Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2022, 09:14   #21
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Korzystając z okazji, gdy półorczyca jeszcze chwilę była zajęta innymi sprawunkami, Mari i Jin zawołali resztę grupy - poza ich przewodniczą rzecz jasna - i na ostatkach magii którym zaczarowano tekst dali im do wglądu. Mari nie skomentowała treści, tylko na koniec zapytała.
- Mówimy Unkharze? Jest mocno tutejsza, nie wiem czy nawet wolałaby nie wiedzieć, im mniej wiesz tym mniej kłopotów.
- Tak czy inaczej zostanie napiętnowana jako ta która ten zwój przyniosła. - powiedział Jin.
- Racja, wiedząc mogłaby go chcieć spalić - Mari potwierdziła - w każdym razie, decyzja jest wasza, pewnie zaraz wróci.
- Dobrze rozumiem, że nie doszło do przekazania pieniędzy, więc kupiec może wciąż z nimi czekać? - zapytał Wyran - Unkhara była bardzo chętna do zabrania tego listu. Jeśli ten szyfr był tak skomplikowany, to wyłganie się rzekomą nieznajomością wchodzi dalej w grę.
- Mieli się spotkać dobre dwa tygodnie temu. Kupiec pewnie już dawno odjechał, albo skontaktował się z przełożonymi. Zresztą… nie mam zamiaru szantażować członków kultu Asmodeusza. Ale tak, istnieje taka szansa, choć równie dobrze to ona może być tym agentem. - odpowiedział na pytanie alchemik.
Valten delikatnie prychnął na tą sugestię.
- Pół-orczyca korumpująca orcze plemiona? Nie sugeruję, że nie możliwe… ale szczerze wątpię. Prymitywy nie często słuchają kobiet, do tego jeszcze mieszańców. Do tego w jaki sposób "skorumpować" orków, czym by się różniło życie w "grzechu" w porównaniu do ich zwykłego istnienia?
- Nie masz pojęcia o niczym - Mari stwierdziła cicho pod nosem, aby potem głośniej dodać - zatem na razie jej nie mówmy - wygasiła zakęcie na zwoju - w mieście, w wygodniejszych okolicznościach porozmawiamy co dalej.
Arice patrzyła uważnie na Valtena od dłuższego czasu, wyraźnie coś rozważając.
- Nie mówmy na razie. - przyznała rację - Kulty są... zdeterminowane zyskać rzeczy dla nich święte, a jednocześnie członkowie i pracujący dla nich muszą spełnić odpowiednie wymagania i umieć skrywać swe zamiary.
- Czy kult Asmodeusa nie chce po prostu no… wiernych? - rzucił kowal - Wydawało mi się, że dogmat Asmodeusa sprowadza się do "Twoi bogowie wymagają za dużo? Przyłącz się do nas, nie mamy wymogów. Mamy ciasteczka."
- Masz rację, wydaje ci się - Mari powiedziała sucho - mylisz głowę z rękami, a ręce z narzędziami. Asmodeusz to mistrz intryg.
- Dobrze, przestanę się wypowiadać o rzeczach, o których nie wiem. Więc, oddajemy jej list, mówimy o całej sytuacji z agentem u orków brodaczom? Może będzie nagroda za taką informację.
- Na razie nie - Mari podsumowała swoje stanowisko - trzeba do tego podejść powoli.
Arice skinęła na to.
- Dobrze - półelf skinął głową - Zatrzymajmy zwój dla siebie w takim razie, przynajmniej póki nie wrócimy do miasta.
Mari podała Wyranowi zwój do dalszego przechowywania, a ten ponownie schował go za pazuchą.
W tym czasie Arice podeszła do Valtena na niekomfortowo bliską odległość.
- Mamy poważnie do porozmawiania.
Kowal uniósł brew i cofnął się o krok.
- Chcesz to przeprowadzić na osobności, czy…?
- Nie. - zrobiła krok do przodu i chwyciła mężczyznę za kołnierz - Kategorycznie... nie.
Valten westchnął.
- Dobrze więc, wyrzuć co ci leży na sercu. Nie musisz mnie trzymać, nigdzie nie ucieknę.
- Wiem. - bezpardonowo zaczęła ciągnąć go w stronę Mari, aby zbliżywszy się po prostu pchnąć go na ziemię przed maginią - Nie znasz granic. - wysyczała.
- Przyganiał kocioł garnkowi,,- powiedział kowal, podnosząc się z ziemi - Jeżeli pani Mari, ma jakieś żale do moich słów wcześniej, może to chyba sama wyrazić. Chyba, że twoja opinia o jej samodzielności jest tak niska.
Na twarzy Mari, dotychczas beznamiętnej pojawiły się emocje. Wiele emocji, niczym nagły błysk światła, albo przemknięcie cienia po twarzy. Może to była po prostu gra światłocieni. Najpierw spojrzała na kowala, potem na swoją strażniczkę, potem znowu na niego i jeszcze raz na nią. Cicho spuściła powietrze z ust i zakryła twarz w dłoniach w geście bezsilności.
Arice nie zawahała się zareagować na słowa Valtena, bez słów z całej siły uderzając go w twarz, celując w nos.
Jasne plamy pojawiły się w wizji kowala, kiedy jego głowa skoczyła do tyłu od impetu. Delikatnie złapał się za nos starając się ustalić szkody.
- Prawda w oczy kole…- powiedział kiedy w końcu był w stanie ustalić gdzie jest jego rozmówczyni. - Nie była to też odpowiedź na moje oskarżenie.
