lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Klątwa Strahda (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18997-klatwa-strahda-18-a.html)

Alex Tyler 12-06-2021 19:11

Cytat:

„Wszystkie te rzeczy, które tu widzicie, to jeno zwykłe narzędzia. Zabawki. Pod koniec dnia, kiedy będziecie kroczyć same pośród ciemności pełnych chaosu, jedyną rzeczą, która naprawdę będzie się liczyła i na której będziecie mogły bezwzględnie polegać, będzie wasz bóg i wasze prawo. Pamiętajcie, będziecie same, kiedy poprzysięgniecie podtrzymać te ideały. Większość z was poza tymi murami czeka wyłącznie śmierć. Nie spotkacie się ze zrozumieniem, ani oddaniem. Poznacie zupełnie inny świat, pełen zepsucia, plugawej magii, przestępstw, słabości, hańby i nieporządku. Jedynie na nieliczne, które dotrwają do końca Długiego Marszu, obowiązkowego spaceru, który każda bitewna zakonnica musi odbyć poza naszą świętą twierdzą, pielgrzymki i zarazem krucjaty wprost w nieznane krainy, by nieść prawo tym, którzy go nie zaznali, czekać będzie dożywotnia honorowa służba jako jedna z Sióstr Przełożonych. To właśnie znaczy być siostrą zakonną z Zakonu Płomiennego Serca Stwórcy. Takiego zaangażowania od was oczekuję. Odmaszerować!”
– jedno z kazań Matki Przełożonej Agaty Valentis skierowane do przyszłych sióstr zakonnych podczas konserwowania przez nie oręża.
— Chyba raczysz żartować — powiedziała stanowczo Rita, kierując swe słowa do Algernona. — Bacz również na odległość!
Ostrzegła go wyraźnie, choć nie sięgnęła po schowaną już broń. Jej pokryte wampirzą posoką oblicze wykrzywił jedynie pełen irytacji wyraz.
— Mylicie się. Mylicie się wszyscy! To nie syn zasługiwał na karę. Bo nic złego nie uczynił. Wszystko, co zrobił, było prawe. Ze wszech miar to ojciec winien ponieść karę! — wygłosiła oburzonym głosem. — Syn był jeno niewinną ofiarą. Jego cielesna forma została zniszczona, wyłącznie dlatego, by zakończyć jego niezasłużone cierpienie. I pozbyć się niebezpiecznej, chaotycznej formy, w jaką go przyobleczono.
Rozejrzała się po wszystkich, surowy i sądny wyraz zachowując na widok Samwise'a, Hobbsa i Nicodemusa.
— Jak śmiecie uważać to za zadość?! Nikt z was nie jest kapłanem. Obce zdają się wam wysokie duchowe standardy i pojęcie rangi oraz liczby wykroczeń dokonanych przez tego człeka — wskazała skrępowanego ojca. — Uważacie, że słuszną karą dlań jest śmierć bliskiej mu osoby? Od kiedy to w taki sposób wygląda odpowiedzialność? Każdy powinien płacić za swoje winy. Chcecie mnie pouczać o sprawiedliwości, głosząc takie niedorzeczności?
Zwróciła się bezpośrednio do okultysty.
— Powołujesz się na paladyna, który zdjęty „szczerym” żalem skłamał w żywe oczy spaczonej istocie? Obiecując jej bezpieczeństwo, a sercu kryjąc jawną chęć jego zabójstwa? Nie ważne, czy chciał uczynić to z ciężkim sercem, czy nie. Wykazał się jawną obłudą. Oto wasz wzór cnót!
Jej opancerzona pierś nerwowo falowała gdy kontynuowała.
— Dla mnie Danovich jest zbrodniarzem najwyższej próby. A ta świątynia jawnym obrazem nędzy i rozpaczy, jaki stanowi jego zepsuty duch. Zdradził własny lud, własnego władcę, własnego boga, a nawet własnego syna. Doru poniósł najwyższą ofiarę, by zabić wampira, aby wyzwolić swój lud! Cóż uczynił jego ojciec?! Zrobił sobie z niego perfidną zabawkę! Pozwolił mu być tym, czego tamten najbardziej nienawidził! Bo go kochał? Dobre sobie. Wtedy złożyłby go do wiecznego snu. Nie, również w żadnej mierze go nie chronił, raczej zbrukał!
W końcu opuściła posępnie wzrok i nieco się uspokoiła.
— Dla mnie jest godzien śmierci. Choć obiecałam was bronić własną piersią, to wasze oblicza wstrętne mi są teraz. Tak faryzejsko sądne. Nie zabiłabym go bezprawnie, za kogo wy mnie macie?! Oczekuję jedynie werdyktu tutejszej najwyższej instancji. Ismarka — spojrzała wymownie na młodego burmistrza. — Żywię nadzieję, że weźmie wszystko to pod uwagę i wygłosi słuszny wyrok. Do pewnego stopnia zadowoli mnie nawet sroga pokuta i wygnanie, o czym już wcześniej wspomniałam. Nie uznam jednak sprawiedliwości za dopełnioną, jeśli człek ten po prostu odejdzie wolny, nieukarany w żaden sposób. Tak się nie godzi. I co wtedy powiecie ludziom?
Kobieta wydawała się tak samo zdecydowana, gdy nie zgodziła się pozostawić zwłok zombie na pastwę losu.

