Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2009, 14:08   #21
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Widząc, że jej podejrzenia się sprawdziły i mężczyzna nieco się rozluźnił - a wraz z nim dopasowująca się do jego nastroju mgła - Vivienne uśmiechnęła się tylko odrobinę wyraźniej, lecz zdecydowanie przyjaźniej. Nie mogła pozwolić sobie na całkowite opuszczenie gardy, o tym wiedziała doskonale, ale poczuła się przynajmniej o tyle bezpiecznie, że przez kilka następnych chwil musiała obawiać się tylko o właściwy dobór słów. A że tych kilka następnych chwil dało jej do zrozumienia, że Raetar bardziej byl nonszalancki, niż przezorny - przynajmniej tak to wyglądało z jej strony - uznała, że i ona mogła przyjąć luźniejszą postawę. W granicach, oczywiście, rozsądku.
Zresztą, gdyby starzec chciał wyrządzić jej jakąś krzywdę prawdopodobnie zauważyłaby to zawczasu dzięki otaczającej go mgle. Dziewczyna nigdy nie spotkała się jeszcze z taką magią. Ale, po prawdzie, magia nie była już tym, co pamiętała. A w każdym razie - nie tylko tym...
Tymczasem jednak mężczyzna wyjawił jej jedną z najbardziej istotnych rzeczy:
- A masz pani przed sobą Raetara, wędrownego mędrca, maga i obieżyświata. A z kim mam przyjemność? - najważniejsza kwestia zawisła w końcu w powietrzu.
Vivienne ponownie wykrzywiła lekko usta w grymasie przypominającym uśmiech. Nie było nic dziwnego w tym, że ktoś taki, jak on, szlachcic dysponujący ongiś taką władzą, że najlepiej należało mu się usunąć z drogi, pragnie w przypadkowym spotkaniu pozostać chociaż po części anonimowy. A to "po części" i tak tylko dlatego, że przydarzyło mu się trafić akurat na nią. Ale dziewczyna nie miała zamiaru zdradzać się ze swoją wiedzą. Kto wie, do czego starzec byłby zdolny, gdyby zrujnowała mu przykrywkę, jeśli to właśnie ona prowadziła go przez te lasy ku Graiholm. Zaś jeśli o nią chodziło, cóż by to była za duchowa wędrówka, jeśli już na samym jej początku dziewczyna miałaby podszywać się pod kogoś innego?
- Na imię mi Vivienne - odpowiedziała łagodnie. - Jestem kapłanką w służbie Oplatającej. Znalazłam się tu, bo również próbuję kogoś odnaleźć, Graiholm zaś stoi na drodze moich poszukiwań.
W spokoju patrzyła na Raetara, nie wyglądając, jakby się miała przejąć ewentualnym rozpoznaniem. W końcu ile innych Vivienne mężczyzna, wszak powiązany z Lady Illidą, mógłby spotkać w ciągu paru ostatnich lat? Jeśli ją rozpoznał, tym lepiej dla niego, a jeśli nie - dziewczyna tak jak i on nie musiała zdradzać od razu wszystkiego.
- Ciesze się, że mogłam znaleźć zacnego towarzysza podróży - dodała, kiedy równie dyskretnie, co przyłożyła, odsunęła dłoń od rękojeści miecza. - Zaczynałam się już obawiać, że jeszcze kilka dni takiej samotnej wędrówki i już nigdy nie rozpoznam w nikim dobrego humoru, nawet jeśli trafię na niego twarzą w twarz. Z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa, Raetarze.

Południowe Lasy, Graiholm

- Dzięki bogini, że moja droga skrzyżowała się właśnie z twoją. Nie chciałabym mieć takiej bestii przeciw sobie - powiedziała Vivienne, w lekkim zdumieniu patrząc na stworzone z błota zwierzę. Obserwowała, jak bestia znika pomiędzy uliczkami opuszczonego miasta i w milczeniu czekała, aż starzec uzna, że mogli bezpiecznie przekroczyć mury Graiholm. Po tym, co już na swojej drodze widziała, po okropnościach, jakie mijała kilka razy dziennie, widok wyludnionego grodu nie musiał być dla dziewczyny wcale zaskakujący. Ale i tak podłamywał nadzieje. Na dodatek zastanawiające było, z jaką łatwością - i bez problemów - mężczyźnie udało się stworzyć z magii zwierzęcego sojusznika. Wszystko, co o nim słyszała, wydawało się bezbłędnie znajdywać potwierdzenie.
Trudno było jednak przewidzieć, że tak niczym nie zmącony spokój przerwie nagłe wkroczenie jeźdźców Tagosai. Vivienne odruchowo sięgnęła dłonią ku zawieszonemu u pasa mieczowi, ale widok uciekającego przed elfami rycerza pokrzepiał o tyle, że w trójkę - a może i czwórkę? - mieli z tym pościgiem jakieś szanse. Czarowanie było jak zwykle ryzykowne, jeśli nie kompletnie szalone - lecz mając za towarzysza potężnego czarodzieja, może również i magia wspomoże ich w tym starciu? Zerknęła na Raetara chcąc poznać jego zamiary. Nie spodziewała się jednak, że uciekający rycerz zechce ją prawie staranować, więc w ostatniej chwili uchyliła się przed potężnymi kopytami wierzchowca. Jeździec spadł, ale nie było już czasu na to zważać. Ze świstem stali dziewczyna wyciągnęła oba ostrza i wyszła naprzeciw drugiemu elfowi. Przygotowała się, by uchylić się przed wycelowanym w nią atakiem i natychmiast wyprowadzić cięcie...
 
Aeth jest offline  
Stary 23-02-2009, 13:39   #22
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Szedł bardzo powoli przez pobojowisko, z lekko ugiętymi, gotowymi do skoku kolanami i strzałą nałożoną na cięciwę. Podróż do tego miejsca była dość długa, dlatego teraz musiał uczciwie przed sobą przyznać, że czuje się zawiedziony. Może nawet nie przez to, że nie dane było mu uczestniczyć w tej walce. To było coś całkiem irracjonalnego, lecz równocześnie tak bardzo mu już znanemu. Coś się działo, a on nie brał w tym udziału. Ostatnie tygodnie, ba, miesiące, sprawiły, że stanął obok upadającego świata i tylko przyglądał się jego ostatnim dniom. Wciąż uczył się cierpliwości, wyciszenia, medytacji, zdając sobie sprawę, że nigdy w pełni tego nie pojmie. Był człowiekiem czynu, wiedział, że w końcu go to zgubi. Tak jak wszystkich najemników, bo iluż to z nich dożywa starości? Takie myśli zawsze przechodziły przez głowę tych, którzy wędrowali po otwartym grobie, jakim były pola bitew.