Mari nie śpieszyła się aby zareagować, trochę chyba z bezsilności, trochę z wrodzonego braku pośpiechu oraz spokoju. Uderzenie Valtena nie zrobiło na niej większego wrażenia.
- Arice - zaczęła powoli patrząc po raz kolejny na tą samą scenę - pamiętasz co mówiłam o próbach oćwiczenia każdego z kim dłuższy czas pracujemy? Po tej aferze w… - tu ugryzła się w język aby nie podawać nazwy kolejnego miasta.
- Proszę… - wciął się nagle alchemik - Przemoc nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Pani Arice, imponuje mi pani oddanie, ale wszystko co pan Valten powiedział było w ramach żartu.
- Bardziej odgrywania.. - wtrącił kowal.
- Panie Valten. Proszę pana za chwilę, zrobimy porządek z tym nosem.
- Jasne… chyba będę musiał ci jakoś zacząć za to płacić. - rzucił kowal - A teraz zacznijmy od nowa. Arice, czemu uważasz, że twoje zachowanie było adekwatne do moich, nie szczerych, inscenizowanych słów?
- Nie przeprosiłeś za takie słowa, a tylko później drażniłeś panią. - spojrzała na Jina - Przemoc bywa rozwiązaniem, jeżeli broni się honoru pani przed takimi atakami... i nie chce się czynić krzywdy. - wyraźnie to uderzenie krzywdą nie było w jej mniemaniu.
- Brakuje ci wierzchowca i błyszczącej zbroi do wyglądu rycerskiego. Przeproszenie miałoby sens, gdyby pani Mari nie wiedziała, że moje słowa były jedynie grą. Więc nie przeprosiłem, ponieważ zbyt cenię jej inteligencję. Po drugie, drażnienie się jest częścią ludzkich interakcji… zakładam, że masz rodzinę Arice. Nigdy nie droczyłaś się z rodzeństwem?
Mari przekrzywiła lekko głowę słuchając słów Valtena… chociaż chyba więcej uwagi poświęcała Arice. Chyba już nie miała sił.
- Skończcie już - powiedziała zrezygnowana - dostał w nos, to trybut, wybaczone - machnęła ręką w niechlujnym geście jakby dopuszczania win chcąc mieć jak najprędzej za sobą tą kłopotliwą sytuację.
- Trybut? - ponownie odezwał się Jin - Hmmm… Nieważne. - szybko się skrygował, nie chcąc być kolejną osobą ze złamanym nosem. - Panie Valtenie, zapraszam.
- Oczywiście… Arice. - spojrzał na kobietę - Później porozmawiamy znowu, jak ochłoniemy oboje. Tą sytuację trzeba wyjaśnić, z obu stron. - po czym ruszył na Jinem.
Arice prychnęła za Valtenem i zwróciła się do Mari, jednocześnie klęknąwszy przed nią.
- Pani... Jego słowa cię zirytowały, więc nawet jeżeli to zachowanie przy goblinach było dopuszczalne…
- Arice… - Mari powiedziała cicho - …kiedyś nas powieszą za takie zachowanie. Miarkuj się - szukała słów jak to ładnie wytłumaczyć w sposobie rozumienia swej strażniczki - nie można atakować każdej muchy, jak karawana jedzie, obszczekują ją psy. Naprawdę wolę trochę spokoju od awantur - stwierdziła łagodnie.
Strażniczka spuściła wzrok.
- Wybacz mi, pani. Nauczę się.
- Już dobrze - klepnęła ją w ramię - mamy po prostu dużo kłopotów. Ale - uśmiechnęła się lekko - to była dobra walka - pochwaliła Aricę za sprawę goblinów - to się liczy teraz.
Wyran, obserwujący dotąd w milczeniu całą tą scenę, w końcu się odezwał.
- Pomyślcie nad tym, jak nie zachęcać innych do wbijania wam noża w plecy - powiedział, zerkając w stronę opatrywanego Valtena.
- Chęci skrzywdzenia mnie, nie robią na mnie wrażenia. - zwróciła się do półelfa.
- Jasne, to widać - przyznał - Dlatego jeśli ktoś chciałby cię skrzywdzić, uderzy gdzie indziej - skinął głową w stronę Mari.
- Musiałby przejść przez moje życie. - odparła strażniczka.
- W takim razie dobrze, że nawet przez jeden moment nie spuszczasz z niej oka - Wyran uśmiechnął się niemiło - Sen to przeżytek. Jeśli narobisz sobie wrogów, będą mieli sporo okazji.
Arice skinęła głową.
- Temu się mu nie oddaję w całości.
- Wyran ma rację - Mari stwierdziła spokojnie - lepiej bronić przed jednym dwoma nożami, nie przed setką. Miecz jest zawsze silniejszy od tarczy - zacytowała Arice powiedzenie które już strażniczka znała, Mari często to powtarzała aby Arice nie zaniedbywała ofensywy.
- A na pewno łatwiejszy. Obrońca musi być skuteczny za każdym razem, a zabójca tylko raz - dodał półelf.
- Będę tak wiele razy skuteczna, jak wiele razy zaatakują. - zwróciła wzrok ku Mari - Nawet za cenę własnego życia. - spojrzenie strażniczki pełne było pasji, oddania.
Wyran parsknął, nieco rozbawiony.
- A jak umrzesz w jej obronie, to co potem? Sezon otwarty na panią Mari?
- Sama też coś potrafię - stwierdziła trochę zmęczona dzisiejszym dniem - proponuję ustalić warty i się wyspać na jutrzejszą drogę.

