyby zażyczyli sobie tylko garści guzików, to i tak nie wypadałoby oddać ich bez walki.
No i Darvan sądził, że pozostali mają podobne zdanie, o które nie chciał nawet pytać.
Na próbę wykpienia się raczej nie można było liczyć, więc zaklinacz sięgnął po stary i sprawdzony sposób, który mógł nieco zniechęcić oponentów.

- Już, już się robi - powiedział, cofając się o krok i równocześnie pokazując puste dłonie. - Nga ringa tahu - dodał, a z jego palców trysnęły płomienie, stożkiem obejmując piątkę napastników.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-07-2019 o 20:21.
Kerm jest offline  
Stary 17-07-2019, 08:10   #14
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Wiadomości, które Manea i pozostali zebrali na temat Carrigana nie napawały optymizmem. Z realcji marynarzy, zabójca jej ojca mógł być wszędzie i nigdzie jednocześnie, bo żaden z nich nie mógł dokładnie sprecyzować, czy gdzieś go widział, czy tylko słyszał, że tam może przebywać. Manea była podłamana, ale chyba sama sobie była też trochę winna - tak bardzo nastawiła się na to, że odnajdzie tu ludzi Carrigana (a być może i jego samego), że nie brała pod uwagę innej opcji. I po raz kolejny życie sprowadziło ją na ziemię.

Aza również nie miała szcząścia w temacie swojego krewnego, choć ona mogła chyba mówić o jeszcze większym pechu, gdyż ponoć statek, na którym się znajdował, wypłynął z rana, zanim oni zdążyli dobić do brzegu. To się nazywa niefart.
- Nie łam się, Aza, na pewno w końcu spotkasz swojego krewniaka, a skoro byłaś już tak blisko, to znaczy, że być może bogowie mają na razie dla ciebie coś innego w planach. I dla mnie w sumie też - próbowała ją pocieszać półelfka, choć sama w zbyt dobrym nastroju nie była.

Jakoś odechciało jej się iść na paradę do tartaku, ale skoro pozostali chcieli ją zobaczyć, to i ona zmusiła się w sobie. Poza tym, może na miejscu jeszcze rozpyta o Carrigana, choć tym razem na nic nie liczyła i nie robiła sobie żadnych nadziei. Nie odzywając się za wiele ruszyła z towarzyszami i wybierając boczną uliczkę nadziali się na bandę bandziorów, którzy chcieli ich okraść. A nawet coś więcej. Obelg w swoją stronę i w stronę Azy kobieta nie zdzierżyła, a że miała już wcześniej dość paskudny nastrój, od razu sięgnęła po pistolet przy pasie i wycelowała w pierwszę lepszę gębę.

- Zejdźcie nam z drogi, albo za chwilę łeb jednego z was eksploduje jak dojrzały arbuz. Myślicie, że z tej odległości spudłuję, gnoje?! - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Darvan uniósł ręce i cofnął się, co pewnie oznaczało, że również coś kombinował. - Moi przyjaciele to potężni wojownicy i czarownicy, nie macie z nami szans! Więc albo zabierzecie dupę w troki i ocalicie życie, albo za chwilę zginiecie! - Manea wpatrywała się pewnym siebie, wręcz niebezpiecznym wzrokiem w każdego z piratów.
 
Tabasa jest offline  
Stary 17-07-2019, 09:28   #15
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Jamash nie był specjalnie zaskoczony wynikiem "śledztwa" - znalezienie konkretnej osoby na Kajdanach nigdy nie było łatwe, a skoro Carrigan nie był mile widziany na Festiwalu Rumu, to mógł być gdziekolwiek. Bardziej zaskoczyła go wiadomość o porannym wypłynięciu "Szczęśliwego Łotra", kapitan musiał mieć ważny powód, dla którego postanowił nie zostać i świętować. Gdy wracali z Kotwicy, undine odezwał się do półelfki
- Mam nadzieję, że pytałaś też, kiedy ostatnio go widzieli w tamtych miejscach. Jeśli uda się prześledzić jego trasę żeglugi, może będziemy w stanie ustalić, w którym kierunku zmierza - pomysł miał sens o tyle, o ile Carrigan działał według jakiegoś planu. Slayne był kupą gówna, ale z pewnością nie idiotą.

