Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2021, 22:55   #1
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Końca brody nie widać

Zapadły decyzje, ostatnie pożegnania i już cały świat zmniejszył się do rozmiarów korytarza. Tyle i aż tyle. Czwórka chętnych ruszyła w podróż. A cóż to byli za osobnicy! Kurgan – najstarszy (i czujący już pierwsze skutki wieku) syn Tundersona III. Wydawać by się mogło, że podejmując się takiego niebezpieczeństwa jako bezpośredni dziedzic króla, jest szalony. Któż jednak inny, jak nie on, powinien świecić przykładem? Jego najmłodszy brat Ulfgar? On był wolny od ciężaru królewskich obowiązków i przejawiał ciągoty do hulanek. Lekkoduszność równoważył równie silną potrzebą działania w imię sprawiedliwości i dobra. A może tajemniczy gnom Justicano Bartholomeo Alrico van Haelgartohme? Pompatyczne imię co prawda, było niewspółmierne do jego pochodzenia, ale nadrabiał to zawadiackim wizerunkiem i barwnymi opowieściami. Niektóre wydawały się nierealne, ale musiała się w nich kryć jakaś krztyna prawdy... Prawda?

Ostatnią osobą w grupie była Thoer Stallveig. Jej przybycie wywołało wielkie poruszenie, kiedy na swym białym tygrysie wjechała do miasta. Król zbladł jeszcze bardziej i zapłakał, gdyż oto stała przed nim zaginiona córka z nieprawego łoża. Ból po jej utracie wciąż był w nim żywy. Jednak Thoer swoimi żądaniami zdecydowanie nie łagodziła ponownego zjednoczenia rodziny.

***


Kurgan i Ulfgar


Pożegnanie z ojcem było trudne. Starzejący się krasnolud struchlał i wydawał się jakby lada dzień miał zamienić się w kamień tylko po to, aby zaraz się rozkruszyć. Ponure twarze doradców i pozostałego rodzeństwa dopełniały prawdziwie grobową atmosferę. Do tego plotki o nieślubnej córce obiegły już cały dwór i pewnie pół miasta. Podjęli się jednak wyprawy w nadziei, że zdążą wrócić nim nastąpi ponury koniec.

Królewski kapłan podarował każdemu z nich po medalionie Modramira.

- Będę się za was modlił każdego dnia. Niech Modramir ma was w opiece, jak i to miasto. Wasza misja jest święta więc i ja was święcę w obliczu tego niebezpieczeństw. Idźcie synowie Thundersona i przynieście nam nadzieję. Nasze życie w waszych rękach.

Justice


To była kolejna niebezpieczna przygoda! Czy wyjdzie z niej cało? Czy będzie miał się czym pochwalić? Nawet jeśli te pytania nie przechodziły przez głowę dzielnego zawadiaki to jego siostra już była na nie podatna. Niedługo przed wyruszeniem, kiedy wszystko już było gotowe dopadła do niego. Przytuliła go jak tego ostatnimi czasy nie miała w zwyczaju. Puszczając go wcisnęła mu kamień w dłoń z wyrytym znakiem.

- Trzymaj i nawet mi tego nie waż się zgubić, ty... głupi! Nie znoszę cię, nie wytrzymuję z tobą, ale jak mi umrzesz tam, to pójdę i cię znajdę i wytargam za uszy, słyszysz? - mówiła z zaszklonymi oczami. Nie czekała na jego odpowiedź zostawiając go z tajemniczym kamykiem w ręku.


Thoer


Pierwsza druidka żegnała Thoer w milczeniu. Nie były im potrzebne słowa. Obie znały powód tego co się działo, obie były przekonane, że należy podjąć akcję. Ten nietypowy rytuał przerwał im chłop z wioski. Widząc obie kobiety padł na kolana i czołem dotknął ziemi.

- Pani... ja wiem, że w-wasza wyprawa jest najwyższej w-wagi, ale..., ale jakbyście mieli okazję znajdźcie moją siostrę. Odeszła w las, między góry... Nie musicie jej sprowadzać. Chciałbym, chciałbym tylko wiedzieć, czy odnalazła się w sobie. Jadvig jej na imię. Chuda ona, o spojrzeniu ciemnym, ale z serca dobra. Wiem, że żyje, bo znała drogi... Proszę, jeśli będziecie mogły to poszukajcie jej.

***

Pierwsza połowa, pierwszego dnia wyprawy minęła w spokoju. Magiczna pochodnia Justice’a oświetlała korytarz dając gnomowi szansę cokolwiek zobaczyć w nieprzeniknionych ciemnościach podziemi. Pozostali członkowie drużyny mieli bardziej wyczulony wzrok. Droga, którą szli była często nawiedzana przez potwory próbujące ziścić swe nikczemne zamiary w mieście. Część odnóg prowadziła do góry i na powierzchnię. Jednak nie tam wypadała ich droga. Ich trasa wiodła w ciemnościach, przez głębiny wulkanu. Jak to powiedziała pierwsza druidka szeleszcząc kośćmi na kosturze - “niech prowadzi was instynkt i serce”. Dla praktycznych osób mogła to być mierna rada, wszak łatwo jest zgubić kierunek bez mapy i kompasu. Te przedmioty jednak nie były wiarygodne. Żaden kartograf nie zapuścił się w głąb gór, a co dopiero ich podziemnych korytarzy. Z kolei magnetyczna igła kompasu tym częściej zwodziła, im głębiej się schodziło.

Dość długo byli pewni kierunku w jakim zmierzali. Korytarze i tunele ulokowane bliżej miasta były mniej więcej znane królewskim synom. Dlatego bez cienia wątpliwości obierali właściwą trasę, wiedząc, że mijane przez nich odnogi prowadzą do mniej istotnych miejsc. Tak było, aż nie trafili na rozwidlenie, którego żaden z nich nie kojarzył. Jeden z tuneli prowadził naturalnym łukiem dalej. Drugi stanowił jakby szczelinę w ścianie. Była na tyle wąska, że mało kto mógłby się przez nią przecisnąć. Nim się zdążyli się porządnie zastanowić, albo nawet naradzić dobiegło ich szuranie, a potem bełkot czyjegoś głosu. Po krótkiej chwili z otworu wyłoniła się głowa, a potem reszta sylwetki szaroskórej istoty.


- Haha! Znalazłem was pierwszy! - zakrzyknął wystawiając w ich kierunku paluch - Towarzysze idealni do misji Izhkina władcy ciemności! Drżyjcie, gdyż dzieci i zwierzęta kwilą w mej obecności, a ja obdarzam was łaską mego spokoju!

Derro – bo tym była istota miał na sobie łachy i słabo wyglądającą skórznie. Przy pasie wisiała kusza i para sztyletów. Na pelach miał niewielki plecaczek Jego nieatrakcyjną twarz “ozdabiały” wąsy zmierzwione i niepoukładane. Biała czupryna na głowie była jakimś cudem w jeszcze większym nieładzie. Oczy Izhkina zaś patrzyły w dwie różne strony. Gdy się uśmiechał widać było braki w jego zębach. Samozwańczemu władcy brakowało tylko korony.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 04-02-2021 o 20:21.
Asderuki jest offline  
Stary 04-02-2021, 14:31   #2
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Dzień przed wyruszeniem, południe