Przystanął nagle, kucając przy jakiś zwłokach. Młody chłopak leżał z flakami na wierzchu i wytrzeszczem w przerażonych oczach. Tarfur przymknął mu powieki, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Niektórzy często myślą, że są nieśmiertelni. Zdjął kaptur z głowy, przez chwilę jeszcze przypatrując się zwłokom. Śmierdziały już, więc bitwa musiała rozegrać się przynajmniej kilka godzin temu. Chociaż tak na prawdę kto to wie? Świat w tym okresie był zbyt nieprzewidywalny, by być czegoś całkowicie pewnym. Najemnik w pewnej chwili pomyślał, że przecież nawet coś tak pewnego jak śmierć teraz już taka pewna nie była. Słyszał o duszach na wieki uwięzionych w magicznych więzieniach, gdy coś poszło nie tak. Dzika magia go przerażała, a nie należał do bojaźliwych. Otrząsnął się i sięgnął po leżący na ziemi zakrwawiony topór. Jego jednosieczne, pół-księżycowate ostrze było pokryte krwią, ale w rękojeści wykute były jakieś runy. Była to lepsza broń od jego własnej, toteż podniósł ją i przyczepił do pasa, z postanowieniem, że oczyści ją później. Tak wykonane ostrze zadawało praktycznie tylko cięte rany i szansa na to, że ugrzęźnie w ciele wroga była minimalna, a to odpowiadało jego stylowi walki.

Ruszył dalej, dostrzegając nagle światło. A raczej ogień. Podszedł ostrożnie, zastanawiając się przy okazji, kto ma ochotę siedzieć prawie pośrodku trupów. No i coś jeszcze było. Brak padlinożerców. Może to nie była ich okolica? Mocniej zacisnął dłonie na łuku, wchodząc w krąg światła. Nie bał się, ale widok gnomiego maga, który najwyraźniej lubił się popisywać swoją mocą nawet w czasach dzikiej magii, lekko zachwiał jego pewnością siebie. Nikt normalny by sobie tak nie siedział. Zresztą miecz przyłożony do jego pleców zdawał się mówić "Tarfur, nagle oślepłeś". Magia, jak nic. No i jeszcze ten ton. Najemnik uśmiechnął się niespodziewanie do gnoma.
-Nie jestem wrogiem, ale nie lubię mieć ostrza na plecach, zwłaszcza, że cenię swój płaszcz.
Odchrząknął znacząco w kierunku tego gbura za swoimi plecami, możliwe, że nienaturalnego gbura.
-Jestem Haradan Kuol Al Tahr. W tej chwili - obcy w tym miejscu, i nie szukam zwady, mam nadzieję, że wyrażam się jasno, bowiem nic nam tu po pozostawieniu kolejnych trupów.
Opuścił nagle łuk, nie ruszył się jednak. Jego świdrujące, stalowoszare oczy, utkwione były wciąż w magu.
-Wy pokazaliście już swoje możliwości, ale jestem skłonny wytknąć wam kilka błędów. Gdybym był wrogiem, moja strzała utknęła by w twojej szyi zanim byś o tym pomyślał i skierował na mnie swoje zaklęcia. Twój przyjaciel zaś potrzebowałby chwili, by wziąć zamach swoim ostrzem, bowiem przyciśnięte do mojego plecaka, kolczugi, płaszcza i reszty odzienia i nawet mocno pchnięte nie zada mi znaczącej rany. A czas, który by potrzebował na zamach, ja bym wykorzystał odbijając się od niego i jednym ruchem pakując strzałę w jego oczodół. Więc wolałbym bez tej gadki o litości i popaprańcach.
Nie lubił się przechwalać, wywyższać ani udowadniać swoich możliwości przed nikim, chyba, że przed sobą samym. Ale nie zamierzał też się ukorzyć przed tymi obcymi. A jego słowa miały na celu jedynie zakończyć tą niezręczną sytuację i porozmawiać z nimi bez groźby natychmiastowego ataku. Oczywiście w jednej chwili mógł zrobić dokładnie to, o czym powiedział. Jakoś nie przepadał za groźbami.
 
Sekal jest offline  
Stary 24-02-2009, 14:11   #23
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”



Miejsce to nie wydawało się zbyt...cóż...to była nora. Budynek miał już najlepsze lata za sobą (a musiało to być dawno temu). Był zniszczony i stał praktycznie na odludziu, pośród usychających drzew. A wokół niego wznosiły się ruiny danych gospodarstw, których wojna nie oszczędziła.
Ale powoli zaczynało się ściemniać i Miri nie miała wyboru...Zwłaszcza że się chmurzyło.
A tylko bogowie wiedzą co może spaść z tych chmur. Rudowłosa kobieta której ciało muskularne ciało skryte było pod dość obcisłym strojem, a opaską starała się opanować niesforne kosmyki przestąpiła próg zajazdu. W środku okazało sie że jest w nieco lepszym stanie, niż by się z pozoru wydawało. Zniszczony zębem czasu kontuar, wydawał się być solidny, podobnie jak krzesła i orkągłe stoliki...oraz schody prowadzące na górę.

Starszy mężczyzna w gustownym stroju, siwych włosach oraz bielmie na oczach i imponującym wzroście (2 metry conajmniej) rzekł uprzejmie .- Witam cię drogi gościu, miło że przyszłaś...Wybierz stolik i rozsiądź się wygodnie, a Gungar przygotuje ci posiłek.

