Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2019, 09:57   #11
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Halvar założył zbroję. Co więcej nawet zarzucił na plecy obydwa miecze. Nie musiał tego robić, ale dał w ten sposób argument Gertowi w czasie negocjacji. Wszak mamy potężnych wojów, którzy mają broń na wielkie potwory i jeszcze większe potwory.

Paladyn na spotkaniu nie odezwał się słowem, co mogło być wzięte za jeszcze większą oznakę profesjonalizmu i skupienia. W praktyce starał się za wszelką cenę ukryć oddech niosący zapach okowity i wina tak obficie spożywanego poprzedniej nocy.

Wrócił do karczmy i uiścił opłatę za kolejną noc ze swojej części zaliczki. Zostawił niepotrzebne rzeczy, bo nie czuł potrzeby brania całego swego dobytku na przedstawienie cyrkowe. Zostawił też Pocałunek Selune. Większy ze swoich mieczy. Drugi, nieco krótszy postanowił zabrać. Poprzedniej nocy nie miał go ze sobą, bo i po co, skoro nic im nie zagraża. Jednak po wróżbie zachowywał się dziwnie.

Przy wejściu do cyrku długo odmawiał pozostawienia broni. Ochrona natomiast czując wyraźny odór alkoholowy od klienta z długim mieczem na plecach nalegała. W końcu, po pertraktacjach otrzymał kwit poświadczający oddanie miecza w depozyt.

Większość pokazów go zachwycała. Gdy czarodziej rozpostarł wokół iluzję historii walk o tron Halvara niemal wmurowało w krzesło. Co jakiś czas tylko ktoś z siedzących za nim narzekał, że zza czupryny paladyna ledwie cokolwiek widzi.

Gdy opuszczali namiot paladyn jeszcze głośno komentował: “To niemożliwe, żeby spętać smoka i zaprząc do służby w armii” by po chwili dodać: “trudno wyobrazić sobie doskonalsze narzędzie bojowe”.

Po odebraniu miecza z depozytu nie miał ochoty na spotkania z żadnym z artystów. Zamiast tego przysiadł przy jednym z małych placów między namiotami. Jeden z niziołków korzystając z ruchu wywołanego zakończeniem przedstawienia rozstawił się z pieczonymi zakąskami i piwem. To przypomniało Halvarowi, że nie jadł od wczoraj. Zamówił więc podane na patyku pieczone… coś. W cenie obiadu w karczmie. Do tego piwo, które w smaku przypominało wodę z beczki, w której myto kufel po piwie. W cenie krasnoludzkiego piwa. Cóż, wielkie wydarzenia kierowały się swoistymi zasadami obrotu gotówką. Pieczone coś po długich oględzinach okazało się wiewiórką. Podobno specjalnie hodowaną w książęcej hodowli, żeby mieć najdelikatniejsze mięso. Dla Halvara nie różniła się niczym od wiewiórki upolowanej w lesie przez Gerta. Może poza “książęcą” ceną.

