Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2009, 20:12   #1
 
Memo's Avatar
 
Reputacja: 1 Memo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumny
[D&D 3.5] Póki starczy sił



Holan Wettel
O południowej części Amn można było powiedzieć wiele rzeczy, ale jedna cecha bardziej niż inne rzucała się w oczy: zaludnienie i jakość dróg była znacznie niższa od pozostałej części tegoż kraju. Dopiero po pięciu dniach od opuszczenia klasztoru dotarłeś do osady, która liczyła więcej niż dwudziestu mieszkańców, wsi Dwie Sosny. Pierwsze co rzuciło ci się w oczy, to szóstka wysokich mężczyzn, którzy nie zważając na pogodę kopali doły w pobliżu ostrokołu otaczającego wioskę. Wyglądali na zmęczonych, ale jednocześnie zdeterminowanych by dokończyć pracę nim nastanie zmrok. Jeden z nich wbił łopatę w ziemię, otarł pot z czoła i spojrzał w twoim kierunku. Musiał coś powiedzieć reszcie, po podążyli wzrokiem za wskazującym cię palcem.
Za sobą usłyszałeś tętent końskich kopyt. Odwróciłeś się i dostrzegłeś odzianego w zbroję jeźdźca z mieczem przy siodle i tarczą na plecach. Zauważywszy ciebie i kopaczy, zwolnił do stępa...

Nathell Aerthur
Bez większych problemów przejechałeś niemal cały szak prowadzący do Esmeltaran. Od trzech dni niemal bezustannie spędziłeś w siodle, toteż postanowiłeś przynajmniej do rana zatrzymać się w wiosce noszącej nazwę Dwie Sosny. Do tego mżyło, co wcale nie uprzyjemniało podróży.
Jadąc w kierunku tej niewielkiej osady, dostrzegłeś jakąś niską postać idącą w tę samą stronę skrajem lasy. Podjechawszy bliżej, zauważyłeś że była to siwa gnomka ubrana w jaskrawozieloną suknię, która niosła wypełnionym różnymi buteleczkami wiklinowy kosz.
- Hej! – krzyknęła gdy ją mijałeś. – Pewnie jedziesz do Dwóch Sosen? Zawieziesz te mikstury dla pani Arethy Eshady? – cmoknęła. Z jej tonu głosu wywnioskowałeś, że nie zaakceptuje odmowy. – Znajdziesz ją w kaplicy Sune, pospiesz się, dobrze? – uśmiechnęła się przyjaźnie. – Sama bym to zrobiła, ale kości nie te co kiedyś, oj nie...

Sandric
Popełniając mniej lub bardziej poważne przestępstwa, człowiek prędzej czy później zyskuje sobie wrogów, zwłaszcza gdy ich ofiarą padają dobrzy znajomi wpływowych ludzi. Postanowiwszy, że na jakiś czas lepiej będzie opuścić Esmeltaran, wyruszyłeś starym, rzadko już uczęszczanym szlakiem ciągnącym się wzdłuż południowego brzegu rzeki Esmel. Z powodu licznych burz, ostatnie kilka dni musiałeś spędzić w wiosce Gardło Namora, jednak, co ciekawe, twoja sakiewka wcale na tym nie ucierpiała.
Teraz, gdy po opadach została tylko mżawka, ponownie skierowałeś swe kroki na prowadzący na zachód dukt. Spędziwszy dwie noce w prowizorycznych szałasach i żywiąc się ustrzeloną zwierzyną oraz resztkami racji żywnościowych, uśmiechnąłeś się gdy zauważyłeś przybitą na drzewie tabliczkę, informującą że do wioski Dwie Sosny zostały niecałe trzy mile. Omijając co większe kałuże i przeklinając w myślach deszcz, wilgotne powietrze i niewygody dziczy, dotarłeś już niemal do skraju lasu. Dało się już nawet zauważyć ostrokół otaczający wspomnianą na drogowskazie miejscowość.
Nagle, usłyszałeś szelest krzaków i po chwili dostrzegłeś wychodzącego z nich goblina. Był wychudzony, nosił mokre łachmany, a w dłoni dzierżył kord. Idąc mamrotał coś pod nosem, ale gdy cię zobaczył zamilkł i rzucił się w zarośla po przeciwległej stronie szlaku.

Arthis
Po dwóch dniach jazdy na wschód przez stary, obecnie niemal już nieużywany trakt ciągnący się południowym brzegiem rzeki Esmel, w końcu dostrzegłeś palisadę okalającą wioskę, która (jeśli wierzyć mieszkańcom innej wsi, Płomiennego Uroczyska) nazywała się Dwie Sosny. Zobaczywszy przypatrującego się kopiącym doły mężczyznom ogolonego na łyso człowieka, wstrzymałeś nieco konia...
 

