Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2007, 22:46   #31
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
???
???

-Hgrlapmhfshegh!- Gruchnął Shaarh i krążył, szurając pazurkami po posadzce rozległej, zakurzonej komnaty, pozwalając, by ciągnąca sie za nim szata zbierałą grubą warstwę pyłu. Szczurzy władca gestykulował żywo, jakby z kimś rozmawiał, choć postaci stojące kilka kroków za nim stały w zupełnej ciszy. Pierwsza była wysoka i majestatyczna, sztywno wyprostowana. Był to Ghak'im'Abbdan, potężnie zbudowany rakszasa o lśniącym, pomarańczowym futrze z typowymi, biało-czarnymi paskami, właściwymi dla przedstawiciela tej rasy. Sprawiał wrażenie mocno zdenerwowanego i co chwila szarpał za swoje kocie wąsy. Obok niego, w znacznie luźniejszej pozie, z ręką zawadiacko opartą o biodro, stała ludzka kobieta. Choć fizycznie, dla niewtajemniczonego oka, wydawałaby się ideałem piękności, o zmysłowych ustach, białej cerze i z pełnymi kształtami, to jej zimne, okrutne oczy zdradzały wyjątkowo nieludzkie pochodzenie - czarne jak węgiel, z cienkimi, zielonymi żyłkami. Tęczówki zlewały się ze źrenicą, białko tymczasem miało niezdrowo niebieskawy odcień. Kobieta była ubrana wyjątkowo skąpo, jedynie w długi, jedwabny szal, o końcach awiązanych na karku i sćiągnięty w pasie złotym łańcuszkiem. Oprócz niego, jej jedyną ozdobą był niezbyt imponujący pierścień, wykonany z żelaza, z wprawionym w oczko srebrnym lusterkiem.
-Panie…?- Spytał cicho Ghak, nieświadomie wędrując dziwnie przekręconą dłonią po rękojeści miecza, wystającej u zza szerokiego pasa. Stojąca obok niego czarnowłosa piękność fuknęła pod nosem, komentując jego służalczość. Tygrysiogłowy wojownik zmierzyłją gniewnym spojrzeniem i ponownie przeniósł je, już pokorniejsze, na krzątającego się po sali szczura. Ten machnął tylko łapką i zatrzymał się nagle.
-Alsenuemor…- Mruknął Hrabia, jakby smakując słowo, jak królewski smakosz próbuje jedzenie przed podaniem go na stół patrona, by sprawdzić, czy nie jest zimne, przesolone lub zatrute. Alsenuemor- Powtórzył, jakby chciał go do siebie przywołać, a potem odwrócił wąsaty pysk w stronę swoich sług. Ghak. Gwardia- Rozkazał i rakszasy już nie było. –Albo…- Zawahał się nagle, po czym zachichotał. Gkah powoli wychylił głowę zza framugi bocznego wyjścia. –Nie. Pójdziemy sami- Jego towarzyszka wydała z siebie odetchnięcie ulgi, trochę za głośno niż zamierzała. –Ty też, moja droga. Musimy sprawić na naszym nowym sojuszniku odpowiednie wrażenie- Rzekł, uprzejmie pochylajac głowie ku towarzyszce i uśmiechajac się chytrze, po czym wykonał leniwy ruch ręką i wnet główne drzwi komnaty rozwarły się szeroko, jakby pchnięte niewidzialną siłą, i wpadł przez nie silny, zimny podmuch, formując się na moment w trzy ledwo zauważalne, humanoidalne kłęby, i zniknęły z oczu obecnych, choć nie można się było pozbyć wrażenia, ze nadal się tam znajdują. Zaś pomiędzy nimi stał chudy, niski osobnik z ogromnymi okularami na nosie. Wyglądał na zdrowego, choć trochę znużonego i zaniepokojonego. Choć był ubrany we wspaniałe szaty, jego niedomyte włosy i nieogolona twarz nadawały mu wygląd niechlujnego profesora, o potężnym umyśle, niewiele jednak dbającego o takie sprawy doczesne jak regularne mycie się czy jedzenie, postarzając go jednocześnie o dobre dwadzieścia lat z hakiem.
-Habnusie- Zaczął uroczyście Shaarh. -Jesteś mi potrzebny...
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 23-08-2007 o 21:05.
K.D. jest offline  
Stary 23-08-2007, 19:51   #32
 
Legion's Avatar
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Flegetos, komnata odpraw Gazry

Czart zgięty wpół zastanawiał się nad zaszczytem który go kopną.
"- Oczywiste, że nie będę miał nic do gadania w trakcie bitwy. Inaczej Gazra sam poprowadziłby wojska do ataku."
- Kiedy mam wyruszyć do Hade... - Xar'nash nie zdąrzył nawet dokończyć pytania nim padła odpowiedź.
- Bel koordynuje całą akcje jego się pytaj. Teraz kiedy odpowiedziałem na twoje pytania idź już sobie.
Piekielny wciąż zgięty opuścił komnatę odpraw.


Flegetos, Dom Xar'nasha

Postać w czarnej szacie szybko przemieszczała się wzdłuż korytarzy willi. Otaczająca ją woń rozkładu i dwa świecące w kapturze czerwony punkty zdradzały jednak z kim ma się do czynienia. Parras strasznie nie lubił gdy wyrywa się go z jego przytulnej krypty w podziemiach posiadłości. Co gorsza wzywała go do siebie ta przerośnięta jaszczurka która zastępowała Xar'nasha. "Najprawdopodobniej dostała jakieś zadanie w którym trzeba ruszyć trochę głową i się pogubiła." Na szczęście dla diabła licz nie zdążył obmyśleć sposobu pozbycia cię cornugona nim dotarł do jego komnat.
Sala w której Triam podejmował interesantów była urządzona w bardzo spartański sposób. Na ścianach wisiało kilka mniejszych obrazów i jeden wielki zdobyty na jednym z planów materialnych

Za biurkiem siedział rogaty diabeł który w momęcie gdy Parras wszedł przeglądał jakieś papiery.
- Xar'nash ma dla ciebie zadanie, masz dostarczyć mu kilka przedmiotów, ja nie mam czasu na zabawę - powiedział Triam nawet nie racząc licza spojrzeniem.
- Ja też nie dysponuje zbyt dużym jego nadmiarem więc...
- Nie obchodzi mnie to kiedy Xar'nash jest poza domem ja tu dowodzę i masz się mnie słuchać.. albo wiesz co się z tobą stanie. Tu masz listę.
Licz od niechcenia zerknął na kartkę. Charakter pisma zdradzał że pismo pochodzi od piekielnego czarta. Nikt nie potrafi podrobić tego... czegoś. Chwile zajęło Parrasowi odszyfrowanie gdzie jest góra a gdzie dół kartki, lecz to co zobaczył niemal zwaliło go z nóg. O Xar'nashu można mówić wiele, ale na pewno nie to że jest precyzyjny. Lista zawierała bowiem spis około 20 przedmiotów, przy czym każda pozycja zaczynała się od słowa "jakaś" lub "coś". Tak więc było tam "coś co zapewnia odporność na czary", "coś co rozprasza wrogie klątwy", "coś co unieszkodliwi smoka"... I to właśnie ta ostatnia pozycja zaciekawiła licza i sprawiła że na jego kościstej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wyruszę natychmiast - odparł do zdziwionego niesamowitym entuzjazmem Triama.

Flegetos, Dom Xar'nasha... później

Piekielny czart wleciał do swojej posiadłości z niespotykaną jak na niego prędkością. Lekko zmachany wylądował na dziedzińcu i wszedł do środka budząc lekki niepokój wśród służby, zaś przypadkowo złapaną erynie posłał po Triama. Trochę trwało nim rogacz stawił się na wezwanie jednak chwilowo był on zbyt potrzebny by go ukarać.
- Przygotuj połowę moich oddziałów. Chce by byli gotowi na wymarsz w każdej chwili.
- Ale Panie po co ?
- Nie interesuj się. Im mniej wiesz tym później cię będę musiał zabić
- Eee, oczywiście panie, już wydaje odpowiednie rozkazy.
- Poczekaj -
upomniał go piekielny - Gdzie jest Parras ?
- Zajmuje się tymi przedmiotami które poleciłeś zdobyć o Wielki
- Dobrze. Niech odziały czekają w pogotowiu.

Po drobnym posiłku i przebraniu w lepsze szaty. Xar'nash udał się do pierwszej warstwy by spotkać się z innymi dowódcami do Avernus
 
__________________
Nothing else
Legion jest offline  
Stary 25-08-2007, 22:30   #33
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gehenna, Kopalnia Mefistofelesa

Sephiroth miotał się z wściekłością po siedzibie Fizgulfa...Wszystko bowiem spaliło na panewce. Były szef kopalni nie wiedział nic, nie brał udziału w zaginięciach niewolników. Egzekutor Canii wyciągnął na torturach wszystkie jego sekreciki, tyle że były one nic nie warte... Również wśród rzeczy czarta nie było nic wartego uwagi. Sephiroth nabierał pewności, że Fizgulf był po prostu kolejnym leniwym i pozbawionym fantazji diabłem, dla którego szczytem inwencji był niedawny zamach na osobę Egzekutora...Również raporty od czarodziei nie nastrajały pozytywnie... Żadnych śladów magii teleportacyjnej, w ogóle żadnych śladów magii!
Naczelny Egzekutor Canii czuł, że cos mu umknęło, ale nie wiedział co. Poza tym Fizgulf wydawał się być nie powiązany z zaginięciami w żaden sposób...Nic nie szkodzi, i tak miał zginąć, w ten czy w inny sposób.
Rozmyślanie nad dalszymi krokami przerwało mu wejście czarta, w przeciwieństwie do innych ten nie okazywał strachu. Nic dziwnego, nosił oznaczenia Łowcy Śmiertelnych.
Diabły należące do tej kasty, tworzyły coś w rodzaju apolitycznej gildii neutralnie nastawionej wszystkich czartów. Wykonywały zamówione i sowicie opłacone zadania szybko, sprawnie i skutecznie. Oczywiście to powodowało że były bardzo dumne...Ale mogły sobie na to pozwolić... Jedynie władcy poszczególnych warstw mogli zabić łowcę śmiertelnych, bez reperkusji ze strony gildii. Inni możnowładcy Piekieł takim czynem zaprzepaściliby na wieczność, możliwość wynajęcia kolejnego łowcy.
- Panie, twój zarządca Xenak skierował mnie tu.- rzekł Łowca i zaczął składać raport.

Gehenna , Kres Nadziei

Miasto było ciche...Olbrzymie budynki wykute w obsydianie, oświetlone bladym światłem wydobywającym się z ulicznych sarkofagów, i z czerwonym światłem sączącym się przez wąskie okienka z poszczególnych domów. Nieumarłe stwory wszelkiego rodzaju, od zombie, szkieletów , przez mumie do liczów przemierzały wąskie uliczki. Nie było tu tłoku, niewielki grupki nieumarłych poruszały się cicho i bez rozmów...Miasto wydawało się wymarłe, choć tętniło swego rodzaju parodią życia. Wielki Egzekutor dotarł do twierdzy Melifa, przypominającą swą zwartą budową olbrzymi obsydianowy monolit. Jego gwardia, zwerbowana ze strażników kopalni, rozglądała się trwożliwie. Życie, wszelkiego rodzaju, nie było mile widziane w Kresie Nadziei. A wszelkie żywe istoty prędzej czy później kończyły jako przedmioty nekromantycznych eksperymentów.
Wejścia do twierdzy pilnowały szkielety gigantów uzbrojone w olbrzymie glewie o ostrzach uformowanych z bladoniebieskiej energii. Ich zbroje zaś pokryte były magicznymi symbolami.
Zanim pozwolono Sephirothowi ( i tylko jemu) wejść do środka, egzekutor musiał wyłuszczyć sprawę majordomusowi twierdzy Melifa, duchowi starego urzędnika.
Sephiroth poruszał się wąskim korytarzem podążając za półprzeźroczysta sylwetka ducha... Ów korytarz oświetlany był przez szkielety humanoidów płonące niebieskim ogniem umieszczone w przyczepionych do sufitów klatkach.
W końcu dotarli do sali tronowej... W sali tej panowała ciemność tak głęboka, ze Sephiroth nie widział krańców sali. Rozświetlana ona była jedynie przez fioletową poświatę otaczająca po części obsydianowy tron, po części pochodzącą od gospodarza. Owym gospodarzem był humanoidalny szkielet w skromnej szacie z fioletowymi opalami. Nie można było stwierdzić pierwotnej rasy szkieletu... Melif wstał z tronu i wskazał dłonią na Sephirotha, mówiąc grobowym głosem. - Podejdź tu egzekutorze Canii, przybyłeś dołączyć do swych braci i sióstr?



- A może trapi cię inna sprawa, mój majordomus wspominał coś o zaginięciach.- grobowy głos Melifa napełniał Sephirotha pewną trwogą. Władca Kresu Nadziei był potężnym liczem, władającym całą populacją miasta. Kimś, z kim Egzekutor Canii mógłby sobie nie poradzić...Nie wspominając o sługach i ochroniarzach czających się zapewne w mroku sali.

Sigil; Stara kamienica

Dwanaście z zakapturzonych osób zaczęło zaśpiew wybijając rytm poprzez uderzanie laską o podłogę w miarowych odstępach. Było to bardzo ważne, niewielka dysharmonia oznaczałaby rzeź. Ich głosy tworzyły chór.

tempus umbrareum nigarum
potestas obscuritatis
in exercitu umbrarum


Zaś przewodniczący tej inkantacji wypowiadał inne słowa:

der Herr der schatten
bedrohlich und düster
du bist die finsternis
der herr der schatten und der dunkelheit
beherrscher des lichts des raums und der zeit


Powietrze drżało od zbierającej się magii. Cienie na ścianach przestały być statyczne. Wiły się jak żywe stworzenia. Pomiędzy ezoterycznymi symbolami strzelały iskry.
Ale chór magów i magiń nie przerywał zaśpiewu.

imperium tempestatis
universorum dominus
tonitura et fulgura


Także przewodzący rytuałowi czarodziej coraz głośniej wypowiadał starożytną inkantację.

ich befehle über das Heer der schatten
erschaffen aus der finsternis
die schwarzen reiter der legionen


Cienie zerwały się ze ścian i skupiły pośrodku rytualnego kręgu, zaczęły tworzyć wielka sferę cieni, w która uderzały pioruny z symboli ezoterycznych.
Czarodziej zaczął krzyczeć inkantację coraz głośniej.

scharen sich zu tausenden um mich
sende się aus zu allem was lebt und existiert in dieser welt
damit all jenes der macht der dunkelheit zum opfer fällt
Herr der schatten kommt zu mir, meine Sklave



Chór również coraz szybciej wybijając rytm zakończył zaśpiew słowami:

imperator sempiternus
loca inferna obscura


Sfera cieni pękła odsłaniając dziwaczną wychudzoną sylwetkę stworzenia. Stworzenia o łysej pozbawionej rysów i oczu twarzy, jedynie z ustami pełnymi ostrych zębów rozciągniętych w obscenicznym uśmiechu. Stwór był humanoidem ubranym w czarny płaszcz, unosił się nad kręgiem w który go wezwano pieszczotliwie obejmując dłońmi sztylet o wężowo wygiętym ostrzu.
Mimo braku wzroku zlokalizował przywódcę i rzekł, cichym ale upiornym głosem.- Po co mnie wezwałeś?