- Panowie, jeżeli dziś ktoś z was ma ochotę na wróżby, to nie krępujcie się. Mnie już nic nie zmusi do łażenia po tych namiotach.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-10-2019, 20:53   #12
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Dzikuska spoglądała nerwowo to na Irmę, to na otaczającą ją florę. Zdawało się jej tylko, czy też coś w tym lesie było posłuszne jej rozmówczyni?
Ki… Kim w ogóle jest ten lord? — spytała ostrożnie Sathara, raz jeszcze spoglądając na zaufaną glewię. Czemuż och czemuż bała się teraz po nią sięgnąć? — I co on ma do mojej przeszłości?
— To zły do szpiku kości człowiek i jego śmierć ucieszy bardzo wiele osób. Nawet więcej jego śmierć sprawi, że wiele istot odzyska wolność i spokój. Gdy go zabijesz w nagrodę otrzymasz ode mnie dar zapomnienia i wybaczenia. Ludzie nie będą pamiętali o twoim czynie. Jak powiedziałam, czasu nie cofnę, więc wyrzuty sumienia pozostaną, podobnie, jak zadra w twoim sercu.
A kim jesteś ty, żeby dysponować taką mocą? — spytała kobieta, przyłapując się na tym, że zaciska pięści nieco zbyt mocno. Paznokcie boleśnie wbijały jej się w skórę. Na usta cisnęło jej się jeszcze coś, o niejednoznaczności rozmówczyni. — Jeśli umiesz wpływać na tyle umysłów, zabicie jednego człowieka na pewno nie będzie dla ciebie problemem?
— Nie jestem morderczynią, w przeciwieństwie do ciebie — odparła krótko Irma.
Tajemnicza z ciebie istotka, co? — Barbarzyńka nie powstrzymała się tym razem od komentarza.
— To kim jestem i co potrafię, nie jest ci do niczego potrzebne. Daję ci szansę na odkupienie win. Do ciebie należy wybór, czy z niego skorzystasz, czy nie.
Powiedzmy, że to zrobię. Jak go poznam?
— Jak już mówiłam. Skoro świt udaj się na północ. Idź tak długo, aż dojdziesz do rzeki. Przekrocz ją, a później już będziesz wiedzieć, co masz robić. Wiem, że brzmi to dość tajemniczo, ale uwierz mi, inaczej nie można. Tak się musi stać. Zawsze możesz oczywiście odmówić i ruszyć w swoją stronę.
Dzikuska milczała przez dłuższą chwilę, myśląc nad swoim położeniem. Nie podobało jej się to wszystko. W najmniejszym stopniu.
Mogę pójść za rzekę, zobaczyć co ci zrobił ten lord… Venom, czy jak mu tam było. Ale nie licz na obietnice ode mnie — odparła w końcu, bardziej spiętym tonem głosu niżby sobie tego życzyła.
— Targ musi zostać dobity. Bez tego, nie będzie żadnej nagrody. Wszak niby za co?
Cóż to za targ, jeśli wiem tylko, że ktoś jest zły? — spytała nieco rozeźlona. — Ale… Niech będzie. Ale niech cię bogi bronią, jeśli mnie okpiłaś.
Irma splunęła na swą dłoń, po czym wyciągnęła ją w kierunku Sathary.
— Klnę się na krew mojej matki, że nasza umowa jest uczciwa. Dobrze, że dobiłyśmy targu. NIe pożałujesz. Zapewniam cię.
Dzikuska powtórzyła ten ruch, potwierdzając tym samym zawarcie paktu. Przyszłość pokaże czy zrobiła dobrze.
Niech będzie. Sama nie wiem czemu, ale niech będzie.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 17-10-2019, 15:52   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Widowisko było... widowiskowe i Gharth musiał przyznać, że dawno nie widział takiej ciekawej mieszanki sztuczek zręcznościowych i sztuczek magicznych. A sam pokaz iluzji był przewspaniały i nic dziwnego, że wywarł na widzach niezapomniane wrażenie.
Na samym zaklinaczu też, ale z nieco innego powodu. Wermiwis Bagreno w jakiś bardzo ciekawy sposób wplótł w swój pokaz jeszcze jeden.
Wizja była bardzo mglista i fragmentaryczna, ale nawet z tych pojedynczych obrazów dałoby się stworzyć niezłą opowieść.
Ale Gharth chciałby wiedzieć coś więcej...

Jak maestro Bagreno to zrobił, tego zaklinacz nie wiedział. Jeszcze, bo miał zamiar spróbować się dowiedzieć. Okazało się jednak, że nikt nic nie wie... to znaczy, że nikt nie wie, gdzie znaleźć iluzjonistę. Ktokolwiek z członków cyrku zapytany o mistrza Wermiwisa mówił, że trzeba pytać pana Oricka.
- Tylko on wie, gdzie jest wielki Bagreno - padała odpowiedź. A zapytani, gdzie jest pan Orick mówili, że o to to trzeba pytać konferansjera Igo. Oczywiście nikt nie wiedział, gdzie ten się w danym momencie znajduje.

Wreszcie Gharth znalazł niziołka przy wozie, na którego drzwiach widniał napis "Dyrekcja". Iwo prowadził właśnie rozmowę z jakimś potężnym mężczyzną o śniadej karnacji, czarnych włosach i kolczykami w nosie i obu uszach. Na widok Ghartha nagle przerwali rozmowę, a wielkolud obrzucił intruza wrogim spojrzeniem i odszedł.
- W czym może pomóc? - spytał niziołek ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Gdzie jest sir Orick?
- A co chodzi?
- Iwo nie ustawał w pytaniach.
- Proszę mu powiedzieć, że pokaz był wspaniały, a to, co ukrył wewnątrz pokazu, było bardzo ciekawe. I że interesuje mnie, kim były te osoby, o których mówił drugi pokaz i jak się ta historia dla nich skończyła. Na pewno będzie wiedzieć, o co mi chodzi.
- Przekaże wyrazy uznania mistrzowi, ale czcigodny Wermiwis ceni sobie prywatność i nie zabiega o sławę i woli pozostać w ukryciu. Zawsze jednak można wyrazić swoje uznanie jakąś drobną monetą. To na pewno ucieszy mistrza.
- Proszę mu przekazać moje słowa.
- Gharth w ramach uznania dla sztuki wręczył niziołkowi dwie sztuki srebra.
Iwo podziękował i na tym się rozmowa skończyła.