Quantum 12-06-2021 19:41

- Gdybym żartował, byłbym w dobrym humorze, a w nim zdecydowanie nie jestem. W ostatnich chwilach głównie przez twoje zaślepienie w wymierzaniu sprawiedliwości za wszelką cenę - mruknął w stronę Rity. - Może na innych działa ta twoja wyniosłość i poza jedynej nieomylnej, ale nie na mnie. Więc zważ, jak i co do mnie mówisz. - Przez cały ten czas patrzył jej pewnie prosto w oczy. Nie cofnął się nawet o krok.

- Sama gadasz jak jakaś fanatyczka religijna, która spaliłaby każdego, kto by tylko krzywo na ciebie spojrzał. Nie jesteśmy u siebie, więc zachowuj się, kobieto... - Uniósł głos, ale nie krzyczał. Był zaskoczony tym, co reprezentuje sobą siwowłosa. - I nie próbuj wykorzystywać swojej pozy ostatniej sprawiedliwej, którą tutaj prezentujesz, by wpłynąć na decyzję Ismarka. Swoimi szybkimi osądami i tonem głosu chcesz go stłamsić, by wydał ocenę, jaka tobie się podoba. To manipulacja, droga Rito, Czy godzi się tak robić człowiekowi, który sam jest w żałobie i najpewniej nie jest obecnie w pełni sił, by załatwiać takie sprawy na chłodno? - Uśmiechnął się do niej cierpko, bez krzty zrozumienia. - Wampir nie żyje, a kapłan stracił wszystko, co miał do stracenia - syna i uwagę boga, do którego wznosił modły. Jeszcze żyje, ale to już nie jest życie. I tak, wolę Nicodemusa, bo chociaż nie znam go dobrze, to wydaje się posiadać jakieś zasoby zdrowego rozsądku, czego tobie brakuje. A myślałem, że tylko koniom zakłada się klapki na oczy. - Wyszczerzył się zawadiacko do kapłanki bitewnej.

I po chwili zerknął na pozostałych.
- Jak wy z nią w ogóle wytrzymujecie? Przecież to jakaś maniaczka... - Po tej sytuacji wiedział, że z Ritą przyjaciółmi nie zostaną. O ile ona jakichkolwiek w ogóle miała.

Aiko 12-06-2021 20:10

Ta walka… Jane opuściła kuszę i spoglądała bez entuzjazmu na ciało Doru. Bo jakoś nadal ciężko było jej myśleć o tej istocie jak o bestii. Pewnie, gdyby nie zaatakował Rity miałaby problem by zrobić mu krzywdę teraz jednak stało się i zabili kogoś, kto był synem kapłana tego tam na górze. Może tylko dokończyli to co zapoczątkował Strahd, jednak… nadal czuła pewien niesmak. Gdy pozostali ruszyli w drogę powrotną ona podeszła do ciała i sprawdziła, czy któryś z bełtów nadaje się do odzyskania. Bardzo w to wątpiła po całej tej siepaninie Rity.

Gdy usłyszała kroki ostatniego z nich na schodach zgasiła światło. Nie potrzebowała go. Nie była też pewna czy dobrze uczyniła użyczając go innym. Nico skłamał. Rita okazała się być nikim więcej tylko rombaiłem. Niewiele lepsza od chłopa, któremu dano widły i wysłano w kierunku po brzemiennej w skutkach mowie. W duchu zwróciła się do pani losu, której czasem składała datki w świątyniach, by ona przyniosła, choćby po śmierci, szczęście temu śmiertelnikowi. Dopiero po tym ruszyła za resztą.

Jane chciałaby zebrać bełty jak się nadają.




Gdy wyszła na zewnątrz trafiła wprost w jakąś ciężką dyskusję. Rozmowy na podobne tematy, na jakiekolwiek tematy, nie były raczej jej mocną stroną. Wolała stanąć z boku i obserwować. Rita od początku ich wspólnej wędrówki pokazała iż Jane jest raczej dla niej wrogiem niż towarzyszem, więc i Clapham nie pałała żadnym sentymentem do kapłanki. Pozostali… byli życzliwi i wierzyła, że wspólna wędrówka mogłaby połączyć ją z nimi więzami zaufania. Czy jednak pora to była i miejsce na takie rozmowy.

Patrzyła na związanego kapłana. Na rodzeństwo, które pochować swego ojca. Czy naprawdę był to moment by dyskutować o tym co słuszne czy nie? Możliwe, że dla tych co służą bogom temat był tak ważny iż przesłaniał wszystko inne. Dla niej… po prostu zabili kogoś kto kiedyś był człowiekiem. Teraz więzili kogoś kto stracił syna, kto czuł pewnie potworna presję, jako że przemiana Doru, w jego mniemaniu, mogła wynikać z jego winy. Niepokoiło ją zniknięcie Enoli, ale… jakoś nie chciała się wtrącać w tą całą dysputę. Nie teraz. Miast tego bezwolnie wodziła palcami po pióropuszu jednego ze swych bełtów.