-Jesteś wzywany tylko z jednego powodu.- rzekł czarodziej.
- A cena?- odrzekł cicho stwór.
- Ich życie.- rzekł przywódca wskazując na swych pomocników.
- Co ?! Nie tak się...- więcej kobieta zdołała wypowiedzieć, bo po chwili była martwa...Inni za pomocą najpotężniejszych znanych im czarów próbowali się bronić...Nadaremno. Ginęli jeden po drugim.

Sigil, dach jednego z domów.

Iluzja niewidzialności za którą krył się Hrabia Szczurostudni, znikła . I Shaarch zaprezentował się wraz z całą świtą... Wywołało to lekkie rozbawienia na twarzy Alsenuemora.
- Nie sądziłem, że wybierzesz się na spotkanie ze mną z taką pompą...Zbytek łaski panie, zbytek łaski.- rzekł lekko skłaniając się rakszasa.
Alsenuemor odczekał chwilę, by Shaarch mógł się wypowiedzieć po czym gnąc się w pokłonach kontynuował.
-Właściwie nie wiem czym zasłużyłem sobie na taką łaskę. Jestem tylko skromnym planarnym podróżnikiem.-

Było to kłamstwo.. Rakszasa doskonale wiedział, czemu szczurek i jego świta przybyła tutaj. Od pewnego czasu rozpuszczał plotki o spisku który powstawał przeciw pewnemu hierarchów Piekła...Oczywiście nie podał szczegółów, które mogłyby naprowadzić na jego "obecnych" mocodawców. Liczył jednak na to, że uda się znaleźć kolejnych chętnych do przyłączenia do spisku...Jak widać ta taktyka zaczynała przynosić owoce.
Nagle z pomiędzy szczelin desek jakimi zabito jeden z domów zaczął sączyć się dym...
- Panowie i pani wybaczą, obowiązki wzywają.- rzekł Alsenuemor , pokłonił się i zeskoczył z budynku...Po czym pognał w jego kierunku. Kopnięciem wyważył drzwi i zobaczył jatkę.
Na podłodze krew zaczęła juz zasychać na wpół wypalonym nietypowym kręgu do wezwań. Dwanaście trupów z poderżniętymi gardłami lub innym śmiertelnymi ranami w ciele. W całym pokoju widać było ślady walki, walki zapewne nierównej, skoro przegrali.. Kto lub co potrafiło tak szybko załatwić dwanaście osób władających magią wtajemniczeń ?

Alsenuemor podwinął rękaw szaty jednego z trupów i zobaczył tatuaż.




- Przeznaczeni, tak jak myślałem.- powiedział cicho.

Avernus, Cytadela z Brązu, Sala Obrad

Xar'nash siedział wraz czarcimi generałami z innych warstw i przyglądał się obradom Bela i jego Mrocznej Ósemki. Sytuacja musiała być wyjątkowa, gdyż zwykle takie obrady odbywały się w twierdzy Malsheem, nie tutaj. Xar'nash siedział cicho, gdyż podobnie jak pozostali generałowie z innych warstw wiedział, że wtrącanie się w naradę Bela i jego generałów było surowo karane.
Obradowali oni nad mapami Oinos, pierwszej z warstw Hadesu. Gdy już ustalili co trzeba, generałowie podeszli do poszczególnych czartów . Zaebos podszedł do Xar'nasha i rzekł.- Pewnie juz doszły do ciebie plotki, że Orkus znów pojawił się w Otchłani ? Jeśli nie, to teraz już wiesz. Orkus wrócił z powrotem i żeby uczcić swój powrót szykuje najazd na Baator. Zamierzamy rozbić jego siły za pomocą uderzenia wyprzedzającego... Podległe ci oddziały rozstawisz między Rogami Zapomnianiego. Będziesz osłaniał odwody naszych wojsk, aż do czasu gdy rozpoczniemy operację "Kowadło". Ale nim ta operacja się zacznie, ani ty twoje wojska nie mogą się stamtąd ruszyć, ani pozwolić by hordy demonów się przez was przebiły. Gdy rozpocznie się operacja prześlemy ci dodatkowe instrukcje poprzez impa posłańca. Jakieś pytania żołnierzu?
Rogi Zapomnianego, Xar'nash znał te miejsce...To tam poległ przed eonami potężny czart, albo diabeł...Jego ciało pokryła warstwa ziemi, tak że wystawały z podłoża jedynie dwa wysokie na 12 metrów rogi rozstawione w odległości ośmiu metrów od siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2008 o 13:04.
abishai jest offline  
Stary 30-08-2007, 15:38   #34
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Gehenna
Kopalnia Mefistofelesa

Sephiroth był wściekły i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Grupa magów, która przyszła zdać raport, przekonała się o tym na własnej skórze, gdy Najwyższy Egzekutor zaczął w nich ciskać różnymi przedmiotami. Jednak magowie mieli szczęście i zdążyli uciec zanim Ekscelencja zabrał się za cięższe meble.

Ledwo te magicznie upośledzone diabły zdołały opuścić siedzibę Fizgulfa, Sephiroth pozwolił sobie na całkowitą utratę kontroli. Wszystko co tylko zdołał unieść, roztrzaskiwał o ściany, lub inne meble. Kawałki papierów latały we wszystkich kierunkach zaśmiecając całe biuro. W niektórych miejscach, łatwopalne przedmioty zaczęły płonąć słabym ogniem.

Po paru chwilach, pełnych niszczenia wszystkiego, Sephiroth uspokoił się. Znów mógł trzeźwo myśleć, dlatego natychmiast wezwał niewolników, żeby posprzątali biuro, a samemu wyleciał na zewnątrz. Nawet widok strażnika nadzianego na pal nie poprawił humoru Najwyższego Egzekutora.

Po krótkim zastanowieniu, Ekscelencja wezwał do siebie posłańca, wręczył mu raport i kazał dostarczyć do Mefistofelesa. Następnie wrócił do biura, gdzie trwały gorączkowe prace naprawczo-porządkowe, odnalazł całą, czystą kartkę i jakieś przybory do pisania. Najwyższy Egzekutor wezwał kolejnego posłańca, wręczył mu krótki, zapieczętowany list i nakazał dostarczyć go do Xenaka. Posłaniec, gnąc się w pokłonach, pośpiesznie opuścił komnatę.

Wciąż nie do końca spokojny Sephiroth wyleciał na zewnątrz. Jego spojrzenie przesuwało się po strażnikach, którzy teraz bardzo skrupulatnie wykonywali swoje obowiązki. Widać żaden z nich nie miał ochoty dołączyć do towarzysza nabitego na pal. Sephiroth gestem ręki przyzwał do siebie jednego ze strażników.

- Tak Ekscelencjo.
- Wyruszam do Kresu Nadziei. Będziesz mi towarzyszył wraz z... pięcioma innymi strażnikami. Zbierz ich i przygotuj do drogi, zaraz wyruszamy.
- Jak sobie życzysz, Ekscelencjo.


Pomimo usłużnego tonu diabła, Sephiroth bez trudu domyślił się, że strażnik ma pewne obawy. No cóż, kto by ich nie miał udając się do miasta należącego do nieumarłych? Chyba tylko inni martwi. Najwyższy Egzekutor podzielał obawy strażnika i tak jak on, też był przekonany, że udając się z przyjacielską wizytą do Kresu Nadziei, trzeba zabrać ze sobą paro tysięczną armie. Niestety Sephiroth nie dysponował takimi siłami i musiał radzić sobie z tym co ma.

Ostatnio szczęście nie sprzyjało Najwyższemu Egzekutorowi. Jeden z jego szpiegów był martwy, inny zawiódł. Plany obalenia Mefistofelesa były w powijakach... albo raczej w ogóle ich nie było. Dwójka posłańców nie zdołała dostarczyć swoich wiadomości, które były dość istotne dla planów Najwyższego Egzekutora. W dodatku sprawy kopalni nie posunęły się ani o krok, choć tu pocieszeniem było, że Sephiroth miał jeszcze sporo pomysłów i teorii do sprawdzenie. Jednak nawet to nie było żadnym pocieszeniem. A żeby jeszcze dobić Najwyższego Egzekutora musiał przyjść ten przeklęty łowca i zdać ten cholerny raport. Oczywiście nie mogło się okazać, że za całą tą sprawą stoi jakaś banda nic nieznaczących śmiertelnych, tylko od razu musiał pokazać się kolejny problem. Sephiroth miał na głowie dość większych afer i kolejna nie była mu po nic potrzebna, ale niestety takie machinacje to już standard w Piekle i jeśli ktoś chciał do czegoś dojść, nie miał innego wyboru jak się przystosować.

Sephiroth spojrzał wysoko w górę, starając się odnaleźć wzrokiem Kres Nadziei. Najwyższy Egzekutor o niczym innym nie marzył jak o chwili ciszy i spokoju, bez obawy, że ktoś wbije mu sztylet w plecy. Niestety nawet w mieście nieumarłych nie miał szansy na spokojny wypoczynek.

Cania
Lodowa rezydencja Sephirotha

Xenak wpatrywał się w list, który właśnie przyniósł posłaniec. Oczy Łupieżcy Umysłów śledziły drobne pismo Sephirotha, a macki delikatnie falowały. Gdzieś za ścianą rozległ się krzyk torturowanego, zakłócając myśli Xenaka. Lekko zirytowany Łupieżca wysłał telepatyczną wiadomość do kata, żeby z łaski swojej zakneblował więźnia.

Oczywiście Xenak również znał raport łowcy śmiertelnych, jednak nie widział w tym szczególnych powodów do zdenerwowania. Sephiroth z racji swojego zawodu był w ciągłym „kontakcie” ze szpiegami, zdrajcami i innymi podobnymi elementami. Swoją drogą był to jeden z powodów współpracy pomiędzy illithidami, a Najwyższym Egzekutorem. Dzięki Sephirothowi Łupieżcy mieli ciągły dostęp do umysłów pełnych wiedzy na temat różnych sekretów Dziewięciu Piekieł.

Jednak pomimo wszystko Sephiroth stawiał sprawę jasno i wyraźnie. Xenak miał się dowiedzieć jak najwięcej o diabłach zamieszanych w śmierć Pizzydratona. A wszystko to szybko i dyskretnie. No cóż... Najwyższy Egzekutor miał olbrzymie wymagania, ale świetnie płacił i to nie złotem, które Xenakowi nie było potrzebne, a mózgami i informacjami. Sprawa mogła być trudna, ale Sephiroth podkreślił, że jest to priorytet dla Xenaka, a to oznaczało, że Łupieżca miał się w sprawę zaangażować osobiście i wykorzystać wszystkie swoje kontakty, zdolności i środki, żeby uzyskać te informacje.

Nie na darmo społeczność illithidów wybrała Xenaka do współpracy z Sephirothem. Łupieżcą zależało na informacjach z Baatoru, wiec wybrali kogoś kto świetnie sprawdziłby się w roli szpiega... wybrali Xenaka.

Łupieżca wstał i ruszył do wyjścia ze swojej siedziby. Teraz miał zamiar pożywić się na jednym z więźniów, a później wziąć do pracy. Sephiroth miał spore oczekiwania i Xenak zamierzał je zadowolić.

Gehenna
Kres Nadziei

Sephiroth powoli leciał wąskimi uliczkami miasta. Jego eskorta zbiła się w ciasną grupkę i z niepokojem patrzyła na każdego nieumarłego, który przechodził obok. Widać było, że strażnicy boją się tego miejsca i najchętniej uciekliby jak najdalej stąd. Prawdopodobnie tylko lęk przed karą jaka by ich spotkała sprawiał, że wciąż są na miejscu.

Najwyższy Egzekutor nie podzielał strachu swoich podwładnych. Zbyt wiele razy miał do czynienia z umarłymi i nieumarłymi, żeby się ich bać. Podobnie jak samego Kresu Nadziei. Miasto przygniatało swoją ponurą aurą, niesamowitą ciszą. To miejsce było bardzo dziwne... martwe i żywe równocześnie. Architektura miasta i blade światło sączące się z sarkofagów potęgowały niepokój strażników, jednak Sephiroth nie zwracał na to uwagi.

W końcu grupa dotarła do siedziby Melifa. Posępna twierdza wzbijała się wysoko w niebo, a ciemne, obsydianowi ściany odbijały słabe światło. Trzeba było przyznać, że Melif miał gust... ponury, ale jednak.

Po krótkiej rozmowie z przygłuchym duchem, Sephiroth w końcu dostał się do środka. Majordomus Melifa prowadził Sephirotha pustymi korytarzami. Twierdza zdawała się wymarła, ale Najwyższy Egzekutor nie wątpił, że wszędzie czają się strażnicy. Lecąc tymi dziwnym korytarzami, Sephiroth starał się zapamiętać drogę w tym poplątanej sieci. Być może kiedyś będzie musiał tu wrócić i poradzić sobie bez przewodnika, wiec wolał być przygotowanym.

W końcu Najwyższy Egzekutor dotarł do sali tronowej. Jeżeli to co widział wcześniej Sephiroth było przerażające, to sala tronowa była jeszcze gorsza. Mrok, który Egzekutor zazwyczaj uważał za swojego sojusznika, tutaj był jego wrogiem. Choć Sephiroth nie mógł dostrzec strażników, to i tak czuł ich badawcze spojrzenie. Jednak to nie miało większego znaczenia, ponieważ Najwyższy Egzekutor nie przybył tutaj walczyć.

- Podejdź tu egzekutorze Canii, przybyłeś dołączyć do swych braci i sióstr? A może trapi cię inna sprawa, mój majordomus wspominał coś o zaginięciach.

