Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2009, 17:13   #91
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja

Targowisko, karczma „Pod pijanym satyrem”


Podpita publiczka nie jest wymagającą widownią...Nic więc dziwnego, iż siv zebrał burzę oklasków. Także i Vanyred poświecił nieco uwagi temu przedstawieniu, niemniej mniej od innych. Bo zauważył jak oddaliła się czarodziejka, także i kapłan gdzieś znikł.
Czarodziej uśmiechnął się kwaśno... Nie sądził, że w tak dużym mieście tak trudno o dobrych współpracowników.
Przedstawienie jeszcze trwało, gdy elf podszedł do Kraxusa. Satyr wyglądał na zaskoczonego całą tą sytuacją i dopiero po chwili odpowiedział na zaczepki elfa.
-W każdej karczmie znajdziesz awanturników chętnych do podjęcia się zadania. Nie wspominając o tabunach kręcących się przy słupie ogłoszeniowym.- odparł Kraxus.- O najemników w Allracji łatwo. Kwestia natomiast ceny...ile jesteś zapłacić za swe usługi. Chyba, że potrzebujesz pomocy specjalisty, ale wiesz... - tu satyr rzekł ciszej. -takie usługi są droższe. I nie zawsze legalne.
Zanim jednak elf zdążył odpowiedzieć, pojawił się ów Kulgath Pogromca i wybełkotał.- Na pewno nie ...Azhir? To może jego krewny? Boś skóra zdarta z Azhira. A pić...zawsze chętnym do wypitki.
Tymczasem Inglorin i Maahr udali się na rozmowę we dwóch, zostawiając nieumarłą samą. Kobieta widać nawykła do męskich spojrzeń. Po wejściu do jadalnej izby karczmy, usiadła na kontuarze i zaczęła rozpowiadać, jak to została porwana i jak nastawano na jej cnotę...A dokładniej, jak to robił elf i siv. Zmyślając w większości swą historię...Dobrze że podpite towarzystwo, brało jej opowieści za część przedstawienia, bowiem kobieta umiała zdobywać ich sympatię. Za to ostro piła...na rachunek Maahra. Nie mogąc się upić, niestety.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-05-2009, 22:43   #92
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Post we współpracy z Manjim

Gdy Inglorin dostrzegł idącego w jego kierunku siva dał mu znak kiwnięciem głowy, aby ten podążył za nim, a sam skierował się jak najdalej od zgromadzonych przy wejściu do karczmy klientów. Postanowił ukryć się przed ich wzrokiem za drewnianą szopą.

- Co dalej robimy z tą nieumarłą? - zapytał bezpośrednio Maahr, kiedy już znaleźli się poza zasięgiem słuchu postronnych.

- Nie wiem. Ale myślę, że jej osoba to śmierdzące gówno, w które wdepnęliśmy. Więc jeśli sama pójdzie precz nie ma kłopotu. Prawda?


Siv pokiwał ze zrozumieniem głową, ale nic nie powiedział. Problem polegał na tym, że potrzebował tych pieniędzy i nie widział obecnie innej możliwości zarobku.

- A może ktoś z... magów - to słowo wymówił z wyraźną niechęcią i niemal obrzydzeniem - chciałby zbadać to... ten przypadek?

- Któryś z tutejszych magów, możliwe specjalista od nekromancji, przemienił tą panienkę. Pytanie teraz, co było powodem tej przemiany. Może była jego uczennicą i odkryła jakiś sekret. Może to być także magia jakiegoś bóstwa lub innej istoty. A to - potrząsnął naszyjnikiem obwiązanym w skóry - i ona są 'kluczem' do zagadki. Czy jesteś na tyle ciekaw aby odkryć tą zagadkę?

- Właściwie to wolałbym dać sobie z tym spokój, a już na pewno nie jestem ciekaw tajników nekromancji, ale z drugiej strony... - zawiesił na chwilę głos, jakby dyskutując sam ze sobą. Koniec końców była to jakaś duża sprawa i niewykluczone, że będzie można coś na niej zyskać - więcej niż przy pracy w kanałach. - Musimy się temu przyjrzeć. Myślisz, że da się na tym zarobić więcej niż na zwykłych zwłokach?

- A co jeśli ona jest szlachcianką? Albo ważną osobistością? Gdyby była nikim ważnym to czy ktoś zadałby sobie tyle trudu stworzeniem specjalistycznego przedmiotu magicznego i odprawieniem skomplikowanego rytuału? Już i tak jesteśmy w dupie. Jak twórca zombi się dowie, że ona 'ożyła' to pewnie zada sobie jeszcze trochę trudu aby i nas załatwić.

- Może i tak - zgodził się Maahr. - Ale czy nie dałoby się podrzucić jej komuś innemu?

- To nie powinno być trudne, ale... czy tego chcemy?

- I w tym cały problem! - krzyknął poirytowany siv. Kilku widzów niedawnego pokazu obejrzało się w ich stronę. - Bo co my tak właściwie o niej wiemy? Ile mogła leżeć w tym kanale? I czy ktokolwiek jeszcze by się nią interesował? A to twoje "badanie" też niewiele wykazało.
- Pewnie, że nie wykazało, bo jej nie badałem. Spróbujmy najpierw dowiedzieć się czegoś więcej a potem postanowimy, czy dać sobie spokój czy robić coś dalej. Myślę, że tobie łatwiej będzie jej wyjaśnić w jakiej jest obecnie sytuacji. Zwróć jej uwagę na zagrożenie jej życia to w chęci chronienia go może zacznie chętniej współpracować.


- Właśnie - usta siva rozciągnęły się w uśmiechu. W jego umyśle nagle pojawiła się pewna ciekawa myśl. - W końcu kto jak nie ona może nam dostarczyć jakichś informacji? A jeśliby tak dało się... Mówiłeś, że jesteś alchemikiem, prawda?

- Jestem. Tak więc racz o tym pamiętać i nie mylić mnie z nekromantami.

- Tak, tak, nie o to mi chodzi - rzucił pospiesznie Maahr. - Widzisz, tak się składa, że potrzebuję sporo opium, a nie mam na nie pieniędzy. Jeśli potrafiłbyś je stworzyć... lub coś podobnego w działaniu, to może dało by się wykorzystać naszą znajomą do pomocy?

- To się dobrze składa, bo akurat znam receptę na coś 'od-lo-to-wego'. Ile tego potrzebujesz? Bo sporo to mało precyzyjna miara. A poza tym to nie wyglądasz na 'lotnika'...

- "Lotnika"? A, chodzi ci o to, że... Nie, to nie dla mnie, muszę dostarczyć opium jako zapłatę dla pewnego człowieka. A potrzebuję tego tak około piętnastu kilogramów.

- Chwileczkę, czy Ty chcesz komuś zapłacić w opium? I czy ta osoba to 'latacz', 'ćpun', 'jaracz'... - kolejno odliczał odginając palce.

- No tak, z tego, co wiem, to pewnie jeden z największych... "lotników" w mieście. A co to za różnica?

Inglorin nie dowierzał w to co słyszy - Maahr, jestem Alchemikiem i Handlowcem. Dlatego nie przywykłem do darmowych porad. Choć chętnie ci pomogę jeśli Ty pomożesz mi. Przyznam się, że nie czuję się najbezpieczniej z kuszą z której nie umiem strzelać, a to moja jedyna broń. Pomogę ci jeśli Ty będziesz moim ochroniarzem. Co Ty na to?

Siv dopiero teraz przypomniał sobie to, co słyszał o monopolu Gildii na narkotyki i coś jakby cień przemknęło po jego twarzy.
- Ochroniarz? Przez długi czas byłem strażnikiem w mojej ojczyźnie, więc chyba sobie poradzę. Musimy tylko znaleźć jakieś lepsze miejsce, bo Gildia Alchemików nie będzie zachwycona jak nas nakryje.

- Nie martw się gildią, nie mam zamiaru być dla nich konkurencją. Ot znam rynek konsumpcyjny i wiem jak się po nim poruszać. Wiem jak zbijać z ceny i kupować taniej no i posiadam narkotyki znacznie mocniejsze niż opium.

Pewność siebie półelfa wyraźnie podniosła na duchu Maahra.
- W takim razie bierzmy się do pracy. Zorientuj się, gdzie moglibyśmy zacząć pracę, a ja w tym czasie postaram się wyciągnąć coś od tej zombie.

- Zanim się zabierzesz do pracy to postaraj się porozmawiać z nią bez świadków, tutaj informacja to chodliwy towar. Po obiedzie pójdziemy do tego któremu chcesz płacić opium i może uda nam się utargować coś więcej.

- Cóż, chcę od niego kupić pewną mapę, nie obchodzi mnie co jeszcze posiada, ale faktycznie, może znać kogoś, kto kupiłby więcej naszego towaru.

- Nie, nie, nie. Mojego 'towaru' nie zamierzam rozprowadzać, jest zbyt dobry i zbyt szybko stałby się popularny. Inna sprawa gdy będę należał do gildii alchemików. Ja zajmę się kupowaniem mapy, a Ty się upewnisz, że byle oprych nie rozwali mi głowy.

- Rozumiem. W takim razie pójdę już do naszej histeryczki bo pewnie się już niepokoi.

Po tych słowach Maahr wrócił do pozostawionej samej sobie nieumarłej i postarał się jak najostrożniej i najspokojniej wytłumaczyć jej położenie. Z początku szło mu to niezbyt składnie, robił dłuższe pauzy, ale w miarę mówienia jego wypowiedź była coraz bardziej przekonująca. Mimo jednak niepewności brzmiącej w głosie, wszelkie próby przerwania mu starał się powstrzymywać gestem ręki.

