Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2009, 00:02   #11
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Nie przerywając gry na lutni Rulius coraz częściej kierował wzrok w kierunku ślicznej kelnerki. Dostrzegł, że słuchała z wyraźnym zachwytem jego popisów artystycznych i piękny, ujmujący uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Bard poczytał to jako zachętę do odważniejszego zachowania. Dziewczyna krzątała się pomiędzy stolikami obsługując zamawiających ludzi, coraz częściej za drogę obierała wymijanie stolików blisko Ruliusa. Kątem oka dostrzegł, iż Liadon toczy dyskusję z córka właściciela. Nie potrafił jednak zmusić się na poświęcenie temu większej uwagi. Myślami podążał za dziewczyną. Nadszedł moment, gdy ta wracała z sali w kierunku zaplecza z pustymi rękami. Bard natychmiast przerwał swój śpiew i zsunął się ze stolika zręcznie zagradzając drogę kelnerce.
- Ach, jakże zaszczycony jestem, że moje skromne przyśpiewki wzbudziły zainteresowanie tak pięknej damy. - skłonił nisko głowę, po czym dodał pośpiesznie. - Rulius Jezzar składa niskie pokłony przed ujmującym pięknem nieznajomej. Czy będzie mi dane poznać imię tak anielskiej istoty?
Gdy bard zagrodził drogę młodej kobietce, ta momentalnie pobladła, a na moment również powiększyły jej się znacznie oczka. Okazało się na szczęście, że nieznajomy chciał się jedynie przedstawić...
- Ja... jestem Katie - Cichutko szepnęła, wyjątkowo speszona całą sytuacją, i teraz dla odmiany tuż po sporej bladości, jej policzki pokryły rumieńce wywołane komplementami na temat jej osóbki - Przepraszam, ale muszę pracować... ładnie śpiewasz.
Wyminęła szybko barda, po czym powróciła do swoich zajęć, w tym czasie zaś pijany Eberk dziwnie nagle łypnął na Ruliusa.

Stary krasnolud, który jeszcze nie dawno wyglądał jakby miał paść pod ladę, nagle się wyprostował i spojrzał chmurnie na barda. Gdy ich spojrzenia się spotkały, ten starszy ręką dał znać, że półelf ma podejść. Wzrok karczmarza i jego mina wskazywało na to, że lepiej nie dyskutować. Młodzieniec podszedł więc do baru, a Eberk pochylił się i rzekł, dość cicho.
- Rusz ją tylko, którąkolwiek, a wyrwę Ci ręce i wsadzę tam, gdzie zębami ich dosięgniesz! Jasne?! - mimo iż oddech mówiącego w tej chwili zabiłby trolla, to Rulius nie ośmielił się odsunąć. W oczach krasnoluda płonął pewien charakterystyczny ogień. Blask, który widuje się u ludzi silnych, z mocnych charakterem i bagażem doświadczeń. Co jeszcze było ciekawe, to fakt, że Eberk wyglądał przez chwilę jakby kompletnie wytrzeźwiał. Wrażenie szybko jednak minęło, gdyż krasnolud nagle się zachwiał, złapał za głowę, coś zamamrotał pod nosem po czym krzyknął.
- Zagraaaaj no coś wwweesołego dla gości!
Mocno zdezorientowany słowami, jak również samą postawą krasnoluda, bard ruszył z powrotem w kierunku stolika obranego za prywatną scenę. Po chwili jednak zatrzymał się. Nie. Tak łatwo nie odpuszczę. - pomyślał, po czym zawrócił, by ponownie stanąć na przeciwko pijanego Eberka.
- Waść raczy wysłuchać co mam do powiedzenia, wtedy osąd wyda, a ja posłusznie zagram na mej lutni. - zaczął i obserwując reakcje rozmówcy kontynuował. - Jak jegomość raczył zauważyć jestem artystą. Nie obce mi jest piękno, jak również potrafię surowym okiem urodę ocenić. Katie natomiast jest damą, która nawet mnie, tak przecież obytego wędrowca onieśmiela. Rad bym był, gdybyś zezwolił mi na zabranie jej na spacer po obrzeżach osady, tak abym pod wpływem jej osoby i jej dźwięcznego głosu stworzyć mógł poemat cudnej urody. Proszę jedynie o jej obecność. Więzi duchowe, nie cielesne są posiłkiem dla twórcy. - kończąc przemawiać ciągle przyglądał się reakcji Eberka, czy aby ten nie ciśnie w niego kuflem, bądź czymś innym znajdującym się pod ręką.
Krasnolud długo wpatrywał się w barda, gdy nagle lekko się zachwiał i potknąwszy o taboret przewrócił.
- Szlag! - charknął - Pomóż mi wssstaać
Rulius natychmiast ruszył z pomocą Eberkowi. Złapał go pod ramię i postawił na równe nogi. Tym samym miał okazje pochwalić się silnym ramieniem, które posiadał, a które mogło być lepszym wskaźnikiem wartości w oczach krasnoluda, aniżeli lutnia czy śpiew. Nadal z ostrożnością jednak obserwował rozmówce.
Krasnolud bardzo boleśnie zacisnął dłoń na ramieniu półelfa i lekko szarpnął, po czym spojrzał w jego oczy
- Czyny, nie słowa. - mruknął po czym odwrócił się, chwycił kufel i...wyszedł tylnymi drzwiami.

