Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2020, 18:43   #1
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
[D&D 5E] Zatraceni Pogromcy (18+)

(Uwaga do Czytelników: Tekst pisany przez Mistrza Podziemi jest na ogół odróżniony kursywą.)

[media][/media]

[media][/media]

Miasteczko portowe Słonego Bagieńska
południowe wybrzeże Keolandu

Był mglisty, jesienny ranek. Staliście nad brzegiem. Pośród tłumu gapiów panowała cisza, przerywana jedynie przez szum fal. Cichość mimo że w jedną gromadę zebrali się ci, którzy przy każdej innej okazji najchętniej skoczyliby sobie do gardła. Chcący żyć po staremu tradycjonaliści z rybackich rodzin, ze starszymi Edą i Gellanem na czele. Postępowi lojaliści jak weteran wojenny Eliander. A także zupełnie nowe twarze w Słonych Bagnach, jak chociażby krasnoludzica Manistrad.

Koło ponurych twarzy otaczało klęczącego Hagana. Woda podmywała twoje kolana, jednak ostatnie, na co byś teraz zwracał uwagę, to przemoczone spodnie i buty. Trzymałeś w rękach Lorelei, twą matkę, tą prawdziwą i jedyną. Nie widziałeś jej od wielu lat i nie spodziewałeś się ujrzeć, a już na pewno nie w takim stanie. Wyrzuconą na brzeg. Z płucami pełnymi wody. W mokrym ubraniu wyglądającym niewiele lepiej od płóciennego worka. Z czerwonymi śladami na nadgarstkach i kostkach. Od grubego sznura, którym jeszcze do niedawna musiała być spętana…


Andre mógł jedynie wyobrażać sobie ból jaki przeżywał nieszczęśnik trzymając w rękach bliską mu osobę. Uznał że sam musi przetrawić to co się wydarzyło. Solaire wzdychając ciężko począł oddawać cichą modlitwę do Słońca by pomogło ukoić męki biedaka.

Po chwili cichej modlitwie Andre zaczął towarzyszyć basowy szept, równie gorliwy. Kątem oka dostrzegłeś Wellgara. Jednonogiego wielorybnika o siwej brodzie. Staruszek poklepał cię po plecach. Opiekował się tutejszą świątynią, choć częściej widywało się go na morzu, kiedy przeczesywał szczątki statków i łodzi w poszukiwaniu rozbitków. Nawet jeśli nie zawsze zdążył z pomocą, to chociaż starał się zapewnić pogrzeb godny prawdziwego żeglarza.

Kapłan podziękował starcowi skinieniem głowy, smutny uśmiech zagościł przez chwilę na jego twarzy.

- Gdyby nie porzuciła syna swego jedynego, bogowie byliby dla niej łaskawsi! - Syknęła cicho jakaś starucha.

Ultrix rozejrzała się po okolicy i zaciągnęła jej zapachem. Wszystko było lepsze od smrodu wczorajszego chlania jaki wydobywał się z jej własnych ust. Ultrix chciało się rzygać, toteż jej wyraz twarzy był równie posępny co i reszty gawiedzi.

- To kara za lata nierządu i złego prowadzenia się! - Brzmiały szepty.

- Eeeee? że co? - Zdziwiła się Ultrix.

- Mama, bzdury pleciesz. Dobrze, że go zostawiła. Przecież to nawet nie jej syn. Popatrz na te spiczaste uszy...!

Ultrix poruszyła wilczymi uszami i zerknęła spode łba na paplające kobiety.

Niestosowne plotki ucichły jak ucięte nożem. Przeszyci spojrzeniem orczej bękarcicy mieszkańcy wlepili wzrok w morski piasek. Nie wypowiedzieli przekleństw, które nasuwały im się na języki.

Ultrix prychnęła tylko i z powrotem schowała głowę w dłoniach, zaczynała poważnie rozważać napicie się wody z morza…

Hagan nie odzywał się. Przez załzawione oczy wpatrywał się jedynie w zwłoki matki trzymając jej zimne i blade dłonie. Zawsze uśmiechnięty bard, pierwszy raz od lat szlochał. Oszołomiony widokiem martwej kobiety nie słyszał nic poza szumem fal rozbijających się o brzegi Słonych Bagien. Z resztą podczas pracy w “Cumie” nasłuchał się wielu obelg. Jedyny głos, który pragnął usłyszeć, miał już nigdy do niego nie przemówić. Kiedy myślał, że ziszczą się jego marzenia, los przewrotnie ukazał mu jego najgorszy koszmar. Chciał żyć wśród bohaterów i poczuć się bohaterem. Teraz znów czuł się jak bezradne dziecko opuszczone przez jedyną osobę, która go kochała. Bolesne wspomnienia wróciły żywsze niż kiedykolwiek. Zanim wstał, obejrzał ciało Laorei. Chciał mieć coś po niej. Cokolwiek, co mogło mu o niej przypominać.

Pukiel mokrych, matczynych włosów to wszystko, na co mogłeś liczyć. Zabrano jej wszystko. Nawet to ubranie, przecież nie mogło należeć do niej. Niewiele lepsze od zwykłego worka, jaki dano by niewolnikowi, aby nie zdechł z zimna.

Hagan wyciągnął niepewnie sztylet, odcinając jeden kosmyk drżącymi dłońmi. Po czym gładząc twarz matki rzekł wreszcie cicho przez ściśnięte żalem gardło: - Znajdę ich. Przysięgam. Zapłacą za wszystko co ci zrobili.

