lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD 3.5 FR]"Cormyr - rana Splotu" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/5387-dnd-3-5-fr-cormyr-rana-splotu.html)

Cosm0 05-04-2008 15:52

[DnD 3.5 FR]"Cormyr - rana Splotu"
 
ROZDZIAŁ I
Eleint roku 1374, Cormyr, Wheloon


Lathandis
Słońce świeciło wysoko na niebie, po którym przepływały, żeglując na północ, nieliczne białe chmury. Było ciepło, aczkolwiek wiejący chłodny wiatr wyraźnie oświadczał, że ciepłe letnie miesiące odeszły już do przeszłości. Ludzie krzątali się po ulicy pędząc to tu, to tam w sobie jedynie znanych celach, załatwiając sprawy, rozmawiając z towarzyszącymi ich osobami, bądź też po prostu idąc przed siebie bez celu. Gdzieniegdzie stały kramy, a szyldy sklepów, tawern oraz okna prywatnych domów dopełniały tego miejskiego krajobrazu. Maszerowałeś pośród tego zgiełku ubrany w skromny strój leśnika, okryty brązowo-zielonym płaszczem z kapturem zrzuconym w tej chwili na plecy. Praca jako jeden z leśniczych miasta wymuszała na Tobie (choć w Twoim wypadku raczej nie jest to trafne określenie) rzadkie bywanie w mieście i powodowała, że zamieszkujesz głównie w okolicznych lasach a do miasta przyjeżdżasz sporadycznie, aby uzupełnić zapasy, albo załatwić jakąś sprawę. Twe nogi przyzwyczajone do szybkich i długich wędrówek niosły Cię do sklepu Amnica Basulta, starego znajomego człowieka, eks-tropiciela, którego wiek zmusił już do ustatkowanego życia w 'miejskim kotle'. Człowiek ten prowadził sklep myśliwski na przedmieściach Wheloon i posiadał wszelkie rzeczy potrzebne do życia osobom Twojego pokroju, może oprócz jedzenia. Zaledwie parę dni temu skończyły Cie się strzały i potrzebowałeś odrobinę żelaza, bądź gotowych już grotów by móc uzupełnić zapas [...] Sklep nie był tak duży, jak te znajdujące się w centrum miasta, ani nie był na tyle imponujący by ściągać klientelę, ale nie musiał takim być - odpowiedni ludzie sami go odnajdywali, a był to ten typ ludzi, który nie wymagał raczej wielkiego przepychu i luksusu. Małe, czworodzielne okienka wyglądały na ulicę ponad niskim płotkiem chroniącym trawę przed zadeptaniem przez przechodniów, a mały szyld nad drzwiami wykonanymi z grubo ciosanych desek zbitych razem i zawieszonych na ciężkich zawiasach, mówił po prostu 'Sklep Mysliwski Amnica Basulta'. Podszedłeś do drzwi i nacisnąłeś klamkę, jednak drzwi okazały się zamknięte. Dopiero wtedy dojrzałeś tabliczkę wiszącą na drzwiach 'Zamknięte do odwołania' oraz przypieczętowany do krawędzi drzwi i framugi papier z pieczęcią dużego, stojącego na tylnich kończynach smoka - oficjalna pieczęć królestwa. Informacja zapisana na karcie mówiła jednoznacznie, dlaczego sklep jest nieczynny: "Śledztwo w toku. Wstęp wzbroniony". Podszedłeś do okna, by zajrzeć do środka jednak nie dostrzegłeś tam nic, co mogłoby wyjaśnić powód prowadzonego przez Purpurowe Smoki dochodzenia, tedy pomyślałeś, iż może sam Amnic mógłby mu wyjaśnić co się stało. Stary sklepikarz mieszkał wraz ze swoją żoną nad sklepem, a drzwi do jego mieszkania znajdowały się na tyłach sklepiku...


