Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2008, 20:58   #91
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini - Rezydencja Lady Tunridy

Alsenuemor zachowywał się tak jakby był nieświadom (albo był nieświadom) paranoicznych oskarżeń (formowanych jedynie myślach wszakże) swojego zakapturzonego pracodawcy. I z zainteresowaniem wysłuchał odpowiedzi Sephirotha na zarzut Euxina. On sam bowiem brak umiejętności bojowych nie uważał, za zbytni problem. Ileż to wielkich przywódców prowadziło do boju swe wojska jedynie za pomocą sloganów...Nie miało znaczenia, czy Verissa będzie walczyła w pierwszym szeregu czy zagrzewała do boju z daleka. Byleby miała dość charyzmy, by zostać uznaną za sprawczynię zwycięstwa.
- Verissa walczyła na froncie tak jak żołnierz, a nie sanitariuszka. Nie wiem, czy w pierwszym rzędzie, ale biorąc pod uwagę jej poświęcenie dla ideałów, w które wierzy, wcale bym się nie zdziwił. Ponadto od tamtej bitwy, o której wam opowiedziałem, minęło już trochę czasu. Stąd istnieje możliwość, że Verissa już nie żyje lub odnalazła swoje odkupienie. Jednakże mamy również drugą opcje. Dziewczyna może wciąż podróżować po tamtym świecie, niekoniecznie sama, kontynuując swoje poszukiwania. Rzeczywiście samodzielnie nie poradzi sobie z grupą diabłów, jednak takie osoby jak ona, pełne pasji, jak określił to Alsenuemor, i w dodatku skore do działania w imię jakiś durnych ideałów, z pewnością przyciągają do siebie podobnych zapaleńców. W kwestii mentora... widzę trzy rozwiązania. Pierwsze, wcale nie musimy wskazywać dziewczynie możliwości odkupienia bezpośrednio. Wizje i sny mogą być równie dobrym rozwiązaniem. Jeżeli skontaktowalibyśmy się z Verissą poprzez Plan Snów, chyba nie dałoby się tego wykryć, prawda?- Sephiroth urwał na moment i skierował spojrzenie na Euxina. - Drugie rozwiązanie jakie widzę, to spróbować z zaklęciem, o którym wspomniałeś. Podejrzewam, że znalezienie maga, który zechciałby je rzucić nie przysporzyłoby nam kłopotów. Po znalezieniu właściwej osoby wystarczyłoby wynegocjować odpowiednią cenę i po problemie. Dzięki temu ty nie musiałbyś się męczyć z magią. Trzecie rozwiązanie, ja mógłbym zostać mentorem Verissy. Znam kilka sztuczek, które pozwoliłyby mi oszukać zaklęcia wykrywające niebian. No chyba, że natrafilibyśmy na jakiegoś pierzastego arcymaga.
-To prawda, pełno jest w choćby w Sigil osób które niedobór rozumu nadrabiają entuzjazmem. I nie tylko w Sigil, nie zapominajmy o miastach portalowych. Ale dobrze by było mieć wśród nich swego człowieka, i to niekoniecznie złego z natury. To akurat też da się załatwić.- zgodził się z Sephirothem rakszasa.- Niemniej nie należy przesadzać z tym mentorowaniem panie. Niebianie szybko zauważą, że coś jest „nie tak”, jeśli ich dzielna przywódczyni co chwilę będzie latała o opinię do mentora.- po czym z lisim uśmiechem doklejonym do twarzy, równie sztucznym jak ona sama, dodał.- Ale to tylko opinia pokornego sługi. A skoro to już zostało omówione, co mam zrobić w związku z tym planem. I jaką pomoc możecie w związku z misją Parrasa? Chyba, że są jeszcze jakieś inne sprawy do omówienia?
Rakszasa w duchu liczył, że spotkanie zakończy się zanim przybędzie wysłanniczka Lady Tunridy z wypłatą za walkę którą stoczył jako Krwawy Drakii. Nie widział bowiem nic złego dorabianiu na boku, gdy nadarzy się okazja.

Sigil, Gmach Rozrywki
Prywatne komnaty
Erin Darkflame Montgomery

Komnata była urządzona z luksusem godnym casarzowej. Poduszki z jedwabiu, meble z arvandorskiego złotego jesionu, wykonane przez najlepszych elfich rzemieślników. Obrazy artystów z różnych krain, muzyczne pudełka, kociołki z egzotycznymi kadzidłami z różnych krain. Wszystko to było ucztą dla zmysłów...Ale czegóż innego spodziewać się po komnatach Erin Montgomery faktolki Czuciowców ?
Owa piękna kusicielka przemierzała komnatę nerwowym krokiem, tam i z powrotem. Stukała obcasami bucików ze skóry aksjomatycznego jelenia, w sukni z najdroższych materiałów z dodatkiem niewielkiej ilości animującej magii, w sukni która teoretycznie zakrywała wszystko, jednocześnie wszystko pokazując. Piękna rudowłosa kusicielka, żywa reklama własnej frakcji.

Do komnaty weszła niska chuderlawa kobieta gnąc się w pokłonach. Erin była bowiem mistrzynią sztuki miłosnej (o czym wiedzieli wszyscy), ale też i sztuki tortur ( o czym dowiadywali się ci, którzy wzbudzili jej gniew). Znała bowiem tajniki pobudzania zmysłów, wszelkich zmysłów...w tym zmysłu bólu.
- Jakie wieści przynosisz Tegniro?- spytała. - Jak idzie ci szpiegowanie Darkwooda ?
-Coś knuje...To pewne, wysłał sługi na poszukiwanie kuli.- rzekła służka.
Erin wygięła wargi w wyrazie niezadowolenia...Istniały bowiem setki powodów dla których Czuciowcy mogli być ideologicznie poróżnieni z Zaborcami. Ale żaden z nich nie był na tyle ważny, by frakcja ta aktywnie działała przeciwko frakcji Przeznaczonych (ani w ogóle, przeciwko innym frakcjom). Czuciowcy skupiali się bowiem odkrywaniu i smakowaniu nowych doznań. Byli całkowicie pasywni jako frakcja. Nie...powody działania Erin były całkowicie osobiste. Odczuwała ona wobec Darkwooda głęboką, acz niczym nieuzasadnioną niechęć.
- Kula...czy wiesz coś więcej?- spytała.
- Uznałam, że słowa tego nie wyrażą.- sięgnęła do sakwy przy pasie, wyjmując mały kryształ pamięci. Erin wzięła kryształ w dłonie, skupiła się na doznaniu. Jej oczy zamknęły się na moment, oddech przyspieszył...Trwała tak przez chwilę, po czym oddała Tegnirze kryształ.
- Dobrze się spisałaś...Dalej wykonuj swe zadanie.- stwierdziła z zadowoleniem faktolka.- Informuj mnie na bieżąco.
- Tak pani.- rzekła Tegnira.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest teraz online  
Stary 10-07-2008, 23:49   #92
 
Legion's Avatar
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Sigil

Zaplecze Pod bramą Piekieł


Przyglądając się barmanowi, którego twarz bynajmniej nie miała pacyfistycznego i roślinożernego wyrazu licz przez moment czuł się jak „shatule de’drow z pieczarkami”. Chwile oczekiwania na niepowstrzymalny atak przeciągała się w nieskończoność. Jednak obsługa po intensywnym toku myślowym zakończonym grymasem samozadowolenia zaprosiła gościa na zaciemnione zaplecze. Jakkolwiek podejrzanie brzmiała ta propozycja, licz nie miał większego wyboru, gdyż alternatywą było zaciemnione zacisze lochów Gazry lub dawnych kolegów Xar’nasha. Nie do końca pewny swojego losu Parras ruszył za barmanem.
Ciemny korytarz zdawał się ciągnąc w nieskończoność zaś dodatkowa obecność przewodnika nie pozwalała liczowi na odpowiednie odprężenie. Zwykle optymistyczny Parras po raz pierwszy w swoim uznawał światełko w tunelu za pędzącego w jego stronę fireball’a, niestety nic nie mógł na to poradzić.

Oślepiający blask, który zalał licza z początku całkowicie go oślepił. Minęło kilkanaście sekund nim Parras zdołał ogarnąć wzrokiem rozpościerający się przed nim obrazek. A ten był, co najmniej wyjątkowy. I nie mam tu na myśli majaczącej coś w tle pantery acz znajdujące się na pierwszym planie trzy inne osobniki. Niestety ich oględziny zachować musiał na później.
- Valsernamis? – spytał spokojnie.
- Zależy dla kogo – usłyszał w odpowiedzi – Z czym przychodzisz? I jak tu trafiłeś?
W odpowiedzi licz rzucił rakszasie otrzymany od Alsenuemora zwój.
Starając się jednocześnie spoglądać od czasu do czasu na panterkę i rejestrować jego reakcje w miarę czytania zwoju, licz spojrzał na leżące u jego stóp kobiety. Dwie na pewno wywoziły się z tej samej co on rasy, lecz jego uwagę znacznie bardziej przyciągała trzecia, bardzo podobna do Kagonesti – dzikich elfów – pochodzących z jego rodzimego planu. Niestety wszelakie rozmyślania zostały przerwane przez Valsernamisa.
- Zapewne masz masę pytań i rozkazów panie. A więc pytaj, mów… Jestem po to, by pomóc ci w tej misji.
- Skoro tak twierdzisz to zaczynajmy. Nie wiem jak dokładnie poinformował cię nasz wspólny znajomy o mojej misji, ale ogranicza się ona do kilku podstawowych problemów. Po pierwsze trzeba znaleźć sposób by niepostrzeżenie dostanie się do jednej z najpilniej strzeżonych fortec w Otchłani. Po drugie dostać się do znajdujących się tam lochów i zapewnić mi kilka minut romantycznego sam na sam z znajdującą się tam osoba. Po trzecie i najważniejsze, głowę tej osoby (i żeby nie było wątpliwości tylko głowę) oraz moją skromną osobę ( już w całości) należy przetransportować do piekła lub do naszego wspólnego znajomego. Osobiście zastanawiałem się nad „nakłonieniem” do współpracy dwójki tamtejszych demonów i wcieleniu się w wątpliwie przyjemną rolę jeńca, lecz jeśli masz jakieś inne propozycje jak tego można dokonać to słucham z największą uwagą.
 
