Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2021, 18:15   #1
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 2e] Szepty pośród drzew


21 Calistril 4721, rano

Choć poranek był mroźny, gwar ludzi i niziołków wypełnił mały rynek Jastrzębiej Dziupli.

Plotki o znikających ludziach zdołały już oblecieć całe miasto z szybkością błyskawicy. Ludzie, krasnoludy i niziołki rozmawiali o tym przez cały ostatni tydzień, jednak zdało się, że nie wpłynęło to na nastroje w mieście. Jeśli mieszkańcy odczuwali strach, to nie dali tego po sobie poznać. A przynajmniej, jeszcze nie.

Z zajazdu Hultaj, który znajdował się zaraz przy ryneczku, wyległy zwyczajne o tej porze postacie. Większość z nich zmierzała to do tartaku przy dokach, to do kwater Konsorcjum Handlu Drewna, wreszcie, w stronę murów miejskich, aby ruszyć do pobliskich zagajników na wycinkę. Byli to flisacy, i drwale, choć czasem między nimi znalazło się też parę urzędników.

Było jednak dość czasu przed rozpoczęciem zwykłego dnia pracy - wielu z nich zatrzymywało się i rozmawiało od czasu do czasu, czasem zatrzymując się przy pobliskich kramach, których było parę na rynku. Parę kupców z południa oferowało jedzenie, przyprawy i błyskotki, ale w jednym z kramów siedział zasuszony starzec otoczony szklanymi fiolami o różnych kształtach. Zdaje się, mistrz sztuki alchemicznej. Powietrze przecinał rytmiczny stukot niedalekiej kuźni.

Pomiędzy nimi byli także podróżnicy, którzy ostatnią karawaną przyjechali do Jastrzębiej Dziupli - wojowniczka Amiri, paladynka Iomedae Seelah, zaklinacz Idir, tropiciel Harry i łotrzyca Merisiel.

Wcześniejsza podróż poszła prawie dobrze - prawie. Podróżnicy przeżyli swoją cześć walk, które były wywoływane częściowo przez dzikie bestie, jakie napotkali na szlaku. Spora jednak z nich była wywołana przez łowców niewolników z Cheliax, którzy grasowali w okolicach zachodniej granicy Andoran. Na szczęście, wszystkim udało się dotrzeć tutaj. Mieli szczęście - nie wszystkim podróżnikom z karawany udało się dotrzeć do Jastrzębiej Dziupli.

Przybycie wędrowców do miasteczka zostało w zasadzie niezauważone. Nieznajomi pojawiali się i znikali na szlaku. Wielu wędrowców, po zaopatrzeniu się w miasteczku, ciągnęło dalej na południe, w stronę Almas, nie chcąc zostać tutaj na dłużej z wiadomych powodów. Niewielu także zadawało pytania co do ich pochodzenia i tego, co zamierzali tutaj robić.

Z ich piątki to Amiri ze swoim ogromnym mieczem ściągała na siebie najwięcej uwagi. Od czasu do czasu ci, którzy wychodzili z karczmy poświęcali im krótkie spojrzenie.

Na środku rynku znajdowała się studnia, a zaraz obok niej - mocno zniszczona statua jakiegoś jegomościa patrzącego w niebo, zdaje się, założyciela tego miasteczka. U jej stóp uwagę zwracał mężczyzna ubrany w pstrokate kolory które kłóciły się z powszechną szarością. Nawoływacz perorował żywo:

- ... bowiem za dekretem naszej umiłowanej wieszczki Irvine z domu Tenevrax, ci, co raz na zawsze przepędzą zło, które zaległo nad Jastrzębią Dziuplą, zostaną nagrodzeni złotem, które jest dowodem miłości i szczodrości naszej pani wieszczki!

Głos agitatora wywoływał różne reakcje. Większość przechodzących ludzi wzruszała ramionami i odchodziła. Jakiś krasnolud podszedł do niego i zadał parę pytań, a potem pokręcił głową i odszedł w swoją stronę.

Przed karczmą stał potężny mężczyzna o rudej brodzie. Był znany wszystkim - był to Gereleth, ongiś podróżnik i wagabunda, który zerwał z dawnym życiem i osiadł już chyba na stałe w Jastrzębiej Dziupli. Olbrzym sączył potężny antał piwa, nie bacząc na wczesną porę i z rozbawieniem przyglądając się krzyczącemu mężczyźnie.

Nieco dalej, na północ od rynku, Harry zauważył paru klęczących ludzi, a przed nimi raczej topornie sklecony symbol Iomedae - drewniany miecz wbity w ziemię. Było ich parunastu - czasem dołączali się do nich inni, kolejni odchodzili.

Symbol i kapliczki bogini wyrastały w miasteczku jak grzyby po deszczu, a do bogini modlili się głównie ci, których dzieci lub krewni zaginęli w lesie na północy.

Podróżnicy stali przed “Hultajem”, czasem tylko widząc znajome twarze. Były to głównie twarze flisaków, którzy zmierzali w stronę doków na kolejny dzień pracy. Spora część z nich zmierzała do kwater Konsorcjum, które znajdowało się na zachód od rynku.

