|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-04-2008, 18:19 | #181 |
Reputacja: 1 | Krasnolud usłyszał słowa Jeźdźca: - Nie rozumiecie głupcy że drugi raz nie zginę?! Ale śmiało, próbujcie dalej! - Zginiesz, zginiesz, nic się nie bój! Ja ci to załatwię! - wykrzyknął krasnolud po czym zabrał się do myślenia, wcześniej odsuwając się od czarnego. Myślenie nie było jego najmocniejszą stroną, ale nie był też aż tak głupi. W końcu wpadł na pomysł: - No cóż, skoro on jest martwy, a żyje, to pewnie to jakiś nieumarły. Niech go jakiś kapłan lub inny mag potraktuje zaklęciem leczniczym, może to ostudzi jego zapał! - wrzasnął Khelgar i skoncentrował się na ponownym schwytaniu rękojeści swego topora i wyrwania go z szyi bydlaka. Jeśli mu to się udaje, to bierze ponowny zamach i próbuje trafić jeszcze raz w to samo miejsce na szyi Jeźdźca. |
15-04-2008, 23:16 | #182 |
Reputacja: 1 | Kiedy Karris rzucał kolejny ze swoich czarów, a Khelgar i Tribian starali się wyciągnąć z ciała wroga swoją broń, Alaron wykonał pewien dziwny manewr. Podbiegł, wbił drąg w ziemię i poleciał niczym pocisk z katapulty prosto w Jeźdźca... oczywiście butami do przodu. Efekt był co najmniej zadowalający. Wróg upadł, a siła z jaką mnich go grzmotnął umożliwiła obu wojownikom wyszarpnięcie broni. Nie zdziwili się nawet kiedy spostrzegli że nie ma na nich ani kropli krwi. Były czyste. Khelgar i Tribian już się zbierali do kolejnego zamachu w różne części ciała wroga, kiedy dokładnie przed nimi przeleciało coś bardzo jasnego by trafić Jeźdźca w sam środek piersi. Nie zawył ani nie krzyknął kiedy potężna błyskawica przepływała przez jego ciało. Dało się widzieć jedynie spazmatyczne drgawki, które nim zaczęły targać. Wtem Karris skończył swoje zaklęcie. Urósł prawie dwukrotnie i ruszył na przeciwnika z drągiem w ręku. Grzmotnął przeciwnika z taką siłą, że ten zapadł się kilkanaście cali w śnieg. I nagle... wszystko się uspokoiło. Śnieg opadł, niektórzy z was dyszeli a Jeździec leżał wbity w śnieg i wciąż targany drgawkami. Jeśli ich nie liczyć to nie okazywał żadnych oznak... życia. Po kilkunastu uderzeniach serca, kiedy ktoś chciał już sprawdzić czy Jeździec jest rzeczywiście "martwy", on po prostu rozpadł się. Dokładnie tak samo jak podczas strzału Tribiana - rozpadł się na setki czarnych kawałków, które następnie zniknęły w śniegu. Zszokowani rozejrzeliście się - upiornego wierzchowca także nie było nigdzie widać. Czyżby zatem to był koniec? |
|
| |