~*~


Galed
Wczoraj po powrocie z Arabel, do którego pojechałeś wraz z karawaną i handlarzem haftowanych ręcznie dywanów z dalekiego południa, wraz z kilkoma innymi najemnymi mieczami, aby dopilnować by ktoś nie położył łapy na towarze nie płacąc za niego dosłownie padłeś na pysk. Przejażdżka na grzbiecie nawet niewielkiego kuca, nie wspominając już o normalnego wzrostu koniu, nie należy do czynności, którą każdy krasnolud robiłby z uśmiechem na ustach. I to w dodatku spadając z grzbietu dwa razy. Ale cóż począć - pieniądz to pieniądz, a ktoś musiał to zrobić i pomimo, że nie wydarzyło się nic co wymagałoby interwencji ochroniarzy, to jednak podróż w obie strony odcisnęła swoje piętno na ciele Galada. Zmęczony jak wół po całodniowym oraniu pola wtoczyłeś się wczorajszego wieczora do tawerny Błękitny Wyvern, wynająłeś pokój i nie prosząc nawet o piwo padłeś na łóżko nie ściągając z siebie nawet swojej kolczugi. Na szczęście perfekcja z jaką wykonano kolczugę oszczędziła Ci bolesnych otarć i przyszczypnięć, jakie z pewnością wynikłyby po spaniu w zwykłym kawałku żelastwa, choć wygodne łóżko zapewne również miało w tym swój zbawienny udział. Obudziłeś się dopiero w południe, kiedy to słońce okrążyło gospodę i zaświeciło przez okno Twojego pokoju prosto w Twoje jedyne oko. Z oślinioną brodą i osmaloną od kurzu z gościńca twarzą przejrzałeś się w lustrze przemywając twarz w stojącej obok małej balii z zimną wodą. Rozejrzałeś się po pokoju - był mały, ale czysty i schludny, jak przystało na trzymającą fason gospodę. Miękkie łóżko z rozkopaną po nocy pościelą stało dokładnie na przeciwko stołu z dwoma krzesłami, a po przeciwnej stronie drzwi wejściowych, przy których teraz stałeś było spore dwuskrzydłowe okno wyglądające ponad drzwiamy wejściowymi do gospody na ulicę poniżej. Podszedłeś do okna i wyjrzałeś na zewnątrz ignorując promienie słońca świecące Ci prosto w twarz - ludzie pędzili każdy w swoim kierunku, ptaki latały wysoko na niebie, bezpańskie psy obszczekiwały przechodzących ludzi, a ponad tym wszystkim przepływały rzadkie i jasne chmury - sielanka. Pokój zapłacony masz z góry na kilka dni, a znajomy karczmarz z pewnością przygotuje Ci niezgorszą strawę, jeśli tylko postanowisz zapełnić swój pusty żołądek, także kilka dni świętego spokoju, wygodnego posłania i dobrej strawy z pewnością odbudują Twoje nadwątlone po podróży siły, i nadszarpnięte przez jazdę konną krasnoludzkie ego.


~*~


Cread Grawyn
Usłyszawszy o nowo wybudowanej świątyni Mystry, pierwszej w Cormyrze, przybyłeś wczoraj z Arabel do Wheloon wraz z pewną karawaną wiozącą ręcznie haftowane dywany oraz kilkoma najemnymi mieczami zobaczyć owy zalążek Kościoła Pani Magii, mimo że Twoja dusza należała raczej do Deneira. Jakkolwiek zdecydowałeś, iż korzystanie z dzieła Mystry - Splotu - zobowiązuje Cię przynajmniej do tego, aby odwiedzić ową świątynię i złożyć Mystrze należyty szacunek. Przy okazji mając nadzieję na zakup kilku magicznych przedmiotów i być może zwojów, jako że świątynie tej bogini są zazwyczaj również małymi centrami handlu takimi przedmiotami. Wynająłeś pokój w Miodowym Królestwie z widokiem na ścisłe centrum miasta, wziąłeś kąpiel i ułożyłeś się do snu...

Widzisz krasnoluda wchodzącego do jakiegoś budynku. Sądząc po szyldzie wiszącym nad drzwiami jest to gospoda - Błękitny Wyvern. W progu drzwi krasnolud odwraca się i spogląda na Ciebie. Potem zamyka za sobą drzwi, a Ty zostajesz sam. Postanawiasz pójść w jego ślady, podchodzisz do drzwi i naciskasz klamkę, jednak w środku nie ma tawerny. Widzisz długą kamienną ścieżkę wznoszącą się pod górę na szczyt wzgórza. Przechodzisz przez drzwi i idziesz nią w górę równolegle do zbocza, u stóp którego płynie rzeka Wyvernów. Droga prowadzi na szczyt wzgórza, prosto pod mury świątyni wrośniętej częściowo we wzgórze. Po obu stronach bramy stoją dumne acz skromne i proste posągi kobiety. Kiedy dochodzisz do drzwi świątyni okazuje się, że są zamknięte, a gdy naciskasz klamkę by je otworzyć robi się ciemno - niebo zachodzi chmurami, a świecące do tej pory jasno słońce staje się czarne, wzmaga się zimny wiatr. Zaczyna się ściemniać coraz bardziej i za chwilę nie będziesz już w stanie nic dojrzeć. Słyszysz odległe krzyki, rozglądasz się jednak ciemność całkowicie stłumiła już Twój zmysł wzroku. Nagle wszystko ustaje - wiatr przestaje wiać, chmury się rozchodzą, a miejsce czarnego słońca zajmuje srebrny księżyc w pełni. Drzwi świątyni nadal pozostają zamknięte, a gdy ponownie próbujesz je otworzyć nic się nie dzieje. Trochę po prawej stronie dostrzegasz jakąś postać, a gdy podchodzisz bliżej dojrzeć możesz szczupłą sylwetkę elfa w podróżnym ubraniu i płaszczu na ramionach. Mimo, że stoisz tuż obok, elf Cię nie dostrzega i mimo, że przemawiasz do niego, zdaje się Ciebie nie słyszeć. Ewidentnie czegoś szuka, lecz nie jesteś w stanie zgadnąć czego. Mrugasz oczami starając się zorientować czy to nie jest tylko przewidzenie, a kiedy je otwierasz nie stoisz już pod murami świątyni. Stoisz w sklepie, sądząc po asortymencie - myśliwskim. Pomimo dnia na zewnątrz sklep jest pusty, a sprzedawcy nie ma w środku. Słyszysz głos i kiedy obracasz się, by zobaczyć kto to okazuje się, że patrzysz na małego, nawet jak na standardy swej rasy, krasnoluda - tego samego, który jechał wraz z Tobą karawaną, idącego wraz z widzianym wcześniej elfem, uliczką. Kranolud okazuje się nie mówić do Ciebie, lecz do swojego elfiego towarzysza, a kiedy dochodzą do końca uliczka okazuje się nie mieć wyjścia. Nagle oboje gwałtownie się odwracają, wydaje Ci się, że patrzą prosto na Ciebie i wtedy elf błyskawicznie wyciąga łuk i oddaje strzał... w Ciebie(?)