Seelah zauważyła po raz kolejny absolutny brak dzieci na ulicach. Nie było to dziwne - już wcześniej usłyszeli, jak wszystkie prewencyjnie poddano aresztowi domowemu, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona.

- ...sto pięćdziesiąt sztuk złota! - krzyczał tamten. - Sto! Pięć! Dzięsiąt! Ten, kto znajdzie powód i sprowadzi je z powrotem, nasza miłościwie panująca wieszczka Irvine zobowiązuje się na swoje dobre słowo i miłość bogów! Wiedzcie i działajcie, rozumcie i czyńcie! Na pohybel wiedźmom!

Nagle, Idir zauważył kogoś - w stronę pstrokato ubranego herolda zdążał wolnym krokiem przystojny mężczyzna odziany w pancerz i z mieczem przy pasie, zdaje się, człowiek straży miejskiej. Wyglądał, jakby chyba niósł do niego jakąś wiadomość.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 29-10-2021 o 18:53.
Santorine jest teraz online  
Stary 29-10-2021, 19:58   #2
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Do Jastrzębiej Dziupli dotarła jakiś czas temu z karawaną kupiecką, którą ochraniała z innymi podobnymi jej wojownikami. Co prawda nie wszyscy przeżyli podróż, ale takie było życie na szlaku a i tak w tej części Golarionu zdecydowanie łatwiejsze, niż na ziemiach Królestwa Mamucich Władców, z którego pochodziła. Tutaj nawet czuła się dużo swobodniej, niż w miejscu, do którego nigdy nie zamierzała już wracać. Z różnych powodów.

Zatrzymała się w “Hultaju”, lokalnej karczmie, gdzie przepuszczała zarobione ostatnio pieniądze i wyglądała kolejnej roboty. Od momentu pojawienia się w miasteczku dała odczuć lokalnym, że jest osobą, do której nikt nie powinien zbliżać się bez wyraźnego powodu. Wygląd dzikuski z Północy i szorstki styl bycia tylko w tym pomagały. Amiri była średniego wzrostu kobietą o atletycznym ciele skrywanym pod prostymi skórami, które pomimo niezbyt przyjemnej pogody odkrywały jej umięśniony, poznaczony bliznami brzuch.


Choć dodatkowo nosiła płaszcz, niska temperatura panująca w okolicy nie robiła na niej obecnie wielkiego wrażenia - gdy jako dziecko wychowujesz się w paskudnych warunkach pogodowych, w końcu się na nie uodparniasz i coś, co dla kogoś jest przejmującym chłodem, dla ciebie może być zaledwie lekką niedogodnością. Amiri nie uważała się za ładną kobietę i nie miało to dla niej znaczenia, choć niejeden mężczyzna mógłby przyznać, że miała dość osobliwą urodę i brzydką jej nazwać było ciężko. Spojrzenie czarnych oczu miała pewne i nigdy nie uciekała wzrokiem, gdy z kimś rozmawiała. Oprócz pewności siebie można tam było również odkryć pewną inteligencję i agresję, która musiała siedzieć gdzieś pod skórą barbarzynki. Kruczoczarnym włosom pozwalała leżeć tak, jak im się podobało, bo po prostu miała to gdzieś.

Szyję kobiety zdobiły przeróżne wisiory, głównie z zębami pokonanych przez nią przeciwników. Najwięcej uwagi lokalnych skupiał jednak “Kieł” - jej ogromny miecz; trofeum z czasów, gdy starszyzna jej plemienia wysłała ją na samobójczą misję przeciwko obozowi mroźnych olbrzymów. Pewnie wielu tubylców zastanawiało się, jakim cudem ktoś taki jak ona może używać tak ogromnej broni i wciąż pozostawać żywym. Cóż, najwyraźniej Amiri i Kieł byli sobie pisani, bo stanowili naprawdę zgrany duet.

Kilka razy przeszła się po miasteczku i okolicy, żeby mniej więcej rozeznać się w terenie, ale nie angażowała się w lokalne życie. Poznanym podczas podróży z karawaną ludziom i nie-ludziom kiwała tylko głową na powitanie, gdy gdzieś przecinali się po drodze i szybko szła w swoją stronę. Najbardziej lubiła swoje towarzystwo, niestety wiedziała, że żeby coś zarobić trzeba zwykle połączyć siły z kimś, kto niekoniecznie pasuje ci pod wieloma względami. Wciąż się tego uczyła, choć wpajane za dzieciaka prawdy, że może liczyć tylko na siebie zawsze miała w pamięci.

Spędzając większość czasu w “Hultaju”, łatwo mogła usłyszeć o znikających ludziach. To zaczynał być spory problem dla lokalnej społeczności. Ktoś się musiał tym zająć, a to oznaczało pracę, za którą można było zgarnąć dobry pieniądz. I to naprawdę dobry, bo sto pięćdziesiąt złociszy, jak wykrzykiwał mężczyzna przed karczmą. Przysłuchiwała się tej przemowie, stojąc oparta o ścianę gospody, a gdy nikt nie wyrywał się z chęcią pomocy, postanowiła się odezwać.

- Spróbuję wam pomóc, w końcu będę miała coś do roboty - powiedziała szorstkim, ale wciąż kobiecym głosem. Czuć z niego było, że Amiri to kobieta, która nie da sobie dmuchać w kaszę. - Macie jakieś dodatkowe informacje na temat tych zaginięć? Cokolwiek, co pomoże w poszukiwaniach?
 