Gharth odszedł, ale po kilkudziesięciu krokach podszedł do niego wielkolud, z którym rozmawiał Hugo.
- E ty! Czekaj!Słyszałem, że interesujesz się naszym iluzjonistą. Dziesięć złotych brzdęków i cię do niego zaprowadzę. Co ty na to?
- Tak?
- Zaklinacz spojrzał na swego rozmówcę. Prawdę mówiąc nie do końca mu wierzył, a dziesięć sztuk złota to było wszystko, co miał. I zdecydowanie za dużo jak na zwykłą informację. - W takim razie połowa teraz, a połowa po spotkaniu z iluzjonistą.
- Żadnych rat. Albo płacisz, albo nici ze spotkania.

Aż tak daleko ciekawość Ghartha nie sięgała, a na dodatek rozmowa z iluzjonistą nie musiała przynieść rozwiązania zagadki.
- No to dziękuję - powiedział.
- A pies ci mordę lizał, sknero. - Obrażony wielkolud splunął Gharthowi pod nogi i odszedł.
Wszczynanie awantury w publicznym miejscu nie leżało w interesie Ghartha, więc ten nie zareagował, ewentualny rewanż odkładając na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Pokręcił się jeszcze po terenie cyrku, ale nie trafił na ślad iluzjonisty, wielkolud też się nie pojawił w zasięgu wzroku.
Pozostawało odnaleźć swoich kompanów, wrócić do gospody i przygotować się na spotkanie z banshee.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-10-2019 o 18:35.
Kerm jest offline  
Stary 18-10-2019, 13:51   #14
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Pokazy cyrkowe nie było może tym co najbardziej lubił jednak cóż innego poza towarzystwem pięknych kobiet, smacznym jadłem i dobrym trunkiem czy też porządną walką mogło dawać odrobinę rozrywki w tym twardym i surowym świecie.
Jednak pokazy iluzji od zawsze go fascynowały. Zawsze też się zastanawiał ile taki pokazach, a przynajmniej w tych, które dane mu było obejrzeć było prawdziwej magii, a ile jedynie iluzjonistycznych sztuczek.

Obrazy przedstawione widzom były olśniewające. Opowieść o walce o tron, bohaterstwie, zdradzie i wielkiej bitwie w której w finale uczestniczyły dwa wielkie smoki musiała się podobać. Trudno było znaleźć osobę, na której ten pokaz nie wywołałby zachwytu.

Draugdinowi też się podobało. Jednak paladyn zobaczył też inne obrazy. Przyglądał się dobrą chwilę współtowarzyszom jednak po ich wyrazach twarzy nie zauważył, żeby ktoś jeszcze mógł zobaczyć co innego niż wszyscy. Choć mógł się mylić. Potrząsnął głową jakby chciał się upewnić czy nie śpi lub jakby chciał wygonić z niej podwójne wizje. Skalisty brzeg, wysoki klif, i znacznie więcej...

Nie będąc pewnym tego co widział i czy na pewno widział paladyn postanowił póki co zostawić ta wiedzę dla siebie.

Przyłączając się do słów Halvara powiedział.
- Ja też mam na dziś dosyć cyrku. Jednak nie pogardzę dobrym krasnoludzkim piwem przed snem. Co ty na to? - Ostatnie słowa skierował do towarzysza.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 20-10-2019, 16:04   #15
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Cyrk... zawsze kosztował grosze. No, może nie, aż takie grosze, ale dość by każdego było w miarę stać. To na czym zbijali prawdziwą forsę były zawsze dodatki... i kradzieże. Hah, tu kura zniknęła, tam coś ze straganu, czasami sakiewka... Dodatki? Cóż, na jeden Gert był zawsze chętny i miał zamiar teraz skorzystać.

Wizje magicznego pokazu były ciekawe. Bardziej interesujący był ukryty zdaje się przekaz, ale Łowczy Sokara nie miał zamiaru zawracać sobie nim głowy. Pogada o tym z towarzyszami w późniejszym terminie. Teraz liczyło się tylko jedno i tylko na jedno miał ochotę. Jak sobie upatrzył, tak zrobi. Tym bardziej, że miał złoto, a wiadomo moneta doskonale naoliwia wszelakie tryby...

- Dołączę do was później. - powiedział luźno z szerokim uśmiechem - Mam przeczucie, że to będzie udana noc…

I po tych słowach nucąc pod nosem jakąś radośnie skoczną melodię ruszył w kierunku wozów i namiotów. z jedną ręką na sakiewce, a drugą blisko sztyletu. Nie spodziewał się kłopotów, ale co go winić za ostrożność? Tak, będzie musiał kupić z rana jakieś igły, szpulę czy dwie dobrej nici i nożyczki... te ostatnie może być drogie, no, ale! Nie był szewcem, ale jako tako pocerować potrafił. Mniejsza, że to bardziej nieapetycznie wyglądało w jego wykonaniu, ale miał plan!