***

W przeciwieństwie do wcześniejszych zabiegów Jina które były… Raczej przyziemne, ten był zdecydowanie nietypowy. Po raz pierwszy wyjął przygotowaną wcześniej flaszkę, pełną gęstego, lekko srebrzyście opalizującego płynu. Wlał mazidło do swojego moździerza, po czym nabrał odrobinę na rękawiczkę i delikatnym ruchem nałożył na złamany nos. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle maść jasno błysnęła, a nos Valtena z donośnym chrupnięciem nastawił się samoczynnie. Nie towarzyszyła temu nawet odrobina bólu.
- Zrobione. - powiedział alchemik, z zadowoleniem oglądając swoje dzieło - Może nawet jest nieco prostszy niż wcześniej. - dodał z przekąsem i wylał resztę niezwykłego płynu na ziemię - Traci przydatność po jakiejś dobie, za chwilę zrobię nową partię.
- Och… mama zawsze mówiła, że mój krzywy nos daje mi uroku.- westchnął - Miejmy nadzieję, że żaden krasnoludzki dygnitarz nie "urazi" Mari. Nie jestem jeszcze gotów na wojnę.
- Jeszcze?
- Za młody jestem… albo za stary. Tak czy inaczej, jeżeli miałbym brać udział w jakiejś to wolałbym coś w niej zrobić ponad broń i zbroje. - rzucił z uśmiechem
- Wojna to niepowetowana strata żyć. - odparł ze smutkiem Jin - Na szczęście z reguły pcha cywilizację i naukę do przodu. W ten czy inny sposób.
- Szczególnie skoro tyle cywilizacji znikło, lub popadło w stagnację… - Valten pokręcił głową - Trochę mi ich żal.
- Fakt. Przynajmniej od czasu do czasu można spotkać jakiś relikt przeszłości. - alchemik wskazał podbródkiem dwie kobiety będące w ich “drużynie” - Absolutnie fascynujące.
- O ile znasz jakieś maści alchemiczne, które potrafią AŻ tak odmłodzić skórę, nie nazwałbym naszych towarzyszek "reliktami"... chyba, że chcesz aplikować to mazidło na nos samemu sobie.
- Miałem na myśli ich… ekstremalnie feudualne stosunki. Nawet na dworach krasnoludzkich króli ciężko by było o taką pompę i teatralność, chociaż to złe słowo. Bo jestem przekonany że Arice w najmniejszym stopniu nie gra.
- Feudalne? Dla mnie to wygląda na fanatyzm. Kult osoby.
- Każdy dobry feudalny władca jest równocześnie głową kultu. “Mojego praprapradziadka na te ziemię przyniósł feniks, który trzy razy zakołował potem nad kołyską w której go znalazła para worgów”. “Sama Iomedae zapłakała na chustę, którą obwiązano jego tyłek, co daje mu prawo władać, a przez to i mi” et cetera. - skontrował Jin.
- To prawda… chociaż to dobre wytłumaczenia dla wieśniaków. Każdy dobrze wie, że król rządzi bo ma pod sobą ludzi, którzy wiedzą jak skutecznie używać broni i ma złoto, aby ich opłacić. - alchemik kiwnął na to w zgodzie głową.
- Chyba pora wrócić do reszty. Wydaje mi się że ustalają warty.
- Dostanę notkę lekarską, że potrzebuję dużo snu?
- Nie, ale dam na dużo jedzenia. Mój specyfik… wzmacnia działanie naturalnych procesów leczniczych.

