Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2008, 00:51   #1
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
[D&D 3.5] Klucze Doskonałości

Rozdział I
"Droga do Doskonałości"


Dzień chylił się już ku zachodowi, a piątka zmęczonych podróżą wędrowców nadal zmierzała drogą przed siebie. Powoli zaczęły pojawiać się pojękiwania, marudzenie, że „nogi bolą”, że „mam już dość siodła” i temu podobne. Jednakże coś pchało ich dalej do przodu. Wiedzieli, że nie mogą się tu zatrzymać.

Szlak przecierali mężczyźni. W samym środku pochodu usytuowali się Tilian i Maroco. Dwa różne typy. Pierwszy z nich był specem od wszystkiego, co ciche – lubił zaflankować, wbić kukri pod żebra, osłabić kogoś trucizną, włamać się tu i ówdzie. Lubił wypić trochę… więcej wina, zabawić się w jakiejś karczmie. Drugi natomiast zainteresowania swoje okręcił wokół Sztuki. Dokładniej mówiąc: wokół brutalniejszej części sztuki. Taki typ, co to na wojnach w pierwszych szeregach magów stoją. Ruszył w świat, by znaleźć zabójców swoich rodziców. Nic, tylko im współczuć. Owszem, zasłużyli sobie, ale spotkanie z Ribierą na ubitej ziemi do przyjemnych raczej nie należy. Na szpicy szedł Sevril, który, jako najlepiej widzący w tych warunkach, postanowił objąć tymczasowo rolę oczu drużyny. Tak to jest, gdy słoneczny elf postanowi podróżować z ludźmi. Krótkowieczni, to prawda, ale coś ich przy nich zatrzymało. Każdemu magowi przyda się obstawa. A chociaż ci ludzie do walczących zbytnio nie należeli, byli za to waleczni. No i mieli inne sposoby, by wygrać. Uderzyć raz, a dobrze, jak to mawiają złodziejaszki. Albo, jak mawia Maroco: giń. Coś w tym stylu. Pochód zamykały dziewczęta, które stwierdziły, że iść nie będą, bo od tego mają konie. Zaradne, nie da się ukryć. Po lewej jechała Arveene, siostra Tiliana. Z tego, co reszta się orientowała, to była młodsza, jednakże nigdy nikt o to nie pytał. Rodzeństwo, no i tyle. Często się sprzeczali, nie da się ukryć, ale widać było, że im na sobie zależy. Nie było tajemnicą, że puszczała się praktycznie z każdym napotkanym facetem, byleby miał sporą sakiewkę, która dziwnym zbiegiem okoliczności później mu znikała. Dość często raczyła towarzyszy balladami przy akompaniamencie lutni, a niejednokrotnie wieczorami snuła im różne opowieści. Obok niej jechała Melisare: dostojna kobieta, wyprostowana w siodle. Do najmłodszych nie należała, ale niejeden mężczyzna mijany na trakcie się za nią obrócił. Otworzyła już niejedne drzwi, załagodziła niejeden spór, a i kilka sakiewek przypadkowo zmieniło właściciela na nią.

Elf, często obdarzany uprzejmym uśmiechem Arveene, wyraźnie zafascynowanej jego rasą, zauważył przed sobą dwójkę konnych. Jeden z nich uniósł rękę w geście pozdrowienia, więc awanturnicy bez obaw podążali dalej przed siebie. Delikatny niepokój ogarnął jednak całą piątkę, gdy jeźdźcy wstrzymali konie, wyraźnie na nich czekając – w końcu kto wie, kogo napotka się na drodze? Z drugiej strony, nie można bać się każdej przejeżdżającej osoby. Z tą myślą całą piątką zbliżyliście się do konnych.

Twarze mieli zasłonięte lekkimi szalami. Ubrani byli w lekkie szaty barwy zachodzącego słońca. Do siodeł przyczepione były pochwy z mieczami. Na głowach założone mieli kaptury – ot takie luźne, sam kaptur i trochę materiału na ramionach, żeby nie spadał. Ledwo przebrzmiały słowa powitania, pozdrowienia i życzeń błogosławieństw boskich, nieznajomi przeszli do sedna sprawy:
- Wy musicie być tą piątką, która miała przybyć do Mistrza Sensana – nie tyle zapytał, co stwierdził jeden z nich. Był wyższy od swojego towarzysza, a także wydawał się dostojniejszy. Mistrz Sensan natomiast był człowiekiem, dla którego zatrzymani przybyli do tego miejsca. Tydzień temu Melisare została poproszona przez pewnego karczmarza o spotkanie z nieznanym jej Mistrzem. Po długiej, drużynowej dyskusji postanowili wyjść naprzeciw przygodzie, jak to poszukiwacze owych przygód mają w zwyczaju. Następnego dnia ruszyli do miasta Irmecujan, aż dotarli do tego miejsca.
- Chodźcie za nami – tym razem odezwał się niższy. Nie było w tym nuty rozkazu. Wiedzieli jednak, że jeśli nie pójdą, to mogą pożegnać się z przygodą, sławą, pieniędzmi oraz tygodniem, który minął im na podróży. Kilka porozumiewawczych spojrzeń i ruszyli bez słowa sprzeciwu.

Ujrzeli miasto tuż za zakrętem. Od razu było widać, że wybudowane zostało na planie koła, otoczone kamiennym murem wysokości około 5 metrów. Ostatni wysiłek i już po chwili znaleźli się za bramą, zbyt zmęczeni i nieufni, by rozmawiać przy przedstawicielach Sensana. Minęli dwójkę dobrze uzbrojonych strażników, a Irmecujan przywitało ich czystymi, choć dość zatłoczonymi ulicami. Ludzie jednak już powoli się rozchodzili, ustępując miejsca ciemności nocy. Słońce już zaszło i wokoło zapanowała względna cisza. Niedaleko wisiał szyld przedstawiający rozbity kufel, a nad niż jakże adekwatną nazwę karczmy „Pod Rozbitym Kuflem”. Tam też podróżnicy skierowali swe kroki, gdy tylko usłyszeli krótkie instrukcje od przewodników.
- Jutro rano ktoś po was przyjdzie. Nie wychodźcie z karczmy, póki się nie zjawi – po tych słowach odeszli, nie żegnając się nawet.

Stojąc przed kamiennym budynkiem czuli zakłopotanie, niepewność, może strach? Los wyrzucił ich do nieznanej im mieściny z Zachodnich Ziemiach Centralnych, nie wiedzieli, co ich czeka na spotkaniu, co może chcieć ów Sensat.

Kobiety oddały konie parobkom, a Tilian ruszył w kierunku drzwi, otwierając je przed przedstawicielkami płci pięknej. Zadziwiające, jak trafne było w tym momencie takie stwierdzenie. Co by dużo nie mówić, one naprawdę były piękne. Wchodząc do środka, ich oczom ukazał się dziwny widok. Co prawda przybytek był standardowo wyposażony w masę okrągłych stolików, jeden podłużny, przy którym wieczerzać mogłoby naraz jakieś 20 osób, krzesła, długa lada, a nawet scena dla artystów, a wszystko to zrobione w drewnie, najprawdopodobniej bukowym. Jednakże tym, co przykuwało wzrok, były liczne półki na ścianach. Na każdej ścianie, praktycznie na całych ich długościach były półki. Na każdej ścianie dwie – jedna pod drugą. A na każdej półce widniał artystyczny nieład stworzony z rozbitych kufli. Niektóre były wyszczerbione, inne nie miały uch, a następne były praktycznie całkowicie rozsypane. A kolekcja była niemała. Nie było im jednak dane obejrzeć wszystkiego, ponieważ podszedł do nich niski karczmarz i wskazał wolny stolik. Usiedli, a Maroco zamówił pięć zestawów dnia. Raz się żyje, najwyżej nie trafi w gust. Niski grubas w białym fartuchu pokłonił się lekko, po czym ruszył w kierunku szynku, kiwając po drodze na jednego z gości. Ów mężczyzna wstał, podniósł mandolinę, jak stwierdziła Arveene, po czym ruszył w kierunku sceny i zaczął grać. Zapewne nikt z osób siedzących przy tym stoliku nie zwróciłby na to uwagi, gdyby po chwili Arveene nie przerwała rozmowy towarzyszy mówiąc:
- Słuchajcie, znam skądś tę historię, co on śpiewa.
Cała drużyna zaczęła wsłuchiwać się w pieśń, a śpiewak, widząc zainteresowanie, zaczął od początku swój wystep.