Potężny sierpowy zwalił Ulfgara z nóg. Krasnolud szybko otrząsnął się i podniósł na nogi – niby wiedział, że żaden kopniak nie nadejdzie, ale odruchy robiły swoje. Zaraz potem zadziałały inne, równie ważne, dlatego przybrał skruszałą minę. Pierwszy cios był przeciwnikowi potrzebny do rozładowania emocji, resztę powinno się już załatwić spokojnie.
- Kochanie, ja wiem, że…
- Gówno wiesz! – Agna warknęła – Miałeś z tym skończyć!
Oho, chyba nie pójdzie tak łatwo, pomyślał Ulfgar, strategicznie przesuwając się tak, by stanąć między wściekłą żoną a jej kuźnią. Zbyt wiele potencjalnych narzędzi mordu… [i]Czas na zmianę strategii-[/] wziął głęboki oddech i wyprostował się.
- Tak, miałem, obiecałem, że dopóki chłopcy nie dorosną, nie będę ruszał na dłuższe misje – powiedział twardo, chociaż serce go bolało – Ale inaczej się nie da. Wszyscy poza zupełnymi świeżakami wrócą za kilka dni najwcześniej, a nie możemy czekać. Zresztą, Kurgan tam idzie, ktoś musi zadbać, żeby następca wrócił cały.
- A po cholerę on tam? Ma już swoje lata, powinien zajmować się papierami, a nie ryzykować życie – złość Agny zaczynała już na szczęście szybko ulatywać, jak zwykle.
- Ma swoje powody, ale to nie ma znaczenia, nie odwiodę go od tego. Przysięgałem bronić rodziny, klanu i miasta, a was w szczególności. Nie podoba mi się, że łamię jedną obietnicę, ale tej przysięgi złamać nie mogę. Jeśli ta misja się nie powiedzie, wszyscy będziecie zagrożeni, a ja nie mógłbym z tym żyć.
- Dobra dobra, idź, tylko już nie gadaj – żona Ulfgara podeszła do niego i przytuliła się – Tylko masz mi wrócić, zrozumiano? Jak zginiesz, to cię zabiję – mruknęła.
Krasnolud uśmiechnął się i pocałował ją.
- Wrócę, możesz być tego pewna. Z takim sprzętem nic mnie nie tknie – dodał, by udobruchać żonę i nieco połechtać jej próżność.


Tuż przed wyruszeniem

Widok słabującego ojca sprawiał, że Ulfgara przejmował smutek. Ostatnio bał się nawet obejmować starzejącego się króla w obawie, że mógłby połamać mu kości. Grobowe miny wszystkich doradców tylko potęgowały to uczucie – strach, niepewność, niezadowolenie gościło na każdej twarzy. Hodrek, drugi syn, co chwila zerkał na Kurgana. Czyżby zastanawiał się, czy jego czas na tronie nie nadejdzie przedwcześnie. Ulfgar milczał całą naradę nie tylko z powodu atmosfery – przede wszystkim męczył go potworny kac po wcześniejszym wieczorze. Może w Fireheim przebywali teraz sami rekruci, ale przecież szkolenie wymagało nie tylko nauki radzenia sobie na polu bitwy, ale też w karczmie…


W podziemiach góry

Gdy tylko zapuścili się w mroczne korytarze, Ulfgar wysforował się kilkanaście metrów przed pozostałych, by opuścić obszar oświetlony przez magiczną pochodnię. Jak w przypadku większości krasnoludów, ciemności nie stanowiły dla niego problemu, a dzięki temu, że w zasadzie to on był najciężej opancerzony w całej drużynie, nie musiał oddalać się od nich zbyt daleko, by badać teren. Póki pozostawali w granicach znanych im tuneli, nie skupiał się na tym zbyt mocno, mając pewność, że szybko zauważy jakiekolwiek rzeczy odbiegające od normy. Takie jak szczelina w miejscu, w którym jeszcze niedawno była lita skała. Zanim zdążył sprawdzić, co jest w środku, wychynął z niej dziwnie wyglądający, do tego co najmniej ciut szalony typek. Nie wydawał się jeszcze agresywny, dlatego Ulfgar cofnął się bez słowa, robiąc miejsce Kurganowi – brat zdecydowanie lepiej radził sobie z dyplomacją. Najmłodszy syn stanął z boku, skupiając się na groźnym wyglądzie.

Akurat to mogło Ulfgarowi wychodzić całkiem nieźle. Jak na krasnoluda może nie był bardzo wysoki, ale te braki nadrabiał potężną, umięśnioną sylwetką. Miał długie, brązowe włosy łączące się z typową dla jego rasy gęstą brodą, zdobioną nielicznymi koralikami. Jego twarz przeorana była licznymi bliznami, które szczęśliwie omijały oczy w barwie ciemnego orzecha, nie oszczędzając za to przynajmniej dwukrotnie złamanego nosa. O ile nie wyglądał na specjalnie atrakcyjnego nawet jak na krasnoludzkie standardy, to jego ekwipunek przypominał istne dzieła sztuki. Wspaniale wykonany i rzeźbiony w spiralne wzory napierśnik tworzył zgraną kompozycję z tarczami – tak jakby każdy z tych elementów kuto i zdobiono dokładnie po to, by używać ich razem. Dobór broni Ulfgara mógł się komuś nieznającemu go wydawać bardzo ekscentryczny. O ile przytroczone na plecach długi łuk i młot o przedłużonym trzonku nikogo by nie zdziwiły, to już trzy wyposażone w ostrza tarcze – jedna na plecach, a dwie trzymane w dłoniach – wyglądały już dość nietypowo.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 04-02-2021 o 14:35.
Sindarin jest offline  
Stary 04-02-2021, 20:30   #3
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wcześniej, w wiosce

Thoer, jak na kogoś z wioski, prezentowała się... Dziwnie. Kowale, ludzie prości i wszyscy, który składali się na tak zwaną warstwę średnio-prostacko-niższą, wyglądali, jakby próbowali mimo wszystko czymś się stać i podążać w górę w górę wyobrażonej drabiny społecznej. Pomimo brudu i tego, że groszem nie śmierdzili, byli wcale schludni. Niektórzy nawet się uśmiechali.

W przypadku Thoer, drabina została wywalona w kąt lub może nawet ta koncepcja nigdy nie zawitała do jej głowy. Czerwone niczym krew lub rdza włosy spływały dziko po jej szyi i skórzni, która przykryta była płaszczem skrzącym się chyba jakąś magią albo innym cudactwem, które tchnęli w nią druidzi. Któż to wiedział, co starsi jej powiedzieli? Tego nie wiedział nikt.

Skórznia była zdobna w drobne kamienie – ametysty i kryształy górskie, na niektórych z nich wyryte były runy, o których pojęcie mieli chyba tylko druidzi. Długie paznokcie druidki nie były zbyt zadbane, tak samo jej odzienie wierzchnie. Druidka zdawała się ciągle węszyć i nasłuchiwać, kiedy nie była zajęta wyłuszczaniem wieśniakom natury swojej misji.

A natura jej misji, jak prawiła, była prosta.

- Prostacko wręcz prosta.

Thoer przemawiała głębokim i chrapliwym głosem, przypominającym pomruk tygrysa, który krążył wokół niej. Dźwięk głosu krasnoludki nie był przyjemny dla ucha. Zwracał jednakże uwagę.

- Król sprzeciwił się woli ziemi, co go wykarmiła. Dawien dawna, gwałtem wyrwał jej królestwo, które powstało z kamienia przecież. Zawarł pakt i nic w zamian nie chciał dać, to i ziemia ostrzegła go, porywając jego córkę. Wtedy też nie posłuchał, więc serce umrzeć musi...

Ludzie dziwowali się. Co było gorsze i bardziej niepokojące w tej przemowie? To, że baba, co przyszła z lasu gadała o furii ziemi na pohybel królowi? A może jej wielki tygrys, który zdawał się wtórować jej przemowie, warcząc i mrucząc złowrogo przy każdej puencie, którą wypowiadała?

- Chyba, że ludzie z tej wioski górę przebłagają! – zawołała do zebranej zgrai gapiów Thoer. - Płynie w moich żyłach królewska krew, moją sprawą jest, by dokończyć to, co zaczął król!

* * *

Na wyprawę na szlak, tak jak zawsze, przygotowała wszystkie swoje rzeczy, które spakowała do wielkiej torby. Spakowawszy się, rzuciła swoje zwyczajowe zaklęcia: przede wszystkim zaklęła pobliskie jagody, i wpakowała je do swojej podróżniczej torby, przeczuwając, że przydają się jej prędzej czy później. Thoer uważała magię jako naturalne przedłużenie swojej woli, które jednocześnie leczyło, budowało i tworzyło nowe życie i jednocześnie było w stanie złamać kark bez użycia rąk. Magiczne jagody raczej były tą pierwszą częścią magii druidów.

