Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2007, 18:04   #21
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Zewnętrze
Oko Zapomnienia

Spotkanie dobiegło końca i gdy tylko Alsenuemor zaprosił wszystkich na zewnątrz, Sephiroth bardzo skwapliwie skorzystał z możliwości wyjścia na świeże powietrze. Ledwo wszyscy spiskowcy opuścili karczmę, rakszasa gwizdnięciem przywołał „ptaszysko” o adamantytowych piórach. Najwyższy Egzekutor słyszał kiedyś o tych istotach, ale nigdy nie miał okazji żadnego ujrzeć. Gdy chronotyrym przemówił, Sephiroth niezdolny do skoncentrowania się na jego słowach, zupełnie nie zrozumiał, co istota miała do powiedzenia.

Xar'nash, Alsenumor i jego wierzchowiec, wzbili się w powietrze i pozostawili resztę spiskowców samych sobie. Sephiroth nie miał zamiaru stać przed karczmą do końca świata i bez słowa ruszył przed siebie. Lewitująca szata bez trudy zleciała ze wzgórz, wydostając się na mniej skaliste tereny. Najwyższy Egzekutor obrał kierunek mniej więcej na Żebra i leciał przed siebie, starając się skoncentrować na niedawno odbytej rozmowie. Z początku przychodziło mu to z wielkim trudem, ale już wkrótce, dzięki oddalenie się od Iglicy, Sephiroth zaczął odzyskiwać siły i jasność myśli. Magia wracała, a wraz z nią nadwątlone siły Najwyższego Egzekutora.

Zewnętrze
Żebra

Na ulicach Portalowego Miasta, przeciskała się cała masa pomniejszych diabłów i śmiertelników, na tyle odważnych, żeby zapuszczać się w miejsce o tak złej sławie. Najrozmaitsze oferty kusiły i przyciągały uwagę, zachęcając do kupna najrozmaitszych rzeczy. Duszę czyste i potępione, larwy i płynny ból, były tylko wierzchołkiem góry lodowej. Na targu przedstawiono najnowsze osiągnięcia myśli technicznej, głównie maszyny do torturowania, więzienia i robienia bliźniemu różnych niemiłych rzeczy.

Przez rozszalały tłum, bez większego trudu, drogę torowała sobie świta Sephirotha. Już sama obecność i widok Najwyższego Egzekutora przekonywał większość osób do bardzo pośpiesznego zniknięcia w innej uliczce miasta. Ci którzy albo nie rozpoznali Ekscelencji, albo uważali, że nic im nie grozi, byli spychani na bok przez strażników i ochroniarzy, tej niepozornej lewitującej szaty. W normalnych okolicznościach, Sephiroth zatrzymałby się przy niektórych stoiskach i obejrzał jak sprzedawcy demonstrują, na potępionych duszach i schwytanych niewolnikach, działanie najnowszych maszyn do tortur. Tym razem miał jednak zbyt wiele ważnych spraw.

W końcu, po długiej i stosunkowo powolnej podróży, Najwyższy Egzekutor wraz ze swoją świtą dotarł do celu. Portal prowadzący do Piekła był wręcz oblegany. Cała masa diabłów stała w poplątanej i zawiłej kolejce, której koniec niknął gdzieś daleko na jednej z bocznych uliczek. Gdyby Sephiroth był jednym z pomniejszych diabłów, dostanie się do Baatoru zajęłoby mu wiele godzin i odpokutowane byłoby długim i męczącym staniem w kolejce. Jednak Najwyższy Egzekutor, wraz ze swoim tytułem, otrzymał wiele przywilejów i właśnie dzięki jednemu z nich, nie musiał sterczeć wśród pospólstwa w oczekiwaniu na swoją kolej.

Świta Sephirotha bez trudu utorowała mu drogę do portalu i choć wielu diabłom, takie wpychanie się na sam początek kolejki nie podobało się, nikt nie miał odwagi zaprotestować. Lewitująca szata wleciała w portal prowadzący do Dziewięciu Piekieł.

Cania
Lodowa rezydencja Sephirotha

Xenak już od dłuższego czasu czekał na powrót Sephirotha. Dwójka strażników z ciekawością przyglądała się Łupieżcy Umysłu, który ciągle kręcił się u stóp lodowych schodów, prowadzących do prywatnej siedziby ich pana. Jego nerwowo podrygujące macki świadczyły, że wydarzyło się coś niedobrego. W końcu, umysł Xenak bez przerwy poszukujący Sephirotha natrafił na ślad. Chwilę trwało nim Łupieżcy udało się nawiązać telepatyczny kontakt.

”Co się stało Xenaku? Czyżby jakieś kłopoty pod moją nieobecność?”
„Nie, poza jednym, ale poważnym. Straciliśmy kontakt z Pizzydratonem. Ponadto jeden ze szpiegów zwiódł i musiałem go należycie ukarać.”
„Wiadomo co i gdzie się stało z Pizzydratonem?”
„Jego ostatnia wiadomość doszła do nas z Greyhawku, jednego z Pla...”
„Wiem czym jest Greyhawk. Rozumiem, że nie wiesz, co mu się przydarzyło?”
„Jeszcze nie zostało to ustalone. Mam się tym zająć?”
„Tak, tylko bądź ostrożny. Nie chcemy stracić kolejnego agenta, sam doskonale to rozumiesz. Jeżeli okaże się, że Pizzydraton zginął, lub został schwytany przez jakiś śmiertelników o znikomej potędze, wyślij na poszukiwanie Łowców Śmiertelnych. Niech schwytają ich i przyprowadzą do mnie. Nie możemy dopuścić, żeby zwyczajni i mało istotni ludzie, mieszali się do moich spraw i nie ponosili za to żadnej kary. Tylko nie popełnij błędu Xenaku i nie wysyłaj Łowców przeciw jakimś potężnym i ważnym osobistościom. Nie mam teraz czasu, ani chęci na prowadzenie walk z jakimś śmiertelnym królem.”
„Oczywiście zajmę się tym... a co jeśli okaże się, że Pizzydraton nie został chwytany, ani zabity, tylko zdradził?”
„Wtedy masz dowiedzieć się, gdzie jest i dla kogo pracuje. Dalej chyba sam będziesz wiedział co robić, prawda?”
„Tak... jest jeszcze jedna, pilna sprawa. Służba jakiś czas temu, przyjęła jakiegoś diabła, który ponoć był wysłannikiem samego Mefistofelesa. Władca Ósmej chcę cię jak najszybciej widzieć w swojej siedzibie.”
„To już wszystko?”
„Tak.”
„Dobrze, ja natychmiast udam się do Mefistofelesa, a ty zajmij się wykonaniem moich poleceń.”
„Jak sobie życzysz.”


Cania
Sala tronowa Mefistofelesa

- Zanim pójdziesz egzekutorze, może powiesz mi gdzie na tak długo zniknąłeś?
- Panie przebywałem w Zewnętrzu. Zaufany informator przekazał mi, że ma się tam odbyć spotkanie jednego z twoich sług z grupą szpiegów Belzebuba. Jako, że podejrzany był jednym z wysoko postawionych diabłów, postanowiłem zająć się tym osobiście. Okazało się, jednak, że informator z jakiegoś powodu okłamał mnie i do żadnego spotkania nie doszło. Panie, czy chcesz, żeby na bieżąco informował Cię o rozwoju tej sprawy?


Przez chwilę w sali trwała kompletna cisza. W lewitującą szatę wpatrywały się trzy pary oczu, a każde z nich wydawało się doskonale czytać w myślach Sephirotha. Najwyższy Egzekutor przez chwile zastanawiał się, czy jego kłamstwo zostało przejrzane i jeśli tak, to jaka kara go czeka.

- Informuj mnie na bieżąco sługo, a teraz zejdź mi z oczu i zajmij się zadaniem, które zostało ci powierzone.

Sephiroth odczuł olbrzymią ulgę, gdy Mefistofeles zezwolił mu odejść. Zgięty w głębokim ukłonie, Najwyższy Egzekutor wycofał się z olbrzymiej sali tronowej, odprowadzany przez czujne, smocze oczy. Dopiero, gdy wrota do komnaty zamknęły się przed „sługą”, Sephiroth powoli wyprostował się i ruszył w długą drogę powrotną do swojej rezydencji. Czekało go jeszcze bardzo wiele pracy, ale nie miał żadnych wątpliwości, że tron Canii jest wart wysiłku.

Podejrzane było tylko, że Mefistofeles dał się tak łatwo nabrać. A może wcale nie dał? Na wszelki wypadek, Sephiroth bardzo uważnie rozglądał się dookoła opuszczając siedzibę Władcy Ósmej, choć starał się to robić w miarę dyskretnie, co było ułatwione przez długi kaptur zakrywający twarz. Już wielokrotnie Najwyższy Egzekutor był szpiegowany i śledzony, a za czasów Belizigala sam się tym zajmował. Dzięki temu doskonale znał sposoby gubienia i oszukiwania potencjalnych szpiegów.

Ledwo Sephiroth opuścił siedzibę swojego pana, natychmiast pośpiesznie ruszył w labirynt uliczek Mefistar. Dawniej całkiem dobrze poznał te uliczki i jeszcze wiele z tej wiedzy pozostało w głowie Najwyższego Egzekutora. Tutejsza skomplikowana architektura w połączeniu ze znacznymi umiejętnościami Sephirotha powinna mu umożliwić zmylenie potencjalnych obserwatorów i zgubienie szpiegów.

Cania
Lodowa rezydencja Sephirotha

Trójka posłańców z niepokojem stała w jednej z komnat audiencyjnych. Nie czuli się najlepiej w tej pustej, lodowej sali, wypełnionej olśniewającymi ozdobami. Nastroju nie poprawiał im też fakt, ze zostali wezwani przez samego Sephirotha Najwyższego Egzekutora, od którego kaprysu mogło zależeć ich życie. Żaden z trójki nie miał najmniejszej chęci spotykać Ekscelencje i o wiele chętniej, cała trójka, byłaby teraz bardzo daleko stąd.

Nie ma się wiec co dziwić, że gdy lodowe drzwi otworzyły się, a do środka komnaty wleciała lewitująca szata, wszyscy posłańcy, jak jeden diabeł, padli na kolana i przycisnęli twarze do zimnej podłogi. Sephiroth podleciał do trójki czartów, z pogardą patrząc na ich strachliwe i służalcze zachowanie. Tuż obok Najwyższego Egzekutora dostojnie kroczył Xenak, jak zwykle ubrany w nieskazitelną czerń.

- Najpierw ty. Wstań!

Cała trójka uniosła twarze, żeby spojrzeć na kogo wskazuje Najwyższy Egzekutor. Posłaniec, w którego wymierzony był rękaw szaty, podniósł się na nogi, choć trzęsące się kolana skutecznie mu to utrudniały. W czasie kiedy jeden z diabłów usiłował utrzymać się na nogach, Sephiroth spokojnie cofnął się w tył, ustępując miejsce Łupieżcy Umysłu. Xenak natychmiast stanął przed swoją ofiarą, a jego macki drgały niespokojnie. W białych, pozbawionych źrenic oczach, zalśniły dwie mściwe iskierki. Na pozór Xenak nie wykonał żadnego ruchu, ani nie zrobił nic. Pomimo tego, posłaniec zwalił się na ziemie, wrzeszcząc jak obdzierany ze skóry i tarzając się po podłodze w niewysłowionym cierpieniu.

Sephiroth uśmiechnął się sam do siebie, wyczuwając cierpienie diabła. Doskonale wiedział, że Łupieżca może zrobić to delikatnie i szybko, ale Najwyższy Egzekutor zażądał, żeby Xenak zadawał swoim ofiarą jak największy ból. Sephiroth uwielbiał patrzeć na cierpienie innych, a w dodatku sposób przekazywania informacji, opracowany przez Xenaka, był skuteczniejszy i bezpieczniejszy niż tradycyjne metody.

”Udało się. Czy mam się teraz zając pozostałymi z tych roztrzęsionych durniów?”
„Oczywiście. Wszyscy trzej mają swoje zadania i muszą je wykonać perfekcyjnie. Wiesz, co masz robić, a ja zajmę się przygotowaniami do kolejnej wyprawy.”
„Jak długo cię nie będzie?”
„Nie wiem, ale do mojego powrotu ty się wszystkim zajmiesz Xenaku. Tylko bez żadnych sztuczek, pamiętasz naszą ostatnią rozmowę na ten temat.”
„Doskonale ją pamiętam. Czy masz dla mnie jeszcze jakieś polecenia?”
„A zająłeś się sprawą Pizzydratona?”
„Wydałem odpowiednie polecenia, kiedy ty byłeś u Mefistofelesa.”
„Doskonale, w takim razie jest jeszcze jedna sprawa. Niech twoi agenci zapoznają się z aktualnym stanem otoczenia Mefistofelesa. Obawiam się, że od ostatniego raportu zaszły tam spore zmiany, a wolałbym wiedzieć, kto aktualnie jest u łask i trzyma się blisko Władcy Ósmej.”
„Dobrze, zajmę się tym. Czy życzysz sobie czegoś jeszcze?”
„Nie to chyba wszystko. Jak już wydasz odpowiednie rozkazy swoim agentom, możesz zająć się swoimi sprawami.”


Gehenna
Kopalnia Mefistofelesa

Na niewielkim skrawku ziemi, gdzieś u podnóża Kresu Nadziei, pierwszy raz od wielu lat zerwał się wiatr. Co dziwniejsze bardzo zimny wiatr, niosący ze sobą odgłos śnieżnej zamieci. W miejscu gdzie przed chwilą nie było nic, poza zwyczajną, czarną skałą, teraz unosiła się szata. Sephiroth nie przepadał za magicznymi podróżami i w dodatku nie ufał magom, którzy podlegali pod jego rozkazy. Jednak pomimo swojej niechęci, czasem potrzebował skorzystać z ich usług, żeby ułatwić sobie szybki i w miarę bezpieczny transport.

