Isabela & Kayn Kayn, którego cechowała pewność siebie, tym razem musiał przyznać, że czuł się niepewnie. Zakupy, jakie musieli wykonać z wiadomych przyczyn, mogły być nawet trudniejsze niż powinny. Nie wiedział jak wiele rzeczy się zmieniło odkąd stąpał twardo po tych ziemiach.
Wojownik rozejrzał się po grupie szukając kogoś, kto mógłby być zagubiony podobnie jak on. Skrzywił się kwaśno uznając, że chyba jest jedynym, którego nastawienie cechował lekki opór względem pójścia w tłum cywilizacji i dogadania się. Nie był pewien czy się zrozumieją i czy nie zechcą cenowo zedrzeć z niego ostatniej monety.
Kayn przeskakiwał spojrzeniem po innych, aż w końcu jego wzrok skrzyżował się z Isabel, która uśmiechnęła się naiwnie. Mężczyzna zamyślił się tylko przez moment, dochodząc do prostego wniosku, że to może być to. Poza tym w jego oczach kobieta zdawała się być bezbronna i łatwowierna, co też było argumentem, żeby nie puszczać jej samotnie.
Mężczyzna podszedł więc do niej z przyjaznym nastawieniem, choć chyba już w trakcie podróży udowodnił, że jest osobą ciepłą i uprzejmą.
- Bell, chciałabyś może towarzyszyć mi na targu? - spytał przyjemnym głosem, przywołując na usta lekki uśmiech - Obawiam się, że po tylu tysiącleciach wiele się zmieniło i zedrą ze mnie ostatnie grosze jak z dziecka. W zamian za twą pomoc mógłbym służyć ci za ochronę i tragarza.
Isabela uśmiechnęła się do Kayna, wciąż trzymając w dłoniach mieszek złotych monet od Garavela.
- Jasne! Nie mam nic przeciwko, w towarzystwie zawsze przyjemniej robi się zakupy. Poza tym, mam już pewne doświadczenie w targowaniu się, więc nikt nas nie oskubie z pieniędzy - powiedziała wesoło, mrugając do Kayna okiem. Widać było, że szczerze uradowała ją propozycja towarzystwa, a w jej słowach nie było nic wymuszonego czy udawanego.
Wyciągnęła dłoń z mieszkiem złotych monet w stronę aasimara.
- Trzymaj. Wielu handlarzy to mężczyźni, dlatego znacznie ułatwi to sprawę, jeśli to mężczyzna będzie im płacił. Nie wiem, skąd się bierze taki tok rozumowania, ale uwierz mi, to naprawdę działa. Może to jakaś taka męska solidarność? - zapytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. - Chodźmy więc! - nakazała wesoło i ruszyła w stronę miasta.
Wojownik nieco się zdziwił, że oddała mu swoje pieniądze na przechowanie, ale dość szybko uznał, że to w sumie nie taki głupi pomysł. Drobna zaklinaczka mogłaby być łatwym celem dla rabusiów, a do niego raczej mało kto podejdzie w celu zawinięcia sakiewki. Kayn schował więc mieszek i udał się wraz z kobietą na targ.
Kiedy wkroczyli między stragany, mężczyzna był nieco oszołomiony ilością barw i proponowanych towarów. Dopiero co powrócili do życia, a już musiał zmierzyć się z gwarem bazarowych przekup, przekrzykujących się nawzajem i próbujących przyciągnąć klienta w swoją stronę. Isabela natomiast, w przeciwieństwie do niego, wyglądała, jakby trafiła do swojego żywiołu. Targowisko w Solku do złudzenia przypominało to z jej rodzinnego miasta. Ale czy nie wszystkie targowiska w większych miastach nie wyglądały tak samo? Stragan na straganie i przekrzykujący się handlarze.
- Zacznijmy od zwykłych ubrań, bo wyglądamy jakbyśmy zwiali komuś z podestu, jeszcze tylko kajdan nam brakuje - powiedział spoglądając na filigranową kobietę i posłał jej lekki uśmiech, aby nie odebrała jego słów jako krytykę wyglądu. Nie był pewien co mogłaby sobie pomyśleć. - Jeśli spodoba ci się coś ładnego niż zwykłe ubranie, dołożę ci trochę monet, dobrze?