Alex Tyler 12-06-2021 20:47

W sumie Ricie zaimponowała odwaga Algernona, wyczuła bowiem, że nie kłamie, a nie spodziewała się po nim aż takiego męstwa. Jednak po raz któryś z kolei ją zaskoczył. Niestety jednocześnie tym samym gestem położył kres ich dobrze rokującej przyjaźni. Kobieta nie wątpiła, że zdołałaby go powalić, ale zamierzała odpowiedzieć jedynie agresją na agresję. Nie inaczej.
— Zbędna jest twa buta, bowiem poznałam twego ducha i nie musisz nic przede mną udawać. Spojrzenie służki Wszechwidzącego Oka rzadko jest zamglone — rzekła stanowczo, acz spokojnie, kierując swe słowa do okultysty. — I masz prawo do swej opinii, choć jest ona absolutnie błędna. Ważne, że przed mym bogiem jestem bez winy. Nie oczekuję zrozumienia od ludzi z zewnętrznego świata. Nigdy nie zabiegałam o chwałę. Moim zadaniem jest chronić ludzkość, a nie ją sobie zjednywać.
Białowłosa pokręciła głową i zerknęła na złoty symbol oka znajdujący się na jej pancernej rękawicy.
— Ostatecznym sprawdzianem ucywilizowania ludu jest szacunek, jaki okazuje on dla prawa. A nie ma zbrodni bez kary. — stwierdziła po stoicku Rita, zwracając się do wszystkich, aczkolwiek bardziej chciała dotrzeć do Ismarka. — Nie naciskam na tutejszy autorytet. A jedynie wskazuje mu najsłuszniejszą z dróg. Czynię to z troski, szacunku do jego ojca oraz bacząc na świeżość jego urzędu. Z władzą wiąże się olbrzymia odpowiedzialność. Nie można z takiej pozycji kierować się wyłącznie własnym kaprysem, ani okazywać słabości, bo to prowadzi do upadku lub tyranii. Trzeba dbać o poddanych i trzymać się ustanowionych praw. Dawać należyty przykład. A nie płaci się cudzą krwią, za własne winy. Zaś sprawiedliwość płynie z prawa, nie z losu. Bogowie niech działają swoją miarą, a ludzie swoją. Oczekuję jedynie wyroku na Danovichu, nie jest mym zamiarem tego przeciągać, ani odwlekać pogrzebu.
Kiedy Hobbs zwrócił się do reszty, powiedziała tylko:
— Pojedyncza jednostka wspierająca się prawem staje się większością.
Następnie umilkła, czekając pokornie na opinie innych. Szczególnie rodzeństwa.

shewa92 13-06-2021 02:22


Wbrew staraniom niektórych, udało się jednak wyciągnąć od Doru kilka przydatnych informacji. Nie było tego wiele, ale dawało jakiś ogląd na potęgę Strahda i niestety spełniły się najgorsze przypuszczenia Paladyna. Na chwilę obecną raczej nie mieli z nim szans. Zanim zdążył zadać kolejne pytanie, wampir zaatakował, co po dość krótkiej potyczce skończyło się jego unicestwieniem. Nie tracąc czasu, Nicodemus ruszył za resztą na górę.

Po wyjściu od razu zauważył brak Enoli, ale Rita zdążyła ubiec go z pytaniem o to, co się stało z ich towarzyszką. Później zaczęła się farsa, której wolałbym nie oglądać, ale pozwoliła mu ona nieco lepiej zorientować się z jakimi ludźmi ma do czynienia. Nie chciał się odzywać, ale z racji tego, że kilka razy padło jego imię, bierne przyglądanie się dyskusji mogłoby zostać źle odebrane.

-Proszę Cię Ismarku, wybacz nam to zachowanie. Jesteśmy w obcym miejscu, wbrew naszej woli i nie wiemy, jak wrócić do domu. Ponoszą nas emocje. Nie zważaj na nas i rób, co uważasz za słuszne. Wybacz, że uchybię Ci raz jeszcze, ale muszę zamienić kilka słów z moimi towarzyszami. - Paladyn skłonił się przepraszająco i zwrócił się do Algerona. -Nie mam zdania w kwestii kapłana. Nie znam tutejszych praw i nie mnie osądzać, jaka kara mu się należy. - odpowiedział na wcześniej zadane pytanie -Co zaś się Ciebie tyczy Rito...- spojrzał na zakonnicę, ukrywając emocje -Powołujesz się na prawo, ale nie przypominam sobie, byś wczoraj studiowała tutejszą wykładnię. Być może coś mi umknęło, ale śmiem przypuszczać, że tutejszego prawa nie znasz, nie jesteś więc w tej kwestii żadnym autorytetem. Bezgraniczną naiwnością byłoby zakładać, że jest ono takie samo, jak w miejscu, z którego pochodzisz. Weź to pod uwagę, przed swoim kolejnym osądem. - spojrzał Ricie prosto w oczy, po czym dodał -Zastanów się też trzy razy, zanim bezprawnie zarzucisz komuś kłamstwo. Czy to nie Ty mówiłaś, przed zajściem na dół, że jedyną nadzieją dla duszy Doru, jest zniszczenie potwora na dole, czy sama nie twierdziłaś, że takiej pomocy musimy mu udzielić? - pytał, ale nie czekał na odpowiedź -Jeśli więc moje słowa były kłamstwem to tylko tym, które powtórzyłem po Tobie. Pozwól zatem, bym wydał osąd. Jesteś winna kłamstwa, nieposzanowania dla tutejszych praw i ich przedstawiciela, a także uzurpowania sobie prawa do wydawania wyroków w Barovii, na mieszkańcach Barovii, chociaż nikt nie nadał Ci takich uprawnień. Winnaś się cieszyć, że jest to tylko mój osąd i wyrok zapadł tylko w moim sercu bo i ja nie mam tu żadnej władzy i moje słowa są tylko słowami. Tak samo jak twoje, nic nie znaczą. Istnieje jednak pewne ryzyko z nimi związane i to tyczy się nas wszystkich. - rozejrzał się po otaczających go towarzyszach - Jeśli nadal będziemy tak nieostrożni i bezmyślni w sądach to nasze słowa zaprowadzą nas do grobów szybciej niż Strahd. Zakończmy już tę jałową dysputę, pozwólmy Ismarkowi zrobić to, co uzna za słuszne i zróbmy to, po co tu przybyliśmy.

