Odcumowali z Darvanem łódkę babuni, zaklinacz złapał za wiosła i zaczęli odpływać od “Wodnego Kruka”.
- Płyń bardziej w prawo, za tym zalesionym wzgórzem będzie już rzut kamieniem do miasteczka - powiedziała Manea. Mężczyzna musiał wyczuć z jej tonu, że nie jest w najlepszym nastroju, choć jeszcze chwilę temu, na pokładzie, wszystko było dobrze. A przynajmniej takie się wydawało. -
Jak sprzedamy łódkę, pójdziemy na dobry obiad do “Baryłki”. Gdybyś się zmęczył wiosłowaniem, powiedz, a cię zmienię.
-
Aye, aye, ma'am - odparł Darvan żartobliwym tonem. -
Coś cię gryzie? - Nie owijając w bawełnę przeszedł do sedna rzeczy.
- Zgadnij… - rzuciła, krzywiąc się, a zaklinacz od razu wiedział, że chodzi o Jamasha. -
Ilekroć staram się jakoś zmniejszać dystans między nami, bo przecież znamy się nie od dziś, on jasno pokazuje, gdzie jest moje miejsce. Ale Anabell poznał raptem kilka dni temu i jest dla niej miły, jakby znał ją od zawsze. Nie rozumiem tego. - Pokręciła głową.
-
Może dlatego, że niedawno ją poznał? - Darvan potarł brodę. -
W stosunku do ciebie on ma po prostu klapki na oczach i tyle. Pewnego rodzaju ograniczenie umysłowe - dodał.
- Nie wiem, może… ale mi się to nie podoba. Ja mam wrażenie, że on cały czas myśli, że ja jestem tą dziewczyną, którą znał, gdy mój ojciec był kapitanem “Pocałunku Krakena” - powiedziała. -
Zresztą, nieważne, nie psujmy sobie tego wypadu jego tematem. Potem z nim o tym porozmawiam. Cieszę się, że podczas walki nie zostałeś ranny. - Uśmiechnęła się do niego, zmieniając temat.
-
A ja się cieszę, że teraz jesteś już cała i zdrowa. - Zlustrował ją, jakby sprawdzał, czy to, co mówi, jest prawdą. -
No i odpłaciliście się temu, co cię ustrzelił... - Uśmiechnął się lekko. -
Kiepski sposób na zdobycie czyjejś sympatii - dodał z poważną na pozór miną.
-
Oni nie chcieli zdobyć mojej sympatii. - Pokazała mu język. -
Jak ty się z tym wszystkim czujesz, co o tym sądzisz? - Odwróciła się w stronę okrętu i zobaczyła machającą im na pożegnanie
Azę, więc pomachała jej również, uśmiechając się.
-
Mówisz o wyprawieniu Hyrixa na drugi świat? - I o tym i o tej pracy dla Lanteri. Mi coraz bardziej to śmierdzi. Skoro jej były człowiek wolał zginąć, niż się poddać, to myślisz, że nami by się przejmowała, gdyby przyszło co do czego? - Uniosła brew i uśmiechnęła się lekko. Oboje znali odpowiedź na to pytanie.
-
Może dlatego Maxim się zmył z pokładu... - wyraził przypuszczenie Darvan. -
Ciekawe, czy będzie o to piekło, jak pani kapitan wróci - mówił dalej. -
Z drugiej strony... będzie ciekawie, prawda? A nikt nie powiedział, że trzeba żyć wiecznie - dokończył żartobliwym tonem.
- Całkiem możliwe - odpowiedziała odnośnie Maxima. -
On dostał prądem, z tego, co widziałam, może doszedł do wniosku, że nie chce tak żyć, a nie miał odwagi się z tego wycofać tak po męsku. Myślę, że na Kajdanach jest już spalony. Jeśli Lanteri dowie się, że uciekł, na pewno szepnie gdzie trzeba, żeby wypatrywać takiego człowieka jak on. Kontrakty pirackie są droższe niż życie, Darvanie, wierz mi. Dlatego musimy swój wypełnić, inaczej będzie źle. Jeśli złożyłeś swój podpis pod papierem Lanteri, to jakbyś podpisał pakt z samym diabłem.
-
Jak na piekło, to mam wyjątkowo dobre towarzystwo - odparł, najwyraźniej nie do końca przejmując się potencjalnym niebezpieczeństwem. -
Jeśli zaś chodzi o Kajdany... Aż tak się do nich jeszcze nie przywiązałem. Tak że jeśli kiedyś zechcesz zmienić otoczenie...