- Racja, te ubrania ledwo się na nas trzymają - zgodziła się z nim Isabela, patrząc krytycznym wzrokiem na to, co miała na sobie. Nie dość, że zewsząd wystawały nitki, to w niektórych miejscach jej koszula czy spodnie miały dziury. Wszystko było szarobrudne i przepocone, a z prawego buta odpadała podeszwa. - Hej, a może to tobie spodoba się coś ładnego i to ja będę dokładać trochę monet? - zapytała zadziornie, po czym się roześmiała.
- Może spróbujemy przy tamtym straganie? Wydaje mi się, że mogą mieć całkiem niezły asortyment - zaproponowała, wskazując stanowisko ozdobione tkaninami w wszystkich możliwych kolorach, przy którym stało kilka kobiet.
- Śmiało - odpowiedział zachęcając ją, aby skorzystała z dobrodziejstw, jakie oferuje sprzedawca. - Ja nie będę wydawać na nic ładnego, bo i tak zakryję ubranie pancerzem. A ty możesz przynajmniej ładnie wyglądać, będziesz uroczą dyplomatką.
Kayn uśmiechnął się półgębkiem, podchodząc wraz z kobietą do straganu pełnego babskich fatałaszków. W głowie przewinęło mu się odległe wspomnienie, jak z pierwszej wypłaty kupował siostrom sukienki, aby choć na chwilę móc zobaczyć radość na ich twarzach. Stanął w bezpiecznej odległości, aby móc obserwować, ale i jednocześnie nie przeszkadzać Isabeli w grzebaniu wśród ubrań. Miał tylko wrażenie, że sprzedawca będzie źle ją traktował ze względu na aktualny ubiór, dlatego dyskretnie zbliżył się do niego i podszeptał coś, aby kupiec przypadkiem nie był dla kobiety nieuprzejmy.
Isabela prawie w podskokach podeszła do straganu, wymijając trzy plotkujące kobiety, które nawet nie zwróciły na nią uwagi. Cóż, w obecnym stanie faktycznie była prawie niezauważalna, niczym służąca czy niewolnica. Tym lepiej dla niej.
Wyciągnęła spod sterty materiałów belkę ciemnej wełny, po czym rozejrzała się dookoła.
- Hej, Kayn! Dlaczego tam stoisz, chodź tutaj! - machnęła do niego zapraszająco ręką. - To, że będziesz miał na sobie pancerz, wcale nie oznacza, że nie możesz wyglądać ładnie. Spójrz na tę ciemną wełnę, idealnie izoluje od pustynnego ciepła, a jednocześnie trzyma temperaturę. Jeśli kupimy igły i nici, to będę w stanie uszyć dla ciebie kaptur - zaproponowała, po czym zastanowiła się przez chwilę nad czymś. - Albo zlecimy to jakiemuś krawcowi i odbierzemy przed wyruszeniem w dalszą podróż - dodała.
Isabela wcisnęła materiał w ręce Kayna, po czym sięgnęła po kolejny, tym razem w czerwonym kolorze.
- Dodamy do tego trochę czerwonego i ozdobimy srebrną taśmą, którą widzę... oooo tam! I będzie pięknie - oznajmiła tonem specjalisty.
- Isabelo, proszę cię… - jęknął Kayn z wyraźnym spokojem, odwieszając na miejsce wybrane przez nią rzeczy. - Ja potrzebuję zwykłego, praktycznego stroju, a mocne barwy wcale nie są dla mnie korzystne… No chyba, że chcesz mnie ubrać tak, abym przyciągał wszystkich oponentów na siebie - zażartował, po czym odebrał kolejny pomysłowy materiał z jej łapek i odłożył.
- Skup się na sobie, dobrze? Jeśli masz nas reprezentować, bo różne niespodzianki mogą nas spotkać, tu musisz być od nas lepsza. Rozumiesz, że nie możemy wszyscy wyglądać jakbyśmy uciekli z pałacu w asyście przyjaciółki-księżniczki. Ty masz być księżniczką, a my będziemy twoim tłem służącym do obrony. Wyglądając jak arystokracja, nikt nie weźmie mnie na poważnie, nawet jeśli będę miał miecz większy od samego siebie. - Posłał jej lekki uśmiech i delikatnie chwycił za szczupłe barki, aby obrócić tyłem do siebie, a przodem do eleganckiej sukienki, pasującej do klimatów pustynnych, jakie ich otaczały.
- Spójrz ile tutaj jest gotowych ubrań. Dokupimy perfumy i będziesz mogła zawsze przemawiać w naszym imieniu - puścił ją zabierając ręce i mając nadzieję, że użył swojej siły z wyczuciem.