Jak się poznali? Tylko oni wiedzą,
Ci, co teraz tutaj w naszej karczmie siedzą.
Co osiągnęli? To wiedzą już wszyscy,
A nie tylko oni oraz tylko bliscy.

Raz ich wynajął burmistrz wioski małej
Od dwóch dni stojącej w morzu krwi całej.
Krew ta mieszkańców, sołtys jeno przeżył,
A później sławę herosów rozszerzył.

Dwa dni się chował, aż poszli wrogowie,
A było ich, wam powiem, więcej niźli mrowie.
Znalazł on śmiałków, by zbójców znaleźli
I broń, by ich zgładzić, szybko wynaleźli.

Ruszyli więc w piątkę odnaleźć oprawców
I dostać miano małej wioski zbawców.
Znaleźli ich migiem, plan opracowali,
Szybko ich wycięli, wieś odbudowali.

„Któż to był?” – pytacie. Ja pytam „Nie wiecie?
A ja żem myślał, że oni bardzo znani w świecie.
Więc mówię, kto tam był: Maroco potężny,
Który położył swą magią dwudziestu zbójców mężnych.

Był tam też imć Tilian razem z siostrą swoją,
Arveene to jej imię, a pieśń jest jej zbroją.
Brat jej niczego sobie, pod żebra nóż wbije,
A celnym uderzeniem każdego zabije.

Z nimi też Melisare, kobieta to cudowna
W swych pięknych, kocich ruchach, a w słowach wymowna.
Przydatna jest w drużynie, wszędzie ponoć wejdzie.
Żaden mężczyzna, choć twardy, nie spojrząc nie przejdzie.

Najstarszy z całej paczki, Sevril, mag kolejny,
Choć w Sztuce ciut bardziej od kumpla subtelny.
Elfem jest on ze złota, klejnot między ludźmi.
A ja kończę balladę, lepiej spitych zbudźmy.”


Z karczmie rozległy się brawa, a wszystkie spojrzenia, utkwione w podróżnikach podczas pieśni, wróciły do kufli i talerzy. Bard się pokłonił, spojrzał na Arveene i Melisare i zszedł ze sceny. Bohaterowie natomiast postanowili przypomnieć sobie nawzajem sytuację sprzed trzech miesięcy, gdy się poznali. Historia ta nie była długa, lecz pozwoliła im osiągnąć wspólnie to, czego nie osiągnęliby osobno.

Podróżująca samotnie kobieta usłyszała w lesie trzask gałązki. Odwróciła się w tamtym kierunku, lecz nic nie zauważyła. W pewnym momencie usłyszała za swoimi plecami cichy świst i fala bólu rozlała się po wszystkich nerwach głowy. Straciła przytomność, a przebłyski świadomości pozwalały jej zarejestrować twarze mężczyzn śmiejących się rubasznie, popychających ją z rąk do rąk. Rąk, które często lądowały tam, gdzie nie powinny.

Był słoneczny dzień, gdy dwoje ludzi, podróżując gościńcem, zauważyli leżącą na trakcie kobietę. Była pobita, ubrania miała rozdarte, a z paskudnej rany na głowie sączyła się krew. Obok niej leżał spory kamień. Oddychała, choć z trudem. Próbowała coś wyjąkać, jednakże nachylona podróżniczka, lecząc jej rany, nie mogła zrozumieć ani słowa. Za to jej towarzysz, rozglądając się bacznie, nie musiał rozumieć słów, żeby wiedzieć, co się święci. Zauważył bandę rabusiów, wychodzącą z lasu i mierzącą do nich z kusz, jednak było już za późno na reakcję, a tym bardziej na ucieczkę. Najwidoczniej bandyci pobili kobietę i zostawili na drodze jako przynętę. Niechybnie skończyłoby się to ich śmiercią, a w najlepszym wypadku ogołoceniem ze wszystkiego, gdyby nie usłyszeli nagle bojowego okrzyku. Agresorzy odwrócili się w kierunku źródła dźwięku i owo źródło było ostatnią rzeczą, jaką zobaczyli.

Zmierzający drogą na północ przedstawiciel dumnej rasy zauważył w oddali oprychów znęcających się nad kobietą. Podjął błyskawiczne działania. Otoczył się całunem niewidzialności, zobaczył jednak, że napastnicy zostawiają ją i chowają się w lesie, więc postanowił czekać.

Zdenerwowany jak nigdy zmierzał na południe. Jedyne, czego teraz potrzebował, to dać upust emocjom. Miał dowiedzieć się czegoś o zabójcach rodziców, ale człowiek, z którym się spotkał, był zwykłym naciągaczem. Gnojek. Podniósł wzrok i zobaczył, jak z lasu wychodzi zgraja bandziorów, mierząc do dwójki bogom ducha winnych ludzi. Ruszył w ich kierunku krzycząc, a gdy odwrócili się do niego, zesłał na nich istne gradobicie. Upadali, bici lodem. Na to z innej strony rozległ się świst, a niedaleko otoczonych wybuchła ognista kula, będąc zaledwie o włos od nich. Napadnięci w chwilę zamienili się w agresorów. Mężczyzna wyciągnął kukri i pozbawił życia stojącego obok niego bandziora, a w ślad za nim poszła jego towarzyszka, kłując przeciwników rapierem. Po chwili zdziesiątkowani rabusie rozpierzchli się w różne strony i pozostało tylko zająć się pobitą kobietą leżącą na ziemi.

Nie tracili czasu na ceregiele, zanieśli ją do pobliskiej wioski. Dopiero tam, w maleńkiej gospodzie, zaczęli się sobie przedstawiać. Napadnięta kobieta odzyskała przytomność, adal jednak była strasznie zmęczona. Podziękowała za ratunek i przedstawiła się jako Melisare Velure. Napadnięta para okazała się rodzeństwem. Arveene i Tilian Starag. Ten, który wywołał kulę z ognia, był słonecznym elfem. Rzadko spotyka się takich na drodze. Powiedział, że nazywa się Sevril. Człowiek, który krzyczał, zaprezentował siebie jako Maroco Ribiera.

