Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-12-2006, 10:32   #1
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Cień Menzoberranzan

Kupcy Mroku - członkostwo w tej tajnej grupie było pilnie strzeżone, możliwe do zdobycia tylko dzięki długiemu i trudnemu procesowi, obserwowanemu nie tylko przez członków, ale także tajemnicze siły z Dołu. Ci, którzy przeżywali inicjację, otrzymywali możliwość spojrzenia w ukryte krainy, prawo do wejścia do podziemnego miasta handlowego znanego jako Mantol-Derith.

Mantol-Derith, znajdujące się prawie trzy mile pod powierzchnią, było okryte większą liczbą magicznych osłon niż twierdze czarowników. Tajność stanowiła jej pierwszą linię obrony; nawet w Podmroku niewielu wiedziało o istnieniu tego miejsca. Jego dokładnego położenia nie znał prawie nikt. Kupcy, którzy robili tu regularne interesy, także mieliby problem z pokazaniem jaskini na mapie. Droga Mantol-Derith była tak poplątana, że nawet Duergarowie i gnomy głębinowe miały problem z utrzymywaniem kierunku. Pomiędzy miastem a najbliższym osiedlem leżał labirynt nawiedzanych przez potwory tuneli, skomplikowany jeszcze bardziej system tajnych przejść, portali teleportacyjnych i magicznych pułapek.

Nikt nie trafiał przypadkiem do Mantol-Derith, kupcy albo znali do niego drogę, albo umierali na trasie.

Targowiska nie można było również odkryć za pomocą magii. Dziwne promieniowanie Podmroku było szczególnie silne w grubej, twardej skale otaczającej jaskinie. Jednak nawet pojedynczy promień magii nie mógł się przebić – wszystkie ulegały rozproszeniu. Dlatego każda próba magicznego przeniknięcia tajemnic Mantol-Derith była skazana na niepowodzenie. Czasem tragiczne.

W wielkim mieście Menzoberranzan sekretne ścieżki znało nie więcej niż osiem stowarzyszeń kupieckich. Wiedza ta stanowiła klucz do olbrzymiego bogactwa i władzy, a jej posiadanie było oznaką najwyższego statusu wśród kupców. Starano się ją zdobyć niezwykle okrutnymi sposobami, skomplikowanymi intrygami, a także krwawymi bitwami prowadzonymi mieczem i magią, które zasłużyłyby zapewne na poklask kapłanek Lloth, opiekunek rządzących miastem – gdyby oczywiście zwracały uwagę na poczynania pospólstwa.”

„Obrzęd Krwi” - fragment tajnego raportu z działalności Domu Shobalar sporządzony przez Elaine Cunningham dla Ulfaerz'un'arr d’Menzoberranzan – Gromph’a Baenre


Sharafein’zyne:
[user=1260]Ściany komnaty były zimne i gładkie. Cisza panująca w tej części Tier Breche wręcz dźwięczała w uszach.
Z odrętwienia, w jakie wprawiło Drowa kilka bezczynnych Śnień, wyrwał go nagły lecz cichy stukot do drzwi. Nie słyszał żadnych kroków poprzedzających dźwięki, lecz po wsłuchaniu się w charakterystyczny sygnał, w jakie ułożyło się pukanie, nie zdziwiło go to. W momencie, w którym usiadł na łóżku, drzwi uchyliły się delikatnie i do sypialni Sharafein’zyn’a wszedł Xer’shalek – jego nauczyciel. Bez słowa zamykając drzwi skierował się w stronę krzesła. Mistrz rozpiął swe piwafwi, odsłaniając przed swym uczniem blask swojego ciała, ukrytego tylko pod cienką tuniką, rozsiadł się swobodnie i zaczął mówić:
- Vendui’Sharafein’zyne. - przemówił spokojnie do młodzieńca - Mam nadzieje, że dni lenistwa nie przytępiły Twej czujności, gdyż mam dla Ciebie zadanie. - Mistrz Qu'ellar d'sarnor rah zawsze szybko przechodził do konkretów.
- w połowie następnego cyklu Narbondel z Menzoberranzan wyrusza na spotkanie pewnej karawany psionik - najnowszy pupilek naszego Ulfaerz'un'arr – Gromph’a Baenre. Wspomagać go ma pewien kapłan z Domu Shobalar. Potrzebują oni jednak zwiadowcy i kogoś, kto może uderzać znienacka na wrogów. Za moim wstawiennictwem Tobie przypadnie zaszczyt wspierać tą eskapadę. - zawiesił głos przez chwile wpatrując się w młodzieńca, po czym przemówił ciszej -Ja jednak, mam dla Ciebie dodatkowe zadanie. Nie wiem czy wiesz, lecz niegdyś szkoła psioniki była niezależna od Tier Breche. Niestety głupiec nią kierujący był również fanatykiem Vhaerauna i przy tej okazji stworzył sektę Psionicznych assasinów. Kultyści jednak zostali rozgromieni przez Illithidów i jakiś najemnych lub zniewolonych Drowów. Wtedy to wszyscy parający się tym zawodem trafili bezpośrednio tutaj, pod przewodnictwo Magów i kapłanek z Arach-Tinilith.- zrobił krótką pauzę krzywiąc się nie znacznie w wyrazie gniewu
- Jednakże istniała teoria, że zagłada szkoły była związana ze śmiercią młodej kapłanki Domu Millithor, współpracującego niegdyś ściśle z Domem Baenre. Ta młoda Drowka została zamordowana przez adepta starej szkoły – Xar’fena Alara – drugiego syna Domu Shobalar. Chciałbym więc wiedzieć, czego tak naprawdę szuka Psion i trzeci syn domu, w którym aktualnie uczy się córka Grompha. Możliwe, iż będzie to mieć przełomowe znaczenie dla przyszłości naszej szkoły – wszelkie uchybienia ze strony tej dwójki mogę stać się naszą kartą przetargową do wyfrunięcia spod troskliwych skrzydeł magów Sorcere. Obserwuj więc ich pilnie i informuj mnie o ich poczynaniach - Przerwał sięgając pod piwafwi i zgrabnym ruchem wyciągnął z niewidocznej kieszeni jakieś zawiniątko, po czym rzucił go Drowowi na łóżko. Shar złapał pakunek i rozwinął delikatnie skóropodobny materiał w czasie, gdy mistrz zaczął tłumaczyć – Ten kamień przekaże mi Twoje słowa, choć im dalej będziesz tym dłużej wiadomość będzie do mnie docierać. To dotyczy również długości oczekiwania na odpowiedź - Wstał, z gracją owijając się szczelnie swym płaszczem, i dodał - Na skórze znajdziesz kilka przydatnych tatuaży. Powodzenia. Nie zawiedź mnie. - Szybkim krokiem podszedł do drzwi, odemknął je cicho i nie odwracając się w stronę ucznia wyszedł, niczym zjawa z koszmarnego snu. Drzwi nieznacznie skrzypnęły zamykając się…
Cytat:
tatuaże: 3 ulepszenia ciała, 3 niewidzialności 2 widzenie niewidzialnego, 2 równowaga ciała
[/user]

Xyi:
[user=3157]Trudno było rozpoznać mijający czas w klastrofobicznych tunelach pełnych nieprzeniknionego mroku.
Odkąd Imaskari opuścił Blingdinstone jedynym wyznacznikiem upływającego czasu stały się mijane punkty zaznaczone na mapce, którą otrzymał od sceptycznie nastawionych do wyprawy Svirfneblinów. Przestawał już wierzyć, że kiedykolwiek dotrze do tego Menzoberranzan przedzierając się przez niskie, zapomniane korytarze, wykute niegdyś gnomią ręką. Niestety jego życzenie się spełniło…
Wchodząc do malutkiej jaskini oplotła go nieprzenikniona sfera ciemności, której nie mogły przeniknąć nawet jego oczy. Wyczuł kilka istot zbliżających się do niego na sekundę przed utratą przytomności.
Wszystko rozmyło się w nieskładny wir postrzępionych obrazów i dźwięków: łańcuchy i kajdany, kamienny most przerzucony nad bezdenną przepaścią, odległe kapanie wody, i strzępki rozmów jego oprawców – Mrocznych Elfów, do których tak pragnął trafić.
W końcu wprowadzili go do większej jaskini – nie dostrzegł sufitu skąpanego w mroku. Ustawili go w szeregu pomiędzy kilkoma skutymi stworzeniami, które już wcześniej ktoś tam przywlókł. Był tam szaro-sinym krasnolud, odziany tyko w strzęp spodni, o ciele pokrytym skomplikowanymi tatuażami. Było też kilku drobnych Gnomów o ciemno zielonej skórze i złamanych nosach w brudnych górniczych tunikach. Jakiś Ork, jakiś człowiek i paru Drowów taksujących uważnie każdego z więźniów.
Jeden z nich podszedł do Psiona. Czerwone, lśniące oczy Elfa spoczęły na człowieku, który w tej samej sekundzie poczuł dotknięcie zimnych macek na swym umyśle – jego mentalne bariery opadły, poczuł się nagi i bezbronny jak dziecko. Wtedy jego los się odmienił…
Mroczny Elf, który początkowo zmiażdżył wole Xyi, był, tak samo jak on, Psionem. Nazywał się Jeareflen i wykupiwszy Imaskari z niewoli zabrał go do Menzoberranzan. Przeprowadził przez wielką jaskinie pełną niesamowitych budowli, wykutych w skale i stalagmitach, oświetlonych z rzadka tańczącymi ogniami, i płomieniem kolumny Narbondel. Niewiele jednak pokazywał czy objaśniał. Zaprowadził go wprost do Sorcere szkoły magów wielkiego miasta Pajęczej Królowej. Tam obiecał Xyi naukę, zwrócenie wspomnień i drogę wprost do Deep Imaskar – gdzie czekała na niego Ryo…
Szkolenia, a raczej badanie umiejętności Imaskari trwały jednak miesiące, dłużąc się niemiłosiernie. Prócz Jeareflena, Xyi widywał tylko jednego starego Elfa w złotych szatach, do którego zwracano się Ulfaerz'un'arr. Był zamknięty i izolowany, choć wcale mu to nie przeszkadzało. Lecz to miało się zmienić…