Alex Tyler 13-06-2021 06:32

Rita poczuła się oskarżona, dlatego czuła się w obowiązku odnosić do każdego materiału dowodowego. Chociaż uważała, że to drugiego kapłana powinno się sądzić.
— Niektóre prawa nie są spisane, ale są bardziej ostateczne niż jakiekolwiek prawa pisane. Danovich złamał przynajmniej dwa z nich. — odparła stanowczo. — Zaś tam, gdzie panuje anarchia, gdzie autorytet władzy nie istnieje, a słudzy porządku są nieobecni, ludzkie prawa są martwe. Jeśli ostateczną i jedyną działającą instancją jest w tym miejscu Strahd, to potrzeba tu silnej ręki i reform.
Odwróciła twarz po wysłuchaniu reszty słów paladyna.
— Nie mam ochoty na twe szalbierstwa. Są kłamstwa czynne, kłamstwa bierne i matactwa. Każdy z nas niech sam osądzi, do których się uciekłeś wobec tamtej skrzywionej istoty. Bowiem uczyniłeś to nie raz, jak sugerujesz. Zaś dwa razy... Ale dobrze, poczekajmy wyrok na Ismarka. Chyba że pozostali mają jeszcze coś do dodania...

Kerm 13-06-2021 09:54

- A silną ręką i uosobieniem tak koniecznych w tym kraju reform będzie Rita Marvella! - W głosie Couryna nie było ani cienia aprobaty, za to cały ocean ironii. - Brawo! Żart byłby to przedni, gdyby nie to, że traktujesz to poważnie.
- Chciałabyś być oskarżycielem, sędzią i katem jednocześnie, a do przestrzegania swojego, podkreślam - swojego - prawa zapewne zmuszałabyś wszystkich ogniem i mieczem - mówił dalej.
- Na każdą okazję masz gotową formułkę, wyciągniętą ze swej księgi - dodał - i zapominasz, że świat nie jest czarno-biały, że między tymi dwiema barwami jest milion innych kolorów, na które jesteś po prostu ślepa.
- Przekonaj innych, że masz rację, a nie zaczynaj bawić się w kolejnego tyrana, kryjącego się za stosem praw i świętą księgą - dokończył.

- Jeśli istnieje w tym kraju prawo, zabraniające więzić wampira lub prawo nakazujące takowego natychmiast zabić, to chciałbym je poznać. - Przeniósł wzrok na Ismarka. - I wtedy, ewentualnie, skazać Danovicha-człowieka.
- A wyrok na Danovicha-kapłana powinni wydać ci, co go powołali na to stanowisko - dokończył.

Miał świadomość, że definitywnie podpał Ricie, ale miał to w dużym poważaniu.

Ayoze 16-06-2021 09:00




Z każdą kolejną chwilą sytuacja między Ritą a resztą drużyny stawała się coraz bardziej napięta. Ismark, słuchający bez słowa obu stron przerzucających się argumentami w końcu uniósł ręce i krzyknął.
- Wystarczy! - Spojrzał po wszystkich. - To nie jest dobry moment, żeby się kłócić, czy licytować, kto ma rację. Poza tym podjąłem decyzję. Póki ja jestem burmistrzem Barovii, ojcu Danovichowi nie spadnie włos z głowy. Wystarczająco wycierpiał. I wtedy, gdy odkrył, że Doru został zamieniony w wampira i przez ostatnie dziesięć lat, kiedy chciał znaleźć sposób na przywrócenie syna do żywych. Couryn, Nicodemus i Algernon mają rację i w tej sytuacji jestem po ich stronie. Moje słowo jest tu prawem. - Podkreślił, patrząc na Ritę.

Gdy Sam podszedł do kapłana i wypytał go o wodę święconą i list, ten nie był skory do współpracy.
- Zabiliście mi syna, a teraz chcecie ode mnie wody święconej? - Splunął obok buta barda, zanosząc się płaczem. - Nic ode mnie nie dostaniecie. Nic! Zejdź mi z oczu, chłopcze!

Moment później Ismark podszedł do spętanego, płaczącego kapłana i rozwiązał go, oddając linę Hobbsowi.
- Przykro mi, że tak to się skończyło, ale nie było innego wyjścia. Teraz Doru jest w lepszym miejscu - powiedział do Danovicha, który usiadł pod ścianą, splatając dłonie na kolanach. Łzy spływały mu po policzkach, wzrok utkwiony miał gdzieś poza rzeczywistością. - Myślę, że powinieneś…
- Wynoś się z mojej świątyni, Ismarku i nie mów mi, co powinienem! - warknął przez łzy Danovich nawet na niego nie patrząc. - I zabierz ich ze sobą. Nie chcę was wszystkich widzieć. Wynoście się i zostawcie mnie w spokoju! - Krzyknął, wciąż płacząc.

