Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2007, 23:52   #1
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Dreamfall: Bezsenność



„Przebudzenie... bez wspomnień... bez pamięci... sny odeszły na zawsze...”

Mgła doznań otępia wasze zmysły, nie pozwalając rozpoznać gdzie kończy się sen, a gdzie zaczyna rzeczywistość. Szeroko rozwarte powieki i oczy, które nareszcie nie tylko patrzą, lecz widzą. Świat powraca, wraz ze sztuczną realnością, blasku światła odbitego od gładkiego stropu pomieszczenia. Na idealnej powierzchni sufitu widać świetlisty napis:„...akżeicś ęjatsozop. agord tsej oko. meikorzw tsej aluk”, który starło najdelikatniejsze mrugnięcie powiek. Całkowitą cisze gwałtownie przerywa metaliczny dźwięk zębatych kół. Tysiące harmonijnie pracujących mechanizmów, tworzy razem symfonię, doprowadzających do szaleństwa, dźwięków. Wszystko pracuję jak w pozytywce. Dokładnie i precyzyjnie. Miarowo i rytmicznie. Powietrze do tej pory nieruchome, teraz ożywia lekki podmuch wiatru. Smród gnijącego mięsa, roznosi się po pomieszczeniu i gwałtownie atakuje nozdrza. W ustach gorzki smak porażki... Porażki, która znikła w odmętach niepamięci. Gwałtowny ból mięśni, rości nadzieje, że wciąż żyjecie. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch, wywołuje uczucie tysiąca szpilek wbijających się w ciało. Gdy w końcu ból ustaję, nadchodzi nowe uczucie wyczerpania. Zmęczone ciała odmawiają współpracy. Sił starczy ledwo na, to żeby oddychać. Lawirujecie na granicy utraty przytomności. Wszystko, na przemian rozmazuję się i wyostrza, tworząc przedziwną paletę, zimnych barw. Metaliczny dźwięk, doprowadza do szaleństwa, ale nie macie sił by wstać i uciszyć ten hałasy. Ale wszystko ma swój początek i wszystko ma swój koniec. W końcu wracacie do rzeczywistości.



Rozdział I
Przebudzenie






Okrągłe pomieszczenie o metalowych ścianach i sporym rozmiarze, już samo w sobie przytłacza. Drewniane konstrukcję, na których niektórzy jeszcze chwile temu leżeli, a inni wciąż na nich tkwią, nie mogąc sobie poradzić z metalowymi kajdanami, wyglądają jakby nie pasowały do tego miejsca. W porównaniu do reszty sprzętów wyglądają na stosunkowo nowe.

Pomieszczenie jest wypełnione licznymi urządzeniami, o wymyślnych, często bardzo dziwnych kształtach. Trudno jest się domyślić do czego mogłoby to wszystko służyć, ale krew, która pokrywa maszyny świadczy, że raczej nie może, to być nic przyjemnego. Żadne z was nie chciałoby sprawdzać tego empirycznie. Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości.

Wzdłuż metalowych ścian stoją półki, wykonane z dziwnego, czarnego drewna. Trudno stwierdzić, czy to rzeczywiście jakiś nietypowy gatunek, czy może w rzeczywistości te meble wykonane są z jakiegoś innego materiału. Na tych niby drewnianych półkach, ktoś starannie porozkładał różnego rodzaju flakoniki, często mających dziwne kształty i rozmiary. Zawartość niektórych z nich, tych wykonanych z metalu i jak się zdawało nie posiadających żadnych otworów, pozostawała dla was zagadką. Jednak inne buteleczki były wykonane z półprzezroczystego szkła, które zmieniało kolor w zależności od kąta pod jakim się na nie patrzyło. W ich wnętrzu zdawała się coś wirować, jakby jakaś mgła, ale macie dziwne przeczucie, że otworzenie któregokolwiek z tych pojemników mogłoby się dla was źle skończyć.

Kamienna podłoga jest upiornie zimna i wydaje się, że jej chłód udziela się całej reszcie pomieszczenia. Czujecie jak ten przeklęty ziąb, mrozi was aż do szpiku. Wygląda na to, że nikt nie trudził się żeby w jakikolwiek sposób ogrzać tą komnatę, ale nie stwarzało wątpliwości to, że coś, co tutaj pracuję musi cierpieć na silne odmrożenia, chyba że nosi naprawdę grube i ciepłe ubranie. Swoją drogą wam też przydałyby się takie, a jeszcze lepiej w komplecie z równie grubymi futrami. Niestety nigdzie w zasięgu wzroku nie widać było niczego, co mogłoby dać wam choć odrobinę ciepła.

