Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2008, 11:59   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[DnD GH] Bissel I - Doręczenie

Doręczenie


Wracam do tego co dobre. Wymysł Magnificate vel Antary.

Reguły sesji:

* Prowadzący: Bielon.
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. Greyhawk.
* Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność, data rozpoczęcia przygody to rok 613, początek jesieni, aczkolwiek moja interpretacja settingu jest moją interpretacją settingu. A świat jest nieco inny. Jaki? W sesji się okaże. Warto zajrzeć do opisu Bissel mego pióra.
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG a Gracze na prośbę MG, gramy korzystając z mechaniki. Jakiejkolwiek. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich niektórych czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Gracze, co ważne, mają nieograniczoną możliwość kreacji Świata Gry, proszę jednak o powściągliwość i minimalizm w tym względzie a istotne sprawy omawiać na GG z MG.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: Ze względu na rozbieżność charakterów postaci konflikty w drużynie są akceptowane.
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jak najczęstszą. Dbajcie jednakże o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie większa. Lub mniejsza. Proszę jednak na wzięcie pod uwagę, że mam 2 maleństwa. Myślę więc, że 1 post/2 dni dni to minimum. Nie bądźmy minimalistami.
* Kwestia preferowanej długości postów: Liczy się długość, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik".
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują mój nastrój. W dialogach gracze mogą pozwolić sobie na używanie archaizmów, wulgaryzmów oraz innych „izmów” i „yzmów”. Post zaczynamy imieniem postaci, dobrze było by je wytłuścić, by go nie musieć poszukiwać w treści notek.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem. Najlepiej.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisów pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych jeśli to możliwe. Lub nie. Można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej.

Gracze:
1. KD
2. Tołdi
3. Bronthion
4. WitchDoctor
5. khadgar

----------------------------------------------------------



- Mają nas, kurwa! – zaklął But i wściekły huknął pięścią w burtę. Stojący na pokładzie barki podróżni, obserwujący ten przerywający długie minuty ciszy, wybuch rozumieli w pełni złość szypra „Żaby”. Łódź walczyła od kilku godzin z leniwym prądem kolejnych odnóg Topieliska oddalając się od głównego nurtu O tylko po to, by uniknąć spotkania z rzecznymi rabusiami, którzy tu właśnie zwykli zasadzać się na swe ofiary. Narażając się na spotkanie z zeuglem, legendarnym potworem który podobnież, jeśli wierzyć opowieściom rzecznej braci potrafił wciągnąć w rzeczną otchłań całą łódź wraz z załogą, omijali główne odnogi bagnistego rozlewiska w jednym tylko celu. Uniknąć spotkania z piratami.

Teraz zaś, kiedy wedle szeptanych informacji załogi do krańca Topieliska i głównego nurtu Strumienia Real, łączącego się z Rzeką O, pozostało ledwie kilkaset metrów, teraz właśnie zły los piekielnie zakpił z „Żaby” i jej załogi. Barka bowiem, poddając się właśnie już leniwemu prądowi mijała kolejne trzcinowe wyspy wzbijając chmary komarów w powietrze, z szumem tartych o burtę tataraków, kontrowana ledwie delikatnymi zmianami położenia steru bezgłośnie zbliżała się do krańca Topieliska, by naraz wpłynąć wprost na miejsce ostatniego aktu pirackiej zabawy.

Wszyscy na pokładzie „Żaby” pamiętali tłustego kupca Ruperta Hagenaua, który jak i oni płynął aż ze Srebrnej Toni i ledwie rankiem, trzeciego dnia podróży, gdy próbowali dołączyć do jego konwoju barek, precz przegnał ich grożąc dodatkowo najemnymi kusznikami, którzy obsiedli burty trzech kupieckich barek i zapewnić mu mięli bezpieczną podróż przez Topielisko. Pyskówka Buta z Hagenauem trwała krótko, ale pozwoliła nieobeznanym podróżnym wszystkich łodzi poznać kilka nowych określeń nie pasujących na salony. W końcu konwój Hagenaua żegnany „błogosławieństwami” Buta i jego dwóch pomagierów znikł w trzcinowej matni osnutej nieodłącznymi oparami mgieł, które podobnież nierozerwalnie związane były z Topieliskiem. But i jego „Żaba” czekali jeszcze czas jakiś, licząc że jakaś łajba wyłoni się z meandrów O by wespół ruszyć na spotkanie zagrożeniom, ale oczekiwania do południa nie przyniosły pożądanego rezultatu. Ruszyli i mieli to szczęście, że uniknęli wszystkiego złego, czym Topielisko zwykło witać swoich gości. Do tej chwili.

Widok wciąganego na maszt własnej barki Hagenaua, związanego niczym prosie, wiszącego głową w dół i klnącego zapewne w knebel na czym świat stoi z pewnością ucieszył Buta i jego pomocników, lecz radość zgasła błyskawicznie na widok dwóch barek które krążyły po niewielkiej wolniźnie wyławiając z wody ciała potopionych lub porżniętych kuszników i załóg konwoju. Kolorowa pracowała w ciszy. Pewnie dla tego ich nie usłyszeli wcześniej. Teraz jednak szybko zabrzmiały rozkazy na obu łodziach a i ci, którzy plądrowali barki konwoju oderwali się od swego zajęcia i gotowali na przyjęcie kolejnych „gości”.