Z rozmyślań na temat zrządzeń losu wyrwał ich karczmarz, niosący na tacy pięć talerzy gorącej zupy.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 26-09-2008 o 18:41.
Aveane jest offline  
Stary 26-09-2008, 02:02   #2
 
argoth's Avatar
 
Reputacja: 1 argoth nie jest za bardzo znany
Melisare z wyuczonym przemiłym uśmiechem na twarzy lustrowała wnętrze karczmy, gdy karczmarz przyniósł zamówione przez nich danie dnia, lub dla ścisłości danie wieczoru. Strawa nie wyglądała zbyt apetycznie, ale nieznośny ucisk w żołądku twierdził, że lepiej nie wybrzydzać. Melisare wyciągnęła z podróżnego plecaka metalowe sztućce i kierując wzrok na swoich towarzyszy zaczęła powoli jeść.
Jeszcze jedna taka karczma na mej drodze, a przy chodzeniu będę musiała podpierać się kijem. Na Sune oni tu pewnie mają tylko sienniki. Od ponurych myśli odegnał ją widok kończącego występ młodzieńca. Pewnie ma powodzenie u tutejszych podlotek. Ciekawe czy ta pieśń to tylko przypadek, czy prezent od Mistrza Sensana. Usta Melisare wykrzywiły się lekko w chytrym uśmieszku. Może stary lis próbuje nas wpędzić w dobry nastrój przez rozmową. Miło z jego strony.
-Nie wiedziałam, że w tych stronach historie tak szybko się rozchodzą. Widocznie w tych okolicach nie ma, o czym plotkować. Stwierdziła Melisare wpatrując się w towarzyszy znad talerza zupy. – Kto wie może po naszej rozmowie z Mistrza Sensanem powstanie temat na następną pieśń.
 
argoth jest offline  
Stary 26-09-2008, 11:00   #3
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Maroco przyglądał się wystrojowi karczmy, muszą tu mieć dużo burd, albo kiepskie kelnerki skoro mają tyle rozbitych kufli pomyślał i mały uśmiech przebiegł przez jego młodą twarz, gdy karczmarz przyniósł zamówiony posiłek, przełożył obiema rękami rozpuszczone włosy za uszy, jak miał w zwyczaju robić przed posiłkami, robił to po pierwsze dlatego, że nie lubił włosów w jedzeniu, nawet swoich, a przede wszystkim kiedy zamierzał coś powiedzieć, lubił aby rozmówca widział całe jego oczy.
- Karczmarzu, podajcie nam jeszcze dobrego wina i przygotujcie pokoje, zostajemy na noc, przydała by nam się także gorąca kąpiel po podróży jeśli to jakiś problem to wystarczą nam bale z zimną wodą, o ciepłą zadbamy sami, rano niech będzie gotowe także śniadanie. - powiedział wyjmując pięć złotych monet i podając karczmarzowi - Niech to będzie zadatek. Powiedz nam jeszcze, daleko stąd do siedziby Mistrza Sensana?
Czyim on w ogóle jest mistrzem? Prośba o nasze przybycie była dość nikła? -
Czekając na odpowiedz zabrał się powoli do jedzenia, hmm... nie było najgorsze, co prawda do jedzenia ze stolicy lub choćby do uczt na statku wielu mu brakowało, ale to też miało swój urok, zwłaszcza po długim marszu.
- Mmm, całkiem dobre, ma swój specyficzny urok, którego nie znajdzie się w gospodach wielkich miast. - powiedział, uznał, że komplement na temat jego strawy nastawi karczmarza odrobinę przychylniej.
 
deMaus jest offline  
Stary 26-09-2008, 21:05   #4
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Tyłek mnie już boli... - Marudziła Arveene w czasie podróży - Kąpiel by się przydała... i jakieś dobre wino... i gdzie my w końcu jedziemy? - Młoda kobieta marudziła niemal bez przerwy, w czasie owego marudzenia uśmiechała się jednak, co oznaczało, że chyba marudzi tylko tak specjalnie, byleby coś gadać i uniknąć ciszy na gościńcu, lub coś w tym pokrętnym stylu... .

- A to co za typki? - Powiedziała do jadącej obok Melisare, widząc z przodu dwóch konnych nieznajomych, którzy wyraźnie oczekiwali na całą grupę na środku drogi, i już właśnie spotkali się z podążającymi przodem panami. A tak, jacyś przewodnicy czy coś, wysłani przez Mistrza Sensana. Tylko kim kurcze był ten Sensan, i czego właściwie od nich chciał?. Wiadomo było, że ma dla nich jakieś zadanie do wykonania, nic jednak poza tym nikt nie wiedział, ale jak to się mówi, kto nie ryzykuje ten nie ma, a Arveene bardzo chciała mieć, zwłaszcza złoto, którym jej przy tej całej tajemniczości zapachniało.

***

Miasteczko było... swojskie. Rozglądająca się po nim Arveene inaczej tego określić nie umiała, po prostu swojskie i tyle. Widziało się jedno, to widziało się niemal wszystkie, te zaś nie wyróżniało się niczym szczególnym. Choć jak zwykle wszelki przejaw cywilizacji wywołał na jej ustach uśmiech, w końcu gdzie ludzie to i złoto, a gdzie złoto to i ona. Ruszyli więc do jakiejś karczmy za radą, i w towarzystwie swoich dosyć milczących i tajemniczych przewodników, którzy na odchodne radzili im nie opuszczać karczmy ani na krok. Ta, i co jeszcze?. Już miała odburknąć, że rozkazywać to sobie mogą komu innemu, a nie jej, Tilian jednak otworzył drzwi przybytku "Pod Rozbitym Kuflem", szarmancko zapraszając ją i Melisare do środka, odpuściła więc sobie pyskowanie. Do następnego razu!. Wnętrze karczmy było niemal identyczne jak już wiele, wiele odwiedzonych wcześniej, wyróżniało się jedynie sporą kolekcją potłuczonych kufli na półkach przy każdej możliwej ścianie.

Arveene omiotła krytycznym spojrzeniem przybytek, już sobie w myślach układając, co sama by tu zmieniła, gdzie poprzestawiała, co dodała, a co wyrzuciła, ot "zboczenie zawodowe", w końcu właściwie całe swoje życie spędziła w karczmie rodziców, w niej się urodziła, wychowała i pracowała.

- Til - Zdrobniła imię brata, odzywając się do niego nieco cichym głosem - Nasza była lepsza co?. Mama i papa włożyli w nią serce i zdrowie, nie to co tu, jakieś durne, rozbite kufle na ścianach, jak to wszystko wygląda?. A właśnie, ciekawe co u nich, wypadałoby niedługo ich odwiedzić i trochę grosza zostawić.

Zasiedli przy stole, a karczmarz kiwnął na jakiegoś typka, który pochwycił mandolinę i zaczął śpiewać pieśń o dziwnie znajomych wydarzeniach. Najwyraźniej całe przedstawienie było skierowane wyłącznie dla nich, i najprawdopodobniej zaaranżowane przez tajemniczego Sensana. Arveene po zakończeniu występu miejscowego Barda pokręciła nieco nosem, po czym odezwała perfidnie do towarzyszy:
- Ja bym to lepiej zagrała - Powiedziała niemal urażonym tonem, w końcu jakby nie patrzeć, miejscowy był niejako jej konkurentem. Po chwili jednak parsknęła śmiechem i lekko trzasnęła dłonią o blat stołu, dając do zrozumienia, że te jej fochy to był jedynie żart. Przyniesiono jakąś zupę, ona jednak ledwie w niej parę razy pomieszała łyżką i ledwie kilka razy zmoczyła usta, nie mając ochoty akurat na taki posiłek. Melisa najwyraźniej również nie miała ochoty na takie jadło, za to Marco zaczął je niezwykle wychwalać, choć tak naprawdę miał zamiar tylko i wyłącznie przymilić się karczmarzowi. Zaczął następnie składać zamówienie na coś "konkretniejszego", a i przy okazji wspomniał o izbach i kąpieli.

- Cztery pokoje gospodarzu, cztery - Odezwała się dosyć głośno do właściciela "Pod Rozbitym Kuflem". Zawsze bowiem, gdy to było możliwe, nocowała razem z bratem w jednym pokoju, a co za tym szło, i w jednym łożu. Tak było bezpieczniej, wygodniej, czasem i taniej, i tak byli również przyzwyczajeni z dzieciństwa. Pozostałych towarzyszy mogło to nieco dziwić, nie odzywali się jednak na ten temat, woląc przemilczeć "dziwne zachowanie". Arveene i Tilianowi było to obojętne co inni myślą, jako rodzeństwo byli ze sobą mocno związani i według właśnie braci, czy sióstr, nie było w tym nic dziwnego, a reszta niech sobie gada co chce. Arveene wstała po chwili od stołu, idąc do karczmarza, po czym zamieniła z nim parę zdań. Robiąc maślane oczka i oczarowując niskiego grubasa miłym uśmiechem, poprosiła, wręczając mu złotą monetę, o kogoś z obsługi, by pokazał jej gdzie jest izba w której będzie spać z "towarzyszem", jak określiła swojego brata.

