Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2020, 23:12   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Shipscape [pathfinder;18+]

Najpierw były wrota, niby zwyczajne a nieoczywiste. Nie wiadomo dokąd prowadzące, acz obiecujące inny świat i przygodę.
Wystarczyło je tylko otworzyć. Tylko przejść. Nic więcej. Wystarczyło…


Za nimi była komnata, całkiem spora i nierówna, bo lekko przechylona w lewo. Odrobinę jedynie. Nie było to niewygodne, acz zaskakiwało po przekroczeniu drzwi. Komnata była “drewniana”. Podłoga była wyłożona deskami, ściany, sufit. Drewno to było dziwne… jakby skamieniałe. W dodatku obficie przetykane krystalicznymi błękitnymi żyłkami przechodzącymi przez drewno tworząc ni to korzenie i ni to nerwy. I przypominające prawdziwe ludzkie żyły widoczne pod skórą. Komnata była dość duża, a na jej środku stał okrągły stół. Dookoła niego stały krzesła w liczbie sześciu. I jedno było zajęte, przez kamienną postać humanoida. Rzeźba usadowiona przy stole wykonana była z wyjątkowo gładkiego białego kamienia przypominającego marmur. Rzeźba miła głowę, szyję, dwie ręce i dwie nogi. Była w miarę proporcjonalna i na tym kończyły się jakiekolwiek cechy charakterystyczne, głowa była gładka i pozbawiona twarzy. Nie było też widać innych znaków szczególnych. Rzeźba wydawała się niedokończona.
Sam stół był gładki i poza kształtem ( i faktem że był wrośnięty w podłogę) niczym się nie wyróżniał. Na jednej półokrągłej ścianie było pięć dużych okien z wprawionych w adamantową kratkę magicznych szybek. Za nimi rozciągał widok co najmniej niezwykły.
Unoszące się w pustce sześciany o rozmiarach miast, gór i kontynentów nawet. I wyglądało, że ta komnata i całe to miesjce było “zbudowane” na takim sześcianie. Owe obiekty za oknem unosiły się leniwie w pustce poruszając powoli. A powietrze przeszywały dźwięki bitew i rozlewu krwi. Jakby w całym świecie toczyły się ciągłe walki. Tylko między kim… kto mógł żyć w takim miejscu? I o co walczył?

W komnacie była jeden trup. Ofiara konfliktu? Może. Czaszkę miał rozłupaną i mózg mu było widać. Jego głowa uderzyła się o jedno z okien, albo ktoś tą głową uderzył. Tak czy siak pozostały na szybach krwawe smugi świadczące o przyczynie zgonu ofiary. Uderzenie było mocne… czaszka trzymała się w całości tylko dzięki opasce. Zmarły był z pozoru człowiekiem w magicznej zbroi płytowej. Z pozoru, gdyż gdy mu się bliżej przyjrzeć to łatwo było odkryć że zamiast dwojga oczu miał trzy… jedno dodatkowe znajdowało się na czole, nieco powyżej nosa. Śmierć jaką zginął wyryła zaskoczenie na jego twarzy. Musiała być więc szybka. Na jego pancerzu widniał znak, który ciężko było uchwycić wzrokiem, a może umysłem… ciągle rozedrgany.


Choć oczywiście nie mógł być. Obrazy są statyczne. Ten “drgał” i dłuższe wpatrywanie wywoływało ból głowy.
Po obu stronach ściany z oknami stały szafki.. otwarte szeroko. Wyrzucone z nich dokumenty i papiery zaścielały “drewnianą” podłogę. Pokryte były tabelami z liczbami i wyliczeniami… i krwią, ale tylko te bliżej trupa.
Po przeciwnej stronie od okien, były drzwi… prowadzące zapewne do innych pomieszczeń tego miejsca.

Pierwszy pojawił się niziołek. Drzwi na moment się zamanifestowały, on z nich wyszedł i znikły. Przybysz nie miał za bardzo czasu na rozglądanie się, bo zaraz pojawiły się kolejne drzwi i przez nie przeszedł, mężczyzna o egzotycznej urodzie, ubrany w szatę wyszywaną w błyskawice narzuconą niedbale na haramaki.
Nie zdążyli jednak wymienić się zdaniami, bo kolejne drzwi… kolejna istota. Rudowłosa o skórze pokrytą niebieską łuską tu i tam, “zbroi” liściastej na ciele kończącej się spódniczką i z włócznią w ręku.
Następne drzwi przyniosły kolejną dzikuskę, tym razem zielonoskórą i uzbrojoną w łuk uniesiony do strzały. Półorczycę, choć… o dość delikatnej urodzie jak na ich rodzaj.
Niemniej uniesiony łuk świadczył niewątpliwie, że jest w niej krew orków. I ich temperament.
Ich uwagę odwróciły dwa półelfy wchodzące przez pojawiające się drzwi. Najpierw jeden z łukiem w dłoni i ewidentnie ślepy. A potem kolejna dziewczyna z lucereńskim młotkiem w dłoni i z obliczem naznaczonym drobną niebieską łuską smoczej natury.
Kolejna osoba w już i tak zatłoczonej sali.
Niemniej pojawienie się… automatona przechodzącego przez kolejne. Mechaniczny humanoid był czymś całkowicie odległym od pozostałej grupki ciepłokrwistych. A że nie pojawiły się kolejne drzwi, to cóż… zagubieni podróżnicy nie mogąc od razu wrócić do domu, musieli się dogadać… lub pozabijać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-05-2020 o 11:06. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 28-05-2020, 15:03   #2
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Drzwi pojawiły się znikąd. Imra była tak zaskoczona, że przez moment niedowierzała swoim oczom. Spóźniony sojusznik? Nie mogła być pewna. A jednak biła od nich niespotykana aura. Obietnica, której kobieta nie wyobrażała sobie się skusić. Przygoda. Niedorzeczność!

Wrota do sali tronowej zagruchotały pod uderzeniami. Nigdy nie było czasu na zastanowienie się kiedy działo się coś dziwnego. Westchnęła ciężko zabierając torbę z ciała poległego poszukiwacza. Przekroczyła przez drzwi.

[media]https://i.gifer.com/GJ4n.gif[/media]

Przez moment świat był inny, niezrozumiały, poza pojmowaniem. O mało się nie przewróciła wychodząc na drugą stronę. Z chrzęstem ciężkiej metalowej zbroi jakoś utrzymała równowagę. Odrzucając za plecy nierówno wiszącą pelerynę rozejrzała się. Powiodła pustym spojrzeniem turkusowych oczu po okolicy. Krzywa podłoga, dziwne osoby, dziwne pomieszczenie, kolejne trupy.

- Uroczo– mruknęła bez emocji.

Dwie rzeczy zwracały uwagę w wyglądzie półelfki. Blizna wokół oka idąca aż na czoło oraz niebieskie łuski porastające twarz. Cokolwiek spowodowało tę bliznę odbarwiło włosy w tamtym miejscu na biały kolor i wybieliło tęczówkę lewego oka. Dodatkowo łuski nie porastały tamtego miejsca.