- Kusze ładować! Do broni psubraty, towar nam spłynął!
- Od sterburty zachodź Vinter!
- Dupa, bierz ich kurwa!


Kolejne rozkazy popłynęły chwacko, lecz pasażerowie „Żaby” słuchali ich nie rozumiejąc dokładnie w czym rzecz. O wiele bardziej wymowne były dwie trójosobowe łodzie, które szybko skierowane mocnymi pociągnięciami wioseł ruszyły ku „Żabie” z obu jej burt odcinając jej drogę odwrotu. Pozostało jedynie płynąć na wprost, na spotkanie z pozostałością konwoju, gdzie kilkunastu piratów porzuciło swe zajęcia i dobyło oręża. Jednak nim wybuchła walka jeden z piratów, odziany w najbardziej pstrokaty strój, wysoki drab noszący więcej złotych bransolet niż niejedna dziwka w burdelu, uniósł w górę prawicę i stanąwszy na jakiejś skrzyni ryknął:

- Hola! Poddajcie się! Nie musicie walczyć! Zabierzemy wam wasze dobra prawem łupu, lecz ocalicie żywota, bowiem przedamy was za okup! Możecie żyć! Obiecuję to, jakem Ślepy John!

Może i mówił prawdę, może i takie były szczere jego intencje, ale załoga „Żaby” miała na ten temat pogląd własny. O ile jednak But dobył oręż, szeroki marynarski kord podobny wielu pirackim, o tyle już dwaj jego pomocnicy myśleli zgoła inaczej i z pluskiem skoczyli z pokładu wprost w ciemne odmęty Topieliska niknąc w kręgach wody nim którykolwiek z piratów zdążył zareagować. Inna sprawa, że wszelkie reakcje zachowali oni jednak na dalszy rozwój wydarzeń i powoli zbliżali się z obu stron do burt „Żaby”, gdy ta ostatnia płynęła wprost na spotkanie ze Ślepym Johnem i jego ludźmi…




------------------------------------------------------------------------

[Jako, że jest to post 1 proszę o opisanie się sobie nawzajem pasażerom. Trzeci dzień wspólnej podróży zapewne pozwolił poznać się nieco. Życzę powodzenia a resztę wątpliwości rozwiewam na GG lub w komentarzach. ]

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 17-01-2008, 18:29   #2
Banned
 
Reputacja: 1 WitchDoctor nie jest za bardzo znany
Jonathan Sarassani


Zakapturzony mężczyzna siedział na barce opierając się plecami o burtę. Skrobał coś w księdze, oprawionej w skórę i z bogato zdobionymi, aczkolwiek pustymi stronami. Cichutko nucił jakąś smętną melodię pod nosem, co chwilę przygryzając pióro, jakby zastanawiając się co dalej pisać. Jego pismo było staranne, mimo, że barka chybotała się na wszystkie strony. Wreszcie odłożył pióro i przymknął szare podkrążone oczy. Zsunął kaptur odsłaniając twarz, był przystojny, miał młodzieńcze rysy twarzy, które całkiem nie pasowały do jego oczu, mrocznych, które zdawały się w sobie zawierać wszystką pustkę i cierpienie tego świata. Jakąś ukrytą pod zasłoną powiek tajemnicę. Długie, popielate włosy nosił spięte w kitkę, która opadała mu na plecy. Wyróżniał się też lekko spiczastymi uszami, które bezsprzecznie wskazywały na jego „elfie” korzenie. Ubrany był w skrojone na miarę czarne skórzane spodnie i tak samo smoliście ciemną kamizelę z długimi rękawami wyszywaną srebrną nicią. Na to wszystko miał jeszcze założony ciemnozielony, modny ostatnimi czasy wams. Spojrzał jeszcze raz na pierwszą strofę wiersza, który miał nadzieję zadeklamować w Brzegu.

~~Prędzej czy później, gdy mię czas owionie
Snem nieprzespanym, w którym się nic nie śni,
O niepamięci! wtenczas chłodne skronie
Weź pod twą schronę do grobowej cieśni.~~

Był odpowiedni. Uśmiechnął się cierpko, czas pokazać światu, że nie umarł dla poezji. Wreszcie odłożył księgę do torby i odłożył ją na pokład barki. Wstał i otrzepał się z pyłu. But, awanturował się, a Jonathan zachowywał spokój, czas był pojęciem względnym.

Jeden z komarów obudzonych przez barkę usiadł na dłoni Jonathana, wbił się w skórę i po chwili upadł na ziemię. Sarassani nawet nie zareagował. Bardziej interesował go widok wciąganego na maszt tłustego kupca, który tak „niegrzecznie” się do nich odnosił. Krzyki piratów nie zrobiły na nim wielkiego wrażenia. Właściwie, to niewiele go teraz mogło zaskoczyć. Schylił się i podniósł swój łuk, wyglądał dość egzotycznie, głownie dlatego, że miał dwie cięciwy. Ujął w dłoń strzałę i przyłożył do bliższej, krótszej cięciwy, która naciągnęła się tak bardzo, że aż dotknęła drugiej, wraz z nią idąc dalej i zginając łuk do granic możliwości. Poecie nawet nie zadrżał jeden mięsień. Już miał wypuścić strzałę celując w głowę jednego bandyty, gdy jakiś wyglądający na dowódcę mężczyzna zaczął krzyczeć. Jonathan pokręcił głową i powoli zwolnił naciąg kierując łuk ku pokładowi barki. Załoga Buta miała jasne plany na przyszłość, głównie te związane z nieumieraniem, lub wręcz przeciwnie, z umieraniem w odmętach rzeki. Co kraj to obyczaj, tak przynajmniej mówią. Spojrzał w oczy herszta bandy, widział tam tylko strach, skrywany pod maską bezwzględności, mógłby tylko poruszyć jedną małą żyłkę, pociągnąć za odpowiedni sznurek, a całkiem by się załamał. Jednak nie zrobił tego, zamiast tego ujął mocniej łuk. Otworzył usta, a jego głos miał dziwną magnetyczną barwę, przyciągał, wabił i kusił, jednym słowem mógł obiecać góry ze złota, a drugim ich pozbawić.