Isabela chciała zaprotestować, ale sukienka faktycznie była ładna. Chociaż zupełnie nie w jej kolorze. Mocne, wyraziste barwy nie pasowały zupełnie do jej typu urody, ale za to zaraz później jej zielone oczy napotkały coś, co od razu do niej przemówiło jedwabistym głosem mówiąc: “przymierz mnie, kup mnie, jestem idealny”. Na chwilę zupełnie zapomniała o stojącym za nią Kaynie i jego słowach, które wprawiły ją w zakłopotanie. Nie była z niej żadna księżniczka, a co najwyżej córka krawcowej i stolarza, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, a w stroju, który do niej przemówił, na pewno nikomu nawet nie przeszłoby przez myśl, że mogła być kimś innym jak księżniczką.
- Zaraz wracam - powiedziała, nawet nie odwracając do Kayna, po czym sięgnęła po upatrzony strój i zniknęła za kotarą.
Minęła dłuższa chwila, zanim Isabela wyszła z prowizorycznej przymierzalni. Kiedy już to się wydarzyło, nie miała na sobie wcześniejszych łachmanów. I choć o poprzednim stanie wyglądu mówiły przetłuszczone, zmierzwione włosy i umorusana w pustynnym pyle skóra, to strój ewidentnie krzyczał “arystokracja”.
Isabela ubrana była w dopasowany kaftan w kolorze ciemnego koralu, z dekoltem, przewiązany w pasie szarfą, odkąd ciągnęło się pięć pasów materiału imitujących rozciętą spódnicę - dwa z przodu, dwa po bokach i jeden szerszy z tyłu. Pod kaftanem miała jedwabną bluzkę w nieco jaśniejszym odcieniu, o której istnieniu świadczyły wystające, luźno spływające po rękach półrękawy, odsłaniające nagą skórę ramion. Jedwabny materiał całości zdobiony był złotą nicią, która układała się w misterne wzory.
Na nogach miała dopasowane kolorem i krojem spodnie przypominające szarawary, choć nie tak luźne. Na stopach miała wkładane pantofle obszyte złotą nicią, na płaskiej podeszwie i z lekko zagiętymi noskami.
- I jak? - spytała, spoglądajac pytająco na swojego towarzysza. - Wystarczająco księżniczkowo, panie tło służące obronie?
Mężczyzna parsknął krótkim śmiechem i pokręcił głową.
- Idealnie, madame - odparł teatralnie skinąwszy głową. - Zostań już w tym, a ja pójdę zapłacić. Dla siebie mam jednak ubranie praktyczne, więc nie wybieraj mi nic, proszę, bo co najwyżej będziesz mogła ozdobić tym psa. - Choć nie miał początkowo na myśli towarzyszącego im Gnolla, to dość szybko epitet skojarzył właśnie z nim, przez co znowu się zaśmiał.
- Odwiedzimy jeszcze łaźnie, bo czuję się jak śmieć. I pewnie tak samo pachnę - powiedział całkiem pewnie. Nie brzmiało to nawet jak propozycja, a bardziej jak rozkaz dowódcy. Różniło się jednak tym, że dodał do tego argument, a rozkazy bywały raczej bardziej proste.
Po zapłaceniu za zwykłe, codzienne ubranie, razem udali się w głąb targu, oglądając coraz to nowsze i barwniejsze propozycje handlarzy. Na szczęście wśród straganów nie zabrakło też takich z bardziej praktycznymi rzeczami, którymi był zainteresowany Kayn, a które mogły nudzić Isabelę, gdyż każdy pancerz wyglądał bardzo podobnie, a na zdobiony zdecydowanie nie było ich stać.
- Tam obok sprzedawali perfumy, pewnie zejdzie ci trochę czasu, nim wybierzesz zapach, który ci się spodoba. Za moich czasów dyplomaci zawsze wyglądali schludnie i ciągnęła się za nimi taka przyjemna woń. To chyba pomaga w dogadaniu szczegółów. Albo byli narcystyczni, w sumie ciężko stwierdzić. - Zerknął na nią szarymi oczami, zastanawiając się czy nie odbierze jego słów negatywnie. Isabela zdawała mu się być nieco inna niż kobiety, które poznał dawniej. Bardzo łatwo było je urazić.
Isabela spojrzała najpierw w kierunku stoiska z perfumami, a potem z powrotem na Kayna. Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Prawdziwy dyplomata to nawet wysmarowany krowim łajnem będzie w stanie się dogadać - powiedziała pół żartem, a pół serio. - Nie zostawię cię tutaj samego, bo jeszcze zapłacisz tyle, ile każe ci ten handlarz, a to zdecydowanie za dużo. Później poszukamy perfum, obiecuję, że nie zajmie mi to długo.