Teraz Najwyższy Egzekutor stał, a właściwie unosił się tuż ponad czarną skałą, zlewającą się z równie ciemną szatą, okrywającą Sephirotha. Celowo nie zapowiadał swojego przybycia, ale z jego wiadomości wynikało, że gdzieś tutaj miał na niego czekać osyluth. Ze spokojem wypatrując sługi, Najwyższy Egzekutor zastanawiał się jakim cudem, Mefistofeles zdołał nakłonić do współpracy, albo oszukać Melifa. Zanim do głowy Sephirotha wpadł jakiś pomysł, na tle ciemnego nieba, zarysowała się wysoka i wychudzona sylwetka osylutha. Diabeł zatrzymał się na moment, rozglądając dookoła i z pewnością mając trudności z wypatrzeniem Ekscelencji. Sephiroth postanowił ułatwić mu zadania i ruszył w jego kierunku, zastanawiając się, co też go czeka w tym ponurym i sprawiającym wrażenie martwego, miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 21-08-2007 o 10:56.
Markus jest offline  
Stary 02-08-2007, 20:56   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nessus, Cytadela Piekła

W wielkiej twierdzy Asmodeusza był pokój, duży i pozbawiony światła. Cała podłoga tego pokoju była wyłożona dwukolorowymi płytami, tworząc szachownicę. Na środku pokoju stał wielki rzeźbiony tron na którym siadał On, władca całego piekła. Zaś na tej podłodze-szachownicy stały figury, wiele figur, a każda niepodobna do pozostałych. Asmoduesz siadywał tu często rozmyślając nad wieloma sprawami wieloświata.. Od czasu do czasu patrzył jak figury, z własnej woli, przesuwały się po podłodze...
Teraz też rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami które działy się na jednym z planów materialnych ..Nagle jego rozmyślania przerwał zgrzyt.. Pokryta kurzem i pajęczynami duża i ciężka figura poruszyła się.
- A więc w końcu zdecydowałeś sie na działanie.. stary przyjacielu?- po tych pogardliwych w tonacji słowach, na twarzy Asmodeusza pojawił się ironiczny uśmieszek.


Dziewięć Piekieł Baatoru; Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Kobieta wyglądająca jak upadły anioł, machnęła nerwowo skrzydłami. Jej idealne rysy skrzywiły się z niesmakiem na widok tego obrazu nędzy i rozpaczy, jakim była kwatera Venefi'cusa. Brała do ust kolejną eklerkę, choć wolałaby coś innego ..najlepiej żywego , wijącego się i błagającego o litość. Zgnieść między zębami jakąś duszę!
Nie była bowiem głodna, tylko piekielne znudzona i sfrustrowana czekaniem na tego śmiertelnika z Pierwszego Planu.
Jedynym detalem w tym pokoju wartym uwagi było wielkie czarne lustro zawieszone na ścianie, naprzeciwko kominka. Diablica oglądała swoje oblicze i poprawiła włosy, gdy nagle jej odbicie zmieniło się w gospodarza, który wyszedł ze zwierciadła.
Erynia, choć zaskoczona.. nie dała tego po sobie poznać.
- Witam, czym mogę służyć? – Zapytał uprzejmy tonem mag, na którego widok z jednego z foteli poderwał się z ulgą imp.
- Błazeńskie sztuczki.- rzekła cicho, po czym głośniej dodała.- Nasz pan ma dla ciebie zadanie, słyszałeś o czarcie imieniem Melcha'zidek?
Czarodziej skinął głową na potwierdzenie.. Kojarzył diabła o tym imieniu. Pyszałkowaty, ale elokwentny gelugon lubiący drażnić słabszych od siebie ( nic niezwykłego w Piekle), a zwłaszcza "nieczystych". Pod tą nazwą kryły się wszystkie istoty nie będące rodowitymi czartami. Melcha'zidek pełnił identyczną funkcję co Euxin.
- Otóż ten głupiec dał się przyzwać i złapać jakiemuś czarodziejowi z planu Materialnego. Co za hańba. - rzekła erynia. Venefi'cus uśmiechnął się ...Diabły chętnie przybywały na wezwanie, o ile miały w tym interes. Ale być zmuszonym do przybycia na Plan Materialny i do tego zostać tam zatrzymanym wbrew woli, strasznie ośmieszało czarta.
- A co ja mam z tym wspólnego?- spytał mag.
- Znaleźć Melcha'zideka, wybadać całą sprawę.. Usunąć czarodzieja i ukarać gelugona. A następnie zdać raport. -odparła erynia.
- Ukarać? Jak?- spytał Venefi'us. Erynia podeszła tak blisko, że jej atrybuty kobiecości przyciśnięte były do ciała Euxina(Podobno nie ma lepszych kusicielek od sukkubów, ale erynie są następne w kolejności). Jej oczy zabłysnęły krwawym blaskiem, gdy szeptała. - Inwencja w tej sprawie, zostaje w twojej gestii.. Wysil wyobraźnię.
- Zresztą spodoba ci się miejsce jego złapania.. Gdzieś na terytorium Calimshanu w Torilu. - rzekła erynia siadając na sofie.

Flegetos, dom wielkiego Xar'nasha

Hamatula rozglądał się niepewnie.. Generałowie Gazry byli humorzastymi typami. Jedno nieostrożne słowo, lub gest i mógłby zginąć. Czarne serce posłańca objął strach, zwłaszcza , gdy przyjrzał sie obrazowi przedstawiającemu gospodarza i różnego rodzaju sprzętowi do ścinania, miażdżenia i rozrywania rozwieszonemu na ścianach.
W dodatku hamatulę obserwował swym martwym wzorkiem ten przeklęty licz. Jakby oceniał którymi jego kawałkami podreperować swe gnijące ciało.
Gdy Xar'nash wszedł posłaniec oglądał właśnie bardzo cenną kuszę. Wyglądającą na bardzo zabójczą izadającą bolesne rany.
Xar'nash zwrócił się do przybysza.
-Czego twój pan oczekuje ode mnie ?
- O wielki Xar'nashu generale Flegetosu, Pogromco Pięciu Balorów i zwycięzco Bitwy Dziewięciu Dni, szlachetny Gazra wzywa cię do siebie.- Hamatula chciał by zabrzmiało to odpowiednio dostojnie, ale strach spowodował, że słowa te wypiszczał zamiast wypowiedzieć.

Flegetos, komnata odpraw Gazry

Potężny czart siedział na wielki tronie w niedbałej pozycji, patrząc nad gnącego się przed w pokłonie Xar'nasha. Nie miał on bowiem innego wyboru.. Wszelkie przejawy buntu, hardości i braku uległości Gazra tępił z wrodzonym sobie okrucieństwem.
- Wreszcie się zjawiłeś.- rzekł pozornie spokojnym głosem najwyższy generał Flegestosu i dodał. - Gdzie byłeś? Na spotkaniu z kolegami?
Zanim Xar'nash zdążył coś odpowiedzieć, Gazra rzekł szybko. -Zresztą nieważne. Daruj sobie tłumaczenia, nie interesują mnie one. Pojawiły się pogłoski, że Orkus wyszykował kolejną armię i zamierza przeprowadzić atak na Cytadelę z Brązu. Podobno zdobył też jakąś cudowną broń.. Ale i to nie jest ważne. Lecz to, że Bel i mroczna Ósemka zaplanowali uderzenie wyprzedzające na pustkowiach Hadesu. A Asmodeusz zarządził mobilizację. Każda warstwa wystawi kilka oddziałów do walki. Ty poprowadzisz wojska Flegetosu, w postaci oddziałów najemnych yugolothów. Jakieś pytania?

Gehenna, Kopalnia Mefistofelesa

Mroczny i martwy Krangath,nie bez powodu był nazywany Martwym Paleniskiem. Potężny wulkan był cichy, czarne zbocza od wieków nie widziały lawy. Także życie we wszelkich postaciach nie było częstym gościem na Kragnath.
Przybyły po Sephirotha oscyluth padł plackiem na ziemię i piskliwym głosem przepraszał i błagał o wybaczenie, za to że tak długo Sephiroth musiał czekać.
Następnie prowadził Sepirotha wąska ścieżką w pochyłym zboczu do kopalni, po drodze opowiadając o niej . Sama kopalnia składała się z wąskich i głębokich chodników, w których to górnikami były tutejsze oranty, niewolnicy z Baatoru oraz przypadkowo złapani planarni wędrowcy. Gadatliwy oscyluth wypaplał, że ostatnio częste są przypadki zaginięć, po których nie zostaje ślad. A których Fizgulf , baatezu zarządzający kopalnią nie zgłasza ich w obawie o oskarżenie o niekompetencję.
- Od czasu do czasu kupuje nieumarłych z Kresu Nadziei by uzupełnić straty, ale niewiele to daje. Zombi to kiepscy pracownicy.. I podobnie jak pozostałym, im też zdarza się zaginąć. O już jesteśmy.- rzekł oscyluth wskazując, na kamienny mur otaczający prymitywne baraki i wiekie wejście do jaskini będącej kopalnią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-01-2008 o 11:43.
abishai jest offline  
Stary 06-08-2007, 18:43   #23
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Osyluth padł na twarz przed Sephirothem. Najwyższy Egzekutor z pogardą patrzył na wijącego się i błagającego o litość diabła. Przez moment zastanawiał się nawet, czy nie powinien ukarać przewodnika za zbytnią opieszałość, ale chwila zastanowienia, wybiła mu ten pomysł z głowy. Na kary i tortury przyjdzie czas później, a teraz Sephiroth musiał się zająć wykonaniem zadania zleconego przez Mefistofelesa.

- Za twoją opieszałość powinienem kazać odrąbać ci nogi, ale wtedy stałbyś się całkiem bezużyteczny. Masz szczęście, że mam dobry humor i tym razem pozwolę zachować ci kończyny.
- Dziękuje ci Panie, dziękuje za łaskę!


Osyluth przyczołgał się do Sephirotha i próbował schwycić skraj szary, by ją ucałować, jednak Najwyższy Egzekutor wzbił się trochę wyżej w powietrze poza zasięg rąk pomniejszego diabła.

- Dość pokrako! Wstawaj i prowadź, nie mam już więcej czasu, żeby go na ciebie marnotrawić.
- Tak wielki, nie śmiałbym dłużej cię opóźniać. Twój cenny czas, jest zbyt drogi, żeby marnować go dla takiej pokraki...


Diabeł podniósł się na nogi i na swoje nieszczęście spojrzał wprost w odmęty kaptura. Sługa nie zdołał zobaczyć twarzy swego pana, jednak ponure milczenie Najwyższego Egzekutora wystarczyło, żeby osyluth przerwał swój potok słów i ruszył w kierunku kopalni.

***

Podróż była stosunkowo powolna, a to z powodu skalistego i stromego zbocza. Sephiroth bez trudu wzlatywał w górę, wciąż w tym samym tempie, zupełnie niezważająca na stromość podłoża. Osyluth miał o wiele większe problemy. Pomimo pokaźnych pazurów i doświadczenia we wspinaczce po zboczach Krangath, nie miał żadnych szans, żeby nadążyć za Najwyższym Egzekutorem.

Sephiroth ze znużeniem, powoli wzlatywał coraz wyżej. Powolne tempo podróży sprawiało, że zaczął się nudzić i rozglądać po martwych, pustych zboczach. Zajęcie to, równie ciekawe jak wspinaczka, wkrótce znudziło się lewitującej szacie. Sługa widząc zachowanie swojego pana, poczuł jak ciarki przechodzą mu po plecach. Wiedział, że potężne diabły, kiedy bywają znudzone, odnajdują przyjemność w znęcaniu się nad słabszymi. Chcąc uniknąć zainteresowania swoją nędzną osobą i kłopotów, które zapewne wystąpiły wraz z nim, postanowił zabawić pana rozmową.

Osyluth zaczął opowiadać o wszystkim, co tylko nasunęło mu się na myśl. Opowiedział o kopalni, o jej działaniu i problemach. Gdy dostrzegł, że kaptur Sephirotha odwrócił się w jego kierunku, a Najwyższy Egzekutor z uwagą przysłuchuje się każdemu słowu, poczuł, że robi mu się niezwykle zimno. Ta czarna otchłań pod kapturem zdawała się pochłaniać każde słowo, jak jakaś przeklęta kula unicestwienia. Strach przed nagłym wzrostem zainteresowaniem sprawił, że osyluth jeszcze przyspieszył swój potok słów.

***

W końcu oczom dwójki „podróżników” ukazała się kopalnia. Właściwie rozsypujące się i zniszczone baraki nie zasługiwały na nazwę kopalni, a co najwyżej górnego kompleksu niewolniczego.

- O już jesteśmy.
- Widzę. Opowiedz mi o Fizgulfie.


Nagły rozkaz zaskoczył biednego osylutha. Diabeł ze zdenerwowania zaczął zacierać łapy, z niepokojem przyglądając się swojemu władcy. Przez moment wahał się, poczym rozpoczął kolejną opowieść. Uważnie słuchając słów przewodnika, Sephiroth dokładnie oglądał kopalnie i jej najbliższą okolice. Wyszukiwał jakiś jaskiń, gdzie mogłyby się kryć drapieżniki, choć tu na Krangathu nie spodziewał się niczego dostrzec. Ocenił też odległość dzielącą kopalnie od Kresu Nadziei, zastanawiając się, czy to przypadkiem jakieś zagubione nieumarłe istoty, nie mogą być sprawkami zaginięć.