Masywny krasnolud o siwej brodzie i siwiejących włosach, oraz niechlujnym ubraniu i szerokim fartuchu, słabo maskującym spory jak na krasnoluda brzuch, mruknął coś pod nosem. Odstawił butelkę którą opróżniał i ruszył w kierunku kuchni.
-To dobry pracownik, ale brak mu...ogłady.- rzekł mężczyzna z bielmem na oku i przedstawił się.- Jestem Halaver Tyerson, właściciel tego przybytku. Naprawdę nie wiesz jak cieszę się z twego przybycia. Od dawna nie mieliśmy gości.
Zanim jednak Miri zdążyła odpowiedzieć...Rozległ się grzmot i przez drzwi weszła młoda kobieta, zapewne czarodziejka. Płaszcz jednak maskował jej figurę i wygląd szaty, a kaptur kładł się cieniem na jej twarz nie pozwalając dojrzeć szczegółów. Ale dłoń trzymająca kostur była niewątpliwie kobieca, delikatna i szczupła.
- Kolejny gość, to zaprawdę szczęśliwa noc.- uśmiechnął Halaver.- Usiądź droga podróżniczko i rozgość się...Powiem Gungarowi by przygotował posiłek dla dwójki osób.
Po czym ruszył w kierunku kuchni...zostawiając obie panie, same.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-02-2009 o 20:42.
abishai jest offline  
Stary 24-02-2009, 15:38   #24
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Hyalieon
“Południowe Lasy - Graiholm”


Na szczęście kolejna wędrówka okazała się nadzwyczaj krótka i po szybkim spacerze Aeterveris przekraczała próg karczmy. Już z zewnątrz widać było jedną cechę, która odróżniała kamienny budynek od innych, stojących w pobliżu. Podczas, gdy niemal całe Graiholm wydawało się wymarłe, z karczmy dobiegał normalny dla takich miejsc zgiełk. Rozmowy, śmiechy, mlaskania, chrząkania, a od czasu do czasu jakieś trzaski, były dobrze słyszalne wśród cichych uliczek miasta.

Tuż po wejściu do środka, kierowana ciekawością nimfa rozejrzała się po zgromadzonych, a towarzystwo wydawało się nadzwyczaj interesujące. Wszelkiego rodzaju karczmy nierzadko stawały się miejscem spotkań fascynujących osób, o barwnych, a często również dodatkowo podkoloryzowanych, historiach do opowiedzenia Aeterveris z natury była dość ciekawska i uwielbiała wysłuchiwać wszystkich tych opowiastek, nawet jeżeli zdawały się zupełnie niewiarygodne. Najczęściej później przekazywała je dalej i w ten sposób, od osoby do osoby, opowieści podróżowały przez kawał świata, aż w końcu ktoś decydował się je zapisać i uczynić czymś bardziej trwałym.

Każda blizna, każdy oręż, nawet każdy wybity ząb, wszystko to miało swoją historię, nawet jeżeli niezbyt wspaniałą. Zabawne, że czasem była to nie gloryfikująca bohaterów karczemna bójka. Co więcej nawet tak nieważne wydarzenie mogło przeobrazić się w opowieść o niesamowitej bitwie. Wystarczy odrobina wyobraźni i chęci, a tych dwóch rzeczy Aeterveris nigdy nie brakowało. Jednak tym razem, bardziej niż najemnicy i historię ich przygód, nimfę zainteresowała grupa zwyczajnych ludzi – rzemieślników, górników i ich najbliższych. Ubrudzeni, w nieco zniszczonych ubraniach, wyglądali na wyczerpanych podróżą. Z drugiej strony bardka w swoim podartym i znoszonym ubraniu z pewnością nie prezentowała się lepiej od nich.

Podczas gdy Aeterveris z dobrotliwym uśmiechem przyglądała się dzieciom, które pomimo długiej podróży wciąż nie straciły ochoty do zabaw i harców, i ich rodzicom, jakiś starzec zbliżył się do niej i jej towarzyszy. Jego pierwsze pytanie, w którym słychać było pewną niechęć, nimfa zupełnie zignorowała. Dwójka chłopców właśnie zaczęły ganiać się dookoła pobliskiego stołu, zręcznie lawirując pomiędzy meblami i zajętymi swoimi sprawami dorosłymi. Był to znacznie ciekawszy widok, niż długobrody, opryskliwy staruszek. Jednym uchem przysłuchując się rozmowie mężczyzn, a drugim wsłuchując się w radosny śmiech bawiących się dzieci, Aeterveris usłyszała wypowiedź Tawroka i dopiero wtedy zareagowała, dając przy okazji znak, że temat rozmowy nie był jej obojętny. Piękna, harmonijna twarz nimfy spoważniała i zwróciła się w kierunku Belsamethianina, a srebrzyście lśniące oczy z niepokojącą powagą przyglądały się obliczu wojownika.

- Gdy samemu dźwigasz swoje brzemię, kto ciebie podźwignie w chwili słabości? Kto podniesie z kolan, gdy poczujesz, że nie masz sił? Może ty jesteś dość silny Tawroku, ale spójrz na nich. – delikatny głos Aeterveris był ledwo słyszalny, ale nieznaczny ruch ręki wyraźnie wskazał na grupkę ludzi stojących pod ścianą – Spójrz na nich i powiedz co widzisz? Ja widzę każdy upadek, każdy kawałek chleba, który odejmowali sobie od ust, by ich dzieci miały co jeść, każde bolesne wspomnienie o domu, który utracili. Zabierzcie ich na północny wschód, gdzie znajdą prawdziwe schronienie. Weźcie zapasy z Graiholm, po co mają się tu marnować lub wpaść w ręce elfów.Aeterveris przerwała na chwilę, by Tawrok mógł przemyśleć jej słowa. Gdy podjęła swoją mowę, jej głos był wciąż cichy, ale brzmiała w nim nuta determinacji – Te miecze, o których mówisz, zaważyły o losie piętnastu dusz, piętnastu dały dar dalszego życia. Pomyśl jak wiele mogą jeszcze zdziałać, jeżeli zjednoczą się z większą siłę.

Aeterveris chciała dodać coś jeszcze, ale właśnie wtedy do karczmy wpadł niziołek, którego twarz zdobiły wymyślne tatuaże. Podbiegł do Tawroka i od razu zaczął zdawać raport:

- Do miasta weszła bestia podobna do tygrysa, a przy bramie stoi dwoje obcych. Ludzie. Nie wyglądają groźnie, ale ja bym im nie ufał.
- Ta bestia, czy jest agresywna?
– spytała Aeterveris.
- Nnie... to raczej zwiadowca.- odparł niziołek.
- Chciałbym mieć takich zwiadowców.- zaśmiał się Tawrok.- Bo zwiadowcy to zawsze najlżejsza i najsłabsza część armii. Jeśli masz tygrysa za zwiadowcę, to jak potężne są twe siły główne?
- Chyba warto się przekonać na własne oczy, tym bardziej, że nie znamy zamiarów tamtej dwójki stojącej pod murami.
– odpowiedziała nimfa – Jeżeli to oni wysłali zwiadowcę, to raczej nie wejdą teraz do środka. Więc to my będziemy musieli pofatygować się do nich.