- Johnie... Dlaczego chcesz zginąć? – uniósł łuk i szybkim ruchem, naciągnął cięciwę. - „Daję tobie wybór, a ty uparcie wybierasz jego brak.” Jeszcze masz wybór. Możesz żyć. – odległość była znaczna, jednak Jonathan spojrzał w oczy „Ślepego”. Szare źrenice Jonathana na chwilę spotkały się z brudno-brązowymi oczyma herszta bandytów. ~~Dlaczego chcesz umierać?~~ , zdawał się słyszeć w swojej głowie zbir. Niepewność i strach, głęboko skrywany od dawna, teraz obudził się w nim na nowo.

John znów był chłopakiem, lanym przez pijanego ojca, wyśmiewanym przez rówieśników z powodu ubóstwa. Wtedy odgrażał im się zbitą butelką i zaostrzonym kamieniem. Teraz miał pirackiego korda, broń wykonaną z sumiennością i mistrzostwem, jednak patrząc w oczy tego człowieka, dałby wszystko, by znów mieć ten kamień... Mimo wielu "kompanów" za plecami, czuł się bardzo niepewnie.
 
WitchDoctor jest offline  
Stary 17-01-2008, 19:46   #3
 
Tołdi's Avatar
 
Reputacja: 1 Tołdi nie jest za bardzo znany
„Szybki” Peter

Wsiadł na łódź, bo musiał dostać się do Brzegu. To był najprostszy ze sposobów dostania się do miasta. Dawał również szansę na wyprzedzenie celu, co było nie do przecenienia. Za głowę Humberta z Gniewu, zwanego również „Rwanym Pyskiem” z powodu szpetnej blizny przecinającej jego twarz w charakterystyczny, skośny sposób, wyznaczono na tyle wysoką nagrodę, by partało tłuc się za nim przez taki szmat kraju. Zwłaszcza gdy odkryło się iluzję, którą morderca skrywał swoją tożsamość przed łowcami. Peter miał dar i szczęście. Gdyby udała mu się zasadzka w Brzegu, miał by również i pieniądze.

Podróżni nie wzbudzali jego zainteresowania podczas żeglugi barką. Starał się nie wchodzić im w drogę, zwykle kiedy miał cel stronił od ludzi. I od nieludzi. Od takich jak ów Jonathan w szczególności. Nieznajomy bowiem miał w sobie tyle człowieczeństwa co but Petera. Może nawet mniej uwzględniając fakt, że but pękł i wystawał zeń jego duży palec. „Trzeba będzie do szewca zanieść” pomyślał smętnie ubolewając nad sypiącym się przyodziewkiem i ekwipunkiem. Te pieniądze, które miał zarobić za Humberta były mu potrzebne. Bardzo.

Jak zwykle jednak coś musiało pójść nie tak. Przecież do Brzegu zostało im tak niewiele. Ledwie może pół dnia drogi, nocą mogli być już w przystani, ale nie! Zły los musiał na ich drodze postawić bandę rzecznych rzezimieszków, którzy wedle opowieści Buta mięli terroryzować okolicę. Peter niechęcią myślał o zabijaniu. Poza pracami zleconymi, rzecz jasna. Jednak czasem, jak mawiał jego ojciec, każdy mężczyzna musi uderzyć pięścią w stół i powiedzieć „Kurwa mać!”. Taka już męska dola. Peter, choć daleki był od tego by wszczynać zwadę, przekonany był, że nadchodzi właśnie taka pora.

Łuk wyjęty z sajdaka znalazł się w jego ręku mimowolnie. Skryty za burtą przed wzrokiem piratów czekał na dalszy rozwój wypadków. Pomocnicy Buta czym prędzej dali nogę i Peter szybko policzył, że naraz mięli po trzech najmniej przeciwników przypadających na jednego pasażera. Jednak zarówno on, jak i ów nieczłowiek Jonathan mięli łuki. Nie mogło się to równać jednak z liczbą dzierżonych przez piratów kusz. Żeby wszystkiego było mało Jonathan zrezygnował ze strzału i próbował herszta piratów przekonać. Peter wątpił, by takie nie poparte argumentami słowa mogły wywołać dobry skutek. No, ale z drugiej strony, mógł z kolei dostarczyć argumentów na poparcie słów współtowarzysza podróży.