Karczmarz przywołał z zaplecza bardzo młodą, na oko dwunastoletnią dziewczynę, ubraną w prostą, skromną sukienkę. Blondyneczka z dwoma kitkami wzięła od niej jej plecak, oraz plecak Tiliana, po czym poprowadziła Arveene na piętro. Kobieta idąc za smarkulą zastanawiała się, czy to nie czasem córka gospodarza, a już po kilku chwilach wyciągnęła od niej imię, mała nazywała się Sarah, i była nieco zmieszana tymi wszystkimi pytaniami, Arveene więc powstrzymała swoją ciekawość, nie chcąc jeszcze bardziej "zamęczać" dziewczyny, jeszcze się obrazi albo co... . Izba była skromna, lecz to wystarczyło, mały stoliczek z krzesłem, okno, dosyć duże łoże, parę banalnych dekoracji oraz stara, toporna szafa. Sarah położyła plecaki na podłodze, opierając je jednocześnie o łoże, a Arveene wydała z siebie niespodziewane "hmmm".

- Coś się stało pani? - Spytało natychmiast dziewczę nieco rozszerzając swoje oczęta i nerwowo wyginając swoje palce dłoni, trzymane z przodu ciała. Wyglądała przy tym niezwykle słodko, i równocześnie zabawnie, zmieszana, niemal wystraszona, nie mająca najmniejszego pojęcia o co chodzi.
- Nic się nie stało, spokojnie - Arveene posłała jej czarujący uśmiech, po czym wskazała dłonią łoże - Tylko te posłanie droga Sarah... kto wie, kto w nim wcześniej spał, jakoś tak mnie to troszkę brzydzi... wiem, że sprzątacie i pierzecie, jednak mimo wszystko... mogłabyś zaścielić świeżą pościel?. Taką naprawdę świeżą, pachnącą?. Byłabym naprawdę wdzięczna... - Mówiąc to wyciągnęła sakiewkę, a z niej złotą monetę, którą wręczyła zdumionej dziewczynie.
- A... ależ... oczywiście pani! - Pisnęła uradowana Sarah, po czym zabrała się energicznie za robotę, i po chwili obecna pościel zniknęła, a pojawiła się nowa, pachnąca świeżością.
- Dziękuję skarbie - Mrugnęła do niej Arveene, po czym chwyciła nagle jej dłoń, i dała zdumionej dziewczynie jeszcze dwie złote monety - Poproszę też o kąpiel, powiedzmy za godzinę, ciepłą kąpiel ma się rozumieć, dobrze?.

Po otrzymaniu klucza, i wylewnych podziękowaniach małej, ruszyła na powrót na dół. Zamówiła dwie pieczone kury, piwo, i "najlepsze wino jakie macie gospodarzu". W końcu jak kolacja, to kolacja. Piwo było oczywiście do panów, a w szczególności jej brata, sama zadowoliła się winem, częstując nim i Melisare. Arveene była łasa na bogactwo, pragnęła go jak najwięcej i potrafiła zdobyć naprawdę wieloma sposobami, równocześnie jednak do chytrych osób nie należała, żyła więc pełnią gęby, i jedno nakręcało drugie, dużo zarobić, i dużo wydać, by czuć, że się żyje. Tilian często ją z tego powodu strofował, w końcu mieli odkładać monety dla rodziców, ona jednak tłumaczyła się tym, że wszystkiego nie wydaje, a gdy w końcu trafi im się porządny łup to go nie roztrwoni.

- To co robimy panowie i pani? - Spytała wesoło towarzystwo, przy okazji rozglądając się po sali w poszukiwaniu jakiś przystojniaków - Popijawę i zabawę zaczynamy, czy dziś spokojnie?. Mam wyciągać moją lutnię i rozruszać te towarzystwo?.
 
Buka jest offline  
Stary 29-09-2008, 01:09   #5
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Dzień zbliżał się ku końcowi, a grupka ludzi zmierzała gościńcem. Ile można iść do cholery?! - przeklinał w myślach Tilian Starag. Wędrował już wraz z towarzyszami od jakiegoś tygodnia i zaczynało go już to delikatnie irytować. Nie był on, bowiem typem człowieka lasu ani wędrowca. Właściwie to bardzo lubił podróże, ale nie piesze. Wolał już zapłacić i jechać jakimkolwiek wozem niż iść. Jasne krótkie wędrówki nie były złe, ale tydzień w lesie? Jakby, choć na drodze były jakieś zajazdy, rogatki. Niestety niczego takiego przez ten długi tydzień Tilian nie widział... W swoim życiu, bowiem przyzwyczaił się do miast. Zawsze mieszkał w miastach. Głośnych, śmierdzących i pełnych ludzi, których sakiewki prosiły się o zmianę właściciela, bądź dziewcząt chętnych oddać swą cnotę komuś takiemu jak on. Lubił tłok. Na pewno miał z tym coś wspólnego fakt, że wychował się w karczmie, którą prowadzili jego rodzice. Kilka lat temu jednak wyprowadził się z domu. Dlaczego? W pogoni za łatwym pieniądzem. Przystał wtedy do szajki złodziei i razem z nimi obrabował parę domów, ale potem stwierdził, że to nie dla niego.

W końcu wrócił do domu, gdyż wezwała go jego młodsza siostra. Zdarzyło się, bowiem parę przykrych spraw, w czasie, gdy go nie było w domu. Teraz miał okazję, by odwdzięczyć się rodzicom za trud, jaki włożyli w jego wychowanie i zapewnić im spokojną starość. Może lepiej będzie dodać, że miała to być bogata starość. Taki był cel jego i Arveene, która wyruszyła tym razem w świat wraz z bratem.

Co do zaś samej Arveene...
- Tyłek mnie już boli... - Marudziła nieustannie w czasie podróży - Kąpiel by się przydała... i jakieś dobre wino... i gdzie my w końcu jedziemy? - To było u niej tak normalne, jak u psa, że szczeka. Odwrócił się do niej i przez chwilę się jej przyglądał. Wyrosła na piękną kobietą, co lubiła wykorzystywać. Owijała sobie mężczyzn wokół palca i wyciskała z nich ile się da. W tym nie było by nic złego, gdyby nie fakt, że z wieloma lądowała w łóżku. Wielu z nich drogo płaciło za tą przyjemność. A niektórzy płacili podwójnie. Najpierw jej, a później Tilianowi. Pierwszego idiotę, który zbyt nachalnie przystawiał się do Arveene poczęstował ciosem w potylicę. Typek skończył nagi w rynsztoku, a rodzeństwo przez kilka godzin się awanturowało.

- Siostra, jak już będziesz sławną trubadurką, to będą na Ciebie mówić Arveene Wieczna Maruda - krzyknął do niej z uśmiechem na twarzy. Kochał ją bardzo, co wcale nie przeszkadzało mu śmiać się z niej i droczyć przy każdej nadążającej się okazji.
- A to, co za typki? - powiedziała z konia na którym jechała, do Melisare, która także była na wierzchowcu. Tilian spojrzał przed siebie i zobaczył dwóch konnych. Mieli przy sobie miecze, więc mogli być niebezpieczni. Ręka Tiliana powędrowała do miejsca, gdzie wisiało mu jedno z jego Kukri. Jednak mężczyźni kiwnęli ręką na przywitanie, co świadczyło, że nie są wrogo nastawieni. Po chwili wszystko było jasne. To byli ludzie tego całego mistrza, do którego piątka awanturników zmierzała już cały tydzień. To, co jednak najbardziej ucieszyło mężczyznę z kukri przy pasie, to fakt, iż byli już prawie na miejscu. Mistrz ów mieszkał chyba w mieście o dziwacznej nazwie Irmecujan.