Ostatnio edytowane przez Umbree : 31-10-2021 o 11:41.
Umbree jest offline  
Stary 30-10-2021, 00:18   #3
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Haroldzie!

Damien głos miał donośny - odbijał się echem po zagajniku, podrywając do lotu zebrane ptactwo i mącąc leśną ciszę. Harry przeklinał własne szczęście. ”Diabli nadali,” przemknęło przez myśl, ale chęć zniknięcia prędko zastąpiła złorzeczenia i wysforowała się na przód. Kolejne krzyki ścigającej go bandy przyspieszały bicie serca, skracały oddechy, wykręcały żołądek. Jedyną rzeczą powstrzymującą kompletną panikę był fakt, że młodociany gang Pisklaków pod wodzą Damiena dzielił ze zwierzęcym imiennikiem niezdolność lotu. I wspinaczki.

Harry przemykał jak najprędszymi susami po rozgałęziających się gałęziach, hop-siup, jedna po drugiej. Wiedział, jak spotkanie tutaj, z dala od miasta, by przebiegło. Nie miał na to ochoty, cenił własną skórę. W dole dalej rozbrzmiewały krzyki, mieszające się z odgłosami przedzierania się przez poszycie i Harry zmiarkował, że dotrzymywali mu kroku. Pocieszał się jedynie faktem, że był poza ich zasięgiem, migając jedynie jako kształt przemykający wysoko wśród drzewnych koron. Do czasu.

- Haaarooold, widzę cię!

Kamień posłany z procy znalazł swój cel. Harry wylądował chybotliwie na kolejnej gałęzi i zachwiał się, próbując złapać równowagę, ale ból eksplodujący gdzieś pod nerką zadziałał na jego niekorzyść. Chłopak poleciał wprzód, desperacko próbując chwycić się czegoś, ale nie było mu to dane. Runął w dół, przecinając powietrze z krzykiem, odbijając się od gałęzi i zdzierając skórę z dłoni, szukających czegokolwiek, co zwolniłoby upadek. Znalazły, ale palce odmówiły posłuszeństwa przy gwałtownym szarpnięciu. Kość w przedramieniu trzasnęła, przebijając się na zewnątrz ze strugą krwi i wyrywając krzyk z pół-elfiego gardła.

- I co, Haroldzie? - Damien nie grzeszył litością. Poświadczał to uśmiech, jakim powitał zwijającego się na leśnym runie Harry’ego. - Było skakać jak wiewiórka, długouchy? Masz nauczkę na przyszłość. Jak cię wołają, to się nie ucieka.

Harry ani myślał ripostować. Nawet gdyby chciał, pulsująca boleśnie ręka zaćmiewała umysł, a i wdzierające się w pole widzenia plamy robiły swoje. Ograniczył się jedynie do skulenia się i tulenia złamanej ręki, mając nadzieję że Damien i Pisklaki pójdą precz. Nadzieja okazała się być płonną, jak to zwykle było. Damienowa dłoń zacisnęła się na haroldowym przedramieniu - wpierw lekko i delikatnie - ale na dźwięk mało ludzkiego krzyku, który wyrwał się z Harry’ego, dotyk przybrał na sile. Ból, krzyk, krew, łzy. Bólbólból. Agonizujący ból.

Harry z ulgą powitał ciemność zalewającą wizję.


***



Przez lata spędzone na tułaczce po tej części świata jako tropiciel na wynajem, Harry naoglądał się już karawan i wiedział, jak funkcjonowały. Losowa zbieranina osobników o przeróżnym pochodzeniu i proweniencji, luźno związana jedynie przez przyświecający im cel. Pół-elf jeździł już z niejedną karawaną i wiedział, że zawiązane na trakcie znajomości rzadko kiedy rozkwitały w coś więcej, więdnąc kiedy tabor stawał u celu i każdy ruszał w swoją stronę. Fakt, Harry nie należał do towarzyskich osób, trzymając się gdzieś na uboczu i zadowalając własnym towarzystwem, ale z czasem otwierał się i przekonywał do towarzyszy podróży. Podróże jednak zazwyczaj trwały zbyt krótko na zawiązywanie znaczących znajomości. Tutaj było nieco inaczej.

Harry, z początku cichy i burkliwy, z czasem dał się poznać jako spokojny i powściągliwy kompan. Tropicielem był dobrym, wszak z tegoż powodu najęto go do karawany, ale jego talenty nie kończyły się tylko na tym. Matka zielarka, jak się okazało, nauczyła pół-elfa sztuki leczniczej - bandażowania, nastawiania, szycia i ogólnego cyrulikowania - która, trzeba było przyznać, przydawała się w ich zawodzie częściej niż rzadziej. Przydawało się i myślistwo, na którym to polu Harry również brylował. Zdawać się mogło, że chuderlawe łapy nie miały na tyle siły, by zręcznie obsługiwać długi łuk, ale pozory myliły. Furkoczące strzały potrafiły zrobić krzywdę.

