Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2009, 01:40   #21
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Słysząc pytanie dziewczyny o panującą we wnętrzu kopalni temperaturę, sztygar z duma właściciela wspaniałej rezydencji oprowadzającego gości po swych włościach, odpowiedział:
- Tutaj ciepło pochodzi z wnętrza ziemi, gdzie zawsze temperatura jest stała, a grube skały chronią nas przed zimnem z zewnątrz – Widząc, że wejście do tunelu zostało w końcu odkryte, obrzucił wszystkich uważnym spojrzeniem i dodał:
- Niech Moradin czuwa nad wami w tej drodze... Powodzenia...
Patrzył jak śmiałkowie wchodzą do tunelu, a potem skręcają w bok. Kiedy światło ich lamp zniknęło za zakrętem powiedział do górników, którzy odkopali tunel.
- Zostańcie tutaj, gdyby działo się coś niepokojącego, niech jeden z was ostrzeże resztę, a drugi przybiegnie do mnie.

***

Odkopany korytarz po kilku metrach przecinał się z najwyraźniej dawno temu wykonanym przejściem. Stare stopnie zatarte i zniszczone prowadziły pionowo w dół i górę. Gdy spojrzało się w prawo, można było dostrzec, że dalsze przejście w tamtym kierunku jest absolutnie niemożliwe, bez wielogodzinnej pracy wielu kopaczy. Prawdopodobnie pod wpływem jakiegoś gwałtownego wstrząsu sejsmicznego uległo ono całkowitemu zawaleniu. Pozostało z tej strony zaledwie kilka niezasypanych stopni w górę.
Natomiast z lewej strony przejście wolne było od zawału i można było dokładnie je sobie obejrzeć. Ściany z obu stron pokryte były wyrytymi w kamieniu hieroglificznymi rysunkami i pismem, które znające je osoby rozpoznały natychmiast. Prastare pismo smocze, nawet dla przeglądającym tysiące starych ksiąg magom, wydało się bardzo archaiczne. Gdyby można było ocenić, jak dawno temu powstało śmiało można było stwierdzić, że przed tysiącami lat. Niestety z biegiem czasu pismo częściowo zatarło się i większość napisów wyglądała na zupełnie nieczytelną.
Wszyscy choć trochę znający się na rzeczy z fascynacja przystąpili do odczytywania zapisków. Już po kilku słowach mogli się zorientować, że na ścianach opisana została historia ifryta. Na szczęście, jak szybko się zorientowali, powtarzała się ona rytmicznie co pewien czas, więc nawet po uszkodzeniu znacznej części korytarza i tak można było zapoznać się z nią w całości. Prawdopodobnie budowniczowie przewiedzieli, że służyć ma przez tysiąclecia i powinna być zawsze czytelna.

Nasi bohaterowie po raz pierwszy zobaczyli imię istoty, której z nadzieją w sercu poszukiwali: Imran ibn Musa al Karim. Teraz nie było już wątpliwości, że to co można było brać w księgach lub ustnych opowieściach, za pełne bajania historie, jest prawdą. Wyryte przed wiekami w kamieniu wyglądały tak autentycznie! Poznali także imiona magów, których oszukał i dowiedzieli się, że to z ich inicjatywy powstało to miejsce. By nawet kiedy umrą, kiedy ich czas ostatecznie przeminie, dzielni śmiałkowie odnaleźli drogę do żyjącego wiecznie Ifryta, by klątwa mogła się spełniać wiecznie...
Niepokój budziło tylko ostatnie zdanie, które po licznych i spornych tłumaczeniach, ostatecznie odczytali jako następujące:
"Docenić można tylko to, co zdobyło się z trudem, więc nie poddawaj się i dąż do celu mimo wielu przeciwności."
Wyglądało na to, że nie było już w tunelu nic więcej do zrobienia i trzeba było iść dalej na spotkanie nieznanego niebezpieczeństwa lub zawrócić.

Tunel ciągnął się kilkanaście metrów w głąb, a później gwałtownie skręcał pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ktokolwiek pokonał ten zakręt, a miał w miarę normalne powonienie, mógł wyczuć charakterystyczną woń jaką wydaje psujące się jedzenie. Z każdym kolejnym krokiem nieprzyjemny zapach stawał się coraz bardziej intensywny. W świetle pochodni można było dostrzec, że po kilkunastu metrach korytarz kończył się półokrągłym portalem. Za nim widać było tylko czerń, z której wydobywał się smród. Jak dotąd wszystko było dość bezpiecznie, ale przejście, które teraz należało przekroczyć nie wyglądało zachęcająco.

W końcu jednak ktoś przełamał się pierwszy i ruszył do przodu. Widok jaki ukazał się jego oczom po przekroczeniu portalu wywołał mdłości. Spalone i poskręcane w konwulsjach ciała ukazywały wyraźnie jaką śmiercią zginęły leżące na ziemi istoty. Jedno było oczywiste: była bardzo bolesna. Wyraźne ślady ognia ukazywały, że szalała tu prawdziwa ognista nawałnica, coś takiego mogło być tylko wynikiem albo działania potężnej magii, albo sił natury sprzężonych z nieostrożnością, albo naprawdę potężnej istoty, na przykład ogromnego smoka. Mogło się tu także spiętrzyć kilka przyczyn.
Najgorszy był jednak obraz, który objawił się oczom poszukiwaczy po dokładnym obejrzeniu najbliższych zwłok, należących prawdopodobnie do krasnoluda, albo jednego z górników, albo kogoś z ekipy ratunkowej. Wyglądało na to, że ktoś na nich ucztował, zanim zaczęły się psuć. Prawdopodobnie stwory, których ciała leżały obok. Wyglądały one jak wielkie psy z olbrzymimi zębami, kiedy widział je Edwin mogły być porośnięte czarną sierścią. Teraz jednak spalenizna uniemożliwiała dokładną identyfikację stworzenia.

Co jednak tu się wydarzyło? Jak to, co mogli zobaczyć odnosiło się do opowieści Edwina? By to ustalić należało dokładnie sprawdzić ślady. Czy jednak nasi bohaterowie mieli ochotę zawracać sobie tym głowę? Tym bardziej, że po dokładnym obejrzeniu pomieszczenia, oczywiście na tyle dokładnym na jakie pozwalało skąpe oświetlenie górniczych latarni, zauważyli dwie rzeczy:
Miało ono idealny kształt kwadratu o boku około dziesięciu i wysokości około czterech metrów. Dokładnie po przekątnej do wejścia którym weszli znajdowało się drugie wejście, kolejny łukowy portyk. Po dokładnym skupieniu wzroku, w migotliwym świetle górniczych lamp, można nawet było zauważyć, że jest nad nim jakiś napis, ale odczytanie go z tej odległości było absolutnie niemożliwe. Kamienna posadzka podzielona była na kwadraty w trzech kolorach. Jedne z białego jak śnieg wapienia, drugie z czarnego bazaltu i trzecie z żółtego piaskowca.
Drugą rzeczą, która od razu rzucała się w oczy, była potężna wyrwa w ścianie po przekątnej sali, ukazująca przejście do naturalnej jaskini. Niestety z miejsca przy pierwszym wejściu można było dostrzec tylko ciemną, niezbadaną czeluść i zwały kamieni, które kiedyś tworzyły mur.
Jak duża była grota i czy prowadziła gdzieś dalej można było się przekonać tylko pokonując salę jednak bystre oko Falkona, a także jego wyczulony instynkt ostrzegły go, że nie będzie to tak całkowicie bezpieczne. Przyklęknął i zaczął dokładnie badać poszczególne płyty. Zauważył szybko, że te wapienne i z piaskowca zagłębiają się w ziemię nawet pod lekkim naciskiem. Na wszelki wypadek nie naciskał zbyt mocno.
Nagle z głębi jaskini dobiegł do uszu skłębionych przy wejściu osób odgłos dosłownie ścinający krew w żyłach. Ni to wycie jakiegoś potwornego stwora, ni to zawodzenie potępionych dusz. Po plecach wszystkich przebiegł dreszcz grozy. Stojący koło Falkona krasnolud pierwszy raz w życiu zrozumiał, co znaczy prawdziwy strach, a złotowłosy elf, który od samego początku niezbyt dobrze czuł się w tym miejscu, cofnął się odruchowo o kilka kroków z powrotem w głąb tunelu.
mapa
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 19-04-2009 o 00:41.
Eleanor jest offline  
Stary 19-04-2009, 12:00   #22
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Chairir kepesk ixen … - czytał Eliot Twinklestar od razu tłumacząc słowa w języku smoczym – Czerwony sztorm ognia … - zaczynał się napis na ścianie. A potem kontynuował opowieść o ifrycie noszącym dumne miano Imran ibn Musa al Karim.
- Aesthyr usv sthyr! Tundar, vaecaesin, terunt, rauhiss vur munthrek. Sjek wux gethrisj vur ocuir irthos throden ierikc pok ...
- Kobieto lub mężczyzno!Krasnoludzie, elfie, gnomie, niziołku i człowieku. Jeżeli przyszedłeś i widzisz tajemnicę wielu stuleci zatrzymaj się
… - przekładał czarodziej prastary napis, wraz z innymi znającymi ten magiczny język, stopniowo odkrywając historię, która stała u zarania ich wyprawy.