W końcu osyluth zakończył swój opis Fizgulfa i z widocznym strachem patrzył na Najwyższego Egzekutora. Sephiroth uważnie przyjrzał się słudze, poczym obojętnym głosem rozkazał, zaprowadzić się do siedziby zarządcy kopalni.

***

Sephiroth stał w niedużym pomieszczeniu, o którym powiedziano mu, że jest siedziba zarządcy kopalni. Najwyższy Egzekutor, po krytycznym obejrzeniu pomieszczenia, rozkazał przyprowadzić Fizgulfa, samemu zaś, podleciał do okna i obserwował pracujących niewolników.

Przymusowi pracownicy, pod czujnymi spojrzeniami strażników, pchali wypełnione, żelazne wózki. Co chwila słychać było trzask bicza i krzyki nadzorców, którzy bardzo starannie pilnowali, żeby nikt się nie lenił i każdy dostał odpowiednią ilość batów, od tak dla uciechy diabłów. Najwyższy Egzekutor bez jakichkolwiek emocji przyjrzał się jak dwójka strażników katuje jednego więźnia, przypuszczalnie człowieka. Sephiroth uważnie obejrzał nadzorców, starając się dokładnie ich zapamiętać. Co innego karać, a co innego mordować silę roboczą, a później w raportach, zapisywać to jako „straty poniesione na skutek wypadków”.

Za plecami Najwyższego Egzekutora skrzypnęły drzwi, a zaraz później rozległy się pośpieszne kroki. Ktoś przestraszony wszedł do komnaty. Sephiroth z zadowoleniem wyczuwał przyjemny i słodki smak przerażenia. Widać Fizgulf miał coś na sumieniu.

- Panie, zgodnie z twoim rozkazem przybyłem najszybciej, jak tylko mogłem. Jestem Fizgulf zarządca kopalni.

Sephiroth nawet się nie odwrócił. Wciąż patrząc przez okno i obserwując dwójkę strażników, tych samych, którzy chwile temu zabili jednego z niewolników, całkowicie zimnym i obojętnym głosem zwrócił się do diabła.

- Wiem kim jesteś. Zarządca kopalni... A czym się zajmujesz?

Pytanie zbiło Fizgulfa z tropu. Przez moment próbował domyśleć się o co chodzi Najwyższemu Egzekutorowi, ale w końcu zrezygnował i udzielił odpowiedzi, którą uważał za najbezpieczniejszą.

- Panie, ja tu tylko pilnuje, żeby wszystko działało jak należy. Żeby niewolnicy pracowali i wydobywali, żeby strażnicy nie rozpijali się, tylko pilnowali porządku, żeby...
- Tak, tak, to wszystko wiem. Chodziło mi o coś trochę innego... Komu służysz?
- Mefistofelesowi Wła...
- A czyja jest ta kopalnia?
- Mefistofele....
- A ci niewolnicy?
- Mefi....
- Wiec, możesz mi wyjaśnić, czemu twoi strażnicy bezkarnie, dla kaprysu, mordują siłę roboczą twojego pana? A ty im na to pozwalasz?
- Panie, przecież to tylko niewolnicy. Zużywają się jak wszystkie narzędzia i...
- Tak, a niektórzy z nich, młodzi i wciąż silni, giną zamiast pomnażać majątek twojego pana i władcy. To się nazywa marnotrawieniem... W razie buntu, jak najbardziej, zabić każdego kto się sprzeciwi, ale mordować za potknięcie i upadek... Zabijasz potrzebnych ludzi, dopuszczasz do znikania innych, marnujesz pieniądze na kupowanie nowych niewolników, by zastąpić starych, których twoi strażnicy zabili bez powodu. Próbujesz zatajać zniknięcia ludzi przed swoim władcą. Gdybym miał potraktować cię, tak jak ty traktujesz niewolników, musiałbym zabić cię już cztery razy. A podejrzewam, że zanim opuszczę, to zawszone, cuchnące i brudne miejsce, znajdą się kolejne z twoich potknięć.
- Ale Panie...
- Żadnych ale. Nie licz, że minie cię kara. Jednak to zostawmy na później. Masz przynieść mi wszystkie raporty z ostatniego roku. To na razie wszystko. Wynoś się i zajmij zadaniem, które ci powierzyłem.


Za plecami Sephirotha skrzypnęły deski, gdy zarządca kopalni wychodził ze swojej siedziby. Najwyższy Egzekutor nie miał zamiaru bezowocnie czekać na powrót swojego nowego posługacza. Żeby nie tracić czasu, lewitująca szata wyleciała na zewnątrz budynku i ruszyła w kierunku upatrzonej dwójki strażników.

Obaj poganiacze, zajęci do tej pory pogawędkom między sobą, spojrzeli w kierunku zbliżającej się, lewitującej szaty. Ich spokojne zachowanie i szerokie uśmiechy, odsłaniające rzędy kłów, wyraźnie świadczyły, że nie wiedzą z kim mają do czynienia. Jeden z nich strzelił biczem przechodzącego nieopodal niewolnika. Od tak, dla zaspokojenia sadystycznej potrzeby. Gdy Sephiroth znalazł się jakieś trzy metry od strażników, wyższy i masywniejszy zdecydował się zabawić.

- Czego tu szukasz szmato?!

Głośny trzask bicza, pogardliwy ton głosu i pewna siebie postawa, z założenia miały przestraszyć „szmatę”. Tym bardziej musiało go zdziwić zachowanie istoty, która całkowicie go ignorują, podleciała na zasięg ręki. Coś błysnęło pod szatą okrywającą Sephirotha. Był to krótki, ledwo dostrzegalny rozbłysk światła, jednak jego efekt okazał się... zabójczy. Pewny siebie strażnik padł na plecy, jak ścięte drzewo. Przed śmiercią nie zdążył nawet krzyknąć. Drugi nadzorca próbował odsunąć się od przeciwnika, jednak nie zdążył. Znowu coś rozbłysło i tym razem, diabeł padł na ziemie trzymając się za nogę i wrzeszcząc z bólu.

Sephiroth zmierzył pogardliwym spojrzeniem leżącego nadzorcę. Nikt więcej nie ośmielił się zaatakować Najwyższego Egzekutora. Widać pozostali strażnicy lepiej wiedzieli czym jest „szmata”. Sephiroth uśmiechnął się pod kapturem, poczym wskazał na mała grupkę wartowników.

- Wy dwaj zabierzecie tego śmiecia do siedziby zarządcy, a ty... ty zbierzesz mi narzędzia. Noże, gwoździe, obcęgi, młotki... i coś do podgrzewania, może być żarnik. A teraz bierzcie się do roboty głąby, albo podzielicie jego los!

Trzech strażników natychmiast zabrali się do wykonywania poleceń, a pozostali, tłukąc batami i wrzeszcząc, ponownie zagonili niewolników do roboty. Sephiroth ignorując otoczenie powrócił do swojego punku widokowego w siedzibie Fizgulfa. Zaraz po nim do sali weszli dwaj strażnicy, prowadząc towarzysza. Ranny diabeł został rzucony na kolana przed Najwyższym Egzekutorem. Sephiroth przez chwile stał nieruchomo, wciąż czekając i w końcu się doczekał. Do komnaty wszedł Fizgulf niosąc spory blok dokumentów, a zaraz za nim, kolejny strażnik niosący „narzędzia”.

- Co tu się dzieje?
- Lepiej milcz i nigdy więcej nie odzywaj się do mnie tym tonem, Fizgulfie. To ja tu będę zadawał pytania, a ty będziesz udzielał odpowiedzi. Połóż te dokumenty tam, być może nie będą potrzebne jeśli będziesz współpracował. Wy dwoje, zerwijcie wszystko z towarzysza, zwiążcie go i połóżcie tam. A ty postawisz przyrządy obok więźnia. Gdy już skończycie wasza trójka wyjdzie. Chcę zostać sam na sam z więźniem i Fizgulfem.


Sephiroth nawet nie patrzył, jak podwładni wykonują zadania. Zamiast tego, odwrócony do okna, przyglądał się wydarzeniom z kopalni. Dopiero, gdy usłyszał odgłos zamykanych drzwi, Najwyższy Egzekutor odwrócił się do pozostałych w sali diabłów.

- Teraz Fizgulfie pokaże ci jakimi metodami mam zamiar przywrócić porządek w tej kopalni. Będę zadawał ci pytania i liczę na szczere i zgodne z prawdą odpowiedzi. Jeżeli przyłapie cię na kłamstwie, no cóż... wtedy podzielisz los tego strażnika. Ty być może będziesz cierpiał za kłamstwo, a on na pewno, za marnotrawienie siły roboczej. Zrozumiano? Tak, wiec zacznijmy. Kiedy zaczęli znikać niewolnicy? Na jakim obszarze mają miejsce zniknięcia? Czy w miejscach zaginięć pozostawiono jakiekolwiek ślady? Czy próbowano odnaleźć zaginionych? Ile osób już zaginęło? Nikną tylko niewolnicy, czy także nadzorcy? Czy znikają wydobyte surowce? Czy cokolwiek łączy zaginionych? Czy w okolicy kopalni nie kręcili się nieumarli? Czy znane są jakiekolwiek drogi prowadzące do kopalni, poza tą z której korzystają niewolnicy? Czy zdarzyły się ucieczki niewolników? Kto wie o istnieniu kopalni?

Sephiroth zadawał kolejne pytania, ze spokojem czekając na odpowiedzi zarządcy. Najwyższy Egzekutor uważnie przyglądał się rozmówcy i wsłuchiwał w każde jego słowo, starając się dostrzec, lub usłyszeć, cokolwiek co mogłoby podważyć prawdomówność Fizgulfa.

Zupełnie niezależnie od rozmowy, tuż obok działy się bardzo nieprzyjemne sceny. Gwoździe rozgrzane do czerwoności na żarniku, wzniosły się ponad twarz więźnia. Jakaś siłą zmusiła diabła do szerokiego otwarcia oczy, gdy „narzędzia” powoli opadały w dół, by ostatecznie wbić się w oczy torturowanego. Zaraz potem zaczęło się jeszcze gorzej. Norze wbijały się w ciało, tak, żeby nie naruszyć żadnych ważnych narządów. Inne podważały i odrywały łuski i pazury. Młotek wpierw delikatnie uderzył w jedno kolano więźnia, później kolejny i kolejny, za każdym razem trochę mocniejszy cios trafiał w więźnia. Po zakończeniu sprawy z jedną nogą, narzędzie wzięło się za drugą, a następnie zaczęło miażdżyć kolejno wszystkie palce torturowanego strażnika. Obcęgi bez większego trudu dostały się do paszczy rozwartej w przeraźliwym krzyku i kolejno zaczęły wyrywać zęby ofiary.

Sephiroth całkowicie nie zważał na wrzaski torturowanego, całą swoją uwagę koncentrując na rozmówcy i udzielanych przez niego odpowiedziach. Był fachowcem i wiedział, jak dozować ból, tak, żeby torturowany wił się w cierpieniu, ale żył przez bardzo długi czas. Nie miał zamiaru zabić więźnia, bynajmniej jeszcze nie teraz. Na razie chciał go jak najbardziej okaleczyć, a dopiero później wystawić na widok pozostałych strażników i dopiero w tedy zabić, jako przykład tego, co stanie się z tymi, którzy sprzeciwiają się woli Najwyższego Egzekutora.
 
Markus jest offline  
Stary 07-08-2007, 23:40   #24
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czasami zdarzenia są jak luźne kartki wyrwane z różnych dzieł, leżące obok siebie tworząc dziwaczną mozaikę bez składu i ładu. Opowiastki krótkie, nie powiązane ze sobą...
Czasami jednak, to co wydaje się być chaosem jest tak naprawdę ładem, konsekwencją nakładających się zdarzeń.
Ukryty wątek w pozornie pozbawionych więzi zdarzeniach, z czasem, staje się nicią łączącą je w jeden wielki kobierzec


Plan Materialny, Kingdominium.

Ulice największego miasta i jednocześnie stolicy Megaimperium Celtiki, Londamer.
Mężczyzna z pozoru pochodził z rasy ludzkiej, lecz pod cylindrem jego oczy błyszczały niebieskim blaskiem. Pod jego czarnym płaszczem ukryty był specjalnym mechanizm który za pomocą sztucznych niebieskich żył tłoczył fluorescencyjną niebieskawą ciecz do jego ciała z walca ze szkła umieszczonego mechanizmie. Nieludzkie pochodzenie tej istoty zdradzała twarz wyrastająca wprost klatki piersiowej. Zastygła w przerażeniu, dla pewności zakneblowana rzemieniami. Osobnik ten podpierał się długa laską ...