Ponury głos władcy twierdzy skierował uwagę Sephirotha na tron i Melifa. A więc to był wielki władca Kresu Nadziei? Skromne szaty i wychudzona sylwetka nie budziły respektu... ale Egzekutor wiedział, że to tylko pozory. Melif był znacznie groźniejszy niż się wydawał na pierwszy rzut oka. Zresztą podobnie było z Sephirothem. On też wyglądał niepozornie, choć jak to mówią... „pozory mylą”.

Zgodnie z poleceniem Melifa, Sephiroth zbliżył się do tronu, oddając przy tym lekki ukłon władcy Kresu Nadziei.

- Witaj Melifie. Niestety, ale nie przybyłem tu na dłużej. Jak raczyłeś zauważyć, przybyłem tu w sprawie tajemniczych zaginięć, które mają miejsce w kopalni mojego pana Mefistofelesa. Na wstępie chciałbym jednak poprosić cię o coś, Melifie. Chciałbym, żeby nasza rozmowa miała mniej formalny charakter i żeby odbyła się w cztery oczy.

Sephiroth wiedział, że balansuje na niebezpiecznej granicy. Nie znał Melifa, wiec nie wiedział jak ten się zachowa. Mógł albo nieźle się zdenerwować, ale mógł też docenić prostolinijność i odwagę Egzekutora. Sephiroth miał natomiast jedną pewność... że nie zaginie, ani nie zostanie uwięzi. Może Melif zdołałby tego dokonać, ale w raporcie dla Mefistofelesa była informacja, że Egzekutor spotka się z władcą Kresu Nadziei. Jeżeli Sephiroth zniknąłby, to Władca Ósmej od razu będzie wiedział kto za tym stoi i będzie podejrzewać, że Melif jest odpowiedzialny również za inne zaginięcia mające miejsce w kopalni. Może władca Kresu Nadziei był potężny i wpływowy, ale nawet on nie mógł sobie pozwolić na otwartą wojnę z Mefistofelesem.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 30-08-2007 o 15:40.
Markus jest offline  
Stary 05-09-2007, 11:36   #35
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Plan Materialny
Faerun, Calimport

Ostatnia kawałek z ostatniego miejscowego odpowiednika jabłka, zakupionego przez Venefi’cusa, zniknął w czeluściach jego przełyku. Minęło już kilka godzin odkąd czarodziej wyruszył i Asel powinien mieć już dla niego jakieś przydatne informacje. Mag cisnął ogryzkiem w kilkuosobową grupkę żebraków, której osobnicy natychmiast rzucili się na resztki jedzenia i spojrzał na plan miasta w poszukiwaniu jakiejś miłej, ciemnej, a przede wszystkim pustej uliczki, w której mógłby przywołać swojego sługę.

Calimport obfitował w takie miejsca, niestety jedynie nocą. W środku dnia każdy kąt portowego miasta wypełniały pijane moczymordy, które dopiero co zeszły na ląd, lub mniej pijani, ale równie głośni i bezużyteczni strażnicy. Porzuciwszy nadzieję, że znajdzie odpowiednie miejsce dostępne publicznie, Euxin postanowił spytać się tubylców, czy aby przypadkiem nie mają jakiegoś wolnego pokoju, w których można by załatwić w ciszy i spokoju intymne sprawy.

Podszedł więc do damy stojącej w pobliżu, której musiało być naprawdę gorącą, gdyż była niezwykle roznegliżowana. Na pytanie czarodzieja przebranego za handlarza, pani spojrzała na jego pękatą sakiewkę, uśmiechnęła się, pokiwała głową ze zrozumieniem i powiedziała, aby kupiec podążał za nią. Przechadzka nie trwała długo, ponieważ kobieta mieszkała całkiem blisko w zdezelowanej, rozpadającej się, ceglanej kamienicy.

Karima wpuściła gościa do swojego pokoju, ciągle obserwując pożądliwym wzrokiem jego mieszek. Zamknęła za sobą drzwi, zastanawiając się, w jaki sposób okraść przejezdnego kupca. Nie powinna mieć z tego powodu kłopotów, gdyż nikt nie powinien mu pomóc, gdy nie będzie miał już swojego złota. Kobieta powiedziała gościowi by się odprężył, a sama ruszyła do toaletki po „specjalne perfumy”, które miały uśpić klienta. Wielkie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła w lustrze, że spod płaszcza przybysza wyłania się żądło ociekające trucizną.

Venefi’cus wyjął końcówkę swojego ogona z szyi nierządnicy, a następnie namalował nim na podłodze pentagram. Zasłonił i tak już małe i brudne okna, oraz zapalił kilka prowizorycznych świeczek by dodać klimatu całej ceremonii. Mag stanął przed swoim krwawym dziełem i zasyczał.

- Asel! - Czarodziej cofnął się o krok, by się nie ubrudzić od sadzy i innych śmieci, jakie diabły przynosiły ze sobą czasami z głębi piekieł. Lecz tym razem było czysto i schludnie, nie licząc oczywiście rozpłatanych zwłok kobiety leżącej gdzieś z boku. Nawet za czysto, bo sam czart się nie pojawił. – Chodź tu kretynie! – To wezwanie miało większy posłuch, gdyż krew zaświeciła, a wewnątrz pentagramu pojawił się dym. Euxin miał tylko nadzieję, że to nie jakiś przypadkowy diabeł, który nie mógł się oprzeć jego mocy i przybył na wezwanie po „kretyna”. Szczęśliwie jednak z chmury kurzu wyłonił się znajomy czarodziejowi imp, trzymając w łapkach świeżo zapisane zwoje.

Masz coś ciekawego? – Przywitał się mag.
- Tak Panie! – Mały diabełek zamachał papierami. – To są dane na temat sekty Belzebuba w mieście.
- Dobrze, a co mi takie cudownego wygrzebali agenci Melcha’zideka na jego temat?
- Eeee... nic...
- Do przewidzenia… dobra wskakuj.
Venefi’cus wyciągnął rękaw szaty, w który natychmiastowo wleciał czart, wkładając jednocześnie magowi do ręki pergaminy.

Czarodziej usiadł na łóżku i przejrzał dokumenty. Fakt, że w organizacja panuje anarchia i będzie musiał zaprowadzić w niej porządek, nim do czegokolwiek ją wykorzysta, wcale nie rozpierał go radością. A wykorzystać ją miał zamiar… i to nawet bardzo. Gdyby Euxin użył swoich własnych agentów, porywacze zdolni uziemić Melcha’zideka, z pewnością wykryli by stado nowych diabłów w mieście. A to niepotrzebnie by ich zaalarmowało, iż zainteresował się nimi ktoś potężny. A tak, kapłan garstki słabowitych kultystów dostał zadanie uwolnić czarta i nikt nie dba czy mu się to uda, czy też nie.

Ponieważ siedziba sekty była całkiem blisko, czarodziej postanowił najpierw obejrzeć ją, a dopiero później udać się na poszukiwania właściwego celu podróży. Przeciskając się przez śmierdzący tłum, mag doszedł do starego, zaniedbanego budynku, jakich wiele w tym mieście. Na podstawie szyldu, zwisającego smętnie na jedynym ocalałym łańcuchu, jakby prosił, by zakończyć jego nędzną egzystencję, można było stwierdzić, że kiedyś sprzedawano tu mięso. Dach był w kilku miejscach zapadnięty, a te okiennice, które jeszcze miały dość siły by nie odpaść, był zabite deskami. Na drzwiach przeżartych przez korniki i pleśń było wyryte koślawe „W remoncie”. Większość przechodniów omijała ten budynek i gdy Euxin się do niego zbliżył, wiedział już dlaczego. Najwyraźniej rzeźnik podczas wyprowadzki zapomniał zabrać resztek swojego towaru, którego, sądząc po smrodzie, zostawił całkiem sporo.

Do sklepu przylegała kamienica, której mury były powyginane w taki sposób, jakby chciały odsunąć się od nieprzyjemnego sąsiada. Ten budynek prawdopodobnie też był pusty, gdyż biorąc pod uwagę fetor, jaki unosił się w powietrzu, nie chcieliby tam mieszkać nawet bezdomni. Venefi’cus wszedł w boczną uliczkę i stanął z tyłu budynku. Choć mury od tej strony były równie zdewastowane co z przodu, to jednak czuło się tu znaczną poprawę, szczególnie w powietrzu. Okna były szczelniej pozamykane, a tylne wejście wyglądało na w miarę wytrzymałe. Jak, w niemalże wszystkich tutejszych budynkach, drzwi otaczała mniej, lub bardziej wymyślna mozaika, złożona z mniej, lub bardziej wartościowego kruszcu. Przy dokładniejszych oględzinach (lub wiedzy, że coś takiego powinno tam być) można było dojrzeć, że czarne kamyczki układają się w kształt roju much.

Mag podszedł do drzwi i zapukał. Jako, że nikt nie odpowiedział zrobił to głośniej. Nic. Wypowiedział hasło na wszelki wypadek, gdyby drzwi były magiczne – choć niczego takiego nie zobaczył, lecz i to nie dało rezultatów. Widocznie teraz budynek był pusty, a kultyści spali, lub udawali praworządnych obywateli. Czarodziej postanowił wrócić tutaj nocą, a teraz udać się do kolejnego punktu wycieczki.

Podążając za wskazówkami Gerda, Euxin dotarł w końcu do willi dla średniozamożnej rodziny kupieckiej. W zasadzie nie było to nic trudnego – dom promieniował taką magią, że czarodziej widział go już z daleka. Gdy Venefi’cus podszedł bliżej, zobaczył potężne linie czarów przenikające i oplatające budynek. Wszystko składało się na potężną, wytrzymałą i profesjonalnie rzuconą magiczną osłonę. Czarodziej poczuł na chwilę przypływ dumy, że jego zaklęcie wróżące sforsowało taką zaporę. Przyjemne uczucie szybko jednak rozwiała rzeczywistość przypominająca magowi, iż będzie musiał dokonać tego jeszcze raz i na dodatek przecisnąć do środka nie tylko umysł, ale i ciało. Przed bramą z kutego żelaza, stało dwóch półorków w zarzuconymi na białe burnusy zbrojami łuskowymi, z halabardami w łapach i z sejmitarami przy pasie. Czarodziej nawet się zastanawiał, czy by ich przypadkiem „uprzejmie” nie wypytać o coś, gdy już skończą służbę. Jednak ryzyko, że ostrzeże właścicieli było zbyt duże, a prawdopodobieństwo, że jakiś półork wie coś ważnego, lub przydatnego było znikome.

Zobaczywszy to, przez co przyjdzie mu się przebić, czarodziej jeszcze bardziej chciał mieć miejski kult Belzebuba dla siebie. Po za tym, „Usunąć czarodzieja” przestało figurować w realnych zadaniach do wykonania. Jeśli ktoś w Baatorze poczuł się obrażony przez Calimshana, to niech sam sobie go zabija.

Zaczęło się już ściemniać i wyznawcy Belzebuba powinni niedługa zacząć się gromadzić. Mag kupił jedynie coś do podjadania u pobliskiego sklepikarza i wypytał o parę faktów dotyczących miasta, a zwłaszcza „o tą wspaniałą posiadłości, kto jest właścicielem?”.

Najciekawszą uzyskaną informacją była ta o bladolicej piękności. Czyżby szlachetny Umar-Ibn-Hazif miał w swoich szeregach nieprzyzwoicie potężnego maga, który czasem wynajmuje sobie panienkę z dostawą do domu i co wspanialsze - stale tą samą? Mag kazał Gerdowi zapamiętać, by znaleźć więcej informacji o owej wybrance i ruszył na spotkanie z członkiem Kroczących Wśród Roju.

Gdy Venefi’cus dotarł na miejsce zrobiło się już całkowicie ciemno. Po zbliżeniu się do drzwi, czarodziej usłyszał dwa przekrzykujące się głosy, oraz jeden wrzeszczący jakby jego właściciela zarzynano (co najprawdopodobniej robiono). Oznaczało to, że zabawa już się rozpoczęła i jeśli czarodziej chciał kogoś o coś zapytać, będzie musiał poczekać do końca. Mag rozejrzał się, czy aby przypadkiem nikt go nie obserwuje, po czym rozpłynął się w ciemności, by zostać z niej wyrwanym przez księżyc na dachu jednego z domów, z którego miał widok na wejście do siedziby sekty.

* * *

Trochę przed północą kapłan Belzebuba zabił ostatniego niewolnika przeznaczonego na ofiarę Panu Kłamstw, a następnie radosnym głosem oznajmił, że to koniec harców i pora iść spać. Wszelakiej maści, profesji, oraz statusu społecznego wierni zaczęli parami, lub trójkami powoli wychodzić z budynku. Ostatni jak zwykle został Hassan-Idris-Kal, którego zadaniem było pogaszenie świateł, pozamykanie drzwi itp. rzeczy, jakie robi strażnicy, czy dozorcy.

Dzisiejszej nocy było to wyjątkowo trudne, gdyż podczas mszy użyto nowych ziółek do kadzidełka. Na domiar złego, Hassan stał dokładnie obok niego, więc teraz wszystkie drzwi miały po pięć dziurek na klucze i trafienie w odpowiednią zajmowało trochę czasu. Gdy skończył i sam wyszedł większość kultystów została już wchłonięta przez czeluść mroku nocy. Strażnik zrobił głęboki wdech. Świeże powietrze zaczęło krążyć w jego ciele i rozjaśniać jego myśli. Większość obiektów, na które dozorca teraz spoglądał, było już w tylko jednej kopii, a chwiały się jedynie nieznacznie.

Kal ruszył lekkim zygzakiem w kierunku domu. Jednak, gdy wyszedł na główną ulicę, zobaczył kawałek przed sobą osobniczkę idącą podobnym krokiem, co on i wchodzącą w jakiś zaułek. Hassan stwierdził, że noc można zakończyć w lepszym stylu niż paście nieprzytomnym na łóżko w własnym śmierdzącym domu i ruszył szybszym krokiem za upatrzoną dziewoją.

Skręcił w tym samym miejscu, co ona i ruszył w głąb wąskiej i ciemnej uliczki. Lecz dziewczyna zniknęła. Hassan pomyślał, że były to jeszcze efekty narkotyku z nabożeństwa i odwrócił się w stronę wyjścia z zaułku w samą porę, by zobaczyć jakiegoś potwora, który zeskoczył z gzymsu tuż przed nim. Strażnik odskoczył z okrzykiem przerażenia i upadł na stertę śmieci, która była za nim. Wyciągnął swój sejmitar najszybciej jak potrafił i wycelował w miejsce, gdzie przed chwilą stał napastnik. Lecz nikogo tam nie było. Zamiast tego kawałek dalej na starej skrzyni siedział przeciętny aż do bólu, średniozamożny kupiec, który oglądał go z zainteresowaniem.

