Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2008, 19:34   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[D&D FR] Od zera do Bohatera.

Talga nigdy nie była miejską metropolią. Tak na prawdę nigdy nie była nawet miasteczkiem, chociaż pewne ślady wskazywały, że mogło jej brakować całkiem niewiele. Wokół bowiem obecnych kilkunastu chat, wokół których rozciągały się spore pola i biegała domowa zwierzyna, ciągnęła się stara palisada, dość daleko wykraczająca poza granice wsi. Zniszczała i nie remontowana chyba od wieków, nosiła ślady ognia i lat, gdy mech obrastał całe jej fragmenty a spróchniałe drewno było zjadane przez korniki. Trzeba było bowiem uczciwie przyznać, że Talga już dawno miała lata świetności za sobą. Leżąca dokładnie pomiędzy Tsurlagol a Procampur, nieco na południe od księstwa Midd, była dawniej ważnym skrzyżowaniem szlaków, miejscem, przez które przejeżdżała większość kupców i podróżników po południowej części półwyspu Vast. Trakty ostatecznie jednak wybrukowano i poprowadzono inną, prostszą drogą, łącząc je w centrum Midd, zaś Talga i wybudowany nieopodal przez jakiegoś rycerza zameczek, popadały powoli w ruinę, aż zaczęły przypominać stan obecny.

A czym była wieś dziś, na wiosnę roku 1375? Cóż, wiele dobrego powiedzieć się o niej nie dało. Owe wspomniane już kilkanaście chat, rozciągało się na sporej przestrzeni, każdy bowiem chciał być blisko pól i swoich plonów. A właśnie owe pola i żyzna gleba były tym, co sprawiało, że ktokolwiek tu jeszcze został. No i dla tych resztek podróżnych, którzy zatrzymywali się w niewielkiej karczmie, której z lat świetności pozostała tylko nazwa - "Przy Trakcie", oraz, chociaż przypadkiem - piękna kelnerka i bardka, spłodzonej przez gospodarza osiemnaście wiosen wcześniej. Co by jednak nie mówić, Talga miała swojego kowala wraz z kuźnią, młynarza i jego solidny młyn, który wciąż miał co mielić. Kapliczkę Charuntei, zarządzaną przez starszawą już kapłankę - Hildę. No i miała swoje dziwadło - półelfkę, z której wszyscy szydzili, a ci co tego nie robili, woleli siedzieć cicho.

***

1 Mirtul, Wiosna 1375

Ten dzień miał należeć do lepszych dni w całym roku. Od zawsze święto Zielonych Traw, oznaczających koniec zimy i początek Mirtula, pierwszego miesiąca wiosny, było dniem radosnym i przyjemnym. Plan tego dnia od zawsze był identyczny, zwyczaje w Taldze zmieniały się bardzo rzadko. Śniegi topniały tu całkiem szybko i prawie nigdy nie zdarzało się, by na początku wiosny zostało coś więcej od kilku na wpół stopniałych zasp. Tym razem było podobnie, a piękne słońce czyniło dzień jeszcze piękniejszym. Mężczyźni już o świcie zebrali się i wyruszyli na pierwsze w tym roku łowy, młode, niezamężne kobiety wiły wianki dla swoich miłości i wybranków. Pozostałe zajmowały się przygotowywaniem uczty, która miała odbyć się w karczmie. Dzieci przebierały się i malowały na zielono, biegając radośnie po całej wiosce. To był dzień wolny od ciężkiej, znojnej pracy, która była tu widziana zazwyczaj.

Tym razem nie wszystko poszło tak samo. Myśliwi wrócili z polowania wcześniej, bez zdobyczy, może nie licząc kilku królików i jednego lisa, które wzięli po to, by nie wracać z pustymi rękoma, to byłby zupełnie zły zwiastun. Ale i tak opowieść o spotkanym goblinie i stracie jednego z psów wywołała burzę plotek w całej wsi, burzę, której nie mogło osłabić przemówienie sołtysa, zaplanowane na wieczorną ucztę. Teorii było co najmniej tylu co mieszkańców, od ignorowania sprawy poprzez tłumaczenie, że się jakiś samotnik zaplątał, poprzez zwiadowcę potężnej armii orków aż do obudzonego z jakiegoś zimowego snu. Chociaż największe powodzenie miała plotka, która twierdziła, że w zrujnowanym zamku znów zalęgło się jakieś zło. Napięcie rosło i zdominowało przygotowania do uczty, zaś młode panny po spleceniu swoich wianków, z chichotem robiły podchody do domu sołtysa, u którego ponoć gościł jakiś poszukiwacz przygód.

W końcu nadszedł wieczór. Dostawiono stoły, zapalono pochodnie i ognisko, które jak co rok płonęło na środku wsi. Podano jedzenie. Zaproszony był każdy, zabronione też były wszelkie waśnie, spory i przytyki. I znając kary, jakie potrafiono wymierzać za łamanie świętych zakazów - każdy starał się panować nad sobą. Nawet półelfkę jeden czy dwóch przywitało, zaś dziewczyna nie mogła się wykpić z udziału w święcie, chociaż bardzo tego chciała. Gdzieś tam w rogu dojrzała poparzonego chłopaka, którego nie tak dawno spotkała w niefortunnych okolicznościach, studząc jego zapał dość gwałtownie. Była jednak jedną z niewielu, niezbyt kwapiących się do udziału w święcie. Może tylko Neli, na którą wciąż wgapiał się brzydki syn młynarza, nie czuła się zbyt komfortowo, reszta jednak ucztowała i bawiła się, wznosząc toasty za pomyślne żniwa i szybkie rozwiązanie sprawy z goblinami. Okowita i piwo już szumiały w żyłach, gdy wreszcie wystąpił sołtys, powszechnie poważany i niemłody już Walter.

