Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2019, 20:18   #21
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wybór był niewielki. Pozostać tu i najpewniej sczeznąć lub ruszyć z kurtuazyjnym Garavelem i jego gburliwą świtą. Na szczycie skąpanej w słońcu wydmy oczekiwała na nich woda i tylko to się teraz dlań liczyło.

- Kyrikosie… - Majordomus przywołał go, kiedy ruszył pod górę. - Wodę oraz prowiant na drogę i tak miałem zamiar wam podarować, niezależnie od waszej decyzji, ale do najbliższej osady są cztery dni drogi, a wy byście prawdopodobnie nie przetrwali na tym słońcu trzech, może nawet dwóch dni. Drogi zapewne też nie znacie, a na pustyni łatwo się zgubić jeśli człowiek nie trzyma się ścieżki wytyczonej przez gwiazdy… Sądzę, że sam o tym dobrze wiesz i mimo to wciąż mi nie ufasz. To zrozumiałe, ale nie żywię wobec was niecnych zamiarów i nie jest w moim interesie nikogo zniewalać, mimo że w Katapesh wszystko da się sprzedać.

- Nie żywię urazy, Sayid. Tak postępują jednakowo ludzie interesu i wojownicy. Godzą w odkrytą słabość. - Kyrikos odpowiadając Garavelowi dostrzegł zastanawiającą rzecz. Nie był pewien co widział... - Czas jakiś nie było już mnie w Katapesh. Kto sprawuje teraz tam rządy? - zapytał, z zainteresowaniem świdrując go wzrokiem. Tak, nie przewidziało mu się. Pod tkaniną, w głowie Garavela tkwił podłużny, metalowy przedmiot.

- Niezmiennie Nadzorcy - odparł Garavel jakby to było jakąś oczywistością, dostrzegł zdziwienie jakie zagościło na twarzy Kyrikosa.
- Odkąd pamięć pokoleń sięga, na tych ziemiach panowali i panują Nadzorcy. Nawet wspierają finansową naszą wyprawę - dodał, po czym jeszcze zapytał:
- Nie jesteś stąd?

- Morze potrafi pochłonąć wiele długich lat - odparł chrapliwie. Chwilę patrzył jak piasek wydmy przesypuje się pod stopami wspinających się po niej towarzyszy. - Moje zdziwienie dotyczy tego co zobaczyłem. - wyjaśnił, choć nie było to w całości prawdą. Według pamięci Kyrikosa Katapesh rządził sułtan Osman II. Dobrze go zapamiętał. Nie można powiedzieć, by pałał doń sympatią. Ta rozbieżność faktów zdumiała go nie mniej jak zagadkowy przedmiot pod Kefiją.
- Ciężko o Nadzorcach zapomnieć, ale też nie pływałem, więc nie wiem co z człowiekiem robi morze - odparł bez większego entuzjazmu Garavel. - A teraz wybacz mi. Czas nam ruszyć w drogę.

Rozmowa urwała się w tym momencie. Kyrikos świadom, że źle się zrozumieli, nie zamierzał dociekać czym był ów żelazny kolec w czaszce Garavela, więc zwyczajnie ruszył za resztą.

Zawędrowali tak aż do Solku. Podróż trwała blisko cztery dni.


Podczas jednej z gwieździstej nocy Kayn ponownie nakłonił ich do zastanowienia, co tak właściwie się im wszystkim przytrafiło. Jeśli Cyriccus Casfar dobrze rozumiał, wszyscy oni pochodzili z różnych przeszłości. Choć brzmiało to niewiarygodnie, Kyrikos był w stanie oswoić się z ta myślą. Wiedział, że świat jest o wiele bardziej złożony, niż zdawać by się mogło człowiekowi, który z dnia na dzień żyje i umiera, mniej czy więcej, w tym samym miejscu. Choć wciąż czuł się nie najlepiej po przebudzeniu sprzed kilku dni, z zainteresowaniem i pewną lubością obserwował gwiazdy nad swoją głową.

Zamiast udać się na spoczynek długo rozmyślał, pewnie jak każdy.
~ Gwiazdy są znajome. Żądło, Morskie Widmo, Sowa i Pająk. Najwyraźniej udało mi się uciec tylko w czasie. ~ myśl ta skłoniła go do gorzkiego uśmiechu.

Cyriccus Casfar, ten z poprzedniego świata, był szanowanym człowiekiem. Przynajmniej do czasu, gdy nie był szanowanym na tyle, by zagrozić Osmanowi II. Ostatnie co pamiętał to sztorm. Wiedział, że nadciąga, a mimo to musieli wypłynąć. Pamiętał też sen o owych walczących demonach. Lecz czy to było wszystko? Jeśli ten sen był prawdziwy, jak uważa Kayn, to musiał być częścią dłuższej historii. Zdecydowanie interesującej i nie wykluczone, że odnotowanej w legendach lub kronikach.

~ Najpewniej i to było wspomnieniem. Mieliśmy je wszyscy. Lecz musiało być coś pomiędzy. ~ Kyrikos myślami powędrował do amuletu. Zdawał mu się znajomy, a jednak nie pamiętał go.


Utracił swą księgę zaklęć, a wraz z nią swoje zdolności. Ostał się tylko poszarpany grzbiet oprawy. Pamiętał, że rozpoczął nauki, po tym jak do załogi przyłączył się Stary Joseph. Był dziwakiem, ale posiadał rozległą wiedzę. W prawdzie mało kto brał go na poważnie. Stary ciągle opowiadał o morskich legendach, podwodnych miastach a także swojej zaginionej córce, ale to on nauczał go o magii, wykształcił w pisaniu, czytaniu i nawigacji. Stary dziwaczał z roku na rok, lecz zawsze było dla niego miejsce na pokładzie, zwłaszcza wtedy, gdy statek trafił pod komendę Cyriccusa Casfara.

Sen zmógł go wreszcie i zlał się z kolejnymi dniami wędrówki. U kresu pierwszego etapu, przybyli do miasta położonego u stóp Brunatnych Szczytów.


Początkowo pluł sobie w brodę, że przyjął pieniądze. Kupił jednak luźne ubrania, ale nawet wtedy próbował znaleźć sposób, by odpracować wydane monety, a resztę zwrócić. Przyjęcie ich znaczyło dla niego zobowiązanie do wyruszenia z Garavielem. Nie był pewien czy tego chce. Solku nie było jednak miejscem dla niego. W Katapesh, czy którymkolwiek innym mieście portowym odnalazłby się znacznie lepiej. Ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że głupotą byłby nie skorzystać z okazji jaką daje im ów majętny i nie mniej tajemniczy człowiek. Podobnie jak inni wyruszył więc by skompletować co niezbędne.

Jedna z rzeczy jaką zakupił przypominała mu broń Starego Josepha, którą ten używał jeszcze jak dłonie nie drżały mu tak bardzo, a starość nie uczyniła go bezużytecznym w walce. Było to ostrze połączone z rękawicą, zwane "manoplą". Kyrikos sam również polubił tę broń, choć preferował kordelas. Miała swoje zalety, zwłaszcza w walce na ciasnych pokładach, jednak Joseph utrzymywał, że korzysta z niej bo przez rzekomą klątwę tylko takiej broni nie wypuści z rąk.

Odchodząc w mniej oblegane miejsce, Kyrikos dołożył manople do kordeliasa oraz sztyletu, a także innych przedmiotów typu lina, koce czy bukłak. Nie chciał wyjmować amuletu w zatłoczonym miejscu. Ciągle coś w nim nie dawało mu spokoju, oddalił się wiec od serca miasta w stronę pustych uliczek, bliżej muru.


Usiadł w jego cieniu. Chciał ułożyć możliwie wygodnie kolejne przedmioty w sakwie, aby przygotować się do jutrzejszej wyprawy. Postanowił schować swój amulet pod luźną koszulą, którą miał na sobie. Musiał jednak zmienić ów zamysł.

Teraz, kiedy szedł pośpiesznie w stronę, gdzie wszyscy mieli się spotkać, wciąż nerwowo dotykał swojej szyi. Nowe ubranie i sandały miał mokre, jakby dopiero co wyszedł z wody.