Kayn skinął jej głową, zgadzając się. Wybranie odpowiedniego pancerza nie zajęło mu zbyt wiele czasu, choć Isabeli wcale się nie spieszyło. Miała kilka własnych uwag na temat wybieranego przez Kayna pancerza, ale powstrzymała się. Wciąż uważała, że jej pomysł z wełnianym kapturem był strzałem w dziesiątkę. Mimo to z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądała się, jak aasimar wybierał pancerz dla siebie, pomrukując czasem coś pod nosem, ciągnąc za rzemyki, ważąc w dłoniach i porównując z innymi propozycjami.
Dobrze było mieć w końcu coś, co ochroni przed ewentualną napaścią. Niestety nie zawsze można było liczyć tylko na siłę mięśni i szybką reakcję ciała. Właściwie po zakupieniu pancerza, Kayn czuł się już wystarczająco obładowany i nie potrzebował nic więcej, a zakup dobrej zbroi zajął mu mniej czasu, niż wybór sukienki przez kobietę.
- Perfumy i łaźnia, czy na odwrót? - zapytał uprzejmie z uśmiechem.
- Łaźnia, zdecydowanie łaźnia - odparła Isabela, która poczuła całą warstwę kurzu i brudu, jaki na sobie miała. Wzdrygnęła się. Chyba nawet jako dziecko nigdy nie była w tak opłakanym stanie.
- Naprawdę myślisz, że zostaliśmy przeniesieni w czasie? Jak to w ogóle możliwe? - spytała, kiedy szli w kierunku łaźni, przeciskając się przez tłumy ludzi. - Tak w ogóle, inni opowiadali o tym śnie, w którym widzieli walkę dwóch postaci. Cóż, nie mówiłam tego wcześniej, ale też ostatnie, co pamiętam, to właśnie ten sen. Nie uważasz, że to dziwne?
- Nie jestem w stanie wszystkiego ci wyjaśnić - przyznał Kayn ze spokojem. - Może ci się wydaje, że wiem więcej niż inni, ale to nieprawda. Po prostu poświęciłem czas na zastanawianie się nad naszą sytuacją, zamiast na skupianiu na tym, jak bardzo potrzebuję wody i zamartwianiu się dziurą w pamięci. Gdy dowodzisz wojskami sił Imperialnych, skupiasz się na wszystkim, co jest w stanie ci pomóc, a zamartwianie się, to ostatnia czynność, o której myślisz - wyjaśnił z powagą, wciąż zastanawiając się nad tym, co się im przytrafiło, gdyż chciał odpowiedzieć na wątpliwości Isabeli. Niestety, musiał przyznać sam przed sobą, że nie potrafił.
- Być może Pharasma, oceniając nas u swych stóp, nie znalazła miejsca w żadnym planie, co wydaje mi się mało prawdopodobne. Może bardziej, że byliśmy jeszcze potrzebni, w tym miejscu i czasie, dlatego oddano nam życie. - Kayn bezradnie rozłożył ręce i spojrzał na kobietę z pocieszającym uśmiechem. - Przepraszam, ale nie umiem odpowiedzieć na twoje wątpliwości. Wszystko to tylko moje teorie, jednak jestem pewien, że będąc cierpliwymi, w końcu poznamy prawdę. Aż tak cię to niepokoi?
- Nie powiedziałabym, że niepokoi - odparła Isabela. - Po prostu jestem ciekawa, a nie lubię długo czekać na odpowiedzi. Nie należę do cierpliwych osób - przyznała, wzruszając ramionami. - Ile ty właściwie masz lat? I naprawdę pochodzisz z Thass… Tessi... linu? No, wiesz o czym mówię. Nigdy nie słyszałam o takim miejscu.
- Thassilon, tak. Dowodziłem tam. To potężne Imperium. Jedynym kłamstwem, jakie użyłem, to o moim ojcu. Tak naprawdę nawet nigdy go nie poznałem, jestem sierotą. Tylko nie mów nikomu, bo ten Kundel wykorzysta by się odgryzać - zaśmiał się Kayn i poprawił swój tobołek z zakupami - Ile mam lat, ciężko powiedzieć. Z tego co wywnioskowałem z rozmów z wami, to chyba około siedmiu tysięcy? Ale tak naprawdę to dwadzieścia dziewięć, więc spokojnie. Nie musisz mówić mi per dziadek.