Nie mógł się nadziwić, że wybrali się, zwyczajnie, na jakiegoś kopalnianego stwora, a tu proszę, odkrycie, dla którego nie jeden mag dałby sobie głowę wysmarować smołą i wytarzać w pierzu. Ale on nie musiał używać smoły ani innych dołujących gadżetów. Przez porządny kawałek dnia chodził niczym struty, starając się tylko trzymać kamienną twarz, żeby nikt nie mógł go posądzić o słabość i frustrację. Najpierw Araia wytłumaczyła mu dobitnie, na czym polega różnica pomiędzy zawodowcem, a podróżnikiem – amatorem, takim jak on. Fakt, że uczyniła to w delikatny sposób i że wyczuwał sympatię płynącą w jego kierunku wcale nie ułatwiał sprawy. Młoda, ładna dziewczyna – niezwykle poważna i biorąca wszystko na serio. Prawdziwy profesjonalista w atrakcyjnym opakowaniu. Oraz on – miłośnik przygód, romantyczny naiwniak, który wierzył, że kiedyś, w jakimś sensie, dorówna swojemu ideałowi Khelbenowi Arunsunowi, potężnemu arcymagowi z Miasta Splendorów. Khelben, zwany niekiedy Czarnokijem, należał do największych czarodziei, jacy kiedykolwiek chodzili po Faerunie. Przyjaźnił się z Elminsterem, miał prawdopodobnie tytuł ukrytego lorda Waterdeep, współkierował rozległą siecią Harfiarzy, a dodatkowo, co absolutnie najważniejsze, kochał i był kochany przez swoją uroczą żonę Lareal. To znaczy, wszyscy mówili, że jest urocza. Zarówno ci, którzy ją widzieli, a także ci, jak Eliot, którzy kompletnie nie mieli pojęcia, jak wygląda pani Arunsun. Skoro jednak taka panowała powszechna opinia, coś musiało być na rzeczy, zwłaszcza, że Khelben uchodził za perfekcjonistę. Twinkelstar jednak nie był ani perfekcjonistą, ani zawodowcem, ani …
- Uuu! - Nagle ziemia uciekła mu spod nóg i gdyby nie błyskawiczny chwyt czyjejś pewnej dłoni ani chybi wylądowałby w najlepszym razie kilka metrów niżej na jakiej półce skalnej.

Martha! Ale się przed nią popisał. Khelbena mu się zachciało! Na wyprawy chodzić! Moc magiczną zdobywać! Taaaa … A gdy chciał się zaprezentować z dobrej strony, to właśnie Martha na oczach wszystkich wyciągnęła go za kołnierz ratując od upadku. Ale wstyd! Inni nie skomentowali. Cóż, ale i tak wiedział, co sobie myślą, choć pogłaskanie po policzku przez delikatną, dziewczęcą dłoń … nikt nigdy go tak jeszcze nie głaskał i nie przypuszczał, iż to jest takie … takie absolutnie wyjątkowe, ekscytujące, przyprawiające o drżenie serca. To dotknięcie rozproszyło nieco obawy i ponure myśli czarodzieja i troszkę spokojniejszy zaryzykował rozmowę z Erytreą. W końcu obydwoje parali się magicznymi arkanami i warto było sprawdzić, jak mogą pomóc drużynie i zastanowić się, co to za podłe stwory zaatakowały górników. Wyszło, że dalej nic nie wiedzą i trzeba będzie improwizować, ech. Ogólnie kicha.

***

Nie był w ogóle w ogniu walk, poza tą krótką kampanią, kiedy nieprzyjaciel cofał się niszcząc i mordując wszystko, co tylko mógł. Wtedy weszli do wsi Wodolody. Praktycznie wszystkie budynki były nie naruszone, poza jednym. Ten jeden, stodołę spalono. Maleńki drobiazg w porównaniu do innych. Wydawało się, iż wieś uniknęła najgorszego. Poza tym, że panowała nienaturalna cisza, wszystko wydawało się tak normalne. Jednak nie było słychać krzyków ludzi witających swoich, szczekania psów, muczenia krów. Tylko ptaki śpiewały swoje dziwne pieśni. Zdziwieni przeszukali budynki. Zniszczone sprzęty, porozrzucane naczynia, ale żadnych ciał! Zagadka! Ponura … straszna … która wyjaśniła się, kiedy przyszli na pogorzelisko. Wróg spędził tam wszystkich i dokładnie … dokładnie wyglądało to tak, jak tutaj.

Kolejny raz zaś w gospodzie w Surles, małym miasteczku na wybrzeżu. Pijany czarodziej oszukany w kartach przez grupę szulerów stracił opanowanie. Okazał się lepszym magiem niż karciarzem. Kula ognista, która zabiła winnych, niewinnych … wszystkich, którzy stanęli na jej drodze. Grubego karczmarza z bielmem na lewym oku, kelnerkę niosącą właśnie dzban piwa do stolika, wędrownego przekupnia z żoną, którzy zajadali chleb ze smalcem w rogu sali, miejscowego szewca, totalnie zaprutego strażnika, o sinym niczym gradowe niebo, nosie, rudą kocicę, która wyspecjalizowała się w sępieniu wiktuałów od gości karczmy … samego czarodzieja także. Zatrzymany w jednej chwili czas, który zmienił w mgnieniu oka miejsce radości i zabawy w popielisko. Rzeźnia właściwie nie oddawała tego, jak to wyglądało. Nic … nic, żadne słowo z jakiegokolwiek języka. Nigdy ... nigdy nie pragnął wrócić do tamtego widoku. Wręcz przeciwnie, usiłował wyrzucić go z pamięci, z premedytacją całkowicie zapomnieć. Udałoby mu się, ale takie obrazy stojące przed oczyma … przełknął nerwowo ślinę.

Stał z przodu.
- Mystro – szepnął rozglądając się, chociaż chciał tak naprawdę odwrócić oczy. Jeżeli znajdzie tą pamiątkę wspomnianą przez mieszkankę osady … to jak jej powie? Jak wyjaśni okoliczności znalezienia? Co powinien … przecież żaden normalny człowiek nie może zaakceptować takich rzeczy. Jakby stado niewielkich kul ognistych szalało po pomieszczeniu niszcząc wszystko, totalnie wszystko. I to co najmniej dwa, a może trzy razy! Spośród sześciu ciał trzy przypominały właściwie … nic. Resztki, które tylko po wzroście można było ocenić, jako krasnoludzkie. Musiały należeć do grupy górników, którzy odkryli ten korytarz. Pozostałe trzy wyglądały … pomyślałby lepiej, ale lepiej nie było tu właściwym słowem. Niemniej właśnie gdzieś w pozostałych musiał się znajdować pamiątkowy pierścień. Szlag! Wtedy, podczas wojny, rzygał na widok straszliwego widoku, potem, jak zobaczył karczmę, także. Teraz, mimo nagłego skurczu żołądka, który wypchnął opary kwasu do gardła i ust powodując obrzydliwą zgagę, utrzymał jedzenie.

- Nie wiem, co to spowodowało – powiedział głucho – ale, ale mógł to zrobić mag, nawet taki, jak ja. Jeżeliby … mam nadzieję, że się się stanie, ale jeżelibym musiał rzucać kulą ognistą, to będę krzyczał i wtedy … niech wszyscy, co nie dysponują taka odpornością, jak nasz genialny krasnolud, niech padają i okrywają się tymi płachtami.

- Nie
! - Wyrwał mu się cichy okrzyk, gdy nagle złapał w pas mijającą pochylonego Falkona Marthę. - Ostrożnie, nie schodź z czarnego – rzucił szybko, gdy spojrzała na niego zaskoczona. - Proszę – dodał, nie wiedząc, czy tłumaczyć się z dziwnego zachowania i czy nie uraził tym dziewczyny. Chociaż to bez sensu w takich okolicznościach, ale Eliot gryzł się nie wiedząc, jak powinien postępować. Owszem, grzecznie i z kurtuazją … tyle to przeczytał w książkach, ale … ale na przykład jego siostra, zazwyczaj miła i kochająca, czasem zachowywała się się jak wściekła i obrażona lwica, cokolwiek by nie zrobił, czy powiedział. A później znów wracało do sympatycznej normalności. A nie chciał … czuł, że zaczyna totalnie myśleć o głupotach i jak najszybciej wrócił do rzeczywistości. Wszystko to zresztą trwało mgnienie oka i wątpił, żeby ktoś domyślił się jego dylematów, chyba że Martha ...