Pożegnanie z Kręgiem było krótkie – ustalenia z pozostałymi zostały już dawno omówione i rola Thoer dawno ustalona, toteż pożegnanie obyło się do krótkiej ceremonii błogosławieństwa na drogę.

Nagle, do kobiet podszedł ktoś z wioski.

- Pani... ja wiem, że w-wasza wyprawa jest najwyższej w-wagi, ale..., ale jakbyście mieli okazję znajdźcie moją siostrę. Odeszła w las, między góry... Nie musicie jej sprowadzać. Chciałbym, chciałbym tylko wiedzieć, czy odnalazła się w sobie. Jadvig jej na imię. Chuda ona, o spojrzeniu ciemnym, ale z serca dobra. Wiem, że żyje, bo znała drogi... Proszę, jeśli będziecie mogły to poszukajcie jej.

Thoer zwróciła się do mężczyzny:

- To, że znała drogi nie znaczy jeszcze, że żyje – rzekła, a po chwili dodała: - Będę miała ją na uwadze. Jeśli znajdę jej trop, powiem, żeście ją szukali – skinęła głową wreszcie.

* * *

Wkroczywszy w podziemia, Thoer zapobiegawczo rzuciła na siebie zaklęcie długiego kroku, którą ongiś nauczył ją starszy druid, które sprawiało, że była szybsza. Miało pomóc, jeśli kiedyś miało się okazać, że do łamania karków przyjdzie. To, że miało przyjść, było pewne, znając podziemia i szlak.

Podążając szlakiem, wytłumaczyła swoim towarzyszom kim jest i skąd pochodzi, wszakże nie mieli wcześniej okazji do poznania jej. Mówiła o tym, że jest bastardem królewskim, który kiedyś został porwany do dalekiego kręgu druidów i że jest jej odpowiedzialnością zakończyć sprawę z górą, której nie spodziewała się zakończyć ani prędko, ani łatwo.

Problemy zaczęły się od tego, kiedy napotkali dziwacznego osobnika w lochu, który zdawał się być jakiegoś rodzaju wojownikiem lub skrytobójcą, wnosząc po ubiorze.

Zdawał się gadać bez sensu. Thoer nie uważała go za zagrożenie, jednak mogło być ich więcej. Ponadto, jego broń mogła być zatruta, co mogło być znacznie większym problemem dla jej towarzyszy. Wyglądało na to, że Ulfgar i Kurgan już zdecydowali, co chcą zrobić zaraz, więc szepnęła do Kurgana:

- Uważaj, Kurganie – mruknęła Stallveig, szturchając syna króla. Zdawało się, że wystarczyło parę źle ułożonych słów, a istota mogła skorzystać ze swojej kuszy i sztyletów.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 05-02-2021, 14:17   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Sny Justicano Bartholomego Alrico zawsze miał ten zapach. Morskiej bryzy i morskich bałwanów. Snu również miał ten smak zawsze… krwi. Te same sny nawiedzały często gnoma. I on znał ich znaczenie. Rozumiał Zew. Rozumiał iż nigdy się od niego nie uwolni.
Sny te zawsze się kończyły pobudką, obecnie w domu Brigitte Elvanoere Almana… no, jego siostry. Oznaczało to, że przyszłość Justice’a wróciła na proste i niewinne tory, takimi jakimi podążał przed opuszczeniem Firenheim przed wieloma laty.
Po powrocie, uznany przez miejscowych gnomów za martwego, Justice budził zdziwienie i zaciekawienie. I radość u jedynej krewnej. Jej mąż, solidny rzemieślnik którego wyobraźnia nie przekraczała artystycznych horyzontów wyznaczanych przez snycerskie rzemiosło, był zdecydowanie mniej zadowolony z obecności brata żony. Obiboka w jego mniemaniu. Bo też krewkiemu gnomowi ciężko było zaczepić się gdzieś na stałe. Zbytnio go nosiło po mieście, jakby coś nie dawało mu spokoju. Co dokładnie? To wiedział chyba tylko on.
Niemniej siostrzeńcy go uwielbiali, zwłaszcza jego opowieści które wydawały się jakby nie z tego świata. Bo gdzież mógł istnieć zbiornik wody tak wielki, że nie można było dostrzec jego drugiego brzegu? Chyba tylko w bajkach.


Wyprawa w trzewia góry… Justice zgłosił się od razu, gdy się dowiedział o takim planie. Szaleństwo, które pasowało jednak do natury tego niespokojnego gnoma. A może przeznaczenie? Wszak ojciec Justice’a zginął broniąc miasta. Może teraz jest kolej syna, by się wykazać?
Justice otworzył swój stary kuferek. Broń w nim leżała owinięta w tkaniny. Widać jednak było że położona tam była niedawno. Oręż owinięto niedbale i w pośpiechu… po kryjomu.
Justice z pietyzmem wyjmował po kolei swoją broń, oglądał i uśmiechał się z nostalgią.
Tyle wspomnień...

Pożegnanie z rodziną było krótkie. Justice uściskał siostrę i siostrzeńców. Uścisnął dłoń jej mężowi. Dyplomatycznie zignorował fakt, że on odetchnął z ulgą widząc jak Justice udaje się do zamku. Cóż… samozwańczy awanturnik i pirat dobrze wiedział, że ten członek jego rodziny nigdy nie zaakceptował podejścia do życia Justicano. A kamyk d siostry schował głęboko za pazuchę. Na sercu umieścił. Na szczęście...

Idący środkiem drogi gnom robił wrażenie na każdym kto go mijał. Nietypowa zbroja jak i płaszcz w połączeniu z zawadiackim kapeluszem sprawiały że krasnoludy i nie tylko schodziły mu z drogi ze zdziwionymi minami. Co prawda broń palna była znana w królestwie, ale któż tu używał takich cienkich mieczy? Ten gnomi oręż bardziej przypominał rożen, niż to czym tradycyjnie walczono w królestwie.

Mina krasnoludzkich urzędników na jego widok też była bezcenna. Spoglądali baranim wzrokiem na białobrodego gnoma. Jedynego, który zgłosił się na tą samobójczą wyprawę, jedynego poza królewskim potomstwem który zamierzał się udać na niezbadane obszary.
Małego siwiutkiego gnoma… pomyleniec jakiś. Niemniej prawo było prawem, skoro zgłosił się na ochotnika, musiał zostać przyjęty w poczet podróżników. Niech rodzina jego ma do siebie żale, że im się wyrwał spod opieki.


Gnom dość szybko pokazał, że tytuły królewskie nie mają dla niego znaczenia. Zwracał się do wszystkich po imieniu nazywając kamratami.
“Bo wszak na jednej krypie płyną i jeden ich los. Zali czy kto wcześniej królem był czy żebrakiem. Na jednej łodzi wszyscy wszak równi.”
Co nie znaczyło że nie okazywał nonszalancji jedynej niewieście w drużynie. O nie… nie można było posądzić Justicano o brak dobrych manier. Czy mrukliwość. Justice zabijał bowiem czas historiami. Mniej lub bardziej niedorzecznymi. O morskich potworach, o morskich skarbach, o latających wyspach i statkach. O latających wężach i dziwnym kulcie czczącym je. Opowieści krwawe, opowieści sensacyjne i pełne dziwacznych wydarzeń.
Podczas wędrówki przez tunele gnom trzymał się blisko druidki uznając ją za najważniejszego członka grupy i pilnując jej bezpieczeństwa. Wszak była jedyną uzdrowicielką w drużynie… jeśli ona zginie, to reszta padnie wkrótce po niej. Była filarem tej małej wyprawy.


