Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2009, 23:57   #101
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Timi nie przywiązał uwagi do tego jak długo leżał na zimnej i wilgotnej glebie, pośród dywanu liści. Leżał długo. Był spokojny. Otwarłszy oko pojął, że wszystko co go otaczało przeminęło, rozmyło się w nieuchwytnie krótkiej chwili. Niewyobrażalne zdziwienie sprawiło, że błękitne oko zaszkliło się. Malec gwałtownie poderwał się. W nieopanowanej furii pchnął szklaną ścianę. Ta odkształciła się sprężyście, kierując siłę uderzenia w malca. Timi upadł. Spuścił wzrok i przetarł łzawiące oko. Wyciszył się. Namyśl przyszła mu wizja olbrzymiego maglara, bez trudu kruszącego srebrzyste tafle mocarną pięścią. Powiek pomału zapadła kryjąc źrenicę w kolorze nieba. Wyczekując chwili w której, do umysłu napłynie chęć niszczenia, agresji połączona z euforią malec starał się wyczyścić umysł ze wszystkich myśli. Nagle Timi poczuł ukucie niepewności. Wyraźny niepokój skłonił go do otwarcia oka. Spojrzał na swoje małe dłonie. Odbicie w lustrze obnażyło prawdę. Nic się nie stało. Zupełnie nic. Chłopiec z całej siły zaczął kopać najbliższe lustro. Pewnikiem magiczna tafla jednak za nic miała sobie jego uderzenia. Chłopiec szybko się zmęczył. Siedziałby pewnie oparty o szklana ścianę rozmyślając jakim sposobem znalazł się w tym więzieniu, gdyby nie szmer kroków. Malec odwrócił siew stronę jednego z korytarzy. Wysoka i szczupła postać o skórze koloru ciała topielca, szła dostojnym krokiem wcale nie próbując się podkradać.

~ Marnujesz tylko siły i czas druidzie.~
rozbrzmiał cierpki głos w umyśle chłopca. ~ Czytam w twych myślach. A znajdujesz się w labiryncie luster...Luster które potrafią jedynie prawdę odbijać. Nie zmienisz tu swej formy, nie ukryjesz za iluzją. I nie trafiłeś tu bez powodu, nieprawdaż ?

Malec miał stanowczo zły dzień za sobą. Jak na ironie jego dziwaczne przygody zaczęły się z chwilą z którą zaczął podążać za tą dziwą grupą. Najpierw wizyta nietuzinkowego gnoma ze skrzydłami, później jakaś aberracja przypominająca las, a teraz jakieś inteligentne monstrum o ambicjach mentora, chce rozliczać go ze swoich uczynków. Głos doppelgangera ucichł, a w umyśle Timiego panował zupełna pustka. W chwili gdy na jego zakrytej twarzy pojawił się uśmiech, malec wyobrażał sobie jak bez trudu podchodzi do nieznajomego i urywa mu głowę, wyrywając mu ją z wraz z kawałkiem kręgosłupa. Timi doskonale wiedział, że nieznajomy postrzega jego wyobrażenia równie dobrze jak on. Niemniej nie szczędził mu żadnych szczegółów. Miał za sobą naprawdę paskudny dzień. Czekanie na reakcje, przybysza szybko się chłopcu znudziło, gdyż jego rozmówca, nie posilił się na żadną reakcję pomimo, iż Timi nie szczędząc wyobraźni, masakrował w myślach ciało doppelgangera na rozmaite sposoby. Gdy ponownie zapadła cisza, malec wypowiedział w myślach słowa, niczym jakby rozmawiał sam ze sobą:

~ Skoro te lustra pokazują tylko prawdę, to niech będą łaskawe wyjaśnić mi czym jest prawda. Na pewno Słowo nie jest prawdą. Nie zaznasz istoty, która mówi to co myśli, czy czuje. Za tym co mówimy zawsze kryje się jakiś interes. Zawsze kryje się coś po katach naszych myśli. Przyrzekanie, iż będzie się mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę jest jak zabijanie dla pokoju, jak pieprzenie się dla cnoty. Są ludzie, którzy kłamią dla zysku, i są ludzie, którzy kłamią z ucisku, ludzie, którzy kłamią tylko dlatego, że powiedzenie prawdy jest dla nich aktem całkowicie niepojętym... i ludzie, którzy kłamią, czekając, aż nadejdzie czas na prawdę. Nie wiem jakiej maści kłamcą mam do czynienia, jednak to że nim jest nie ulega wątpliwości. Zadając mi pytanie wcale nie spodziewał się odpowiedzi. Można więc powiedzieć, że niemal wprost nazwał mnie przestępcą, zwyrodnialcem, który zasłużył na wymyślne więzienie z luster. Nie wiem dlaczego to zrobił. Nie znam myśli czających się po kątach jego umysłu. Na razie powiedział kilka Słów i dzięki nim wiem, że jest kłamcą. Wracając do tych luster skoro pokazują prawdę. To niech pokażą kim naprawdę jestem, a nie kłamią w żywe oczy. Mimo, że nie wiem kim jestem. Nie wiem też, czym nie jestem. Więc bycie czymkolwiek wcale nie sprawia, że jestem kłamcą, bo dzięki niewiedzy mogę być czym tylko zechcę. Nikt nie może nazwać mnie kłamcą dopóty, dopóki nie udowodnisz, ze kłamię z premedytacją, a nie przez nie wiedzę. Ponadto nie dam wiary w to, że to jest moja pierwotna postać. Ale mniejsza o to, ten humanoid próbuje mi wcinać ciemnotę, że te lustra pokazują tylko prawdę. I cóż tego? Niech sobie pokazują co chcą. Są lustrami więc mogą tylko odbijać. Jestem pewien, że to właśnie myśl, zwykłe przyzwyczajenie do tego, że celem luster jest odbijanie niezniekształconej rzeczywistości, uniemożliwia mi zmianę postaci. Wystarczy tylko odcinać się od tego otoczenia. Zapomnieć o nim i przybrać inną formę tak jak robiłem to setki razy. Trzeba tylko to zrozumieć.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline  
Stary 10-05-2009, 22:04   #102
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Sytuacja rysowała w dość ponurych barwach - temu nie dałoby się zaprzeczyć choćby się nawet poruszyło niebo i ziemię - lecz była przynajmniej wiadoma i konkretna. Wszyscy, łącznie już z kapłanką, wiedzieli, z czym mieli do czynienia, i też wszyscy doskonale potrafili zrobić właściwy użytek ze swoich broni. Dla Vivienne największy problem stanowiła tylko ich stosunkowo niewielka liczba, a i przede wszystkim pora doby - zmęczenie i brak snu wpływały zarówno na ciało, jak i umysł, a tu zapowiadała się długa, całonocna przeprawa. Gdy słuchała wymiany zdań pomiędzy najemnikami, dziewczyna uważnie rozejrzała się po twarzach zgromadzonych i gdyby nie wiara, którą widziała w oczach napotkanych, nie dodawałby jej otuchy widok ich złaknionych odpoczynku twarzy. Lecz musieli walczyć, jeśli chcieli przetrwać.
A tego drugiego pragnęli wszyscy bez wyjątku...
- Ja również chciałabym trzymać się w pobliżu - odpowiedziała Vivienne, kiedy spadło na nią pytające spojrzenie Raetara. Zdawała sobie sprawę, że starzec ani o pomoc nie prosił, ani by prosić nie chciał - biła z niego taka pewność siebie, że nawet nie wracając myślami do jego potężnej magii kapłanka mogła się założyć, że mógł w pojedynkę rozprawić się z kilkoma nawet patrolami Tagosai naraz wziętymi - ale też wcale nie zgłaszała się do roli jego pomocnicy. - Pomogę w walce, ze wsparciem chyba na pewno dam sobie radę z elfami - tu posłała pytające spojrzenie na Ethana, ale nie przestała mówić - a w razie, gdyby ktoś został ranny mogę udzielić pomocy na miejscu. Lecz w przypadku poważnych ran moje czary na nic się nie zdadzą, zresztą, moje możliwości będą ograniczone. Jeśli jednak Taelior zostaje tutaj, i będzie mógł zająć się co bardziej skomplikowanymi przypadkami, wolałabym być blisko, żeby w razie potrzeby pomóc.
To mówiąc, spojrzała na półelfa z tak samo pytającym spojrzeniem, z jakim wcześniej zwróciła się do rycerza. Nie wiedziała, czy jemu potrzebna byłaby w ogóle jakaś pomoc, a na siłę wchodzić mu w paradę nie chciała. Bardzo chciała jednak poznać odpowiedź na inną kwestię:
- Jak dużo czasu potrzebowałaby Aeterveris, by móc ją bezpiecznie przenieść? Im dłużej będziemy znajdować się w mieście, tym większa szansa, że Tagosai zdobędą nam nami przewagę, przez co nie zdołamy uciec. Rozumiem, że kilka godzin co najmniej - spojrzenie kapłanki nie było nachalne, ale zdecydowanie pełne troski i powagi.
-Ja...- Taelior zamilkł na chwilę, po czym westchnął.- Kapłanko nie pytaj mnie o to. Nie wiem...z każdą godziną ryzyko się zmniejsza, ale...Nie potrafię odpowiedzieć na twe pytanie. Przykro mi.
Raetar spojrzał na Vivienne mówiąc.- Nie ma powodu się zamartwiać tym na co nie mamy wpływu Vivienne. Zdobędziemy dla nimfy tyle czasu, ile będziemy w stanie. Nie mniej, nie więcej. Nie powinnaś się rozpraszać zmartwieniami, zwłaszcza podczas boju. To może być groźne dla twego życia.
Strofujący ton nie wydawał się jednak wpłynąć na dziewczynę negatywnie. Jej twarz rozświetlił delikatny uśmiech.
- To zrozumiałe, Raetarze; narażenie siebie, ani nikogo innego, nie wchodzi w grę. Chwilowe poddawanie się słabościom to jednak naturalna ludzka cecha, ale gdy tylko przyjdzie co do czego, wszyscy możecie liczyć na moje pełne skupienie - dodała w łagodny sposób. Chociaż może trudno było w pierwszym momencie zgadnąć, do czego nawiązywała mówiąc o słabościach.
- Jestem gotowa w każdej chwili. Pozwólcie tylko, że wrócę się na górę po swoje rzeczy...
Szalejąca magia nie napawała optymizmem, a już zwłaszcza w ogniu walki, dlatego Vivienne miała niejasne przeczucie, że w ruch mogą tym razem pójść zapisane czarami zwoje.
 