Ostatnio edytowane przez Memo : 23-06-2009 o 20:31.
Memo jest offline  
Stary 24-06-2009, 12:58   #2
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Holan zatrzymał się spoglądając na kopaczy. Nie wiedział jakie mają zamiary lecz widział, że z trudem przerzucają kolejne hałdy ziemi kopiąc jakby w poczuciu wyższej sprawy. Jeden z nich ruszył w jego kierunku pokazując na niego palcem. Holan nie wiedział czego spodziewać się po tejże osobie ale czekał cierpliwie. Nagle spostrzegł jeźdźca, a jeździec jego... Czekał spokojnie na to, aż przebędą do niego ten niewielki kawałek drogi jaki ich oddzielał. Holan stał w miejscu, a ciekawość rozpalała go, co też chcą od niego kopacze oraz cóż to za jeździec. Gdy zarówno kopacz jak i jeździec byli już przy nim Holan przemówił:
- Witajcie, czymże skromny sługa Tyra mógłby wam dopomóc? - Holan stał tak czekając na to, co powiedzą przybyłe osoby.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 24-06-2009, 14:06   #3
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
*Parszywa mżawka. Nienawidzę takiej pogody. Trzeba było zostać w tamtej dziurze i nadal rozkoszować się urokami karczmy.* – te niewesołe rozmyślania towarzyszyły Sandricowi, niemal od chwili opuszczenia Gardła Namora, jednak uparcie szedł dalej wzdłuż południowego brzegu rzeki Mesel. Podejrzewał, że wrogów, których narobił sobie w Esmeltaran fakt, że łotrzyk już opuścił miasto nie zniechęci i nadal będą go szukać. Dlatego wolał nie przebywać w jednym miejscu zbyt długo by nie potrzebnie nie kusić losu. Na szczęście do kolejnej wioski o wdzięcznej nazwie Dwie Sosny nie było już daleko i tiefling pocieszał się myślą, że niedługo znów zazna uroków karczmy, kiedy z krzaków rosnących nieopodal drogi wyłonił się goblin. Stwór zatrzymał się zaskoczony widokiem Sandrica, ale szybko się otrząsnął i skoczył w rosnące po przeciwległej stronie zarośla. Łotrzyk zastanawiał się przez chwilę czy po prostu nie zignorować goblina i wejść do widocznej już wioski. Jednak ciekawość i jego niespokojna natura zwyciężyły i tiefling ostrożnie ruszył za zielonoskórym.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.

Ostatnio edytowane przez Chester90 : 24-06-2009 o 16:08. Powód: myśli wrzucone między gwiadki
Chester90 jest offline  
Stary 24-06-2009, 22:38   #4
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Droga z miejsca na miejsce wydawała by się uciążliwa dla zwykłego podróżnika, lecz jego profesja tego wymagała. Kapłan Lathandera, bo właśnie nim był Arthis ,przemierzał krainy by nieść dobroć wschodzącego słońca. Ludzie jakoż że jest kapłanem zawsze witali go z otwartymi ramionami. Co prawda kapłan jako gość był przydatny w wyplewieniu zła czającego się w oborze, czy też w wyleczeniu choroby, lecz takie zadania wydawały się zbyt proste i błahe dla ambitnego poszukiwacza przygód. W ostatnim mieście do którego zawitał polecono mu, by udał się do „Dwóch Sosen”, wsi nieopodal dwa dni jazdy od Płomiennego Uroczyska. Jakoby że tam może znaleźć prace bardziej ambitną. W każdej wiosce tak mówiono, lecz jego dobre intencje nie pozwalały mu bagatelizować tych próśb. Mając za sobą dwa dni jazdy spostrzegł nieopodal palisadę, która okalała wioskę. Zwolnił, by nabrać rozeznania w terenie. Nieopodal wioski odbywały się prace, prawdopodobnie mające na celu wydobycie gliny na cegły. Pracowało tam kilku mężczyzn, a przyglądał się im jeden dość podejrzany osobnik. Zbliżając się do Arthis uniósł lewą dłoń na znak powitania, i będąc w wystarczającej odległości ( 4m) zagadnął ,lecz postać zaczęła pierwsza:

- Witajcie, czymże skromny sługa Tyra mógłby wam dopomóc?

-Witajcie. Jam jest Arthis, skromny sługa wschodzącego słońca, Lathandera. Chciałbym cię o coś spytać. Jadę do Dwóch Sosen, wioski która mam nadzieję mieści się tam- wskazał na palisadę- i nie wiem czego mogę się tam spodziewać. Czy mógłbyś mi opisać sytuacje będącą w wiosce?