Były jeszcze masywne, metalowe drzwi. Wygląda na to, że coś co was tu uwięziło nie chciało żebyście zbyt szybko opuścili jego przybytek. Nawet bez sprawdzania byliście świecie przekonani, że wasz gospodarz, kiedy wychodził, dokładnie zamknął za sobą drzwi.

Uroku temu bardzo przytulnemu miejscu, dodawał jeszcze jeden element. Zwłoki mężczyzny lezące nieopodal dziwnych, drewnianych konstrukcji, na których się obudziliście. Wyglądało na, to że leży tu już od jakiegoś czasu, ale niska temperatura zadziwiająco dobrze powstrzymywała proces gnicia.

Spoglądając na sale jako całość, a nie na poszczególne jej elementy, można by było dojść do wniosku, że jesteście w czymś, co przypomina laboratorium jakiegoś szaleńca. Wielokrotnie słyszeliście opowieści, którymi jacyś wędrowni gawędziarze bawili plebs,mówiące o wielkich i szlachetnych bohaterach. Zawsze dziwiło was dlaczego takie historię zaczynają się, albo w karczmie, albo w laboratorium jakiegoś kompletnie zdziwaczałego maga, opętanego żądzą władzy nad światem.

W dodatku każdy z was czuje się bardzo nieswojo, nie do końca pewien, czy jeszcze śpi, czy już się obudził. Jest was tu sześciu i wszyscy wydajecie się sobie dziwnie znajomi. Tak jakbyście się już kiedyś znali. Nawet bardzo dobrze, ale teraz cały ostatni rok waszego życia, to jedna wielka, czarna plama. Pozostały wam tylko krótkie migawki. Obrazy twarzy i miejsc, zupełnie wam nieznanych. Liczne imiona przewijają się przez wasze głowy, ale żadne z nich nie przynosi ze sobą wspomnień.

Jesteście w mrocznym, zimnym pomieszczeniu, otoczeni przez liczne flakony i osoby, które wydają się wam znajome i odległe zarazem. U waszych stóp leżom zwłoki nieznanej wam osoby, a wy jesteście skołowani dziwaczną sytuacją i nieświadomi, gdzie i dlaczego jesteście. Zupełnie jakby bogowie wyrwali was z innych miejsc i czasów, a później wszystkich razem rzucili... gdzieś. Rodzą się tylko pytania. Gdzie jesteście? Dlaczego? I kim są te wszystkie istoty, które was otaczają?
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 03-02-2008 o 14:03.
Markus jest offline  
Stary 28-02-2007, 10:30   #2
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Postać, która właśnie się budziła z całą pewnością była niziołkiem - dziewczyna miał mniej niż metr wzrostu i bardzo drobną budowę ciała. Jej twarz zdawała się ginąć w burzy krótkich, czarnych włosów - nawet najbardziej życzliwy obserwator nie mógłby się na jej głowie dopatrzyć 'fryzury'. Kosmyki o różnej długości sterczały w dziwnych kierunkach bądź opadały na oczy... Oczy dziewczyna miała duże i niebieskie, o długich rzęsach - kiedy udało się je zauważyć spod czupryny należało nazwać je ładnymi. W drobnej buzi były najbardziej odznaczającym się elementem - gdyby nie te oczy łatwo można by pomylić Saennę z chłopcem.

Dziewczyna ubrana była w strój podróżny - na jasną koszulę, kamizelkę i długie spodnie miała narzucony granatowo-czarny płaszcz, na którym teraz leżała. Całość sprawiała wrażenie raczej dobranej przypadkowo i wyraźnie widać było, że Saenna nie ceniła sobie ładnego wyglądu - a swojej kobiecości nie próbowała podkreślać w żaden sposób... Naprawdę - teraz, zanim otworzyła oczy można było wziąść ją za dziecko, ludzkiego chłopca.

***

Kiedy Saenna otworzyła oczy, zamknęła je niemal w tej samej chwili. Próbowała zacisnąć je tak mocno jak to tylko możliwe, zmusić się do snu... a może snu we śnie? Ta 'rzeczywistość' była jak zgrzyt metalu po szkle po sennych marzeniach, których wspomnienie kołatało się jeszcze w zakamarkach świadomości! Nie pamiętała, o czym śniła - ale było tam ciepło, był czyjś głos, najpiękniejsza melodia świata... Czy na pewno? O niczym już nie mogła tak powiedzieć.

Wciąż nie otwierając oczu Saenna próbowała przekonać samą siebie: "Miałaś być już inna, mężna, twarda... Czemu kulisz się jak dziecko, którym już nie jesteś? Wstawaj!" W odpowiedzi na własny apel dziewczyna otworzyła oczy i zmusiła się do rozejrzenia po tej strasznej komnacie, jednocześnie próbując prawą ręką wymacać skrzypce - nigdy się z nimi nie rozstawała... Teraz również nie?