-Witam was oficjalnie tego pierwszego dnia wiosny, w jakże lubiane święto Zielonych Traw! Bawmy się i radujmy, bowiem wiosna przyszła nam piękna, zaś zbiory szykują się znakomite! A i gobliny nam niestraszne, odkąd przybył do nas sir Leonardo de Singwa!
Wskazał na siedzącego obok mężczyznę, za którym zdawały się wzdychać wszystkie panny a i wiele pań. Kolorowy jak na jarmark, wyróżniał się wyraźnie z tłumu Talgiańczyków. Strój zaś miał prawie dworski, z falbanami, które wywoływały ciche, złośliwe uwagi ze strony zazdrosnych mężczyzn. Przy boku miał długi miecz o wąskiej klindze, o zdobionej i fikuśnej rękojeści. Słowem - był to okaz człowieka w tym wioskowym świecie niespotykanego.
-Pan Leonardo podjął się zadania sprawdzenia, co kryje się za tym tajemniczym goblinem! Jutro z samego rana wyruszy do zamku, zbadać jego tajemnicę! Wypijmy jego zdrowie!
Wzniósł kielich, posypały się toasty, znacznie głośniejsze u kobiet niż u mężczyzn. Sam poszukiwacz wskoczył zaś niespodziewanie na stół, dość teatralnym gestem wyjmując swoją broń.
-Tak jest towarzysze! Wybawię was z tej strasznej opresji, ja, jakom sir Leonardo de Singwa, sławny na cały Fearun poszukiwacz przygód! I powiadam wam! Każdy, kto chce poczuć tą przygodę na własnej skórze, może wybrać się razem ze mną! Nie obawiajcie się, obronię was przed wszelkim złem, jakie może czaić się w tym strasznym zamczysku! Jutro rano wyruszymy!
Został nagle ściągnięty ze stołu przez lekko zaniepokojonego sołtysa, chociaż najwyraźniej wcale jeszcze nie skończył gadać. Puścił jednak oko i posłał niemego całusa jeden z panien, chociaż tak niedokładnie, że każda myślała, że było to do niej. Rozległy się szmery i komentarze, lecz Walter chrząknął głośno.
-Spokojnie, spokojnie! Oczywiście nikomu nie zabronimy iść... ale jestem przekonany, że sir Leonardo poradzi sobie sam z tym problemem. A teraz czas na rzucanie wianków!
Zmiana tematu poskutkowała, wzniesiono kolejny toast. Zaś panny zaczęły przygotowywać wianki, by puścić je na pobliskiej rzece. Każda była potem winna całusa temu kawalerowi, który wianek wyłowi. Była to świetna zabawa, ale nie dla wszystkich. Niektórych panien wcale to nie bawiło, a i panowie nie zawsze na los chcieli się porywać. Was jednak kusiło co innego. Czyż akurat nie trafiała się okazja do wielkiej przygody? Nawet jeśli ów Leonardo nie wyglądał na wielkiego wojownika.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-10-2008, 21:45   #2
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wkurzył ją. Może i posłał całusa między głowami, uśmiechając się do wszystkich jednocześnie, ale Elizabetha dobrze wiedziała, że to nie do niej. Wszyscy we wsi wiedzieli, że ojciec nie chce za mąż jej wydać i nie da ani grosza posagu, no i była ruda. Mogła mścić się na każdym, kto to powiedział i nie omieszkała zresztą, odkąd sięgała pamięcią nie darowała zniewagi, ale taka była prawda i teraz ten fircyk uśmiechając się do wszystkich głupich pannic, tylko nie do niej, przypomniał jej o fatalnym położeniu, niewdzięcznych rodzicach i braku urody, przejawiającej się wielkimi piersiami i kruczoczarnymi włosami. Ale żale później, teraz trzeba się zemścić.
Sama nie cisnęłaby kubkiem w Pana Wielkiego Podróżnika. Zresztą właśnie zdecydowała, że w takim razie na nią pora, żegna się z głupią Talgą i przejdzie się z tym idiotą po lesie, oby umiał zabijać gobliny, bo Elizabetha umie tylko uciekać, czego mu oczywiście nie powie. Więc nie mogła podpaść. Stała obok Solka syna Hanniga.
- Widziałam jak rozmawiał z Hanną.
- Nie, no tylko rozmawiali.
- Chyba skręciła sobie nogę.
- Tak, masował jej kostkę.
- Może w sumie to był jakiś skurcz, bo i łydkę.
- Ałć –choć nic jej nie zabolało i zręcznie odskoczyła, gdy kufel Solka poleciał w głowę mężczyzny.
Najwyższy był czas na rozróbę. Topienie wianków też ją wkurzało.

***

Niektórych w tej głupiej Taldze lubiła. Na przykład tę bękarcię. Była bardzo ładna, to nie ułatwiało przyjaźni z Elizabethą, ale miała przechlapane prawie tak jak rude. I to tylko dlatego, że jej matka się puściła – kowalówna lubiła to określenie, kiedyś prawie krzyknęła do ojca, że w takim razie, nie pamięta w jakim, puści się z byle kim; prawie, bo nie była głupia. Lubiła też tego Jensa. Sama nie wie dlaczego, może dlatego, że kiedyś podszczypywał jej siostrę Irmę, jeszcze nim ta wyszła za mąż i ta głupia dotąd dawała szantażować się tym faktem. Neli z gospody też była spoko. Trochę za ładna, ale trudno, trzeba się z tym pogodzić, rude muszą czyhać na ślepców, rudych nawet właśni ojcowie nie kochają. Zresztą też nie miała fajnie, ile tych dziecków tam w domu było? Tego nawet Elizabetha nie wiedziała, a ona wiedziała o wsi wszystko.
Elizabetha, czwarta córka kowala, co nie doczekał się synów, miała prawie siedemnaście wiosen, trzy starsze siostry, wszystkie zamężne, piękne, czarnowłose i rudą prababkę od strony ojca, niektórzy we wsi pamiętali, charakterna była z niej baba, nieduża i szybko jej się zmarło, ale w pamięci przetrwała. Dziewczyna miała też dobry charakter, choć głęboko ukryty i byłoby paru takich, co by z tym dyskutowali.
Fizycznie poza rudymi włosami niewiele ją wyróżniało. W przeciwieństwie do matki i sióstr była drobna, może nie najniższa we wsi, ale prawie, biodra i piersi dopiero zaczęły jej się zaokrąglać, co zresztą łączyła z miłością do jabłek, nie żeby była głupia, ale już się pogodziła, że jest brzydka i chuda, i wygląda jak chłopak. Oczy miała jakby szare, nosek nieduży, choć może nadto zadarty, twarz lekko trójkątną. Od jakiegoś roku chłopaki, i dziewczyny też zresztą, zaczęli traktować ją jakby inaczej, równorzędniej, ale Elizabetha, naprawdę bystra dziewczyna, jeszcze nie skojarzyła tego z faktem, że może jej brzydota przemija, jak wszystko, na tym najpiękniejszym ze światów.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 19-10-2008 o 13:48. Powód: poprawki stylistyczne
Hellian jest offline  
Stary 18-10-2008, 22:43   #3
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Święto Zielonych Traw od kilku lat wprawiało ją w pewną konsternację. Jak była jeszcze małą dziewczynką kochała je: zabawy, śpiewy i tańce. Ale od czasu jak zamieszkała w świątyni Lathadnera czuła się na nim niezręcznie. Przybywała ze względu na rodziców i rodzeństwo, ale oni też mieli co raz mniej wspólnych tematów. Oczywiście zawsze się cieszyli na jej widok (i na widok darów ze świątyni), czuła także dumę ojca, ale miała wrażenie, że trochę się jej boją. A i najmłodszemu z nich wszystkich, Derekowi, czasami wyrywała się jakaś złośliwa uwaga. Martwiło to dziewczynę niezmiernie, ale wiedziała, że jej bóg ma dla niej inne zadanie i nie może już wrócić na rodzinne gospodarstwo.

Wszystkie te myśli przelatywały przez jej głowę, gdy nieudolnie próbowała pleść wianki naśladując inne panny. Jej ręce, pogrubiałe wpierw od ciężkiej pracy na roli, a później od niezdarnych ćwiczeń pordzewiałym mieczem, nie nadawały się do układania kwiatów.
Kiedy mężczyźni powrócili poczuła podekscytowanie, czy to już był ten czas kiedy miała wyruszyć na swoją ścieżkę? Nie poszła jednak wraz z innymi dziewczętami podejrzeć poszukiwacza przygód, wszak paladynowi nie wypadały niektóre zachowania, niezależnie od tego jak bardzo miałby na nie ochotę.

