Atak na bramę i jej okolice spowodował, iż ci, co czekali przy palisadzie na ewentualnych napastników, opuścili swe stanowiska i pobiegli, by wspomóc obrońców. Wszyscy, z wyjątkiem Variela, który był przekonany, że ktoś spróbuje wejść niepostrzeżenie do wioski, a frontowy atak będzie służyć odwróceniu uwagi.
W każdym razie on by tak zrobił... i okazało się, że nie tylko on był taki mądry.
Variel dostrzegł nieopodal dwie dłonie chwytające palisadę i podciągające ciało paskudnego hobgoblina. Elf dokładnie widział ze swojej pozycji paskudnie wykrzywioną twarz szukającą przeciwnika. Hobgoblin nie zauważył nic podejrzanego, więc zaczął przerzucać nogi przez barykadę.
Variel poczekał, aż większość ciała przeciwnika znajdzie się po wewnętrznej stronie palisady i zaatakował. Miecze wbiły się w ciało hobgoblina, całkowicie zaskoczonego atakiem. Zielonoskóry jedynie zdążył jęknąć, a potem zwalił się na ziemię bez życia.
Elf sprawdził jeszcze, czy jego przeciwnik na pewno nie żyje, a potem schował się w cieniu, czekając na pojawienie się kolejnego wroga.
I pojawił się kolejny wróg. A dokładniej - trzech wrogów.
Widząc obrońcę po drugiej stronie barykady, hobosy prychnęły zrzucając przebranie. Było ich trzech i byli pod samą palisadą. Jeden z nich syknął coś w kierunku Variela i wszyscy na raz zaczęli przerzucać się nad palisadą. Wyglądało na to, że elf nie utrzyma pozycji, nie da rady powstrzymać wszystkich trzech.
Co za dużo, to niezdrowo, mówiło znane powiedzenie, a Variel doszedł do wniosku, iż niektóre ludowe mądrości są aż za bardzo bliskie prawdy. Kolejne trzy hobgobliny to, zdaniem elfa, była zdecydowana przesada. Na dodatek oznaczająca kłopoty...
Uzbrojony w dwa miecze Variel zaatakował najbliższego przeciwnika, a cios był na tyle udany, że hobgoblin poszedł w ślady poprzednika - spadł z palisady bez życia.
Kolejny cios jednak chybił i zostali jeszcze dwaj... na dodatek spragnione zemsty.
Wściekłe gobliny spróbowały okrążyć elfa szczerząc zębiska w ponurym uśmiechu. Nie był to uśmiech radości. Mieli się zakraść od tyłu, ale okazało się, że ktoś jednak pilnował tej strony palisady. Obaj rzucili się niemal jednocześnie, ale Variel był na to gotowy. Zranił jednego z atakujących, a potem zrobił krok w tył stając pomiędzy dwoma budynkami pozwalając by ostrza przeciwników ześlizgnęły się po ścianach.
Elf bez chwili wahania zaatakował rannego hobgoblina, chcąc pozbyć się jednego przeciwnika, a dopiero później zająć się kolejnym. Pierwszy cios chybił, ale za to drugi trafił perfekcyjnie, posyłając przeciwnika do krainy umarłych.
Elf cofnął się o krok i przygotował do walki z ostatnim hobgoblinem. Ten jednak doszedł do wniosku, że lepiej poszukać łatwiejszego celu - odwrócił się i uciekł.
Variel ruszył za ostatnim hobgoblinem. Zdążył zauważyć, jak ten znika w pośpiechu za budynkiem. Gdy elf podbiegł i ostrożnie wyjrzał z za rogu z bronią gotową do ataku ujrzał, jak “jego” hobos dobiegł do innej grupki, która zabrała się za podpalanie domostwa.