- Jeśli ten okropny cios zadany naszemu Haganowi to sprawka Morskich Książąt, to tylko znak, że nie mogą pogodzić się z przeszłością, która już nigdy nie wróci. Teraz bardziej niż kiedykolwiek jesteśmy gotowi, aby stawić im czoła i po raz kolejny pokazać, że Słone Bagna należą do Keolandczyków! - Głos zabrał podpierający się laską weteran, Eliander, który ponoć przeżył spotkanie z potworem będącym czarnoksięską krzyżówką sowy i niedźwiedzia. A powiadają, że to nie najgorsze, co się czai w ostępach Ponurego Lasu. Krasnoludzica Manistrad, kilku strażników miejskich i lokalni chłopi przytaknęli Elianderowi z nieskrywanym entuzjazmem, ale nie trzeba było długo czekać na wyrafinowaną, dyplomatyczną odpowiedź…

- Osramnonejczyków! Mać jebana, chuj wam napływowym w dupę! Nasze krypy, nasze wody! Od dekad się żyło w spokoju, aż się tu nie zjawił taki element. To z wami ta przemoc tu zajebała i rozpanoszyła się jak jakaś zaraza! Na Władcę Burz i wszystkie jego słone kurwy, niech was coś z brzegu porwie i w końcu stąd zabierze! - Tragedia Hagana nie była w stanie zmazać linii, jaka dzieliła Słone Bagna. Eda, krótko ścięta, zsiwiała staruszka, miała posłuch wśród rybaków i handlarzy, którym nie uśmiechało się towarzystwo krasnoludów i inne pomysły nowego króla. Chcieli żyć po staremu, robić interesy jak ojciec i dziadek, a gości widywać najlepiej wcale.

Pół-elf odwracając się w końcu, powiódł wzrokiem po zebranych. Utkwił spojrzenie na Andre.

- Ja... Chciałbym pochować moją matkę. A potem... potem odnaleźć jej oprawców.

- Syn czy nie syn, kurwa czy nie kurwa, w niektóre miejsca się po prostu nie chodzi... - wymamrotał do siebie stojący niedaleko Ultrix Nell, co ta wyłapała w rosnącej wrzawie tylko dzięki bystremu słuchowi. Podobno Nell za kłusownictwo został kiedyś przywiązany do grzbietu jelenia. Uciekając przez Ponury Las, zwierzę miało rozbić skazańca o gałęzie i pnie drzew, a jeśli to by nie wyszło, dzieła miały dokończyć szpony potworów. Jednak Nell przeżył. Spodziewawszy się kolejnej awantury między tradycjonalistami i lojalistami, opuścił tłum, wyraźnie znudzony.

- Moje kondolencje - do Hagana podszedł najmłodszy członek rady miasteczka i objął go przyjacielskim gestem. - Też straciłem matkę... Rok temu.

- Pomogę ci. - Zapewnił Andre. Wybierz miejsce, a odprawię obrzędy. Niech ktoś będzie tak dobry i przyniesie urnę na prochy dla zmarłej.

- Pozwólcie święty, że mój służący się tym zajmie. - Anders zaproponował pomoc.

Aasimar podziękował skinieniem głowy.

Anders odpowiedział, a następnie spojrzał za siebie. Nie wyglądał na zaskoczonego przepychankami słownymi, którym zaczynał towarzyszyć coraz większy element fizyczny. A to jeden złapał drugiego za fraki, drugi zebrał głośno ślinę i napluł, a trzeci już wygrażał pięścią. - Każda uroczystość wygląda tutaj tak samo - powiedział i pokiwał oburzony głową. Tematem kłótni wciąż było poszukiwanie sprawcy: lojaliści obwiniali Morskich Książąt (i pośrednio upartych mieszkańców, którym niespieszno było do korzystania z królewskiej pomocy), tradycjonaliści napływową ludność z północy królestwa.

- Dobrzy ludzie! - Krzyknął Anders. Musiał powtórzyć zawołanie kilka razy aby zdobyć jakiś posłuch. - W ten sposób nie dojdziemy do żadnych wniosków. Co najwyżej do kilku podbitych oczu i wyłamanych zębów. A tragedia, która się tu wydarzyła, wymaga od nas, szczególnie od rady miejskiej, bardziej skutecznego podejścia, jeśli nie chcemy ujrzeć szybko podobnej. Nie możemy w obecnej chwili orzec, kto dopuścił się tej zbrodni i z jakich pobudek. Proponuję, aby zbadały to osoby niezależne od rady, powołane specjalnie w tym celu. Mogę dopilnować utworzenia takiej grupy.

- Matce pogrzeb i pomsta, synowi stypa się należy. - Zauważyła Ultrix podnosząc się z ziemi, wciąż trzymając się za głowę. Bogowie jedni wiedzieli jak bardzo przydałby jej się teraz mały klinik…

Młody kapłan pokręcił jedynie głową. Nadal nie wiedział jak dał się namówić na popijawę z dzikuską.

Hagan podszedł do Andersa, Andre i Ultrix. Ich słowa sprawiły, że tym razem nie czuł się sam. Chciał wyrazić jakoś swoją wdzięczność. Wysilił się nawet na nieśmiały uśmiech. - Dziękuję wam. To... to wiele dla mnie znaczy.

Pół-elf odwrócił się na chwilę w stronę morza i wodził oczami horyzoncie. - To tu. Tutaj będzie dobre miejsce. Morze mi ją oddało. Teraz zaprowadzi ją do lepszego świata.

- Nie ma za co. Możecie na mnie liczyć - odpowiedział Anders, kiedy kłótnia zaczęła stygnąć. Zapobiegł rękoczynom, biorąc na siebie odpowiedzialność za śledztwo w sprawie Lorelei i odciążając w ten sposób skłóconą radę.