Są! Tuż obok dłoni, jak to możliwe? Nieważne. Jeszcze smyczek... szybciej. Nie ma go - nie ma! Saenna od razu zauważyła, że siedzi na dziwnej drewnianej konstrukcji - półce? Łóżku? Nie było to nic znajomego... po bokach zwisały kajdany. Wokół panował przerażający chaos, na część instrumentów i flakonów wprost bała się patrzeć. Zdawało jej się też, że kątem oka widzi na podłodze nieruchomy kształt - podświadomie wiedziała, co (kto?) to jest - ale nie zmusiła się do spojrzenia w tamtą stronę jeszcze raz.

Strach sparaliżował ją i jedyne, o czym mogła teraz myśleć to muzyka. Zagłuszy te dźwięki, myśli, ogrzeje... "Gdzie mój smyczek? Zabrali mi go?" Nie wiedziała, kto miał go zabrać, ale ogarniała ją coraz większa panika. Jest! W kącie, pod ścianą - znalazła się przy nim w mgnieniu oka i już trzymała, głaszcząc czule znajome drewno.

Saenna skuliła się w kącie na kamiennej podłodze, zacisnęła oczy i dotknęła smyczkiem strun. Cicho, ton po tonie melodia z jej głowy zaistniała w tym potwornym, zimnym pomieszczeniu. Cała groza, panika, szaleństwo nieświadomości - nuty następowały po sobie coraz szybciej, tak opętańczo Sae nie grała już od bardzo dawna... Jej pamięć zdawała się być oceanem mgły, ale jedno wiedziała na pewno - "Grałam tak tylko raz".
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.

Ostatnio edytowane przez Tahu-tahu : 03-07-2007 o 15:46.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 28-02-2007, 13:29   #3
 
Noise's Avatar
 
Reputacja: 1 Noise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znany
Do drewnianej konstrukcji przykute było dziwne stworzenie. Kształtem przypominało zwykłego humanoida, ale było znacznie wyższe i potężniej zbudowane. Wysokie było prawie na siedem stóp. Było całkowicie łyse, koloru ciemnego brązu. Miało dużo rogów. W równych szeregach na szczęce i łukach brwiowych, oraz równomiernie rozłożone na głowie. Ze spłaszczonego nosa zwisał kolczyk z brązu. Z lekko rozchylonych ust wystawały zęby kształtem przypominające groty bełtów. Odziany był tylko w czarne, szerokie spodnie spięte szerokim pasem z brązową spinką.

Ciemność...

Nagle tysiące różnych bodźców rozpoczęły swoją inwazję na ciało półczarta.
-Już... Dość...
Różnokolorowe światła zaczęły gonić przed jego oczami. Ból pulsował w każdym mięśniu. Miał trudności z nabranie oddechu.
-Nie... Koniec...
Nie mógł się poruszyć. Był przyczepiony do jakiejś konstrukcji. Oddech coraz bardziej przyspieszał. Duże, czerwone oczy zaszły bielą.
-Dosyć!
Stwór wierzgnął się, a kajdany oderwane zostały od reszty konstrukcji. Opadł na podłogę desperacko zaciągając się powietrzem. Oddech powoli się wyrównywał. Magyar otworzył oczy. W pomieszczeniu było zimno. Zauważył to, ale nie odczuwał chłodu tak jak zwykłe istoty. Klęczał jeszcze przez kilka chwil. Podniósł rogatą głowę i...

Ale... Nie! To nie było ważne. Gdzie szmaragd? Gdzie jego matka?


Sigil, gdzie wreszcie Magyar dowie się o swojej przeszłości.

Stał pośrodku komnaty ściskając kurczowo szmaragd. Wszystko było gotowe do rytuału. Wymalował symbole na ścianach zgodnie z instrukcjami zawartymi w Kodeksie. Wszystko było gotowe. Rozpoczął inkantację. Świece rozstawione dookoła magicznego symbolu zapalały się, jedna po drugiej. Pomieszczenie wypełnił nieprzyjemny dym. Półczart nie przestawał recytować pradawnych słów zawartych w tej starej księdze. W końcu z dymu zaczęła kształtować się tajemnicza postać. Przypomniała piękną elfkę z czarnymi skrzydłami. Magyar zaczął się śmiać. Szaleńczo. Postać z dymu wyciągnęła ku niemu swą smukłą dłoń.
-Głupi. - Wyszeptała.
W tym samym momencie świece zgasły, a piękna elfka rozpłynęła się w ciemności.

Ciemność...

