lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [Pathfinder] Wygnanie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18994-pathfinder-wygnanie.html)

shewa92 21-09-2020 22:44

[Pathfinder] Wygnanie
 



Preludium


Szykowałem się do rozpoczęcia opowieści. Trójka wnucząt, siedziała już przed kominkiem na rozłożonych skórach rothów, niecierpliwie czekając aż zacznę. Ogień przyjemnie nagrzewał komnatę, pozwalając nieco odpocząć moim starym kościom. Życie w takim miejscu jak nasze nie daje zbyt wiele możliwości do odpoczynku i z utęsknieniem zawsze wyczekiwałem tych chwil, kiedy Figh, Stora i Rashne wpadną w odwiedziny. Nie wiedziałem tylko, o czym właściwie chcę im opowiedzieć. O srebrnowłosej Sylvie, podjadającej w legowisku trzech Niedźwiedziożuków? Może o Bazyliszku, co terroryzował okolicę, a później zjadł coś nieświeżego i tyle go widzieli? Nie… Wszystkie pospolite bajki i opowieści, moje wnuki już znały. Oczywiście sam im je opowiedziałem, bo nie ma lepszego gawędziarza ode mnie w całym podmroku. Przynajmniej w ich oczach, a nic innego w tym wieku, dla faceta z moimi osiągnięciami się nie liczy. Nie znacie ich co prawda, ale będziecie musieli uwierzyć mi na słowo. No a teraz pozwólcie staremu prykowi kontynuować. Na czym to ja? No tak!

- O czym dziś będzie Dziadziu Dio? - Stora, najmłodsza i najgrzeczniejsza z dziewczynek wyrwała mnie z zamyślenia.
-Ja to bym chciała o jakichś walka w ciemnych korytarzach z obrzydliwymi goblinami! - Średnia Figh, zawsze najbardziej “żywa” z całej grupy próbowała przeforsować swoją opcję. Mimo nowej zielonej sukienki, widać było, że niezła z niej łobuziara. Włosy w nieładzie, siniak pod okiem. Rodzice mają z nią pod górkę. Jak zawsze szybko uciszyła ją starsza i dużo rozsądniejsza siostra.
- Przestań bo dziadzio niczego nam nie opowie. Co tam o jakimś zabijaniu. Ty zawsze byś się tylko biła. Na pewno usłyszymy dziś coś z morałem, żeby się czegoś nauczyć. - Trzeba jej było przyznać, że z tą pewnością siebie w głosie i wielką czerwoną kokardą na małej główce, robiła przezabawne wrażenie. Młodsze siostry już zamierzały odpowiedzieć co myślą o takim wyborze, ale zauważyły, że podniosłem rękę w uspokajającym geście. Normalnie podnosi się obie, ale jedną zeżarło mi kiedyś coś na patrolu. Pewnie będzie okazja, żeby opowiedzieć, ale no… Do rzeczy!

- Wcale nie tak dawno, wcale niedaleko… - spokojnie zacząłem, a dziewczynki zajęły swoje miejsca. Wiedziały, że czas na dyskusje już minął. “Bajka” została wybrana i teraz będą musiały grzecznie doczekać do jej końca. -... za najwyżej położoną jaskinią w świecie powierzchni, Ciemne Elfy okrutnie pokłóciły się ze swoimi Jasnymi kuzynami. Oj jakże się oni bili, jak się kłócili. Po długim czasie nie pamiętali już nawet o co się kłócili, ale wyszło tak, że Ciemne Elfy postanowiły zamieszkać pod ziemią…

***

Obóz nie należał do dużych. Kilkanaście namiotów, rozstawionych wokół siedmiu ognisk. Nie było już sensu się ukrywać a i okolica sprzyjała. Byli już u stóp gór, gdzie według informacji od zwiadowców, były jedyne dwa znane im w okolicy wejścia do Podmroku. Decyzja o ucieczce do podziemi zapadła kilka tygodni temu i większość wojennych niedobitków przyjęła ją z pewną ulgą. Każdy miał już dość tej wojny. Przegrywali i musieli sięgać po desperackie kroki, lub zgodzić się na niewolę. To drugie jednak nie wchodziło grę.