Gdy już Eberk na dobre zniknął z oczu barda, Rulius postanowił wprowadzić w życie słowa obwieszczone krasnoludowi. Wyłowił wśród biesiadników Katie obsługującą klientów i pląsającą od stolika do stolika. Ruszył w jej kierunku. Nie chciał tak jak poprzednim razem wystraszyć dziewczyny, postanowił więc zwolnić kroki, tak by kelnerka mogła go wcześniej dostrzec, unikając tym samym zbędnego elementu zaskoczenia.
- Przepraszam, że tak panience głowę zawracam... - zaczął, dziwiąc się, jak bardzo niepewnie czuł się w tej chwili. Mimo tego kontynuował.- Jednakże jestem pod ogromnym wrażeniem twej skromnej osoby, droga Katie. Byłoby dla mnie nie lada zaszczytem, gdybyś mogła poświęcić mi trochę czasu, gdy już nie będziesz obarczona obowiązkami w gospodzie. Proszę jedynie o rozmowę... - spojrzał w ogromne brązowe oczy dziewczyny i zająknął się, na co od razu sam siebie skarcił w myślach. - Piękna jest ta wasza wioska, z ogromną chęcią poznałbym trochę szczegółów na jej temat... Tak, abym mógł opisać ją w wierszu jakimś, bądź innym dziele artystycznym. - kończąc, spoglądał na drzwi od zaplecza, jakby nieświadomie obawiając się Eberka.
Katie słuchała kolejnych słów Ruliusa z wyraźnym zmieszaniem, i wraz z coraz większym potokiem słów Półelfa wbiła aż wzrok w podłogę.
- Miasteczko - Odezwała się po chwili cichutko, w końcu na niego ponownie spoglądając - Miasteczko, nie wioska. Ale ja teraz na spacer nie mogę, muszę pracować, a później nie wiem... a zwiedzać tu dużo nie ma, mieścina jak mieścina, lepiej panie Marie spytaj, ona bardziej chętna na spacerki i przygody...
- Ah tak, miasteczko. - niemal zakrzyknął bard, ponownie gromiąc się w myślach. - Marie... Ale ja nie z nią mam ochotę rozmawiać, nie ona tak mnie onieśmiela. Aż głupio mi, ponieważ poeta jestem, a dopadł mnie zwyczajny i pożałowania godny brak słów. - delikatnie oparł ciężar ciała na lewej nodze, przechylając się w lekkim akcie rezygnacji. - Pomimo mych chęci spędzenia wieczoru w twoim towarzystwie, droga Katie, szanuję twoją skromność i twój wybór. Pozostaje mi udać się na moją mała scenę, aby chociaż grą na lutni osłodzić ci pracę.
Spojrzał na dziewczynę i wyczekiwał chociażby kilku ostatnich słów z jej ust, nim ponownie będzie musiał się oddalić.
- Ja... nie wiem sama, nie znam cię panie. Ja tak nie... Zagraj proszę coś jeszcze - Nieśmiało poprosiła - Tak ładnie grasz i śpiewasz... ja też trochę śpiewam - Dodała po chwili.
Widząc w jakie zakłopotanie wpędził kelnerkę, nie potrafił przemóc się, aby cokolwiek dodać. Konwersacja była skończona, z żałosnymi efektami, ale skończona. Chociaż miał ogromną chęć skomentować przywołany temat śpiewu, to silił się na rezygnację.
- Wierzę panience na słowo. - odrzekł po czym odwrócił się na pięcie. - Ja zagram, gdyż prośbie tak pięknej damy nie sposób odmówić. Będę grał tak dopóki mnie sen nie zmorzy.
Tymi słowami zakończył rozmowę i ruszył w kierunku swojego stolika. Rozsiadł się i nie bacząc na sprawy jakimi zajmowali się kompani ponownie zaczął grać.

A kiedy przyjdzie godzina rozstania,
popatrzymy sobie w oczy długo
i bez jednego słowa pożegnania
idźmy - ja w jedną stronę, a ty w drugą.
Bo taka nam już pisana jest dola,
że nigdy dla nas jutro się nie ziści,
wiecznie nam w poprzek stanie tajna wola,
co tkliwość mieni w podmuch nienawiści.
...
A kiedy przyjdzie godzina spotkania,
może w nas pamięć dawnych chwil poruszy
i bez jednego słowa powitania
popatrzymy sobie aż w samo dno duszy
...

Dziwne myśli przechodziły mu przez głowę. Najważniejsza jednak wydawała się powoli dochodzić na należne jej miejsce w świadomości barda. - Nie na zaloty przyjechaliśmy do Południowych Dębów...
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 01-05-2009, 13:02   #12
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wypowiedź Liadona wywołała nieco cyniczny uśmieszek na ustach Tengira. Skomentował ją pokrótce ironicznym tonem głosu.- Bardzo szlachetnie Liadonie. A myślałem że elfy nie miewają nawyku do miastowych wygód.
Następnie potarł bliznę palcem przymykając wzrok i... dopiero po chwili rzekł.- Co prawda to rycerska maniera, ale niech będzie. Poczekam na decyzję płci pięknej, a potem wezmę co zostanie...w ostateczności siano w stajni.
Najemnik wstał energicznie.- Niemniej, tęsknię za odrobiną luksusu, a w stajni kąpać się nie zamierzam. Więc panie i panowie wybaczą.
I opuścił resztę towarzystwa, zanim rozmowa o ewentualnym lokum na dobre rozgorzała.
Skierował swe kroki do Marie, zwracając się do niej z pytaniem.- Gdzie zatem mógłbym się wykąpać?
- Kąpiel oczywiście w pokoju... - Zamruczała zalotnie niemal Marie, nawijając kosmyk włosów na palec, w tą rozmowę wtrąciła się jednak "szefowa" przybytku.
- Katie! Marie! Przygotujcie balie i ciepłą wodę, no ruszajcie się! - Dagnal jak zwykle zaganiała ostro obie młode kobietki do roboty. Zabrały się więc one wspólnie za wnoszenie wielu balii na piętro do poszczególnych pokoi, podejrzewając już słusznie, że nie tylko jedna osoba będzie się pewnie chciała wykąpać. Następnie zaczęło się latanie z kubłami ciepłej wody...
Najemnik ruszył więc po chwili za kelnerczkami, by skorzystać z uroków kąpieli i nie tylko... Informacje, ta sprawa bardziej niż wdzięki, przyciągała Tengira do Marie. W takich mieścinach jak ta, wszelkie plotki i wieści kumulują się w karczmach, wszyscy przybysze przewijają się przez ten przybytek. A kelnerki, służki, parobkowie, słyszą wiele...nawet poufne rozmowy. Mało kto zwraca bowiem uwagę na służbę. Ale Tengir nie zdradził nawet drgnieniem twarzy swych prawdziwych intencji. Nadmierne wścibstwo budzi podejrzliwość.

