Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2008, 13:30   #1
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
[D&D 3.0/3.5] "Ciemność"

Rozdział I


"Godzina duchów"



Było chłodne, choć słoneczne popołudnie. Siedmiu śmiałków przemierzało pusty gościniec na swoich rumakach, podążając lekkim kłusem coraz bardziej i bardziej na północ. Ziemie krainy Vaasa były jałowe i szare, a przede wszystkim puste. W przeciwieństwie do innych, wcześniej odwiedzanych ziem, tu okolic nie ozdabiały lśniące na złoto pola, nie było samotnych gospodarstw czy wielkich połaci zieleni, wszyscy kryli się za palisadami, poczynając od kilku gospodarstw, poprzez osady i wioski, kończąc na miastach otoczonych solidnymi murami. W Vaasie było wszystko nijakie, szarawe i wyjątkowo często przymarznięte przez dosyć chłodny klimat. Lasy nie były zielone, lecz szaro-rdzawe, nie wspominając o częstych bandach Orków, czy też wszelkiej innej rasy bandytów. W końcu tą krainą władał kiedyś potężny Licz... . Nikt z licznej kompanii nie pamiętał już, kto wpadł na pomysł by wybrać się w te niezbyt gościnne okolice, wszyscy jednak mieli przed oczami mniejsze lub większe bogactwo i chwałę, jaką mogła zapewnić Vaasa. Na jej północy znajdowały się bowiem góry pełne "bezpańskich" złóż rud metali i co ważniejsze klejnotów. Krążyło wiele opowieści o odważnych śmiałkach oczyszczających górskie tereny z wrogich potworów, by następnie sięgnąć po bogactwo w postaci "krwawników", zielono-szarego kwarcu usianego czerwonymi kropelkami, które osiągały rozmiary pięści mężczyzny i minimalną wartość 50 sztuk złota.

Kompanija była liczna i różnorodna pod względem fachu, czy charakteru, był w niej Elhan - Elfi wojownik wprawnie walczący egzotycznym mieczem rtęciowym, Szaded - również Elfi wojak, a właściwie wyśmienity łucznik, Blajndo - Półelfi "Łowca" znający się nieco również na pułapkach i mechanizmach, Milo Greenbotle - Niziołek, uprzejmie przez was nazywany "zwiadowcą", a potrafiący poradzić sobie z niemal każdym zamkiem w drzwiach (szczególnie od skarbców), Siabo Laumee Harr - Ludzki Mag iluzjonista, oraz Johan Blavit wraz ze swoim sługusem, Koboldem o wyjątkowo pasującym do wymowy imieniu - Harkh. Wszyscy razem znali się już od jakiś dwóch miesięcy, podróżując to tu, to tam, zwiększając swoje możliwości, chwałę i siejąc popłoch wśród dziewek. Dwóch ostatnich dołączyło jednak ledwie przed trzema tygodniami i właściwie nikt nie był pewny fachu Johana, ludzkiego mężczyzny całkiem nieźle posługującego się mieczem. O Koboldzie Harkh'u lepiej zaś nie wspominać. Mimo, że nie był tak zepsutym i wrednym osobnikiem jak reszta jego gatunku, jaszczurkopodobny kurdupel potrafił wam nie raz porządnie zaleźć za skórę.

Pędzący jako pierwszy na swoim psie wierzchowym Milo (co często doprowadzało do ukrywanych rechotów reszty towarzyszy) zauważył na horyzoncie zarys jakiegoś miasta, niedaleko niego majaczył zaś jakiś zamek. No i tak się wszystko zaczęło... .

Miasto, a właściwie jak się później okazało małe miasteczko, otoczone pięciometrowym murem nie wyróżniało się niczym szczególnym od odwiedzanych wcześniej podobnych miejsc. Duża, otwarta przez dzień brama wjazdowa z czterema łypiącymi "spod oka" strażnikami, domy, kilka sklepików, jakaś świątynia, rynek z targowiskiem, miejscowi kręcący się po ulicach, słowem standard. Było jednak kilka nieco dziwnych rzeczy, które po kilku chwilach zwróciły waszą uwagę. Dosłownie wszędzie szwędały się koty w niemal wszystkich możliwych kolorach, drzemiące w słońcu, bawiące z dziećmi, czy też wylegujące na kolanach miastowych, siedzących licznie przed swoimi domostwami na ławeczkach, czy też na krzesłach. Oprócz kotów była również masa małego ptactwa, pozamykana w małych klatkach i najczęściej wystawiona w oknach domostw. Najbardziej zaniepokoił was jednak fakt, że niemal każdy dorosły spoglądał na was z naprawdę nieukrywaną miną podejrzliwości.



Główną ulicą przejechał wóz ciągnięty przez dyszącą szkapę, ludzie spacerowali, pracowali, rozmawiali, dzieci biegały po bruku bawiąc się w ganianego, minął was patrol pięciu strażników miejskich, przebiegł jakiś kundel, jednym słowem nic ciekawego, miasto jak miasto, chociaż te wyglądało raczej na jakąś kompletnie nudnawą dziurę. Jadąc wolno przed siebie i rozglądając się za poszukiwanym celem, po paru minutach waszym oczom ukazał się piętrowy budynek z szyldem przedstawiającym koślawo na nim wyrzeźbioną smoczą głowę, należącym do wypatrywanej przez was gospody. Jej wnętrze okazało się równie nijakie jak reszta miasteczka, jakiś tuzin stołów i ław, kilkunastu mężczyzn pijących piwo, schody prowadzące na piętro, zapewne do kilku obskurnych izb dla gości, karczmarz stojący za ladą, zajęty czyszczeniem szmatką kufla. No i oczywiście brak jakichkolwiek kobiet, co za dziura... .