- Schowaj broń. – Rzekł handlarz, a jego prawa tęczówka zmieniło się na chwilę z piwnej w złotą i przybrała kształt klepsydry. Zauroczony Hassan wpatrywał się w oko przybysza i dopiero po kilku sekundach doszło do niego, co zostało powiedziane. Będąc przekonanym, że nieznajomy wcale nie jest groźny, ba jest nawet całkiem sympatyczny, strażnik włożył z powrotem ostrze za pas. - Dobrze, jak mniemam jesteś jednym z „Kroczących Wśród Roju”?
- Tak. Rój rozwija się szybciej od jednostki!
– Strażnik wykrzyczał zawołanie sekty.
- Ależ nie. To jednostka rozwija się szybciej od roju, pod warunkiem oczywiście, że na nim żeruje… ale nie o tym chciałem pogadać. Nazywam się… nieważne, ważne że jestem tu z polecenia samego Arcyksięcia Ślimaka i mam w tym mieście coś do zrobienia. Coś w czym będzie mi potrzebna wasza sekta. Rozumiesz oczywiście jak zaszczyt spotkał ciebie i twoich kolegów, jednakże wasz… rój ma dwie królowe. To znacznie obniża jego efektywność, więc jeśli mógłbyś mi powiedzieć co nieco o nich to będę na tyle wdzięczny, że puszcze cię żywcem. – Przybysz powiedział wszystko spokojnie i łagodnie, uprzejmie nawet, jednakże tonem narzucającym swoją wolę, niczym ołowiane kajdany i żelazny bicz. Hassan usiłował przypomnieć sobie wszystko co wiedział na temat przełożonych, robił to nawet trochę za długo, bo tajemniczy kupiec przybrał zniecierpliwiony wyraz twarzy.
- Jak wiesz Panie, mamy dwóch przywódców. - Strażnik zaczął niepewnie, lecz szybko się rozluźnił. - Malik-Im-Shar nas zebrał,to on objawia nam wolę wielkiego Belzebuba. Służąc mu zebrał wielkie wpływy w tutejszym półświatku i wielkie bogactwo, a my wraz z nim. Jest odważny i silny, aczkolwiek porywczy, gdy nie dostaje tego co chce. To on jest naszym prawdziwym przywódcą. – Kal przerwał i spojrzał na twarz handlarza, choć nic z niej nie mógł wyczytać. Po za tym, że jej właściciel, bardzo się koncentrował na jego słowach. Zauważywszy, że wysłannik Belzebuba nie ma zamiaru zabierać głosu, dozorca kontynuował.
- Ilithan-Ibn-Hazad jest Panie bardzo potężnym i przebiegłym czarodziejem. Sączy jad słodkich słówek do ucha wielu współwyznawców, przez to ma zbyt duże wpływy. Nie sposób mu odmówić sprytu i złośliwości... Ma obwarowaną siedzibę i oficjalnie sprzedaje komponenty do zaklęć... A nieoficjalnie można go wynająć do wszelkich półlegalnych akcji za odpowiednią cenę. Poza tym, dowiedziałem się przypadkiem, że panicznie boi się pająków. –Hassan zakończył i oczekiwał na dalsze polecenia diabła. Przybysz podał dozorcy małą buteleczkę z czarną wodą, dając do zrozumienia strażnikowi, by sobie gulnął. Dozorca wziął mały łyk… i obudził się rano zastanawiając, co robił wieczorem poprzedniego dnia.

Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Venefi’cus wrócił do domu. Był zmęczony i zdecydowanie w ponurym nastroju. Nie mógł jednak zakończyć tego wspaniałego dnia dobroczynnym snem - czarodziej miał jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Powinien napisać jakiś krótki, wstępny raport Belzebubowi, z tego co udało mu się jak na razie dowiedzieć. Ale po pierwsze Euxinowi nie za bardzo chciało się to robić, a po drugie ten stary zgred i tak jest zbyt leni… Jego Wysokość nie ma czasu na czytanie wstępnych raportów, więc czyta tylko i wyłącznie końcowe. Czyli równie dobrze czarodziej mógł to nudną robotę zlecić Aselowi, co też od razu zrobił. Bardziej odpowiedzialną i pożyteczną pracę – analizę raportów na temat Antyli, musiał jednak wykonać samemu.

* * *


Następnego ranka mag po raz kolejny wysłał chowańca do pałacu. Tym razem miał on zanieść napisany przez siebie poprzedniego wieczoru meldunek, oraz tradycyjnie nawrzeszczeć na diabłów Melcha’zideka, że się lenią i jak na razie nie zrobiły nic pożytecznego („…a gdyby przypadkiem zrobiły, to znajdź inny powód.”). Ponadto miał zobaczyć co porabiają agenci Euxina, przyprowadzić mu do salonu tego, który wygląda na najbardziej znudzonego i pozałatwiać jeszcze kilka innych spraw. Czarodziej natomiast zjadł obfite śniadanie i sam też udał się do centrali administracyjnej Maladomini odwiedzić czarty odpowiedzialne za sprawy kultu Pana Kłamstw na planach materialnych.

Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Pałac Belzebuba

Gdy wszedł do pomieszczenia stylizowanego na świątynie zastał w nim dwa kytony pobrzękujące cicho łańcuchami w stosach papierów. Mag zapukał grzecznościowo w otwarte drzwi, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Starszy jednak wyraźnie i ostentacyjnie ignorował człowieka, młodszy natomiast, nie tak cierpliwy, oraz wytrwały jak kolega, ciepło przywitał czarodzieja.
- Czego?- Venefi’cus na nie dbał za bardzo o zasady zachowania się obowiązujące na dworach i niezbyt obchodziło go to, czy zwraca się do niego per „Panie” itp. Jednak do takiego braku szacunku wobec jego, nie wcale takiej mało istotnej i skromnej osoby, nie był przyzwyczajony. Czarodziej wziął długą linijkę z biurka, wypowiedział parę magicznych słów i chlasną nią diabłowi po twarzy. Normalnie takiego uderzenia piekielny stwór by nawet nie poczuł, jednakże porażony zaklęciem czart wił się w agonii po podłodze. Mag zwrócił się do drugiego diabła, który właśnie przestał go ignorować i uprzejmie zapytał wskazując linijką na jego kolegę.
- Nybora łagodne upomnienie, też chciałbyś spróbować?
- Nie Panie, ale bardzo dziękuje za propozycję. Czym mógłbym ekscelencji służyć?

Euxin poprosił o wydanie jednego pierścienia, jaki dostają ważni śmiertelni kapłani Belzebuba, oraz o nawiedzenie w śnie pewnych dwóch osobników. Pan Malik-Im-Shar miał przyjść na spotkanie swojej sekty wcześniej, natomiast Ilithan-Ibn-Hazad podczas następnego odpoczynku powinien dostać stosownego objawienia.

Następnie człowiek udał się do piwnic, gdzie rezydowali magowie. Zesłano ich tam, po tym jak podczas ostatniego wypadku po pałacu rozlazło się stado galaretowatych sześcianów. Teraz w razie komplikacji eksperymentów można szybko i łatwo odizolować przeróżne potworności, które wymknęłyby się z pod kontroli laboratorantów.

Czarodziej chciał podrasować trochę pierścień, który przed chwilą otrzymał, co by się stał bardziej… atrakcyjny. Samemu nie miał jednak ochoty tego robić. Mag już dawno temu stwierdził, że jeżeli ktoś może stracić swoją magiczną moc, przelewając ją w przedmiot, z którego ktoś inny będzie później korzystał, to nie ma potrzeby by akurat on był tym, który ma moc tracić.

Na miejscu został powitany o wiele uprzejmiej niż w poprzednim wydziale. No cóż, tu bywał o wiele częściej i jego osoba była szerzej znana. Venefi’cusa poprowadzono do jednego z lochów naprzeciwko biblioteki, gdzie wytłumaczył, urzędującemu tam diabłowi czego od niego chce. Po spisaniu wszystkich klątw, jakie człowiek chciał, by zostały nałożone na przedmiot, czart wziął pierścień i wrzucił go do kociołka. Następnie wlał tam jakieś trzy różnokolorowe miksturki, dorzucił trochę larw dusz, całość podgrzał wzrokiem i zaczął mamrotać inkantacje. Zauważywszy, iż diabłowi spełnienie jego listy życzeń zajmie jednak trochę więcej czasu, Euxin postanowił zobaczyć co też ciekawego trzyma się w piekielnych lochach.

- To ja się rozejrzę. – Powiedział mag wskazując za siebie kciukiem na drzwi do biblioteki. Nie uzyskawszy odpowiedzi, czarodziej uznał, że nikt nie ma nic przeciwko i wyszedł z pokoju.

Po przekroczeniu wejścia do piekielnej skarbnicy wiedzy, czarodziej zobaczył równe rzędy lewitujących ksiąg i zwojów, jakby spoczywały na niewidzialnych regałach. Człowiek ruszył na przód, a jego oczy badały magiczne aury jakie wytwarzały poszczególne przedmioty. W końcu znalazł coś, co go zainteresowało – nie podpisany czarny foliał, który aż promieniował mocą. Wyglądał na całkiem nowy, ale czarodziej był pewien, że to jedynie dzięki chroniącej go magii. Venefi’cus złapał opasłą księgę, a zaklęcia trzymające ją w powietrzu natychmiast puściło. Otworzywszy ją na stronie tytułowej, mag zobaczył całkowicie nie zrozumiałe dla siebie pismo runiczne, jednakże obrazki mówiły, aż nadto o naturze tego dzieła. Czarodziej szybko odłożył je na miejsce nie chcąc, by i jego dusza, oraz wiedza dołączyła do stronic księgi. Gdy wisiała już spokojnie i niegroźnie na swoim miejscu, człowiek poklepał ją pieszczotliwie po grzbiecie, obiecując, że jeszcze kiedyś po nią wróci.

Kolejne znaleziska może nie były tak potężne, ale tą poważną wadę nadrabiały równie ważną zaletą – dało się je choćby pobieżnie przeczytać. Z podziwu i fascynacji mag został wyrwany chrząknięciem diabła, który podał mu już odpowiednio zaklęty pierścień. Euxin włożył błyskotkę do kieszeni i zapytał z entuzjazmem wskazując na księgi. – Mogę parę pożyczyć?

Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Czarodziej wrócił do domu i zobaczył, że w salonie siedział jego agent zabawiany przez dwie erynie. Gdy mag wszedł do pokoju, osyluth zerwał się na baczność i zasalutował. Mag rozwalił się w fotelu i rzucił pierścień na stolik.

- Wskakuj. – Powiedział do diabła zmęczonym tonem Venefi’cus.
- …że co?! – Odpowiedział niezbyt uprzejmie zaskoczony czart, na co szybko zareagowała jedna z Erynii siedząca za nim kopiąc go pod kościsty ogon. – Au! Znaczy gdzie Panie?
- Do tego pierścienia. – Oznajmił mag swoim irytująco spokojny głosem, jakby rozmawiał z kimś niedorozwiniętym. – Będziesz śledził pewnego człowieka. Jednocześnie chciałbym, aby strefa koło niego była… pozbawiona obecności diabłów. Ponieważ ten przedmiot już i tak został spaczony, będzie niezwykle ciężko wyczuć w nim twoją obecność.
- Więc mam jedynie patrzeć, gdzie ta nędzna śmiertelna istota łazi i ją pilnować?
- O nie, masz patrzeć gdzie ta nędzna śmiertelna istota łazi, co tam robi, z kim rozmawia, jak rozmawia i najważniejsze, o czym rozmawia. Kto się z tą nędzną śmiertelną istotą kontaktuje, a w szczególności, jeśli będzie to jakiś czarodziej. Gdybyś przypadkiem został wykryty, masz nie dać się złapać żywy. To taka przyjacielska rada… ten kto prawdopodobnie jest moim przeciwnikiem i tak cię pewnie zabije, a przed tym zrobi pełno nieprzyjemnych rzeczy. Jeśli będzie wysokie ryzyko, że zostaniesz wykryty możesz opuścić posterunek, ale jedynie w taki sposób, by nie dać znać o swojej obecności. Jeśli ten idiota przypadkiem chciałby knuć przeciwko mnie, masz mi dać znać przy najbliższej okazji. Chyba że plany będą na tyle rozwinięte, że następnej okazji może nie być, wtedy masz się po cichu wymknąć i mnie powiadomić… to chyba by było wszystko. Jakieś pytania?
- Tak, jak mam o tym wszystkim meldować?
- Zapewne z twoim nowym obiektem zainteresowań będę się dość często widywał, wtedy skontaktujemy się telepatycznie.


Plan Materialny
Faerun, Calimport

Przez większość popołudnia Malik-Im-Shar zastanawiał się, czy to co mu się przyśniło, było wytworem jego wyobrazi, czy jednak piekielnych machinacji. Nigdy jeszcze żaden z czartów nie kazał mu czegoś zrobić poprzez sen. W końcu jednak stwierdził, że przyjście trochę wcześniej do świątyni nie zaszkodzi mu aż tak bardzo, jak niewypełnienie tak prostego zadania od diabłów.

Malik otworzył drzwi do sekretnego miejsca kultu i wśliznął się do środka, zamykając je za sobą. Wewnątrz świątyni było pusto, choć jedna świeczka zapalona na zakrwawionym stole ofiarnym świadczyła o tym, że niewątpliwie ktoś był tu całkiem nie dawno. Uczeń Belzebuba podszedł do źródła światła szukając jakiegoś znaku, pozwalającego mu zidentyfikować intruza. Tym, co zobaczył był piękny złoty pierścień z małymi rubinami, oraz diamentami po zewnętrznej i muchami wygrawerować po wewnętrznej części. Bard dotknął go opuszkiem palca i aż podskoczył, gdy usłyszał za sobą kroki.