Nie miała przy sobie żadnego plecaka, ledwie niewielką torbę przy pasie. Poza okrutnie wyglądającym młotem miała jeszcze jedną broń przy sobie. Dwuręczny miecz przytroczony tak aby mogła się z nim swobodnie poruszać. Rycerz nic dodać, nic ująć.

(rysunek poglądowy)
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-05-2020, 15:34   #3
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Mhograah "Mmho" Haragha z plemienia Złotego Węża zwana Tą Która Zdobyła Serca Króla


Mmho puściła włosy dziewczyny w chwili, kiedy ta przestała jęczeć. Z zadowoloną miną i wypiekami na twarzy, widocznymi na zielonej cerze, klepnęła ją jeszcze w nagi, już i tak czerwony pośladek. Jej kochanka opadła na poduszki z wyraźnie zadowoloną miną.
Pół-orczyca, bez słowa zaczęła ubierać swoją bieliznę a później całą resztę. Dzień dopiero się zaczynał. Lubiła takie intensywne początki.

"To będzie dobry dzień" pomyślała zielonoskóra wychodząc z namiotu i przeciągając się.

Miała na sobie strój z brązowej skóry z krótką spódnicą, oraz mithrilowy napierśnik. Wszystko idealnie dopasowane, zdobione i kobiece. Pasowało do Mmho, która mimo swojego pochodzenia była urodziwa. Przypięła do pasa długi miecz. Na plecy założyła plecak, kołczan ze strzałami a na koniec swój ukochany łuk. Nazywała go pieszczotliwie "postrachem elfów" lub "zabójcą króla". Właśnie on, stanowił dosłownie przedłużenie jej ramienia. Kiedy trzymała go przed sobą napięty do granic możliwości wyglądali razem groźnie, wręcz zabójczo. Widok ten dopełniał piękny tatuaż orczycy. Złoty wąż wijący się przez całą jej rękę, którego otwarta paszcza kończyła się na jej dłoni.

Powitał ją codzienny widok. Obozowisko, które teraz było jej domem budziło się do życia. Córki plemienia Złotego Węża powoli wychodziły ze swoich namiotów i zajmowały się swoimi codziennymi czynnościami. Niektóre z nich zwracały uwagę na ubraną Mmho. Dawno nikt nie widział jej w kompletnym stroju, jakby gotową do drogi. Teraz, kiedy orczy synowie zasiedli na ludzkich tronach a wojna dobiegła końca, Mmho ubierała się tak tylko wtedy gdy czekała ją podróż na kolejne zebranie Rady Starszych. Zawsze miała wtedy niezadowoloną minę. Dziś było inaczej.

Pół-orczyca ruszyła przed siebie. Jej celem było centrum obozowiska, tam po środku niczym pomniki, niezmącone znakiem czasu stały wbite w ziemię pale. Z dwóch najwyższych zwisały puste teraz klatki. Z czterech niższych obroże i zapięcia na nadgarstki.

"Płonęły ogniska i płonęły knieje
Elfy krzyczały, że aż strach
Ach tak"


Mmho przypomniała sobie fragment pieśni barda Fila z Milo i uśmiechnęła się sama do siebie na to wspomnienie i kilka innych wspomnień. Ta chwila sprawiła, że na miejsce dotarła uśmiechnięta.


- Mhograah Haragha z plemienia Złotego Węża zwana Tą Która Zdobyła Serca Króla, Starsza, Radczyni Rady Międzyplemiennej, Matka K…
- Daruj sobie Szamanko… - powiedziała oschłym tonem, zahaczającym o cień groźby. Szamanka, Złota Pokusa umilkła.
- Błogosławieństwo… - zaczęła znów mówić dopiero po chwili.
- W rzyci chędożonej elfki mam błogosławieństwo… - odparła gardłowo łuczniczka.
- Mmho… - Szamanka zachowywała spokój i wyrozumienie godne podziwu. Cóż, znała ją doskonale.
- W dupę, dobra, śpiewaj… - Mmho, dała za wygraną. Wolała nie wdawać się w dłuższe dyskusje ze Złotą Pokusą. Obawiała się, że mogą zakończyć się próbą dowiedzenia się, dlaczego ostatnie kilka nocy spędziła w namiocie u Hoo.
Szamanka zaczęła błogosławieństwa od wszystkich bogów, pana Ognia, pana Chaosu, pani Matki i pani Ziemi. Darowała sobie pompatyczny wstęp. Mhograah śledziła ją wzrokiem.
- Wiesz, że jak będą mnie doprowadzać do szaleństwa, to jeszcze dziś z nimi wrócę? - zapytała Szamankę, gdy ta skończyła, patrząc prosto w jej żółte oczy.
- Wiem - odpowiedziała cicho Złota Pokusa, po czym obydwie przeniosły spojrzenie na czekające kilka kroków dalej młódki. Każda w skórzanej zbroi, z mieczem i łukiem.
- Po prostu spróbuj. Możesz nauczyć je więcej niż ktokolwiek…
- Albo zabić szybciej niż ktokolwiek… - Mmho znów weszła jej w słowo. Nie miała dziś ochoty na długie monologi szamanki, wolała ukrócić niespodziewaną chęć pożegnania jej i ruszać w drogę.

Jej nowe podopieczne przebierały nerwowo nogami. Bały się jej. Widziała ten strach w ich oczach.
- Idziemy - rzuciła do młódek - i lepiej postarajcie się nadążyć. Każdą, której się to nie uda zostawię na pożarcie wilkom - zagroziła.

***

"Płonęły ogniska i płonęły knieje
Elfy krzyczały, że aż strach
Ach tak
Uginały się pod Mhograah stopami
połacie kalin gdy nieśpiesznie szła
Och szła…"


Mmho podśpiewywała w myślach, starając się uspokoić i nie zrugać dziewczyn tylko za to, że oddychają. Ich obecność ciążyła jej, równie mocno jak myśl, że ma zostać ich mentorką. Szamanka nalegała, a ona miała do stracenia co najwyżej kilka godzin dobrego seksu z Hoo, albo Lho, albo Fushi, albo…
Albo, kilka kolejnych siwych włosów do kolekcji.

Odwróciła się, by spojrzeć która z młódek została najbardziej w tyle. Planowała ją za to później ukarać. Gdy znów spojrzała przed siebie, tuż przed nią wyrósł portal…

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 28-05-2020, 17:02   #4
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
- Złamałeś rękę mojemu człowiekowi, pijesz na koszt ratusza już tydzień, wszczynasz burdy, starty miasta szacujemy na…
Burmistrz rybackiej mieściny zaczął wyliczać wszystkie domniemane wydatki - przynajmnij do momenty gdy nie zaspał się całkowicie, oblewając przy tym charakterystycznym, lepkim potem idealnie obrazującym śliski charakter jegomościa. Kapitan straży mądrze potakiwał patrząc na niziołka swymi, dla odmiany niezbyt bystrymi oczami, z wyraźną wyższością. Wszak jakby mały najemnik miał się równać z nim, kapitanem, dowódcą bandy pijaków, zboczeńców i pospolitych szubrawców, gdzie co najmniej połowę zaciągnięto chyba tylko dlatego, aby uzupełnić liczebność, a pan dowódca mógł się zwać kapitanem straży miejskiej, a nie tylko przydupasem burmistrza od brudnej roboty.
Kvaser nie przeczył, poznał kilku dobrych chłopaków w mieście, ale niestety, miał bardzo niskie mniemanie o tutejszym porządku społecznym. Gdzieś w połowie monologu burmistrza stracił nim kompletnie zainteresowanie, pogrążając się w rozmyślaniach dotyczących optymalnej trasy podróży na kolejną wyprawę, aby odwiedzić preferowane miejsca.
- ...zatem będę zmuszony was aresztować.
Kapitan zakomunikował z wyraźna dumą pukając w stół aby wezwać pomocników. Niziołek, jak na siebie, zareagował bardzo spokojnie. Lekko zmrużył oczy jakby nie wierząc w to co słyszy.