Chłopak zadawał nieco kłam przekonaniu, że elfy były eleganckie i wyrafinowane. Nosił się jak typowy tropiciel - okutany w prostą skórznię i podszyty futrem płaszcz, z bandolierem przewieszonym przez pierś. Czarne gęste włosy obramowywały pospolitą twarz i jedynie nienaturalnie jasne oczy i wydłużone małżowiny zdradzały domieszkę nieludzkiej krwi w żyłach. Ale, ale! Elfie geny objawiały się jednak w całej okazałości, gdy szło o ruch. Harry był szybki i zwinny, poruszał się z gracją i prędkością, których można było pozazdrościć. To był jego znak rozpoznawczy. To, i blizna na lewym przedramieniu.

Blizna, którą drapał tym częściej, im bliżej było do Jastrzębiej Dziupli.


***



Słońce grzało przyjemnie, przebijając się przez szumiący w górze zielony baldachim. Las rozbrzmiewał zwyczajowymi dla lasów dźwiękami, a wokoło roznosił się zapach natury. Lato dopisywało w tym roku, przyjemna pogoda podnosiła na duchu nawet najgorszych malkontentów. Harry nie potrzebował podniesienia na duchu. Nie teraz, gdy złamana ręka zagoiła się i na powrót mógł jej używać. Została blizna, ale to było nic. Pamiątka, o której kiedyś zapomni.

- Ładnie się zagoiła - oznajmił Lewys.

Wuj Harry’ego nalegał na sprawdzeniu, czy ledwo co wygojona ręka nadawała się do trzymania łuku. Młodego Harrigana nie trzeba było namawiać, bo podarowany łuk zaczął zbierać za dużo kurzu, a sam pół-elf zaczynał mieć dosyć przymusowego aresztu domowego. Wyprawa do lasu poprawiła mu humor, a pomyślne zdanie wujkowego testu wybiło nastrój na nowe wyżyny.

- Dalej będziesz szedł w zaparte, że potknąłeś się o konar i tak złamałeś rękę? - Lewys rzucił niby od niechcenia, wymijająco.
- Bez znaczenia - odpowiedź była równie wymijająca, przyozdobiona wzruszeniem ramion.
- Znowu młody Macklin i jego banda?

Harry ponownie wzruszył ramionami, naciągając cięciwę łuku. Eksperymentalnie zamarł w znajomej pozie. Lewa ręka drgnęła lekko, odzwyczajona od wysiłku, ale dyskomfort zelżał i zniknął w chwilę później. Pół-elf uśmiechnął się, zwalniając uchwyt. Próba numer dwa.

- Harold!
- Bez znaczenia - Harry powtórzył odpowiedź, wzdrygając się mimowolnie na dźwięk swego pełnego imienia. - Nawet jeśli to byli oni, to co z tego? Wydam ich i co dalej? Pójdziesz z mamą na skargę? Wtedy będzie jeszcze gorzej.
- Do kurwy nędzy, Harry - Lewys temperament miał gorący. - Co, mamy nic nie robić, gdy wiemy że dzieje ci się krzywda? A co będzie, jak chwycą za noże?
- Mieli farta. Następnym razem mnie nie złapią.

Harry miał dosyć rozmowy. Chwycił za kołczan pełen strzał i przewiesił go przez pierś, obracając się na pięcie. Ścisnął łuk i ruszył w kierunku odnalezionych parę chwil temu sarnich śladów. Wiedział, że wuj ma rację, ale problem Damiena i Pisklaków był jego. Nie zamierzał obarczać nim rodziny.


***



Powrót do Jastrzębiej Dziupli okazał się być o wiele łatwiejszy niż Harry przypuszczał. Owszem, wróciły wspomnienia z dzieciństwa - zarówno te dobre, jak i te złe - ale w ostatecznym rozrachunku nie było źle. Dziesięć długich lat nieobecności zahartowało i zmieniło zarówno jego, jak i rodzinne strony. Dziuplę pożegnał jeszcze jako nastolatek, a wracał jako, przynajmniej jeśli mierzyć ludzką miarą, dorosły.

Odwiedził grób matki, składając nań zerwany bukiet kwiatów. Odwiedził wuja Lewysa i jego żonę Amelię. Spędził dzień z Matildą. Pierwsze dni pobytu w Dziupli minęły prędko, nastrój zaczął się warzyć. Ponownie zaczął stronić od ludzi i cichnąć na długie godziny, ciemne włosy strategicznie zaczęły zasłaniać pół-elfie uszy. Harry zrzucał winę na fakt, że odzwyczaił się od noclegów w zajazdach i byciu otoczonym przez tyle ludzi i nieludzi. Może też tęsknił za otwartym szlakiem? Któż by go tam wiedział.