- Takie pierścienie Maliku dostają kapłani Belzebuba za specjalne zasługi dla Jego Wysokości. - Powiedział Venefi’cus w swojej prawdziwej formie podchodząc do odwracającego się w jego stronę kapłana. - Zrobiłeś w swoim życiu coś, co by zasługiwało na taką nagrodę? Nie? No to masz okazję. – Czarodziej usiadł na stole, wziął pierścień i zaczął się nim bawić w ręce. Jego wzrok był cały czas skupiony na twarz rozmówcy, a ogon wił się za nim jakby by osobny stworzeniem. Kapłan Belzebuba robił coraz to większego zeza, by móc obserwować jednocześnie pierścień i oczy przybysza. Gdy mu się to wreszcie udało z trudem wymamrotał.
- Kim jesteś? - Euxin stwierdziwszy, że podzielność uwagi nie jest najlepszą cechą Malika, schował błyskotkę do kieszeń, przez co wzrok kapłan skupił się tylko i wyłącznie na jego oczach.
- Wybacz brak manier, jestem wysłannikiem miłościwie nam panującego Pana naszego Arcyksięcia Ślimaka, ale jeśli to forma wydaje ci się za długa, to możesz się do mnie zwracać Tom. Mam w tym śmierdzącym wielbłądami mieście coś do załatwienia. Coś w czym mi pomożesz, a jeśli nam się uda do dostaniesz go na stałe. – Wypowiadając ostatnie słowa, czarodziej rzucił Malikowi pierścień, całkowicie go nim zajmując. Mag z zirytowaniem zwrócił swoim ogonem uwagę kapłan z powrotem na siebie i gdy upewnił się, że tubylec znów go słucha kontynuował. – To teraz sprawy organizacyjne. Po pierwsze, gdyby ktoś pytał, nie spotkałeś mnie… ja w ogóle nie istnieje, a robisz to co robisz, bo masz jakieś skryte plany. Po drugie, robisz to co mówię i tak jak mówię, nie wykazujesz się własną inicjatywą w działaniu, a jedynie pytasz się Mnie, czy to co wykombinowałeś to dobry pomysł. Wedle informacji jakie posiadam masz do dyspozycji małą armię szpiegów. Wybierz i zmobilizuj grupkę, która nie rozpowie przypadkiem czego szuka, oraz nie zaalarmuje celu swoich poszukiwań pytając o niego nieodpowiednie osoby. Dalej, ten pierścień jak już powiedziałem jest oznaką, że zrobiłeś coś pożytecznego dla Belzebuba. Początkowo może ci być trochę chłodno… lecz to z czasem minie. Pozwala ci on raz na tydzień przywołać dość silnego diabła, a jeśli zdążysz mu pokazać swoją błyskotkę nie powinien cię zabić. Jednakże korzystaj z tego tylko gdy masz ku temu ważny powód. Jeżeli przyzwiesz diabła tylko i wyłącznie dlatego żeby pokazać znajomym że potrafisz, to bądź pewny, iż czart wsadzi ci ten pierścień do nosa przez tyłek.

* * *


Pod słonecznym niebem, na powierzchni bezkresnego oceanu, niczym mała wyspa, unosił się ogromny morski żółw. Na środku jego grzbietu stała wspaniała willa zrobiona ze śnieżnobiałego kamienia. Jej wieżyczki unosiły się ku niebu, a ich ściany pokryte złotem rozpraszały światło tworząc niezliczone tęcze – prywatne baśniowe sklepienie mieszkańca. W środkowej komnacie był basen, a na jego środku pływała wielka meduza. Służyła ona Ilithanowi-Ibnowi-Hazadowi za materac, na którym oddawał się rozkoszom wraz z rzeszą posłusznych mu niewolnic.

Lecz ktoś wyciągnął korek z dna oceanu. Powstał wielki lej, przez który cała woda, jak i to co się na niej znajdowało wylatywała w otchłań. Calimshan krzyczał i spadał, spadał i krzyczał, a potem już tylko spadał i spadał, aż w końcu spadł. Spadł na małą, wąską, oraz nieprzyzwoicie prostą drużkę na równinie płaskiej i pustej aż do znudzenia. Na horyzoncie rysowały się góry, ze szczytami ostrymi niczym broń bogów, wbijające się w krwisto czerwone niebo. Człowiek spojrzał w górę, była tam wielka, czarna, okrągła wyrwa w niebie i gdyby nie kolor, można by ją z łatwością pomylić ze słońcem.

Nagle Hazada usłyszał okropnie głośne pobrzękiwanie, a chwile potem wokół niego zaczęły latać łańcuchy. Niektóre swój początek miały w szczytach gór, inne wylatywał z ziemi, jeszcze inne nikły gdzieś w szkarłatnej mazi robiącej za niebiosa. Metalowe liny oplotły ciało człowieka i wzniosły go w powietrze, stawiając go twarzą do czarnej dziury. Te łańcuchy, które nie miały już miejsca, gdzie mogłyby się opleść, zaczęły coś na kształt tańca. Dźwięki, jakie wydawały, zaczęły się uzupełniać, składać w całość, jak poszczególne instrumenty składają się na orkiestrę. I gdy Ilithan skupił się na tej muzyce, usłyszał słowa, nie przypadkowe słowa, a takie które składały się na zdania, zdania skierowane do niego.

- Witaj Ilithanie-Ibnie-Hazadzie! Jako najpotężniejszy wyznawca Arcyksięcia Ślimaka w Calimporcie, nasz Pan wyznaczył ci zadanie. Jeden z naszych diabłów był na tyle głupi, że udał się w twoje okolice i dał się spętać jakiemuś pośledniemu czarownikowi. – W czarnym słońcu pojawił się obraz Melcha’zideka uganiającego się za motylkami po zielonej łączce. – Wielki Belzebub chce, być wywróżył, gdzie ów pojmany kretyn się znajduje, oraz uwolnił go. Jeśli ci się to uda, czeka ciebie i twoich pomocników wspaniała nagroda!
- A jeśli nie?- Jakimś cudem człowiek wykrzyczał spod oplatających go łańcuchów.
- To będziemy musieli sobie znaleźć kogoś nowego na miejsce Melcha’zideka. Masz na wykonanie zadania tydzień. Powodzenia. – Czarne słońce zaczęło zbliżać się do Calimshana, aż go w końcu pochłonęło.

Ilithan obudził się we własnym łóżku zlany potem, bolało go całe ciało, a gdzie niegdzie miał zaczerwienienia w kształcie pierścieni łańcucha. „Masz na wykonanie zadania tydzień” dudniło w głowie człowieka wraz z wszystkim innymi słowami wyzgrzytanymi przez łańcuchy. „Tydzień to kupa czasu” – pomyślał Hazad i położyć się spać z powrotem dręczony ciągle jedynym pytaniem – „czy aby na pewno?’.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 10-09-2007, 00:03   #36
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gehenna,Kres Nadziei

- Witaj Melifie. Niestety, ale nie przybyłem tu na dłużej. Jak raczyłeś zauważyć, przybyłem tu w sprawie tajemniczych zaginięć, które mają miejsce w kopalni mojego pana Mefistofelesa. Na wstępie chciałbym jednak poprosić cię o coś, Melifie. Chciałbym, żeby nasza rozmowa miała mniej formalny charakter i żeby odbyła się w cztery oczy.

Sephiroth miał pewność... że nie zaginie, ani nie zostanie uwięziony. No, może nie pewność, tylko nadzieję. Owszem, stała za nim potęga Mefistofelsa, kapryśnego jednak i nieprzewidywalnego władcy. Mógł on wprawdzie skierować swą potęgę i zniszczyć Melifa, ale czy by tak zrobił? Oznaczało by to bowiem zmniejszenie uwagi na innych frontach. Ryzyko byłoby zbyt duże, by Mefistofeles podjął je dla Egzekutora Canii, nie należącego do grona pupilków władcy. W końcu Sephiroth zawdzięczał obecną pozycję tylko swoim machinacjom. Nie sprawował władzy z nadania Mefistofelesa. A chętnych na zajęcie miejsca Sephirotha, było wielu...zbyt wielu.
- Czyżbyś miał coś do ukrycia? Nie widzę powodu na taką rozmowę Sephirothcie. - spytał lecz spokojnym tonem Melif. Sephiroth spojrzał na czaszkę licza ...Tego właśnie nie lubił u nieumarłych. Ich twarze nie wyrażają żadnych uczuć ..Nie pozwalają stwierdzić czy kłamie czy nie. Tymczasem Melif kontynuował. - Przybyłeś tu wybadać, czy moją sprawka są te zaginięcia nieprawdaż? Czy porywam cennych niewolników twego pana? Boisz się sformułować bezpośrednie oskarżenia? I dobrze, nie lubię bezczelności.
Licz zasiadł na tronie i rzekł.- Sprawy żywych mało mnie obchodzą, kopalnia i jej zasoby nie są mi do niczego potrzebne... A co do materiału do eksperymentów, mam swoje źródła Sephirothcie. Wydajesz się być na tyle domyślny, że na pewno wiesz o tym, iż Mefistofeles zadbał, bym przymykał oczy na rabowanie mej dziedziny. To są chyba odpowiedzi na wszelkie twe pytania.. Chyba, że masz jeszcze jakieś inne pytania na myśli?

Plan Materialny,Faerun, Calimport

Od pojawienia się przy rezydencji cichy i niezauważalny niczym cień, osobnik przemierzał dachy podążając za śledzonym celem. Czarownik udający calishyckiego kupca, nie miał możliwości zauważenia go. Niemal sokoli wzrok pozwalał obserwować Venefi’cusa z dużej odległości. Co prawda nie słyszał co mówi mag, ale zanim stał się tym kim był teraz, dysponował wrodzoną psioniczną mocą. Jego talenty jednak stały się jego zgubą, gdy napotkał na swej drodze Ich. Teraz jego ciało, nie było ludzkie. Również jego umysł został zmodyfikowany tak, że jego telepatyczna moc pozwalała mu czytać myśli innych na odległość. Choć trzeba przyznać, że umysł Venefi'cusa sprawiał mu w tym przypadku kłopoty.
Chaos panujący wewnątrz, zupełnie jakby pochodzący z Baatoru czarownik nie miał jednego, a co najmniej trzy umysły. Niemniej był na tyle uzdolnioną istotą, że nawet przy takim chaosie myśli, doznań i pragnień potrafił co nieco odczytać.
Czujny szpieg podążał za nim krok, choć był oddalony od niego o 500 metrów w linii prostej. Pilnował Venefi'cusa cały czas, dopóki ten był na planie materialnym, ale gdy się przeniósł, jego rola skończyła się...Udał się by złożyć raport.

Plan Materialny,Faerun, Calimport, kryjówka Praimona

- Powiadasz, że zainteresował się tutejszą sektą Belzebuba?- spytał Priamon słuchając w myślach raportu i siedząc w swej sekretnej kryjówce. Jednej z wielu kryjówek jakie miał w tym mieście. Każda była wyposażona we wszelkie wygody, jakich mógł pragnąć czarodziej tej klasy co on.
~Tak, panie...Widziałem uważnie co czynił z jednym ze sług Belzebuba.~ przekazał telepatycznie zwiadowca. ~ I słyszałem jego myśli. Wypytywał o ich przywódców~
-Ale czego mógł chcieć od nich?- pomyślał na głos Priamon.
~Nie wiem panie, jego umysł to kłębowisko węży, trudno coś odczytać z takiego chaosu.~ przekazał sługa.
-Pilnuj tych popaprańców z sekty Belzebuba, i jakby zjawił się znowu nasz gość...Miej go na oku.- rzekł Priamon.
~Tak panie, będzie jak każesz.~ przekazał w myślach osobnik. Gdy tylko sługa oddalił się Priamon podszedł do najbliższego lustra i złożywszy kościste dłonie w serię specjalnych znaków zaczął inkantować jeden z czarów własnego pomysłu. Powierzchnia lustra przez chwilę falowała, po czym po drugiej stronie pojawił się pysk smoka.
- O co chodzi Priamonie.?- rzekł niebieski smok.
- Jak posuwają się prace przy projekcie Baltizar?- spytał Priamon.
- Dobrze, wkrótce będzie gotowa.- rzekł smok.
- Wspaniale, można rzec idealnie...Bowiem nasz wścibski czarodziej wykonał pierwsze, ostrożne ruchy. - rzekł Priamon.

Dziewięć Piekieł Baatoru,Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Przeglądając raporty dotyczące Antilii Venefi'cus zastanawiał się nad prawdopodobieństwem jej zdrady. Niewiele spraw wydało mu się podejrzanych. Antilia była raczej dobrym szpiegiem. Rzadko kiedy przekazywane przez nią informacje były mylne. Inna sprawa, że niewiele z jej raportów zawierało interesujące fakty. Za to wiele mało ważnych informacji pozwalających na drobne sukcesy w wojnie podjazdowej miedzy Belzebubem, a Mefistofelesem. Nie wspominając o tym, że tym że dwa razy błędne informacje doprowadziły do spektakularnej klęski plany Belzebuba wobec Mefistofelesa. Przeglądając zebrane materiały zobaczył gustowną jak na piekło depeszę ozdobioną motywem kwiatu czarnej róży. Było to niewątpliwie zaproszenie od lady Tunridy, do jej rezydencji w Grenpoli. Zwaną też Lady ladacznicą ( za jej plecami oczywiście)...Niemniej erynia była znana z organizowania wystawnych przyjęć na które zapraszała śmietankę całego Piekła korzystając ze statusu miejsca w którym mieszkała. Bo choć Grenpoli było położone w Maladomini, dziedzinie Belzebuba to nie miał nad miastem żadnej władzy. Grenpoli było autonomią zarządzaną Falszeusza Krętosłowa, z nakazu Asmodeusza. Wielu traktowało to jako jeszcze jeden ze sposobów króla piekieł na poniżenie niezbyt lubianego księcia. Dlatego też na przyjęciach tych można był spotkać osobistości z całego Piekła i nie tylko. Przyjątko miało się odbyć dopiero za siedem dni. Czarodziej miał więc wiele czasu na zdecydowanie, czy się na nie udać, czy nie.

Dziewięć Piekieł Baatoru,Maladomini, Pałac Belzebuba

Z podziwu i fascynacji mag został wyrwany chrząknięciem diabła, który podał mu już odpowiednio zaklęty pierścień. Euxin włożył błyskotkę do kieszeni i zapytał z entuzjazmem wskazując na księgi. – Mogę parę pożyczyć?
- Oczywiście panie. Opłatę za wypożyczenie księgi i pierścień, zapisać na pański rachunek?- spytał uprzejmie czarci zaklinacz, w obszernej szacie z kapturem. Nie pozwalającą przez to na rozpoznanie rasy diabła...No tak, Venefi'cus Euxin zapomniał o małym szczególe wyróżniającym warstwę Belzebuba...Wiecznych kłopotach finansowanych. Niestety, przebudowa całej warstwy była kosztownym przedsięwzięciem pochłaniającym znaczne zasoby Belzebuba. Co powodowało zaciskanie pasa u podwładnych obciążonych podatkami do granic możliwości.
Venefi'cus był pewien, że pewnego dnia zjawi się któryś z zakapturzonych czarodziei i u niego i zażąda uregulowania rachunku wykonaniem misji nie do odrzucenia.
I Venefi'cus zapewne będzie musiał ją wykonać, niewiele istot bowiem dysponowało taką potęgą, by drażnić całą gildię czarodziei czartów.