***

- ...I pobłogosław Panie Poranka te dary, pozwól im zawsze gościć na naszych stołach - po zakończeniu modlitwy spojrzała na przedstawionego mężczyznę.
- Jaki przystojny... - rozmarzony ton jej siostry Rosy jednoznacznie wskazywał na stan jej uczuć.
- Laluś jeden - mruknął niezadowolony Derek - Jeśli Rosa znajdę Cię kręcącą w jego pobliżu to dostaniesz takie manto, że na tyłku przez tydzień nie będziesz mogła usiąść...
Lilla szybko wyłączyła się z kłótni rodzeństwa skupiając uwagę na tym, którego zwali Leonardo. Co prawda nie widziała nigdy poszukiwacza przygód, ale coś mówiło jej, że to nie jest standardowy przedstawiciel tej profesji. Odniosła dziwne wrażenie, że całus puszczony do którejś z panien nie miał konkretnej adresatki.
Gdy uczta trwała już w pełni opuściła na moment rodzinę, ominęła dziewczęta puszczające wianki i ruszyła w kierunku stołu sołtysa. Mijając po drodze półelfkę uśmiechnęła się do niej. Już przedtem zamieniły kilka słów, Lilla mogła domyślać się tylko jak jest jej ciężko i szczerze współczuła dziewczynie.
- Jeśli pozwolicie Panie, chciałbym ruszyć z wami, jako powołana służbie Lathanderowi czuje się w obowiązku by pomóc - utkwiła spojrzenie swych jasnobłękitnych oczu w de Singwa.
Leonardo podniósł na nią swój wzrok. Sylwetka dobrze zbudowanej dziewoi, jej spory biust, ładna i sympatyczna (choć ciut za poważna jak na jego gust) twarz, jasne niczym słoma włosy, a przede wszystkim przeszywające i surowe spojrzenie niebieskich oczu zrobiło na nim wrażenie. Gładząc swą wypielęgnowaną bródkę wskazał miejsce obok by usiadła. Kiedy to zrobiła odpowiedział.
- Towarzystwo Panny będzie dla mnie prawdziwym zaszczytem i rad jestem móc przyjąć oferowaną pomoc - przez moment zastanowił się czy nie użyć słowa "panienki", ale uznał, że w tym przypadku należy trochę poczekać zanim przystąpi do dalszego ataku.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 18-10-2008 o 23:21.
Nadiana jest offline  
Stary 19-10-2008, 14:10   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na uroczystości nie tylko sir Leonardo de Singwa wyróżniał się wyglądem... Był tu też młodzian, w pstrokatych szatach. Koszuli barwionej na ognistą czerwień, z wyszywanymi żółtymi wzorami przypominającymi płomienie, przepasany wzorzystym pasem, i skórzanymi, barwionymi na czarno spodniami najlepszej jakości. Oraz butami z jeleniej skóry, wartymi tyle co dorodne koźlę. Twarz kwadratowa, obsypana lekkim zarostem, starannie ułożone wypielęgnowane włosy, prosty nos i piwne oczy. Umięśniona (choć bez przesady ) sylwetka...i zapach jaśminu ciągnący się za nim. A pochodzący od mydła które zakupił i którego używał. W Taldze mydło nie było jeszcze za bardzo popularne. Mimo, że sam Aldym starał się do jego używania namawiać chłopów.
Jednym słowem...bażant w wiejskim kurniku. Myliłby się ten jednak, kto uznałby go za wiejskiego bawidamka. Zawieszony na rzemieniu medalion, przedstawiający twarz rudowłosej pięknej kobiety, o skórze koloru kości słoniowej, wyraźnie pokazywał kto zacz. A był to Aldym Garncarz, syn garncarza, oraz jedyny w wiosce kapłan Sune. A także jedyny syn Lebrasa i Nerii Gancarzów. Każdy obcy mógłby się zdziwić...Wszak jedyny syn powinien dziedziczyć interes po ojcu...Zwłaszcza dobry interes, bo garnki Lebrasa były słynne w okolicznych wioskach. Ale w Taldze, wszyscy znali historię Aldyma. Historię, która zaczynała się przed jego narodzinami. Lasy w okoliczne były wtedy niebezpieczne. Grasowała wtedy banda zbójców...I ta banda napadła ojca Aldyma, ograbiwszy raniła i zostawiła na śmierć. Wtedy to, gdy leżał ranny na drodze przysiągł, iż odda do stanu kapłańskiego swe dziecko, które się urodzi. A odda je temu bóstwu, którego wyznawca poratuje go w biedzie. Nie wiedział wtedy biedaczek, że będąca w ciąży Nerii porodzi syna, jedynego syna jako Lebras się dochowa. Potem już były dwie córki, z czego Agnis szykuje się już do ożenku z wybrankiem. Nie wiedział, też zapewne tego, że kupiec który go poratuje w biedzie, będzie gorliwym wyznawcą Sune. I tak Aldym, zamiast zostać garncarzem, został kapłanem... i garncarzem. Bo jak mawiał tatko.- Szata kapłańska, szatą kapłańską, a chłop fach w ręku musi mieć.
Posługa kapłańska szła Aldymowi kiepsko...Wieśniacy wierni byli wierni Chauntei, szanowali Hildę...Aldyma, którego większość pamiętała jeszcze z okresu pieluchowego, nie.
Nie pomagało też to, iż wielu pamiętało setki bójek w jakich brał udział. Jako że chodzącego do znajdującej się w sąsiedniej wsi świątyni Sune Aldyma, dzieciaki przezywały „babiarzem” i tak prowokowali do bójek...
Obecnie już przywykli do nowego wizerunku Aldyma, świeżo wyświęconego kapłana Sune.
Ale nie go szanowali...
Święto nachodzącej wiosny, ulubionej pory roku Ognistowłosej Pani, zawsze wzbudzało radość Aldyma. Pojawieniem się jednego goblina, nie przejmował za bardzo. Ot biedak się zaplątał w nieznane okolice. Sir Leonardo zapewne nic wielkiego w starych ruinach nie znajdzie i wszystko wróci do normy. Lepiej poświęcić się zabawie i budzeniu miłości wśród ludności Talgi. Może za rok to jemu, a nie Hildzie przyjdzie łączyć młode pary?
Tymczasem wzrok Aldyma kierował się ku Elizabethcie, córce kowala. Nie było w tym nic zdrożnego, kapłanów bogini miłości celibat nie obowiązywał.
Inni mogli by uznać Elizabethę za brzydką, ale taki esteta i światowiec jak Aldym (nawet jeśli ów świat ograniczał się do kilku najbliższych wiosek) potrafił odkryć piękno tam gdzie inni go nie zauważali. A rudy kolor włosów czynił twarzyczkę Elizabethy podobną do świątynnego posągu Sune. Co dodatkowo pociągało Aldyma...Gdyby nie ten jej zadziorny charakterek, gdyby nie ta widoczna pogarda dla rodzinnej wsi i większości jej mieszkańców, gdyby nie ta gorycz, smutek i zniechęcenie...Aldym mógłby powiedzieć, że się zakochał. A tak, tylko ją lubił (nawet bardziej niż inne), ale Aldym lubił wszystkie i wszystkich...I wszystkiemu okazywał sympatię. Kątem oka zobaczył jak rycerz i Lilla rozmawiają...Co prawa, córka Kelvarów mamrotała coś o służbie bożej. Ale może jej się odmieniło? Może dotarł do niej blask Sune. Może da się tego rycerzyka i ją zeswatać. Wielu poszukiwaczy przygód, w końcu kiedyś osiadało, zakładało rodziny. Dzielny wojak w Taldze by się przydał...Aldym postanowił zadziałać. Ale najpierw...
Powoli podszedł z tyłu do Elizabethy i zagadnął spokojnym głosem.- Święto Zielonych Traw zapowiada się ciekawiej niż zwykle, co?
Po czym kontynuował.- A ty puściłaś już wianek na wodę? Jestem pewien, że paru młodzieńców skoczyłoby za nim. Ba, mogę się założyć, że przynajmniej jeden skoczy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-12-2008 o 12:43. Powód: poprawienie błędu
abishai jest offline  
Stary 19-10-2008, 20:51   #5
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Neli byla wszedzie. Rozesmiana, pomocna, kuszaca i rozpalajaca zmysly. Ani przez chwile nie watpila w to, ze pocalunek przeslany przez sir Leonardo skierowany byl do niej. No coz, przynajmniej zachowywala sie tak jakby nie watpila i jakby niosl on z soba tajemne przeslanie. Zdecydowanie zas zachowywala sie tak za kazdym razem gdy ta oferma, Jorik, syn mlynarza znajdowal sie blisko. Za widok jego tepej geby wykrzywiajacej sie w grymasie wsieklosci gotowa byla nawet pojsc z tym niby wojownikiem do jednego loza. Ciekawe czy zadufany w sobie Jorik wciaz chcialby ja za zone.

~Chcialbys mnie Joriku? Chcialbys latawice, ktora puszcza sie z pierwszym lepszym?~

Pytala w myslach butnie odpowiadajac na jego karcace spojzenia gdy po raz polejny przylapal ja na flirtowaniu.

~Czy przelknalbys dume dla samej mozliwosci sprobowania tego co inni kosztowali przed toba? Naturalnie o ile posiadasz cokolwiek czym bys mogl ow owoc kosztowac.~

Bylo bowiem rzecza dosc watpliwa by narzad, ktory ponoc stanowi o meskosci byl w posiadaniu tego oslizglego przyglupka. Co innego ow Leonardo. Co prawda ubior nie wskazywal by byl wielkim wojownikiem na bitewnym polu to jednak zdarzyc sie moglo, ze w alkowy boju stanawszy nago, inne wrazenie by sprawil. Te barki szerokie, te potezne dlonie, te biodra waskie, mogi umiesnione. Bez zbytnich falbanek, bez kolorow pawich... Juz niemal czula przyjemnosc jaka by jej sprawil.