__________________
Nothing else
Legion jest offline  
Stary 12-07-2008, 16:29   #93
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sigil

Zaplecze „Pod bramą Piekieł”


- Skoro tak twierdzisz to zaczynajmy. Nie wiem jak dokładnie poinformował cię nasz wspólny znajomy o mojej misji, ale ogranicza się ona do kilku podstawowych problemów. Po pierwsze trzeba znaleźć sposób by niepostrzeżenie dostanie się do jednej z najpilniej strzeżonych fortec w Otchłani. Po drugie dostać się do znajdujących się tam lochów i zapewnić mi kilka minut romantycznego sam na sam z znajdującą się tam osoba. Po trzecie i najważniejsze, głowę tej osoby (i żeby nie było wątpliwości tylko głowę) oraz moją skromną osobę ( już w całości) należy przetransportować do piekła lub do naszego wspólnego znajomego. Osobiście zastanawiałem się nad „nakłonieniem” do współpracy dwójki tamtejszych demonów i wcieleniu się w wątpliwie przyjemną rolę jeńca, lecz jeśli masz jakieś inne propozycje jak tego można dokonać to słucham z największą uwagą.- Parras szybko przeszedł do sedna sprawy.
- Propozycji nie mam..Za to powiem, co mam. Demona przewodnika, vrocka ,mówiąc ściślej... Do tego dochodzi maug jako ochroniarz. Obaj służyli w armii demonów, więc ich widok tam nie będzie dla nikogo zaskoczeniem. Co zaś do samego zamku, to jest ściśle chroniony, aczkolwiek... - tu na moment przerwał, sięgnął po ukrytą wśród poduszek butlę, pełną rubinowo-czerwonego płynu.- ...Alsenuemor zasugerował drogę dostania się lub ucieczki, bardzo ryzykowną wszakże. Ale wykorzystującą słabości demonów i lukę w obronie twierdzy. Drogę pod wodą...-Valsernamis mówiąc to wzdrygnął się odruchowo, wykazując skrajną niechęć do tego pomysłu.- Osobiście polecałbym ją jako awaryjną drogę ucieczki.
-Tak więc mamy tą butlę, mauga i vrocka do pomocy, okrojoną mapę twierdzy, z zaznaczonym obszarem prawdopodobnego przetrzymywania Xar’nasha. I ewentualne wsparcie od diabelskich pracodawców Alsenuemora.- podsumował sprawę Valsernamis.- Znając „ hojność” tych biurokratycznych dusigroszy...Nie spodziewam się po nich zbyt wiele.-
Wskazując Parrasa główką laski dodał.- Zaś ułożenie planu, zagospodarowanie operacyjnych zasobów, ewentualne dostarczenie własnych...I przeprowadzenie operacji pozostawiono tobie, Parrasie.-
Licz zorientował się, iż Valsenarmis zamierza na niego złożyć cały ciężar zaplanowania misji. I że tylko jemu zależy na powodzeniu tego zadania.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest teraz online  
Stary 18-07-2008, 07:08   #94
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Venefi’cus postanowił znów wcieli się w rolę nauczyciela i rozwiać wątpliwości Sephitorha.
- Atak przez Plan Snów faktycznie jest ciężko wykryć, szczególnie gdy sen już minie. Jednakże Plan Snów jest bardzo subt… – Euxin zaczął rozmowę nudnym tonem wszystko wiedzącego profesora. Jednak szybko się dzięki Gurdowi zreflektował („Przestań gadać dyrdymały, bo za chwilę ktoś tu może wpaść, by zobaczyć co z krasnalem!”), że nie ma już czasu na głupie dowcipy i powrócił do swojego normalnym żwawego głosu. – Zauważ jednak czy nie byłoby to zbyt podejrzane? Panienka, która ma w sobie tyle magii co przydrożny kamień, nagle dostaje w śnie wizji o pilnie strzeżonych przez diabły informacjach. Jestem gotów przyjąć, że ktoś byłby w stanie uwierzyć w jakiegoś dobrego ducha jeśli chodziłoby o odbicie aniołka… ale my przecież docelowo mamy jej jeszcze podać w ten sposób dane o ukrytym półplanie, jego systemach obronnych itd. Nie ma siły, żeby ktoś zbyt ważny i zbyt potężny się później nie zainteresował źródłem tych wszystkich snów, a znalezienie go jest trudne, acz nie niemożliwe. - Czarodziej zrobił pauzę i przyjrzał się niebianinowi jakby chciał się, by więzień potwierdził jego przypuszczenia, ponieważ jednak anioł smacznie spał, człowiek po chwili zrezygnował i kontynuował temat.

- Co do zaklęcia i twoich sztuczek magiczek. Obydwie koncepcje rozbijają się o pierzastego arcymaga. Czar o którym mówiłem jest prosty do rzucenia, więc byle głupek może to zrobić. Problem polega na tym, że podczas działania następuje coś w rodzaju testu spornego mocy rzucającego przeinaczeni oraz wykrycie charakteru i jeżeli po jednej stronie będzie stał arcymag to dobrze by było, by po drugiej stronie był ktoś równy mocą. Najbardziej odpowiada mi pomysł z wrobieniem jakiegoś dobrodusznego wariata. Można też rozważyć koncepcję zrobienia tego na bezczela. Powiedzieć odpowiednim osobą, że ma się do sprzedania informacje na temat pewnego konwoju, (a później pewnego półplanu) i one już przekażą co trzeba komu trzeba. Biorąc pod uwagę twój zawód Alsenuemorze nikogo nie powinien taki targ dziwi. Plan trochę bardziej ryzykowny, acz można by jeszcze przy okazji podreperować nieco nasz budżet. Choć może pierzaści będą przy nim najmniej węszyć... – Czarodziej przestał mówić i przygryzł wargi zastanawiając się czy to już wszystko co miał do powiedzenia na temat mentorów. Stwierdziwszy, że tak postanowił jeszcze wyjaśnić czemu tak bardzo go drąży. - Zgadzam się, że mentorować za dużo nie powinniśmy. W końcu jest to najbardziej ryzykowną częścią całej operacji. I dlatego właśnie mentor, czym lub kimkolwiek by nie był, powinien być jak najmniej podejrzany. – Mag zakończył swój przydługi wykład czekając na jakieś szybkie reakcje, ale jako że rozmówcy zostali znudzeni i trawili nowe porcje informacji, człowiek wykorzystał okazję do odpowiedzenia rakszasy co ma robić.

- Dalsze polecenia? Hmm… Znalezienie Verissy i jej przewodnika duchowego pewnie zajmie ci trochę czasu. Go więc – Venefi’cus wskazał na pierzastego pionka - powinieneś chyba stąd wyprowadzić i gdzieś przechować. W ostateczności jak nie będziesz dysponował lokum mogę łaskawie przenocować go u mnie. A moja pomoc dla Parrasa? Hmm… zasponsorowałem mu poprzez ciebie tego Valser-jak-mu-tam. Mogę jeszcze, a nich zna łaskę pana, rzucić na niego jakieś zaklęcie obronne. I tyle na dobry początek powinno kościejowi wystarczyć. Natomiast przychylam się do wcześniejszej propozycji Sephirotha, by dorwać osobnika przesłuchującego Xar’nasha i dowiedzieć się cóż takiego zostało mu wyśpiewane.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 22-07-2008, 16:16   #95
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dziewięć Piekieł Baatoru

Maladomini - Rezydencja Lady Tunridy


- Dalsze polecenia? Hmm… Znalezienie Verissy i jej przewodnika duchowego pewnie zajmie ci trochę czasu. Go więc – Venefi’cus wskazał na pierzastego pionka - powinieneś chyba stąd wyprowadzić i gdzieś przechować. W ostateczności jak nie będziesz dysponował lokum mogę łaskawie przenocować go u mnie. A moja pomoc dla Parrasa? Hmm… zasponsorowałem mu poprzez ciebie tego Valser-jak-mu-tam. Mogę jeszcze, a nich zna łaskę pana, rzucić na niego jakieś zaklęcie obronne. I tyle na dobry początek powinno kościejowi wystarczyć. Natomiast przychylam się do wcześniejszej propozycji Sephirotha, by dorwać osobnika przesłuchującego Xar’nasha i dowiedzieć się cóż takiego zostało mu wyśpiewane.
- Wiesz co masz robić...Oczekujemy na wyniki tych działań, wkrótce- dodał zakapturzony osobnik zwany Sephirothem.
-Będzie jak każecie...Co do lokum, to już je przygotowałem.-rzekł rakszasa. - Będzie tam bezpieczniejszy niż gdyby przebywał w Chronias.
Sądząc po minach obu szefów (cóż...w zasadzie sądząc po minie Venefi’cusa, i charakterystycznego kiwnięcia kapturem Sephirotha) wzięli oni słowa rakszasy za czcze przechwałki. Niemniej nie skomentowali ich i opuścili szybko komnatę.
„A więc, poszło gładko...Lepiej niż sądziłem.”- pomyślał Alsenuemor zamykając drzwi, po tym jak uzyskał od Sephirotha, informacje na temat rodzinnego planu Verrisy.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Rakszasa momentalnie zmalał przyjmując postać Drakii’ego.
- O co cho...?- spytał szorstkim głosem, który mu zamarł w gardle. Stanął bowiem w oko w oko w z rudowłosą krasnoludka w czarnej, pikowanej zbroi skórzanej, tak obcisłej, że wydawała się być jej drugą skórą. Na twarzy miała również miała maskę, skrywającą nieco rysy, dopasowaną barwą do zbroi. Oprócz tego miała też o bicz, w którego sploty wstawione były stalowe ciernie. Oraz sakwę pełną wijących się larw Hadesu, zmniejszonych za pomocą magii dla ułatwienia transportu.
-Moja pani, Lady Tunrida jest zadowolona z twego występu. Przynoszę zapłatę, a sama jestem do tej zapłaty dodatkiem.- rzekła krasnoludzica.
- Zbytek łaski.- próbował wyłgać się od tego „dodatku” Alsenuemor.
- Ależ nie mogę przecież zawieźć mej pani, prawda?...Zobaczysz, znam się na swym rzemiośle.- rzekła krasnoludzica.
Rakszasa jakoś nie był ciekawy tajników rzemiosła, jaki opanowała owa krasnoludzica. Niemniej wkrótce się przekonał, a jego wrzaski, krzyki i jęki roznosiły się korytarzach, wzbudzając złośliwe uśmieszki na ustach i pyskach straży.

Zapomniany Półplan,

tajna kryjówka Alsenuemoura




Nieduży zameczek, wybudowany na unoszącej się w powietrzu skale, rzadko miewał gości. Był bowiem osobistą pustelnią rakszasy Alsenuemora, a on umiał pilnować swych sekretów. Obecnie rakszasa, pełen wściekłości wylegiwał się w balii pełnej wonnych olejków i wyciągu z kwiatu rumianku, lecząc niezbyt groźne, ale bardzo bolesne rany...
Bardziej jednak niż ciało ucierpiała duma rakszasy...Dlatego też do listy spraw do załatwienia dopisał... „Znaleźć duszę Drakii’ego i wypróbować na niej najokrutniejsze tortury, jakie można zadać oczekującemu.”

Alsenuemor wstał i założywszy szlafrok udał się do pokoju zegarów, gdzie wisiały czasomierze wskazujące godziny w dziesiątkach światów. Rakszasa spojrzał na listę.
„Tyle spraw do załatwienia, a tak mało czasu”- pomyślał.- „Muszę wezwać posiłki”
Wybrawszy mnisią szatę, założył ją i udał się w kierunku bramy, prowadzącej na pomost, na którego końcu pulsował tęczowym światłem wielokierunkowy portal.
Alsenuemor zaczął działać...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-08-2008 o 14:04.
abishai jest teraz online  
Stary 30-07-2008, 20:25   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dłoń przesuwa figurę....Wieża zmienia swoje położenie.