Ostatnio edytowane przez Aeth : 10-05-2009 o 22:08.
Aeth jest offline  
Stary 11-05-2009, 16:39   #103
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
"A więc tak zmierzają opuścić miasto, kiedy zrobi się gorąco"- pomyślał Ethan gdy usłyszał o specjalnych ładunkach, mających przebić mury. Coraz bardziej podobał mu się plan Tawroka. Małe oddziały w wąskich uliczkach, wsparte płomieniami mogłyby wprowadzić w szeregach Tagosai spory zamęt. Odciągnęłoby to ich uwagę od miejsca przebywania cywili, co ma duże znaczenie, zwłaszcza dla nimfy, dla której czas był teraz na wagę złota.

Wiele osób zadeklarowało się zostać w pobliżu karczmy, w tym Raetar i Vivienne. Rycerz jednak postanowił inaczej, ciesząc się jednocześnie że piękna kapłanka znajdzie się z dala od najcięższych walk chroniona przez potężne zaklęcia Raetara.

-Ja ruszam do boju.- rzekł Ethan stanowczo - Im większy opór stawimy w mieście, tym więcej elfów wkroczy do niego, a to ułatwi nam dalszą ucieczkę już poza jego murami. Byłbym zaszczycony gdybym znalazł się w drużynie Garraka.- to rzekłszy ukłonił się w stronę krasnoluda.

Gdy Vivienne udała się po swoje rzeczy, MacBright dogonił ją w korytarzu i rzekł.-Wybacz że cię zatrzymuję pani, później może nie być czasu. Chciałbym się pożegnać i życzyć ci szczęścia. Jesteś pani w tych ponurych dniach, jak promyk słońca przebijający się przez pochmurne niebo.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 15-05-2009 o 13:21. Powód: poprawka stylistyki
Komtur jest offline  
Stary 12-05-2009, 13:31   #104
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Płomyk była stuprocentowym połączeniem kobiety i kota. I jedno i drugie było bardzo delikatne, dlatego Tarfur wolał przysłowiowo stąpać na palcach. Rozdrażnienie takiej istoty byłoby zepsuciem sobie kilku następnych dni w sposób jeszcze gorszy, niż były do tej pory. Haradanowi nie podobało się to wszystko, ale nie miał nadziei na prostsze wywinięcie się z tego. Podejmował więc grę, licząc, że bezpośrednie środki, jak na przykład wygranie turnieju, tutaj w zupełności wystarczą. Oczywiście sam wygranie będzie najpewniej niezwykle trudne, a to nie ułatwiało. Gnom mu jednak uświadomił jedną dobrą rzecz - warto było wziąć udział we wszystkim. Najlepiej jakby zaczęło się od walki na kopie, to na pewno i tak by przegrał, ale przy okazji nauczyłby się kilku reguł, które tu obowiązywały. Sercem samym w sobie się nie przejmował, zdobyć czy znaleźć, bez różnicy, bo to do jednego prowadzi. Księżniczka była na razie jedynym odnośnikiem do serca, toteż i na niej skupił umysł, przynajmniej przez chwilę. Teraz zaś po prostu szedł obejrzeć swoich rywali do zwycięstwa.

