Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2019, 18:38   #11
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Towarzysze znów rozstawili warty, zabezpieczyli swoje obozowisko i próbowali odpocząć. Nie dane im było jednak dane długo takowym się nacieszyć. Kilka godzin później dzwoneczki znów zadzwoniły. Kuśtykająca, humanoidalna postać zbliżała się w kierunku drzewa. W obcym awanturnicy rozpoznali bandytę, którego wcześniej udało im się zabić i którego oskalpowała Matylda.
Co oczywiście było widoczne…
-W tym przeklętym lesie nie można się wyspać- mruknął pod nosem obudzony przez Aodana Morlinn. Przygotowując się do rzucenia zaklęcia, z niepokojem obserwował zbliżającego się do nich ożywionego trupa, zastanawiał się jakaż to nekromantyczna moc go tu przywiodła?
Magia dwóch czarodziei i broń Aodana wnet powaliły ożywieńca, zanim jednak to się stało, półelf zdążył oberwać trupią pięścią w głowę. Z twarzy mężczyzny po raz kolejny tej doby popłynęła krew.

Morlinn z zainteresowaniem przyglądał się Aodanowi i jego reakcjom na rany, podejrzewał, że wygląd pół-elfa był rezultatem działania magii, co mogło różnie wpłynąć na organizm.

- Nic poważnego? - spytał się.

- Skoro i tak nie pośpimy, możesz poopowiadać o swojej twarzy. - Powiedział Janek, który zaczął okładać zwłoki zombie zbója magicznym ogniem. Miał zamiar go zredukować do kości, które potem połamie lub wypali.

- Mam parę oczu, uszu, nos i… - Aodan wziął głęboki oddech, jakby przygotowywał się do zdradzenia wielkiej tajemnicy - usta. - Po odpowiedzeniu na niezgrabnie sformułowane pytanie kompana wrócił do obrabiania zabitego wilka.

Tym razem towarzyszom udało się przeczekać do świtu już bez dalszych niespodzianek. Był nowy dzień.

Podróżni jeszcze raz spróbowali znaleźć drogę na trakt, z którego zboczyli poprzedniego dnia w pogoni za bandytami. Przed południem udało im się wrócić na jakiś inny odcinek drogi, trochę dalej niż byli przedtem. Stamtąd kontynuowali podróż do Rokit, która miała zająć jeszcze przynajmniej trzy dni.

W trakcie podróży Leshanie i Matyldzie udało się ustrzelić po dwie wiewiórki.

Kiedy nastał wieczór, towarzysze znów rozbili obóz. W nocy dzwoneczki zadzwoniły kilkukrotnie powodując nerwową pobudkę jednak żadne zagrożenie nie nadeszło. Nastał kolejny poranek, połowa drogi do Rokit miała niebawem być już za podróżnymi.

Po kilku milach pieszej wędrówki awanturnicy zauważyli przy drodze przewrócony wóz.

- Ostrożnie, to może być jakaś pułapka bandytów… - Morlinn, który nauczył się już, że ten las jest pełen śmiercionośnych pułapek, przywołał swojego kruka, nakazując mu przelecieć ponad okolicznymi krzakami.

Matylda skinęła głową, rozumiejąc intencje przyjaciela, przesunęła się tak, by najbliższe drzewo chroniło jej plecy.

Janek rozejrzał się dookoła, a nawet do góry, w drzewach też ktoś lub coś mogło się czaić.

- Nic nie słychać, chyba nie ma pośpiechu. - Rzucil cicho czarodziej, biorąc przykład z Matyldy, zerkając przy okazji na drogę, czy były tam jakiekolwiek ślady.

Aodan schował się za najszerszym drzewem, jakie znalazł, z przygotowanym oszczepem w ręku.

Wydawało się, że nikt nie czaił się w pobliżu. Jednak poprzez oczy swojego kurka półelfi czarodziej dostrzegł jakiegoś mężczyznę stojącego tyłem do wozu kilkanaście metrów w krzakach.

- Jakiś mężczyzna czai się tam w krzakach, może to jego napadli? - Morlinn odezwał się cicho do towarzyszy.

Mijał czas a zauważona przez kruka postać nie ruszała się z miejsca.

- Jest jeden, podejdźmy poboczem do niego. Zdaje ci się, że jest żywy, martwy? Może to kolejne zombie? - Powiedział Janek i przesunął się parę kroków w kierunku człowieka.

Nieco może nawet otyły mężczyzna, wyglądał trochę jak podróżny kupiec. (przynajmniej oceniając z tyłu) Nie poruszył się ani o jotę.

-Nie jesteśmy zbójcami, nie skrzywdzimy cię! Możesz wyjść z tych krzaków. -zawołał zniecierpliwiony Morlinn.

Na słowa czarodzieja, obcy powoli odwrócił się. Dopiero teraz towarzysze mogli zobaczyć jego oblicze. Twarz mężczyzny była roztrzaskana jakąś bronią, prawdopodobnie toporem i to nie niedawno. Mężczyzna musiał nie żyć przynajmniej od kilku dni. Sprawdziły się przewidywania Jana, to był kolejny nieumarły, który teraz zaczął kuśtykać w stronę podróżników.

- Diabli nadali. - Warknął Boczek, posyłając w stronę umarlaka ognisty pocisk, by zacząć się zaraz potem wycofywać.

Zaś Aodan wysunął się do przodu, gotów stanąć w szranki z chodzącym trupem.

Kupiec nie był chyba zbyt groźnym kombatantem za życia. Śmierć i co najmniej kilka dni rozkladu nie poprawiły jego zdolności. Zombie zdążyło się co prawda kilka razy zamachnąć na Aodana, ale poruszało się zbyt wolno. Sprawny wojownik bez problemów unikał ataków nieumarłego, samemu wyprowadzając własne. Tym sposobem odrąbał ożywieńcowi obie ręce. Magia Jana dokończyła zaś dzieła.