- Obudź się. - usłyszał w swej głowie Xyi. Otworzył powoli oczy, leżąc w swym łóżku i zobaczył nad sobą podekscytowaną twarz Jeareflena - Chcemy sprawdzić Twe zdolności i przy okazji damy Ci szanse odpłacić nam za swą gościnność. Ulfaerz'un'arr chce byś wyruszył w podróż z jego przyjacielem, na spotkanie z pewnym kupcem. Później razem ruszycie w stronę Mantol-Derith, najznamienitszego targowiska w całym Pomroku. - Drow zamyślił się unosząc się z nad swego „ucznia” dając mu możliwość do swobodnego wstania z łóżka, po czym kontynuował - Będziesz tam przy okazji mógł znaleźć wiele ciekawych magicznych ozdób i przedmiotów, które mogą być przydatne na twojej drodze do odzyskania siebie, i swej rodziny. Musicie jednak wyruszyć w połowie następnego cyklu Narbondel i, co najważniejsze, musicie chronić karawanę ze wszystkich sił. Przygotowaliśmy Ci już potrzebny ekwipunek. - Rozejrzał się po gołych zimnych ścianach komnaty - Tak, chyba masz wszystko. Po upływie Śnienia zaprowadzę Cię do bramy, gdzie spotkasz zaprzyjaźnionego z nami kapłana. No, a teraz ruszajmy na poranne ćwiczenia. -
Tego dnia wyjątkowo miły i uprzejmy.[/user]

Aszerg:
[user=1531]Skullport – parszywy, jak codzień. Podłe żarcie, podłe gęby wpadające hałaśliwie do tawerny. Prawie żadnych braw przy występach, same tylko beknięcia i nieartykułowane wrzaski.
Nieliczne kobiety, które się tu wałęsają mają nałóg piszczenia, gdy są ordynarnie podszczypywane i wzdychania raczej do złotych monet niż do śpiewaków.
Asze więcej miał pieniędzy z wyrzucania na zbity ryj drabów, którzy się upili lub nie mieli jak zapłacić, niż za swój śpiew. Wszelako znalazł się ktoś, kto wreszcie docenił jego talent.
Niewysoki mężczyzna o krótkich siwych włosach i bladej, trochę poszarzałej, zmęczonej cerze. To, co jednak najbardziej rzucało się w oczy, to czarna przepaska okrywająca lewe oko człowieka. Ubrany był on w luźny strój podróżny, lecz po dokładnym przyjrzeniu okazywało się, iż jest on wykonany z najdoskonalszego jedwabiu przetykanego licznymi złotymi nićmi.
Człowiek wyciągnął z drobnej sakiewki kilka monet, ofiarując je Drowiemu bardowi w podzięce za pieśń, po czym zaprosił go do stolika na napitek. Większość gości już opuściła lokal, więc Asze mógł pozwolić sobie na chwile przerwy i parę kufli bełta.
Hadrogh Prohl – jak przedstawił się człowiek – był kupcem, który zjechał już kawałek Torilu, teraz jednak zaczął import dóbr wprost do Podmroku. Asze sam dobrze wiedział, jak cenne bywały czasem zwykłe trunki czy przyprawy powierzchniowe dla Matek Opiekunek, szczycących się swą potęgą i bogactwem, dlatego też słuchał z narastającą ciekawością…
- Wiesz przydałby mi się ktoś, kto jak Ty, mój drogi, który potrafi poradzić sobie z uciążliwym gburem, a jednocześnie umilić podróż bajaniem i śpiewem. Przyznam, że troszkę Cię obserwowałem tkwiąc w tej okolicy i czekając na swój kontakt. - odezwał się Prohl opróżniwszy kufel, po czym kontynuował:
Pragnę zaofiarować Ci 5 sztuk złota za każdy dzień spędzony z moją karawaną, plus dodatki za wszelkie możliwe kłopoty, w których użyjesz czy to miecza, czy też swojej mowy. Zarobisz 500 sztuk złota jak nic, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet dwa razy tyle – w zależności od moich zysków już w Podmroku. Zresztą nie martw się, z Waterdeep jedziemy wprost na targowisko, gdzie mam już swoje miejsce i znajomych. - Łypnął na Drowa zdrowym okiem. - Jeśli chcesz już teraz mogę dać Ci zadatek - o ile zgodzisz się pójść ze mną na powierzchnie po moją karawanę i potem z grupką ochroniarzy oraz poganiaczy mułów bezpośrednio w czeluście Podmroku. Jeśli nie, dam Ci mapę z trasą byś mógł dotrzeć stąd do miejsca, w którym zejdziemy pod powierzchnię. Jeśli wolisz tę opcję, to spotkajmy się tam za dziesięć dni–
W tawernie śmierdziało potem i przypalonymi skwarkami. Już nawet przeklęta powierzchnia skąpana w słońcu wydawała się ciekawszym miejscem niż to.[/user]

Radsvin:
[user=3151] Skullport – tygiel możliwości, którego składnikami były wszelakie mniej lub bardziej inteligentne rasy, zarówno z powierzchni jak i jej trzewi. Ich knowania, podstępy, usługi i walki sprawiały, że każdy dzień był zaskakujący. Niestety nagminne też było tam chamstwo, obłuda i zdrada. Nic dziwnego, to już Podmrok…
Tutejsi bardziej znaczący i inteligentni obywatele doceniali sztukę sekretnego dostawania się w zakazanie miejsca i szpiegostwa, dlatego też Radsvin, znalazł uznanie w oczach kilku wykonując parę pomniejszych skoków. Nie było to jednak nic znaczącego i powoli nuda zaczynała ogarniać Duergara. Jednakże, jak zawsze czujny i skryty w cieniach - nawet tych knajpianych - usłyszała kilka dni wcześniej, iż do Skullportu przybył jeden z Kupców Mroku szukając obstawy i zwiadowców dla swojej nowej karawany zmierzającej do Mantol-Derith. Sama nazwa wzbudziła w Radsvinie wspomnienia zasłyszanych plotek o bogactwach i możliwościach tajnego targowiska. Jak mawiają: gdy zamykają się jedne drzwi otwierają się kolejne…

Przed krasnoludem właśnie siedział niewysoki mężczyzna, o krótkich, siwych włosach i bladej, trochę poszarzałej, zmęczonej cerze. To, co jednak najbardziej rzucało się w oczy, to czarna przepaska okrywająca lewe oko człowieka. Ubrany był on w luźny strój podróżny, lecz po dokładnym przyglądnięciu się okazywało się, iż jest on wykonany z najdoskonalszego jedwabiu przetykanego licznymi złotymi nićmi. Był to właśnie Hadrogh Prohl – Kupiec Mroku – przepustka do tajemnego świata Mantol-Derith, który sam zaoferował mu spotkanie w tej podrzędnej, zadymionej i hałaśliwej knajpce…
- Wiesz, przydałby mi się ktoś, kto jak Ty, mój drogi, potrafi poradzić sobie z uciążliwą bandą rzezimieszków i, będąc samemu niewidocznym, wykryje możliwe zasadzki. Przyznam, że troszkę o Tobie słyszałem tkwiąc w tej okolicy i czekając na swój kontakt. - odezwał się Prohl taksując uważnie szarego krasnoluda, po czym kontynuował:
Pragnę zaofiarować Ci 10 sztuk złota za każdy dzień spędzony z moją karawaną, plus dodatki za wszelkie możliwe kłopoty, w których użyjesz swych umiejętności. Zarobisz 1000 sztuk złota jak nic - a jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet dwa razy tyle – w zależności od moich zysków już w Podmroku. Zresztą nie martw się, z Waterdeep jedziemy wprost na targowisko, gdzie mam już swoje miejsce i znajomych. – Łypnął na Duergara zdrowym okiem - Jeśli chcesz już teraz mogę dać Ci zadatek, o ile zgodzisz się pójść ze mną na powierzchnie po moją karawanę i potem z grupką ochroniarzy oraz poganiaczy mułów bezpośrednio w czeluście Podmroku. Jeśli nie, dam Ci mapę z trasą byś mógł dotrzeć stąd do miejsca, w którym zejdziemy pod powierzchnie. Jeśli wolisz tą opcję to spotkajmy się tam za dziesięć dni–
W tawernie śmierdziało potem i przypalonymi skwarkami. Już nawet przeklęta powierzchnia skąpana w słońcu wydawała się ciekawszym miejscem niż to.[/user]