Przy najdalej wysuniętym na południe namiocie, siedziała piątka obcych. Dowódca, niedobitków Drowiej armi, Terrth Vuothreil sfoemował tę komórkę tuż przed kolacją i kazał im zaczekać tutaj na dalsze rozkazy. Wszyscy dołączyli do oddziału w przeciągu ostatnich dwóch księżyców, a to przekazując wieści z innych podobnych grup, a to próbując wrócić z meldunkiem do głównych sił, które poszły w rozsypkę. Po wykonaniu swoich zadań, byli pierwszymi Ciemnymi, którzy w tym momencie byli bez przydziału i chyba właśnie znalazła się dla nich robota.

Na razie jednak musieli zaczekać na jej szczegóły. Do namiotu Vouthreila wbiegł jakiś zaaferowny Drow, który wyglądał jakby od dwóch dni nie schodził z konia i nie miał międzyczasie czasu na jakikolwiek odpoczynek. Wyglądało na to, że trochę tam zabawi. Niedługo przypuszczenia te potwierdził Heariel, jasnoskóry, ale ciemny z charakteru elf, dobry przyjaciel tutejszego dowódcy, który wyszedł z namiotu Terrtha, niosąc ze sobą niewielką beczułkę. Skierował się prosto w stronę ogniska na uboczu.

-Nie wstawajcie! - powstrzymał jakiekolwiek próby zachowania służbowej hierarchii, zanim komukolwiek przyszło do głowy, żeby się ruszyć - Staremu jeszcze chwilę zejdzie, więc przysyła to na osłodę oczekiwań. - wskazał na beczkę - Niewiele nam tego zostało, ale po tym, co czeka Was jutro… No powiedzmy, że to nagroda za przyszłe przysługi. Wiem, że się nie znacie, ale my znamy Was. Będziecie musieli zrobić dla nas coś bardzo ważnego więc warto byłoby się trochę poznać nie? To powinno ułatwić rozmowę.
Ostrożnie odłożył trunek, po czym machnął ręką na pożegnanie i ruszył znowu do namiotu. Widać było, że nie chce stracić niczego, co tam się działo. Zgromadzonym przy ognisku pozostało czekać.


Kerm 23-09-2020 18:30

Yazzaer czuł się nieco zmęczony. Ostatnie dni i tygodnie spędził na walkach, ucieczkach, atakach i wycofywaniu się. I miał cichą nadzieję na dzień lub dwa odpoczynku - w ciszy i spokoju, by móc nabrać sił i ochoty na kontynuowanie mających odwlec nieuchronny koniec działań.

W tym obozie znalazł się po raz pierwszy i (jak sądził po pobieżnym rozejrzeniu się) nie znał tu nikogo, prócz (najpierw ze słyszenia, a teraz już osobiście) Terrtha Vuothreila. To jednak nie była znajomość, z którą można było cokolwiek zrobić w wolnej chwili - na przykład iść na piwo czy panienki.

Oczywiście było rzeczą jasną, że po dwóch-trzech dniach pobytu Yazzaer pozna większość z obecnych tu osób, na razie jednak nie dano mu na to szansy, bowiem został "zesłany" w towarzystwo podobnych sobie osobników bez przydziału i miał czekać nie wiadomo na co...
- Yazzaer Vrinn - przedstawił się, po czym wszedł do namiotu i zostawił tam swoje rzeczy, kładąc je obok jednego z dwóch wolnych posłań.
- Długo tu już jesteście? - spytał, gdy wrócił do ogniska i zajął miejsce obok pozostałej czwórki.

Zbyt wielu informacji i poglądów nie mogli wymienić, bowiem przy ich ognisku zjawił się nagle jasnoskóry elf z informacją i prezentem - zapowiedzią czegoś być może ciekawego, a z pewnością trudnego.

- Dziękujemy. - Yazzaer podziękował nie tylko słowami, ale i uśmiechem, do którego dołączył lekkie skinienie głową.