Szlachcic skinął mu tylko głową, po czym ruszył do trumny z ciałem ojca, dając znać Algernonowi, Courynowi i Ricie, by mu z nią pomogli.
- Enola została porwana przez wielkiego nietoperza - powiedziała Irina do Rity, gdy się z nią zrównała. - Mam wrażenie, że to ja miałam być na jej miejscu. Biedna… w zamku Strahda czeka ją tylko jedno...
- Nic na to teraz nie poradzimy, miejmy nadzieję, że jednak uda jej się jakoś przeżyć - powiedział Ismark. - Pochowajmy ojca. Liczę, Rito, że wciąż mogę liczyć na twoją posługę dla człowieka, któremu Barovia była czymś więcej, niż tylko domem.
Nawet nie musiał patrzeć w jej stronę, bo wiedział, co odpowie.




Znajdujący się za zrujnowaną świątynią cmentarz wywoływał nieprzyjemne odczucia. Nagrobki wystawały z ziemi niczym ręce tonącego, niektóre były przechylone, inne zrujnowane. Kłębiąca się między nimi mgła dodawała miejscu upiornego charakteru a nisko wiszące, ciężkie chmury zwiastowały deszcz. W tych warunkach pochód z trumną zmarłego burmistrza mógłby uchodzić dla postronnego obserwatora jako upiorny orszak, a mgła rozmazywała kontury nadając wam onirycznego charakteru. Przez cały czas mieliście wrażenie, że pośród tej niewzruszonej pustki i ciszy ktoś was obserwuje, jednak nikogo nie dostrzegliście. Oprócz was była tylko poruszająca się między nagrobkami mgła, która wydawała się być niemym obserwatorem ostatniej drogi zmarłego.

Ismark poprowadził w stronę świeżo wykopanej mogiły w naziemnym grobowcu Indiroviczów, znajdującego się na skraju cmentarza. Świeżo przygotowany, ciemny dół czekał już na Kolyana. Grabarze przygotowujący miejsce pochówku zostawili kilka łopat oraz grubych lin, dzięki którym Couryn, Nico, Algernon i Rita spuścili trumnę burmistrza do miejsca jego wiecznego spoczynku. Marvella, tak, jak obiecała, odprawiła ceremonię nad trumną zmarłego, polecając jego duszę bogom.

Couryn i Algernon zabrali się za zakopywanie mogiły, gdy Sheera nagle uchwyciła jakiś zapach i warknęła gardłowo, ustawiając się bojowo w stronę, z którego dochodził. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, dostrzegając kilkanaście metrów dalej, między nagrobkami, wysokiego, smukłego, czarnowłosego mężczyznę odzianego w pasujące do koloru jego włosów bogate szaty upstrzone szkarłatnymi elementami. Splatał przed sobą dłonie w geście modlitwy a mgła w jakiś sposób omijała jego sylwetkę, co wydawało się wręcz niemożliwe. Oczy skierowane miał ku ziemi, ale nie musiał nawet patrzeć w waszą stronę, by sprawiać wrażenie osoby, którą powinno omijać się szerokim łukiem.
- To Strahd - rzuciła Irina ze strachem w głosie, wtulając się momentalnie w brata. - Co on tu robi?
- Pewnie przyszedł sam dokończyć to, co nie udało się jego skrzydlatemu stworowi w kościele - mruknął Ismark, odwracając się plecami, by ochronić Irinę. Sięgnął po miecz. - Jeśli zaatakuje, powstrzymajcie go na tak długo, jak możecie - rzucił w waszym kierunku.

Po tych słowach - jakby mężczyzna w oddali był w stanie je usłyszeć - uniósł głowę i spojrzał na was przenikliwym wzrokiem. Mieliście wrażenie, że patrzycie w zimne, błękitno-szare oczy najgroźniejszej z bestii, jaką kiedykolwiek spotkaliście na swojej drodze, choć oblicze mężczyzny wyglądało całkiem przyjemnie. Twarz zdjętą miał czymś w rodzaju smutku i nie poruszył się nawet o krok.