Już miał wyjść na dziedziniec, gdy jakiś idiota zwrócił się do niego o pomoc. Czy on wyglądał na cnotliwego i chętnego do pomocy rycerza? Już miał odburknąć coś temu skrybie? kanclerzowi? Ale przyjrzał się księgom, stając tak, by tamten za bardzo nie widział jego rąk. Ciekawy był co też niesie ten mężczyzna z łańcuchem na szyi. Bajkowa kraina, w której potrzebne były księgi z rachunkami? Tarfur nie lubił bawić się w zagadki. Był prostym najemnikiem, jego żywiołem była walka i zwiad, aktywność nie główkowanie. To wszystko tutaj... cóż, cały czas miał nadzieję, że inni wymyślą coś lepszego od jego marnych pomysłów. Westchnął i wziął od mężczyzny dużą część ksiąg.
-Którędy?
Znów korytarze, zakręty i chaos architektoniczny. Gdyby miał zgadywać kto to stworzył, to by wskazał Płomyk lub inną dziwną kobietę, która myślała o dużej ilości łuczków i komnat a nie o logicznym połączeniu tego w całość. Gdy wreszcie dotarli na miejsce, Haradan położył księgi, niby przez przypadek zaglądając do jednej z nich.
-Co takiego ciężkiego tu nieśliśmy? Myślałem, że w tak pięknej krainie wszystko dzieje się samo.
Uśmiechnął się półgębkiem. Resztę zawodników jeszcze zdąży sobie obejrzeć.
-Jesteś kanclerzem czy kimś takim? Nazywam się Haradan Kuol Al Tahr, rycerz z... dalekiej krainy.
Miał ochotę się roześmiać.
-Czy to księżniczka tutaj rządzi? Bez męża?
Cóż za idiotyczne pytania! Może tamten go nie wyśmieje. Miał zamiar dowiedzieć się co niósł a potem i tak udać się na dziedziniec. Ze znajdującymi się tam ludźmi może się chociaż dogada.
 
Sekal jest offline  
Stary 14-05-2009, 08:44   #105
 
sara_mysterious's Avatar
 
Reputacja: 1 sara_mysterious nie jest za bardzo znany
Sara. Młoda, niedoświadczona czarodziejka lubująca się w iluzjach.
Nadwyraz piękna i pociągająca kobieta, o dość specyficznym spojrzeniu na życie
nie bardzo widziała siebie, jako kogoś mogącego samodzielnie pokonać wampira. W
jej umyśle zagościło zwątpienie i strach. Brak pewności powodzenia akcji jakie
podjęła by zniszczyć nieumarłą istotę spowodował, że na chwilę się zawachała.
Nim wydała polecenie przyzwanemu żywiołakowi krasnolud i mniszka już dawno
ruszyli do boju.

- Ruszaj, mój przyjacielu. - wydała polecenie niewielkiemu humanoidowi.
Sama zaś postanowiła wykorzystać fakt, że czar nie ulotnił się z jej pamięci.
Rzuciła jeszcze jedno zaklęcie. Tym razem był to czar ochronny - zbroja maga.
Iluzjonistka była świadoma tego, że jest bezbronna. Trzymała się więc na uboczu,
blisko drzwi, mając w pogotowiu czar krzyku, zwoje, które znalazła i różdżkę.
Nie wyobrażała sobie jednak ich użycia.

Kilka chwil później, tuż po ataku wampirzycy na Miri, Sarze
zaświtał w głowie pewien pomysł. Czarodziejka poczekała aż wampirzyca znajdzie
się blisko trumny, a później z jej ust wydobył się przerażający krzyk. Efekt
czaru miał ogłuszyć wampirzycę, i być może zniszczyć trumnę. Nie było pewności
czy czar poskutkuje, spróbować jednak nie zaszkodziło.
 
sara_mysterious jest offline  
Stary 14-05-2009, 20:38   #106
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Dogoniona przez Ethana kapłanka nie zatrzymała się, gdy usłyszała skierowane do siebie słowa. Odwróciła się jednak i posłała mężczyźnie miękki uśmiech, ale gdy z jej ust padła odpowiedź, dziewczyna z powrotem skierowana była ku górze.
- Dziękuję za twe słowa, Ethanie, lecz proszę, nie musisz zwracać się do mnie tak oficjalnie - odrzekła w ciepłym tonie. - Jestem Vivienne. To jedyny tytuł, jakiego tak naprawdę potrzebuję.
Uśmiechnęła się wyraźniej. Byli już na korytarzu, zmierzając w kierunku pokoju nimfy, w którym kapłanka zostawiła swój plecak.
- Miejmy nadzieję, że wszystkim nam będzie dane ponownie ujrzeć światło dnia. Wierzę, że moje kroki nie zostały skierowane właśnie tu, i właśnie teraz, przez przypadek, więc jeśli jest tak, jak mówisz, chciałabym móc jeszcze nie raz spełnić w taki sposób wolę mej Pani. Jeśli więc chodzi o szczęście, również i ja życzę ci go na polu walki, lecz nie mówię jeszcze "żegnaj". Zrobię to tylko wtedy, kiedy naprawdę nie będziemy mogli więcej się już spotkać - kapłanka zatrzymała się przed drzwiami, kiedy mówiła te słowa, a na jej twarzy malował się życzliwy wyraz.
 
Aeth jest offline  
Stary 15-05-2009, 13:31   #107
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Ciepłe i pełne nadziei słowa kapłanki, napełniły Ethana otuchą.

-A więc do zobaczenia Vivienne- rzekł rycerz i ukłonił się -Niech bogowie ci sprzyjają.

Następnie Ethan opuścił towarzystwo pięknej kobiety i udał się w poszukiwanie pochodni i butli z oliwą.
 
__________________
"Kto się wcześniej z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera" - Mag Rincewind
W orginale -"Early to rise, early to bed, makes a man healthy, wealthy and dead."

Torchbearer dla opornych. Ostatnia edycja 29.05.2017.
Komtur jest offline  
Stary 15-05-2009, 19:20   #108
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Trójka samozwańczych pogromców wampirów ruszyła wreszcie dokończyć swoje zadanie, chcąc raz na zawsze zaprowadzić pokój w zajeździe "Pod szczęśliwą gwiazdą", co wiązało się z bezpośrednim wykończeniem zielonowłosej wampirzycy. Krasnal cisnął swoim karbonklem w ścianę zagradzającą drogę do nieumarłej, uprzednio uprzejmie wyjaśniając by na moment odwrócić wzrok... .

Jeszcze nawet nie opadł porządnie wszelki kurz, a towarzystwo wpakowało się już z bojowymi nastrojami do wampirzego gniazda, które na szczęście było w miarę oświetlone paroma pochodniami na ścianach. W pomieszczeniu znajdowała się w centralnym miejscu trumna, w której spoczywała poszukiwana przez nich bladolica!. Miri rzuciła więc jedynie przelotne spojrzenie po reszcie komnaty, dostrzegając co prawda, lecz nie przejmując się sporym składzikiem złota i klejnotów. Niemal całe życie żyjąc w dużym ubóstwie, nie łasiła się na tego typu sprawy, nie była również chciwa. Skoczyła więc w stronę wyskakującej właśnie z trumny wściekle syczącej wampirzycy.

Mniszka ruszyła do niej z prędkością prawdziwej błyskawicy, nim jednak dopadła zielonowłosej wydarzyły się dwie rzeczy. Seander wystrzelił jakimś cudacznym eksplodującym bełtem, który wywołał spore zniszczenia w brzuchu nieumarłej, a ona sama z kolei jedynie swym spojrzeniem na Miri doprowadziła do dziwnego stanu rudowłosej. Zupełnie znikąd całe jej ciało przepełnił straszny ból, a z nosa pociekła krew, wszystko jednak skończyło się równie szybko co zaczęło. I dobrze, inaczej jeszcze by się w biegu wykopyrtnęła... .

- Giń podła suko! - Krzyknęła Miri pędząc na wampirzycę i atakując ją w finałowym momencie kopniakiem z wyskoku wymierzonym w tors bladej kobiety. Nie miała w tej chwili najmniejszego pojęcia o poczynaniach Sary i pojawieniu się dzięki jej magii ledwie metrowego Żywiołaka ziemi.

Miała jednak nadzieję, że młoda Czarodziejka oraz Krasnal są tuż za nią, by wspólnie wykończyć nieumarłą.