Gdy tylko elf sobie poszedł Yazzaer wyciągnął kubek i bez wahania napełnił go złocistym płynem.

- Z pewnością nadeszły dla nas ciekawe czasy - powiedział. - Za udane wspólne przygody - dodał unosząc kubek.

Sindarin 25-09-2020 12:27

Wszystko musiało pieprznąć, prędzej czy później… konflikt, który z początku wydawał się wyrównany, szybko przeradzał się w prawdziwą wojnę na wyniszczenie. I to wyniszczenie właśnie ich rasy. A przynajmniej tej mojej „lepszej” części, pomyślał Firyin. Jako półkrwistemu udało mu się zajść dość wysoko w drowim społeczeństwie, krótko przed tym, jak ono samo upadło – prawdziwie złośliwy uśmiech losu.

Dołączył do oddziału Rinnila wierząc, że znacząco wpłyną na przebieg wojny. W końcu jedno celne uderzenie zawsze było skuteczniejsze niż machanie mieczem na oślep, czyż nie? Tak i było, odnosili sukcesy, ale do czasu – przy tym, co robili, zyski były wielkie, ale wielkie było także ryzyko i powiązane z nim straty. Dlatego teraz w namiocie, zamiast całej szóstki, siedział jedynie on, Rinnil, i trójka nieznajomych. Cóż, miał przynajmniej to szczęście, że jakimś cudem zarówno Glys jak i Irii też byli cali, co by nie mówić, to właśnie do nich miał największe zaufanie wśród tutaj obecnych.

Słysząc, jak jeden z nieznajomych przedstawia się, Firyin uniósł brew i spojrzał na towarzysza z oddziału.
- Ktoś z twojego rodu? – zapytał cicho, po czym zwrócił się do Yazzaera, kłaniając się delikatnie, zgodnie z etykietą - Firyin Mayeli. Dotarliśmy niedawno, jeszcze się nie rozgościliśmy - uśmiechnął się lekko, zerkając na położony nieopodal plecak, w którym coś się poruszało.

Poślednie dziedzictwo Firyina było dobrze widoczne. Choć wysoki, był tęższy od przeciętnego drowa, a w jego ruchach brakowało typowo elfiej gracji. Krótsze, bardziej zaokrąglone uszy i wyraźny zarost na przystojnej twarzy tylko dopełniały tego obrazu, ale też sugerowały, że nie ma zamiaru ukrywać splamionej krwi – a wręcz przeciwnie, krótkie włosy i zadbane wąsy oraz broda wręcz je eksponowały. Na dodatek jego ubranie także się wyróżniało: zadbany i nieskazitelnie czysty, chociaż wyraźnie używany mundur rzucał się w oczy w miejscu pełnym przestraszonych i zdesperowanych uciekinierów.


Firyin prychnął słysząc, że beczka trunku ma być nagrodą za jakieś przysługi.
- Nisko nas sobie cenicie – rzucił, ale wzorem Yazzaera napełnił swój kubek - Za przeżycie – odpowiedział na toast, a po wypiciu odłożył naczynie
- Co było do przewidzenia, będą oczekiwać od nas współpracy przy jakimś zadaniu, znając życie ekstremalnie ważnym i niebezpiecznym. Nikogo przypadkowego by do tego nie wybrali, więc zakładam, że każdy z nas ma już spore doświadczenie i umiejętności. Pytanie tylko, jakie? Z mojej strony możecie liczyć na magię leczniczą i wzmacniającą, okazyjnie też klątwę albo dwie – rzucił lekkim tonem i zamilkł, czekając, aż ktoś następny się wypowie. Zerknął w stronę Rinnila, licząc na niego – tak zwykle robili, on był zwykle mózgiem operacji, ale to Firyin zajmował się sprawami interpersonalnymi, robiąc za twarz grupy.