Strzała pojawiła się w jego ręku mimowolnie, łuk w ułamku chwili został napięty do granic wytrzymałości, zatrzeszczał i z brzękiem zwalnianej cięciwy wypuścił śmiercionośną strzałę wprost w stojącego obok herszta pirata, który nie zdążył nawet stęknąć. Strzała weszła aż po brzechwę w szyję pirata. Ten zachrypił, zamachał rękoma, przechylił się przez burtę i z pluskiem wylądował w wodzie. Piraci w jednej chwili przykucnęli i unieśli kusze, lecz herszt pozostawał jakby uwięziony w spojrzeniu Jonathana. Peter nie czekał na jego własne spostrzeżenia i krzyknął zza burty.

- Słyszałeś co mówi?! Będziesz następny!

Miał nadzieję, że dowódca zbójów – potrafi zapanować nad sytuacją, bowiem nie zdziwił by się, gdyby teraz pierś stojącego Jonathana zakwitła od tkwiących w niej bełtów.
 
Tołdi jest offline  
Stary 17-01-2008, 20:52   #4
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Bronthion

Stał oparty plecami o ścianę tuz przy wejściu pod pokład z podkurczoną nogą i założonymi rękami lustrował otoczenie często jednym okiem. Wyglądał nieco dziwnie, noszone przez niego czarne ubranie wraz z czarną skórzaną zbroją, długim płaszczem i kapturem ukrywającym niemal cały czas twarz w cieniu budziło niemiłe wrażenie. Pod kapturem skrywał długie czarne włosy, głębokie zielone oczy oraz dość bladą twarz. Podczas podróży prawie cały czas stał w tym samym miejscu w bez ruchu. Podczas rzadkich momentów kiedy się poruszał jego ruchy były bardzo szybkie i jakby nerwowe nie pasujące do człowieka, również kiedy się uśmiechał robił to zawsze z zamkniętymi ustami jakby coś skrywał. W rękawie miał ukryty sztylet, który w każdej chwili mógł się znaleźć w dłoni, na plecach zakrzywiony miecz, natomiast przy pasie 4 noże do rzucania. Jedyny pokładowy kot tępiciel myszy o imieniu Buła widząc Bronthiona miauczał żałośnie co niechybnie można uznać było za zły omen, lecz wystarczyło jedno jego spojrzenie by kot czmychnął pod pokład.

Pojawienie się piratów nieco go ożywiło. Wyjął z za pasa nóż i zaczął się nim bawić zerkając na swych towarzyszy z łukami dłużej zatrzymując się na bardzie wsłuchując w jego słowa, uśmiechając pod nosem i zerkając na twarz przywódcy bandytów zmieniającą się co raz bardziej pod wpływem słów Jonathana. Podążył wzrokiem za strzałą wypuszczoną przez Petera obserwując z przyjemnością krew buchającą z pirata po otrzymaniu trafienia, jeden z pasażerów zauważył jak się na ten widok oblizał ale mogło mu się zdawać.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 17-01-2008, 23:02   #5
 
Khadgar's Avatar
 
Reputacja: 1 Khadgar nie jest za bardzo znany
Oliver

Spływ przez rozlewiska rzeki O od początku nie wydawał się Oliverowi najlepszym pomysłem. Ale była to jedyna droga, którą można było się dostać do Brzegu przed osiągnięciem późnej starości. Co prawda podróż przez tereny opanowane przez piratów mogła w ogóle rozwiązać problem zestarzenia się, ale i on zamierzał skrócić nieco średnią pirackiego żywota.

Oliver był wysokim, mocnym w kłębie mężczyzną o dość surowych rysach twarzy. Nie trzeba było znawcy wojennego rzemiosła, by wyczuć w nim wojownika. Włosy przystrzyżone przy samej czaszce sprawiały wrażenie surowości, ale starannie utrzymana kozia bródka i dość wyszukane gesty nie pozostawiały wątpliwości, co do tego, że nie jest bezmózgim dodatkiem do długiego, wąskiego miecza, który nosił przy pasie.

W miarę jak zbliżali się do miejsca, w którym ponoć rezydowały zbiry, Oliver zaczął się zbroić. Nie przywdziewał całej wybornej zbroi, jako że na wodzie byłoby to raczej samobójstwo, ale pewne elementy pancerza, które nie ograniczały zbytnio mobilności wydały mu się jak najbardziej wskazane. W kolczej koszulce, skórzanych rękawicach i naramiennikach jak żywo przypominał najemnika.

Pojawienie się piratów przyjął ze spokojem, z wolna podnosząc się z ziemi. Słysząc propozycję herszta, uniósl z niejakim rozbawieniem brew i uśmiechnął się dwornie. Obrocił się na pięcie, spoglądając na dobijaące do barki od boków łódki. Skinął dyskretnie na kompanionów, by zajęli się tą za jego plecami. On sam spojrzał w oczy jednemu z oprychów naprzeciwko i jego mina natychmiast stężała. Odrzucił płaszcz, a burta łódki z głośnym "stuk" dotknęła barki,. Oliver jednak nie słyszał.

Był bowiem w pół skoku, prawicą unosząc miecz za plecy, a w lewej dłoni dzierżył tarczę. Bełty wypuszczone z wilgotnej cięciwy ze smętnym stukiem odbiły się od żelaza. Oliver zaśmiał się, odsłonił i ciął z góry. Ostrze rozcięło czaszkę, bryzgając na wszystkie storny kawałkami mózgu i posoką i przeszło aż do szyi.