Anders westchnął ciężko. Nie uszło to uwadze Andre. Młodzieńczy entuzjazm, nie poparty doświadczeniem życiowym, mógł mu jednak nie wystarczyć. A w radzie czaił się niejeden sęp gotowy rozszarpać go przy pierwszym potknięciu…

- Poślij proszę sługę po drewno na stos. Jak tu skończymy pomożemy w rozwiązaniu problemu. - Obiecał Andre.

- Pomóc? Mi? Z czym... - Andersowi chwilę zajęło, by zrozumieć ofertę pogromcy. - A, rozumiem! Tak, porozmawiajmy o tym, ale później…

Służący - starszy od swego pana czyścioch o delikatnym wąsiku - szybko uwinął się z drewnem i przygotowaniem stosu. Andre mógł zaczynać.

Większość gapiów rozeszła się do pracy, codziennych obowiązków, swoich domów. Została tylko garstka nielicznych, tych najbardziej religijnych staruszek i starców, którzy chcieli godnie pożegnać zmarłą, nawet jeśli nie była stąd.

Solaire odmówił modlitwę, pobłogosławił zmarłą po czym rozpalił stos wytwarzając ogień ze swych rąk.

Morhołt przyzwyczaił się już do śmierci. Wielu jego przyjaciół z oddziału nie przeżyło. Tak już bywa z przegranymi wojnami. Odziany w kolczugę mruk stał więc, nic nie mówiąc. Wydawało się, że go to nie obchodziło. Co mnie tak boli? - zastanawiał się. Spojrzał w dół. Aha - pomyślał, gdy zauważył zaciśnięte pięści. Czyli mnie to jednak obchodzi. Poczekał aż ogień wygasł i powiedział: - Teraz stypa. A potem znajdziemy odpowiedzialnych. - Nie był zbyt dobry w pocieszaniu. Ale przytrzymać tego kto to zrobił dla syna chcącego wbić skurwysynowi nóż w brzuch... to co innego.

***

Karczma "Pod Cumą" wyróżniała się na tle innych budynków. Zbudowana była po części z desek i pozostałości starych łodzi rybackich, którym jeszcze towarzyszył morsko-rybny odór. Tak silny, że zatrzymywanie się tu na noc gwarantowało przejście takim smrodem na kilka kolejnych dni. Haganowi już dawno przestało to przeszkadzać. Częstymi bywalcami tego miejsca byli rybacy i żeglarze, zawsze skorzy do wymiany morskich opowieści, no i pięści i monet w burdach i kościach. Nie inaczej było dziś, choć było cicho i niemrawo. Z nieogolonych, posępnych twarzy już na pierwszy rzut oka można było wyczytać, że dzisiejszy połów był znacznie poniżej oczekiwań.

- Już zdążyłam usłyszeć, co się stało... - Powiedziała do Hagana karczmarka Hanna, kiedy was obsługiwała. - A przy okazji, cały stek bzdur. Nie słuchaj, co paplają miejscowi. Zawsze możesz do mnie przyjść i o tym porozmawiać, będziesz pamiętać?

Dzisiaj wino szczypcowe, trunek wyrabiany z ziemniaków i krabiego mięsa, był dla was serwowany na koszt lokalu. Oczywiście do pewnych limitów, co zauważyła Ultrix.

- Hag, powiedz żeś coś o swojej maci, po morzu pływała, hm? no na pewno z morza ją wyrzuciło, widać było że ciało umęczone jeszcze przed śmiercią. Kogo bić więc trzeba i gdzie ich szukać? bo przecież będziesz szukać nie? - Zapytała Ultrix.

Hagan skinął glową. Słowa karczmarki dodały mu otuchy. Przypomniał sobie dzień, w którym pierwszy raz zaoferowała mu pomoc. Uśmiechnął się nieznacznie. - Dziękuję pani Hanno. I za te wszystkie lata, kiedy mogłem to miejsce nazywać domem. Nigdy pani tego nie zapomnę.

Hanna rozlała nieznacznie kolejny kubek. Spracowana ręka karczmarki zadrżała na ostry dźwięk słów Ultrix. - Zawsze jesteś tu mile widziany. - Uśmiechnęła się delikatnie.

Kiedy padło pytanie Ultrix, bard zamilkł na chwilę nie wiedząc co odpowiedzieć. - Nie widziałem jej od jakichś dziesięciu lat. Kiedy mieszkała w Słonych Bagnach... Pracowała... Pracowała w pobliżu gospody.

- Mhmmm... A co robiła? w tej pracy?

- Ponoć wróciła niedawno - wtrąciła się Hanna. - Nikt jej nawet nie poznał. Nie podróżowała sama. Jej kompan nie wyglądał na tutejszego. Zbrojny. Trochę taki jak ty. - Wskazała na Morhołta. - Może pogromca? Wypytywał po karczmach o opuszczony dom.

Hanna przełknęła ślinę. - No i... Ruszyli tam razem.

- Hmm... ten dom, gdzie on i co to za miejsce w ogóle. Czemu o nim jeszcze nie słyszałam? - Pytała Ultrix.

- Posiadłość alchemika i czarnoksiężnika, którego obawiali się nasi dziadkowie i pradziadkowie. Gdzie, jakieś cztery mile stąd? Nie słyszeliście, bo już samo mówienie o tym miejscu to jak proszenie o kłopoty. Kara boska spotkała każdego chciwca, którego skusiły legendy o złotym dotyku alchemika Casworana.

- Ultrix załyczyła słuchając z zainteresowaniem. - To i my o ten dom zapytamy - odezwał się Morhołt, zachęcając gestem kobietę by powiedziała coś więcej.