Widzac, ze jej mysli ku niebezpiecznym torom powoli zmierzaja, a dlonie rytm owych mysli z ciekich strun wydobywaja pospiesznie skierowala je ku czemus innemu. Otoz okazja nie byle jaka wlasnie w osobie Leonardo sie zjawila. Watpila co prawda by ojciec z matka zgode wyrazili na taka wyprawe to jednak soltys wyraznie rzekl, ze nikomu isc nie zabroni. A skoro zgoda od niego byla, a ona wiek dorosly wlasnie osiagnela przeto zdaniem rodzicieli, az tak przejmowac sie nie musiala. Do pospiechu naklanial i ten fakt, ze za niespelna dni piec slub sie jej szykowal. Slub! Ona na slubnym kobiercu u boku mlynarczyka! Toz niedobrze sie robilo na sama mysl o tym. Co wieczor, czy tez kiedy mu sie zachce musiala by mu slozyc nie wazne czy chce. Gotowac, sprzatac i rodzic mu dzieci. Toz juz i goblin mniej straszny sie zdaje gdy sie pomysli, ze przed nim sie staje.
Majac dosc tych mysli podniosla sie szybko. Jedna dlonia suknie wygladzila, w druga lutnie chwycila, po czym ruszyla razno w strone drzwi otwartych ku zeskiemu powietrzu i dalszej zabawie.

Jej postac przyciagnela nie jedno meskie oko kiedy tak sunela omijajac stoly. Szczupla kibic, kragle biodra, krok ponetny, ktory sprawial ze niezmiennie wzrok ich na dluzej przystawal na posladkach jedrnych szmaragdem sukni okrytych. Piersi pelne, mlecznobiale, ciasnym stanikiem zniewolone bedac wzgorza tworzyly wyobraznie kuszac. Powyzej zas szyja labedzia i twarz niezwyklej urody okraszona szkarlatem ust i zielenia oczu. Obrazu dopelnialy wlosy kruczoczarne luzno na plecy splywajace.

Przestepujac prog karczmy natknela sie niespodziewanie na Elizabethe i stojacego przy niej mezczyzne, ktorego rozpoznala jako Aldyma, syna garncarza. Zatem wreszcie Ognista Bethy znalazla sobie wielbiciela. Usmiechajac sie wesolo pomachala parze po czym ruszyla na poszukiwania Eleva, syna ciesli, ktory przygalopowal w trakcie przemowy soltysa. Ciekawilo ja jakiez to wiesci przynosil ze soba.

Szukajac, ku swemu nieszczesciu, az dwa razy natknela sie na to glupie mlynarskie prosie, ktore najwyrazniej postanowilo lazic z nia krok w krok. Doprawdy ojciec jego musial sie niezle narazic bogom skoro podarowali mu takiego syna. Czujac, iz kolejnego spotkania nie wytrzyma ruszyla w droge powrotna ku karczmie, gdzie w kacie przy drzwiach dostrzegla wreszcie swa ofiare. Wczesniej jednak jej wzrok przyciegnela Silia siedzaca jak zwykle w samotnosci, polelfka. Troche sie jej zal zrobilo dziewczyny, ktora placic musiala za grzechy rodzicow. Ze wstydem przyznala, ze nigdy wczesniej jakos specjalnie nie starala sie nawiazac z nia kontaktu i idac za polityka wioskowa raczej ja ignorowala niz starala sie nawiazac kontakt. A przeciez nie ona jest winna swemu pochodzeniu. Wsrod ballad dziadka wiele wszak bylo takich, ktore mowily o walecznych polelfach rowno z ludzmi stajacych do boju.

~Im szybciej wyjade tym lepiej.~

Chcac jakos przytlumic niezprzyjemne uczucie, ze wcale nie jest lepsza od innych mieszkancow, pomachala dziewczynie przyjaznie obiecujac sobie jednoczesnie zwracac na nia wieksza uwage i moze znajomosc nawiazac.

~O ile pozostane tu na tyle by to postanowienie ziscic.~

Nagle przypomniawszy sobie kogo chciala odszukac, ruszyla w strone mlodego syna ciesli. Stanawszy przed nim obdarzyla biedaka najlepszym ze swych uwodzicielskich usmiechow, zatrzepotala dlugimi rzesami, po czym zagadnela zalotnym glosikiem..

- Elev'ie kochany dlugo cie nie bylo. Juz sie balam, ze calkiem o mnie zapomniales ....
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 19-10-2008 o 21:34.
Midnight jest offline  
Stary 19-10-2008, 22:24   #6
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację

Inni mieli wolne, ale nie on. Jak zwykle zresztą i trzeba powiedzieć, że niezwykle chętnie podejmował się zadań, które by pozwoliły się mu wyrwać z wioski. Nie to, żeby jej nie lubił. Owszem, była to kompletna pipidówka, dosyć rzadko odwiedzana przez przyjezdnych, traktujących ją jako jeden z wielu przystanków na swojej trasie. Rzecz jasna, znał takich, którzy uznawali te odwiedziny i tak za zbyt częste i wyrywające ludzi z codziennego rytmu. Chociażby taki Dyrma, który miał chałupę i pole na skraju za gruszą. Ten to by najchętniej zapakował Talgę do wielkiej skrzyni i zamknął wieko na głucho.

Chrzanić go, rzecz jasna, wiosna się poczynała, śniegi topniały i jak zwykle okazywało się, ze mieszkańcy, którzy przez zimę nie wychodzili ze wsi nagle mieli setki sprawunków w okolicznych farmach. Oczywiście, jak zwykle zlecali to Elevowi, który uwielbiał jazdę konną, tyleż dla samej przyjemności czucia wiatru we włosach na pędzącym ogierku, jak i spragnionym nowinek światowych. Ciekawość była jedną z naturalnych cech osiemnastolatka, który nawet lubił swoją rodzinną osadę, ale jednak zawsze marzył, aby się gdzieś wyrwać. No bo co zresztą robić. Dwaj starsi bracia osiedli na gospodarce, kolejny wywędrował jako parobek, natomiast on musiał coś ze sobą robić. Schedy nie miał szansy objąć, dlatego pan ojciec nie miał nic przeciwko zapędom syna do zaciągnięcia się, jako strażnik u kogoś przejezdnego, najprędzej kupca, bo poszukiwaczy przygód, którzy wędrowali w te strony, a poszukiwaliby kompanów, było mniej niż zero. Teraz dorósł, ojciec obiecał go wspomóc i miał nadzieje na spotkanie kogoś, z kim mógłby się gdzieś zabrać.

Tymczasem wracał do wsi z kupą sprawunków i po przywiązaniu konia właził właśnie do karczmy, gdzie odbywała się cała uroczystość, a raczej popijawa, połączona z tańcami i obmacywaniem. Inna rzecz, że część dziewczyn nie miała nic przeciwko temu, a chłopacy, jak to chłopacy na całym pewnie w świecie. Zresztą, także nie był święty i nie miał nic przeciwko spędzaniu wolnego czasu w towarzystwie chętnej dziewczyny. Problem był tylko taki, iż tego czasu nie miał. Właściwie, nie miał nikt we wsi, ale on jeszcze, gdy śniegi znikały, przeważnie kursował pomiędzy Talgą a najbliższymi osadami niemal non stop. Zawsze bowiem ktoś potrzebował coś dostarczyć do którejś z farm czy wiosek. Tak było odkąd wsiadł na konia. Może dzięki temu nieco oddalił się od spraw wsi, nieco rzadziej widując jej mieszkańców.