Był w wesołym nastroju, udało mu się bowiem bezpiecznie pożywić i uniknąć Londamerskiej policji. A co najważniejsze.. Czuł, że znów jest bezpieczny. Przez ostatnie dni miał bowiem wrażenie, że ktoś go śledzi. Ale jego plan powiódł się znakomicie.. Ukochane Londamer zostało oczyszczonej z jednej tych parszywych ladacznic, on sam zdobył to co chciał, i zakpił z detektywów. Nagle usłyszał odgłosy z góry . Jakiś cień przemknął po dachach, po czym zeskoczył na ziemię tuż przed nim. Był to dość wysoki azjata, jeden z tych mnichów w szafranowych szatach, jakich można było spotkać klasztorach wśród Gór Najwyższych Celtiki.
- Przyznaję, ciężko cię było wytropić doktorze.- rzekł mnich, a mężczyzna nazwany doktorem wysunął ostrze ze swej laski i zaatakował mnicha. Ten przetoczył się obok schodząc z linii ciosu, po czym z pozycji leżącej kopnął mężczyznę w brzuch. A potem oszołomionemu tym ciosem doktorowi wyrwał broń z rąk i wyrzucił ją.
- Koniec zaba..- niespodziewanie dla mnicha doktor uderzył pięścią mnicha w brzuch, przerywając jego przemowę i odrzucając go na dwa metry od siebie. Mnich uderzył o ścianę z głuchym hukiem, i osunął się na ziemię.
Zanim jednak doktor podszedł do zgubionego ostrza, usłyszał głos mnicha.- Zaprawdę doktorze, złapanie pana będzie równie ciekawe co tropienie ...
Doktor obejrzał się za siebie i zobaczył mnicha podchodzącego do niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Doktor mógłby przysiąc na Boginię Matkę, że przez moment oczy azjaty były... jakby kocie.

Greyhawk, plan materialny

Yurghash rozejrzał się po tym miejscu, w poszukiwaniu śladów. Znał swoje zadanie i wiedział, że należy do elity łowców śmiertelnych. Gdyż, podczas gdy inne diabły uczyły się tej profesji, to on został do niej stworzony...dosłownie.

Co prawda zadanie było dość banalne, nawet zbyt banalne.. Znaleźć jakiegoś impa. Z drugiej jednak strony poplecznik Sephirotha płacił dobrze i pozwalał na sporą nadinterpretację rozkazów... Pod warunkiem , że zostaną zachowane podstawowe wytyczne misji. No i Xenak zgodził się na jego warunek.. Że tylko Yurgash zostanie wynajęty. Gdyż czart wolał pracować sam.
Dotąd bez problemu resztki czartowskiego zapachu jaki zostawił po sobie imp. Yurghasha dziwiło to za czym podążał Pizzydraton , ale wiedział że nie warto być wścibskim. Ciekawość skraca życie, zwłaszcza w Baatorze. Tropienie wśród lasów zawiodło go do miejsca w którym znalazł ślady walki i resztki impa. I te tropy, bynajmniej nie napawały go optymizmem.
"- Kroi się grubsza afera.-" pomyślał Yurgash.

Acheron, Thuldanin



Demony pracowały szybko i, co ciekawe, bez kłótni.. lecz mimo to chaotycznie. A to nie przyspieszało prac. Balor który je nadzorował krzyczał na nie i od czasu do czasu uderzał biczem.. Ale bez przekonania. O wiele bardziej od pokrzykiwania demona, do szybkiego tempa pracy przekonywały demony kamienne figurki demonów(efekt konserwujących właściwości planu) , pozostałości po tych którzy leniwili się przy pracy. Demony przeszukiwały hałdę za hałdą ,by wśród rozrzuconego tu sprzętu, znaleźć broń na miarę poprzedniej.
- Panie, panie.- piskliwe krzyknął uridezu, pracujący przy jednej z hałd.- znaleźliśmy!
- To dobrze, nasz pan i władca będzie..- tyle zdążył wypowiedzieć balor, zanim jego głowa odpadła od ciała. Demony zaskoczone skrytobójczym atakiem, jak i naturą przeciwników, dopiero po chwili zaczęły się bronić. Ale było już za późno i rozpoczęła się rzeź demonów.. Niektóre zaciekle lecz krótko się broniły, inne poddały się temu co nieuniknione. Żadne nie mogło uciec poprzez zamianę planów i podobne metody, gdyż napastnicy zablokowali za pomocą magii taką możliwość.

Sigil

Stara kamienica, nie wyróżniająca się niczym...Może tylko tym, że nie była zamieszkała. Miała za to solidne dębowe drzwi i zasłonięte ciężkimi okiennicami okna...Tymczasem w środku zgromadziło się trzynaście osób w obszernych płaszczach skrywających twarze. Stanęli na rogach wyrysowanej krwią gwiazdy na podłodze. Gwiazdę tą otaczał krąg z wpisanym zaklęciem, a także i w samej gwieździe umieszczono ezoteryczne symbole. Najstarszy z nich wyciągnął księgę i rzekł. - Chyba wszystko jest w porządku.. Możemy zaczynać?
- Tak, tak.- parsknęła gniewnie zakapturzona kobieta. - Pospiesz się z rozpoczęciem. Ja mam jeszcze inne obowiązki na głowie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-08-2007 o 10:59.
abishai jest offline  
Stary 11-08-2007, 04:13   #25
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Wzrok mag przesunął się z diablicy na stolik z miską w której brakował kilku eklerków. Czarodziej trochę spochmurniał, podszedł bliżej, wziął jednego i zaczął powoli jeść rozmyślając nad nową dawką informacji. Więc jego upierdliwy konkurent do koryta władzy, napełnianego przez Belzebuba, ośmieszył się zostając przywołanym przez człowieka. Euxin stwierdził, że to całkiem dowcipny pomysł pozbycia się diabła i będzie go musiał w przyszłość na kimś jeszcze wypróbować.

- To, że ten patałacha został przyzwany do bliżej nieznanego miejsca w Calimshanie przez bliżej nieznanego maga, to jedyne informacje jakie mamy? – Czarodziej wziął następne ciacho pytając erynie, która odpowiedział mu kiwnięciem głowy. Jedne co sobie przypominał o tej krainie, to to że mają tam pustynię. Mag ponownie spojrzał na wysłanniczkę Belzebuba. Zasadniczo przekazała wszystkie informacje jakie miała do przekazania, więc po co dalej zajmuje mu przestrzeń magazynową w salonie? Ha, na pewno po to by wyjeść mu więcej słodyczy!

- A, ja taki nieuprzejmy, Pani może by jakąś dusze chciała? – Erynia spojrzał na gospodarza z wyraźnym zaciekawieniem – Niegodziwca czy paladyna? Chaotyczną a może praworządną? Ludzką? Orczą? Albo elfią?
- Hmmm… mam ochotę na elfiego zbrodnia...
- Świetnie! Na Różanej 85 jest niezła restauracja, na pewno Panią zadowolą. – Mag przerwał diablicy wskazując kciukiem na drzwi.

Gdy tylko erynia wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi z ciężko skrywanym oburzeniem, Venefi’cus przeszedł do część domu niedostępnej dla zwiedzających. Różniła się ona diametralnie od poprzedniej. W całym korytarzu nie było ani jednego błysku lub promyczka światła, tak jakby wielka macka ciemności nagle owinęła się wokoło domu. Powierzchnia czarnych ścian stale poruszała się niczym płynąca woda. W niektórych miejscach falowała spokojnie jak zaciszne jezioro. W innych pędziła na kształt górskiego rwącego potoku, niemalże wyrywając się z mocy wiążącego ją zaklęcia. „Nurt” w murach nieustannie zmieniał swoje natężenie oraz kierunek, więc żadne miejsce nie pozostawało takie same przez dłuższy czas. O ile salon był przepełniony wszelakiego rodzaju ściennymi ozdobami, typu obrazy lub gobeliny, to ukryta część domu była ich całkowicie pozbawiona. W zasadzie to nic dziwnego, bowiem cokolwiek co by zostało powieszone na ścianie, zaraz by gdzieś odpłynęło. Podłoga i sufity, w przeciwieństwie do murów rezydencji, były całkowicie statyczne. Właściwie to pod nogami i ponad głową czarodzieja rozciągała się nieskończona pusta czarna otchłań, gotowa do wchłonięcia wszystkiego i każdego. Jednakże coś jej tego zabraniało, gdyż mag jak i jakaś erynia będąca na drugim końcu korytarza, twardo po niej stąpali. Zaraz za magiem leciał Asel trzepocząc swoimi małymi skrzydłami.

„Działo się jeszcze coś ważnego pod moją nieobecność?” – Czarodziej zapytał sługę.
„Nic specjalnego Panie, złapali jakiś dwóch spiskowców, trzech innych wypuścili. No i w dziale prowadzonym przez Melcha'zideka panuje spory chaos.” – Odpowiedział piskliwy głos.
„Dobrze, ja teraz zajmę się pogrąż… ratowaniem mojego eminentnego kolegi, ty natomiast polecisz do pałacu i weźmiesz trochę dokumentacji oraz złota. Będzie mi potrzebne więcej danych dotyczących Melcha'zideka. Ponadto chciałbym żeby zaktualizowali mi listę naszych agentów na dworze Mefistofelesa. Jeśli nie pozwolą ci jej wziąć do domu, to powiedz żeby przygotowali dla mnie te papiery i zostawili w gabinecie. Co do złota, weźmiesz trochę więcej by opłacić Zerika. Niech jego diabły śledzą Kyrsa, jeśli cel zacznie robić coś niezabawnego to mają go doprowadzić do pudła, jak się nie będzie dało, to zabić. To jest oficjalna część, która dasz w podaniu o kasę. Ta mniej, która dopłacisz też trochę z mojej kieszeń, polega na tym by jego agenci śledzili współpracowników tych diabłów.” Euxin uformował obrazy interesujących go celów i posłał je, wraz z nazwiskami, do chowańca. - „Mając na myśli śledzić, chodzi mi o to by nie robili nic poza zbieraniem informacji i pozostaniem niezauważonym. Jeśli ryzyko wykrycia będzie znaczne mają się wycofać. Oczekuję regularnych raportów. To chyba wszystko, o czymś zapomniałem?”
„Jak zwykle…”
– Do rozmowy włączył się Gerd. – „Chciałeś jeszcze koszmara i raporty dotyczące Antili.”
„A tak, do listy agentów niech dołączą mi protokoły z informacjami jakie przekazała nam Antilia, oraz co te informacje nam dały i co z tego wynikło. Gdy załatwisz już te wszystkie sprawy, sprawdź kto handluje koszmarami wytrenowanymi już do jazdy. Po ostatniej podróży stwierdziłem, że potrzebuje jakiegoś dobrego wierzchowca.”
„Tak jest Szefie!”
– Powiedział z entuzjazmem imp i ruszył ku drzwiom wyjściowym.

Venefi’cus wszedł do biblioteki, jednego z większych pomieszczeń w jego mieszkaniu. Komnata była wypełniona wysokimi drewnianymi regałami sięgającymi sufitu. Nie były one ułożone rzędami, jak to jest normalnie, lecz tworzyły coś na kształt labiryntu. Na półkach były głównie książki i zwoje. Jednak co jakiś czas trafiały się też magiczne klejnoty lub zaplombowane słoje z gazami w środku, układającymi się w coś na kształt twarzy.

Człowiek nieco zamamrotał i fale na ścianie najbliżej niego na chwilę przyśpieszył, po czym zastygły formując mapę biblioteki opatrzoną masą dziwnych runów. Mag odszukał interesujące go miejsce na planie i zagłębił się w labirynt wiedzy.

Kolejny zakręt w lewo i czarodziej był już na miejscu. Euxin wzleciał na swych skrzydłach do góry i wziął interesujące go dzieło. Będąc z powrotem na dole postanowił je oczyścicie z warstwy kurzu jaką pokryło się przez dziesięciolecia. Człowiek dmuchnął i zniknął na chwilę w chmurze pyłu. Gdy opanował już atak kaszlu spojrzał na okładkę, teraz dało się odczytać to co było tam napisane. Zapomniane Krainy – Opis świata autorstwa Elminstera z Cienistej Doliny. Duma Venefi’cusa zawsze skręcała się z cierpienia, gdy jej właściciel dowiadywał się, że pochodzi z „Zapomnianych Krain”. Czarodziej otworzył książkę i wyjął z niej mapę Faerunu, a następnie odszukał w spisie treści Calimshan. Mag przeczytał notatkę opisującą podstawowe dane na temat krainy, jej społeczeństwo, charakterystyczne cechy geograficzne, ważniejsze miejsca oraz historie regionu. Zdawał sobie sprawę, że te niektóre z tych informacji mogą być już przestarzałe, ale jeśli nie było żadnych większych kataklizmów to powinny być w miarę aktualne. Czarodziej spojrzał jeszcze na mapę kontynentu i odłożył wszystko na miejsce.
„Gerd, dopisz sobie do listy ‘Zrobić w Faerunie’ ‘kupić nowy opis świata’ gdzieś tak nad ‘uratować Melcha’zideka’.”

Euxin
wrócił do części oficjalnej swojej willi i wszedł przez drzwi z boku do „piwnicy”. W połowie była ona podobna do salonu. Wschodnia część też była wyłożona sofami, fotelami, gobelinami i obrazami, choć nie było to już tak tandetne, jak pomieszczenie powyżej. W zasadzie, to z półmrokiem rozświetlanym lekko przez kilka niebieskich kryształów, pomieszczenie wyglądało wyjątkowo dobrze. Zachodnia część pokoju była mniejsza i w jej końcu znajdowała się półkolista wnęka przypominająca kapliczkę. Jej ściany były wyłożone wielkim lustrami, a na środku znajdował się mały podest z kamienną misą wypełnioną wodą. Mag ściągnął naczynie i w jej miejscu postawił kryształową kulę. Następnie wywołał w pamięci obraz Melcha’zideka i zaczął wypowiadać skomplikowane magiczne formuły, trzymając ręce lekko nad sferę.