Budzisz i po chwili intensywnego myślenia dochodzisz do wniosku, że to musiała być wizja. Tylko co ona znaczyła i co miała wspólnego z Tobą? Być może owy krasnolud będzie miał odpowiedzi...

Kaworu 05-04-2008 21:34

Obudził się zlany potem, cały dygocąc. Drżąc, wstał i chwiejnym krokiem podszedł do stolika. Zacisnął knykcie na poręczy krzesła, próbując opanować drgawki. Skupił wzrok na grubym woluminie, oprawionym w skórę, z srebrnym symbolem na okładce. Musiał się uspokoić.

Zakręciło mu się w głowie, czemu towarzyszyło zawirowanie księgi. Zamknął swe brązowe oczy i chwycił mebel z całej siły. Pomogło. Po krótkiej chwili skroń przestała mu pulsować, a ciało trząść się.

Otworzył oczy, ponownie spoglądając na swoją księgę. Duży, dwustustronicowy arkanabuł zawierał w sobie całą wiedzę magiczną, jaką posiadał Cread. Naszkicowany srebrnym tuszem tajemny znak zdobił skórzaną okładkę. Koło, w którego środku widniał rysunek gryfa, a po zewnętrznej części wypisana była sentencja w elfim, skierowana do dawno zapomnianego bytu. Osobista runa Grawyna.

Usiadł i otworzył księgę na pierwszej, pustej stronie. Żółty pergamin i jego zapach działał na niego kojąco. Wpatrzył się intensywnie w materiał, chcąc się skupić.

Miał wizję. Wiedział to. W jego umyśle zmaterializował się brązowy wolumin. „Postrzeganie pozazmysłowe z wykorzystaniem Splotu” Tak, pamiętał...

Spędził długie godziny, studiując z tej księgi. Dla początkującego wieszcza była to lektura obowiązkowa. W łatwy i przystępny sposób omawiała szerokie spektrum zjawisk, z jakimi miał mieć do czynienia jako mag. Czytanie myśli, odkrywanie sekretów drzemiących w duszy, widzenie i słyszenie poprzez magiczne czujniki, korzystanie z kryształowej kuli. A także wizje…

”W pewnych szczególnych warunkach, specyficzne ułożenie włókien Splotu i zakrzywienie kontinuum czasu może oddziałać na umysł ludzki w postaci wizji. W przeciwieństwie do wieszczeń, wizje są wyjątkowo chaotyczne w każdej postaci, z powodu swojej naturalnej, nieuporządkowanej natury. Choć ujawniają wiele informacji dotyczących innych czasów i miejsc, ich symboliczno-metaforyczny wydźwięk utrudnia interpretację przekazu. Dlatego też, przy ich odczytywaniu, należy zachować szczególną ostrożność. Dość powszechną metodą na zrozumienie wydźwięku wizji jest kontemplacja, a następnie rozpisanie wizji i wniosków na kartce…”

Choć bardzo chciał, Gryf nie mógł przypomnieć sobie dalszej części księgi. Liczył na jakąś bardziej przydatną informację, ale w tym momencie jego pamięć go zawiodła. Zawiedziony, postanowił poukładać sobie wszystko w głowie. Wszak nie będzie bazgrał po księdze czarów. Nawet jeśli to podróżny arkanabuł- księga robocza.

Był w gospodzie. W Błękitnym Wywernie. Towarzyszył krasnoludowi- temu samemu, który ochraniał karawanę, z którą się zabrał do miasta. Gdy chciał za nim podążyć, drzwi tawerny przeniosły go do świątyni Mystry. Gdy podszedł do niej, krajobraz się przemienił. Stał się mroczny, chaotyczny. Niszczycielski. Czarne słońce, mroźny wiatr. I krzyki. Odległe krzyki niewinnych. Nagle wszystko się uspokoiło, a na nieboskłonie uspokajająco świeciła Selune w całej swojej okazałości. Nagle obok pokazuje się elf, szukający czegoś. Nagle Cread przeniósł się do jakiegoś sklepu, zapewne myśliwskiego. Pojawił się elf i krasnolud. Szli razem ulicą,. Nagle, wyrosła przed nimi ściana. Odwrócili się, atakując…

- Podsumujmy- w śnie przypadkowy układ sił pokazał mi, że… co? Właśnie.
Po chwili skupienia Gawryn wiedział, jak uporać się z wizją. Tak naprawdę składała się z dwóch elementów składowych- elfa z krasnoludem i świątyni. Elementy łączyły się poprzez sklep i poszukiwany przedmiot. Elf szuka czegoś, co ma znaczenie. Dla świątyni. W niej zaś czai się coś złego. Elf i krasnolud muszą to pokonać. Ale bytowi ze świątyni się to nie podoba. Chce ich powstrzymać. Kluczem jest sklep. On łączy dwie części wizji.