- Przykro mi, drogie panie, ale wolę mniej łysiejące i bardziej uzębione-

Zbrojny wykorzystał niepewną równowagę łódki i ruchem kolan rozhuśtał ją jeszcze bardziej. Piraci, którzy właśnie zamierzali się z atakiem zachwiali się do tyłu, co Oliver wykorzystał, czyniąc proste pchnięcie. Jeden z drabów krzyknął agonalnie, ale wojownik nie zwracał uwagi. Odkopnął butem zezwłok do wody i zapraszającym ukłonem zachęcił ostatniego żywego draba do walki. Wyszczerzył zęby i wywinął się spod pierwszego ciosu. Drugi sparował leniwym poziomym cięciem, a przed trzecim zasłonił się tarczą. Oliver wzruszył ramionami i wyrżnął pirata tym sporym kawałem żelaza prosto w szczękę. Kopniakiem pozbawił zamroczonego broni, a kiedy ten ostatnim wysiłkiem próbował rzucić się na wojownika z gołymi pięściami, płynnie pozbawił go głowy. Ciało dość groteskowo przebierało jeszcze upadając kończynami, gdy Oliver zakręcił mieczem młyńca, by wspomóc swoich przysszywanych kamratów.
 

Ostatnio edytowane przez Khadgar : 18-01-2008 o 15:42.
Khadgar jest offline  
Stary 17-01-2008, 23:28   #6
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Srebro

Siekiera,
Motyka,
Bimber,
Szklanka,
W nocy nalot,
W dzień łapankaaa...


Srebro ziewnął ostentacyjnie, nie zadawając sobie trudu, by zasłonić paszczę, i zaraz tego pożałował. Banda owadów osiadła mu na trzonowcach, i gdy zamknął usta, aż chrupnęły skrzydełka i nóżki. Mężczyzna skrzywił się. A to, kurwa, wkładka mięsna. Może jeszcze popić wodą z rzeki?
Ale miał coś lepszego niż woda z rzeki. Podniósł do ust butelkę i pociągnął solidny łyk śliwowicy. Łożesz, ale trucizna, siarczana! Ale przynajmniej zmyła z ust smak świeżej krwi, którą opite były komarzyska.
Srebro był wysoki, wyższy niż większość załogi, i nabity żylastymi mięśniami jak wilk. Wbrew wyglądowi nie miał twarzy zawodowego matkojebcy - w jego rysach było coś niemal arystokratycznego. Twarde, ciemne oczy, mocno zarysowana szczęka, usta zaciśnięte w wąską linię - bez trudu można go było sobie wyobrazić w lśniącej zbroi, na bojowym rumaku. Miast tego jednak paradował w żebraczym uniformie, składającym się ze spodni, koszuli i płaszcza, które niegdyś miały pewnie jakiś kolor, teraz jednak były podobne do brudnego, mysiego futra, i nosiły dumnie sporo blizn - tu dziura, tam plama po winie, a rozchełstana na piersi koszula miała nawet ślady po pazurach - pewnie psa, lub podobnego zwierza. Można było zauważyć, że buty miał dobre - wysokie cholewy, miedziane sprzączki, brązowa skóra - niezgorzej, jak na człeka o takiej aparycji jak on.
Blondyn siedział na pokładzie, oparty plecami o burtę, potrząsając co jakiś czas słomianą czupryną, by odgonić rodzaj owadzi. Zaraz jednak za potrzebą wstał, odwrócił się i zamarł z ręką dobywającą członka.
O, choroba...
-Kusze ładować! Do broni psubraty, towar nam spłynął!
-Od sterburty zachodź Vinter!
-Dupa, bierz ich kurwa!

Srebro znów zanurkował za burtę i rzucił wiązankę, by dodać sobie odwagi. Piraci, piraci! Trzeba się poddać, może ukryć?
A tu co widzi?
Pan Sarassani, poeta równie sławny, co mortadela na podpłomyku, dobył swej - przedziwnej zresztą broni - i jął mierzyć w kierunku bandy. Srebro zasłonił się połą swego podziurawionego płaszcza, pewien, że zaraz chluśnie na niego krew młodzieńca.
Ale tak się nie stało. Poeta przemówił, a głos jego, czysty i silny, musiał wywrzeć na piratach pewne wrażenie, bo na chwilę ucichli. Zaraz jednak klimat diabli wzięli, bo kolejny członek załogi, szelma z dziurawymi butami, którego imienia Srebro nie zadał sobie trudu spamiętać, posłał strzałę nad głową kryjącego się za burtą blondyna. Srebro usłyszał plusk, jakby coś ciężkiego upadło w wodę. Na przykład ciało pirata.
No i chuj. Srebro umiał liczyć. Co najmniej trzech piratów na każdego członka załogi, nawet odejmując tego jednego, którego ustrzelił... eh, jak mu tam... Peter?
Przyszłość właśnie zaczynała wyglądać coraz lepiej - Srebro uciekł chłopakom tego zafajdanego karła Trzy Palce parę dni temu, i chyba zgubili jego ślad, Ghourkea nie widział od tygodni. A tu, kurwa, co? Piraci rzeczni!? I taki koniec miał go spotkać, dyndającego do góry łapciami z masztu, związanego jak elficka niewolnica na targu?
Życie płatało Srebru figle. I miało słabe poczucie humoru.
Mężczyzna westchnął i ze zrezygnowaniem usadowił się wygodniej, chroniony przez burtę, i pociągnął potężny łyk ze swej flaszy. Jak umierać, to nie z rybą w ustach, jak kusznicy jaśnie pana Hagenaua. Następnie zaś dobył znikąd długi, paskudny nóż łuczniczy, jakiego to żołdacy Ainorscy używają, by rozpruwać brzuchy koni wrogich jeźdźców, i położył go obok prawego kolana. Zdziwią się, pastuchy, jak wskoczą na pokład.
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 17-01-2008 o 23:38.
K.D. jest offline  
Stary 18-01-2008, 00:24   #7
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Sprawy potoczyły się zupełnie nie po myśli Ślepego. Miał co prawda ochotę przystać na propozycje, zupełnie sensowne zresztą, jednego z przybyszy. Może i powinien pozwolić im odpłynąć, może za jakim wykupem, ale z drugiej strony miał świadomość, że na wszystko patrzy Grecko. Grecko nie zrezygnował by z wykorzystania słabości herszta. John nie mógł być słaby, choć poważnie wahał się, czy warto stawiać niemały łup w hazard. Wystrzelona znienacka strzała, która przebiła gardziel jednego z jego zaufanych, przeważyła szalę. Nie mógł już spasować, bo by zakończył obok owego kupczyka, na maszcie. Lub pośród ryb. Szczęściem w nieszczęściu załoga przybyłej łodzi wzięła inicjatywę w swoje ręce i naraz, na niewielkim oczku wodnym otoczonym trzcinami, zapanowało piekło…