- Posłuchaj... Chodzi mi o to, że... Pewnie myślisz, że jestem porywaczem lub kimś w tym stylu, a mój przyjaciel chciałby cię w jakiś sposób wykorzystać. Wiem, że to właśnie tak wygląda, ale musisz mi uwierzyć, że nie mam z tym nic wspólnego. Bo widzisz... dziś rano, kiedy pracowałem w kanałach, wtedy... w pewnym momencie zauważyłem ludzkie ciało... to znaczy ciebie leżącą na stercie odpadków i spróbowałem cię przesunąć i wtedy ty jakby ożyłaś... Bo mam nadzieję, że wiesz, że obecnie jesteś, hmm... nie do końca żywa, to znaczy nieumarła? I cały problem polega na tym, że jeśli ktoś przemienił cię w nieumarłą i gdzieś... no, gdzieś porzucił, to pewnie nie chciałby, żebyś się obudziła. I być może będzie chciał się ciebie pozbyć, a przy okazji pozbędzie się wtedy mnie i mojego przyjaciela. Wobec tego musisz powiedzieć mi wszystko, co wiesz o swojej przeszłości: kto cię przemienił, czy miałaś wcześniej jakichś wrogów i kim byłaś, kiedy jeszcze... za życia. A tak w ogóle, to jak ty się nazywasz?
 
Makuleke jest offline  
Stary 20-05-2009, 12:59   #93
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Awanar leżał spokojnie na łóżku, z rękami założonymi za głowę i spojrzeniem wbitym w drewniany sufit pokoju. Mapy i tak okazały się lepsze niż się tego spodziewał, choć dodatek w postaci nachalnych reklam nieco rozbawił człowieka. Z każdą kolejną sekundą, Helderion był coraz bardziej pewien, że trafił do raju. Żeby tylko stróże prawa nie byli nazbyt nadgorliwi i nieprzekupni, a zaiste Allracja miała sporą szanse, by człowiek zamieszkał tu na stałe. Oczywiście, o ile Tkaczka mu na to pozwoli. W końcu jego pani nigdy nie była nazbyt wyrozumiała i dobrotliwa, ale któż wie, może właśnie to miasto wybierze na miejsce swojego powrotu?

”Zrelaksować się i odprężyć.”

Helderion wciąć i wciąż powtarzał to jedno zdanie, niczym zaklęcie. Zupełnie jakby miał nadzieje, że ciągłe myślenie o jednym cokolwiek zmieni. W rzeczywistości jednak nie mógł się opanować. Czuł jak ogarnia go podniecenie na samą myśl o nagrodzie, która na niego czekała. O tak, chwila, w której jego myśli łączyły się z umysłem bogini, była za każdym razem jedyna i niepowtarzalna. Awanar doskonale wiedział, że dostąpienie wizji zsyłanych przez Tkaczkę było największym wyróżnieniem za lojalną służbę.

Zaczęło się jak zwykle – spokojnie i niezbyt miło. Uczucie ciepła w okolicach karku, lekkie zawroty głowy i dziwny posmak w ustach. Zaraz po tym do uszu Awanara zaczęły docierać niewyraźne i ciche odgłosy otoczenia, na które wcześniej nie zwracał szczególnej uwagi. Gdzieś w głównej izbie karczmy trwała głośna dyskusja, a podniesione głosy rozmówców i błagalne prośby karczmarza świadczyły, że rozmowa wkrótce może przerodzić się w bójkę. Na miejscu gospodarza, Awanar zamiast uspokajać gości, zacząłby już chować co cenniejsze przedmioty. Jednak na całe szczęście, ta sytuacja wcale go nie dotyczyła, a moment wyostrzenia zmysłów przeminął równie nagle, jak się rozpoczął. I właśnie wtedy nastąpiła ta chwila… krótka chwila objawienia, perfekcji, połączenia z Tkaczką.

Wirujący świat przyśpieszył tak bardzo, że rozmazał się przed oczami Helderiona w chaotyczną mozaikę, która zaiste musiała być dziełem szaleńca. Część barw w jednej chwili przygasła, stając się bardziej szara, schodząc na drugi plan. Inne, przypominające długie pociągnięcia pędzla, splotły się ze sobą i utworzyły wielobarwną kulę. Mężczyzna czuł się, jakby jakaś siła oderwała go od łóżka i unosiła w kierunku tej błyszczącej bryły, a równocześnie niejasno zdawało sobie sprawę, że jego dłonie spazmatycznie zaciskają się na szorstkiej pościeli.

Nagle barwna kula eksplodowała, rozlewając najrozmaitsze barwy przed oczami zdumionego mężczyzny. Kolory zdawały się spływać po jakiejś gładkiej, niewidocznej powierzchni, pozostawiając jednak za sobą nowy obraz..

Głowa Awanara odchyliła się gwałtownie do tyłu, a z pomiędzy mocno zaciśniętych warg wyrwało się ciche westchnienie.

Jakiś odgłos rozdarł zasłonę ciszy, która spowiła świat wraz z początkiem wizji. Teraz ten dźwięk wypełniał wszystko, odbijał się echem w głowie Helderiona i pustce, która go otaczała. Wydawał się uzupełnieniem rozmazanego obrazu zawieszonego przed twarzą mężczyzny. Obrazu przedstawiającego olbrzymi budynek o ścianach wzniesionych z kości i czaszek. Czy to była świątynia jakiegoś boga śmierci? Dom Kości? Ten widmowy odgłos przypominał zawodzenie potępieńców, więc to może zaświaty?

Podczas, gdy umysł człowieka dryfował niesiony falami narkotycznego transu, na dole karczmy w końcu rozgorzała awantura i w ruch poszły kufle, butelki i pięści. Jakiś przedmiot, rzucony przez mocno podbitego klienta, z głośnym trzaskiem rozbił się o ścianę ponad głową karczmarza i zasypał młodego człowieka deszczem szklanych odłamków. Piętro wyżej, kolejne gwałtowne skurcze sprawiły, że ciało Awanara przetoczyło się na brzuch, omal nie spadając z niezbyt dużego łóżka.

Obraz gwałtownie pękł ze świdrującym, nieprzyjemnym odgłosem, który nasuwał na myśl równoczesną wizję dartego materiału i pękającego szkła. Fragmenty płótna zaczęły wirować w dzikim tańcu, a krople farby odrywały się od ich powierzchni i nieruchomiały w ciemności, która przesłoniła umysł mężczyzny.

”Patrz, słuchaj i pamiętaj! Moja moc zniszczy cię i obróci w proch…” – głos Tkaczki był jak zawodzenie wichury, a jednak dla Awanara wydawał się najcudowniejszym ze wszystkich, jakie kiedykolwiek słyszał – „… bym mogła wykuć cię na nowo!”

Zawieszone w powietrzu krople nagle zajaśniały niewiarygodnie jasno, a każda z nich stała się gwiazdą widoczną na nocnym niebie. Mężczyzna stał na skalistej wysuszonej ziemi, która rozciągała się we wszystkich kierunkach tworząc rozległą równinę. W jakiś sposób to miejsce zdawało się znajome, choć Helderiona nie mógł sobie przypomnieć skąd je znał.

Poza człowiekiem było tam coś jeszcze, Awanar wyczuwał to, choć nie potrafił dostrzec. Coś tak samo obcego, jak ta skalista pustynia, ale zarazem coś bardzo dla niego ważnego…

I właśnie wtedy gwiazdy zgasły i wszystko spowił cień. Awanar przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo na ziemi, a jego oddech był płytki i urywany, jakby miał problemy z zaczerpnięciem powietrza. W końcu jednak wszystko się uspokoiło i mężczyzna wolno uniósł powieki. Oczy zapiekły w odpowiedzi na gwałtowne uderzenie światła, które wydawało się jaśniejsze niż być powinno. Pomimo to mężczyzna ostrożnie podniósł się na nogi. Świat zawirował gwałtownie, ale Awanar zdołał ustać na nogach. Starannie otrzepał nieco ubrudzony strój, przygładził ręką włosy i ruszył do wyjścia. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Już wcześniej słyszał odgłosy, które sugerowały, że ta karczma wkrótce przestanie być nowiutka. Gdy schodził po schodach do głównej sali, miał okazję przekonać się jak bardzo miał rację. Kilku podpitych klientów najwyraźniej nie spodobał się wystrój gospody i postanowili urządzić niewielkie przemeblowanie, używając do tego wszystkie, co nawinęło im się pod rękę, włącznie z głową kolegi siedzącego obok. Podczas gdy Awanar schodził po schodach, poprawiając zakrywające dłonie skórzane rękawiczki, jakiś mężczyzna został przerzucony przez barierkę i wylądował przed sługą Tkaczki. Karczmarz, który był właśnie tym nieszczęśnikiem, spojrzał oszołomionym spojrzeniem na Awanara i z trudem wyjąkał:

- Demolują mi lokal...
- Doprawdy?
– ironicznie odparł zagajony. – Chyba powinien wezwać pan straż.

Nie zwracając już więcej uwagi na gospodarza, Awanar zręcznie przestąpił ponad nim i zszedł na dół. Ostrożnie posuwając się tuż przy ścianie i unikając wszelkich szybko latających obiektów zdołał jakoś dotrzeć do wyjścia, nie tracąc w między czasie żadnej kończyny i nie zyskując kolekcji sińców i zadrapań. Może zasługą tego był fakt, że goście karczmy byli zbyt zajęci sobą, by dodatkowo przejmować się Awanarem? Tak, czy inaczej mężczyzna szybko zostawił za sobą gospodę „Pod Złotym Mieszkiem”, która właśnie przechodziła swój chrzest bojowy, i zniknął wśród uliczek Targowiska.

***

W Allracji nie brakowało osób chętnych do oprowadzenia Awanara po mieście. Można powiedzieć, że przewodników było na pęczki, ale jakoś żaden z nich nie wyglądał na godnego zaufania. Właściwie, niektórzy wyglądali jakby sami nie mieli bladego pojęcia o mieście, a jedynym znanym im miejscem była pobliska ciemna uliczka, gdzie zaczaili się ich „przyjaciele” wyposażeni w różne narzędzia do robienia krzywdy bliźniemu. Takie osoby Awanar omijał szerokim łukiem, starając się znaleźć kogoś o nieco przyjemniejszej twarzy.