Derro… opowieści o nich docierały do uszu gnoma często. Jedni uważali ich za owoc zakazanego związku krasnoluda z gnomem. Inni za zdegenerowanych gnomów, którzy zapędzili się za głęboko pod ziemię. Lub za przeklętych przez bogów niziołków. Lub zgoła coś innego…
Justice słyszał różne historie ich pochodzenia. Ale jeden szczegół zawsze się w nich powtarzał. Derro byli szaleni, wszyscy co do jednego. Ten tutaj był tego dowodem.
Ważniejsze jednak było to, czy derro był sam, czy może gdzieś w pobliżu czaili się jego równie szaleni pobratymcy?
Trzymając dłoń na pistolecie dubeltowym Justice rozglądał się bacznie mniej uwagi poświęcając samemu Izhkinowi, a więcej cieniom zalegającym korytarze. Na wypadek gdyby coś wrednego planowało z nich wyskoczyć. Początek rozmowy zostawił więc skupionym na samozwańczym władcy ciemności krasnoludom. Choć jemu samemu cisnęło się parę pytań w związku z dość dziwaczną deklaracją Izkhina. Czyżby on wprzódy wiedział o wyprawie królewskich dzieci? I jeśli on wiedział, to kto jeszcze wie? I jak się dowiedzieli?
Tyle pytań i żadnych szans na choć jedną sensowną i spójną odpowiedź od zezującego szaleńca.


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-02-2021, 12:04   #5
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ustawiając się po boku od druidki Justice wzorem miejscowego derro zezował to w jedną to w drugą stronę czekając tylko aż któryś z cieni zdecyduje się ożyć, tylko po to by posmakować ołowianych kulek. Gnom jakoś nie mógł w uwierzyć że Izhkin władca ciemności przybył tu sam. Może i nie miał wszystkich klepek, ale z pewnością nie był głupcem. Sam Justice na razie nie planował wtrącać się do rozmowy, zostawiając to królewskim dzieciom.

Druidka milczała, pozwoliwszy, by Kurgan wypowiedział się pierwszy. Jeśli to od niej zależało, Derro zostałby pojmany, a potem wzięliby go na spytki swoją metodą. Nie wiedzieli jednak, czy istota nie przyprowadziła więcej swoich pobratymców, stąd rozważniej było wstrzymać się od działania… Do czasu. Thoer zauważyła, że Justice rozgląda się i sama lustrowała szczeliny groty.

Kurgan musiał przełknąć smutną prawdę jak na następcę tronu przystało. Derro kompletnie ich zaskoczył, nie mieli nawet pojęcia, że ktoś się skrywa w mroku póki sam nie wylazł. Czy było ich więcej? Nawet jeśli nikogo więcej nie widzieli to czy mógł zaufać swoim zmysłom?
- O jakiej ciemności mówisz przyjacielu? - Zainteresował się uprzejmie. - Wydaje mi się, że do miana władcy całej ciemności aspirowało już wielu, masz nie lada konkurencję.

- No właśnie! Konkurencja się pojawiła i muszę ją brutalnie zamordować - Izhkin zatarł ręce uśmiechając się okrutnie.
- Tak brutalnie aby żaden inny możnowładca nie miał nawet ochoty zbliżyć się do tego tytułu. W tym mi pomożecie! - ponownie wskazał paluchem na grupkę. - znam każdy kawałek ciemności w tych okolicach. Nic się przede mną nie ukryje!

Ulfgar spojrzał pytająco na brata, usta miał zaciśnięte a minę niezadowoloną. Nie podobała mu się wizja współpracy z tym szaleńcem, ale jego pomoc mogłaby się przydać. Zresztą, i tak nie zamierzał kwestionować decyzji Kurgana.

Thoer milczała. Ze spokojem przyjmowała rozwój sytuacji. Nie była pewna, co mogło znaczyć zaciekawienie Derro, ale sytuacja mogła się okazać korzystna dla nich. Być może istota znała drogę do serca góry i być może mogła ostrzec ich o niebezpieczeństwach, które na nich czekały - być może. Z drugiej strony, wdzięczność takich tego pokroju mogła znaczyć zatruty sztylet wbity w plecy.

Być może było w tym coś dla nich. A może nie było tam nic. Tak czy inaczej, pomoc podróżników powinna mieć swoją cenę.
- Pamiętaj o misji - mruknęła ledwo słyszalnym szeptem w stronę Kurgana.

- A co to za konkurencja, którą trzeba zamordować? - zapytał tymczasem Justice nie spoglądając na derro, bowiem mógł on być tam, tylko po to, by odwrócić ich uwagę od okolicy i dać okazję do ataku z zaskoczenia swoim pobratymcom. Także… owa konkurencja równie dobrze mogła być smokiem, innym derro jak i grupką niewinnych górników którzy nieświadomi bliskości kryjówki Izkhkina zawalili strop jego groty podczas kopania. I teraz chce się na nich mścić.

- Ha! Lubię gdy się zadaje właściwe pytania. Nie wiem! - Derro zakrzyknął tak triumfalnie jakby to było zwycięstwo.
- Ale wiem, że się czai chcąc mi zabrać co moje - dodał rechocząc do siebie niewątpliwie planując okrutny koniec dla swojego nieznanego przeciwnika.

- Nie wiesz kto? To skąd w ogóle wiesz, że ktokolwiek czai się na twoją dziedzinę? - Zachodził w głowę Kurgan.

Derro zaśmiał się donośnie.
- Właśnie dlatego jestem władcą ciemności a wy moimi pomocnikami! Władca wie kiedy jego domena jest zagrożona. Chodźcie za mną moje sługusy ciemności, a wynagrodzone wam będzie! - po tych słowach przeszedł przez dziurę.

- Ech… na wszystkie macki krakena…- zaklął pod nosem Justicano i zaproponował sięgając po dubeltowy pistolet. - Ja pierwszy pójdę i sprawdzę, czy jest bezpiecznie. Jak będzie to zawołam.

- Zaczekaj, nie ma sensu podążać za tym szaleńcem. Może jest nieszkodliwy a może nie, to bez znaczenia, mamy zadanie do wykonania. Nie złożę losu Fireheim na ręce szalonego derro. - Ostatnie zdanie Kurgan wypowiedział niemal grobowym tonem.

- Kurgan dobrze prawi - rzekła Thoer. - Nie wiemy co potrzeba i dokąd… Ta jama wygląda na dobrą dla lisów, nie dla krasnoludów… I tygrysów - dodała, spoglądając na wielkiego tygrysa, który w istocie miałby nie lada problem przecisnąć się przez szczelinę w litej skale.

Pogładziła sierść wielkiego kota, analizując sytuację. W końcu, powtórzyła to, co powiedziała wcześniej:

- Derro nie mówi, co trzeba zrobić. I nie mówi, jaka jest nagroda. Pomagać mu? Hm, ryzykowny to biznes.
- Czy mamy czym zablokować tą szczelinę? Wolałbym, żeby znowu coś z niej nie wylazło, kiedy będziemy głębiej - Ulfgar zajrzał do wnętrza dziury w ścianie.
- Pewnie ma inne szczeliny w okolicy… na pewno to nie jest jedyne pęknięcie. - ocenił gnom cofając się. Poprawił kapelusz na głowie dodając. - Więc szkoda wysiłku na blokowanie tej dziury.

Z dziury doszło prychnięcie a potem jęk. Głowa Izhkina ponowni się wyłoniła się łypiąc niechętnie.

- Co mówicie? Tędy nie przejdziecie? Grhmh… dobra! To pójdziemy tędy. Co ja sobie za pomocników znalazłem? Pff!

Z tymi słowami poczłapał w drugą odnogę.

- Ryzykowny interes - powtórzyła Druidka, wyciągając z plecaka kredę do znaczenia ścieżki. - Ale pójść zobaczyć nie zaszkodzi. Zobaczyć zawsze można.
- Uparciuch z niego. Z brakującymi klepkami co prawda, ale konsekwentny w swoich obsesjach. - przyznał gnom z pistoletem w dłoni przyglądając się z Izhkinowi. Wzruszył ramionami gotów ruszyć za Thoer, bo w sumie… i tak nie wiedzieli gdzie są, ani nie znali celu swojej wędrówki. Równie dobrze mogli podążyć za szalonym derro. Przynajmniej będzie kogo obwiniać, jeśli kurs okaże się błędny… owego “władcę ciemności”.
- I tak to póki co jedyna droga w głąb góry - Ulfgar wzruszył ramionami i skierował się za derro. Po kilku krokach odwrócił się i spojrzał pytająco na brata.