Niczym nie przypominał typowego wyobrażenia przedstawiciela swojej rasy, może za wyjątkiem bardzo przeciętnego dla niziołków wzrostu oraz bujnej czupryny - chociaż jej nieład bardziej kojarzy się z bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem niż zawadiackim, łotworskim urokiem. Rysy twarzy niziołka można byłoby najtrafniej określić jako “zakazana morda” zryta bliznami, śladami po obiciach oraz bruzdami głębokich zmarszczek. Jakby tego było mało, na twarzy goszczą, jak i na całym ciele Borsuka, jak zwały go plemiona północy, religijne tatuaże. Przypominające runiczne wzory plemienne zachodziły na policzki, brodę oraz czoło.
Jeszcze gorzej było z czołem niziołka, otoczony plemiennymi znakami wytatuowany został znak Erythnula. Pierwsze spojrzenie na ów symbol sugerowało raczej, iż jest to jakiegoś rodzaju symbol wielkiego zła. Dopiero dysponując odpowiednią wiedzą, można stwierdzić, iż należy on do tego bóstwa. Dokładniejsze przyjrzenie się otaczającym go znakom plemiennym zdradzało, iż mają one za zadanie obwieścić nieposłuszeństwo oraz neutralizować ten znak.
Zdrowo umięśnione ciało Kvasera, poza śladami obrażeń, gdzie najpopularniejsze były blizny po cięciach oraz oparzeniach, pokrywały na niemal całej powierzchni plemienne tatuaże. Osoba potrafiąca je czytać bez trudu zrozumiały, iż poza standardowymi dla prymitywnych plemion życzeniami pomyślności oraz ochrony mają dużo głębszy, niemal mistyczny sens zawierając wyznania win, wezwanie wszystkich duchów zemsty do swego celu, przysięgę posłuszeństwa jakiejś potężnej sile oraz chęć jej zgładzenia oraz na płaszczyźnie religijnej, poszczególne runy zdają się tworzyć drugi krwioobieg mitycznych sił wiecznego żaru oraz gniewu mieszającego się ze sobą.
Niestety, dla większości ludzi były to po prostu ekscentryczne znaczki nie ostrzegając ich przed niczym. Niekiedy magowie zadawali sobie trud, by dostrzec w sednie istoty niziołka drzemie silna konotacja duszy i ciała do żywiołu ognia, a wokół niego unoszą się wokół jego osoby unoszą się ledwo wyczuwalne, jakieś quasi-świadome plamy negatywnej energii.
Chwilę trwało nim do sali wtoczyli się strażnicy. Zwykle, gdy tylko ruszał, poruszał się w sposób iście wściekle pewny, aż kipiąc z emocji, przekładało się to na jego postawę statyczną. Mimo, iż dużo niższy od otaczających go ludzi, był bardzo pewny siebie. Nogi szeroko rozstawione, lekko bujając się na boki, oddychając miarowo. Poprawił płaszcz, zaczepił swobodnie rękę o pasek torby na ramię. NIe sięgał po broń na plecach, mimo wyboru - łuk, miecz i młot spoczywały spokojnie, czy raczej ich miniaturki dostosowane do jego rozmiaru. Duży nóż u pasa wyglądał raczej jak narzędzie pracy niż prawdziwy oręż. Zdawał się być dość lekko opancerzony, mimo wystających spod ubrań płytek zbroi.
- Czy wy jesteście zdrowi na umyśle - niziołek zapytał przeciągając pytanie - zapłaciliście mi ledwo trzecią część umówionej kwoty, wikt i opierunek był w umowie. Nie moja wina, że wielki, groźny orczy herszt nie chciał się jeszcze pojawić - wyszczerzył się szeroko nie kryjąc ironii - a teraz żal paru groszy się zrobiło. I co mości kapitanie, tych chłopaczków na mnie wysyłasz, bo co, bo w przeciwieństwie do reszty twoich ćwoków, tych będzie mi żal oćwiczyć? W sumie masz rację.
Jakimś cudem pięść niziołka znalazła się dokładnie na twarzy kapitana. Dźwięk łamanej szczęki kapitana przypominał odgłos pękającej gałęzi. Ogłos trudny do wytarcia z pamięci. Strażnicy patrzyli się na siebie baranio gdy Kvaser nie słyszał o zasadzie nie kopania leżącego i po prostu zasadził ładnie wymierzonego kopniaka w zbierającego się z ziemi kapitana, definitywnie odsyłając go do krainy bólu i nieprzyjemności.
- Kwotę biorę za zaliczkę, kontrakt zerwany - fuknął do burmistrza wskazując go palcem - równie dobrze mogliście sami go zerwać jak za długo było czekania albo brać kogoś tańszego. Żegnam.
Chwilę po wyjściu najemnika jeszcze dźwięczało echo potznego trzaśnięcia drzwiami.

***

Portal do innego świata pojawił się w drodze do miejskiej stajni. Niziołek długo się nie zastanawiał. Jak przed każdym krokiem w nieznane (znaczy każdym, w którym był raczej spokojny) zrobił szybki rachunek obietnic, zaległości i ewentualnych długów… i wszedł w nieznane.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 28-05-2020, 19:43   #5
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Jak wiele opowieści mówi, los sprzyja tym, którzy sami na niego pracują. Ale żadna nie wspominała o tym, że przeznaczenie potrafi być tak dosadne. ~I z kiepskim wyczuciem czasu~ pomyślał Wędrowiec, gdy tuż obok pojawił się portal w nieznane. Ostatnie kilka dni spędził na penetrowaniu tych zapomnianych przez cywilizację ruin gdzieś w samym sercu dzikiego Xendriku, a gdy tylko odnalazł poszukiwany skarbiec i odłamki, które miały umożliwić opuszczenie tej sfery, tuż obok takie przejście otwiera się samoistnie, jakby specjalnie dla niego. Tydzień wcześniej i nie musiałby przedzierać się przez dżunglę, walczyć z niespecjalnie przyjaznym tubylcami i unikać pułapek zastawionych przez bardzo zapobiegawczych budowniczych tego pałacu.