Gerta znali nie od dziś. Jak nie upijał się w barze i nie wyrywał kelnerek, czy bywalczyń, to rozbijał się po mieście, czy innych burdelach. Zawsze mówił, że życie jest za krótkie by sobie odmawiać... może miał rację? Tak czy inaczej, upatrzył sobie halflinkę... akrobatkę. Wiedział, że pociągnie to trochę po jego sakwie. Choć, raczej, nie musiało pociągnąć, ale chciał by pociągnęło. W końcu halflinka to taki rarytasik...

Dotarł w końcu do wozu i zapukał. Otworzyła mu właśnie ta z młodszych przedstawicielek niskiego ludu. Lidlile było jej na imię. Nazwisko? Nawet nie wiedział czy miała. Zresztą, nie miało to znaczenia!

Monety zmieniły dłonie, rozmowy, pokazy akrobatyczne, parę porad jak je robić... wszystko po to, by monety nadal zmieniały dłonie. W końcu dostał to co chciał... nie raz, nie dwa, a trzy razy. Czy przepłacił? Jedni powiedzieliby, że tak i to sporo, ale on tak nie uważał. Zawsze uwielbiał halflinki, ale co zrobić, że lubił swoje kobiety ciasne i niskie? Poza tym, wiedział, że te pieniądze mu się zwrócą w przyszłości jeśli jeszcze ją spotka!

Pół nocy minęło, a on już był z lekka zmęczony, ale usatysfakcjonowany. Podobnie jak Lidlile... cztery złote monety w jej dłoniach i wyczerpany uśmiech spełnienia było tym co na pewno na długo zapamięta. Ruszył i dotarł do karczmy bez większych przygód. Dla pewności, zamówił jeszcze i wypił piwo i bez dłuższego przestoju ruszył na sen. Tak, to był dobry dzień i dobra noc.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 20-10-2019 o 16:41. Powód: Korekty
Dhratlach jest offline  
Stary 22-10-2019, 10:18   #16
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Malcolm ruszył z resztą drużyny kiedy zakończyli rozmowy z elfem. Ewidentnie załatwienie sprawy na gędę nie leżało z nim dobrze.
- Zawsze możemy poczekać na tą drugą grupę i rozprawić się z nimi jak oni pzepędą Banshee... – Rzucił do reszty grupy Malcolm – Żart. – nie byli pewni czy faktycznie żartował, z drugiej strony był wyznawcą Torma...

Specjalne traktowanie jak otrzymali w cyrku było miłą niespodzianką, ale zastanawiało go skąd ich pracodawca ma taki posłuch, zapewne dużo zapłacił, ale dla Malcolma wydawało się to trochę marnowaniem pieniędzy, żeby pokazać jaki to on nie hojny.
O ile pokaz Gwidona miał dozę niepewności w sobie, szczerze miał nadzieję, że żongler złapie coś więcej niż noże czy topory na raz, trudniej jest łapać przedmioty o różnych krztałtach i wadze.
Ale wtedy przyszla kolej na rzucanie w stronę córki Gwidona i Malcolm trochę chciał, aby mistrz trafił dziecko. Nie żeby dziecku stała się jakaś krzywda, był ciekaw natomiast reakcji i mistrza i widowni.
Akrobaci, treser i klauni nie zainponowali mężczyźnie, chętniej by zobaczył krasnoludzkiego akrobatę, pomysł małego, tęgiego, brodacza robiącego salta wydawał się zbyt dobry, żeby nikt na to wcześniej nie wpadł.
Pokaz iluzji był ciekawy, zawsze lubił dobrą opowieść, chociaż przyznał, że fabuła trochę wydała mu się znajoma.

Po wyjściu z cyrku spojrzał na Halvara, który ekscytował się pokazem iluzji i kwestionował obecność smoków.
- Niemożliwe, to duże słowo, niezwykle trudne napewno. Bardziej możliwe, że potężni magowie dokonali polimorfii, albo smoki wykorzystały śmiertelników do rozegrania własnej utarczki. Lub oczywiście obiecano im dużo złota, dzieci Tiamat je uwielbiają. – wytłumaczył mu kilka możliwości obecności smoków – Magowie, są o wiele lepszym narzędziem. Smoki są samolubne, nawet te metaliczne, wolą robić swoje rzeczy niż bawić się w utarczki „mniejszych ras”. Do tego jeżeli zacząłbyś szkolić smoka od jajka, nie miałbyś rezultatów przed śmiercią swego pra, pra wnuka.
Kiedy wrócili do karczmy Malcolm zrobił listę przedmiotów, którą zamierzał kupić zanim wyruszą następnego dnia.