Awanturnicy rozejrzeli się jeszcze raz po okolicy, przewróconym wozie i pozostałościach jego ładunku. Część została poszarpana i porozrzucana, zapewne w czasie jakiejś walki lub przez dzikie zwierzęta. Większość jednak pozostała. Ceramika, tkaniny, mąka, suszone zioła, nawet trochę srebrnej i miedzianej biżuterii. Przy martwym (po raz kolejny) kupcu wciąż była sakiewka z dwudziestoma sztukami złota. Przypomnieliście sobie, że Miller wspominał, iż z Rokit nie wróciły do tej pory dwie karawany. To mogły być pozostałości jednej z nich.

Janek podrapał się w głowę, zastanawiając się jak to wszystko ma się do siebie nawzajem.

- To raczej nie wina elfów, prędzej wiedźmy, ale musiałyby przekląć całą tą okolicę, albo coś jeszcze gorszego, nie podoba mi się to ani trochę, ale chyba nie musimy się chwilowo o zapasy martwić. Nawet jeśli to zbójcy tu grasowali, to bali się tu wrócić, co widać po towarach. - Przedstawił swoją opinię czarodziej.

- Może i tak było ale teraz jest istotne to żebyśmy się ewakuowali z tego przeklętego przez miejsca. - wtrąciła Matylda

Morlinn, który lubił zagadki, w zamyśleniu pogładził się po bródce.
- Czyżby jakiś nekromanta zaatakował tę karawanę? Ale w takim razie czemu pozostawiłby za sobą ożywieńca zamiast dołączyć go do swoich sił? Interesujące.. - stwiedził, badając ślady. Szukał śladów walki a w szczególności wskazówek kim byli atakujący.

Morlinn wnikliwie rozejrzał się po miejscu i doszedł do konkluzji, że karawana jako taka w ogóle nie została zaatakowana. Wyglądało na to, że wóz jechał z dużą prędkością jego wywrócenie się było spowodowane wypadkiem. Możliwe, że koniowi udało się zerwać i uciec.

Pół-elfi czarodziej podzielił się informacjami z resztą drużyny.

- Dziwna sprawa, skąd się wzięli ci pojedyńczy nieumarli których tu napotykamy? Nie widzę sensu w takim działaniu nekromanty

- Powiedziałbym, że to nekromantyczna aura miejsca, działająca na zwłoki, które nadają się jeszcze do procesu zombifikacji. - Wysnuł tezę Janek, z dreszczem wstrętu. Przez myśl przeszedł mu nieumarły dzik. To prawie mogłoby mu obrzydzić boczek na dłuższy czas. Spakował biżuterię do sakwy i zaczął sprawdzać, jakie pęczki ziół wieziono, nie wątpił, że część mogła się okazać przydatna. W międzyczasie rozważał możliwe powody powstawania żywych trupów.

- Wszystko okaże się w praktyce. - Aodana bardziej niż dyskusja czy rozmyślania interesowały tkaniny i ceramika oraz kupiecka sakiewka. Miał nadzieję znaleźć coś cennego. Przygarnął także niewielki woreczek mąki. Bywała pomocna przy walce z niewidzialnymi istotami, a po pierwszych przygodach w tym lesie spodziewał się tylko gorszego.

Matylda spakowała swoje klamoty, przewiesiła worek podróżny przez plecy i nerwowo przestępowała z nogi na nogę. Następnie spojrzała na Morlinna szukając u niego poparcia.

- Idziemy - ni to stwierdziła ni to zapytała. - To nie jest dobre miejsce, naprawdę nie warto zostawać tu na noc.

Morlinn wyszedł ze stanu zadumy i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Matyldą, która bardziej od niego cenila szybkie działanie ponad rozmyślenia

-Tak, zbierajmy się - skinął głową.

Janek nie miał nic przeciwko, więc po niedużym obładowaniu się, był gotów ruszyć dalej.


Reszta dnia aż do wieczora obyła się bez przygód. A nim zapadł zmrok i nadszedł czas na rozbicie obozowiska, Matyldzie udało się nawet ustrzelić zająca.

Noc minęła spokojnie, po raz pierwszy od wkroczenia do lasu dzwoneczki nie zadzwoniły ani razu.

Awanturnicy starali się zachować maksymalną uwagę, po swoich doświadczeniach wiedzieli już bowiem, że w lesie nie tylko zbójcy grasują, ale i przeklęte stworzenia. O dzikich zwierzętach nie wspominając.

Pewnym zaskoczeniem musiał być fakt, że już wieczorem trzeciego dnia wędrówki, podróżni usłyszeli dźwięk rąbania drewna - czyżby to już Rokity? Wioska miała być oddalona o dwa dni jazdy czyli mniej więcej cztery dni pieszo. Możliwe, że udało się im nieco skrócić drogę, albo obliczenia miejscowych zwyczajnie nie były zbyt precyzyjne.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 13-01-2020, 07:40   #12
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację


Ktoś pracował siekierą nie dalej jak kilkadziesiąt metrów od podróżnych.

Faktycznie, las ustępował miejsca rozległej polanie, Około dwóm, trzem łanom ziemi. W centralnej części znajdowało się siedlisko, widać było jedną chatę i przylegającą doń stodołę. Przed domem, ktoś zamaszystymi ruchami rąbał na pieńku drewno.

- Hej tam! - Zawołał Aodan.

Rąbiący jednak nie zareagował i nieprzerwanie uderzał siekierą. Może nie słyszał?

Aodan powtórzył zawołanie głośniej.

Leshana stanęła obok niego, trzymając broń w pogotowiu.

Janek rozejrzał się dookoła, okolica się wydawała się spokojna, ot siedlisko w środku lasu. Chociaż z takimi nigdy nie było wiadomo kto w nich mieszkał. Czarodziej podszedł bliżej, nie starając się ukrywać a nawet machając do człowieka rąbiącego drwa.