Mag westnął. To było to, czego nie cierpiał w mysticum. Wszystko ma sens. Ale im bardziej chcesz to rozgryźć za pomocą zimnej logiki, tym bardziej utrudniasz sobie życie. Badanie wiązań Splotu to jedno, ale dwuznaczność jego efektów doprowadzała Creada jako umysł ścisły do szału.

Cóż, wypadało się tym zająć. Trzeba pójść do krasnoluda, świątyni i sklepu.

Wieszcz czuł wstyd sam przed sobą, że zamierza spędzić dzień na poszukiwaniach czegoś, co mu się przy śniło w śnie nie mającym sensu lub wydźwięku- zależy jak do niego podejść. Magia…

Po chwili Gryf był już gotowy. Ubrał się, założył swój płaszcz podróżny, chwycił drąg w rękę i ruszył naprzód, zamykając poprzednio drzwi. Trzeba było wyjść naprzeciw wezwaniu.

Ku Błękitnemu Wywernowi.

Verax 05-04-2008 22:05

Słońce w sile swego biegu wdzierało się bezczelnie do pokoju krasnoluda, wybudzając go z błogiego snu. Miał jeszcze w pamięci wczorajszą podróż
~Nie mogę uwierzyć, że wytrwałem jeszcze chwila na tym kucu, a rzyć odpadła by mi na dobre.~
Pomyślał po czym leniwie podniósł powiekę, swego jedynego oka, drugie stracił w... Nie chciało tym myśleć, wszelkie myśli z okresu mieszkania w Podmroku ucinał już w zarodku, nie mógł sobie pozwolić na ciągły żal i złość.
W tym momencie spróbował się podnieść i opłacił wysiłek sromotnym bólem, co prawda on zapomniał o wczorajszych upadkach, ale jego ciało zapamiętało każdą ranę, każdego siniaka i odcisk. Na stole stało lustro, dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo jego twarz odbiega od codziennej normy.Obejrzał się dokładnie swą piwną tęczówką.Następnie spróbował wygładzić swe grube, kasztanowe i kręcone włosy, ale spełzło to na niczym. Były tak skołtunione, że dopiero kąpiel przemogła wszelką fizyczną nieczystość jego ciała.
Czysty i na tyle ile to było możliwe- schludny podszedł do okna. Słońce znowu oświetliło jego twarz, którą szpeciła duża blizna- pozostałość po oku- przesunął kosmyk włosów, by choć trochę zakamuflowało jego szramę. Życie poza oknem toczyło się swoim, własnym szalonym tempem. Ludzie goniący za okazją, strażnicy wyłapujący złodziejaszków, dzieci goniące się między przechodniami całe umorusane piachem
~To jest życie, może lepiej, by było gdybym był taki jak oni. Bez kłopotów, wyrzeczeń, trosk...~
Zamyślił się wśród miejskiego gwaru.
Oparty o framugę okna zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu stoi wpatrzony w pustą przestrzeń. Spojrzał na swoją kolczugę leżącą na łóżku, spojrzał jeszcze raz w okno po czym nasuwając tylko płaszcz na siebie zszedł na dół do gospody, by rozsmakować się w strawie i porozmyślać nad kuflem dobrze uwarzonego piwa.

Glinthor 09-04-2008 13:30

Elf powolutku wycofał się na drugą stronę uliczki. Spokojnie obejrzał front budynku i jego najbliższą okolicę poszukując jakichś nietypowych elementów otoczenia, bądź może nawet śladów które nie pasowały do tego co zapamiętał podczas ostatniej wizyty.

Po chwili znów ruszył w stronę budynku tym razem jednak nie do drzwi frontowych lecz do małej uliczki wiodącej na tyły sklepu. Przechodząc rzucił jeszcze okiem na trawę przed oknami czy przypadkiem tam nie pojawiły się jakieś nietypowe znaki.

Wszystko to wydawało mu się dziwne i podejrzane.
~ Purpurowe Smoki w sklepie Amnica, to nie jest coś normalnego. I jeszcze to obwieszczenie ~ pomyślał sobie.

Elf spojrzał jeszcze na coś w powietrzu, zagwizdał kilka dźwięków i zniknął na tyłach budynku. Kilka kroków doprowadziło go do drzwi części prywatnej, zapukał kilka razy ...

- Amnick!!!???...... -

Cosm0 09-04-2008 19:09

Galed
Zamknąłeś za sobą pokój na klucz, co by żadnego złodzieja nie kusiły otwarte drzwi i ruszyłeś na dół, do głównej izby gospody, skrzypiącymi schodami z ciemnego drewna. W izbie panował względny spokój, jako że główny ruch w takich miejscach przypada na godziny wieczorne, a goście schodzą się dopiero późnym popołudniem. Była to przestronna izba z nisko sklepionym sufitem wspartym czterema filarami rozłożonymi po izbie na plan kwadratu, do których przyśrubowane były wiszące na ścianie świeczniki. Dokładnie na przeciwko drzwi stała masywna, kamienna lada, za którą stał drobny, pucołowaty karczmarz uwijający się z kuflami.