Wchodząc z daleka widział przemówienie sołtysa, który wychwalał właśnie ... niemożliwe ... na lewe jajo goblina ... poszukiwacza przygód. Wprawdzie fizys miał mało ... no mało taki, jak to sobie Elev wyobrażał. Liczył na kogoś z gatunku niemal olbrzymów, którzy jedną ręka kładą zwykłego chłopa. A tymczasem przybył goguś ubrany niczym najbogatsi kupcy, mający jakiś odstrzelony miecz, który on nie wiedziałby nawet, jak chwycić z obawy, że te świecidełka na jego rękojeści powypadają. Sir Leonardo de Singwa jednak przeczył owemu wyobrażeniu, które kiedyś tam uroił sobie Elev, ale, jak zapewniał sołtys, był wspaniałym, genialnym, niesamowitym poszukiwaczem przygód, który zapewnia całkowite bezpieczeństwo wszystkim wieśniakom. Sir Leonardo, rzecz jasna, dorzucił jeszcze kilka komplementów na temat samego siebie, dodając skromnie, ze jest znany na cały Faerun. No cóż, chyba w grze na drumli, jak oceniał Elev, ale obecnie byłby skłonny uznać wielkość nawet czyściciela klozetów, jeżeli mógłby go wziąć ze sobą na wyprawę. Tymczasem autentycznie, ten poszukiwacz zapraszał, wzywał i Elev, mimo wszystkich wątpliwości, nie miał zamiaru wypuścić tej szansy z ręki. Wprawdzie nie przypuszczał, by kto inny się jeszcze zgłosił. Wprawdzie młodzieży było trochę, ale jednak niewielu pragnęłoby zapewne ...

- Elevie kochany, długo cię nie było. Już się bałam, że całkiem o mnie zapomniałeś ... – nagle kokieteryjny głos przerwał mu rozmyślania.
Odpowiedź na to pytanie brzmiała retorycznie: oczywiście, iż zapomniał, ale nie miał zamiaru powiedzieć jej prawdy, bo nie chciał oberwać czymś po głowie. Bardka o pięknych licach i nie mniej pięknym biuście, udach no i tym, co jej pomiędzy nimi, kusiła. Jak to pięknie mu powiedziała „kochany Elevie”. Aczkolwiek słowa „kochany”, przypuszczał, używała do każdego ze swoich licznych adoratorów, czyli, uściślając, do każdego we wsi mężczyzny. Elev także należał przez jakiś czas do ich grona. Jak każdy chłopak marzył, żeby zakosztować nektaru z krynicy jej kobiecości. Ale potem zaczął coraz częściej wyjeżdżać ze wsi. Stopniowo jej ponętny obraz stał się tylko cieniem, ale nawet cień miał wielką krasę. Nie żywił jakichkolwiek złudzeń co do tego, iż „kochany” w jej ustach było dość pustym słowem. Ponadto może nie należał do brzydali i zazwyczaj bywał określany jako "dosyć ładny chłopiec", ale nie ktoś wyjątkowy, jak chociażby Sampy, syn drwala, który się cieszył łaskami wyjątkowymi u dziewuch. Niektórym podobały się długie włosy oraz męskie, stanowcze rysy Eleva, ale innym z kolei niespecjalnie. Dlatego trochę sie zdziwił, ze najbardziej pożądana dziewczyna we wsi do niego zagadała. Była cudowną kochanką zapewne. Przynajmniej tak twierdzili ci, którzy się z nią przespali. Zazdrościł im przez jakiś czas. Nawet zastanawiał się, czy mówią prawdę, bowiem szczegóły jej wspaniałości poznał z opowieści, które czasem rzucali ci czy tamci przechwalając się, co to nie robili z Neli na sianku.

Pewnie uległby teraz jej spojrzeniu oraz pięknym słowom, albo przynajmniej poudawał, że ulega, gdyby nie ... zostawała we wsi, a on odjeżdżał. Przez chwilę zastanawiał się nad grzeczną, lecz ogólnikową odpowiedzią, kiedy napatoczył się ktoś z bezpośredniej rodziny zmuszając piękną Neli do zajęcia się innym chłopakiem. Zresztą, podczas całych świąt bardka miała rzeczywiście wiele roboty.

- Elev, już wróciłeś. Ojciec spodziewał się ciebie dopiero za jakąś godzinę. Pewnie znów spieniłeś konia – to najstarszy brat ze swoją żoną Irmą, która w ciąży będąc, z dumą ogłaszała światu, że oczekuje swego pierwszego potomka. Olaf go wkurzał. Zawsze się go czepiał, a Irma nie była lepsza od męża. Nie chciał się kłócić w taką noc, zresztą nawet ta zaczepka brata była wypowiedziana tak neutralnym pozornie tonem, że ktoś obcy mógłby ją w ogóle nie brać za przytyk. Jakby nie było, brat także uważał, żeby nie obrazić przychylności bóstw. On jednak machnął na to ręką i rzeczywiście udał się do siedzącego na zydlu ojca, który raczył się najlepszą okowitką. Wprawdzie jego rodziciel nie należał do pijaków, ale podczas uroczystości z kołnierz nie wylewał.
- Ojciec, poszedłbym z nim – zagaił.
Jasny wąs stary cieśla przygładził. Nie zapytał, skąd Elev tak szybko się wziął we wsi i nie zastanawiał nad koniem i wykonaniem zleceń. Całkiem niezwyczajnie, jak na niego.
- Takem ci i myślał, synu. Pora ci już zaczynać szukać zarobku. Przecie z robienia tych sprawunków, co to jeździsz po wsiach, nie wyżyjesz. Do parobkowania, jak twój starszy brat, nigdy nie miałeś serca, no to na szlak trzeba ci wyruszyć daleki. Ano szkoda, bom zawsze miał nadzieję, ze wszyscy moi synowie będą mieszkać nieopodal mnie, ale jeden już wywędrował na farmy za pracą, teraz. Teraz ty chcesz się przyłączyć do tego wyglancowanego przybysza.
- Ano tak chyba wypadnie. Nawet, jeżeli on nie taki mocny, jak sołtys przedstawia i dobry jeno przy dziewczynach, ty chyba trzeba, bo cóż robić. Któż wie, kiedy następna okazja się nadarzy.
- Ano tak
– pokiwał głową ojciec. Starał się mówić rzeczowo, ale przygryzał sumiasty wąs, którego jeszcze nie zaprószyła siwizna. Martwiło go to wszystko, ale wiedział i sam się zgadzał na to, że syn tutaj mógłby być co najwyżej parobkiem brata.
- No choćże – zdecydował.

Elev wiedział, co się teraz stanie. Poszli do chałupy i kiedy wracał po pół godzinie z powrotem jego obolały tyłek doskonale unaoczniał mu, ze ojciec był przestrzegającym tradycji konserwatystą. Wiadomo, kiedy syn gdzieś szedł w świat, trzeba było mu przylać tak z miłości, co by ojcowe nauki zapamiętał na zawsze. Tak i było teraz. Tymczasem szedł do sir Leonarda zaoferować mu swoje chęci towarzyszenia mu podczas odkrywania tajemnic zamku.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 19-10-2008 o 22:40.
Kelly jest offline  
Stary 19-10-2008, 23:45   #7
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nastał wieczór i mieszkańcy Talgi poczęli świętować. W tłumie mignęła jej znajoma twarz. Poparzona gęba natręta, który kilka dni wcześniej przydybał ją w szopie. Ostudziła może zapał chłopaka, ale cały czas podejrzewała, że ten nie puści jej całej sprawy płazem. Skrzywiła się na to wspomnienie i drwiący ton jego głosu. „Ja ci w zasadzie przysługę wyświadczam, bo żaden człek prawy by takiego odmieńca nawet tknąć nie zechciał.