Problemy Dziupli, ogłaszane wszem i wobec krzykiem agitatora, niepokoiły. Zaginięcia były chlebem powszednim wszędzie, zwłaszcza na szeroko pojętej prowincji, ale przy takich ilościach zaginionych sprawa wyglądała na poważną. Harry, zagryzając palce, przysłuchiwał się pstrokatemu z uwagą i dopiero po chwili zarejestrował słowa Amiri. Postąpił krok, dwa do przodu i uniósł smukłą dłoń do góry, niemym gestem zgłaszając się na ochotnika jak barbarzynka przed nim.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 30-10-2021 o 00:37.
Aro jest offline  
Stary 30-10-2021, 17:05   #4
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Rodzina Seelah przybyła do otoczonego murem miasta Solku jako pielgrzymi uciekający przed okrucieństwami odległego Geba na południu. Niestety, zamienili jedno niebezpieczeństwo na drugie i w ciągu kilku miesięcy od osiedlenia się w Solku, gnolle z Białego Kanionu rozpoczęły swoje niesławne grabieże. Rodzice Seelah zostali zabici podczas pierwszego z tych najazdów, pozostawiając ją osieroconą w wieku 14 lat w obcym mieście. Robiła, co musiała, by przetrwać na ulicach miasta, kieszonkowców i łobuzów, a nawet wynajmowała się jako najemniczka.

Kiedy grupa rycerzy Iomedae przybyła bronić Solku, Seelah natychmiast zachwyciła się ich piękną, lśniącą zbroją i w ciągu godziny ukradła wyjątkowo piękny mithrilowy hełm ze złotym ptakiem na czole. Jednak wtedy stało się coś dziwnego - Seelah ogarnęło poczucie winy z powodu kradzieży. Przez wiele dni zadręczała się tym czynem, próbując (i nie chcąc) kilka razy zastawić hełm. Podczas bitwy o Red Hail, Seelah zauważyła, że jeden z najdzielniejszych rycerzy, kobieta o imieniu Acemi, z włosami splecionymi w długie warkocze, walczyła bez hełmu. To właśnie ona zginęła - trzymając bramy Solku, otrzymała śmiertelną ranę w czaszkę od bijaka gnolla. Bohaterstwo kobiety przyniosło zwycięstwo, ale tego wieczoru zmarła od rany.

Nękana poczuciem winy, Seelah podeszła do ciała Acemi, podczas gdy jej towarzysze przygotowywali się do jej stosu. W milczeniu patrzyli, jak Seelah nakłada skradziony hełm na głowę martwej kobiety, a następnie wspięła się na stos obok niej, by połączyć się z nią w śmierci. Paladyni byli poruszeni nie do poznania - od początku wiedzieli, że Seelah ukradła hełm, ale Acemi zabroniła swoim braciom i siostrom go odebrać, mając nadzieję, że hełm przyniesie zrozpaczonej sierocie wystarczająco dużo pieniędzy, by mogła przeżyć jeszcze kilka miesięcy. Rycerze Iomedae przygarnęli Seelah jeszcze tej samej nocy. Choć pogodziła się ze śmiercią Acemi, Seelah wciąż żałuje kradzieży, która, jak na ironię, przywiodła ją w szeregi Iomedae. Początkowo przybyła do Iomedae z poczucia winy, ale w ciągu ostatnich kilku lat poczucie winy zmieniło się w potężną miłość i wiarę w Inheritora.

Młoda paladynka nosi włosy w stylu poległej heroicznie Acemi i jest wyszkolona w posługiwaniu się długim mieczem. W ten sposób ma nadzieję kontynuować dzieło, które Acemi mogłaby wykonać, gdyby nie poległa w bitwie o Red Hail. Uważa, że przynajmniej w ten sposób może zadośćuczynić za śmierć, do której sama choć nieświadomie i niespecjalnie doprowadziła. Tę lekcję życia zapamiętała na całe życie i robiła wszystko, żeby jej nie zmarnować.


Z obecną drużyną pracowali już ładnych kilka zleceń. Póki co stanowili dość zgrana ekipę i calkiem nieźle im się współpracowało. W Jastrzębiej Dziupli byli już od kilku dni i choć nie narzekali jeszcze na niedobór gotówki jednak zaczynali już rozglądać się za jakąś nowo robotą. Przygoda i towarzysząca jej często adrenalina jednak uzależnia, a gdy dodatkowo przy okazji można zrobić jeszcze coś dobrego i przy tym zarobić, to co więcej do szczęścia potrzeba?

- ...sto pięćdziesiąt sztuk złota! - krzyczał tamten. - Sto! Pięć! Dzięsiąt! Ten, kto znajdzie powód i sprowadzi je z powrotem, nasza miłościwie panująca wieszczka Irvine zobowiązuje się na swoje dobre słowo i miłość bogów! Wiedzcie i działajcie, rozumcie i czyńcie! Na pohybel wiedźmom!

Seelah już dawno zauważyła niepokoje i niepewność wśród mieszkańców, jednak to Amiri jak zwykle zareagowała pierwsza. Jako niepisana choć związana braterstwem broni drużyna zazwyczaj poruszali się razem nie było innego wyboru. Sto pięćdziesiąt sztuk złota piechota w końcu nie chodzi. Stojąc tuż za plecami towarzyszy nie musiała nic mówić. Widać było jasno, że zgłasza się razem ze swoją ekipą.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 30-10-2021 o 17:16.
Draugdin jest offline  
Stary 31-10-2021, 10:53   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Idir syn Yeddera w wiek męski wkroczył dopiero parę lat temu, ale z pewnością nie można było określić go mianem niedoświadczonego młodzieńca. Łatwo można było zauważyć, że niejedno widział i niejedno przeżył.
Duszą towarzystwa z pewnością nie był, ale nie był też odludkiem. Nie unikał innych, a niektórymi historyjkami ze swego życia dzielił się w czasie spędzanym przy obozowych ogniskach. Nikomu jednak nie zdradził, jakie wiatry przywiały go z odległych pustyń Varisii.