 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 07-10-2019 o 20:24.
Rewik jest teraz online  
Stary 08-10-2019, 21:34   #22
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Szpon Sułtana, Katapesh
4709 AR, 10-ty Desnus,
Wieczór

Ostatni etap podróży trwał równe trzy dni i trzy noce. W tym czasie karawana odwiedziła kilka oaz, wokół których rozwijały się mniejsze skupiska ludności. Podczas jednego z takich pobytów, Vathra, już długo po fakcie, dowiedziała się, iż jest poszukiwana przez straże Solku za rzekome morderstwo, dokonane na ochroniarzu pewnego wpływowego kupca oraz za brutalną próbę rabunku na nim. Na szczęście dla niej, źródłem tych informacji był Garavel, który ryzykując własną wolność, okłamał przedstawicieli władz, którzy podczas postoju w mieście przybyli do niego, zasypując go wieloma nieprzyjemnymi pytaniami.
- Powiedziałem im wtedy, żeś najprawdopodobniej jest zbiegłą niewolnicą, na którą natknąłem się podczas wędrówki przez pustynię i którą bezpiecznie zaprowadziłem pod bramy ich osady, gdzie też ostatecznie pożegnałem - mówił Garavel przy ognisku, kiedy wspólnie spożywali posiłek.
- Proszę, nie miej mi tego za złe, albowiem musiałem dać im odpowiedź, która jednocześnie ich usatysfakcjonuje i zarazem zdejmie czujne spojrzenia z moich barków. Dlatego po waszym powrocie tak bardzo nalegałem na jak najszybsze opuszczenie tamtego miejsca.
Po tych słowach przewodnik spojrzał w rozgwieżdżone niebo, po czym dodał już nieco ciszej: - Zaiste bogowie muszą nam sprzyjać, bo ani nie zatrzymano ciebie przy bramach, Vathro, ani też nikt nie wysłał za nami jeźdźców… To niewątpliwie dobry znak.

Trzeciego dnia podróży u boku enigmatycznego Garavela i jego ciężkozbrojnych katafraktów, karawana zaczęła powoli zbliżać się do Brunatnych Szczytów, spośród których najbardziej okazały był ten, którego przewodnik nazywał Bladą Górą. Dotąd morze wydm wydawało się nie mieć końca. Pustynne piaski omotywały ich, tańcząc i podskakując na wietrze jak zaczarowane. Najemnicy pomagali prowadzić objuczone wielbłądy, które z mozołem parły naprzód i z utęsknieniem wyczekiwały kolejnego przystanku w podróży. Słońce zaczynało chylić się już ku zachodowi, kiedy teren wokół nich stawał się jednocześnie mniej pustynny i zarazem bardziej pagórkowaty. Ustępująca pustynia zaczęła odsłaniać gołą, popękaną od suszy ziemię, która rozciągała się przez setki hektarów, aż do podnóża Brunatnych Szczytów. Odezwał się wtedy na głos Garavel, ogłaszając z dawna wyczekiwaną wieść:
- Jesteśmy już blisko celu naszej podróży.
Powiedział bez zagłębiania się w szczegóły ich przewodnik i rzeczywiście; na szczycie następnego wzniesienia najemnicy ujrzeli charakterystyczne, uschnięte drzewo, które Garavel nazywał Szponem Sułtana. Nazwa tego miejsca nie brała się jednak bez przyczyny, bowiem pozbawiona życia korona szaro-białego drzewa przypominała wystająca ze wzgórza szponiastą dłoń.
- Ongiś drzewo znaczyło granicę ziem, które należały do przodków księżniczki Almah. Był to wielce prosperujący region... - powiedział Garavel, ale zaraz po tym zamilkł na dłużej, wyraźnie czymś zaniepokojony.
Niedługo po jego słowach, na szczycie wzniesienia najemnicy ujrzeli ponad tuzin mężczyzn i kobiet, zebranych wokół rozbitego kupieckiego taboru. Przybysze szybko jednak zrozumieli, że coś tu nie gra, bowiem w ruchach tych ludzi wyraźnie widoczna była pewna nerwowość. Część z nich goniła za spanikowanymi i zdezorientowanymi zwierzętami hodowlanymi, które w popłochu rozbiegły się po wzgórzu. Inni zaś pędzili z wiadrami pełnymi wody w stronę centrum obozu, w pobliże uschniętego drzewa, skąd wzbijał się gęsty słup czarnego jak smoła dymu.

Zbliżając się do charakterystycznego wzgórza już znacznie pewniejszym krokiem, wszyscy członkowie karawany w końcu dostrzegli źródło problemów. Pomarańczowo-czerwone jęzory płomieni wystrzeliwały wprost z wnętrza jednego z zadaszonych wozów kupieckich, powoli ogarniając również sąsiadujące z nim drzewo i ryzykując podpaleniem resztę taboru. Gryzący oczy dym wydostawał się przez otwarte drzwi bogato udekorowanego wozu, wypluwając z jego wnętrza nie tylko opary, ale również karty. Jedna z nich, niesiona przez północny wiatr, zatrzymała się dopiero na piersi Jasara.


Garavel, a wraz z nim katafrakci oraz najęci na pustyni najemnicy, czym prędzej popędzili w stronę pożaru, aby spróbować pomóc jakoś zapanować nad chaosem, który tu zapanował. Wbiegli na szczyt wzgórza, gdzie ujrzeli wielki, biały namiot ze złoconymi frędzlami, z którego wyszła młoda kobieta w pięknych, długich szatach i kosztownej biżuterii. Otaczała ją pewna aura wyniosłości oraz władzy, która zdradzała jej prawdziwą tożsamość. Bez wątpienia była to kupiecka księżniczka Almah, o której tyle im mówił Garavel.
Kobieta władczym tonem rzuciła w stronę spanikowanego motłochu:
- Zdławić ogień! Szybciej! Weźcie się w garść i łapcie za wiadra! - Po tych słowach sama chciała rzucić się po zapasy wody, aby dać przykład innym, jednakże w półobrocie niemalże wpadła na Garavela i ruszających jej z odsieczą najemników.
- Ach! Garavel! - Niemalże krzyknęła z zaskoczenia, lecz na jej twarzy zamiast złości pojawił się delikatny uśmiech. - Przybywasz do mnie w samą porę, jak już zresztą masz w zwyczaju - powiedziała, po czym wykrzywiła głowę w bok, aby wyjrzeć ponad ramię Garavela i przyjrzeć się uważnie stojącym za nim najemnikom.
- Zagoń swoich ludzi do roboty. Ledwo co tu przybyliśmy i już cały obóz ogarnął chaos - mówiła stanowczo, tym razem o wiele bardziej poważnym i zaniepokojonym głosem. - Nie mogę dopuścić, aby kolejna porażka pokrzyżowała naszą misję.
Nim jednak kobieta zdążyła odbiec od Garavela, ten zdołał rzucić za nią pytanie:
- A gdzie cała reszta wyprawy? - Powiedział wskazując nieco ponad tuzin osób, które znajdowało się na wzgórzu.
- Na równinach… Rozszarpywana przez sępy - odparła bez większych emocji księżniczka, po czym sama rzuciła się po najbliższe wiadro.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2019 o 21:07.
Warlock jest offline  
Stary 09-10-2019, 12:50   #23
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Zaskoczył ją nieco fakt, że była poszukiwana przez straże w Solku, choć od momentu, gdy rozprawiła się z tamtymi dwoma nie rozmyślała o tym za bardzo. Przeszłość zawsze zostawiała za sobą i wolała skupić się na teraźniejszości. Z drugiej strony ten kupiec, który chciał ją dla siebie zagarnąć, mógł przynajmniej zrobić tylko tyle, by się lepiej poczuć po tym upokorzeniu - zgłosić wszystko straży i oskarżyć ją o kradzież. Cóż, to było typowe dla takich ludzi, a Vathra nie miała zamiaru się tym przejmować. Przy ognisku skinęła Garavelowi głową.

- Nie mam ci niczego za złe, Garavelu i właściwie dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Nikogo nie okradałm, to raczej tamci chcieli mnie sobie zawłaszczyć i sprzedać jako niewolną. Teraz po prostu szukają zemsty - odpowiedziała krótko i nie zamierzała więcej poruszać tego tematu.

Przez kolejne dni podróż upływała jej tak, jak ostatnio, czyli na rozmowach z członkami ich dziwnej zbierani i ludźmi z karawany. Pomogła nawet rozstawić Jasarowi namiot, dzięki czemu mogła z nim tam nocować, choć od razu dała mu do zrozumienia, że ma się trzymać swojej połowy posłania i nie próbować niczego niecnego. Zaklinacz oczywiście był dobrze wychowanym mężczyzną i nie miał nic takiego w planach, ale mimo wszystko wolała uprzedzić, bo ponoć w takich sytuacjach męski umysł lubił ulegać pokusom.