Zanim uzyskał odpowiedź, w zaułku wyszła na nich grupka zbirów. Jamash uśmiechnął się szeroko - wcześniej żałował, że nie było już wolnych miejsc na ringu, a teraz okazja do wyładowania się przychodziła sama! Groźby Manei może i by podziałały same z siebie, ale zdaniem undine słowa powinny zostać podparte czynami. Ruszył pewnym krokiem przed siebie, gdy tuż obok niego przeleciał strumień ognia, owiewając go gorącym powietrzem - to Darvan pokazał, że także nie stroni od walki.

To był świetny sygnał do ataku - Jamash przyspieszył, dobywając noży i wypowiadając krótką inkantację - Pa'u amea deyès lanmè! -
Wytatuowany symbol Besmary na ramieniu zaświecił delikatnie, a zanim dobiegł do najbliższego zbira, jego skóra nabrała ciemnoszarego koloru i tekstury surowego żelaza. Zamachnął się niedbale lewą ręką, celując w gardło rudzielca trzymanym odwrotnym chwytem sztyletem, i jednocześnie wbił drugie ostrze prosto w krocze pechowca. Nie było to specjalnie honorowe zagranie, ale efekt psychologiczny był zwykle bardzo skuteczny, a Jamash uczciwą walkę uważał za przejaw czystej głupoty.
Move action: podejście do najbliższego przeciwnika, dobywając obu sztyletów - tak, żeby nie oberwać ogniem od Darvana
Swift action: Fervor i rzucenie Ironskin (+4 do AC)
Standard action: Atak w najbliższego przeciwnika, bez TWF na razie

 
Sindarin jest offline  
Stary 21-07-2019, 13:41   #16
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Maximowi było żal, że ich małe dochodzenie nie było zbyt owocne. Chociaż opuszczenie portu przez "Szczęśliwego Łotra" było dość ciekawe i martwiące.
Pominięcie tak istotnego święta musiało mieć istotny powód, istotne powody miewają istotne ryzyka. Wolał jednak nie zamęczać Azy tego typu zmartwieniami.
Co do poszukiwań Manea'y był mniej zdziwiony, zważając co do tej pory usłyszeli o tym Carriganie. Będzie trzeba poczekać do zakończenia festiwalu.
Maxim miał zamiar dodać coś od siebie po wypowiedzi Jamasha, ale pojawiły się pijaczki.

Miał już do czynienia z bandytami, a to bardziej wyglądało jak banda zachlajmord, którym rum dodał odwagi. Ich słowa przejawiały typowe zachowanie plebsu, który uważa, że ma siłę bo napił się nektaru bogów.
No cóż trzeba było pokazać im gdzie ich miejsce.
Wyciągnął Evelyn z jej kabury i oparł ją o przedramię celując w zbirów.
- Przynieśliście noże do walki na pistolety. Duży błąd. - oddał strzał w gościa mającego plany co do Azy. - Może lepiej ich nie zabijajmy. - rzucił do pozostałych - To może być czyjaś załoga.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 21-07-2019 o 14:38.
Seachmall jest offline  
Stary 21-07-2019, 15:46   #17
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Niziołce faktycznie było przykro z powodu wypłynięcia "Szczęśliwego Łotra". Jednak tyle dobrego, że sam trop okazał się na tyle trafny, że wie jakiego okrętu poszukuje i wie skąd wybył. Spojrzała na pocieszającą ją towarzyszkę.
- Liczyłam, że go spotkam i zamienię parę słów. Z drugiej strony dobrze, że jest wśród swoich w nieznanej lokacji na morzu, będzie bezpieczniejszy. Chyba pora, abym wzięła z niego przykład nim święto się skończy.


Gdy zostali napadnięci Aza skrzywiła usta w grymasie złości na głupie zaczepki. Równie dobrze mogła uchodzić za ludzkie dziecko przykryte materiałem noszące festiwalową maskę na twarzy. Mając ukryte ręce pod płaszczem sięgnęła do kieszonki po prawej stronie pancerza, drugą rękę położyła na broni przy biodrze odczepiając skórzany pasek.
- Mam wrażenie, że te wasze berła są tak małe jak ta perła - podrzuciła w górę małą błyszczącą perłę przykuwając uwagę bandziorów, a sama wyciągnęła spod płachty materiału dłoń w czarnej skórzanej rękawiczce trzymającą czarną kuszę. Wycelowała przed siebie w łysego bandytę, co znaczyło, że ma zamiar trafić go bełtem prosto w klejnoty rodzinne.
- "Zgubo Ludzkości" zbierz swoje żniwo, niech łysy dziad nie kroczy po świecie żywo!
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 21-07-2019 o 18:47.
Ranghar jest offline  
Stary 21-07-2019, 20:50   #18
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Tamci może myśleli, że grzecznie wykonacie polecenia, ale u was od samego początku nie wchodziło to w grę. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Słowa Manei nieco wytrąciły napastników z równowagi, tak samo jak dziwne zachowanie Darvana, który cofając się chwilę później wypalił w ich stronę ogniem, przypalając dwóch na przedzie. Jamash dobywając sztyletów dopadł do pierwszego z brzegu przeciwnika, podżynając mu gardło, gdy wypaliły pistolety półelfki i Maxima, posyłając kolejnych dwóch na tamten świat. Aza natomiast doskonale wykorzystała niewielką odległość dzielącą ją od przeciwników, zwolniła cięciwę, a bełt wystrzelony z kuszy wbił się niewiele wyżej klejnotów kolejnego napastnika, posyłając go na ziemię, a Jamash zakończył jego męczarnie wbijając mu sztylet w kark. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund a wy nawet nie zdążyliście się rozgrzać.