Ławy ustawione były po bokach, tak że pomiędzy drzwiami wejściowymi a barem nie stała żadna przeszkoda mogąca utrudnić klientom dotarcie po swój złocisty napój, bądź też szybkie opuszczenie gospody, gdyby przesadziwszy z ilością trunku potrzebujący puścić pawia konsument mógł czym prędzej wybiec na ulicę. Dokładnie w połowie tej odledłości z sufitu zwisał solidny żyrandol, który wraz ze świecznikami wiszącymi na filarach i kominkiem pod przeciwległą do schodów ścianą, stanowił wieczorne oświetlenie gospody. Małe, czworodzielne okienka, po dwa po każdej stronie drzwi wyglądały na zewnątrz wpuszczając w dzień odrobinę słońca do środka. Na ścianach, filarach i suficie umocowane były wszelkie 'ozdoby' nadające gospodzie swoisty klimat - stare, pordzewiałe miecze, herby dawno wymarłych rodów, kiczowate obrazy, a nawet fragment pługu - ot swojska gospoda o wiejskim klimacie. Podszedłeś do baru, a że ledwo wystawałeś zza baru, musiałeś wspiąć się na jedno z krzeseł stojących przy ladzie i chrząknięciem zwrócić na siebie uwagę znajomego karczmarza. Zamówiłeś kufel piwa, a gdy Twoje grube palce zacisnęły się w końcu na uchu upragnionej szklanicy udałeś się do stołu stojącego najbliżej baru i wlepiłeś oczy w złocisty napój oddając się błogiemu lenistwu oraz sobie znanym jedynie rozmyślaniom. Nawet się nie zorientowałeś kiedy wychyliłeś całą zawartość swojego kufla i wtedy podszedł do Ciebie owy korpulentny karczmarz, który zaserwował CI już wcześniej piwo i wręczył Ci pełen kufel wskazując na gościa w rogu karczmy i mówiąc, że to prezent od tego jegomościa. Kiedy spojrzałeś w kierunku, w którym wskazał karczmarz uśmiechnął się do Ciebie mały człowieczek w, zdecydowanie, kwiecie wieku w lekkiej, kolczudze przykrytej błękitno-biało-granatową kamizelką.


~*~


Cread Grawyn
Wyszedłeś z gospody i udałeś się w kierunku... właśnie - w którym kierunku? Nie wiedziałeś gdzie znajduje się gospoda Błękitny Wyvern na szczęście miejscowi chętnie służyli pomocą i już po kilku minutach marszu główną ulicą miasta, w tłumie pędzących we wszystkie strony ludzi i nawołujących od kramów sklepikarzy zachęcających do kupna swoich produktów, doszedłeś do dzielnicy, w której mieściła się poszukiwana przez ciebie tawerna. Skręciłeś w boczną uliczkę, później w następną i jeszcze kolejną, tym razem nie wyłożoną już kostką brukową. Gospoda, do której zmierzałeś znajdowała się na przedmieściach, w dzielnicy mającej bezpośredni kontakt wzrokowy z nowo wybudowaną świątynią Mystry, górującej nad dzielnicą i stojącej na pobliskim wzgórzu. Budynek gospody nie wyróżniał się zbytnio od budynków ją otaczających poza rozmiarem oczywiście. Była to sporych rozmiarów budowla ze spadzistym dachem, kilkoma okienkami na poddaszu, które najpewniej były gościnnymi pokojami oraz zadaszonym wejściem. Otoczona wąskim paskiem trawy, która aż nazbyt często stawała się celem wybiegających szybko z gospody klientów, którzy przesadzili z ilością trunku.




~*~


Lanthandis
Dochodzenie prowadzone w sklepie starego Amnica? Wydało Ci się to dziwne, jako że stary handlarz zazwyczaj nie pakował się w żadne kłopoty, przynajmniej nie od czasu, gdy zarzucił swoje traperskie życie na rzecz ustatkowanego statusu sklepikarza. Rozejrzałeś się dokładnie dokoła szukając nie wiadomo czego i jak można się było oczywiście spodziewać nie zauważyłeś nic szczególnego - bezdomny pies obsikiwał płotek otaczający sklep, ludzie nie zwracając na to uwagi przechodzili obok Ciebie zajęci sobą a odgłosy miasta tętniącego życiem atakowały Cię ze wszystkich stron. Nic specjalnego się nie stało - puste okiennice sklepu wyglądały na Ciebie, nikt Cię nie obserwował, nikt nie próbował ukryć swojej obecności. Być może poza miejscowymi dziećmi, które gapiły się zza rogu na Twoje spiczaste uszy rozmawiając pomiędzy sobą - zapewne nie widywały elfa codziennie, to też stojąc teraz po środku ulicy w pełnym ekwipunku - w lekkiej ćwiekowanej zbroi, łuku i kołczanie strzał przewieszonym przez plecy oraz długim mieczu przypiętym do pasa musiałeś wyglądać dla nich dość interesująco. Do sklepu Amnica przylegał z jednej strony bliźniaczy budynek, z drugiej natomiast można było obejść budynek na jego otyły i tam właśnie było wejście do mieszkania starego myśliwego. Poszedłeś w tamtą stronę rozglądając się w dalszym ciągu dokoła, z ogonem w postaci grupki dzieci trzymających bezpieczny dystans. Zapukałeś do drzwi i po chwili otworzyła je kobieta, mająca swoje młodzieńcze lata za sobą - Milena, żona starego przyjaciela. Wyraźnie przed chwilą płakała. Powitała cię jak przystało na starego znajomego jej męża i zaprosiła do środka, pytając czy nie zechcesz napić czegoś napić.