Thoer zamierzała co parędziesiąt metrów zaznaczać ścieżkę znakami w języku druidów. Jeśli miało okazać się, że będą wracać, to przynajmniej nie będą chodzić w kółko.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 14-02-2021, 00:27   #6
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Grupa ruszyła za Izhkinem. Ten po krótkim czasie zaczął gadać i miał co gadać. Król ciemności, według swoich słów, był mistrzem skradania się. Opowiadał jak to ciemność go kryła, aby mógł zadać ostateczny cios swojemu wrogowi. Im dłużej jednak gadał tym bardziej to brzmiało, że wszystkie zwycięstwa derro były kwestią jego wyczucia sytuacji. Nigdy się nie pchał do walki jak nie wierzył, że mu się uda. Korzystał z tego, że inni się biją, aby samemu dobić okaleczonego zwycięzcę.

W pewnym momencie dotarli do miejsca, gdzie Ulfgar dostrzegł ciała krasnoludów. Nieszczęśnicy umarli straszną śmiercią - zostali spaleni żywcem. Ciężko było powiedzieć nawet czy byli to chłopcy Ulfgara czy królewscy, czy też inne krasnoludy. Izhkin nie zainteresował się ciałami dalej gadając.

-… widzicie moi przyboczni, Izhkin wie, że ma konkurencje, bo któż inny by sprowadził tyle ciemności w te korytarze? Była lawa? Nie ma lawy! Złodziej, ukradł jej światło sprowadzając ciemność! To jest nie do zaakceptowania. Izhkin musi być lepszy, ale najpierw musi go zamordować! Wtedy inni się nigdy więcej nie pokuszą na zabieranie Izhkinowi jego tytułu.

Derro gadał przede wszystkim do siebie nie słuchając czy pozostali poświęcają mu uwagę. Przy okazji jednak nie zwracał też w ogóle uwagi na otoczenie. Tym czasem pozostali zobaczyli jak coś się zaczęło niedobrego dziać z ciałami, które mijali. Usłyszeli trzask kości... a może ognia? Dwa szkielety zaczęły się dymić i zapłonęły podnosząc się, zaś z pozostałych trzech dym zaczął się zbierać formując obok gadającego derro tworząc dużą istotę stworzoną z ognia i dymu...


[media]https://i.pinimg.com/originals/f0/2b/43/f02b430b97c4b9aa90f40fa1dac346ac.png[/media]
 
Asderuki jest offline  
Stary 17-02-2021, 11:20   #7
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Widząc otoczonych płomieniami przeciwników, Kurgan nie musiał się wiele zastanawiać - zmienił chwyt na laski, która zmieniła się z eleganckiego akcesorium w groźnie wyglądający rapier. Krasnolud wyszeptał do niego słowo mocy, a broń momentalnie pokryła się szronem. On sam zaś zadziwiająco zwinnym krokiem doskoczył do jednego ze szkieletów. Justice rozejrzawszy się dookoła poprawił kapelusz i widząc sytuację wycelował trzymany pistolet w jeden z kościstych potworków wrzeszcząc głośno i szaleńczo niemalże.
- Nazywam się Justicano Bartholomeo Alrico van Haelgartohme ! Zabiłeś mojego ojca! Szykuj się na śmierć! - następnie wypalił raz po raz ze swojego dubeltowego pistoletu w kierunku pokraki. Kula rozwaliła czaszkę ożywieńca niszcząc go w ognistej eksplozji.
Gnom obrócił się i kolejną kulę posłał w znacznie groźniejszy cel, owego ognistego ducha. Przerzucił broń do lewej dłoni, gotów sięgnąć po swą “Rosę acidum” w celu kontynuowania walki. Było bowiem tu zbyt mało miejsca na powtórne przeładowanie pistoletu. A choć ognista aura potwora mogła budzić pewien lęk, to jednak Justice zdecydowanie wolał walki twarzą w brzuch ze swoim wrogiem.
- Fireheim! - krzyknął Ulfgar, rzucając się na pozostały w całości szkielet niczym rozjuszony byk. Uderzył z impetem tak wielkim, że szkielet ...wybuchł, parząc lekko obu braci. Tarczownik tylko wyszczerzył się radośnie - nie z takimi żarem miewał już do czynienia.
Thoer, kiedy tylko okazało się, że zostali zaatakowani, zaczęła śpiewać zaklęcie. Wyśpiewawszy mantrę, dotknęła tygrysa, Justice i pobliskiego Kurgana, po czym ruszyła, aby także skierować zaklęcie na dwóch pozostałych członków drużyny. Kiedy skończyła, wskazała na najbliższy płonący szkielet.
- Freki, zabij - rzekła krótko, tygrys zaś ruszył w stronę dymnej istoty. Przewodnik drużyny przylgnął do ściany, niezręcznie próbując sięgnąć po broń, podczas gdy ich przeciwnik zaatakował towarzysza Thoer szponiastymi, obleczonymi płomieniami łapskami. Szczęśliwie tygrys zdołał odskoczyć, rycząc wściekle, po czym odpłacił się szarpiąc istotę wielkimi pazurami. Rany, które powaliłyby niedźwiedzia, na stworze nie zrobiły większego wrażenia – najwyraźniej był zdecydowanie cięższy do zabicia niż jego kościani pomagierzy.
Widząc że problem szkieletów został rozwiązany, gnom śmiało rzucił się pod tygrysa druidki, prześlizgnął pod jego brzuchem. I wyciągnąwszy oręż dźgnął “dymiarza”... ostrożnie i nieśmiało jakoś, preferując własną skórę nad trafienie w “ciało” nieumarłego. Nie mając możliwości sprawnego dotarcia do przeciwnika, niezadowolony Kurgan wypowiedział magiczną formułę, która utworzyła wokół niego zbroję czystej mocy. Ulfgar zaś nie czekał. Idąc za przykładem gnoma, obrócił się na pięcie i rzucił pędem w stronę płonącej mary. On jednak w przeciwieństwie do Justice’a, nie miał zamiaru się zatrzymywać - zamiast tego skoczył dalej do przodu, prześlizgując się na kamieniach aż za stwora, bez wysiłku osłaniając się tarczą przed machnięciem szpona. W tym czasie Thoer sięgnęła po ukrytą za pasem różdżkę i utworzyła wokół swojego tygrysa zbroję podobną do kurganowej.

Otoczona przez bohaterów dymna istota nagle nadęła się niczym balon, by zaraz potem skurczyć się, rozpylając dookoła siebie chmurę ciemnego, gryzącego dymu. Choć nie było to najprzyjemniejsze uczucie, na walczących nie zrobił wielkiego wrażenia. Freki dalej z właściwą sobie dzikością atakował stwora, choć ten wciąż wydawał się mniej ranny, niż powinien. Krztuszący dym i żar nie potrafił też stępić zapału bojowego gnoma. Wprost przeciwnie, Justice dziarsko dźgał nieumarłego wrzeszcząc przy okazji obelgi, by sprowokować go do ataku na siebie. Sam… sięgnął go tylko raz, wbijając “Rosę acidum” w jego paskudne cielsko. Kilka metrów dalej, za plecami potwora, ledwie zatrzymawszy się po ślizgu i nie zważając na dym, Ulfgar błyskawicznie zerwał się na nogi, od razu wyprowadzając kilka ciosów - przy pierwszym zatoczył się, wpadając na ścianę, ale dwa pozostałe były już morderczo celne.
Kiedy drugi cios padł dymna forma istoty zaczęła się rozpływać wraz jego nieartykuowanym wrzaskiem. Zawieszone w tym czymś kości jedna po drugiej zaczęły gasnąć i upadać na ziemię aż cała istota została ledwie kupką popiołu.