Tawrok skinieniem głowy dał znać, że zgadza się ze słowami nimfy, poczym gestem dłoni przywołał dwójkę najemników stojących nieopodal.

- Idźcie dokładniej się im przyjrzeć, musimy się dowiedzieć jakie mają zamiary. Jeżeli nie będą agresywni, spróbujecie nawiązać kontakt. – rozkazał niziołkowi i dwóm pozostałym podwładnym. Zanim jednak którykolwiek zwiadowca zdążył się ruszyć, ponownie odezwała się Aeterveris:
- Pójdę z nim, chciałabym się przyjrzeć tym obcym z bliska.
- Na pewno chcesz iść? A co jeżeli mają wrogie zamiary?
– zapytał Gaalhil.
- Wtedy pokaże im, co to znaczy rozwścieczyć Fairfolk – butnie odparła Aeterveris, choć oczy nimfy zdradzały, że w tych słowach więcej było żartu, niż prawdziwej groźby.
- Jeżeli chcesz nimfo, to idź. Mam jednak nadzieje, że nie przeceniasz swoich umiejętności.

Aeterveris nic nie odpowiedziała, słowa Tawroka komentując jedynie lekkim uśmiechem. Kilka chwil później szybkim krokiem zmierzała w kierunku jednej z bram Graiholm. Jej dłoń odruchowo muskała rękojeść rapiera, jak zwykle, gdy nimfa chciała dodać sobie nieco pewności siebie. Przez chwilę Aeterveris zastanawiała się, czy nie powinna jakoś nazwać swojego oręża. Wiele osób tak robiło... Bynajmniej w historiach, które słyszała podczas swoich podróży. A przecież ta broń nie tylko towarzyszyła jej prawie od samego początku licznych wędrówek, ale także była prezentem od Xandosa. Tak, z pewnością w wolnej chwili będzie musiała pomyśleć nad jakimś dobrym imieniem... O ile w jej przyszłości znajdzie się miejsce na luksus spokoju i cichych rozmyślań.
 
Markus jest offline  
Stary 25-02-2009, 09:05   #25
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Całodniowa podróż pieszo dała się już Mniszce dosyć mocno we znaki. Była co prawda zahartowaną fizycznie i wytrzymałą kobietą, kto jednak nie byłby zmęczony po tylu kilometrach na gościńcu, nawet z drobną pomocą przypadkowo spotkanych osób, które podwiozły ją nieco swoim wozem. Nogi zaczynały jednak już odmawiać posłuszeństwa, nadszedł więc czas poszukać jakiegoś miejsca na odpoczynek, szczególnie gdy i zaczęły ku temu jak najbardziej skłaniać ciemne chmury na niebie. Mozolnie stawiała więc krok za krokiem wśród dosyć ponurego krajobrazu, oferującego jej smutne widoki w postaci ruin dawnych gospodarstw, wielu uschniętych drzew i ogólnie szeroko pojętej, mocno przygnębiającej "szarości". W oddali zauważyła jakiś niewielki budynek tuż przy drodze, chyba jakąś karczmę czy też zajazd... .

Rozpadająca się rudera z kamienia, drewna i strzechy nosiła miano "Pod szczęśliwą gwiazdą", wyryte na krzywo wiszącym szyldzie tuż nad wejściem. Przybytek wyglądał dosyć topornie, mocno zaniedbany i zarazem dotknięty zębem czasu, podobnie zresztą jak wiele miejsc które ostatnio odwiedziła. Skutki wojny zdawały się odzwierciedlać niemal na wszystkim, coraz bardziej zacierając ślady dawnego, "lepszego" życia. Miri nie miała jednak zamiaru rozczulać się nad każdym nietypowym widokiem, weszła więc w końcu do środka.

Wnętrze "Szczęśliwej gwiazdy" wyglądało odrobinę lepiej, chociaż oczywiście i tak pozostawiało wiele do życzenia. Prosty wystrój, zwyczajowe stoły, krzesła i ławy... i niemal natychmiast stanął przed nią prawdziwy wielkolud, przewyższający ją wzrostem chyba i o dwie głowy, zapraszając do stołu i strawy. Siwy mężczyzna z bielmem na lewym oku wydał się rudowłosej jakoś tak jakby nieco dziwny, nawet mimo swego miłego uśmiechu na twarzy i uprzejmych słów. Kucharzem z kolei okazał się spasły Krasnal, którego Miri z początku mylnie wzięła za ciągniętego coraz bardziej ku ziemi wiekiem staruszka. Brodacz imieniem Gungar odstawił opróżnianą butelkę jakiegoś trunku, po czym zniknął w kuchni, odprowadzany paroma słowami wyjaśnień, skierowanymi do kobiety przez wysokiego mężczyznę, który okazał się właścicielem przybytku. Halaver najwyraźniej starał się polepszyć wizerunek swojego pracownika zalewającego się procentami wprost przed potencjalną klientką... .

I tak było dziwnie, a sama nie wiedziała dlaczego. Może była odrobinę zbyt podejrzliwa?.

Zanim Miri zdołała cokolwiek odpowiedzieć, czy też się przedstawić (w końcu chyba wypadało), otwarły się za nią drzwi zajazdu. Wśród efektownego gromu bijącego na zewnątrz, do środka weszła zakapturzona i owinięta płaszczem postać. Dla sprawnego jednak oka nie stanowiło problemu wychwycenie jednego, czy dwóch szczegółów, identyfikujących osóbkę jako kobietę. No chyba, że szczupła i delikatnie wyglądająca dłoń, trzymająca kostur, należała do jakiegoś "zniewieściałego"... Elfa?. Sam kostur z kolei mógł przypuszczalnie świadczyć o jakiś magicznych talentach, kto tam jednak dokładnie wie, widząc kogoś po raz pierwszy w życiu.

W czasie gdy Halaver witał i zachwycał się kolejnym, odwiedzającym jego przybytek gościem, Miri udała się do jednego ze stołów, ściągając z siebie już po drodze swój całkiem zwyczajny, znoszony płaszcz, którego nigdy nie zapinała, by za bardzo nie krępował jej ruchów. Wygląd Mniszki mógł co najmniej dziwić, a w najlepszym wypadku wzbudzać i pewne obawy. Wysokie kozaki, obcisłe spodnie, przy pasie cztery sztylety i dziwne "coś" owinięte wokół jej ciała, co wyglądało na połączenie łańcucha z Kamą, do tego odsłonięty brzuch skąpym, "górnym" przyodzieniem. Dłonie przewiązane jakimiś paskami materiałów, na nadgarstkach karwasze, a na rudej głowie opaska trzymająca niedługą grzywkę z dala od oczu.