Dziesięć minut później z dłoni czarodzieja wydobywały się kolorowe mgiełki, które zażarcie starał się wchłonąć kryształowy przedmiot. Gdy czarodziej skończył, spojrzał do wnętrza kuli. Mgiełki zaczęły tam wirować i usilnie starały się utworzyć jakiś obraz. Venefi’cus uważnie je obserwował, ale czy dostrzegł to czego potrzebował?
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 11-08-2007, 18:01   #26
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gehenna, Kopalnia Mefistofelesa, kwatera Fizgulfa

Fizgulf patrzył na te przygotowania do tortur, ze źle skrywanym przerażeniem. Nadzorca kopalni był diabłem z rasy amnizu. I jego niska przysadzista postać o szarozielonej skórze, karłowatych błoniastych skrzydłach na plecach, świńskim ryjku i oczkach trzęsła się jak galaretka. I nawet pysk wykrzywiony w uśmiechu odsłaniającym garnitur ostrych kłów nie potrafił zamaskować strachu.
Ale najgorsze miała nastąpić dopiero.. On odezwał się do Fizgulfa.

- Teraz Fizgulfie pokaże ci jakimi metodami mam zamiar przywrócić porządek w tej kopalni. Będę zadawał ci pytania i liczę na szczere i zgodne z prawdą odpowiedzi. Jeżeli przyłapie cię na kłamstwie, no cóż... wtedy podzielisz los tego strażnika. Ty być może będziesz cierpiał za kłamstwo, a on na pewno, za marnotrawienie siły roboczej. Zrozumiano? Tak, wiec zacznijmy. Kiedy zaczęli znikać niewolnicy? Na jakim obszarze mają miejsce zniknięcia? Czy w miejscach zaginięć pozostawiono jakiekolwiek ślady? Czy próbowano odnaleźć zaginionych? Ile osób już zaginęło? Nikną tylko niewolnicy, czy także nadzorcy? Czy znikają wydobyte surowce? Czy cokolwiek łączy zaginionych? Czy w okolicy kopalni nie kręcili się nieumarli? Czy znane są jakiekolwiek drogi prowadzące do kopalni, poza tą z której korzystają niewolnicy? Czy zdarzyły się ucieczki niewolników? Kto wie o istnieniu kopalni?

Fizgulf starał się opanować strach...na tyle by mógł szybko odpowiedzieć na pytania.
Odezwał się po chwili, nieco piskliwym głosem. - Niewolnicy zaczęli ginąć jakieś trzy miesiące temu. Ich zaginięcia odbywały się tylko i wyłącznie w czeluściach kopalni. Najpierw zgubiłem tylko paru, ale nie zwróciłem na to uwagi sądząc, że zmarli podczas zawalenia się niektórych chodników. To się często zdarza, bo ani ja, ani inne czarty, ani niewolnicy nie znają na górnictwie. Ale czasem znikały coraz większe grupy...Zupełnie bez śladu. Kazałem pilnować poszczególnych grup. Ale nie mam dość podkomendnych by pilnować każdego więźnia. Ginęli po dwóch po dwóch,trzech,czterech i tak zeszło to trzech setek.. I obniżyło w końcu, wydajność kopalni. Na razie nadzorcy nie giną.

Fizgulf drżącymi rękami zaczął przerzucać raporty, mówiąc. -Giną oranci z tego planu, więźniowie przysłani z karcerów Canii, a nawet jeńcy z Wojny Krwi i nieumarli. Nie mam dokładnej dokumentacji na ich temat, tylko taką, jaką dostaję wraz z transportami. Wątpię jednak by coś ich łączyło...Surowce wszakże zostają nietknięte. Co do nieumarłych, to kręcą się tu czasami...Ale rzadko zbliżają do kopalni a władca Kresu Nadziei Melif, jest ze mną w przyjaznych stosunkach.

-Co do ucieczki.- Fizgulf uśmiechnął się szeroko, pogrążając się we wspomnieniach. - Pozwoliłem uciec paru więźniom. Dotarli do Kresu Nadziei. Odkupiłem potem, to co z nich zostało i pokazałem reszcie więźniów. To im odebrało wszelkie chęci do buntu i ucieczki.
Nie mają dokąd uciekać, więc nie próbują.

Następnie amnizu wyciągnął pergamin ze skóry demona i rozłożył tak by Sephiroth mógł mu się dokładnie przyjrzeć.
- Jak widzisz panie, jest tylko jedno wejście do kopalni, strzeżone zawsze przez dwóch wartowników. W krętych korytarzach nadzorują kolejni z mych sług. Co prawda cała kopalnia poprzecinana jest szczelinami służącymi do wentylacji. Ale są one bardzo małe i wąskie...A więźniowie którzy tu trafiają, nie posiadają mocy by przez nie uciec.
- Natomiast listy osób znających osób znających istnienie bądź położenie kopalni, podać nie potrafię. Jedynie Mefistofleses zna odpowiedź na to pytanie.- rzekł Fizgulf.
Sephiroth spojrzał na Fizgulfa...Z tego co opowiedział o nim osyluth, Fizgulf wykazał się jako strażnik i po powrocie Mefistofelesa został mianowany nadzorcą kopalni. Co mu zresztą odpowiada, gdyż jest leniwy z natury, i rzadko wykazuje się inicjatywą...Robi to co do niego należy i nic ponadto.(Oczywiście osyluth nie zapomniał wspomnieć, że sam sto razy lepiej nadawałby się do roli nadzorcy kopalni, niż Fizgulf).Nagle do środka wszedł mężczyzna , diablę z natury, ubrany w zbroję z symbolem Mefistofelesa. Zapewne jeden z podwładnych Fizgulfa.
- Panie wybacz, ze ci przeszkadzam, ale przybył posłaniec z Nessus i domaga się posłuchu u ciebie.
Fizgulf nieznacznie się uśmiechnął...Czyżby miał okazję zdobycia haka na egzekutora Canii?

Zakamarki kwatery Venefi’cusa

Czar zaczął działać... Venefi’cus spojrzał w kulę w której zaczęły się pojawiać coraz szybciej obrazy, najpierw planeta, na którą spoglądał oczami jakby osoby spadającej z nieba, potem obszar zbliżał się z coraz większą szybkością. Venefi’cus zobaczył pustynię, potem miasto na granicy pustyni i wody... Zapewne port morski. Wśród białych murów miasta budynek, wniknął do niego, zobaczył kolejno jakieś pokoje, aż dotarł do piwnicy...A w niej, w magicznym kręgu uwieziony był Melcha'zidek... Stary gelugon był w fatalnym stanie i mocno przerażony.. I wtedy to nastąpiło.
"Kto?!" - psychiczne echo uderzyło w umysł Venefi'cusa potworną falą bólu. "Kto?!" - echo zaczęło się powtarzać uderzając coraz silniej.. "Kto?!" -Kolejne pytanie prawie powaliło na ziemię czarodzieja. Venefi'cus szybko przerwał połączenie. W jego umyśle zagościły słowa. Toril, Calimshan, Calimport oraz dziwny symbol. Dwie splatające się cyfry trzy , ale leżące poziomo z końcówkami skierowanymi w dół niczym pazury.
-Wiadomo było, że nie został uwięziony przez byle magika.- mruknął sam do siebie Venefi'cus i zemdlał.
Kilka godzin później...
"- Panie, panie!"- krzyknął Asel starając się dobudzić swego pana.
"- Co się stało?"- spytał Venefi'cus.
"- Zemdlałeś, a my z tobą...-" rzekł Gerd.
"- Koszmar załatwiony, raporty na temat Antilii będą jutro na biurku, ale lista agentów ...z tym jest problem Panie."- raportował Asel.-" Neumbarak domaga się ustnego uzasadnienia powodu dla którego chcesz te raporty. Inaczej ich nie wyda. "
Neumbarak.. Był większym barghestem i szefem wywiadu Belzebuba. A także straszliwie podejrzliwym typkiem. Za siedzibę obrał sobie wykonany w stylu rokoko marmurowy pałac w Grenpoli.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-08-2007 o 22:23.
abishai jest offline  
Stary 13-08-2007, 14:27   #27
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Gehenna
Kopalnia Mefistofelesa

- Panie wybacz, ze ci przeszkadzam, ale przybył posłaniec z Nessus i domaga się posłuchu u ciebie.

Jęki torturowanego ustały, gdy Sephiroth skupił swoją uwagę na diablęciu. Przez moment Najwyższy Egzekutor zastanawiał się, jak posłaniec zdołał go tak szybko odnaleźć. W końcu kopalnia i jej położenie są ścisłą tajemnicą. Nawet Xenak nie wiedział dokąd wyrusza Sephiroth. Tylko trzy osoby mogły zdradzić gdzie aktualnie znajduje się Egzekutor i żadne z nich na pewno nie podałoby tej informacji jakiemuś tam popychadłu. W zasadzie posłaniec nawet nie uzyskałby audiencji u nikogo z tej trójki.

Zamyślony Sephiroth zignorował Fizgulfa i diable. Lewitująca szata podleciała do okna i swoim zwyczajem, ze spokojem obserwowała okolice. Bez trudu można było dostrzec impa- posłańca, który z niecierpliwością czekał na możliwość przekazania wiadomości.

- Panie, czy mam go wpuścić?
- Tak, wprowadź go i wezwij jeszcze dwóch strażników... i jeszcze jednego posłańca. Mają się tu stawić natychmiast.
- Jak każesz Ekscelencjo.


Diable skłoniło się przed Najwyższym Egzekutorem i zarządcą kopalni, poczym ruszyło wykonać rozkazy. Sephiroth odwrócił się do Fizgulfa w porę, by dostrzec chytry uśmiech diabła.

”Myślisz, że uśmiecha się do ciebie szczęście? Biedny głupcze, czy ty naprawdę jesteś aż tak durny, żeby myśleć, że pozwolę ci zrobić użytek z informacji, które tu usłyszysz?

Zanim Sephiroth zdołał wypowiedzieć swoje myśli głośno i popsuć dobry humor zarządcy kopalni, imp wpadł do komnaty. Posłaniec skłonił się przed Najwyższym Egzekutorem, jednak nie wypowiedział ani słowa, z niepokojem obserwując Fizgulfa.

Zaraz po posłańcu do pomieszczenia wkroczyła trójka kolejnych diabłów. Sephiroth zmierzył spokojnym spojrzeniem dwójkę strażników, którzy na widok Najwyższego Egzekutora, stanęli na baczność i chudego, smukłego posłańca. Kontrast pomiędzy tymi postaciami lekko rozbawił Sephirotha, jednak Najwyższy Egzekutor nie miał teraz czasu na śmiech i żarty z podwładnych.

- Wasz dwójka zabierze tego śmiecia. Macie wykonać publiczną egzekucje... najlepiej nadziejcie go na pal, czy coś w tym stylu. Ścierwo macie zostawić na widoku, żeby każdy kto na nie spojrzy, wiedział co grozi za nadgorliwe karanie więźniów. No dalej, zabierać go. Ty! Poczekasz na zewnątrz, aż cię ponownie wezwę... ani myśl o podsłuchiwaniu, bo dołączysz do tego strażnika i ciebie też nawloką na pal.

Czwórka diabłów pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Sephiroth ponownie podleciał do okna i obserwował jak dwójka strażników powierza rannego towarzysza opiece jakiś innych, poczym rusza na poszukiwania przyrządów niezbędnych przy egzekucji. Najwyższy Egzekutor z zadowoleniem dostrzegł posłańca, który odszedł od siedziby zarządcy kopalni. Wyraźnie było widać, że ma silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy i za żadną cenę nie chciałby podsłuchać ani słówka. Zadowolony Sephiroth odwrócił się do drugiego posłańca i z niewidocznym uśmiechem, rozkazał mu przekazać wiadomość.

Spokojnie wysłuchawszy wiadomości, Sephiroth zaczął krążyć po komnacie. Dwójka pozostałych diabłów przebywających w sali, z uwagą obserwowała Najwyższego Egzekutora.

- Przekaz swojemu panu te słowa: Lady Tunrida organizuje przyjęcie w swojej rezydencji. Myśli, że oddawanie się ważniejszym diabłom sprawia, że należy do elity i z tego względu wysyła zaproszenia wszystkim ważnym osobistością Piekła. Zapewne ty też dostałeś już takie zaproszenie. Proponuje spotkać się na przyjęciu. Nasz rozmowa nie będzie wtedy żadnym dziwnym widokiem i nikt nie będzie mógł nam czegokolwiek zarzucić, a miejsce na cichą, dyskretną rozmowę, też się znajdzie. Wiesz już, co masz przekazać? Świetnie, wiec ruszaj i przy okazji zawołaj tego drugiego posłańca... tego, co czeka na zewnątrz.

Posłaniec z Nessus skłonił się przed Najwyższym Egzekutorem i ruszył w drogę powrotną, by przekazać wiadomość do swojego władcy. Sephiroth czekając na przybycie drugie posłańca, podleciał do zakrwawionego biurka. Oczywiście dostrzegł uśmiech zarządcy kopalni, jednak całkowicie go zignorował.

Karta pergaminu wleciała na czysty fragment stołu i wyprostowała się na nim. Zaraz za nią, na stole wyłożyło się pióro i flakonik z atramentem. Po chwili, pióro przesuwało się już po kartce, pozostawiając za sobą drobne pismo Sephirotha. W nagłówku ukazał się napis „Raport- aktualny stan kopalni”, tuż obok niego aktualna data. W tym momencie cała masa raportów, wcześniej przyniesionych przez Fizgulfa, wzbiła się w powietrze i zaczęła latać po komnacie. Niektóre dokumenty zatrzymywały się na chwile przed Najwyższym Egzekutorem, poczym dokładnie przestudiowane ruszały dalej.

Po chwili na karcie pergaminu ukazały się rzędy liter i liczb, dokładnie obrazujące liczbę zaginionych w danym okresie. Zaraz po tym ukazały się informacje o pieniądzach zmarnowanych na zakup nowych niewolników. Cała masa dokumentów przesuwała się przed Najwyższym Egzekutorem, który całkowicie pogrążony w swojej pracy, nie zauważał ani przestraszonego Fizgulfa, ani posłańca, który cierpliwie czekał na polecenie.