- Prze-pra-szzzz… - Hagana potrącił pijany żeglarz. Poczułeś mokrą plamę na spodniach. Rozlał na ciebie kubek szczypcowego wina. Kiedy spojrzałeś mu prosto w oczy, nie wyglądał wcale na pijanego. Dostrzegłeś strach - pojawił się, kiedy złapałeś go za nadgarstek. Brudna dłoń leżała na twojej sakiewce. Złodziej!

Ultrix zapluła się napitkiem zamaszyście celując otwartą łapą w potylice złodzieja.

- Złodziej. Łapać go! - Krzyknął instynktownie Hagan nie będąc pewny czy samemu uda mu się przytrzymać rzezimieszka. Co prawda takie sytuacje nie były dla niego nowością. Jednak wiedział, że wielu żeglarzy posiada niemałą krzepę.

Wykręciłeś chudy nadgarstek brudnej dłoni, która spoczęła na twojej sakiewce. Zza skołtunionej brody kieszonkowca dobył się jęk. Założyłeś chwyt i obróciłeś go twarzą - zapadłą i kościstą - do Ultrix w chwili, gdy brała szeroki zamach…

Wielka pięść Ultrix wylądowała na brodzie kieszonkowca. Głowa odleciała w bok. Mężczyzna wypluł okrwawionego zęba, ale nie poddawał się. Szamotał się w uścisku Hagana, próbując się wydostać.

Wyrwał się! i rzucił do ucieczki! Jeśli Morhołt chciał go dorwać, nie miał chwili do stracenia.

Morhołtowi chwilę zajęło zorientowanie się w sytuacji, ale gdy wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciel jest okradany, a złodziej próbuje uciec, jego ręka pomknęła w kierunku kołnierza uciekiniera.

Ultrix chwyciła za krzesło i cisnęła nim w uciekiniera.

Hagan zdążył wyciągnąć lutnię. Kilka szybkich szarpnięć strunami i krótki melodyjny zaśpiew wyzwoliły zaklęcie mające uśpić złodziejaszka.

Stołek uderzył w wątłe plecy uciekającego, niemal go powalając. Opancerzonemu Morhołtowi chwilę zajęło rozpędzenie się po śliskich od rozlanego trunku deskach, ale kiedy już nabrał szybkości, był nie do zatrzymania. Rzucił się na skołowanego złodziejaszka i powaliwszy go, przykrył wielkim cielskiem. Przyłapany na gorącym uczynku próbował się jeszcze wyrwać, ale rozbrzmiewające coraz głośniej dźwięki elfiej fletni sprawiły, że stawał się coraz bardziej śpiący... jak i Morhołt. Wkrótce obaj leżeli, jeden na drugim, pogrążeni w magicznym śnie. Kieszonkowiec zaczął nawet chrapać.

Bywalcy zamilkli. Hanna zrobiła oczy jakby ocknęła się z nierzeczywistego snu. A wykidajło Tomas? Nawet nie zdążył zareagować, a już było po wszystkim. Mężczyzna podniósł z podłogi okrwawiony ząb złodzieja i popatrzył z podziwem na Ultrix. - Taka to umie przywalić. - Patrzył z podziwem, ale z obawy unikał kontaktu wzrokowego. - Bestia w ciele kobiety!

- Nic wam nie jest? Szczególnie tym dwóm? Obudzą się, prawda? - Hanna zapytała Hagana.

- Elfia krew... - Mruknęła jakaś nieogolona twarz. Kilku bywalców postanowiło się ulotnić. Woleli nie znajdować się w miejscu, w którym harcują pogromcy.

- Hagan zmarszczył na chwilę brwi. Jego uszy wyłapały z tłumu wzmiankę o pochodzeniu. Czuł jednak, że sprawił dość kłopotu i nie chciał dodatkowo wpadać w konflikt z przypadkowym gapiem. Spojrzał zmieszany na wywrócony stołek i śpiącą dwójkę, po czym odwrócił się w stronę karczmarki. - Tak. To niegroźne. Po prostu ucięli sobie krótką drzemkę. Ja... bardzo przepraszam za kłopot pani Hanno.

Bard podszedł do wywróconego mebla i pośpiesznie ułożył go w należyte miejsce. Następnie podjął się wybudzenia Morhołta.

- A tam od razu kłopoty. - Wzięła do ręki szmatę. - Może Eliander i jego poplecznicy mają rację w tym, co mówią? Korona powinna być tu obecna. Ktoś musi zapewniać nam bezpieczeństwo, jeśli sami jesteśmy ekspertami wyłącznie w... unikaniu cła.

Hagan pokiwał głową. Od jakiegoś czasu w Słonych Bagnach rzeczywiście było coraz mniej bezpiecznie. Ostatnie wydarzenia, jak chociażby napływ nowych osadników jeszcze bardziej podzieliły mieszkańców i zaogniły konflikty. Nagle przypomniał sobie o śpiącym złodzieju. - Chyba powinniśmy go związać, jeżeli nie chcemy, żeby znów uciekł.

Ultrix odgarnęła z twarzy włosy, chwyciła ze stołu kufel i załyczyła. - Okraść żałobnika na stypie, noż kurwa zabić to mało… - Kobieta wyciągnęła linę i ruszyła w celu skrępowania złodziejaszka i wiadomo: przeszukania go. - Ciasno zwiąże coby sznura na stryczek starczyło. Ha!

Ultrix ściągnęła z głowy nieprzytomnego przepaskę na oko. Wykonana była z jakiegoś egzotycznego, skóropodobnego materiału, który z jednej strony był czarny, a z drugiej umożliwiał widzenie jak przez półprzeźroczystą błonę. Z przytkniętej do pasa pochwy wyciągnęła sztylet. Niewielki schowek został wydrążony w rękojeści. Wypełniał go obecnie drobny piasek, pewnie w celu wyważenia broni. Zaś w sakiewce doliniarz miał zwiniętą linkę do wędki i haczyk.