Khael:
[user=1731]Skullport – cóż za parszywe miejsce. Brud, smród, ubóstwo, chamstwo i agresja. Coraz mniej podobało się tu młodemu adeptowi cienia, nie miał jednak wyjścia, jeśli chciał kiedykolwiek wrócić do domu. Svirfnebliny zostawiły go w tawernie i poszły załatwiać swoje interesy, obiecując, że dyskretnie zasięgną języka w jego sprawie.
Mag rozejrzał się po knajpie - podłe żarcie, podłe gęby wpadające hałaśliwie do budynku, same tylko beknięcia i nieartykułowane wrzaski. Nieliczne kobiety, które się tu wałęsały miały nałóg piszczenia, gdy były ordynarnie podszczypywane i wzdychania do złotych monet, w nie ważne jak obleśnych łapach owe monety się akurat znajdowały. Myszor siedział u stóp swego pana i coś marudził na temat jak to w tym miejscu śmierdzi, i że karczmarz, jak i połowa gości, ciągle patrzy na niego jakby chciała go upiec na rożnie.
Prawie godzinny marazm rozmyślań i zrzędzeń chowańca przerwał magowi jeden z górników, z którymi tu przybył. Młody Svirfneblin wpadł podniecony do tawerny i pędem znalazł się przy Khaelu. Myszor tylko zastrzygł uszami, rzucając pod stołem złośliwie: sraczki dostał czy co? . Gnom jednak niewiele się przejmując dopadł krzesła przy człowieku i nachylając się szepnął: W mieście znajduje się pewien wpływowy kupiec imieniem Hadrogh Prohl – możliwe, że będzie mógł Ci pomóc. Wiadomo, że ma dostęp do bazaru w Menzoberranzan, a także podobno ma wstęp do tajnego miasta targowego zwanego Mantol-Derith. Jeśli nie przez te parszywe Drowy to na pewno w Mantol uda Ci się zasięgnąć informacji lub zakupić odpowiednie magiczne przedmioty, które pomogą ci wrócić do domu. Tam podobno da się kupić wszystko, to miejsce pełne tajemniczych skarbów – przynajmniej tak słyszałem. Zresztą, jeśli chcesz umówię Cię z tym kupcem na spotkanie. - dodał podniecony. W głowie maga narodziła się nadzieja.
Godzinę później do stolika Khaela dosiadł się niewysoki mężczyzna o krótkich, siwych włosach i bladej, trochę poszarzałej, zmęczonej cerze. To, co jednak najbardziej rzucało się w oczy to czarna przepaska okrywająca lewe oko człowieka. Ubrany był on w luźny strój podróżny, lecz po dokładnym przyjrzeniu się okazywało się, iż jest on wykonany z najdoskonalszego jedwabiu przetykanego licznymi złotymi nićmi. Był to sam Hadrogh Prohl, który rozsiadłszy się na krześle przemówił spokojnie uprzednio przedstawiając się: - Rozmawiałem ze znajomymi Svirfneblinami i wydaje mi się, że przydałby mi się ktoś, kto jak Ty, mój drogi, potrafi subtelnie poradzić sobie z uciążliwą bandą rzezimieszków, a także wspomoże magicznie moje działania. Pragnę zaofiarować Ci 10 sztuk złota za każdy dzień spędzony z moją karawaną, plus dodatki za wszelkie możliwe kłopoty, w których użyjesz swych umiejętności. Zarobisz 1000 sztuk złota jak nic, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet dwa razy tyle – w zależności od moich zysków już w Podmroku. Zresztą nie martw się, z Waterdeep jedziemy wprost na targowisko, gdzie mam już swoje miejsce i znajomych. - Łypnął na maga zdrowym okiem - Jeśli chcesz już teraz mogę dać Ci zadatek, o ile zgodzisz się pójść ze mną na powierzchnie po moją karawanę i potem z grupką ochroniarzy oraz poganiaczy mułów bezpośrednio w czeluście Podmroku. Jeśli nie, dam Ci mapę z trasą byś mógł dotrzeć stąd do miejsca, w którym zejdziemy pod powierzchnie. Jeśli wolisz tą opcję to spotkajmy się tam za dziesięć dni.
W tawernie śmierdziało potem i przypalonymi skwarkami; Myszor zrezygnowawszy ze zrzędzenia zaczął podgryzać Khaelowi buty. Już nawet ta przeklęta powierzchnia wydawała się ciekawszym miejscem niż to.[/user]

Crothar Urden:
[user=3103] Waterdeep jak każde ludzkie miasto było gwarne, tłoczne i niesamowicie chaotyczne jak dla Półorka. Niestety, było to również centrum handlowe Wybrzeża Mieczy, gdzie najłatwiej było znaleźć prace - choćby przy ochronie jakiejś karawany. Zresztą, dzięki już zawiązanym znajomością z tutejszymi najemnikami, Crothar szybko zasłyszał o pewnym kupcu szukającym ochrony dla swej eskapady handlowej ruszającej w przeciągu kilku dni z Waterdeep. Nie czekając aż dopadnie go nuda, udał się do wskazanej karczmy i już po paru minutach siedział w schludnym pomieszczeniu, obsługiwany przez miłe kelnerki. Tuż przed nim, popijając dobre wino, zasiadł kupiec przedstawiający się jako Hadrogh Prohl - niewysoki mężczyzna o krótkich, siwych włosach i bladej, trochę poszarzałej, zmęczonej cerze. To, co jednak najbardziej rzucało się w oczy to czarna przepaska okrywająca lewe oko człowieka. Ubrany był on w luźny strój podróżny, lecz po dokładnym przyjrzeniu okazywało się, iż jest on wykonany z najdoskonalszego jedwabiu przetykanego licznymi złotymi nićmi.
Ocenił uważnie orka, po czym przemówił: - Wiesz przydałby mi się ktoś, kto jak Ty, mój drogi, potrafi poradzić sobie z uciążliwą bandą rzezimieszków chroniąc mężnie mej karawany. Przyznam, że troszkę o Tobie słyszałem tkwiąc w tej okolicy i czekając na swój kontakt.- Łyknął trunku i kontynuował taksując wojownika:
- Pragnę zaofiarować Ci 5 sztuk złota za każdy dzień spędzony z moją karawaną, plus dodatki za wszelkie możliwe kłopoty, w których użyjesz swych umiejętności. Zarobisz 500 sztuk złota jak nic, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet dwa razy tyle – w zależności od moich zysków już w Podmroku. Zresztą nie martw się, z Waterdeep jedziemy wprost na targowisko, gdzie mam już swoje miejsce i znajomych. – Łypnął na Orka zdrowym okiem - Jeśli więc chcesz zarobić zgłoś się jutro o poranku do tego budynku.- mówiąc to wyciągnął mapkę Waterdeep i, przysuwając ją w stronę wojownika, pokazał kwadracik zaznaczony czerwonym ‘X’, znajdujący się na przedmieściach miasta.
Choć karczma była miła i pachniało w niej pieczoną dziczyzną Crothara ciągnęło na szlak – do otwartej przestrzeni i do walki.[/user]

Velamshin:
[user=3276]Kolejny raz słońce wstało nad Waterdeep, zalewając ulice piekielnym blaskiem. Jednocześnie na bruk za oknem wylała się masa rozwrzeszczanej ciżby, sunąc chaotycznie za swym interesem niczym osioł za marchewką przytroczoną na kiju do własnego grzbietu. Gdyby nie dawny dług wdzięczności za ocalenie życia Drow puściłby mimo uszu prośbę Brendena. Niestety, długi trzeba spłacać bo mają nałóg wracania nieprzyjemną czkawką…
Mroczny Elf wstał powoli z łóżka, rozciągając mięśnie i mrużąc zmęczone oczy. Następnie skierował się w stronę krzesła, jedynego poza łóżkiem i stolikiem mebla znajdującego się w pokoju. Wziął z niego swoje ubranie, układając w międzyczasie jeszcze raz w swej głowie cały plan spotkania. W samo południe miał zobaczyć się w tej karczmie z niejakim Hadrogh’iem Prohl – Kupcem Mroku, który potrzebował ochrony dla karawany. Wiedział tylko, że człowiek prowadził ją w głąb Podmroku na jakiś bazar - pewnie to podróż wprost do Menzoberranzan - Velamshin skrzywił się nieznacznie na samą myśl o wielkim mieście Pajęczej Królowej. Brenden zobowiązał się pomóc Prohlowi, lecz ostatnio odniesione rany zniweczyły niestety wszelkie jego zamiary. Zwrócił się więc ze swą płaczliwą prośbą wprost do Drowa. Cóż było robić... Wszystkiego dokładnie dowie się w południe…

Ubrawszy się spokojnie elf zszedł na dół, do wspólnej izby, na śniadanie. Goście popatrzyli na niego wrogimi spojrzeniami, jednak karczmarz przywitał go skinieniem głowy i pytaniem, o to, co podać – dla niego liczyła się w końcu pojemność sakiewki a nie kolor skóry.