-Bądzmy ostrożni, w tym lesie roi się od nieumarłych… - Stwierdził Morlinn, nie wysuwając się wraz z Janem tylko pozostając nieco z tyłu.-

Matylda trzymała się boku Morlinna.

Rąbiący z dalszym ciągu nie reagował, za to przyglądający się mu awanturnicy zauważyli więcej szczegółów:

Po pierwsze narąbanego drewna było naprawdę dużo: wystarczyłoby na pewno na wiele dni, może nawet tygodni. Po drugie, Mężczyzna nie rąbał już więcej drewna, zwyczajnie opuszczał z impetem ostrze siekiery na duży pień, miarowo i bez przerwy. To zwyczajnie nie było możliwe, przecież ciało musiało odpoczywać. A jednak, przypatrując się mężczyźnie długi czas towarzysze nie zauważyli żadnej przerwy czy nawet zmiany tępa w uderzeniu siekierą.

- Cholibka, kolejny nieumarlak, albo golem. - Westchnął Janek. Miał teorię, że jakaś naturalnie nienaturalna aura beszcześciła okolicę, albo mieli do czynienia z potężniejszym nieumarłym. - Stój i odłóż topór! - Zakrzyknął czarodziej. - Przygotujcie się do tego, żeby tego też posiekać jeśli będzie trzeba. - Dodał ciszej do towarzyszy. Zastanawiając się, czy bezmyślny, według niego, stwór posłucha rozkazu.

- Może nas nie zauważy, jeśli ominiemy go szerokim łukiem - ni to zapytała ni to stwierdziła Matylda.

Aodan parsknął z obrzydzeniem na taką sugestię.

- Nieznośnego smrodu zła nie da się ominąć nawet szerokim łukiem. - Z mieczem w dłoni paladyn ruszył w stronę nieumarłego. Domniemanego nieumarłego.

Najgorsze podejrzenia awanturników niestety się spełniły gdy Aodan zbliżył się do rąbiącego. Mężczyzna nie nosił żadnych śladów ran, obrażeń, które mogłyby spowodować jego śmierć. To nie zmieniało jednak faktu, że oblicze człowieka było blade a białe gałki oczne pozbawione życia. Zombie, czy czymkolwiek był teraz mężczyzna, nie zrobiło żadnego kroku w stronę zbliżającego się Aodana.

- Siadaj! - Zakrzyknął Janek, zaciekawiony, czy nieumarły wypełni polecenie.

- Leż! - Zanim Aodan opuścił uniesiony miecz, zdążył jeszcze przedrzeźnić żartobliwie kompana.

Morlinn badawczym wzrokiem obserwował sytuację, zaciekawiony nietypowym zachowaniem nieumarłego.

-Ciekawe co go zabiło?

- Zanim zrobił to, Aodang8? - Leshana rozgładała się po okolicy.

- Tak, dokładnie tak. - Westchnął Janek lekko zgaszony tak brutalnym przerwaniem eksperymentu. - Chciałem sprawdzić, czy słucha rozkazów i poleceń, czy to naturalny bezmyślny nieumarły, czy coś innego. Wzruszył ramionami. Teraz trzeba było zbadać całe siedlisko, czy coś się tam nie czai.

Nic nie wskazywało na to by nieumarły reagował na polecenia czy w ogóle je słyszał. Rębacz zaprzestał swojego zajęcia dopiero gdy miecz Aodana odrąbał mu jedno z ramion. Wtedy nieumarły próbował zamachnąć się na półelfa siekierą. Wyglądało to dość ciekawie gdyż obie dłonie zombie zaciskały się na trzonku, ale tylko jedna ręka była wciąż połączona z tułowiem. Aodanowi udało się w kolejnych dwóch cięciach niemal przerąbać nieumarłego na pół. Nawet mimo tak widowiskowych obrażeń, zombie potrafiło wyginać się w zupełnie nienaturalny sposób, toteż półelf w końcu oberwał brzegiem siekiery w brzuch. Mężczyzna poczuł jak coś pod jego skórą ewidentnie pękło. Aodan ze złością zamachnął się mieczem tym razem wysoko i ostatecznie pozbawił zombie głowy. Wtedy też plugastwo wreszcie opadlo na ziemię bez ruchu.

Drzwi do chaty jak i stodoły były uchylone. Aodana nazywano niezłamanym nie bez powodu. Przyłożył dłoń do brzucha. Po chwili poczuł się znacznie lepiej, . - To tylko powierzchowna rana - uspokoił kompanów. Zamierzał uchylić drzwi do chaty mieczem i zajrzeć do środka.

Morlinn wzdygnął się się nieco, gdy Aodan został trafiony przez znasakrowanego nieumarłego, lecz widząc, że życie półelfa nie jest zagrożone, podszedł do pozbawionych głowy zwłok, żeby dokładniej je zbadać…. Chciał rozwiązać tajemnicę tej obecności niekontrolowanych nieumarłych w całej okolicy...czyżby zmarli samoczynnie wstawali z grobów?

Gdy Aodan zajął się sprawdzaniem chałupy, Janek ruszył sprawdzić ostrożnie stodołę. - Morlinnie, mógłbyś zerknąć z lotu ptaka, czy dookoła nikt się nie kręci albo czy nas nie obserwuje? - Zagandął czarodziej, samemu wstając od posiekanych zwłok.


Dwóch magów obejrzało sobie zwłoki. Poza ranami zadanymi przed momentem przez Aodana, mężczyźni nie zauważyli, żadnych obrażeń, które mogłyby spowodować “pierwszą” śmierć nieboszczyka. Denat jeszcze za życia musiał być wciąż młodym, krzepkim mężczyzną. Cokolwiek go zabiło, nie było to ostrze czy obuch.

Kruk półelfiego czarodzieja obleciał okolicę w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstwa, by półelf mógł spojrzeć poprzez jego oczy. Morlinn nie miał jednak swoim towarzyszom niczego do zraportowania, poza faktem iż okolica wydawała się pozbawiona jakichkolwiek ludzi czy innych istot.