W końcu, po bardzo długim czasie ciężkiej, nie przerywanej pracy, raport ogólny był już zakończony. Sephiroth zawarł w nim wszystkie zmiany w „personelu” kopalni, miejsca zaginięć i ilość zaginionych, każdą sztukę miedzi wydaną na zakup nowych niewolników, a także parę uwag o fatalnym stanie kopalni, marnotrawieniu siły roboczej i wszystkie inne informacje uzyskane w czasie przesłuchania Fizgulfa. Biedny zarządca kopalni bezsilnie patrzył, jak powstaje dokument będący przysłowiowym ostatnim gwoździem do trumny. Jednak dopiero, gdy zobaczył „Uwagi końcowe:” jego przerażenie osiągnęło szczyt.

”Mniejszym stwierdzam, że Fizgulf obecny zarządca kopalni, dopuścił się rozlicznych wykroczeń i świadomie, oraz nieświadomie działał na niekorzyść obiektu i Canii. To największych wykroczeń należą, wspomniane już, marnotrawienie siły roboczej i zabijanie zdrowych, silnych niewolników (bez żadnej przyczyny), ukrywanie zaginięć niewolników, wydawanie całej masy pieniędzy na zastępowanie zaginionych (bez wcześniejszej próby ich odnalezienia), fałszowanie raportów, gwałtowny spadek wydajności kopalni, dopuszczanie ucieczek więźniów, brak szacunku względem niżej podpisanego Najwyższego Egzekutora Canii, próby okłamania Egzekutora. W świetle powyższych zarzutów wnoszę prośbę o przysłanie nowego zarządcy kopalni i pozwolenie na egzekucje obecnego.”

Fizgulfa z wrażenia opadł na krzesło. Pustym spojrzeniem obserwował, jak Sephiroth podpisuje i pieczętuje raport, poczym wręcza go posłańcowi z rozkazem dostarczenia bezpośrednio do Władcy Ósmej. Dopiero, gdy imp opuścił komnatę, Najwyższy Egzekutor odwrócił się w kierunku zarządcy kopalni.

- A teraz Fizgulfie... czy ta mapa jest aktualna?
- Tak...
- Doskonale. A zatem zaprowadzisz mnie do niektórych z miejsc zaginięć.
- A czemu miałbym to zrobić? Właśnie wydałeś na mnie wyrok, łajzo!


Najwyższy Egzekutor był zaskoczony gwałtownym wybuchem podwładnego. Mimo to, nie miał zamiar pozwalać, żeby byle diabeł zwracał się do niego takim tonem. Coś rozbłysło pod szatą i nogi krzesła na którym siedział zarządca, odpadły od reszty konstrukcji. Fizgulf z głośnym trzaskiem wylądował na podłodze, jednak za nim zdołał cokolwiek zrobić, rozgrzany do czerwoności nóż zawisł przed jego twarzą.

- Zrobisz to, ponieważ grzecznie cię proszę.
- Jaaa... oczywiście. Illle osób maaam zaabrać jako eskortę?
- Nikogo. Pójdziemy tam tylko ty i ja. Podnoś się i ruszaj!
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 13-08-2007 o 14:29.
Markus jest offline  
Stary 17-08-2007, 20:27   #28
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Nie. Nie. Nie. To nie tak miało być! Zgadza się, Venefi’cus miał zobaczyć miejsce, w którym zamknięta jest jego premia, ale później miał położyć się spać DO ŁÓŻKA i rano teleportować się na miejsce zdarzenia. Następnie chciał zrównać z ziemią całą budę, maga wypytać, powiesić za flaki na latarni, a diabła niedorajdę transmutować w żabę i wysłać Belzebubowi w ładnie zapakowanym pudełeczku z dużą kokardką w aniołki. Zdecydowanie trzeba będzie wprowadzić modyfikacje do planu.

Mag podniósł swoje obolałe ciało do pozycji siedzącej. Głowa ciągle go bolała, a piskliwy głosik impa wcale tego stanu rzeczy nie poprawiał.

„Ile tu leżałem?”
„Kilka godzin jeśli po moim wyjściu od razu zabrałeś się do pracy.”
„Co to ma, do diabła, być?! Nie po to utrzymuję tą całą hałastrę, od siedmiu boleści, dumnie nazywającą siebie służbą, bym leżał na tej cholernej kamiennej podłodze przez pół dnia!”
„Ale Panie, ostatnim razem jak ktoś ci przeszkodził podczas wróżenia to powiedziałeś, że następnego delikwenta wypatroszysz. Od tamtego czasu wszyscy unikają tych drzwi jeśli są zamknięte.”
„Eeeee…”
– Venefi’cus zdębiał na chwilę, ale obwinianie wszystkiego i wszystkich na około przynosiło mu pewną ulgę, więc po chwili zapytał z lekka oburzonym głosem. – „No ale chłopaki, czy naprawdę tak ciężko odgadnąć wszystkie moje życzenia?”
„Dla nas nie. Ale jeśli sądzisz, że będę dla ciebie gotował to ten mag przywalił ci zdecydowanie za mocno.”
– Odpowiedział szybko Gurd ucinając całą jałową dyskusję.

Toril, Calimshan, Calimport z dwustoma tysiącami mieszkańców. Wybornie, Melcha’zideka i tą bezczelną cholerę, która śmiała go zaatakować, Euxin znajdzie w ciągu kilku… zdecydowanie za długich chwil.

„Gerd, zapamiętałeś gdzie stała ta chałupa?”
„Tak”
– Odpowiedział pośpiesznie stworek.
„To utrwal sobie w pamięci jeszcze parę budynków, które były w pobliżu.”

Venefi’cus
miał złe przeczucie, że tubylec zabezpieczył się przed kolejnymi próbami wróżenia i drugi raz już nie będzie w stanie go znaleźć. W razie czego trzeba będzie szukać czegoś co jest w pobliżu.

Pozostała jeszcze sprawa dziwnego symbolu, który Euxin zobaczył nim zemdlał. Głównym pytaniem było, co to w ogóle miało wspólnego z pytaniem o miejsce przebywania czarta. Nie mógł to być żaden krąg przywoływani, choćby dlatego, że się nie zamykał, więc diabeł mógłby wyjść bokiem. Toril, z państwem Calimshan, a w nim miasto Calimport i ten symbol. Czyli ów znak powinien pomóc mu zidentyfikować, kto z pośród tamtejszej licznej populacji ośmielił się uwięzić czarta.

Czarodziej postanowił wstać i udać się na górę, jednak jego siły pozwolił dotrzeć mu jedynie do fotela. Postanowiwszy nie tracić czasu, człowiek wziął pergamin i wraz z pomocnikami narysował tajemniczy symbol. Gdy skończyli rysować, mag przyjrzał się uważnie symbolowi. W zasadzie w magicznych księgach nigdy nie widział czegoś choćby zbliżonego do tego znaku. Venefi’cus nie był próżny i nie twierdził, że zna całą magię świata, ale w ten symbol wyglądał mu na tak samo czarodziejski, jak sztandar Ósemki.

Stwierdziwszy, że znów ma czucie w nogach, oraz że patrząc na ten pazury więcej nic nie wymyśli, czarodziej postanowił działać dalej. Wdrapał się więc po schodach na parter swojej rezydencji i poszedł spać, poleciwszy wcześniej Aselowi by rano przyniósł mu papiery z pałacu.

* * *

Następnego dnia, gdy czarodziej obudził się w południe z tępym bólem głowy zobaczył na szafce nocnej dwa stosiki papierów. Po szybkich oględzinach stwierdził, że są to posegregowane raporty dotyczące Antyli i Melcha’zideka. Czarodziej najpierw zaczął przeglądać te, które dotyczyły ostatniego. Zawierały ogólnie karierę i awanse czarta. Listę osobników, po których wspinał się podczas swej pogoni do władzy, itp. Mag schował wszystkie papiery do szafki – na córkę Mefistofelesa nie miał teraz zbytnio czasu, a informacje o jego zaginionym koledze nie były niczym nadzwyczajnym.

Venefi’cus zdążył się już odświeżyć i ubrać, gdy Asel, wyczuwając, że jego Pan już nie śpi, wszedł do sypialni, prowadząc innego impa niosącego tace z śniadaniem.

„Jakie plany na dzisiaj szefie?”
– Zapytał piskliwe chowaniec, kiedy diabeł niosący posiłek już wyszedł. Pierwsze co chciał odpowiedzieć czarodziej to „faszerowanie się prochami przeciwbólowymi”, ale mag zdecydowanie nie miał czasu na tą przyjemność.
„Pierwsza rzecz dla ciebie do zrobienia, to kolejna wycieczka do pałacu. Najpierw odwiedzisz wydział Melcha’zideka i objedziesz ich za te bzdety co mi dali. Takie informacje, a nawet lepsze, to ja mogę zdobyć u oberżystów. Jeśli mam im przyprowadzić ich szefa z powrotem to potrzebuje czegoś mniej jawnego, a bardziej szczegółowego. Jeśli nie mają, to akurat dostali priorytetowe zajęcie, bo jak tego nie dostanę to rozpisze się w końcowy raporcie pod nagłówkiem ‘osobnicy całkowicie nieprzydatni i nieskorzy do współpracy’.” – Venefi’cusowi w zasadzie dodatkowe dane na temat kolegi był całkowicie nie potrzebne w misji odnalezienia go, ale skoro ma go ratować, to może wygrzebać przy okazji na niego kilka haków. - „A, jeśli przypadkiem gdzieś na korytarzu spotkasz Neumbaraka…” – czarodziej powiedział to tak, jakby Asel miał się nawet włamać do pałacu diabła, byleby tylko ten przypadek wystąpił. – „…to przekaż mu, że sprawa Melcha’zideka zrobiła się znacznie bardzie skomplikowana, niż wcześniej sądziłem. Więc ta lista na chwilę obecną nie będzie mi potrzebna, bo i tak by się pewnie zdezaktualizowała nim zdążyłbym się nią zająć. Gdy znów będę miał wystarczająco dużo czasu, by się tym zając, to osobiście do niego po nią pójdę i powiadomię co i jak. A, i jeszcze jedno. Dowiedz się od kogoś, kto jest za to odpowiedzialny, czy w Calimporcie jest jakaś sekta Belzebuba, oraz czy się do czegoś nadaje.”

Euxin
był głęboko wstrząśnięty faktem, że Neumbarak wymagał od niego jedynie ustnego uzasadnienia. Gdy ostatnim razem chciał tą listę musiał napisać dwadzieścia różnych podani, a i tak otrzymał ją dopiero po interwencji (wzmiance i bardziej krzywym niż zwykle spojrzeniu) Belzebuba. Może właśnie dlatego teraz wystarczy jedynie przegadać szefa wywiadu.

Jakkolwiek by nie było, Venefi’cus nie miał teraz czasu by to sprawdzić. Czarodziej założył swój „ekwipunek bojowy”, rzucił kilka długotrwałych zaklęć ochronnych, a na koniec wziął kilka mikstur i zwojów i włożył je do kieszeń swojego płaszcza. Poinstruował Suulem gdzie znajdują się dokumenty, które przyniósł Asel, oraz co ma zrobić z rękoma każdego kto spróbuje ich tknąć. Wydał kilka poleceń służbie i w przekonaniu, że wszystko załatwił, wrócił portalem na Plan Cieni.

Plan Cieni

Gdzieś

Orzeźwiające powietrze z głębin Planu Cieni od razu uśmierzyło ból za czołem czarodzieja. Ponad to, kilkugodzinny spacer pozwolił Euxinowi poukładać większość myśli i zaplanować kilka najbliższych posunięć. Jednakże nie wszyscy podzielali jego dobre samopoczucie i zachwyt nad pięknem otaczającej przyrody.

„A mógłbyś mi łaskawie powiedzieć czemu, do ku… ehym... nędzy tam leziemy, zamiast się szybko i zgrabnie teleportować?” – Z piekielnych rozważań wyrwał maga zachrypły głos Gurda.
„Ponieważ nigdy tam nie byłem, a z mojego ‘szpiegowskiego transu’ zostałem dość brutalnie wyrwany, co mogło zamazać istotne szczegóły. Rzecz jasna mogę cię tam przenieść jeśli bardzo chcesz, o ile jesteś wstanie poskładać się na miejscu, po tym jak cię rozczepi.”
„Nie jestem. Po za tym, po co tak bardzo pragniesz się tam dostać skoro jest tam ktoś, kto cię rozłożył samą myślą?”
„Ponieważ trzeba się więcej o tym ktosiu dowiedzieć. Nie mogę tego zrobić w tradycyjny sposób w zaciszu własnej piwnicy, szczególnie gdy nasz tajemniczy przeciwnik się tego spodziewa. Pójdziemy tam grzecznie, na nogach i spytam się sąsiadów czy, aby przypadkiem nie zauważyli czegoś niezwykłego, jakiś blasku czy bluzgów w piekielny dochodzących z domu obok.”


Czarodziej stanął na wzniesieniu. Rozciągało się przed nim wielkie czarne morze, które ginęło gdzieś za odległym horyzontem. Na brzegu znajdowało się miasto, a raczej jego stare, poniszczone przez czas i płomienie ruiny, jak gdyby było reliktem jakieś zapomnianej już wojny. Człowiek zamknął na chwile oczy i już był stał w pełnym słońcu na Pustyni Calim.