Tengir po raz ostatni spojrzał na swych towarzyszy i towarzyszki radzących nad sprawami lokum. Uśmiechnął się cierpko, po czym ruszył na górę. Zaszedł do sporego pokoju w którym Marie i Katie przygotowały balię z gorącą wodą. Stanął w drzwiach, oparłszy się o framugę i rzekł.- Czyż to nie uroczy obrazek, dwie piękności i balia pełna wody.
Najemnik wszedł do środka mówiąc.- Przybyłem, gdyż nie mogę doczekać się...kąpieli.
W słowach specjalnie zostawił zawartą dwuznaczność, także intonacja ostatniego ze słów, dawała dziewczynom do myślenia.
Katie i Marie spojrzały na pojawiającego się w drzwiach Tengira w trakcie napełniania balii wiadrami ciepłej wody. Pierwsza z młodych kobietek była z powodu słów mężczyzny lekko zmieszana, druga natomiast po raz kolejny uśmiechnęła się wyjątkowo ciepło.
- Zapraszam, zapraszam - Mruknęła Marie. Na ten obrót spraw jej koleżanka wyjątkowo szybko wylała resztę wody do balii, po czym skierowała się szybko do drzwi, i jakby na to nie patrzeć, do Tengira. Przez chwilę zawahała się, jakby zatrzymała na moment w pół kroku, i po cichutkim "przepraszam" uzyskała w końcu wolną drogę na korytarz, na którym po chwili zniknęła.
Tengir ustąpił szybko pola przechodzącej Katie... Nie interesowała go, nie wyglądała na ciekawską, ani na wścibską. Nie miała wiec nic, co mogłoby zainteresować najemnika. Może poza urodą...

Gdy Marie została już sama z Tengirem zmierzyła go z góry do dołu przymrużonymi oczkami.
- To jak, wyszorować ci plecki? - Spytała, po czym lekko przygryzła wargę robiąc figlarną minę - Jeśli chcesz nie tylko plecki przystojniaku, za 20 złociszy... .
- To niewielka cena, za tak urocze towarzystwo.- odparł z uśmiechem Tengir. Sprawdził czy drzwi są mocno zawarte i podszedł bliżej. Stanął przy łóżku i zdejmując bandolety i pas z rapierem Tengir uśmiechnął się do Marie.- Uroczy zakątek, ta wasza osada. Cicha i spokojna, pewnie nie ma tu żadnych problemów, prawda?
- To coś więcej niż osada kochaniutki, miasteczko jest bardziej rozbudowane, a kłopoty jak to wszędzie, czasem mniejsze, czasem większe - Odpowiedziała Marie przyglądając się Tengirowi wykonującemu różne czynności, i powoli zabierającemu się za rozbieranie. Tengirowi drgnęła tylko brew... odpowiedź była bardzo ogólnikowa. Zanim jednak zdążył dopytać się szczegółów, kobieta kontynuowała.
- Słuchaj, a jak masz na imię? Mnie zwą Marie. Jest jeszcze jedna sprawa skarbie, muszę chwilę pomóc Katie w przygotowywaniu pozostałych balii na kąpiel, no i przynieść olejki - Mówiąc to położyła dłonie na swoich biodrach, po czym zjechała nimi wzdłuż swojej sukienki, pocierając kokieteryjnie ciałko - Za parę chwil wrócę, ty zaś na mnie poczekaj i się już troszkę pomocz... .
- Tengir Kruk...prosty najemnik, może trochę świata ciekaw.- odparł Tengir wesołym tonem, tak do niego nie pasującym. Maska, jedna z masek która przydaje się przy kontaktach z obcymi. Liczył na to, iż Marie uzna go za zwykłego wojaka, co to przygód wszelakiego rodzaju szuka...i że tylko jej wdzięki przykuły jego uwagę.
Podeszła następnie do Tengira i namiętnie go pocałowała, nie szczędząc przy tym języka. Trzeba przyznać, umiała całować. Nieprzywykłemu do takiej "intymności" Tengirowi, trochę zakręciło się w głowie.
- Za chwilkę wrócę - Mruknęła po czym wyjątkowo kręcąc tyłkiem opuściła izbę i mężczyzna został sam.

Tengir jednak, po zdjęciu bandoletów i elfiej kolczugi, nie rozbierał się dalej. Dziewczyna się spóźniała. Powód mógł być prozaiczny, ale...zawsze pozostają inne możliwości. Został rozpoznany? Przejrzała jego maskę? A może ktoś inny? Jeśli tak, to kto?
Tengir oparł się o ścianę i zadumał...W pamięci analizował każdy swój ruch i słowo od wejścia do karczmy, szukając popełnionego błędu. Spojrzał na bandolety, i rapier oraz na elfią kolczugę. Założenie ich teraz wydałoby się podejrzane. Przesunął dłoń po przedramieniu, na którym ukryta była pod rękawem, jedna z jego „niespodzianek”. Najemnik w myślach opracował plan działania w przypadku ataku. „Przewiduj najgorsze.” Tego nauczyło go dzieciństwo, a kolejne lata tylko go w tej filozofii utwierdzały.
Teraz czekał, w blisko broni i blisko ściany...By w razie czego, zastosować jeden ze swych planów bitewnych.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-05-2009 o 14:27.
abishai jest offline  
Stary 01-05-2009, 16:03   #13
 