- Poleć no po straż, smyku - rzekł Morhołt rzucając miedziaka obserwującego "sensację" chłopakowi - żeby wszystko było zgodnie z prawem. A my tu sobie posiedzimy i poczekamy - dodał siadając na niedoszłym złodziejaszku. Z więzów można się było wyswobodzić, jak kto był zręczny i znał kilka złodziejskich sztuczek. A wstać z siedzącym na plecach Morhołtem, który miał na sobie sporo metalu łatwo z pewnością nie będzie.

Ultrix wróciła do stołu i schowała twarz w kuflu by jak najszybciej zapomnieć o widoku Morhołta rwącego się do obściskiwania się z drugim mężczyzną…

Hagan dosiadł się do pół-orczycy zerkając co chwilę czy aby Morhołt nie potrzebuje pomocy. Nie potrzebował. O ile złodziej nie był magicznie przebranym czarodziejem mogącym zmienić kształt, nie miał teraz najmniejszych szans na ucieczkę.

- Opuszczony dom. Wygląda na to, że mamy jakiś trop. Mieszkam tu już trochę, ale niewiele wiem o tym miejscu. Tak jak rzekła pani Hanna, ludzie unikają tego tematu. - Zaczął Hagan.

- "Złoty dotyk", hmm? No można by zobaczyć co się tam dzieje, nie żebym cierpiała od natłoku pracy. Czy złota… - Zaproponowała Ultrix.

Do karczmy wpadł patrol strażników miejskich. Z obuchami i w ćwiekowanych kurtkach z godłem Słonych Bagien - zieloną trzciną. Straż składała się z nietutejszych. Armijnych weteranów, którzy po wojnie przybyli na wybrzeże z błogosławieństwem korony. Nieufni miejscowi mieli ich za okrutnych bydlaków, ale tylko do czasu, aż któryś nie potrzebował pomocy.

Spojrzeli zdziwieni na Morhołta siedzącego na plecach związanego złodzieja.


Ultrix schowała twarz w kuflu.

Bard wstał od stolika i podszedł do strażników.

- Ten kieszonkowiec próbował ukraść moją sakiewkę. Udało nam się go obezwładnić.

- Cześć Pasco. Jak w robocie? - ucieszył się Morhołt wstając. Strażnika kojarzył jeszcze z wojska, stacjonowali kiedyś w jednym garnizonie - Wyobraź sobie, ten tutaj próbował okraść Hagana na stypie za jego matkę. Przejmijcie go chłopaki zanim jakiś wkurzony obywatel dokona samosądu.

- W robocie? Jak w żabocie - odpowiedział niski Pasco, ściskając ręką gardło.

Hanna i kilku anonimowych bywalców potwierdziło Waszą wersję wydarzeń. Strażnicy bez ceregieli zgarnęli wciąż śpiącego złodziejaszka. Takie sprawy jak ta musiały być dla nich czystą przyjemnością.

***

Podążaliście uliczkami Słonych Bagien w stronę domu radnego. Ty, Anders i Trevedic, jego podstarzały, wąsaty służący. Ruchliwymi uliczkami - pomimo mgły miasteczko nie próżnowało. W końcu niewielu mieszkańców mogło pozwolić sobie na bezczynność. Najwięcej działo się w dokach, sercu społeczności, choć połów nie należał do najlepszych już od kilku dni. A że był główną determinantą nastrojów miejscowych, minęliście wiele sfrustrowanych twarzy, wręcz wszyscy wydawali być się w złym humorze.

- Święty, uważajcie! - Ostrzegł Trevedic.

Lawirując między rybakami, robotnikami i handlarzami wpadłeś na psa. Szaroburego, bezpańskiego kundla, sięgającego tobie do kolan. Nawet nie zauważyłeś, kiedy wynurzył się z mgły. Niemal straciłeś równowagę, a on wypuścił z pyska kość. Łopatkę. Prosto na twoje buty.


Już miałeś go zwyczajnie minąć, kiedy pewne szczegóły zmroziły krew w twoich żyłach. Kundel był ślepy, a mimo tego patrzył prosto w twoje złote oczy. Co więcej, śledził ich ruch. Łopatka musiała należeć do człowieka... albo przynajmniej czegoś człekokształtnego. Ponadto... była wypalona! A to znaczyło, że ktoś użył jej do zakazanych przez kościół praktyk, przepowiadając przyszłość z wróżebnych pęknięć…

- Wszystko w porządku? - Zapytał Anders.

Andre podniósł łopatkę i zbadał ją tak, by Anders również mógł jej się przyjrzeć.

- Panie, proszę uważać. Od kundli niejednego choróbska można się nabawić. - Trevedic przestrzegł Andersa.

- Ten pies... To chyba jakiś omen. Ktoś musiał wróżyć z tej kości mimo boskiego zakazu. - Andre zdawał się nie zwracać uwagi na słowa. Jego wzrok skupił się na kundlu. - Ta kość wygląda na dużą... Co to mogło być? Nie jesteś tu długo, więc wyjaśnię, że palimy swoich zmarłych, tak jak to czynicie na północy królestwa.

Scio, didici, pecto... Dostrzegłeś wokół łopatki czarno-niebieską energię objawień i nekromancji, tworzącą coś na wzór pajęczyny, której samotna nić prowadziła gdzieś przed ciebie, nie wiadomo jak daleko. Może do miejsca, z którego ten niecodzienny kundel przytargał kość? Anders i Trevedic przeżegnali się nabożnie, podobnie jak kilku przypadkowych gapiów.