Plan Żywiołu Wody

Miasto Szkła, zaułki


W zacienionej alejce spotkały się dwie postacie. Skryte przed ciekawskimi uszami, bacznie obserwowały otoczenie, by uniknąć wykrycia i rozpoznania. A zagrożenie było realne...Miasto Szkła, największy i najsłynniejszy ośrodek handlowy Planu Żywiołu Wody był miejscem gwarnym...Pełnym ciekawskim uszu...Wszak informacja, to również rodzaj towaru. I popyt zawsze istnieje na informacje.
- I co? Czego się dowiedziałeś?- spytał jeden.
- Dimble Beren, kapłan Gonda i Techmistrz z miejsca zwanego Faeurun i niejaki Thurak z Bytopii.- rzekł zapytany.
- Nie popisałeś się...O Dimblu wiem, ba nawet już podjąłem odpowiednie kroki.- rzekł pytający.
- Wybacz panie...Następnym razem postaram się bardziej.- rzekł pytany.
- Oby. Im szybciej ja osiągnę swój cel, tym szybciej ty dopniesz do swego.- odparł pytający.

Skoczek przesuwa się do przodu.


Bliźniacze Raje Bytopii

Shurrok, Siedziba Thuraka


Siedziba Thuraka nawet odrobinę nie przypominała bogato urządzonego domu, jakiego spodziewał się gnom. Właściwie nie przypominała nawet domu, lecz sporą osadę otoczoną palisadą wykonaną z konarów wielkich drzew. Jedna brama z solidnego drewna i wzmocniona żelazem była jedyną drogą prowadzącą do tej niewielkiej fortecy.
Ktoś kto nie znał dzikiej i groźnej natury Shurroku mógłby być zaskoczony widokiem uzbrojonych po zęby gnolli, strzegących właściwie każdego skrawka palisady. Nawet sama brama była chroniona przez czwórkę strażników, którzy teraz z nieufnością patrzyli na samotną figurkę gnoma, zmierzającą wprost w ich kierunku.

Młody gnom, odziany w proste podróżne ubranie o jasnozielonej barwie, spokojnie przedzierał się przez dziki krajobraz. Widok ten był tak szokujący, że strażnicy przez dłuższy czas stali z wywalonymi jęzorami, zupełnie jakby oczekiwali, że zaraz spod ziemi wyrośnie jakąś dzika bestia i pożre gnoma. Ten jednak bez przeszkód dotarł aż pod bramę i zadzierając głowę w górę zakrzyknął:
- Przepraszam, że przeszkadzam. Czy zechcieliby panowie powiedzieć mi, czy to siedziba Thuraka Pogromcy Bestii – jeden z gnolli z tępym wyrazem twarzy skinął głową.
- A czy pan tego... grodu jest aktualnie w swojej siedzibie?– kolejne skinięcie głowy w odpowiedzi.- Świetnie. W takim razie byłbym wdzięczny jeżeli zechcieliby panowie otworzyć bramę i zaprowadzić mnie do waszego chlebodawcy.
Czwórka gnollich głów znikła za palisadą, a gnom wciąż z przyjaznym uśmiechem czekał na otwarcie wrót. Do jego uszu dochodziły ciche szepty gnollich strażników, później szybkie, oddalające się kroki i cisza. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu wrota osady rozwarły się przed przybyszem. Pierwszym co zauważył gnom, był zaniepokojone pyski gnollów i groty włóczni wymierzone wprost w pierś gościa. Młody przedstawiciel małego ludu nie był przyzwyczajony do takich powitać, ale niezrażony tym przekroczył bramę, przyjaźnie uśmiechając się w kierunku otaczających go gnollów. Wrota osady zamknęły się za plecami gnoma. Dopiero teraz pomiędzy gnollami zaczęły się przyciszone rozmowy.
- Jest sam?
- Ano sam i bez broni.
- Bez broni? I dolazł aż tutaj?
- Ale ma plecak. Kto wie, co on tam trzyma.
- Musi być groźny skoro nic go nie pożarło.
- Albo niesmaczny.
- A może te gnomy są trujące?
- Nie wygląda na chorego...

A gnom stał otoczony przez gnolle, ciekawsko rozglądając się po okolicy. Siedziba Thuraka nie wyglądała szczególnie imponująco. Sporo drewnianych chat, jednych mniejszych innych większych, i całkiem sporo wybiegów dla zwierząt. Tyle tylko zdążył dostrzec przybysz za nim przybył pan tej osady. Rozmowy strażników niemal natychmiast umilkły, a pierścień gnolli otaczający gnoma pękł w jednym miejscu, robiąc przejście dla Thuraka.

Gnom wcale nie był zaskoczony, gdy okazała się, że Thurak Pogromca Bestii również jest gnollem ( a dokłaniej flindem), choć wyższym i znacznie masywniejszym od swoich podwładnych. Naderwane ucho i trzy blizny, pozostawione zapewne przez jednego z podopiecznych gnolla, nadawały mu dość specyficzny wygląd. Podobnie jak trofeum w postaci zasuszonej głowy jakiegoś stworzenia, zawieszone u pasa Pogromcy Bestii. Thurak spojrzał na gnoma z pogardą, zupełnie jakby patrzył na szczura.

- Przylazł tu sam?
- Tak panie.- odpowiedź strażnika była szybko i precyzyjna. Widać Thurak nie tylko bestie tresował.
- Bez broni?
- Nawet sztyletu nie ma. -Po tej odpowiedzi zęby Thuraka wyszczerzyły się w złowrogim uśmiechu. Nie tylko bowiem dzikie bestie Shurroku były mu wrogiem. Dla wielu istot jego siedziba byłaby cierniem w d...hmm...we wrażliwym miejscu. Oczywiście, gdyby o niej wiedzieli. A Thurak dbał o to by nikt niepowołany się nie dowiedział.
- Dobra gnomie. Nie obchodzi mnie, jak tutaj dotarłeś, ale za to jestem piekielnie ciekaw skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać.
- Od mojego przyjaciela, który z kolei dowiedział się tego od niejakiego Azaafa Edrila.
- Ach, a więc ten przeklęty merkant za dużo gada. Chyba będę musiał go odwiedzić.
- Raczej nie będzie to konieczne Thuraku Pogromco Bestii, a to dlatego, że przybyłem tu z pewnym małym interesem. Potrzebuje paru z twoich zwierzątek, a oto pełna lista.
Gnom postąpił o krok do przodu, wyciągając przed siebie rękę ze skrawkiem pergaminu. Thurak z cichym warknięciem wyrwał listę z rąk wędrowca. Przez chwilę studiował pergamin w skupieniu, poczym ponownie spojrzał na przybysza.
- Mam to wszystko, ale to będzie sporo kosztować. Nie widzę nigdzie żadnych skrzyń pełnych złota, wiec obawiam się, że możeś mieć kłopot gnomie. No chyba, że w tym swoim plecaczku masz przenośny skarbiec.
- W zasadzie nie jesteś tak odległy od prawdy Thuraku. Chciałbym tylko zauważyć, że chcę kupić tylko tą pierwszą pozycje, a pozostałe zwierzęta jedynie wypożyczyć.

Thurak zaśmiał się pogardliwie.
- Nie pożyczam swoich zwierząt gnomie. Albo je kupujesz, albo nici z całej transakcji.

Przybysz zdawał się jednak nie zważać na słowa przywódcy gnolli. Powoli ściągnął plecak i odwrócił go do góry dnem. Z początku nic się nie stało i dopiero, gdy gnom potrząsnął z całej siły, coś dużego wytoczyło się na ziemie z magicznego plecaka. Oczy Thuraka rozszerzyły się ze zdziwienia.

- Skąd ty to masz?
- Nie powiem, żeby zdobycie tego było proste. Ale jeżeli zna się odpowiednie osoby i wie się jak swoje znajomości wykorzystać... no cóż... wtedy wszystko staje się prostsze. W moim posiadaniu są jeszcze dwa jajka podobnej wielkości. Wszystkie zabezpieczone dzięki magii, tak żeby nie umarły pomimo braku opieki ich matki...-
przybysz widać wolał nie ujawniać zbyt wiele o sobie. Co akurat gnolla nie dziwiło. Jednak na kogoś o kim Thurak wiedział tak mało, gnom zbyt wiele wiedział o Thuraku...
- A co się stało z dorosłymi rokami?
- I samiec i samica niestety nie żyją.


W oczach Thuraka pokazało się zdziwienie. Dostanie się do gniazda roków, położonego wysoko na zboczach stromych gór i zabicie dwóch dorosłych ptaków walczących w obronie gniazda przekraczało możliwości większości śmiertelników.
- A kto je zabił?
- A co to za różnica?
- Wolałbym wiedzieć. Zawsze to jakaś informacja z kim nie zadzierać w przyszłości.
-A gdybym powiedział, że to ja to zrobiłem, to uwierzyłbyś mi? Wątpię, wiec może skończmy ten temat i wróćmy do interesów. Trzy jaja roków w zamian za istoty z tej listy. I chyba tym razem zgodzisz się, żebym je od ciebie wypożyczył, prawda?
- Umowa stoi. Gdzie i na kiedy mam dostarczyć moje zwierzaczki? No i kiedy otrzymam zapłatę?
-Wszystkie informacje masz napisane tuż pod listą, a zapłatę otrzymasz w ratach. Pierwsze jajo dostaniesz już teraz. Drugie, gdy stworzenia znajdą się tam gdzie mają się znaleźć. Trzecie, gdy będę zwracał ci wypożyczone przeze mnie zwierzęta. Zgoda?

Gnoll się zastanawiał...Transakcja śmierdziała gorzej niż młody otyugh. Niemniej jaja roka nie trafiały się często. W myślach gnoll zastanawiał się na tym, jak lepiej zarobić na tym wszystkim. I jak uniknąć pakowania się w większe kłopoty.
- Niech będzie. Ale pamiętaj gnomie, że jeżeli mnie oszukasz, znajdę cię i wypruje ci flaki.
-Nie ma problemu Thuraku. Nie ma problem...


Goniec został przesunięty tak, by zagrozić bezpieczeństwu wieży.


Otchłań

88 warstwa zwana Abis



Na Abis szalał sztorm...



W wieże pałacu Demogorgona co chwila uderzały potężne fale, jakby chciały szturmem wedrzeć się do środka. Było to jednak złudzenie...Sztorm był bowiem jedynie wyrazem nastroju władcy tej krainy Demogorgona. I twierdza była bezpieczna, co innego demony...
Te, które pechowo znalazły się w zasiegu fal, były miażdżone, bądź porywane przez rozszalały żywioł. Ale jakie znaczenie miała śmierć setek demonów, gdy Otchłań codziennie wypluwała tysiące nowych? Nie bez powodu Otchłań była uważana za jeden z najpłodniejszych planów.
Tymczasem w mrocznych trzewiach fortecy sporej wielkości demon przemierzał korytarze kierując się krzykami torturowanego diabła. Przyglądał się każdemu podejrzanemu cieniowi...Był bowiem więziennym klucznikiem- Mistrzem Kluczy. A to dość lukratywna posadka w domenie Demogorgona. Niemniej taka pozycja przyciągała demony pragnące ją zdobyć. A awans w Otchłani, był nieskomplikowany. Wystarczyło bowiem zabić konkurencję i obecnego właściciela tytułu. Dlatego, żaden demon nigdy nie czuł się bezpieczny i zawsze rozglądał się za oznakami nieposłuszeństwa.
Ów Mistrz Kluczy nazywał się Naz’ral i westchnął wchodząc do komnaty tortur w którym przepięty łańcuchami do sporego stołu olbrzymi diabeł cierpiał po „opieką” dziwacznych stworzeń.
Przypominały one nieco krasnoludów, nie były ani żywe ani umarłe...Dwarkiny.