W końcu natrafił na ślad młodej diablicy, która ponoć od urodzenia wychowywała się na ulicach Allracji i zdołała dobrze je poznać. Dziewczyna często robiła za posłańca, doręczycielkę i przewodniczkę. Najprawdopodobniej była w miarę uczciwa, skoro żaden z jej dotychczasowych pracodawców nie postanowił uciąć jej ręki, języka, albo jakiejś innej części ciała. Awanar nie miał jednak wątpliwości, że w Allracji nie można nikomu spokojnie zaufać, więc miał zamiar zachować ostrożność.

Znalezienie Sheily, bo właśnie tak dziewczyna miała na imię, nie okazało się szczególnie trudne. Wystarczyło zaczekać na nią w jakiejś podrzędnej spelunie, gdzie miała dostarczyć ostatnią tego dnia przesyłkę. Awanar dysponował opisem diablicy więc był pewien, że nie przegapi jej przybycia. Zajął więc pierwsze wole miejsce jakie nasunęło mu się pod rękę, a z którego miał dobry widok na wejście do karczmy, i czekał cierpliwie. Miał tylko nadzieje, że Sheila zjawi się bez zbędnego spóźnienia. Inaczej czas tu spędzony poszedłby na marne, a Tkaczka bardzo nie przepadała za marnotrawieniem czasu. W końcu jednak Awanar doczekał się przybycia przewodniczki.


Jej czarcie pochodzenie widoczne było na pierwszy rzut oka, choć twarz dziewczyny budziła nadzwyczaj sympatyczne wrażenie. Jak na diabelstwo wyglądała całkiem przyjaźnie, co wcale nie oznaczyło, że taka jest w istocie. Awanar nie miał złudzeń, sam był dobrym przykładem tego, że książki nie należy oceniać po okładce.

Mężczyzna spokojnie poczekał, aż Sheila załatwi własne sprawy, a gdy dziewczyna skierowała się do wyjścia, wstał i ruszył w jej kierunku, już w połowie drogi wołając ją po imieniu. Diabelstwo obejrzała się przez ramię i zmierzyła Awanara zaciekawionym spojrzeniem. Najwyraźniej ta krótka obserwacja wypadła pomyślnie dla sługi Tkaczki, ponieważ przewodniczka odsunęła się od wyjścia i oparłszy się o pobliską ścianę spokojnie czekała, aż mężczyzna podejdzie.

- Sheila, zgadza się? – upewnił się Awanar.
- Taa, a ty kto? – spytała w odpowiedzi.
- Marduk Ungart – odparł bez wahania. – Ponoć trudzisz się oprowadzaniem obcych po mieście. Chciałbym wynająć cię na kilka dni do takiej właśnie roboty.

Dziewczyna wahała się przez zauważalną chwilę, niepewnie patrząc to na twarz rozmówcy, to na sakiewki, które miał przyczepione do pasa. Widząc, gdzie kieruje się wzrok diabelstwa, Awanar dodał ściszonym głosem.

- Ile żądasz za swoje usługi? Nie jestem żebrakiem, mam pieniądze, więc pewnie dojdziemy do porozumienie.
- Tak, pewnie tak
– przyznała jakby niechętnie – Ale cena zależy od tego, co chcesz zobaczyć.
- Wszystko, co może być interesujące. Nie obchodzą mnie sklepy, speluny, czy inne głupoty, które tak nachalnie reklamuje się na mapach sprzedawanych przez gildię. Jestem w tym mieście nowy, ale mam zamiar zabawić tu przez dłuższy czas. Chciałbym pozyskać trochę znajomości. Rozumiesz o czym mówię?
- Tak, ale musisz być naprawdę głupi, żeby mówić tak otwarcie w miejscu takim jak to
– na jej twarzy ukazał się nieco ironiczny uśmiech.
- Może, ale mam czym zapłacić za twój trud. A to, czy wkrótce skończę w najbliższym rynsztoku bez pieniędzy, a za to z nożem w sercu, to już nie twój interes. To jak, bierzesz te robote, czy mam szukać kogoś innego?
- A jaką masz pewność, że cię nie wystawię jakiejś bandzie rabusiów w zamian za cześć zysków?
– spytała zaciekawiona.

Awanar uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi. Nie był to jednak ten sympatyczny uśmiech jaki zazwyczaj gościł na jego twarzy. Tym razem był to raczej niezbyt przyjazny grymas.

- Zawsze możesz się przekonać – odpowiedział.- Wątpię jednak, żeby którekolwiek z nas miało na to ochotę. A zatem, jak będzie? Chcesz te prace, czy nie?
 
Markus jest offline  
Stary 22-05-2009, 16:04   #94
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
- Ty mi teraz pokaż... jaszczura... I mi się na zaczaim... Tak, zabijemy go... boleśnie.
- A Ty ciągle swoje, co? Nie możesz choć na chwilę przestać myśleć o tej twojej bezsensownej wojnie i zemście?! -
Kris patrzył na Groka z mieszaniną oburzenia i pogardy, cały czas wymachując gwałtownie rękami. - Skąd ta ślepa nienawiść do całej rasy jaszczuroludzi? Co jakiś jeden konkretny gad jest ci winien oprócz tego, że urodził się po złej stronie barykady? Jak w ogóle możesz myśleć w ten sposób?! To prowadzi tylko i wyłącznie do coraz gorszego zła. I to z obu stron! Oko za oko, ząb za ząb, hę? Naprawdę chcesz zabić jaszczura, którego za nami wysłali? Tak ci to jest potrzebne, tak bardzo tego pragniesz? Chcesz nasycić swój cholerny, pokręcony głód krwi ty... ty... sadysto! Tak, dokładnie! Jesteś pieprzonym sadystą bez uczuć i bez sumienia, który nawet nie zastanawia się nad swoim bestialskim, zwierzęcym zachowaniem! - Kris prawie podskoczył, celując długim palcem prosto między oczy goblina. Jego mina jednoznacznie wskazywała na pełne obrzydzenie, wstręt do Groka, całej jego bezdusznej rasy i konfliktu z jaszczuroludźmi. Chłopak oddychał dużo szybciej niż na początku swojej przemowy, ale przestał gestykulować, jakby opadł z sił. Opuścił głowę i zniżył nieco ton głosu. - Dalej chcesz dopaść tego gada? Ciągle uważasz, że twoja postawa jest w porządku? Bo ja nie! - Kris podniósł wzrok. - Po jaką cholerę uganiać się za jednym, obślizgłym jaszczurem, kiedy można załatwić ich kilka naraz? Leszy pomysł, co? Hę? Prawda? Aha! No pewnie, że lepszy! - Kris, cały czas mówiąc, stanął po prawej stronie Groka, obrócił go w stronę okna i objął jednym ramieniem, drugim jakby zarysowując w powietrzu linię horyzontu. - Wyobraź sobie z jak wielką nawiązką odpłacisz się jaszczurom, kiedy ucierpi kilka, albo nawet kilkanaście tych wstrętnych gadów. Czy nie będzie wspaniale mieć tej świadomości, że padalce poczuły wreszcie co to znaczy zadzierać z goblinami? Już czujesz ten najsłodszy, najrozkoszniejszy ze smaków? Taaak, to smak zemsty, smak, który... auuu! - Kris trzymał się obiema dłońmi w miejscu tuż nad lewym uchem, gdzie trafił go sękaty koniec szamańskiego kostura. Właściciel drąga natomiast splunął kilkukrotnie na podłogę, w międzyczasie wyrzucając z siebie jakieś goblińskie zwroty, najwidoczniej zalegające w jamie ustnej tak samo uciążliwie jak ślina. - Aua! Ah... Rozumiem, że to tylko przejaw entuzjazmu. Następnym razem nie ekscytuj się tak kiedy usłyszysz o moim kolejnym genialnym planie, bo przestanę widzieć zza tych wszystkich guzów... Cholera, to naprawdę bolało!

W trakcie oporządzania konia Kris przekazał swojemu klientowi szczegóły planu. Chłopak zdjął z wozu kuszę, kilka bełtów, flakon z oliwą i pochodnię. Z przekonaniem opowiadał goblinowi, jak zaczają się wieczorem w okolicach murów odgradzających Port od reszty miasta i będą wystrzeliwać w stronę jaszczurów podpalone bełty, owinięte nasączonym oliwą materiałem. Mówiąc o materiale Kris zdjął z głowy chustę, z pełną powagą podziękował jej "za wszystko" i zaczął rozdzierać na mniejsze skrawki. Twierdził, że będąc w ukryciu, przykładowo w ciasnej przestrzeni między dwoma budynkami, będą mogli wystrzelić nad murami kilkanaście bełtów, z których co najmniej połowa trafi w jaszczury, bądź portowe szałasy, podpalając je i tym samym wywołując chaos, ogromne zniszczenia i śmierć gadów...

Na szczęście rozmowa nie wymagała dotykania goblina, więc chłopak nie dorobił się następnego sińca.

*

Wieczorem Kris zakradł się wraz z Grokiem w okolice bramy do Portu. Droga była dwa razy dłuższa niż ostatnim razem, kiedy chłopak szedł w to miejsce, gdyż wybierał najciaśniejsze, najciemniejsze, najbrudniejsze i najbardziej śmierdzące uliczki i przejścia. Wszystko po to, żeby nie zwracać uwagi straży. Raz towarzyszący mu goblin musiał wręcz siłą odciągać go od dwóch podpitych satyrów, siedzących na rozwalonych beczkach i grających w kości, za to później Kris szarpał się chwilę z Grokiem, tłumacząc mu, że pewien zakapturzony osobnik przechodzący niedaleko nich wcale nie jest jednym z jaszczuroludzi, których rzekomo za nimi wysłano i nie powinni do niego celować z kuszy.

Kiedy chłopak wreszcie znalazł dla siebie i swojego towarzysza odpowiednie miejsce, czyli takie, z którego ich nie widać, w które nikt oprócz setek pająków nie zagląda, i z którego bardzo łatwo uciec... do "Szczurzej Nory", załadował pierwszy bełt. Grok mamrocząc coś o zapłacie i sprawiedliwości podpalił pocisk i zaczął rechotać triumfalnie.
- Smacznego sukinsyny - mruknął Kris wystrzeliwując bełt w stronę Portu.