Aodan tymczasem zaszedł pod drzwi chaty i uchylił je. Wewnątrz panował lekki bałagan, na podłodze leżało kilka rozbitych, glinianych naczyń, przewrócone krzesło. Koc na podwójnym łóżku był zmięty. Cała podłoga pokryta była pierzem z rozerwanej poduszki. W rogu stała kołyska… pokryta zaschłą już krwią. Aodan musiałby wejść głębiej by dostrzec czy coś jest w środku.
Jeśli mężczyzna nawet chciał to wiedzieć.
Patrząc z progu, jednoizbowa chata wydawała się pusta, ale Aodan na progu się nie zatrzymał. Podszedł, krok po kroku, do kołyski.

Z kolei Jan zapalił magiczne światełko i przyświecając sobie nim, wszedł do stodoły, rozglądając się uważnie pod nogi jak i do gór. Nigdy nie było wiadomo, co tu się pod powałą mogło kryć.

- Jakaś potężna, mroczna magia panuje w tym miejscu, przynajmniej w najbliższej okolicy raczej nie ma żadnego innego zagrożenia - Morlinn odezwał się do Matyldy i elfki, po tym jak kruk zdał mu raport. Następnie wszedł do chaty za Aodanem.

W kołysce, w plamie zaschniętej już krwi leżały pozostałości dziecka, najbardziej rozpoznawalne były nóżki i rączki. Wyglądało na to, że ciało zostało rozszarpane zębami, raczej tępymi. Spoglądając w górę, Aodan i Morlinn zauważyli zamknięty właz na strych.

W stodole Jan dostrzegł kobietę siedzącą na małym taborecie przed zwłokami korwy, która musiała być martwa już od jakiegoś czasu. Zwierze nosiło ślady krwawych pogryzień na całym ciele. Kobieta natomiast starała się chyba… doić martwe zwierze. Wszystkie wątpliwości Jana zostały jednak rozwiane, gdy “dojarka” odwróciła się w stronę czarodzieja ukazując swoje martwe oblicze. Za życia, kobieta nie mogła mieć więcej niż może trzydzieści lat. Twarz ubrudzona była w zaschniętej krwi. NIeumarła wstała i ruszyła powoli w stronę Jana.

- Cholera! - Zaklął Jan, zanim posłał ognisty pocisk w stronę zombie. Po czym odwrócił się na pięcie i odbiegł na w miarę bezpieczną odległość, by posłać kolejny. Nie wątpił, że truposz będzie za nim szedł aż nie dorwie czarodzieja, albo sama nie zostanie zniszczona.
Matylda wyciągnęła łuk i gotowała się do oddania strzału.
Czarodziej i szlachcianka zdążyli zneutralizować ożywieńca nim ta miała sansę zbliżyć się na niebezpieczną odległość.
- Powinniśmy odejść z tych przeklętych okolic tak szybko jak się da - stwierdziła Matylda obawiając się, że nocą upiorna dojarka powstanie ponownie z martwych.
Przynajmniej na razie jednak nic na to nie wskazywało.

- No, jedno zagrożenie z głowy. - Wydyszał lekko roztrzęsiony Janek do Matyldy. - Pora sprawdzić, czy coś jeszcze się tam chowa i… i upewnić że krowa nie jest niemartwa. - Pod nosem z kolei dało się słyszeć westchnięcie. - Ech.. tyle karkówki zmarnowane. - Próbował tak naprawdę odciągnąć swoje myśli od sytuacji, która się rozgrywała. Całe siedlisko wymarłe, a ludzie nadal robili swoje. Czy to coś dorwało ich, kiedy robili swoje czynności, czy wracali do rutyny z życia, skoro magia zdawała się nie pochodzić od jakiegoś czarodzieja lub kapłana. Wątki się plątały a sytuacja zagęszczała.

Morlinn z obrzydzeniem, które na chwilę stlumilo jego wrodzoną ciekawość, przyjrzałsię zwlokom dziecka, powstrzymując odruch wymiotny. Czy zostało ono pożarte przez własnych, zmienionych w nieumarłych rodziców?
-Sprawdzamy ten strych? Idziesz przodem a ja będę magią ubezpieczać? - Zwrócił się do paladyna.
Na podłodze leżałą przewrócona drabina ktorej można by użyć by dostać się na strych.
Aodan kiwnął Morlinnowi głową i wziął się za przewróconą drabinę.

Na strychu, wśród ogólnego nieporządku, Adoan wypatrzył skulonego, brudnego i niesamowicie przerażonego chłopczyka, wpatrującego się w wojownika wielkimi szklistymi oczami.

Aodan wyciągnął dłoń w stronę chłopczyka. - Chodź, już jest bezpiecznie.

Chłopiec zamrugał i powoli podczołgał się w stronę Aodana, zawahał się chwilę wystraszony najwyraźniej twarzą półelfa.

- M… mama i tata zachorowali. - wyłkał cichutko.

-Tam jest jakieś dziecko? Upewnij się, że nie jest jednym z nich - Pół-elfi czarodziej zawołał do stojącego na górze paladyna. Był gotów do rzucenia kolejnego zaklęcia.

- Tobie nic nie dolega? - Aodan zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy. - Chodź, tu nie jest bezpiecznie. - Wziął chłopaka za rękę i wyprowadził z domu. Zasłaniał jego oczy lub odwracał uwagę od zwłok w inny sposób.

Janek posłał kilka dodatkowych ognistych pocisków w truchło dojarki, zanim ponownie wszedł do stodoły.

Poza martwymi zwierzętami i narzędziami w stodole nie było wiele więcej.

Aodan wyprowadził chłopca z chałupy. Dzieciak nie wyglądał na chorego ale na pewno nie pogardziłby jakimś jedzeniem.
- To z Rokit zaraza przyszła - mówił chłopak, który przedstawił się jako Kuba.

Janek pokręcił głową i wyszedł ze stodoły, kierując się ku chałupie. - Tam już czysto. - Rzucił do Matyldy. - Jak tam w chałupie, wszystko w porządku? - Rzucił do tych, Aodana i czarodzieja.