Postawiła swoją torbę obok krzesła, zwinęła wierzchnie odzienie w pół, po czym przewiesiła przez oparcie, i w końcu sama usiadła na krześle, rozglądając się po wnętrzu "Szczęśliwej gwiazdy", a przede wszystkim wpatrując się w nową osóbkę. Aż dziw, że nie spotkały się na gościńcu. Postanowiła nieco zaryzykować i uśmiechnęła się do nieznajomej(nieznajomego?), drobnym gestem zapraszając do stolika, licząc, że będzie mieć ochotę na jej towarzystwo, we dwójkę w końcu jakoś tak raźniej.

- Jestem Miri "Szybka Pięść" - Zagadnęła, wyciągając na powitanie dłoń, po czym pośpieszyła z wyjaśnieniami, dodając nieco rozbawionym tonem - Takie nazwisko otrzymałam od Mnichów.

Obaj mężczyźni w tym czasie przebywali w kuchni, najprawdopodobniej przygotowując jadło... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 26-02-2009, 12:12   #26
 
sara_mysterious's Avatar
 
Reputacja: 1 sara_mysterious nie jest za bardzo znany
- Jestem Miri "Szybka Pięść" - Zagadnęła, wyciągając na powitanie dłoń, po czym pośpieszyła z wyjaśnieniami, dodając nieco rozbawionym tonem - Takie nazwisko otrzymałam od Mnichów.

Dziewczyna spojrzała spod kaptura na swą nową rozmówczynię. Później zmierzyła ją wzrokiem, który zatrzymała na wyciągniętej dłoni. Odwzajemniła gest.

- Jestem Sara. Miło mi – odpowiedziała melodyjnym i delikatnym głosem. - Sara Mysterious – dodała po chwili zastanowienie. - Takie nazwisko otrzymałam od rodziców – zaśmiała się, a jej śmiech przypominał dźwięk konwalii poruszanych delikatną bryzą.

Dziewczyna odstawiła mahoniową laskę z kryształem na górze tak by się nie przewróciła. Odrzuciła kaptur, a następnie rozpięła klamrę pod szyją, by swobodnie zdjąć swój płaszcz o kolorze pochmurnego nieba. Sara uwielbiała ten kolor. Pasował do niej, do tego jaka była.

~~Jest śliczna~~ – pomyślała Miri. I faktycznie tak było. Kobieta, choć wyraźnie była człowiekiem odznaczała się nadludzką urodą. Miała gładką, delikatną i bardzo zadbaną cerę. Zaś owal jej twarzy oplatały proste włosy o kolorze zmoczonej słomy, idealnie pasując do brązowych oczu. Nawet sam strój czarodziejki – bo tą niewątpliwie była nowoprzybyła – podkreślał jej urodę. Obcisła suknia o lekko błękitnym zabarwieniu była tak uszyta, że uwydatniała doskonałe kształty młodej kobiety. Odsłaniała na tyle dużo by pobudzić wyobraźnię każdego z mężczyzn, ale jednocześnie przysłaniała to, co być przysłonięte pozostać musiało. Każde wykończenie sukni, czy to przy piersiach czy przy smukłej talii było koloru złota lub nocnego nieba.
Czarodziejka zrobiła kilka kroków, by podejść do stolika. Były one pełne naturalnego wdzięku. Nie było w nich wymuszenia czy sztuczności. Również sposób w jaki siadła, założyła nogę na nogę czy zapytała o kąpiel był pełen wdzięku niczym nie ustępującego urodzie dziewczyny.

- Mam nadzieję, że można tutaj wziąć kąpiel. Nie znoszę być brudna. A ty?
 

Ostatnio edytowane przez sara_mysterious : 26-02-2009 o 20:59.
sara_mysterious jest offline  
Stary 26-02-2009, 22:03   #27
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Tajemnicza osóbka, jako jedyny przejaw innej klienteli w karczmie poza Miri, okazała się młodą, jasnowłosą kobietką, potwierdzając domysły Mniszki co do płci skrywającego się pod kapturem. Jasnowłosa Sara Mysterious bez dwóch zdań zdecydowanie wyglądała na kogoś zajmującego się arkanami magii, choć sama nie wspomniała o tym ani słowem. Poruszała się wyjątkowo zgrabnie, wręcz może nawet i kokieteryjnym krokiem, podchodząc do stołu zajmowanego przez rudowłosą, i przy nim zasiadając.

Dziwne, wziąwszy pod uwagę, że w pobliżu nie było żadnych mężczyzn, których Sara mogła prowokować swoimi wdziękami, do tego jeszcze ta wyuzdanie skrojona sukienka... .

Przywitała się z Mniszką odwzajemniając lekki uścisk dłoni, przedstawiła, po czym od razu przeszła do konkretów, zaczynając dosyć nietypowo rozmowę tematem kąpieli. Co jak co, higiena osobista była dla Miri i wielu kobiet z pewnością ważna, żeby tak jednak zagadywać na taki temat od samego początku rozmowy?. Rudowłosa spojrzała na rozmówczynię z drobnym uśmiechem, zastanawiając się, co też teraz odpowiedzieć.

Miri była z całą pewnością starsza od Sary, mając na karku już swoje dwadzieścia osiem wiosen, ile z kolei mogła mieć jasnowłosa nie potrafiła dokładnie oszacować, nie będąc dobrą w tego typu zgadywankach. Coś pomiędzy dwudziestoma a dwudziestoma pięcioma?. W każdym bądź razie młoda kobietka wydawała się szczera i posiadała zapewne przyjazne intencje względem Mniszki, a pierwsze zdanie tuż po przedstawieniu się, no cóż... być może taka po prostu owa Sara była, bezpośrednia i starająca się jakoś ową rozmowę rozpocząć, w końcu trafiły tu podróżując, więc faktycznie, kąpiel by się przydała.

- Hmmm... no tak - W końcu Miri jej odpowiedziała - Zgadza się, kąpiel by się przydała, podobnie jak miejsce na spoczynek i jakaś strawa. Pogoda się psuje i będzie burza, dobrze, że znalazłyśmy te schronienie na czas prawda?.