Siedzący przy burcie Bronthion jedynie bawił się nożami, nie robiąc nikomu krzywdy i nie zaczepiając nikogo, ale może właśnie dla tego stał się on ulubionym celem niedoświadczonych w sumie, pirackich kuszników. Natychmiast po dzikiej szarży, jaką na przybijające do burty „Żaby” łódki przypuścił ów zbrojny, Oliver. Fakt faktem i on stał się ofiarą licznych, wystrzelonych przez piratów bełtów, ale na rozchwierutanej łodzi w bitewnym tańcu nie był lekkim celem. Dostał dwa razy, choć żadnego z bełtów nie poczuł. Jego miecz zakreślał łuki powalając kolejnych przeciwników kiedy od strony piratów dał się słyszeć krzyk:

- Stać kurwie syny! Kusze rychtować i strzelać!

Nie było już wątpliwości, że piraci postanowili rozstrzelać sunącą powoli ku nim łódź. Siedzący na ławce Bronthion z zaskoczeniem spoglądał na wbite weń dwie starczące brzechwy bełtów. Niemal odruchowo je wyciągnął nie zważając na skaczących na pokład trzech piratów w drugiej łodzi. Jonathan, stojący i próbujący przekonać herszta zbójców osunął się na pokład skłuty trzema bełtami. Jednak powstał przecząc prawom natury a ci, którzy skoczyli na pokład by zdobyć go abordażem zdziwili się niepomiernie kiedy dwaj przeciwnicy z niewyobrażalną szybkością skoczyli ku nim i potężnymi ciosami dłoni cisnęli ich do wody. Siedzący w skryciu za wysoką burtą Peter i Srebro słyszeli charakterystyczny chrzęst łamanych kości. Wątpliwości w tym względzie być żadnych nie mogło. Trzeci pirat skokiem wyminął obu nieludzkich wojowników i wylądował obok szypra, na swoje nieszczęście. Kord dzierżony przez Buta z mlaśnięciem wbił się w brzuch niedoszłego zdobywcy, kiedy jego dłoń przytrzymała ramię pirata, zakończone podobnym ostrzem. Pirat słabł w oczach, podobnie jak Oliver, który rozprawiwszy się z trójką zbójców na łodzi chciał wrócić na pokład barki, kiedy dopiero poczuł, że piraci też potrafili kąsać. Raz jeszcze prawdziwą okazała się prawda o tym, że w walce wojownik nie czuje zadawanych mu ran. Cięte kordem udo krwawiło obficie a bełt tkwiący w ramieniu sprawił, że zwisło ono nagle bezwładnie. Szczęściem lewe. Jednak było to tylko szczęście w nieszczęściu, bowiem wojownik naraz zaczął tracić siły. Przedostanie się z powrotem na pokład barki okazało się nagle niewykonalne i rycerz usiadł na ławie chybocącej łodzi. Jeszcze Peter podniósł do góry łuk i wystrzelił trafiając tym razem innego pirata, w udo, też posyłając go na pokład, kiedy naraz znów zagrzmiał szczęk zwalnianych cięciw…

Bełty tym razem mierzone, powaliły obu stojących wojowników na okład „Żaby”. Jednak najwidoczniej trzeba było czegoś więcej by ich pokonać ostatecznie, albowiem pomimo tego, że kosztowało ich to wiele, pomimo tego że było to sprzeczne z naturą, obaj, Jonathan i Bronthion, powstali do pozycji siedzącej ze zdumieniem spoglądając to na siebie, to na sterczące z ich ciała bełty. Pierwszy jął pozbywać się ich Jonathan. Od pokładów barek konwoju, które okupowali piraci, dał się słyszeć krzyk Ślepego.