W końcu dotarli też na miejsce, o którym wspominał Garavel, ale od razu powitał ich chaos i zamieszanie w związku z płonącym wozem kupieckim. Vathra tylko omiotła spojrzeniem wychylającą się z namiotu piękną kobietę w bogatych szatach, która musiała być tą księżniczką, do której zmierzali, po czym podbiegła do uwijających się jak w ukropie ludzi i złapała za jedno z wiader z wodą. Ruszyła, by spróbować wspomóc innych w walce z ogniem i zamierzała wracać po wodę dopóki będzie trzeba.
 
Tabasa jest offline  
Stary 09-10-2019, 20:48   #24
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Na wieść o poszukiwaniu towarzyszącej im Vathry przez włodarzy Solku, Ozrar zaśmiał się cicho podniesionym i zupełnie innym niż zwykle głosem. Jednak szybko odchrząknął i nieco rozbawiony wrócił do normalnego tonu.

- No ładnie. Po sobie jeszcze mógłbym się tego spodziewać, a tu takie zaskoczenie. Cicha woda... - Pokiwał głową ciągle się uśmiechając. - Ciekawe czy jacyś łowcy nagród się kiedyś napatoczą. Mówie wam, to jest życie. Zwierzyna przebiegła, płacą nieźle. Czasem prawdziwe wyzwanie. - Wspominając Gnoll wyciągnął się przy ogniu i oparł głowę na swoim plecaku. Przymykając nieco oczy, położył obok siebie topór pozostawiając jednak dłoń na jego stylisku.

***

Gdy zbliżali się już do obozowiska przywódczyni Garavela, Ozrar szybko zrozumiał, że coś poszło bardzo nie tak. Dym był zbyt gesty i czarny jak na ognisko. Bardziej stos z ciałami, albo jak się niedługo okazało, płonący wóz. Zwierzęta uciekały we wszystkich kierunkach, spanikowani ludzie biegali starając się znaleźć jakieś sensowne zajęcie, a ogień coraz śmielej zaczynał sobie poczynać wśród taboru. Przepiękny chaos i idealny moment na atak.

Jednak na szczęście dla obozu, jedyną siłą w okolicy zdawała się być ich karawana z zapasami. Zaiste więcej szczęścia niż rozumu - przeszło Ozrarowi przez myśl kiedy wraz z resztą ruszył biegiem do obozowiska. Niezbyt mu to pasowało. Gnoll wbiegający w środek spanikowanej wyprawy wojennej przeciw jego rodzajowi? Normalnie samobójstwo, jednak obecność reszty grupy i Garavela na ich czele znacznie poprawiała sytuacje. Natomiast zostawanie samemu na obrzeżach aż prosiło się o parę strzał posłanych tak dla pewności.

Kiedy reszta rozbiegła się do przeróżnych zajęć, Gnoll ciągle próbował unikać większych grupek ludzi. Walka z przypadkowym idiotą w niczym by mu teraz nie pomogła. Rozglądając się dookoła, dostrzegł jednak samotnego medyka pomagającego rannym i ewidentnie skupiającego się na osobie z większymi szansami. Gnoll szanował takie podejście, ale samemu znając to i owo nie zamierzał próżnować. Wiele do stracenia nie miał, a trzeba było zacząć zarabiać na siebie. W końcu dług u Garavela sam się nie spłaci.

Spokojnie podszedł od tyłu do skupionego medyka i rannej, która majacząc, jęczała zostawiona sama sobie. Ozrar uklęknął obok osłaniając poparzoną od słońca i przyjrzał się ranom. Widział gorsze, ale teraz też nie było dobrze. Sięgnął po leżący opodal bukłak i delikatnie zaczął polewać najgorsze oparzenia wodą. Kiedy oczyścił i schłodził rany, sięgnął do torby medycznej, która leżała otwarta nieopodal. Najwyraźniej wtedy też medyk zorientował się kto za nim jest, sądząc po nagłym, ostrym wdechu i spanikowanym spojrzeniu. Jednak widząc co gnoll robił, po chwili tylko skinął głową i zdeterminowany wrócił do swojej pracy.

Ozrar natomiast wyciągał z torby czyste bandaże, słoiczek maści wybrał na węch, a na koniec małą butelkę alkoholu. Nim przystąpił do pracy, napoił tracąca co chwile przytomność kobietę wodą ze swojego bukłaka i roztarł w dłoniach odrobinę mocnego napitku, który normalnie wolałby wlać sobie do gardła. Tak gotowy zaczął delikatnie nakładać maść na poparzenia i zawijać je w czyste płótno. Zaczął od najgorszych ran z których, podobnie oczyszczonym jak dłonie sztyletem, musiał usunąć niewielkie ochłapy skóry. Na szczęście tych nie było dużo i po dłuższej chwili zajmował się już tymi lżejszymi, wymagającymi znacznie mniej uwagi.

Kiedy skończył, wyprostował się nad już znacznie spokojniejszą, półprzytomną kobietą i krytycznie ocenił swoje dzieło. - Silna. Będzie żyła. - Zakomunikował uwijającemu się za sobą medykowi i pierwszy raz odkąd wziął się do pracy, rozejrzał dookoła. Jak dotąd cały okoliczny chaos zszedł na dalszy plan i Ozrar chciał ustalić jak sprawy się maja i ilu jeszcze rannych będzie musiał opatrywać.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 10-10-2019, 19:13   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozgwieżdżone niebo jest jednym z najpiękniejszych widoków, jakie stworzyła natura, ale noce na pustyni - prócz wspomnianej wcześniej oczywistej zalety - miały jedną zasadniczą wadę - bywały zimne. Dlatego też Jasar, gdy tylko oporządził muła, zabrał się za rozstawianie namiotu. Wnet jednak doszedł do wniosku, że dwie osoby łatwiej by sobie dały radę z tą konstrukcją.
- Może pomożesz? - zwrócił się do Vathry, która rozkładała nieopodal swoje posłanie. - W rewanżu przygarnę cię na noc - zaproponował.
- Jasne, ale każde śpi po swojej stronie - zastrzegła Vathra.
- Wszak ci proponuję wspólny dach nad głową, a nie wspólne łoże. - Jasar uśmiechnął się lekko.
- No i przy tym pozostańmy. - Puściła mu oczko. - Przynajmniej na razie. - Dała mu też jakąś nadzieję.
Odpowiedział uśmiechem, na pozór puszczając mimo uszu ostatnie zdanie. Dłonią wskazał lewą stronę namiotu.
- Rozgość się - powiedział.
- Z przyjemnością! - Rozłożyła swoje posłanie, a potem walnęła się na nie z dłońmi splecionymi z tyłu głowy, po czym zamknęła oczy, odpoczywając.

Okazało się, że Vathra nie jest uciążliwą współlokatorką - nie dość, że nie chrapała i nie mówiła przez sen, to jeszcze nie zajmowała zbyt wiele miejsca, to jeszcze nie domagała się zbyt wielu praw z racji bycia kobietą.
Zanosiło się na to, że rozpoczęta wspólną wycieczką do miasta współpraca będzie się dobrze rozwijać.


Czas płynął powoli, podobnie jak niezbyt poruszała się karawana. Z czego Jasar się cieszył, bowiem jego nowy nabytek, muł o nazwie Hajn, chociaż był zwierzęciem posłusznym, cierpliwym i wytrzymałym, to do stworzeń szybko biegających zdecydowanie nie należał.
A że targał większość większość ekwipunku Jasara, to zasługiwał na to, by o niego zadbać.


Mędrcy powiadają, że najwolniejsza nawet podróż kiedyś się kończy. Wędrówka karawany też dobiegła końca, lecz powitanie, jakie zgotowano przybyszom, zdecydowanie odbiegało od standardowych. Ale trudno się dziwić - pożar zawsze wywoływał zamieszanie.
Ale wiatr zesłał w ręce Jasara niespodziewany prezent.