***

Szarża zakończona kopniakiem z wyskoku, biorąc pod uwagę magiczne buty Miri.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 16-05-2009, 23:07   #109
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Labirynt luster

Lustra okazały się odporne na filozofię, natomiast doppelganger nieodporny na złośliwości malca. Mimo wszelkich prób odcinania się od otoczenia, Timiemu nie udało zmienić się postaci na inną niż swoja własna. Zaś wyraźnie poirytowany doppelganger chwycił za Timiego za workowate ubranie i podniósł dzieciaka na wysokość swej twarzy, nie przejmując się tym czy sprawia mu ból.
- Wyjaśnijmy coś sobie...Timi. Jedyny powód dla którego żyjesz, jest taki, że wiesz co się wydarzyło na zewnątrz. No i poza tobą i na wpół oszalałym barghestem, nie mam tu innego towarzystwa. A to co ty marzysz mi zrobić, ja mogę zrobić tobie już teraz.- po wypowiedzeniu tych słów cisnął Timiego na ziemię.
- Teraz pytanie ...czy chcesz żyć.-zakończył swój wywód stwór.- jeśli chcesz, to opowiesz mi poprzez myśli lub słowami, o tym co się dzieje na zewnątrz.
Gdzieś w korytarzach rozległo się wycie pełne bólu i szaleństwa. Doppelganger spojrzał w jeden z lustrzanych korytarzy, mówiąc.- Zbliża się...

Heartstone, komnata archiwisty



W komnacie do której Tarfur dotarł wraz z księgami , stały podesty na których leżały rozłożone księgi, słoiczki z atramentami, gęsie pióra i specjalne nożyki do ich przycinania. Była też biblioteczka pełna ksiąg.
-Co takiego ciężkiego tu nieśliśmy? Myślałem, że w tak pięknej krainie wszystko dzieje się samo.
Na te słowa skryba wybuchnął śmiechem.- Wam rycerzom zdaje się, że cały świat jakoś się toczy. Rzadko bierzecie pod uwagę, ile roboty zajmuje kucharzom przygotowanie ryb i dziczyzny którymi się objadacie podczas kolacji. A to co nieśliśmy...
Odłożył księgi na jeden stolik, następnie wskazał palcem gdzie ma Haradan księgi odłożyć.- ...to co nieśliśmy, to sprawozdania raporty, kroniki. Opisujące działalność gospodarczą naszej krainy. Rządzenie, wbrew temu co sądzi większość konkurentów o rękę księżniczki, to ciężki kawałek chleba.
Tarfur uśmiechnął się półgębkiem. -Jesteś kanclerzem czy kimś takim? Nazywam się Haradan Kuol Al Tahr, rycerz z... dalekiej krainy.
- Gerard Depardie, główny archiwista zamku.-odparł skryba z uśmiechem.- Wielu konkurentów jest z dalekich krain, uroda naszej księżniczki, jak i jej zamożność przyciągnęła wielu konkurentów.
-Czy to księżniczka tutaj rządzi? Bez męża?-
spytał Haradan.
- Oczywiście że nie...rządzi książę. Choć nie spotkasz go raczej. Od śmierci małżonki...- westchnął archiwista.- ...nie kontaktuje się z nikim poza najbliższą rodziną oraz urzędnikami i nie udziela audiencji.
Wskazał na portret wiszący na przeciwległej ścianie.

- Księżna była wspaniałą kobietą...- rzekł Gerard spoglądając na portret.- I bardzo piękną.Szkoda jednak, że śmierć zniekształciło to piękno. Więc jej obraz pośmiertny nie oddaje w pełni jej uroku. Umarła przy porodzie...Od tego czasu książę nie jest sobą.
Tarfur przejrzał księgi pobieżnie, jedne zawierały spis materiałów i towarów zwiezionych z poszczególnych miast. Przy abstrakcyjnych dla Haradana ilościach i wartościach, nie podano jednak jednostki monetarnej. Zupełnie jakby pieniądz, nie był znany w tej krainie. Inne opisywały dzieje władców tej krainy, susze i lata obfitości, zwycięskie jak i przegrane wojny z krajami, których nazwy nic najemnikowi nie mówiły. Zupełnie jakby znaleźli się w innym świecie daleko poza Tais.

Heartstone, korytarz zamkowy

Uzyskawszy odpowiedzi na wszystkie swe pytania Haradan wyszedł i ruszył korytarzami w kierunku wyjścia na dziedziniec zamkowy. I gdy szedł kolejnym wąskim korytarzem, szerokim na dwóch barczystych mężczyzn idących obok siebie, ze zdziwieniem spojrzał na idącego w jego kierunku mężczyznę.
Postawnego wojownika w czarnej, z długim mieczem oraz lewakiem przy pasie, o długich jasnych włosach i sumiastych wąsach.

Charles de Azil...Ostatnim razem, gdy Haradan go widział, szlachcic dogorywał u jego stóp. Przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli siebie wzrokiem nie zaskoczenia. Wreszcie Charles otrząsnął się pierwszy ze zdziwienia i nieomal wypluł z ust słowa. Tarfur...a już myślałem, że ominie mnie przyjemność zabicia ciebie.
Byli sami... w pustym korytarzu, znikąd pomocy i brak jakichkolwiek świadków. Brak jakichkolwiek dźwięków świadczących, że ktoś jest w pobliżu.

Heartstone, świątynia Słońca i Księżyca

Zamkowa świątynia była typowym dla ludzi przybytkiem, ołtarz dla bogów, ławki dla wiernych. Witraże i płaskorzeźby zdobiły to miejsce.

Gnom nie wyglądał na osobę religijną. A jednak Rasgan znalazł go właśnie tu... Siedział w jednej z ławek świątynnych, zamyślony. Elf podczas swej wędrówki, nie natrafił na nic podejrzanego. Mimo że rozglądał się dookoła...może niektórzy przyglądali mu się baczniej. Ale, gdy robiły to kobiety, to go dziwiło. Był piękny, nawet jako człowiek.
Z pozoru Mac’Baeth wydawał się być zatopiony w modlitwie. Gdy jednak podszedł bliżej, odezwał się nie odwracając głowy.- Zabawne miejsce...czczą Słońce jako męskie bóstwo, aktywną stronę życia, i Księżyc jako żeńskie bóstwo, jako pasywną stronę życia.
Wstał powoli mówiąc. –Mimo to, ich bóstwa nigdy się nie upersonifikowały, nigdy nie zaistniały i nie obdarzają kapłanów swą mocą. Nie ma tu rodzimych magów, mimo że zaklęcia da się rzucać bez większego problemu.
Po czym spojrzał na Rasgana.- Ale sprawy natury filozoficznej ciebie nie interesują. Ani wynikające z nich implikacje, prawda? Co więc cię do mnie przygnało?
- Spotkałem sukkuba, który twierdził że jest członkiem konkurencyjnej drużyny.-
zaczął mówić elf, ale gnom mu przerwał słowami.- I co z tego? Wszak jest kilku graczy, a każdy ma swoje pionki. Takich nieszczęśników jak my. To poniekąd nieco ułatwia sprawę, albo utrudnia.- Mac’Baeth pocierał swą brodę w zamyśleniu.- W zależności od tego, jak na to spojrzeć...i tożsamości pozostałych pionków.
Po czym spojrzał w kierunku Rasgana.- Czy to wszystko?