Oczy Magyara zapłonęły ognistą czerwienią, gorszą od płomieni otchłani. Wstał gorączkowo rozglądając się po pomieszczeniu. Nie obchodziły go inne stworzenia leżące w tej sali. Obchodził go tylko jego klejnot. Jego cenny klejnot. Jedyne świadectwo tego, że jego rodzice istnieli. Tego, że nie wypluła go sama otchłań, sama ciemność. Tego, że jest istotą, a nie potworem. Chodził dookoła pomieszczenia rozglądając się po półkach.
-Nie ma? Nie ma. Nie ma! - Półczart wrzasnął i uderzył szponami w jedną z półek. Kilka flakonów spadło i rozbiło się o podłogę. Z nienawiścią spojrzał na metalowe drzwi.

Ten ktoś tam jest. To on zabrał Magyarowi klejnot. Ten, który położył swoje brudne łapy i odebrał go Magyarowi zapłaci za to. Słono za to zapłaci. Będzie żałował. Będzie płakał krwią...

http://bluelaguna.net/downloads/mp3s/wow-burning-crusade-sountrack/03+The+Sin'Dorei.mp3
 
Noise jest offline  
Stary 01-03-2007, 10:00   #4
 
pannamaslo's Avatar
 
Reputacja: 1 pannamaslo ma wyłączoną reputację
Siedziała oszołomionia na podłodze. Chyba zerwała jakieś kajdany, ale to było mgliste i odległe wspomnienie. Wsyoka, dobrze zbudowana blondynka, o ładnej twarzy i niebieskich oczach. Zwykle czujnych i wyrażających upór, teraz zamglonych i przerażonych. Chyba wcześniej długo trzymała coś w ręce, ale teraz kurczowo zaciskała je resztkach łańcucha.

Wspomnienia przeżytych bitew żyły w jej głowie. Krzyki umierających, ale i słodycz zwycięstwa. Spała? Nie to nie to. To nie były sny, tak było naprwdę. Był szalony kapitan kawalerii powietrznej, który pszczał wagnera swoim wrogom i Karaluch, który potrafił zabić karalucha z odległości 100 m. Oni chyba nie żyli...Albo to ona już nie żyła. Może tak wygląda piekło, tylko, że w piekle, nie powinno być zimno...

Było jej bardzo zimno, mimo skórzanego, czarnego munduru z symbolem przekreślonej ręki ściskającej kulę. Dystynkcje na ramionach zdradzały, że była żolnierzem, ale wątpiła, by ktokolwiek się zorientował. Nie była na Ziemi, tylko...no właśnie...Gdzie była? Czuła jak traci czucie w dłoniach, jak telepią się jej zęby. "Jak noc na Syberii." - pomyślała i zdała sobie sprawę jak absurdalne to musi być.

Usiłowała wstać, gdy nagle usłyszała muzykę. "Muzyka, tu?" - starała się spojrzeć w stronę skąd dobiegały nawet przyjemne dla ucha dźwięki, ale najpierw jej wzroka padł na ogromną, brzydką i przerażającą istotę, która właśnie zaczynała się szamotać i ryczeć niezrozumiałe słowa. Cofnęła się jak najdalej w kąt...

Od czasu wypadku w laboratorium nie była tak przerażona jak teraz, gdy rogata istota zaczynała dostawać szału. Dopiero dotarło do niej, że nie ma swojego miecza. Cudu techniki, prezentu od generałów za zasługi, wszytkiego co jeszcze łączyło Swetlanę z jej światem. Wspaniałymi technologiami i najkrwawszą wojną w dziejach ludzkości. Musi tam wrócić, przeżyć to piekło i wrócić. Spróbowała zapanować nad emocjami i napięła wszystkie mięśnie, na wypadek, gdyby rogaty bydlak upatrzył ją sobie jako cel.
 
__________________
Abstynent - człowiek niepociągający.

Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni.
pannamaslo jest offline  
Stary 01-03-2007, 10:38   #5
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Młody elf poruszył się na drewnianej pryczy, nabierając w spragnione płuca, haust powietrza, jakby przed chwilą wynurzył się z wody po długim nurkowaniu. Chłód uderzył płuca lodowatymi igiełkami, na ustach pojawił się chwilowy grymas bólu. Czuł się jakby całe jego ciało było obite, grubym i ciężkim metalowym prętem, bolał go każdy mięsień, przemógł niemoc i usiadł na obskurnym drewnianym łożu. „Ból to wróg, tylko twoja wola może go pokonać” - w głowie zawirowały słowa z przeszłości.