Pocisk przeleciał nad murem, ale nie wywołał obiecywanej przez chłopaka katastrofy. Nagle zrobiło się jakby ciszej... i po chwili Grok wskazał krzywym paluchem na niewyraźną, cieniutką strużkę dymu unoszącą się gdzieś ponad murami, tam, gdzie zniknął bełt. Goblin i Kris wydali pełne radości okrzyki, jakby dopiero co powalili smoka, po chwili jednak zaczęli uciszać jeden drugiego, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jednak był w pobliżu, gotowy donieść na nich przedstawicielom prawa.

- Ty strzelać dalej, haha! My już być kolejny mały krok bliżej do wygrana wojna z jaszczurami! Strzelać, strzelać, a jaszczury uciekać z płonącymi ogony do jeziora, buehehe! - Grok najwidoczniej był w swoim żywiole. Jego zapału i chęci do działania starczyłoby na cały oddział najemników.

Drugi płonący bełt wystrzelił osmalając łuczysko upuszczonej przez Krisa kuszy, parząc palce chłopaka i pozostawiając ubytek w czuprynie goblina. Nieco za dużo oliwy. Jednak atakującej Port dwójce nic z tych rzeczy nie przeszkodziło w pełnym skupienia oczekiwaniu na efekt kolejnego strzału... do czasu, kiedy zgodnie, mimo że bez słów, stwierdzili, że efektu brak. Grok warknął niezrozumiale dla Krisa, zapewne przeklinając siarczyście.

- My musimy już stąd iść. Nic więcej nie zrobić naszymi ognistymi bełtami - mruknął.
- Teraz? Dopiero się zaczęło, hehe! - Kris najwyraźniej inaczej widział całą sytuację.
- I znów człowiek myśleć, że mądrzejszy od Grok! Właśnie, że człowiek wcale nie myśleć! Albo bardzo rzadko! Tylko wtedy, jak obmyślać atak na jaszczury, Grok odzyskać nadzieja, że ludzie w ogóle myśleć! Dalej nie widzieć, że straże, o tam, przy bramie, rozglądać się za napastnik? Człowiek ciągle za głupi, żeby samemu sobie poradzić z jaszczury, my teraz udać się daleko stąd, żeby nikt nas nie podejrzewać...
- Rób co chcesz, ja zostaję. Też nie lubię tych brzydali z Portu i mam zamiar napsuć im krwi.


Kris załadował kolejny bełt, podpalił go trochę niezdarnie, wycelował i wystrzelił. Jedyne co w ten sposób uzyskał, to zwrócenie uwagi wspomnianej przez Groka straży na swoją kryjówkę. Zza portowych murów dobiegały gwałtowne okrzyki i odgłosy biegających jaszczurów... A przynajmniej tak identyfikował je Kris. Ciężko stwierdzić, czy był to przypadek, czy skutek ostrzału, ale jedno było pewne: trzech strażników szybkim krokiem kierowało się w stronę chłopaka i nieustannie krytykującego go goblina. Kris najszybciej jak mógł schował bełty i kuszę za pas, zgasił pochodnię, którą podpalali pociski i pociągnął za sobą Groka. To ostatnie nie było jednak konieczne, bo goblin o dziwo pędził wąskimi uliczkami dużo szybciej od chłopaka.

*

- To gdzie jest ten sługa?
- Powinien się wkrótce zjawić.
- Jestem! Jak zawsze zwarty i gotowy do pomocy -
rzucił Kris wpadając razem z Grokiem do karczmy Ratkina i przewracając się zaraz przed otwartymi drzwiami. Jego zapał był szczery, jednak brudny, spocony, z poparzonymi palcami i goblinem próbującym się z pod niego wydostać nie wyglądał na najlepszy materiał do usługiwania. Przynajmniej nie miał nadpalonych włosów, tak jak Grok, więc jednak nie wszystko stracone...
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 01-06-2009, 18:41   #95
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja


Targowisko, ulice


- Zawsze możesz się przekonać – odpowiedział Awanar.- Wątpię jednak, żeby którekolwiek z nas miało na to ochotę. A zatem, jak będzie? Chcesz te prace, czy nie?
Diablica dość długo mierzyła mężczyznę wzrokiem.- Tylko jako przewodniczka...żadnego wciągania w twoje interesy, żadnego powoływania się na mnie, ja pokazuję...A resztę robisz na własny rachunek?
-Tak.- odparł Awanar.
W dłoni Sheili zabłysło ostrze...

Kilka sekund później groźnie zakrzywiony sztylet znalazł się w przy szyi Awanara.
-Tak, dla informacji...gdybyś mnie próbował wykiwać. Nie radzę.- diablica odsunęła sztylet od szyi mężczyzny i schowała go w przy pasie.- To jakich znajomości szukasz.
-Przydatnych i związanych z władzą.- odparł Awanar.
-A dokładniej? –westchnęła z irytacją Sheila.- Są różne rodzaje władzy. Absolutną ma Histamius, ale do niego cię nie doprowadzę. Największe wpływy ma Dom Kości, kontroluje trzy dzielnice i ma wpływ na czwartą.
- A administracja cywilna?-
spytał Awanar.
- Liże buty kościołowi Wstrzymującego Śmierć. Namiestnik miasta pełniący rolę burmistrza Allracji, wiernie wypełnia rozkazy Histamiusa, ale jest gorliwym wyznawcą Wstrzymującego Śmierć i wszelkie inicjatywy patriarchy Domu Kości są przez niego akceptowane. Zresztą, gdyby nie był czcicielem tego bóstwa...-odparła diablica wzruszając ramionami.- To by tak wysoko nie zaszedł, nikt nie awansuje, ba nikt nie dostanie nawet posady skryby w miejskim magistracie, bez poparcia najważniejszego kultu w mieście.
-A organizacje przestępcze?-
spytał Awanar, a Sheila zaciągnęła mężczyznę w cień budynku.- Ty naprawdę jesteś szalony, by mówić o takich rzeczach otwarcie...Cóż, mnie interesuje twoja forsa, nie twój tyłek. Elita to Kruczopiórzy, organizacja zabójców na zlecenie. Na szczęście, ciężko wejść im w drogę. Tolerują bowiem na swym terenie innych zabójców. Kruczopiórzy bowiem mają wysokie stawki, ale są skuteczni...Można z nimi ustalić nawet w jaki sposób zginie ofiara, no i potrafią zabić nieumarłych, tak by nie powstali ponownie. Byle nożownik z ulicy nie ma takich umiejętności. Kruczopiórzy sporo żądają za swe usługi, ale rzadko zawodzą. To rekiny, które drobną zdobycz zostawiają płotkom w rodzaju Krwawego Ludwika czy Brzytwy Johannsena. Nie staraj się zapamiętać tych imion. Dzisiaj są na topie, jutro będą gryźć glebę. To nie są prawdziwi zabójcy, a rzezimieszki nieco lepsze od reszty. Złodziejstwo się pleni w Allracji, ale gangu złodziejskiego nie ma...gangu liczącego się w każdym razie. Za dużo narybku przybywa z prowincji, by utrzymać nad tym wszystkim kontrolę. Nieco lepiej jest w sferze wymuszeń, jest tu potężny gang zajmujący się stręczycielstwem i wymuszeniami...ale mocno zakonspirowany. Już wolę spotkania z Kruczopiórymi, ci od zamtuzów, są...porąbani. No i jeszcze gang przemytniczy....Przemyt to intratna działalność w Allracji, ale i niebezpieczna. Jaszczury karzą złapanych według własnych praw...i nie znają pojęcia: adwokat.

Targowisko, karczma „Pod pijanym satyrem”



Siv zbliżył się do swej kanałowej zdobyczy, która dość dobrze radziła sobie z owijaniem mężczyzn dookoła palca. Wokół niej zgromadził się bowiem mały tłumek podchmielonych mężczyzn, którym nie przeszkadzało to, że kobieta nie jest do końca żywa.
Gdy Maahr się do niej zbliżył, obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i rzekła.- O co chodzi?
- Posłuchaj... Chodzi mi o to, że... Pewnie myślisz, że jestem porywaczem lub kimś w tym stylu, a mój przyjaciel chciałby cię w jakiś sposób wykorzystać. Wiem, że to właśnie tak wygląda, ale musisz mi uwierzyć, że nie mam z tym nic wspólnego. Bo widzisz... dziś rano, kiedy pracowałem w kanałach, wtedy... w pewnym momencie zauważyłem ludzkie ciało... to znaczy ciebie leżącą na stercie odpadków i spróbowałem cię przesunąć i wtedy ty jakby ożyłaś... Bo mam nadzieję, że wiesz, że obecnie jesteś, hmm... nie do końca żywa, to znaczy nieumarła? I cały problem polega na tym, że jeśli ktoś przemienił cię w nieumarłą i gdzieś... no, gdzieś porzucił, to pewnie nie chciałby, żebyś się obudziła. I być może będzie chciał się ciebie pozbyć, a przy okazji pozbędzie się wtedy mnie i mojego przyjaciela. Wobec tego musisz powiedzieć mi wszystko, co wiesz o swojej przeszłości: kto cię przemienił, czy miałaś wcześniej jakichś wrogów i kim byłaś, kiedy jeszcze... za życia. A tak w ogóle, to jak ty się nazywasz?
- Twoja historia jest niedorzeczna, ja nie mogłam trafić na stos odpadków. Osoba o mojej pozycji...co się dzieje?-
nieumarła zamilkła, rozejrzała się dookoła i usiadła z wyraźną dezorientacją na twarzyczce.- To się nie dzieje, to się nie może dziać. Osoba z moją pozycją przebywa w takim miejscu? Jak to się stało?
-Już ci mówiłem.-
odparł siv, zastanawiając się, czy ten wredny babsztyl chodź trochę przysłuchiwał się jego słowom.
-Mój mąż, już on się tobą...jak on ma na imię? Jak ja mam na imię? Na bogów, nic nie pamiętam!!- z każdym słowem nieumarła zbliżała się do granicy histerii...znowu.
A na domiar złego do Maahra podszedł karczmarz, mówiąc.- Ona wypiła alkohol o wartości pięciu sztuk złota, a skoro to twoja podopieczna...to ty musisz uregulować za nią rachunek.

Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”, wieczór


- Jestem! Jak zawsze zwarty i gotowy do pomocy. –rzekł Kris entuzjastycznie, ale kobieta jego entuzjazmu nie podzielała.
- To?!- rzekła nerwowo tupiąc stopa obutą w czerwony pantofelek o podłogę.
-Poradzi sobie.- odparł Ratkin filozoficznie.
- Poradzi?!- Róża krzyknęła z wściekłością.- On wygląda jak siedem nieszczęść.
Po czym rzekła.- Idź się umyj, i to piorunem.
-Łazienka na zapleczu.- Ratkin wskazał palcem drogę, ale zanim Kris minął mężczyznę, zatrzymała go kobieta, podając jakiś pakunek.- Twój strój. I staraj się nie rzucać w oczy podczas kolacji. Od tego zależy długość twego żywota.
Stara balia i kilka mydeł...musiało wystarczyć chłopakowi do umycia. Strój podarowany przez Różę, był w ciemnoczerwonych kolorach, schludny i...o numer za duży. Niemniej jakoś się go udało Krisowi założyć i nie wyglądać żałośnie...Za bardzo. W każdym razie, na widok Krisa w tym stroju, jedynie goblin rechotał. Zaś Róża oceniła jego wygląd kilkoma teatralnymi westchnięciami, oraz piorunującym spojrzeniem. Ratkin był bowiem bardziej pobłażliwy. –Spokojnie, uda się... Zaufaj moim planom.
-Jak ci na imię?- spytała Róża.
-Krisverithian, ale Kris można na mnie wołać.- odparł młodzieniec.
-A więc... Kris, przez następne parę godzin, masz mówić do mnie pani. Masz się nie odzywać nie pytany. Masz iść za mną ze spuszczoną głową. Jak wpadniemy, każdy sam się ratuje.-rzekła Róża i ruszyła do drzwi. Obcasy w czerwonych pantofelkach, sprawiały że pośladki kobiety podkreślone przez śmiały krój sukni przyjemnie się kołysały.
Kris musiał przed sobą przyznać, że mimo wszystko ta służba będzie miała pewne pozytywne strony.
-Na co czekasz? Ruszaj za mną.- niemal warknęła Róża, wyrywając Krisa z...eee...no...filozoficznych rozmyślań nad....eee...kobiecą naturą. (Czyli od gapienia się na jej pośladki).
Ruszyli powoli przemierzając kolejne uliczki i kierując się do Dzielnicy Świetlistej. Dopiero noc potrafiła pokazać czemu tak nazwano ten dystrykt. Światła... tysiące magicznych pochodni, kul i kryształów wypełnionych różnokolorowych blaskiem, rozświetlających mrok utrwalonych magicznie iluzji wypełnialy każdą uliczkę i ozdabiały każdy budynek. Wszystkie te magiczne ozdoby powodowały, że ulice dzielnicy zalewał różnokolorowy blask. Ale Róża przywykła widać do tego widowiska, bo nie zwracała na nie żadnej uwagi. Powoli zbliżali się do eleganckiej restauracji i wtedy kobieta stanęła na chwilę by się spytać.- Wiesz co masz robić prawda? Ratkin ci powiedział?
Upewniwszy się co do wiedzy „swego sługi”, Róża rzekła.- Więc jak masz jakieś pytania, to zadaj je szybko bo zbliża się nasz naiwniak.
Rzeczywiście w ich kierunku szedł, starczy mężczyzna, w czarnej, acz bogato zdobionej aksamitnej szacie. Cały strój emanował dyskretnie bogactwem i elegancją.
Ale dojrzała twarz bynajmniej nie wyglądała na naiwną.

Ciemne choć siwiejące już włosy, bystre spojrzenie, gustowna broda. Czy Róża, aby na pewno dobrze go oceniła?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-06-2009, 15:07   #96
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
- Wiesz co masz robić prawda? Ratkin ci powiedział?
- Tak, pani. -
odparł Kris tonem pozbawionym emocji, co w jego wypadku było rzeczą niecodzienną.

Chłopak od razu chciał też pokazać, że doskonale rozumie swoją rolę i bezbłędnie wykonuje polecenia, dlatego zwrócił się do Róży per pani, mimo że przed spotkaniem z klientem zapewne jeszcze nie było to konieczne. Ambicja? Szacunek? Lizodupstwo? Ciężko jednoznacznie stwierdzić co tych rzeczy motywowało Krisa do takiego zachowania, ale na pewno krągłości znajomej Ratkina też miały swój wkład w tej sprawie. No i pojawiła się drobna sprzeczność... W fantazjach chłopaka jego kontakty z Różą nie wymagały zwracania się do niej na pani. Było to nawet niewskazane, bowiem ich swobodny charakter i bliskość jakiej wymagały, nasuwały raczej bardziej pieszczotliwe zwroty. Nazwanie Róży panią w takiej sytuacji oznaczałoby jakąś małą perwersję. Jednak umiejętność oddzielania spraw prywatnych od tych związanych z pracą Kris opanował w stopniu pozwalającym mu na przejście do porządku dziennego nad nazywaniem Róży wedle jej życzenia... życzenia wypowiedzianego w rzeczywistości, te istniejące w wyobraźni chłopaka się nie liczyły.

- Więc jak masz jakieś pytania, to zadaj je szybko bo zbliża się nasz naiwniak.
- Gdy pani da mi jakiś przedmiot, mam zanieść go do Ratkina, po czym przynieść z powrotem. Jak szybko mam to zrobić?


Krisa dręczyło jeszcze jedno pytanie: czy jego małego wypadu do Szczurzej Nory aby na pewno nikt nie zauważy? Przemógł jednak chęć wypowiedzenia go na głos, bo Róża i Ratkin zapewne wszystko dobrze zaplanowali, a on nie powinien wykazywać zbytniej ciekawości i braku zaufania do... zleceniodawców. Dla własnego dobra.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 13-06-2009, 14:41   #97
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja

Dzielnica Świetlista, wieczór


- Gdy pani da mi jakiś przedmiot, mam zanieść go do Ratkina, po czym przynieść z powrotem. Jak szybko mam to zrobić?- na te pytanie Krisa, Róża odpowiedziała dość szybko.- Najszybciej jak tylko zdołasz.
Po czym zerknęła na nogi Krisa, pytając.- Ty chyba nie jesteś kulawy, albo coś w tym rodzaju?
- Nie.-
burknął Kris, a Róża zaraz poprawiła.- Mówi się: nie pani. Pilnuj się z tym, albo oboje będziemy wpadniemy w tarapaty.Potem odwróciła się do nadchodzącego mężczyzny i uśmiechnęła lekko na jego powitanie. Starała się stłumić w sobie obawę, która tak niespodziewanie się pojawiła.
- Ach moja droga...cudownie wyglądasz.- rzekł mężczyzna podchodząc do obojga. Ujął dłoń kobiety w swe dłonie i ucałował. Było w tym geście coś obleśnego...zdaniem Krisa, a Róża musiała sądzić podobnie. Z trudem zwalczyła odruch, by nie wytrzeć oślinionej dłoni o suknię. Widać było że, nienawidziła takich lepkich pocałunków. Miała jednak swoją role do odegrania i musiała zwalczyć impulsy.
- Miło cię znowu spotkać Melgaście. - Powiedziała słodko jednocześnie patrząc uważnie jak zamocowane są wiszące u pasa klucze. A więc to był cel tej wyprawy?
- A to kto?- spytał mężczyzna, patrząc przenikliwie na Krisa.
- Mój sługa - z całkowitą obojętnością w głosie odpowiedziała Róża.
-A po co sługa, skoro restauracja ma kelnerów?- zdziwił się partner Róży.
- Czy myślałeś, że będę sama chodziła po mieście? – Róża popatrzyła na niego kokieteryjnie mrużąc oczy, spoglądając na klucze i oceniając zapięcie.
- Ochroniarz? A nie wygląda. –rzekł Melgast podejrzliwie oceniając mizerną posturę Krisa.
- Raczej osoba dodająca mi... – kobieta uśmiechnęła się lekko i wydymając usta dodała - prestiżu. Taki... ktoś do noszenia... parasolki. - zaśmiała się dźwięcznie. Po jej minie mężczyzna nie był jednak w stanie ocenić czy przed chwilą żartowała, czy mówiła poważnie.
-Dodający prestiżu? Dobry żart Różo.- zaśmiał się niepewnie Melgast, jak człowiek, który jako jedyny nie zrozumiał żartu, lecz próbuje zatuszować ten fakt.
- To...może chodźmy już do restauracji, co?- spytał Melgast wskazując pstrokaty budynek. Z dużym Neonem utworzonym z magicznych świateł: „Niebiańskie Wrota”
Elfka wsunęła mu rękę pod ramię i ocierając się lekko o jego bok szepnęła:
- Prowadź więc.
I ruszyli, Melgast z Różą przodem, zaś Kris za nimi.