Zdziwiona dziewczyna jednak nie wyglądała na zezłoszczoną. Delikatnie uwolniła się z jego rąk i skinęła głową patrząc pytająco na chłopaka. Badania Lepkopalcego, jak nazwał Falkona krasnolud, wskazywały, że nie wszystko z podłogą musiało być tak naturalne, jak się wydawało. Bowiem ogień mogły spowodować pułapki! Nie znał się na tym, ale póki co, weszli częściowo do sali. Spośród trzech kolorów płyt podłogowych, stali tylko na czarnych. I nic! Pułapka, jeśli to była pułapka, się nie włączyła. Czy to znaczy, że inne kolory są niebezpieczne? Nie miał pojęcia, ale na pewno nie chciał … NIE CHCIAŁ!!! ryzykować życiem Marthy. Przez chwilę przeleciała w wyobraźni mu scena, ze się spóźnił, że nie zdążył i ze przeżył, a ona i Falkon … może był przeczulony, może myślał bez jakiegokolwiek sensu, ale ...

Zaczął nerwowo tłumaczyć:
- Może to bzdury, bowiem właściwie tylko spekuluję. Trzech spośród nich przyszło tu najpierw. Zginęli. Może od pułapki. Zwyczajnej lub magicznej. Potem ta pięcioosobowa ekipa. Kiedy weszła druga ekipa, tuż po tym musiały wbiec te stwory. Nie mogły być wcześniej, bo przecież, ostrożnie poruszająca się grupa ratowników, by tu nie weszła. Górnicy przecież to niewątpliwie odważni mężczyźni, ale, jak stwierdził słusznie Olle, nie wojownicy. Zrobiło się zamieszanie i jeżeli to pułapka, znowu się uruchomiła. Edwin i ten, którego przytargał stali albo w korytarzyku za nami, albo na wylocie, dlatego nie ... - urwał kręcąc ze zdenerwowania głową, ale po chwili kontynuował. - Popatrz, popatrzcie – poprawił się - na układ płyt. Tylko czarnymi da się normalnie dotrzeć, choć trochę klucząc, do drugiego wyjścia. Teraz też stoimy na czarnych. Wszystkie ciała także leżą przy czarnych. To wygląda tak, jakby właśnie wszyscy szli po tym kolorze i nagle ktoś dal krok w bok uruchamiający pułapkę. Czy to świństwo jest magiczne, czy nie i czy jest co w ogóle? Nie wiem, ale uważajmy i może na wszelki wypadek lepiej wejdźmy do korytarza z powrotem póki nasz towarzysz sprawdza podłogę. Jeżeli nic nie znajdzie, spróbuje jeszcze wykryciem magii. Może to pomoże ...

Przerwał mu krzyk, niby wycie psa, krzyk, który mrozi krew w żyłach. Strach. Jego aura nagle wypełniła pomieszczenie, tak jak uszy wypełnił skowyt. Stojąca obok Martha … jej przerażona twarz, dłoń zaciśnięta na nadgarstku czarodzieja, jego własne drżące ręce i wpółotwarte usta oraz wycie! Wycie! Wszechwypełniające przestrzeń wycie!
~ Mystro! Przecież jeżeli te stwory wyją i wpadną tutaj, jeśli uruchomią pułapkę, o ile jest pułapka, jeżeli my tu zostaniemy, jeżeli … to wtedy … ~ przeleciało mu przez rozdygotany umysł.
- W nogi! Do korytarza – wrzasnął pociągając dziewczynę do tyłu.
 
Kelly jest offline  
Stary 20-04-2009, 09:55   #23
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Reakcja Arai była bardzo pouczająca. Po pierwsze pokazywała, że potrafi się odgryźć i nie są z niej ciepłe kluchy, to było pomyślne. Wojownik musi być agresywny. Po drugie okazało się, że nie potrafi przyjmować rad i służba w armii pozbawiła ją elastyczności myślenia. Brog niejednokrotnie był świadkiem dyskusji żołnierzy na temat wyższości piki nad halabardą. Dyskusji tyleż zażartych co jałowych. Wojskowi nagminnie przywiązywali się do swoich ulubionych broni i specjalizowali się w ich użyciu zatracając, to co dla wojownika najważniejsze. Uniwersalność. Miał ochotę spytać Arai jak sobie poradzi jej katana z bełtem od kuszy, albo kulą ognia ? I jak sobie radziła z rozkazami, przy jej umiłowaniu wolności osobistej ? Ale zmilczał. To by nic nie dało, więc po co dawać rady. I tak jak na krasnoluda Brog w swoim mniemaniu był wyjątkowo taktowny.
Idąc przez kopalnie wyraźnie poczuł się lepiej. Pod ziemią było po prostu pięknie. Niech się schowają wszystkie kwiaty, drzewa i inne badyle. Brog nie mógł się powstrzymać i kilka razy przystawał by w milczeniu z zachwytem w oczach podziwiać dzieło czasu i natury. A było na co patrzeć. Nacieki wyjątkowej urody mieniły się barwami, a latarnie coraz to wydobywały z cienia zachwycające szczegóły. Można by w takich miejscach spędzać całe dnie na kontemplacji, lecz … mieli co innego do roboty.
Brog ruszył dalej za sztygarem gaworząc z nim o układzie chodników, występowaniu minerałów i rodzaju stosowanych stempli. Wprawdzie nie był górnikiem, ale temat był wielce dla niego interesujący. Ani się spostrzegł jak dotarli do zawału. Jako jeden z pierwszych wszedł do feralnego chodnika i zaczął ostrożnie się poruszać. Smród spalonych ciał zwiastował kłopoty i już wkrótce stanęli tuż przy wejściu do komnaty, by obejrzeć sobie zwęglone ciała.
Co ciekawe nie wszystkie były popalone w jednakowym stopniu. Najbardziej ucierpiały zwłoki trzech, sądząc z rozmiarów, krasnoludów. Z pewnością należały do pierwszej grupy górników. Następne mniej zwęglone, to pewnie ekipa ratunkowa. Zawał i odsłonięte wejście do groty pewnie było źródłem psopodobnych stworów, które żerowały na zwłokach. Ich zęby rozszarpały trupy ukazując, że mięso nie do końca zostało zwęglone, bo przy kościach było upieczone na brązowo niczym noga od kurczaka, także wnętrzności były w przeważającej mierze ugotowane, a nie zwęglone. Oznaczało to jednak, iż stwory miały trochę czasu na posiłek nim ogień ponownie spopielił wszystko. Układ ciał mógł potwierdzać, iż wszyscy zginęli od zionięcia stwora wychodzącego z głębszych podziemi. Rozważania krasnoluda przerwał jednak mag, który doszedł do całkiem podobnych wniosków, choć najwidoczniej przyczyny masakry upatrywał w działaniu pułapek. Do jego wersji przekonał Broga wydobywający się z głębi jaskini przeraźliwy dźwięk.
Coś się zbliżało i były to prawdopodobnie psopodobne stwory. Jeśli tak, to bydle może uruchomić pułapkę i czeka ich los poprzedników, jeśli będą czekali w środku.
- Racja. – krzyknął krasnolud popierając maga.
- Wszyscy do korytarza i czekać. Przyczaję się przy wejściu i spróbuję zwabić to coś na pułapkę. Reszta za róg, bo dosięgnie Was fala uderzeniowa.
Krasnolud miał w nosie, czy go posłuchają. Dobrze im radził. Na niego mogli się obrażać, ale z ogniem nie będzie dyskusji. Tarczą mógł osłonić co najwyżej siebie, nie był przecież w stanie zastawić całego korytarza.
Stanął w wejściu do komnaty i zawołał całkiem głośno.
- Choć głupi bydlaku mam tu dla Ciebie niespodziankę !
Mimo buńczucznych zapewnień miał nadzieję, że to co wyjdzie z jaskini nie będzie miało niespodzianki dla niego.
Brog czekał za osłoną tarczy, jednak nic się nie wydarzyło. Bydlę ciągle potępieńczo wyło, ale nie miało zamiaru do nich przyjść. Najwyraźniej nie było, aż tak głupie jak by sobie życzył. Szkoda.
- Falkon. - mruknął krasnolud.
- Skoro drań nie chce się bawić, to pies mu mordę lizał. Idziemy do tamtego przejścia z napisem. Sprawdź płytki po drodze. Te czarne też.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 20-04-2009 o 11:10. Powód: Rozmowa z Eleanor.
Tom Atos jest offline  
Stary 21-04-2009, 22:21   #24
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Nie przyjęła fiolek z eliksirami, które podał jej Eliot.
- Podziel je między resztę jakoś, ja mam ich sporo, byłoby niesprawiedliwe, gdybym wzięła jeszcze te. Jeżeli będzie ze mną naprawdę źle, gdyby coś mi się stało, i moje eliksiry nie pomogą – cóż, wtedy będę się martwić – rzekła, tłumacząc swoją decyzję. Nie mogłaby nazwać się osobą, która obdarzona by była jakimś specjalnym poczuciem sprawiedliwości, a nawet zdarzało jej się czasem postępować bardzo egoistycznie i nie do końca praworządnie, choć przecież brata za takie samo postępowanie niegdyś potępiała. Ba, nie pojmowała, jak ludzie w ogóle mogą tak czynić. Było to jednak siedem lat temu i przez ten czas wiele się zmieniło. By zdobyć wiedzę, którą zdobyła, gotowa byłaby nawet wykorzystać umiejętności Ezymandra. Od dzieciństwa jednak cechowała ją głęboka lojalność wobec tych, z którymi zetknął ją los. Skoro ta dziwaczna zbieranina, z którą wdzierała się właśnie w głąb ziemi, miała przez jakiś czas być dla niej towarzystwem, ochroną, może nawet pociechą – machinalnie stawała się grupą, wobec której miała jakieś zobowiązania. Choć zachowywała dystans, bo ceniła sobie prywatność, podświadomie czuła już jakąś odpowiedzialność za tę drużynę. Ezymander chyba miał rację, żartując, że powinna być matką, a nie czarodziejką, poświęcić się rodzinie, nie magii. Może kiedyś, o ile nie będzie na to za późno, a jej wewnętrzny zegar nie zatrzyma się bezpowrotnie... Och, jej myśli od kilku tygodni podążały przedziwnymi ścieżkami. Ezymander stwierdził, że nareszcie wraca do normy, że nareszcie zaczyna dostrzegać życie, zamiast uciekać od rzeczywistości w księgi. Być może miał rację.