- Stójcie! Koniec! Nikt już kurwa nie zginie! My was póścim. Słyszycie! Płyńcie gdzie wasza wola! Żadnej więcej krwi! – jego głos drżał. Najwidoczniej pokaz zręczności zaczepionych podróżnych zrobił na nim kolosalne wrażenie. Tyle, że nie kierowana niczyją ręką „Żaba” dopłynęła już do barek konwoju i uderzyła w ich burtę z głuchym stukotem. I naraz wszyscy zrozumieli, że na porozumienie jest już za późno…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 18-01-2008, 14:51   #8
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Wyciągnął szybko jeden bełt z siebie patrząc na 3 piratów wskakujących na pokład, oblizał go rozmazując odrobinę krwi na twarzy, drugi bełt zamierzał wykorzystać na później nie wyciągając go w tej chwili. Widać, że całe dotychczasowe zamieszanie podnieciło go i wzburzyło krew w żyłach, chciał zabijać, lecz w tej chwili nie mógł wykorzystać wszystkich swych atutów, postanowił, że będzie walczył bardzo na pokaz chcąc wystraszyć piratów. Wyjął z za pasa dwa noże i cisnął nimi w gardła dwóch z nich, doskakując szybko do trzeciego i obezwładniając go. Zbliżył swoją twarz do jego i uśmiechnął się całym repertuarem zębów, a pirat nagle zrobił się blady jak papier.

-Żegnaj. Powiedział grobowym głosem i poderżnął piratowi gardło sztyletem z prawej dłoni oblizując ostrze i rozmazując kilka kropel krwi wokół warg. Niedobre... co za czarci pomiot
Skrzywił się wyraźnie i wyciągnął z zabitych swoje 2 noże

W tym momencie "Żaba" uderzyła o barki. Przebiegł szybko na drugi koniec statku i wielkim skokiem znalazł się na podkładzie jednej z pirackich barek gdzie nie wrzała walka zbytnio. Patrząc w lewo spostrzegł tych kuszników którzy tak naprzykrzali się jemu i jego towarzyszom. Bezszelestnie podkradł się w ich kierunku z mieczem w dłoni i bełtem który przed chwilą wyjął sobie z piersi, bez skrępowania zaatakował ich plecy starając się wyrżnąć tylu ilu się dało zwinnie unikając ataków i skacząc jak fryga. Pierwszy z kuszników skończył z jego własnym bełtem w szyi, drugi zginął od sztyletu który kąsał szybko niczym silny podmuch wiatru.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 18-01-2008 o 14:55.
Bronthion jest offline  
Stary 18-01-2008, 17:12   #9
Banned
 
Reputacja: 1 WitchDoctor nie jest za bardzo znany
Jonathan Sarassani

Czuł strach Ślepego, widział jak się waha, już tylko chwila, oblizał łakomie wargi posilając się jego niepokojem. Jednak wtedy wystrzelił Peter i to przepełniło czarę goryczy. O ile wcześniej wyczuwał strach, to teraz... Teraz zamieniło się to w desperację, a ludzie nie mający nic do stracenia, są skłonni do rzeczy wielce nierozważnych. Kątem oka zauważył piratów, którzy nie czekali na rozkaz swego herszta, plując i krzycząc zaczęli dobijać do burty barki wymachując swymi ostrzami. Kiedyś, kilkanaście lat temu zrozumiałby ich zachowanie, to było takie ludzkie. Lecz teraz myślał inaczej, emocje zastąpił zimną obojętnością.

Syknął cicho pod nosem rzucając przekleństwem, bardziej z przyzwyczajenia niż zdenerwowania. Już miał wypuścić strzałę, gdy poczuł ukłucia bełtów i od samego impetu uderzenia upadł na pokład barki. Leżał tak przez kilka sekund wpatrując się w niebo. Sytuacja była dla niego bardzo nieciekawa. Żaden człowiek nie przeżyłby z przebitymi, jeśli się nie mylił, płucami i bełtem w brzuchu. Mógłby udawać, że go to boli, ale „współczujący” towarzysze prędzej by go zabili niż pomogli, do tego brak krwi mógł wzbudzić ich podejrzenia. Wreszcie pokręcił głową wiedząc i tak, że jego „przykrywka” jest już gówno warta.

~~To było wielce irytujące.~~, dziąsła go zaswędziały, czuł jak kły wyżynają się z nich, rosnąc. Pociągnął nosem i poczuł zapach krwi. Skrzywił się i wstał. To nie była pora na zabawę i posiłek, teraz chciał po prostu przebyć tą rzekę. Spojrzał z lękiem na wodę, a potem z zimną obojętnością na sterczące mu z piersi bełty.
- Ała. – podsumował dobrodusznie tą sytuację wyjmując je z ciała, nawet nie zabolało, za bardzo. Jeden z piratów z przerażeniem wpatrywał się w oczy Jonathana, które przybrały kolor głębokiej purpury. Złapał sparaliżowanego ze strachu bandziora i przysunął do siebie. Szybkim ruchem, tak zwinnym, że niezauważalnym dla zwykłego człowieka skręcił mu kark, po czym bez problemów wrzucił do wody truchło.

Skoczył do przodu, w locie wyszarpnął rapier z pochwy i zamachnął się nim przebijając innego pirata. Gorąca krew kapała z klingi, była tak kusząca... Czuł jak jego kły wyrastają, coraz większe, czuł głód, szkarłatna mgiełka przysłoniła mu oczy. Paznokcie zaczęły się wydłużać. Zacisnął zęby i użył całej swojej siły woli by zahamować to pożądanie. Ledwo mu się udało i wtedy usłyszał brzęk zwalnianych cięciw i kolejne bełty przebiły jego ciało, znów rzucając nim, tym razem o burtę barki.