- Święty, jakie znaki zsyła ojciec nasz, jeśli mogę zapytać? - Sługa Andersa po tym, co zobaczył, nie mógł się powstrzymać od zadania pytania. Oczy młodego radnego lśniły równą ciekawością, dlatego nie strofował służącego.

- Wskazuje drogę. Czy w tamtym kierunku znajduje się coś szczególnego? - Odpowiedział zdawkowo wskazując ręką ścieżkę wskazaną przez kość.

- Brama? - Trevedic przełknął głośno ślinę. - Bagna Hool... i tonący w nich las?

- Proszę, powiedzcie mi więcej o tych bagnach.

- Jeśli mogę zabrać głos młody panie - zaczął Trevedic. Anders skinął głową. - Wydaje mi się, że pies mógł to przytargać z kurhanów tonących w bagnach Hool. Widzi ksiądz, dawni mieszkańcy tych ziem mieli osobliwe praktyki pogrzebowe. Tamtejsze grobowce pochodzą z czasów jeszcze zanim ziemie naszego królestwa zjednoczyły się i przyjęły wiarę w Niepokonane Słońce. Więcej powiedzieć mogliby pewnie mnisi obeznani z lokalną historią... albo hieny cmentarne. - Sługa skrzywił się na myśl o przedstawicielach tej profesji. - Kurhany stają się nieraz celem ich wypraw. - Przełknął ślinę. - Podobno niewielu stamtąd wraca.

A wraz z przyjęciem wiary w Niepokonane Słońce powszechną praktyką stała się kremacja ciał zmarłych, dodałeś sobie w myślach. Te kurhany musiały być naprawdę stare. Westchnąłeś ciężko. Nie czułeś się komfortowo z tą sytuacją. Jeśli to był znak od bogów, jeszcze go nie rozumiałeś. Czym lub kim był ten kundel, który zdawał się widzieć mimo ślepoty? Kto wróżył z kości wygrzebanych sprzed stuleci... i w jakim celu? Kogo pozostałości trzymałeś w rękach? Kapłański instynkt podpowiadał ci, że niezależnie od wyznania kości zmarłego powinny spoczywać w jednym miejscu. Wyprawa na bagna ci się nie uśmiechała, ale jej zaniechanie mogło okazać się złą wróżbą…

Kiedy to wszystko rozważałeś, pies, utraciwszy zainteresowanie kością jakby był tylko posłańcem losu, podniósł się z tylnich łap, obkręcił się i ruszył uliczkami miasteczka.

- Muszę pomówić z mnichami. Oczywiście możemy najpierw pomówić jeżeli ta sprawa nie może poczekać.

- Święty, zbyt ogólnie się wyraziłem, za co przepraszam. Żadnego klasztoru w najbliższej okolicy nie mamy niestety. Panie, może pan wie lepiej, kto mógłby przybliżyć świętemu szczegóły lokalnej historii?

- Weteran Eliander może pochwalić się pokaźną kolekcją ksiąg. Możemy się do niego udać. Omówimy po drodze nasze sprawy i przy okazji cię przedstawię radnemu.

- Dobrze, myślę że moi towarzysze pomogą mi w sprawie śledztwa. Co do tego weterana chętnie wysłucham co ma do powiedzenia. Będę musiał sprawdzić, co zakłóca spokój zmarłym na bagnach.

- Na pewno uda wam się rozwiązać tą sprawę! - Rzekł optymistycznie młody Anders. Skręciliście i skierowaliście się w stronę posiadłości Eliandera. Schowałeś kość, ludzką łopatkę, do plecaka. - Według mnie nie byli to ani Morscy Książęta jakby tego chciał Eliander, ani napływowa przestępczość jak zakłada Eda. Dowiedziałem się czegoś więcej! Z tego, co zdążyłem ustalić, świętej pamięci matka Hagana wróciła tu niedawno z niejakim Ludwanem, pogromcą z północy królestwa, którego już kiedyś gościliśmy. Wypytywali o nawiedzony dom niedaleko stąd. - Zauważył twoje zaciekawione spojrzenie. - Tak, niegdyś mieszkał w nim alchemik, który potrafił zmienić dowolną materię w złoto...! Widziano, jak kierowali się do tej posiadłości. Co spotkało Lorelei, to już niestety wiemy. A Ludwana? Przypuszczam, że chciwiec znalazł skarb, którym nie chciał się z nikim podzielić, nawet ze swą kobietą. Okrutnik zbił biedaczkę na kwaśne jabłko i wyrzucił związaną do morza, a sam uciekł ze złotem! To jego musicie znaleźć!

- Jeśli mogę się wtrącić młody paniczu, to czy pośród pogromców panuje wysoka rywalizacja o zarobki, o święty? Taka skala chciwości brzmi naprawdę... okropnie. Czasami człowiek wydaje się bardziej przerażający od potworów czyhających na tutejszych bagnach.

- Być może. Różni ludzie parają się tego zajęcia z różnych powodów, a jednym z nich jak najbardziej są bogactwa, więc uważam to za prawdopodobne. Ktoś widział Ludwana po tym jak wszedł do domu alchemika?

- Właśnie to będziemy musieli ustalić! Nietrudno mi sobie wyobrazić, że mógł próbować przekupić jakiegoś przypadkowego świadka. Albo uciszyć! Musiał też gdzieś spać, coś jeść... Wiele niewiadomych!