- Zatyczki do uszu x5
- Podręczne Lusterko x2
- Zapasy jedzenia/wody/wina x 4 dni
- Woda święcona x 3
- Zestawy pierwszej pomocy x2

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 23-10-2019, 00:57   #17
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Brody Mocy
Słoneczny poranek zapowiadał bardzo ciepły i przyjemny dzień. Przy takiej pogodzie, to można wędrować. Dzielna drużyna bohaterów wstała skoro świt. Po szybkim śniadaniu wszyscy udali się jeszcze na targ, żeby dokonać ostatnich zakupów. Woda święcona, lusterka, nici, igły, świece, prowiant i jeszcze kilka innych drobiazgów wylądowało w plecakach.

Brody Mocy opuściły Hillash i wbrew pozorom i może oczekiwaniu, co poniektórych członków drużyny nikt nie żegnał ich ze łzami na rogatkach miasteczka. Nie było dzieci z kwiatami, ani posyłających całusy i życzących bohaterom powodzenia kobiet. Nawet halifinka Lidlile, nie raczyła się zjawić, aby pożegnać swego kochanka.
No cóż… bywa i tak. Życie jest ciężkie, a pączków nikt nie obiecywał.

Bohaterowie maszerowali wolno, wszak nie mieli się gdzie śpieszyć. Banshee nie ucieknie, a i tak nie ma co liczyć na jej pojawienie się wcześniej niż po zmroku.
W drodze, jak to w drodze toczono rozmowy wszelakie. Wspominano o tym, co kto zjadł na śniadanie, o wrażeniach z wczorajszego pokazu, a nawet o pogodzie.
Dziwny jednak trafem nikt nie zająknął się choćby o planie na walkę z banshee. Najwyraźniej wszystko zostało już powiedziane, a drużyna była pewna swego.
Co bohaterowie, to bohaterowie. Bez dwóch zdań.

***
Droga do cmentarza wiodła przez liczne wzgórza. Wąska ścieżka to wznosiła się, to znów opadała. Czasami też kluczyła pomiędzy większymi wzniesieniami. Ciepły wiatr muskał twarze bohaterów, a ptasie trele tworzyły sielankowy akompaniament do ich wędrówki.
Tuż przed południem zapadła decyzja, że należy zrobić popas. Nie można się przecież cały dzień iść o suchym pysku, a i śpieszyć się, jak już wspomniano, nie było dokąd.

Wdrapawszy się na jedno z większych wzgórz Brody Mocy zatrzymały się, aby uzupełnić płyny i przegryźć coś pożywnego. Szczyt wzgórza usiany był niewielkimi kamieniami, które jakby ktoś rozrzucił tutaj specjalnie, coby strudzeni wędrowcy mieli na czym usiąść. Posiłek na popasie był skromny, ale smaczny i treściwy. Razowy chleb z jakimś ziarnem oraz delikatny brie z ziołami, a do tego elfie czerwone wino. “Chateau de Sarbalar” jak głosiła etykieta.
Wszyscy członkowie drużyny siedzieli na kamieniach i w milczeniu konsumowali posiłek. Jedynie Draugdin nie mógł usiedzieć na miejscu. Krążył pośród niewielkich głazów, ni to obserwując okolicę, ni to przyglądając się kamieniom. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że rozmieszczenie skał nie było przypadkowe. Na dodatek on i Gharth wyczuli tutaj śladową obecność magii. Był on bardzo znikomy, ledwie wyczuwalny obecny, gdzieś na granicy postrzegania, ale sugerował, że miejsce to w przeszłości mogło pełnić jakąś rytualną funkcję.

W pewnym momencie Draugdin omal się nie zakrztusił się kawałkiem chleb. Stanął, jak wryty, a oczy wyszły mu na wierzch. Kompani niemal jednocześnie podnieśli się z miejsc, aby ruszyć mu na ratunek. Nim jednak ktokolwiek zdążył dobiec, aby wykonać przeciwzadławieniowe klepniecie, Draugdin odzyskał normalne kolory na twarzy
- O kuźwa, patrzcie! - zdołał powiedzieć lekko zachrypniętym głosem.

Kompani zbliżyli się do miejsce, gdzie stał paladyn. Ich oczom ukazał się widok przykry i łapiący za serce. W niewielkim zagłębieniu w ziemi siedziała skulona, kilkuletnia dziewczynka. Patrzyła na bohaterów błagalnym i jednocześnie przerażonym wzrokiem.
- Co ty tu robisz, dziecko? - zapytał Malcolm.
- Wracam od babci - odparła dziewczynka - Zmęczyłam się i zdrzemnęłam się na chwilkę.
Dziewczynka ubrana była w białą lniana sukienkę i skórzane ciżmy. Na głowie przewiązana miała karmazynową chustkę, a u jej stóp leżał wiklinowy koszyk.

Babcia, kapturek, koszyk - ciąg znaczeń i wyobrażeń ożywiły umysły członków drużyny.