- Proszę, weź – nalegał młody mag. – Dziękuję za szczerość, ale popatrz, każdy otrzymał i może skorzystać, więc nie musisz się martwić. Na krótkie starcie wystarczy dla każdego rannego. Ale może zajść inna sytuacja. Całkiem prawdopodobne jest, ze w walce, jeżeli będzie jakaś walka, niektórzy stracą przytomność i nie będą w stanie wziąć sobie sami mikstury. Trzeba im będzie wtedy szybko podać. Wojownicy tego nie zrobią, bo będą bezpośrednio zaangażowani w obronę, lepiej czarodzieje - uśmiechnął się - bo my zazwyczaj jesteśmy z tyłu. Dlatego weź, jeżeli nie chcesz dla siebie, to może szybko będziesz musiała podać komuś innemu.
Wahała się jeszcze chwilę, lecz w końcu przyjęła magiczne mikstury. Musiała przyznać, że chłopak miał dar przekonywania. A może po prostu nie była w nastroju, by się spierać. Zresztą, czy było o co? Schowała buteleczki wraz z innymi.

Nim weszli do odkopanego tunelu, posłyszała trzepot błoniastych skrzydeł. Blasfemar zaświergotał w charakterystyczny sposób – tego dźwięku nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Ach, jesteś, ty mały rozpustniku – powitała go czarodziejka. Zwierzątko okrążyło jej głowę, po czym wylądowało na ramieniu kobiety i wślizgnęło się za pazuchę płaszcza, chroniąc się w cieple.
- Szybko się uwinął – zauważył Eliot. Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Może po prostu dostał kosza.

Kiedy znaleźli napis na ścianie, wraz z innymi, znającymi język magii, odcyfrowywała jego znaczenie. Fascynowały ją takie stare, wiekowe zapiski. Przesunęła palcami po rzędach hieroglifów, jakby chciała poczuć starożytne tchnienie minionych zdarzeń, poczuć emocje ludzi, którzy umieścili tu swoje przesłanie. „Żyjesz za bardzo wśród słów, za mało wśród ludzi”, powiedział kiedyś Ezymander. Tak. Ludzie też byli jak księgi, jeśli być szczerym. Jednak o ileż łatwiej było czytać z tych oprawnych w skórę i pachnących pergaminem...

Wreszcie zaś dotarli do korytarza, śmierdzącego śmiercią i rozkładem, a wzdłuż niego do sali, która ukazała ich oczom obraz piekła. Żołądek podszedł Erytrei do gardła. Kobieta zbladła, przez co jej i tak jasna twarz wyglądała teraz jak oblicze zjawy. Siedem lat temu była świadkiem czegoś równie makabrycznego. Tak się złożyło, że była wtedy na tamtym placu, w tamtym mieście, że była świadkiem tego, co spotkało jej brata. Widziała też wtedy innych – złodziei, morderców czy też zwykłych biedaków, zarówno tych, którzy nie mieli co włożyć do garnka i desperacja pchnęła ich ku temu, co uczynili, jak i tych, którzy padli ofiarą niesłusznych pomówień, donosów zawistnych sąsiadów lub zwykłej pomyłki wymiaru sprawiedliwości. Patrzyła na ucinane członki, czuła swąd przypalanych ran, woń krwi, strachu i dymu. Smród palonego ciała, gdy piętnowano przestępców, straszliwe krzyki karanych – a na to wszystko patrzył podekscytowany tłum, oklaskujący katów. Barbarzyństwo. Dlaczego oblicze sprawiedliwości było tak szpetne? Czasami śniło jej się po nocach to, co wtedy ujrzała, usłyszała i poczuła. Budziła się wtedy zlana potem, z kołatającym sercem i nie zasypiała już tej nocy. Potrafiła sobie wyobrazić, jak straszną śmierć ponieśli górnicy.

Mdłości nie zelżały, nie straciła jednak zimnej krwi.
- Falkon - mruknął krasnolud. Stała tuż obok niego, więc dobrze go słyszała. Pozostali zdawali się pogrążeni w rozmowie. Odniosła dziwne wrażenie, że coś przegapiła.
- Skoro drań nie chce się bawić, to pies mu mordę lizał. Idziemy do tamtego przejścia z napisem. Sprawdź płytki po drodze. Te czarne też - mówił Brog, chociaż Falkon już od jakiegoś czasu obmacywał i uważnie oglądał poszczególne elementy posadzki.
- Zaczekajcie! – odezwała się, gdy Brog zakończył swoje krótkie i jak zwykle stanowcze przemówienie. Obejrzeli się na nią.
- Może lepiej wpierw dowiedzieć się, co nas tam czeka, aniżeli pchać się śmierci do gardła – zauważyła. Blasfemar, zupełnie jakby dostał jakiś sygnał, wypełzł spod płaszcza i wspiął się na jej bark, by poderwać się do lotu. – Nietoperz sprawdzi, co kryje się w jaskini i za portalem. Poczekajmy, aż wróci.

Z piskiem chowaniec pomknął w stronę wejścia do jaskini po prawej. Erytrea zawsze doznawała mieszanych uczuć w tych chwilach, gdy połączona więzią ze swym podopiecznym odbierała jego wrażenia i „widziała” świat poprzez jego oczy. A tak naprawdę głównie słyszała i odczuwała poprzez jego niezwykłe uszy, jeden z cudów natury. Przemyślny sposób, w jaki przyroda przygotowała nietoperze do życia w bezlitosnym świecie, nie przestawał zadziwiać kobiety. Świat stawał się zupełnie inny, gdy łączyła umysł z umysłem Blasfemara. Nagle stawał się nie barwami, światłem i cieniem, lecz kształtami, wymiarami i fakturami. Dlatego gdy nietoperz wleciał do wnętrza jaskini i pochłonęła go ciemność, chwilę trwało, nim przyzwyczaiła się do nowych wrażeń, obcych dla jej zwykłego postrzegania i odbierania rzeczywistości. Dopiero wtedy odezwała się do swych towarzyszy.
- Grota jest duża. Wysoka na kilka metrów. Jakieś korytarze ciągną się za nią.
Umilkła na chwilę, skupiając się na tym, co przekazywał jej chowaniec.
- Są tam jakieś żywe istoty. Skłębione tuż przy ziemi. Duże, ale Blasfemar nie potrafi określić, jak bardzo, ponieważ się nie poruszają. Leżą jedna przy drugiej, więc nie wie, ile ich jest. Napawają go lękiem...
Posłała swemu pupilowi falę ciepła i otuchy, by go uspokoić. Po chwili mówiła dalej.
- Te znajdujące się najbliżej wylotu jaskini, czyli wejścia do tej sali, leżą jakiś metr, może dwa od przejścia. To one tak wyją.
Zamilkła ponownie, posyłając polecenie chowańcowi. Po chwili usłyszeli, a potem dostrzegli, jak niewielkie zwierzątko opuszcza grotę i kieruje się w stronę portalu.
- Kolejna sala – odezwała się po chwili czarodziejka. – Większa od tej. Wielokrotnie. Też prostokątna. I raczej pusta. Chociaż... Coś jest na ścianach, nie są gładkie. Hmm... W zasadzie, są takie, jak tutaj, tylko że mają wypukłości. Rozłożone regularnie. Raczej płaskie, chociaż zajmują dużą powierzchnię. Możliwe, że to jakieś płaskorzeźby, ale musielibyśmy tam dotrzeć, by się przekonać. Blasfemar nie potrafi ich tak dokładnie zidentyfikować.
Inni nie mogli tego wiedzieć, lecz nietoperz okrążył dokładnie cała salę. Kiedy wrócił do nich i z piskiem zawisł nad głową swojej pani, Erytrea przemówiła znowu.
- Nie ma tam żadnych przejść. Nie wykluczam jednak, że znajdziemy jakieś zamknięte drzwi. Oraz że istnieją tam przejścia ukryte. Gdyby udało nam się bezpiecznie dotrzeć do drugiej sali, potrafiłabym je wykryć przy użyciu magii. Nie wiem jednak, jak te stwory zareagują, gdy wejdziemy w głąb pomieszczenia.
Rozejrzała się po zebranych.
- To na razie wszystko, co mogę zrobić – stwierdziła na zakończenie.
 