[i]- Jeśli rozprawię się z zabójcą mojego ojca, z chęcią zobaczę twoje okolice i mam nadzieję, że oprowadzisz mnie po fajnych miejscach - odparła, uśmiechając się. - [i]Lubię poznawać nowe miejsca, nie tylko na morzu.[/]
-
Czuj się zaproszona. - Również się uśmiechnął. -
Świat jest wielki i pełen ciekawych miejsc. Nie warto siedzieć stale w jednym. Czy w jednej okolicy. - Kto wie, może jak Carrigana będą już żarły piranie, to stwierdzę, że czas sprzedać “Pocałunek Krakena” i za te pieniądze będziemy się rozbijać po tym twoim… Taldorze? Dobrze pamiętam? - Uniosła brew. -
Wybacz, jeśli nie, ale nie mam zbytnio pamięci do miejsc na lądzie.
-
Nie do końca, ale ze mną nie zabłądzisz... na lądzie - odparł. -
A w razie czego kupimy sobie mapę. Stać nas będzie... - Udał powagę.
- Pewnie stać nas będzie nawet na zamek! - Zaśmiała się perliście. -
Słyszałam, że ludzie na lądzie mieszkają w zamkach, ale nie wiem, czy bym wysiedziała na miejscu w takiej budowli. No chyba, że byśmy sobie jakiś kupili, a potem pływali i wracali do zamku raz na jakiś czas. To chyba całkiem dobre wyjście, prawda. - Nie mogła przestać się śmiać, bo i też jakoś sobie teraz nie wyobrażała pieniędzy, które musieliby zarobić, żeby sobie kupić taki zamek. Ale mogła chociaż pomarzyć.
-
Zamki są przereklamowane - zapewnił ją, z kamienną twarzą Darvan.
- Wybacz, że wejdę ci w słowo, ale myślałam, że powiesz “zamki są przeklęte”. To mogłoby być nawet ciekawe. - Zaśmiała się.
-
Zamek z duchem... pojawiającym się w sypialni, w najważniejszym momencie... - Udał, że się zastanawia, czy to opłacalny interes.
[i]- Bardzo zły pomysł…[i] - Manea zaśmiała się, kręcąc głową. -
No chyba, że rozreklamujemy go w okolicy i będziemy na tym zarabiać. Wyobraź sobie te przemowy: “Tylko w tym zamku wasze miłosne uniesienia przerwie duch, który pojawi się w... “, chciałam powiedzieć “nieodpowiednim momencie”. - Zaśmiała się perliście, odchylając na łódce. -
Chyba coś w tym jest. - Nie przestawała się śmiać.
-
Śmiej się, śmiej. - Darvan pokręcił głową. -
Widać, że nikt cię naszedł w takiej sytuacji. - Stłumił uśmiech.
Manea otworzyła szeroko oczy, zaskoczona.
- Jakiś duch przerwał ci miłosne igraszki? Jak było? - Wyszczerzyła się.
-
Duch to nie. - Pokręcił głową.
- Inny mężczyzna? Inna kobieta? - Zaśmiała się. -
No opowiedz, jak już zacząłeś.
-
Dawne czasy... - Darvan lekko się uśmiechnął. -
Dwóch jej braci zaczęło się dobijać do drzwi... więc nie do końca można to zaliczyć do takiej sytuacji. - I co zrobiłeś? Wyskoczyłeś oknem? Schowałeś się w szafie? - Maneę bardzo zainteresowała ta przygoda Darvana.
-
Ponoć szafa to najczęściej sprawdzane miejsce... - Też tak słyszałam. - Zaśmiała się perliście. -
Ale wyobraź sobie, co by było, jakby za szafą było jakieś tajemne przejście… - Przyłożyła dłoń do ust, udając teatralnie zaskoczoną.
-
Widzę, że zaczynasz się przywiązywać do wizji naszego zamku - zażartował.
- To by było nawet ciekawe. Gdybyśmy mieli tajemne przejście za szafą, ale takie prowadzące rozgałęzieniami do różnych części zamku, mogłabym po dobrym seksie z tobą uciekać tam, a ty byś musiał mnie znaleźć. A potem by się okazywało, że większość tych przejść prowadzi do przeróżnych komnat w naszym zamku, to by było fantastyczne! Tylko kto by nam taki zmyślny zamek wybudował. - Nie przestawała się uśmiechać do Darvana.