~Parszywy zwyrodnialec. Dostał na co zasłużył. Z takim pyskiem spaskudzonym to już go żadna panna nie weźmie po dobroci. I dobrze . Współczuć mu nie będę a jak jeszcze raz mu chętka na umizgi w sianie przyjdzie to znów poczęstuję jakimś zaklęciem. Albo widłami poszczuję.~

Silia nie przepadała za tłumami, tym niechętnej uczestniczyła w uroczystościach. Teraz także zauważała ciekawskie i pełne pogardy spojrzenia rzucane mimochodem w jej stronę. Na Święto Zielonych Traw przybyła jednak kierowana zdrowym rozsądkiem. Ku jej zaskoczeniu została zaproszona i nie wypadało tak po prostu zignorować gestu dobrej woli współmieszkańców, tym bardziej, że takie gesty należały do rzadkości. Siedziała tymczasem na uboczu i obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości. Zatopiona w myślach studiowała starannie swoją cenną księgę. Bezwiednie drapała też za uchem wielkiego czarnego kocura, który usadowiwszy się na jej kolanach mruczał teraz z zadowolenia.

Wzmógł się wiatr i zaczął targać jej długie luźno puszczone włosy w kolorze czerni złamanej granatem. Pojedyncze kosmyki tańczyły zuchwale wokół jej pociągłej twarzy, przysłaniając ją od czasu do czasu prawie zupełnie i dając błogie poczucie bycia niewidzialnym. W całym obliczu uwagę przykuwały przede wszystkim oczy półelfki. Duże, w kształcie migdałów, o intensywnej, prawie nienaturalnej zielonej barwie. Ciemna oprawa oczu kontrastowała z porcelanowo białą cerą czyniąc jej rysy jeszcze bardziej wyrazistymi. Co do figury, to była bardzo drobna, żeby nie powiedzieć filigranowa, prawie efemeryczna.

Silia była urodziwa, co zawdzięczała zapewne swojemu elfiemu ojcu, bo do matki nijak nie była podobna, jak i do żadnego z trzynaściorga swojego przyszywanego rodzeństwa. Jednak nikt we wsi zdawał się nie zauważać jej wdzięków, a jedynie odmienność. Traktowali ją jak obcego, jak kuriozum, które nie do końca rozumieją i akceptują. Dziewczyna zaś pogodziła się z tym już dawno temu i niczym jej czarny kocur podążała własnymi ścieżkami, stroniąc od towarzystwa.

Nagle podbiegła do niej ciekawska gromadka dzieci, okrążyli ją kilka razy i zatrzymali się nieco dalej.
- Patrzcie, jaka ona dziwna - zaśmiała się dziewczynka z blond warkoczykami.
- Ale ma śmieszne uszy – zaszczebiotała druga.
- No przecież, że dziwna – odezwał się poważnie chłopczyk – Toż to nieludź. Elfi bękart. Tak w każdym razie mówi mój tata.

Silia łypnęła na nich spode łba i z impetem zamknęła oprawioną w skórę księgę. Dzieciaki pisnęły nagle z przestrachem i rozpierzchły się jak stado wystraszony kurcząt.
Dziewczyna spojrzała z uśmiechem na kota:
- Co Kołtun? Nie będziemy się chyba ośmieszać i puszczać wianka, prawda? Doskonale przecież wiemy, że nikt nie zechce go złapać.

Centralnym punktem imprezy okazał się być monolog sir Leonarda. De Singwa wskoczył na stół i rozpoczął swoją przydługą tyradę. Silii przeszło przez myśl, że ludzie, którzy tak wiele i barwnie gadają wykazują niezdrową tendencję do bycia tchórzami i na przechwałkach i krasomówstwie kończą się ich talenty. Mimo to sprawa mocno ją zaciekawiła. Więc szykowała się wyprawa? Po plecach półelfki przemknął dreszcz ekscytacji.
- Kołtun, czy myślisz o tym co ja? - znów szepnęła się do swojego kosmatego przyjaciela - Chyba zwietrzyliśmy przygodę. Może dostaniemy swoją szansę aby się wreszcie wykazać? O stokroć wolę iść zbadać zamczysko niźli krowy doić i dzieciaki bawić.

Jako pierwsza na wezwanie zareagowała Lilla. Gdy mijała Silię posłała jej delikatny uśmiech, który ożywił nieco spojrzenie jej chłodnych niebieskich oczu. Półelfka nieśmiało odwzajemniła uśmiech. A później zauważyła Neli. Jak zwykle powabną z dumnie wypiętą piersią, która ponoć często i gęsto chłopców zmieniała. Tak w każdym razie mówił jej brat, przechwalając się, że sam z nią cuda wyczyniał. Gdy Neli pomachała jej przyjaźnie trochę ją zamurowało.
~Cóż to? Ludziom się we łbach dnia dzisiejszego poprzewracało? Za dużo wódki popili i miłosierdzie się w nich odezwało?~
Na głos jednak nic nie powiedziała tylko odmachała dziewczynie z nieco może sztywnym z zaskoczenia wyrazem twarzy.

Silia zwinnie poderwała się z miejsca i poszła w kierunku karczmy. Wielki czarny kot pomknął w ślad za nią. Zatoczył wokoło jej nóg kilka zmyślnych kółek a później wydał z siebie głośne miauknięcie. Szli krok w krok. Dziewczynę i jej zwierzaka łączyło wiele podobieństw. Trudno było jednak dojść do wniosku czy to ona bardziej podobna była do swojego kota, czy raczej kot do niej. Oboje mieli sprężysty, miękki chód i pełne gracji ruchy. Oboje nawet podobnie przekrzywiali głowy i zamierali w tej pozie. Często czynili to wręcz symultanicznie, gdy jakiś widok szczególnie ich zaciekawił.

Dziewczyna szła prędko z głową jak zwykle spuszczoną i oczami utkwionymi w ziemię. Nagle znikąd wyrosła przed nią jakaś postać i dosłownie się ze sobą zderzyli. Osobą tą okazał się być mężczyzna, ubrany w skórzany kaftan i spodnie, o włosach równie długich i ciemnych jak jej własne a oczach przenikliwych i czarnych jak studnie.

- Witaj - Elev zagadnął ją niczym nieznajomą dziewczynę, która nagle napatoczyła mu się na oczy i niemal władowała się pod buty, gdy zamyślony szedł przed siebie. Nie pamiętał jej sądząc po zachowaniu. Zapewne jednak, ponieważ tego dnia trzeba było się zachowywać miło względem wszystkich uśmiechnął się przyjaźnie.. - Przybyłaś z którejś z okolicznych wsi czy farm na zabawę?

- Nie znasz mnie? – zdziwiła się wyraźnie – No tak, jakbyś znał to raczej byś ze mną nie rozmawiał. Toż ja we wsi popularna jestem ale nie w pozytywnym słowa znaczeniu. Silia mnie zwą. Choć z reguły wołają za mną półelf bękart, nieludź, mieszaniec lub dziwadło. - odgarnęła włosy i zaczesała je za uszy, aby zaprezentować w pełnej krasie swoją fizjonomię - Nadal nie kojarzysz?

- O żesz ty! - Niemal się wzdrygnął i pacnął w czoło. - To naprawdę ty? Owszem, przecież pamiętam cię, kiedy jako dziecko, chłopcy ciągali cię za warkoczyki - Chyba pod tym względem sumienie także mu dokuczało, bo się nieco zmieszał. - Tak, pamiętam. Ale się zmieniłaś. Jestem Elev od cieśli i prawie teraz nie siedzę w wiosce. Zresztą, pewnie to wiesz, bo wszyscy to wiedzą - nagle syknął i odruchowo pomasował się po tyłku..

- Wiem kim jesteś Elevie synu cieśli. - uśmiechnęła się do niego nieco rozbawiona – A co do tych warkoczy to i ty chyba parę razy też żeś za nie ciągnął. Oczy mnie nie mylą, czy także do sir Leonarda zmierzasz? Szukać przygód też ci ochota przyszła?

- Skąd wiesz? - zdziwił się szczerze. - Owszem, ale idę do karczmy, gdzie ludzi wiele i mogłem iść, jako inni, po prostu tańcować, czy pić. Jednak intuicja cie nie zwiodła dziewczyno, rzeczywiści, idę tam i wyjeżdżam. Tu nie ma dla mnie miejsca. Nawet żałuję, ale trzeba mi iść stąd. A ty, cóż, skoroś z tak nielubianej dziewki wyrosła, to pewnie niedługo za mąż wychodzić ci przyjdzie i dzieciaki niańczyć?