Isabela została nieco zaskoczona tym, z jaką łatwością Kayn podzielił się tymi informacjami. Może nie był z natury tajemniczy, może nie potrzebował skrywać swojej przeszłości przed innymi. Poczuła, gdzieś w środku, wstyd, że ona kłamała na temat tego kim jest. Nawet przez moment miała ochotę, by się tym podzielić - w końcu już wiedziała, że on i pozostali wcale źle nie reagują na magów, bo był z nimi Jasar. Stwierdziła jednak, że to nie był dobry moment.
- Ozrar jest całkiem w porządku - odparła na wzmiankę o gnollu. Nie miała okazji z nim porozmawiać, ale wydawał się być niegroźny, przynajmniej w stosunku do niej. Z pewnością chciała go poznać bardziej.
- W każdym razie… SIEDEM TYSIĘCY?! Ciekawe zatem z jakich czasów ja pochodzę i ile mam tutaj lat. Hm, a może wcale nie z tak odległych? Może to są moje czasy i jako jedyna nie zostałam przeniesiona? To byłby dopiero zwrot akcji. - Isabela zaśmiała się.
- Moi rodzice natomiast nie są nikim specjalnym. Mama jest krawcową, a tato stolarzem. Często pomagałam mamie w handlu na targowisku.
Isabela zamyśliła się na chwilę. A jeśli teoria Kayna była słuszna, to czy jej rodzina już dawno odeszła z tego świata? Czy zauważyli jej zniknięcie?
- Oczywiście, zanim zajęłam się dyplomacją - dodała, kiedy przypomniała sobie, że przecież nie przyznała się do tego, kim tak naprawdę była.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, Bello - powiedział ciepło, rzucając jej pocieszający uśmiech. W zasadzie nikt do tej pory nie mówił do niej “Bello”. Zawsze była po prostu Isabelą. Było to dziwne, ale jednocześnie miłe. Postanowiła nie protestować.
- Skup się na tym, co jest teraz, bo jeśli nie uda nam się przeżyć teraźniejszości, nigdy nie poznamy przeszłości. Spróbujesz? - dopytał Kayn, zapamiętując informacje, jakie mu podała, ale nie ciągnąc tematu, gdyż miał wrażenie, że po dłuższej chwili namysłu, może sprawić jej przykrość dojście do niektórych wniosków - Być może ty pochodzisz akurat stąd i właśnie przemierzasz swoje domowe tereny, kto wie... - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby ta teoria mogła być najbardziej prawdziwą. - Będziemy musieli jeszcze dokupić podstawowe rzeczy survivalowe. Znasz się trochę na tym czy nie zdarzało ci się wędrować i sypiać w warunkach polowych? Jeśli nie jesteś pewna, mogę się tym zająć, abyś nie musiała się zamartwiać - zaproponował przyjacielsko.
- Jak możesz się domyślać, nie mam o tym zielonego pojęcia - powiedziała szczerze. - Chętnie jednak poduczę się trochę, jeśli nie masz nic przeciwko. Najpierw jednak skorzystajmy z łaźni. Widzę chyba już budynek, o którym mówił facet handlujący pancerzami. Chodź, nie ma czasu do stracenia! - oznajmiła entuzjastycznie i chwyciwszy go za rękę, pociągnęła biegiem w stronę łaźni.
Kayn nie wyrywał się, gdyż nie przywykł do nadmiernie impulsywnych reakcji na bodźce. Zawsze był stonowany i spokojny, toteż w tej chwili nic się w nim nie zmieniło. Być może nawet jego powaga kontrastowała z ekscentryczną naturą zaklinaczki, ale z drugiej strony, przynajmniej zwracali uwagę na odmienne rzeczy, przez co dostrzegali dwa razy więcej szczegółów, niż gdyby byli w pojedynkę.
- Chyba naprawdę nie umiesz długo znieść niedogodności, bo to pierwszy raz kiedy tak pędzisz - zauważył, parsknąwszy krótko i pokręcił głową.
Łaźnia dzielona była ze względu na płeć, toteż przynajmniej obydwoje mogli się zrelaksować i skupić na własnych myślach, w samotności.
- Tu nie chodzi o niedogodności, panie praktyczny - powiedziała, kiedy dotarli do wejścia i już mieli się rozdzielić. - Po prostu zauważyłam tę grupę ludzi, którzy tu zmierzali i chciałam być przed nimi, żeby nie czekać. Jak mówiłam, nie należę do najbardziej cierpliwych. - Mrugnęła do niego okiem, po czym udała się do części przeznaczonej dla kobiet.