Wspomnienia, dalsze i bliższe, natychmiast ożyły...
Wspomnienia, oraz świadomość, co oznacza trzymana w dłoni karta.
W "swoich" czasach Jasar nigdy nie chodził do wróżek ani wróżów i kartami do wróżenia zbytnio się nie zajmował, ale słyszał wiele o tej sztuce i parę takich kart w swoim życiu widział. No, nie do końca takich, bo przez te tysiące lat parę rzeczy się zmieniło, ale wiele pozostało bez zmian.

Wydarzenia, jakie niosła za sobą siła, reprezentowana przez pomarańczowy cyklon, mogły zmienić na gorsze życie nie tylko pojedynczych ludzi, ale i całych narodów. Wojny, konflikty, podpalenia, destruktywne plany.
Być może w wozie znajdowało się rozwiązanie tajemnicy, ale poszło z dymem, bowiem ledwo Jasar spojrzał w stronę płonącego wozu, ten, jakby na złość patrzącemu, wybuchnął jeszcze silniejszym płomieniem. Gaszący ogień ludzie musieli odskoczyć i widać było, że szanse uratowania czegokolwiek zniknęły.

Rozważania na ten temat trzeba było jednak przerwać. Co prawda w takich warunkach trudno było o zgodne z zasadami dobrego wychowanie i odpowiednie przedstawienie się księżniczce Almah, ale ona się w tym momencie nie liczyła. Ważne było ratowanie dobytku, bez którego misja księżniczki zakończyłaby się niepowodzeniem.

Większość z członków karawany rzuciła się do gaszenia ognia. Vathra również chwyciła za wiadro, ale Jasar tylko częściowo poszedł w jej ślady. To znaczy też chwycił za wiadro, ale jego zawartość wylał na dziewczynę. Znał się na ogniu i wiedział, że ten aż za często dobiera się do skóry tym, co usiłują go ugasić.
Vathra spojrzała na niego zaskoczona.
- Szkoda by było, gdybyś się przypaliła tu i ówdzie - wyjaśnił szybko.
- Och, jak ty o mnie dbasz, żeby mi się nic złego nie stało. Mój bohater. - Zaśmiała się i popędziła gasić pożar.

Jasar zostawił wiadro i pobiegł ratować zwierzęta, które - nie da się ukryć - były ważniejsze, niż wozy. Bo kto miałby ciągnąć wozy, gdyby zwierzęta się rozbiegły? Bez wozów dałoby się jakoś przeżyć, bez zwierząt należałoby porzucić większość uratowanego dobytku.


Panika nie była, na szczęście, na tyle wielka, by zwierzęta oddaliy się na kilka mil. Znaczną część było widać i wystarczyło tylko do nich spokojnie podejść, a potem uspokoić miłymi słowami.

Przyprowadził trzeciego z kolei zwierzaka i oddał go w ręce poganiaczy, lecz na twarzy Hadroda stale malowało się zmartwienie. Przyczyna wnet stała się jasna - jednym z nieodnalezionych do tej pory zwierząt była jego ulubiona koza.
- Pójdę jej poszukać - powiedział Jasar, które to oświadczenie spotkało się z pełną radości aprobatą Hadroda i jej żony, Hadrath.
Co prawda na miejscu Hadroda Jasar sam by ruszył na poszukiwania, no ale cóż... Dzięki temu zaklinacz mógł sobie zapracować na jeszcze lepszą opinię.

Rozejrzał się po okolicy, usiłując się zorientować, w jaką stronę mogła pobiec przestraszona koza.
W każdym razie nie zamierzał odchodzić za daleko. Za księżniczką Almah kroczyły kłopoty, a samotnego wędrowca mogły one dopaść szybko i niespodziewanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-10-2019, 17:25   #26
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Podczas nocnych postojów, kiedy rozbijali obóz i kładli się spać, Isabela współdzieliła jeden namiot razem z Kaynem. Nie miała ku temu żadnych oporów, bo niby dlaczego miałaby mieć? Co prawda nie mogła mieć stuprocentowej pewności co do intencji mężczyzny, ale intuicja podpowiadała jej, że mogła czuć się bezpieczna w jego towarzystwie. A nawet gdyby tak nie było, to miała kilka ognistych asów w rękawie, o czym nikomu się nie pochwaliła.

Isabela, choć sprawiała takie wrażenie, nie była bezbronną, kruchą dziewczynką. Wiedziała co zrobić, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo. Bo nawet najbardziej rosłego mężczyznę z łatwością dało się przepędzić wizją poparzeń czy też nawet spłonięcia żywcem. Doskonale też znała swoje możliwości, bo już kiedyś zmuszona była z nich skorzystać.
“To ona, to ten potwór” słowa te rozbrzmiewały echem w jej głowie za każdym razem, kiedy odzywało się w niej zwątpienie. Przynosiły ze sobą wizje z przeszłości, widmowe sylwetki dawno nieżyjących ludzi, nieprzyjemne wspomnienia, od których to wszystko się zaczęło.

- Ostrzegam tylko - powiedziała pierwszego wieczoru, kiedy obserwowała jak Kayn rozbija ich namiot - że ponoć okropnie chrapię jak leżę na plecach. Trzeba mnie wtedy przekręcić na bok, bo istnieje szansa, że się uduszę i umrę.
Jak się okazało, Isabela nie rzucała słów na wiatr. Co prawda jej chrapanie nie było tak straszne, jak to przedstawiła i na szczęście nie zaczęła się dusić, ale rzeczywiście - kiedy zasnęła i leżała na plecach, zaczynała cicho pochrapywać.

* * *

Szpon Sułtana nie zrobił na Isabeli takiego wrażenia, jakiego się spodziewała słysząc tę nazwę po raz pierwszy. Ów szpon okazał się zaledwie jednym uschniętym drzewem, który rzeczywiście przypominał dłoń, ale nie był wcale widowiskowy.
- Po takiej nazwie spodziewałam się większego efektu - skomentowała, a w jej tonie głosu dało się słyszeć nutę zawodu. - W ogóle nie sądziłam, że będzie to drzewo - dodała, a ostatnie słowo wypowiedziała w taki sposób, jakby było ono najobrzydliwszym wyrazem świata.

Nie dane było jej jednak dalej dywagować na ten temat, ponieważ wtedy wszyscy - nie tylko już Garavel - dostrzegli czarny dym unoszący się do nieba. Pożar - nie było innego wytłumaczenia. Wszyscy przyspieszyli, chcąc się dowiedzieć jak najprędzej, co miało miejsce w obozie. Serce Isabeli zaczęło bić mocniej, czuła rosnący w niej niepokój. Nie do końca rozumiała dlaczego. Czy bała się, że w jakiś sposób mogła pogorszyć sytuację? A co jeśli obóz został zaatakowany przez złych magów i teraz, kiedy jej tajemnica wyjdzie na jaw, wszyscy się odwrócą od niej i zostawią na środku pustyni, by radziła sobie sama w tym obcym miejscu (i prawdopodobnie czasie)?

Im bliżej centrum zdarzeń się znajdowali, tym większy niepokój czuła. Kiedy jednak znaleźli się na miejscu, nawet nie zauważyła, kiedy ich oczom ukazała się księżniczka. Nie zwróciła uwagi na to, jak pozostali ruszyli pomagać gasić ogień, łapać zwierzęta czy leczyć rannych.
Isabela stała jak zahipnotyzowana, wpatrując się w płomienie pożerające dobytek tych ludzi. Patrzyła jak ogień wesoło tańczy, zamieniając wszystko wokół w ruinę. Była zachwycona jego potęgą. Chciała wyciągnąć ręce i dotknąć go, zatopić się w jego gorącu i wchłonąć jego moc. Nie zrobiła tego jednak, bo wiedziała, że nie byłaby w stanie tego przeżyć. Ciekawa jednak była czy kiedyś osiągnie takie zrozumienie, by panować nad tym żywiołem? Bardzo tego chciała.
Wyobrażała sobie, jak w podobnych sytuacjach zjawiała się, by pomóc spanikowanym ludziom. Pstrykałaby wtedy zapewne palcami, a ogień by znikał, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 11-10-2019, 20:42   #27
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Z Kerm/Warlock


Uzupełnili bukłaki. Teren w tym miejscu był znacznie zaniżony względem otoczenia, dzięki czemu cenna woda gromadziła się w przypominającej kształtem świeżego daktyla dolinie. Roślinność, podobnie jak i oni korzystała z tego dobrodziejstwa natury, wreszcie nie stąpali więc po piaskach, a obszerne drzewa cieszyły cieniem.