Plan Materialny

Faerun, W pobliżu Calimportu

W miejscu, na które wcześniej spoglądał Venefi’cus, pojawiła się zatoka. Na szczęście miasto, w całkiem znośnym stanie, było jedynie kilka kilometrów dalej od swojego cienistego odpowiednika. Mag schował skrzydła pod swoją szatę, zawinął ogon w okuł tali, by wyglądał jak skórzany pas, rzucił na siebie iluzję i już średnio zamożny kupiec maszerował w stronę Calimportu.

* * *

Strażnicy nie robili problemów, zresztą nawet gdyby robili to jedno spojrzenie prawym okiem i szybko by przestali. Mag przeszedł przez mury i na najbliższym targu kupił kilka soczystych owoców, a u starego maga sprzedającego księgi nowe wydanie Opisu Świata, oraz przewodnik po mieście. Następnie delektując się świeżo co kupionym jedzeniem, zaczął krążyć po mieście w poszukiwaniu domku z wizji, a także zapoznać się z jego okolicą.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 19-08-2007, 13:54   #29
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Biblioteka Wiedzy, Harmonijna Domena Zewnętrzna

Trzech starców z uwagą rozkładało karty. Ich pan nakazał im bowiem śledzić ten wątek i informować o wszystkim co się zdarzy. Jeden z nich wyciągnął kartę i przyjrzał się jej, po położeniu na stole. Była to olbrzymia fala morska uderzająca na nadbrzeże i niszcząca budynki.

-Przypływ.- rzekł najstarszy. - A więc będą kolejni.
- Na razie tylko jeden...ale kto wie.- rzekł kolejny starzec, pokazując dwie karty leżące przed sobą. Na jednej był olbrzymi szczur o siedmiu głowach z siedmioma koronami na nich. Symbol żądzy władzy, ale i niewielkiej potęgi, zdolnej w pojedynkę jedynie podgryzania innych, ale nie dość potężnej by stanąć do walki otwarcie.
- Król szczurów- rzekł najstarszy. - dawno nie widziałem tej karty.
- I to w jakiej kombinacji.- rzekł pokazując drugą. Był na niej handlarz sprzedający wodę biedakom, a sam siedzący na workach złota. Nabab, karta symbolizująca handel, a także bezlitosną chciwość spętaną pozornie zasadami prawa, ale nadal nieujarzmioną.

Sigil, dach jednego z domów.

Jasnowłosy pólelf siedział na dachu domostwa, w pozycji medytacyjnej. Luźne szaty mnicha sugerowały, że należał do jakiegoś zakonu kontemplacyjnego... Jednak w Sigil nie istniały takie organizacje. Mógł co prawda należeć do którejś z frakcji, ale nie było widać tatuażu który by to potwierdzał. Równo przycięte włosy, odsłaniały szpiczaste uszy, a krótko obcięta broda sugerowała ludzkie dziedzictwo.
-Długo jeszcze będziesz się krył, Hrabio Szczurostudni? -rzekł głośno nie zmieniając pozycji.- Szczerze mówiąc, czekałem, aż się zjawisz.
-Skąd wiem, że mnie szukasz? Można powiedzieć, że mała myszka mi powiedziała.- rzekł mnich wstając i wyciągając zza pasa wierzgającego czaszkoszczura. Mimo, że nadal nie usłyszał odpowiedzi od swego adwersarza..Wiedział, że kryje się w pobliżu.
- Jakem Alsenumeor obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy...Pogadajmy więc o wspólnych interesach ekscelencjo.- dodał mnich puszczając gryzonia i pozwalając mu uciec.

Gehenna, Czeluście Kopalni Mefistofelesa

Chodnik i wyrobisko przy którym zniknęła ostania ofiar pozornie niczym nie wyróżniały się od korytarzy którymi dotarli tu Fizgulf i Sephiroth. Te sama czarne skały przetykane porowatymi żyłami rudy, tak cennej dla piekielnych płatnerzy. Ta sama górnicza lampka płonąca z boku, te same górnicze stemple, podtrzymujące strop. A jednak Sephirothowi coś w tym obrazku nie pracowało... Nie potrafił jednak odgadnąć co.
Tymczasem Fizgulf miał inne sprawy na głowie...Przyszłość niebyt ambitnego choć, sumiennego czarta rysowała się równie czarno jak ściany dookoła.
Spoglądał na swojego ciemiężyciela z nienawiścią. Gdy jego raport dotrze...Właśnie!
W zdesperowanym umyśle czarta zaświtała iskierka nadziei...Na razie o raporcie wie tylko on.
Jeśliby Sephiroth zginął, to Fizgulf zniszczyłby raport i uratował swą skórę...Wypadki przecież się zdarzają, zwłaszcza w kopalni.
Zaś Sephiroth z radością odkrył, to co mu nie pasowało.. Tu było zbyt czysto ..Pozostałe chodniki były zawalone jakimiś odpadkami, resztkami kilofów, kupkami gruzu. A tu było sterylnie czysto. Ten kto porywał niewolników, starał się ukryć ślady tego porwania usuwając wszelkie ślady swej bytności. Tyle, że w tym sprzątaniu posuwał się za daleko...Pytanie tylko, czemu starał się ukryć fakt porwania, i jaki sposób stosował by zabierać stąd ofiary.
Z dalszych rozmyślań wyrwał Sephirotha huk, gdy się odwrócił zauważył jak nadpalony stempel pęka, a Fizgulf ciska ognistą kulę w kolejny...Po chwili strop runął i sufit zawalił się wywołując chmurę czarnego pyłu. Gdy ów pył opadł, wielki egzekutor Canii rozejrzał się stwierdzając, że został uwięziony. Nie cały strop bowiem runął, i Sephiroth utknął w niedużej jamie odcięty od reszty kopalni. Sephiroth zganił się za to, że zajęty śledczą pracą zapomniał pilnować Fizgulfa, oraz za to, że niedoceniał desperacji byłego szefa kopalni.
Teraz jednak sprawą zajmującą Sephirotha było wydostanie się stąd. Gruzowisko odcinające go od reszty kopalni było zbyt duże, by przekopać je samemu.
Miejsce uwiezienia Sephirotha nadal rozświetlała lampa górnicza.. zapewne dzięki rzuconemu na knot czarowi nieustający płomień.

Ukryty półplan, sala narad

Był to duże miejsce...na tyle olbrzymie, że mieścił się w nim całkiem spory błękitny smok. Podłogę i ściany zdobiła mozaika w symbole ezoteryczne. Na środku zaś stał okrągły stół, przy którym siedzieli dwaj liczowie w bogato zdobionych szatach i błękitny smok.
-Jakaż to sprawa Priamonie kazała ci nas tu wezwać?- odezwał się potężny błękitny smok.
-Najpierw chciałbym podziękować Rhangaunowi.- odrzekł licz, w klasycznych szatach czarodziei z Waterdeep. -Jego czar okazał się niezwykle przydatny.
- A któryż z nich? Stworzyłem ich wiele Priamonie.- czaszka jaką była obecnie głowa licza, z braku mimiki, nie pozwalała odgadnąć uczuć kryjących się w jego głowie.
- Lokalizator zwrotny poszukiwaczy...czy jakoś tak.- rzekł Priamon, śmiejąc się w duchu z tej nazwy. Starożytnemu Rhangaunowi brakowało bowiem poetyckiego zacięcia, by mógł ciekawie nazywać czary jakie tworzył. Priamon dodał po chwili.- Ktoś próbował zlokalizować mój najnowszy nabytek. Pewnego czarta, którego złapałem, a który podawał się za ważną osobistość w Dziewięciu Piekłach.
- Więc kogo udało się namierzyć?... Kim jest nasz ciekawski szpieg?- spytał smok.
- Otóż, nie wiem.- odparł Priamon. - był wystarczająco silny, by uniknąć identyfikacji.
- Zaczyna być interesująco...Co zamierasz zrobić?- rzekł Rhangaun.
- Na razie obstawiłem moją kryjówkę szpiegami. Być może warto nawiązać kontakt z tym ciekawskim czarodziejem.- rzekł Priamon.
- Za wcześnie by wyciągać takie wnioski...Czemu tylko nas wezwałeś, o takich sprawach powinna decydować cała rada. -rzekł smok.
-Och, daleki jestem od tego by ujawniać nasze istnienie..Za to przygotowałem plany małego pokazu i chciałbym uzyskać waszą pomoc w tej sprawie.-rzekł Pramion.

Plan Materialny, Calimport
Zapachy.. Nic tak nie pachnie jak Plan Materialny. Mieszanka przypraw, zwłaszcza imbiru, zmieszana z perfumami, zapachem morskiego powietrza oraz wielbłądziego łajna i ludzkiego potu. I te hałasy...Gniewne opluwanie sprzedawców przez klientów i podlizująca się mowa sprzedawców. Tutaj handel oznaczał zawsze ostre targowanie, bez względu czy kupowało się owoc, niewolnicę czy wielbłąda.
Venefi’cus Euxin przeciskał się przez wąskie uliczki Calimportu pełne tutejszych kupców i złodziejaszków w kolorowych lub szarych burnusach, i w turbanach których ozdobność odzwierciedlała status majątkowy i społeczny.
W Calimporce można było kupić wszystko, zwłaszcza handel niewolnicami do haremów kwitł w tym mieście.
Niemniej czarodziej miał inne sprawy na głowie...Raporty dostarczone na temat Melcha'zideka były mało przydatne...Cóż , w piekle żaden szef nie zostawiał w rękach swych podwładnych szkalujących go dokumentów. Byłoby to bowiem kuszenie swych podwładnych do zdrady.
Venefi’cus Euxin przypuszczał, że czart trzyma ciekawsze kąski ukryte w tajnej skrytce gdzieś w swej siedzibie...Ale położenie tej skrytki znał zapewne tylko Melcha'zidek.
Pierwsze kroki czarodziej skierował do siedziby "Kroczących wśród roju"...Tutejszej sekty Belzebuba. Nie była ona zbyt liczna ani skuteczna, głównie z tego powodu, że miała dwóch nieformalnych przywódców Malik-Im-shara barda/ucznia Belzebuba oraz czarodzieja Ilithan -Ibn-Hazada. I cała działalność sekty skupiała się głównie na wewnętrznej walce pomiędzy oboma przywódcami.
Wkrótce dotarł do budynku którego ściana dookoła wrót była pokryta mozaiką z subtelnie wkomponowanym motywem muchy... Prawie niezauważalnym, o ile nie wiedziało się, czego szukać. Zgodnie z danymi hasłem dla sekty była słowa... Rój rozwija się szybciej niż jednostka.
Poznawszy położenie sekty Venefi’cus Euxin skierował swe kroki do prawdziwego celu... Budynek wyglądał tak jak to Venefi’cus Euxin zapamiętał w swej wizji...Willa dla średniozamożnej rodziny kupieckiej obwarowana białym murem, z ostrymi kawałkami szkła, na szczycie murku. Przed bramą z kutego żelaza dwóch półorków w zarzuconymi na białe burnusy zbrojami łuskowymi, z halabardami w łapach i z sejmitarami przy pasie. Pozornie willa nie różniła się niczym od innych. Ale wzrok czarodzieja potrafił zobaczyc to czego nie widzieli inni...Potężne linie magii przenikały i oplatały ten budynek. Venefi’cus Euxin widział potężne magiczne zapory... Z informacji jakie uzyskał od dostawcy żywności, którego spotkał przy drodze willa ta należała szlachetnego Umar-Ibn-Hazifa , bogatego kupca , właściciela 1/5 wszystkich karawan wyruszających z Calimportu. Umar rzadko bywał w tej willi, częściej zjawiali się tu jego "przyjaciele"...Ale ich tożsamości to handlarz nie potrafił podać, nawet po zapłaceniu ..Pamiętał jedynie piękną ,bladolicą kobietę, nie zasłaniającą twarzy, która czasem zjawiała się w okolicy willi, i tylko wieczorami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-08-2007 o 11:03.
abishai jest offline  
Stary 21-08-2007, 16:36   #30
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Gehenna
Kopalnia Mefistofelesa – podziemia

Sephiroth uważnie przyglądał się otoczeniu. Na podłożu nie widać było najdrobniejszego nawet śladu, choć coś powinno się odbić na pokrytym kurzem i pyłem podłożu. Tyle, że tu nie było żadnego kurzu... Najwyższy Egzekutor wyprostował się i cofnął parę kroków chcąc ogarnąć spojrzeniem większy fragment korytarza. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, tylko jeszcze nie wiedział co.

W czasie gdy Sephiroth przyglądał się otoczeniu, Fizgulf najciszej jak potrafił wycofał się. Właśnie nadarzyła mu się doskonała okazja do zamordowania Egzekutora. Musiał się tylko postarać, żeby całość wyglądała na wypadek... choć nie, tym mógł się zając później, teraz najważniejsze było zatrzymanie posłańca z raportem. Na twarzy diabła ukazał się niemiły uśmiech. Tuż ponad jego dłonią uformował się niewielki płomień.

- Fizgulfie dlaczego tu jest tak czy...

Słowa Najwyższego Egzekutora zagłuszyła gwałtowna eksplozja. Sephiroth obrócił się akurat w porę, żeby dostrzec drugą kule ognia zmierzającą w kierunku jednego ze stempli. Płomienie eksplodowała z głośnym hukiem walącego się korytarza. Czarna chmura przesłoniła widok i Najwyższy Egzekutor straciłby rozeznanie w terenie, gdyby nie to, że w ogóle nie drgnął. Stał ze spokojem, zupełnie jakby nie zauważał walących się wokoło niego kamieni.

W końcu skutki działań Fizgulf dobiegły końca. Pył opadł, a skały przestały się sypać z sufitu. Pomimo to Sephiroth wciąż stał w tym samym miejscu patrząc na stosy skał, zupełnie jakby spodziewał się, że znikną pod wpływem jego spojrzenia. W rzeczywistości jednak, Najwyższy Egzekutor myślał i to wcale nie o swoim położeniu, czy Fizgulfie.