Leonidas's Avatar
 
Reputacja: 1 Leonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znany
Seraph; tak po prostu. Wojownik nie przedstawił się towarzyszą w inny sposób. Żadnego nazwiska, członów czy też nawet przydomka. Kolejna osobliwa postać w tej nie mniej osobliwej drużynie. W pewnym sensie przypominał Tengira, raczej nie wylewny i również o nim samym towarzysze nie wiedzieli niemal nic. Czasem tylko przy rozmowie słysząc nazwę jakiegoś miejsca i zapytany wtrącił, że był czy przejeżdżał w okolicy, nie zdradzając jednak celu czy misji, i dodawał jakiś istotniejszy fakt, który coś wnosił do rozmowy. Z tego reszta wnioskowała, że sporo podróżował po świecie bo wynikało z rozmów, że zwiedził naprawdę dalekie krainy. Raz tylko, naprawdę przygwożdżony przez Mago przebąkną coś o tym, że jechał tam gdzie mu płacili robić to, za co mu płacili.
Wojownik bez wątpienia wyróżniał się w drużynie, był dość wysoki jak na standardy ludzi. Opancerzony w najcięższy typ zbroi, a ona sama w sobie w jakiś sposób przy pierwszym spojrzeniu zwracała na siebie uwagę, pierwsza, rzecz, że miała wymiary niemal doskonale dopasowane do Serpaha, a ten był potężnie zbudowanym mężczyzną, posiadała szpikulce zapewne przeznaczone do walki, nie nosiła znamion zużycia czy minionych walk, choć sama w sobie sprawiała wrażenie starej. Przy pasie w wiszącej po prawej stronie pochwie, wojownik trzymał swój miecz półtoraręczny, który w walce dzierżył w jednej ręce. Był to przykład na krasnoludzkiego kunsztu kuźniczego, rękojeść cechowała prostota i użyteczność, mimo, że zdobiona raczej prosto zdawała się trudna do odtworzenia, zakończona była metalową głową orła. Łatwo dało się zauważyć, że Seraph bardzo dbał o ten miecz, często go czyścił i czasem nim trenował. Po drugiej stronie pasa wojownik miał krótki miecz, choć nie używał go niemal wcale. Z innych broni posiadanych przez wojownika, wszyscy w drużynie wiedzieli, że przy butach ma ukryte w raczej prosty sposób sztylety, którymi również niemal się nie posługiwał. Na plecach miał płaszcz, w którym zręczne oko rozpozna elfią robotę. Sam płaszcz w magiczny, bądź nie, sposób powodował, że delikatnie przybierał kolor okolicy w której przebywał wojownik. Na pelerynę Seraph często trzymał też przypiętą tarczę z wizerunkiem lecącemu ostro w dół orła w centrum. W podróży natomiast była ona przymocowana do wojskowego siodła przy dużym koniu bojowym wojownika, tak samo z resztą jak długi łuk jednak nikt nie przypomina sobie kiedy wojak by go nawet dotknął. Większość rzeczy osobistych Serapha, a nie było tego dużo, trzymał w sakwach przy koniu. Człowiek bardzo dbał o swojego wierzchowca, kolejna z niewielu rzeczy, z których można było coś wywnioskować o nim samym. Spieczona słońcem twarz wojownika zazwyczaj nie wyrażała żadnych emocji. W zasadzie trzeba się było przyzwyczaić do spojrzenia Serapha, jego surowy wyraz twarzy przy pierwszym kontakcie budził najczęściej zaniepokojenie, rzadziej zmieszanie, nigdy nie pozostawał obojętny. Wrażenie to potęgowało się patrząc prosto w oczy, bowiem pod warstwą „chłodu” z jaką zdawał się on patrzeć na świat, rozmówca nie znajdował zwykłego tępego spojrzenia jakiego czasem się oczekuje po zbrojnych, ale coś głębszego czego nie dawało się tak po prostu określić i to mogło pogłębiać emocje jakie osoba ta czuła do wojownika. Dodatkowo, czasem w sposób czasem nieświadomy czasem celowy miał on zwyczaj patrzeć w specyficzny sposób, jego źrenice zwężały się, a wzrok zdawał się otaczać cały cel jego spojrzenia, zupełnie jakby czegoś szukały, trwało to dość krótko, ale im dłużej się wpatrywał tym bardziej skupiał się na pewnych elementach, zawsze zdawał się znajdować to czego szukał, widać to było w jego spojrzeniu. Wszystko to sprawiało, że wydawał się nie być dobrym kompanem do podróży, jednak po tych dwóch tygodniach spędzonych razem, raczej mimowolnie wyszło też na jaw kilka innych cech wojaka, które pozwalały, jeśli nie na polubienie, to przynajmniej zaakceptowanie jego osoby. Przede wszystkim, mimo, że milczący, nie zbywał nikogo ot tak. Nie opowiadał o sobie, ale zapytany na jakikolwiek inny temat odpowiadał wyczerpująco. Pomimo, że ciężko to było wywnioskować z twarzy, zawsze zdawał się chętny do pomocy i nie obijał się jeśli wyznaczono mu jakieś zadanie, zapewne przyzwyczajenie z wojskowej musztry lub czegoś w tym rodzaju. Ponad to po pierwszym tygodniu spędzonym razem, Mago przegrał zakład – Seraph jednak potrafił się śmiać. Raz, przy którymś popasie nawet wypił za dużo razem z niziołkami i wtedy nikt z drużyny nie poznawał po zachowaniu wojownika. Całość więc raczej powodowała, że był raczej cenionym członkiem drużyny.