- Jasarze... - głos Kyrikosa mógł go zaskoczyć. Nie był to rozmowny towarzysz podróży i rzadko korzystał z imion. - Utrzymujesz, żeś uczony w magicznym rzemiośle. - Kyrikos wyjął i pokazał mu bogaty amulet. - To moja rzecz. Ta, która przetrwała. Prócz snu to jedyna odpowiedź, jaką otrzymaliśmy. Przedmioty te, albo przetrwały upływ czasu, albo posiedliśmy je niedługo przed przebudzeniem. Dlaczego? Tego nie wiem, ale na razie wystarczy mi wiedzieć czym on jest. - Kyrikos odczekał, aż Jasar weźmie od niego amulet. - Zechcę go odzyskać... Jeśli go założysz nie przeraź się, to odwracalne.

- To jest rzecz, której wcześniej nie miałeś? - upewnił się Jasar, uważnie oglądając amulet i równocześnie rzucając na błyskotkę wykrycie magii.
- Za dużo w tym magii z różnych szkół - powiedział po chwili Jasar. - A co on robi? Jak działa - Nawet gdyby działania medaliony dawały się cofnąć, to wolał wiedzieć, w co się pakuje.

- Sam wygląd sugeruje, że dotyczy aspektów morskich. - Kyrikos spojrzał prosto w oczy Jasara - Po założeniu ciało się zmienia. W miejscach za uszami tworzą się rybie otwory. Ciało staje się mokre. Wciąż można oddychać normalnie. Nie sprawdzałem, czy możliwe jest oddychanie pod wodą, ale śmiem twierdzić, że tak właśnie jest.

Jasar powoli nałożył amulet na swoją szyję, lecz tym razem amulet nie dokonał najmniejszej przemiany.
- Potężna magia, ale na mnie, jak widać, nie działa. W każdym razie nie zgub tego.

Kyrikos przyjął z powrotem wiosior. Przez krótką chwilę zastanawiał się nad czymś kiedy Jasar zamierzał się oddalić.
- Poczekaj, nie chodzi o sam przedmiot. - mężczyzna poczynił kilka kroków, by zrównać się z czarownikiem - Ty również obudziłeś się z czymś takim jak mój amulet, prawda? Porównajmy te przedmioty i kolejne ze sobą. Jeśli każdy z nich będzie charakteryzował się magią przemiany, przypuszczalnie ich twórcą był jeden czarodziej, być może dojdziemy jakie było ich zastosowanie. Może razem stanowią jakąś całość...

Jasar pokręcił głową.
- Mój pierścień ma zastosowania bojowe - wyjaśnił. - Też potężna magia, ale z przemianami nic wspólnego nie ma.

Gdy Jasar zbliżył swój pierścień do amuletu Kyrikosa, oba przedmioty rozbłysnęły lekką magiczną poświatą. Wokół jednego pojawiły się płomienie, wokół drugiego - strumień wody. Nic poza tym się jednak nie wydarzyło.
- Można by sądzić, że stworzyła go jedna osoba - powiedział Jasar.

Zainteresowany tym drobnym odkryciem Kyrikos uniósł brew.
- Jakby rozpoznawały się nawzajem, interesujące. Ciekawe czy to dlatego, że są dostrojone do przeciwnym żywiołów.

Jasar przez moment się zastanawiał.
- Chyba nie... Moim zdaniem są z sobą związane osobą twórcy. No ale żeby się upewnić, to trzeba by poeksperymentować z innymi przedmiotami.

Niedaleko usłyszeli poganianie zwierząt. Kyrikos włożył swój skarb do osobnej kieszeni w plecaku i zarzucił go na plecy.
- Tak zróbmy, gdy czas będzie dogodny. - poprawił sprzączki, które zawinęły się i lekko uwierały. - Jak będziesz szedł za Garavelem, zwróć uwagę na to co ma pod Kefiją.

- Wiem, że ma coś ciekawego - odparł Jasar - ale co dokładnie, tego nie wiem. Może ten drobiazg pomaga mu w karierze przewodnika, przy kierowaniu ludźmi - wysunął przypuszczenie.

- Być może....


Po opuszczeniu oazy podróżowali już od naprawdę długiego czasu. Zrobiło się na tyle gorąco, że musieli przerwać marsz, by uchronić organizm przed przegrzaniem. Ochroniarze Garavela zajęli się przygotowaniem schronienia przed słońcem. Do obserwującego ich Majordomusa dołączył Kyrikos.

- Pytałeś Sayyid o talenty. - zwrócił się bez wstępu - Niegdyś dowodziłem flotyllą. Pływałem po Morzu Wewnętrznym, pilnując wód sułtana Osmana II. To było dawno temu i nie skończyło się dla mnie najlepiej, ale jeśli Wasza Księżniczka planuje morskie podróże, to wiedz, że znam się na tym oraz wszystkim co z ochroną wód związane.

Garavel został wyrwany z zamyślenia przez słowa korsarza. Spojrzał na niego dość karcącym spojrzeniem, ale ton jego odpowiedzi był łagodny:
- Naszym celem jest odzyskanie ziem, prawem ludzkim i boskim do niej należących. Nie leżą jednak one na wybrzeżu, zatem przynajmniej na ten moment ta część twoich zdolności nie będzie nam za bardzo przydatna - odpowiedział, siląc się na delikatny i wymuszony uśmiech. - Potrzebuję dobrych wojowników, a skoro dużo pływałeś, to pewnie na wojaczce się znasz.

Kyrikos skinął tylko głową.
- Zdążyłeś Sayyid wyrobić już sobie zdanie co do części z nas? - bardziej stwierdził niż zapytał. - Otwarcie przyznam, że na Waszym miejscu ostrożnie traktowałbym “przyjaciół” odnalezionych na pustyni. Z pewnością doszły do twych uszu sprzeczne informacje. Podróżujemy już do wielu dni, a wciąż nie wiesz jak się tam znaleźliśmy, lecz z pewnością dostrzegłeś jak nietypowe to były okoliczności.

- Bogowie potrafią zsyłać swoje błogosławieństwa nawet w najbardziej nietypowych okolicznościach - odparł prosto Garavel. - Poza tym mam wrażenie, że mnie nie doceniasz. Jestem doświadczonym podróżnikiem i potrafię szybko ocenić drugiego człowieka. Katapesh, wbrew swojej obiegowej opinii, jest przyjaznym miejscem. Nędza sprawia, że ludziom nie pozostaje nic więcej jak trzymać głowę do góry i pozostawiać radosnym, gościnnym oraz przyjaźnie nastawionym. Wielu wspaniałych ludzi spotkałem podczas swoich podróży; osób, które choć nie miały wiele, to były w stanie mnie ugościć i nakarmić. To kraj otwartych ludzi, dlatego nie boję się nawiązywać kontaktów podczas moich wędrówek - powiedział przewodnik, po czym spojrzał Kyrikosowi prosto w oczy i dodał:
- Zachowajcie dla siebie, to skąd pochodzicie. Wasza przeszłość mnie nie interesuje; nie bardziej niż to, jak możemy wspólnymi siłami zmienić naszą przyszłość.

- W moich wspomnieniach więcej niż o bogach jest o demonach, Sayyid. Nawet jeśli przeszłość was nie interesuje może ona zainteresować Księżniczkę Almah, a ja nie chcę stać przed jej obliczem, nie wiedząc co odrzec. Pochodzę z czasów, kiedy Katapesh nie było lub nie będzie rządzone przez Nadzorców. Rzeczy, które mieliśmy przy sobie, gdy nas odnalazłeś oraz zgodne wspomnienia to potwierdzają. Jesteś bardem, a więc prócz pieśni zapewne znasz legendy i historię Katapesh. Interesuje mnie, czy znasz opowieści o dżinnach. Walce dżinna z ifrytem.