”Tu jest... było stanowczo za czysto. Takie usuwanie śladów jest zbyt dokładne i niepotrzebne. Czy to możliwe, że to jakiś wielki drapieżnik przesuwał się tunelem i pochłonął wszystko na swojej drodze? Wydaje się to mało prawdopodobne... albo nawet nieprawdopodobne. Ale w takim razie co? Magia? Musiała być bardzo silna, żeby przenieść setkę niewolników, wraz z całym ekwipunkiem i nie pozostawić po tym, ani śladu... A może ślad pozostał, tylko nie jest widoczny gołym okiem? Jeżeli to rzeczywiście było działanie magii, to tak silne zaklęcie musiało pozostawić bardzo wyraźny ślad.... a jeżeli tak, to trzeba tu przysłać jakiś magów, żeby to zbadali.”

Sephiroth zanotował w myślach dotychczasowe spostrzeżenia, w szczególności to, żeby w obszar masowego zniknięcia niewolników przysłać jakiś magów. Albo jeszcze lepiej, zapytać Fizgulfa, czy już to zrobił. Po chwili Najwyższy Egzekutor podjął dalsze rozważania, wciąż nie zważając na niekonfortową sytuacje w której się znalazł.

”Tylko kto dysponuje dostateczną mocą, żeby dokonać takiej teleportacji? A może Malif, Melfi, czy jak mu tam było? A to mogłoby oznaczać, że Fizgulf wcale nie zatajał zniknięć w obawie przed karą, ale dlatego, że osłaniał wspólnika. Możliwe? Tak, ale nie pewne... choć... Fizgulf chyba coś wspominał o dobrych kontaktach z tym nieumarłym magiem. Ojj Fizgulfie tyle pytań cię czeka. Prawie mi cię żal.”

Dopiero teraz Sephiroth rozejrzał się dookoła. Wydawało się, że Najwyższy Egzekutor jest uwięziony w nowo powstałej „jaskini”. Kaptur lewitującej szaty parokrotnie poruszył się w lewo, później w prawo i znowu w lewo. Najwyższy Egzekutor czuł się zażenowany tym, że Fizgulf wybrał właśnie ten sposób pozbycia się Egzekutora i to jeszcze całkowicie nie wykorzystał swojej szansy. Jedynej szansy.

Gdy Sephiroth wyruszył do kopalni w towarzystwie tylko i wyłącznie zarządcy kopalni, nie miał żadnych wątpliwości, że Fizgulf zaatakuje. Spodziewał się tylko, że diabeł rzuci się na Egzekutora od tyłu, chcąc mieć pewność, że Sephiroth będzie martwy. Na twarzy Ekscelencji wymalował się lekki uśmiech. Sephiroth nie był ryzykantem... Fizgulf od samego początku nie był w stanie zabić Najwyższego Egzekutora, ale za to udało mu się całkiem skutecznie go opóźnić.

Czerwień rozświetliła miejsce uwięzienia egzekutora, a powietrze wypełnił zapach siarki. Trwało to tylko parę sekund i po chwili wszystko wróciło do normy... Różnica była tylko jedna, albo raczej dwie... dwie niewyraźne, świetliste istoty stały przed Sephirothem. W sali panowała całkowita cisza, choć w rzeczywistości trzyosobowa grupa porozumiewała się ze sobą, za pomocą telepatii.

Rozmowa trwała krótką chwile, w czasie której dwie nowoprzybyłe istoty, zaczęły się robić coraz bardziej niespokojne. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że Najwyższy Egzekutor właśnie tłumaczył i m co się stanie, jeśli kiedykolwiek, komukolwiek powiedzą o ostatnich wydarzeniach.

Gehenna
Kopalnia Mefistofelesa – powierzchnia

Fizgulf uwijał się jak w ukropie. Już dawno uwolnił się z czeluści kopalni i zupełnie nie zawracając sobie głowy zaniepokojonymi spojrzeniami strażników, robił wszystko, żeby raport nie dotarł do Mefistofelesa. Na samą myśl o tym, co się stanie jeśli jego „przyjaciele” zawiodą i Władca Ósmej dowie się o wszystkim, po plecach zarządcy spływał zimny pot.

Do tego miał jeszcze problem z wypadkiem tego przeklętego kłamcy Sephirotha. Oczywiste było, że będzie musiał o tym zameldować i spodziewać się wizyty kolejnych Egzekutorów, którzy przybędą, żeby zbadać sprawę. Do tego, musiał odkopać ciało, inaczej któryś z tych nadgorliwców mógłby zacząć coś podejrzewać. Miał już nawet dobrą opowiastkę o tym jak „biednemu, nieostrożnemu Sephirothowi przydarzył się wypadek. A przecież on, Fizgulf, ostrzegał go, ale oczywiście Egzekutor nie posłuchał i zginął.

Snując swoje myśli i już teraz wymyślając odpowiedz na pytania Egzekutorów, zarządca zmierzał do swojej siedziby. Zrobił wszystko, co tylko mógł i teraz nie pozostało mu już nic jak czekać. Jeżeli raport Sephirotha dotrze na miejsce, to Fizgulf szybko się o tym dowie. Prawdopodobnie nawet nie zdąży mrugnąć, a już będą go ciągli na przesłuchanie. Na samom myśl o „przesłuchaniu” Fizgulfowi zrobiło się słabo. Nie nadaremno kaci Mefistofelesa słynęli ze swoich umiejętności w torturowaniu.

Zadowolony z siebie, choć wciąż trochę roztrzęsiony zarządca wszedł do swojej kwatery... albo raczej spróbował wejść, ale zatrzymał się w przejściu.

- Nie. To niemożliwe.

Z gardła Fizgulfa wyrwał się jęk rozpaczy. Czarny jak otchłań płaszcz unosił się tuż przy oknie. Ledwo zarządca zdołał wypowiedzieć swoje słowa, Sephiroth odwrócił się w jego kierunku. Fizgulfa z przerażeniem patrzył na te ciemność, wypełniającą przestrzeń pod kapturem. Jednak zarządca nie miał zamiaru się poddać, nie miał zamiar dać się torturować.

Ognista kula ciśnięta przez diabła, eksplodowała przed Najwyższym Egzekutorem i płomienie ogarnęły nieruchomą sylwetkę. Tryumfalny okrzyk uwiązł w gardle Fizgulfa, gdy okazało się, że jedynym efektem jego magii, było podpalenie swojej siedziby. Po Najwyższym Egzekutorze nie pozostał nawet ślad, nawet najdrobniejszy kawałek płonącego płaszcza.

Deski skrzypnęły za plecami zarządcy kopalni. Przerażony diabeł prawie podskoczył ze strachu, jednak pomimo to zdołał się odwrócić i cisnąć kolejny wybuchowy czar... Przekrwione oczy czarta z przerażeniem wpatrywały się w przedsionek prowadzący do jego gabinetu. Płomienie łakomie pochłaniały wszystko co tylko było łatwo palne, włącznie z grupą niewolników, którzy przybiegli by ugasić pożar w gabinecie. A pośrodku tego piekła, unosiła się czarna szata. Długie języki ognia muskały czarny materiał, nie pozostawiając na nim najmniejszego śladu. Sephiroth unosił się w całkowitym milczeniu, wpatrując się w przerażonego diabła.

- Ty nie żyjesz... Zgniotły cię skały!

Z szaleńczym błyskiem w oku, Fizgulf rzucił się w płomienie, wprost na Sephirotha. Dym i ogień przesłoniły mu oczy, tak, że diabeł zupełnie nic nie widział. Jego stopa zaczepiła o coś i zarządca kopalni wywrócił się na ziemie... twardą i skalistą. Fizgulf błyskawicznie poderwał się na nogi, obracając się dookoła siebie i mierząc wszystkich obłąkanym spojrzeniem.

Zarządca kopalni widział otaczający go tłum niewolników i strażników. Wszyscy wpatrywali się w niego z mieszaniną przerażenie i zaskoczenie. Gdzieś dalej, grupa niewolników właśnie zajmowała się pożarem i dzięki sporemu poświęceniu gasiła płomienie. Jednak to nie interesowała Fizgulf. Diabeł wodził wzrokiem po otaczającym go tłumie, miotając się we wszystkie strony i wrzeszcząc.

- Gdzie on jest?!

Gwałtownym skokiem zarządca znalazł się przy jednym z niewolników. Potężne, muskularne łapy rozerwały biedaka na strzępy i właśnie w tedy, przez zakrwawione oczy Fizgulf dostrzegł go. Czarny kaptur wystawał ponad tłum z całkowitym, lodowatym spokojem patrząc na zarządcę.

- Rozszarpie cię! Zgniotę!!!

Diabeł rzucił się na tłum w miejscu gdzie przed chwilą widział Sephirotha, wywrzaskując kolejne rzeczy, które zrobi Egzekutorowi kiedy go w końcu dopadnie. Przerażeni niewolnicy rozstępowali się ze strachu przed szaleńcem, jednak nie wiele to zmieniło. Gdy Fizgulf dotarł na miejsce gdzie przed chwilą widział Egzekutora, nikogo już tam nie było.

- Pokaż się zjawo! Pokaż się, żebym mógł cię jeszcze raz zabić!

Właśnie wtedy coś rozbłysło. Fizgulf poczuł silny cios w głowę. Tak silny, że zarządca opadł na kolana, a przed jego oczami zatańczyły ciemne plamy. Dziwne zimno zaczęło rozprzestrzeniać się po ciele diabła, niosąc za sobą odrętwienie. Fizgulf chciał się podnieść, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jedna z czarnych plam, które miał przed oczami, zaczęła się powiększać, a z jej wnętrza dobiegł lodowaty głos.

- Mnie nie da się zabić.

Ciemność zamknęła się wokoło Fizgulfa, a on już nie miał siły, żeby się przed nią bronić.

***

Fizgulf powoli otworzył oczy. Jeszcze przez chwile nie mógł się zorientować gdzie jest. Chciał się podnieść, albo chociaż przekręcić głowę, ale coś utrzymywało jego ciało w całkowitym bezruchu. Przerażony diabeł zaczął się szamotać, ale jego starania nie przynosiły żadnego skutku.

- Nie gorączkuj się tak. Uwolnię cię, gdy dowiem się wszystkiego co chcę wiedzieć.

Lodowaty głos Sephirotha sprawił, że Fizgulf znieruchomiał. Przez moment myślał, czy nie powinien błagać o litość, ale wiedział, że i tak nic by mu to nie dało.

- Wiem już Fizgulfie, że próbowałeś zatrzymać mój raport. Nawet ci się to udało... ale mam go tutaj przy sobie, w wersji poprawionej. Teraz stoi tam informacja, że musiałem cię zabić, za... atak na Najwyższego Egzekutora i parę innych wykroczeń. Jeszcze go nie wysłałem, ale to tylko kwestia czasu... Chyba że powiesz mi wszystko co będę chciał wiedzieć. A chcę wiedzieć wszystko... wszystko co ty wiesz o zaginięciach, nieumarłych z Kresu Nadziei i o tym twoim „przyjacielu” magu, który rządzi nieumarłymi. Wiesz Fizgulfie... na razie grzecznie cię proszę o te informację, ale zaraz możemy spróbować czegoś innego.

Przed twarzą zarządcy kopalni zaczęły przelatywać kolejne z narzędzie... a wszystkie umazane krwią strażnika, na którym wcześniej je wykorzystywano.

- Pamiętasz je jeszcze, prawda? I chyba nie zapomniałeś do czego je wykorzystywałem. Albo może ci przypomnę.

Fizgulf wrzasnął z bólu, gdy ciężki młot zmiażdżył mu dłoń. Zaraz potem ten sam przedmiot uniósł się przed twarz więźnia, wraz z gwoździem. Diabeł pisnął ze strachu, gdy gwóźdź znalazł się na jednym z jego policzków, a młotek uniósł się jakby do uderzenia.

- Mów, to daruje ci życie i pozwolę odejść. Stracisz swoje dochodowe zajęcie i staniesz się nikim... ale unikniesz bólu i wciąż będziesz żywy, a to chyba ważniejsze, prawda?

Sephiroth czekał na opowieść Fizgulfa. Jak mało kto znał się na torturach i wiedział, że jeżeli się postara, to diabeł powie mu wszystko... i tu właśnie tkwił problem. Nie zawszę „wszystko” było prawdziwe, wielu torturowanych wymyślało różne rzeczy, tylko po to, żeby uniknąć bólu, ale Sephiroth doskonale wiedział jak odróżnić kłamstwo od prawdy.

***

Najwyższy Egzekutor unosił się przed oknem. Znowu był w lekko nadpalonej siedzibie zarządcy kopalni. Na szczęście okazało się, że pożar wywołany przez martwego już Fizgulfa nie był aż tak poważny jak się wydawał. Dzięki poświęceniu niewolników udało się go w porę ugasić, dzięki czemu zniszczenia były stosunkowo niewielkie.

Przed chwilą Sephiroth wysłał grupę magów, żeby zbadali miejsce całkiem niedawnego zaginięcia sporej ilości niewolników. Oczywiście Najwyższy Egzekutor przydzielił im dość liczną eskortę, choć raczej nie spodziewał się ataku na uzbrojonych strażników.

Czekając na powrót magów, Sephiroth postanowił osobiście przeszukać siedzibę Fizgulfa. Miał nadzieje, że diabeł był nieostrożny i zostawił tu coś co mogłoby pomóc Najwyższemu Egzekutorowi w śledztwie.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 21-08-2007 o 16:43.
Markus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172