Jednak z drugiej strony, to tego właśnie szukał - miejsca daleko od Khorvaire, Pana Ostrzy i Domów. Jeśli miał kiedykolwiek stać się tym, kim zamierzał, musiało to wydarzyć się poza Eberronem, dopiero potem będzie mógł wrócić i zmienić to, co zrobił w przeszłości, już jako ktoś zupełnie inny. A to była idealna okazja: zniknąć bez śladu, stać się wolną istotą, przynajmniej przez jakiś czas nie musieć oglądać się za siebie. A do tego okazja do poznania nowych miejsc, osób i co najważniejsze, opowieści!

Jeszcze raz powoli przyjrzał się portalowi. Co było po drugiej stronie, tego wiedzieć nie mógł. Wspaniałe bogactwa, fascynujące, obce światy? A może powolna i bolesna śmierć, przy której bladły puste groźby wysłanników Pana Ostrzy? Jednego był pewien: nie poznał jeszcze żadnej fascynującej historii, która zaczęła się tym, że jej bohater został w domu.
Mężczyzna wkroczył w portal, uśmiechając się do siebie.

***


Z ostatnich magicznych drzwi wyłoniła się masywna postać, którą tylko na pierwszy rzut oka można było nazwać człowiekiem. Mierzący blisko dwa metry mężczyzna o potężnej muskulaturze miał na sobie ciężki, obszerny płaszcz, pod którym widać jednak było, że większa część jego ciała została zastąpiona protezami wykonanymi z metalu i kryształu, które, choć wykonane z kunsztem i precyzją, przypominały bardziej sprawdzoną w wielu bojach zbroję niż prawdziwe kończyny. Jedynym bardziej “ludzkim” elementem była jego twarz - kiedyś zapewne przystojna, lecz teraz postarzała, poznaczona bruzdami i bliznami, częściowo zasłonięta przez grzywę ciemnych, niezbyt zadbanych włosów. Jasnoniebieskie oczy uważnie taksowały pomieszczenie z chłodną, prawie maszynową obojętnością.
Przybysz wydawał się nie mieć ze sobą niczego poza skromnym strojem podróżnym, wyraźnie używanym, ale utrzymanym w zaskakująco dobrym stanie. Jeśli miał przy sobie cokolwiek cennego, skrzętnie to ukrywał.
 
Sindarin jest offline  
Stary 28-05-2020, 20:10   #6
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Przejście przez magiczne drzwi-portal, okazało się być… dziwaczne. Trochę ją zemdliło, trochę się w głowie zakręciło, i na moment Vaala miała wrażenie, jakby latała, co w sumie nowością dla niej nie było, tu jednak dominowało uczucie, jakby właściwie to wystrzeliła do przodu…

Stół, rzeźba, trup, na podłodze papierzyska, a za dziwnym oknem dziwny świat.

I jakieś ludzie, i nie-ludzie, pojawiający się co chwilę przez podobne drzwi, przez jakie i ona tu zawitała. Zaczynało się robić ciasno, co dobrze na Vaalę nie wpływało. Z przymrużonymi ślipkami, w obu dłoniach ściskając przed sobą włócznię, przystrojoną paroma piórami, w niby bojowej pozie… warknęła. Tak po prostu, niemal po zwierzęcemu. Warknęła na wszystkie przebywające tam z nią istoty, przyglądając im się podejrzliwie.


Była dosyć niska, drobniutkiej budowy*, z rudawą burzą włosów w nieładzie, w których również miała kilka jakiś piórek, i innych, dziwacznych rzeczy. Ubrana była w coś, co można było nazwać… Zbroją liściastą?? Wyglądało toto niczym jakiś napierśnik, ale było z prawdziwych liści, i nie, nie po prostu ot z paru listków, niby czymś ze sobą powiązanych. Ten pancerz naprawdę był wykonany z owej zieleniny, a każdy listek nachodził na pozostały, zazębiały się ze sobą, tworzyły solidną strukturę, kształt, całość. W oczy rzuciła się również skóra owej dziewoi, o mocno błękitnym odcieniu, i kilka rzędów łusek na obu ramionach.

Do tego jakaś torba nie pierwszej “świeżości” przełożona przez głowę i ramię, spoczywająca teraz na biodrze, łuk na plecach, podniszczona, cerowana spódniczka, sięgającą nieco powyżej kolan, i bose, brudne stopy.

“Dzikuska” w tym czasie, dla odmiany minimalnie opuściła oręż, po czym zaczęła… węszyć. Tak po prostu, kilka razy to w stronę jednego, to drugiego, wyłapując ich zapachy?? A i ją było czuć, ziemią, brudem, trawą, i paroma innymi, dosyć dziwacznymi zapachami.

Niziołek, ludzki mężczyzna, Półorczyca, Półelfka i Półelf, i… to coś. Ta… rzecz. Niby właśnie jak żywa rzeźba, albo jakiś Golem, albo… nie...to nie żywa zbroja… Vaala nie umiała sobie ostatniego jegomościa nazwać. To wszystko jednak jej się nie podobało, a uczucie narastającej ciasnoty wzbierało.

- Drzwi? - Odezwała się we wspólnej mowie, po czym nie czekając na jakiekolwiek odpowiedzi, dodała, kiwając głową i szczerząc ząbki w niby uśmiechu - Drzwi…

Szybko jednak przestała, widząc bojowo nastawioną Półorczycę, celującą z łuku. Zaczęło się więc pierwsze "prężenie mięśni" i niby powoli jakieś rozmowy...











* Vaala ma 157cm i waży...45kg :PP
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 28-05-2020 o 20:45.
Buka jest offline  
Stary 28-05-2020, 21:16   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kto powiedział, że sława musi być przyjemna?
Przez ładnych parę lat Harran uważał, że - mimo pewnych niedogodności - sława jest całkiem przyjemna, a plusy zdecydowanie przeważają nad minusami. Znaczna część przeszkód znikała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nagrody wpadały (prawie) bez wysiłku do rąk, dzieci rzucały kwiaty, panny rzucały (się) na szyję...
I tylko rodzina przeszkadzała nieco w rozkoszowaniu się sławą i czerpaniu z niej korzyści pełnymi garściami.

Prowadzący nie wiadomo dokąd portal kusił nie tylko wizją kolejnych przygód, ale i szansą oderwania się na jakiś czas od upierdliwych krewnych.
Harran zaś od czasu do czasu ulegał pokusie, i to nie tylko tej, która kryła się między kobiecymi udami. Zaklinacz rozejrzał się dokoła by sprawdzić, czy nie zapomniał jakiegoś drobiazgu, po czym wkroczył w portal.

* * *


Wysoki, szczupły mężczyzna miał na sobie błękitną szatę, na pierwszy rzut oka - magiczną. Jasnoniebieskie oczy wyraźnie odbijały się od ciemnej, gładko ogolonej twarzy. Na ramieniu siedział miniaturowy smok.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-05-2020 o 21:35.
Kerm jest offline  
Stary 28-05-2020, 21:28   #8
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Przeszedł zdecydowanym krokiem.