Konni zostawili ich pod miejscową karczmą z zakazem wychylania się. Tak przynajmniej odebrał to włamywacz. Miasto było ładne i zadbane a ludzie wyglądali na szczęśliwych. Miła odmiana. Wszędzie gdzie ostatnio bywał Tilian, każde miasto, miasteczko czy wieś. Wszędzie był tylko brud, śmieci a ludzie byli tam niezadowoleni, nieszczęśliwi i smutni. Dlatego też humor Tiliana od razu się poprawił. Wyprzedził dziewczyny, które już chciały wejść do karczmy i otworzył im drzwi, robiąc gest niczym kamerdyner kogoś ważnego. Przepuścił też pozostałych dwóch mężczyzn, z którymi podróżował, po czym wszedł do środka przybytku. Byłaby to całkiem zwykła karczma gdyby nie dwie sprawy. Pierwszą były półki z porozbijanymi kuflami. Było ich ogromnie dużo. Właściwie gdzie się nie spojrzało, widziało się rozbite kufle. Małe i duże, cynowe i szklane a nawet kilka typowo krasnoludzkiej roboty, rozbite na drobny mak i z ledwo widocznymi ubytkami, tanie i drogie. Nazwa karczmy jak ulał pasowała do tego, co można było zastać w środku. Drugą ciekawą sprawa był fakt, że w gospodzie tej było naprawdę czysto i przytulnie. Wszystko wykonane w drewnie dawało naprawdę przyjemny efekt.

- Til – zwróciła się do niego Arveene - Nasza była lepsza, co?. Mama i papa włożyli w nią serce i zdrowie, nie to, co tu, jakieś durne, rozbite kufle na ścianach, jak to wszystko wygląda?. A właśnie, ciekawe, co u nich, wypadałoby niedługo ich odwiedzić i trochę grosza zostawić.
- Jasne, że była lepsza Arvee – odpowiedział tylko, nie chciał się z nią spierać, jeśli idzie o wygląd karczmy, gdyż każdy wiedział, że z rodzeństwa Starag to tylko ona odziedziczyła zmysł estetyczny. – Ano, musimy kiedyś odwiedzić staruszków, bez dwóch zdań. Ale najpierw musimy zdobyć jakieś porządne pieniądze, a nie tylko parę miedziaków. – dodał wymownie patrząc na siostrę.

Mężczyzna rozejrzał się dookoła po ludziach. Jakiś facet grał na...Tilian nie wiedział właściwie, na czym. W każdym razie grał, ale daleko mu było do jego siostry. Znowu będzie się przechwalać – pomyślał przez chwilę, po czym uśmiechnął się głupio. Wstał i wziął sobie wolny taboret, po czym usiadł z powrotem na swoje miejsce i położył wygodnie nogi na taborecie. Następnie brat Wiecznej Marudy zaczął rozglądać się po głównej izbie. Szukał już potencjalnego celu do obrabowania. Niestety nie znalazł nikogo ciekawego. Ani jednego przedstawiciela szlachty, żadnego pijaczyny czy oprycha. Jedyne wyglądające na zamożne osoby, to jakaś starsza para, a takich Tilian ogłuszać nie chciał. Z zamyślenia wyrwała go siostra, informując, że zna pieśń śpiewaną przez grajka. Tilian zaczął, więc słuchać i jak się okazało pieśń była o nich. Ciekawe – pomyślał – wychodzi na to, że jesteśmy teraz sławni. Niech no tylko dojdzie to do uszu naszego papy.

Po chwili ballada się skończyła a „Pod Rozbitym Kuflem” rozbrzmiały brawa. Mnóstwo ludzi zaczęło wlepiać gały w Tiliana i jego towarzyszy, co było mu strasznie nie w smak. Nie cierpiał być na widoku. Wolał cień, na ogół wolał pozostawać niezauważonym. Tak jak to powiedział kiedyś o nim pewien człowiek: „Jesteś Niewidzialnym Ostrzem, które przemyka się na skraju nocy, nie lubisz być widzianym ani słyszanym. Wolisz, bowiem cień”. Na szczęście ludzie szybko wrócili do swoich posiłków, także drużyna mogła zająć się jedzeniem, bo właśnie na ich stole wylądowały miski z jakąś zupą. Tilian zaczął jeść, siorbiąc głośno, czym lubił doprowadzać do szału swoja siostrę. Ta niestety tak samo, jak Maroco wdała się w rozmowę z karczmarzem. Biedny człowiek, musiał naraz rozmawiać z Arveene jak i z Maroco. Na szczęście dla niego panna Starag zamówiła pokój, więc zawołał z zaplecza jakąś małą dziewczynkę. Ta szybko pochwyciła plecaki rodzeństwa i poprowadziła bardkę na piętro. Gdy Arveene szła przez izbę wiele męskich oczu podążało za nią. Jednak troskliwemu bratu nie podobał się zwłaszcza wzrok tego, który wcześniej śpiewał. Wstał i wolnym krokiem podszedł prosto do niego. Nachylił się i rzekł uprzejmym głosem, tak by tylko ten to słyszał:

- Spójrz na nią tak jeszcze raz, a połamie Ci to cudo – wskazał na mandolinę – na twojej głowie. Miłego dnia – mówiąc to cały czas się uśmiechał w taki sposób, że zapewne wszyscy obserwatorzy myśleli, iż ten dziękuje skaldowi za pieśń. Aby dodać efektu, Tilian przyjacielsko poklepał człowieka po ramieniu.

Po chwili był już na piętrze. Ledwo na nie wszedł a minęła go rozradowana blondyneczka. Miała tak szczęśliwą minę, że włamywacz aż się uśmiechnął, mimo iż domyślał się powodu. Wszedł do pokoju gdzie spodziewał się zobaczyć siostrę i spojrzał na łóżko. Było zasłane świeżą pościelą a takim przywilejem mogli się cieszyć tylko specjalni goście, goście, którzy dobrze płacą.

- Zrujnuje nas ta Twoja rozrzutność. – powiedział wchodząc – A teraz bądź dobrą siostrą i przynieś starszemu bratu piwo i tą zupę, której nie ruszyłem. Mam zamiar wykorzystać trochę czas, kiedy nie będziesz w łóżku, bo przynajmniej nikt nie będzie zwalał mnie z łóżka.