Odgarnął z twarzy pozlepiane od potu, kruczoczarne włosy, pozwalając ujrzeć przystojną, harmonijną twarz elfa, i jego charakterystyczne oczy-z fioletowymi tęczówkami. Skupiając całą siłę woli, wstał i wyprostował się, by zaraz zachwiać – jego obolałe mięśnie dały o sobie znać. Gdy wyprostował się po raz drugi można było w całej okazałości przyjrzeć się jego sylwetce. Był wysokim mężczyzną, szczupłym ale nie chudym, był nieco bardziej muskularny niż przeciętny elf. Bystre i uważne oko, mogłoby zauważyć stwardniałą skórę na wewnętrznej stronie kciuków, były to odciski powstałe od wielogodzinnego ściskania rękojeści miecza na treningach szermierczych. Tłumaczyły one także niecodzienną tężyznę fizyczną elfa. Odziany był w kaftan, koloru ciemnej zieleni, bogato haftowany złotymi nićmi, we fantazyjne roślinne wzory, odzienie było już nieco pobrudzone i sfatygowane. Spod poły kaftana, wyzierała misternie wykonana kolczuga, znać było rękę elfich mistrzów płatnerstwa.
Stroju dopełniały mocne, skórzane buty i pas, przy którym wisiały dwie prosto zdobione pochwy, które, z przerażeniem stwierdził Almirith - bo tak miał na imię elf, były puste!!!
Zaczął się gorączkowo rozglądać w poszukiwaniu swojej własności i dopiero zwrócił uwagę na pomieszczenie w którym przebywał, jego atmosferę i innych obecnych w pomieszczeniu.
Wygląd komnaty, przyprawiał go o zawroty głowy. Patrząc na urządzenia znajdujące się w nim, utensylia stojące na półkach, grube księgi i narzędzia tortur wiszące na ścianach, miał wrażenie, że jeszcze do końca się nie obudził i tkwi w koszmarze jakiegoś chorego szaleńca. I ten odgłos ciągłego miarowego tykania, przy jego obolałej głowie wyprowadzał go z równowagi. „Muszę się skupić” – pomyślał, przywołał płomień, wyobrażał sobie jak spala w nim swoje namiętności, obawy, lęki, wspomnienia prześladujące go z przeszłości, wszystko co zaprzątało jego umysł, aż pozostał tylko płomień i pustka, otoczywszy się nią, otworzył oczy, teraz mógł normalnie myśleć. Maksymalnie skoncentrowany, jak gdyby odgrodzony mentalna barierą od tego przeklętego tykania i smrodu, właśnie skąd ten swąd? Rzut okiem na rozkładające się ciało wyjaśniał wszystko.
Nagle, gdzieś w głębi pomieszczenia usłyszał muzykę, poszedł w tamtym kierunku i znalazł wyjaśnienie. Skulona na pryczy, przytulająca do siebie instrument, siedziała niziołcza kobieta, zapamiętale grając jakąś rzewną ale i przejmującą melodię.
Nagły ryk za jego plecami, wyrwał go z zasłuchania, dziwny humanoidalny stwór, z wieloma rogami na ciemnej skórze i półorczą twarzą, łamał z trzaskiem półki, tłukł szkło i zrzucał księgi z regałów. Wylewane na kamienną posadzkę mikstury, wydzielały śmierdzące wonie i różnobarwne dymy, przez co stwór wyglądał jeszcze bardziej upiornie. Cały czas powtarzał, albo raczej ryczał słowa „Gdzie jest mój szmaragd”?
Almirith rozejrzał się jeszcze po sali, szukając wzrokiem dziewczyny o blond włosach, którą widział w swoim śnie, miał wrażenie, że skądś ją zna, wizja wspólnego bitewnego tańca coś mu mówiła, ale co? Elf miał wrażenie, że zna wszystkie postacie przebywające w komnacie, gdzieś w zakamarku świadomości to czuł.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 01-03-2007, 16:07   #6
 
welf's Avatar
 
Reputacja: 1 welf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znany
Ciało elfa leżące na drewnianym stole wygięło się gwałtownie. Z trudem potrafił złapać oddech a krew w żyłach tętniła z zawrotną prędkością. Pot obficie spływał mu z czoła. Znajdował się jeszcze w tym dziwnym stanie gdzie sen miesza się z jawą i nie wiadomo, co jeszcze jest snem a co już rzeczywistością. Z ust wyrwał się cichy szept – Sidero…- Senny koszmar nie dawał za wygraną, opuchnięte ciężkie powieki nie chciały się otworzyć.

Wzrok powoli przyzwyczajał się do światła, lecz to, co ujrzał nadal wydawało się snem. Jeżeli to, co śnił było koszmarem to jak nazwać to, co zobaczył na jawie? Poczuł przeszywający całe ciało chłód. Senne wspomnienie ulatniało się odchodząc w zapomnienie.