Rzekł bacznie przyglądając się. Najwidoczniej i on był sługą swego bóstwa.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 25-06-2009, 09:52   #5
Amm
 
Amm's Avatar
 
Reputacja: 1 Amm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetny
Podróż od samego Wybrzeża Mieczy była wielkim wyzwaniem nie tylko dla konia Nathella, ale też dla tyłka mężczyzny. Nieoficjalnie nadal znajdował się w swoich niebezpiecznych krainach, ale ludność Amn nie chciała być określana mianem barbarzyńców. W każdym bądź razie od momentu opuszczenia jakiejś mieściny leżącej po południowej stronie brzegu rzeki Esmel niemal w ogóle nie rozstawał się z siodłem, które zdawało się już zrosnąć z jeźdźcem. Podróż do Esmeltaran traktem wydawała się dłuższa i bardziej niebezpieczna biorąc pod uwagę fakt, że regularnych patroli było tu jak na lekarstwo. Cała trzydniowa podróż byłaby zaliczona bezproblemowo, gdyby nie ta cholera mżawka, która wydawała się bardziej drażnić niż normalna ulewa. Z opuszczoną ze zmęczenia głową Nathell rozmyślał nad ciepłym posłaniem, które najpewniej by mu zaoferowała mała wioska Dwie Sosny. Wyprostował się na chwilę, by rozruszać zastane kości i zobaczył podążającą w tym samym kierunku siwą gnomkę ubraną w jaskrawozieloną suknię i niosącą jakiś wiklinowy kosz wypełniony najróżniejszymi buteleczkami. Mijając ją zaczęła krzyczeć do Nathella.
- Hej! Pewnie jedziesz do Dwóch Sosen? Zawieziesz te mikstury dla pani Arethy Eshady? – wycedziła. Nathell miał już grzecznie odmówić gdy cały wiklinowy kosz wylądował w jego rękach. – Znajdziesz ją w kaplicy Sune, pospiesz się, dobrze? – uśmiechnęła się przyjaźnie. – Sama bym to zrobiła, ale kości nie te co kiedyś, oj nie...
Nie dała nawet najmniejszej okazji jeźdźcowi do powiedzenia. *Powiedziała co miała powiedzieć i poszła. Czy każdy z gnomów musi się zachowywać w podobny sposób? Z drugiej strony... nie mam zbyt wiele do roboty.*
 

Ostatnio edytowane przez Amm : 25-06-2009 o 11:58.
Amm jest offline  
Stary 26-06-2009, 15:39   #6
 
Memo's Avatar
 
Reputacja: 1 Memo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumnyMemo ma z czego być dumny
Holan Wettel, Arthis
Blondwłosy brodacz, który podszedł do waszej dwójki skinął głową w geście szacunku dla służących bogom podróżnych. Miał około czterdziestu lat i pochmurny wyraz twarzy.
- Jestem Derek - przedstawił się. - Ech, panowie, niedobrze nam się ostatnio powodzi. Ostatnio zniknęło dwóch synów Shandri. Straszna strata dla wdowy, a do tego... Ale co będę panów na deszczu trzymał - wskazał uchyloną bramę. - Stedd ma wolne miejsca w swojej gospodzie, jeśli chcecie gdzieś przenocować. A teraz wybaczcie, mamy teraz robotę do wykonania - westchnął i wrócił do pracy.
Faktycznie, stanie na deszczu (nawet jeśli to tylko nieszkodliwa mżawka) nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, które mogliście aktualnie robić. Przeszliście zatem przez bramę, która sądząc po nowych deskach, była niedawno wzmacniana i wkroczyliście do Dwóch Sosen. Główna droga przecinała całą wieś w linii prostej tak, że już stąd widzieliście drugie wyjście z osady. Mniej więcej w samym środku wsi znajdowała się wspomniana przez kopaczy gospoda, kaplica Sune Ognistowłosej wybudowana między dwoma starymi sosnami oraz chata sołtysa z stojącą przed nim tablicą z ogłoszeniami. Było bardzo cicho, jedynymi słyszalnymi odgłosami było nieco przytłumione, miarowe stukanie młota, zapewne pochodzące z jakiegoś warsztatu rzemieślniczego oraz gdaczące kury.