Gdy Arveene wyszła Tilian chwycił swój plecak i wrzucił go do szafy. Następnie zdjął długie, brązowe buty i odpiął szary płaszcz. Buty rzucił przy łóżku, płaszcz zawiesił na krześle. Po chwili zdjął też swój pancerz i położył obok płaszcza. Rozpiął koszulę i już po chwili leżała ona na kolczej koszulce z lekkiego i bardzo mocnego metalu. Mężczyzna zaś przysunął do siebie miednice z zimną wodą, która stała przy oknie i spojrzał w taflę wody. Zobaczył młodą, pociągła i przystojną twarz z niebieskim oczyma. Jego czarno-brązowe włosy były w nieładzie. Tilian obmył sobie twarz a następnie usiał na łóżku i zanurzył nogi w miednicy. Tego mu właśni było potrzeba. Siedział, więc tak z zanurzonymi nogami w wodzie i zaczął zdejmować resztę ekwipunku. Wszelką broń czyli Tłuk, sztylety i jego dwa ukochane kukri położył na łóżku. Tubkę na zwoje i pojemnik na eliksiry położył za łóżkiem. Następnie wytarł nogi i położył się na świeżej pościeli. Był zmęczony, toteż nie za bardzo chciało mu się schodzić na dół. Jeśli coś byłoby nie tak jego siostra na pewno by go wezwała, więc nie ma się, co martwić, a na picie Tilian nie miał dziś po prostu ochoty. Przynajmniej na razie.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 01-10-2008, 18:13   #6
 
Sevril's Avatar
 
Reputacja: 1 Sevril nie jest za bardzo znany
Omiótł karczmę szybkim spojrzeniem nie zaszczycając nikogo i niczego swą uwagą. Na dokładniejsze poznanie przyjdzie jeszcze czas, a może nie, tak czy inaczej nic godnego zainteresowanie nie spostrzegł. Do czasu aż jakiś podchmielony muzyk nie zaczął śpiewać. Uśmiechnął się lekko gdy nazwano go "klejnotem między ludźmi". Komplementy i to przed spotkaniem. Cóż to za interes ma mistrz Sensan, że już tak wcześnie zaczął nas urabiać? W tym momencie przyniósł "zestawy dnia". Wieczerza do najlepszych nie należała,Sądząc po zapachu składają się z resztek całego dnia., miała jednak swój urok, była darmowa-płacił Maroco. Spłukał smak zupy tym co miejscowi nazywają winem. Jeśli częściej będę jadał takie "specjały" stracę smak. Dla czego ludzie nie potrafią zrobić niczego dobrze?!
-Karczmarzu! Przygotujesz mi gorącą kąpiel i niech czeka przy niej butelka najlepszego wina.-Nie zapytał czy poprosił, zwyczajnie stwierdził fakt. Po czym powrócił do rozważań Sztuki.
 
__________________
Były dwie siostry Śmierć i Noc... Śmierć była większa
a Noc mniejsza. Noc była piękna niczym sen, a Śmierć... Śmierć była jeszcze piękniejsza.
Sevril jest offline  
Stary 03-10-2008, 01:25   #7
 
argoth's Avatar
 
Reputacja: 1 argoth nie jest za bardzo znany
Jedynym zwycięzcą w dzisiejszym dniu jest zmęczenie. Pokonało już większą część drużyny i odebrało resztki chęci do aktywności samej Melisare. Nawet ta zupa straciła smak. Skwitowała w myślach. Dzisiejszy dzień był stanowczo za długi. Ziewnęła zasłaniając usta koronkowym rękawem podróżnej szaty. Rozejrzała się po raz ostatni po sali w poszukiwaniu jakiejś interesującej osoby, która odgoniłaby zmęczenie. Nie znaleziwszy takowej wstała od stołu i pewnymi krokami ruszyła w stronę karczmarza.
- Mości karczmarzu nocleg i kąpiel ze wszystkimi wygodami - w jej głosie rozbrzmiewała delikatna błagalna nuta. – Opłaci ci się – mówiąc to położyła małą sakiewkę na szynkwas – i nie budźcie za szybko, sen jest mi potrzebny – uśmiechnęła się przymilnie na odchodne.
Chwilę zajęło zanim przygotowano pokój. Celę raczej, tak małą, że poza łóżkiem i balią z wodą ledwo mieścił się tu podręczny bagaż. Cóż musi mi to wystarczyć w klasztorze było więcej miejsca. Modlę się o to abyśmy następny nocleg spędzili w przytulnych komnatach Mistrza Sensana, lecz pewnie płowe to nadzieje. Uśmiechnęła się krzywo w duchu rozbierając się do kąpieli. Ciepła woda potrafi wygnać wszystkie złe myśli.
Po tych chwilach relaksu i odprężenia nie można było zapomnieć o ostrożności. Melisare zamknęła na głucho okiennice i sprawdziła rygiel w drzwiach, który zabezpieczyła dodatkowo liną. Nigdy dość ostrożności, to jedna z wielu zasad, jakie wpoił jej do głowy Kolbe, lecz tej na pewno nigdy nie zapomni.
Sen poprzedziły krótkie rozmyślania o wydarzeniach dzisiejszego dnia i krótka modlitwa do Bogini. Później były już tylko przyjemne marzenia senne.
 
argoth jest offline  
Stary 03-10-2008, 16:51   #8
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Drużynowi towarzysze, jak i miejscowi, nie mieli jednak ochoty na wieczorną zabawę połączoną z popijawą. Zebrani zaczęli się więc rozchodzić, czy to do swoich domostw, czy do pokoi. Arveene nie mając więc nic ciekawego do roboty, ruszyła na piętro z nieco markotną miną. Tilian już przebywał w wynajętej izbie, Melisare również udała się na spoczynek. Servil pogrążył się w jakiś rozmyślaniach, a Marco zajął się pałaszowaniem kolacji. Nudy więc, duże nudy... .

Arveene wzięła ze sobą dwa kufle piwa, pół pieczonej kury i flaszkę wina. Złoty trunek i jadło było dla jej brata, a czerwone procenty dla niej. Til chciał zupę, czym jednak była marna zupa dla głodnego mężczyzny. Gdy weszła do pokoju, zręcznie balansując w rękach sporą ilością niesionych rzeczy, jej brat nadal siedział w balii i brał kąpiel. Odstawiła kilka rzeczy na pobliski stolik, po czym podała mu piwo.
- Czyżby woda była już taka zimna? - Spytała z nutką złośliwości, zaglądając w balię przy podawaniu kufla, a Tilian dobrze wiedział co jego siostra ma na myśli i gdzie patrzy. Po chwili zarzuciła do niego kolejnym, drobnym fochem, jak to często miała w zwyczaju - Kurde, ja się miałam pierwsza wykąpać!. Sarah tą kąpiel dla mnie przygotowała!. No już, wyłaź!.

Usiadła na łożu, nie spoglądając chwilowo w jego stronę, i dając bratu czas na wyjście z wody i ubranie się. Popijając co chwilę prosto z flaszki nawet dobre wino, zdjęła buty "noga o nogę", po czym zaczęła się powoli rozbierać ze swojej podróżnej sukienki, co pewien czas zerkając, czy czasem nie gapi się na nią Tilian.
Wkrótce sytuacja uległa zmianie, i Arveene siedziała w balii nawet jeszcze ciepłej wody. Po kąpieli zaś, ubrana w kusą koszulę nocną, sięgającą ledwie do połowy uda, wskoczyła do brata, i oboje udali się na spoczynek w dosyć obszernym łożu, a w nocy jak zwykle zaczęła się walka o miejsce i nakrycie.
- Ciekawe co za zadanie ma dla nas ten cały mistrzu co?. Byle nic zbyt strasznego - Szepnęła sennym głosem do Tiliana, po czym przytuliła się do niego, niczym do jakiegoś kochanka, kładąc policzek na jego torsie, a ręką obejmując w pasie. Przeciągle ziewnęła, i już po chwili zasnęła, nie bardzo nawet wiedząc, czy dał jej jakąś odpowiedź, czy nie.
 
Buka jest offline  
Stary 03-10-2008, 17:18   #9
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Bardka zaczęła krytykować trubadura, który zakończył występ, jednakże pozostali, nie licząc jej brata, który zawsze wychwalał jej talent, wiedzieli, że dziewczynie jeszcze trochę brakowało do talentu młodziana. Owszem, wydawała się bardziej wszechstronna, jednakże w śpiewie i grze mu nie dorównywała, choćby bardzo się przy tym upierała. Chociaż była bardzo dobra, nie miała aż tak czystego głosu i nie grała z taką lekkością, jak jej nowy konkurent.