- Słuchaj Saro - Dodała już ciszej, spoglądając na drzwi kuchenne, po czym nachylając się nieco przy stole w stronę jasnowłosej - Nie wiem sama, ale te miejsce jest jakieś dziwne. Jego właściciel i kucharz... sama nie wiem, może jestem zbyt podejrzliwa, a może naprawdę coś wisi w powietrzu. Nie chcę cię straszyć, bądźmy jednak ostrożne - Wypowiedź zakończyła wymownym mrugnięciem, po czym ponownie oparła się plecami, powracając do poprzedniej, "zwykłej" pozycji przy stole.

- Zmęęęęczona jestem i głodna - Odezwała się już o wiele głośniej, wręcz przesadnie głośno, jednocześnie się przeciągając.

Zielonooka zerknęła po raz kolejny na kuchenne drzwi... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 26-02-2009 o 22:05.
Buka jest offline  
Stary 01-03-2009, 15:37   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”

Zaczęło padać...A dziwaczne „bębnienie” na dachówkach świadczyło, że nie kroplami deszczu. W świetle błyskawic...przez okna było widać momentami opad. Oślizgłe zielonkawe pędy jakichś dziwnych roślin. Zaś obsługa wydawała się nieświadoma podejrzeń mniszki...zostawiając ją tylko z czarodziejką. Krótka rozmowa między kobietami zakończona ostentacyjną wypowiedzią. - Zmęęęęczona jestem i głodna.-
I Miri dyskretnie zerkała do kuchni, w której krasnolud gotował, wyciągając z szafki, mizerne imitacje warzyw i korzonków, oraz jakieś kawałki mięsa. Widać i tu przybył ogólny kryzys żywieniowy. Gruby brodacz zadziwiająco dobrze radził sobie w kuchni przyprawiając potrawę rożnymi płynami, szatkując warzywa i dusząc mięso (I zatrważająco dobrze posługiwał się sporym tasakiem, przy krojeniu). Jednocześnie cicho i dyskretnie rozmawiał z chudym mężczyzną. Czuły słuch mniszki wyłapał jedynie skrawki tej rozmowy.- Pani będzie zadowolona...Prawdziwa uczta...nie żałuj im ...taka okazja, może się szybko nie powtórzyć...To naprawdę szczęśliwy dzień.
Później zaś Halaver, przyszedł do dwójki kobiet mówiąc.- Wybaczcie nam te opóźnienie, ale nie spodziewaliśmy się gości. Ostatnio mało kto zapuszcza się w te strony. Ale wojny się skończyły i mam nadzieję, że to się zmieni.
Tymczasem wkroczył krasnolud niosąc misę pełną gulaszu i flakon z winem, oraz talerze kubki i sztućce.
-Wybaczcie też jakość potrawy. Niestety nie mamy zbyt wiele świerzych warzyw, ale zapewniam, że będzie wam smakować.-dodał Halaver siadając obok dziewcząt.- Naprawdę cieszy mnie widok młodych kobiet. W ogóle, kogoś młodszego od nas...Myśleliśmy że reszta świata już całkiem wymarła. Jedzcie i opowiadajcie...Niewiele wieści ze świata dociera do nas, a chętnie się dowiemy co się dzieje poza tą osadą. Uznajcie to zapłatę, za posiłki i nocleg.
Krasnolud zaś ruszył posprzątać kuchnię.

Zniszczona wioska gdzieś na równinach, pomiędzy Phalenpopis a Hyalieonem, wieczór.

- Wy pokazaliście już swoje możliwości, ale jestem skłonny wytknąć wam kilka błędów. Gdybym był wrogiem, moja strzała utknęła by w twojej szyi zanim byś o tym pomyślał i skierował na mnie swoje zaklęcia. Twój przyjaciel zaś potrzebowałby chwili, by wziąć zamach swoim ostrzem, bowiem przyciśnięte do mojego plecaka, kolczugi, płaszcza i reszty odzienia i nawet mocno pchnięte nie zada mi znaczącej rany. A czas, który by potrzebował na zamach, ja bym wykorzystał odbijając się od niego i jednym ruchem pakując strzałę w jego oczodół. Więc wolałbym bez tej gadki o litości i popaprańcach.- Na te słowa przeciwnik za nim, krzyknął przenikliwie.- No nie...Jestem niedoceniany! Zapewne nie słyszałeś o mnie! Z tej pozycji przeszyłbym cię na wylot, przebił niczym rożen przebija udziec barani, bez względu na zbroję. Jestem Vilgitz, ostrze mistrzów! Najpotężniejszy zapewne oręż na Tais...
-Vilgitz zamilcz!- krzyknął gnom, po czym dodał.- Zapewne byś mnie przeszył, gdybym był tam gdzie, mnie widzisz.
Sylwetka gnoma przy ognisku zaczęła się rozmywać...A on sam wyszedł z kąta spowitego głęboką, zapewne magiczną ciemnością. Opierał się prawą dłonią o długi drąg z czarnej stali i pokrytego złotawymi liniami splatającymi dziwną sieć.
- Wybacz staremu gnomowi podejrzliwość...- rzekł starzec.- Ale z każdy rok przynosi nam tylko nowe zmartwienia, zmarszczki i nowych wrogów. A ja, żyjąc dość długo, zebrałem spora kolekcję wrogów.-następne pstryknął palcami mówiąc.- Vilgitz, do mnie!-
Ucisk z pleców Haradana znikł, a nad jego głową przeleciał miecz.

Gnom odsłonił połę swego płaszcza, pod którą widać było pustą pochwę od miecza. Oręż wsunął się do niej komentując.- Wykłuć mi oczy, bratku...pewnie teraz ci łyso, co?
-Zwą mnie Mac'Baeth.- rzekł gnom, przysiadając się do ognia.-Jestem magiem wojennym do wynajęcia. Profesjonalistą, nigdy nie zdradzam obecnego pracodawcy. Ale nie wszyscy potrafią o zrozumieć...Zmierzam do Arhaagu, a ty?
Usłyszawszy odpowiedź Haradana, gnom rzekł.- To dobre miejsce na odpoczynek, a skoro jest nas dwóch, to będziemy mogli czuwać na zmianę.
Wyciągnął z poręcznej sakwy przy pasie karafkę wina. A napiwszy się z niej, podał ją Haradanowi w milczeniu.

Zniszczona wioska gdzieś na równinach, pomiędzy Phalenpopis a Hyalieonem, następny dzień.