- Zwycięstwo! Khe khe keh! - Izhkin kasłał plując resztkami istoty i opierając się o ścianę. - Znalazłem właściwych przydupasów!
Zakasłał się zupełnie nie mogąc już nic więcej powiedzieć.
Ulfgar stanął koło derro, skrzyżowawszy ramiona przed sobą, co biorąc pod uwagę przytroczone do nich tarcze, wymagało sporej wprawy. Spojrzał na “przewodnika”, a potem na resztę drużyny. Mruknął coś pod nosem, po czym powiedział:
- Wszyscy cali? Możemy ruszać dalej?
- Cały, cały…- gnom ładując pistolet kucnął przy trupach, by rozpoznać kim byli owi nieszczęśnicy i co tu robili, zdecydowanie zbyt daleko od miasta. A także by sprawdzić co przy sobie mieli.
- Chodźmy więc - rzekła Thor po prostu, gładzac tygrysa, który zdawał się być niezbyt usatysfakcjonowany małą ilością przeciwników.
Już mieli się zbierać kiedy do ich uszu dotarł dźwięk ciężkich kroków. Z korytarza za nimi wyłoniła się ludzka kobieta i trzy krasnoludy. To były trepy Ulfgara. Grimmson uśmiechnął się do najmłodszego syna w powitalnym geście. Zaraz jego mina spoważniała.
- Zdarzyła się nagła sytuacja szefie. Wasz ojciec… król poczuł się bardzo słabo niedługo po waszym wymarszu. Przyszliśmy tutaj aby, khm, zabrać dziedzica z powrotem do miasta - powiedział niepewnie.
 
Sindarin jest offline  
Stary 18-02-2021, 22:04   #8
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Zawitała w Fireheim zostawiając swoje poprzednie życie za sobą. Nie trwało długo, jak jej chwilowe miejsce wypoczynku zamieniło się w chaos. Poczuła, jak góra się zatrzęsła, zobaczyła panikę, była świadkiem dzikiej druidki przemawiającej do króla… No nie do końca. Widziała jak weszła do miasta, ale pałac był dla niej niedostępny. Niedługo potem zebrała się grupa, która miała… pozbyć się klątwy? Tak z tego wszystkiego wynikło. Niewielka grupka uformowała się szybko i nim kobieta nawet miała szansę się zgłosić, wyruszyli w podziemia góry. Już wyglądało na to, że będzie musiała na nowo się wynieść z przeklętej (dosłownie) góry kiedy stał się cud. Dla niej przynajmniej. Okazało się, że król zasłabł. Królewskie dzieci zaś, zamiast wziąć się w sobie, zamierzały wysłać kolejną grupę za tą wcześniej. Szukali też kolejnych chętnych do wyprawy… gotowi byli zapłacić i wynieść na wyższe poziomy kasty. O ile to drugie było mało ważne dla magini, to, to pierwsze… mogło skusić.

***

Teraz stała w obecności szóstki krasnoludów, jednego gnoma i białego tygrysa, który zdecydowanie był zbyt duży. Dzięki magicznej pochodni leżącej teraz na podłodze widziała kości i resztki spalonych ciał jakiś krasnoludów. Ci żywi właśnie zaczęli się naradzać...

Mina Kurgana była bardzo poważna. Ściągnął usta w kreskę. Chciał dołączyć do wyprawy, a zawracali go tuż na jej początku. Spojrzał z bólem na brata. Zerknął na kobietę.
- A to kto?
- Zastępstwo. Zgłosiła się. Uznaliśmy, że nie można osłabiać wyprawy. Wygląda na sprawnego wojownika.
Thor wzruszyła ramionami na nagłą roszadę.
- Niech i tak będzie - skomentowała.
- Thoer - przedstawiła się, żywo lustrując przybysza. - To jest Freki - tygrys także zlustrował ją ciekawskim wzrokiem. - Pozostali gadać sami umieją, to rzekną, z kim zacz. Jak wygląda na taką, co walczyć umie, to pewnie walczyć potrafi. - skonstatowała wreszcie Thoer.
Ulfgar pokręcił zmartwiony głową - mimo że pogarszający się stan ojca nie był niczym zaskakującym, nie umniejszało to jego smutku.
- Niestety, bracie, ale każdy z nas ma swoje obowiązki. Zajmiemy się tą wyprawą, ty musisz trwać przy ojcu - po tych słowach odpiął jedną ze swoich tarcz, podszedł do brata i uścisnął go mocno - Ale lepiej unikaj spotkania z Agną - wyszeptał mu do ucha. Następnie zwrócił się do nieznajomej.
- Ulfgar Thundersonson - powiedział, wyciągając do niej rękę - Jeśli chłopcy twierdzą, że się przydasz, to witam w drużynie.
Gnom oderwawszy się od oględzin i… ten tego… pozbawiania zmarłych ich balastu, podszedł do dziewczyny, przyjrzał się jej. Chwycił za kapelusz, wymachując, jakby stado komarów odganiał i rzekł.
- Justicano Bartholomeo Alrico van Haelgartohme… w skrócie Justice, do usług panienki.
Po czym jego kapelusz znów został osadzony na głowie.
- Bądźcie pozdrowieni - odparła ludzka dziewka o wysokim głosie, kiwając zgromadzonym głową jednocześnie odwzajemniając uścisk dłoni Ulfgara. Jej ton daleki był od niziołkowej jowialności, aczkolwiek zdradzał w pewien sposób oznaki powściągliwej uprzejmości. Kobieta miała młodą, łagodną twarz, która jednak przy dokładniejszych oględzinach sprawiała wrażenie poznaczonej śladami zamierzchłych trosk. Mogło to sugerować, że jej posiadaczka na pewnym etapie życia zmuszona była dojrzeć o wiele szybciej, niż to powinno nastąpić naturalnie. Poza tymi subtelnymi detalami, w jej fizjonomii uwagę zwracały gęste pasma ametystowych włosów i duże fiołkowe oczy o niezgłębionym wyrazie. Magini odziana była w ciemny, maskujący przyodziewek, na którego tle wyraźnie odcinał się jej kunsztowny napierśnik wykonany ze srebrzystego mithrilu. Do pasa miała przytroczoną zdobioną, zakrzywioną pochwę z lakierowanego drewna z wetkniętym tam mieczem o eleganckiej rękojeści, zaś na jej plecach spoczywał sajdak z mistrzowsko wykonanym długim łukiem. Gracja, jaką emanowały jej ruchy, wymownie zdradzała, że nie nosiła ona tego wyposażenia od parady.
- Zdecydowałam się zaoferować wam swe usługi, abyście mogli wykonać swą misję - wyjaśniła swą obecność. - Powiedzcie kiedy będziemy mogli ruszać.
- Ja jestem już gotowy, by ruszyć… ale nie ja tu decyduję.- wtrącił gnom, obserwując królewskich potomków.
Krasnoludy Ulfgara wymieniły się spojrzeniami, pokiwali do siebie głowami.
- My będziemy się zbierać książę - powiedział Grimmson a Kurgan westchnął i ze smutnym spojrzeniem pożegnał się z bratem.
- Życzę ci powodzenia - dodał z ciężkim sercem klepiąc Ulfgara po barkach.
- Ja tobie też, przyda ci się - odpowiedział mu młodszy brat.
Grupa odeszła, zostawiając uczestników wyprawy samych. Dopiero wtedy Derro, o którym niemal wszyscy zapomnieli, pokazał się na nowo.
- Nowa podwładna? - zapytał, łypiąc na nią szalonymi oczami. Uśmiechnął się - Dobrze - zatarł ręce i ruszył przodem.
Thoer ruszyła wolno za Derro, upewniwszy się, że reszta drużyny podąża. Podążali za nim, póki co, ponieważ nie było innego wyboru. Był nieszkodliwy… Póki co.
Justice zaś wyjaśnił nowo przybyłej.
- Idziemy, póki co, w tym samym kierunku co on. I nie przeszkadzamy jego złudzeniom. - mówił, ładując pistolet dubeltowy. - I nie ufamy mu.
- Jeśli zdradzi, nie zdąży tego pożałować - powiedziała Delta, na tyle głośno by humanoid ją usłyszał.
- Strata czasu… do jego uszu docierają tylko te słowa, które sam wypowiada. - odparł Justice wzruszając ramionami.
- Tym gorzej dla niego, ignorancja nie zwalnia z odpowiedzialności - zareplikowała dziewka.
- Temu stateczkowi brakuje po prostu paru klepek w poszyciu.- wyjaśnił obrazowo gnom.
Ulfgar prychnął, rozbawiony słowami Justice'a.
-Trafne. W każdym razie, raczej nie stanowi zagrożenia. Tak w ogóle, to jak mamy się do ciebie zwracać? - zapytał ich nową towarzyszkę.
- Delta - rzuciła zwięźle nowa towarzyszka.
Krasnolud kiwnął głową.
- Dobrze, a w czym się specjalizujesz? - zapytał, z powrotem przypinając tarcze do obu rąk - Napierśnik porządna robota, klingę pewnie zobaczę niedługo. Szermierka, coś więcej?
- Być może niebawem się przekonasz - rzekła ametystowowłosa i zawiesiła głos. Ale nie dodała nic więcej.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 18-02-2021 o 22:16.
Alex Tyler jest offline  
Stary 21-02-2021, 01:30   #9
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Czas mijał, ale brak słońca nie dawał szans powiedzieć, ile dokładnie. Wędrówka była względnie prosta. Izhkin mamrotał pod nosem przez całą drogę. W pewnym momencie zwolnił idąc jakoś bardziej ostrożnie niż wcześniej.