Odziany w proste szaty - podobne do tych, jakie noszą wędrowni misjonarze - stał wyprostowany, z zamkniętymi oczami, w idealnej równowadze pomimo krzywizny podłogi. Był średniego wzrostu. Powolnym ruchem skierował głowę ku każdemu z pozostałych. Poznawał otoczenie na swój sposób. Trzymał w ręku mahoniowy łuk, zwykły kołczan na biodrze. Wypłowiała torba podróżna na plecach.

Gładko ogolony mężczyzna o łagodnych rysach, wysokim czole i wyrazistych kościach policzkowych. Młody nie był, ale jeszcze nie stary. Na ludzkie lata miałby może koło czterdziestki. Mimo to, długie proste włosy koloru nocy przeplatały już liczne pasma siwizny. Bił od niego spokój.

Baczny obserwator mógłby dostrzec u niego małe srebrne pierścienie na palcach i krzyształowe kolczyki w uszach.

Ambroṩ czekał. Nic tu nie działo się przypadkowo.
 
__________________
Słudzy nieużyteczni jesteśmy
Ryder jest offline  
Stary 29-05-2020, 21:44   #9
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Mmho, piękna pół-orczyca, nie opuściła łuku nawet na ułamek sekundy z niepokojem przyglądając się ostatnim znikającym drzwiom. Czujnym wzrokiem zaczęła przyglądać się towarzyszom niedoli, gdy zaś jej wzrok padł na dwoje pół-elfów wyszczerzyła zęby niczym wąż szykujący się do ataku i cicho syknęła.
Nie trzeba było być dobrym obserwatorem, by zauważyć, że cała jej lewą rękę oplata ogromny tatuaż węża, wyglądający niczym rysowany złotymi nićmi. Jego otwarta paszcza kończyła się na dłoni orczycy.
- Mmho, widzi elfy - powiedziała wystarczająco głośno - żywe, prawdziwe elfy. - Przy "żywe" nawet lekko się uśmiechnęła, choć nie był to miły uśmiech.
- Tu są tylko porzucone dzieci. Żadnych elfów - Imra odpowiedziała widząc, że zielonoskóra patrzy na nią i drugiego półelfa. Może powinna siedzieć cicho, ale nazywanie jej elfem to jak uznawanie, że każda połówka jest całością.
Harran uniósł wzrok ku niebu... a raczej ku sufitowi. Niestety, zawsze musiał znaleźć się jakiś oszołom... bez względu na rasę czy płeć.
Niziołek nie sięgał po broń, raczej przejawiając nastawienie bardziej badawcze niż wojownicze w stosunku do całej sytuacji w której się znalazł. Na wymianę zdań odnośnie elfów uśmiechnął się pod nosem, trudno stwierdzić czy ze względu na treść czy na ton interlokutorów.
- Rozumiem, że wszyscy mają takie same pojęcie co się tutaj dzieje jak ja - powiedział głośno i wyraźnie wzbudzając lekkie echo w sali.
- Jeśli rozumiesz przez to niewielkie, to potwierdzam - głos masywnego mężczyzny pasował do jego postawy, dało się też w nim usłyszeć delikatny metaliczny pogłos. Automaton schował pod płaszczem dłoń, którą chwilę temu wyciągnął w geście przypominającym trzymanie miecza, co było o tyle dziwne, że żadnej broni przy sobie nie miał, po czym spokojnym krokiem ruszył przyjrzeć się martwej istocie. Która pozostała martwa… uzbrojona przy tym magiczny falchion, oraz lekką kuszę, magiczny płaszcz odporności jak i pierścień ochrony pod żelazną rękawicą. Osobnik mógł być rycerzem, ale raczej był kapłanem… bo nosił w sakiewce oprócz kilku magicznych mikstur srebrny symbol swego bóstwa. I niestety tylko ten przedmiot był śladem pozwalającym powiedzieć o nim coś więcej. Pozostałe przedmioty magiczne wyglądały na pospolity szmelc. Dobry dla początkujących poszukiwaczy przygód, ale herosi zwykle mieli coś lepszego. Mężczyzna podniósł do oczu kapłański symbol - nie spodziewał się rozpoznać bóstwa, ale ten przedmiot wydawał się być czymś najważniejszym dla zmarłego.