Stanowiły jeden ze starych projektów Demogorogna, starszy niż odbieracze. Porwane przez niego plemię krasnoludów, stało się królikami doświadczalnymi eksperymentów na granicy życia i śmierci. Teraz te bystre niczym woda w kałuży stworki, pełniły rolę katów w twierdzy pana Abis. Bo choć inteligencją nie ustępowały robakom, w dodatku szalone i zupełnie pozbawione instynktu samozachowawczego, to zachowały resztki smykałki do techniki. I więźniowie stanowili dla nich obiekty do zabawy i do wypróbowywania nowych „zabawek” do zadawania bólu. Wchodząc do komnaty tortur Naz’ral chwyciła pochwycił pierwszego z brzegu Dwaarkina i bezceremonialne i skręcił mu kark, dodając .- Co mówiłem, o zaczynaniu tortur bez mojej obecności?
W odpowiedzi usłyszał nieskładny bełkot pozostałej siódemki dwarkinów. Bo choć stworzenia te, rozumiały całą gamę języków, podobno. To ich umysły nie potrafiły połączyć liter w słowa i ich „mową” był nic nieznaczący bełkot. Naz’ral przyjrzał się „pacjentowi”... Jeszcze żył i jeszcze był świadomy. To dobrze.
Sięgnął po leżący na pokrytym śluzem i krwią stole pergamin z ludzkiej skóry. Odczytał jego treść po cichu, choć do dwarkinów dolatywały pojedyncze słowa takie jak: Xar’nash, dyskrecja, resocjalizacja, pilne...
Nie miał one jednak znaczenia dla tych stworzeń, ważniejsza była „zabawa” więźniem... godziny zabawy.

Skoczek staje na drodze królowej.


Acheron

Jeden z sześcianów Avalasu


Nieprawdą jest stwierdzenie, że wojna krwi jest wojną pomiędzy diabłami i demonami.
Gdyż wojna krwi wymyka się spoza definicji wojny znanej wśród ras rozumnych. Wojna krwi to konflikt o gigantycznych rozmiarach toczący się na kilku planach jednocześnie. Wojna która swym wpływem ogarnia cały Wieloświat. I choć głównymi stronami w tej wojnie są diabły i demony, to niemal wszystkie siły Wieloświata są w nią bardziej lub mniej zaangażowane... yugolothy, slaadowie, nawet niebianie. Choć pobudki niebian są bardziej szlachetne. Dbają oni by konflikt pomiędzy diabłami i demonami wyrządził jak najmniej szkód osobom i światom postronnym.

Choć obecnie główny front wojny krwi rozciągał się w okolicach Styksu, gdzie Bel desperacko próbował zebrać rozbite siły Piekła, by spowolnić marsz Orkusa. To na wielu innych planach toczyły pomniejsze bitwy pomiędzy siłami demonów i diabłów.
Także i na Acheronie, gdzie walki pomiędzy diabłami i demonami mieszały się ze zwalczającymi się goblinami i orkami...Na Acheronie panował chaos, tu z czasem każdy walczył z każdym. Acheron był ojczyzną renegackich wojsk, buntowników walczących bez celu.
W tej chwili ognistowłosa niebianka toczyła bój z potężnie trzykrotnie od niej większym robakopodobnym demonem.
Potwór zapewne zgubiwszy drogę pustoszył ów sześcian. Obecnie jednak jego uwagę przyciągnęło skrzydlate stworzenie, które cały czas unikało jego pazurów. Niebianka przezornie trzymając się z dala od stwora, używała swych zaklęć by go zniszczyć.

Oglądając tą patową sytuację pólelfi mnich czaił się w szczelinie sześcianu. Czekał aż stwór znajdzie się w odpowiednim miejscu i zmieniając swą postać w śnieżnobiałą rakszasę uderzył w bok stwora całym swym ciałem z duża siłą i precyzją ...wytrącając z równowagi bestię. Niebianka nie mogła zignorować takiej okazji, szybki zwrot w powietrzu i ostrze jej półtoraręcznego miecza rozpruło ciało demonicznej bestii.
- Radamandys...Że też masz czelność pokazywać mi się na oczy.- rzekła niebianka dysząc ze wściekłości. Wzniosła miecz kierunku rakszasy.
-W zasadzie nie nazywam się Radamandys...To była moja fałszywa tożsamość. Alsenuemor to moje prawdziwe imię.- uściślił rakszasa.- Ale...Ja to już ci chyba mówiłem.
- Nie widziałam cię od afery z Triasem...To twoja wina. Ta sytuacja w której się znajduję..- wysyczała gniewnie niebianka.
- Och, daj spokój...To dawne dzieje. Nigdy nie pasowałaś do Celestii.- rzekł pospiesznie rakszasa.
- Mógłbyś przybrać starą twarz Radamandysie, ten koci łeb mam ochotę ci odrąbać.- rzekła gniewnie.
- Och, ile ra..- zaczął narzekać rakszasa, ale widząc gniewny ruch dłoni niebianki, dłoni trzymającej spory miecz, wykonał prośbę.

- A więc mów szybko Radamandysie, czego tu szukasz.- rzekła niebianka.
- Ciebie moja droga Arienno, tak się składa że musze wykonać parę dobrych uczynków.- rzekł Alsenuemor.
- Ty?! -zaśmiała się Arienna.- Dobry dowcip.
- Nie mylmy spraw moja droga...Muszę pomóc pewnej kobiecie...właściwie dziewczęciu, w odkupieniu win. W moim przypadku to interes, a raczej powinność.- rzekł Alsenuemor.- Zaciągnąłem bowiem poważny dług u potężnego czarodzieja. Co prawda obecnie martwego, niemniej mój gatunek zawsze dotrzymuje ustaleń kontraktu.
- Dotrzymujesz litery kontraktu...- Arienna skorygowała wypowiedź Alsenuemora.
- Tak czy siak, ów kontrakt zobowiązywał mnie do wykonania szeregu zadań, a także dyskretnym zaopiekowaniu się jego jedyną potomkinią w razie gdyby coś się stało z nim.- rzekł Alsenuemor.- I ten szuja kojfnął na zawał.
- Nie możesz go wskrzesić Radamandysie? Byłoby ci łatwiej.- Arienna roześmiała się siadając truchle demona.
- Spalili jego ciało, a prochy wsypali do rzeki.- westchnął smętnie Alsenuemor.
- No więc...Opowiedz o tej kobiecie. O co właściwie chodzi?- spytała niebianka.
- Otóż nazywa się Verissa...-zaczął swą wypowiedź rakszasa.

Wieża bije gońca.

Gehenna

Kranagth


Ogień...Nad Krangath unosiły się smugi dymów z pożarów. Cisza przestała być gościem na Martwym Palenisku. Dzień w dzień, nieumarłe legiony Melifa szturmowały korytarze kolonii formitów. Ale mrówkowate stworzenia okazały się być dla Melifa, twardym orzechem do zgryzienia. Były mniej liczne, ale bardziej zaciekłe w boju...A znajomością własnej podziemnej fortecy i taktyką zasadzek w ciasnych korytarzach, nadrabiały przewagę nieumarłych Melifa. Dodatkowym problem było to, że władca Kresu Nadziei był nekromantą, nie wojownikiem. I strategia była dla Melifa czymś obcym...Dlatego też z zimną furią głosie łajał swoich generałów.
W namiocie rozstawionym na zboczu Kranagth, w miejscu gdzie kiedyś stacjonowała kopalnia Mefistofelesa, siedząc na obsydianowym tronie patrzył na swych poddanych i generałów, nabierając coraz większego podejrzenia iż w ich szeregach jest zdrajca. Melif byl coraz bardziej pewien, że ktoś formitom pomaga...Ale, kto?
To pytanie pozostawało jednak bez odpowiedzi.
Skończywszy swą przemowę słowami .- I w ciągu trzech następnych godzin to siedlisko formitów ma być wybite do ostatniego odnóża.
- Będzie jak rozkażesz panie.-odparli świeżo upieczeni generałowie, jednak bez entuzjazmu. Ich poprzednicy bowiem, też zapewniali o swym zwycięstwie...A Melif po paśmie "porażek" skazał ich na śmierć...ostateczną.
Nagle do namiotu Melifa weszli trzej liczowie...Najstarszy z nich. szkielet w bogato zdobionych szatach rzekł.- Wszystko przygotowane panie. Przedmiot którego żądałeś jest już gotowy.
Gdyby mógł się uśmiechać...Melif zapewne by się uśmiechnął. Ale odpowiedzialne za to mięśnie, już dawno zgniły.

Roszada


Plan Materialny

Faerun, Calimport, Siedziba Ilithana


Ilithan siedział na krześle w Sali Audiencyjnej (kiedyś salonie ) jego posesji nie bardzo wiedząc co robić. Przed nim padł na twarz Khalim, który został posłany na misję. Misję z której nie miał wrócić żywy...A jednak wrócił.
- O wielki Ilithanie wybrańcu Belzebuba, spełniłem wyznaczoną przez ciebie misję.- rzekł Khalim.
-Do...prawdy?- wydukał Ilithan z całych sił starając się, by brzmienie głosu wyrażało pewność siebie.
- Przynoszę wieści...Gdy wdarliśmy się na teren owej posesji, kobieta która tam była, zabiła mych towarzyszy w mgnieniu oka. Ona i jej ochroniarz.- rzekł Khalim.- Kazała powiedzieć ci Ilithanie, że chce się z tobą spotkać fontannie Różowej Smoczycy, na rynku głównym miasta, jutro w południe.
-Ktoś z was wspomniał me imię?- spytał Ilithan.
- Nie, nikt nie zdążył.- odparł Khalim.
Po plecach wybrańca Belzebuba słynął zimny pot...Ona wiedziała!Znała jego imię! Co jeszcze o nim wiedziała?!... Ilithan zaczął gorączkowo rozmyślać nad niekorzystną sytuacją. Czarodziej zaczął sobie zdawać sprawę, że zadarł z siłami potężniejszymi od niego...Nerwowo szukał sposobu na uratowanie swej skóry.
-Panie?- głos Khalima wyrwał Ilithana z rozmyślań.
- Możesz odejść.- rzekł czarodziej nerwowym głosem.