Glinthor 09-04-2008 23:41

- Tak, bardzo chętnie. Trochę przyschło mi w gardle. - Powiedziałem przekraczając próg domostwa.

- Mileno, moja droga. Czy możesz wyjasnić mi co tu zaszło? Sklep zamknięty przez Smoki, Ty płaczesz. Muszę przyznać, że spodziewałem się tu Amnica, a przynajmniej szczerze wierzyłem, że go zastane ale teraz zaczynam sie niepokoić się jeszcze bardziej.

Zdejmuje plecak, kołczan , broń opieram o stół, po czym siadam na krześle.

- O, dziękuję bardzo - Upijam mały łyk z podanego naczynia.

- A teraz prosze usiąć tu koło mnie i szybko wszystko opowiedz. Może uda nam się wspólnie zaradzić temu co tu zaszło.

Kaworu 10-04-2008 19:04

Cread wyszedł z budynku, podpierając się laską.

Tak naprawdę nie była mu do niczego potrzebna. Pomijając to, iż był w kwiecie wieku, był dość twardy, by poradzić sobie bez niej do późnych lat. W jego profesji trzeba było mieć dość silne ciało i umysł, by uczyć się do późna, albo zwinne ręce, by zdobyć wiedzę w bardziej przyziemny sposób.

Choć Gawryn należał do płodnych nadawców Splotu, którzy pragnęli wykorzystać go jak nikt inny wcześniej, to po Faerunie wałęsała się cała masa magów-złodziejaszków, chcących ukraść i przypisać sobie genialne odkrycia.

Właśnie dlatego Gryf był w stanie odróżnić prawdziwych nadawców Sztuki od oszustów. Wystarczyła jedna noc z podejrzanym delikwentem, by dowiedzieć się, czy był wytrzymały, czy zręczny. Ci drudzy szybko odpływali w krainę snów. Tylko uczciwi czarodzieje byli w stanie tak pochłoną ć się swoją pracą, by poświęcić dla niej noc.

Wróćmy jednak do laski. Cread nosił ją przy sobie cały czas dlatego, że była do niego ważnym symbolem. Tak samo jak runa, którą miał wyszytą na płaszczu, tak i drąg był ucieleśnieniem ważnej idei. Osobisty symbol Gawryna odpowiadał za przechowywanie wiedzy i zrozumienie zasad rządzących światem- zarówno tym fizycznym, jak i mistycznym. Laska była odpowiedzialna za właściwe wykorzystanie tej mocy.

Tak naprawdę siła zawsze ma drugorzędne znaczenie. Jeśli nie wie się jak i kiedy wykorzystać moce, będące pod władaniem adeptów Sztuki, to można być pewnym jednego.

”Jeśli coś może się nie udać, na pewno tak się stanie”
Pierwsze Prawo Merphtego Smętnego


To był więc główny powód, dla którego Gryf nosił przy sobie drąg. Nie wspominając, że jako mag powinien go zawsze ze sobą nosić. Skutki wychowania w niemagicznej rodzinie…

Tak więc, wyposażony w laskę, Cread ruszył ku gospodzie.

To, że nie wiedział, gdzie się ona znajduje, nie miało najmniejszego znaczenia. Był wieszczem. To doskonała okazja, by udoskonalić swoje zdolności obserwacyjne. Każdy mag czuje dumę, jeśli ma dość siły woli i samozaparcia, by wykonywać swoje obowiązki w przyziemny sposób, nawet jeśli z pomocą czarów przyszłoby mu to łatwiej. Gryf nie był wyjątkiem.

Po kwadransie błąkania się po mieście, był zmuszony się poddać. Jego głównym atutem była spokojna obserwacja i wyciąganie wniosków dotyczących praw natury, a nie wyszukiwanie szyldów w ciasnych uliczkach, którymi się poruszał. Zrezygnowany, musiał poprosić o pomoc.

”Pokora wobec siebie i innych jest najlepszym sposobem, by nie dać się zniszczyć przez moc, którą się włada.”
Ścieżka Poddaństwa- zasady Ilmatelizmu


Po uzyskaniu informacji, Cread bez problemu dostał się do gospody.

Z zewnątrz wyglądała dość interesująco. Jak chatka na zboczu stromej góry, zapewniającej schronienie przed śnieżycą. Pełna dziczyzny, niedźwiedzich skór i ciepłej pościeli, zachęcała zgubionych podróżników, by w niej spoczęli.

Niestety, została zbudowana w kraju lasów i borów…

Gdy Gryf wszedł do środka, zamiast rozglądać się za krasnoludem, usiadł w rogu i patrzył w stronę drzwi, jakby na kogoś czekał. Gdy podszedł do niego kelner, zamówił kufel wody. Chciał, żeby wszyscy, którzy mogliby się nim zainteresować, pomyśleli, że na kogoś czeka. Podejście do osoby, której się nie znało, i stwierdzenie, że „połączyła ich wizja” było złym pomysłem. Bardzo złym. Dlatego chwilowo czekał w swoim kącie, rozglądając się za krasnoludem i zastanawiając, jak zainicjować spotkanie i ewentualną rozmowę na tematy ukazane w widzeniu.