***

Tymczasem Unkhara podeszła do “spiskowców” i wyciągnęła dłoń.
- Widzę, że już skończyliście badania. Czas więc by zwój wrócił do mnie.
Wyran zerknął tylko przelotnie na półorczycę.
- Łupy rozdzielimy w mieście.
- Nie obchodzą mnie łupy, tylko ten kawałek papieru. Dokumenty trzeba zbierać i przekazywać oficerom. Takie są rozkazy. - wzruszyła ramionami Unkhara.
- My żadnych rozkazów nie dostaliśmy. Pogadamy o tym w mieście.
- Tyle że ten dokumencik nie należy do was, tylko do mnie. Ja go wzięłam i przekazałam wam tylko po to byście sobie go zbadali i zwrócili mi. A chyba to zrobiliście już, skoro zajęliście się badaniem wszystkiego. - odparła przewodniczka z niemal oślim uporem w głosie. Półelf zupełnie zignorował te słowa, zabierając się za pakowanie swoich rzeczy.
Półorczyca spojrzała wprost na Wyrana i syknęła gniewnie.
- Od teraz radzicie sobie sami.
Po czym przywołała gwizdem swojego wilka i obrażona odeszła na bok trzymając się z dala od reszty awanturników.
 
Sindarin jest offline  
Stary 05-05-2022, 21:42   #22
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Noc z czasem robiła się coraz ciemniejsza i po chwili zaczęły spadać pierwsze krople. Zbierało się na burzę i to potężną. Prawdziwa nawałnica z rykiem przetaczać poczęła nad obozowiskiem awanturników waląc piorunami na prawo i lewo. Uderzenia błyskawic rozświetlały niebo, oraz przetaczały się straszliwymi echami po całej okolicy. I naturalnie, w tym hałasie…. owce rozbiegły się w panice, tym bardziej że wilk półorczycy nie robił nic by je powstrzymać razem.
Poranek poza zapachem deszczu cieszył Mari. Z jednej strony dziewczyna była poirytowana spaniem w takich warunkach, czym prędzej prostymi sztuczkami magicznymi osuszyła i oczyściła płaszcze oraz inne zabierane ze sobą elementy obozowiska, wprowadzając chociaż tak nikły element czystości w krajobrazie po nawałnicy.
Z drugiej strony, była zadowolona. Od rana nie miała zasuniętego kaptura, odsłaniając oblicze. Nie zwracała się ku przykrytego chmurami słońcu, lecz oddychała rześkim, wilgotnym powietrzem. Lubiła ten zapach, tak samo jak lubiła burze.
Przynosiły wspomnienia. Wspomnienia którym poświęciła z rana kilka dobrych chwil wpatrując się nieruchomo w górskie szczyty.
Aby potem wrócić do prozy życia i zaganiania stada w całość przed dalszą wędrówką.
Alchemik zajęty był łapaniem owiec… a raczej ich spowalnianiem. Niczym maniak rzucał w beczące istoty fiolkami trujących gazów. Te które wpadły w jego trujące chmury szybko traciły siły, choć nie umierały.
Wyran zrobił dobry użytek z bolasów, pętając co szybsze owce, a inne zaganiając w sposób, jaki podejrzał dzień wcześniej u półorczycy i jej wilka. Co jakiś czas zerkał w stronę Unkhary, o dziwo z uśmiechem na spływającej wodą twarzy.
Półorczyca chyba nie zwracała uwagi ani na niego, ani na owce. Nasłuchiwała uderzeń piorunów i odgłosów. Zwłaszcza jeden przedłużający się huk przyciągnął jej uwagę… mimo brzmiał dosyć daleko.
- Coś nie tak? - spytał Jin podchodząc do Unkhary i samemu nadstawiając uszu.
- To brzmiało jak… kamienna lawina… duża.- oceniła półorczyca zajęta nasłuchiwaniem.
- Idę ostrzec resztę. - rzucił Jin i ruszył truchtem w kierunku Wyrana i Mari - Lawina! - krzyknął będąc już bliżej.
Mari spojrzała na okolice nie widząc jednak lawiny w swoim najbliższym otoczeniu, więc uznała, że pewnie tyczy to odrobinę oddalonych miejsc.
Sposób uganiania się za owami w wykonaniu Arice, nie zakładał dużej ilości prawdziwego biegania. Strażniczka bezpardonowo zaganiała zwierzaki, poprzez odpowiednie pojawianie się przed nimi, aby tym sposobem zmusić je do uciekania w kierunku towarzyszy, nie męcząc swojej kondycji.
Co do dźwięku... Nie zaalarmował ją na tyle, aby zareagowała bardziej na niego, niż zajmowała się ogarnianiem owiec.
Valten trochę biegał między owcami, upewniając się, że żaden okaz nie oddali się za bardzo od stada. Kiedy usłyszał wołanie Jina dość nerwowo zaczął się rozglądać, ale najwyraźniej lawina była oddalona od nich,
- Oby nie zablokowała nam drogi powrotnej! - zawołał do pozostałych - Stadem owiec trudno będzie manewrować po trudniejszym terenie.