Aodan skinął głową.

Matylda doszła do dzieciaka, wyjęła chusteczkę, spłynęła na nią i zaczęła wycierać jego brudną twarz.
-Brudny jesteś - mruknęła cicho pod nosem.

-Czujesz się dobrze, czy może coś cię boli? - Morlinn zaczął z niepokojem przyglądać się chłopcu, szukając oznak jakieś magii. Dlaczego ta "zaraza" ominęła właśnie jego z całej rodziny?

Z tego co Morlinn wiedział o zombie, żeby się tym “zarazić” trzeba było się zetknąć z zarażonym. Zęby czy pazury nieumarłego były dobrym sposobem na przeniesienie plagi na kolejną ofiarę. Czarodziej słyszał o tym jak ofiary zombie same stały się nieumarłymi. Z drugiej strony słyszał to też o wampirach.

- Brzuch boli, proszę pana - powiedział Kuba - z głodu.

- Na to da się coś zaradzić. - Powiedział Janek, wyciągając jedną z podróżnych racji i dzieląc ją na cztery części. Następnie podgrzał za pomocą prostego zaklęcia jedną część i podał chłopcu trzy paski suszonego mięsa oraz podróżnego suchara. - Jedz powoli, potem nam powiesz, jak dawno temu zachorowali i co się stało w Rokitach. - Powiedział czarodziej, starając się zachować spokojny ton.

Chłopak wcinał, aż mu się uszy trzęsły.
- Mhmhm… dwa miesiące temu, jeszcze jak ciepło było… mhmmhm - chłopak mówił z pełnymi ustami - cyganie do wsi przy zajechali, sztuczki robili, magiczne i różne. Jedna cyganka była chora i zaraziła ludzi, tak ludzie mówili, albo czar rzuciła, tak też mówili. Tak czy siak cyganów ze wsi przegoniono, niedługo potem zaczęły się… choroby. Ludzi gorączka zaczynała męczyć, jak martwi już byli. No ale potem się okazywało, że jednak martwi nie są. Tylko jacyś tacy…

- Okropnie to brzmi - Morlinn skinął głową Kubie - A wiesz może jak to się ta zaraza przenosiła między ludźmi?

Janek próbował sobie przypomnieć, czy słyszał kiedyś o podobnej chorobie lub klątwie. Musiał przyznać, że nie wyglądała na typową przypadłość, w dodatku zdawała się przenosić między ludźmi. Jak do tego pasowały karawany które ruszyły do Rokit.
Nic szczególnego jednak nie przychodziło mu do głowy.

- A to nie wiem, chyba jak to choroba, no ale jak chory kogoś ugryzł to już mus zaraził. - wyjaśniał Kuba.

- W takim razie, prawdopodobnie przenosi się przez kontakt, po całkowitym przemienieniu. Chyba. Trzeba będzie palić wszelkie znalezione ciała. Najlepiej z daleka. - Rzucił Janek. - Wiadomo skąd ci cyganie przyjechali albo dokąd pojechali? - Dociekał czarodziej, podając chłopakowi drugą część porcji.

- A nie wiem, z miasta może? Albo z za lasu? Mama i tatko mówią… mówili, żeby cyganom nie wierzyć.

- Zwłaszcza zarażonym. Kuba, masz się gdzie podziać? Jakaś dalsza rodzina, ktoś w mieście, czy chcesz zostać tutaj? - Janek podrapał się po karku, zastanawiając, co zrobić z ocalałym, podróż z nimi mogła być dla niego jedyną szansą na ocalenie na dłuższą metę, ale też niebezpieczna.

-Jeżeli nie wiesz co dalej, możesz udać się z nami do Rokit - dodał Morlinn, któremu żal się zrobiło chłopca. Kuba wydawał się być zresztą całkiem sprytny, nie powinien im zanadto przeszkadzać.

- Noo… - zastanowił się chłopak - mam wujaszka, ciocię i stryjka w Rokitach - przyznał chłopak.
- A jak się oni zowią? - zapytała Matylda.
- Brat mamy jest Antoni, siostra Lodzia, brat tatka Roch. - rozwinął Kuba.

- Ktoś, kto zna okolicę, się zawsze przyda. - Zawyrokował Janek i zaczął sprawdzać swoje kieszenie, w poszukiwaniu pergaminu, by zapisać to, czego do tej pory się dowiedzieli na temat nieumarłej zarazy. Tylko po to, by przypomnieć sobie, że nie zdążył uzupełnić tych zapasów, zanim rzezimieszek pozbawił go złota w mieście. Wzruszył więc tylko ramionami, musiał zaufać swojej pamięci.

-To w takim razie odstawimy cię do rodziny do Rokit, i tak tam zmierzaliśmy. Tylko bądź ostrożny po drodze i się nas trzymaj. - podsumował Morlinn, zbierając się do drogi. Miał tylko nadzieję, choć nie wspomniał o tym przy Kubie, że ta "zaraza" jeszcze wszystkich w Rokitach nie dopadła.

 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-01-2020, 14:57   #13
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

-To w takim razie odstawimy cię do rodziny do Rokit, i tak tam zmierzaliśmy. Tylko bądź ostrożny po drodze i się nas trzymaj. - podsumował Morlinn, zbierając się do drogi. Miał tylko nadzieję, choć nie wspomniał o tym przy Kubie, że ta "zaraza" jeszcze wszystkich w Rokitach nie dopadła.

Drużyna zebrała się i wyruszyła, wraz Kubą w drogę do Rokit. Po około dwóch godzinach wędrówki przez cichy las, podróżni wypatrzyli kolejny przewrócony i najwyraźniej kupiecki wóz, w podobnym stanie co poprzedni. Jak na razie jednak w jego pobliżu nie udało dostrzec żadnych “martwych”.