- Irino, Ismarku. Nie chciałem, żeby wasz ojciec umarł. Przyjmijcie moje kondolencje. - Wydawało się, że wypowiedział te słowa od niechcenia i cicho, te jednak poniosły się przez cały cmentarz. Jego głos był przyjemny, niemal kojący. Taki, za którym podążyłoby każde dziecko. - Przyszedłem oddać mu szacunek za to, co robił dla Barovii przez całe swoje życie. Nie chciałem, byś była smutna, Irino. Wybacz mi to.
- Nigdy! - Krzyknęła czarnowłosa.
- Potrafię zrozumieć twoją stratę, wierz mi, Irino - odpowiedział z całkowitym spokojem w głosie mężczyzna. - I widzę, że macie nowych przyjaciół. Przybyli z innego świata. Niektórzy są pełni nadziei, że mogą coś tu zmienić. Że mogą coś zrobić. Wyprowadźcie ich z błędu, proszę. Inaczej wiecie, jak to się skończy. Mnie nie można się przeciwstawić, bo jam jest tą ziemią. Nic nie dzieje się tutaj bez mojej wiedzy. I możecie wierzyć lub nie, ale naprawdę odczuwam głęboki smutek po śmierci Kolyana. To był jeden z tych przeciwników, których zawsze szanowałem za upór. Chociaż był zwykłym człowiekiem, którego mogłem złamać jak zapałkę, nigdy się mnie nie bał. Taka odwaga zasługuje na wieczny szacunek. Od wojownika, dla wojownika. Wasz ojciec był wyjątkowy.
- I go zabiłeś! - Krzyknął Ismark, wciąż tuląc do siebie Irinę, osłaniając ją własnym ciałem.
- Nie chciałem, żeby umarł. Wy, ludzie, macie jednak to do siebie, że wasze słabe ciała w końcu zawodzą i odmawiają posłuszeństwa. - Strahd uniósł dłoń i spojrzał na swoje paznokcie, po czym przejechał wzrokiem po wszystkich. - Nawet wśród was kryje się ktoś, kto nie jest tym, za kogo się podaje. Widzę to bardzo wyraźnie, czuję go swymi zmysłami. I nie jest on z mojego nadania, więc uważajcie na siebie, a zwłaszcza ty, Irino. Myślisz z Ismarkiem, że ci ludzie są waszym wybawieniem, ale oboje bardzo się mylicie. Są słabi i nie chodzi mi tutaj o ich wartość bojową… Jeszcze się spotkamy, Irino. Niedługo. Tymczasem pozwalam wam skupić się na żałobie.

Cofnął się dwa kroki i zniknął otulony mgłą. Zostaliście na cmentarzu sami. Pozostało dokończyć pochówek zmarłego burmistrza i zastanowić się nad dalszymi działaniami.
- Wśród nas jest... kto właściwie? - Irina zmarszczyła brwi, patrząc po was. - Co Strahd miał na myśli?
- Strahd zapewne chciał zasiać w nas ziarno nieufności i niepokoju - powiedział Ismark. - Żebyśmy sami sobie patrzyli na ręce. Żebyśmy przez to byli słabsi. To dla niego woda na młyn. Po prostu bawi się z nami...
Sekundę później usłyszeliście jedno, mocne bicie dzwonu dochodzące ze świątyni Pana Poranka. Potem była już tylko cmentarna cisza.


Kerm 16-06-2021 21:43

Wyrok na Danovicha zapadł.
Zdaniem Couryna był słuszny, a jeśli inni mieli inne opinie, to była ich sprawa.
Z drugiej strony - być może śmierć stanowiłaby wybawienie dla straszliwie cierpiącego ojca. Czy Danovich kiedykolwiek podniesie się po tym ciosie? Trudno było powiedzieć. A Couryn nie nadawał się do niesienia pociechy. W każdym razie nie w tym wypadku.

* * *


Couryn brał udział w paru oficjalnych pogrzebach, nad paroma osobami własnoręcznie usypał kopczyk ziemi, nigdy jednak nie niósł trumny ani nie opuszczał jej do grobu. Na szczęście nie trzeba było go kopać...
Mimo braku wprawy udało się opuścić trumnę, lecz ceremonię pochówku zakłócił nieoczekiwany i, jak się okazało, nieproszony żałobnik. Na pogrzeb bowiem przybył sam władca tych ziem, Strahd.
Nie dało sie ukryć, że wyglądał i zachowywał się jak ktoś, kto uważa się za pana nie tylko okolicznych ziem, ale i życia i śmierci ich mieszkańców.
Czy jego żal po śmierci Kolyana był szczery?
Być może, ale Courym był przekonany, że Strahd mógłby sprzedawać piasek plemionom mieszkającym na pustyni. I dlatego też nie wierzył w jego ostatnie słowa.
- Chce się z nami pobawić - potwierdził przypuszczenie Ismarka. - Zapewne traktuje nas jak nową zabawkę i sprawdza, do czego się nadamy.
Sypnął kolejną porcję ziemi na grób.
- Proponowałbym jak najszybciej ruszyć w drogę, zanim Strahd wpadnie na jakiś głupi pomysł - dodał.

Alex Tyler 17-06-2021 01:42

Cytat:

„Stwórca Wszystko Widzi, O Wszystkim Wie i Wszystko Osądza”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka
Usłyszawszy wyrok wyrzeczony przez Ismarka Rita pokornie skłoniła głowę.
— Prawo przemówiło — wyrzekła lapidarnie i z rewerencją.
Gdy potem kapłan-przeniewierca odtrącił brutalnie Samwise'a białowłosa kobieta uśmiechnęła się ponuro pod nosem. „Jakem rzekła. Nagrodami za tolerancję i pobłażliwość dla zbrodni zawsze są zdrada i oszukanie” skomentowała w myślach ową „wdzięczność”, jaką tym samym jej kompanom wyraził za okazaną łaskę Danovich. Było to tylko potwierdzenie słuszności jej racji, jawny dowód istnienia ręki sprawiedliwości.
— Ja byłabym w stanie poświęcić do jutrzejszego poranka około 2 litrów wody — zaproponowała bardowi.
Gdy Ismark uwolnił ojczulka z więzów, a ten kazał mu się wynosić szafirowooka ponownie nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Po tym ostatecznym pokazie ordynarności wszyscy postanowili opuścić kapłana, pozostawiając go samemu sobie. Czempionka wiary była jedną z zamykających pochód. Wkraczając do głównej nawy, zatrzymała się na chwilę, odwróciła głowę w progu i ostatni raz spojrzała na wstrętnego jej zdrajcę i nędznika.

