- Nie okłamuję was, jestem tu dopiero od wczoraj. Nazywam się Tacey, ale wszyscy mówią na mnie “Drzazga”. Nie ma powodu, żeby mnie wiązać, nie chcę z wami walczyć - odparła półorczyca.
Traivyr nie był przekonany, ale czasu na wiązanie rzeczywiście nie mieli, zwłaszcza, że Mihael, Akial, Draug i Astrid od razu ruszyli na piętro, zostawiając zaklinacza z Tacey. “Drzazga” jeszcze skinęła głową Draugdinowi w podzięce za wstawienie się za nią, a Traiv dobył kuszy i przycupnął na jednym ze schodków, przygotowany na ewentualne kłopoty.
A te pojawiły się, ledwo towarzysze zniknęli na piętrze. Drzwi chaty otworzyły się i do środka wszedł ostatni z zaginionych bandziorów, który albo był w wychodku, albo robił obchód. Stanął jak wryty, widząc martwe ciała towarzyszy przy stole a potem stojącą przy kominku Tacey. Nie zdążył jednak zauważyć stojącego na schodach Traivyra, który wycelował i nacisnął spust kuszy. Bełt przeciął powietrze i trafił mężczyznę w bark. Bandzior krzyknął i został odrzucony na drzwi, robiąc sporo hałasu. - Atakują nas !!! - Wykrzyczał, zbierając się z podłogi i chwytając za miecz. - No to pięknie - powiedziała Tacey, również dobywając swego krótkiego ostrza. - Wiesz, że za ścianą śpią chorzy kumple tego typa? Pewnie zaraz się tu zjawią. Pomogę ci, pomimo tego, że jeszcze przed chwilą chciałeś mnie związać, ale z pięcioma nie damy sobie rady w dwójkę. Jakieś pomysły?
Jakby na potwierdzenie tych słów, Traivyr usłyszał poruszenie za drzwiami sypialni pod schodami. Musiał szybko reagować, zwłaszcza, że zbir z bełtem w barku właśnie ruszył w jego stronę z obnażonym ostrzem.
Weszliście po schodach i gdy znaleźliście się na piętrze, tuż pod drzwiami prowadzącymi do pokoju, w którym miał znajdować się Rokhar, z dołu doszło was głośne, choć nieco stłumione: - Atakują nas!!!
Wiedzieliście, że element zaskoczenia macie już z głowy, choć być może przywódca bandy nie zdążył się jeszcze połapać a co najważniejsze - zareagować. Wpadliście więc szybko przez drzwi do pokoju ze stołem w kształcie litery “L” i naprzeciw, pod otwartym oknem, ujrzeliście stojącego z wyciągniętym krótkim mieczem Rokhara. Uśmiechał się ponuro. - Widzę, że taldańskie władze szybko działają i przysłały grupę ratunkową po swoją sikoreczkę - rzucił ochrypłym głosem. - Mnie jednak w swoje łapy nie dostaniecie.
Po tych słowach po prostu… wyskoczył przez okno, prosto w mrok, nim zdążyliście do niego dopaść. Z dołu natomiast dobiegały jakieś stłumione odgłosy, co oznaczało, że Traivyr mógł mieć kłopoty.
|