- Morliin, może kruk coś dojrzy? Zdaje się, że znaleźliśmy drugą karawanę, trochę mnie dziwi, że zbójcy nie znaleźli jej wcześniej. - Powiedział Janek, zaczynając się ostrożnie zbliżać do karawany, będąc gotowym sięgnąć po magię, gdyby cokolwiek przypominającego żywego trupa, zaczęło się ruszać.

Morlinn westchnął, spoglądając na swojego kolegę w Sztuce.
-Znowu to samo, czy zaraz znajdziemy kolejnych zagubionych nieumarłych? - Skinął głową na swego chowańca, wydając mu polecenie przelecenia nad karawaną.

Czy to “szczęście” czy może właściciel wozu odszedł wystarczająco daleko, tym razem jednak zwiad kruka nie przyniósł żadnych informacji na temat kogoś w pobliżu. O czym jednak Morlinn mógł się dowiedzieć to o fakcie iż już naprawdę niedaleko widać było pola. Roity były w zasięgu ręki.

Janek zbliżył się do porzuconego wozu, by przejrzeć co zostało porzucone tym razem. Miło by było znaleźć jakiś pergamin, czy papier, ale nie miał wielkich nadziei.
Na wozie głównie leżało porwane już i przemoczone sukno, oraz sporo glinianych garnków. Przynajmniej dwadzieścia uniknęło stłuczenia.
Janek rozejrzał się czy coś było w rozbitych garnkach. Dodatkowe racje by się mogły przydać, meli przecież dodatkową gębę do wykarmienia. Niestety, była to sama glina. - Nie podoba mi się, jak blisko wioski stoi ten wóz. Jakby widzieli, że coś jest nie tak, podeszli sprawdzić i nie wrócili. - Powiedział z zamyśleniem czarodziej.

Aodan kucnął i rozejrzał się za śladami pod wozem i wokół niego. Szukał czegoś nietypowego. Śladów walki, porzuconych w pośpiechu drobiazgów, tropów prowadzących poza trakt czy wskazujących na obecność potworów… choć napotkani ludzie, a raczej to, co zostało z ich cielistych skorup, wcale nie musiało się śladami od zwykłych ludzi odróżniać. Różnicę mógł czynić chód, w przypadku ożywionych trupów wolny i powłóczysty. Paladyn starał się wziąć to pod uwagę.
Może minęło zbyt wiele czasu, bo półelfowi nic nie udało się ustalić.

Morlinn skinął głową Jankowi, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu śladów stóp wiodących od wozu do wioski.
-Nie podoba mi się ta konkluzja, ale jest prawdopodobna...tak czy inaczej wioskę musimy sprawdzić.

- Ruszajmy. - Wzruszył ramionami Janek i z wolna zaczął stąpać w kierunku wioski. Chwilowo mu się nie śpieszyło.


***

Rokity

Gdy Leśnej drodze ustąpiła droga polna, poszukiwacze przygód widzieli już w oddali strzechy Rokit. Idąc w stronę wioski, podróżni nie spotkali jednak żywej duszy… ani żadnej innej zresztą też. Dotarłszy do pierwszych drewnianych zabudowań, cudzoziemcy spostrzegli iż wszystkie drzwi są pozamykane, gdy przechodzili obok przywitało ich ujadanie psów tu czy ówdzie, jednak wszyscy mieszkańcy, jak się wnet okazało, skupieni byli przy leżącej na końcu wsi (Rokity leżały wzdłuż jednej drogi) kaplicy.

Janek przyglądał się zgromadzonym, chciał dojrzeć, czy widać jakiś ruch, czy tylko nienaturalny bezruch, oraz na wszelki wypadek, policzyć mieszkańców. Choćby po to, by wiedzieć, jak szybko brać nogi za pas.
Kaplica była dość daleko, ale bezsprzecznie stał przy niej tłum: dziesiątki ludzi, może setka może nawet więcej. Z tej odległości nie sposób było dostrzec czegoś nienaturalnego.
- Morlinie, może twój kruk by się lepiej spisał? Nie wiem, czy są zdrowi, czy zarażeni. - Powiedział Janek, rozglądając się za jakimkolwiek zwierzęcym życiem, czy to psami, czy kurami. Było i się odzywało, co dodało mu nieco pewności siebie. Może to była po prostu pora jakiejś tutejszej ceremonii. Zaczął iść w kierunku zgromadzenia, żeby chociaż z grubsza ocenić ilość obecnych.
- Mój miecz w razie czego też się dobrze spisze - powiedział Aodan i ruszył w kierunku tłumu.
-Tak, poczekajcie wyślę kruka, sprawdzi czy oni wyglądają na normalnych ludzi, jeżeli stoją w milczeniu i nikt się nie odzywa to jest to raczej podejrzane… jeżeli to nieumarli to trochę za dużo ich na nas….skomentowal Morlinn wydając rozkaz swojemu chowańcowi.
Zwiad kruka upewnił śmiałków o “zwyczajnej” naturze zbiorowiska.

Cudzoziemcy wraz z Kubą dotarli do placu przy kaplicy. Poważne i ponure twarze mieszkańców obrzuciły podróżnych podejrzliwymi spojrzeniami lecz nikt nie rzekł słowa i tubylcy wnet zwrócili uwagę z powrotem na kaznodzieję, stojącego przed drewnianą trumną spiętą solidnymi, żelaznymi łańcuchami.

Głos klechy (bez wątpienia głoszącego miejscowy kult Jedynego) niósł się po przykościelnym placu:
- Drodzy parafianie, opłakujemy dziś przedwczesną śmierć Jeremiasza. Niech pociechą będzie nam fakt, że poszedł on teraz do lepszego świata, módlmy się by jego wieczny odpoczynek trwał wiecznie i… bez przeszkód. Jeremiaszu! - zawoływał kaznodzieja - tęsknimy za tobą, lecz nie powracaj już do naszej wioski, opuść ten ziemski padół i przenieś się do lepszego świata z naszym błogosławieństwem! - kapłan kontynuował nawet po tym jak głuchy dźwięk dobiegł od strony trumny. Mieszkańcy wzdrygnęli się lecz szybko odzyskali opanowanie. Coś wewnątrz znów zadudniło a cała trumna zakołysała się na boki jednak zebrani zignorowali to.