- Nigdy byśmy się nie nudzili w takim miejscu. - Wybuchnęła śmiechem.
-
My damy pomysły, a resztę załatwią pieniądze kapitan Redclaw - odpowiedział uśmiechem. -
No i jest nas teraz mniej do podziału, czyli więcej dla nas. Zamek będzie miał jedną wieżę więcej... - Próbował zachować powagę; nie do końca mu się to udało.
- I piwnicę. Tam będziemy trzymać jakieś potwory, które uwolnimy, jak ktoś będzie próbował nam przeszkadzać. - Zaśmiała się. Taka rozmowa poprawiła jej nastrój i już nie przejmowała się Jamashem. -
Dziękuję, ta nasza pogawędka mnie rozpogodziła. - Pogłaskała go po nodze, uśmiechając się lekko, ale z uczuciem.
-
Po mojej stronie jest co najmniej tyle samo przyjemności. - Uśmiechnął się do niej. -
Teraz jeszcze dobry obiad i odrobina dobrego wina... na podsumowanie miłej rozmowy... - Darvan rzucił okiem przez ramię by sprawdzić, czy jeszcze daleko. Okazało się, że w towarzystwie Manei czas zdecydowanie mijał szybciej i port było już widać. -
Ty się zajmij sprzedażą łodzi - zaproponował. -
Po mnie od razu widać, że nie jestem człowiekiem morza. - Pójdziemy razem ją sprzedać, a jak ktoś powie, że nie jesteś człowiekiem morza, to będzie miał ze mną do czynienia - powiedziała, uśmiechając się zadziornie. -
A obiad i wino brzmią wspaniale. Z chęcią i przyjemnością zjem i wypiję z tobą.
-
Będę stać obok ciebie i robić groźne miny, żeby przekonać kupca, że to ty masz rację. - Darvan lekko się uśmiechnął. -
A potem sprawdzimy, co ciekawego znajdzie się w kuchni i piwniczce "Baryłki" - To będzie bardzo dobre wyjście. - Pokiwała głową, robiąc groźną minę. -
Sprzedamy to, a potem pójdziemy się najeść i nawalić. - Zaśmiała się.
-
Nawalenie się odpada. - Darvan pokręcił głową. -
To znaczy w moim przypadku odpada. - Miał wrażenie że już tłumaczył, dlaczego magowie, szczególnie ognia, nie powinni nadużywać wody ognistej... ale może się mylił. -
Weźmiemy trochę zapasów do koszyczka babuni i dokończymy imprezę na brzegu. Blisko domu - dokończył z uśmiechem.
- Jak najbardziej mi pasuje - Manea uśmiechnęła się szeroko, z uczuciem.
Niedługo potem dotarli do Lilywhite i zaczęli rozgłaszać, że do sprzedania mają łódkę w dobrym stanie, która na pewno przyda się na każdym statku, na ryby, bądź do romantycznych wypadów we dwoje z dala od miasteczka. Nie musieli długo czekać, aż znalazł się kupiec w osobie jakiegoś starego rybaka, który zapłacił im za łódkę 60 sztuk złota, co wydawało im się całkiem dobrą ceną. A skoro byli w Lilywhite, Manea postanowiła odwiedzić jeszcze miejski targ, gdzie zrobiła odpowiednie zakupy na ich imprezę na plaży.
Do zatoki, gdzie cumował "Wodny Kruk" wracali więc z koszem pełnym świeżego pieczywa, warzyw i owoców, sera i wędliny. Mieli zamiar od razu rozsiąść się na ciepłym piasku i dalej rozmawiać, zajadając pyszności z koszyka. Na powrót na pokład mieli jeszcze czas i nigdzie im się nie spieszyło.
-
Twoje zdrowie. - Darvan uniósł kubek z winem. -
Niech Pani Mórz ci sprzyja i zsyła silne wiatry! - Uśmiechnął się do Manei.
- Wzajemnie. - Zaśmiała się, znając przesłanie tego toastu. -
Jednak czegoś cię nauczyło przebywanie na Kajdanach - rzuciła do niego wesoło.
Na "Kruka" wrócili dość późno... w wyśmienitych humorach.
I uszczęśliwili Balgrima dostarczonymi produktami.