Jajecznica była nawet smaczna, a wino cierpkie, lecz słodkie. Niestety nie mógł się upić, dlatego sączył trunek powoli, do południa opróżniając tylko dwa kielichy. Nie zajmował się nadto gośćmi karczmy, zdając sobie sprawę z tego, że kupiec i tak go pozna, i zapewne sam się dosiądzie. Nie mylił się…

Rozmyślania Drowa przerwał dosiadając się do jego stolika niewysoki mężczyzna o krótkich, siwych włosach i bladej, trochę poszarzałej, zmęczonej cerze. To, co jednak najbardziej rzucało się w oczy to czarna przepaska okrywająca lewe oko człowieka. Ubrany był w luźny strój podróżny, lecz po dokładnym przyjrzeniu okazywało się, iż jest on wykonany z najdoskonalszego jedwabiu przetykanego licznymi złotymi nićmi.
Ocenił uważnie Elfa, po czym przemówił: - Brenden przysłał mnie do Ciebie, mój drogi Ilythiiri, twierdząc, iż bardziej niż on nadajesz się do mego przedsięwzięcia. Potrzebny mi ktoś, kto potrafi poradzić sobie z uciążliwą bandą rzezimieszków lub stworami Pomroku chcącymi złupić moja karawanę. Faktycznie - któż lepiej by się nadał niż Mroczny Elf ? - Spojrzał na ciebie mrużąc zdrowe oko, po czym kontynuował przyjaźnie się uśmiechając:
Pragnę zaofiarować Ci 5 sztuk złota za każdy dzień spędzony wraz ze mną, plus dodatki za wszelkie możliwe kłopoty, w których użyjesz swych umiejętności. Zarobisz 500 sztuk złota jak nic, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet dwa razy tyle – w zależności od moich zysków już w Podmroku. Zresztą nie martw się, z Waterdeep jedziemy wprost na targowisko w Mantol-Derith, gdzie mam już swoje miejsce i znajomych. - Łypnął na Drowa zdrowym okiem - Jeśli chcesz już teraz mogę dać Ci zadatek, o ile zgodzisz się pójść jutro o poranku ze mną po moją karawanę i potem z grupką ochroniarzy oraz poganiaczy mułów bezpośrednio w czeluście Podmroku.
Choć karczma była miła i zaczynało w niej pachnieć pieczoną dziczyzną, Velamshin’a ciągnęło na szlak.[/user]

Dla tych, co pod Słońcem…

Płonąca szkarłatem tarcza słońca wychynęła znad krawędzi Torilu, zwiastując nadejście nowego dnia. Waterdeep ożywało swym codziennym gwarem, wypluwając na ulice chaotyczne morze rozwrzeszczanej ciżby. Nikt nie zwracał więc uwagi na kilku śmiałków przeciskających się przez tłum kupców w stronę magazynów znajdujących się pod miastem.

Parterowy drewniany budynek o spiczastym dachu, z parą zabitych deskami okien, zapraszał do wnętrza rozchyloną szeroką bramą. Ze środka dobiegały odgłosy komend dla zwierząt, które co jakiś czas pomrukiwały lub posapywały.
W budynku, prócz Hadrogh’a Prohl, znajdowało się trzech mężczyzn przysposobionych odzieniem do podróży, którzy akurat kończyli sprawdzać wiązania dużych, wypchanych po brzegi towarami, skórzanych par sakw, przytroczonych na bokach każdego z tuzina mułów spokojnie żujących siano. Kupiec, odziany w swe jedwabne szaty, wyszedł na spotkanie swych nowych współpracowników i kłaniając się nieznacznie przywitał ich z uśmiechem: Ach moi Drodzy miło Was widzieć – wejdźcie i, nim wyruszymy do Mantol-Derith -najwspanialszego targowiska Podmroku, - zapoznajcie się trochę między sobą i zadajcie mi te Wasze pytania, które zapewne kłębią się w Waszych szlachetnych głowach…- urwał gestem ręki zapraszając do środka.

Dla tych, co w mroku…
Ogień zbliżył się do połowy gładkiej kolumny Narbondel, wyznaczając czas spotkania dla trójki wyjątkowych mieszkańców Menzoberranzan.
Imaskari, obdarzony darem Psionizmu, wyszedł wraz ze swym mentorem z budynku Sorcere kierując się w stronę rogatek miasta. Po minięciu niewielkiej grupy kupców skupionych na Bazarze minęli z prawej strony „zegar” miasta i udali się ku Narbondellyn, gdzie czekał na nich Kapłan domu Shobalar. Nie wiedzieli, że w ślad za nimi, z budynku Melee-Magthere ruszył cichy i spokojny cień.
Psionicy zwolnili mimowolnie mijając misterne odgrodzony od pospólstwa lasem wielkich grzybów Qu’ellarz’orl – dzielnicę szlachetnych domów. To stąd rozciągały się splątane pajęczyny władzy i intryg prowadzonych przez Matki Opiekunki największych rodzin.
Słabe błyski światła z kamiennego zamku przylegającego prawie do ścian olbrzymiej jaskini dowodziły, iż Pierwszy Dom właśnie manifestował swoje bogactwo.

Doszedłszy do miejsca, w którym strop jaskini łagodnie opadał zwężając się w szeroki tunel, Psioni zauważyli, prócz zwykłej czwórki jednakowo uzbrojonych i opancerzonych strażników, jeszcze dwie postacie. Jedną była zwykła Drowka odziana w piwafwi i lekką tunikę z wężowym pejczem przy prawym udzie, druga natomiast była prawie dwumetrowym kolosem. Stwór nieznanej dla Imaskari rasy, o nienaturalnie małej, przy swoich gabarytach, parze chudych rączek, wyrastających jakby spod pary zwykłych muskularnych ramion. Stworzenie było co prawda hebanowo czarne jak typowy Ilythiiri lecz posiadało okazałą białą grzywę i takiegoż samego koloru futro na łapach, plecach, a także częściowo na nogach. Jego ciało okrywał tylko drowi płaszcz odpowiednio przystosowany do wielkości istoty, spięty pod szyją ciemnym symbolem pająka z kobiecą twarzą – amulet Lolth.
- Draeghlothmruknął zaskoczony Jeareflen, gdy kobieta i stwór odwrócili się w ich stronę.
Dochodząc już swobodniejszym krokiem, zarzucając wszelkie próby ukrywania się, do dwójki zdziwionych psionów dołączył kolejny Drow. Zwiadowca ofiarowany do pomocy przez Tier-Breche – Sharafein’zyne.
Kobieta nie zwracając już uwagi na grupę odwróciła się do wielkoluda i rzuciła tylko krótkie Aluve, po czym przeszłą obok trójki przybyłych kierując się w stronę Qu’ellarz’orl. Odprowadziwszy ją swymi czerwonymi oczyma stwór zwrócił swój zniekształcony, jakby wilczy, pysk w stronę trójki stojących i przemówił spokojnie podchodząć do Imaskari i Drowa:
Lolth tlu malla -Vendui’jestem Xardeaf Alar, Kapłan Pajęczej Królowej, trzeci syn domu Shobalar- wyprostował się dumnie - Będę waszym przewodnikiem i współtowarzyszem w tej wyprawie. Chciałbym poznać Wasze imiona i odpowiedzieć na Wasze pytania. - przekręcił łeb z zaciekawieniem taksując każdego z przybyłych. Jeareflen spojrzał zmieszany na Xyi i rzekł: No to ja już będę wracał do Sorcere, do zobaczenia Xyi. Teraz już Xardeaf będzie przekazywał Ci cele misji. Aluve’.- skłonił się wszystkim i odwróciwszy się na pięcie pośpiesznie skierował się w stronę Bazaru. Draeghloth wpatrywał się w pozostałą dwójkę wyczekująco…
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 25-12-2006, 12:27   #2
 
Sir_herrbatka's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputację
Nie wahałem się nawet jednej chwili. Z każdym oddechem nienawidziłem Skullport coraz mocniej. Miejsca w którym nie bardzo dało się zarobić, w którym kobiety budziły wstręt zamiast pożądania, w którym nigdy nie działo się nic ciekawego, w którym nikt nie znał się nawet na sztuce...

Skullport jest chyba miejscem przeklętym, stworzonym po to by torturować mieszkańców koniecznością życia tu, czymś na kształt wielkiego więzienia.

Nareszcie! Nareszcie mogłem z niego uciec! Ktoś płacił mi pieniądze w zamian za bycie poza tą norą!

Zawsze łatwo przychodziło mi maskowanie prawdziwych uczuć, może to zasługa godnych nauczycieli, może długiej praktyki... Więc i tym razem nie zamierzałem pozwolić by ten kupiec zobaczył radość na mojej twarzy i chyba i tym razem również mi się udało.

-Myślę, że ta twoja oferta jest godna rozpatrzenia. A może nawet więcej niż tylko rozpatrzenia...

Pozwoliłem by mój głos teatralnie zawisł w powietrzu. Wysunąłem dłoń, w jak miałem nadzieję przyjacielskim geście potwierdzenia umowy.

-Ale na powierzchnię, mi się nie śpieszy. Będę czekać na ciebie tam gdzie tylko zechcesz... ale pod ziemią. I... jeśli nie masz nic przeciwko... wezmę tą mapę i zacznę się natychmiast przygotowywać do drogi.