Garavel uniósł brew w zadumie.
- Nawet jeśli to co mówisz jest prawdą, to równie dobrze mógł was tak załatwić jakiś czarodziej, któremu nadepnęliście na odcisk. Pomieszał wam w głowach i zostawił na środku pustyni, to do nich dość podobne. Byłem bardem, owszem, dużo zawędrowałem, to też prawda, ale nie jestem chodzącą kroniką Katapesh. Ludzie potrafią przebyć wiele setek kilometrów, aby dowiedzieć się czegoś na temat przyziemnych problemów, które ich dotykają. Natomiast informacje, o które mnie prosisz, sięgają zbyt daleko wstecz, abym i ja coś na ich temat sensownego mógł powiedzieć - odparł Garavel, po czym sięgnął po swoją lutnię i zaczął ostrożnie stroić ją. Wydawało się, że zakończył dyskusję na ten temat, lecz zupełnie niespodziewanie dodał coś jeszcze od siebie:
- Legendy i baśnie mówią jednak o czasach, kiedy o władzę na tych ziemiach walczyły diabły i demony z innych wymiarów, zmieniając na zawsze oblicze Katapesh i Osirionu. Potężne dżinny, których słowa są w stanie zmieniać rzeczywistość, a to wyjątkowo przewrotna i niebezpieczna magia… magia życzeń.

- Niezmiennie jednak z chęcią wysłucham twej opowieści dziś wieczorem. - odparł były korsarz.


Jednak nim zastał ich wieczór dotarli do dawnych granic ziem księżniczki Almah. Tam właśnie ją zastali - w samym sercu zamieszania spowodowanego pożarem. Kyrikos oraz Kayn pomogli najemnikom w zmniejszeniu zniszczeń, między innymi odciągając wóz od ogarniętego pożogą miejsca. Gdy było po wszystkim wciąż nie rozumiał, co tak właściwie tutaj zaszło, ale rad był, że udało się ocalić choć część dobytku.

Byli na miejscu i wreszcie dowie się czego tak na prawdę oczekuje od nich Garavel, czy może raczej Almah.


 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 11-10-2019 o 20:56.
Rewik jest teraz online  
Stary 13-10-2019, 07:14   #28
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Opuścili miasto jakby w pośpiechu, choć Kayn nie doszukiwał się w tym jakichś większych powodów. Od razu uznał, że po prostu Garavelowi się spieszyło do wymarzonej księżniczki, albo po prostu nader się o nią martwił. Mężczyzna poprawił tobół i posłał Isabeli lekki uśmiech, jakby chciał dodać jej tym samym otuchy, albo zapewnić, że wszystko będzie w porządku; zarówno w trasie, jak i podczas postojów, na których to mieli współdzielić jeden namiot.

Pierwsza noc była dla Kayna najgorsza. Nie było to jednak spowodowane pochrapywaniem kobiety. Wojownik po przygotowaniu wszystkiego dla siebie i Belli, pomógł też w rozpaleniu ogniska i podzielił się wartami, które tej nocy mieli pełnić ci, co nadawali się do walki. Była to pierwsza noc gdzie Aasimar czuł się jednocześnie jakby był już u siebie, i nie u siebie. Ambiwalentne odczucia wzbudzały mały niepokój, a myśli Kayna zbyt długo próbowały poukładać wszystko w logiczną całość. Starał się przypomnieć sobie jak najwięcej z życia, które istniało tysiące lat temu i nie był zadowolony z niepowodzeń.

Po swojej warcie udał się do namiotu, gdzie faktycznie Isabel słodko pochrapywała. Mężczyzna parsknął jedynie w krótkim śmiechu i podłożył kobiecie pod głowę swój koc, który uprzednio ładnie złożył. Łebek ułożony wyżej pomógł i Bell, choć wciąż wydawała gardłowe pomruki, były one znacznie lżejsze.
Kayn nie chciał zaburzać jej przestrzeni osobistej i dotykać aby obrócić na bok. Była to dla niego już przesada, dotknąć cokolwiek więcej niż głowę, dłoń lub zranione miejsce wymagające opatrzenia. Czasy, w których się wychował, nauczyły go traktować kobiety w sposób, jaki teraz chyba nazywano staroświeckim. Zauważył to na targu, w łaźni, w całym mieście a i nawet w zachowaniu zaklinaczki, które różniło się bardzo od zachowania kobiet znanych mu z dalekich tysiącleci.
Wojownik spał bez zbroi, ale z mieczem pod ręką. Od kobiety oddzielał go tobół, więc nie było możliwości, aby ona czy też przez sen zbliżyli się do siebie. Kayn zadbał o komfort i poczucie bezpieczeństwa, być może wciąż nie będąc świadomym siły, jaka drzemała w tej wesołej, delikatnej istocie, która próbowała go ululać swym gardłowym warkotem.
Kaynowi szczerze ulżyło, kiedy stopy opuściły tereny piaszczyste i mógł stąpać po twardym podłożu. Było to o wiele bardziej wygodne i jego kręgosłup również odczuł ulgę. Jednak przemierzanie trasy po stabilnym gruncie było nieporównywalnie lepsze. Nie dane mu było długo nacieszyć się ze zmiany podłoża, gdyż po dotarciu na planowane miejsce, to co dostrzegli było... Zaskakujące. Nie mniej zresztą, jak pojawienie się księżniczki. Mężczyzna niemal odruchowo klęknął na jedno kolano i nachylił głowę z szacunkiem, dla osoby wyżej urodzonej. Początkowo nie miał zamiaru się odzywać, gdyż to Garavel powinien ich przedstawiać, ale kiedy dostrzegł, że nic takiego nie będzie miało miejsca, powstał na równe nogi.
- Mam na imię Kayn, wojownik z krwi Angelkinów. Przykro mi, że sytuacja nie sprzyja uprzejmościom. Pomogę przy cięższych pracach - oznajmił bardzo grzecznie z zamiarem odejścia i faktycznie wzięcia się do pomocy, jednak gdy minął Isabelę, trochę go zaniepokoiła.

- Emm. Wszystko w porządku? - spytał zatrzymując się przy kobiecie na chwilę. Jej wzrok, który został przykuty przez płomienie, nie był dla niego do końca jednoznaczny. Wiedział jednak, że zaczepiając zaklinaczkę, da radę ją ocknąć ze stanu letargu.
- Chodź Bello, może też trochę pomożesz, na przykład ugasić płomienie? Albo nie, lepiej zwierzęta - zmienił szybko zdanie widząc, jak zwierzyna płoszy się, a ludzi do opieki nad nimi jest zbyt mało - Jesteś w końcu dyplomatką - uśmiechnął się z cichym parsknięciem krótkiego śmiechu i skinąwszy kobiecie głową, poszedł pomóc przy pracy wymagającej fizycznej siły.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-10-2019, 16:05   #29
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Szpon Sułtana, Katapesh
4709 AR, 10-ty Desnus,
Wieczór