Ledwo walka się zakończyła, usłyszeliście miarowe klaskanie dochodzące gdzieś z góry, za waszymi plecami. Odwróciliście się, unosząc wzrok i na jednym z niewielkich balkonów na piętrze jednego z budynków ujrzeliście piękną, czarnowłosą kobietę, uśmiechającą się do was zadziornie. Ubrana była w marynarskie odzienie wysokiej jakości, a przy pasie miała rapier oraz pistolet.
- Brawo, dobra robota! - powiedziała w końcu, nie przestając się uśmiechać. - Wybaczcie, że ich na was nasłałam, ale chciałam przeprowadzić skromny test, zanim wyjdę z propozycją współpracy. Musiałam się upewnić, że jesteście godni mojego zachodu.

Zagwizdała na dwóch palcach, a przy wyjściu z alejki pojawiło się trzech potężnie zbudowanych mężczyzn.
- To moi ludzie. Zaprowadzą was do mnie, gdyż chcę z wami porozmawiać. Nie obawiajcie się, nie czeka na was więcej niespodzianek. Tylko rozmowa, po której z pewnością będziecie usatysfakcjonowani.
Skoro ta kobieta zadała sobie tyle trudu, by was "sprawdzić" z pewnością miała coś ciekawego do powiedzenia. Nie ociągając się zbytnio, wyszliście z alejki, a ludzie nieznajomej z balkonu zaprowadzili was do budynku nieopodal. Schodami weszliście na pierwsze piętro a potem zniknęliście w jednym z mieszkań kamienicy.

Czarnowłosa kobieta siedząca w fotelu niewielkiego pokoju skinęła głową na swych ludzi, którzy ustawili się przy drzwiach z założonymi rękoma, a wam wskazała krzesła przy stoliku pod ścianą.
- Sierota szukająca zabójcy swego ojca i awanturnik, który uciekł z cheliaxańskiego więzienia. - Spojrzała na Maneę i Jamasha, a potem przeniosła wzrok na Azę, Darvana i Maxima. - I trójka innych ciekawych osobistości. Tak, informacje szybko się tutaj rozchodzą. - rzuciła, uśmiechając się pod nosem. - Nazywam się Varossa Lanteri i jestem kapitanem statku o nazwie "Wodny Kruk". Raz jeszcze przepraszam za tych drabów z alejki, ale chciałam zobaczyć, na co was stać. A stać was na wiele i takich właśnie ludzi potrzebuję. Niedawno odkryłam bowiem sekret, który może doprowadzić mnie do skarbu słynnej na Kajdanach kapitan Jemmy Redclaw. Złoto, klejnoty, niewyobrażalne bogactwo. Zanim wypłynę, chcę jednak uzupełnić załogę o ludzi, którzy znają się na wojaczce, bo bezpieczna wyprawa to na pewno nie będzie. W zamian oferuję wam 1/16 skarbu, do podziału między was. Wierzcie mi, to będzie BARDZO dużo pieniędzy. Rozumiem, że pewnie zanim podejmiecie decyzję, będziecie mieć masę pytań, więc zamieniam się w słuch. - Rozłożyła ręce i uśmiechnęła się do was, choć uśmiech ten do wesołych nie należał. Raczej niebezpiecznych.

Manea i Jamash szybko przywołali w myślach nazwisko Redclaw. Słyszeli o niej sporo opowieści, a jej legenda zdawała się żyć własnym życiem na Kajdanach. Ta kobieta dała się poznać jako nieustępliwa piratka, która porywała się na największe wyzwania, gromadząc przy tym spory majątek w sekretnym miejscu, aż do momentu zaginięcia w okolicach Oka Abendego, wiecznego, paskudnego huraganu na południu Oceanu Arkadyjskiego. Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie myślał, by zapuszczać się w tamte rejony.