— Ciesz się ofiarowanymi ci ulotnymi chwilami plugawcze. Albowiem niewiele ci już ich ostało — ostrzegła natchnionym, nieco nieobecnym głosem. — Nie bez powodu okazano ci teraz łaskę. Prawo nie popełnia błędów i przewiduje naprzód. Obecny wyrok to element narzuconej ci pokuty. Skorzystaj z okazji i pochowaj swe dziecię, przemyśl swe wstrętne postępowanie. Jednak bacz, bo choć ludzkie prawo skazało cię na żywot cierpiętnika, to prawo boskie rzekło: śmierć! Nie ma w tym przypadku, wszystko podlega wielkiemu planowi. Prawo boskie i prawo ludzkie się wzajemnie uzupełniają. Jedno jest doskonałym dopełnieniem drugiego. Niestety nie za mym udziałem, ale sczeźniesz marnie żałosny człowieczku. Przed trybunałem Stwórcy zapadł już wyrok. Żałuj więc za grzechy i wyczekuj dni ostatnich a wraz z nimi karzącej ręki, która w najmniej spodziewanym momencie przyniesie ci zgubę. Amen.
Następnie obróciła się na pięcie i oddaliła się wolnym krokiem, ignorując wszystko, co tamten mógłby jej odrzec.


Będąc zaledwie kilka stóp od trumny, twarz bitewnej zakonnicy przybrały surowy wyraz, posłyszawszy słowa Iriny tłumaczące los Enoli.
— Utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku — stwierdziła beznamiętnie. — Przeto nie frasuj się nadmiernie. Odbijemy ją, obiecuję ci to. Ciebie z kolei bezpiecznie odstawimy do Vallaki. To dla sług nieporządku nadchodzą dni ostateczne.
Ismarkowi zaś skinęła głową.
— Owszem, jakem rzekła — potwierdziła jego przypuszczenia. — Zawierzaj słowu, jeśli jest jak głaz. Co obiecane, dochowane być musi.

Cytat:

„Zawsze czujna, Zawsze świadoma, Zawsze przygotowana do odparcia wroga”
– żeńska forma helmickiego zawołania, często używana przez Zakon Płomiennego Serca Stwórcy.
Posępny cmentarz nie wzbudził w wojennej kapłance żadnych dobrych odczuć. Zwłaszcza że spacerowi pośród upiornej scenerii towarzyszyło immanentne uczucie obecności jakiejś nieczystej siły, niezgodne w żadnym razie z tym co podpowiadały czujnej kobiecie zmysły. Poczucie obowiązku jednak kazało jej nie zważać na rosnący niepokój, a nawet podpowiadało, by podniesioną uwagę użyć jako oręża przeciwko ewentualnej zasadzce. Takoż podążyła za Ismarkiem, niestrudzenie niosąc trumnę w asyście trójki kompanów. Znalazłszy się na miejscu, przed naziemnym grobowcem Indirovichów, razem z towarzyszami opuściła ostrożnie trumnę do przygotowanego już wcześniej dołu. Potem pochwyciła swój święty symbol i wydobyła zeń święty tekst. Ustała dokładnie przed dołem z trumną, po czym zwróciła się do zgromadzonych przed nią ludzi, składając ręce w sakralnym geście.
— Módlcie się do swoich bogów o duszę tego prawego człeka.
Gdy razem z resztą chętnych zakończyła modły, natchniona rozmową ze swym boskim patronem Marvella rozpoczęła improwizację swego pogrzebowego kazania:

„Oto i stoimy nad grobem przezacnego i wielce zasłużonego burmistrza Barovii. W obliczu wszystkich bogów, a przede wszystkim Stwórcy – Wszechwidzącego Oka Sprawiedliwości, zawiadującego nimi wszystkimi i niezmiennymi prawami życia oraz śmierci. Stoimy, jednocząc się w modlitwie za naszego zmarłego, Kolyana Indirovicha, bowiem wierzymy, że żarliwa modlitwa jest tym, co najbardziej teraz może mu przynieść pociechę. Niechaj pojmie nasze słowa jako wyraz naszego żalu i woli tego ostatniego pożegnania – zanosimy je do niego, by okazać mu serdeczność w tej chwili żalu i sromoty... Nie mamy ze sobą innych darów, ale właśnie tym, co może mu przynieść największe pocieszenie, jest niewątpliwie nasza modlitwa. To nie jest myśl oryginalna, już przed przeszło sześcioma tysiącami lat, jeszcze przed zaraniem Epoki Ludzi, tym przeświadczeniem wiedziony rodzaj człowieczy ustanowił modlitwę za poległych w walce. Był to wyraz jego silnej wiary i oddania dla członków swojego plemienia.