Posiłek był skromny, lecz dobry. Po prawdzie był najlepszym posiłkiem, jaki poszukiwacze przygód jedli od tygodnia, jednak to nie przeszkodziło im w marudzeniu. Chwilę później przyszedł karczmarz, by wysłuchać kolejnego zestawu życzeń. Ukłonił się, dając znać, że rozumie prośby. Przyniósł wino dla każdego, na prośbę Maroco, jak również dostarczył 4 klucze do pokoi. Wtedy to Ribiera zapytał o Mistrza Sensana, co wywołało u pociesznego grubasa wyraz szczerego zdziwienia:
- O kim mówisz, panie? Nic mi nie wiadomo, by w okolicy był jakikolwiek mistrz. A jego imię pierwszy raz słyszę. Jesteście, mości państwo, pewni, żeście z trasy nie zboczyli bądź złego zakrętu nie obrali?
Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, zawołał młodą dziewczynkę, by usłużyła Arveene, na jej wyraźną prośbę. Blondynka zaprowadziła gościa do pokoju.

W tym samym czasie, gdy młodsza z rodzeństwa przygotowywała pokój, Tilian poszedł do młodego grajka. Ten tylko uśmiechnął się na jego groźby, po czym rzekł z podobnym do Staraga uśmiechem:
- Sława was wyprzedza, ale nie mówi tylko i wyłącznie o czynach. Jakbym ją chciał, sama by przyszła. Jak do wielu, mój drogi – po tych słowach podniósł swój kufel z piwem i skinął głową w stronę rozmówcy, co obserwatorzy najprawdopodobniej uznali za podziękowania. Pokonany w gierce słownej, widząc do tego szerokich ochroniarzy siedzących w cieniu, brat Arveene postanowił pójść do niej na górę.

Melisare chwyciła klucz, który gospodarz położył uprzednio przed nią i ruszyła śladem Staragów. Znalazła przydzielony jej pokój nr 18. Zobaczyła przygotowaną chwilę wcześniej kąpiel, którą zamówiła. Widocznie podczas rozmowy z karczmarzem ktoś przybiegł i wszystko oporządził. Rudowłosa rozebrała się, by po chwili zanurzyć się w rozkosznie ciepłej wodzie. Wyczuła nawet olejki agrestowe dodane do wody.

Rodzeństwo praktycznie minęło się w drzwiach. Tilian rozebrał się do połowy i rzucił na łóżko, po chwili jednak rozebrał się do końca i wszedł do balii. Dziewczyna szła na dół, nawet zadowolona z pokoju. Doszła do stolika, gdzie siedzieli tylko magowie. Dziewczynie udzieliło się jednak zmęczenie i po chwili wróciła do swojego pokoju niosąc kolację do pokoju, a Maroco ruszył do „szesnastki”, która została mu przydzielona. Chwilę czekał, aż wszystko zostanie przygotowane, mając czas na obejrzenie pokoju. Karczmarz był chyba szowinistą, ponieważ pokój bojowego maga był przestronny, wyposażony w wygładzony, dębowy stół, przy którym stały dwa obite miękkim materiałem krzesła. Ściany zdobiły obrazy przedstawiające przeróżne krajobrazy. W rogu, na prawo od drzwi, stało łóżko, najprawdopodobniej hebanowe, o zdobionych kolumienkach i jedwabnym baldachimie. Okno przedstawiało widok nie małomiasteczkowy, lecz krajobraz rysujący się poza miasteczkiem – leśny, z wyraźnie zarysowanym końcem skupiska drzew. Nawet lubujące się w wygodach osoby zapewne by przyznały, że jest to pokój godny wysoko postawionej osoby.
- Tak wyglądają prawie wszystkie pokoje u nas, mości panie – rzekła młoda, powabna dziewczyna sprawdzająca temperaturę wody w balii, gdy spostrzegła, że mężczyzna rozgląda się uważnie. – Mamy bardzo mało pomieszczeń, na które można narzekać. Wina architekta, że kilka jest felernych, źle zaplanował wszystko. Niestety dwa z nich przypadły pańskim towarzyszom – spuściła wzrok, ale chyba tylko po to, by ukryć uśmiech. Najwidoczniej jego aparycja wywarła na dziewczynie spore wrażenie, ponieważ ta wychodząc nieśmiało puściła mu oczko. Zdążyła jeszcze na progu rzucić:
- A wszyscy, których zatrudnia, to profesjonaliści. Nie szczędzi pieniędzy na obsługę.

Również elfi mag, jako ostatni, ruszył do swojego pokoju. I on dostał ładny pokój, na miarę szlacheckiego syna. Z pewnością był wygodniejszy niż jego ostatni dom, w którym mieszkał. Rozglądał się po wnętrzu, ciesząc swój zmysł estetyczny. Jednak nie wszystko, co ludzkie, jest spaprane.
Chłopak, który przygotowywał kąpiel, wyszedł po cichu, nie chcąc przeszkadzać gościowi.


Cała piątka, będąc w swoich pokojach, zmęczona podróżą, postanowiła skorzystać ze sposobności i w końcu porządnie się wyspać. Każdy zanurzył się w czystej, miękkiej pościeli, jednakże nikomu nie był dany spokojny sen. Melisare, nim na dobre odpłynęła w krainę snów, została wyrwana z tego błogiego stanu przez cichutkie skrobanie przy oknie. Spojrzała tam i zobaczyła w oknie zamaskowaną postać. Twarz okryta ciemnym materiałem, niczym u stereotypowego cichego mordercy, wyraźnie zarysowywała się za szybą. Widoczne były tylko oczy: duże, niebieskie oczy, niewątpliwie należące do kobiety bądź młodego chłopaka. Rozległ się cichy świst, a osoba w oknie nagle się wyprostowała. Po ruchu okrycia twarzy Velure mogła wywnioskować, że coś szepcze. Już przechylała się do tyłu, jakby miała spaść, lecz przez jej gardło przebił się nagle grot strzały i dotarł do okna, rzeźbiąc nań malutką sieć pęknięć. Tym razem niedoszły gość rudowłosej upadł na ziemię. Wystraszona dziewczyna dopadła do okna i zobaczyła na ulicy człowieka ubranego podobnie jak ci, których spotkali na trakcie. Usłyszała w myślach jego słowa:
- Uratowałem ci życie, pani. Otwórz teraz swój umysł, a zaśniesz bez trudu.
Nie zauważyła, że w tym czasie na jej dłoń wspiął się z parapetu mały pajączek. Już chciała coś odpowiedzieć człowiekowi na dole, lecz poczuła się na to zbyt senna. Upadła tam, gdzie stała i zasnęła snem sprawiedliwych.

Reszta nocy przebiegała bez zakłóceń. Zero burd nocnych, zero krzyków, zero niczego. Na trasie nie mieli ani razu tak spokojnej nocy, jak teraz. Słońce widniało już wysoko nad linią domów bądź lasu, gdy w ich pokojach zaczęły się jęki porannego przeciągania. Nawet Melisare obudziła się w swoim łóżku, nie pamiętając nic z wydarzeń nocnych. Nic, prócz niebieskich oczu. Sama nie wiedziała, czy to był sen, czy realne wydarzenia. Burczenie w brzuchu nie dało jednak jej długo o tym myśleć. Tak samo ona, jak i jej towarzysze, po wszystkich swoich porannych czynnościach, ruszyli na dół, by posilić się i zebrać siły na kolejny dzień.

Gdy pierwsza osoba zeszła na dół, z kuchni wyszła Sahar i zaniosła śniadanie na stolik, przy którym wczorajszego wieczora zasiadali. Posiłek składał się ze sporego talerza jajecznicy na bekonie dla każdego oraz dwóch bochenków chleba. Do popicia można było wybrać wodę, wino bądź piwo. Wszystkie trzy dzbany stały na stole. Wszyscy zaczęli powoli schodzić się na śniadanie. Po skończonym posiłku podszedł gospodarz z tacą, zbierając wszystko i spytał:
- Czy mości państwo spokojnie spędzili noc? Były jakieś problemy?
 