Rozmowy właściwie natychmiast ucichły, ledwie pierwszy z was zrobił drugi krok wewnątrz tego przybytku. Mogliście przysiąc, że każdy miastowy odwrócił się niczym jeden w waszą stronę, spoglądając z pomarszczonymi brwiami. Zapanowała naprawdę niezręczna cisza i denerwująca sytuacja, jakby oto do środka wszedł właśnie sam Asmodeusz, a nie zwykli podróżni. Nieco otyły i łysiejący karczmarz zachłysnąwszy się powietrzem starał się zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, szybko przypominając sobie o posiadaniu języka w gębie.

- Witam... witam podróżnych!. Witajcie panowie w gospodzie "Smoczy łeb", zapraszamy!. Pewnieście zmęczeni po podróży, siadajcie, siadajcie, miejsca wystarczająco, co podać szanownym panom? - Wskazał dłonią na jeden z wolnych stołów pod ścianą, mogącym pomieścić tak liczną grupę - Ej, to nie miejsce dla dziecia... - Przyjrzał się uważnie Niziołkowi, a po chwili dostrzegł i Kobolda - Bardzo panie przepraszam, wybacz, wybacz najmocniej staremu głupcowi!. A to co za mała jaszczurka?. A zresztą co mnie to, byleby tu nie napaskudziła!.

Gdy już zajęliście miejsce, okoliczne ochlajtusy przy stołach przestały milczeć i ponownie powróciły do swoich rozmów, zerkając jednak co pewien czas w waszą stronę. Karczmarz zaś szybko do was przydreptał z wyraźnym potem na czole i oczekiwał, co też zamówicie. Z drzwi za ladą wychyliła się natomiast jakaś młoda dziewczyna, zerkając w waszą stronę najpewniej z kuchni tego przybytku. Ktoś ją jednak wyjątkowo szybko wciągnął najwyraźniej za kołnierz do środka, gdyż głowa rudowłosej tak szybko jak się pojawiła, tak zniknęła.

- To czego pragną ślachetni panowie? - Karczmarz niemal już przestępował z nogi na nogę - Mamy duży wybór trunków, a i jadło mej żony niczego sobie!.
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-05-2008 o 14:55.
Buka jest offline  
Stary 21-05-2008, 15:52   #2
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Kobold kołysał się miarowo siedząc za plecami wielkiego człowieka. Nie czuł się zbyt pewny na tego typu wierzchowcu, ale powoli zaczynał przywykać do tego środka transportu. Niektórym taka kolej rzeczy wydawała się dziwna, lecz nowy towarzysz drużyny i jego sługa zwykle podróżowali w taki sposób. W ogóle byli jacyś tacy inni. Małomówni, nieufni, dołączenie do tej drużyny było źródłem czystego przypadku. Ale czy aby na pewno?...

Małe stworzonko nie wyglądało zbyt ładnie, lecz nie widać po nim było, aby mogło ono sprawić jakieś większe zagrożenie. Ot taki mały, wredny kurdupel. Nie licząc poobdzieranego płaszcza, pokrywającego jego ciało, które porastała ruda szczecinka, kobold nie miał nic poza plecakiem. Stworzenie ani razu nie otworzyło torby, którą wiecznie targało na plecach. Czasami tylko wyciągnęło z niej coś do jedzenia, albo koc. Bestia miała jeszcze na szyi dziwny plemienny talizman, z powprawianymi bardzo ostrymi kłami i poprzeplatany czarnymi nićmi. Nie była to zbyt ładna błyskotka, lecz przywiązanie do niego przerośniętej jaszczurki sprawiało, że mimo niewygody nie zdejmowała go ona nawet w nocy.

Harkh patrzył się na otaczający podróżnych smętny krajobraz północy. Rozglądał się tak, od czasu do czasu kierując swój głupawy wzrok w stronę reszty towarzyszy. Widząc elfy, źrenice jego zwężały się tak, jak normalnemu gadowi, wyczuwającemu niebezpieczeństwo. Elfy były złe. Choć te najgorsze były czarne, to jednak te powierzchniowe mało różniły się od swoich braci z podziemi. Mała bestyjka, widząc iż jeden z długouchych jeźdźców skierował głowę w jej stronę, szybko odwróciła się szepcząc coś w swoim języku:
- Johan. - było to jedyne słowo, możliwe do zrozumienia w chrypliwej mowie stworzenia.
- Nie podobają mi się te długouche mutanty. Na prawdę musimy z nimi jechać? - słysząc odpowiedź siedzącego przed nim człowieka westchnął i nie mówił nic więcej. W końcu ktoś, a w szczególności długousi mogli być na tyle szczwani, by nauczyć się podziemnego języka i podsłuchać rozmowę.

Po jakimś czasie kobold dopatrzył się miasteczka, którego mury majaczyły gdzieś w oddali. Milo już wcześniej poinformował drużynę o pojawiającym się śladzie cywilizacji, co bardzo zdenerwowało jaszczuropodobnego stwora.
- Tego też bym się pozbył. - szepnął do towarzysza, po czym człowiek zatrzymał konia. Małe stworzenie spojrzało się z wyraźnym wyrzutem na swojego ludzkiego kompana. Nienawidził tego momentu, lecz niestety zawsze przed ludzką osadą trzeba było zastosować fortel z panem i jego zwierzęciem. Inaczej dwójka bohaterów na pewno nie zdołałaby dostać się do miasta. No może zdołałaby, lecz lepiej nie narażać się zawczasu.