***

Niestety obawy Valtena się sprawdziły następnego dnia. Bo gdy wyruszyli przemierzając pustą drogę i zaganiając owce, by trzymały się w grupie w po dwóch godzinach doszli do olbrzymiego rumowiska skalnego, które całkowicie zasypało przejście pomiędzy dwoma górami. Dałoby się to pewnie usunąć… w kilka dni i rękoma kilkudziesięciu orków. Ale awanturnicy nie mieli przecież ochoty na coś takiego.
Mari stanęła przed rumowiskiem bez słowa, ale też bez zbędnego gestu. Tak jakby zastygła w dziwnym letargu, oddychając płytko, wpatrując się z cienia kaptura gdzieś w dal. Dopiero po kilku długich chwilach pokiwała głową przecząco - dając znać, że zator jest ponad jej aktualne siły i pomysłowość.
Valten podszedł do skał, stukając w kilka najbliższych młotem.
- Jin, jest szansa, że masz w swoich specyfikach coś co mogłoby stworzyć dostatecznie silną eksplozję, aby usunąć te głazy?
- Nic co mógłbym kontrolować na tyle by nie wywołać kolejnej lawiny. - odparł przecząco. - Ale może gdzieś tutaj jest jakiś delikatny punkt który osunął by całe rumowisko?
- Za dużo zachodu jak sądze.. i może spłoszyć te durne owce, lub ściągnąć niechcianą uwagę. - westchnął i spojrzał na ich pół-orczą przewodniczkę - Jest jakaś inna droga, którą mogłabyś nas przeprowadzić? Razem z tym beczącym towarem?
- Jest. Musimy się nieco cofnąć i przejść kawałek starym mostem nad przepaścią, a potem kręty szlak nas czeka. Ale dotrzemy nim do celu.- potwierdziła półorczyca ruszając w drogę powrotną i nie spoglądając za siebie.
Mari słysząc reakcję ich przewodniczki, ruszyła za nią, zostawiając niewypowiedziane pytania o jej wyjątkowo nieprzyjemne zachowanie.
- Stary most nad przepaścią? Chyba będzie trzeba powiązać owce… - mruknął Wyran, biorąc się do zapędzania stada w odpowiednim kierunku.
Valten spojrzał na stado.
- Masz tyle liny? Do tego, jeżeli jedna spadnie może pociągnąć pozostałe. - Valten gwizdnął ostro na owce, pośpieszają je za łowczynią i jej wilkiem.
- Trzeba będzie też wzmocnić most, jeśli się nadkruszył tu i tam. - dodała półgębkiem półorczyca.
- Będę mógł się tym zająć. - odparł kowal - Najpierw zobaczmy most.

Cofnęli się nieco i odbili na bok wąskim szlakiem podążając wprost za przewodniczką i jej wilkiem. Szli nieco dłuższy kawałek, aż w końcu, dotarli do mostu. Nie robił on dobrego wrażenia, aczkolwiek był solidny. Było to kamienne łukowate wyżłobienie prowadzące z jednego brzegu wąskiego kanionu na drugi, na jednej stronie stała stara zrujnowana strażnica krasnoludzka porzucona lata temu, na drugiej krył się gęsty las. Sam most nie miał poręczy obecnie, a metalowych słupkach które stanowiły kiedyś szkielet owych poręczy ktoś pomazał znaki krwią i pozawieszał czaszki. Głównie ludzkie, krasnoludzkie i elfie.
Strażnica była od ich strony, ale pewnie poza podstawową ochroną przed deszczem nie oferowała niczego strudzonym wędrowcom.
Mari delikatnie zdjęła pierwszą czaszkę, która była najbliżej, chwytając ją w dwie dłonie. Chwilę trzymała czerep przed twarzą, wpatrując się w puste oczodoły. Potem przyłożyła ucho do czaszki, zastygając w bezruchu na długie chwile.
W międzyczasie Valten podszedł do mostu, kilka razy tupnął mocniej, sprawdzając stabilność konstrukcji, przekonując się przy tym że podstawa mostu była twarda i solidna. Jak to skały mają. Niemniej było tu nieco ślisko.
- Będziemy mogli obwiązać te słupki linami, aby nie wpadły na pomysł sprawdzenia, czy nie latają.
- Słusznie - zgodził się Wyran - Sprawdzę wartownię i ci pomogę - po tych słowach ruszył do opuszczonego budynku, stąpając cicho (co nie było trudne w pobliżu beczącego stada) i wypatrując możliwych zagrożeń i nie znajdując żadnych.
Alchemik kiwnął głową.
- Służę swoją skromną wiedzą z dziedziny inżynierii. Ale nie wydaje mi się żeby most miał się sam z siebie rozlecieć, tak długo jak nie puścimy całego stada na raz.
Arice patrzyła z niepokojem na Mari. Była przyzwyczajona do dziwactw kobiety, ale troska wciąż jej nie opuszczała.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 08-05-2022, 20:19   #23
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Półelf tymczasem, lekko się pochylając z powodu niskiej ościeżnicy, wszedł do środka przekonując się że ściany tam były solidne a sufit, zaskakująco wysoki. Niewątpliwie był to budynek zbudowany wedle krasnoludzkich standardów, acz przeznaczony także dla wysokich ras. I zapomniany od lat. Było tu sucho, pajęczyny były wszędzie… a z mebli pozostały resztki. Wejście na górę wymagało kombinowania, bo drewnianych schodach, które kiedyś owijały się niczym bluszcz wobec masywnego centralnego słupa pozostały tylko nędzne resztki. Wyran nie sądził by zgniły, raczej zostały porąbane na opał. Bo ślady ognisk czerniły się tu i tam. A przy nich obgryzione koście różnych roślinożerców. Budynek był zdewastowany, niemniej Wyran nie odkrył świeżych śladów. Wyglądało, że nikt tu nie był od roku co najmniej. Wiedziony ciekawością, półelf rozejrzał się po pomieszczeniu, sprawdzając jednocześnie, jak mógłby dostać się na górę. Skoro schody wiły się wokół centralnego słupa, powinny albo wystawać z niego fragmenty stopni, albo pozostały po nich otwory. Tak czy tak - wspięcie się nie powinno stanowić dużego wyzwania. Ocenił poszczególne chwyty, po czym bez pośpiechu wspiął się na piętro.
Na górze… widoki były nieco lepsze. Przynajmniej te z okien. Podłoga była mniej zaśmiecona, ale bardziej zakurzona i pajęczyn oraz pająków było tu więcej. Nie były co prawda tak duże by mogły stanowić zagrożenie, ale ośmionogie szkaradzieństwa wielkości kurczaków robiły nieprzyjemne wrażenie. Wyran przeszukując to miejsce nie znalazł nic wartego uwagi. Nawet ślady bytności innych humanoidów były zbyt stare, by mieć znaczenie. Niepocieszony brakiem fantów, wyjrzał przez okno, sprawdzając z góry czekającą ich dalej drogę, a dopiero potem wrócił do pozostałych.
Którzy jeszcze debatowali nad mostem, podczas gdy stado owiec rozłaziło się za trawą i tęsknie zerkało na drugą stronę, gdzie roślinności było o wiele więcej niż po tej stronie przepaści.