Dość wysoki, ale szczupły, ubrany był zwykle w ciemny płaszcz z kapturem, pod którym nosił ciemne, porządne ubranie podróżne. Całość stroju uzupełniały wysokie, skórzane buty.
Jak wiedzieli wszyscy członkowie karawany, Idir był zaklinaczem, lecz równie sprawnie jak magią władał kuszą, a i kostur służył mu nie tylko do podpierania się podczas wędrówek. Widać też było, że obozowe życie nie jest mu obce i że niestraszne mu były nieprzyjazne warunki pogodowe.

* * *


Pobyt w Jastrzębiej Dziupli powoli zaczynał się Idirowi dłużyć. Jeśli ktoś przez większość życia wędrował z miejsca na miejsce, za dach mając jedynie płótno namiotu lub niebo pełne gwiazd, temu nie bardzo odpowiadało mieszkanie w kamienno-drewnianej klatce. O tym, że w monet w sakiewce ubywało, nie warto było nawet mówić, a że jeść trzeba było, i za możliwość mieszkania tez trzeba było płacić, Idir powoli zaczął się zastanawiać nad ruszeniem w dalszą drogę. Najlepiej byłoby znaleźć jakąś karawanę. Porządną, najlepiej taką, jak ostatnia. W dobrym towarzystwie podróżowało się znacznie lepiej.

Trudno było nie usłyszeć informacji, wygłaszanych przez herolda. I trudno było nie zauważyć zainteresowania, jakim owe informacje wzbudziły wśród paru osób, towarzyszy Idira z podróży karawaną.
Fakt - wędrówka przez cieszący się złą opinią las bezpieczniejsza byłaby w dobrym, sprawdzonym towarzystwie. I chociaż Idir nie był pewien, czy kompani kierowali się wysokością nagrody, czy troską o los zaginionych, to cieszył się, że nie będzie musiał wędrować samotnie po lesie, w poszukiwaniu kryjącego się tam zła.
Mógł co prawda, podobnie jak towarzysze podróży, zgłosić swą chęć udziału, wolał jednak podejść do herolda i poznać parę szczegółów przyszłego zadania.
No i, być może, dowiedziałby się, czego strażnik chce od herolda.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-10-2021, 12:28   #6
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Elfy mają swoją nazwę dla swoich dzieci, które miały nieszczęście urodzić się i wychować w ludzkim społeczeństwie - Forlorn. W nielicznych przypadkach te znalezione lub osierocone elfy znajdują kochające domy u ludzi, choć fakt, że w trakcie ich dzieciństwa dawni towarzysze zabaw stają się ich faktycznymi opiekunami i przybranymi rodzicami, skutkuje dziwnie wypaczonym poczuciem własnego ja. Większość Forlornów nie ma tyle szczęścia - żyją na ulicach jako niemal wieczni bezdomni, samotnie obserwując, jak ich towarzysze starzeją się i odchodzą do lepszych zadań.

Merisiel jest jedną z Forlorn, która dopiero teraz wychodzi z dziesięcioleci spędzonych jako dziecko ulicy i staje się młodą dorosłą, gotową do samodzielnego życia. Jako mistrzyni w przemieszczaniu się na statkach wiele podróżowała i nazwała domem dziesiątki miast, opuszczając jedno dla drugiego, gdy jej towarzysze przerośli ją lub ona ich. Życie Merisiel było ciężkie, tym bardziej, że zawsze miała trudności z opanowaniem umiejętności, które łatwo przychodziły jej towarzyszom. Nigdy nie była najostrzejszym nożem w szufladzie, jak mówi przysłowie. Merisiel nauczyła się nadrabiać to nosząc przy sobie co najmniej tuzin takich noży. Kiedy coś nie idzie zgodnie z jej starannie ułożonymi planami (a prawie zawsze tak się dzieje), noże zawsze wychodzą i to, co musi zostać zrobione, zostaje zrobione. Do tej pory białowłosa nie spotkała się z problemem, którego nie dałoby się, w ten czy inny sposób rozwiązać.

Doświadczenia życiowe Sillvari nauczyły ją, by cieszyć się pełnią życia w miarę jego upływu - nie wiadomo, kiedy dobre czasy mogą się skończyć. Jest otwarta i ekspresyjna w swoich myślach i emocjach, a choć zawsze jest w ruchu i pracuje nad najnowszymi pomysłami na łatwy zarobek, w ostatecznym rozrachunku sprowadza się to do bycia szybszą od innych - albo na nogach, albo przy pomocy swoich ulubionych ostrzy.
Mimo, że miała trudne życie nie zamieniłaby go na inne.

W jastrzębiej Dziupli zobaczyła i zwiedziła już wszystko, a że była człowiekiem lub raczej elfem czynu zaczynało jej się pomału nudzić.
Kolejne możliwe zlecenie, przygoda, zarobek sama cisnęła im się w ręce. Tak czy inaczej cała reszta jej dotychczasowej tymczasowej od jakiegoś czasu drużyny już była zainteresowana nowym zleceniem, a przynajmniej na nową przygodę się szykowało jak nic.
Jak zwykle chcąc być pierwszą lub przynajmniej z przodu przecisnęła się przed towarzyszy niemalże wpadając na herolda. Chcąc ukryć chwilowe zakłopotanie udawała, że strzepuje jakiś niewidoczny kurz z ramienia.