- Mieszkam w Hillash z mamą - wyjaśniała dalej dziewczynka - To niedaleko stąd. Chciałam tylko chwilę odpocząć i mi się usnęło. Pić mi się chce. Macie panowie trochę wody?
Draugdin sięgnął po manierkę i podał dziecku. Dziewczynka piła szybko i łapczywie. W końcu oddała manierkę i otarła usta wierzchem dłoni.
- Dziękuję.
Po tych słowach wstała. Ukłoniła się i rzekła:
- To ja już pójdę. Mam na mnie czeka. Dziękuję. Dobrzy z panów ludzie.

***
Incydent z małą dziewczynką był dziwny i świadczył o tym, że rodzic w dzisiejszych czasach są bardzo nieodpowiedzialni. Kto wie, co mogło się stać gdyby dziewczynka trafiła na kogoś innego niż Brody Mocy.

Drużyna ruszyła jednak na przód i po dwóch godzinach dotarła do celu swej wędrówki.

***
Cmentarz zgodnie z opisem elfiego maga, faktycznie był wiekowy. Niewielki pół metrowy murek otaczał cały jego teren. W wielu miejscach był on podziurawiony lub przewrócony. Większą jego część porastał gęsty mech. Główne wejście zabezpieczone w przeszłości stanowiła żelazna bramka, która teraz leżała pordzewiała i wrośnięta w ziemię, kilka metrów dalej. Znaczna część nagrobków uległa zniszczeniu wskutek działań sił natury. Słabej jakości kamień obsypywał i ulegał szybkiej erozji. Jedynie cztery płyty nagrobne nadal stały w pionie, ale i one zdawały się być mocno przechylone. Wszystko porastała gęsta i wysoka trawa, kujące pnącza oraz mech.

Grób mistrza ich zleceniodawcy, Brody Mocy znalazły bez trudu. Masywna budowla wznosiła się pośrodku cmentarza. Wykonano ją z czarnego marmury, który nie tylko ostał się erozji, ale i wszechobecne siły natury nie zdołały wedrzeć się na jego teren. Trudno było stwierdzić, czy to to dzięki doskonałej robocie kamieniarzy, regularnemu dbaniu ucznia, czy dzięki magii. Magii, której wokół panoszyło się od groma. Żeby znaleźć jej źródła należało przeprowadzić bardziej dogłębną analizę.

Grobowiec maga miał ponad trzy metry wysokości, a na jego rogach umieszczono artystycznie żłobione kolumny. Do środka prowadziły potężne kamienne drzwi z żelazną kołatką.
Co dziwne inskrypcji zdobiącej fronton, nie dało się odczytać. Wyglądało to tak, jakby ktoś usunął ją za pomocą nieporadnych ruchów dłutem.

Bohaterowie mieli jeszcze jakieś dwie godziny do zmierzchu. Dość czasu, aby zaplanować i przygotować się na spotkanie z banshee.

Sathara
Gdy Sathara obudziła się rano, nie było śladu po tajemniczej kobiecie. Dzikuska zrobiła szybki obchód wokół swego obozowiska, ale nie zauważyła żadnych śladów. było to dziwne i niepokojące. Zaczynała wątpić w swoje zmysły. Od tak wielu dni wędrowała sama z dala od jakichkolwiek siedzib ludzkich, że faktycznie mogła mieć zwidy. Wszystko wydawało się takie realne i takie prawdziwe. Sathara pamiętała każde słowo wypowiedziane przez Imrę. W jej pamięci pozostało także jej zapach i aura jaką wokół siebie ona roztaczała. Fizycznych śladów jednak nie zostawiła po sobie żadnych.

Sathata spakowała rzeczy do plecaka i sięgnęła po swoją wierną i ulubioną glewię. I w tym momencie poczuła pieczenie w prawej dłoni. Spojrzała na nią i na jej środku ujrzała dość dużą wypaloną dziurę, jakby wczorajszej nocy wyciągała gorące kamienie z ogniska. Nic takie przecież nie miało miejsca.

Wydarzyło się za co coś innego i to wspomnienie ożyło w umyśle dzikuski.

Irma splunęła na swą dłoń, po czym wyciągnęła ją w kierunku Sathary.
- Klnę się na krew mojej matki, że nasza umowa jest uczciwa. Dobrze, że dobiłyśmy targu. Nie pożałujesz. Zapewniam cię.
Dzikuska powtórzyła ten ruch, potwierdzając tym samym zawarcie paktu. Przyszłość pokaże czy zrobiła dobrze.
- Niech będzie. Sama nie wiem czemu, ale niech będzie.

Kim była Irma i co to za ohydne zwyczaje, żeby w taki sposób zawierać umowy. Doprawdy dziwne to wszystko i niepokojące.
Umowa jednak była umową i Sathara zamierzała jej dotrzymać. Zarzuciłą plecak na ramię i ruszyła na północ.