Jin samotnie ruszył niebezpiecznym mostem, przekonując się że jest on nieco śliski.
Przechodzą przez niego i zerkając na znaki, przekonywał się że to są zapiski orków. Niezbyt skomplikowane. Imię lub przydomek ofiary zabitej przez orka (który się podpisał) ku chwale Gruumsha. Najwyraźniej każda czaszka była trofeum ofiarowane orczemu bogowi.
To sprawiło, że alchemik poczuł się lekko nieswojo po drugiej stronie mostu. Był bowiem sam, na ziemi orków gorliwie czczących Gruumsha. Był sam na skraju lasu mając świadomość, że potencjalna odsiecz dla niego musiałaby przebyć szybko długi i niezbyt bezpieczny most zawieszony na głęboką przepaścią.
W dodatku reszta drużyny niezbyt sprawnie się zabierała do tej przeprawy. Mari kontemplowała czaszki. Valten po wypowiedzeniu swojego zdania na temat mostu niezbyt się spieszył by wprowadzić swój plan w życie. Wyran szykował się do pomocy przy przeprowadzaniu owiec, tyle że nikt się do tego przeprowadzania nie zabierał. Nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za rozchodzące się na boki wełniane “trzosiki”. Z pewnością nie obrażona na półelfa Unkhara ostentacyjnie podziwiając widoki.
Valten przyłożył dłoń do powierzchni mostu. Jego oczy delikatnie zabłysły i małe odłamki kamieni i pyłu z dna przepaści pofrunęło z powrotem do struktury. Kowal przyjrzał się swojej pracy, westchnął. Wiedział, że tak naprawdę nic nie zmienił, był pewny, że za kilka lat byłby w stanie odrestaurować ten most do stanu kiedy został zbudowany. Wyciągnął linę z plecaka i zaczął obowiązywać metalowe pale.
Arice spojrzała za owcami, na Mari...
- Pani... - delikatnie położyła dłoń na jej ramieniu i zapytała z troską - Czy coś się dzieje? - ponownie spojrzała na owce, aby upewnić się, że nie musi żadnej łapać, by nie odeszła za daleko.
Mari zostawiła czaszkę w spokoju i pokiwała głową powoli w zaprzeczeniu. Widać miała ciekawsze tematy do rozmyślań niż owce, na razie pozostawiając tą kwestię innym.

Tymczasem nieco zaniepokojony opieszałością drużyny, oraz całą orczą sytuacją alchemik postanowił stopić się z otoczeniem. Wyszukał wzrokiem delikatne zagłębienie terenu i umościł się w nim wygodnie, narzucając na siebie kilka gałęzi, oraz garść liści. Widać było że i kamuflaż był czymś co wszechstronny mężczyzna opanował w swoim życiu.
Na razie Jin wydawał się niezauważony, ukrywając się wprawnie przed potencjalnym wrogiem. Zauważył co prawda rysia, ale ten duży kocur zwykł atakować ludzi jedynie w samoobronie i gdy był wygłodniały. Więc nie stanowił zagrożenia i szybko zaczął się oddalać, gdy poczuł zapachy ludzi. Tymczasem po drugiej stronie naprawianie mostu szło dość powoli, ale skutecznie. Valten musiał użyć sporo liny, by obwiązać pale na tyle by było to w miarę bezpieczne. A i tak trzeba będzie przeprowadzać owce, najlepiej pojedynczo. A to niestety trochę zajmie.