Sandric
Goblin biegł najszybciej jak mógł, nie zwracał więc uwagi na pozostawiane ślady w postaci porozrzucanej ściółki czy połamanych gałązek. Nie miałeś więc jakichkolwiek problemów w podążaniu jego tropem. Po kilku minutach szaleńczego biegu musiał gdzieś się ukryć, gdyż ślady nagle się urywały. Po chwili wytężania wzroku, zauważyłeś jak w krzakach dziko rosnącego agrestu coś się porusza, a następnie usłyszałeś pisk goblina, który wyskoczył z zarośli z kilkoma kolcami wbitymi w siebie i swoje ubranie. Niezdarnie trzymając kord mamrotał coś w twoim kierunku. Nie znając goblińskiego trudno było ci go zrozumieć, ale z tonu jego głosu można było wywnioskować, że radzi co zostawić go w spokoju.

Nathell Aerthur
- Tylko nic nie potłucz! – rzuciła za tobą jak odjeżdżałeś. Odwróciłeś się jeszcze, ale zdążyła już zniknąć z twojego pola widzenia. Po kilkunastu kolejnych minutach jazdy wyjechałeś na otwartą przestrzeń. Dostrzegłeś uchyloną bramę oraz szóstkę mężczyzn kopiących doły w pobliżu palisady. Oni też cię zauważyli, ale jeden z nich (blondwłosy brodacz) wskazał ci po prostu wjazd i kazał reszcie wrócić do roboty nie chcąc by marnowali czas pracy na rozmowę z przejezdnymi.
Wjechałeś do Dwóch Sosen. Główna droga przecinała całą wieś w linii prostej tak, że już stąd widzieliście drugie wyjście z osady. Mniej więcej w samym środku wsi znajdowała się wspomniana przez kopaczy gospoda, kaplica Sune Ognistowłosej wybudowana między dwoma starymi sosnami oraz chata sołtysa z stojącą przed nim tablicą z ogłoszeniami. Było bardzo cicho, jedynymi słyszalnymi odgłosami było nieco przytłumione, miarowe stukanie młota, zapewne pochodzące z jakiegoś warsztatu rzemieślniczego oraz gdaczące kury.
 
__________________
Wszystko wolno, hulaj dusza
Do niczego się nie zmuszaj
Niczym się nie przejmuj za nic
Nie wyznaczaj sobie granic
Memo jest offline  
Stary 26-06-2009, 17:15   #7
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Holan ruszył przed siebie pewnym krokiem próbując zagadnąć towarzyszącego kapłana Pana Poranka.
- Jestem Holan, jestem mnichem z klasztoru świętego Tyra znajdującego się nieopodal... kilka dni drogi od dwóch sosen szybkim marszem. Szukam sprawdzianu... - urwał i weszli razem do gospody. W gospodzie panował mały zgiełk. Karczmarz leniwie nalewał lokalny trunek w postaci destylatu z marchwi albo inszego piwa. Rozejrzał się za wolnym stolikiem i podszedł do karczmarza.
- Witajcie karczmarzu... jakież to wieści się tutaj rozchodzą... ponoć wdowie synowie zniknęli, tak słyszałem od kopaczy na zewnątrz palisady? Można poprosić o wodę i chleb? Jeżeli jest takowa konieczność to chętnie zamienię kilka słów z wdową i w razie czego odszukam jej synów... - przerwał czekając na poparcie kapłana oraz na ewentualne informacje i jadło.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 26-06-2009, 20:48   #8
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Goblin najwyraźniej nie grzeszył inteligencją, bo nawet nie przejmował się faktem, że zostawia za sobą ślad, który zauważyłby ślepiec. Sandric ze spokojem szedł za zielonoskórym trzymając się wyraźnego tropu, który po kilku minutach nagle się urwał. Nie przejmując się tym zbytnio tiefling dokładnie zbadał cały teren i wreszcie dojrzał jakiś ruch w krzku dzikiego agrestu. Po chwili doszedł stamtąd pisk i wyskoczył z niego goblin z powbijanymi w ciało kolcami. Zdecydowanie ten osobnik był pozbawiony inteligencji, bowiem teraz niezdarnie dzierżąc w dłoni kord szedł w kierunku łotrzyka. Mamrotał coś przy tym w swojej prostackiej mowie, ale Sandrica niezbyt to obchodziło. Przecież żaden mały, plugawy goblin go nie przestraszy. Dlatego tiefling widząc, że padalcowi niezbyt spieszy się z zadaniem ciosu błyskawicznie podrzucił do policzka kusze, która spoczywała przy jego boku gotowa do strzału. Padł strzał, bełt przeszył gardło goblina na wylot i poleciał dalej w cholerę. Zielonoskóry upuścił broń i wydał charcząc odgłos waląc się na ścieżkę. Sandric ze spokojem podszedł do niego i szturchnął dla pewności czubkiem buta upewniając się, że mały padalec nie żyje. Zadowolony ze swojego strzału załadował ponownie broń i postanowił przeszukać ciało. Jednak oprócz kordu, który łotrzykowi raczej na nic by się nie przydał, znalazł wyłącznie kawałki jakiegoś mięsa w kieszeniach. Sądząc po zapachu i wyglądzie bynajmniej nie były pierwszej świeżości. Sandric z niesmakiem wytarł ręce o mokrą trawę, ruszył z powrotem ku drodze prowadzącej do wioski i niebawem zobaczył już domy jej mieszkańców. Mijając po drodze robotników przy palisadzie zapytał o karczmę. Nie odrywając się od swojej roboty jeden z nich po prostu wskazał mu ją ruchem brody. Nie dziękując Sandric ruszył raźnym krokiem i po chwili już pławił się w cieple gospody. Zamówił u karczmarza kielich wina i coś do jedzenia i usiadł przy pierwszym wolnym stoliku.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 02-07-2009, 21:15   #9
Amm
 