Elanomoth 26-09-2020 18:46

Vedras przede wszystkim czuł pustkę. Coraz bardziej dochodziło do niego to, że przegrali. Że ostatecznie i bezpowrotnie przegrali. Jakoś nie mógł się z tym wewnętrznie pogodzić i przez ostatnie parę dni czuł narastający ucisk gdzieś w klatce piersiowej. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość bezsensu ostatnich lat. Miał się przecież zemścić i w końcu poczuć to złudne uczucie sprawiedliwości. Niby dał z siebie wszystko, zadał niezliczone ciosy drugiej stronie i sprawił, że setki białych zapłaciło najwyższą cenę - ale, koniec końców, jakie to miało znaczenie? Porażka nigdy nie przeszła mu przez myśl i w momencie zderzenia się z rzeczywistością cały świat dosłownie mu się zawalił.

Przez ostatnie kilkanaście minut rzeźbił paznokciem w stole z obojętnym wyrazem twarzy. Towarzysze naokoło coś mówili, ale nie specjalnie się tym przejmował. Z zamyślenia wyrwało go wejście Heariela. Westchnął głęboko i po chwili jego dłoń sięgnęła po kubek. Co by nie mówić, chwila ucieczki od ciężaru ostatnich dni to była jedna z nielicznych rzeczy na których w tym momencie mu zależało.

W tym momencie Verdas zorientował się, że praktycznie wszyscy zdążyli się już przedstawić - Verdas Baenath - powiedział skinąwszy głową w kierunku pozostałych. Nalał sobie dość porządną porcję, przysunął kubek blisko siebie po czym podniósł lekko nad stół i powoli nim zakręcił zaglądając do środka. Kiedy pytanie Firyina zawisło w powietrzu podniósł oczy i odparł. - Jestem specjalistą od żywiołu ognia i ziemi - powiedział spokojnie i szybkim ruchem rozejrzał się po wszystkich. W jego oczach dało się zauważyć subtelny refleks przypominający wieczorne ognisko. - Ile my tu jesteśmy... Drugi dzień? - rzucił w kierunku siedzącego po lewej Ezlana. - Nie ma co roztrząsać tego co robiliśmy wcześniej, na pewno nie będzie różniło się od tego co będziemy robić jutro. - Skwitował z ewidentną obojętnością wymalowaną na twarzy, po czym jednym haustem wychylił całą zawartość kubka.

Atrahasis 26-09-2020 21:01

Ezlan młody, chudy drow spoglądał w płomienie ogniska. Decyzja dowództwa o odwrocie pozwoliła mu na chwilę wytchnienia a przynajmniej na moment przerwy od niekończących się walk. Umiejscowienie obozu pozwalało czuć się bezpiecznie ale dla pewności wysłał swojego przywołańca Belfegora by patrolował najbliższą okolicę. Ezlan bywał czasem przesadnie ostrożny.

Poza kuzynem Verdasem nie kojarzył zgromadzonych tutaj niedobitków ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ostatnie miesiące były pasmem porażek drowów i większość jego znajomych zginęło. Łatwo było się zdystansować do strat gdy większość rodu Baenath była jednymi z pierwszych ofiar całego konfliktu. Kiedyś Ezlan był podróżnikiem, wyruszył na szlak marząc o bohaterskich przygodach ale wojna zniweczyła te plany. Teraz był żołnierzem o ponurej historii. W pierwszych latach krwawo mścił się za śmierć najbliższych ale te czyny nie przyniosły ukojenia. Teraz gdy już dawno gniew i złość przygasły czasem żałował że zemsta była najważniejsza, bo może gdyby skupił się na obronie innych to może do dzisiaj, do tej chwili dożyło by więcej jego pobratymców.

Ucieszyło go przybycie Heariela. Przedłużający się odpoczynek nie pasował do żołnierskiej rutyny a pojawianie się jasnoskórego elfa zwiastowało rozkazy. Ezlan lubił jasne wytyczne, dzięki temu jakoś łatwiej było mu zaakceptować albo przynajmniej nie myśleć o tym że on i jego rasa drowy żegnają się z powierzchnią. A to mogła być jedna z ostatnich spokojnych nocy na powierzchni.