- Niedobrze... nie... to tak nie było - dotarło do uszu Ulfgara. Derro szaleńczo rozglądał się dookoła. Krasnolud również dostrzegł to co widział szalony przewodnik. Reszta niedługo po nim. Korytarz kończył się ścianą. Wyglądało to jakby skała po prostu pękła i uniosła się do góry zasłaniając wylot. Do tego kawał ściany po prostu się odłupał dodatkowo zawalając drogę gruzem. “Władca ciemności” fukał zły i niezadowolony kręcąc się w kółko.

- Zawrotka! - zarządził rozeźlony Derro. Naprawdę wyglądało na to, że stracili czas. Prawie. Justice wraz z Delta usłyszeli za prawą ścianą ciche buczenie pomieszane z szumem. Było głośne lub było blisko.
 
Asderuki jest offline  
Stary 26-02-2021, 12:56   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

- Poczekaj no, mistrzu, nie tak prędko - rzekła Thoer z ironią w głosie, podchodząc, żeby zbadać, w jakim stanie wyglądała masa gruzu znajdująca się przed nimi. - Rzeknij no, dokąd chciałeś nas zaprowadzić? I czemu tą odnogę brałeś?

Być może w obecnym stanie zawalony tunel był problemem dla drużyny, jednak niekoniecznie mogło to być prawdziwe dla innych form Thoer. Druidka zlustrowała ścianę gruzu znajdującą się przed nimi w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby dać wskazówkę co do szerokości odcinka, na którym zawalił się korytarz. Dołączył do niej Ulfgar, próbując ocenić, jak dawno doszło do zablokowania tunelu - ciężko mu było uwierzyć, że było to naturalny efekt ruchu skał, wtedy usłyszeliby to z większej odległości.
Gnom przyłożył ucho do skały i wyraził swoje podejrzenia.
- Po drugiej stronie może być woda… dużo wody. Albo lawa. Ale obstawiam wodę.
Dosłownie moment po tym jak gnom się wypowiedział szum ustał. Jak ucięty nożem.
Tymczasem derro wybełkotał coś co musiało być przekleństwami.
- No powiedzieliście, że nie przejdziecie przez tamten tunel to tędy druga droga do serca ciemności. Dłuższa. Pozabijałbym was za takie traktowanie, ale jesteście zbyt skuteczni! No i podoba mi się z jaką zapalczywością mordujecie potwory - dodał znowu kuląc się i szczerząc zęby w podłym uśmiechu skierowanym do absolutnie nikogo.
Druidka skoncentrowała się jeszcze i zaczęła wyczuwać okoliczne magiczne aury. Wpierw wyczuła, że tak jak i ona jej towarzysze byli obwieszeni magicznymi przedmiotami. Nim się jednak dobrze skoncentrowała wyczuła jedną, znacznie potężniejszą aurę - za ścianą, która się pokruszyła. Silna nekrotyczna energia pulsowała. Właśnie nabrała na sile.
Justice na nowo usłyszał szum.

Thoer potarła swoją brodę w zamyśleniu, wyczuwając aurę nekromancji.
- Zdaje się, że nasze nadejście nie pozostało bez echa - rzekła, myśląc o płonących trupach spotkanych uprzednio, które mogły być sprawką tego samego, co stało przed nimi. - Magia przed nami, śmierdzi śmiercią.

Po chwili dodała:

- Tunel, błaha sprawa. Thoer zna przejście, wydrąży się go szponami brata borsuka - krasnoludka zakrzywiła palce w szpony. - Gorzej, co może być przed nami? Śmierć, paskudna magia.

Spojrzała wymownie na derro, który zdawał ich prowadzić w kierunku kolejnego wyzwania. Zastanowiła się, czym mogło być to “serce ciemności”, o którym mówił.
- Pewnie coś, co i tak będzie trzeba zabić - wtrąciła magini.
- Nie jestem specjalistą… ale kopanie w miejscu zawału to ryzyko kolejnego zawału.- zamyślił się gnom drapiąc po siwej brodzie. - Może… może… powinniśmy spróbować się przebić obok, obejść rumowisko i zajść wroga od tyłu? Nie ma lepszego rozpoczęcia walki od wbicia noża w plecy nieświadomemu zagrożenia przeciwnikowi. -
Udowadniając że choć koncept fair play był Justice’owi znany, to pewnie uważał go za jakąś głupią fanaberię.
- Podoba mi się to rozumowanie - fiołkowooka zgodziła się z gnomem.

- Woda po prawej. Po lewej aura śmierci. Zawał przed nami - zamyśliła się Thoer. - Możemy zaryzykować i kopać po lewej, wolałabym nie zalać tunelu - wzdrygnęła się na samą myśl. - Zawał, zdaje się, nie uszkodził posadzki tunelu. Można przekopać się pod korytarzem.

Thoer skrzyżowała ręce na piersiach.

- Zdecydujmy.
- Lewo - stwierdził Ulfgar - Pływanie w tych tunelach nie brzmi zachęcająco.
- Lewo wydaje się sensowną opcją.- zgodził się z krasnoludem Justice.
Delta nie odezwała się. Obojętny był jej kierunek wędrówki. Dopóki prowadził do jakiegoś celu.

Druidka skinęła głową.

Przeczuwając najgorsze co do tego, co znajduje się za ścianą po lewej, Thoer wyciągnęła różdżkę zza pazuchy i kolejno rzuciła zaklęcie Pancerz Maga na każdego z członków drużyny, wliczając siebie. Freki miał na sobie to samo zaklęcie z poprzedniej walki, które powinno działać jeszcze przez parę godzin.

Schowawszy różdżkę, Thoer zwróciła się w stronę ściany, która była najdogodniejsza. Bez żadnego ostrzeżenia, jej forma zaczęła się zmieniać: jej twarz wydłużyła się, ręce zamieniły się w spore szpony, a ciało pokryło się gęstym futrem z charakterystycznym białym podbiciem na grzbiecie. Był to złowieszczy borsuk.

Thoer, bez zwlekania, poczęła drążyć tunel w litej skale po lewej stronie, tak, żeby zmieściła się w nim reszta drużyny. Co prawda pierwszym instynktem było wybicie tunelu na lewą, jednak jeśli miało okazać się, że nie będzie szybkiego przejścia do sąsiedniej odnogi, to zamierzała drążyć tak, żeby ominąć zawał.