Co do walki to faktycznie nie było okazji by miał okazję się zaprezentować, w czasie na polowania na smoka, mimo, feralnego zdarzenia naprawdę mało osób miało na tyle śmiałości by zaśmiać się mu w twarz, Seraph jednak, jeśli nie miało to na celu jego obrazę, zdawał się nic z tego nie robić, zupełnie jakby zdarzało się mu być w gorszych opresjach. Pomimo, faktu, że nikt z drużyny nie widział jak walczy, nikt też nie odniósł wrażenia, że jest to osoba która na polu walki nie daje sobie rady.
Co do jego stosunku do drużyny faktycznie dało się bardzo mało dało się wywnioskować z jego zachowania. Co prawda, znali się krótko ale jednak dało się zauważyć, że traktuje ich inaczej niż innych ludzi. Nie trzymał się na uboczu, w zasadzie to chętniej podróżował w towarzystwie jednak głównie słuchał. Ostatnio może częściej zdawał się podejmować rozmowę.
Gdy dojechali wreszcie do Południowych Dębów wojownik rozglądał się tak uważnie jak potrafił po okolicy.
-Brak śladów walki, te pieńki rozleciałby by się przy pierwszej próbie. Ciekawe. – analizował w duchu wojak.
Gdy przejeżdżali przez miasteczko klika razu rzucił spojrzenia na mieszkańców osady, ci od razu cofali z niego swój wzrok.
Dojechawszy do karczmy w odróżnieniu od niemal całej drużyny odprowadził swojego rumaka do stajni razem z chłopakiem i Liadonem. Dokładnie ją obejrzawszy chyba doszedł do wniosku, że może tu zostawić wierzchowca. Odstawił go na miejsce i na odchodne rzucił chłopakowi srebrną monetę, wyraźnie naśladując elfa jeśli chodzi o ilość pieniędzy.
-Żebyś miał oczy i uszy otwarte - powiedział już przez plecy lekko odchylając głowę po czym ruszył w stronę drzwi od karczmy. Gdy przeszedł przez nie szybkim wzrokiem ogarnął zebranych zdając się obliczać stosunek miejscowych do jego drużyny. Trwało to moment, na nikim nie zatrzymał dłużej wzroku prócz krasnoluda który na moment spojrzał na niego, nie wiedzieć czemu skinął mu głową w geście przywitania i ruszył do stolika gdzie siedzieli jego towarzysze.
Gdy przyszło do zamawiania, chyba ta którą nazywali Katie spytała go co podać, Seraph tylko odwrócił lekko głowę w jej stronę na znak, że ją słyszy ale nie podniósł wzroku.
- Nie, dziękuję – odpowiedział ze właściwą sobie grubą, lekko zachrypniętą barwą głosu, jak zawsze powoli i wyraźnie wypowiadając każde słowo. Nie podnosił wzroku bo już dawno się przyzwyczaił, do tych wymuszonych uśmiechów w jego kierunku jakie widzi w takich miejscach. A nie miał na to ochoty na to patrzeć. Wiedział jak reagują na niego ludzie, nie oceniał tego, przywykł do takiego traktowania. W drużynie nikt się nie dziwił, że Seraph nic nie zamówił, wszyscy wiedzieli, że to zapewne za sprawą magii, że nic nie jadł ani nie pił, jedynym wyjątkiem było wino, które raz wypił z niziołkami. Dotarła do niego nawet po jakimś czasie sugestia-żart, zapewne stworzona przez Mago, żeby przy najbliższym postoju sprawdzić czy przypadkiem wojak nie jest jakimś nieumarłym bo tak się zachowuje.
Przez cały czas posiłku wojak nie odzywał się, na początku spoglądał na tutejszych ale widocznie nie znalazłszy nikogo kto by się wyróżniał pośród zwykłych mieszkańców spoglądał w pustkę z której wyrwała go dopiero gra Ruliusa. Człowiek mimo, że nigdy tego nie powiedział zdawał się lubić grę barda. Dopiero gdy przyszła pora zamawiania pokoi Seraph odezwał się po raz kolejny zwracając się jednak bardziej w stronę Rishy:
- Ja również pójdę do stajni, nie wadzi mi to, a nie chcę nikogo budzić bo jak wstanę, będę miał oko na karczmę i okolicę – cała drużyna wiedziała, że zapewne znów za sprawą magii, ale wojownik niemal nie spał, odpoczywał dwa razy krócej niż elfy podczas swej medytacji – zapewne będzie spokojnie ale dalej nie wiemy co skłoniło burmistrza do napisania ogłoszenia.
Gdy upewnił się, że przy stoliku są tylko jego towarzysze odezwał się znowu:
- Nie wiem jak wy, ale wolałbym wiedzieć co jest tu nie tak już teraz, nie czekać na jakieś spotkanie ze starszym tej wioski. Może by tak od razu popytać? – w domyśle, wojownik, chciał zapewne żeby ktoś to zrobił bo gdyby on sam się za to wziął to może i uzyskałby informacje, ale tu nie było najmniejszej potrzeby zastraszania kogokolwiek. Poza tym każdy zdawał sobie sprawę, że jeśli zostawią to jemu to on nie będzie niczego owijał w bawełnę po prostu będzie prosto z mostu pytał każdego z osobna kogo tylko znajdzie. Ta bezpośredniość była jedną z głównych cech charakteru Serapha z czym się nie krył czy się to komuś podobało czy nie.
 