Południowe Lasy, Graiholm, niedaleko Tawerny „Pod dwoma kilofami”

Raetar i Vivienne siedzieli na dachu, naprzeciw tawerny...Starzec miał przymknięte oczy, a mgła wokół niego wirowała dość szybko. Kapłanka siedziała tuż obok niego, rozmyślając nad sytuacją jaka zaistniała w ciągu ostatnich kilku chwil. Raetar bowiem uparł się, by wziąć kapłankę na ramiona, wręcz zaszantażował ją tym. Albo da się wziąć na ramiona, albo jej ze sobą nie weźmie. Po chwili okazało się czemu...Raetar nie lubił tracić czasu, a dzięki magicznemu obuwiu w kilka minut wszedł na pionową ścianę, i wraz z kapłanką znalazł się na dość płaskim dachu.
Raetar wygodnie się usadowił i od tej chwili niczym posąg tkwił nieruchomo na posterunku. Vivienne spojrzała na miasto...z góry robiło niesamowite wrażenie. Na ulicy kłębiła się zielonkawa mgła, coraz gęstsza. Zalewała ulice i uliczki Graiholm niczym woda podczas powodzi. Zupełnie jakby całe miasto tonęło w zielonej mgle. Przez chwile niczym ryby płynące w rzece zielonkawej mgły, były widoczne sylwetki Tawroka i jego ludzi. ale potem znikli za zaułkami.
- A więc zmierzasz do Arhaagu, w jakim celu wybrałaś się w tak niebezpieczną podróż. Nie lepiej by ci było zostać w swej świątyni?- spytał znienacka Raetar.
To pytanie było niespodziewane...a starzec oczekiwał odpowiedzi. Gdy ją mu udzieliła, Raetar milczał przez pewien czas, nim rzekł.- Mnie też obowiązki wzywają do Arhaagu, więc jeśli nie będzie to dla ciebie kłopot, chętnie potowarzyszę ci podczas tej podróży.
Dalszą rozmowę przerwały krótkie słowa Raetara.- Nachodzą.
Minęło jednak kilka chwil nim z uliczek miasta wynurzyły się elfy o których mówił starzec.
Było ich ponad sześć osób i dwa „zwierzęta”... Przewodziła im jasnowłosa elfka, w czerwonych i dość skąpych szatach, krótka różdżka świadczyła o magicznych zdolnościach.

Dookoła niej szły cztery zakute w płytowe zbroje elfy, uzbrojone we włócznie o zakrzywionym ostrzu i dwa rodzaje mieczy.

Sądząc po kunsztowności zbroi, jak i broni...była to elitarna gwardia Tagosai. Znaczyło to, że owa elfka pomiędzy nimi, jest kimś znacznym.
Kolejne stworzenie...półelf uzbrojony w łuk, wydawał się nadzorcą, dwóch „piesków” które prowadził.

Nie były to jednak zwykłe zwierzęta, a wyjce...

Duże, pokryte kolcami bestie wąchały powietrze idąc na szpicy, za nimi ich treser, a na końcu zaś elfka w towarzystwie elitarnej gwardii.
-Czas się z nimi przywitać.- mruknął starzec i wyciągnąwszy dłoń rzekł cicho.- Powstań.
Na dachu się zakotłowało, spomiędzy dachówek wypłynęła czarna organiczna materia formując mieszaninę oczu zębów, tkanek i pazurów, tworzą w kilka chwil okrągły odwłok spore nogogłaszczki i kły jadowe. Dziwne, na pół ludzkie, na półzwierzęce oczodoły zostały zastąpione przez pajęcze oczy i za obojgiem pojawił się olbrzymi złowieszczy pająk o pozornie czarcim rodowodzie.
- Pilnuj kapłanki...-mruknął Raetar do stworzenia, po czym zwrócił się do Vivienne.- Twój wierzchowiec milady.
Następnie z torby wyjął sześć sczepionych ze sobą słoiczków, każdy wielkości pięści. Wyrwał sznurek znajdujący się przy jednym z nich, i zrzucił je w dół, wprost na oddziały elfów pod sobą. Rozbiły się eksplodując niczym kula ognia, każdy. Przez moment żar ognia oślepił kapłankę. Ale po chwili można było widzieć efekt tego ataku poparzone od ognia elfy, rozlane strugi dopalającego się ognia alchemicznego oraz jednego martwego wyjca, drugi był jednak żywy.
- Jak to mawiał mój znajomy alchemik, po co ciskać jedną butelkę z ogniem alchemicznym, skoro sześciopak zrobi mocniejsze wrażenie.- rzekł spoglądając w dół Raetar, następnie dodał żartobliwym tonem.- Myślisz, że nas zauważyli?

Południowe Lasy, Graiholm, ulice

Nieduży plecak Ethana rycerz mógłby nazwać zestawem małego piromana. W mieście było dość dóbr i to łatwo dostępnych. Ethan znalazł nie tylko pochodnię i kilka butelek z oliwą, ale nawet cztery fiolki ognia alchemicznego, oraz cztery fiolki z ogniem orężnym –płonącą substancją, którą polewało się ostrze mieczy przed walką. Do tego dwa rogi z prochem.
Sam plecak też Ethan znalazł w jednym ze sklepów. Rycerz znalazł się w drużynie Garracka...niezbyt licznej drużynie. Poza nim, był tylko niziołek imieniem Snafu robiący za zwiad. Zwalisty krasnolud, jak się okazało, nie dysponował zbyt dużą mobilnością, co znowu wkurzało niziołka. Wyrazem tej irytacji, były żarty na temat diety, „tylko sałata i rzeżucha” , jaką zamierzał na krasnoludzie wymusić. Snafu znał się dobrze na swej robocie, bowiem poruszał się prawie bezszelestnie, do pasa zanurzony we mgle. Cała trójka szła zawsze koło ściany domostw i Snafu ostrożnie zaglądał zza rogu w głąb kolejnych uliczek. Przez pewien czas nic się nie działo. Jednak nagle, wyprostowaną dłonią zatrzymał Garracka i Ethana. Obaj przybliżyli się i zajrzeli w głąb uliczki.
Cztery bestie o fioletowej skórze i metalowym pancerzem wbitym w żywe mięso. Metalowa przyłbica osłaniała twarz, a kręgi kręgosłupa wystające wprost z ciała nie pozwalały stwierdzić czy to stworzenie jest żywe, czy nieumarłe. Jednak największe wrażenie robiła proteza prawej ręki. Potężne mechaniczne pazury, bardziej przypominające ostrza kos i szpony. Owe słynne Ścigacze Tagosai, o których wspominał Raetar. Oprócz nich była elfka o czarcim rodowodzie w skąpy stroju i uzbrojona jedynie w dwa krótkie zakrzywione miecze. A także druga...zapewnie władająca magią.

Posępna i skąpo ubrana kobieta uzbrojona tylko w magiczny bicz.
-Nie jest źle...mają tylko przewagę 2 do 1.- rzekł cicho niziołek, ale w jego głosie słychać było strach.
- Kurza stopa.- zaklął krasnolud. Póki co, elfy nie zauważyły trójki bohaterów obserwujących ich zza rogu. Ale to była tylko kwestia czasu.