Amm's Avatar
 
Reputacja: 1 Amm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetnyAmm jest po prostu świetny
- Tylko nic nie potłucz! - odezwała się gnomka, gdy Nathell odjeżdżał z nowym pakunkiem. Odwrócił się jeszcze w jej kierunku, by powiedzieć parę słów na pożegnanie, ale tajemnicza zielarka jak szybko się pojawiła, tak szybko też zniknęła. Nathell bez namysłu ruszył dalszą ścieżką, bo Dwie Sosny znajdowały się już w polu widzenia wojownika, a nieustająca mżawka zmuszała do pozostawania w ruchu. Po paru minutach w końcu znalazł się przed uchyloną bramą wioski. Ze szóstki kopiących doły mężczyzn jeden z nich o blondwłosej brodzie wskazał Nathellowi bez słowa wejście, a reszcie rozkazał kontynuować pracę. Aerthur gdzieś do połowy wioski zauważył długo poszukiwaną karczmę. W pierwszej kolejności oddał konia do stajni, by później ciężkim krokiem powędrować do karczmy. W jednej chwili tajemnicza cisza przemieniła się we wrzawę, a otwierając drzwi pierwsze co poczuł, to poszukiwane ciepło. Bez zastanowienia usiadł przy opuszczonym stole zdejmując nawilgły płaszcz. Dopiero jutro planował doręczyć mikstury niejakiej Arethie Eshady. Dziś i tak był już wystarczająco osłabiony.
 
Amm jest offline  
Stary 03-07-2009, 22:44   #10
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Deszcz… deszcz był smętnym zjawiskiem dla kapłana boga słońca. Przygnębienie jakie się za nim ciągnęło było nie do zniesienia. Mężczyzna który podszedł zwał się Derek. Najwyraźniej wioska miała problemy, skoro mieszkańcy zniknęli. I ten cholerny deszcz…

-Dziękuje ci Dereku za udzielenie pomocy. Przyjmij to oto błogosławieństwo w imię Lathandera. Niech ciemność złych dni zgaśnie na moc wschodzącego słońca nowego dnia. Powodzenia- ruszył kończąc błogosławieństwo. W drodze do palisady zrównał się z nim niedawno poznały jegomość. Mnich Tyra z tego co mówił. Nie chcąc nie odpowiedzieć na przedstawienie odpowiedział :

-Zdawało mi się, że przedstawiliśmy się niedawno przy wykopach. Jestem Arthis, sługa Lathandera. Aktualnie zmierzam na posiłek do karczmy.


Wioska była zbudowana dość prosto, bez bogato ozdobionych domów, i z jedną ulicą. Przy karczmie wprowadził swego wiernego rumaka Farana do stajni gdzie dał 3 ss stajennemu za opiekę i wyżywienie. Ruszył do karczmy, gdzie zapewne przesiadywał ów mnich. Wewnątrz było dość gwarno. Przysiadł się do stołu gdzie siedział Holan. Jednym ruchem ręki wezwał karczmarza do siebie. Mnich zamówił chleb i wodę, trochę ascetyczne, lecz jak kto woli. Zagadną również o problemie wdowy, wiec na zachęcające jego spojrzenie odparł:


- Na razie wystarczy powiedzieć gdzie wdowa mieszka. Jutro z rana wybiorę się do niej, o ile nie dziś. Ja poproszę dobry posiłek i do tego dzban zwykłego wina. Proszę, oto 7 ss.



Pozwalając karczmarzowi odejść, zdjął obie pancerne rękawice i położył je w raz z hełmem na stole po boku.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172