W oczekiwaniu na gambit


Cania

Sala tronowa Mefistofelesa


Arcydiabeł siedział na tronie, znudzonym wzrokiem spoglądając na rudowłose diablę przedstawiającego raport ze swej działalności. Prawa dłoń Mefistofelesa drapała czaszkę pochodząca od jakiegoś czarta... Zaś smok za nim uciął sobie drzemkę. Ten idylliczny obrazek...był kłamstwem. Mefistofeles był bardzo zainteresowany raportem Quintiliusa, pokazującego się w ulubionej postaci. Także Testaron jedynie symulował sen. Był też jeszcze jeden widz. Jego oczy spoglądały na szefa wywiadu, a umysł skrzętnie notował każde wypowiedziane słowo.
- I jest jeszcze sprawa Sephirotha.- rzekł kończąc swą wypowiedź Quintilius.
- Ostatnio często o nim słyszę.- rzekł Mefistofeles, biorąc czaszkę w dłoń. Dłoń która zapłonęła ogniem.- Co tym razem zrobił?
- Kontaktował się z Martinetem...Prowadzi własne śledztwo, w oderwaniu od...-zaczął Quintilius.
- Niech zgadnę...Na balu u Tunridy, nieprawdaż?- przerwał mu pogodnym tonem głosu Mefistofeles.
- Tak...- rzekł Quintilius.
- Jak widzisz, nie ty jeden masz szpiegów w tamtym miejscu. Wszyscy przecież wiedzą, że to doskonałe miejsce, w którym można sobie pospiskować i ponawiązywać kontakty, nieprawdaż?- rzekł Mefistofeles, bawiąc się otoczoną płomieniami czaszką. - A nawet coś więcej, prawda? Imię Glasya...Pewnie coś ci mówi.-
- To był błąd młodości, panie...zapewniam.- odparł pospiesznie szef wywiadu.
- Ja bym to raczej nazwał...Próbą zachowania pozycji w przypadku, gdybym wtedy przegrał. Brzmi lepiej...ale, nie wracajmy do przeszłości.- rzekł Mefistofeles z uśmieszkiem wiele mówiącym wprawnemu obserwatorowi...A mianowicie „Nic przede mną nie ukryjesz”
- Widzisz mój drogi Quintiliusie, Sephirothowi wydaje się, że ma wolną rękę...I tak być powinno, egzekutor musi mieć luźną smycz. Tylko wtedy działa poprawnie. Nawet jeśli czasami jego działania przynoszą pewne...szkody.- rzekł Mefistofeles.- Ale ja wiem o jego działaniach i planach...Wiem o wyprawie jaką odbył w sprawie owej bandy renegackich diabłów. I wiem, gdzie dotarł, a także odkryłem pewne niepokojące fakty, o których on nie wie. I nie musi wiedzieć, na razie. Tak jak i ty. Zleciłem ci zadanie, mój drogi i nim się zajmij.
- Pospiesz się z przygotowaniem do operacji Niebiańskie Żądło...To jest twoje zadanie do wykonania.-dodał arcydiabeł z spoglądając na spowitą płomieniami czaszkę.
- Tak panie, zgodnie z twym rozkazem.- rzekł Quintilius wychodząc.
Tymczasem drżąc ze strachu, tuż przed Mefistofelesem pojawił się osyluth, z przerażeniem w głosie mówiąc.- Wzzywałeś panie?
-Po co te nerwy. Mam dla ciebie ważną misję...Znowu. Udasz się do siedziby Sephirotha i każesz mu się tu zjawić, natychmiast.- Mefistofeles z pobłażliwym głosem do osylutha. Wiedząc i że dzięki temu ów mało ważny diabeł urośnie w pychę i będzie jeszcze bardziej arogancki. Mefistofeles zastanawiał się czy strach przed ewentualną karą wystarczy, by Sephiroth w spokoju znosił pyszałkowate uwagi posłańca.

Cania

Sala tronowa Mefistofelesa


W sali tronowje był tylko Mefistofeles i żywa ozdoba...Testaron. Przy czym żywa ozdoba chrapała. Mefistofeles się uśmiechał...Arcydiabeł wydawał się być w dobrym nastroju...Co niekoniecznie musiało być dobrym znakiem. Naczelny egzekutor wiedział co robią psychopaci, gdy się uśmiechają...Na środku podłogi sali tronowej, leżała mocno osmalona czaszka...Kolejny niedobry znak.
- Ostatnio często bywasz u mnie gościem Sephirothcie...jak tam twoje śledztwa, odkryłeś jakieś ciekawe nadużycia ?- władca Canii wydawał się zadziwiająco radosny i uprzejmy. A gdy już Sephiroth odpowiedział na to pytanie, Mefistofeles spytał.- Świetnie, informuj mnie na bieżąco. Jednak nie wezwałem cię tu tylko w celu złożenia raportu. Tak się składa, że mam pewien problem, na który ty mógłbyś udzielić mi rady.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-08-2008 o 16:16. Powód: dodano fragment i poprawiono rażące błędy w tekście
abishai jest teraz online  
Stary 08-08-2008, 14:17   #97
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini - Rezydencja Lady Tunridy


- Będzie jak każecie...Co do lokum, to już je przygotowałem.-rzekł rakszasa. - Będzie tam bezpieczniejszy niż gdyby przebywał w Chronias.

Sephiroth jedynie siknął głową, choć tak naprawdę wątpił, że Alsenuemor jest dość potężny i wpływowy, by rzeczywiście zrealizować swoje przechwałki. Niezbyt pasowało to do teorii o możliwościach i zdolnościach rakszasy, jaką stworzył na własne potrzeby Naczelny Egzekutor.

- Co do planu na jakim przebywa Verissa, to nazywa się on Altaron. Mają tam pewne problemy z magią, ale ufam, że sobie poradzisz.
- Oczywiście panie.
- odparł bez wahania Alsenuemor odprowadzając „gości” do drzwi.

Czarna szata przepuściła Venefi'cusa przodem, by na chwile jeszcze odwrócić się w kierunku rakszasy. Przez krótki moment wyglądało na to, że Sephiroth zechce coś jeszcze powiedzieć, ale jakby rozmyślił się i spokojnie wyszedł na korytarz. Nie minęła sekunda, a czarna szata stopiła się z cieniami zalegającymi w korytarzu, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

Obręcz empatii powoli wirowała raz w jedną, raz w drugą stronę, ukryta w fałdach ubrania Sephirotha. Od dłuższego czasu, a dokładniej praktycznie odkąd ją dostał, Egzekutora zastanawiało, czy Alsenuemor może z jej pomocą czytać ich myśli. Teoretycznie jakiś mag mógł to z łatwością sprawdzić, ale Sephiroth o magii miał nędzne pojęcie... i z pewnością nie miał zamiaru ryzykować, oddając obręcz na testy u jakiegoś nieznajomego magika.

Jednak był dość pewny i bezpieczny sposób, żeby się przekonać, co potrafi ta magiczna zabawka... I najwyraźniej nadszedł właściwy czas, by z tego sposobu skorzystać. Przez krótki moment z pod osłony szaty przebiło się słabe, niebieskie światło... oznaka, że naczelny Egzekutor jest w dobrym humorze.

***


Dziewięć Piekieł Baatoru
Lodowa Rezydencja Sephirotha


Służba w popłochu uciekała przed lecącym Sephirothem, domyślając się, że Naczelny Egzekutor nie ma dziś dobrego humoru. I choć zazwyczaj pomniejsze diabły i oczekujący dobrze odczytywali emocjonalny stan lewitującej szaty, to tym razem się pomylili. Sephiroth, choć się spieszył, wcale nie był rozgniewany. Bynajmniej na razie nie był.

Lecąc lodowym korytarzem, Naczelny Egzekutor zastanawiał się co zaszło w jego rezydencji, kiedy on zajmował się swoimi sprawami. Na odpowiedź nie musiał długo czekać, bo gdy tylko skręcił w kolejny korytarz, jego oczom ukazał się niepokojący widok. Przed wykutymi w lodzie schodami, poza dwójką strażników, stał jeszcze zaniepokojony Xenak i osyluth z gniewnie wykrzywioną gębą. Gdy tylko łupieżca zobaczył zbliżającego się Egzekutora, na jego obliczu odmalowało się coś, co najprawdopodobniej było wyrazem ulgi. Bynajmniej tak to odczytał Sephiroth.

”Dobrze, że w końcu jesteś. Przeżywamy tu mały kryzys.”
„Co się dzieje? I kim jest ten pacan, z którym rozmawiasz?”
„To posłaniec od Mefistofelesa.”


- Nie ignoruj mnie, gdy do ciebie mówię!- wykrzyknął posłaniec w kierunku Xenaka- Inaczej Mefistofeles dowie się jak...- podczas gdy osyluth dawał upust swoim żalom i gniewowi, Sephiroth i Xenak rozmawiali dalej.

”Czy to ten sam, co ostatnim razem tu przylazł?”
„Tak. I znów kazał mi zmienić kucharza. Ponoć ten jest gorszy od poprzedniego.”
„Dobrze... wracaj do swoich obowiązków, a ja się nim zajmę.”


Xenak bez słowa skłonił się posłańcowi i pośpiesznie ruszył lodowym korytarzem. Był pewien jednego... po tych odwiedzinach będzie musiał wyładować się na jakimś więźniu.

W tym samym czasie Sephiroth zbliżył się do schodów i rozpoczął szybki lot w górę, ku prywatnym komnatom. Nawet nie patrząc na strażników, jeszcze zanim ich minął, pełnym irytacji głosem powiedział.

- Stójcie prosto, chyba, że chcecie, żebym wyprostował wam kości w sali tortur.
- Właśnie! Prosto stać!
- natychmiast poparł go posłaniec.
- I trzymajcie te broń jak należy.
- Tak! Macie ją trzymać porządnie.
- z chęcią powtórzył osyluth.
- A ty za mną.
- Słyszeliście, za ni... Że kto, ja?
- ze zdziwieniem zapytał posłaniec.

Jednak Sephiroth zdawał się go w ogóle nie słyszeć. Dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się przed nim, odsłaniając komnatę pełniącą role prywatnego salonu. Delikatne światło, sączące się z kryształów przyczepionych do sufitu, odbijało się w tafli wody niewielkiego „jeziorka” zajmującego centrum pomieszczenia. Wokoło, w idealnie równych odstępach, rozmieszczono egzotyczne rośliny, sprowadzone na żądanie Sephirotha z najdalszych zakątków sfer. Poza tym, w komnacie nie widać było żadnych innych zdobień, co w dziwny sposób kontrastowało z parterem rezydencji, gdzie ilość ozdób, płaskorzeźb i posągów, była wręcz nadmiernie duża.

Dwa czarcie tygrysy uniosły masywne łby i zwróciły je w kierunku właściciela. Widząc Najwyższego Egzekutora mijającego próg pomieszczenia, błyskawicznie podniosły się z ziemi, przy okazji rozciągając umięśnione ciała. Pomruk, który przy tym wydały, przypominał raczej odgłos zbliżającej się burzy, niż przyjazne, kocie mruczenie.

Sephiroth uśmiechnął się w niedostrzegalny sposób, podlatując do swoich pupilków. Nawet nie zauważył, gdy osyluth wdrapał się po śliskich, lodowych stopniach, rozejrzał po komnacie i rozpoczął swoją tyradę.

- Doprawdy, cóż za bezguście. Czy ty nie masz ani odrobiny wyczucia dobrego smaku? Naprawdę jestem zażenowany...

W czasie, gdy posłaniec gadał jak najęty, Sephiroth obserwował go z lodowatą obojętnością, leniwie drapiąc tygrysy za uszami. Dopiero, gdy niekończąca się mowa diabła zaczęła nudzić Naczelnego Egzekutora, z wnętrza czarnej szaty dobył się obojętny, zimny głos.

- Wiadomość.
- Co?
- spytał wybity z wątku posłaniec.
- Co miałeś mi przekazać?
- spokojnie zapytał Sephiroth.
- A, tak, właśnie. Nasz władca, wszechwładny Mefistofeles, rozkazuje ci byś natychmiast się zjawił przed jego obliczem, sługo.