Dzielnica Świetlista, restauracja Niebiańskie Wrota, wieczór

Kris miał trudności z zamknięciem ust. Bo Niebiańskie Wrota, wydawały się mu skrawkiem nieba. Począwszy od sufitu pomalowanego na błękitny kolor, i z iluzjami obłoków, poprzez meble obite niebieskim aksamitem, prawdziwe dzieła sztuki, piękne obrazy na ścianach, aż do kelnerek...każda ładniutka, w każda w krótkiej spódniczce i tunice z głębokim dekoltem, oraz sztucznymi skrzydełkami. Byli też kelnerzy, przystojni muskularni, ze skrzydełkami oraz tylko w niebieskich przepaskach biodrowych.
- Bardzo interesujące miejsce... - powiedziała lekko przeciągając słowa Róża, jednocześnie dość długą chwilę poświęcając wyjątkowo udanemu egzemplarzowi ludzkiego gatunku.
-Lokal dla elity miasta...dla tej żywej elity, kochanie.- rzekł dumnie towarzysz Róży.
Melgast wynajął w tym lokalu, odosobnionymi ciemnoniebieskimi kotarami stolik dla dwojga, taki bardziej prywatny. Odsunął krzesło dla kobiety i sam zasiadł na przeciwko niej.
- Może usiądziesz bliżej mnie. - Elfka delikatnym ruchem dłoni wskazał na miejsce obok siebie. A rozochocony tym zaproszeniem Melgast przesiadł się od razu. Następnie spojrzał na Krisa i rzekł.- On będzie tak stał nad nami, jak cielę?
- Stań za parawanem. -
powiedziała do chłopaka chłodnym tonem i wróciła się do Melgasta. - Jest jeszcze trochę niewyrobiony i chyba trochę przytłoczyło go to miejsce -
Wygoniony przez parę, Kris stanął za kotarą...zerkając przez nią, ciekawy jednak dalszego przebiegu sytuacji.
- To na czym my skończyliśmy, albo zaczęliśmy?- dłoń Melgasta szybko objęła Różę w talii...chyba się za bardzo rozzuchwalił, ośmielony poprzednimi zachętami kobiety.
- Może powinniśmy coś zamówić na początek? - Szepnęła mu do ucha dziewczyna, jednocześnie dłonią sprawdzając jak jej pójdzie z kluczami. Była w tym dobra...To Kris, musiał przyznać obserwując jak dłoń Róży sprawdza skomplikowane zapięcia przy kluczach Melgasta.
- Rzeczywiście.- Melgast od razu odsunął się, co niemal skończyło się katastrofą w postaci brzęczenia kluczy. Ale Róża była zbyt dobra by tak łatwo wpaść. Dłoń kobiety, odsunęła się od kluczy niemal bezszelestnie.
- Hej...ty tam, jak mu na imię?- spytał Melgast Różę klaszcząc w dłonie.
- Kris - Odparła z opanowaniem. A Melgast uśmiechnął się do Róży mówiąc.- Kris bądź tak użyteczny i zawołaj obsługę.
Kris ciesząc się z tego, że nie będzie sam musiał zajmować się obsługą, zaczepił najbliższą ładniutką kelnerkę i przekazał by przyszła do ich stolika.
Tymczasem Melgast rzekł spoglądając w dekolt Róży.- Chyba mamy chwilkę dla siebie.
Ona zaś wciągnęła powietrze w płuca, a jej piersi przy tej czynności uniosły się w górę:
- Obsługa wygląda tutaj na dość szybką...
- Więc nie marnujmy czasu skarbie.-
rzekł Melgast przybliżając się, a jego twarz pojawiła niebezpiecznie blisko dekoltu.
- Nie musimy się śpieszyć... – powiedziała Róża kładąc mu rękę na ramieniu. Wstrzymała go tym gestem, ale zaraz potem przesunęła na szyję mężczyzny i lekko pogładziła.
-Przed nami cała noc...-rzekł mężczyzna oblizując wargi.
Po chwili przyszła kelnerka wraz z kartą dań, pełną egzotycznych potraw za horrendalną cenę.
- Ja zamówię pieczony ogon krokodyla z owocami, a ty kochanie?- spytał Melgast.
Zastanowiła się przez chwilę, potem popatrzyła na mężczyznę i uśmiechając się prowokacyjnie złożyła zamówienie:
- Na początek tuzin ostryg z cytryną, a potem pieczonego homara i pesto z awokado.
Melgast uśmiechnął się kładąc dłoń na udzie Róży dodał.- i najlepsze wino, jakie macie.
Róża w odpowiedzi położyła swa dłoń na udzie mężczyzny i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnąwszy się mężczyzna zbliżył usta do twarzy dziewczyny... w jednym celu pocałowania jej. Ale ona lekko obróciła twarz i jego usta zamiast na wargach spoczęły na jej policzku.
Melgast nie był specjalnie zadowolony takim obrotem sprawy, ale też starał się tego nie okazywać. Spytał spokojnym tonem odsuwając się nieco.- Jak ci się podoba Allracja, szczególnie Świetlista Dzielnica, prawda że piękna?
- Wygląda tutaj jakby słońce nie zachodziło -
powiedziała Róża z uśmiechem.
-To prawda. Niemniej nic nie trwa wiecznie...a ze śmiercią króla czarodzieja.- Melgast rzekł konspiracyjnym tonem, po czym pochylił się i szepnął do uszka Róży, nie dość cicho, by Kris nie zdołał podsłuchać.- Ze śmiercią króla czarodzieja, jedni upadną, inni pójdą w górę. Ja zamierzam się wspiąć...i chętnie w twym towarzystwie.
Elfka popatrzyła z uwagą siedzącego obok dostojnika i wydymając usta także szeptem odparła:
- To dość niezwykła wiadomość, ale czy pewna?
-Ze mną możesz daleko zajść kochanie.-
rzekł znowu kładąc dłoń na udzie Róży i masując je delikatnie.- Bez względu na sytuację, umiem się ustawić.
-To brzmi bardzo kusząco... -
Odetchnęła i ponownie nachyliła się do mężczyzny lekko rozchylając usta. Jej dłoń powędrowała w kierunku kluczy.
Melgast nachylił się mocniej do twarzy dziewczyny i jego wargi ruszyły na spotkanie jej warg. Róża wysunęła drugą rękę dotykając lekko jego policzka, przesunęła ją po szyi a potem dotarła do ucha. Pierwszą jednocześnie starając się cały czas dobrać do tego koszmarnego zapięcia. Tym razem coraz bardziej rozpalony Melgast tracił nad sobą panowanie...wpił się mocno w usta dziewczyny, całując ją namiętnie. Zapięcie powoli ustępowało lecz z trudem, wymagało czasu...i odwrócenia uwagi Melgasta od spraw dziejących się przy pasie.
Wysunęła język i wsunęła lekko między wargi mężczyzny. Delikatnie poruszyła nim zataczając niewielkie kółeczko. Melgast drżał w ekstazie, a co najważniejsze, nie zauważył odpięcia kluczy.
Wsunęła je ostrożnie w kieszeń, sprytnie wszytą w rozcięcie sukni.
Melgast mocniej objął ramionami w talii Różę całując zachłannie...Nie trwało to jednak dość długo, gdyż ku uldze dziewczyny zjawił się posiłek przyniesiony przez dwóch kelnerów.
- Pozwól, że poprawię trochę włosy. - szepnęła do mężczyzny i zapytała jednego z nich o drogę do pomieszczenia dla pań.
-Oczywiście skarbie.- rzekł Melgast spoglądając na nią roziskrzonym wzrokiem.
Ruszyła we wskazanym kierunku, a gdy znikła mężczyźnie z oczu skinęła na służącego i gdy tylko Kris podszedł podała mu ostrożnie klucze owinięte w przygotowana wcześniej materię:
- Śpiesz się, nie ma czasu do stracenia. Postaram się przedłużyć posiłek maksymalnie długo. Mam nadzieję, że cap nie zauważy twojego zniknięcia.
Sama udała się do toalety. Poprawiła fryzurę i spokojnym krokiem powróciła na miejsce. Siadając obrzuciła mężczyznę kokieteryjnym spojrzeniem.
Kris zaś udał się z powrotem pędząc tak szybko, jakby go ścigały setki rozwścieczonych jaszczuroludzi.

Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”, wieczór


Ratkin siedział za kontuarem, grając w karty z Grokiem...Wpadnięcie do środka dyszącego Krisa skwitował słowami. – Pokaż, co zdobyłeś.
Kris podał klucze Ratkinowi, z których on wybrał jeden z nich.

-Przyjrzyj mu się dobrze...Czasami największą wartość, mają rzeczy z pozoru nieprzydatne.-rzekł Ratkin oglądając przez chwilę klucz. Po czym rzekł.- Poczekaj tu, zaraz wrócę.
Udał się na zaplecze, by po kilku chwilach wrócić z powrotem.
- No, wracaj do Róży... pewnie nie może się już doczekać.- rzekł Ratkin dopinając klucz do reszty, które przyniósł Kris. I chłopak pognał z powrotem do Niebiańskich Wrót.