Isabela wzięła gorącą kąpiel, w której mogła się zrelaksować. Gdzieś kątem oka zauważyła chyba tę szaroskórą kobietę, Vathrę. Ta chyba jednak nie zauważyła Isabeli.
W ciągu ostatnich czterech dni, odkąd obudzili się na środku pustyni, obie kobiety zdążyły kilka razy ze sobą porozmawiać. Vathra dała się poznać jako sympatyczna osoba, która zdecydowanie lubiła rozmawiać i nawiązywać znajomości. Spodobało się to Isabeli, której szaroskóra kobieta kojarzyła się z przyjaciółką z dzieciństwa - Millą.
Isabela przypomniała sobie, jak we dwie siadały na murku, nieopodal fontanny, i zajadały się figami, ich ulubionymi owocami. Ciekawe czy Vathra również lubiła figi? Isabela postanowiła zapytać ją o to przy najbliższej okazji. Chciała nawet teraz, ale kiedy o tym pomyślała, nigdzie nie było śladu po szaroskórej kobiecie o złotych oczach. Dziewczyna wzruszyła ramionami i ponownie zanurzyła się w wodzie. Może to nawet nie była ona, tylko jakaś inna przedstawicielka tej rasy?
Dopiero kiedy ubierała się w swój nowy strój, zauważyła, że wśród jej rzeczy leżał złocony pierścień z osadzonym nań rubinem. Przypomniała sobie, jak go ściągała przed kąpielą, ale za żadne skarby nie potrafiła przywołać wspomnienia skąd go posiadała.
Sięgnęła po przedmiot i spojrzała na niego, kiedy leżał na jej otwartej dłoni. Był przepiękny i na pewno nie należał do zwykłych pierścieni. Kiedy skupiła na nim swoją uwagę, poczuła silną, magiczną aurę. Zacisnęła szybko dłoń i rozejrzała się dookoła, ale nie było nikogo. Spojrzała więc jeszcze raz na pierścień, wciąż nie potrafiąc sobie przypomnieć, skąd się wziął w jej posiadaniu.
W końcu wzruszyła jedynie ramionami, wkładając go z powrotem na palec wskazujący prawej dłoni. Kolejna zagadka do rozwiązania.
Po kąpieli, Isabelę i Kayna czekało jeszcze dokończenie zakupów, a czasu było niewiele. Na początek udali się po perfumy dla Isabeli, na znalezione wcześniej stanowisko. Jak obiecała, wybranie zapachu nie zajęło jej wcale długo. Może nawet krócej niż wybór pancerza przez Kayna.
- Potrzebuję czegoś wyrazistego, co zapada w pamięć. Może być z nutą cytrusów, ale żeby też nie było zbyt mocne. Nie chcę, żeby wszyscy wokół się podusili. O! To ślicznie pachnie. Myślę, że pasuje do mnie idealnie. Ale z drugiej strony ta cena… Nie, jednak chyba sobie daruję. Na straganie za rogiem, u tego przemiłego pana w fioletowym turbanie, było znacznie taniej. I wydaje mi się, że miał większy wybór…
Potem oboje udali się, by zakupić niezbędne do przetrwania przedmioty. Tutaj Isabela oddała pałeczkę Kaynowi, ponieważ sama kompletnie się na tym nie znała. Kiedy on wyszukiwał kolejne przedmioty, ona bawiła się tajemniczym pierścieniem na jej palcu. Kręciła nim, przyglądając jak rubin mieni się w świetle dziennym. Był magiczny, to nie ulegało wątpliwościom. Ciekawe tylko jakie miał właściwości…
Isabela postanowiła jednak nie testować go w środku miasta, więc szybko przestała się nim bawić i skupiła się na targowaniu cen.
Isabela odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu znaleźli się w prowizorycznym obozie Garavela. Długie zakupy były męczące, nawet w najlepszym towarzystwie.
- Dzięki bogom, jesteśmy już po - powiedziała, wzdychając. Była jednak uśmiechnięta. I czysta. - To niesamowite co kąpiel i czyste ubranie potrafi zrobić z ludźmi. Wszyscy wyglądacie wyśmienicie! - pochwaliła pozostałych, przyglądając się im, jakby byli zupełnie innymi osobami, których jeszcze nie znała. |