Sephiroth przez moment stal nieruchomo, nie zwracając uwagi, ani na posłańca, ani na łaszące się pupile. Zastanawiał się, czego może od niego chcieć Mefistofeles. Jednakże powodów, dla których Arcydiabeł mógł wzywać Naczelnego Egzekutora, było zbyt wiele, żeby zgadywać. Więc Sephirothowi nie pozostało nic, jak przekonać się osobiście.

Czarna szata spokojnie ruszyła do wyjścia z komnaty, wymijając rozgadanego osylutha, który natychmiast ruszył za Egzekutorem. Ledwo obaj zdążyli wyjść z komnaty, a bogato zdobione drzwi zamknęły się za ich plecami, odgradzając od prywatnych pomieszczeń Sephirotha.

- Dokąd ty idziesz?- spytał, z oburzeniem posłaniec.
- Odpowiedzieć na wezwanie mojego pana.
- Ale ja jeszcze nie skończyłem. Stój sługo! Masz mnie wysłuchać!
- osyluth widząc, że jego gadanie nie przynosi spodziewanego efektu, wziął głęboki oddech i krzyknął.- Rozkazuje ci!

Dopiero ostanie słowa wywarły spodziewany efekt. Widząc jak Sephiroth zamiera w bezruchu, posłaniec tryumfalnie się uśmiechnął.

- Tak lepiej. A teraz wróć tu i słuchaj co mam ci do powiedzenia.- kontynuował osyluth, długim, szponiastym palcem wskazując na ziemie przed swoimi stopami.

Czarna szata odwróciła się powoli, równocześnie wznosząc się wyżej w powietrze, prawie pod sam sufit. Upiorne, krwistoczerwone światło zalało korytarz, sprawiając, że lód nagle zaczął wyglądać jak zamarznięta krew. Dwójka strażników, którzy pilnowali lodowych schodów, nie wahała się ani przez chwilę – z przerażonymi minami, zbyt dobrze wiedząc co zaraz się stanie, rzucili się do ucieczki.

- ROZKAZUJESZ MI?! TY NĘDZNA POKRAKO OŚMIELASZ SIĘ WYDAWAĆ MI, MI, ROZKAZY!

Wściekły ryk Sephiroth odbijał się od lodowych ścian, niosąc się po całej rezydencji. Nawet w podziemiach, Xenak, który właśnie rozrywał umysł jednego z więźniów na strzępy, nasłuchiwał słabych, ale jednak wciąż słyszalnych odgłosów. Naczelny Egzekutor powoli, z każdym kolejnym słowem, zbliżał się do osylutha, który najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał swój błąd.

- WIESZ Z KIM ROZMAWIASZ? JESTEM NAJWYŻSZYM EGZEKUTOREM! TWÓJ LOS JEST W MOICH RĘKACH!
- Ja... posłaniec Mefistofelesa
- wypieszczał przestraszony diabeł, choć imię Władcy Ósmej najwyraźniej dodało mu odwagi.- Nie ośmielisz się nic mi zrobić! Inaczej zostaniesz dotkliwie ukarany!

Tym razem, wpierw zamiast odpowiedzi, posłaniec usłyszał cichy, złośliwy chichot, który po chwili przerodził się w śmiech... Śmiech szaleńca.

- Ależ ja ci nic nie zrobię...- głos Sephiroth gwałtownie przycichł i nabrał dziwnej, niemal przyjaznej barwy- Ty po prostu pośliźniesz się na tych schodach, połamiesz kilka kości, a na koniec twój kruchy kark pęknie jak cienki kawałek zmurszałego drewna.
- Nie zrobisz tego...
- niepewnie odpowiedział osyluth, kuląc się przed, stojącym już na wyciągnięcie ręki, Naczelnym Egzekutorem.

Sephiroth nie odpowiedział, a jedynie okrutnie się uśmiechnął, choć diabeł i tak nie mógł tego dojrzeć. A później, jeszcze przez długi czas, Naczelny Egzekutor rozkoszował się bólem emanującym z umysłu osylutha i dźwiękiem pękających kości.

***


Dziewięć Piekieł Baatoru
Sala tronowa Mefistofelesa


Sephiroth, udając niepewność i strach, przekroczył próg Sali tronowej. Jak zwykle, natychmiast zgiął się w głębokim ukłonie i w tej pozycji podleciał do centrum sali, gdzie zwyczajnie zatrzymywali się wszyscy, którym Mefistofeles udzielał audiencji. Z lekkim zaskoczeniem, Naczelny Egzekutor zauważył, że w komnacie nie ma Antilii. Wyglądało na to, że córeczka dostała jakieś ważne zadanie od tatusia. Sephiroth z chęcią dowiedziałby się co to za misja, tak pochłaniała czas diablicy, ale wiedział, że ma na to marne szanse.

- Ostatnio często bywasz u mnie gościem Sephirothcie... jak tam twoje śledztwa, odkryłeś jakieś ciekawe nadużycia?- władca Canii wydawał się zadziwiająco radosny i uprzejmy.

I zarówno uprzejmość, jak i radość w głosie Władcy Ósmej, zmartwiły Sephirotha bardziej, niż cokolwiek innego. Gdy Mefistofeles udawała przemiłego i pogodnego diabła, mogło to świadczyć tylko o dwóch rzeczach. Albo jego plany szły we właściwym kierunku, albo miał zamiar zaskoczyć rozmówce gwałtowną zmianą nastroju i wybuchem niepohamowanej furii. Sephiroth sam nie wiedział, która z tych dwóch opcji była gorsza w jego sytuacji.

Jednak prawdziwe obawy rozbudziły się w umyśle Egzekutora dopiero, gdy ujrzał osmaloną czaszkę i uśmiech na twarzy Mefistofelesa. Naczelny Egzekutor wiedział co robią psychopaci, gdy się uśmiechają... w końcu, w pewnym sensie, sam był jednym z nich.

- Podlegli mi Egzekutorzy odkryli ostatnio kilka mniejszych nadużyć... ale nie było to nic, czym ośmieliłbym się zajmować twój cenny czas, panie. Oczywiście wszystkie te drobnostki zostały już... naprawione. W kwestii dziwnych wydarzeń, które jakiś czas temu wywołały moją nieobecność i zmusiły do podróży na teren Zewnętrza, na razie wciąż poszukuje mojego byłego informatora. Gdy tylko śledztwo w tej sprawie posunie się do przodu, natychmiast cię o tym poinformuje, panie. Dysponuje też kilkoma doniesieniami, które w najbliższym czasie mam zamiar sprawdzić, ale na razie jest to kwestia kilku, najbliższych dni.

- Świetnie, informuj mnie na bieżąco. Jednak nie wezwałem cię tu tylko w celu złożenia raportu. Tak się składa, że mam pewien problem, na który ty mógłbyś udzielić mi rady.
- Wszystko, czego sobie zażyczysz panie.
- odpowiedział natychmiast Sephiroth starając się, by w jego głosie nie zabrzmiał niepokój, który aktualnie odczuwał.

Mefistofeles chyba nigdy do tej pory nie pytał Naczelnego Egzekutora o rady. Sama myśl o tym, że Sephiroth mógł być w jakiejkolwiek sprawie lepiej poinformowany lub po prostu znać się na czymś lepiej od Władcy Ósmej, zdawała się nieprawdopodobna. A w połączeniu z dziwnie dobrym nastrojem Mefistofelesa, jeszcze dziwniejsze zachowanie władcy nie świadczyło o niczym dobrym.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 23-08-2008 o 14:30.
Markus jest offline  
Stary 22-08-2008, 16:21   #98
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cania


Sala tronowa Mefistofelesa


Z twarzy Sephirotha nie można było nic wyczytać...Bo nie miał twarzy. Ale ton głosu. To inna sprawa. Sephiroth był zaskoczony i zdenerwowany. I Mefistofeles o tym wiedział. Mimo to (A może właśnie dlatego) władca Canii uśmiechając się niewinnie kontynuował.- Widzisz Sephirothcie, jest pewien władca na jednym z planów materialnych, któremu doradzam, nieoficjalnie...Otóż, ten władca ma wiernego i oddanego sługę. I tu zaczyna się problem. Bowiem ów sługa ma również wiernego i oddanego sługę. Tyle że ów sługa sługi, służy wiernie wrogom władcy...Co według ciebie powinien zrobić władca ze sługą i sługą owego sługi?
Wypowiedź Mefistofelesa była enigmatyczna i przypominała nieco filozoficzne rozważania. Tyle, że Mefistofeles filozofem nie był. W tym musiało coś kryć. Niestety, Naczelny Egzekutor nie miał zbyt wiele czasu na rozważenie sytuacji. Władca Canii nie słynął z cierpliwości...Wprost przeciwnie.

Sigil

Zaułki Ula

Dwie ruiny po obu stronach i pośrodku kupa gnijących śmieci...To właśnie tu zaprowadził orków ich przewodnik.
- To ma być portal ty zawszony diable?!- ryknął na ten widok tannaruk.
- Tylko nie diable, mój tatko był inkubem.- odparł wzruszając ramionami czarownik.
- Nie ważne kim był twój tatko kaducki czaromiocie.- rzekł półorczy łotrzyk , biegły w Sigilskiej mowie. -Dostałeś dużo błyskotek, więc...
- Chcecie dotrzeć do Świetlików nie zdybani przez nikogo, prawda?- rzekł diablę.- No to, są to drzwi dla was.
- A znasz do nich klucz?- rzekł ponurym głosem szaman, a jednocześnie przywódca tej całej wyprawy.
- Tak, tak...-rzekł poirytowany przewodnik. Obiecał sobie w duchu, że o ile przeżyje tą wyprawę, nigdy więcej nie wejdzie w spółkę z orkami. Podciągnął lewy rękaw i zębatym ostrzem, przeciął skórę na przedramieniu. Na kupę gnijących śmieci spadły krople jego krwi.
- Przez te drzwi, mogą przejść jedynie ranni i umierający...a krew jest do niej kluczem.-dodał patrząc, jak nagle powstały wir powietrzny podnosi w górę fragmenty śmieci formując z nich łuk, którego wnętrze rozświetlił blask.
- Użyjcie zabawek od Bogowców, a następnie po zranieniu się przechodźcie przed drzwi. Spotkamy się po drugiej stronie.- odparło diablę znikając w blasku emanującym z portalu.

Gdzieś w Pandemonium

Wiatr wył potępieńczo...Jego podmuchy niosły jęki umierający, krzyki pełne strachu, wojownicze odzywki...Dźwięki istot jeszcze żyjących jak i umarłych. ich brzmiały w wichurze nieustannie chłoszczącej wszelkich przybyszy jak i stałych mieszkańców Pandemonium.