Przystanęła i zaczęła śmiać się rzewnie.
- Elevie synu cieśli, alboś ślepy albo głuchy. Nie słuchałeś co mówiłam czy słabo mi się przyjrzałeś? Mnie za mąż iść? A powiedz mi szczerze, kto by takiego odmieńca za żonę chciał? Chłopcy ze mną gadać nawet nie chcą a ty mnie o ożenek pytasz? Żeby za mąż pójść trzeba najpierw chętnych ku temu mieć, a ja nie mam i pewna jestem, że mieć nie będę. Zresztą żalić się nie będę bo ani do męża ani do rodzenia dzieci mi nie spieszno. Magiem chce zostać – i klepnęła kilka razy swoją oprawioną w skórę księgę.

- Hm, żeby być szczerym, to faktycznie w tej wsi byłoby ci może ciężko - przyznał. - Choć zdaje mi się, ze urody ci jednak przybyło, jak to pamiętam cię z kiedy, pewnie kilka lat temu. Ale jeżeli masz jaki talent do magii, to wywędruj gdzieś. Przyłącz się do jakiejś karawany kupieckiej. Słyszałem, że są miasta, gdzie widok elfa, czy półkrwi, takiej jak twoja, to nie dziwota. Tam może inaczej będą patrzyć na twoje pochodzenie. Ponadto jeśliś otrzymała talentu wiele, to może szkoły tam magiczne jakie znajdziesz, bowiem słyszałem o takich właśnie.

- Ze wsi właśnie chcę się wyrwać. Tylko nie rozgłaszaj tego proszę, bo ojciec mi skórę złoi. A i dlategom chętna na wyprawę sir Leonarda. Zawsze to lepiej doświadczenia jakiegoś wpierw nabrać zanim się w świat ruszy. Okazja ku temu nie lada. Radam też, że i ty się na przygodę piszesz, Elvenie synu cieśli. Może i zdołamy się lepiej trochę poznać bo miły się wydajesz. Nie taki jak wszyscy. - lekko się zarumieniła i spuściła oczy bo nie przywykła zupełnie z chłopcami rozmawiać i obawiała się przez chwilę, że słowa jej jako zachętę odebrać może.

- Ano, dziewczyna ciągnie na wyprawę - zdziwił się nieco - Mądrę to? Ale, jako twoja wola, jeżeli rzeczywiście czarownikiem jesteś, to zawsze to lepiej pasuje do dziewczęcia niż miecz czy pała. Nie martw się, nie powiem twojemu ojcu, bo rzeczywiście ... - nie dopowiedział, ale wszyscy we wsi słyszeli, ze był znany z twardej ręki.

Weszli właśnie do karczmy a Silia od razu wyczuła ślizgające się po niej ludzkie spojrzenia i ciche szemrania. Dziwili się pewnie, że nie sama idzie, a w towarzystwie, na dodatek męskim. Dobrze ją to nawet nastroiło bo stanęła przed De Singwą i wyzywająco spojrzała mu w oczy.
- Witaj sir Leonardzie. - zaczął jej towarzysz - Jam także chętny, a ta czarodziejka również.
- Zgadza się panie, gotowam dołączyć do twojej wyprawy. Znam kilka zaklęć, mogę okazać się pomocna.
 
liliel jest offline  
Stary 20-10-2008, 02:17   #8
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rodzina Jensa zdążyła już się na dobre rozsiąść przy jednym ze stołów. Jego ojciec – Bjorn, jako najstarszy ze wszystkich swoich braci i sióstr siedział w samym środku dolewając mężczyznom dookoła piwa pszenicznego specjalnie zakupionego na tę okazję od piwowara z sąsiedniej wioski. Gęby wszystkim już się śmiały i nikt nie przejmował się faktem, że o to wiosna – najgorszy okres w całym roku, po raz kolejny witała w życiu Talgi. Swoją drogą wiadomo było, że komu, jak komu, ale u bjornowych zawsze, nawet w najgorsze dni, będzie co do garnka włożyć. Nie wywoływało to jednak zawiści. Wszyscy wiedzieli ile serca i pracy ojciec Jensa wkładał w to by ziemia obrodziła jak najwięcej dóbr wszelakich. Z początku było ciężko, ale los widocznie pobłogosławił pracowitego gospodarza i ilekroć Halszka brzemienną była, później na świat przychodził zdrowy i silny syn. Jens był ich siódmym i ostatnim dzieckiem. Trochę drobniejszy i nie tak tęgi, choć jak pozostali ciemnowłosy, nigdy nie narzekał na nadmiar pracy, którą zwykle wykonywali starsi bracia. Toteż i nie dziwota, że w głowie urwisa głupstwa były dość częste. Pierwszy zawsze był do dokuczania półelfce Silii poprzez wrzucanie jej ślimaków do kwiatków, czy też nawet stare dobre szczypania w tyłek. Nie to, żeby jej nie lubił, bo wręcz przeciwnie. Po prostu uważał to za przednie żarty i nie raz zdarzało się, że wracał z siniakiem do domu. Szczególnie jednak pod względem dogryzania upodobał sobie jedną z córek kowala Irmę, która trzeba było przyznać, że jako jedna na najpiękniejszych, bardzo o siebie dbała, co z kolei aż prosiło się o wrzucanie kumaków, czy innych ropuch do pościeli. Żeby było śmieszniej, zaskarbił sobie tym faktem sympatię najmłodszej córki kowala Elizabethy. Ruda, bo ruda, ale przez pewien czas nawet miętę do niej czuł, a przynajmniej tak mu się młodzikowi wydawało. Cholewek jednak smalić nie zaczął, bo i śmiałości nie miał i też nie zdążył. Ojciec widząc, jaki nicpoń i truteń mu rośnie, namówił starego łowczego Jaspera, by ten wziął Jensa do siebie na naukę. Jasper był już wiekowym i ponurym mężczyzną, który nie miał żadnej rodziny, bo żona mu na suchoty lata temu zmarła. Bez większych wstępów wziął w obroty młodego Jensa tak że chłopak prawie zapomniał jak się nazywał. Od tego momentu, najmłodszy syn Bjorna zmienił się bardzo i można by rzec, że wydoroślał i zmężniał. Teraz jako dziewiętnastoletni mężczyzna nabrał trochę mięśni, tak że sylwetka mu się poprawiła i nieco za długie ręce nie były już tak śmieszne. Również spojrzenie jego szafirowych oczu nie nosiło w sobie tej głupkowatej wesołości, co kiedyś, ustępując mieszance spokoju i ciekawości. Nadal jednak lubił się pośmiać z braćmi, ale do żartów ciągoty już nie czuł najwyraźniej odnajdując się w pracy z lasem.

Teraz siedział przy stole z rodziną rozmawiając z jednym z braci Swenem o ich nowej szwagierce. Obaj byli zgodni, że była równie urodziwa, co jej brat Jorik, ale ojciec był przeszczęśliwy ze względu na posag od młynarza.
- Braciszek zawsze miał problem z oczami, ale aż tak? Ja to już prędzej bym wianek Silii podniósł… - skwitował Swen
- To by ci ojciec zadał bobu później. Sam byś jak Jorik wyglądał, tak by ci gębę obił, He He.
- Oo tak to na pewno nie. Do młynarczyka to najpewniej ten goblin, o którym Jurgen mówił, podobny… a no właśnie. A ty coś wiesz? Jasper nic nie mówił?
- Nie… tylko pokazał miejsce gdzie ścierwo leżało. Stary trochę tam siedział i szukał, ale nic nie rzekł. Teraz z sołtysem i tym kogutem gadają, widzisz?
- Taaa. Nie sposób nie zauważyć gdzie wszystkie baby się gapią. Nawet Neli. A mnie nie chciała jędza jedna…
- Nic to braciszku – Jens poklepał go po plecach i dolał piwa do kufla. Swen nie był obiektem westchnień dziewczyn z wioski. Obaj z przyjemnością zanurzyli usta w zimnym napoju. Ojciec dopiero od niedawna przestał ich prać za podpijanie…