Z każdym kolejnym krokiem las stawał się gęstszy i trudniejszy do przebycia. Słowa Irmy mówiły jednak wyraźnie, że musi podążać cały czas na północ. Nie zamierzała, więc zawracać. Szła naprzód wybierając możliwie najbardziej dostępną drogę.

Popołudniu pogoda się załamała i zaczął padać intensywny deszcz. Na szczęście gęste korony drzew stanowiły doskonały parasol i tylko nieliczne krople zdołały się przez nie przedrzeć. Sathara szła naprzód z nadzieją, że albo wkrótce dotrze do zapowiadanego mostu, albo znajdzie jakieś suche miejsce na popas.

Dzień chylił się powoli ku końcowi i świat wokół zaczął pogrążać się w mroku. Nie było sensu wędrować dalej. Sathara zaczęła rozglądać się jakimś dobrym miejscem na obóz, gdy po prawej stronie usłyszała wyraźny szum wody. Uśmiechnęła się sama do siebie i przyspieszywszy kroku ruszyła w tamtym kierunku. Po niecałych dwustu metrach dotarła nad brzeg rwącej rzeki. Szczęście jej nie opuszczało, a przepowiednia Irmy sprawdzała się w każdym calu. Brzegi rzeki połączone były wąskim mostem linowy,

Cała okolica wokół rzeki spowita była snującymi się oparami mgły. Sathara poprawiła plecak i ruszyła na drugi brzeg. Zdawało jej się, że z każdym kolejnym krokiem mgła gęstniała, a snujące się opary jakby wyciągały ku niej swe lepkie dłonie.

Ledwo Sathara postawiła nogę na drugim brzegu rzeki, usłyszała kobiecy krzyk. Ewidentne wołanie o pomoc, przepełnione lękiem i bólem. Dzikuska instynktownie rzuciłą się w kierunku z którego dobiegały coraz donioślejsze piski i wrzaski. Czyjeś życie było zagrożone.

Po kilkudziesięciu metrach biegu, Sathara dotarła na skraj polany. To, co ujrzała na jej środku zmroziło jej krew w żyłach. Serce podeszło do gardła, a całe ciało znieruchomiało. Pięć ponad dwumetrowych, pokrytych gęstym futrem kreatur. Stworzenia poruszały się na dwóch nogach, niczym ludzie, ale na pewno nimi nie byli. Ich muskularne sylwetki i błyskawiczne ruchy dosłownie sparaliżowały dzikuskę. Bała się poruszyć, czy głośniej odetchnąć, żeby nie zdradzić swojej obecności. Widziała jednak, że to nie ona jest w tym momencie najbardziej zagrożona. Na środku polaki stalą przerażona młoda kobieta. Jej długie blond włosy pełne były drobnych gałązek i zeszłorocznych liści, jakby wielokrotnie w trakcie ucieczki upadała. Teraz kobieta stała na polanie, a pięć potężnych wilkołaków osadzało ja niczym wylęknioną łanię.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 24-10-2019 o 00:02.
PeeWee jest offline  
Stary 24-10-2019, 19:24   #18
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kiedy opuszczali Hillash nie zdziwiło w żaden sposób Gerta brak pożegnań. Nawet się z takiego obrot spraw cieszył. W końcu nie liczyło się to jak Ciebie żegnają, ale to jak witają po udanej akcji. Pożegnania po prostu nie miały sensu. Powitania? Jak najbardziej.

Tak czy inaczej wyruszył w drogę w pozytywnym nastawieniu. Maszkara czekała na ubicie, a z nią grube sakiewki. Choć przeszło mu przez myśl że cały magus wysyłał ich na śmierć by zgarnąć ich majątek… ale takie sytuacje się zdarzały. Był magiem, ale nie chciał brać udziału w Czystce? Lepiej dla nich. Będzie można wziąć swoją pulę łupów z tego co w mauzoleum się znajdowało.

NIe mniej, zdawał sobie sprawę, że to nie jest łatwa misja. Jeśli Malcolm miał rację, a pewnie miał, to będzie to wartościowa przeprawa. Nie tylko pod względem finansowym, ale i ćwiczenia współpracy z którą różnie w Brodach było. Nareszcie okazja by każdy pokazał na co go stać!

* * *

Przystanek na posiłek przy głazach przebiegał spokojnie. Ledwo co zdążył go skończyć i zaczął nabijać fajkę Draugdin zdębiał. Dziewczynka… była nietypowym widokiem w tych stronach. Gert przyglądał się jej z ciekawością. Nigdy nie było wiadomo czy to ludzkie dziecko, czy halfling… Mniejsza, rozpalił fajkę i zaczął ją kopcić nieśpiesznie.