- Witajcie towarzysze. Ezlan Baenath, miło poznać. - rzucił z uśmiechem do obecnych. - Jestem przywoływaczem. Przyzywam różnego rodzaju stwory i wysyłam je do walki. Wspomagając to zaklęciami magii tajemnej. - krótko objaśnił swój fach - Mam nadzieję że będzie się nam dobrze współpracowało. - dodał po czym skierował spojrzenie na kuzyna. - W przybliżeniu tak, drugi dzień Verdasie. - odpowiedział po czym poczęstował się trunkiem. W duchu żywił nadzieję, że gdy ta noc dobiegnie końca a jutro wyruszy z nowo uformowaną drużyną wykonywać zlecone rozkazy, bogowie i los będą im sprzyjać.

psionik 26-09-2020 21:46

Zostali zmuszeni do odwrotu. Nie było to zaskoczenie, każdy kto śledził losy wojny wiedział, że to jest nieuniknione. W przeciwieństwie do większości markotnych twarzy Rinnil nie był tym faktem ani smutny, ani rozgoryczony. Przewidział to ponad dekadę temu i był przygotowany na taki obrót spraw. Czuł jednak w głowie pustkę gdy tylko próbował przypomnieć sobie co teraz zrobić?
Przechadzał się więc po obozie w poszukiwaniu towarzyszy. Było ich pięcioro. Dwójkę pojmali lub zabili, ale pozostała dwójka uciekła. Musieli razem z Firynem odnaleźć ostatniego żywego kamrata i pozyskać nowych rekrutów.
Okazja nadarzyła się dość szybko, bowiem okazało się, że Vuothreil miał dla niego swój plan. Bardzo podobny, Rinnil przystał od razu. Coś podpowiadało mu, że to właściwy krok, choć nie wiedział jeszcze dlaczego.

Rinnil spojrzał na drugiego Vrinna, po czym kiwnął nieznacznie głową dając znać swojemu zastępcy, że nie kojarzy elfa. Nie zauważył podobieństwa w rysach twarzy, budowie szczęki, oczu. Był to pierwszy raz kiedy drow odciągnął wzrok od czyszczonego elfiego ostrza na dłużej. Nawet wejście bladego z antałkiem nie wzbudziło w nim zainteresowania. Choć błędem byłoby twierdzić, że nie poświęcił uwagi siedzącym wokół drowom.
W istocie zwracał uwagę na każdy szczegół wypowiedzi, intonacji, czy mowy ciała pozostałych. Wreszcie przyjrzał się błyszczącej klindze, zadowolony schował ją do pochwy i odłożył obok siebie.
- Rinnil Vrinn - przedstawił się przyglądając się ponownie z uwagą pozostałym. - dowódca Faire lilt-nórë... - urwał na moment. ~ "były" ~ dodał w myślach. Z jego oddziału nie została bowiem nawet połowa. Na szczęście mógł zawsze liczyć na Mayeli, który zawsze wiedział co powiedzieć, jak zjednać sobie.
- Planer, strateg, wojownik, mag. - dokończył przedstawienie. Z pewną uwagą przyjrzał się Verdasowi, który prezentował odmienne podejście do magii niż Somver, ich drużynowy mag. Na pewno byłby dobrym nabytkiem.
- Jeśli mamy współpracować ze sobą musimy się poznać, a nasza przeszłość definiuje nas jako drowów. - odpowiedział specjaliście od ognia i ziem.
Sięgnął kubkiem po cokolwiek znajdowało się w środku.
- Za Somvera, Drauga, Manadeala i Elistravae - wniósł kubek w kierunku Firyina - I za szczęście w dniu jutrzejszym.


shewa92 30-09-2020 19:06


Dwa kwadranse później do ogniska znowu przyszedł Heariel. Wydawał się być w gorszym nastroju, niż jeszcze chwilę wcześniej. Sprawy najwyraźniej nie układały się zgodnie z życzeniami dowódcy, a jego przyboczny musiał jakoś podzielać te uczucia.
-Vrinn! Chodź ze mną. - Powiedział, spoglądając na Rinnila, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył znowu przez obozowisko, do namiotu Terrtha.