Aveane jest offline  
Stary 08-10-2008, 21:19   #10
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Maroco dokończył swój posiłek, napił się wina, zastanawiał się czy karczmarz mówi prawdę o tym, że nie zna Sensena, po chwili pokręcił głową i uznał to za oczywiste łgarstwo, jednak nie zamierzał męczyć pytaniami karczmarza, zapewne miał przykazane aby tak odpowiadać. Za to ten bard, on coś może wiedzieć, można też spróbować zapytać strażników czy nie znali ludzi, którzy ich prowadzili do miasta. Odczekał aż towarzysze pójdą do pokoi, gdy wyszli już wszyscy oprócz Sevrila, który nie zamierzał chyba szybko opuścić sali. Dolał sobie wina do kielicha i ruszył do stolika zajmowanego przez barda.
- Witam, piękna ballada, można się dosiąść? - nie czekając na zgodę usiadł - plotki szybko się rozchodzą, nie wspomnę nawet, że nie lubię kiedy ktoś rozgłasza o moich zdolnościach, ale to już wasze święte minstrelskie prawo - zaśmiał się - A jak już przy rozgłaszaniu jesteśmy, to powiedz mi komu zależało abyś powitał nas taką pieśnią? Zresztą to jest mniej istotne, powiedz mi plotki, które mogą zaciekawić kogoś takiego jak ja. Opowiedz mi o mistrzu Sensanie. - zrobił łyk wina, a drugą ręką wyjął i położył na stole trzy złote monety - I wolałbym prozą, nie wierszem, głos masz piękny i talentu Ci nie brak, ale informacje lepiej brzmią mi prostą mową. -
- Dziwni jesteście panie Ribiera - odpowiedział bard, a Maroco zauważył, że
zwraca się do niego per Pan, no cóż może to i dobrze, że czuje lęk - Gospodarz już powiedział, że nie zna nikogo o takim imieniu, mistrzów tu też żadnych niema, chyba że kowalski. A odpowiadając po kolei, prozą jak żeście chcieli, sam was tak powitałem, rozpoznałem was i uznałem, że będzie wam miło. Plotki z tej okolicy? Takie które cię zaciekawią, jest tylko jedna, przyjechało do miasteczka pięciu poszukiwaczy przygód, ale to już chyba wiesz, bo jesteś jednym z nich. - zaśmiał się tak jak wcześniej Maroco - Niestety nie jestem w stanie zaspokoić twojej ciekawości.
- Szkoda, wielka szkoda, nie zmienia to faktu że talentu Ci nie brak, zaśpiewaj coś jeszcze zanim pójdę do pokoju. - to mówiąc wyjął jeszcze dwie monety i przekazał mu całe pięć. Gdy bard skończył swoją pieśń wstał i ruszył ku schodom, zatrzymał się jeszcze i odwrócił, jakby chciał coś powiedzieć.

Szybkim zaklęciem sprawił, że butelka wina, z jego stołu przyleciał wprost do jego ręki, ruszył na górę do pokoju, po przekroczeniu progu pokoju numer szesnaście zatrzymał się. Pokój był urządzony w naprawdę dobrym stylu, przypomniały mu się dni na statku, gdy sam kapitan szkolił go, wtedy miał kajutę przypominającą ten pokój, na statku zamiast stołu było mahoniowe biurko, ale wszystkie porządnie wykonane meble z mahoniu mają podobny charakter, widok z okna też był inny, uśmiechną się i pokręcił głową. Ze wspomnień wyrwał go głos pokojówki.
- Tak wyglądają prawie wszystkie pokoje u nas, mości panie – rzekła młoda, powabna dziewczyna sprawdzająca temperaturę wody w balii, gdy spostrzegła, że mężczyzna rozgląda się uważnie. – Mamy bardzo mało pomieszczeń, na które można narzekać. Wina architekta, że kilka jest felernych, źle zaplanował wszystko. Niestety dwa z nich przypadły pańskim towarzyszom – spuściła wzrok, ale Maroco dostrzegł uśmiech, zanim wyszła mrugnęła okiem i powiedziała - A wszyscy, których zatrudnia, to profesjonaliści. Nie szczędzi pieniędzy na obsługę.-
Ribiera spojrzał na nią, była młoda, za młoda.
- Przydał by mi się masaż i opowieść o tej okolicy, ale to może poczekać do rana, teraz potrzebuję ciszy i spokoju. - powiedział, po czym wręczył jej złotą monetę i zamknął za nią drzwi.

Gdy został sam, podszedł do okna, otworzył je i wyjrzał, nie widział ulic, miał widok poza osadę, czyżby ktoś celowo chciał mu utrudnić zwiedzenie miasta nocą? Zastanowił się czy da radę zejść, ma w końcu linę, jakby ją przywiązać do łóżka to zszedłby bez problemów. Tylko po co? zamknął okno i ruszył do stołu. położył na nim plecak, z którym praktycznie się nie rozstawał, odpiął pas z rapierem i również go położył. Piękna broń, prezent od kapitana Visquero, żaden z tych eleganckich z szlachetnymi kamieniami, bez wymyślnej gardy, drewniana pochwa obszyta czarnym aksamitem, rękojeść pokryta czarną skórą i to niezwykle ostrze. Ilekroć Maroco patrzył na ten rapier zastanawiał się jak kowalowi udało się uzyskać czarny odcień klingi, kiedyś doszedł do wniosku, że to ze względu na glebę w miejscu gdzie wydobywana była ruda żelaza i niedokładne jej przetopienie, innym razem myślał iż to celowy zabieg, jakby jednak nie było, rapier był piękny. Maroco schował go do pochwy i odłożył, sam nie wiedział kiedy go wyjął. Zdjął luźną czarną koszulę, którą zazwyczaj nosił rozpiętą i przewiesił ją przez oparcie krzesła, następnie zdjął przez głowę białą koszulę, która także odwiesił na krzesło. Teraz gdy był nagi do pasa okazało się, że w obu rękawach ukrywał sztylety, w specjalnych pokrowcach, które teraz także zdjął i odłożył na stół, zdjął też złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie dłoni. Podniósł drugie krzesło i postawił je blisko bali, na krześle umieścił butelkę wina i kielich. Podszedł do bali z wodą, zdjął czarne spodnie i rzucił je na łóżko, zdjął buty i gdy był już nagi zanurzył się w bali. Przez chwilę rozkoszował się ciepłem wody i smakiem wina, gdy zauważył, że woda zaczyna stygnąć, odstawił kielich i dokończył mycie. W łózko zasną prawie natychmiast, nie tracił już czasu na rozmyślania, ponieważ uznał, że jutro dowiedzą się tego po co przybyli.

Rano ubrał się i zszedł na śniadanie, było dobre lubił takie jedzenie, nawet wolał niż wytworne jadło na ucztach, proste i sycące. Na pytanie gospodarza odpowiedział krótko.
- Noc minęła dobrze. Dziś prawdopodobnie wyjeżdżamy, dlatego podliczcie ile się wam należy za noclegu, i jadło. A gdybyśmy jeszcze tu zawitali, dobrze by było aby każdy dostał pokój na wyższym standardzie. - Wrócił do swojego posiłku, lecz po jednym gryzie przestał - Gospodarzu można u was w wiosce kupić konia pod siodło?

Pomyślał, że dobrze by było mieć jeszcze jednego wierzchowca, bo nie wiadomo ile tym razem przyjdzie im przemierzyć.
 
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172