Osóbka ukłoniła się, pożegnała i ruszyła w drogę. W tym momencie Łowczy zmrużył oczy. Spojrzał po swoich towarzyszach i przymknął oczy siadając na głazie. Uśmiechnął się leniwie. Smak mieszanki ziela fajkowego i innych ziół w ustach był to czego potrzebował od początku ich drogi.

* * *

Ruszyli w drogę. Szyk się zmieniał, ale on zawsze zostawał na tyłach często się rozglądał wokoło i za siebie. W oddali było widać tereny Banshee… nieumarły twór… i wtedy go olśniło. Nie mieli magicznej, ani błogosławionej broni… No rzesz! Przybliżył się do Malcolma na krótką chwilę, by wrócić na swoje miejsce w szyku.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 24-10-2019, 22:25   #19
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Opuszczając miasteczko Halvar szedł dumnie. Objuczony plecakiem niczym muł, z jednym mieczem przytroczonym do bagażu, a drugim nonszalancko zarzuconym na ramieniu. Choć nikt ich nie żegnał, to on i tak czuł się bohaterem. W końcu szedł zrobić to co słuszne, a przy okazji zarobić nieco grosza.

Dziewczyna na polanie przypomniała mu starą bajkę jeszcze z Doliny Lodowego Wichru. O wilku, starej dziwce i Czerwonym Zakapiorze. Wszyscy wiedzieli, że bajka pochodzi z południa, toteż nie opowiadał jej towarzyszą. Na pewno słyszeli historię zapijaczonego kata. W końcu tylko kaci nosili czerwone kaptury. Gdy łamali się pieczywem z dziewczynką nadal uśmiechał się do swoich myśli o starej dziwce, która okazała się wampirem i zabiła Czerwonego Zakapiora

***

Gdy dziewczyna odeszła Halvara musiała uderzyć jakaś wizja nieuchronności. Jakby do tej pory nie myślał, że ruszają do walki z nieumarłym potworem. Pobladł. Gdy wszyscy ruszali na moment nie odnotował tego faktu i potem musiał urządzić sobie szybki marsz, żeby ich dogonić.

Gdy minął zamykającego korowód łowczego wyraźnie słyszeli, że wzywał imienia swojej bogini.

Wszyscy musieli przyznać, że dwumetrowy paladyn z północy, w swojej zbroi i z mieczami, które długością przekraczały średni wzrost człowieka, tak nagle zdjęty strachem był co najmniej zabawny.

***

Gdy dotarli na skraj cmentarzyska Halvar zaklął szpetnie, zupełnie nie podobnie do swych wcześniejszych modlitw. Niczym orczy watażka.

- Czy jakiś pustelnik nie miał błogosławić naszej broni?

Powiedział zdejmując tobołki. Paradoksalnie humor mu się poprawił. Otwarta przestrzeń. Prawie brak drzew. Niski płotek. Niskie krzaki. Sięgnął po większy ze swoich mieczy. Wykonał kilka sprawnych ruchów sprawdzając czy broń jest wyważona tak jak dotychczas. Nie był pewien tylko jednej rzeczy. Czy stal może zrobić krzywdę Banshee?

Wrócił to swoich towarzyszy omówić plan działania.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-10-2019, 21:38   #20
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Przez głowę dzikuski przetaczały się niezliczone, makabryczne scenariusze. A sądząc po historiach, jakich nasłuchała się o wilkołakach, rzeczywistość mogła się okazać jeszcze okropniejsza. Rozsądna część Sathary chciała więc wykorzystać to, że bestie jeszcze nie zorientowały się o jej obecności i dyskretnie wziąć nogi za pas. Ale była jeszcze ta bardziej brutalna część jej, dla której ucieczka i przyznanie się do słabości były niemożliwe do zaakceptowania. Nie wspominając już nawet o losie, który spotkałby wtedy niewiastę.
Wbrew słowom Irmy o tym, że będzie wiedziała co zrobić, od dawna nie czuła się bardziej zagubiona. Nie zastanawiała się na razie nad tym, czy było to kłamstwo ze strony leśnej mary, jakaś halucynacja czy też ów pewność miała się tyczyć tylko jej ofiary. Ale później na pewno przemyśli jeszcze raz te spotkanie.
Nagle jednak cały ten potok myśli został brutalnie przerwany kolejnym błagalnym okrzykiem uciekinierki. Dalsze zwlekanie nie mogło się skończyć dobrze. Chociaż więc dzikuska nie czuła się bohaterką i nie zamierzała poświęcać życia dla obcej jej osoby, nie zamierzała też jednak zostawić ją na pewną śmierć. Postanowiła więc rzucić jeden ze swych oszczepów w stronę najbliższej bestii, wydając z piersi bojowy okrzyk. Nie, żeby spodziewała się że da radę go zranić, czy nawet trafić w cel, chciała tylko zwrócić na siebie uwagę i sprowokować atak wilkołaków.
 
Rozyczka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172