Przez ciasny korytarz przeczołgiwało dwóch ludzi... Ich otwarte szeroko przekrwione oczy, ich usta również otwarte na oścież...Próbujące łapać powietrze mimo, że w Pandemonium nie brakowało tlenu. Ich ubrania, składające się teraz z poszarpanych pancerzy, porwanych szat, i prymitywnych opatrunków brunatnych od zakrzepłej krwi. To wszystko powodowało, że łatwo uznać ich było za szaleńców. I byli nimi w istocie. Nie pamiętali, już kiedy zaczęli poszukiwania, nie wiedzieli gdzie są , ani jak długo przebywali w tym przeklętym miejscu. Nie wiedzieli nawet czemu zaczęli poszukiwania. Te myśli porwały im jęki wiatru...Zatracili pragnienia, potrzeby...Liczyło się tylko zadanie. Stało się on sensem ich życia mimo, że przyniosło im tylko ból i udrękę. Pandemonium zmieniło ich w niewolników własnej obsesji.
Przemierzyli juz setki zakamarków i tuneli tego planu.
Kolejny tunel, kolejny korytarz...tak samo ciasne i niebezpieczne. Nagle czołgający się z przodu człowiek dłonią wyczuł coś gładkiego...okrągłego. Sięgnął i do wnęki drżącą dłonią wyciągnął obiekt którego szukał.

Czarną nieprzeźroczysta kulę, która pod jego dotykiem zaczęła świecić bladą poświatą. A w środku niej...poruszało się coś. Jakiś mglisty obiekt.
-Znaleźliśmy...Po tylu latach.- wycharczał. Teraz musiał sobie tylko przypomnieć, czemu zaczął jej szukać.

Kamigawa - utsushiyo

Pola ryżowe prowincji Bakufun


Kolejna bitwa, kolejny przeciwnik, kolejne starcie...A w jego ciosach brakowało siły. Stary generał w na czerwono zbroi pogodził się ze swą klęską. Jego przeciwnik natarł, jego cięcie przeciekło pancerz i dotarło do organów wewnętrznych.

-"Wziął zbyt duży zamach, jego cios był drżący, niepewny. Powinienem był go uniknąć."- ocenił stary samuraj w myślach...Dlaczego więc tego nie zrobił? W głębi ducha znał odpowiedź... Nie miał serca do sprawy, którą bronił. Przez lata wiernie służył daimyō Konda. Ale teraz...W obliczu zbrodni jaka jego pan popełnił, Kamichu Taigen nie mógł poprzeć sercem, swego pana. Planując kolejne bitwy wiedział, że czyni źle, wiedział że staje się takim zbrodniarzem jak jego pan. Obowiązek jednak nakazywał mu służyć w każdych okolicznościach. Śmierć którą zadał mu ten młody samuraj, była wybawieniem od dni i nocy pełnych rozterek.
Tymczasem w polu widzenia umierającego generała pojawił się mały brodaty człowieczek.
- Możesz tu umrzeć w hańbie i cierpieć...gdziekolwiek trafiacie po śmierci. Lub odrodzić się do życia w chwale.- rzekł spokojnym głosem karzełek, ale Taigen wyczuwał w jego głosie nerwowość.
- Jesteś z kakuriyo ? - spytał umierający samuraj.
- Kakuriyo?- zdziwił się karzełek i sięgnął do sakwy przy pasie. Wyjął z tamtą powiązane razem karki...przeglądnął je mrucząc pod nosem.- Przeklęty gnom, niby taki geniusz, a bazgrze jak kura pazurem...O jest ...Kakuriyo.
Przez chwilę czytał, a ukończywszy rzekł.- Niezupełnie kakuriyo, ale coś podobnego. Niemniej czas twego żywota umyka. Możesz umrzeć jako sługa niegodnego pana, lub służyć komuś, kto doceni twe talenty...Bądźmy szczerzy, śmiertelniku. Tutaj, zmarnowałeś swe życie. Nie trać okazji na drugą szansę. Niewielu ma taką możliwość.

Sigil

okolice Zbrojowni, siedziby entropistów


Ponure mury zbrojowni, z wyjątkiem czterech wież, porośnięte ostroroślą powinny działać odstraszająco, ale nie działały...Co chwila do Zbrojowni- siedziby entropistów wchodził klient. Straż Zagłady sprzedawała bowiem oręż wszelaki. Wszak wojna to stały wzrost entropii... Choć nie mogła się pochwalić jakością broni jaką miały wyroby Bogowców, to jednak ceny miała konkurencyjne, zwłaszcza jeśli klientowi nie przeszkadzało że dany magiczny miecz był używany. Budynek i ruch wokół wejścia obserwował młody anarchista. Chciał zabłysnąć...Dokonać czegoś spektakularnego, zaistnieć we własnej frakcji...Miotał się pomiędzy sabotażem, zrobieniem żartu , a morderstwem jakiejś szychy. Nie zdawał sobie sprawy, że Wieloświat ma poczucie humoru, okrutne i ironiczne poczucie humoru. Zamyślony obracał w dłoni metalowy symbol swej frakcji...Miał go zamiar zostawić na miejscu swego triumfu nad skorumpowany władzami Straży Zagłady. Nie zauważył podchodzącego do niego cicho Grabarza...A nawet gdyby? Dla mieszkańców Klatki, szeregowi członkowie Loży Ponurych byli tym samym co dabusy... Elementem krajobrazu.
Jedno pchnięcie sztyletu i biedny rewolucjonista był martwy. Mrok był skrytobójcą, zabijał szybko...Zabijanie było celem jego istnienia, ale nie źródłem przyjemności...Niósł śmierć, nie ból.
Zabrał metalowy znaczek ze stygnącej dłoni anarchisty...Podobny do czarnego robaka język przesunął się po stożkowatych zębach stwora. Pogardliwy uśmieszek wykwitł na jego twarzy.
- "I on miał się za skrytobójcę? Amatorszczyzna."- pomyślał.

Sigil

Zbrojowia, komnaty Pentar

Faktolka Pentar przeglądała przyniesione jej przez szpiegów raporty...Nastroje na ulicy były bliskie wrzenia. Coś się działo. Nici intryg oplotły całą Klatkę, ale Pentar nie udało się wychwycić pająka, bądź pająków które je plotły. Nawet nie udało się znaleźć dowodów, by obciążyć Harmonium napaścią na frakcję Darkwooda...Ani też sfabrykować dostatecznie dobrych dowodów. Nagle Pentar zauważyła cień, sięgnęła szybko po broń...Nie dość szybko jednak.
Zapewne w walce jeden na jeden z Mrokiem zwyciężyłaby. Ale stwór nie dawał swym ofiarom okazji do obrony. Trzymając dłoń na rękojeści swego krótkiego miecza śmierci modronów faktolka upadła na ziemię. Mrok szybko zaczął przeszukiwać ciało, aż wreszcie znalazł to czego szukał. Heksaedryczną bramę , które według informacji jakie posiadał, powinna otwierać przejścia na plany quasiżywiołów. Wybrał plan próżni i otworzył przejście. Portal, zgodnie z naturą planu, zaczął zasysać wszystko z pokoju, więc Mrok cisnął ciało Pentar, a potem w zamykający się portal cisnął heksaedryczną bramę. Obok plam krwi, „zdobiących” teraz postrzępiony dywan, cisnął metalowy znaczek Ligi Rewolucyjnej.

I ruszył do wyjścia z Zbrojowni...Pierwsze zadanie zostało wykonane.

Miasto Merkantów Unia,

Dzielnica Gospód, karczma „Pod Złotym Pawiem”


Alsenuemor lubił Unię...Mniej hałaśliwa, mniej nachalna...Może dlatego, że młodsza...Unia, bliźniacza siostra Sigil. Miasto portali, z których można się było dostać do... wielu miejsc. Pod względem liczby portali Unia ustępowała Sigil, pod względem dostępności do portali, Sigil ustępowało Unii.
Miasto zbudowane na unoszących się pustce wyspach połączonych mostami, miało swój urok.

Nie to co śmierdzące dymem z kuźni Bogowców i smrodem z kanałów...Sigil. Nic dziwnego że kupcy z Klatki patrzyli z zazdrością na rosnącą im pod nosem konkurencję.
Niemniej rakszasa nie wpadł tu, by napawać się klimatem Unii...Przybył by spotkać z istotą, której rasa dość dużo mu zawdzięczała. Co prawda, tylko dlatego, że wypełniał warunki kontraktu zawartego z pewną potężną istotą.
A jego pomoc dla nich, była jedynie efektem ubocznym owej umowy. Niemniej rakszasa uznał, że nie warto tej rasy wyprowadzać z błędu. Wdzięczność to najtrwalszy rodzaj długu.
Karczma „Pod Złotym Pawiem” nie była w najlepszym stanie. Kamienny budynek, porośnięty bluszczem, miał najlepsze czasy za sobą...Mimo że miał nie więcej niż 80 lat. Jako, że miasto miało niewiele więcej. Postać jaką Alsenuemor przybrał, nie odbiegała od standardów. Jak zwykle półelfi mnich, choć tym razem z kruczoczarnymi włosami splecionymi w warkocz.
Oprócz rakszasy w tym przybytku było niewiele osób. Trójka krasnoludów i niziołek, omawiający w kacie jakieś plany. Alsenuemor wyczytał w ich umysłach, ze szykują łupieżczą wyprawę do jakiegoś grobowca i że niziołek zamierza zdradzić swych towarzyszy, przy pierwszej okazji. Był bowiem sługą żyjącego w grobowcu wampira. Drugą znacznie bardziej groźną, a jednocześnie irytującą grupą było czterech członków bandy zwanej Ulubieńcy Bogów. Zbieraniny odprysków bogów...jak ich pogardliwie określał Alsenuemor. Ulubieńcy Bogów pochodzili bowiem z różnych ras i kultur, a łączyło ich to, że któregoś z ich przodków zapłodniło bóstwo. Rakszasa gardził ich arogancją i zadufaniem.
Tymczasem do karczmy weszła kobieta o nietypowej barwie oczu i skóry...Którą można by wziąć za egzotyczną odmianę elfa, gdy nie wężowa faktura skóry i muskularne kończyny dolne zakończone wielkimi pazurzastymi łapami.

Jeden z pijanych już Ulubieńców Bogów podszedł do niej i z natarczywością w tonie głosu wybełkotał.- Wiittaj Skaaarbeńku , naw..naw..nawet nie wiesz, jaki zassszczycz ciem spotkał. Bo rozmawiaaa z tobą potomek...samego... Peeelora. Ot, co ...Może usiądziemy razem i wymienimy...ca...te ..no podglądy.
Oczy kobiety błysnęły złotawo...A ona sama rzekła.- Uważam panie, że potrzebujesz się napić piwa. Przecież jesteś spragniony. Poza tym, i tak mnie nie zapamiętasz.
- Piwo...Tak, muszę się napić piwa.- rzekł bełkotliwym głosem „potomek Pelora” kierując się do szynkwasu.
- Nie wyszłaś z wprawy, moja droga Uerlith.- rzekł na powitanie Alsenuemor.
- Umysł miał zaćmiony alkoholem.- rzekła Uerlitth. - A przez to podatny na sugestię, nawet młody gaarhir mógłby sobie z tym poradzić.
Gaarhir...Alsenuemor nigdy nie próbował zrozumieć, co oznacza nazwa tej rasy. Zapewne „lud” lub coś w tym rodzaju. Gaarhiry były psionicznie uzdolnioną rasą, której korzenie nie były do końca pewne. Łączyły w sobie pewne cechy gadów, i elfów i paru innych stworzeń. Wolały się trzymać kilku półplanów i rzadziej odwiedzanych planów Wieloświata, prowadząc półmonastyczny żywot. Nic dziwnego, że niewielu wiedziało o istnieniu tej rasy. Sam Alsenuemor odkrył ich przez przypadek.
- Nie wątpię, lecz sprawa w której poprosiłem cię o pomoc nie jest powiązana z telepatią.- rzekł Alsenuemor.- Otóż jest pewna kobieta...właściwie dziewczę. Żyje ona na pewnym planie, z którego chciałbym ją wyrwać by spełniła swe przeznaczenie.
- Co w tym trudnego? Magia...-zaczęła m mówić Uerlith, ale rakszasa jej przerwał.- Właśnie z magią mam problemy. Potrzebuję pomocy tak utalentowanej psioniczki, jak ty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-08-2008 o 17:45.
abishai jest teraz online  
Stary 25-08-2008, 14:13   #99
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Dziewięć Piekieł Baatoru
Sala tronowa Mefistofelesa

- Widzisz Sephirothcie, jest pewien władca na jednym z planów materialnych, któremu doradzam, nieoficjalnie... Otóż, ten władca ma wiernego i oddanego sługę. I tu zaczyna się problem. Bowiem ów sługa ma również wiernego i oddanego sługę. Tyle że ów sługa sługi, służy wiernie wrogom władcy... Co według ciebie powinien zrobić władca ze sługą i sługą owego sługi?