- Vaala - Powiedziała nagle dzikusko-obdartuska, nadal uważnie obserwując pozostałych. Po chwili zaś, przytknęła dłoń w okolice swego serca, po czym powtórzyła… swoje mię? I zrobiła jednocześnie dwa kroczki w kierunku drzwi pomieszczenia, w którym się wszyscy znajdowali, po czym spróbowała je najzwyczajniej w świecie otworzyć…
- Wolałbym abyście jeszcze nie opuszczali pomieszczenia. - odezwał się głos nieco męski i nieco krystaliczny. I dochodzący zewsząd i znikąd zarazem. Nawet obdarzony w tej sytuacji przewagą niewidomy Ambroṩ nie potrafił zlokalizować mówcy, choć wydawało mu się że pomieszczenie odrobinę… wibruje w takt dźwięków.
- A ty kto? - Spytała Vaala rozglądając się niepewnie, i w końcu patrząc… w sufit, zastygając w pozie z dłonią na klamce drzwi.
Kvaser miał minę jakby bardzo, ale to bardzo starał się nie wzruszyć ramionami oraz nie wypluć z siebie jakiejś uwagi o teatralnych głosach z nicości rekompensujących brak kuśki rozbujałym ego… Ale zamiast tego po prostu zamilkł czekając co dalej.
- Uroczo - Imra rozejrzała się po pomieszczeniu szukając źródła głosu. Bezskutecznie.
Mmho uśmiechnęła się lekko na okomentarz Imry dotyczący porzuconych dzieci, już miała opuścić lekko w dół łuk by okazać szczątki zaufania, gdy nagle rozległ się ten głos. Był wszędzie, ale przez to pół-orczyca w jakimś odruchu zaczęła szukać go na suficie, chwilowo też tam celując.
Mag rozejrzał się dokoła, zastanawiając się, jaką sztuczkę zastosowano w tym momencie.
- Przynajmniej jest ktoś, kto nam wyjaśni parę spraw - powiedział. Równocześnie pogłaskał siedzącą na jego ramieniu, wyraźnie zaniepokojoną miniaturkę smoka.
- Lub coś - stwierdził cicho automaton. - Co masz nam do przekazania lub zaoferowania? - zapytał głośniej. Powód, dla którego się tu pojawili, stawał się trochę wyraźniejszy.
Drugi z półelfów mimowolnie lekko się uśmiechnął. Wreszcie przemówił.
- Nie jest zbyt kulturalnym mówić tak do gospodarza, szczególnie tuż po przekroczeniu progu jego domu - głos jego był lekki i spokojny - Witajcie, jestem Ambroṩ, miło was poznać.
- Jestem… statek… i jestem… umierający… jak by to ująć w kategoriach istot organicznych. Moja załoga została wymordowana przez tego tutaj i jego towarzyszy. A wam zaproponowałem… właściwie to rozesłałem wabiki wykorzystując większość zasobów jakie mi pozostały… by znaleźć nową załogę, która mnie uratuje. - wyjaśnił głos.
- Na moje - niziołek zaczął szybko, po chwili dopiero robiąc pauzę - na moje to brzmi jak zaproszenie na dobrą kolację. Wolałbym jednak nie być daniem głównym, mości Statku.
Automaton kiwnął lekko głową, przypuszczenia powoli się potwierdzały
- Czy ci towarzysze wciąż znajdują się na twoim pokładzie? Czy uszkodzili ciebie w jakiś sposób, czy jedynie zabili poprzednią załogę? - suchym głosem zadawał kolejne pytania. Podróżował podniebnymi statkami, lecz pierwszy raz napotkał taki, który mówi - czyżby inny rodzaj spętanego żywiołaka? Miał okazję do zaspokojenia ciekawości, jednocześnie odkładając moment przedstawienia się.
- Informacja ta obecnie jest niedostępna….- odparł jakoś sztucznie Statek. Po czym sprecyzował. - Załogi nie ma obecnie w obszarze moich sensorów. Możliwe że ich ciała są w komnatach załogi lub gości, ale ich nie słyszę… a widzieć nie mogę. Nie jestem w stanie też odpowiedzieć na pytanie o jej los. Część kamieni pamięci w których zapisuję doświadczenia uległa zniszczeniu podczas uderzenia o sześcian, resztę musiałem wygasić by oszczędzić energię. W tej chwili opieram się tylko na kluczowych dla mojego funkcjonowania kryształach.
- A co z intruzami? Tymi którzy zabili załogę? - mężczyzna skrzywił się zrozumiawszy, że źle zadał poprzednie pytanie.
- Ci na pokładzie zginęli, gdy zdecydowałem się uderzyć sobą o sześcian w celu ich uśmiercenia.- wyjaśnił Statek i zwrócił się do niziołka. - Nie jesteście moimi więźniami i nie jesteście zobligowani mi pomóc. Niemniej nie mam możliwości odesłać was z powrotem.
- A czy wiesz chociaż, jak możemy ci pomóc? Jeśli zdecydujemy się tu zostać? - spytał Harran.
- Tak. Zlokalizowałem źródło energii które może zastąpić moje uszkodzone serce.- wraz z tymi słowami na stole zaczęły pojawiać się rysy tworzące mapę obszaru dookoła obłego obiektu… będącego statkiem.
- Za bardzo przypomina mi to pająka - Kvaser zwrócił się do statku jakoś tak obojętnie - ale nie dojdziemy w tej sprawie do niczego sensownego. Zatem miło poznać - skłonił się w próżnię w kierunku statku.
- Statku - wtrącił Ambroṩ - zbyt wiele, zbyt szybko. Daj nam, proszę, poznać się. Jeśli mamy ci pomóc, musimy współpracować. A do tej pory nawet nie wiem jak ta miła pani, która chyba nie polubiłaby się z moją matką, ma na imię…
Imra spojrzała mimowolnie na drugiego półelfa. Pokręciła głową.
- Czegoś mamy się szczególnie wystrzegać?
- Nie ma nic niebezpiecznego na moim pokładzie.- wyjaśnił Statek. - Moje sensory dostrzegły kolonię żywych istot w bezpiecznej odległości. Niestety sam obiekt skrywający potencjalne źródło energii jest za daleko bym miał taką samą pewność. Niemniej też nie wyczułem organicznej energii. Niestety nie jestem w stanie namierzać istot nieumarłych.
- Dobra jedno ci pomóc, ale co z tego będę mieć? - Imra zmieniła temat.
- Jesteście moją załogą… czyli moimi właścicielami. I wszystkiego co jest na lub pod pokładem. - wyjaśnił Statek wyraźnie zaskoczony tym pytaniem.
 