Dzielnica Świetlista, restauracja Niebiańskie Wrota, wieczór

Gdy Kris wrócił z powrotem i zajrzał za kotarę, posiłek prawie się kończył, a nieco pijany Melgast obrzucał Różę obleśnym spojrzeniem i prawił jej niezbyt wyszukane komplementy.
- To wino ma niezwykły aromat. - powiedziała elfka jednocześnie kątem oka dostrzegając Krisa - I chyba trochę kręci mi się od niego w głowie. Obawiam się, że muszę znowu na chwilkę Cię opuścić i trochę się odświeżyć - Powachlowała się lekko dłonią.
-Wracaj szybko...skarbeńku, ty i twoje dwa...skarbeńki.- mętny wzrok Melgasta skupił się na biuście elfki.
Posłała mu całusa - Zaraz wracam. - i ponownie ruszyła do małego pomieszczenia dla pań. W drzwiach odebrała pakunek od Krisa i zniknęła we wnętrzu. Potem szybko wróciła do Melgasta.
Lubieżny wzrok mężczyzny oceniał walory Róży, gdy mówił.- Skoro już zjedliśmy i popiliśmy, to może zbliżymy się bardziej?
- Słyszałam, że mają tu doskonałe desery... -
Pochyliła się lekko w kierunku jego ust - Mam ochotę na truskawki z bitą śmietaną... - jej języczek wysunął się i delikatnie oblizał karminowe wargi.
-Desery? A ja ci nie wystarczę?- pijany Melgast podążył dłonią do pośladków Róży, a co najgorsze w kierunku kieszeni z kluczami.
Szybko chwyciła jego dłoń i położyła sobie na piersi:
- Najpierw truskawki - wyszeptała
Gapiąc się na swą dłoń położoną na piersi Róży i ściskając lekko ową dłoń wychrypiał.- Te ty...Kris...zamów truskawki.
A chlopakomi pozostało wypełnić zalecenia starego capa.
Róża zaś nachyliła się do jego ust, a dłonią sięgnęła do kieszeni i wyjęła pęk kluczy. Teraz miała przed sobą najtrudniejsze zadanie. Musiała tak go zaabsorbować by nie zauważył co robi. Zaczęła więc całować go namiętnie i Melgast złapał się w pułapkę jaką były usta Róży i macanie jej krągłości....Nie zauważył nic.
Wkrótce kelnerka przyniosła truskawki z bitą śmietaną i Róża wykorzystała ten fakt, lekko pociągnęła za obrus, powodując że pucharek z deserem spadł na jej suknie, rozpryskując się na niej.
- No nie!- rzekła egzaltowanym tonem wstając, zaskakując przy okazji jedzącego deser Melgasta.
-A taki wspaniały wieczór się zapowiadał. Będę musiała wrócić do domu i się przebrać...-westchnęła wstając.
- Ależ nie, możesz iść do mnie...a tam szaty nam nie będą potrzebne.- odparł Melgast wstając i obłapiając Różę, zaś ta zaczęła się delikatnie wyrywać z jego objęć.- Ależ to nie przystoi, drogi Melgaście...zachowajmy chociaż pozory przyzwoitości.
Lecz nagle zachowanie Melgasta zmieniło się, uścisk dłoni na jej ramionach się wzmógł, zęby zacisnęły w gniewnym grymasie, oczy wyszły z orbit. Róża odepchnęła gwałtowniej niechcianego kochanka. Osunął się na podłogę i zaczął rzęzić...a z jego ust popłynęła ślina zmieszana z krwią.
Po chwili skonał...na oczach dwóch osób, Róży i stojącego za kotarą Krisa. Sytuacja była nieciekawa. Chłopak zdał sobie sprawę że Melgast zszedł z tego świata w...nienaturalny sposób. A on był w to mniej lub bardziej zamieszany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-06-2009 o 18:46.
abishai jest offline  
Stary 17-06-2009, 18:52   #98
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
- Wygląda tutaj jakby słońce nie zachodziło.
- To prawda. Niemniej nic nie trwa wiecznie... a ze śmiercią króla czarodzieja... -
Kris wytężył słuch jak tylko mógł, wyczuwając w głosie Melgasta tę charakterystyczna nutkę, która cechowała słowa wypowiadane w tajemnicy, słowa niebezpieczne i intrygujące... - Ze śmiercią króla czarodzieja, jedni upadną, inni pójdą w górę. Ja zamierzam się wspiąć... i chętnie w twym towarzystwie.

Chłopak zachował kamienną twarz dobrego służącego, ale w duchu dziko wył z radości i ledwo powstrzymywał swoje ciało od gwałtownego wyskoku. Usłyszał coś w swoim mniemaniu niezmiernie wartościowego, wręcz bezcennego. W pewnym sensie "dotarł" do wpływowego człowieka, a przynajmniej człowieka, który wpływowym miał zamiar zostać. Melgast zapewne nawet nie zapamięta jego imienia, a korzyści związanych z podsłuchanymi zdaniami Kris nie będzie miał najprawdopodobniej żadnych... Ale któż by zwracał uwagę na takie drobiazgi? Dla niego liczyły się perspektywy, nie prawdopodobieństwo. Cieszył się chwilą, można by rzec...

- To dość niezwykła wiadomość, ale czy pewna?
- Ze mną możesz daleko zajść kochanie. Bez względu na sytuację, umiem się ustawić. -
Te słowa utwierdziły Krisa w przekonaniu, że miał się z czego cieszyć. Z euforii zaczęła mu drgać lewa powieka, ale na szczęście nie przebiło się to do jego świadomości, więc nie spanikował i dalej trwał w pozie spokojnego, pokornego sługi.

*

- Ależ to nie przystoi, drogi Melgaście... zachowajmy chociaż pozory przyzwoitości.


Delikatna różnica zdań, namiastka szamotaniny, kolor krwi, wreszcie śmierć dziada. Dla Krisa płynęły z tego dwa podstawowe wnioski. Pierwszy - kłopoty, duże kłopoty. No i drugi: z tych kłopotów trzeba wyciągnąć jakieś korzyści.

Rutyna...

*

Sytuacja wyglądała tak, jakby Róża zrobiła coś dziwnego, coś, co zabrało Melgasta do Dziewięciu Piekieł. Bez względu na to, czy kobieta zrobiła to celowo, czy nie, czy stała za tym właśnie ona, czy mężczyzna zginął bez jej ingerencji, sprawa była bardzo podejrzana. Większości ludzi intuicja podpowiadałaby, żeby w takim razie trzymać się od niej z daleka, jednak Kris tak niezwykłym darem nie został obdarzony. Posiadał natomiast intuicję nakazująca mu nieustannie pakować się w kłopoty, coraz większe i bardziej skomplikowane.

Rozumowanie chłopaka mającego na celu wyciągnięcie możliwie największych korzyści z bycia świadkiem zgonu jakiegoś starego zboczeńca nie było zbytnio skomplikowane. Nieruchomy facet zapewne był wpływową osobą, inaczej nie jadałby w restauracji takiej jak "Niebiańskie Wrota". Na dodatek miał zamiar wspinać się na szczyt hierarchii społecznej w mieście... a przynajmniej miał czelność opowiadać takie rzeczy, a to już coś. Zginął zaraz po tym, jak Róża odrzuciła jego... zaloty.

"Ma kobieta motyw, ha!"

Tak więc należało przypuszczać, że przyjaciółka Ratkina zabiła Melgasta. Czy zrobiła to z powodu jego niepohamowanego popędu, czy też dla innych celów, związanych na przykład z owym wspinaniem się na wyżyny społeczne, oczywistym było, że świadkowie byli co najmniej niepożądani. Dlatego będąc jednym z tych szczęśliwców, trzeba było zastraszyć Różę wdaniem jej w ręce stojących na straży prawa i zażądać sowitej zapłaty za milczenie. W miarę możliwości oczywiście również przybliżyć się do szczytu hierarchii w Allracji, niejako zastępując denata. Rozumowania chłopaka mającego na celu wyciągnięcie możliwie największych korzyści z bycia światkiem zgonu jakiegoś starego zboczeńca oprócz prostoty cechowała jeszcze jedna ważna rzecz. Rozumowanie to było błędne. W kwestii wielkości spodziewanych profitów na pewno, natomiast co do założeń dotyczących zabójcy niekoniecznie.

*

- No to wpadłaś złotko - skwitował całe zajście Kris, stając tuż obok Róży i patrząc na ciało z założonymi na piersiach rękoma. - Nie ładnie, oj nie ładnie postąpiłaś z naszym przyjacielem... Piąłby się w górę razem z tobą, ale nie! Ty oczywiście chciałaś zagarnąć wszystko dla siebie. A tak, będziesz musiała zostawić jeszcze odrobinę dla mnie, hehe. Ja... to... miałem na myśli, e...

Taaak. Problem w tym, że Kris nie bardzo wiedział w jaki sposób mógłby zastraszyć Różę. Nie mówiąc już o tym, że śmierć Melgasta mogła być dla niej tak samo zaskakująca jak dla niego. W takim wypadku oboje znaleźliby się w niezłych tarapatach...
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 19-06-2009, 11:53   #99
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- Mój mąż, już on się tobą...jak on ma na imię? Jak ja mam na imię? Na bogów, nic nie pamiętam!! - z każdym słowem nieumarła zbliżała się do granicy histerii...znowu.

Cierpliwość siva miała swoje granice. Na szczęście wykonane przed chwilą ćwiczenia pozwoliły mu choć trochę lepiej panować nad sobą. W poszukiwaniu wsparcia spojrzał w kierunku Inglorina, który siedział nad jakimiś pismami, ale półelf nie zwracał uwagi na nic poza piórem i kartkami pergaminu.

„Dlaczego to akurat ja? Czy ona nie mogła przyczepić się do kogoś innego?” - westchnął w duchu, ale nie potrafił zdobyć się na to, żeby po prostu odwrócić się od całej tej sprawy i pójść swoją drogą. Nie chodziło nawet o to, że chciał jej pomóc - ostatecznie gotów był pozbyć się jej jak zwykłego trupa - czuł, że jeśli zostawi ją samą sobie, zła karma ponownie skrzyżuje ich drogi, a wtedy wszystko niewątpliwie przybierze jeszcze gorszy obrót.
Maahr nie zdążył jednak odpowiedzieć ani słowa nieumarłej, kiedy, zwyczajem wszystkich niepomyślnych wiadomości, niespodziewanie zjawił się karczmarz:

- Ona wypiła alkohol o wartości pięciu sztuk złota, a skoro to twoja podopieczna...to ty musisz uregulować za nią rachunek.

To, że po kobiecie nie było nic widać, było raczej zrozumiałe, ale wypić TYLE w czasie, kiedy oni z Inglorinem tylko na chwilę zostawili ją bez nadzoru?! Musiała faktycznie żyć w dostatku, skoro miała tak kosztowny gust. „Dosyć! Trzeba to jak najszybciej skończyć.” Siv z rezygnacją sięgnął do pasa z licznymi kieszonkami, który nosił na biodrach. Miał trochę gotówki, a ostatecznie, jeżeli ich przedsięwzięcie z opium miało się powieść, to i tak nie będzie jej więcej potrzebował. Po chwili wyciągnął w stronę stojącego nad nim satyra dłoń, w której błysnęły trzy złote monety i znacznie więcej srebrnych.

- Oto całą należność, mam nadzieję - powiedział mimo wszystko niezadowolonym głosem. - Ale więcej nie płacę za tą panią - dodał, kierując spojrzenie w stronę zombie. Przez moment wpatrywał się w nią, mrużąc powieki, jakby oceniając przeciwnika przed walką. Z tego, co spotkało go wcześniej, wiedział, że, żeby dotrzeć do nieumarłej, będzie potrzebował wszystkich umiejętności przekonywania, jakie był w stanie z siebie wykrzesać. Problem polegał na tym, że nigdy nie miał do czynienia z podobnymi trudnościami - wolał już raczej walczyć z oddziałem bagiennych potworów niż nakłaniać nieumarłą histeryczkę do zachowania spokoju...