Plan Materialny,Faerun, Calimport, sekretna świątynia Belzebuba

- O panie jestem tu by ci służyć, mów rozkazuj co ma być dla ciebie zrobione. Kogo odszukać mam- Malik klepnął plackiem przed Veneficu'sem i zaczął całować jego buty.- Zdradź swemu wiernemu słudze, cel poszukiwań, a możesz być pewien, że znajdzie się na tym ołtarzu żywy lub martwy, wedle twego upodobania...A przy okazji, jeśli to nie jest za duży kłopocik, to przydałby się jakiś pokaz potęgi i objawienie, co by pokazało tej tłuszczy, że to ja, Malik-Im-shar jestem prawdziwym wybrańcem Belzebuba, a nie ta szuja Ilithan.
Pod nosem uśmiechał się, liczył na to, że mając poparcie Toma wreszcie odzyska pełnię władzy nad stadem baranów które zebrał.

Plan Materialny, Faerun, Calimport, mieszkanie Ilithana

Czarodziej popijał spokojnie ciernia napój z owoców Helmowego Ciernia rozważając znaczenie swego snu. Misja zlecona przez sen wydawała się prosta, zbyt prosta by zlecać ją zwykłemu czarodziejowi. Poza tym Ilithan -Ibn-Hazad nie uważał się za bardzo gorliwego wyznawcę Belzebuba. W zasadzie interesowało go tylko przejęcie sekty dla siebie.
Zadanie zaś wydawało się łatwe, zbyt łatwe, ale nagroda była kusząca (choć mało konkretna).
Czarodziej opracował więc pośredni plan, przygotował więc się do rzucenia czaru "Kontakt z innym planem." Po chwili wypowiadania inkantacji jego umysł odpłynął w kierunku dziedziny Gargautha.
Spotkanie z tym zdradzieckim bytem było ryzykowne, ale warte podjęcia ryzyka. Przez chwilę czarodziej czuł się jak zawieszony w kłębach dymu z którego spoglądały na niego wielkie oczy. Calimshyta nie wiedział czy to sam Gargauth, czy też jeden z jego wysłanników...I w sumie nie chciał wiedzieć. Uzyskał niewiele informacji. Za to potwierdziły się jego podejrzenia...W tej ofercie tkwił haczyk, i zamieszana była jakaś kabała magów. Dowiedział się też, że szukany przez niego czart jest w Calimporcie...Niestety nie dowiedział się niczego poza tym. Ale to co się dowiedział uzasadniało nieuczestniczenie bezpośrednio w poszukiwaniach, lecz korzystanie ze starych znajomości i ze sługusów z sekty. Ilithan-ibn-Hazad założył swój najlepszy biały burnus, za pas wsunął sztylet o rękojeści ze złota. Wziął w dłoń swój magiczny kostur i ruszył w miasto...miał bowiem wiele do zrobienia.

Cania, sala tronowa.

Zwierciadło zawieszone na jednej ze ścian zalśniło lekkim blaskiem. Mefistofeles wstał z tronu i stanął przed nim.
- Panie mój..- odezwał się głos ze zwierciadła i pojawiła się para oczu.
- Przejdź do konkretów.- rzekł zniecierpliwiony władca Canii.
- Xenak znów wznowił aktywność na polecenie Sephirotha.- rzekł głos ze zwierciadła.
- Znasz cel tej aktywności?- spytał Mefistofeles.
- Jest zainteresowany sprawami na terenie Greyhawku...Posłał tam nawet łowcę śmiertelnych...Zaginął im tam imp.- odezwał się głos z lustra.
- Imp?! Tyle zachodu z powodu impa?!- krzyknął zdziwiony Mefistofeles, po czym machnąwszy ręką rzekł. - Zresztą nieważne, jak tam druga strona aktywności Xenaka?-
-Jego aktywność w kontaktach z rodzimym miastem jest duża. A Sephiroth dostarcza mu sporo materiału badawczego.- rzekło lustro.
-Jak na mój gust, zbyt dużo...Zabił Fizgulfa nie czekając na moją aprobatę. Nie tak łatwo jest znaleźć diabła jednocześnie dość sprytnego by nadzorował pracę kopalni i wystarczająco nierozgarniętego by nie mógł wykorzystać tego stanowiska dla własnych celów.- rzekł Mefistofeles.- jak tam sprawy infiltracji rodzimego miasta Xenaka.
- Powinieneś o to spytać Quintiliusa panie, nie mnie.- odparł głos z lustra.
- I spytam, ale zapewne ty już przejrzałeś część jego raportów.- rzekł władca Canii.
- Przyznaję, że tak.- odparł głos z lustra.- Infiltracja idzie jak po grudzie, łupieżcy umysłów to raczej ciężka do przeniknięcia grupa.
- Czyli sprawa jasna. Trzeba zrównać rodzime miasto Xenaka z ziemią. Antilia przygotuj pismo do królowej Vlaakith, i każ zawiadomić Yshyna Doltana, że ma się u mnie zjawić jak najszybciej.- rzekł Mefistofeles.- Koniec tego wtrącania się ilithidów w sprawy mej warstwy.
- Zgodnie z twym życzeniem panie.- rzekła bardka sięgając po pergamin z demonicznej skóry.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-09-2007 o 11:33.
abishai jest offline  
Stary 14-09-2007, 18:47   #37
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Sigil, dach jednego z domów

-Nie sądziłem, że wybierzesz się na spotkanie ze mną z taką pompą... Zbytek łaski panie, zbytek łaski- Rzekł lekko skłaniając się rakszasa. Shaarh uśmiechnął się.
-W istocie, zbytek łaski- Powiedział i przez chwilę przyglądał się rakszasie, a potem machnął ręką i obok niego wyrósł wychudzony człowiek z księgą w rękach.
-Właściwie nie wiem czym zasłużyłem sobie na taką łaskę. Jestem tylko skromnym planarnym podróżnikiem- Tym razem Hrabia roześmiał się, nie jednak z wesołości. W jego głosie zabrzmiała nutka groźby, która wyraźnie kazała stwierdzić rakszasie, że cierpliwość Hrabiego dla jego nędznych żartów się kończy. Szczur nie odpowiedział pół-elfowi i od razu zmienił temat.
-Habnusie? Pisz- Rozkazał i chudzielec nazwany Habnusem oworzył księgę na jednej z pustych stron. -A więc, drogi Alsenuemorze, sprawa, w której tu przybyłem musi ci być znajoma i pozwolisz, że nie będę jej przybliżał? Spotkaliśmy się tu w wiadomej sprawie, i...- Spytał Hrabia.
-Panowie i pani wybaczą, obowiązki wzywają- Przerwał mu nagle rakszasa i Shaarh zatrząsł z oburzenia wąsikami, gdy jego przyszły wspólnik zeskoczył z dachu na którym stali i pognał gdzieś. Hrabia warknął i rzucił wymowne spojrzenie swojej świcie.

Sigil, stara kamienica

-Przeznaczeni, tak jak myślałem- powiedział cicho rakszasa, klęcząc przy jednym z trupów.
-Ciekawe- Mruknął mu nad uchem Shaarh. Gdy Alsenuemor rozejrzał się, zobaczył stojących po jego obu stronach siepaczy Hrabiego - jego czerwonozłotego pobratymca i ludzką kobietę. -W istocie, ciekawe- Powtórzył Hrabia i odchylił się od wspólnika. -Pozwolisz, mój drogi, że zanim omówimy interesy, spytam, cóż to za masakra i dlaczegóż mam wrażenie, że ma to coś wspólnego z malutkim spiskiem w naszym dużym piekle?- Zarechotał szczur. -A może zechcesz przenieść się w bardziej komfortowe miejsce?- Zapytał Rogaty Szkodnik, tym razem bez groźby w głosie, a niemal uprzejmie, przewracając oczami by uzmysłowić rakszasie, że znajdują się w Sigil, a w każdym mieście ściany mają uszy...
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 16-09-2007 o 21:01.
K.D. jest offline  
Stary 16-09-2007, 17:22   #38
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zapomniana cytadela, gdzieś

Dziwaczny osobnik, dawno temu zapewne należący do rasy gnomów przyszywał sobie nową kończynę górną w miejsce zużytej starej.



Jego ciało było pokryte bliznami szwami i składało się z fragmentów różnych istot. Tej niezwykłej operacji przyglądał się chowaniec, odbiegająca od standardów swego gatunku małpiatka. Taka sama ofiara eksperymentów jak jej właściciel, gnomi mag.
- Bellericku Wbijomłocie Gassteltrofie !- ryk potężnego czarta rozległ się po całej cytadeli.
Inny osobnik: gelugon, cornugon, czy starożytny licz, drżałby na sam dźwięk tego gniewnego głosu.
Ale Bellerick nie bał się. Po części dlatego, że obecny władca cytadeli nigdy dotąd nie był z niego niezadowolony. Po części zaś dlatego, że jego rozum już dawno odbił od wybrzeży poczytalności i żeglował swobodnie po morzach szaleństwa.
- Tutaj jesteś !- ryknął czart wpadając do środka...Chodź dobrze wiedział, że tu go zastanie, tu lub w bibliotece, albo w fabryce. Te trzy miejsca były jedyny budowlami leżącymi w kręgu zainteresowań gnomiego ksenomanty.
- Coś się stało panie?- jakaś niewielka iskierka rozumu kazała mu spytać. Choć tak naprawdę Bellericka obchodziły jedynie jego eksperymenty.
- Jest źle, mój agent na razie niewiele posunął się w kierowaniu pionkami...A tymczasem , jeden z nich zaczął za bardzo węszyć. To może pokrzyżować moje plany!- ryknął diabeł.
-Usuniesz go panie?- spytał gnom.
-Nie, na razie jest za bardzo użyteczny...Rozegramy to inaczej- rzekł diabeł juz spokojniejszym głosem. I spojrzał na swego sługę...i choć do tego nie chciał się przyznać przed sobą, powiernika. Wiedział, że w tak obłąkanym umyśle nie ma ambicji które zakiełkowałaby by zdradą. Nie zapamięta też wywodów diabła. Gnom był jedną z niewielu istot którym czart bezgranicznie ufał.
- A jak tam prace nad moimi nowymi legionami?- spytał diabeł.
- Doskonale panie! - Entuzjazm gnoma był aż za nadto widoczny.- Pierwsza faza zakończona, możemy przejść do zdobywania potężniejszych okazów.

Sigil, dzielnica urzędników, Miejski Gmach Rozrywki

Alsenuemor zasiadł przed kamieniem doznań, a wraz z nim cała świta Shaarha, i sam Hrabia Szczurostudni. Mnich uprzedzające ewentualne protesty przed tak rzucającym się w oczy miejscem rzekł.
- Gdzież taka dziwaczna mieszanka ras jak nasza przyciągnie więcej uwagi niż w siedzibie Czuciowców ? Zwróć jednak uwagę na to panie, że choć Czuciowcy chętnie przeżywają nowe doznania, takie jak nasz widok...Rzadko kiedy mają dość czasu i chęci by przeanalizować to co widzieli, wolą bowiem skupić się na kolejnych doznaniach. Nasz widok jest dla nich jedynie kolejnym doświadczeniem, jednym z wielu. Poza tym, wszędzie byśmy się rzucali w oczy. A tu przynajmniej jest wygodnie.
Potem zaś lekko mrużąc oczy rzekł.- Spisków w piekle jest więcej niż jeden, nieprawdaż? ...Coś mi jednak mówi, że tobie chodzi o konkretny spisek. Niewątpliwie twoja współpraca z moimi szefami może przynieść obopólne korzyści...Ale, nie mi o tym decydować. Przedstawię twoją kandydaturę moich pracodawcom. Niemniej to oni zdecydują o tym czy dopuścić cię panie do wewnętrznego kręgu...Jeśli przedstawiłbyś mi swoje zalety i jakiś gest dobrej woli - przy słowach zalety i dobra wola, twarz rakszasy wykrzywiła się w ironicznym uśmieszku. - Mógłbym je przekazać mym panom.
Alsenuemor jakoś "zapomniał" opowiedzieć Shaarhowi o sprawie masakry Przeznaczonych.

Ukryta twierdza, zapomniany półplan

Szkielet, który kiedyś był istotą podobną do monstrualnego ptaka, przefrunął na swych widmowych skrzydłach i wyładował koło wielkiej sadzawki. Spojrzał w nią i zamyślił się...Puste oczodoły w których świeciły się iskry błękitnego światła przygasły na moment. Po czym rozbłysły z większa intensywnością...
Spojrzał na lustro sadzawki i zobaczył obraz... przyszłość, teraźniejszość, przeszłość?
Mimo, że był panem twierdzy, nie wiedział... Ale znał obie istoty, które widział. Rakszasa w przebraniu mnicha której nienawidził oraz ten drugi, szczurek, którego niedługo pozna, poznał już dawno, albo zna od niedawna. Tymczasem gdzieś w górze latał cienisty drapieżny "ptak", drugi władca twierdzy, którym był on sam...Minęło tak wiele lat, albo minie, a on nadal nie mógł przywyknąć lub nie przywyknie do tego co się stało lub stanie.
Największym problemem w tym miejscu był właśnie czas i jego postrzeganie...Wszystko: przeszłość, przyszłość, teraźniejszość zlewały się w jedno.
To było jednocześnie błogosławieństwem i klątwą...Dzięki temu umysł pana twierdzy istniał na krawędzi obłędu nie przekraczając jej.
Na razie jednak musiał czekać, aż nadejdzie odpowiedni czas by zapobiec nieszczęściu, zemścić się. Stwór nie miał pewności na którą z tych czynności nadejdzie czas, prawdopodobnie na obie.
Ale czasu akurat miał pod dostatkiem będąc jednocześnie panem lub panami i więźniem lub więźniami tej niezwykłej twierdzy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-09-2007 o 08:17. Powód: Ważna poprawka w fragmencie o Sigil
abishai jest offline  
Stary 16-09-2007, 22:35   #39
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
- Czyżbyś miał coś do ukrycia? Nie widzę powodu na taką rozmowę Sephirothcie. Przybyłeś tu wybadać, czy moją sprawka są te zaginięcia nieprawdaż? Czy porywam cennych niewolników twego pana? Boisz się sformułować bezpośrednie oskarżenia? I dobrze, nie lubię bezczelności. prawy żywych mało mnie obchodzą, kopalnia i jej zasoby nie są mi do niczego potrzebne... A co do materiału do eksperymentów, mam swoje źródła Sephirothcie. Wydajesz się być na tyle domyślny, że na pewno wiesz o tym, iż Mefistofeles zadbał, bym przymykał oczy na rabowanie mej dziedziny. To są chyba odpowiedzi na wszelkie twe pytania... Chyba, że masz jeszcze jakieś inne pytania na myśli?