Asderuki jest offline  
Stary 29-05-2020, 21:47   #10
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Pomogę ci - rzucił automaton bez wahania - Źródło energii, czym może być?
- W warsztacie mechanika powinien znajdować się kompas służący do szukania takich obiektów - uprzejmie wyjaśnił Statek.
- Ummm… co to jest “statek”?? - Wypaliła nagle Vaala, wciąż stojąc przy drzwiach z dłonią na klamce, przysłuchując się rozmowom.
- Zwykle coś, co podróżuje po głębokiej wodzie - odparł Harran. - Taka bardzo, bardzo przerośnięta łódź.
- Ahaa…- Dziewczyna najpierw pokiwała potakująco głową, potem jednak... przecząco, i wzruszyła ramionami, szczerząc ząbki. A następnie nacisnęła w końcu ową klamkę.
Za nimi były schody na pokład otoczone z dwóch stron ścianami sąsiednich pomieszczeń. A u podstawy schodów leżał kolejny człowiek. Ze skręconym karkiem. Z rapierem w dłoni i skórzni na torsie… i z takim samym dziwnym glifem jak ten na zbroi kapłana.
- Jeśli chodzi o jakieś przykręcanie śrubek czy inne tego typu mechaniczne zabawy, to na mnie nie licz - powiedział Harran. - A poza tym... Spróbuję ci pomóc.
- Na jak długo masz energii aby zapewnić nam byt, gdziekolwiek jesteśmy? - Kvaser nagle zapytał bijąc się z myślami.
- Jesteście bezpieczni… w miarę. To Acheron… jego środowisko pozwala na przeżycie. Ja sam zostanę zniszczony za pięć albo sześć dób. Wtedy to sąsiedni sześcian zderzy się z tym miażdżąc mnie.- wyjaśnił uprzejmie Statek.
- Świetnie - niziołek odpowiedział cicho, pod nosem - dobra, wszyscy - mały wojownik warknął na głos niosącym się echem po sali - chodźcie tutaj, ty przy drzwiach też - zamachnął ręką pewnym serdecznym gestem w stronę kobiety wyglądającej na schody - zanim ktokolwiek będzie tu coś robił, może ustalmy czym dysponujemy i co robimy… razem… - rzucił trochę rozbawiony patrząc na zbieraninę osobliwości jaką miał tutaj.
Sam usiadł na jednym z wolnych krzeseł, ostentacyjnym gestem odwieszając broń na bok i ponownie gestem zaprosił wszystkich do siebie.
- Na oklapły tyłek jebanej elfki - pół-orczyca przeklęła brzydko pod nosem. Po wysłuchaniu tego wszystkiego, co absolutnie nie mieściło jej się ani w głowie, ani w wyobraźni, w końcu opuściła łuk. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru go użyć, nawet by ostrzelać ściany statku. Zielonoskóra przyłączyła się do niziołka, usiadła również na wolnym krześle. Poczuła się jak na obradach, których zdecydowanie nie cierpiała. Postanowiła więc milczeć, dając mówić innym.
- Harran, zaklinacz - przedstawił się mag. - I Afreeta. - Pogłaskał smoczka po głowie. - Czyli możemy spokojnie pozwiedzać wszystko, bez obawy, że coś zepsujemy? - zwrócił się do statku.
- Maszynownia jest na samym dole. Ale raczej ciężko coś bardziej tam zepsuć.- wyjaśnił w odpowiedzi Statek.
- Ja jestem Kvaser Surt, fach mój dość jednoznaczny - przedstawił się po Harranie - widzę, iż raczej wszyscy tutaj, powiedzmy, że są wojownikami różnej sztuki. Jeśli czyjś wygląd skrywa jakieś nieoczywiste właściwości, tutaj jest miejsce na przedstawienie się i poinformowanie nas. Szczególnie jeśli chodzi o znajomość magicznych konstruktów - wzrok niziołka powędrował w stronę automatrona - oraz zapewnienie ochrony ekspedycji.
"Obdartuska" pozostała gdzie stała, otwierając drzwi na oścież, po czym głęboko odetchnęła, opierając się ramionkiem o framugę drzwi.
-Vaala - Po raz kolejny wypowiedziała swoje imię, po czym na drobny moment wyraźnie nad czymś myślała…
- Znam się na roślinach i zwierzętach. Na leczeniu, na magii, ale tej od bogów. Na… zupę ugotować umiem. No i drzemią we mnie różne bestie, w które się umiem przemienić. - Znowu wyszczerzyła ząbki.
- Mhograah Haragha z plemienia Złotego Węża, możecie mówić mi Mmho - przedstawiła się, nie dodając pompatycznych i według niej zbędnych tytułów. - Ja i mój łuk, możemy pomóc wam w zabijaniu. Jeśli znajdziecie żywego wroga, grzecznie poproszę go by zaśpiewał wam balladę - uśmiechnęła się przy tym znacząco, co świadczyło o raczej mało grzecznej formie takiej prośby. - Nic więcej. Żadnej magii.
- Z kolei ja i mój łuk wolelibyśmy ograniczać zabijanie - rzekł Ambroṩ podchodząc precyzyjnie w wybrane miejsce. Cały czas miał zamknięte oczy - Ciężko mi określić mój fach, ale mogę powiedzieć, że tropię rzeczy niezwykłe. Zapewne poinformuję was o zagrożeniach zanim staną się naprawdę niebezpieczne, chociaż to miejsce jest mi zupełnie obce.
Półelfka ponownie przesunęła spojrzeniem po grupie osób, z którą jak wychodzi spędzi przynajmniej najbliższe sześć dni. Przetarła oczy w głębokiej irytacji. Nie na to się pisała.
- Imra Orirel - rzuciła krótko siadając na kolejnym z siedzisk. Kiedy ostatnio musiała się komukolwiek z czegokolwiek tłumaczyć? Zbyt dawno.
- Nazywali mnie Zrodzoną z Burzy. Jakby było mało domieszka smoczej krwi - od niechcenia wskazała na swój policzek, który porośnięty był niebieską łuską.
Automaton kiwnął niziołkowi głową z aprobatą, po czym zasiadł przy stole. Poczekał, aż pozostali się wypowiedzą, zanim sam się odezwał.
- Nie jestem ekspertem, moja wiedza na temat konstruktów nie jest rozległa. Ochrona ekspedycji to bliższe mi zadanie. Jestem.. - zastanawiał się przez moment - ...podróżnikiem. Możecie liczyć na mnie w walce, zwiad też nie jest mi obcy.
- No trudno - Kvaser stwierdził w kierunku bezimiennego podróżnika bez pretensji - pozory mylą. Skoro mamy ogląd towarzystwa… normalnie proponowałbym podzielić się na dwie grupy. Ale w tej sytuacji rozumiem, że jeszcze sobie nie ufamy - wzruszył ramionami machinalnie - trzeba będzie przejść się po pokładzie i zrobić inwentaryzację szkód. Sądzę, iż każdemu lepiej w głowie zostanie co jest czym jak zobaczy to na własne oczy zamiast Statek mu odpowie. Jedna prośba - zawiesił na chwilę głos - trupy zostawiać, to nas spowolni. Na grabienie jest czas po robocie.
- Za dużo mówisz... - powiedział Harran. - Za bardzo się wczuwasz w rolę przywódcy - dodał. - Ja w każdym razie idę pozwiedzać - dodał, kierując się w stronę drzwi, przy których stała Vaala.
- Przynajmniej ma jaja wejść w taką rolę. W tej sytuacji przyda się porządek, ale jasne idźcie. Zwiedźcie statek, znajdzie rzeczy z którymi sobie nie poradzicie i zaznajcie bólu porażki. Powodzenia - Imra z rozpędu złożyła tak zdanie. Ni stąd ni zowąd zabrzmiała od niej groźba. Dopiero jak skończyła upomniała się, że jest w nieco innej sytuacji niż do tej pory.
- Prawdziwi przywódcy objawiają się sami w trudnej sytuacji - bezimienny wydawał się coś cytować - Nie widzę, by ktoś innych rościł sobie prawo do tego miana - dodał, po czym podniósł się z krzesła - Im szybciej przywrócimy funkcjonalność statku, tym lepiej. Pójdę po kompas. Zaprowadź mnie proszę do warsztatu mechanika - ostatnie słowa skierował już do Statku.
Mmho podzielała zdanie pół-elfki. Ponieważ zaraz po "pół", było "elfki", nie śmiała głośno przyznać jej racji apropo jaj i dowództwa.
- Mmho idzie patrzeć na własne oczy - oznajmiła wstając z krzesła, a wyglądało na to, że mówi to właśnie do Kvasera, co mogło świadczyć o uznaniu jego przywództwa - weźmie ze sobą Vaalę i policzy trupy.
Zagadnięta dziewoja zmarszczyła brewki na słowa Półorczycy, jednak nic nie powiedziała, ruszyły więc wspólnie w drogę po tym "statku"...
Niziołek zaśmiał się pod nosem na myśl o tym, iż inni debatowali tu o jakimkolwiek “przywództwie” lecz bardziej jadowity komentarz zostawił swemu sercu. Wyglądał na odrobinę zafrasowanego tym, iż cała zgraja ekstremalnie szybko rozbiegnie się na małe grupy, ale cóż… powiedział co miał.
- Statku, jak szacujesz obecność tutaj innych bytów które mogły umknąć twoim sensorom?
- Informacja ta obecnie jest niedostępna….- usłyszał w odpowiedzi, po czym już normalniej statek się odezwał mówiąc. - Z tego wskazują moje sensory nie ma żywych i nieumarłych bytów na moich pokładach poza wami. Zawartości kwater i załogi jednak nie widzę,a słyszę jedynie… gdyż tak zadecydowali twórcy… chyba. To kwestia prywatności.
Czekając na odpowiedź ruszył do map chcąc je pobieżnie przejrzeć. Niestety “mapy” okazały się tabelami liczb, które… do czego służyły?
- Możesz nas nawigować poza tym pomieszczeniem?
- W granicach mojego ciała… tak. Mogę się odzywać w każdym miejscu mojego ciała. I słyszeć. Niemniej gdy opuścicie mnie tracę z wami kontakt. Rozwiązaniem miało być moje drugie ciało. Ten posąg siedzący na krześle… jednak projekt ten nie został dokończony.- wyjaśnił tymczasem Statek.
Imra sama wstała z krzesła czując niechęć do świata.
- Chodźmy razem z tym pseudo golemem. Potem zobaczymy co dalej.
Ambros również skierował się w stronę istoty, która nie oddycha.
- Fascynujące - rzekł cicho, ni to do siebie, ni to do kogokolwiek w pobliżu.
- No to wszystko jasne. - Kvaser westchnął ciężko z miną w stylu “o ile coś tu może być jasne” zmieszaną z jakimiś wyzwiskami. Podszedł do stolika i ponownie zarzucił na plecy odwieszony oręż i po prostu skierował się do wyjścia bez słowa, gestem ręki zapraszając kogoś za sobą, lecz nie oglądał się w tył.
- Statku, pokieruj nas po najważniejszych pomieszczeniach, z komentarzem z twej strony?
- Jesteś w najważniejszym pomieszczeniu. Drugim kolejnym jest sterówka, bo podczas bitwy lepiej się sprawdza ktoś za sterem niż ja...gdyż…Informacja ta obecnie jest niedostępna. No i maszynownia. Jest zbrojownia. Są magazyny i warsztaty. Które z tych pomieszczeń jest kluczowe? Na stole narysowałem mapę..-