Gdy tylko Johan założył pętlę obroży na chudą szyjkę kobolda, oboje zaczęli przeć naprzód przez niegościnne północne drogi. Po jakimś czasie, i chwili przekomarzania się ze strażą, dotarli do miasteczka. Młody kobold nienawidził ludzkich osad. Zbyt dużo było tam olbrzymów. Już podpijając piwo z niziołczych browarów czuł się lepiej. Tak swoją drogą zastanawiał się, czy mają tutaj dobre piwo. Widać było przynajmniej, że jedzenia pod dostatkiem. Wszędzie, po całym miasteczku szlajały się koty. Futrzane zwierzęta sprawiły, że Harkhowi mimowolnie uruchomił się instynkt żarłoka. Pyszczek przybrał wyraz rozkojarzonego, a z pomiędzy zębów na ziemię zaczęła skapywać ślina. Wygląd ten był przekomiczny.

W końcu śmiałkowie dotarli do karczmy, choć małego stwora trzeba było czasem siłą odrywać od prób konsumpcji jakiegoś dorodnego kocura. Budynek karczmy nawet nie zaskoczył bestii. Zazwyczaj po podróży drużyna nocowała w przydrożnych zajazdach, lub upijała się w miejskich gospodach. No kto się upijał ten się upijał, niektórzy chlali jak świnie. Przynajmniej w mniemaniu reszty załogi.

Kobold przysłuchiwał się słowom nieco zdenerwowanego karczmarza. Doskonale sprawiał wrażenie tego, że nie rozumie słów człowieka. W rzeczywistości jednak uderzyła go fala wściekłości.
- Zrobię Ci kupsko na środku twarzy, jak będziesz spał - pomyślał stworek wpatrując się w gospodarza, po czym ruszył za swoim panem i usiadł na podłodze obok niego. Przy okazji zobaczył ludzką dziewkę, która wychyliła się zza winkla. Nie zwrócił jednak zbytniej uwagi na ten widok. Bardziej interesowały go kufle piwa, które właściciel przybytku niósł na tacy.
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 21-05-2008 o 15:57.
Bulny jest offline  
Stary 21-05-2008, 17:13   #3
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elhan jechał po trakcie znużony ciągłą podróżą. Monotonny widok pustkowi i lasów w oddali doprowadził elfa do granic znudzenia. Kołysając się pod wpływem kroków konia wtulił się jeszcze bardziej w płaszcz. Chłodny wicherek sprawiał, że przyzwyczajonego do ciepła wojownika przeszywały dreszcze. Humor elfa poprawił się znacznie, gdy Milo powiadomił drużynę o mieście na horyzoncie. Elhanowi marzyło się ciepłe piwo i pieczona kura, nie mówiąc o miękkim łożu, co by chwilę odetchnąć od podróży.

Elf wjechał przez bramy miasta wyprostowany, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Zwykłe miasto nie wywarło na nim wrażenia, lecz w oczy od razu rzuciła mu się ogromna liczba kotów. "Co tyle tych przeklętych stworzeń robi w tym mieście? Cholerne sierściuchy..." - przeklnął w duchu. Jego nienawiść do kotów była nieuzasadniona, podświadomie starał się ich unikać, albo, gdy było to konieczne, zabijać. Sam nie wiedział czemu tak się dzieje, może wpłynęły na to pewne wydarzenia z dzieciństwa, których nie pamięta.

Gdy przed drużyną pojawił się szyld poszukiwanej gospody, w oczach elfa zapaliły się dwie iskierki, a, jak dotąd kamienny, wyraz twarzy rozpromienił uśmiech. "Wreszcie" - pomyślał schodząc z konia. Ruszył pewnym krokiem przed siebie przestępując próg gospody. Jego nozdrza uderzył przyjemny zapach fajkowego dymu. Zasiadł przy stole wskazywanym przez karczmarza i podparł oburącz głowę, w której panowała pustka myślowa. Ocknął się dopiero po chwili, gdy karczmarz czekał niecierpliwie na zamówienia.
- Ciepłego piwa i pieczonego kurczaka. - odparł do karczmarza wpatrując się w ścianę naprzeciw niego. Nagle jego uwagę zwróciła dziewczyna, która pojawiła się i znikła; najwyraźniej pociągnięta przez kogoś do środka izdebki, z której wyszła. Elhan pomyślał, że to tylko córka karczmarza, którą matka przyłapała na leniuchowaniu, miast pracy w kuchni.
 
Sinthael jest offline  
Stary 21-05-2008, 17:34   #4
 
adix1993's Avatar
 
Reputacja: 1 adix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodzeadix1993 jest na bardzo dobrej drodze
Elf rozsiadł sie w w krześle na tyle wygodnie jak tylko było to możliwe, nasłuchiwał uważnie wszystkich rozmów.
- Kubek piwa - Powiedział rozglądając sie, i co chwila kierując wzrok w stronę drzwi w których pojawiła się rudowłosa twarz.
- Kim ona jest? - Zapytał
Elf spojrzał w stronę kompanów, nie obdarzał ich zbytnio przyjaźnią jednak nikt poza jaszczurem i jego panem mu nie przeszkadzał. Ukrywał to jednak w sobie i nie mówił o tym otwarcie.
Poluzował swój łuk zawieszony na plecach i poprawił jasne włosy związane w długi kuc ginący pod płaszczem. Szaded miał łagodną i gładką twarz na której nie było widać śladów walk. Spowodowane było to tym iż za każdym razem starał się osłaniać grupę na odległość.
- Czy to miasto zawsze jest takie dziwne?
Miał tendencje do zadawania przeróżnych pytań, nie bał sie ich zadawać i robił to przy każdej nadążającej się okazji.
 
adix1993 jest offline  
Stary 21-05-2008, 18:35   #5
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Niziołek popatrzył się na towarzyszy, potem na drogę przed nimi po czym spiął swego psa wierzochwego - Wazora ruszając na przód.
- No to fędzę na frzód! - krzyknął do oddalających się towarzyszy za sobą.