Do radnego Eliandera mieliście kawałek drogi. Okazały dom leżał na krawędzi miasteczka. Weteran miał z niej piękny widok na morze, ale długie spacery do centrum, chociażby na spotkania rady, dla kulawego kapitana musiały być uciążliwe albo przynajmniej takie stać się z czasem. Ponoć jeszcze za czasów służby w Ponurym Lesie Eliander zaczął kolekcjonować księgi, na których czytanie wreszcie miał czas. Poza powiększaniem jedynej w okolicy biblioteki oraz pełnieniem kluczowej roli w zarządzaniu obronnością Słonych Bagien, słynął z talentu do języków - często pomagał jako tłumacz, czy to przy dokumentach, czy w trakcie negocjacji.

- Święty! Pięknych czasów dożyłem, skoro mogę gościć jednego z heroldów Ojca Świtu. Szkoda tylko, że w tak smutny dzień... Witam Andersie, witam Trevedicu. Zapraszam w moje skromne progi, zaraz przygotuję jakiś poczęstunek! Wchodźcie, wchodźcie, rozgośćcie się... - Eliander zastukał energicznie laską i poprowadził do wypchanego książkami i wojennymi pamiątkami pokoju.

Andre przywitał się z gospodarzem, rozgościł się i wodził wzrokiem po pomieszczeniu.

- To piękny gest ze strony świętego, że udzielił pogrzebu tej biedaczce. Nie wyobrażam sobie, żeby tam i wtedy, kto inny stał na miejscu świętego. Ba! Wręcz powiedziałbym... Nie, to głupie. Bo czy można zazdrościć komuś pogrzebu? Chyba się naprawdę starzeję... ale pewnie nie dlatego zawitaliście w Słonych Bagnach, by pogrzebów udzielać? W czym może pomóc świętemu zwykły przedstawiciel korony? - Śledził twoje spojrzenie. - Pokaźne zbiory, prawda?

- Zaiste piękna kolekcja... Ja tylko wykonywałem moją powinność, mości Elianderze, każdy zasługuje na pochówek. Pozwól, że przejdę do rzeczy. Otrzymałem tę oto kość od niebywałego posłańca. Gdy wypowiedziałem inkantację wskazała mi drogę na bagna. Podobno takie szczątki spoczywają w kurhanach, które tam się znajdują. Czy mógłbyś mi coś powiedzieć na ich temat?

- Bagna Hool... Pracuję wspólnie z przedstawicielami korony nad tym, aby tereny te ucywilizować. Widzi święty, to wymarzona kryjówka dla wyjętych spod prawa. Wielu co prawda topi się w bagnach albo ginie od szponów potworów, ale to nie rozwiązuje problemu. Radni Eda i Gellan zachowują się, jakby wszystko było w porządku. A nie jest! Przecież jeszcze w tym tygodniu młody Alan zabrał z domu łuk swego ojca Enodera i ruszył na bagna, aby się wykazać i co... nie wrócił! Rodzina zrozpaczona, a ja nie mogę nic poradzić. Mam kilku konnych, którzy patrolują okolice bagien i to wszystko. Nie wyślę ludzi bez doświadczenia w dziczy w głąb tak niegościnnych terenów. Walczyłem w Ponurym Lesie i wiem, z czym to się wiąże… A kurhany? To tylko jakieś stare cmentarzysko, o którym krąży więcej legend i plotek niż to miejsce jest tego warte. Może święty chce tu zostać na dłużej i poszukać informacji w mojej bibliotece?

- Dziękuję bardzo, chętnie zerknę na twoje zbiory.

- Jednakże czas nagli, nie wiem czy zdążę uzyskać informacje przed wyprawą. Będę musiał skonsultować się z moimi towarzyszami. Jednak teraz trzeba zająć się sprawą śledztwa. Czy możecie powiedzieć mi coś więcej o tym nawiedzonym domu?

Anders w skrócie przedstawił Elianderowi, czym zamierzasz się zająć.

- E tam. Legendy zostawmy książkom, plotki bywalcom karczm. To fałszywy trop. Każdy, kto jest w stanie unieść broń, powinien szykować się na powrót tych samozwańczych książąt. Widział święty przecież, co zrobili tej biedaczce. Nadgarstki czerwone od krępujących więzów. Kostki tak samo. Łachmany godne co najwyżej niewolnika. Jeśli nic z tym nie zrobimy, Laorei nie będzie ostatnią, którą pojmano w niewolę!

Anders wyraźnie się oburzył. Próbował przedstawić Elianderowi swą wersję wydarzeń. Weteran brnął jednak dalej w swoje. Trevedic próbował jakoś załagodzić sprzeczkę, ale jego wysiłki na niewiele się zdawały.

- Andersie, jeszcze za młody jesteś, by właściwie ocenić sytuację. Porozmawiaj ze starszymi mieszkańcami, a dowiesz się, jak straszliwie wyglądały walki z piratami. Takie rozmowy pomogłoby ci zostać dobrym radnym. - Podsumował wywody chłopaka.

- Spokojnie panowie. Musimy sprawdzić każdą poszlakę i poszukać świadków. Na ten moment zgadzam się z szanownym Andersem. Musimy odnaleźć Ludwana - to jego widziano ostatnim razem z ofiarą. Musimy dopuścić do siebie myśl, że ktoś mógł umyślnie w ten sposób urządzić biedaczkę żebyśmy skierowali przypuszczenia na piratów lub książąt.

Solaire zamyślił się chwilę.

- Trzeba zaangażować ludzi. Wypytać się o czy gdzieś nie widzieli pogromcy. Jak on w ogóle wygląda, czy wyszedł z nawiedzonego domu. Może poniósł porażkę i sprzedał kobietę w niewolę. Jest tyle pytań, a odpowiedzieć na nie może tylko Ludwan.