Niziołek zmarszczył czoło lekko poirytowany (znaczy bardziej niż zwykle) rozmową z konstruktem. Temu też na odpowiedź Statkowi trzeba było czekać dłużej.
- Zdefiniuj kluczowe jako wszystkie pomieszczenia niezbędne do twego podstawowego funkcjonowania i zapewnienia minimalnego, codziennego bytu załodze - powiedział wyraźnie, lecz trochę niepewnie jakby samemu nie czując do końca tej definicji.
- Sprawna maszynownia jest jedynym kluczowym miejscem dla mojej egzystencji. Jeśli chodzi o załogę… to obiektem kluczowym można uznać spiżarnię i ilość zapasów żywności i wody w niej zgromadzonych.- stwierdził uprzejmie Statek.
- Dobrze - Kvaser rzekł do siebie rzucając okiem na mapę - możesz wykonać papierową kopię? Najlepiej w kilku sztukach.
- Opcja ta obecnie jest niedostępna.- rzekł Statek.
- Dobra, nie kłopocz się - niziołek powiedział śmiejąc się lekko jakby sam fakt rozmowy ze Statkiem go bawił.

Warsztat


Kierowany wskazówkami statku konstrukt schodził pod pokład okrętu utrzymanego w dość dobrym stanie. Dostrzegał co prawda tu i tam ślady walki, ale sądząc po nich… wróg zaatakował szybko, znienacka i ze śmiertelną precyzją. Szybko musieli rozprawić z załogą.
Zdrajca może?
Sam Statek doprowadził go do drzwi po których przekroczeniu konstrukt znalazł się w wąskim zagraconym (z powodu zderzenia z sześcianem ) pomieszczeniu będącym profesjonalnie urządzoną pracownią magiczną… skarbem dla kogoś znającego się na magicznym rzemiośle. Acz z krzesłami przystosowanymi dla kogoś niskiego wzrostem. Tu rządził jakiś gnom lub niziołek. Na środku leżał kolejny trup z przetrąconym karkiem, w szacie wyszywanej w hafty z motywem szkieletów. Ani chybi nekromanta. Wędrowiec przyjrzał się zwłokom, szukając znaku podobnego jak u kapłana, a także czegokolwiek wskazującego na przynależność. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kompasu - zakładał, że nazwa nie była jedynie ogólną metaforą i przedmiot rzeczywiście będzie rozmiarów i kształtów kompasu.
Pomijając eliksiry, nekromanta miał oczywiście księgę zaklęć. A tam poza czarami znajdowały się zapiski. Ich przestudiowanie wymagało jednak, czasu cierpliwości i skupienia. Bo truposz bazgrał jak kura pazurem. Znak identyczny z tym u kapłana, czarodziej miał na koszuli… ten sam. Nie miał przy sobie kompasu. Poszukiwania wśród porozrzucanych przedmiotów były mozolne głównie z powodu ogólnego bajzlu. Niemniej nieliczne notatki potwierdzały gnomią naturę osoby korzystającej z tej pracowni, jego geniusz ocierajacy się o szaleństwo i ekscentryczność. W końcu jednak udało się.
Iskrzący energią kompas trafił w ręce wędrowca. Wylądował pod niskim stolikiem, więc pewnie dlatego umknął uwadze najeźdźców.
I włączony szalał.
- Moje serce jest blisko. Musicie się oddalić ode mnie, by wskazał nowe źródło energii.- wyjaśnił Statek.
- Zrozumiałe. Jak masywne może być to źródło? - automaton był gotów, by ruszać na poszukiwania. Zaczepił kompas do jednego z przewieszonych na piersi bandolierów, a zdobyczną księgę czarów przytroczył do pasa.
- Moje obecne jest sferą orichalcową żywiołów o średnicy… nie wiem jakie miary używane są w twoim świecie. Ma średnicę lekko rozłożonych ramion.- stwierdził statek, a konstrukt poznał nowe określenie “orichalc”. Znaczyło to że serce Statku samo w sobie jest unikatem pochodzącym z dość niezwykłego planu egzystencji. Czy sam Statek stamtąd pochodził?
- Na Eberronie używa się metrów, lub stóp, o takich wymiarach - Wędrowiec zaznaczył je dość precyzyjnie na blacie stołu, skrobiąc niewielkie bruzdy stalową dłonią - Więc sfera powinna mieć około półtora metra, lub pięciu stóp. Czym jest ten “orichalc”? Pewnie to jakiś stop lub minerał?
- Informacja ta obecnie jest niedostępna.- odparł Statek i sprecyzował. - 1 metr 45 centymetrów średnicy.
Automaton przytaknął - Po dostarczeniu źródła energii, jak będzie wyglądała dalsza procedura instalacji, czy też naprawy?
- Zajmę się tym sam… dysponuję pewnym poziomem zdolności do samonaprawy swojego ciała. Do pewnego stopnia… rozbite kryształy doznań trzeba będzie wymienić w Sigil, a zapinane w nich doświadczenia zostały nieodwracalnie stracone.- wyjaśniał Statek.
- Sigil… to to miasto łączące Plany Zewnętrzne, tak? - Wędrowiec chciał upewnić się, czy jego czysto teoretyczna wiedza ma jakieś potwierdzenie w rzeczywistości.
- Informacja ta obecnie jest niedostępna.- wyjaśnił Statek i znów.- Prawdopodobnie. Obecnie te informacji na temat planarnej geografii mam nieaktywne. Nie wiem czy ją odzyskam… wyłączenia mojej pamięci nie jest standardową procedurą.
- Przyjąłem. Czy jesteś w stanie podać mi lokalizację pozostałych osób na statku i przesłać im wiadomość?
- Tak i tak.- potwierdził Statek informując gdzie w tej chwili znajdują się pozostali członkowie “załogi”.
Automaton skwitował informację zaledwie skinieniem głowy i ruszył w stronę maszynowni. Było to póki co jedyne pomieszczenie, które warto było sprawdzić przed ruszeniem po nowe źródło energii.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172