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 21-04-2009 o 23:09. Powód: Rozmowa z obce.
Suarrilk jest offline  
Stary 22-04-2009, 07:36   #25
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
- Chodź głupi bydlaku mam tu dla Ciebie niespodziankę!

Chrapliwy wrzask krasnoluda odbił się echem od kamiennych ścian. Na twarzy patrzącej na niego Arai, odmalowało się niedowierzanie i napięcie, które – gdy wzywany bydlak nie podszedł – szybko przeszło w prawdziwą złość. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni.

- No żesz kurwa mać – wysyczała rozwścieczona. - Nie dość, że nie dałeś czasu Falkonowi sprawdzić posadzki. Nie dość, że nie dałeś czasu na elementarne rozpoznanie miejsca wybranego na walkę. Nie dość, że prawdopodobnie zniszczyłeś wszelkie szanse na działający na naszą korzyść element zaskoczenia, wywrzaskując naszą obecność. Nie dość, że być może z czymś, co ogniem zieje walczyć chciałeś w wąskim korytarzu. To jeszcze w dupie miałeś, czy wszyscy są gotowi. Nawet się, kurwa, nie obejrzałeś. Bohaterskiej pułapki mu się zachciało. Szkoda tylko, że swoją arogancją i lekceważeniem życie innych też na hazard wystawiasz. Ke'varth*. - Mruknęła po elficku zniechęcona, gdy pierwsza fala gniewu opadła. - Falkon, czy Eliot ma rację z tymi płytami? Czarne bezpieczne a reszta pułapki? - Spytała już spokojniejszym tonem.

- Jak najbardziej można tak założyć, ale życie płata figle i może się okazać, że jest odwrotnie niż zakładamy. Ja bym zrobił odwrotnie. Dlatego dajcie mi chwilę, a sprawdzę kilka tych płyt.

Araia skinęła głową i tylko rzuciła zirytowane spojrzenie na Broga. Ona mogła dać mu nawet kilka chwil, nawet jeśli wycia niewidocznych stworów pokrywały jej przedramiona gęsią skórką i sprawiały, że nie miała ochoty zdejmować dłoni z rękojeści miecza. Stanęła przy ścianie, niedaleko Falkona tak, by mogła doskoczyć do niego, gdyby coś się stało. Mężczyzna zerknął na dzielący ich dystans i poprosił:

- Araia, jeżeli zauważysz, że spod płyt wydostaje się ogień, odskakuj do tyłu czym prędzej.
- Wiem, uważam.


I rzeczywiście, uważała. Nie tylko jednak na płyty, nie tylko na wejście do jaskini, z którego mogły w każdej chwili wyjść potwory. Uważała także na krasnoluda, starając się mieć go w zasięgu pola widzenia. Zdenerwował ją, a niepokój podsycił emocje. Może nie potrzebnie się uniosła, ale naprawdę... Dla niej dowódca nie był tylko tym, który robi jak chce, uważając, że reszta świata powinna się do niego dopasować. Już dawno nauczyła się, że jeśli chcesz komuś rozkazywać potrzebne jest elementarne zaufanie oraz poczucie odpowiedzialności. Brog nawet się nie obejrzał. I właśnie to, ten brak uwagi, brak zainteresowania, tak zdenerwowały Araię. Krasnolud zachowywał się jak... trochę jak elf, który życia krócej żyjących ras uważa za mniej ważne. Za wymienialne, prawie zbyteczne.
On jest chroniony przez tarczę. On jest najbardziej ciężkozbrojny. On ma największe szanse, by przeżyć – nie musi być więc ostrożny. Nie musi liczyć się z nikim innym.

- I tak wszystkie pułapki generalnie mają aktywację mechaniczną na podłodze, lub świetlną na zasadzie zasłonięcia źródła światła na ścianach – mówił tymczasem do Arai, sprawdzając podłogę, Falkon - Jeżeli są magicznymi runami.. mogę nie mieć tyle szczęścia żeby je znaleźć.
Rozejrzała się po ścianach komnaty.
- A spotkałeś się kiedyś z aktywacją spowodowaną nie zasłonięciem światła, ale oświetleniem? - spytała z ciekawością. - A jeśli chodzi o runy. Eliot powiedział, że może sprawdzić to magią - powiedziała, patrząc w kierunku młodego maga.
- Jeżeli można prosiłbym tylko o ustalenie czy jest na podłodze jakaś magia, nieważne jaka, jeżeli mi ja tylko wskażesz – powiedział do Eliota Falkon - postaram się to zbadać, bo aktywacja samej pułapki i tak generalnie jest po części mechaniczna. A jeśli chodzi oświetlenie. Oczywiście, że istnieją materiały przypominające błonę, które kurczą się lub rozkurczają od światła. Wystarczą więc na mechanizm spustowy.

Kiedy Falkon i Eliot skupili się na badaniu płyt, Araia uważnie obserwowała wejście do komnaty, z której dobiegały wrzaski. Nie chciała, naprawdę nie chciała zostać zaskoczona przez wydające ja potwory.

- O rety - młody czarodziej westchnął po chwili. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Całe pomieszczenie świeci, jak... jak, brakuje mi słowa, to tak, jakby stanąć w lecie i popatrzyć prosto w słońce. Całe, a najbardziej ten portal naprzeciwko. To jest magia, która wykracza poza moje umiejętności oraz umiejętności wszystkich, których znam. Potęga, prawdziwa moc. Wielka, groźna, nieprzewidywalna potęga.
- Co to oznacza dla nas?
- spytała się cicho Araia.
- Że pułapka może być magiczna, ale wcale nie musi. Czyli nic. Przykro mi, ale tu potrzeba było arcymaga i to jednego z najlepszych na tym kontynencie. Może wywnioskowałby cokolwiek? Możliwe, że jeżeli przeczytamy napis na tamtym portalu coś będę wiedział, ale póki co, chyba lepiej zdać się na umiejętności Falkona, bo moje niewiele pomogą. Ale zazwyczaj magia pułapkowa nie musi być tak silna, dlatego jest nadzieja, że to zwykły mechanizm. Przepraszam, naprawdę chciałem pomóc, ale nie wiem – powiedział wyraźnie zmartwiony chłopak.
- Jesteś dobry w tym co robisz i dzięki tobie wiemy więcej niż kilka minut temu. Dziękuję - skinęła krótko głową, poważnie, z szacunkiem.

Eliot zaczerwienił się wyraźnie, spojrzał na nią z wyraźnym niedowierzaniem i powątpiewaniem w oczach i wymamrotał „Dziękuję”, kręcąc lekko głową.

- Przestań - warknęła. - I kto mi niedawno mówił o braku poczucia własnej wartości? Jeśli ktoś ci słusznie dziękuje, nie podważaj tego i przyjmij. Jesteś dobry i ufam w twoje umiejętności, więc weź się w garść. Rozumiesz? - w głosie Arai splatała się wyraźna irytacja z przekonaniem i pewnością tego, co mówi.