- Nie wiem co na to pozostali, ale moje sztylety są gotowe do usług. To kiedy ruszamy?- powiedziała nonszalanckim tonem.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 31-10-2021, 13:28   #7
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Pierwsza do herolda podeszła - czy raczej podbiegła - Merisiel. Wkrótce dołączyła Amiri, a w milczeniu podeszli także Harry, który podnosił dłoń, Seelah i Idir.

- Nie wiem co na to pozostali, ale moje sztylety są gotowe do usług. To kiedy ruszamy?

Mężczyzna odszedł pospiesznie parę kroków w tył po tym, jak elfka prawie na niego wpadła. Następie, został zagadnięty przez Amiri:

- Spróbuję wam pomóc, w końcu będę miała coś do roboty - rzekła Amiri. - Macie jakieś dodatkowe informacje na temat tych zaginięć? Cokolwiek, co pomoże w poszukiwaniach?

Spoglądał na nich przez parę chwil, mierząc ich wzrokiem. Wyglądał, jakby zastanawiał się, czy są rzeczywiście na serio. Wreszcie jednak na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.


- Ach, kandydaci! Konsorcjum wie i docenia, potrzebujemy takich, jak wy - tu skłonił się lekko w stronę nadchodzących podróżników. - Niewielu próbuje już, ale…

Tymczasem do nawoływacza podszedł strażnik i wszedł mu w słowo.

- Siedemnastu - rzekł strażnik, który podszedł do grupki i skinął głową na podróżników, niespokojnie patrząc na absurdalnie wielki miecz barbarzynki, choć sztylety elfki także chyba mu się nie spodobały. - Teraz już siedemnastu. Jeśli chcecie zdziałać coś konkretnego, to pospieszcie się.

Strażnik, który przybył na miejsce, w przeciwieństwie do ich pierwszego rozmówcy, wyrażał się zwięźle. Wydobył zza pazuchy listę imion razem z ostatnimi miejscami, gdzie zniknęli i wręczył je Amiri.


- Na razie tyle udało się ustalić od rodzin i znajomych - wzruszył ramionami.

Kobieta zerknęła na listę, gdzie czarnym inkaustem zapisano imiona razem z opisem ostatniej okolicy, w których ich widziano. Trzy miejsca powtarzały się. Zagajnik na północny wschód od miasta. Zlokalizowany nieco na północ od tegoż zagajnika skład drewna. I wreszcie, wycinka drzewa na północ, około dwóch godzin od bram Jastrzębiej Dziupli.

Harrigan kojarzył jedno z tych miejsc. Zagajnik na wschodzie był miejscem, gdzie często chodził ze swoim wujkiem, aby przygotować się na polowanie. Wycinka i skład drewna musiały powstać, kiedy nie było go tutaj.

- Ten ostatni, co zaginął - ciągnął strażnik - to nowość jakaś. Człowiek imieniem Oleg. Drwal. Jego żona gada, że poszedł po coś do doków i przepadł jak kamień w wodę. Może… Niezwiązana sprawa.

Cytat:
[Lore (Underground) - 16, sukces]
Imię Oleg brzmiało znajomo dla Merisiel. Przypominała sobie, że człowiek ten pracował dla lokalnej bandy kłusowników, jednak niewiele więcej. Być może jeśli rozpytać w mieście, udałoby się dowiedzieć więcej?
Seelah i Idir zauważyli parę postronnych osób, które czasem przystawały i słuchały ich rozmowę z heroldem. Być może zainteresowanie było tak małe, że każdy, kto rozmawiał z nim ściągał uwagę?

- Ilu zgłosiło się dzisiaj? - strażnik zadał pytanie heroldowi i, nie czekając aż odpowie, dodał: - Wystarczy dziś na rynku, teraz przejdziesz pod Siedzącego Kaczora. Trzeba tam poszukać chętnych.

Herold, na słowa strażnika, ukłonił się niemal do ziemi.

- Niewielu, panie, niewielu chciało… Być może stawkę podbić trzeba, wszakże toć to trzy tygodnie już mijają, a trzech młodzieńców, co na północ się wyprawiło nie wraca… Ale… Udało mi się zwerbować grupkę podobnej tej, także pięciorga ich było… Ich przywódcą był mężczyzna o imieniu - ech, nie pamiętam - Dayim? Damiani? Wyprawili się w bory jakiś czas temu.

Strażnik skinął głową na słowa herolda, kiedy tamten wręczał mu pergamin, który wyciągnął spod połów płaszcza.

- Niech będzie. Oby tamci okazali się bardziej użyteczni.