- Ja przodem... Standardowa taktyka! Phi! Jak zwykle wykorzystuje się biednego małego Milo. Co nie Wazor? - rzekł łotrzyk do swego towarzysza w swym ojczystym języku - No ale co tam, przynajmniej ten śmieszny stworek nie patrzy się dziwnie na mnie. Na elfy też się gapił, ale elfy to elfy, na nie zwykle się gapi wyczekując czy noża do gardła ci nie przyłożą. Pamiętasz piesku jak tym długouchym czarnuchom z przed nosa zwialiśmy? Wściekli byli na nas. A miotali przekleństwami! No ale nie z takich opałów się wychodziło. - wspominał stare dzieje Milo.
Nagle w oddali zamajaczyło mu miasto. Budynki wyrosły jak spod ziemi. Niedaleko mieściny stał zamek. Z tej odległości młody podróżnik nie dopatrzył się żadnych szczegółów dotyczących fortyfikacji. Milo przystanął na chwile, po czym zawrócił do swych towarzyszy.

- Fanowie! Jakieś miasto nie daleko stąd! Może wstąfimy na jakieś farę chwil aby uzufełnić zafasy? Nie daleko miasta jest też zamek, a w nim fewnie frzygoda! - wykrzyczał podekscytowany nagłym przejawem cywilizacji na tym pustym terenie. Z radosnym uśmiechem i ewidentnie zadowolony z siebie Milo zrównał swego wierzchowca z resztą towarzyszy.

Jadąc przez miasto nie dało się nie zauważyć wszędzie wałęsających się kotów.
- Ty pewnie chciałbyś jednego - rzekł w niziołczym na ucho swojemu towarzyszowi, lekko zerkając na koty.
W końcu dojechali do budynku z koślawym szyldem przedstawiającym smoczą głowę. No to chyba tu... - pomyślał Milo po czym wszedł do karczmy.

Gdy łotrzyk wchodził do karczmy poczuł na sobie spojrzenia wszystkich zebranych wokół ludzi. Nie było to miłe uczucie, zwłaszcza dla tak małej istoty jaką jest niziołek. Ciszę przerwał łysiejący i nieco przy tuszy karczmarz.
- Witam... witam podróżnych!. Witajcie panowie w gospodzie "Smoczy łeb", zapraszamy!. Pewnieście zmęczeni po podróży, siadajcie, siadajcie, miejsca wystarczająco, co podać szanownym panom? - Wskazał dłonią na jeden z wolnych stołów pod ścianą, mogącym pomieścić tak liczną grupę - Ej, to nie miejsce dla dziecia...
No nie! I znowu ci ignoranci mylą mnie z ich bachorami! Czy tak trudno zauważyć inteligencję pisaną na twarzach niziołków? Ech...

Gdy już cała siódemka zasiadła za stołem, Milo nieśmiało podniósł rękę do góry.
- Kubek fiwa froszę! Ino frędko! - zażądał maluch. Byle tylko nie przesadzić.... Nagle spostrzegł szybko znikającą dziewkę. Kurczę, ruda! Gdyby była dwa razy mniejsza to bu mi Mazzy przypominała. Szkoda - pomyślał nieco smucąc się Milo, po czym rozejrzał się dokładnie po karczmie.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 21-05-2008 o 21:27.
andramil jest offline  
Stary 22-05-2008, 04:48   #6
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Chłopak, bo ciężko nazywać go już mężczyzną, siedząc w swym siodle wciąż obserwował zachowanie kompanów. Przez dłuższa chwilę oczekiwał efektów zwiadu, znanego wszystkim niewielkiego towarzysza - Milo'a, który w dość szybkim tempie przytruchtał na swym obrośniętym "rumaku". Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tego iż jego siodło na nim się znajduje... - pomyślał, po czym spojrzał z delikatnym uśmiechem na swego idącego nieopodal wilczego towarzysza.

- No, tak... - szepnął do siebie cicho po spostrzeżeniu pobliskich budowli.
- Kolejne mury... No ale lepsze to niż te nudne pustkowia... - po czym lekko westchnął i delikatnie szturchając swego wierzchowca, ruszył za towarzyszami wewnątrz miasta.

Obserwując dookoła biegające koty, naszła go kolejna myśl, a ponieważ nie należał do tych co wszem i wobec ogłaszają swe myśli, rzekł znów pod nosem:

- Świetnie, świetnie - pokręcił lekko głową wciąż mówiąc jakgdyby do siebie - Jeszcze tylko ich mi tu brakowało - westchnął po czym rzekł dalej - Jakby ich mama więcej nie miała. - następnie spojrzał w niebo i z niewielkim, jakby szyderczym uśmieszkiem oderwał też wzrok od chmur. Po spojrzeniu na pobliskie budynki i zliczone na palcach jednej ręki krzewy (które niejeden mógłby zaliczyć do drzew), wrócił do obserwowania wałęsających się kotów i po chwili odezwał się do towarzyszy:

- Jak tylko wypoczniemy, to z rana spróbuję coś od tych - chrząknął - Wszawców coś wyciągnąć - spojrzał w moment z lekko krzywym uśmieszkiem w niebo i szybko zwrócił głowę w stronę kompanów - Być może dowiemy się czegoś ciekawego o tym mieście... - po czym ponownie lekko znów westchnął - choć też nie liczyłbym na wiele... te małe rozczochrańce nie należą do zbyt ufnych i wiarygodnych... zapewne wiele się nie dowiemy. - pomyślał wewnątrz siebie, a następnie spojrzawszy na swego włochatego przyjaciela rzekł:
- Trzymaj się blisko mnie Wherkens, nie daj się ponieść emocjom - uśmiechnął się, przy czym jego uśmiech jakby zbladł gdy spostrzegł nazwę gospody.