~~Ech... Czy oni nie mają dość?~~, tylko pokręcił głową i zaczął wyjmować bełty, jednak jego uwagę przyciągnął Bronthion. Stał z kilkoma bełtami w piersi i również je wyjmował. Z takim samym chłodnym spokojem. Jonathan szybko odskoczył mając nadzieję, że mężczyzna go nie zauważył.
~~On też?~~, ostatni bełt upadł na pokład. Wtedy też złączyli się z barkami konwoju. Szybkim cięciem pozbawił życia wyjątkowo obleśnego pirata, który z długim rzeźnickim nożem zamachnął się na niego. Rapier przeciął szyję bandziora, ciepła krew wypłynęła z rozcięcia, wprost na kubrak Jonathana. Gdyby nie to, że posilał się przed wypłynięciem, to by nie mógł się powstrzymać. A teraz musiał, przynajmniej na razie. Choć wiedział, że będzie trudno.
 
WitchDoctor jest offline  
Stary 20-01-2008, 01:38   #10
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Srebro

3. 2. 1.
Kolejna salwa spadła na pokład 'Żaby'. Element piraci przekicywał radośnie na biedną barkę, małymi grupkami, ze swoich łupinek, baraszkując po 'Żabie' jak banda stajennych po balii z gównem i podkładając się pod nóż Jonathanowi, Bronthionowi i Butowi. Przewaga liczebna korsarzy topniała jak śnieżka w dupie krasnoluda.
3. 2. 1.
Srebro rzucił butelkę w kąt, spiął wszystkie mięśnie do skoku i jednym, potężnym susem z przykucnięcia znalazł się na nieprzyjacielskiej jednostce pływającej. Kusznicy musieli go wcześniej nie zauważyć, bo gapili się na niego jakby był ewenementem na poziomie dużych cycków u elfki. Zamarli z rękami w kołczanach.
Srebro wpadł między nich, tnąc i dźgając swoim ogromnym nożem. Zabił dwóch, ale ostatni zdołał dobyć swego szerokiego korda. Srebro odbił uderzenie przedramieniem i skrzywił się z bólu, gdyż uderzył pod złym kątem i kord rozorał mu skórę. Rana była długa, lecz płytka.
W kontrataku, blondyn chwycił pirata za klapy, pociągnął mocno, i gdy korsarz stracił równowagę, kolano Srebra wystrzeliło do przodu i rąbnęło go między nogi. Pirat padł na deski pokładu bez zmysłów.
-Oho- Powiedział na głos blondyn.
Przed nim stał Ślepy z kordelasem w dłoni. Dwaj mężczyźni zmierzyli się wzrokiem, czekając na gest, mrugnięcie, cokolwiek, co dałoby im momentum niezbędne, by szybko zakończyć walkę, bez zbędnych ciergieli.
Pierwszy zaatakował Ślepy. Machnął właściwie tylko bronią, jakby od niechcenia. Srebro bez trudu sparował cięcie i zamarkował cios w brzuch.
Ślepy uskoczył, okręcił się na pięcie i wykonał zamaszysty ruch ramieniem, posyłając w kierunku swego przeciwnika mały, stalowy sztylet, który zagłębił się udzie Srebra. Ten odruchowo wyszarpnął go i rzucił gdzieś na bok.
Walczący po raz kolejny spotkali się w śmiercionośnym tańcu żelaza. Na 'Żabie' wrzało i nikt nie mógł im przeszkadzać. Ciach, bach, świst. Cięcie, parowanie, riposta, unik, dźgnięcie.
Obaj mężczyźni zaczęli ciężko dyszeć. Ślepy powoli spychał Srebro do tyłu, bez przerwy atakując. Ranny blondyn zaczynał już widzieć ciemne plamki przed oczami. Mrugnął, by je odpędzić.
Wtedy Ślepy rzuciła się do przodu i uderzył przeciwnika pięścią w twarz. Zamroczony Srebro niemal wypadł za burtę. Zręcznym ciosem Ślepy pozbawił go broni i przytknął czubek swego korda do grdyki blondyna.
-Ostatnie słowo?- Zapytał pirat i uśmiechnął się, ukazując braki w uzębieniu. Twarz Srebra stężała.
-Znałem twoich rodziców.- Powiedział. -Fajni faceci!- Wyszczerzył się. Ślepy nie nie przestał się uśmiechać.
Wtem tuż obok ucha blondyna furkotnęła strzała i wbiła się w ramię pirata. Ślepy wrzasnął i cofnął się. Srebro wykorzystał ten moment i powalił pirata na ziemię potężnym kopnięciem w klatę, a poprawił chwytem za włosy i rąbnięciem jego potylicą o deski pokładu, pozbawiając go przytomności.
Srebro wyprostował się i spojrzał za siebie. Po 'Żabie' walały się ciała, a Jonathan stał na środku tej całej masarni z ubojnią, opierając się nonszalancko o łuk i patrząc na blondyna z politowaniem. Srebro szybko odwrócił wzrok, i podszedł do masztu, by spuścić Hagenaua do poziomu. Miał przy tym nadzieję, że ciężar kupca nie wywinduje go na górę.
Walka była skończona.
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 20-01-2008 o 01:45.
K.D. jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172