Przed drużyną rozciągał się górski las. Obszar o wiele bardziej bogaty w surowce niż sucha dolina którą tu przyszli. Zewsząd odzywały się różne odgłosy lasu, śpiewy ptaków, stukanie dzięciołów, wiatr szeleszczący w koronach drzew. Niemniej dla awanturników nie były to dobre wieści. Ten obszar nie był jałowy. Tu ktoś mieszkał. Orki i to dość wrogie jak wydedukował z napisów Jin.
Mari wciągnęła powoli leśnego powietrza. Lubiła las, nawet jeśli był groźny, natomiast zielonoskórych nie darzyła szczególną sympatią, ni to miłe dla oka, ni ciekawe, ni przyjemne w obyciu. Spojrzała na chwilę na Wyrana.
- Staraj się nosić kaptur. Z daleka nie widać, ale jeśli trafi się spostrzegawczy ork, to jedną z najlepszych ofiar dla ich boga jest elf, półelf również pod to podchodzi - poradziła spokojnie.
- Pewnie nawet różnicy nie zauważą - mruknął półelf, naciągając kaptur na głowę i rozglądając się uważnie po okolicy. I póki co nie znajdując oczywistych zagrożeń, ale… zdawał sobie doskonale sprawę, że ta okolica świetnie nadawała się na bandyckie zasadzki na kupców i podróżnych. I co gorsza, to teraz on znajdował się na miejscu takich podróżnych.

***

Dalsza wędrówka przebiegała spokojnie, choć nerwy wszystkich były napięte. Przewodniczka i jej wilk wydawali się wręcz wyczekiwać napaści, bo rozglądali się czujnie i półorczyca nie rozstawała się ze swoim łukiem, trzymając strzałę w gotowości. Nie pomagał fakt, że owce beczały i rozchodziły się od czasu do czasu na boki. Nie tylko trzeba było je z powrotem zaganiać, ale i były piekielnie głośne. W końcu… coś sprawiło, że Unkhara stanęła spoglądając w korony drzew i nasłuchując. Awanturnicy też to usłyszeli… gawrony i kruki, głośne i liczne.
- Padlina. - stwierdziła wprost Arice - I to dużo świeżej padliny. Możliwa pozostałość po bitwie.
- Więc albo padlinożercy albo pobliskie oddziały wojska. Proponuję trzymać się wstępnie formacji i wysłać szpicę
- A dokładnie? - zapytała półorczyca zerkając po awanturnikach. - Którego naiwnego chcesz posłać na przynętę?
Mowa jej ciała wyraźnie pokazywała, że nie zamierza być tą “naiwną”.
- O wilku mowa - Mari powiedziała spokojnie, ale patrzyła bardziej w stronę Wyrana oraz ubłoconego alchemika.
Półelf prychnął.
- Muszą mieć z ciebie niezły pożytek jako zwiadowcy - rzucił do Unkhary - To nie zwykła padlina, za dużo ptactwa. Najpewniej pozostałość jakiejś potyczki, raczej wojsko a nie bandyci. Oni po sobie sprzątają - stwierdził, ściągając plecak i podając go Jinowi. Wyciągnął z niego dwa dodatkowe kołczany oraz ciasno zwinięty koc maskujący, które przerzucił przez plecy - Idę. Jeśli zobaczycie kłąb dymu nad lasem, wpadłem.
- Mają… tyle, że wy akurat nie jesteście moimi pracodawcami. A rozkazy były jasne… mam być przewodniczką. Nic ponadto mi nie nakazano.- odparła sarkastycznie Unkhara hardo wpatrując się plecy półelfa.
- I na pewno ci pogratulują tego, że wprowadzałaś nas na niesprawdzony teren - stwierdził Wyran, nie odwracając się. Przełożył kilka dziwnie wyglądających strzał do kołczanu przy pasie i ruszył w stronę, z której słyszeli ptactwo. - Wypatrujcie mnie, albo chmury dymu na niebie - przypomniał.
Mari skinęła głową ze zrozumieniem.
Alchemik zignorował kłótnię, skupiając się raczej na tym by poruszać się cicho. Choć jaki był w tym sens gdy głos jego towarzyszy niósł się w dal?
- Będę szedł za tobą. Jakieś czterdzieści kroków. - zaoferował swoją pomoc - Potrafię poruszać się cicho.
Valten również skinął głową i nałożył gogle na oczy. Szkła odrobinę przytłumiały blask jego oczu.
Półelf skinął głową, nie odzywając się.