Widząc jego kręcenie głową można by pomyśleć iż należy on do osób nastawionych pesymistycznie do życia, aczkolwiek osoby znające jego charakter wiedziały dobrze iż jest on jednym z tych co potrafią być cicho przez dłuższy czas, a następnie wybuchnąć śmiechem jak ognista kula przy zderzeniu ze swym celem. Ci co mieli wiedzieć to wiedzieli, iż jego poczucie humoru równa się z najgorszym sarkazmem starych magów i zarazem z prostym, często można by rzec głupim, dowcipem nadwornych błaznów. Był to swój chłop, jak to mawiali o nim na znanych mu ziemiach, choć nie każdy mógł go zrozumieć w pełni. Ci co spostrzegli jego kręcącą się na lewo i prawo głowę, wiedzieli iż w głębi siebie miał on swego rodzaju ubaw z widniejącej na szyldzie nazwy gospody.

- W porządku - odezwał się po chwili machania swym krótkowłosym czerepem - Zobaczmy co tam zastaniemy.

Po wejściu, nic go tak naprawdę nie zdziwiło, gdyż było tam tak jak w każdej innej, podobnej tej tawernie, które napotkał w swym, jak narazie, krótkim życiu. Stoły i ławy podobnej budowy, choć inaczej ustawione. Oberżysta, taki jak zawsze, w lekko podeszłym wieku, z brzuchem mogącym mu służyć za podstawkę do piwa.

- Nic nowego Wherkens - skinął głową, nakazując wejść swemu wilczemu towarzyszowi do środka - Wejdź może pod stół, by ten gość - kiwnął głową na zbliżającego się do nich karczmarza - nie marudził nam tu na Twój temat.
Sporej budowy wilk szybkim susem schował się pod ławą, po czym Blajndo rozejrzał się dookoła, szybko zapoznając się z otoczeniem. Następnie gdy zbliżył się oberżysta, powiedział niespecjalnie głośno:

- Ja również poproszę o jakiś trunek, najlepiej specjał tych okolic... - minęło kilka sekund - Mam nadzieję, iż macie tu chłodno w piwnicach, bo niezbyt lubię ciepłe napitki po długich podróżach. - po czym szybko dodał - Nie żebym należał do wybrednych, ale jednak... - nie kończąc zdania uśmiechnął się niejednoznacznie, a następnie dorzucił - No i coś dla mojego obrośniętego towarzysza - kiwnął głową pod stół - Myślę, że garniec wody wystarczy - znów lekko się uśmiechnął po czym zaczął grzebać w swej sakiewce przeliczając pozostałe z ostatnich wypraw złoto, nie zwracając kompletnie uwagi na dziewczynę wychylającą się przez moment. Jedyne co zwróciło jego uwagę, to ciche warknięcie jego zwierzęcego towarzysza:

- Co jest Wherkens? - szybkim ruchem nachylił głowę pod stół i jedyne co po tym spostrzegł, to zamykające się za dziewczyną drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 22-05-2008 o 04:57.
ŚLePoX jest offline  
Stary 30-05-2008, 18:47   #7
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Karczmarz przyniósł po nieco dłuższej chwili kufle z piwem, i tylko i wyłącznie metalowe kufle, kubka żadnego nie było. Oprócz tego brakowało również ciepłego piwa dla Elhana i kurczaka. Widząc nieco jego zirytowaną minę właściciel przybytku "Smoczy Łeb" szybko wyjaśnił, że piwo już się grzeje, z
potrawą jest zaś podobnie... . Reakcja pozostałej klienteli mocno już powróciła do względnej normalności, nadal jednak ktoś co pewien czas zerkał w waszą stronę, a to ciekawskim spojrzeniem, ale też i nieco chłodniejszym wzrokiem. Miejscowi zebrani przy stołach gawędzili na przeróżne (i według was wyjątkowo nudne) tematy, nic ciekawego się więc nie działo, ani nie "wpadło wam w ucho". Szaded zadawał pytania, pozostawało jednak kwestią sporną kogo pytał, czy was, czy karczmarza, czy po prostu gadał sam do siebie. Karczmarz nic mu nie odpowiedział, być może nie słysząc tych pytań, a może i nie chciał ich słyszeć. Przed paroma minutami przez główne drzwi gospody wyszedł na oko dwunastoletni, czarnowłosy smark, by zaprowadzić wasze rumaki do stajni, teraz zaś wrócił nieco roztrzęsiony. Syn karczmarza popędził prosto do swego ojca, mając pewien problem, co starał się w miarę cicho wyjaśnić, jego dyskrecja na nic się jednak zdała poprzez nastawienie rodzica i usłyszeliście wiele z tej rozmowy.

- Co tam jest?? - Nie dowierzał karczmarz mówiąc odrobinkę za głośnym szeptem - Pies z siodłem??. Warczy na ciebie bydlę i nie da się do stajni wprowadzić?. Czekaj no, pogadam z nimi... .