Kulawy weteran wzruszył ramionami. - Cóż, ojcowie i święci też mogą się mylić. Mam nawet tutaj taką księgę, która opisuje wielowiekowe spory dzielące najwybitniejsze umysły Kościoła. - Eliander pozostawał uparty. Zapadła niezręczna cisza.

- Święty może liczyć na mnie i Trevedica. - Zabrał głos Anders. - Mogę pociągnąć za języki, ale do nawiedzonego domu nikt się z miejscowych nie wybierze... A pogromcy towarzyszący świętemu? Nie moglibyście tam się rozejrzeć?

- Tak zrobimy, muszę ich tylko odszukać. Spotkamy się w okolicy domu alchemika. Ile czasu potrzebujecie na zebranie informacji?

- Niech święty da nam dzień lub nawet dwa.

- Dobrze, będziemy czekać w karczmie “Pod Cumą”. Dziękuję za gościnę, pozwól że pobłogosławię twoje domostwo gospodarzu.

***

Kiedy sytuacja wyraźnie się uspokoiła i kieszonkowiec został wyprowadzony z gospody, Hagan zwrócił się ponownie do właścicielki gospody.

- Pani Hanno, czy ktoś ze Słonych Bagien byłby w stanie opowiedzieć coś więcej o tym opuszczonym domu? Może któryś ze starszych mieszkańców pamięta jakieś wydarzenia, które były z nim związane?

- Wątpię, musiałby to być ktoś naprawdę posunięty w latach... Stary Nell, którego przyłapano kiedyś na kłusownictwie, kilka miesięcy temu przechwalał się przed grupką młodych marynarzy, że był w środku, ale mógł tylko zmyślać dla darmowego obiadu i kolejki. Właśnie, nie zgłodnieliście od tej awantury? - Hanna krzątała się po lokalu. - Mieszkający bliżej posiadłości skarżą się na mrożące krew w żyłach krzyki i jakieś nienaturalne światła pojawiające się nocami... Przygotujecie się i będziecie na siebie uważać, prawda?

Ultrix dopiła swój kufel. Mały klinik i "rozgrzewka ramienia" naprawdę jej pomogły. Kobieta odstawiła naczynie.

Hagan zamyślił się. Przypomniało mu się co powiedział stary kłusownik przy ciele Laorei. "W niektóre miejsca po prostu się nie chodzi". Bard kompletnie jednak nie zwracał wtedy na to uwagi będąc pogrążonym w tragedii. Pokiwał twierdząco głową do karczmarki. Na słowa o nienaturalnych zjawiskach i przerażających krzykach jego twarz zdecydowanie się ożywiła, a w oczach było widać błysk.

- Przygotujemy się. Myślę, że wpierw powinniśmy znaleźć starego Nella, albo porozmawiać z ludźmi w sąsiedztwie.

Przez drzwi karczmy wchodzi wam znajomy jegomość. Podchodzi do waszego stołu i uśmiecha się smutno na wasz widok.

- Wybaczcie za spóźnienie, mam nadzieję. że nie ominęło mnie zbyt wiele.

- Andre! - Bard klepnął kapłana przyjacielsko po ramieniu. Nastrój widocznie mu się poprawił. - Nie zdążyłem ci podziękować za ceremonię. Masz prawdziwy talent do duszpasterstwa.

- Dziękuję za dobre słowo, to moja powinność. Pozwólcie, że się przysiądę i posilę, a opowiem Wam czego się dowiedziałem.

- Twoją matulę rzekomo widziano ostatni raz z pogromcą Ludwanem jak wchodzili do nawiedzonego domu alchemika. Anders ma zamiar wypytać miejscowych czy widział ich ktoś także po wyjściu z tej posiadłości. Na ten moment trop się urywa, ale istnieje możliwość, że Ludwan nadal jest w mieście i może nam naświetlić sprawę, trzeba go odnaleźć, a najlepszym miejscem na poszukiwania będzie posiadłość alchemika.

Pół-elf wychylił łyk wina szczypcowego słuchając uważnie słów Andre.

- Ludwan... Wydaje się być kluczem do zagadki. Oby udało nam się go znaleźć zanim odwiedzimy dom alchemika. Jeżeli pogromca zdecydował się go zbadać, to coś rzeczywiście musi być na rzeczy.

- Hagan, możemy porozmawiać na osobności? - Zapytała Hanna. Karczmarka wyglądała jakby coś nie dawało jej spokoju.

- Oczywiście pani Hanno. - Bard skinął głową i wstał od stolika, po czym podążył za karczmarką.

Drzwi kuchenne zamknęły się za wami.

- Hanna wzięła głęboki wdech. Wypuściła powoli powietrze z płuc. - Ludwan. Te dziesięć lat temu - zaczęła ciężko - Ludwan był jednym z... klientów twojej matki. Często do niej przychodził. Częściej niż inni, tak mi się wydaje. Coś musiało się między nimi narodzić. Jakieś uczucie, bo kiedy przygotowywał się przed kolejną wyprawą na północ, dłuższą niż zwykle, Lorelei postanowiła ruszyć razem z nim. Chciała zabrać cię ze sobą, ale pogromca uważał, że nie przeżyjesz takiej podróży. Postawił ultimatum i... wybrała jego. Tak, wiedziałam o tym przez wszystkie te lata. Nie chciałam ci tego mówić, bo obawiałam się, że ruszysz za nimi i stanie ci się krzywda. A może gdybym powiedziała wcześniej, choćby rok temu, Lorelei wciąż by żyła...? - Łza zakręciła się w jej oku. - Przepraszam...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 29-01-2021 o 18:58.
Lord Cluttermonkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172