Ostatnio edytowane przez Leonidas : 01-05-2009 o 16:22.
Leonidas jest offline  
Stary 01-05-2009, 18:17   #14
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Droga wybiega zawsze w przód,
spod progu, gdzie początek ma.
Odeszła już daleko tak.
Podążać za nią ile sił
muszą ochocze stopy me,
aż dojdzie na rozległy trakt,
gdzie celów wiele splata się.
A stamtąd kędy? Nie wiem, nie.
· John Ronald Reuel Tolkien


- Droga wybiega zawsze w przód, spod progu, gdzie początek ma – śpiewała cicho Babcia Danusia głaszcząc swoją kotkę, która głośno mruczała. Łapka, bo tak się nazywała, była nieduża, miała lśniące futro, cztery białe „skarpety” na łapach i zielone, inteligentne oczy. Rzadko oddalała się od Babci, choć czasami, tak jak w karczmie w której spotkały Ferdinanda Brandysnapa, znikała na dłużej.

Miała dużo czasu by przyjrzeć się po towarzyszom podróży. Ośmiu poszukiwaczy przygód lub jak częściej ich zwano awanturników... jedna babcia i niziołek. Dziwaczne towarzystwo - pomyślała. Widok lśniących pancerzy, młodych twarzy uświadomił jej jak bardzo jest stara i jak bardzo nie pasuje do tego towarzystwa. Z drugiej strony wolała podróżować wśród ludzi takich jak Kruk, Riviella Shi’nayne czy mistrza lutni Ruliusa Jeezar niż samotnie.

Nie wiele mogła powiedzieć o swoich towarzyszach, ponieważ w czasie podróży rozmawiała jedynie z bardem i szanownym Ferdinandem Brandysnapem. Obaj okazali się miłymi i inteligentnymi rozmówcami o dużej wiedzy. O reszcie nie umawiała powiedzieć zbyt wiele, ponieważ zamieniała z nimi jedno lub dwa kurtuazyjne zdania.

*

Był środek ciepłego słonecznego dnia gdy dojechali do miasteczka położonego w środku Południowej Kniei. Babcia, wstyd się przyznać, nie pamiętała jego nazwy, choć prawdę powiedziawszy nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ nie bała się ona tego co przed sobą, a tego co za sobą. Kathiel – pomyślała gorzko – duch z przeszłości i niestety śmiertelnie niebezpieczny – dodała szybko.

Niewielkie drewniany budynki za palisadą nikły wśród drzew. Miasteczko, dobre sobie! Toż to ledwie leśna osada – pokiwała z niedowierzaniem głową rozglądając się wokół. Zdziwił ją spokój jaki panował w miasteczku. Jak na miejscowość co najemników wszelkich profesji potrzebuje jest wyjątkowo spokojnie... to jednak o niczym nie przesądza, zobaczymy co powie burmistrz – pomyślała.

Ich pojawienie się w mieście wywołało spore ożywienie. Dzieci, dorośli i starcy przyglądali się obcym. Niektórzy mieszkańcy spoglądali na przybyłych z zachwytem, inni z nadzieją, niektórzy z obawą. Byli też tacy, którzy patrzyli się spod łba, spluwając na ziemię, gdy karawana ich mijała.

W końcu wozy się zatrzymały przed karczmą. Niziołek pożegnał się z nimi, jednocześnie zapewniając, że powiadomi burmistrza o ich przybyciu.

Karczma „Pod Złamanym Toporem” okazała się całkiem przyjemnym przybytkiem. To co mogło dziwić i dziwiło przybyszów to dziwny podział jaki panował wśród miejscowych z których połowa wyglądała na smutnych i zmartwionych, a druga część na szczęśliwych i rozbawionych. Początkowo nikt nie zauważył pojawienia się grupy, dopiero po chwili toczące się rozmowy, spory zamarły, by po chwili odżyć ze zdwojoną siłą. Niewątpliwie tak barwna grupa jaką stanowili nowoprzybyli była doskonałym tematem do dyskusji. Dopiero powitanie pijanego krasnoluda, właściciela przybytku, sprawiło, że większość tubylców wróciła do swoich spraw.

*

Babcia Danusia, jak kazała siebie nazywać, usiadła po środku stołu. Na prawo od niej usiadł, milczący jak zwykle, Seraph, po lewej zaś Risha Cordia. Drobna, niska staruszka o zasuszonej twarzy i długich siwych włosach musiała wyglądać dość komicznie otoczona przez Serapha i Cordię z których każde było wyższe o przynajmniej trzy lub cztery głowy!

Po chwili do stołu podeszła szczupła kelnerka, która miała w sobie coś z krwi elfów i kokietki. Babcia uśmiechnęła się tylko patrząc jak kobieta próbowała wzbudzić zainteresowanie wśród mężczyzn. Pewne rzeczy są niezmienne – pomyślała przyglądając się sposobowi w jaki poruszała się kobieta.

- A dla mnie kawałek suchego chleba, sera i jakaś świeżą rybę dla Łapy. Zaś do picia wystarczy mi ciepła woda – powiedziała zapytana o to co chce dostać do jedzenia i picia. Otrzymawszy co zamówiła, wrzuciła do kubka z wrzątkiem kilka wybranych ziół z torby, którą miała przy sobie. To właśnie torba i laska, zawinięta w białą szmatę, stanowiły cały dorobek Babci Danusi.

*

Gdy skończyła jeść i pić, wyjęła z kieszeni niewielką fajkę, nabiła ją zielem fajkowym o słodkim zapachu, który rozszedł się szybko wokół. Muzyka mistrza Jezzara sprawiała, iż Aldana na chwilę zapomniała o całym świecie. Z rozmyślam na różne, odległe tematy wyrwało Babcię pytanie Cordii:

- A babcia? Samo kocisko tych zacnych kości nie ogrzeje - uśmiechnęła się pogodnie do babci Danusi.
- Zdziwiłabyś się dziecko co to kocisko potrafi – odpowiedziała życzliwie, po czym zwróciła się do córki karczmarza. – Jeżeli o mnie chodzi to wezmę niewielki pokoi. Młodość musi się wyszaleć, a ja muszę się wyspać! – stwierdziła filozoficznie. – Za kąpiel również dziękuję. – Popatrzyła się po zebranych, a przynajmniej po tych którzy byli obecnie i powiedziała – Jeżeli nie macie nic przeciwko przejdę się nad jezioro i rozejrzę po okolicy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 01-05-2009 o 20:13. Powód: drużyna ma 10, a nie 9 osób ;)
woltron jest offline  
Stary 01-05-2009, 22:05   #15
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Riviella jak zwykle bez apetytu przebierała w podanej kolacji wybierając to co pobudzi zmysł smaku. Dobrze czuła się przy Seraphu, nie wymagała od niego aby się przed nią otwierał za to tak jak on praktycznie nie sypiała krótkie godzinne drzemki wystarczały wcale nie odciskając na skórze po sobie piętna. W czasie gdy inni odpoczywali dobrze czuła się po prostu pilnując spokojnego ich snu, no i... na siłę nawet czasem zupełnie przyjacielsko głaszcząc po karku Serapha który także mało sypiał. Nie było to z jej strony wielkie wyróżnienie, lubiła kimś się opiekować jeśli tylko drugiej osobie to nie przeszkadzało.
Tak i teraz, podeszła do niego i wbiła pazurki w ramiona starając się delikatnym masażem troszkę go rozluźnić. Wydawało się jej że wcale nie jest taki zimny jakim się wydaje, trzeba by jednak wnieść troszkę ciepła w chłodne owite rutyną życie.

-Seraph masz rację, lecz jest też późno i wszyscy inni są zmęczeni.. niech odetchną troszkę. Osada zdaje się żyć mimo trudności więc aż tak niezwłoczne to być nie musi, zresztą nie wiemy jak delikatna jest sprawa.
...przerwała na chwilę...

-Co do Ciebie kochana Danusiu niestety muszę się nie zgodzić, jest późno, nie znamy okolicy, nie wiemy jaki problem wiąże się z tym miejscem więc samotne zwiedzanie jeziora to ostatnia rzecz na która można sobie teraz pozwolić. Jutro, w dzień i raczej tylko z kimś.. aż nie dowiemy się więcej o okolicy. - Zmierzyła babcię dość poważnym mimo to rozczulonym spojrzeniem, akurat w momencie kończącego się występu barda i delikatnie zaklaskała aprobując jego wysiłki. Bard był na prawdę skarbem tej drużyny i była pewna że nie raz dzięki niemu serca urosną zdwojoną siłą.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 02-05-2009, 00:21   #16
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Dialog napisany wspólnymi siłami Woltrona, Aeth, Kaitlin, Aveane.

---
- Nie martw się piękno elfko – Babcia spojrzała na paladynkę. Jej oczy wydawały się nieco ciut bardziej niebieskie niż zwykle. – Nie sądzę by groziło mi cokolwiek w tym miasteczku. Nie jestem ani tak piękna jak ty, ani na tyle bogata bym mogła wzbudzić czyjeś zainteresowanie – powiedziała Babcia z pewną nutką nostalgii. - Jestem niemal pewna, że ze strony tutejszych mieszkańców nic mi nie grozi. Nie sądzę by spotkało mnie coś gorszego niż pijany chłop, a z tymi sobie poradzę. Poza tym potrzebuję ruchu po dwóch tygodniach siedzenia na tkaninach Ferdinanda. Obiecuję wrócić przed zachodem słońca, a gdyby coś mi groziło przyślę Łapę z wiadomością. – kotka miauknęła cicho na potwierdzenie.

- O, rozprostowanie kości to też i coś dla mnie - uśmiechnęła się pogodnie Risha (może nieco nazbyt pogodnie, ale łatwo było to pominąć). - Bez ćwiczeń, nie ma formy, a bez formy ; cóż, więcej zmartwień o bezpieczeństwo własnych czterech liter - dodała beztroskim tonem. - Poza tym umieram z ciekawości, żeby poznać tutejsze zagrożenia. Ilość widłeł, na przykład...
Zamyśliła się z uśmiechem, po czym dodała:
- Jeśli pozwolisz Babciu, z największą przyjemnością pomogę ci podbić wszelkie męskie serca tego wieczoru - mrugnęła żartem do starej kobiety. Widać było, że osoba staruszki bardzo przypadła jej go gustu.