Skinął jej głową dość nieokreślenie nie odpowiadając. Nabrał rzeczywiście pewności, czy zastanawiał się nad dziewczyną, która tego dnia kolejny raz stawiała go do pionu. Niektórzy potrzebują warknięć, inni ciepłego słowa. Do której grupy on należał? A może do żadnej z nich, tylko po prostu powoli doroślał ucząc się samodzielności i odpowiedzialności poszukiwacza przygód. Wyglądał, obok Marthy, na zdecydowanie najmłodszego z nich i widać czasem odzywała się w nim jeszcze natura chłopca, a nie dorosłego mężczyzny.

A potem Erytrea wysłała swojego chowańca i opisała im, jak wygląda jaskinia. Eliot zaś natychmiast, gdy skończyła opowiadać zaproponował:

- Biorąc pod uwagę sytuację przedstawiona przez Erytreę, mamy zestaw potwornych piesków tuż za załomem ściany. Nie możemy przejść do drugiej sali, bo zajdą nas od tyłu, albo, kiedy będziemy przechodzili mogą wyskoczyć na nas uruchamiając pułapki. Dlatego widzę takie wyjście, trzeba je wywabić do tej sali i niech się spalą. Kiedy więc Falkon zakończy badania, niech wszyscy wycofają się w głąb korytarza za załom. Tymczasem ja stanę tu przy wejściu i cisnę tam ognista kulę. Zasięg tego czaru jest bardzo duży, a promień ponad sześć i pół metra. Czyli szeroki czar obejmujący kawał obszaru. Jest szansa, że rozwali te stwory, a jak nie, to wyskoczą i się spala uruchamiając pułapkę. Zaznaczam, ze po rzuceniu od razu uciekam do was. Powinno mi się udać odbiec na bezpieczna odległość, zwłaszcza jak na tył narzucę skórę i sukmanę polana wodą. Nawet, gdyby wybuchł ogień w sali to będę miał tą sekundę lub dwie na ucieczkę, zanim psy wskoczą i narobią bigosu. Oczywiście, jeżeli nie uruchomią żadnej pułapki, to już kwestia naszych broni, a raczej waszych, bo ja się niespecjalnie pisze na walkę wręcz. Nie widzę innej możliwości, chyba, że ktoś ma jakiś pomysł – rozejrzał się z niepokojem, szczególnie patrząc na Marthę.
Araia podążyła wzrokiem za spojrzeniem Eliota i zmarszczyła lekko brwi.
- Falkon, powiedz... wiesz już co jest aktywatorem pułapek i czy da się je uruchomić z bezpiecznego dystansu. Na przykład z łuku o dobrym naciągu?
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 22-04-2009, 22:21   #26
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Przez kopalnie szła gdzieś na początku grupy. Już wcześniej załatwiła sobie małą, zamkniętą, górniczą latarenkę, którą teraz przyczepiła do pasa, tak by mieć wolne ręce. W tychże ściskała kurczowo swój długi łuk, co i raz błądząc palcami po brzechwach strzał wypełniających jej kołczan. Starała się jednocześnie baczyć na drogę przed sobą, jak też słuchać tłumaczeń tych dziwacznych napisów, z których nie rozumiała nic. Prawdę mówiąc ostatnio pisała i czytała tak dawno temu, że obawiała się, że zapomniała jak się to robi. Trochę jej było głupio, przynajmniej przed samą sobą, dlatego nie mówiła nic, wpatrzona w ciemność, rozświetlaną tylko kołyszącymi się latarniami. Pewnie gdyby miała tyle rozumu, co choćby towarzyszący im magowie, to pewnie nigdy nie zrobiłaby w życiu tylu bzdur. Może Ifryta trzeba było prosić o rozum?

Jej myśli zmieniły tor dopiero wtedy, gdy dotarli do tej dziwnej komnaty. Rozglądała się ciekawsko, i również bardzo głupio, bowiem nogi kierowały ją same, a oczy patrzyły na boki, przed siebie, ale nie pod siebie! Sapnęła, zaskoczona, gdy Eliot pociągnął ją gwałtownie w tył. Zdziwiona najpierw spojrzała na czarodzieja, a potem na różnokolorowe płyty. Głupia, czemu od razu się nie domyśliła! W lesie takich pułapek nigdy się nie spotykało, może dlatego. Pod ziemią czuła się nieswojo. Podziękowała Eliotowi ciepłym uśmiechem i skinieniem głowy. Nauczona nie mówić podczas wykonywania zadania, teraz podświadomie również bała się odezwać, mając na uwadze nie zdradzenie swojej pozycji. Ale, gdy jakieś bestie zaczęły wyć, zadrżała mimowolnie, zbliżając się nieco do Eliota i biorąc za rękę, jakby próbując dodać komuś odwagi. Nie miała pojęcia czy sobie czy jemu. Szybko puściła, przestraszona tym dziwnym zachowaniem, a także zdziwiona taktyką krasnoluda. I to on miał być taki doświadczony! Bestie nie wybiegły na nieprzygotowaną drużynę, a Araia zaczęła opieprzać krasnoluda. Doprawdy, dziwnie dobrany zespół poszukiwaczy przygód. Martha zaśmiała się w duchu, nigdy nie sądziła, że ktokolwiek tak właśnie ją nazwie.

By nie czuć się znów bezużyteczną, zostawiła rozmawiających i oddaliła się nieco, by bliżej przyjrzeć się spalonym ciałom. Uważnie stąpając po czarnych płytkach uklękła przed pierwszymi zwłokami. Widziała już w życiu wiele trupów, dlatego nie obrzydzały jej już, nawet takie poobgryzane. Starała się tylko nie oddychać za głęboko. Nie było nawet wiele do oglądania, szybko wstała i podeszła do tego, co bardziej ją interesowało - truchła bestii. Obejrzała ją sobie na tyle dokładnie, na ile mogła bez dotykania, stwierdzając brak ran innych, niż te od ognia. Wróciła do pozostałych, wysłuchując do końca tego, czego udało się im dowiedzieć. Martha nie miała już wiele do dodania. Odezwała się cicho.
-Pomysł Eliota jest bardzo dobry, czymkolwiek są te bestie, zginęły od ognia. Nie mogą być więc na niego odporne. Ale może zamiast marnować cenny czar, spróbujemy najpierw uruchomić czymś taką pułapkę? Strzała wypuszczona z łuku będzie raczej za słaba, ale kamień? A już na pewno ciało, jeśli ktoś byłby w stanie rzucić nim daleko. Mam na myśli te bestii, chyba nie mam sumienia bezcześcić te należące do poległych górników.
Obejrzała się jeszcze na komnatę. Czemu stwory nie atakowały, jeśli wiedziały, że oni tu są? Przygotowała łuk.
-Jestem gotowa. Te stwory się chyba nauczyły, by tu nie wchodzić, ale sprowokowane może zapomną o nauce. Zwierzęta najczęściej reagują zanim pomyślą. O ile to coś ma cokolwiek ze zwierzęcia.
Ustawiła się obok Eliota.
-Trzymaj się blisko, będę cię chronić.
Mrugnęła, chociaż za bardzo do śmiechu jej nie było. Jak zawsze przed akcją. Tylko jako zwiadowca miała trochę łatwiejszą robotę. Wystarczyło rozpoznać wroga i się wycofać. Tu zaś miało zaraz dojść do walki.
 
Joann jest offline  
Stary 23-04-2009, 12:24   #27
 
falkon's Avatar
 
Reputacja: 1 falkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znany
(post pisany przy współpracy z obce)

Szli za sztygarem, słuchając uważnie jego odpowiedzi na każde zadane pytanie. Niektóre pytania, w innych okolicznościach, mogłyby wydać się zupełnie idiotyczne, ale tu gdzie ich życie zależało od najmniejszej pomyłki, odpowiedzi nawet na tak banalne pytania oddalało ich od śmierci. Śmierci, która pozostawiłaby ich ciała w tej zapomnianej przez ludzi i bogów części świata... na zawsze.

Oglądając ściany wyrobiska i korytarze, Falkon od razu zorientował się, że jest dokładnie tak jak mówił sztygar – w tej kopalni naprawdę można było wykopać prawie wszystko. Miał tylko nadzieję, że nie jest to przedsionek do jakiegoś smoczego skarbca - bo ani jego towarzysze, ani on sam nie potrafił biegać szybciej od ognistego zionięcia. „Duże, czarne ziejące ogniem...” Jak nic pasuje do czarnego, kurwa, smoka ~ pomyślał.

Odsunięcie blokującego korytarz zsypu nie potrwało długo i szybko znaleźli się we właściwej części kopalni. W takich sytuacjach logiczne byłoby puszczenie na przód jakiegoś, niekoniecznie silnego, inteligenta z dużym toporem lub mieczem, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że pierwszy powinien iść Falkon. Za silny nie był, na pewno mniej inteligentny od maga, ale miał coś, czego reszta musiałaby uczyć się latami – zwinne ręce i na tyle szalonej odwagi, by robić za tarczę strzelniczą.