- Szanowni panowie - Mężczyzna wtrącił się w popijanie piwka - Tam na dworzu, jest... jest... - Łysawy jegomość szukał chyba odpowiedniego wyrazu, by czasem nie zarobić w pysk - ... jest taki niezwykły wierzchowiec, mały dosyć, i warczy, czy mógłby szanowny pan pomóc memu synowi wprowadzić go do stajni, dzieciak się boi - Karczmarz nerwowo wykręcał sobie paluchy, rozglądając się po całej grupce i nie będąc do końca pewnym, kto przyjechał na psie wierzchowym. Ci z miastowych zaś, którzy siedzieli tuż przy oknach na ulicę, słysząc te słowa i spoglądając na "wierzchowca" przed gospodą starali się z całych sił nie ryknąć gromkim śmiechem. Klnący pod nosem Milo podniósł się po chwili od stołu... .

~

W końcu zjawiło się podgrzane piwo i kurczak, niesione prosto z kuchni przez rudowłosą dziewoję. Podchodząc do stołu zasiadanego przez licznych mężczyzn oblała się mocnym rumieńcem, niezwykle kontrastującym z jej włosami.
- Oooto jadło i napitek - Zająknęła się speszona waszymi spojrzeniami i postawiła wszystko na środku stołu, najwyraźniej nie mając pojęcia kto dokładniej zamawiał. Przez drobną chwilkę, krótką niczym mrugnięcie okiem, spojrzała ona na Blajndo, oblewając się jeszcze większym rumieńcem. Nie czekając na nic więcej, szybko okręciła się na pięcie, pędząc jakoś tak wyjątkowo już do kuchni, i o mało nie rozbijając sobie nosa o prowadzące do niej drzwi.



Siedząc więc i popijając nawet dobry i lekko chłodny trunek wasze myśli skierowały się w stronę dalszej podróży. Można by w tej dziurze przenocować, jutro uzupełnić zapasy i ruszyć dalej ku upragnionemu bogactwu, w końcu byliście tu tylko przejazdem i nic, ani nikt was nie trzymał w tym nudnym miasteczku. Wizja kopalń pełnych klejnotów, a i może jakiś zapomnianych, ukrytych skarbów czy też magii pozostawionej przez chociażby Krasnoludy była naprawdę dobrą motywacją do pchania się coraz bardziej i bardziej na północ, w kierunku Wielkiego Lodowca i coraz zimniejszych klimatów... .

~

Już przy trzeciej rundce złocistego napoju i jakąś niecałą godzinę później, drzwi gospody dostarczyły kolejnej "rozrywki" przebywającym w środku osobom. Wkroczyła przez nie zbrojna kobieta w towarzystwie czterech strażników.
- Pozdrawiam wszystkich! - Odezwała się głośno, otrzymując pomrukliwe odpowiedzi od podpitych miastowych. Następnie nic sobie z tego nie robiąc i po szybkim odszukaniu wzrokiem skierowała swoje kroki prosto do waszego stołu. Nieco starsza, nawet ładna, o jasnych włosach i z symbolem Helma na napierśniku, widać że była pewna swego.

- Witam was podróżni w imieniu burmistrza Lance, zwę się Mara Bersk, jestem dowódcą straży miejskiej i przedstawicielką prawa w naszym mieście. Burmistrz chciałby się z wami spotkać, wątpię jednak by dziś to nastąpiło. Informuję więc was obcy.. - ciągnęła swój wywód, a słowo "obcy" zdawało się was nieco mocniej niż normalnie kłuć po uszach - ... że jesteśmy spokojnym ludem i nie lubimy w Rath żadnych burd, złodziejstwa i tym podobnych. Jeśli chcecie zostańcie ile tylko tego zapragniecie, nie wchodźcie jednak w drogę prawu. Doniesiono mi również, że jeden z was, dziwny, mały stworek, próbował dobrać się do kotów. Wiedzcie więc, iż są one dla nas bardzo ważne, radzę więc zostawić je w spokoju, inaczej możecie trafić do naszego lochu. Mamy tu już wystarczająco problemów i bez pomocy przyjezdnych.

Zdecydowanie zbyt pewna siebie. I do tego nieco nawiedzona?. A więc Paladynka??.

Czterej strażnicy spoglądali wzrokiem pełnym cierpienia na stojące na stołach kufle z piwem, Mara czekała zaś co jej odpowiecie. Ta dziura zwana Rath coraz mniej się wam podobała, chociaż i pojawiło się kilka informacji wywołujących niezdrową ciekawość... .
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 30-05-2008 o 18:53.
Buka jest offline  
Stary 30-05-2008, 22:11   #8
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elhan chwytając wzrokiem spojrzenia pozostałych klientów karczmy rozglądał się tym samym po pomieszczeniu. Poruszył się niespokojnie na krześle krzyżując ręce na piersi.
- Widać nie często widywani tutaj są jacykolwiek awanturnicy - rzekł spokojnym głosem opiniując spojrzenia tutejszych bywalców - Nie dziwię się im, wszak niemal pewnym jest, że żaden śmiałek nie zapuściłby się w te strony tylko dla pozbawienia życia kilku maszkar czyhających na bezbronnych podróżnych w najlepszych zasadzkach.

Elf uśmiechnął się tylko, gdy usłyszał, jak młody czarnowłosy chłopak przedstawia swój problem z wierzchowcem Milo, swemu ojczymowi.

W końcu przyniesiono ciepłe piwo i kurczaka, którego Elhan tak bardzo oczekiwał. Dawno nie miał w zębach porządnego jadła, toteż gdy nadarzyła się okazja postanowił to zmienić, przy okazji odpoczywając po długiej podróży. Przysunął do siebie tacę z kurczakiem i kufel piwa. Łyknął ciepłego napoju, co poskutkowało przyjemnym dreszczem rozchodzącym się po całym ciele elfa. Westchnął błogo i zabrał się do pałaszowania kurczaka.