 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 21-07-2019 o 20:55.
Mroku jest offline  
Stary 22-07-2019, 07:43   #19
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Poszło łatwo i szybko - Jamashowi aż było szkoda, że zbiry nie stawiły większego oporu. Zabierał właśnie nóż, którym rudowłosy idiota, a teraz trup, próbował im grozić, gdy usłyszał klaskanie. Drugą ręką szybkim ruchem porwał także sakiewkę i wyprostował się, patrząc na organizatorkę tego zamieszania. Jako jedyny z ich małej grupki zbliżył się do przeciwników, co było po nim widać - liczne niewielkie rozbryzgi krwi znaczyły jego twarz i ubrania, z większą plamą na przedramieniu, którym zasłonił się przed strugą tryskającą z przeciętego gardła. Undine, wyszczerzył się na propozycję, schował broń oraz zdobycze, po czym pozwolił zaprowadzić się do kamienicy i posadzić na krześle. Rozsiadł się wygodnie, odsuwając do stolika, by móc obserwować zarówno ich nową znajomą, jak i jej ludzi.

Nie kojarzył tej kobiety, ale nie było w tym nic dziwnego, w końcu wypadł z obiegu na ponad dekadę. Co do jednego miał jednak pewność – Varossa Lanteri wyglądała niczym żywcem wyjęta z różnych przedstawień Besmary: piękna, dojrzała kobieta o ciemnej skórze i kruczoczarnych włosach. Oczywiście, Jamash spotkał już wiele jej podobnych, ale żadna nie oferowała mu wyprawy morskiej, obiecując bogate łupy, najpierw narażając go na niebezpieczeństwo. I to jeszcze dokładnie w dniu Festiwalu Rumu! To z pewnością nie był przypadek - a chociaż kolor jej włosów i wiek nie zgadzały się, nie miało to znaczenia. A raczej, miało dodatkowe znaczenie - może te ostatnie lata były testem, talentu, umiejętności, a potem wytrwałości w wierze? A teraz odbierał nagrodę, a raczej dostawał możliwość sięgnięcia po nią? Wszak Morska Banshee nie uznawała jałmużny, jej wyznawcy musieli zapracować na jej łaski, tak samo jak na bogactwa. Tak, musiało właśnie tak być, to była właśnie ta chwila, dla której przybył do Lilywhite.
- Wchodzę w to - rzucił z pewnością, zerkając na Maneę. Kiepsko zaplanowana zemsta półelfki będzie musiała poczekać, albo obejść się bez niego. Niespecjalnie go to teraz obchodziło. - Rozumiem, że zaproponowany podział łupu odnosi się tylko do skarbu, tak? Ewentualne pryzy zdobyte podczas wyprawy będą dzielone według Kodeksu? Masz już osadzoną wszystkie pozycje w załodze? - zapytał Varossę, licząc, że nie wyląduje jako zwykły marynarz na Wodnym Kruku.

Destynacja ich rejsu niespecjalnie go jeszcze obchodziła, a i domyślał się, że kapitan nie poda jej im, dopóki nie wypłyną. Zbyt wielu było chętnych do sprawdzenia prawdziwości legend o skarbach Jemmy Redclaw, by szastać jakimikolwiek informacjami o nich.
 
Sindarin jest offline  
Stary 22-07-2019, 09:53   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Test?
Test, który kosztował życie pięciu ludzi?
Darvanowi nie było żal paru zbirów, którzy - tego był pewien - bez mrugnięcia okiem pozbawiliby go pieniędzy (albo i życia), ale taki test w niezbyt dobrym świetle stawiał kobietę, która przedstawiła się jako Varossa Lanteri, a której imię nic mu nie mówiło.
Podobnie zresztą jak i Jemmy Redclaw, ale sądząc po tym, jak się zaświeciły oczka Jamasha, przynajmniej część opowieści Varossy była prawdą.
Jednak nawet wizja nieprzybranych skarbów, z których jedna osiemdziesiąta miałby trafić do jego kieszeni, nie mogła przesłonić oczywistej oczywistości.

- Brzmi kusząco - powiedział - ale o ile znam się nieco na wojaczce, ale w najmniejszym nawet stopniu na żeglowaniu i na statku niezbyt się przydam.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172