Chłodno, ale uprzejmie pożegnałem się z handlarzem. Być może powinienem pójść z nim do tego miasta z góry. Ale miałem wrażenie, że w trakcie tej drogi uprzykrzy mi się on tak, że ciężko mi będzie z nim wytrzymać...

Po Skullport wolę unikać wszelkiej, nawet potencjalnej, "niewoli".

...a poza tym...
...pod słońcem...

Chyba nie mam ochoty ścierać moich nadziei z rzeczywistością. Wszystkie moje plany okazywały się zbyt kruche by wyjść zwycięsko z takiej bitwy...

A mimo to gdy powiedziałem, że zaliczkę przyjmę na miejscu spotkania.

Gdy odchodziłem...

Czułem, że mój los może jeszcze odmienić się na lepsze. Gdy wyszedłem na duszne powietrze tej nory na moich ustach wykwitł uśmiech. Pierwszy od dłuższego czasu nie zabarwiony goryczą, pogardą lub gniewem.
 
__________________
Arriving somewhere but not here
Sir_herrbatka jest offline  
Stary 25-12-2006, 13:33   #3
 
Mazarian's Avatar
 
Reputacja: 1 Mazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemuMazarian to imię znane każdemu
Wysoki, chudy mężczyzna którego mroczny elf nazwał Xyi był ubrany w srebrno czarny napierśnik ozdobiony niewielkimi kamieniami półszlachetnymi. Na pancerz narzucono niedbale karmazynowy płaszcz. Z pod wizjerów zbroi było widać jego twarz ale jej rysy zakrywała chyba jakaś maska, bardzo dokładnie do niej dopasowana. Ubranie szczelnie zakrywało przerwy pomiędzy elementami pancerza a jego kolor był identyczny jak ten który skrywał twarz. Przy prawym boku, psionik nosił miecz zaś do pasa przypięte było wiele bibelotów.

Zaczęło się więc, moja podróż, jej pierwszy krok. Wprawdzie stwór który miał być naszym przewodnikiem napawał mnie strachem, ale nic to. Początki zawsze są trudne.

Nie wiem co mnie czeka, ani nawet czy przeżyję tę podróż ale chroni mnie Azuth a moja wola jest determinowana przez jedną tylko myśl, chęć zobaczenia Ryo.

- Mam do ciebie jedno pytanie, jak daleko jest do tego...- na twarzy Xyi pojawiło się zakłopotanie, jak by o czymś zapomniał - Tego miasta.
 
__________________
"Wiem czego się boisz czarnoksiężniku - śmierci.
Wtedy wszystkie twoje medale i odznaczenia będą już tylko nic nie wartymi symbolami a ty pyłem niesionym przez wiatr" Trian Ó Ellet
Mazarian jest offline  
Stary 25-12-2006, 16:09   #4
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Wśród tłumu podrzędnej karczmy Skullportu - choć tylko wprawne oko stałych bywalców rozróżnia poziom syfu i zagrożenia w poszczególnych lokalach tej dzielnicy tego i tak plugawego miasta - przy stojącym pod ścianą stoliku oświetlonym tylko niedużą świeczką rozmawiały dwie osoby. Jedna była dobrze znana dla czujnych oczu stałych bywalców - kupiec Hadrogh był znaną personą w całym Skullporcie, druga pozostawała dla nich tylko jego anonimowym kontrahentem, którego fizjonomię ukrywał ciemny, drogi acz naznaczony wielką dziurą płaszcz , odsłaniając tylko zarośniętą nie przycinanymi jakiś czas ciemnymi włosami głowę człowieka o twarzy naznaczonej kilkoma niezbyt głębokimi świeżymi zadrapaniami i bliznami, o oczach czarnych jak serce drowa, pozbawionych zupełnie białek. Dziewka obsługująca tą część sali na razie mijała ten stolik - Nie lubię obsługiwać diabelstw, brrr... pomyślała i wzdrygnęła się, słyszała z plotek że ten kolejny cudak przeniósł się do tego lokalu po uczestnictwie w jakiejś bijatyce z udziałem gnomów, koboldów oraz jakiegoś maga w innej paskudnej jak ta karczmie. Widać zwrócił swoją uwagę tego sobie podobnego kupca... Pasują do siebie, mieszańce ...

-Szefie! Szefie! Chodźmy do Waterdeep, chodźmy! Słońce! Na wszystkie potęgi które mają mnie w głębokim poważaniu zaklinam cię - chodźmy tam! Ja chce na słońce - chociaż na chwile! Spójrz - ja umieram, usycham, więdnę bez kochanego słoneczka! Spójrz jak moje futro wyblakło - o tu, tu na przykład! - podobne do myszy stworzenie wielkości psa wdrapało się z wielką zwinnością po nodze stołu i zaczęło skakać z ekscytacją przed swoim studiującym w skupieniu mapę panem.

-To twoje naturalne zdolności do maskowania się i zmiany barw... - Khael nawet nie podniósł wzroku swoich oczu znad pergaminu. Czuł na sobie spojrzenie swojego... pracodawcy... niewątpliwie oboje chcieli zapytać się o swoje pochodzenie, obaj starając sie nie sprowokować rozmówcy do zadania pytań na ten temat. Khael widział już takie oczy - tylko że były to oczy drowa, czyżby jego rozmówca był mieszańcem? W końcu skoro możliwe jest krzyżowanie się zwykłych elfów z ludźmi? Jego oczy były niezwykłe chyba jeszcze bardziej więc przestał sobie zawracać tym głowę i wrócił do mapy...

-Widzę że wasza droga na powierzchnie zręcznie omija Podgóre - jednak jeśli dobrze rozumiem - Khale zaryzykował podniesienie wzroku na Hadrogha i nieznaczny uśmiech- przejście ta trasą bez tej niewątpliwie magicznej mapy nie jest możliwe, zauważam też że zabezpieczenia uczynią ją nieważną po czasie w którym mam się zjawić na miejscu... Twoja organizacja słynie z nie oszczędzania na zabezpieczeniach swoich interesów. Wręczenie mi tej mapy zapewne zostało sowicie opłacone przez moich małych przyjaciół górników. Jednak oferta dalszej współpracy zapowiada się ciekawie - przyjmuje ją...

-Szefie! Ale idziemy na powierzchnie prawda? Prawda!? Zaklinam cię szefie - idziemy na słońce! - Myszor chwycił Khaela za kołnierz jego rozpiętego kaftana jakby chciał udusić swojego mistrza i spojrzał na niego swoimi czarnymi jak noc wielkimi oczami wyrażającymi mieszankę paniki i gniewu.

-Puść mój kaftan... jesteś moim chowańcem, zapominasz się... - Khael powoli zaczął tracić cierpliwość do zachowań swojego futrzastego pupilka.
-Niby tak, ale ciągle łudzę się że to tylko jakiś koszmar... - Myszor opuścił uszy i po wygładzeniu swoimi malutkimi łapkami kołnierza Khaela zrezygnowany i niezadowoloną wielce miną na pyszczku zaczął schodzić spowrotem ze stołu.
-Jeśli tylko nie będę musiał wychodzić na światło dnia - możemy spotkać się w Waterdeep...
-Tak! Tak! Dzięki szefie, dzięki!

Khale podrapał za uchem Myszora, rzucił mu z sakiewki srebrną monetę żeby zamówił sobie coś do jedzenia i rzucił przyciszonym głosem - Tylko uważaj na siebie - zanim znów poprosisz o coś w stylu pół tuzina surowych jaj kobolda racz tym razem rozejrzeć się czy niema obok całej bandy surowych owszem, ale juz wyrośniętych dawno z jajek koboldów - nie stać nas obecnie na spłacenie zniszczeń nawet w tym podłym szynku...

-Haha! -
zaśmiał się pół-drowi kupiec podając Khaelowi rękę w geście zawarcia transakcji -Nasze znajome gnomy z którymi przybyłeś opowiadały mi o tym incydencie choć słyszałem że karczma Pod Meduzą z Podbitym Okiem ostatnio jest zamknięta od kilku dni od pewnego kupca który był zmuszony wtedy uciekać z niej... Ha! Gwarantuje że w Waterdeep odpoczniecie przed wyprawą w lepszym lokalu, a za to żebyś nie był zmuszony używać swych zdolności nazbyt często w jej trakcie - wypijmy, mój nowy, młody współpracowniku. - Hadrogh uśmiechnął się zamawiając zręcznym, odruchowym gestem wino dla obu, poczym wrócili do omawiania dalszych szczegółów współpracy...
 
Ratkin jest offline  
Stary 25-12-2006, 17:53   #5
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Crothar rozważał propozycje, podczas gdy jedna z kelnerek masowała jego kark. Uwielbiał Waterdeep. Jedyne miasto, w którym było obojętne, kim jesteś grunt byś miał złoto. Gdy kelnerka zeszła z karku na plecy był wniebowzięty. Propozycja była kusząca. Nie z powodu pieniędzy te są ulotne i zawsze szybko je wydawał. Ale na tym targu jeszcze nie był. Podmrok sam w sobie jest kuszący. Walka niebezpieczeństwo to jest to, a po wszystkim powrót do przytulnej karczmy z dobrze zarobionym złotem.