Po czym rzucił jeszcze okiem na grupkę wędrowców stojących obok. Jak na zawołanie, herold wydobył zza pazuchy kawałek pergaminu i wręczył go podróżnikom. Zapis na nim brzmiał:

Cytat:
Konsorcjum Handlu i Dostaw Drewna zobowiązuje się wypłacić sumę stu pięćdziesięciu sztuk złota dla okaziciela, jeśli ten sprowadzi ze sobą zaginionych: Shum, Kalen, Yel, Haria, Astram, Gabele, Geria, Kove, Kelia, Beva, Novius, Diadys, Rayna, Ranulf, Fauni i Fal do Jastrzębiej Dziupli. Konsorcjum dopuszcza kwotę do negocjacji w przypadku sprowadzenia mniejszej liczby zaginionych.

Po nagrodę zgłosić się do: Kwatery Konsorcjum Handlu i Dostaw Drewna, Jastrzębia Dziupla.

W przypadku utraty zdrowia lub życia okaziciela, Konsorcjum nie ponosi odpowiedzialności.

Podpisano:
Thuldrin Kreed
- Kontrakt wygasa za miesiąc - rzekł herold, a strażnik odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w swoją drogę. Widocznie nie miał nic do dodania.

Kiedy tylko herold wręczył pergamin, ukłonił się prawie tak nisko, jak ukłonił się strażnikowi. Wreszcie, wyciągnął zza pazuchy kolejny pergamin, a następnie wydobył pióro i zaczął bazgrać na nim pospiesznie, całkowicie pochłonięty tą czynnością.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 31-10-2021, 16:32   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kwota stu pięćdziesięciu złotych monet brzmiała bardzo przyjemnie. Łatwo można było sobie wyobrazić stosik takich monet i usłyszeć brzęk wpadającego do sakiewki złota. Bardzo przyjemne odczucie. Wystarczyło jednak zapoznać się ze szczegółami kontraktu, by wszystkie marzenia rozpłynęły się jak dym.

- Nagrodę dostaniemy tylko za żywych - upewnił się - czy również wtedy, gdy przyniesiemy dowód ich śmierci?
- Tylko za żywych - padła odpowiedź, definitywnie rozprawiająca się z marzeniami o bogactwie.
Idir uśmiechnął się krzywo, po czym podziękował za odpowiedź.

- Nastawmy się lepiej tylko na przygodę - powiedział, gdy już byli w ścisłym gronie, bez przysłuchujących się ciekawskich uszu - i możliwość zrobienia dobrego uczynku. Wychodzi na to, że za odnalezioną osobę dostaniemy niecałe dwie sztuki złota na osobę - dodał. - Jeśli odnajdziemy wszystkich i przyprowadzimy ich żywych - podkreślił.
- Co powiecie na to, by wyruszyć od razu? - spytał.

On sam mógłby wyruszyć natychmiast, bo w zasadzie cały swój dobytek nosił ze sobą, czy jednak pośpiech był konieczny? Chyba tylko po to, by nie rozmyślać zbytnio nad zadaniem i nie zniechęcić się przed wyruszeniem w drogę. Bo kiepska zapłata i fakt, iż ich konkurenci przepadli bez wieści nie napawał zbytnim optymizmem. Zlecenie wyglądało na takie, gdzie prędzej można było dorobić się guza, niż uznania. Ale przynajmniej pozostaną wspomnienia i będzie o czym opowiadać wieczorową porą.
Ewentualnie, jak dobrze pójdzie, ktoś postawi im piwo.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-10-2021, 16:45   #9
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Herold spojrzał jeszcze raz na kontrakt i Zaklinacza.

- "Konsorcjum dopuszcza kwotę do negocjacji w przypadku sprowadzenia mniejszej liczby zaginionych" - rzekł mężczyzna. - Jeśli się stanie tak, że część jest stracona... Cóż, Konsorcjum wypłaci ekwiwalent za tych, których przeżyli, znaczy się, pewnie jakieś dziewięć sztuk złota za głowę.

I uśmiechnął się ponownie.

- Konsorcjum zawsze płaci.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 31-10-2021, 17:09   #10
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Konsorcjum zawsze płaci.

- Albo złotem, albo żelazem - mruknął Harry, powtarzając stare powiedzenie wuja.

Pół-elf na powrót zagryzał palce, z nieco posępną miną która zagościła na facjacie przy rozmowie. Mełł w myślach słowa o wzmiance herolda o innych ochotnikach. "Ich przywódcą był mężczyzna o imieniu - ech, nie pamiętam - Dayim? Damiani? Wyprawili się w bory jakiś czas temu." Wzdrygnął się. Dayim, Damiani, a może Damien? Harry potrząsnął głową. Wolał nie poświęcać czasu na paranoiczne myśli i towarzyszące im nerwy. Po cóż martwić się na zapas?

- Możemy i teraz - odparł na pytanie Idira, drapiąc się po przedramieniu. - Do zagajnika, później do składu. Wycinka na końcu. Powinniśmy uwinąć się w...

Przerwał, zagryzając wargi i mrużąc oczy. W myślach rozrysowywał trasę wędrówki i przeliczał odległości.

- Około pięć godzin. Wte i wewte - zawyrokował w chwilę później. - Warto byłoby zajrzeć do świątyni Dziedziczki. Może jakbyśmy pokazali wieszczce kontrakt Konsorcjum, zapewniłaby nam bandaże, zioła i narzędzia lecznicze. Mi się skończyły, sakiewka lekka, a kto wie jakie licho zabiera ludzi. Chyba żadne z nas nie chce się wykrwawić na leśnym runie.
 
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172