Stary drow, siedział przy naprędce zbitym biórku i włąsnie kończył coś pisać.
-Poczekaj. Zaraz dostaniesz rozkazy. Od teraz dowodzisz tą grupą. - Rzucił, nawet nie podnosząc głowy znad papierów.
Rinnil miał chwilę, żeby przyjrzeć się otoczeniu, oraz swojemu rozmówcy. O ile to pierwsze nie robiło wielkiego wrażenia, ot dwa stoły, łóżko, kilka skrzyń, o tyle sama osoba Terrtha Vuothreila już tak. Potężnie zbudowany, wysoki drow był unikatem w swoim gatunku. Z wzrostu i postury przypominał raczej człowieka, członka barbarzyńskich plemion północy, którzy siłą i rozmiarami niemal doganiali niedźwiedzie Długie, rozpuszczone, srebrne włosy opadały na pobliźnioną twarz, która zdawała się nie zdradzać żadnych emocji, nawet, kiedy w końcu podniósł wzrok i spojrzał na swojego rozmówcę.

- Cztery dni marszu na południe stacjonują znaczne siły elfów i ludzi. Trzyi marszu na północ mamy wybrane przez zwiadowców wejście do podmroku. I my i oni przemy w tamtym kierunku i o tym już doskonale wiesz. - Krótko podsumował sytuację. -Nie wiesz jednak, że dzisiaj wczesnym rankiem została wyłoniona grupa, która ma za zadanie dopaść nas, zanim zawalimy za sobą wejście do jaskiń. Jest ich na tyle dużo, żeby zetrzeć nas na proch, ale na tyle mało, żeby dogonić nas, zanim dotrzemy do tuneli. Podejrzewam, że już wiesz co jest na rzeczy. Musicie ich spowolnić za wszelką cenę. Nie walczyć bo nie macie szans, ale zmylić trop, zablokować drogę, oszukać ich, czy co tam wam przyjdzie do głowy. W zasadzie wszystko mi jedno co zrobisz, byle by było to skuteczne. Od teraz jesteście Bea'ni'sha Aere. Poprzedni już do nas nie wrócą. Gratuluję awansu. Trzymaj. - Podał Rinnilowi oficjalne pismo, zawierające rozkazy. Mówił szybko i konkretnie. Widać było, że to nie jedyny problem, którym musiał się jeszcze zająć tej nocy.
-Tam masz szczegóły waszego wygnania. Nie spodobają Ci się. Nie wiem na ile zdążyłeś poznać swoich ludzi, ale zastanów się, ile z tego im przekazać. Możesz odejść. - Szybko zakończył rozmowę i wziął się za kolejne papiery.

***

Rinnil po kilku minutach wrócił z namiotu dowódcy. Jego twarz nie zdradzała zbyt wiele. Usiadł na swoim poprzednim miesjcu i przyjrzał się po kolei każdemu ze swoich nowych podkomendnych. Oby tych spotkał lepszy los.




psionik 07-10-2020 22:49

Vrinn wyszedł z namiotu skonfundowany. Rozkazy były jednoznaczne, ale nie to wywołało w nim niepokój. Zamknął oczy przywołując magiczny sensor. Podsłuchał co dzieje się w namiocie oficerskim, a później ruszył na mały rekonesans. Ku jego zaskoczeniu kątem magicznego oka dostrzegł strzałę i nagle wszystko poczerniało. Otworzył oczy i zatoczył się chwytając najbliższego drzewa. Spojrzał jeszcze raz na wymemłaną kartkę czytając rozkaz. Nic się nie zmieniło. Łudził się, choć wiedział, że to daremne. Wreszcie westchnął ostatni raz układając sobie w myślach co powie pozostałym po czym spalił rozkazy.

Wrócił do ogniska po chwili siadając na swoim starym miejscu. Wymienił spojrzenie z Firyinem, który zorientował się, że nie ma dobrych wieści. Znali się zdecydowanie zbyt dobrze. Od czego zacząć? W głowie pobrzmiewała mu wciąż myśl "Szkoda, że go więcej nie zobaczymy".
- Przypadło nam szlachetne zadanie ubezpieczania tyłów i zmylenia tropów. - powiedział w końcu przyglądając się uważnie wszystkim.