Posiłek elfa przerwało nagłe przybycie zbrojnej kobiety i jej obstawy. Elhan po uzbrojeniu poznał, że to straż miejska. "Zaraz, co robi straż miejska w tak spokojnej karczmie?" - Jego wahania rozwiało nagle objaśnienie przybyłej kobiety.
- Jesteśmy tu tylko przejazdem - oznajmił Marze - I zapewniam cię pani, że nie zamierzamy w żaden sposób szkodzić temu spokojnemu miasteczku. - pociągnął ze swego kufla wielki łyk grzanego napoju nie spuszczając oczu z twarzy strażniczki.
- A można wiedzieć jakie to kłopoty masz na myśli? - dodał po chwili opierając się o stół - Może możemy pomóc. Walka jest nam nie obca. - elf wskazał na swój miecz i oręż innych towarzyszy spoglądając pytająco na Marę.
 
Sinthael jest offline  
Stary 31-05-2008, 03:29   #9
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Widząc przyniesiony kufel, pełen zimnego "napoju", chłopak uśmiechnął się szeroko po czym, bez zastanowienia podniósł go w górę:

- Na zdrowie! - zwracając się do kompanów wziął porządnego łyka.
- Mmmm - zamruczał z zadowoleniem i wziął kilka kolejnych, głębszych łyków... po chwili większa połowa kufla była już pusta.
- Achh, tego mi było trzeba - odsapnął znów się uśmiechając, przy czym obejrzał sobie kufel już dokładniej.
- Hm, ciekawe... - wzrokiem zrobił szybki rekonesans wokoło - Metalowe wszystkie... - pomyślał bez większych emocji - Ach, co mi tam, najważniejsze że jest dobre. - uśmiechnął się raz jeszcze.

Po rozmowie karczmarza z chłopakiem, jedyne co zawitało na jego twarzy to kolejny uśmiech. Zajrzał pod stół i rzekł do włochatego przyjaciela:

- Nie martw się Wherkens, zagadam go raz jeszcze.
- Szefie! - zawołał, przy czym z dziwnym uśmieszkiem spojrzał na karczmarza - Zapomniał pan chyba o mym koledze pod stołem... Go też suszy - uśmiechnął się szerzej.

Popijając już znacznie mniejsze łyki zauważył rumieńce, przybyłej przed momentem, czerwonowłosej dziewczyny. Spojrzał na nią wciąż maczając nos w kuflu, przy czym zmrużył oczy jakgdyby odwzajemniając uśmiech. Gdy dziewczyna się oddaliła rzekł do towarzyszy:

- Całkiem przyjemna, co? - zmrużył znów oczy uśmiechając się nadal - Dawno nie było na kim oczu zaczepić. - zaśmiał się lekko i dokończył pierwszy kufel.

Sącząc drugi kufel, przerwał chwile ciszy przy stole:

- To co panowie? Zabawimy tu dłużej czy jak? Bo tak po prawdzie mi tam aż tak się nie pali do poszukiwania tych świecidełek... chociaż... - zajrzał do sakiewki - no, nie jest najlepiej z funduszami...
Po kilku chwilach dokończył swój "wywód":

- W sumie mi to tam jedno, zostawię Wam tę decyzję... Wypiję jeszcze kilka i chyba walnę się spać. - Stwierdził krótko i zasączył znowu trunku.

Obserwując wejście straży ze zbrojną kobietą na czele, wybałuszył lekko oczy nic nie mówiąc. Po wysłuchaniu paladynki i opinii Elhana, zerknął na resztę towarzyszy i w końcu też się odezwał:

- Jest tak jak powiedział nasz kompan, jeśli będzie trzeba to pewnie i pomożemy, choć raczej sami się pchać nigdzie nie będziemy. W końcu, jak to mawiają w moich stronach: "Nic na siłę!" - uśmiechnął się nieznacznie i przechylił znów kufel.
 
ŚLePoX jest offline  
Stary 31-05-2008, 14:23   #10
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo ocknął się z rozważania różnych myśli. Był w jakiejś karczmie to było pewne. Nawet nie wiedział jak się tu znalazł. Wszystko ostatnio robił mimochodem. Był nieobecny. Podążał tylko za nowymi kompanami. Rozejrzał się dyskretnie.
Ciekawe. Jak ostatnim razem byłem w takim przybytku, to wykonywałem samotną misję. A teraz? Siedzę sobie przy - spojrzał na kufel z trunkiem, który ktoś postawił przed nim - siedzę przy piwie w dość szczególnym towarzystwie.

Rozejrzał się po towarzyszach. Wędrował z nimi dość długo a jednak nie poznał ich zbyt dobrze. Nie byłe pewny nawet ich imion. Czasem tylko przyglądał im się dyskretnie, ale tylko wtedy gdy nie rozmyślał. A nawiasem mówiąc, praktycznie cała podróż mijała mu na rozmyślaniu o przeszłości. Zastanawiał się czy są jakieś wieści o Kynadii. Mimo, iż obiecał sobie dać spokój na jakiś czas z tą zdrajczynią, nie potrafił przestać o niej myśleć. Co miał na to poradzić? To było jego życie.
Jestem na urlopie. Mam odpocząć od tej sprawy! - napomniał się w myślach- Może zamiast siedzieć cicho jak snob, odezwiesz się do swojej nowej drużyn?

Siabo przeciągnął się na krześle. Chciał się odezwać do kogoś, ale zamiast tego znowu zatopił się we własnych myślach. Z tą tylko różnicą, że myślał teraz o tych, którzy siedzieli wraz z nim przy stoliku. Elfi wojownicy? Nie wiedział co o nich myśleć, ale wnioski były aż za łatwe do wyciągnięcia. Spodziewał się, że w pojedynku szermierczym bądź łuczniczym roznieśliby go w chwilę, ale umysły mają słabe. Dobrze było mieć kogoś takiego przy sobie w trakcie walki. Walki? Jakiej walki - uśmiechnął się do siebie.