„Gdzie jest? Jak się tu znalazł?” Te i wiele innych pytań dobijało się do otępiałego jeszcze umysłu. I to nieznośne uczucie, czym bardziej chcesz sobie coś przypomnieć tym większą pustkę czujesz.

Do jego uszu dotarł dźwięk muzyki, skrzypce. Melodia wydała się znajoma i obca jednocześnie. Zmusił się by wstać. Sztywne zmarznięte ciało odmawiało posłuszeństwa, ale teraz najważniejsze było przerwać ten koszmar. Wstał, jego uszyte ze skór ubranie nie dawało wystarczającego zabezpieczenia przed panującym tu chłodem. Rozejrzał się, nie był sam. I znów ta bezradność, wydawało się mu, że powinien ich znać a jednak nie wiedział, kim są.

Powoli wstał z niesmakiem rozglądając się po pomieszczeniu, szukał jakiegoś szczegółu, o który mógłby zaczepić skrawki pamięci. Przeszedł kilka kroków. Jego jasnobrązowa karnacja, krótkie czarne włosy ułożone w nieładzie jednoznacznie wskazywał, że należy do dzikich elfów. Remorant był przeciętnego wzrostu, umięśniony, ale nie przesadnie. Jego ramiona okrywało okrycie wykonane z futra, pozostała część torsu była naga, ozdobiona tatuażami.

Z niesmakiem spojrzał na zwłoki leżące na ziemi „czyżby i nas czekał taki koniec” kolejna fala chłodu przeszyła całe ciało…
 
welf jest offline  
Stary 02-03-2007, 00:55   #7
 
Baby Biatch's Avatar
 
Reputacja: 1 Baby Biatch nie jest za bardzo znany
Prawo. Lewo.

Wzrok kobiety wędrował horyzontalnie, w tę i we wtę, na ile pozwalała jej nieruchoma głowa. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć.Dwie kobiety. Trzech mężczyzn. Dwa elfy. Jeden nizołek. Jedna ludzka kobieta. Jeden... stwór z jej snu... wizji... wspomnień?... Znała pięcioro z nich. Nie, nie znała pięciorga z nich. Zatruty umysł. Zawsze była dobra z rachunków. Ale coś było nie tak. Co?

Prawo. Lewo.

Wydawali się jej wszyscy dziwnie niespokojni - każdy na swój własny specyficzny sposób był kłębkiem nerwów. Jak zwykle. Chyba. Musieli być w nieciekawej sytuacji. Możliwe, że niedługo ona sama się tym zainteresuje. Na razie musi skupić się i wydedukować kilka banalnych rzeczy.

Imię – Sidero. Tak, zgadzało się. Zawsze uważała je za zbyt mało kobiece. Tatko chciał mieć syna, następcę, który w przyszłości przejąłby po ojcu schedę – bycie największym nieudacznikiem w wiosce. Nic dziwnego, że po narodzinach kolejnej córki, z pewną nieuświadomioną dozą autoironii, dał jej męsko brzmiące imię. Trzeba przyznać, że Sidero wiele lat walczyła, by sprostać oczekiwaniom tradycji rodzinnej i stoczyć się najniżej jak się da.

Wiek – 22 lata. Albo 23. Czemu tego nie wie? Każdy to wie, prawda? Każdy wie ile ma lat! Każdy wie, którego roku się urodził. Każdy wie gdzie zasnął poprzedniego wieczoru. Każdy wie, że poprzedniego wieczoru było poprzedniego wieczoru.

Fryzura – przejechała dłonią po czubku głowy i poczuła tylko miękką, ogoloną skórę pod palcami. Westchnęła. Przynajmniej co do swojego wizerunku mogła być spokojna.

Prawo. Lewo.

Cichutko i starając się wykonywać przy tym jak najmniej gwałtowne ruchy, by nie zwracano na razie uwagi na jej osobę, Sidero podniosła się. Delikatnie objęła jedną ręką kolana, a drugą wygładziła przylegającą do ciała suknię z czarnej siatki – consensus między swobodą nagości, a formalnością ubrania wierzchniego, jaki tolerowała. Nie robiła tego, by zachwycać swoim zgrabnym ciałem wygłodniałe męskie oczy. No chyba, że podświadomie.

Do uszu kobiety dobiegła przepiękna melodia, prezentowana na skrzypcach przez niziołkę. Zachwycona zaczęła głośno mruczeć zgodnie z muzyką, poruszając się rytmicznie w przód i w tył. Ale coś było nie tak. Co?

No tak – po raz pierwszy od dłuższego czasu widziała w świetle. Przynajmniej z tego co pamiętała. Nie była już w lochu. Ale czy nie była w więzieniu? Nagle niespodziewane, przytłumione pragnienie, dopchało się do jej wypełnionego muzyką umysłu. Niesamowity głód. Głód, którego długo nie odczuwała dawał o sobie znać. Są więzienia z których nie możemy się wydostać.