- Mamy niewiele czasu, elfy ruszyły naszym tropem, mamy ledwie kilka dni przewagi. Domyślam się, że nasi magowie toczą już wojnę z ichnimi na dezinformacje, dlatego istotne będą działania takich elfów jak my. Nasz cel to opóźnienie wroga. Mamy się nie wdawać w bezpośrednią konfrontację, bowiem siły są potężne. Nie oznacza to, że nie możemy wybić zwiadowców, ale partyzantka została stanowczo odradzona.

Rinnil zamilkł na moment układając w głowie co chciał powiedzieć i dając pozostałym czas na przetrawienie usłyszanych informacji.
- Mamy opóźnić elfy o kilka dni, później dołączyć do pozostałych. Obozowisko zadba o zatarcie swoich śladów, ale to nie wystarczy. Na pewno spowodowanie masowych pożarów zmuszających przeciwnika do opanowania go i ratowania ich świętych drzew - ostatnie słowa wypowiedział z pogardą - lub nadłożenia drogi kupi nam czas, ale z chęcią usłyszę jakie macie pomysły.
I co możecie zrobić, żeby opóźnić pościg?

Kerm 08-10-2020 10:42

Oblicze Rinnila było na pozór obojętne, ale to wystarczyło, by Yazzaera dopadły pewne wątpliwości, co do informacji, jakie tamten otrzymał w namiocie Terrtha.
A to, co Rinnil powiedział, wyglądało jeszcze gorzej, niż można było się spodziewać.
Oczywiście działanie Terrtha było całkiem logiczne - lepiej, by zginęło pięć osób, niż kilkadziesiąt, ale z punktu widzenia przedstawiciela tejże piątki nie brzmiało to optymistycznie. Wprost przeciwnie.

- On naprawdę naiwnie sądzi, że zdołamy tamtych spowolnić? - powiedział i pokręcił głową. - Przejdą przez nas i nawet nie zauważą, że próbowaliśmy ich powstrzymać. A nie zmylimy ich, bo wiedzą, w jakim kierunku iść.
- Musimy znaleźć takie miejsce, gdzie nie będą mogli nas obejść - dodał. - Zaatakować zwiadowców, utrupić paru albo choćby zranić, a potem odskoczyć na następną pozycję. Spowolnimy ich choćby trochę, bo nikt nie lubi obrywać strzałami.
- A potem trzeba będzie podpalić las... - dodał z pewną niechęcią. Mimo wszystko lubił drzewa.

Elanomoth 08-10-2020 23:26

Po usłyszeniu detali nadchodzącej misji Verdas podniósł brew, bacznie obserwując reakcję towarzyszy. Jakoś nie bardzo potrafił sobie wyobrazić jak mają w piątkę powstrzymać całą armię i był ciekawy ich spojrzenia na sytuację. Po wypowiedzi Yazzaera kiwnął potakująco głową.

- Czy jak już ich jakimś cudem spowolnimy to mamy w ogóle szansę złączyć się z powrotem z grupą? - Pozwolił by pytanie zawisło przez chwilę w powietrzu - Moim zdaniem jeśli mamy realnie ich spowolnić to pozostaje tylko partyzantka. Również nie sądzę, żeby byli tak mało kompetentni by zgubić całą grupę albo nabrać się na jakieś fałszywe ślady. Zakładam, że wejść do podmroku w okolicy też nie ma zbyt wielu, więc raczej jasne jest to gdzie zmierzamy. - Westchnął głęboko - Tak czy siak, moje możliwości są raczej siłowe. Mogę oślepić małą grupę, ciskać w nich ogniem i wszcząć bardzo konkretny pożar. - W tym momencie spojrzał na Yazzaera - Jeśli faktycznie nie damy się zajść od tyłu to możliwe, że będziemy ich spowalniać całkiem skutecznie. Wiadomo w ogóle, czy mówimy tutaj o dziesiątkach czy setkach?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:18.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172