Po dojściu do końca wyrobionego korytarza, w którym zamontowanie pułapek byłoby raczej niewykonalne lub przynajmniej BARDZO trudne, weszli do prostokątnego pomieszczenia, które zdecydowanie skarbcem nie było. To, co tam zobaczyli umacniało raczej przekonanie, że nie tyle trafili na nieudanego grilla, co na niedokończony obiad.

Jak zwykle krasnal wykazał się wrodzoną inteligencją prawdziwego zwiadowcy, wydzierając ryja jak na koncercie poezji śpiewanej i wydając rozkazy, z którymi nie wszyscy się chyba zgadali. Po dość mocnym wrzasku krasnala, Falkon pierwszy raz zauważył na twarzy Araii grymas złości tak wielki, że gdyby zamienić go na energie świetlną, najpewniej to pomieszczenie zajaśniałoby blaskiem niczym polana w rozsłonecznione południe. ~ No stary, właśnie nasrałeś sobie na głowę, gówno większe niż jesteś wstanie udźwignąć. ~ Falkon czekał tylko kiedy Araia rzuci się na krasnala żeby odgryźć mu ten niewyparzony jęzor. Tak, zareagowała dość mocno. Warcząc na Broga, przez chwile wyglądała prawie jak rozwścieczona harpia. ~ Szkoda krasnala, zaraz pewnie odgryzie mu głowę i połknie ją bez gryzienia. Ale pora zająć się czymś pożytecznym. Sprawdzę te płyty, może nie wszędzie są pułapki ~ powiedział sobie w duchu i zabrał się za sprawdzanie pobliskich płyt. Wiedział, że idiotyzmem ze strony twórców tego miejsca, byłoby nie zainstalowanie tu kilku pułapek. Po kilku sekundach, wiedział już, że białe płyty kryją w sobie niespodziankę w postaci wyskakujących po naciśnięci kolców, natomiast kiedy Eliot powiedział, że całe pomieszczenie świeci magią – Falkon zdał sobie sprawę, że żółte płyty to najpewniej rodzaj ognistej pułapki, której rozbrojenie na pewno nie będzie dla niego bezpieczne, a najprawdopodobniej również wykonalne.

- Białe i żółte części posadzki to pułapki aktywowane poprzez nacisk. Żółte są na pewno magiczne i zawierają ogień, ale nie potrafię określić ich obszaru. Natomiast białe to typowe pułapki z wysuwającymi się z podłogi kolcami. Niestety rozbroić ich nie mogę, ale dam rade zablokować.... chyba – powiedział tak, aby wszyscy towarzysze za nim go usłyszeli.

Zablokował dwie pułapki zaraz przy wejściu, by w razie walki bądź ucieczki mieli większe pole manewru. Araia stała niedaleko niego, na tyle blisko by w razie niebezpieczeństwa móc doskoczyć do niego i na tyle daleko, żeby nie przeszkadzać mu w pracy. Skupiona przesuwała wzrokiem pomiędzy wejściem do dalszej części jaskini, Falkonem i leżącymi wkoło trupami. Jeden z nich wyraźnie zresztą przyciągał jej uwagę.

- Widzicie? - spytała w końcu resztę, wskazując na jednego z martwych górników. Prawdopodobnie męża obecnej już wdowy. - Popatrzcie jak trzyma się za pierś. Jakby zginął nie od ognia i nie od kłów. Zresztą... Te psy żywiły się na martwych ciałach, inaczej byłyby widoczne jakieś ślady krwi. Może są bardziej padlinożerne niż drapieżne. ~ Tylko czym żywią się tutaj? Wyżerają się nawzajem, czy żyje tu coś jeszcze? ~

Półelfka odradziła Falkonowi dalsze rozbrajanie pułapek. Szczególnie tych znajdujących się bliżej wejścia do jaskini z potworami, kiedy tylko usłyszała słowa Erytrei o wyglądzie kolejnych komnat. Zgodził się z jej opinią, wstał i skierował wzrok na Eliota, który właśnie objaśniał swój plan działania. Plan, który mógł się udać.

- Falkon, powiedz... wiesz już co jest aktywatorem pułapek i czy da się je uruchomić z bezpiecznego dystansu. Na przykład z łuku o dobrym naciągu? - zapytała go Araia

- Wszystkie pułapki w tym pomieszczeniu jak podejrzewałem mają mechaniczny naciskowy mechanizm spustowy. Trzeba na nie nacisnąć aby aktywować, ale oczywiście aby ochronić się od srających szczurów, nacisk podejrzewam iż musi być minimum piętnaście, może dwadzieścia kilo i raczej równomiernie rozłożony na powierzchni, czyli strzał z łuku odpada. Natomiast rzucenie jakimś większym kamieniem – MOŻE się udać. To co robimy? Eliot walisz tam w ta dziurę ten ognisty czar, czy idziemy za wspaniałym pomysłem Broga i stawiamy go w przejściu a my idziemy do wioski na piwo czekając aż Brog posprząta tu trochę? - sarkastycznie uśmiechnął się wypowiadając ostatnie zdanie.

-Pomysł Eliota jest bardzo dobry – powiedziała cicho Martha. - Czymkolwiek są te bestie, zginęły od ognia. Nie mogą być więc na niego odporne. Ale może zamiast marnować cenny czar, spróbujemy najpierw uruchomić czymś taką pułapkę? Strzała wypuszczona z łuku będzie raczej za słaba, ale kamień? A już na pewno ciało, jeśli ktoś byłby w stanie rzucić nim daleko. Mam na myśli te bestii, chyba nie mam sumienia bezcześcić te należące do poległych górników.

Araia z namysłem popatrzyła na leżące w komnacie ciała.

- Kamień byłby lepszy. Ciała są wypalone ogniem, a do tego pozostałe resztki miękkich tkanek.... - skrzywiła się lekko.

Eliot tymczasem zwrócił się z uśmiechem do Marty:
- Dobrze, będę się ciebie trzymał, moja piękna Obrończyni, ale proszę ... nie wspominaj już o ciskaniu ciałami - dodał cicho. - A co do kamienia - znowu głośno - można spróbować, ale wątpię, żeby się tak trafiło, by je wywabić. Można jednak spróbować. to nie zaszkodzi. Wszyscy odejdą za załom, najsilniejszy z nas zostanie i ciśnie jakimś kamieniem. Jeżeli nie poskutkuje, to zrobimy to ognistą kulą. Ona musi trafić, bowiem ma duży obszar rażenia.

- Nie wygłupiajmy się z kamieniami – powiedziała zdecydowanie Araia - chyba, że do próby uruchomienia pułapki. Ale tylko wtedy, gdy potwory raczą się do nas pofatygować. Eliot, jeśli potrafisz cisnąć czar tak, by zabić choć kilka – zrób to. Brogu ty jesteś najsilniejszy i masz swoją cudowną tarczę. Jeśli po czarze Eliota wyjdą do nas i będzie ich zbyt dużo, osłaniaj go i spróbuj cisnąc kamieniami w żółte płyty. Falkon, które byłyby najlepsze? Pani elfie – odezwała się po raz pierwszy do Luriena – pan lewa strona, ja prawa, pan Vinden w środku.



F - Falkon
A - Araia
Pod koniec postu oboje cofną się do korytarza.
 