Półelf. Jego imię Siabo nawet pamiętał. Blajndo. Czarodziej zwrócił na niego uwagę, gdyż widział w nim młodszego siebie. No oczywiście poza faktem, że ja bawiłem się Sztuką, a on na takiego nie wygląda. Ten chłopiec jeszcze nic nie wie o życiu. Myśli, że cięty dowcip uratuje go przed cierpieniem. Też tak myślałem. Przynajmniej do czasu gdy nie zginęła Ishvin. Ishvin..ta mała kelnereczka była do niej podobna. Tak mi jej brakuje... - czarodziej odrzucił od siebie te ponure myśli. Spojrzał na niziołka. Lubił go i to nawet bardzo. Zwłaszcza za język, którym się posługiwał. Taki prosty i niewinny. Przynajmniej nie robi z siebie kogoś, kim nie jest. - podsumował Siabo.

Następnie jego rozmyślania spoczęły na osobie kobolda. Umyślnie nie patrzył na niego, gdyż zdążył już zauważyć, że mały stwór nie lubi takich spojrzeń. Iluzjonista nie miał pojęcia co myśleć o Harkhu. Czytał trochę o jego gatunku, trochę też słyszał. Postanowił jednak nie oceniać go po pozorach. Pozory wszakże mylą. Nauczyła go tego Kynadia...
Jeszcze go wybadam, czy jest zwykłym szkodnikiem, czy może przyjacielem.
Jeszcze większą zagadką dla Siaba był "pan" kobolda. O tym człowieku nie wiedział nic, nie wiele się domyślał i jakoś nie przychodziły mu do głowy żadne mądre wnioski. Może właśnie dlatego, bardzo się nim interesował. Muszę się czegoś o nim dowiedzieć. Wiedza. Muszę posiąść wiedzę na temat tego człowieka. Podróżuję wraz z nim, toteż nie mogę żyć w niewiedzy. W końcu to właśnie wiedza, jest najsilniejszym i najgroźniejszym orężem. Wszakże to wiedza uczyniła mnie tym kim jestem. A niewiedza zrobiła ze mnie wrak człowieka. Gdybym w odpowiednim czasie posiadał odpowiednią wiedzę, to pewnie teraz żyłbym jako wioskowy czarodziej, gdzieś daleko stąd. Miałbym żonę i dzieci. Wiódł bym sielankowe życie pełne spokoju i harmonii. Widać Mystra miała wobec mnie inne plany. Jakie? No cóż, jako ucieleśnienie Splotu, chce żeby każdy adept magii rozwijał swe uzdolnienia. A jak ja miałbym to robić gdyby moim jedynym celem w życiu, było wychowywanie dzieci i zarobek na dom? - myśli napływały do maga niczym wezbrana rzeka.

W czasie gdy potok myśli płynął przez jego umysł, ci, których roboczo nazywał "swą drużyną" zdążyli wdać się w dialog z jakaś kobietą w zbroi. Skąd ona tu? - zastanowił się szybko Siabo czując narastający gniew - Szlag! Szlag! Szlag! Jeśli tak będę się zachowywał cały czas, to zginę zabity przez jakiegoś oprycha w ciemnej uliczce. Dość z tym! Muszę znowu być sobą. Muszę zachowywać się jak czarodziej-szpieg, którym jestem!

- Jest tak jak powiedział nasz kompan, jeśli będzie trzeba to pewnie i pomożemy, choć raczej sami się pchać nigdzie nie będziemy. W końcu, jak to mawiają w moich stronach: "Nic na siłę!"- powiedział Blajndo. Wszyscy z jego drużyny sprawiali wrażenie dobrych osobników.
Ciekawe, czy faktycznie wszyscy mają takie krystalicznie czyste charaktery, czy tylko grają?
Gdy jego towarzysze powiedzieli co chcieli, Siabo postanowił się wtrącić, czym pewnie nie jedną osobę zaskoczył - W końcu, ostatnio bardzo mało używałem aparatu mowy. - stwierdził w myślach Laumee Harr po czym powiedział:
- Szanowna Pani. Jesteśmy tylko strudzonymi wędrowcami i nie szukamy kłopotów z prawem. Jeśli nikt z mieszkańców miasta nie będzie chciał zrobić nam żadnej krzywdy, to my tym bardziej nikomu, świadomie krzywdy nie wyrządzimy. Chyba nie ma nas pani za rzezimieszków, prawda? Za to wielu z nas szuka sposobności by zdobyć chwałę, a także możliwość zarobku. Ja ze swej strony pragnę powiedzieć, że jeśli miasto ma jakieś kłopoty, w których cierpią niewinni, to ja jestem gotów by pomóc. Nikt nie powinien cierpieć, zwłaszcza gdy jest zwykłym, praworządnym mieszczaninem. - zakończył swą krótką przemową lekkim uśmiechem i skinięciem głowy w stronę kobiety.

Ciekaw był czy owa pani wyglądająca na Paladynkę bądź kapłankę Helma powie im jakie kłopoty ma miasto. Czy im zaufa? Siabo by nie zaufał. Nauczył się nie ufać nikomu, chyba, że mógłby z całą pewnością powiedzieć - "ten oto człowiek poszedłby za mną w otchłań!". Aktualnie niestety nie znał zbyt wielu takich osób. Miał jednak nadzieję, że kogoś takiego pozna.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 01-06-2008 o 11:34. Powód: Błędy:/ tekst poprawiony toteż czytać od nowa
Thanthien Deadwhite jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172