Gdyby Sephiroth nie znał swojego władcy, pomyślałby, że ten poszedł jego śladem i przekroczył granice poczytalności. W pewnym sensie, obłęd wyjaśniałby dlaczego Mefistofeles zachowuje się tak dziwnie. A jednak, Najwyższy Egzekutor był niemal pewien, że za tym kryje się coś więcej.

Szalony umysł, skryty za zasłoną czarnego materiału, błyskawicznie podążał ścieżkami, którymi nie odważyłby się podążyć nikt normalny. Kolejne elementy wirowały w głowie Sephirotha szukając właściwego miejsca, aż w końcu zaczęły układać się całość.

”Sługa... Ja jestem sługą władcy, twoim sługą... Nie wzywałbyś mnie, gdyby ta sprawa nie była zemną związana... Próbujesz bawić się moim kosztem? Ja widzę, dalej niż wy wszyscy! Widzę do czego zmierzasz! A zatem dalej, brnij w to szaleństwo i pozwól mi się poprowadzić... A wtedy poznasz, co skrywa się za zasłoną... Niech twa wola się ziści, panie! Niechaj sędzia wyda wyrok na samego siebie!... Wyrok, który przybliży do otchłani... nie mnie, lecz ciebie!”

Gdy Sephiroth odezwał się ponownie, w jego głosie nie było już słychać obawy, a jedynie lodowaty chłód. Jakby Naczelny Egzekutor uznał, że cała ta rozmowa zupełnie nie jest z nim związana i jemu samemu nic nie zagraża.

- Mój panie, jako wierny i oddany sługa nigdy nie ośmieliłbym się pouczać swojego władcy... Aczkolwiek nie ośmieliłbym się również nie udzielić odpowiedzi na zadane mi pytanie. – z pokorą zaczął Sephiroth – W moim przekonaniu, władca, o którym mowa, powinien dokładniej przyjrzeć się całej sprawie. Jeżeli sługa sługi rzeczywiście pozostaje nielojalny w stosunku do władcy swojego władcy, to zasługuje na powolną śmierć z rąk swojego pana...

”I tak Xenaka miał spotkać taki los, a to, czy spotka go szybciej, czy później, nie ma znaczenia.”

- Chyba, że można wykorzystać sługę, sługi przeciw wrogom władcy. Wtedy należałoby postąpić w ten sposób. I najlepiej, żeby władca w tej sytuacji wykorzystał swojego wiernego i oddanego sługę, by ten wpłynął na swojego sługę. Jednak zakładając takie rozwiązanie, wierny sługa powinien, oczywiście z rozkazu swego władcy, rozpocząć ścisłą współprace z wywiadem swojego pana, chyba, że już taka nić współpracy by istniała. Oczywiście tylko w celach bezpieczeństwa i polepszenia skuteczności działań. - Sephiroth zamilknął na chwilę, pozwalając Mefistofelesowi przemyśleć jego słowa, poczym podjął dalej. – Co do losu wiernego i oddanego sługi, którego posiada władca. Jeżeli pan uzna, że to narzędzie wciąż jest mu przydatne, powinien okazać łaskę. Niektórzy powiadają, że miłosierdzie może znacznie wzmocnić więzy łączące sługę i jego pana, tak, że ten pierwszy stanie się potulny jak szczenię. Osobiście uważam jednak, że strach i demonstracja najnowszych narzędzi tortur, odnosi lepszy skutek. Obawiam się jednak, że [u]niektóre[/b] istoty, w tym być może oddany sługa swego władcy, nie odczuwają strachu, a ból jest tylko drobnym brakiem komfortu.

- Złagodniałeś Sephirothcie, może nawet, aż za bardzo. - rzekł ironicznym głosem Mefistofeles.- A może domyśliłeś się, że chodzi o ciebie i Xenaka? Trochę wstyd, iż korupcję i zepsucie dostrzegasz u innych, a przegapiłeś siedlisko obcego wywiadu, będące tuż pod twym nosem... A może wiedziałeś? Wtedy byłbyś winien nie tylko zaniedbania, ale…i zdrady.

”Wie... Czy na pewno?... Nie wie... O nich?... Wie... O mnie?... Nie wie... Gdzie początek?... Wie... Gdzie koniec?...”

- Wybacz panie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że Xenak działa przeciw tobie. Mój władco, przyznaje, że rzeczywiście zaniedbałem obowiązki i zasługuje na karę, lecz i to ma swoje podstawy. Znasz mnie, mój panie i wiesz, że jestem niezwykle skrupulatny przy wykonywaniu mych zadań. Jednak ostatnio wpadłem na ślad, który może doprowadzić mnie do czegoś ważniejszego... Na tyle istotnego, że niedawno skontaktowałem się z jednym z najlepiej poinformowanych, spośród moich znajomych.

Uśmiech wciąż nie schodził z ust Mefistofelesa. Władca Canii milcząc patrzył na swego sługę. Pocierał brodę dłonią udając zamyślenie, ale Sephiroth był niemal pewien, że już dawno wydał wyrok, a to wszystko było przedstawieniem... Rozrywką jaką Władca Canii zafundował sobie jego kosztem.

Nagle do komnaty wpadł cornugon, przerywając rozważania Sephirotha i padając plackiem przed Mefistofelesem rzekł.

- Panie, przybył Podróżnik i prosi o posłuchanie.

Przez twarz Mefistofelesa przebiegł grymas, najpierw irytacji, potem zniechęcenia. A to nie uszło uwadze Naczelnego Egzekutora. Czy Władca Ósmej jedynie udawał, czy może rzeczywiście Podróżnik i te jego ciągłe badania, zaczynały go nudzić? Po dłuższym milczeniu, Arcydiabeł rzekł w końcu.

- Ciesz się Sephirothcie... Jedyną karą jaką na ciebie nałożę, jest ograniczenie funduszy na twą działalność... Niemniej Xenak i ci którzy z nim działali mają być martwi. Łeb ilithida prześlij mi na srebrnym półmisku, każę go wypchać i zrobić z niego poduszkę. Jesteś egzekutorem, więc wytrop całą jego siatkę. I pamiętaj, ja już znam imiona wszystkich zdrajców.

”Których zdrajców, panie? Czyżbyś nie wiedział jak wielu ich jest? Tyle fałszywych twarzy... tyle fałszywych uśmiechów... tylu zdrajców... Każdy nim jest, na swój sposób. Każdy zdradza... siebie, pamięć, pana, sługę, rodzinę, miłość... Widzisz szachownice, lecz nie widzisz wszystkich figur. A gdy je dojrzysz, będzie już za późno. Spodziewasz się zagrożenie z wyżyn, a nawet nie zorientujesz się, gdy zbije cię zwyczajny pionek.”

- Dziękuje ci za twą łaskawość, władco. I obiecuje, że wkrótce naprawię swój błąd.

Zgięty w głębokim ukłonie, na skinienie Władcy Ósmej, Sephiroth opuścił sale.

***


Dziewięć Piekieł Baatoru
Lodowa Rezydencja Sephirotha

Xenak z przyjemnością przyglądał się rozpiętemu na ławie więźniowi. Diabeł został żywcem oddarty z łusek i skóry, a pomimo to wciąż uparcie trzymał się życia. Jedno z jego oczu stało się wspomnieniem, po którym pozostał jedynie pusty oczodół, a kły i pazury, które dawniej stanowiły tak groźną broń, teraz leżały na pobliskim stole ochlapane krwią swojego byłego właściciela. Łupieżca z łatwością wyobrażał sobie, jak drugie oko, zakryte przez napuchniętą źrenice, rozpaczliwie miota się we wszystkie strony starając nie patrzeć na wizje, które przedstawiał diabłu Xenak.

A nie były to zbyt miłe obrazy. Krótkie migawki przedstawiające torturowanego do połowy rozpuszczonego w kwasie, poćwiartowanego na plasterki, ale wciąż żywego, czy zdanego na pastwę „kotków” Sephirotha. Wszystko to, a nawet znacznie więcej, przemykało przed oczami więźnia, który wpadał w coraz większą panikę. Xenak rozkoszował się tą chwilę wyczuwając strach emanujący z umysłu ofiary. Dla Łupieżcy to było niczym narkotyk – uzależniające, a jednak cudowne.

Już dawno dowiedział się wszystkiego co chciał wiedzieć. Teraz to była jedynie kwestia dobrej zabawy i rozrywki. W końcu Xenak też czasem musiał odpoczywać od swoich obowiązków, a posłaniec od Mefistofelesa jedynie pogorszył humor telepaty.

Zajęty swoją zabawą, Xenak nie zauważył, że pozostał sam na sam z więźniem. Ani odrobinę mu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Ułatwiało skoncentrowanie się na myślach ofiary i bólu, który doznawała. I być może dlatego, Łupieżca nie usłyszał, ani nie dostrzegł cienia, który znikąd wyrósł za jego plecami. Macki Xenaka gwałtownie drgnęły, gdy telepata posłał w głąb umysłu ofiary potężne, mentalne uderzenie – ostateczny cios, który miał zmiażdżyć psychikę i przemienić diabła w bełkoczącą roślinę. Równocześnie zdarzyły się dwie rzeczy. Więzień wydał przeraźliwy krzyk bólu, a komnatę rozświetlił krótki, pojedynczy błysk światła.

Xenak miał się nigdy nie dowiedzieć, co stało się z jego ostatnią ofiarą. Tak samo, jak jeszcze przez kilka minut miał nie wiedzieć, co stanie się z nim samym. Błoga nieświadomość bez ostrzeżenia otuliła Łupieżcę.

Dopiero teraz Sephiroth stał się całkowicie widoczny i spojrzał na leżącego u jego stóp Xenaka. Biedny telepata nawet nie wiedział, że stał się jedynie pionkiem w większej rozgrywce i już od dawna spisany był na straty. A to, że jego śmierć nastąpi o kilka dni wcześniej... to zupełnie nie przeszkadzało Naczelnemu Egzekutorowi. Sephiroth wyleciał na korytarz i zwrócił się do oczekujących tam katów.

- Przygotujcie go, ale ani mi się ważcie uciąć mu choć jedną mackę. Ja się nim zajmę... osobiście.
 
Markus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172