__________________
play whit the best, die like a rest :)

Ostatnio edytowane przez falkon : 23-04-2009 o 12:42. Powód: techniczna poprawka
falkon jest offline  
Stary 23-04-2009, 15:23   #28
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Brog w milczeniu przyjął pokrzykiwania Arai. Nie dał po sobie tego poznać, ale dziewczyna coraz bardziej mu się podobała. Nie miał jednak w zwyczaju wykłócać się z kobietami. Choć w jego mniemaniu pomysł, że można było zaskoczyć stwory był cokolwiek dziwny. Skoro zaczęły wyć jak tylko weszli do komnaty, to raczej już ich wyczuły. Po za tym wcześniej krzyczał Eliot, więc skąd pomysł że to akurat krzyki Broga ostrzegły bydlaki o ich obecności ? Nie rozumiał tej półelfiej logiki.
Z uznaniem spoglądał na Erytreę i jej nietoperza. Taki zwiadowiec, to było naprawdę coś. Magowie posiadali umiejętności, które zdecydowanie ułatwiały życie.
Przysłuchując się rozmowie towarzyszy krasnolud nie byłby po prostu sobą, gdyby nie zaproponował alternatywnego planu :
- Bzdury dziewczyno pleciesz. – powiedział spokojnie i bez ogródek patrząc prosto w oczy Arai. - Jeśli Eliot odpali czar powinniśmy wykorzystać Twoje ulubione zaskoczenie i pobiec do przejścia zanim stwory się pozbierają. Tylko przed osypiskiem są dwie żółte płytki, tam gdzie jest przejście do jaskini są trzy czarne. Wejdę tam i zajmę się stworami dopóki nie przejdziecie dalej, a potem podążę za Wami. – tłumaczył z przekonaniem w głosie.
- Tych bydlaków nie zwabiła leżąca padlina, ani mój krzyk. Naprawdę sądzisz, że zwabi je tu kula ognia ? Przecież nie weszły tu z obawy przed płomieniami. Czar Eliota sprawi co najwyżej, że się cofną. Jak będziemy czekać, to skończy się na tym, że mag straci zaklęcie, a my wrócimy do punktu wyjścia. Możecie kombinować na wszystkie strony, ale nie zmieni to faktu, że musimy ruszyć zadki i przejść na drugą stronę. Równie dobrze możemy zaatakować. Łucznicy będą pilnować by żadne bydle nie weszło przez osypisko na żółte płytki, przejściem przez czarne zajmę się ja. W tym czasie Falkon sprawdzi zejście dalej, potem magowie, łucznicy i na końcu ja się wycofamy. Co wy na to ?
Spojrzał pytająco na Araię i resztę gładząc się po brodzie, po czym podszedł do Falkona i cicho powiedział :
- Coś Ci powiem, gdybym był tu sam, to już dawno przeszedłbym tę komnatę.
Na głos zaś dodał.
- Wiecie, że mam racje i wcześniej, czy później musimy się zmierzyć z tymi bydlakami, a im szybciej tym lepiej. Teraz decydujcie, czy Eliot ma rzucić kulą. Moim zdaniem nie jest to konieczne, ale sporo ułatwi.
Jakby na znak, że uważa dyskusję za skończoną oparł się o ścianę, zdjął z ramienia tarczę i oparł ją o ziemię przytrzymując rękoma górną jej krawędź. Przymknął oczy i zastygł w bezruchu niczym niski, zwalisty posąg.
Dyskusje go męczyły, zdecydowanie bardziej wolał działać. Ta grupa nie była taka zła. Dość szybko ustalili plan działania. Błędny, ale przynajmniej jakiś. Krasnolud jak zwykle był przekonany o swojej racji. Przynajmniej wszyscy się starali w miarę swoich możliwości. Może z wyjątkiem „złociutkiego” , jak Brog w myślach nazywał elfa.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 23-04-2009, 18:48   #29
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Oczywiście musimy się z nimi zmierzyć i tego nikt nie neguje – odpowiedział krasnoludowi czarodziej. - Ale sam chyba przyznasz, że lepiej, żeby odwaliła za nas robotę pułapka. Nie wiemy, jak silne są to stwory i ile ich jest i nawet twarde mięśnie krasnoluda możliwe, iż nie wystarczą na wszystkie. A nawet jeżeli, to łatwo ktoś mógłby zostać ranny, czy nawet gorzej. Jeżeli natomiast nie wejdą, trzeba będzie do nich pójść, rzeczywiście. Dlatego proponuję przyjąć taki plan. Wszyscy się cofają, ja rzucam kule ognistą i pędzę do wszystkich za róg. Jeżeli chciałbyś ewentualnie krasnoludzie osłaniać mój odwrót, proszę bardzo. Nie jestem taki głupi, żeby odmawiać tak mocnego wsparcia. Kula ognista nie działa jak oddech smoka, raczej jak ogniowy granat. Toteż nie wiadomo, gdzie popędzą te psy. Według mnie, całkiem logiczne, że na nas, bo raz, czują nasz zapach, dwa, prawdopodobne, ze skoro zjawił się ktoś nowy zadając im ból, to jest on wrogiem, którego trzeba zniszczyć. Owszem, może boją się wejść do tej sali, ale możesz mi wierzyć. Pod wpływem ognistej kuli nie będą miały czas na zastanawianie się. Włączy się instynkt, tak jak u zaatakowanego stada wilków. Dlatego raczej pójdą na nas.

Dlatego, ja wrzucam, przy mnie Brog, pozostali, proszę – puścił oczko się do Marthy - niech poczekają za załomem. Jeżeli psy pójdą na nas, wiadomo, co robić. Może załatwi ich pułapka, a jak nie, to będzie trzeba ubić. Jeżeli jednak nie pójdą, niech Erytrea jeszcze raz poprosi swojego towarzysza o sprawdzenie jaskini. Jeżeli wszystkie psy będą wybite, to nie ma o czym mówić, co najwyżej można tam wejść i zerknąć, żeby się upewnić, lub ewentualnie dobić zdychające. Jeżeli przeżyją to niestety trzeba tam będzie pójść i utłuc je. Stać czekając, jak proponował Brog, jest ryzykowne, bardzo, bo może faktycznie, jeżeli zaatakują, uda się je zatrzymać na czarnych, ale jeśli nie? Mam zaufanie do twojego topora, ale czasem nawet on może nie poradzić, a to, że przy przejściu są płyty czarne? Dobrze, ale podczas walki rożnie bywa. Jeżeli tak … To sami wiecie, co się stanie. Dlatego najpierw ognista kula i czekamy na atak licząc, ze się spalą. Jeżeli nie, to niech na zwiady pójdzie nietoperz. Jeżeli trzeba będzie utłuc te stwory, to musimy tam wejść, a nie blokować wejście. Tyle mam do powiedzenia i róbmy coś
.
 
Kelly jest offline  
Stary 24-04-2009, 13:15   #30
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Cisza w jaskiniach krzyczała. To jednocześnie fascynowało i przerażało. Nawet w najspokojnieszych zagajnikach Evermeet powietrze nie stało tak nieruchomo, a świat nie zdawał się uwięziony w lodowej bryle czasu. Każdy krok dudnił w elfich uszach jak uderzenie w bęben, a każdy oddech był jak zrywająca się wichura. Poszczękiwanie broni, trzask płomienia w lampie, trzepot skrzydeł przelatującego koło jego głowy nietoperza, wszystko to obijało szaleńczo od klaustrofobicznych ścian korytarza ogłupiając jak napitek krasnoludów. Po dobrych kilku chwilach napawania się nowym wrażeniem, z lekkim drgnięciem powieki wyrwał się z nienaturalnego błogostanu i przetarł powoli czoło. Co za zawstydzający brak koncentracji... Tylna straż to bardzo odpowiedzialne zadanie i fakt, że chwilowo nie wydawało się by byli zagrożeni, nie był żadną wymówką by zaniedbywać swoją pracę.
Drużyna nagle zatrzymała się i gdzieś dalej, przed nim, zasłaniana plecami towarzyszy zamajaczyła mu komnata. Człowiek, którego zwali Falkonem ukląkł, by badać podłogę, a drżący głos Eliota Śpiewaka Bólu ryknął w nieprzygotowane, nadwrażliwe uszy Luriena. Elf pochylił głowę i przymknął oczy na wpół słuchając jego słów, na wpół próbując dostroić się do przeszywających tonów. Po kilku sekundach nawałnica dźwięków zaczęła się uspokajać, a zadowolony z siebie członek najszlachetniejszej z ras pozwolił sobie opuścić gardę i jął analizować usłyszane słowa...
Wtem ryk. Serce prawie stanęło.
Widział jak bestia z nieziemskim wyciem unosi się znad martwego ciała jej syna! Kły jak magiczne sztylety błyszczały w dalekim świetle dnia! Dwa, płonące krwiście słońca niepojmowalnej nienawiści i gniewu spoglądały wprost w kulący się w panice cień jego własnej odwagi! Krew odpływająca z twarzy gdy podświadomie zarejestrował ruch, tak potężny, że samo poruszenie powietrza ogłuszało... a potem leciał, wśród tęczowych błysków okruchów rozbitego klejnotu własnej świadomości... a może to po prostu były fragmenty jego własnego pancerza...?
Lurien nie słyszał już krzyku krasnoluda, nie zauważył odskakującej w jego stronę pary, nie rozumiał słów ustalanego chwilę potem planu... wycofał się jedynie i przylgnął do ściany. Kojąc cichy, płytki oddech, próbował odpędzić emanacje strachu rozsiadającą się teraz wygodnie na tronie jego jestestwa. Strzała trzymana do tej pory w pogotowiu w lewej ręce brzdęknęła o chodnik, gdy sięgał za pazuchę, by wyciągnąć przywiązaną do rzemyka błyskotkę. Zupełnie nie zważając na przygotowania towarzyszy, krzątających się gdzieś metry z przodu, w świetle, obracał i uciskał palcami przedmiot, wpartujac puste, szeroko otwarte oczami przed siebie i szepcząc do siebie gładkie, elfickie słowa.
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172