Haradan wstał późno...Bardzo późno. Słońce stało już minęło zenit. Mógł kląć ten stan, ale rozumiał siebie. Od wielu dni, jedynym snem, jaki miał były krótkie drzemki, przerywane na każdy objaw potencjalnego zagrożenia. Obecność drugiej przyjaznej istoty spowodowała, że poczuł się bezpieczniejszy. I jego ciało starało się nadrobić niedobory snu z poprzednich dni.
- Spałeś jak niemowlę...- rzekł z uśmiechem gnom.- Tylko zazdrościć. Ja za bardzo przywykłem do stałej czujności, by mieć spokojny sen.
Nagle rozmowę przerwał widok istoty...kolosalnej bestii, o zębatym pysku, okrywanym kilkoma fałdami. Stwór był dość daleko, widoczny jedynie od pasa. Haradan mógł się tylko domyślać rzeczywistych rozmiarów bestii. Ale musiała być olbrzymia. Mac’Baeth spojrzawszy na nią krzyknął.- Meglar...ale nie. To nie meglar. One nie rosną tak duże. To jakaś magia.-
Gnom sięgnął do torby i wyjął z niej posążek gryfa z brązu. Który urósł do odpowiednich rozmiarów stają się prawdziwym gryfem.

Mac’Baeth wpakował się na grzbiet bestii i spytał, robiąc miejsce Hardanowi.- Chcesz sprawdzić, kto stoi za tą magią?

Południowe Lasy, uliczki Graiholm

Cztery postacie przemierzały w ciszy uliczki miasta. Na przedzie był niziołek imieniem Snafu Bolospinwinger, szczupły w skórzni osłaniającej ciało. Uzbrojony w ręczną kuszę i sztylet. O włosach zaplecionych w warkocze i lewej stronie twarzy pokrytej tatuażami.

Na końcu zaś biegł spory krasnolud o głowie pokrytej tatuażem, w bogatych korowych i długich szatach. I o długiej jasnobrązowej brodzie. Na ramieniu siedział dziwny stworek przypominający złowieszczego nietoperza, choć w pewnie wywodzący z się planów Dolnego Kręgu.

Ów uzbrojony w pałkę krasnolud nieco spowalniał towarzyszy na co niziołek reagował jedynie krótkimi ponaglenia.- Pośpiesz się Garrack, szybciej Garrack.
Co tylko irytowało krasnoluda. W środku zaś biegli Aeterveris i Daelion z Gilh’eah. Białowłosy mężczyzna w półpłytowej barwionej na biało zbroi, mający na swym koncie wielu pokonanych wrogów i wiele zdobytych kobiecych serc. A przynajmniej tak twierdził, zasypując nimfę komplementami.

Wkrótce cała czwórka dotarła do bramy, by przyjrzeć się przybyszom. Jako że tygrysa obserwował w tej chwili brat Snafu. Skryci w bramie obserwowali nacierających elfich jeźdźców na trójkę ludzi. I widzieli jak starzec w kilka chwil zneutralizował przewagę, jaką dawały elfom ich wierzchowce.
- Trochę to przypomina twoją magię Garrack.- rzekł niziołek.
- Mylisz... to w ogóle nie jest magia. To jest coś z czym nigdy się nie spotkałem.- rzekł w odpowiedzi krasnolud.
- Może powinniśmy pomóc dziewoi...znaczy im wszystkim.- wtrącił Daelion.
- Jak na moje oko radzą se całkiem dobrze.- rzekł obserwując walkę krasnolud.- Zwłaszcza dziewoja.