Następnego dnia obudził się skoro, świt spojrzał na kelnerkę, nawet nie wiedział jak ma na imię, nie ważne to, delikatnie odgarnął rudy kosmyk z jej twarzy i w stał. Sprawdził sprzęt, zapakował wszystko, co potrzebne i ruszył na miejsce spotkania.
Przybył pierwszy. Uśmiechnął się paskudnie na słowo „Szlachetnych”. Oparł się o ścianę tak by moc obserwować zarówno przechodniów jak i nowo przybyłych. Z kolei przechodnie i nowo przybyli mieli niemiłą przyjemność podziwiać go. Ciemno niebieska skóra i białe oczy oraz zęby. Pierwsze rzucały się w oczy. Gdy ktoś w końcu wchodzący mógł się skupić na całej sylwetce dostrzegał, że PółOrk ma lekko ponad sześć stóp wzrostu. Ani grama tłuszczu a za to prężące się wszędzie mięśnie. Włosy lekko ciemniejsze niż skóra swobodnie opadały mu wokół całej głowy.

Obok niego ostrzem do góry stał oparty o ścianę topór.

Była to naprawdę dobry kawał stali i drewna. Na sobie miał ubranie podróżnika.
Gdy usadowił się wygodnie zwrócił się do Kupca, który go wynajął.

- Crothar tak rozumie umowa. Ty płacisz za ochronę siebie i towar. Crothar Chroni cię i towar w tej kolejności. Crothar słucha tylko twoich poleceń. Crothar Chce też wiedzieć, co będzie zabijać.

Ork wypowiadał się płynnie z lekka akcentując r. Jak to mówił zdawał się być bardziej pochłonięty obserwowaniem tłumu niż swym rozmówcą. Ręce bezwiednie obracały mały klocek drewna.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 25-12-2006, 18:25   #6
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Drow siedział nieruchomo wpatrując się w jednookiego przybysza ze spokojem, niczym posąg z marmuru mrocznego niczym jego natura. Trudno ocenić wzrost siedzącej postaci, jednak wydawał się wysoki jak na swoją rasę, a przy tym bardzo szczupły. Jego sylwetkę skrywał długi ciemno szary płaszcz rozdarty w kilku miejscach. Kaptur, w tej chwili swobodnie opadający na jego plecy, zwykle chronił go przed wścibskim wzrokiem ludzi i zapewniał względny spokój podczas podróży. Teraz jednak mógł swobodnie odsłonić twarz, gdyż znajdował się w miejscu, gdzie ocenie podlegała zawartość sakiewki, nie zaś kolor skóry. A jego skóra miała charakterystyczny dla jego rasy kolor hebanu, z którym kontrastowały długie, niemalże białe włosy. Jego gałki oczne miały blady, srebrny odcień, bez śladu tęczówek i źrenic.

Wciąż obserwował mężczyznę bez najmniejszego śladu wstrętu jaki czuł nie tyle do niego, co do jego propozycji. 500 sztuk złota oznaczało 100 dni w Podmroku, a z pewnością będzie ich więcej... Przepełniało go obrzydzenie tak ogromne, że czuł niemal w ustach jego ohydny smak - gorzki i mdły. A jednak już dawno zdecydował, że podejmie się tego zadania i nie zamierzał się z tego wycofywać. Istoty, które zasługiwały w jego oczach na takie poświęcenie mógł policzyć na palcach jednej dłoni. Brenden był jednym z nich. Gdy odnalazł go i poprosił o pomoc, Velamshin zgodził się bez namysłu, czując obowiązek spłacenia ogromnego długu i chęć odwdzięczenia się za jego szlachetność.

A teraz nawet wiedząc dokąd musi się udać i co najprawdopodobniej go tam czeka nie zrezygnowałby pod żadnym pozorem. Byćmoże pierwszy raz w życiu czuł, że coś co robi ma prawdziwy sens...

Widząc, że rozmówca zaczyna się niecierpliwić przemówił do niego głosem twardym, sprawiającym wrażenie lekko zachrypniętego.

- Możemy ruszać choćby zaraz. Im szybciej to załatwimy tym lepiej...


O poranku następnego dnia mroczny elf przybył na miejsce. Nie podobało mu się nic z tego co zastał. W magazynie było nieprzyjemnie i duszno, a co gorsza woń która się w niej unosiła była trudna do zniesienia dla jego nozdrzy. Podobne wrażenie sprawiały postacie zgromadzone wewnątrz. Velamshin omiótł wszystkich wzrokiem zawierającym w sobie odrobinę pogardy. Jego uwagę przykuł na chwilę stojący pod ścianą półork. Ciemnogranatowa góra mięśni o twarzy paskudnej nawet jak na jego rasę. Wzbudzał antypatię a nawet odrobinę odrazy, a także swoisty szacunek i respekt. Rozsądek podpowiadał, by nie odwracać się do niego plecami.

Zajął jedno z nielicznych krzeseł siadając w taki sposób, aby widzieć wszystkich, przynajmniej kątem oka. Kilku obecnych, było prawdopodobnie członkami tej samej wyprawy. Zadawali kupcowi przeróżne pytania.

No tak... Mogłem się domyślić, ze on idzie z nami...- pomyślał drow, słysząc jak półork także artykuuje swoje wątpliwości.

Velamshin nie miał pytań. Na chwilę obecną uważał, że wie tyle ile mu potrzeba, a jeśli jest coś czego powinien się jednak dowiedzieć, to z pewnością zostanie o tym poinformowany.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 25-12-2006, 22:06   #7
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Szefie? - Myszor kulił się pod połami płaszcza Khaela i rozglądał przerażony. Przy każdym okrzyku i jęku agonii oraz bólu dochodzącym z otaczającej ich ciemności do jego uszu, chował głowę coraz bardziej nerwowo rzucając na boki swoim długim na ponad metr futrzanym, pasiastym ogonem.
-Nie przerywaj mi rzucania czarów... - Khael wydawał się zachowywać całkowity spokój mimo tego że stał sam ze swym chowańcem w jakimś obrośniętym lekko fosforyzującymi grzybami tunelu Podgóry. Atak przyszedł niespodziewanie bo w momencie kiedy docierali do końca jedynego odcinka ich samotnej eskapady który zachaczał o to wręcz legendarne podziemie. Myszon przestawał już zrzędzić co chyba dało napastnikom wrażenie że przestali na siebie uważać i to sprowokowało atak całego stada grimloków -Wypatruj zagrożeń które są przed nami, tymi które zostawiamy za sobą właśnie się zajmuje, nie przeszkadzaj.
-Ale szefie ja mam istotne pytanie.
-O mało nie przerwałeś mi rzucanie kolejnego czaru... Jakie!
-A mianowicie takie
-oczy Myszora rozszerzyły sie w panice, zawiesił głos na chwile kiedy z ciemności wybiegł jakieś kilkanaście metrów przed nimi powoli dogasający grimlok który po kilku krokach padł na pozbawioną oczu zato wyposażoną w pełną śmiercionośnych zębów szczękę i najwyraźniej umarł -Czemu rzuciłeś ognistą kóle prosto w tego przyzwanego przez siebie potwora, swoją drogą ledwo mieszczącego się w tym tunelu!?
-Bo jestem pewien że posiada odporność na ogień, to chyba oczywiste?
- Khael odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył dalej zgodnie z mapą, do wyjścia prowadzącego do kanałów pod Waterdeep zostało im jak wyliczył jakieś pól mili.
-Wole zapytać, bo kiedy się zgodziłeś samemu wyruszyć tą trasą tylko po to żeby spędzić w 'cywilizacji' te kilka dni więcej obawiałem że oszalałeś, teraz zaczynałem się w tym utwierdzać! Ja chce na pod słonko ale chce jako całość a nie na przykład element orientalnego futra. Acha - żywa całość! I co? A nie mówiłem najpierw ten duargar a teraz cała ta banda!
-Jaki duergar?
-Ten który niewidzialny stał zaczajony na nas pod ścianą zaraz jakoś w pierwszym nawet chyba tunelu tego labiryntu... 'Widzę że ta trasa zręcznie omija Podgóre -
- Myszor z sztywnym ze wściekłości ogonem wykręcając pyszczek parodiował głos Khaela -
-A tego, o co ci chodzi? Przecież uciekł sam przerażony jak diabli kiedy podniosłeś larum na pól podmroku że tam ktoś jest, że jest niewidzialny, że atakują. Doceniam to że mnie ostrzegłeś ale czy mógłbyś dalej zająć się wypatrywaniem zagrożeń? Jak nas napadły te ślepe małpy to niby gdzie się podziewałeś na początku co?
-A bo jak ty studiowałeś tą swoją przecenioną mapę to mnie sie wydawało że wypatrzyłem jakieś ukryte iluzją pomieszczenie, no to pobiegłem sprawdzić - no niby się bałem ale wiesz, jak jest szefie, to silniejsze ode mnie. No i faktycznie znalazłem tam jakieś papiery, wracałem ci powiedzieć o tym kiedy te potwory zaczęły mnie gonić. Jak przyzwałeś ten ogromny szkielet to miałem chwile dylemat czy bać się bardziej tych dwóch tuzinów grimloków czy twojego - co to było za życia? Zresztą nieważne... chwilowo chciałem się ukryć tam w tym pokoiku ale go już no nie było tam, wcale a wcale, wziął i wyparował. No to wróciłem...
-Słucham? Myszon! Właśnie byłeś prawdopodobnie w jednej z teleportujacych się skrytek Halastera Szalonego Maga! Jak ukradłeś tamtemu handlarzowi to ametystowe jajeczko bo myślałeś że to jadalne to sie 'nie mogłeś opanować', a teraz pewnie nic nie wyniosłeś?
-Nie no, ciężko było ale mam jakiś zwój chyba, wsunąłem ci go w buta jak wróciłem o proszę tutaj...
-Tak widzę, razem z jakąś niedogryzioną kością...
-No gdzieś ją musiałem zostawić jak poszedłem sprawdzić co to za iluzja, no co, jeszcze niewyssana całkiem dobra kostka, z czego to było to ponabijane strzałami truchło które mijaliśmy? Jakiś gigantyczny ptak? Podbne do strusia było, takie stworzenie u mnie w rodzimych stronach mieszka wiesz?
-Nie... ale to był chyba kokatryks...
-Nie było pytania...
-Skoro tego pomieszczenia już teraz niema to niema co czekać. Dobra, wynośmy się z tąd zanim właściciel uzna stratę tego pergaminu za coś warte skinienia palcem i zamiany nas w choćby kamień. Kokatryksy tak potrafią wzrokiem, wiesz?