Prawo. Lewo.

-Jestem Sidero. – powiedziała w przestrzeń, licząć na jakąkolwiek uwagę ze strony pozostałych. – I obudziłam się nie tam gdzie zasnęłam.
 
__________________
Wszyscy chcą Twojego szczęścia... nie daj go sobie zabrać! gg 5067429
Baby Biatch jest offline  
Stary 02-03-2007, 09:52   #8
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Skulona w kącie komnaty Sae całkowicie zanurzyła się w muzyce - ton za tonem padały dokładnie w odpowiednim czasie i kolejności... Układały się w baśń o śnieniu, opowieść wspomnień i dręczącej tęsknoty - a wszystko to przeplecione obezwładniającą dziewczynę paniką.
Kiedy dotknęła smyczkiem strun to tak jakby rzuciła się ze skały na głęboką wodę, muzyka pochłonęła ją całkowicie i już po kilku chwilach Saenna zaczęła czuć jej uspokajające działanie. Wyrażenie kłębiących się wspomnień i emocji układało je na właściwych miejscach lub odsuwało w nieświadomość, dając - odrobinę po odrobinie - spokój.

Po kilkunastu chwilach i kilku spektakularnych woltach w płynącej melodii Saenna otworzyła oczy i - nie przestając grać - rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu. Teraz, kiedy jej emocje trochę opadły mogła trzeźwo przeanalizować to, co widzi.
Ta komnata z pewnością była przeznaczona na pewnego rodzaju laboratorium... na wdawanie się w szczegóły przeprowadzanych tu eksperymentów Sae nie miała jeszcze dość siły. Przyrządy i narzędzia tortur które zauważyła jasno jednak wskazywały przynajmniej na ich typ.
Czy ona sama była obiektem tych eksperymentów...? Być może. Czy leżąca na ziemi martwa postać też nim była? A może wręcz przeciwnie - eksperymentatorem? "Albo jego pomocnikiem." - przemknęło jej przez myśl.

Były tu też i inne osoby... Dziewczyna czuła, że powinna je znać. Skąd? Sprawy w jej głowie, ułożone już przez muzykę, znów poruszyły się i wyskoczyły ze swoich miejsc. Skąd powinna ich znać?
Szalejące półdiablę? Gdzie, na Bogów, mogła spotkać kogoś takiego? Przecież by pamiętała... Być może znała jednego z elfów... ale to też tylko cień wspomnienia. Na pewno też nie mogła nigdzie spotkać dziewczyny o jasnych włosach, tak cudacznie ubranej - prawdę mówiąc, wyglądała jak przybysz z dalekich krain.
W harmonię muzyki Saenny i dysharmonię hałasów tej komnaty wdarły się już ryki demoniego dziecka - a teraz kilka słów, wypowiedzianych przez bezwłosą kobietę siedzącą niedaleko. Jej wygląd również przywodził coś na myśl...

Saenna oderwała smyczek od strun i wstała - czas przestać kulić się w kącie komnaty i mężnie stanąć z rzeczywistością - jeśli rzeczywiście nią była - w szranki.
Przeszła kilka kroków i odezwała się na tyle wyraźnie, na ile pozwalały jej przemarznięte i obolałe usta:
- Nazywam się Saenna Tink... i uważam, że powinnam was pamiętać. Czy ktoś z was zna mnie albo wie, co tutaj robię?
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 02-03-2007, 11:00   #9
 
pannamaslo's Avatar
 
Reputacja: 1 pannamaslo ma wyłączoną reputację
Kolczasty stwór na razie wydawał się zainteresowany głównie labolatorium, szmaragdem i robieniem bajzlu. Uspokoiła się trochę i rozejrzała po pomiesczeniu, przyjrzała współwięźniom. Starała się moijać wzrokiem trupa, wolała nie myśleć, że ich czeka to samo. Widziała śmierć, widziała jej aż za dużo w swoim 26 letnim życiu, ale to była prosta śmierć. Na polu bitwy, od kuli, od miny, od bomb i rakiet. Nie w szalonym mijescu, zdana na łaskę lub niełaskę jakiegoś szaleńca.

Pomieszczenie wyglądało jak laboratorium, chociaż bardzo prymitywne. Raczej alchemika niż naukowca. Pewnie jakiegoś maga...Wzdrygnęła się...Nie lubiła magów, a szalony mag brzmiało jeszcze gorzej.

Przyjrzała się dokładnie każdemu z obecnych. Znała ich? Może...Ta łysa dziewczyna...Skąd? Potrząsnęła głową. To niemożliwe, nigdy jej nie znała. Chociaż...Dalej...