Po ugaszeniu pożaru i zażegnaniu pozostałych zagrożeń, w obozie na wzgórzu zapadła przenikliwa cisza. Jedynie szumiący na stepach wiatr wciąż się odzywał, kiedy wszyscy w milczeniu zaczęli gromadzić się wokół spalonego wozu. Po poważnych minach członków wyprawy dało się wyczytać, że wydarzyło się tu coś bardzo poważnego i równie dla nich bolesnego. Niedługo później powód ich żałoby został wyjaśniony.
Przez stworzony z gapiów pierścień przedarła się Almah, która podeszła do niegdyś zamieszkanego wozu i zajrzała przez wyłamane drzwiczki, do jego wnętrza, po czym niemalże natychmiast cofnęła z odrazą głowę i zwróciła się do swoich ochroniarzy:
- Wynieście zwłoki i zacznijcie kopać grób. Elaois zasługuje na prawdziwy pogrzeb, choć tyle możemy jeszcze dla niego zrobić - jej twarz, mimo próby zachowania powagi, była biała niczym kartka papieru, a brwi drżały nerwowo, zdradzając targające nią wewnątrz emocje.
- Rozejdźcie się wszyscy, proszę, nie ma tu co oglądać. Mamy też inne problemy na głowie, które wymagają pilnej uwagi. Zajmijcie się nimi teraz, a kiedy nadejdzie pora, to pogrzebiemy zmarłego - zwróciła się do zebranych i wszyscy posłusznie zastosowali się do jej prośby. Nim jednak Garavel i jego najemnicy zdołali odejść, księżniczka Almah zwróciła się do przewodnika:
- Poczekaj... Będę potrzebowała ciebie i twoich ludzi - mówiąc to kobieta podeszła do wywołanej grupy, która z zainteresowaniem zebrała się wokół niej.
- Chciałabym, abyś przeprowadził śledztwo. Muszę wiedzieć czy za tym pożarem stała czyjaś ręka, czy też był on jedynie przykrym wypadkiem. Zawsze byłeś dla mnie przydatny, Garavelu, więc liczę, że i tym razem mnie nie zawiedziesz - mówiła księżniczka tonem stosunkowo władczym i pewnym siebie, mimo że przez cały ten czas ramionami kurczowo obejmowała swój tułów, co zdradzało to, jak bardzo przejęła się aktualną sytuacją, a co za wszelką cenę starała się ukryć przed ludźmi.
- Tak też się stanie. Winowajca się znajdzie, nawet jeśli był nim sam wróżbita - odparł Garavel głosem nieco zbyt formalnym. Po jego słowach zapadła dość niezręczna cisza, bowiem stojąca przed nim Almah nie odpowiedziała i nie odeszła, wyczuwając, że przewodnik chce coś jeszcze powiedzieć.
- To co się teraz stanie z wyprawą? - Przerwał w końcu milczenie Garavel.
- Nie wiem - odparła księżniczka, bezradnie wzruszając ramionami. - Dziś muszę zapanować jakoś nad tym chaosem, a jutro… jutro pomyślimy nad jakimś lepszym schronieniem dla nas.
- Co tam się w ogóle wydarzyło? - Dopytywał, na co kobieta zareagowała krótkim westchnieniem, wyraźnie już zmęczona tym wszystkim. Mimo, że za wszelką cenę próbowała utrzymać pozory tego, że wie co robi, to jednocześnie Almah czuła, że sytuacja mocno ją przerosła i łatwiej było jej zdobyć się na szczerość w obliczu całkiem obcych jej osób i wiernego Garavela, niż wobec ludzi, których zaufanie już zdobyła i których za wszelką cenę nie chciała zawieść.
- Ruszyliśmy całą siłą wprost na Kelmarane, chcąc zaskoczyć wroga, który się nas nie spodziewał, a przynajmniej tak wtedy myśleliśmy. Rozważałam opcję atakowania pomniejszych posterunków, ale obawiałam się, że zaalarmuje to pozostałe plemiona, które przegrupują się i zjednoczonymi siłami nas zaatakują. Dlatego właśnie zdecydowałam się uderzyć wprost na Kelmarane i ukręcić łeb bestii, ale na nieszczęście dla nas byli na to przygotowani. Otoczyli nas na przedpolach osady i gdyby nie to, że była ze mną elitarna straż nadzorcza z Katapesh, która wyrąbała drogę z okrążenia, to niechybnie dołączyłabym do pozostałych - mówiła księżniczka z wyraźnym smutkiem w głosie. - To co tu widzisz, to nasze zaplecze zaopatrzeniowe; garść najętych najemników do jego obrony, paru specjalistów, ja oraz moi strażnicy. To wszystko co zostało z wyprawy. Nie mogę jednak wrócić do Nadzorców z pustymi rękoma, szczególnie po tym jak przeznaczyłam ich fundusze na tę wyprawę. To by… źle się dla mnie skończyło.
- Rozumiem - odparł krótko Garavel, skinąwszy przy tym głową, po czym dodał - Na pewno coś razem poradzimy. Nie będę już dłużej zajmował twojego czasu. Weźmiemy się teraz za to śledztwo i nie zawiedziemy ciebie - zapewnił.
- Jakbyście mieli jakieś pytania, to znajdziecie mnie w moim namiocie - pożegnała ich tymi słowami Almah, a następnie udała się do siebie, zostawiając przybyszy samych pośrodku obozu na wzgórzu.


Po tym jak Almah opuściła najemników, Garavel postanowił zabrać ich na krótki spacer po obozie, aby móc ich zapoznać z każdym członkiem wyprawy.
- Będę potrzebował waszej pomocy - mówił podczas obchodów. - Część tu obecnych ma już wyrobione zdanie na mój temat, taki Dashki na przykład, który z jakiegoś powodu nie przepada za mną i raczej nie powie mi zbyt wiele, nawet jeśli coś wie. Chciałbym, abyście przepytali ludzi odnośnie tego, czy widzieli coś podejrzanego lub czy mają jakiekolwiek inne przydatne informacje, które mogłyby wyjaśnić źródło pożaru. Na pewno wypadałoby zbadać sam wóz, więc sugerowałbym, aby uważne i skrupulatne osoby zaczęły od tego śledztwo. Jeśli dowiecie się czegoś przydatnego, to od razu informujcie mnie o tym.
Po tych słowach najemnicy stanęli przed dużym, zadaszonym wozem mieszkalnym, wewnątrz którego kryła się cała masa mikstur, bandaży oraz innych dziwnych przedmiotów.
- W tym wagonie mieszka Ojciec Zastoran, który z nami współpracuje już od wielu lat. Kapłan Nethys, boga magii, który również jest świetnym alchemikiem. To przyjazny i wygadany jegomość, który jest też lekarzem i duchowym doradcą księżniczki. Osobiście nie sądzę, aby miał coś z tym wspólnego, ale może coś widział… Przejdźmy dalej - powiedział, po czym zaprowadził najemników do rozpalonego ogniska, którego otaczały namioty oraz grupka piechurów, którzy bardziej przypominali pustynnych banitów niż żołnierzy. Łącznie ich było sześciu (trzy kobiety oraz trzech mężczyzn), wszyscy byli zaniedbani i wyglądali na takich, którzy nie brali kąpieli od długich miesięcy.
- Trevvis, to ich przywódca, Utarchus oraz Dullen, a tamte trzy damy to Kallien, Brotis i Yesper. Nie są zbyt wygadani, nie mają też dobrej opinii i nie raz Almah musiała ich przywołać do porządku. Zwykłe cwaniaczki, które znają się na wojaczce i niczym więcej. Zatrudniliśmy ich w Katapesh, bo byli stosunkowo tani i niewymagający. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ten pożarł był jakimś głupim żartem z ich strony, który wymknął się kontroli...
Następnie Garavel wskazał namiot Almah i stojących przed nim czterech strażników w pomalowanych na czerwono napierśnikach z płyty.
- Tamte przyjemniaczki, to elitarna straż nadzorcza z Katapesh. Księżniczka Almah nie sprawuje nad nimi bezpośredniej kontroli. Bronią jej i zabiją każdego, kto będzie jej zagrażał, ale nie ulega też wątpliwościom, iż są tu również dlatego, aby dopilnować by wywiązała się z danego Nadzorcom słowa. Również nie są zbyt wygadani, ale przynajmniej znają dworską etykietę. Są też wyjątkowo czujni, więc może coś widzieli?
Po tych słowach Garavel zaczął uważnie rozglądać się po obozie w poszukiwaniu kogoś lub czegoś, by chwilę później ze zniechęceniem zrezygnować, wzruszyć ramionami i kontynuować swoją wypowiedź.
- Pozostał jeszcze Dashki, ale jak zwykle gdzieś się ukrywa. To dziwny typ i jeśli miałbym kogoś podejrzewać, to bym właśnie jego wskazał. To nasz spec od gnolli, człowiek który spędził z nimi pół życia i nawet zachowuje się dokładnie jak te bestie - mówiąc to spojrzał na Ozrara, po czym szybko się poprawił. - Bez obrazy, Ozrar, ale tyś nawet bardziej cywilizowany od tego człowieka. W każdym razie Dashki miał nam pomagać w tropieniu i zrozumieniu lokalnych plemion. Wypadałoby więc go przepytać trochę; może coś widział, może coś wie…
Najemnicy zeszli ze wzgórza, idąc za Garavelem i dotarli do pośpiesznie zbudowanej zagrody dla zwierząt hodowlanych.
- To małżeństwo - wskazał sędziwą parę, która uspokajała wciąż zestresowane zwierzęta - pracuje dla nas już dłuższy czas. Hedrod i Hardath dbają o zwierzęta i nasze zapasy żywności. To przyjaźni ludzie, bardzo wygadani i najpewniej zasypią was ciekawskimi pytaniami oraz anegdotami, jeśli tylko podejmiecie z nimi rozmowę. Pewnie więcej informacji zdołają od was wyciągnąć, niż wy od nich - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym obrócił się na pięcie, klasnął głośno w dłonie i dodał wyraźnie już pobudzonym głosem:
- Wiecie już kto kim jest, a zatem czas wziąć się do roboty. Jeśli macie jakiekolwiek pytania tyczące się nieboszczyka, to lepiej kierujcie je do księżniczki, bo osobiście go nie znałem. Sprawdźcie też spalony wóz w poszukiwaniu poszlak i przepytajcie ludzi, bo może coś widzieli. A i postarajcie się nie zdradzić od razu swoich zamiarów, bo tak na pewno będzie wam łatwiej wydobyć z nich informacje. Zagadajcie, zdobądźcie ich sympatię, a później pod przykrywką ciekawości wypytajcie o szczegóły. Zrozumiano? O zapłacie pogadamy z księżniczka, kiedy tylko się z tym śledztwem uwiniemy.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2019 o 21:07.
Warlock jest offline  
Stary 14-10-2019, 14:36   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plany były dobre i, jak to czasami bywało, wszystko się posypało.
Wyglądało na to, że bogowie nie sprzyjali księżniczce. Ale była też pewna szansa, że do wielkiej klęski przyczynili się ludzie. Almah z pewnością miała wrogów - osobistych lub rodzinnych. Być może któryś z nich miał coś przeciwko temu, by księżniczka odzyskała ziemie należące do jej przodków. Wtedy wystarczyłoby wysłać kogoś do gnolli i ich uprzedzić.
Jakim problemem było umieszczenie swojego człowieka wśród tych, co wyruszyli z księżniczką? Żadnym, jeśli się miało czas i pieniądze. A przygotowanie takiej wyprawy było czasochłonne i z pewnością nie mogło zostać zachowane w tajemnicy. Była więc szansa, że wśród tych, co się tu znajdowali, znajdowała się czarna owca.
Pod znakiem zapytania stała również sprawa jasnowidza. Jakim cudem nie przewidział zasadzki? Albo był kiepski, albo wiedział i nie powiedział... Czyli pracował dla kogoś innego i ten ktoś był ważniejszy, niż księżniczka, a potem ktoś sprytnie zamknął mu usta na wieki, bo zmarli dość rzadko wracają, by wyznać swe winy.