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”, piętro

Z impetem i okrzykiem bojowym mniszka natarła na wampirzycę, kopniakiem trafiając ją w brzuch. I jej cios nieumarła odczuła...Odrzuciło ją do tyłu. Wampirzyca wydawała się gotować z wściekłości, gdy z impetem wylądowała w trumnie. Jej ciało znów pokryła „zbroja” wytryskująca wampirzycy z pomiędzy biustu. Nieumarła spojrzała na mniszkę sycząc.- Nie potrzebujesz powietrza ladacznico.
Wampirzyca kiepsko radziła sobie w walce bezpośredniej...Nic więc dziwnego, że jej ataki skierowane były przeciw Miri. Mniszka poczuła, że jednym oddechem wyrzuca z siebie powietrze, a potem zrobić wdechu...jej ciało domagało się powietrza, ale płuca nie były w stanie go wciągnąć, osunęła się na kolana w dramatycznej walce o łyk tlenu. W oczach wampirzycy Miri zobaczyła mieszaninę pogardy i triumfu. Nie zwróciła wampirzyca uwagi na szarżującego żywiołaka, ani na Sarę i Seandera rzucających czary. Z dłoni krasnoluda wystrzeliło sześć promieni złotej barwy, trafiając wprost w serce wampirzycy. Ta zawyła z bólu. Starała się podejść do unieruchomionej i prawie bezbronnej mniszki, by uleczyć części ran, pożywiając się siłami witalnymi Miri, ale żywiołak ziemi zaszarżowawszy zepchnął wampirzycę na bok. W tym czasie wokół Sary na moment pojawiła się widmowa zbroja płytowa. I po chwili czarodziejka osłonięta była mocą czaru zbroja maga. Mniszka walczyła o zachowanie przytomności i to jej się udawało, lecz nadal nie mogła zaczerpnąć powietrza i była zdana pomoc swych przyjaciół. Wampirzyca, przyciśnięta przez żywiołaka i trzymana przez niego w zwarciu nie mogła dosięgnąć Miri, ale użyła swych mocy na krasnoludzie, który zachwiał się zwijając z bólu...i osunął na ziemię, będąc pod wpływem jej furii. Sara zaś użyła zaklęcia i wydała z siebie krzyk...a właściwie ogłuszający ryk tornada, który zerwał część dachu, klepki z podłogi i całą tylną ścianę. Wampirzyca oberwawszy siłą czaru zmieniła się w mgłę i unikając palących promieni słońca przebijającego się przez chmury wróciła do trumny, a właściwie do jej resztek. Na jej szczęście trumna pozostała w zacienionej części pokoju. Ale cena, jaką Sara zapłaciła za ten pokaz magii, była dość spora. Ładne i zgrabne uszka czarodziejki urosły i wydłużyły się...teraz przypominały bardziej ośle niż ludzkie uszy. Wraz z powrotem wampirzycy do trumny Miri mogła wciągnąć powietrze do swych płuc, a krasnolud podniósł się z ziemi i rzekł dyplomatycznie do Sary.- Efekty uboczne dzikiej magii są nietrwałe... trwają 24 godziny... zazwyczaj.
Mniszka z błyskiem satysfakcji przystawiła kołek do serca nieumarłej i jednym uderzeniem pięści wbiła go w jej serce. Towarzyszył temu ciosowi niemy wyraz agonii na twarzy wampirzycy oraz wytrysk czarnej posoki z przebitej komory serca, posoki która obficie pokryła twarz i głowę mniszki...Owa krew śmierdziała nieco kaszanką była gęstsza od ludzkiej...i bardziej lepka. A Seander musiał przyznać, że Miri ochlapana krwią nieumarłej wyglądała przerażająco.
-To może przeniesiemy wampirzycę bliżej słoneczka, skoro zakosztowała kołka?- spytał krasnolud. -Niech się babsztyl opali.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-08-2009 o 15:49.
abishai jest offline  
Stary 17-05-2009, 01:29   #110
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
???
“Pomiędzy jawą a snem”


Słabe, przyćmione światło przebijało się przez powieki, starając się wymusić otwarcie oczu. Aeterveris jednak nie miała na to najmniejszej ochoty. Nie czuła bólu, a otaczająca ją ciemność zdawała się miejscem bezpiecznym, poza zasięgiem wszystkich wrogów i niebezpieczeństw. Chciała tu zostać, w spokoju i ciszy. Tak, właśnie tego potrzebowała – spokoju i ciszy.

Światło jednak nie dawało się odpędzić, przebijając się przez powieki drażniło, nalegało i kazało powrócić do rzeczywistości. Tylko czy na pewno do rzeczywistości? Aeterveris bała się otworzyć oczy, bała się tego, co może wtedy zobaczyć i utraty bezpiecznego schronienia, w którym teraz się kryła. Kiedyś jednak musiało się to stać. Nie miała więc innego wyboru i uniosła powieki.

Świat był szary i cichy. Rzadka mgła spowijała okolicę nadając jej dziwny, nieco upiorny wygląd. Wśród spowijających wszystko oparów można było dostrzec zgarbione sylwetki wierzb płaczących, których długie, cienkie gałęzie opadały ku ziemi i wodzie... Woda? Ciemna, niemalże oleiście czarna rzeka. A może jednak jezioro? Tafla zdawała się niemal całkowicie nieruchoma, bardziej przypominając kamień niż wodę. Jedynie drobne fale zaburzały jej powierzchnie. Ich źródłem była tratwa, która właśnie wynurzała się z mgły. Powoli sunęła po tafli, kierowana spokojnymi i rytmicznymi ruchami jej właściciela. Opatulony płaszczem osobnik mechanicznie powtarzał wciąż te same działania – przesuwał kij, odpychał od dna, a tratwa przepływała kawałek. Później wszystko zaczynało się od początku, kolejne przesunięcia kija i odepchnięcia, jakby czynności te mogły trwać aż do końca świata.

Początkowo Aeterveris myślała, że przewoźnik dostrzeże ją i podpłynie wiedziony ciekawością, albo myślą o ewentualnych pieniądzach, które mógłby zarobić zabierając nimfę ze sobą. Jak na razie dziewczyna nie zastanawiała się, co to za miejsca, ani jak tu trafiła, czy jak się stąd wydostać. Krzyknęła, chcąc zwrócić uwagę właściciela tratwy, ale jej głos zabrzmiał dziwnie słabo w panującej dookoła ciszy. Pomimo jej krzyku przewoźnik nie zmienił kursu, nie spojrzał w kierunku brzegu i nie zrobił nic, co świadczyłoby, że usłyszał nimfę. Wciąż płynął środkiem rzeki, jakby nic poza jej czarną powierzchnią nie istniało. Gdy mijał stojącą na brzegu Aeterveris, nagle zawiał lekki wiatr. Długie liście wierzb poruszyły się burząc powierzchnie wody, szaty przewoźnika zafalowały, a mgła nieco się rozwiała. I wtedy właśnie dziewczyna dostrzegła drugi brzeg rzeki i stojącą tam postać. Wpierw nie poznała go, później nie mogła uwierzyć własnym oczom, ale w końcu prawda dotarła do niej.

Gedwar! – krzyknęła z całych sił, bojąc się, że ukochany może jej nie usłyszeć tak samo jak dziwaczny właściciel tratwy. – Gedwar!