Kilka minut przedzierania się przez chaszcze zaprowadziło dwójkę zwiadowców do ich celu. Nie był to najprzyjemniejszy widok, gdyż nie było to tylko pobojowisko. Choć było tu widać ślady walki. Głównie dlatego że trupy nie leżały na ziemi, a zwisały na linach z drzew. Co prawda nisko, bo na wysokości wzroku ale za to poza obrażeniami nosiły ślady okaleczeń i ran zadanych pośmiertnie. Dwie osoby zostały zdekapitowane i wszystkie osuszone z krwi… jak w jakiejś upiornej rzeźni. Widać było że ciało rozcięto tak, by pozbawić je posoki. Część krwawych śladów zaschło na ciałach, ale reszta czerwonej cieczy musiała być zebrana przez… kogokolwiek kto to uczynił. Co akurat nie było łatwe do rozszyfrowania na pierwszy rzut oka. Bowiem ślady na polu bitwy należały do orków i tylko do orków. Problem polegał na to że z drzew też zwisały orki i jeden półork. Każdy zmasakrowany i pozbawiony wszystkiego co było warte uwagi.

Jin przyjrzał się zwłokom z niemałym zaciekawieniem. Cokolwiek zamordowało orki musiało być inteligentne, w końcu zniknęły wszystkie warte cokolwiek przedmioty i zwłoki wisiały, jak i było zainteresowane krwią. Ostrożnie podszedł do pół-elfa i zwrócił na siebie jego uwagę. Uniósł dłoń i wskazał swoje oczy, po czym wskazał na wiszące orki. Po tym ruszył powoli w kierunku zwłok, chcąc ocenić jak ta grupa humanoidów zginęła.
Wyran kiwnął głową i wskazał ślady na ziemi, a potem gestem pokazał Jinowi, by wciąż trzymał się cieni. Sam, trzymając w pogotowiu łuk z nałożoną już strzałą, przyjrzał się tropom, próbując określić, ile było tu osób poza trupami, skąd przyszły i w którą stronę się udały.
Półelfa na moment od tych badań oderwał łoskot opadającego na ziemię ciała. To Jin sprawnie odciął jednego z trupów, by móc w spokoju zabrać się za oględziny. Medyk dokładnie przyjrzał się okaleczeń na ciele przekonując się że rana śmiertelna w tym przypadku była akurat cięta i głęboka. Aczkolwiek nie udało mu się rozeznać co do rodzaju narzędzia mordu… to z pewnością ów ork zginął zabity narzędziem mordu w ręku innego humanoida. Jakiego? Tego akurat Jinowi nie udało się określić.
Wyran zaś ocenił, że pole bitwy opuściło dziesięć orków i udało się na południowy wschód. I że wydarzyło się to… pięć lub sześć dni temu.
- Wygląda jak rytualny mord. - cicho powiedział Jin do Wyrana, choć po tym jak odciął zwłoki równie dobrze mógł mówić normalnie. - Albo raczej zemsta za jakąś przewinę. Wracamy?
- Tak - zgodził się półelf - Od pięciu dni nikt się tu nie kręcił, wolę nie czekać, czy przypadkiem jakieś duchy tu nie zostały. Obstawiam zemstę, albo jakiś wyrok.
 
Sindarin jest offline  
Stary 08-05-2022, 20:23   #24
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Rzeźnia na jaką się natknęli i na temat której to mieli swoje przypuszczenia niewątpliwie wpłynęła na całą grupę awanturników. Byli czujni i byli lekko nerwowi. Nawet półorczyca straciła humor na widok tych trupów. Wydawała się też wiedzieć więcej niż reszta drużyny na temat tych trupów. Przyglądała się bowiem im bardzo dokładnie. Ale uznała, że nie ma powodu by oświecić podróżników na ten temat. W ogóle od czasu kłótni z Wyranem stała się mało rozmowna.
Niemniej nie planowała chyba wystawić drużyny na zagrożenie, bo ruszyli tak by jak najszybciej oddalić się od miejsca znalezienia trupów jak i miejsca do którego ruszyli orczy oprawcy po zakończeniu zadania. Las robił się coraz gęstszy, a pojawiające się coraz częściej wzgórza też nie wróżyły dobrze podróżnikom. To miejsce świetnie nadawało się na zasadzki. Niestety było też jedynym sensownym kierunkiem, przynajmniej według Unkhary.
Niemniej świat wydawał się potwierdzać decyzje półorczycy. Wkrótce bowiem napotkali na drogę. Kiedyś pewnie kamienną i murkami na obrzeżach. Ale teraz było to bardzo dawne “kiedyś”. Teraz to był zapomniany leśny trakt przecinający las i prowadzący dokądś. Zapewne do cywilizacji. Oby.



Mogli się tego spodziewać i w zasadzie tak było. Dlatego owce trzymano z tyłu.
Zasadzka miejscowych orków była tylko kwestią czasu. Unkhara nawet nie próbowała negocjacji bardziej polegając starej dobrej przemocy. Zasadzka była klasyczna i nieskomplikowana, choć nie umniejszało potencjalnego zagrożenia.
Z pobliskich wzgórz poleciały strzały, a z pobliskich chaszczy… orki. Atak był nagły i brutalny, ale pozbawiony subtelności. Niemniej gromada
rozwścieczonych zielonoskórych
, to coś czego nie należało lekceważyć. Czwórka z przodu, do tego po jednym zachodzącym z boku. I czterech strzelców na skałach. Po dwóch na każdej z nich.
Walka się rozpoczęła…
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172