Ta, co gra. To chyba niziołek, ale jak dla niej wyglądała na kogoś dotkniętego chorobą genetyczną. Metr wzrostu? To kalectwo...Nigdy nie przywyknie do tego świata i jego różnorodności, śmiejącej się w twarz Darwinowi.

Ten tu...Czarnowłosy elf...Całkiem przystojny i silny, ale na pewno go sobie nie przypominała. Puste pochwy po mieczach? Dobrze, że wojownik, nie mag.

Jeszcze jeden elf. Ten ma ciemniejszą skórę, może z innego plemienia, szczepu, czy jakiejkolwiek innej gromady w jaką łączą się te stworzenia. ...

No i wreszcie kolczaste coś. Wygląda trochę jak jeden z diabłów, jakie widywało się w Sigill, ale nie do końca. Tak po prawdzie wygląda jak...kolczasta świnia...Zaczęła chichotać na myśl o tym porównianiu, chociaż była to bardziej nerwowa reakcja. Tego to już na pewno nie pamięta.

Nagle muzyka ucichła. Dwie kobiety przedstawiły się. Sidero, coś słyszała, ale tej małej Seanny absolutnie nie pamięta. Usiłowała zebrać resztki dumy i zapanować nad dzwoniącymi zębami.

-Jestem major Swetlana Delacroix i żeby uprzedzić wszelkie pytania, nie wiem gdzie jesteśmy i raczej was nie znam. - jak zwykle brzmiała w jej głosie buta i arogancja, kogoś kto uważa się za lepszego, od tych magicznych dzikusów.
 
__________________
Abstynent - człowiek niepociągający.

Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni.
pannamaslo jest offline  
Stary 02-03-2007, 14:37   #10
 
Noise's Avatar
 
Reputacja: 1 Noise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znanyNoise nie jest za bardzo znany
Półczart skołowany i zmęczony oparł się o jedną z półek. Rzucił okiem na to swoje nowe towarzystwo. Prychnął przysłuchując się ich dialogom.
-A ja jestem Trepek Marcepanek - przerwał dialog - i na cholerne szepty Pandemonium, kiedy zmierzałem do dobrej cioci Wee, żeby ulepić kilka ludzików z ciasta zgubiłem się. - Zarechotał, rozbawiony własnym żartem. - Teraz obudziłem się po obiadku i coś czuje, że mam ciężką nogę i będę musiał skopać jakieś krecie dupsko! Jeśli nikt z was, buce, nie wie co my tu robimy to trza wyjść i dorwać kogoś kto wie. A jak dorwę skurla to pożałuje, że nie urodził się jako zapluty ta'nari na sześćset szesnastej warstwie otchłani. - Zacisnął szpony w pięść i przyłożył porządnie w szafkę, zrzucając jeszcze więcej buteleczek.

Czart zmierzył wzorkiem wszystkich zebranych po kolei. "Cudaki" - pomyślał, chociaż gdyby wziąć pięciu pierwszych lepszych przechodniów z ulic Ula wyglądaliby stokroć bardziej dziwacznie. Pierwsza z brzegu - łysa babka - cholera, ni chybi mag. Robią te swoje światełka, ogniki, trzaski, sztuczki-magiczki i miesza ci taka kreatura łyżeczką we łbie. Nie patrzyć takiej na twarz bo skamienieć można. Obok przebywała ta niziołcza dziewczyna. Przeklęta rasa. Zamoczysz ryj w kuflu, a karzeł pcha paluchy do twojej sakwy. Obciąć łapy wszystkim, jak się rodzą, to i kieszonkowców mniej będzie. Ta blondyna? Co ona sobie wyobraża mówiąc takim tonem. Chyba dawno nie dostała porządnej dawki przemocy. Jakby Magyar nie znalazł tego skurla, co ich tutaj zamknął, to wie komu sklepać trumnę. Jeszcze te dwa elfiki. Pewno małżeństwo. Zignorował tego o ciemnej karnacji, ale zawiesił swój wzrok na tym drugim. Kojarzył go. Więcej. Znał go. Uratował go... Albo siebie. Nie pamiętał.

-Znajdzie się w całym tym przeklętym pokoju jakaś encyklopedia z dobrym planem? Czy pozostaje wyrąbać te drzwi z zawiasów? Co? Może ty kolego? - Półczart ironicznie spojrzał na martwe ciało leżące pośrodku pomieszczenia. Jakby nie miał poszanowania dla śmierci. Bo nie miał. Śmierć nie istniała.

http://dl1.ffshrine.org/soundtracks/dl/670/d480fc/Baldur's_Gate_The_Original_Saga/09_night_on_the_plains.mp3
 
Noise jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172