Paladyn musiał jednak usłyszeć jej krzyki. Przez chwilę wodził spojrzeniem po brzegu, na którym stała jego ukochana, mrużąc przy tym oczy, jakby z trudem potrafił dostrzec coś poza spowijającą wszystko mgłą. W końcu jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech, a wzrok spoczął na Aeterveris.

- Aeterveris… Co włożyłaś na nasze rozstanie? Blady beż czy gorące czerwienie?
Tak często cię widzę, lecz od dawna nie spotykam, aż w końcu. W tym miejscu na mapie, gdzie kończy się papier...


Aeterveris znieruchomiała słysząc słowa ukochanego. O czym on mówił? Jego słowa zbytnio brzmiały jak mowa szaleńca. Zbyt daleko było im do prostej, bezpośredniej mowy jej mężczyzny. A jednak to z pewnością był on. Nimfa czuła to, podświadomie wiedziała, że na drugim brzegu czeka na nią Gedwar, jedyna osoba, która tak naprawdę liczyła się w jej życiu.

- Ostatnia droga od dawana szukała śladów moich stóp. Stojąc u progu bałem się o Ciebie, dlatego tu jestem. Gdzieś była? Skąd żeś przybyła? Znikąd się więcej nie dowiem jak z oczu twych i powiek.

A może to przez to miejsce? Może ta mgła potrafiła omamić lub pozbawić człowieka zmysłów. Jednak, jeżeli tak w istocie było, to dlaczego Aeterveris nie czuła nic niepokojącego?

- Co się dziej? – spytała samą siebie szeptem, by po chwili już głośno powiedzieć. - Gedwar, gdzie my jesteśmy? O czym ty mówisz?! Zresztą nie ruszaj się stamtąd! Już do Ciebie idę.

Aeterveris odnalazła spojrzeniem właściciela tratwy i spróbowała go zawołać. Musiała się przecież przeprawić przez rzekę, musiała przecież znów być z Gedwarem. Obiecali to sobie. Obiecali, że jedno nigdy nie pozostawi drugiego w samotności. Na nic jednak były jej krzyki. Przewoźnik płynął dalej, już wolno znikając we mgle. Aeterveris przeklęła szpetnie i ruszyła w kierunku ciemnej toni. Była nimfą, woda stanowiła jej żywioł niezależnie jaką miała barwę i jak silny nurt. Nim jednak zdołała wskoczyć do czarnej rzeki, znów rozległ się głos Gedwara.

- Nie wolno ci. Nie możesz teraz się poddać. Jeszcze nie teraz… Jeszcze nie czas…

Nimfa zatrzymała się w pół kroku. Gniew przez chwilę przyćmił radość z ponownego spotkania ukochanego mężczyzny.

- Wcale się nie poddałam! Szukałam cię! Każdy mój krok miał mnie zbliżyć do ciebie! Byłam gotowa zrobić wszystko, tylko byśmy znów byli razem! A ty mnie teraz odrzucasz? Nie wierze Gedwar, powiedz co się z tobą dzieje.
- Wszystko czego pragnę, czego chcę, spala się zanim wyciągane po to ręce. Zawsze będę już tym, który do powiedzenia nie ma tu nic. Jeden z wielu w szaroburym szeregu. Powoli przyzwyczajam się do swojej bezradności. Krok za krokiem… Potargany przez czasy i miejsca… Krok za krokiem oddalam się.


I znów ta mowa szaleńca. Do czego to zmierzało? Dlaczego teraz, gdy znów się spotkali, nie mieliby być razem?

- Nie wiesz co mówisz.. Przecież jesteś tu, widzę cię. Nie chce być dłużej sama!
- Rozpiera mnie szczęście właśnie dlatego, że nie będziesz sama. Ty i ja, tym razem jeszcze ktoś. Już zawsze jeszcze ktoś. Nigdy już nie będziesz sama. Zawsze cząstka mnie będzie przy tobie.


Sylwetka Gedwara zaczęła znikać, ponownie przesłaniana gęstniejącą mgłą. Zupełnie jak przez kurtynę, która kończy przedstawienie.

- Nie! Nie możesz odejść! Nie możesz mnie zostawić! Gedwar!

Tym razem nie nadeszła już żadna odpowiedź. Choć Aeterveris jeszcze długi czas wykrzykiwała imię ukochanego, to poza jej własnym głosem żaden dźwięk nie zmącił spokoju tego miejsca. Nimfa została sama na brzegu, opuszczona przez jedyną osobę, na której jej zależało.

Uklękła i próbowała modlić się do Krzewiciela Nadziei słowami, których dawno temu nauczył ją Gedwar. Nie przyniosło jej to ukojenia, a jedynie rozbudziło wspomnienia. Przed oczami Aeterveris znów widziała twarz ukochanego, spokojną, oświetloną promieniami wschodzącego słońca twarz mężczyzny pogrążonego w gorliwej modlitwie. Tak bardzo tęskniła za tym widokiem i tak bardzo miała dość samotności. Obietnica, złożona na polu walki w chwili rozstania, musiała być dotrzymana… Chociaż ona jedna.

***

- Wkrótce zobaczą, pokażemy im inną drogę. Chodź ze mną, razem będziemy walczyć o nasze marzenia. Wspólnie sprawimy, że jutro nastanie lepszy dzień. I nigdy, ale to nigdy się nie poddamy, nie pozwolimy, by umarła nadzieja.

Jego głos był tak pewny, a w oczach... w oczach bez trudu można było dostrzec wiarę. Najprawdziwsze, szczere i płomienne przekonanie o prawdziwość własnych słów.

- Naprawdę wierzysz, że dwie osoby mogą zmienić świat?

Nie odpowiedział. Zamiast tego uśmiechnął się i wyciągnął ku niej dłoń. To wystarczyło za wszelkie słowa.

***

To było tak dawno temu, tyle lat minęło. Przez cały ten czas byli nierozdzielni i razem stawiali czoła wszelkim przeciwnością. Nigdy się nie poddali, nigdy nie pozwolili, by umarły ich wspólne marzenia i nadzieja na ich spełnienie. A teraz on ją opuścił. Zostawił ją samą i twierdził, że nie wolno jej się poddać... że sama ma walczyć za nich oboje. Tylko jak? Jak miała tego dokonać? Nie była dość silna, nie potrafiła zmienić oblicza świata. Nie mogła nieść nadziei innym, jeżeli sama nie miała żadnej.

Aeterveris klęczała w popiele, którym pokryte było podłoże tego dziwnego miejsca, bezsilnie zaciskając dłonie i wpatrując się w czarną tafle wody. Robiła to z takim uporem, jakby chciała dojrzeć dno rzeki, zobaczyć wszystkie skrywane przez nią sekrety. Nie wiedziała jak długo tak tkwi walcząc z własnymi myślami. Nie zdawała sobie sprawy z upływu czasu, o ile w tym świecie można było mówić o jakimkolwiek czasie.

W końcu podniosła się chwiejnie na nogi i ruszyła wzdłuż brzegu. Nie wiedziała dokąd zmierza, ale i tak nie miało to żadnego znaczenia. Liczyło się jedynie by iść, dalej i dalej, nie zatrzymywać się ani na chwilę. Tylko dlaczego każdy kolejny krok był tak trudny?

***

Biegnij przed siebie szlakiem,
Co wytyczył wschodu blask,
I choćbyś na świata kres,
Podążał za tym światłem,
Nigdy od niej nie uciekniesz.