Myszor wypluł przeżuwaną kostkę i ruszył smętnie za Khaelem co chwila rozglądając się swoim nadnaturalnym wzrokiem na boki. Humor - to znaczy znów zaczoł zrzędzić - wrócił mu dopiero kiedy udało im się wyjść w półmrok panującego na powierzchni świtu przez jakąś studzienkę kanalizacyjną w biednej portowej dzielnicy Waterdeep. Kilka chwil później Khael spał już spokojnie w wynajętym przez jego pracodawcę pokoju w karczmie o wiele lepszej niż ta w Skullporcie, mimo że prowadzonej przez Doppelgangera - o czym łaskawie raczył go poinformować Myszon który ruszył na radosną eskapadę po okolicznych dachach skąpanych w blasku tak długo nieoglądanego przez niego słońca.
 
Ratkin jest offline  
Stary 26-12-2006, 18:06   #8
 
Nadel's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumnyNadel ma z czego być dumny
Sharafein’zyne

Nowe zadanie... Tak to jest to co teraz potrzebuję. Trochę ruchu i przynajmniej wyrwę się na jakiś czas stąd. Tak to dobry pomysł. Wręcz idealny. I zadanie też w miarę proste się wydaje. Zwiadowca... Może nie jest to za bardzo ciekawe ale zawsze to coś... Zresztą muszę się trzymać wytycznych Xer’shalek'a. Może rzeczywiście uda mi się coś wykryć ciekawego co będzie nam użyteczne.

Zastanowiłem się jeszcze nad tym co powiedział mi mój Mistrz. Minęło około pare godzin od tego jak wyszedł z mojego pokoju. Wstałem rozejrzałem się za rzeczami, które mogą mi się przydać w podróży. W końcu nie wiem ile ona będzie trwać i gdzie w ogóle mam podążać. Zabrałem wszystko to co się mi przyda, umieściłem na sobie podarek od Xer’shalek'a, na pewno się przydadzą... Wyszedłem, a minęła prawie doba od rozmowy.

Bez żadnych problemów dotarłem do budynku Sorcere. Schowałem się w cieniu. Po pewnym okresie przyglądania się, z budynku wyszły dwie postacie. Tak to oni, pomyślałem.
Dziwna dwójka, ale nie mnie to oceniać. Żwawo ruszyłem za nimi. Przemykałem tak między domami, wielkimi grzybami wyrastającymi majestatycznie ze skały. Cień był moją domeną. Nikt mnie nie zauważył. To jest zbyt proste momentami. No nic taka praca...

Dwie postacie zatrzymały się. Przed nimi zauważyłem Drowkę wraz z dziwnym stworem. Zaiste ciekawe to stworzenie. Widziałem je gdzieś na rycinach... Zaraz... Już wiem, Draeghloth! Piękne stworzenie. Albo i nie stworzenie. Drowka tak jakby z nim rozmawiała. Ta a czego miałem się spodziewać? Dobrze dosyć podchodów. W końcu i tak mam z nimi "współpracować". Fridj xun ol!

Mroczna postać wynurzyła się z cienia. Spod kaptura widniała ciemność. Mało kto mógł dostrzec cokolwiek. Pewny szybki krok, mówił patrzącym, że osoba ta jest wspaniale skoordynowana w swoich ruchach. Żadnych zbędnych gestów. Doskonała skromność poruszania się. Czarny jak ciemność płaszcz zwisał z pleców drowa. Skórzany kaftan był dość charakterystyczny. Wszyty miał składany kołnierz. Złożony ochraniał szyję przed uduszeniem bądź poderżnięciem gardła. Rozłożony natomiast zasłaniał sporą część twarzy, aż do połowy nosa, skrzętnie ukrywając tożsamość. Reszta ubioru była dobrze dopasowana nie ograniczając ruchów noszącego. Mała kusza przytwierdzona była do prawego uda. Bełty były pewnie gdzieś ukryte tak samo jak i inna broń. Żadnych innych szczególnych drobnostek na pierwszy rzut oka nie można było dostrzec.

Drow doszedł do reszty. Zrzucił kaptur, złożył kołnierz. spod kaptura wysunęły się błyszczące czarne włosy. Dopiero wprawne oko mogło stwierdzić, że były idealnie ufarbowane. Kolejna tajemnicza postać...

Sharafein’zyne wasz zwiadowca na najbliższą podróż. Przedstawiłem się.

Zbliżył się do nas Draeghloth. Przedstawił się.
No tak Xardeaf Alar, Kapłan Pajęczej Królowej, trzeci syn domu Shobalar. Mogłem sie domyśleć. Ciekawe kto mu to zrobił. Uśmiechnąłem się podle.

-W takim razie skoro możemy zadać pytania to powiedz gdzie zmierzamy i w jakim celu.
 
__________________
Gaer zhah nau byr i'dol, uss i'dol zhah ulu elgg dos
Nadel jest offline  
Stary 27-12-2006, 09:36   #9
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Menzoberranzan

Dreaghloth przerzucał wzrok z Drowa na człowieka i z powrotem, słuchając ich pytań, jednocześnie chyba oceniając ich możliwości. Mniejsza para łap zaplotła się na jego szerokiej piersi, gdy długie muskularne ramiona delikatnie kołysały się to w przód to w tył.
Po chwili przemówił gardłowo w Podwspólnym, którym posługiwali się jego nowi towarzysze. Zdawał sobie sprawę, że drowiego dialektu nie zrozumie ta blada ludzka istota.
- zmierzamy do Mantol-Derith skrytego w tajemnicy wielkiego targowiska Podmroku.- stwierdził cicho jakby chcąc ukryć cel ich podróży przed wścibskimi uszami – Droga zajmie nam ok. 10 dni, gdyż musimy przemieszczać się pieszo i to mało uczęszczanymi tunelami. Nie chcemy narażać karawany na wykrycie – Kupcy Mroku są przewrażliwieni na punkcie swych towarów. Nie martwcie się jednak Lolth jest z nami Jal ultrinnan zhah xundus!- rozłożył nieznacznie wielkie łapy i uniósł pysk ku górze przymykając oczy, w na wpół ekstatycznej pozie gorliwego kapłana. Odetchnął z głośnym świstem i spojrzał na kompanów opuszczając pysk
- jeśli to wszystko ruszajmy, przed nami długa droga- stwierdził szczerząc w obleśnym uśmiechu rząd drapieżnych zębów.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 27-12-2006, 19:40   #10
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
[center:6f30b7daac][/center:6f30b7daac]

Przez caly dzien karawana przemierzala kolejne poziomy Skullport, kierujac sie wciaz w gore – w strone lezacego dokladnie ponad nimi miasta powierzchni, Waterdeep. Radsvin trzymal sie w pewnej odleglosci, pozostajac niewidocznym dla reszty podroznych. W rzeczy samej jedynie Hadrogh, kupiec i zarazem jego pracodawca, wiedzial jak dotad o jego udziale w tej wyprawie. Duergar zastanawial sie, w jaki sposob tajemniczemu kupcowi udalo sie odnalezc go w takiej zatloczonej dziurze jak Skullport. To sekretne miasto, polozone poltorej mili pod ulicami Waterdeep, wrecz roilo sie od zlodziei, piratow, bandziorow i wszelkiego rodzaju platnych ostrzy. Wielu z nich zyskalo calkiem spory rozglos w miescie-jaskini, bedacy swego rodzaju gwarancja jakosci uslug. Ale nie Radsvin. Szary krasnolud dzialal inaczej. Jego sila bylo pozostawanie niewidzialnym, cichym, nieuchwytnym. Przebywal juz wprawdzie w Porcie Cieni od dobrych kilku tygodni, i zdazyl wykonac kilka pomniejszych zlecen, jednak jego modus operandi byl wciaz niezmienny – zadnych pozostawionych sladow, poszlak, swiadkow, narzedzia czy trupow. Zwlaszcza to ostatnie – pozbywanie sie cial – stalo sie punktem numer jeden w osobistym kodeksie lotra, od czasu niefortunnych wydarzen z Menzoberranzan. Uslugi Radsvina znane byly jedynie kilku wtajemniczonym osobom w Gildii i tylko dzieki ich rekomendacjom moglo dojsc do spotkania z potencjalnym klientem. Tego kupca jednak nie przyslal nikt z Gildii. W jaki wiec sposob Hadrogh dowiedzial sie o nim?