Sephiroth skłonił się przed władcą Kresu Nadziei. Być może nie docenił licza? Tak, czy inaczej musiał zrealizować plan i choć posunięcie, które teraz planował, było bardzo ryzykowne, to być może mogło być kluczową kwestią w sephirothowych planach obalenia Mefistofelesa. Prostując się z ukłonu, Egzekutor pomyślał jeszcze „Pora wykonać pierwszy krok na drodze do zwycięstwa... albo całkowitej klęski.”, poczym starając się nadać swojemu głosowi ton pełen szacunku, odpowiedział Melifowi.

- Wybacz mi Panie moją prostolinijność i szczerość, ale każdy kto jest zaangażowany w politykę Piekła ma coś do ukrycia. Nie mam Panie żadnych pytań, jednak jak zapewne już się domyśliłeś... moja wizyta jest podyktowana czymś innym niż sprawami niewolników. Słuszne są Twe słowa, najwyższy Władco Kresu Nadziei i brak zainteresowania sprawami żywych. Bo czym są żywi, jeżeli nie nędznymi głupcami, nie mającymi dość odwagi, by przekroczyć próg śmierci? Oni są pyłem lub ewentualnie staną się nim wraz z biegiem czasu. Ich żywota są śmiesznie krótkie. Ciała słabe. Podatne na choroby, ból i co najważniejsze czas. Ulegają zmęczeniu i osłabieniu, a ich umysłu tracą ostrość i wyrazistość. Z każdym dniem zbliża się do nich śmierć, a oni boją się jej jak najgorszego i najstraszliwszego wroga. Są zbyt ograniczeni, żeby zrozumieć jak wiele możliwość daje przejście na drugą stronę. Są gorsi od nas... od naszych braci i sióstr, i równocześnie większość z nich jest zbyta słaba, żeby do nas dołączyć. Jednak niektórzy z nich wciąż są zagrożeniem. Patrzą na nas i obserwują. Czekają na właściwy moment, by odebrać nam naszą nieśmiertelność, naszą potęgę i wiedze, którą zbieramy przez milenia. Zazdrosną nam wszystkiego co mamy, ponieważ sami nie mają nic. Zrozumiałem to tego dnia gdy przeszedłem na druga stronę, poza granice życia. I teraz też rozumiem swój wielki błąd, jaki popełniłem jeszcze gdy żyłem. Błąd, który polegał na tym, że stałem się sługą żywych. Teraz rozumiem i chcę go naprawić. Dlatego właśnie chciałbym porozmawiać z Tobą Melifie, Władcą Kresu Nadziei i mędrcem, który zna wiele tajemnic śmierci. I dlatego proszę Cię ponownie. Czy zachcesz zaszczycić mnie krótką audiencją... paroma słowami wymienionymi w cichym i bezpiecznym miejscu. Nie proszę o wiele. Tylko o parę chwil czasu, którego moc nie jest w stanie nam zaszkodzić.

Melif milczał przez chwilę po czym pstryknął kościstymi palcami, odczekał chwilę i rzekł.

- Zostaliśmy sami... Co więc chcesz mi powiedzieć?


Sephiroth uważnie nasłuchiwał starając się usłyszeć choćby najcichszy szelest nieumarłych opuszczających komnatę. Nie usłyszał jednak nic. W kompletnym milczeniu Egzekutor wręcz wyczuwał napięcie, zupełnie jakby sama cisza czekała aż Egzekutor ją wypełni... wypełni słowami, które przypieczętują jego zdradę. W takich momentach jak ten, Sephiroth cieszył się, że jest nieumarłym i zatracił zdolność do odczuwania strachu... inaczej zapewne nie wypowiedziałby ani słowa.

Po krótkiej chwili przerwy, Sephiroth znów podjął swoją mowę, starając się nadać swojemu głosowi te samą barwę co poprzednio. Pomimo, że głos Egzekutora był pewny, to jego dusza aż się trzęsła od obaw. W tej chwili Sephiroth modlił się do wszystkich bogów, żeby choćby przez parę najbliższych minut sprzyjało mu szczęście.

- Czym jest Kres Nadziei, Panie? Czy nie wspaniałą ostoją dla naszych braci i sióstr? Czy nie jest to miejsce, w którym każdy z nas może się odciąć od spraw śmiertelnych i już na zawsze o nich zapomnieć? My chcemy zatracić pamięć o kłopotach jakie mieliśmy za życia, ale one nie chcą zapomnieć o nas. Czy żywi zostawili umarłych w spokoju, pozwalając nam zając się naszymi sprawami? Nie... część z nich uważa, że jesteśmy plagą, którą należy zniszczyć. Inni biorą nas za marionetki, które można wykorzystać... Jednak żaden żywy nie traktuje nas jako niezależną siłę z jaką trzeba się liczyć. My uważamy Kres Nadziei za miejsce gdzie możemy poszerzać wiedzę o śmierci i jej tajemnicach. A co widzą żywi? Potężną twierdze połażoną na zboczu Gehenny. A przecież gehenna graniczy z Hadesem, planem na którym wciąż, w nieskończoność trwa Wojna Krwi. Czy Kres Nadziei nie byłby idealną twierdzą służącą jako baza wypadowa dla wojsk walczących w Hadesie? Spróbuj przez chwilę, wielki Władco Kresu Nadziei, spojrzeć na to wszystko oczami żywych. Czym byłby dla nich Kres Nadziei? Wielką twierdzą z obsydianu, nie do zdobycia dla demonicznych armii, wspaniałą , pełną koszar bazą dla legionów żywych walczących na tej bezsensownej Wojnie Krwi. Miejscem, w którym diabelscy magowie wypaczaliby TWOJE odkrycia, Panie. W ciągu paru lat ukradliby i splugawiliby wiedzę, którą Ty, Władco Kresu Nadziei, musiałeś poznawać przez wieki. Olbrzymie, czarne chmury wzbijałyby się z niezliczonych kuźni i wielkich pieców, za sprawą których, tworzona byłaby broń... broń wykuta z zasobów bez ograniczeń wydzieranych Twojej domenie. TWOJE ziemie, Panie, podziurawione wielokilometrowymi kopalniami, w których nasi bracia i siostry pracowaliby jako w pełni darmowa, nieśmiertelna i nigdy nie ulegająca wyczerpaniu siła robocza. My sami, plugawą mocom demonicznych kapłanów i magów zmuszeni do skomlenia o litość i błagania żywych o darowanie nam każdej sekundy naszego nieżycia. I Ty mój Panie. Ostatecznie zniszczony przez żywych. Dlaczego? Ponieważ tylko Ty stoisz im na drodze do zyskania olbrzymiej potęgi jaką zyskają po zajęciu Kresu Nadziei. Czy powstrzymałyby ich nowe sojusze, traktaty, umowy, słowa i przyrzeczenia? Nie mój Panie. Nawet najpotężniejsi władcy nie stanęliby przeciw nim, bojąc się zadzierać z potęgą Piekła. Nawet generał Gehenny nie zechciałby stanąć do walki z Baatorem, nie będąc do tego zmuszonym. Tylko Ty Władco Kresu Nadziei byłbyś ostatnią osobą mającą dość mocy, by przeciwstawić się naszym żywym wrogom... Teraz rodzi się tylko jedno pytanie, mój Panie. Komu zaufasz? Czy arcydiabłu, którego machinacje rozciągają się na niemal wszystkie plany, zdolnemu do obalenia samego siebie, w celu zdemaskowania zdrajców? Kapryśnemu i intryganckiemu diabłu, dla którego zdobycie Kresu Nadziei byłoby wspaniałym posunięciem? Czy może jednemu ze swoich braci, który na szali stawia wszystko co ma, włącznie z własnym nieżyciem, a do wygrania nie ma nic?

- Tylko że ja...w przeciwieństwie do ciebie Sephirothcie, mam zbyt wiele do stracenia by ryzykować...I mylisz się sądząc, że Mefistofeles może dla samego kaprysu podbić moje dominium... Krangath jest nie tylko pod moją ochroną... Ale też i pod opieką Generała Gehenny. Atakując Krangath Mefistofeles obróciłby przeciw sobie wszystkie yugolothy. A na to sobie pozwolić nie może.
- rzekł licz. Sephiroth już tracił, wiarę w swe oratorskie możliwości... Aż po chwili Melif odezwał się ponownie.- Jest jednak trochę racji w twych słowach... Niemniej nie zaryzykuję własnej głowy tylko z tego powodu. Jeżeli mam ryzykować przyciągnięcie uwagi władcy Pełzającego Miasta to dla konkretnego planu, którego realizacja daje szanse na sukces.

- Oczywiście Panie, nie ośmieliłbym się zwracać się do Ciebie z taką propozycją nie mając pewnej konkretnej myśli. Jak zapewne wiesz Panie, na jednym z Planów Materialnych znajduje się... kontynent zwany Faerunem. W odległej przeszłości na jego powierzchni powstało potężne imperium żywych nazywane Imperium Netherilu. Ich zaawansowanie magiczne stało na tak wysokim poziomie, że jeden z tamtejszych magów wynalazł zaklęcie, które pozwalało zanurzyć się w esencji bóstwa i przejąć jego moc dla siebie. Nie będę tutaj zajmował Twojej osoby Panie, marnując czas na opowiadanie historii, którą zapewne znasz. Przejdę wiec do najważniejszej rzeczy. Gdy nastąpił kataklizm olbrzymie latające miasta Imperium spadły i rozbiły się o ziemie. Nie wszystkie jednak. W jednym z nich odkryto sposób jak przenieść całe miasto na inny plan. Konkretnie na Plan Cieni. Miasto istniało tam bardzo długo i sama istota Planu Cieni wypaczyła mieszkańców miasta. Jednak jakiś czas temu, tamtejszy przywódca ponownie użył swojej potężnej magii i przeniósł miasto do Faerunu. Teraz potomkowie starożytnego Netherilu pragną odzyskać potęgę swoich przodków. Jeżeli zachcesz mi pomóc Panie, oczywiście w sposób dyskretny i bez bezpośredniego Twojego udziału, zdołam uzyskać od nich zaklęcie za pomocą którego można przenieść całe miasto na inny plan. Jeżeli uda mi się, reszta już tylko będzie zależeć od Ciebie mój Panie... i od paru innych magów. Nie Melifie, nie proponuje przeniesienia twojego miasta na inny plan. Proponuje coś znacznie ciekawszego. Coś co wzmocni Twoją potęgę i uchroni Kres Nadziei przez większością niebezpieczeństw. Wyobraź sobie Panie, że jeżeli Mefistofeles wyśle swoją armię przeciw Tobie, to na jego ukochane Mefistar spadnie olbrzymia kula metalu niszcząc i miażdżąc wszystko na swojej drodze. A wraz z nią przybędzie cała potęga Planu Negatywnej Energii i hordy naszych braci i sióstr. A niedługo po ataku, kula wraz ze swoją zawartością będzie mogła ponownie przenieść się na inny plan. Tak Melifie Władco Kresu Nadziei. Nasi bracia i siostry od zawsze żyli w cieniu żywych... czas by to zmienić... czas by połączyć siły z Sercem Śmierci.


Sephiroth uważnie obserwował Melifa, jednak odczytanie jakichkolwiek emocji licza było niemożliwe. Ponownie zapadał cisza, w czasie której władca Kresu Nadziei przyglądał się Egzekutorowi. Sephirothowi nie podobało się to spojrzenie. Choć wiedział, że jest to niemożliwe, to i tak czuł się, jakby Melif czytał w jego umyśle jak w otwartej księdze.

Cisza zdawała się trwać całą wieczność i Sephiroth był już pewien, że za chwile Melif poinformuje Mefistofelesa o zdradzie Najwyższego Egzekutora i na tym skończy się cały plan. Po chwili, gestem dłoni licz dał do zrozumienia Sephirothowi, że może kontynuować. Egzekutor ponownie podjął wiec przemowę, równocześnie zastanawiając się, czy Melifa zainteresował plan, czy może zastanawia się jak uwięzić Sephirotha.

- Zapewne wiesz Panie, że Serce Śmierci znajduje się na Planie Negatywnej Energii. Pewnie doszły też do Ciebie plotki, że ostatnio władzę w tamtym mieście przejął jeden z potężniejszych pośród naszych braci. Z moich wiadomości wynika, że wspiera on rozwój badań nad naturą miasta, ale także nad samą sferą. Ponoć chcę odkryć sposób, żeby przenieść swoje miasto na inne plany egzystencji. Ty mój Panie możesz dać mu takie zaklęcie, albo nawet samemu dokonywać takich przemieszczeń wraz ze swoimi podwładnymi magami. W ten sposób zyskasz sobie sojusznika na dobre i złe. W dodatku sojusznika o bardzo ekspansywnej naturze, którego armia będzie groźna nawet dla takich potęg jak Baator, czy Gehenna, szczególnie po tym, jak zostaną już dokonane pierwsze przeniesienie Serca Śmierci i miasto zdobędzie nowych rekrutów. Układ będzie bardzo prosty, mój Panie. Ty, twoi magowie, oraz czarodzieje z Serca Śmierci będziecie wspólnie prowadzić swoje badania. Odkrywać kolejne tajemnice śmierci i Planu Negatywnej Energii, a tym samym zwiększać magiczną potęgę wszystkich naszych braci i sióstr. A w tym czasie, nasz brat przywódca Serca Śmierci, będzie powiększał wpływy we wszystkich światach śmiertelnych i zapewniał bezpieczeństwo zarówno Kresowi Nadziei, jak i Sercu Śmierci. Mogę podjąć się roli mediatora pomiędzy Tobą mój Panie, a Sercem Śmierci. Przypuszczalnie mogę też uzyskać zaklęcie służące do przenoszenia miasta, choć pewnie będzie ono wymagało pewnych modyfikacji, w czym ja już nie zdołam pomóc. Jednak nie zdołam zrobić nic, mając na głowie setki spraw Mefistofelesa i równie wielu z jego szpiegów. Potrzebuje dwóch rzeczy. Pretekstu, żeby swobodnie podróżować pomiędzy Planem Materialnym, Kresem Nadziei, oraz Sercem Śmierci. A drugą rzeczą jest pomoc w... odwróceniu uwagi szpiegów Mefistofelesa od mojej skromnej osoby. Wierzę mój Panie, że tak potężny mag jak ty, zdoła zapewnić mi pewną ochronę przez ewentualnymi szpiegami i magią wieszczenia. Jeżeli zechcesz wszystkie rozmowy z przywódcą Serca Śmierci również mogą być nawiązywane z użyciem Twojej magii, co chyba utrudniłoby przechwycenie wszystkich tych informacji.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 16-09-2007 o 22:47.
Markus jest offline  
Stary 26-09-2007, 21:30   #40
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szare Pustkowia Hadesu , Oinos

Ciche równiny Oinos po raz kolejny zostały objęte inwazja "gości z innego planu". Tym razem była to armia Orkusa.. Potężny arcydemon patrzył na swoisty przemarsz swoich wojsk z zdobycznego tronu zbudowanego z ze skorup dusz. Przed nim, na podstawce z tego samego "materiału" stałą słynna różdżka Orkusa...Symbol jego władzy i artefakt o potężnej mocy.