***

Krok za krokiem. Znów było jej tak ciężko, ale wiedziała, że nie może się zatrzymać. A może wręcz przeciwnie? Może powinna stanąć i czekać na to, co przyniesie los?

Gdzieś we mgle rysowała się sylwetka wierzby płaczącej o gałęziach wygiętych w stronę drugiego brzegu rzeki. Aeterveris zmierzała właśnie w jej kierunku, choć nie wiedziała czemu to robi. Po prostu szła... cel nie miał znaczenia...

***

Jak dzika jest serca pieśń,
Tak nieodparta miłość,
Nie zdołasz uciec przed nią
Nie zdołasz zapomnieć jej.



***

Była już blisko. Tak blisko, że wyraźnie widziało drzewo stojące na jej drodze. Drzewo... to słowo niosło wspomnienia dawnego domu, doliny, w której się wychowywała. Wtedy to właśnie drzewa były jej powiernikami, uwielbiała się wsłuchiwać w ich spokojne głosy, szelest liści. Ich rady, udzielane z perspektywy wielu, wielu lat zawsze były mądre i dobre. Może więc i tym razem, to drzewo jej pomoże? Przygarnie do siebie i głosem, który usłyszeć i zrozumieć potrafią tylko istot tak bliskie naturze jak nimfy, odpowie na wszystkie pytania...

***

Znów poczujesz słodki smak,
Gdy usta przylgną do ust,
Znów zatracisz się w tej,
Której serce oddałeś.



***

Jeszcze tylko kilka kroków. Cztery, może trzy. I już, wystarczy wyciągnąć rękę, by dosięgnąć jednego z liści. Drobne palce samymi opuszkami dotknęły wierzby i...

***

Jak dzika jest serca pieśń,
Tak nieodparta miłość,
Nie skryje jej żaden cień,
Nie pogrąży nienawiść.


***

... w jednej chwili drzewo zmieniło się w proch. Rozpadło się w chmurę pyłu, który powoli opadał na ziemię i wodę. Jego drobinki osiadały na stroju Aeterveris, jej ciele, włosach – tworząc szarą warstwę upodobniającą nimfę do reszty tego szarego świata. A ona... Ona tylko stała i patrzyła jak drzewo zmienia się w chmurę popiołu...

***

Tam gdzie marzenie twoje,
Ukryte wśród tylu gwiazd,
Tam ona czeka na znak,
Na szept twych spragnionych warg.



***

Sama nie wiedziała kiedy znów ruszyła dalej. Bez konkretnego celu, tylko po to, żeby iść. By nie dać się dogonić wspomnieniom. Nic nie miało większego znaczenia. Jedynym ratunkiem było zapomnieć, ale Aeterveris nie potrafiła i nie chciała tego. Musiała pamiętać... Pamięć, wspomnienia, to były jej jedyne pamiątki i nie mogła ich odrzucić. Musiałaby się wyrzec tego kim była, prawie całego swojego życia!

***

Jak dzika jest serca pieśń,
Tak nieodparta miłość,
Nieskażona i czysta,
Niczym kryształowa łza.


***

To był koniec, czy dopiero początek? Czy los mógł być bardziej okrutny, czy mógł zrobić jej coś gorszego, niż pozbawić tego jedynego skarbu jakim był dla niej Gedwar? Nie. Odebrano jej to, co miała najcenniejsze. To było jak zabrać roślinie słońce i wodę skazując ją na powolne usychanie, jak zamknąć dzikie zwierze w ciasnej klatce nie dając mu ani odrobiny pożywienia i swobody, by w niewoli powoli skonało z głodu.

- Bądźcie przeklęci! Nienawidzę was! Nienawidzę was wszystkich!

Chciała wykrzyczeć cały swój gniew, nieważne czy ktokolwiek mógł ją usłyszeć, czy nie. Te słowa były skierowane do wszystkich i do wszystkiego. Do najmniejszego ziarnka piasku i największej góry. Do bogów i do śmiertelnych. Do roślin, zwierząt, kamieni...

***

- A więc to dlatego mnie kochasz?
- Tak...
– uśmiechnął się jakby do siebie, poczym spojrzał w jej srebrne oczy. – A ty? Dlaczego chcesz spędzić swoje życie właśnie ze mną?
- Ponieważ jesteś kimś wyjątkowym, masz w sobie coś czego nie posiada nikt inny.
- Naprawdę?
– spytał zaskoczony. – A co to takiego?
- Nie wiem, ale to właśnie dzięki temu jesteś dla mnie nie tylko najukochańszym człowiekiem na świecie.
- Nie tylko? A kim jeszcze jestem?
– w jego pytaniu znać było zaciekawienie.

Uśmiechnęła się i zbliżyła tak, by jej usta znalazły się tuż przy jego. Gdy odpowiedziała, jej głos był inny niż zazwyczaj. Brzmiała w nim powaga, tak rzadko goszcząca w słowach przekornej nimfy.

- Jesteś opiekunem... kochankiem... przewodnikiem... mentorem... doradcą... nauczycielem... mędrcem... i całym moim życiem.
- Wiele ról mi przypisujesz
– odparł z rozbawieniem.
- Wiesz... Tak naprawdę jesteś nawet kimś więcej.

***

Nie wiedziała co robić. Została sama, bez oparcia, bez pomocy, bez kogokolwiek, kto mógłby użyczyć jej sił. Tak bardzo tego potrzebowała, tak bardzo tego pragnęła. Kogoś kto stałby u jej boku, służył radą i wsparciem. Potrzebowała przewodnika i opiekuna, mentora i doradcy.

- Gedwar, błagam wróć... – wyszeptała osuwając się na ziemie. – Błagam, nie zostawiaj mnie teraz... nie teraz, gdy tak bardzo cię potrzebuję.

Nic się jednak nie stało. Świat wciąż pozostał cichy i szary, nieczuły na rozpacz i błagania Aeterveris. Nimfa kolejny raz upadła na kolana i wbiła palce w popiół zalegający u jej stóp. Jej wołania były na nic, ale co innego jej pozostało? Sięgnęła w głąb siebie, do własnego serca, i zaczerpnęła z tych zdawałoby się niewyczerpanych pokładów smutku i żalu. Sięgnęła do samej głębi, do wszelkich swych mocy jakimi tylko dysponowała. Ale to wciąż było za mało. Spróbowała więc wyczuć puls tego miejsca, lecz zamiast życiodajnej energii bijącej z ziemi poczuła jedynie dziwną pustkę. Jakby nie było tam nic, żadnego życia. Nie powstrzymało jej to, zagłębiła się w ten dziwny brak obecności i spróbowała przyciągnąć go do siebie. Spróbowała wchłonąć nicość i poczuła jak od dłoni po całym jej ciele rozchodzi się dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doznała. Jakby przestawała istnieć... I właśnie wtedy, gdy obca esencja tego miejsca zaczęła ją wypełniać, Aeterveris odchyliła się do tyłu i krzyknęła, wkładając w ten krzyk całą swoją moc, wszystkie emocje, a także siły jakie jej tylko zostały. To nie było żadne słowo, ani zdanie – to było rozpaczliwe wołanie o kogoś kto mógłby stać się dla niej opiekunem i przewodnikiem, kogoś kto wskazałby cel i pomógł do niego dążyć. Kogoś kto wypełniłby pustkę po Gedwarze.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 17-05-2009 o 15:16. Powód: Literówki i kosmetyka.
Markus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172