- Jak myślicie, chowają nieumarłego, czy kogoś żywego żywcem? Coś mi tu się kupy nie trzyma. Mam nadzieję, że nie powariowali wszyscy. - Powiedział Janek, stanąwszy w pół kroku, kiedy usłyszał łomotanie dochodzące z trumny.

-Przekonajmy się…. Morlinn wysunął się do przodu, było to ryzykowne ale trzeba było zdobyć informację, a nie tkwić bezczynnie….
-Dobrzy ludzie, przybyliśmy tu wam pomóc w walce z zarazą….czy w trumnie znajduje się jeden z tych nią dotkniętych, tak jak spotkało to rodziców chłopca, którego uratowaliśmy? - skinął głową w stronę Kuby.
Matylda trzymała dłoń wspartą na ramieniu chłopca gotowa aby w każdej chwili powstrzymać jego ewentualną ucieczkę.

- Kuba? - ze zbiorowiska ludzi wyłoniła się kobieta koło trzydziestki.
- Ciocia Lodzia! - Kuba szybko ruszył by przypaść kobiecie do spódnicy.
- Kuba… co się stało, gdzie rodzice?
- Ciociu, ciociu, zachorowali… - chłopak zaczął płaczliwym głosem relacjonować ostatnie wydarzenia z życia (i nie życia) swoich najbliższych zupełnie się przy tym rozkładając. Zbiorowisko gapiów posępnie kiwało głowami.

- Prawda - klecha zwrócił się do poszukiwaczy przygód. Kara boża spadła na tą dobrą niegdyś wioskę - mężczyzna zaczął podnosić głos i wykonywać przy tym zamaszyste, teatralne gesty. - kara boża, za pogaństwo, czary i skąpstwo. Najpierw ci cygańscy szarlatani, Rozpowiadali o tym, jakie do cuda i skarby znaleźć można w starych grotach, “ruinach czarnoksiężnika” tak to nazywali. Dziewucha ich, dumnie przezywająca się “wiedźmą” ponoć wielkie moce tam uzyskała. Tak to szarlatani wędrowni lud naszych Rokit, poczciwy lecz głupi omamili. Potem grupka innych niemądrych głupców, “poszukiwaczy przygód” zwiedziona kłamstwami tych cygańskich oszustów ruszyła ku Jaskinia Zła, które powinny być pozostawione zapomniane, jak bóg przykazał. Kiedy jeden z nich wrócił, przyniósł zarazę! Karę za grzechy! - grzmiał kaznodzieja. W czasie gdy “nieboszczyk” w trumnie wierzgał się coraz bardziej.

- Lepiej otwórzcie tą trumnę i zostawcie nas samych… - Aedon huknął głosem i błysnął mieczem - a później pokażcie, gdzie są te ruiny i jaskinie.

Ludzie podnieśli głosy w oburzeniu, jednak nikt nie próbował przeciwstawiać się strasznie wyglądającemu półelfowi z wielkim mieczem. Nikt też jakoś specjalnie nie kwapił się by “bronić” trumny.

- Klechy jedynego zaczynają mi działać na nerwy. - Mruknął po nosem Janek.
- Nieżywcem kogoś zakopujecie? Zdurnieliście do reszty? Najpierw trzeba dobić. Inaczej wsadzicie nieumarłego do ziemi a ten będzie kopać. Najpierw rozedrze drewno, potem ziemię, na koniec wyjdzie na górę, w takim samym stanie jak został zakopany! Czyj to był w ogóle pomysł?! - Wydarł się czarodziej we wściekłym oburzeniu.

Kilku wieśniaków podrapało się po głowach a gdy już jakieś spojrzenia na kogoś padały, padały na kaznodzieję.

- Jeśli zaczną biec po widły, rozdzielamy się na dwie strony i spotykamy w okolicach wozu. - Jan dodał tak, żeby tylko towarzysze go słyszeli. Był aż nadto świadom, że ludzie mogą różnie reagować, ale czasem jego język był szybszy niż rozsądek.

-Spokojnie dobrzy ludzie, w obliczu takiego zagrożenia jak ta zaraza musimy działać z rozsądkiem… poszukujemy Edyty Miller, córki radnego Juranda z Kurkowa, to młoda dziewczyna… czy był ktoś taki może w grupie owych "poszukiwaczy przygód"? - Czarodziej starał się od odciągnąć uwagę od wybuchu swojego konfratra…

- Ano była. - zaczęła Leokadia wciąż tuląca Kubę. - Tak o sobie ta panienka właśnie mówiła, “Edyta”. No i faktycznie, z tymi no…
- Kompanią Zielonej Tarczy - podpowiedział mężczyzna, który wyłonił się z tłumu i objął Leokadię.
- No właśnie - dokończyła kobieta - choć po prawdzie tylko jeden z nim miał tarczę, ale faktycznie była zielona.

- Co wy tu... obcy - klecha chyba już nie wytrzymał sytuacji w której kto inny niż on sam mówi - chcecie tu ciało Jeremiasza rąbać pod samym domem bożym? - powiedział może bez groźby ale z wyraźnym oburzeniem w głosie.