Duergar postanowil zostawic nurtujace go pytania na pozniej. Poki co cieszyla go mozliwosc opuszczenia Skullport – pozostawanie dluzej w jednym miejscu nie wrozylo nic dobrego. Ze skrzetnie ukrywana radoscia przyjal oferte kupca, decydujac sie nawet na podroz na powierzchnie – do Waterdeep. Nawet razace swiatlo slonca i brak atramentowo czarnego mroku, w ktorym tak latwo mozna sie ukryc, byly lepsze niz to, co wczesniej czy pozniej czekalo by go gdyby pozostal w porcie. Zastanawial sie, co kierowalo kupcem w doborze towarzyszy. Zaciekawil go zwlaszcza dziwny mag, z wszedobylskim, myszopodobnym chowancem. Nie przepadal za magami, ale skoro juz ktorys z nich byl w poblizu, to lepiej aby byl po jego stronie. Mial tylko nadzieje, ze nie dolacza do nich po drodze zadne drowy. Niczego w zyciu tak nie cierpial jak mrocznych elfow.

Od momentu opuszczenia miasta i wejscia w razace swa pustka korytarze Podmroku duargar stal sie nadzwyczaj czujny. Krazyl na przedzie pochodu, pozostajac niewidzialnym zarowno dla potencjalnych wrogow jak i dla swoich sprzymierzencow. Sprawdzil caly poltora milowy odcinek podziemi pomiedzy Skullport a Waterdeep, zanim karawana zdazyla jeszcze opuscic ostatni poziom miasta-jaskini. Czekal w mroku tunelu, az pochod zblizy sie na tyle, by mogl wslizgnac sie posrod nich niepostrzezenie i zameldowac o swych spostrzezeniach Hadrogh’owi.

Duergar czekal ukryty w zaulku, w towarzystwie swojej wiernej przyjaciolki - niezmaconej ciszy. W koncu uslyszal kroki zblizajacych sie podroznych. Wtedy tez w ciemnosci pojawila sie para oczu jakiegos niewielkiego stworzenia. Radsvin wycelowal w to miejsce swoja lekka kusze i juz mial nacisnac spust, gdy jego purpurowe oczy dostrzegly w infrawizji czerwone zarysy stworzenia. Myszowaty chowaniec stanal na tylnich lapkach i gapil sie na szarego krasnoluda, najwyrazniej zaskoczony niespodziewanym spotkaniem. Na pokrytej klanowymi tatuazami twarzy Radsvina pojawil sie grymas zlosci. W koncu stwor wyciagnal w jego strone futrzasty paluch i jakajac sie wydarl swoja mala paszcze:
–Dure-dru-drue... Duergar! – pisk zdumionego stwora w ciszy Podmroku zabrzmial niczym ryk ranionego smoka i odbil sie echem niosac sie po korytarzach na kilka mil we wszystkich kierunkach.
- A niech cie szlag... zaklal duergar i strzyknal slina przez zeby. Po tym jego skora wraz z calym ubraniem przybraly ciemnoszara barwe i Radsvin wtopil sie w sciane. Myszor w tym czasie umknal spowrotem do swego pana, a Radsvin korzystajac z daru niewidzialnosci przeniknal pomiedzy podroznych i zjawil sie obok kupca, sprawiajac iz ten podskoczyl ze strachu. Zlozyl krotki raport ze swej wycieczki, w trakcie ktorego wsrod szeptu co i raz rozlegal sie zgrzyt zawiasow zle zrosnietej szczeki krasnoluda.
- Sprawdzilem cala <zgrzyt> trase. Brak jakichkolwiek <trzask> pulapek. Ale jakies pol mili stad <trach> czai sie banda <chrup> grimlokow. Zajde ich od tylu. Polec magowi by byl czujny <chrrrup> i trzymal gryzonia przy sobie <trach> zanim napyta nam jakiejs <skrzyp> biedy.

Po sprawozdaniu ze swojego rekonesansu, Radsvin wycofal sie w mrok i nie pojawial sie juz wiecej tego dnia. Nie liczac przewidywanej potyczki z grimlokami, w ktorej to czarodziej dal wspanialy popis fajerwerkow (jednoczesnie komunikujac wszystkim swoja obecnosc w calym chyba regionie) nie wydarzylo sie nic ciekawego. Pod wieczor skalisty, wulkaniczny tunel urwal sie w miejscu, gdzie sekretne drzwi prowadzily do kanalow Waterdeep. Szum brudnej wody i zatechly smrod scieku powital wedrowcow, ktorzy dotarli na powierzchnie. Tutaj Radsvin pozwolil reszcie isc przodem. Gdy wspinal sie niepewnie po zelaznej drabince w gore, w strone wlazu, przez kraty ktorego przebijaly jasne promienie swiatla, rozwarzal jeszcze aby zawrocic. W koncu wyszedl na gore.

Podmuch swierzego powietrza i oslepiajacy blysk byly pierwszym, bolesnym wrazeniem jakie odczul. Jego nie uzywane nigdy w swietle oczy plonely z bolu. Zakryl je dlonmi i wil sie przez moment, niczym nocne zwierze, ktoremu skrwawionym okiem kazano wpatrywac sie w jasny blask slonca. A byl to zaledwie wieczor.
Powiew wiatru przyniosl obce, egzotyczne zapachy – won dymu i jakis nieznanych mu przypraw, odor konskiego lajna i smrod rynsztoka. W uszach eksplodowala kakofonia dzwiekow – gwar setek rozmow w nieznanych jezykach, porykiwanie bydla, odglosy podkutych kopyt podzwaniajacych o uliczne kamienie, smiechy ludzi, odglosy kucia zelaza z pobliskiej kuzni...

- Zejdz mi z drogi, tepy gnomie! – wrzasnnal ktos we wspolnej mowie, ktora Radsvin ledwie rozumial i w ostatniej chwili odskoczyl na bok przed nadjezdzajacym furgonem siana. Znalazl sie tuz pod sciana, staral sie stopic z otoczeniem, lecz nie mogl po raz kolejny wykorzystac dzis daru niewidzialnosci. Nigdzie nie bylo mroku, w ktorym mogl sie zanurzyc, zaledwie cienie budynkow, ktore dawaly marne schronienie przed oczami tlumu. Poczul nagly dreszcz gdy strumien cieplej wody oblal go od glowy po pas. Zadarl swa lysa, przecieta blizna glowe w gore. Jakas otyla, stara baba wygladala z okna na pietrze, tuz nad nim, trzymajac w rekach balie z ktorej dopiero co wylala jakies pomyje. Zarechotala wrednie ukazujac pienki przegnilych zebow. Radsvin zrobil kilka krokow w przod, ale od razacego, pomaranczowego swiatla zachodzacego slonca zakrecilo mu sie w glowie i musial przykleknac. Wszedzie wirowaly obrazy, pelne jasnego blasku i mnostwa jaskrawych kolorow, polowy ktorych nazw Radsvin nawet nie znal.

- Hej, potrzebujesz pomocy wedrowcze? – padlo pytanie gdzies z gory i wysoka postac zaslonila slonce. Duergar podniosl wzrok. Przed nim stal rycerz – w jasnej wypolerowanej na blysk zbroi, z symbolem pancernej rekawicy z okiem po srodku, widniejacym na napiersniku. Rycerz zmarszczyl czolo i pochylil sie nad szarym krasnoludem, jakby w jakis magiczny sposob wyczul nagle wrogie intencje Radsvina. W mrocznym sercu duergara rozpalila sie bowiem chec wbicia krotkiego miecza pomiedzy laczenie plyt zbroi, tuz pod same zebra czlowieka. Ale nie mial w sobie wystarczajaco sil. Zrobil jedyna rzecz na jaka go bylo stac – zerwal sie do ucieczki, w tej samej chwili, w ktorej paladyn dobywal swego miecza.

W koncu odnalazl gospode, w ktorej zatrzymali sie jego towarzysze i udalo mu sie niepostrzezenie dostac w poblize Hadrogh’a, tuz po tym jak ten wyrekrutowal jakiegos polorka (co wcale nie poprawilo Radsvinowi i tak paskudnego juz humoru). Ustalili ze wyrusza z pobliskiego magazynu o swicie, gdy tylko karawana bedzie gotowa. Radsvin postanowil iz dolaczy do pochodu w momencie, gdy wejda do podziemi. Nie chcial czekac do wschodu i ponownie ogladac znienawidzonego slonca, w tym smierdzacym miescie rozwrzeszczanych ludzi. Noc byla idealna pora, aby mogl wreszcie spokojnie powrocic w chlodne, ciemne i ciche objecia swojej ojczyzny - Podmroku.
 
Esco jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172