- Jens! – stary Jasper zwykle mówił cicho, lub nawet szeptał, ale nie oznaczało to, że miał słaby głos i Jens wiedział już, że gdy łowczy krzyczy to chodzi o coś bardzo ważnego. Wstał toteż szybko od stołu zostawiając kufel i podbiegł do trójki nadal rozmawiających mężczyzn do których dołączyli Lilla, syn cieśli, którego dość słabo znał i ku jego zdziwieniu Silia. Teraz pamiętając dawne dowcipy, trochę mu głupio było na nią spojrzeć. Poprawił jeszcze odświętne hajdawery od matki i koszulę, bo z sołtysem szło rozmawiać.
- Słuchaj Jens. Jurgen i jego chłopaki mają w bród roboty więc ty pójdziesz pokazać Sir Leonardowi gdzieśmy goblina naszli i gdzie ruiny są – Jasper mówił powoli i wyraźnie jak to zawsze cedząc każde słowo jakby było niezwykle ważne. Jens prawie oniemiał.
- Jaa?
- A kto chłopcze? Dasz chyba radę, co? – uśmiech z twarzy sołtysa nie znikał ani na chwilę.
- Pewnie, że dam. – starał się by głos mu za bardzo nie drżał z radości. Nie to, że nie chodził sam po lesie bo i nie raz i nie dwa, ale oto Jasper sam zlecił mu bardzo ważne zadanie, na samą myśl, o którym, przeszedł mu przez kark dreszcz emocji. Nie zdążył jednak odejść uradowany gdy coś twardego uderzyło go w głowę.
- Co jest psia mać?! – Łapiąc się za dzwoniącą czaszkę dość szybko zobaczył, winowajcę, którym okazał się Solko stojący przed Elizabethą i Aldymem – Ooo… niedoczekanie twoje kozi synu…
Święto, nie święto, w rodzinie Bjorna taka zniewaga była niedopuszczalna. Podniósłszy kufel, ruszył w kierunku Solka, by odpłacić pięknym za nadobne...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 20-10-2008, 14:39   #9
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Jak on mogl?! Tak zostawic bez slowa i pojsc sobie jakby byla nikim wiecej jak tylko natretnym kundlem.

~Pozalujesz Elev'ie. Oj pozalujesz srodze. Nie licz juz na kochania czy jakowe wzgledy. Nawet na ciebie nie spojze, usmiechem nie obdaruje, a gdybys wianek zlowil to predzej w pysk strzele niz cie pocaluje! ~

Naturalnie wianka na wode nie rzucila, ale ze wsciekla byla to i nie baczyla na mysli swoje i ich pewna z rzeczywistoscia sprzecznosc. Smutno tez jej sie zrobilo, ze tak opuszczona zostala, za grzecznosc i okazana sympatie z niczym zostawiona.

~ Czyzby nikt mnie tu nie lubil? Czyz dlatego za Jorika ojciec mnie wydac chce, ze nikt inny o ma reke nie poprosil? Czy ja taka szkaradna? Czy zla, glupia lub nieludka? ~


I takie to mysli, niezbyt do radosnego swieta pasujace, obsiadly ja niczym kruki czarne cala wesolosc i pogode wieczoru slicznego psujac. Bo po prawdzie i nikt dzis szczegolnie czasu dla niej nie mial. Rodzice przy wieczerzy zajeci. Siostra z bratem gdzies sie zawieruszyli, a zwyczajny korowod wielbicieli w wiekszosci nad rzeka stacjonowal niczym wojsko jakowes. Z tych co pozostali takze czasu nie mieli. Elizabetha zajeta z Aldymem. Mloda Lilla jak na paladynke przystalo powazna rozmowe pewnie teraz z Leonardo prowadzila. Nawet Jens, ktory by jej rodzina sie stal gdyby za Jorika wyszla, miast z nia sie przywitac i pogadac chwilke wbierw popijal, a teraz przy poszukiwaczu wraz z Jasperem stoi.
Czara goryczy znacznie swa zawartosc zwiekszyla gdy Neli ujzala Elev'a wraz z Silia i jej czarnym kotem, jakby nigdy nic ramie w ramie do karczmy wchodzacych.

~ To juz i ona towarzysza ma, a ja?~

Czujac, iz zaraz placzem wybuchnie co by ja do konca w jej wlasnych oczach skompromitowalo ruszyla w strone stolow z pochylona glowa gotowa juz nawet sprzaataniem sie zajac byle na samotna i opuszczona nie wygladac.
Nieszczescie jednak sprawilo iz w czasie gdy z taca pelna talerzy szla wlasnie do kuchni, zgrabnie wsrod stolow lawirujac nie zauwazyla Jensa, ktory niczym taran ku Solkowi zmierzal. Byla wiec niezwykle zaskoczona faktem iz nagle taca z rak jej wyleciala, a ona sama z dosc duza szybkoscia zmierza ku brudnej podlogi. W probie ratunku, z gory na niepowodzenie skazana chwycila rabek czerwonej sukni wlasnosci Elizabethy bedacej i pociagnawszy mocno ja sama w swoj slad poslala. Jej wlasna sukienka podmuchem upadku poderwana uniosla sie wysoko to i owo okazujac tym szybkim, kotrzy zdazyli oko w tamta strone zwrocic nim Neli z twarza do wlosow Bethy podobna zakryc sie zdazyla. Wsciekla na siebie i wszystkich, ktorzy wreszcie uwage na nia zwrocili raczyli, poderwala sie szybko jednoczesnie dlon ku Ognistej Bethy wyciagajac. Przykro jej bylo, ze przez nia i ona ucierpiec musiala. Wiedziala, ze ciezko szlo jej z chlopakami wiec tymbardziej glupio sie czula, ze przez nia tak rzadka i ulotna chwile dziewczyna stracila. Szepnela wiec skruszonym glosikiem:

- Przepraszam...

Po czym szukac wzrokiem poczela przyczyne owego wypadku z goracym pragnieniem dania mu po pysku za nie obie.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 20-10-2008, 20:13   #10
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Siarczysty policzek wymierzony przez Neli szybko zamknął Jensowi buzię, która pozostała w takim grymasie jakby chciał powiedzieć: Oo rany! Ale Ty masz dupę!

Gdy jednak dzwonienie z tyłu głowy szybko przeszło w pieczenie na twarzy, młodzik otrząsnął się jakby go nagle zimny wiatr owiał, a wszyscy dookoła po chwili milczenia ryknęli śmiechem. Wszyscy za wyjątkiem Jorika, który widząc jedynie ostatnie chwile zajścia, uznał działania Jensa za jak najbardziej celowe. Przepchnął się na środek gdzie Elizabetha i Neli nadal rzucały gniewne spojrzenia otoczeniu i poczuwszy, że oto nadchodzi jego szansa by zabłysnąć przed damą swego serca, złapał nadal na wpół oniemiałego Jensa za ramię by go do siebie odwrócić i wygłosił kwestię, którą przygotowywał na podobną okazję od paru dobrych dni:

- Ty smrolu! – to rzekłszy zamachnął się prawicą, którą miał, rzec trzeba, prawie wielkości chleba i wymierzył Jensowi szybkiego prostego. Ten w ostatniej chwili zdążył zasłonić się ręką, w której trzymał kubek tak że cały impet uderzenia poszedł właśnie na to nieszczęsne naczynie, które w efekcie obiło głowę Jensa tym razem od przodu w czoło. Paru co większych biesiadników ze stołu bjornowych zerwało się natychmiast na to jawne wyzwanie, ale stary Bjorn zmiarkowawszy od kogo posag wziął krzyknął na swoich, by tylko pochwycili młynarczyka. Jens natomiast postąpił dwa niepewne i mocno chwiejne kroki do tyłu gdzie znalazła się drewniana beczka po piwie, na której mimowolnie siadł. W jego głowie zachodził dość intensywny proces myślowy starający się przebić przez pulsowanie krwi wzbierającej w siniaku, jak to się stało, że dostał dziś trzy razy z rzędu po gębie i za żadnym razem nie wiedział, za co.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172