Verax 10-04-2008 19:41

Pieczeń z kuropatwy szybko zniknęła pod łapczywymi, serdelkowatymi palcami Galeda, popijana dobrym i wybornym piwem
~Jest z pewnością krasnoludzkie, nikt nie waży takiego piwa jak my. Taaa...~.
Przytłaczająca i nieco senna o tej porze atmosfera karczmy, pozwoliła zanurzyć się w otchłani myśli. Rozłożony na ławie, w ręku trzymając już na powrót, pusty kufel rozmyślał o przeszłości, nawet zapomniał już o zmęczeniu i uszczerbkach ciała po wczorajszej podróży, ale cienie wydarzeń minionych wciąż rozdzierały jego świadomość. Raz, po raz mijali go ludzie zmierzający do szynku odebrać swoje zamówienie, nie zważając na skupionego krasnoluda.
Z rozmyślań wyrwał, go stukot szklanicy, która została nieostrożnie położona przez szynkarza na jego stoliku
-Przepraszam, ale Ja nie...- ledwo zaczął, gdy karczmarz rozbawiony zaniepokojoną miną swego gościa od razu wytłumaczył
-Jasne, że nie Ty przyjacielu!- jego twarz "przyozdobił" szczerbaty, ale jakże szczery uśmiech, po czym nachylił się i rzekł- Ten jegomość- tu wskazał ręką na mężczyznę w rogu karczmy, ubranego w dziwaczną kamizelkę- opłacił to piwo i kazał mi je tobie dostarczyć, w jakim celu mnie nie pytaj.- skończył klepiąc krasnoluda po ramieniu, po czym powrócił do swych obowiązków.
~Czego się tak szczerzy? Dobra, chyba jest pokojowych zamiarów~
Galed postanowił wyjaśnić tą sprawę, wziął kufel i przeszedł przez nieco zaciemnioną karczmę do stolika, z którego "zawędrowało" do niego ów piwo.
-Witaj, nie za bardzo rozumiem twój gest, miłe to, ale zazwyczaj sam sobie radzę w opłacaniu przyjemności. Mogę?- po czym dosiadł się, nie czekając już na odpowiedź jegomościa- Zatem stawiam pytania, kim jesteś i dlaczego zafundowałeś mi kufel piwa?- jedyne oko przewiercało osobę niecodziennie ubranego mężczyzny, a twarz w geście pytającym oczekiwała odpowiedzi.

Cosm0 11-04-2008 19:08

Galed
Kiedy podszedłeś bliżej zobaczyłeś wyraźnie, iż jest to mężczyzna liczący sobie 'dobrą ilość zim'. Przysiadłeś się do niego nieszczególnie przejmując się jego opinią na ten temat - skoro postawił ci piwo, to z pewnością nie miał nic przeciwko. Z bliska dopiero dostrzegłeś symbol, jaki nosił na piersi - siedem błękitno-srebrzystych gwiazd układających się w okrąg z środka, którego wypływa czerwona mgła - symbol Mystry. A więc człowiek był kapłanem.

- Witaj, nie za bardzo rozumiem twój gest, miłe to, ale zazwyczaj sam sobie radzę w opłacaniu przyjemności. Zatem stawiam pytania, kim jesteś i dlaczego zafundowałeś mi kufel piwa? .

Twoje pytanie nie pozostawiało złudzeń co do tego, że masz zamiar od razu przejść do rzeczy, co podkreślone jeszcze bardziej Twoim jedynym okiem świdrującym mężczyznę sprawiło, że człowiek rozejrzał się wkoło. Wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego. Rzucił szybkie spojrzenie na otwierające się właśnie drzwi przez, które właśnie wszedł do izby jakiś wyglądający na czarodzieja człowiek. Mężczyzna wcisnął się jeszcze głębiej w ławę, na której siedział za stołem, omiótł izbę ostatnim szybkim spojrzeniem po czym przemówił do ciebie.

- Jestem Tunaster Dranik, kapłan Mystry. Wyglądasz na osobę, która potrafi o siebie zadbać, mości krasnoludzie. Szukam kogoś dokładnie takiego jak ty, kto chciałby podjąć się pewnej pracy na rzecz Kościoła Mystry. - rzekł kapłan ponownie wlepiwszy wzrok w drzwi - 2000 sztuk złota - dodał szybko uprzedzając twoje ewentualne pytanie.

- Sprawa raczej nie cierpi zwłoki.