Południowe Lasy, pod murami Graiholm

Lądowanie na ziemi rycerza nie było efektowne...ani bezbolesne. Ale udało mu się zatrzymać wierzchowca przed dwójką „czarodziei”. Zbliżający się pościg Tagosai, nie dał czasu na rozmowę. Oba elfy nie przerwały szarży...Niemniej raptory były znacznie zwrotniejsze od koni, a elfy okazały się doświadczonymi jeźdźcami. Nagły zwrot elfiego wierzchowca sprawił iż miecz Ethana, przeciął powietrze. A szeroki zamach halabardy omal nie pozbawił rycerza głowy. Mgła błyskawicznie uniosła się spod nóg Raetara i zaczęła wirować wokół jego lewej dłoni. Wyprostował on energicznie ramię w kierunku jeźdźca atakującego Ethana. Z wirującej mgły wystrzelił pocisk sprężonego powietrza, uderzył w dolne łapy bestii przewracając ją wraz jeźdźcem. Ethan dopadł elfa, lecz nie zdążył mu zadać ostatecznego ciosu, gdyż ten, powstając z ziemi zasłonił się tarczą i sięgnął po krótki miecz, przy swym pasie. I cios rycerza trafił w ową tarczę, odłupując przy okazji, spory jej kawałek. Niemniej w tej walce, to Ethan miał przewagę zasięgu.
Drugi raptorzy jeździec wybrał za cel Raetara ignorując młodą kapłankę. To był błąd, bo gdy ją mijał, dziewczyna zadała cios krótkim mieczem między szczeliny jego zbroi. Sprawiło to, że atak jego halabardy skierowany na Raetara był chybiony. Starzec zdążył się uchylić, po jego dłoni przepłynął fioletowy łuk elektryczny, przeskoczył na trzymaną w dłoni laskę. Z której to fioletowy piorun uderzył w raptora. Ten gwałtownie się zatrzymał zrzucając jeźdźca na ziemię. Jednak ów upadek był o wiele gorszy, niż kontrolowany upadek Ethana. Elf wypadł jak z katapulty przetoczył się po trawie obficie brocząc krwią, i chwiejnie podniósł sie na nogi, sięgając po swój krótki miecz i zasłaniając się tarczą. Oba wierzchowce zostały na jakiś czas wyeliminowane z walki, jeden podnosił się po upadku, drugi oszołomionym spojrzeniem rozglądał się dookoła. Ale oba elfy, choć poobijane i ranne, stanęły do walki. Jeden przeciw Ethanowi, drugi przeciw Vivienne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-03-2009 o 20:39.
abishai jest offline  
Stary 01-03-2009, 17:56   #29
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Ziemia zatrzęsła się, gdy mocarna dłoń kolosalnego maglara powaliła pomniejszego pobratymca. Stojący tuż przednim elf, pełnym gracji saltem uskoczył przed upadającą bestią. Parę metrów od niego upadek orka wzbił w powietrze tumany pyłu i drobinek piasku., które oblepiły fragmentami jego ciało. Sama bestia błyskawicznie stanęła na nogi. Walcz, albo uciekaj. Pierwotny instynkt nie pozostawił jej wielkiego wyboru. Bez większego zastanowienia pomniejszy maglar rzucił się do ucieczki. O dziwo ogromna bestia wcale nie zamierzała go powstrzymywać. Ciało mniejszego meglara śmierdziała stanowczo mniej apetycznie, a jeżeli poprzednie, bardzo nieświeże posiłki Timiego. Ponadto wielki meglar tuz pod swoimi nogami wyczuł dużo lepszą strawę. Ku zdziwieniu niektórych kolos zaczął się kurczyć, zmieniając jednocześnie swoje oblicze. Nie minęła dłuższa chwila jak pośród wędrowców stała przedziwna humanoidalna istota, którą niedawno opisał Rasgan, z tym wyjątkiem, że była wzrostu dorosłego trolla. Nieznajomy bez zbytniego skrępowania podszedł do tobołka Turama i odwróciwszy go do góry dnem, zaczął wysapywać cała zawartość pośród kłosy pożółkłej trawy. W chwili, gdy wszystek bagaż leżał na ziemi, chłopiec przykucnął nad nią zaczął skrzętnie ją przeglądać ewidentnie czegoś szukając. W tej samej chwili jego sylwetka ponownie zaczęła się kurczyć, malejąc do rozmiaru przeciętnego dziecka. Drobna chuda rączka zaczęła rozwijać owinięte w bawełnianą chusteczkę placki chlebowe, poczym łapczywe, małe usta zaczęły pochłaniać je w zastraszającym tempie. W wysokiej trawie jedynie czubek dziwacznego nakrycia głowy, ozdobiony brązowymi włóknami lnu, wystawał ponad pożółkłe liście. Pojedyncze oko w kolorze nieba było jedynym fragmentem głowy chłopca, którego nie zasłaniało niepokojące nakrycie, przyozdobione wielkim niebieskim guzikiem, dwoma rumieńcami i trójkątnym nosem. Postać z goła nie przejmowała się obecnością obcych. Ze spokojem, nie spuszczając wzroku, pałaszowała kolejne kawałki pożywienia, bacznie nasłuchując jakichkolwiek gwałtownych ruchów.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 01-03-2009 o 18:07.
g_o_l_d jest offline  
Stary 02-03-2009, 13:19   #30
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gdy gnom wychodził z ciemności, a miecz wygłaszał kolejną swoją mowę, Haradan nagle roześmiał się dość swobodnie, o ile wśród trupów można było się tak śmiać. Sytuacja rozbawiła go jednak na tyle mocno, że nie mógł się powstrzymać przed tym gestem. Odłożył strzałę do kołczanu, łuk opuszczając już całkowicie swobodnie. Gdyby miało tu dojść do walki, to stałoby się to znacznie wcześniej. Podał rękę Mac'Baethowi, w prostym, żołnierskim powitaniu.
-Tośmy się powywyższali. Czasem to dobrze robi. Ładny miecz. Pewnie tak samo ostra stal, jak hm... język? Ale chyba byłby tu słowem nie na miejscu.
Swobodnie już usiadł przy ognisku. Broń położył jednak przy sobie, w końcu nie tylko oni mogli być w tym miejscu. Wyjął z plecaka prowiant, chociaż suchary i suszone mięso obrzydły mu już dawno. Szczęściem nieznajomy miał wino, które umiliło posiłek. W tych czasach duża część ludzi i nieludzi nie miała nawet tyle, co oni. Poczęstował gnoma w rewanżu i chociaż nie była to uczta, nie szli spać z pustymi brzuchami.
-Prawdę mówiąc, to ta wioska była moim celem podróży. Tu miałem zadecydować co dalej, nająć się. Również jestem najemnikiem, a i wrogów zrobiłem sobie wystarczająco. Strach pomyśleć co będzie jak będę w twoim wieku.
Uśmiechnął się do niego, wzruszając ramionami.
-Jeśli zgodzisz się na towarzysza podróży, może być i Arhaag.
Odpiął swój stary topór i odrzucił go na bok. Nie mógł taszczyć takiej ilości broni, trzeba było tylko się upewnić, że znaleziona broń nie jest niebezpieczna dla jej właściciela. Pokazał Mac'Baethowi swoje nowe znalezisko.
-Mógłbyś to obejrzeć? Lepszy od mojego, ale wolałbym by się nie okazał... - zastanowił się przez chwilę nad odpowiednim słowem -Wadliwy? Słyszałem o przedmiotach obłożonych klątwą, a w tych czasach nigdy nie wiadomo, czy nie zwiększyła się ich liczba.
Gdy gnom zidentyfikował broń, podziękował mu skinieniem głowy. Potem nadeszła warta, a potem sen. Długi i regenerujący. Dlatego właśnie wolał podróżować w grupie.

Ranek był... późny. Dawno nie spał tak długo. Nawet zmęczony potrafił się budzić, a wyczulone zmysły ostrzegały go przed niebezpieczeństwem. Nie raz i nie dwa podróżował samotnie. Ale teraz nie było zagrożenia, co ciekawe gnom nawet nie próbował go budzić. Nie dość tego - poczekał też aż się obudzi. Wniosek, że również znudziła mu się samotna podróż, nasuwał się sam. Ale Tarfur nie powiedział nic, odpowiadając tylko uśmiechem.
-Moja czujność ma się dobrze. Ale chyba uznała, że jesteś całkiem godny zaufania.
Wstał i przeciągnął się, rozglądając po pobojowisku. Trzeba było się stąd zmywać, zapach zaczynał przeszkadzać. Na dodatek w oddali pojawiło się... coś. Nie widział wcześniej tak wielkiej bestii, ale najwyraźniej nie było to dziwne, bo mag również nie uznał to za naturalne. I przywołał, albo wyczarował, cholera wie, gryfa.
-Ładne zwierzę. Magia czy przywołanie?
Wolałby raczej siedzieć na czym całkowicie realnym, magii już nie można było ufać. Zresztą nigdy nie ufał jej w pełni. Z pewnymi obawami pozbierał swój ekwipunek i wskoczył z gracją na gryfa.
-Mam nadzieję, że udźwig ma spory.
Przygotował łuk, trzymając go w lewej dłoni. Prawą musiał trzymać się zwierzaka, ale kołczan miał blisko. Nigdy wcześniej nie odbywał podniebnych podróży, ale był prawie pewien, że jest w stanie szyć z łuku podczas lotu, zachowując równowagę tylko przy pomocy nóg. Oby się nie mylił.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172