Jak się okazało wcale wiele Thoer robić nie musiała. Wyczuła nekrotyczną aurę bo ściana była cienka. Ostre i twarde pazury rozryły skałę bez większych problemów ukazując pustą przestrzeń po drugiej stronie. Powoli wchodząc do środka grupa wraz z Izhkinen (który strategicznie trzymał się na tyłach reszty) zobaczyła duże pomieszczenie. Ich miejsce wejścia było w jednego z rogów. Przez środek przechodziła szczelina, a podłoga była uniesiona i skruszona jeszcze w kilku miejscach czyniąc ją mocno nierówną.
- Nie pamiętam tego miejsca - Derro mruknął tym razem z przygotowana kuszą. Nagle z szczeliny w podłodze podniosła się ściana mrocznej energii szumiąc i i zakrzywiając obraz tego co było po drugiej stronie było.
Ametystowowłosa zadumała się przez chwilę, próbując pojąć naturę tego fenomenu.

Thoer postanowiła nie zmieniać swojej postaci, jeśli wkrótce miało się okazać, że pazury borsuka będą mogły się jeszcze przydać.

Podeszła nieco dalej od wyłomu, który zrobiła, węsząc. Skupiła się na kształcie tego pomieszczenia - czy były stąd jakieś wyjścia? Szum, który słyszeli wcześniej, był zapewne szumem energii śmierci. Ale skąd przychodziła? I w jaki sposób mogli ją ominąć?

Spojrzała na pulsującą falę energii. Zapewne lepiej nie było się zbliżać. Jak wysokie było to pomieszczenie? Czy fala sięgała aż do sklepienia? Jak wielka była ta szczelina i czy zawalisko lub jego ślady było widoczne stąd? Co mogło spowodować zawalenie się korytarza?
Ulfgar zbliżył się ostrożnie do szczeliny - nie miał zamiaru jej dotykać, ale wolał być pierwszym na drodze czegokolwiek, co mogłoby stamtąd wyleźć.
- Wiecie, co to może być? -zapytał cicho towarzyszy.
Gnom zamiast tracić czas na odpowiedź, schował pistolet i zamiast tego sięgnął po rapier. Cokolwiek to było, jeśli wrogie, posmakuje Rosy acidum. Trzymał się pomiędzy Thoer a Deltą, by osłonić obie “magiczki” ewentualnym przed atakiem. Niewątpliwie były największymi atutami w ich małej drużynie, a więc… potencjalnym celem dla wroga.

Thoer czuła przede wszystkim zapach ziemi i skał. Wyjście, albo coś co mogło nim być było po drugiej stronie ściany wysokiej i szerokiej na całość pomieszczenia. Wraz z pozostałymi dostrzegła, że po drugiej stronie są jakieś istoty. Ulfgar najbliżej znajdujący się energii był w stanie dostrzec za nią resztę pomieszczenia i coś w rodzaju drzwi. Przy nim stała grupka wychudzonych cienistych istot które coś próbowały robić. Były różnego wzrostu i budowy. Była ich w sumie szóstka i póki co zdawały się nie zauważać skradających się.
- Sześciu nieznajomych na końcu pomieszczenia, pod drzwiami - wyszeptał tak, by nie zostać usłyszanym przez obcych.
- No to mamy okazję… do zaskoczenia. - zasugerował cicho gnom zerkając na pozostałą trójkę i czekając na ich decyzję.

Thoer, widząc, że forma złowieszczego borsuka nie przyda się już na nic, zmieniła swoją formę ponownie: szpony zmieniły się w dłonie, a futro zniknęło. Forma borsuka mogła okazać się mniej niż idealna do tego, co wkrótce ich miało spotkać.

- Szum ustał wcześniej - rzekła cicho. - Podejdźmy do szczeliny i poczekajmy chwilę, może znowu tak się stanie, a ściana energii przestanie istnieć, a wtedy przeskoczymy - rzekła, próbując przebić wzrokiem wiązkę energii.

Oczywiście, istniała możliwość wydrążenia kolejnego tunelu, ale zniszczyłaby element zaskoczenia, który mają. Skinęła na tygrysa, aby także przysunął się bliżej.

Zlustrowała szerokość szczeliny. Być może istniała możliwość zasypania jej czymś?
Ulfgar podniósł dłoń w geście, który miał znaczyć “ostrożnie”, i przyjrzał się dokładnie istotom po drugiej stronie, próbując dojrzeć jakieś szczegóły ich samych i tego, co robiły. Napiął mięśnie, gotów skoczyć do przodu, kiedy tylko ściana energii zniknie, jak zasugerowała to Thoer.
Delta podjęła zamysł towarzyszy i również ustała na granicy rozpadliny, oczekując w napięciu na okazję do jej pokonania.
Gnom zajął strategiczną pozycję, z rapierem w jednej a z płaszczem w drugiej dłoni, gotów popis… eee… wykaza… no… wykonać napaść na niczego niespodziewających się wrogów, gdy tylko nadarzy się okazja do skoku.

Wszyscy się przygotowali w oczekiwaniu aż ściana zniknie. Nikt jednak nie przypilnował derro, który miał swoje własne plany. Parskając śmiechem wystrzelił bełt z kuszy trafiając jedną z istot po drugiej strony. Te jak na zawołanie się odwróciły ukazując, że każda z nich miała parę świetlistych oczu i upiorne oblicze. Niemal od razu jedna wystrzeliła jakimś cienistym pociskiem, który drasnął policzek Thoer. Wtedy ściana opadła…
… a po drugiej stronie nikogo nie było. Tylko reszta sali jarzyła się delikatnie od porastających ściany grzybów i porostów. Drzwi ciągle były zamknięte.
Ulfgar zrobił krok w stronę derro i palnął go otwartą dłonią w potylicę, tak, jak zwykł to robić rekrutom, którzy nie dopinali pasków w zbrojach albo łapali topór nie tą stroną co trzeba.
- W spodnie se łapy wsadź, jak cię świerzbią - mruknął rozeźlony, po czym spojrzał na Thoer. Rana nie wyglądała na poważną, ale z magią nigdy nie wiadomo.
- Wszystko w porządku? Macie pojęcie, czemu te cosie zniknęły razem ze ścianą? Nie zostawiły żadnych śladów, jakby ich tu w ogóle nie było - mówił, zbliżając się ostrożnie do drzwi i rozglądając się uważnie. Lepiej było się upewnić, że nie ma tu żadnych pułapek.

- Bywało gorzej - wzruszyła ramionami Thoer i otarła krew z twarzy. Skoncentrowała się na zadaniu, które przed nimi stało. Powstrzymała narastający na derro gniew. Nie czas teraz na to, pomyślała.
Wyglądało na to, że mieli kłopoty. Istoty znajdujące się po drugiej stronie szczeliny zostały zaalarmowane przez derro. Kiedy tylko nastąpi kolejna erupcja energii, zapewne zaatakują jeszcze raz.
- Niewidzialni? Upiory? Hmm. - rzekła Thoer, ponownie rzucając wykrycie magii, tym razem będąc pewna, że negatywna energia nie przeszkodzi jej w wykryciu magicznej niewidzialności, jeśli taka się okaże.
Spojrzała nieco dalej - z czego były wykonane kamienne wrota? Grzyby wyglądały jak jedne z tych, które widziała kiedyś. Spróbowała sobie przypomnieć, czym były.
Istniała również możliwość, że ściana negatywnej energii była swojego rodzaju portalem. Jeśli miało okazać się, że po drugiej stronie nie ma nikogo, pozostało przeskoczyć i, być może, wyważyć drzwi.

Gnom w przeciwieństwie do krasnoludów nie wybuchł gniewem na derro. Nie dlatego, że nie był na niego zły, ale… to był derro. Oczekiwanie po szaleńcu, że zrozumie ich słuszne pretensje było naiwnym podejściem w jego mniemaniu. Izkhin był w tej grupie dziką kartą.
- Może lepiej rozważyć, czy zamierzamy czekać aż tu wrócą, czy może pospiesznie udać się dalej?- zasugerował gnom wzorem krasnoludzkiego księcia rozglądając się poszukiwaniu pułapek lub skrytek.
- Mam ze sobą zaklęte zimne żelazo. Jedynie nieliczne monstra mogą oprzeć się takiej kombinacji - rzekła zabójczyni. - Jeśli nie damy się zaskoczyć, to nie powinno być powodów do obaw.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172