Rzut oka na wnętrze spalonego wozu wystarczył, by zorientować się w sytuacji.
Na podłodze znajdowały się niewielkie stosy popiołów, zbite butelki i mikstury, a także rozbita kryształowa kula oraz liczne plamy wosku.
Wyglądało na to, że pożar wybuchł w środku, a jasnowidz usiłował się wydostać. Śladów walki nie było i nie wyglądało na to, by ktoś wsadził mu sztylet pod żebra, aby mu pomóc w szybkim dostaniu się w objęcia Pani Grobów. Tylko dlaczego wróżbita zamknął drzwi od środka? Co chciał ukryć przed wzrokiem przypadkowego gościa? I dlaczego do tych drzwi nie dotarł?
Wróżył, zemdlał przewracając świecę, a gdy się ocknął, było już za późno? Jakim cudem...? Coś tak strasznego zobaczył w kryształowej kuli?
Pytania mnożyły się, a Jasar na żadne nie znalazł odpowiedzi. Postanowił więc porozmawiać z tymi, którzy mogli coś wiedzieć o panujących w obozie stosunkach.
Nim jednak dotarł do woźniców zauważył w oddali brudnego mężczyznę, który, ukryty za drzewem, uważnie przyglądał się wejściu do namiotu Almah, gdzie przed chwilą weszła Vathra.


Hedrod i Hadrath byli starszym małżeństwem, które z otwartymi rękami przyjęło niespodziewanego gościa. I mimo panującego zamieszania i polowych warunków, Hadrah 'wyczarowała' herbatę i ciasteczka. Prawdę mówiąc jedno i drugie było bardzo smaczne, a przy dobrym poczęstunku dało się bez problemów przeżyć to, że gospodarze nieco przynudzali, opowiadając rzeczy, które Jasara nie interesowały.
Ale z morza opowieści dało się wyłowić parę przydatnych faktów.
- Elaois był miłym gościem, jak na cudzoziemca - powiedział Hedrod - ale niewiele zrozumieliśmy z jego dziwnych przepowiedni o cyklonach, diabłach i powstaniach. Mimo to zaufanie jaką dzieliła go nasza Pani Almah było dla nas wystarczające, aby uznać go za dobrego człowieka.
- Tak, tak, to był bardzo miły, młody i przystojny człowiek
- dodała Hadrath, na co Hedrod mruknął "Eh, kobiety..."
- Moja żona, Hadrath, była pierwszą osobą, która spostrzegła płomienie i natychmiast zaalarmowała resztę obozu - mówił dalej starszy mężczyzna. - Nie widzieliśmy jednak by ktoś podłożył ogień.
- Chyba że to był Dashki
- powiedziała cicho Hadrath.
Mąż zmierzył ją ostrzegawczym spojrzeniem, ale podjął temat.
- Znamy tego Dashki jeszcze z Solku. - I on mówił cicho. Całkiem jakby się obawiał, że spec od gnolli go usłyszy. - Zabierał bogaczy na wyprawy na pustkowia, gdzie mogli sobie polować na gnolle, jak na jakąś zwierzynę, dla trofeów. Większość osób w obozie nie ufa mu za jotę.
- Dashki? Chyba go nie widzieliśmy...
- powiedział Jasar.
Z opisu, jaki przedstawił Hedrod, wynikało, że był to ten sam mężczyzna, który - zamiast pomagać przy porządkowaniu obozu - obserwował namiot księżniczki.
- Często spoglądał na Panią Almę z pożądliwością bestii, śliniąc się przy tym obrzydliwie, jak na widok krwistego steku - dodała Hadrath, spoglądając na wszystko z kobiecego punktu widzenia. - Może on to zabił jasnowidza, aby pozbyć się rywala? Elaois dużo czasu spędzał w towarzystwie księżniczki, więc Dashki mógł być zazdrosny...
Mogła w tym być odrobina prawdy. I w jednym, i w drugim. Wszak nawet księżniczka mogła mieć ochotę na nieco przyjemności. Z prywatnym jasnowidzem na przykład. A Dashki w roli psa ogrodnika? Sam nie mógł zdobyć księżniczki, ale rywali eliminował? No i równie dobrze mógł sprzedać karawanę w zamian za udział w łupach i księżniczkę na dodatek.
Na wszelki wypadek należało go obserwować...
- Czy ktoś odwiedzał dzisiaj jasnowidza? Czy on się zamykał w swoim wozie, gdy zabierał się za wróżenie? - Jasar zadał kolejne pytania.
- O tak, Almah była u niego jakiś czas temu. Poza tym Elaois zwykł się zamykać dla własnego spokoju, także podczas wróżb.
Mogło być więc i tak, że księżniczka zamówiła sobie wróżbę, a jasnowidz chciał spełnić jej życzenie. No i się spalił... z woli bogów czy innych sił, które nie chciały, by Almah poznała swą przyszłość i spróbowała jej uniknąć.
- Czy miała jakichś wrogów? - spytał jeszcze.
- Księżniczka? - Hadrath pokręciła głową. - Nie. Ona jest strasznie miła. Z pewnością nie ma wrogów.
- W każdym razie my nic o tym nie wiemy
- poprawił ją Hedrod.
Jasar prędzej uwierzyłby w to drugie. Im kto wyżej się znajdował na świeczniku, tym więcej osób mu zazdrościło. Z pewnością księżniczka nie była wyjątkiem. A jak nie ona, to na pewno jej rodzina niejednej osobie nadepnęła na odcisk. Ale była nadzieja, że Vathra dowie się więcej.
Zamienił z jeszcze kilka słów z gospodarzami, wypił herbatę, a potem pożegnał się i wyszedł z namiotu, obiecując zorganizować poszukiwanie kozy.


- Ozrarze... - Jasar zaczepił ich drużynowego gnolla. - Może wybrałbyś się na poszukiwania ulubionej kozy Hadroda?
- Jasne. Mały zwiad to to, czego nam trzeba
- odparł Ozrar. - Rozejrzę się i przy okazji poszukam.
- Ale uważaj na tego całego Dashki...
- uprzedził go zaklinacz. - Nieprzyjemny osobnik. Ponoć organizował polowania na gnolle. A nuż się zechce zasadzić na kolejnego.
- A niech się zasadza. Szybko rozwiążemy jego problem.
- Ozrar klepnął ostrze topora.


Załatwiwszy najważniejsze sprawy Jasar rozejrzał się po obozowisku zastanawiając się, komu jeszcze mógłby pomóc. A jeśli nikt takowej pomocy nie potrzebował - można było się zabrać za zorganizowanie własnego miejsca na nocleg.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172