- Ciało? Brzmi jakby chętnie go jeszcze poużywał. Natomiast jeśli to, według was jest ktoś martwy, to rozumiem, że chcecie zakopać niespokojnego ducha pod samym domem bożym? - Pytanie Morrlina sprowadziło go nieco na ziemię, faktycznie przypałętali się tu w konkretnym celu. - Tak pytam, co ja się w zwyczaje w waszej wiosce wtrącał. Więc ci poszukiwacze powiadacie powrócili? Ktoś przeżył, wiecie gdzie poszli? - Nieco zmienił temat Janek.
- Ano - odezwał się inny jeszcze mężczyzna - Jeden z nich wrócił. Ciężko ranny żelazem. Majaczył w gorączce, pochowaliśmy go na cmentarzu jak Pan Bóg przykazał.
Przez chwilę Janek zastanawiał się, czy zapytać, czy pochówek odbył się zanim, czy po tym jak nieszczęśnik z gorączką umarł.
- Żelazem powiadacie? Czyli prędzej bandyci, lub ludzie. - Rzucił namyślając się nad sprawą. - Aodanie, może sprawdzisz czy Jeremiasz żyje, a jeśli nie, to może powinniśmy najpierw upewnić się, że nie będzie żywym przeszkadzał? - Skierował słowa do pół-elfa. - A gdyby trumnę najpierw stąd kawałek przenieść, coby nie pod samym domem bożym to robić? Można też spalić. Jeno mnie o wasze dobro chodzi, jak się nieumarły przebudzi, to do żywych ciągnie, a bólu ani zmęczenia nie czuje a poświęcona ziemia nie zawsze działa tak jak powinna. - Dodał kierując słowa do miejscowego klechy.
Kaznodzieja popatrzył ze zdziwieniem na Jana.
- Jak to… spalić? Ciało sługi bożego zbezcześcić? A jak wtedy wstanie z martwych na sądzie ostatecznym? - zatrwożył się klecha.
- Miejmy nadzieję, że już nie wstał. - Mruknął cicho pod nosem czarodziej. - No właśnie, więc chyba lepiej mieczem, prawda? - Klesze przedstawił mniej drastyczną alternatywę.

Matylda zwróciła się w stronę kaplana:
-Szlachetny wielebny ojcze, zaiste na własne oczy widziałam że dotknieci zarazą nawet z grobu potrafią powstać a dolą Bożych sług jest niesienie ciężaru osłony maluczkich przed splugawieniem ich umysłu. I w tym przypadku spopielenie ciała będzie najwyższą ofiarą złożoną jedynemu. Dekapitacja byłaby zapewne równie skuteczna, jednak śmierć przez obcięcie głowy nie jest przeznaczona dla ludu, a jedynie dla możnych tego świata. Nadto spopielenie wydaje się pewniejsze.

Morlinn przewrócił oczami na kwiecistą mowę Matyldy, choć miał nadzieję że na tych wieśniakach zrobi wrażenie. W każdym razie szło ich całkiem dobrze, ten kapłan najwyraźniej nie czuł się na tyle pewnie, by judzić ludzi przeciwko przybyszom.

Kaznodziei aż dolna szczęka lekko opadła słuchając Matyldy.
- Emm… cóż, w imię boże więc, czyńcie co konieczne dobrzy ludzie - powiedział klecha przywołując gestem jakiegoś człowieka, który podał mu żelazny klucz.
- Pasuje do łańcuchów… - wyjaśnił kaznodzieja oferując go poszukiwaczom przygód.

- Dziękujemy wielebny, dobra decyzja...otworzycie tę trumnę? - Morlinn skinął głową.

Aodan wziął klucz, ale najpierw stanął blisko trumny i wciągnął powietrze. Jeśli jego zmysły podpowiadały mu, że to nieumarły, nie zamierzał jej otworzyć. Zmysły nie pozostawiały półelfowi cienia wątpliwości: w trumnie przed nim znajdował się nieumarły.

- Wyczułbym nieumarłego na milę. Nie ma już dla niego ratunku. Poza ogniem. - Aodan schował miecz do pochwy. Ciężkozbrojny odszedł od trzęsącej się trumny powolnym krokiem. Nie patrząc za siebie rzucił przez lewe ramię klucz. Jeśli kaznodzieja miał odrobinę refleksu, powinien był go złapać, ale tym ponury paladyn już się nie przejmował.

Kaznodzieja wyciągnął dłonie nieco za późno (chyba nie spodziewał się, że ktoś mu te klucze będzie rzucać) i całe to łapanie wyszło trochę pokracznie, ale jednak jakoś udało mu się złapać.

Gdy Morlinn wypowiedział tajemną frazę i z jego dłoni błysnął magiczny płomień. Kaznodzieja, który w zasadzie był już przekonany, znów zaczął biadolić:
- Moce ciemne, diabelskie, demoniczne, przeklęte i pogańskie… - mamrotał wykonując przy tym jakieś religijne znaki - zarazę na pewno przyniosą… - coraz bardziej złowrogie narzekania kleryka przerwało pęknięcie nadpalonej trumny i wynurzenie się ze środka nieumarłego. Stojący najbliżej ludzie momentalnie odskoczyli, kilka kobiet zaczeło piszczeć, jedna zemdlała, niemal wszyscy obecni ludzie zaczęli natomiast wykonywać te same co kaznodzieja gesty dłońmi.
- Święty boże miej nas w opiece! - krzyknął kleryk.
Zombie zaczęło już płonąć ale jeszcze nie zgasł w nim nieumarły wigor.

Matylda wzdychnęła ciężko, po tym z rapierem w ręce ruszyła do ataku.
Ostrze kobiety świsnęło między płomieniami niemal przepaławiając martwiaka na pół od szyi po tors. Ciało nieumarłego rozwarło się więc na dwie połowy połączone jedynie w biodrach.
Janek nie zastanawiając się wiele, stwierdził, że trzeba działać i również posłał ognisty pocisk i nieumarłego. Nie chciał się wcześniej ujawniać z byciem magiem, ale lepiej było wykończyć zombie, zanim rzuci się na kogokolwiek.
Zmasowany atak magii i miecza to było dla nieumarłego za wiele, wkrótce zombie obróciło się w popiół. Pozostawiając po sobie nadpaloną trumnę. Grupa awanturników stała otoczona zgromadzeniem zszokowanej, wystraszonej i trochę zniesmaczonej gawiedzi.




Sesja przeniesiona na rolegate,com

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 05-03-2020 o 11:31.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172