Przed nim maszerowały legiony nieumarłych...cichych posłusznych i w większości przypadków bezmyślnych. Olbrzymie stada demonów szły grupami, które teoretycznie miały być szwadronami. Niemniej zupełny brak dyscypliny powodował, że bardziej przypominały hałaśliwe bandy zbójów niż regularne wojska...Cała ta banda przechodziła przed Orkusem, powodując, że z boku, ten obrazek przypominał żałosną parodię defilady. Nie podobało się to obecnym generałom Orkusa, ale bali się zaprotestować...Arcydemon nie znosił krytyki, a co najgorsze, miał paskudny zwyczaj obwiniania swych podkomendnych za swe porażki...I okrutnie ich karania za nie.
Żywot generałów Orkusa był niepewny i zazwyczaj bardzo krótki...Lekki wstrząs był odczuwalny, gdy zbliżała się tajna broń Orkusa...Generałowie liczyli, że pozwoli ona odnieść sukces potężnemu arcydemonowi, a im unieść cało głowy z tej imprezy.


Przełęcz Kharim-al-hejk, południowo-wschodni posterunek, Świat złodziejskich wrót

-Nadciągają!- rozległ się krzyk. i rzeczywiście wąską ścieżyną zbliżały się zastępy.
Siruana Aering ścisnęła mocniej rękojeść magicznego miecza...Walczyła już z wieloma stworami, goblińskimi kamikadze na Smolistych Trzęsawiskach, orczymi ordami ze Wielkich Stepów , nieumarłymi o Falswick...a nawet ze stworami mrocznej lawy na Północnej Granicy.
Ale to z czym się mierzyli nie było żywe, ani nieumarłe...Były ,jak to określił poetycko określił Havrez, produktami mrocznej alchemii, czyli magii mutacyjnej.
Żywa i martwa tkanka połączona z pomocą topornych szwów w groteskowej formę humanoida...Każdy stwór był inny i w dodatku niektóre z nich przejawiały moce, jakich nikt nie spodziewał się po tak pokracznych monstrach.
Spojrzała na rozlokowanych po wzgórzach artylerzystów...Pięciu na jednym, pięciu na drugim zboczu. Dodatkowo miała dwie setki piechoty i Havreza - zaklinacza broni. A tych stworów tłoczących się w przełęczy było trzy tysiące...
"A to miała być taka spokojna placówka."- jęknęła w duchu i zrobiła mieczem kolisty ruch nad głową.
I wyrzutnie odpaliły...Były to prymitywne konstrukcje.. drewniane tuby, zatkane z jednej strony metalową płytą i obite stalą od środka. Wyrzucały z siebie pocisk zapalający.
Wyrzutnie te były mało celne i zawodne...ale stłoczone w wąskim przesmyku stwory były łatwym celem. I te wyrzutnie które udało się odpalić spowodowały wielkie spustoszenie w szeregach wroga.
- Tarczownicy formować falangę!- krzyknęła Siruana.- Nie przepuścić ani jednego!
Artylerzyści porzuciwszy wyrzutnie wycofywali się za linię piechoty...Wyrzutnie bowiem, były jednorazowego użytku.
Tymczasem stwory przebyły już barierę ognia...Uodparniały się bowiem na czar bądź żywioł, który uśmiercił ich kamratów na ich oczach...Owa odporność była co prawda tymczasowa, ale i tak dawała olbrzymią przewagę.
Bestie natarły na piechotę, śmignęły, mieczy, pazury zęby.Siruana , przyjęła cios na tarczę i wyginając się w bok wbiła miecz w oko stwora...Tylko oczy bowiem stanowiły wrażliwe miejsce.. Ciosy w inne miejsca nie czyniły większej szkody. Jej żołnierze walczyli mężnie, na agresję wroga odpowiadali szybkością, na siłę doświadczeniem, na wytrzymałość uporem.
Ale przewaga wroga była olbrzymia...I szyk tarczowników powoli załamywał się pod naporem straszliwych bestii.
-Tarczownicy wycofać się, topornicy do przodu!- krzyknęła, zaś w myślach dodała.- "Havrez, ile mam czekać?!"
Topornicy uderzyli niczym burza wbijając się klinem w stwory i przyszpilając obie strugi rozszczepionej fali monstrów do stromych zboczy przełęczy. Ich oręż, potężne obusieczne topory, choć nie był w stanie zabić bestii, to doskonale nadawały się rozczłonkowywania półżywych ciał bestii. Kolejne zamachy toporów ścinały głowy i kończyny.



Niemniej minuta po minucie... horda dziwacznych stworów, zaczęła przygniatać toporników... śmigającew powietrzu topory nie nadążały ścinać kolejnych przeciwników. Siruana zdała sobie że za chwilę zostanie wraz z topornikami odcięta od reszty wojska i otoczona...
-Odwrót !- krzyknęła, jedno słowo wystarczyło, aby pozostali przy życiu topornicy wycofywali się nadal utrzymując szyk. Codzienne treningi jakie im zafundowała, procentowały.
Kolejny ostrzał z wyrzutni, spowodowała lawinę, która przysypała przednią falę potworów i przystopowała resztę...Na kilka chwil jednak.
Ale to wystarczyło... Siruana i jej oddziały rzuciły się do ucieczki w kierunku pozostałych oddziałów. Tymczasem horda bestii ruszyła dalej goniąc toporników. Siruana minęła skały pokryte zawiłymi liniami i słowami oraz symbolami z języka magii. Parę metrów za tak ozdobionymi zboczami przesmyku stał Havrez z artylerzystami (którzy w międzyczasie przygotowali kolejne wyrzutnie do odpalenia), oraz resztą wojska.
- Mam..na..dzieję..że twój..plan...za...działa.- rzekła łapiąc oddech.- Stra..sznie ..się gu..zdra...łeś.
- Pani, magia rytualna nie jest czymś co da się rzucić w kilka minut. Wymaga czasu i przygotowań.- rzekł Havrez.
Zaklinacz broni wystąpił do przodu. Spojrzał z lekkim niepokojem na wyrysowane w pośpiechu symbole. Co jeśli zawiedzie?...Co, jeśli popełnił błąd?
Na to pytanie odpowiedź znał, choć bał się przyznać przed sobą.. Jeśli nie dość dobrze przygotował linie i energia magiczna nie dopasuje się do kształtu jaki miało nadać jej zaklęcie.. To zginą w paszczach potworów.
Zaklinacz broni rozpoczął inkantację, słowa ustawił dłonie naprzeciw siebie tak jakby szykował się do klaskania...Z każdym wypowiedzianym słowem, na zewnętrznej stronie dłoni tworzył się okrąg, a w okręgu pojawiały się kolejne symbole...Tymczasem horda bestii była coraz bliżej...Havreza ogarnęła panika...A co jeśli nie zdążyć, rzucić czaru?
Zaklinacz broni odpędził od siebie te myśli.. Nie czas na strach i wątpliwości.
Wreszcie kręgi na jego dłoniach były dopełnione...Havrez dokończył kolejny werset zaklęcia...i podobne kręgi, które mozolnie narysował na obu zboczach rozbłysły podobnym światłem.
- ...eathis impera impacto naevis!- krzyknął kończąc zaklęcie i uderzając dłońmi o siebie..
Oba zbocza z hukiem ruszyły z miejsca, przy okazji wywołując lawiny odłamków skalnych i gruzu spadające na bestie. Zbocza zderzyły się ze sobą miażdżąc forpocztę potworów i przy okazji blokując przełęcz.
- Dobra robota!- rzekła Siruana.- Na jak długo to ich powstrzyma?
- Na kilka dni mam nadzieję...Pięści Ziemi nie będą trwały wiecznie.- rzekł czarodziej.
- Mam nadzieję że do tego czasu, przybędą posiłki, jeśli jednak nie...Musimy być gotowi do ewakuacji fortu...Każ posłać też kilku ludzi, by poinformowali najbliższe miasta i wioski o sytuacji. - rzekła Siruana.
- Zgodnie z życzeniem pani.- odparł Havrez.

Glorium, Harmonijna domena zewnętrza

Dwóch orczych wojowników, jeden orczy szaman i tanarukk barbarzyńca czaili się pod okapem jednego z drewnianych domów. W Glorium panował okres lata i silnie prażące słonce raziło wrażliwe oczy orków. W dodatku nie chcieli zwracać uwagi licznych w tym mieście bariaurów, aasimarów i innego niebiańskiego tałatajstwa. Zwykle wojowniczy lud orków chętnie pokazałby im kto jest prawdziwym twardzielem. Ale ich misja wymagała finezji...A Klekhirak dowodzący nimi szaman Gruumsha potrafił swą pałka utrzymać dyscyplinę w tej niesfornej bandzie. Nareszcie zjawił się on, półork łotrzyk który zobowiązał wykraść z siedziby samego Korda upragnioną przez nich mapę.
- I co udało się? - spytał Klekhirak.
- Tak, oto ona...mapa wskazująca koordynaty więzienia naszego wielkiego herosa.- rzekł półork, podając szamanowi mapę.- Dar od Gruumsha zadziałał.
- Wspaniale! Uwolnimy naszego wielkiego przywódcę z planarnego więzienia! -krzyknął w uniesieniu szaman.- Musimy podziękować Gruumshowi za błogosławieństwo!
-Ale nie tutaj, jak dla mnie za dużo dobrych się tu kręci.- rzekł tanarukk.

Gehenna,Kres Nadziei

- Zapewne wiesz Panie, że Serce Śmierci znajduje się na Planie Negatywnej Energii. Pewnie doszły też do Ciebie plotki, że ostatnio władzę w tamtym mieście przejął jeden z potężniejszych pośród naszych braci. Z moich wiadomości wynika, że wspiera on rozwój badań nad naturą miasta, ale także nad samą sferą. Ponoć chcę odkryć sposób, żeby przenieść swoje miasto na inne plany egzystencji. Ty mój Panie możesz dać mu takie zaklęcie, albo nawet samemu dokonywać takich przemieszczeń wraz ze swoimi podwładnymi magami. W ten sposób zyskasz sobie sojusznika na dobre i złe. W dodatku sojusznika o bardzo ekspansywnej naturze, którego armia będzie groźna nawet dla takich potęg jak Baator, czy Gehenna, szczególnie po tym, jak zostaną już dokonane pierwsze przeniesienie Serca Śmierci i miasto zdobędzie nowych rekrutów. Układ będzie bardzo prosty, mój Panie. Ty, twoi magowie, oraz czarodzieje z Serca Śmierci będziecie wspólnie prowadzić swoje badania. Odkrywać kolejne tajemnice śmierci i Planu Negatywnej Energii, a tym samym zwiększać magiczną potęgę wszystkich naszych braci i sióstr. A w tym czasie, nasz brat przywódca Serca Śmierci, będzie powiększał wpływy we wszystkich światach śmiertelnych i zapewniał bezpieczeństwo zarówno Kresowi Nadziei, jak i Sercu Śmierci. Mogę podjąć się roli mediatora pomiędzy Tobą mój Panie, a Sercem Śmierci. Przypuszczalnie mogę też uzyskać zaklęcie służące do przenoszenia miasta, choć pewnie będzie ono wymagało pewnych modyfikacji, w czym ja już nie zdołam pomóc. Jednak nie zdołam zrobić nic, mając na głowie setki spraw Mefistofelesa i równie wielu z jego szpiegów. Potrzebuje dwóch rzeczy. Pretekstu, żeby swobodnie podróżować pomiędzy Planem Materialnym, Kresem Nadziei, oraz Sercem Śmierci. A drugą rzeczą jest pomoc w... odwróceniu uwagi szpiegów Mefistofelesa od mojej skromnej osoby. Wierzę mój Panie, że tak potężny mag jak ty, zdoła zapewnić mi pewną ochronę przez ewentualnymi szpiegami i magią wieszczenia. Jeżeli zechcesz wszystkie rozmowy z przywódcą Serca Śmierci również mogą być nawiązywane z użyciem Twojej magii, co chyba utrudniłoby przechwycenie wszystkich tych informacji.- Sephiroth po długim wahaniu ujawnił swój plan.
- To jest twój genialny plan? Mam dać jakiemuś niewydarzonemu wampirowi możliwość do przemieszczania się pomiędzy planami?- rzekł z wyraźnym wyrzutem w głosie Melif, rozpraszając złudzenia Sephirotha co do solidarności nieumarłych. - Nie mam żadnej gwarancji, że zrobi swoją część planu...Co więcej, nie mam żadnego powodu by narażać swojego miasta na jego inwazję. Skąd wiesz Sephirotcie, że atak na Kres Nadziei nie będzie bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem? Może i ten władca Serca Śmierci jest ambitny, ale zapewne nie jest głupi...Nie wiem czy jego armia jest równa Mefistofelsowej, ale na pewno nie dorasta do pięt siłom Baatoru. Nie, Sephirotcie, nie będę dawał takiej potęgi jakiemuś umarlakowi ze sfery negatywnej energii. Wolę już znanego mi ciepłokrwistego Mefistofelesa niż jakiegoś tam nieznanego władcę o dużych ambicjach. Nie mam zamiaru zredukować swej roli, do doradcy jakiegoś tam wampirzego króla! A o bezpieczeństwo Kresu Nadziei sam potrafię zadbać!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-09-2007 o 08:01.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172