I my, jak ufam, prowadzeni tym przeświadczeniem wiary stajemy tutaj, aby się modlić za zmarłego Kolyana Indirovicha. Składamy modlitwy za swobodną podróż i pokój jego duszy. Dlatego ta nasza modlitwa ma ogromny sens. Bo póki człowiek żyje, ma możliwości wyboru, starania się o nawrócenie, resocjalizację, przezwyciężanie grzechów, zanurzanie się w łasce boskiej poprzez szlachetny uczynek i modlitwę, ale wraz ze śmiercią czas wyborów się kończy i przychodzi czas bilansu – podsumowania... Nie wątpię jednak, że świętej pamięci Kolyan Indirovich znajdzie w królestwie Pana Poranka. Albowiem niewielu ludzi w Barovii było tak wielce zasłużonych jak on.

Słowa me niech ożywiają waszą nadzieję: Niech się nie trwoży serce wasze. W domu Stwórcy jest sfer i domostw wiele. Wy też macie tam przygotowane miejsce. Choć zgodnie z prawami natury życie nasze na tej ziemi kiedyś dobiega kresu, to w rzeczywistości nie ustaje, tylko przechodzi w niekończące się trwanie na innym, boskim planie istnienia. I to jakże wspaniałe trwanie – mamy otwarte zaproszenie do domu naszego boga! Być razem ze swym bogiem – oto perspektywa wieczności, za którą tęsknimy i ku której zmierzają wszystkie nasze wysiłki podejmowane w duchu wiary… Ale trzeba nam jeszcze się do tego przyłożyć – poprzez kształtowanie relacji do naszego boga, a więc modlitwę, posłuszeństwo, poszanowanie porządku i uczciwe życie. Innej drogi nie ma, albowiem człowiek tedy tylko błądzi „na chybił trafił”. Tylko nakreślone przeze mnie postępowanie zapewnia nam prawdziwą drogę do krainy naszego boskiego suwerena.

Niech więc to nasze żywe uczestnictwo w pogrzebie będzie zatopione w gorliwej modlitwie, która łączy ze Stwórcą – Wszechobecną Zasadą, Prawem i Zharmonizowaną Naturą. A Pan życia i śmierci, w ogromie swego miłosierdzia, niechaj zechce przyjąć naszą modlitwę o łaskę i otworzy progi domostwa Pana Poranka dla Kolyana Indirovicha. Wy zaś uczyńcie mu ostatnie honory i pomnijcie: Choć życie przemija, to prawo jest wieczne!”

Po tym kazaniu pochwyciła garść ziemi i rzuciła ceremonialnie na trumnę, rozpoczynając jednocześnie kolejną modlitwę. Zachęcając również rodzinę zmarłego, by powtórzyła jej gest. Potem dała znak Hobbsowi i Telstaerowi, by rozpoczęli zasypywanie dołu. Wkrótce jednak musiała przerwać swą litanię, bo Sheera wyczuła jakieś niebezpieczeństwo.


Cytat:

„Śmierć w służbie Stwórcy (Helma) jest nagrodą samą w sobie. Życie w świadomości uczynienia mu zawodu, potępieniem samym w sobie.”
– epistoła Matki Przełożonej Agaty Valentis do biskupa kościoła Helma w Trademeet.

Rita razem z innymi powiodła wzrokiem w kierunku, w którym najeżyła się kocica. Dostrzegłszy nieproszonego gościa, od razu go rozpoznała, pomna rysopisu podanego jej przez Doru. Nie potrzebowała nawet potwierdzenia Iriny. Od razu też postąpiła krok do przodu, tak by stać na czele i w razie czego stanowić pierwszy cel dla wampira.
— Uczynię co w mojej mocy, Ismarku — odparła z godnością Kolyanovichowi.
„Tu stoimy i tu umrzemy, niezłomne i nieugięte. Chociaż ręka samej śmierci wyciąga po nas swe kościste palce, nie ustąpimy aż do samego końca!” wyrecytowała w głowie jedną z wojennych pieśni swojego zakonu, nie mając złudzeń co do ewentualnego wyniku starcia. Nie czuła na tę myśl trwogi, a raczej coś w rodzaju zbliżającej się ulgi. Zwłaszcza mając świadomość, że jeśli Ismark i Irina zdołaliby uciec, to jej ofiara nie poszłaby na marne.

Siostra zakonna bez strachu, ale z nieukrywaną ciekawością przyglądała się potworowi. Próbując wydedukować z jego maniery, gestów i słów, jakim mógł być człekiem. Oczywiście o ile mogła tak jeszcze o nim rzec. Gdy wymiana zdań między Zarovichem a Kolyanovichami się zakończyła, kobieta zebrała do kupy to, co udało jej się ustalić. Krwiopijca na pewno był dobrze wychowany, ale też pewny siebie, choć nie wiadomo czy arogancki, prędzej nonszalancki. Wiele wskazywało obserwatorce, że w jego słowach mogło być sporo prawdy. Bez wątpienia Strahd lubił pogrywać ludźmi i wlewać w ich serca trwogę i zwątpienie. A taka praktyka była dla Rity zwyczajnie wstrętna
— Tak. To gadzi język, nie dawajcie wiary jego łgarstwom — przestrzegła pozostałych, popierając opinię Ismarka i dając jednocześnie odpowiedź Nicodemusowi.
Mimo to jej kompani mogli odnieść wrażenie, być może złudne, że przynajmniej rozważała słowa bestii. Bowiem jej sądne spojrzenie przelotnie obadało każdego z nich, jakby nieco dłużej skupiając się na Algernonie.
— Wciąż musimy dokończyć pochówek — rzekła w końcu służbistycznym tonem, zupełnie zmieniając temat.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172