~*~


Cread Grawyn
Główna izba gospody okazała się przestronnym pomieszczeniem, stylizowanym na wiejski styl, z dużym masywnym kontuarem oraz stojącym za nim niewielkim oberżystą. Zamówiwszy kufel... wody usiadłeś w kącie i obserwowałeś pomieszczenie. Przy stole obok kominka siedziała grupa mężczyzn grających w karty, wlepiając oczy w swoje karty, a kiedy tylko sytuacja pozwoliła zerkając na karty trzymane przez pozostałych graczy, co skutkowało głośnym przekleństwem co jakiś czas ze strony gracza, który nieopatrznie zmniejszył swoją czujność przy stoliku. Po środku leżała mała kupka monet, mieniąc się pięknie w blasku płomienia świeczki. Dalej stał Purpurowy Smok najwyraźniej nie będąc już na służbie i rozmawiając z jakimś mężczyzną. Generalnie rozmowy były głównym w tej chwili zajęciem większości gości. W pewnym oddaleniu od Ciebie, a dokładnie w przeciwległym kącie sali zobaczyłeś krasnoluda ze swojej wizji, który właśnie przysiadł się do stolika jakiegoś starszego mężczyzny i rozpoczął z nim dyskusję wskazując ruchem podbródka na swój kufel piwa.


~*~


Lathandis
Kobieta, w dalszym ciągu czerwona od płaczu, podała ci jakiś owocowy napój, najpewniej domowej roboty po czym usiadła w fotelu obok i znowu zaszła łzami.

- Ohh Lathandisie... - Amnic zaginął - powiedziała w momencie, w którym łza pociekła jej po policzku - Od dwóch dni nie pojawił się w domu. Purpurowe Smoki wszczęły śledztwo. Kapitan straży twierdzi, że z pewnością wymknął się poza granice miasta, że potrzebuje 'oddechu' i, że najpewniej wróci za parę dni cały i zdrów. Jednak... on zawsze mówił mi, gdy się gdzieś wybierał... a teraz - wyszedł do pracy w sklepie i już nie wrócił. Tak po prostu... - kobieta wysmarkała nos i otarła łzę po czym przemówiła ponownie:
- Ostatnio dziwnie się zachowywał i obawiam się czy, aby na pewno wszystko z nim w porządku... Nie mam pojęcia co się stało. Znałeś go dobrze - chyba nie jest możliwe, żeby tak po prostu udał się na wycieczkę bez słowa prawda?

Kaworu 11-04-2008 23:48

Cread wszedł do gospody, i niewiele myśląc, usiadł w rogu komnaty. To był błąd.

Jego nie wzbudzające podejrzeń zachowanie na nic się zdało. Spodziewał się wszystkiego. Tajnego stowarzyszenia, wymuszającego podanie hasła przed uzyskaniem informacji. Spitego, półprzytomnego krasnoluda, od którego łatwo wyciągnie potrzebne informacje. Specjalnej uwagi zwróconej na swoją osobę. Wszystkiego, poza jednym…

Klasycznym spotkaniem „zleceniodawca i najemnik przy kuflu piwa”.

Nie to jednak było problemem. Krasnolud znajdował się po drugiej stronie sali. W dodatku, Cread i mężczyzna stali w przeciwległych kątach pomieszczenia. Podstawy geometrii kazały sądzić, że odległość między nimi wynosi co najmniej o połowę więcej niż długość ścian pomieszczenia. Nie trzeba było specjalnych obliczeń, by stwierdzić, że szanse na podsłuchanie rozmowy wynoszą zero.

I tyle z planowania.

Gryf szybko przeanalizował sytuację. Mógł zmienić miejsce, w którym siedział. Ale to oznaczałoby natychmiastowe ujawnienie się. Kto zamawia wodę tylko po to, by przenieść się z nią na drugi koniec komnaty? Po za tym, rozmowa już się zaczęła. Zanim się przeniesie, może się skończyć.

Był jeszcze inny sposób…

Niewiele myśląc, Gawryn kucnął i zaczął wykonywać gesty dłońmi znajdującymi się blisko butów. Postarał się też, by jego usta znalazły się poniżej stołu. Środki ostrożności. Następnie, zaczął recytować:

Władco Wszystkiego, co Spisane
Ty, który nosisz w sobie wiedzę synów człowieczych
Oko obserwujące wszelkie stworzenie
Wzywam Cię i pokornie łączę się z Tobą
By za Twym przewodnictwem poznać
Tych oto, co stoją przede Mną
Wejrzeć w głąb Ich rzeczy
A przez nie w Twe Jestestwo

Czytanie Myśli


Gdy tylko skończył inkantację, wstał i chwycił menu. Dla zwykłego obserwatora wyglądałby na człowieka namiętnie studiującego pismo, który zapomniał okularów i jednocześnie obserwował salę.

Tak naprawdę, wprowadzał czar w życie.

Na papierowej kartce zaczęły formować się napisy, z początku niewyraźne, z czasem coraz bardziej ostre. Niebieskawe, świecące litery były widoczne tylko dla Creada. Odzwierciedlały one myśli osób obecnych w jego polu widzenia. Przez charakter pisma mag był w stanie poznać umysł innych ludzi. Osoby prostackie, niemądre i gapowate miały pismo pełne kleksów, chaotycznych zawijasów. Osoby inteligentne charakteryzowały litery pisane lekkimi, acz zdecydowanymi ruchami, ozdobne pętle i finezyjne znaki interpunkcyjne.

Pismo mówi wszystko o człowieku

To stare przysłowie doskonale oddawało naturę zaklęcia.

Teraz trzeba było tylko poczekać, aż litery ułożą się w słowa, a następnie zagłębić w lekturze…


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172