- Spokojnie, chcę ci tylko pomóc - powiedział w końcu, starając się, żeby jego słowa zabrzmiały szczerze. - Nie mam pojęcia, czy twoja... przemiana... czy ona mogła spowodować u ciebie zanik pamięci, ale może, jeśli się postarasz, przypomnisz sobie coś... cokolwiek, co pomogłoby nam znaleźć przyczynę naszego wspólnego kłopotu... Pamiętasz przecież, że miałąs męża, że miałaś bogaty dom, co jeszcze przychodzi ci do głowy?

Siv jednak z każdą chwilą coraz mniej wierzył w powodzenie tego śledztwa. Koniec końców kobieta zachowywała się jak wariatka i równie dobrze mogła sobie wymyślić to wszystko. Wtem Maahr doznał olśnienia: „Zaraz, zaraz; w całym mieście mówi się o upadku rządów jakiegoś nekromanty czy kogoś takiego, strażnicy na ulicach to nieumarli... Może trzeba by zapytać się ich, co sądzą o całej tej sprawie?” Nagle jednak wróciło wspomnienie spotkania z trójką szkieletów-strażników, a wraz z nim pojawił się strach. „A co jeśli wszystko zrozumieją na opak i znowu zaczną się przyczepiać do byle czego?” Tego na pewno Maahr wolałby uniknąć. Może i zmusiłby się, żeby porozmawiać ze strażnikiem, ale na pewno trzeba będzie zrobić to pod nieobecność nieumarłej. Kiedy jednak siv ponownie spojrzał na swoją „podopieczną”, jak uprzejmie określił to Kraxus, jej mina wskazywała, że ponownie nie zwróciła uwagi na jego tłumaczenia. Z mnicha uleciała cała nadzieja na samodzielne rozwiązanie problemu.

- Poczekaj tutaj, zaraz do ciebie wrócę - powiedział do kobiety, jednocześnie kręcąc przecząco głową w stronę karczmarza na znak, żeby nie sprzedawał jej nic więcej, po czym skierował się do stolika, przy którym siedział Inglorin.

- Przepraszam, że ci przerywam, ale ta sprawa jest cięższa niż nam się wydawało - rzekł przygnębionym tonem. - Ona nie pamięta zupełnie niczego, nie zdziwiłbym się, gdyby całe to swoje dawne bogactwo i wpływy też sobie wmówiła - tak jak to, że ją porwaliśmy, czy - Maahr spojrzał na ciężko opartą o kontuar głowę nieumarłej. - czy to, że jest pijana w... trupa. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby zgłosić to do straży, w końcu oni też są nieumarłymi i podlegają komuś, kto zna się na nekromancji lepiej od nas...

- W każdym razie nie zamierzam dłużej ryzykować, bo przez nią ciągle pakuję się w jakieś kłopoty, a przecież ciągle nie wiemy, kto był dla niej tak miły, że zrobił z niej zombie... - dodał po chwili.
 
Makuleke jest offline  
Stary 21-06-2009, 17:41   #100
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
- Ładny sztylet – skomentował Awanar, a w jego głosie słychać było wyraźną kpinę. Groźby Sheili nie wywarły na nim wrażenia. Dziewczyna była szybka. Można by nawet powiedzieć, że zbyt szybka i zbyt nierozważna. Próba zastraszania osoby, która oferuje ci pracę, nigdy nie należy do rozsądnych, tym bardziej, jeżeli nie ma się zielonego pojęcia kim tak naprawdę jest przyszły chlebodawca. Na szczęście, zarówno dla niej, jak i samego Awanara, diable szybko ukryło broń i rozpoczęła się rozmowa o konkretach.

Sheila mówiła sporo i ciekawie, a Awanar nie przeszkadzał jej, jedynie od czasu do czasu zadając pytanie, które naprowadzało przewodniczkę na interesujące go tematy. To jak chętnie dziewczyna dzieliła się informacjami, choć nie otrzymała jeszcze ani sztuki miedzi, nieco zaskoczyło mężczyznę. Może chciała zaimponować człowiekowi swoją wiedzą, by później wykorzystać to przy negocjowaniu ceny swoich usług? Albo zwyczajnie podsuwała mu rzeczy, które mógłby się dowiedzieć w pierwszej lepszej spelunie...

Awanar, żeby wykonać zadanie, które powierzyła mu Tkaczka, potrzebował zdobyć rozeznanie w mieście. Szczególnie poznanie odpowiednich osób mogłoby mu pomóc wszystko załatwić gładko i bez zbędnych problemów. Kłopot w tym, że naprawdę ważne osoby nie będą chciały rozmawiać z człowiekiem przychodzącym do nich wprost z ulicy. Sługa Tkaczki nie miał więc innego wyboru, jak spróbować zdobyć choć odrobinę wpływów w mieście.

Zagłębianie się w przestępczy świat byłoby zbyt niebezpieczne dla kogoś, kto prawie w ogóle nie zna Allracji. Zbyt wiele typów spod ciemnej gwiazdy, z których każdy bez wahania wbiłby ci sztylet w serce i zostawił w najbliższym rynsztoku, napływało do miasta, by po kilku dniach skończyć jako trup lub w pośpiechu opuścić mury tego wspaniałego miejsca. Trzeba więc będzie korzystać z bardziej legalnych dróg wspinania się ku władzy, choć z drugiej strony to, zgodnie ze słowami Sheili, wymagałoby podlizania się Kościołowi Wstrzymującego Śmierć. Szlak by to wszystko trafił! Awanar nie miał najmniejszej ochoty przypochlebiać się kapłanom wyznającym jakieś fałszywe bóstwo, głupcom, którzy nigdy nie dostrzegą prawdziwej chwały Tkaczki. Wyglądało jednak na to, że człowiek nie będzie miał wyboru, a jego chęci w tym przypadku nie miały wielkiego znaczenia. Najszybsza droga do zyskania jakiejkolwiek pozycji w Allracji wiodła przez tych nawiedzonych kapłanów.

Gdy Sheila przestała mówić, Awanar uśmiechnął się do niej przyjaźnie i zapytał, siląc się na jak najuprzejmiejszy ton:

- A zatem, moja droga, wracając do poprzedniego pytania, ile liczysz sobie za swoje usługi?
- To zależy, co chcesz zobaczyć i kogo poznać.
– odparła Sheila.
- Jak już mówiłem chcę zobaczyć wszystko, co jest warte uwagi. Ale na sam początek potrzebowałby się dowiedzieć jak najwięcej o Wstrzymującym Śmierć i jego wyznawcach. Hierarchii, obrzędach, dogmatach, ważnych osobach, wpływach i sojusznikach w mieście. Mówiąc inaczej, chcę wiedzieć wszystko
– cierpliwie tłumaczył Awanar. – Może macie tu jakieś biblioteki, gdzie mógłbym znaleźć choć część z tych informacji? Oczywiście tylko tych oficjalnie dostępnych, bo pewnie nie wszystko zapisano w księgach. Resztę będę musiał zdobyć innymi sposobami.

Sheila jednak nie odpowiedziała, zamiast tego nagle lekko odsunęła się od Awanara i patrzyła na mężczyznę ze zdziwieniem. Gdy się odezwała, w jej głosie nie trudno było usłyszeć niedowierzanie.

- I ty chcesz uganiać się po mieście, szukając informacji o Kościele Wstrzymującego Śmierć, z tym czymś zawieszonym na szyi?

Pytanie zaskoczyło Awanara. Mężczyzna przez chwilę patrzył na rozmówczynie wzrokiem, który wprost mówił, że nie ma zielonego pojęcia o co jej chodzi, poczym spojrzał w dół. O dość spory brzuch człowieka delikatnie obijała się złamana moneta zaczepiona na długim sznurku, który Awanar miał zawieszony na szyi. Głupia wpadka – symbol Pani Losu musiał jakoś wyswobodzić się z ubrania wyznawcy Tkaczki i teraz leniwie kołysał się na widoku. Pewnie stało się to, gdy Sheila gwałtownie pociągnęła Awanara do miejsca gdzie teraz stali, by zapewnić im trochę prywatności w czasie rozmowy. Całe szczęście docierało tu tylko słabe światło nieco oddalonej lampy, więc raczej nikt poza diabelstwem nie zwrócił uwagi na amulet. Słabe refleksy światła przemykały po powierzchni złamanej monety i Awanar miał wrażenie, że przedmiot złośliwie mruga do niego, jakby ciesząc się z kłopotów jakie sprowadził na właściciela.

- To tylko ozdo...- próbował wyjaśnić, ale Sheila natychmiast mu przerwała, przy tym jeszcze bardziej odsuwając się od rozmówcy.
- Jesteś jakimś szpiegiem, czy coś? Chciałeś szpiegować Kościół Wstrzymującego Śmierć dla kapłanów swojej bogini?
- Dziewczyno, nie bądź niemądra. Jaki szpieg uganiałby się z symbolem swojej pani po mieście? Chyba tylko samobójca
– spokojnie tłumaczył Awanar – Po drugie, gdybym był prawdziwym szpiegiem, to nie interesowałyby mnie informacje, które można znaleźć w pierwszej książce dotyczącej religii.

Mężczyzna przerwał na chwilę, obserwując jak na jego słowa zareaguje Sheila. Chyba musiała zrozumieć jak niedorzeczne było oskarżanie go o szpiegostwo, bo wyraźnie się uspokoiła.

- To tylko amulet, który kupiłem na jakimś targu. Ponoć symbol Pani Losu przynosi szczęście. Pomyślałem, że nie zaszkodzi mi, jeżeli będę miał go przy sobie – kłamstwo grubymi nićmi szyte, ale przy odrobinie szczęścia Sheila uwierzy i temat będzie zakończony.- Dogadajmy się w końcu, co do ceny, dobrze? A później ruszymy na mały spacer po Allracji.

Awanar uśmiechnął się pogodnie do rozmówczyni, równocześnie ponownie chowając symbol Pani Losu pod ubranie.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 28-06-2009 o 14:11.
Markus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172