Babcia i elfka nie zdążyły odpowiedzieć, gdy do stołu podszedł Mago i zapytał się:
- Słyszałem dobrze o spacerku i niebezpieczeństwach?
- A zwierzęta, potwory, a... no dobrze - elfka wywinęła oczami po czym pewnie wtrąciła - ale pójdę z Tobą. - Czule przyglądała się chwile Łapie, kochała koty i było to zwierzę z którym się w jakiś sposób utożsamiała. Noc była blisko, jednak było jeszcze troszkę czasu by się rozejrzeć.
- A więc postanowione - Widząc zaskoczenie na twarzy hobbita dodała szybko - Idziesz hobbicie czy też czekasz na osobiste zaproszenie od króla Cormyru? - stwierdziła autorytatywnie Babcia z której biła zadzwiająca pewność siebie i dobry humor. Przeprosiła Cordię i ruszyła w stronę wyjścia. Łapa jednak pozostała w tyle, miauknęła żałośnie za panią, po czym spojrzała się zielonymi oczami na niziołka, a następnie na elfkę. - Miau - wydała z siebie głos raz jeszcze. Chwilę później wyszła z karczmy niesiona przez paladynkę. Mruczała z zadowolenia.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 02-05-2009 o 00:26.
woltron jest offline  
Stary 02-05-2009, 01:55   #17
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Przy stoliku awanturników zapadła względna cisza, co Mago wykorzystał na wyrażenie swojej opinii.
- Seraphie, nie bądź w gorącej wodzie kąpany. Musimy stwarzać pozory, niech nie myślą, że jesteśmy wścibscy. Najpierw trzeba postarać się zdobyć ich zaufanie – uśmiechnął się przebiegle. – Wiecie, jaki sposób bardzo dobrze działa?
Wstał, odwrócił się do przechodzącej obok Katie i cichutko spytał:
- Droga pani, ile liczycie sobie za dobre piwo? Takie, które ludzie tu lubią?
- Mocne czy raczej dla słabszych głów?
- Tak, żeby nie zasnęli - uśmiechnął się szczerze, a zarazem serdecznie. - Przypuśćmy, że dla panów mocniejsze, dla pań słabsze. Nie mam, rzecz jasna, na myśli, że kobiety mają słabszą głowę - rozłożył bezradnie ręce. - Po prostu przed wstawionym mężczyzną ktoś obroni, przed kobietą już nie.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, po czym rzekła:
- Proponuję wtedy Krasnoludzkiego Portera piwo dla takich, co to dużo piją i mają twarde głowy, jak na przykład Pan Eberk, a dla reszty Brązowy Pulsch. Pierwsze to 7 srebrników, a drugie aż dwa złocisze. Są to najlepsze piwa, jakie mamy.
Niziołek skrzywił się lekko, rozejrzał się szybko wokół i szepnął konspiracyjnie:
- Kurczę, na to stać mnie nie będzie - podrapał się zmieszany po głowie. - Może jednak coś tańszego?
Kelnerka uśmiechnęła się serdecznie i pomyślała chwilkę.
- Jeden kufel miejscowego browaru to będzie 5 miedziaków.
- To już brzmi przystępniej. Wie pani, wbrew pozorom podróżnicy nie są aż tak bogaci - westchnął cicho. - No cóż, ostatnie pytanie i nie zawracam już głowy, bo swoim gadaniem tylko czas szanownej marnuję. Proszę mi powiedzieć, jeśli łaska, gdzie niziołczych detalistów zastanę? Zapomniałem czegoś od nich - zacmokał niezadowolony.
- Są w swojej dzielnicy. Jeśli pójdzie miłościwy Pan główną drogą do bramy północnej, zobaczy Pan jezioro. Wtedy trzeba skręcić na zachód. Jest to jednak spory kawałeczek.
- Dziękuję, poproszę wtedy dla wszystkich - skłonił się lekko kelnerce, po czym szepnął do siebie w swoim ojczystym języku. - Przedstawienie czas zacząć.

Katie ruszyła do szynku, a Mago uśmiechnął się widząc, że Rulius przestał grać i zagrodził dziewczynie drogę. Idealnie się układa. Chłopak jest niezastąpiony. Przybrał minę naiwnego chłopca i zakrzyknął:
- Drodzy państwo. Proszę o chwilę uwagi!
Widząc, że tłum nie reaguje, włożył dwa palce do ust i gwizdnął. Po sali rozniósł się głośny, przeciągły świst. Tłum ucichł i zaczął szukać źródła dźwięku. Mago klepnął się w czoło, wskoczył na sąsiedni stolik, co siedzący przy nim ludzie podsumowali cichymi parsknięciami. Akrobata rozejrzał się wokół i krzyknął:
- Drodzy mieszkańcy tego zacnego miasteczka – przerwał na chwilę, czekając, aż wszystkie szmery ucichną. – Jesteśmy bardzo radzi, że przyjęliście nas tutaj. Niejedno po drodze słyszeliśmy o tym miejscu i powoli przekonujemy się, że wszystkie komplementy były prawdziwe! Chcemy odwdzięczyć się wam, że nas nie odrzuciliście – wyjął z kieszeni sakiewkę zawierającą sześć złotych monet i podniósł ją wysoko. – To są moje ostatnie oszczędności. Czekam na paczkę od mojej kochanej mamusi, miała mi wysłać kilka monet, żebym miał za co żyć. Te ostatnie oszczędności chcę poświęcić dla was, moi drodzy – rzucił mieszek w stronę szynku. - Zamówienie już złożone, ale powtórzę je wam wszystkim. Na dowód naszej wdzięczności: piwo dla wszystkich! – Ostatnie trzy słowa wykrzyczał, ile sił miał w swoich małych płucach. Tłum zaczął krzyczeć radośnie, stali bywalcy zaczęli poklepywać się po plecach, a siedzący przy stoliku mężczyźni nawet uścisnęli mu dłoń. Piwo błyskawicznie pojawiało się na stołach. Gdy tylko Mago otrzymał swój kufel, skorzystał z tego, że bard rozmawia z karczmarzem i ponownie zakrzyknął:
- Skoro nasz artysta jest zajęty, sami coś zaśpiewajmy. Dajmy mu zasłużony odpoczynek i pokażmy, że bywalec karczmy też zna pieśni!
Podniósł kufel w górę i zaczął śpiewać starą karczemną piosenkę, którą znał chyba każdy, kto spędził w przybytkach część swojego życia.


Piwo, piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.
Dawno, dawno temu, w historii daleko,
gdy do picia było chyba tylko mleko.
Żył raz sobie człowiek, co zwał się Jasiek Kiep
I stworzył cudowny, chmielowy napój, po którym szumiał łeb.

Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie, co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Jasiek Kiep, który wynalazł piwo,
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.

Dębowy Bęben, Trowi Pub, a także Szczur Pijany -
jednego możesz być pewien, tam browar Jaśka jest lany.
Więc chłopcy i dziewczęta o jedenastej dajcie STOP
I Jaśka wspominajcie, bo fajny był to chłop.

Raz, Dwa, Trzy, Cztery, Pięć...
Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Jasiek Kiep, który wynalazł piwo
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.

Zamieszaj w beczce słodu i chmielu sypnij w połowie,
od tego smarowania rozjaśni ci się w głowie.
Czterdzieści kufli dziennie zabije każdy ból,
a koszt to osiem pensów i podatku pensa pół.

Raz, Dwa, Trzy, Cztery, Pięć...
Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Jasiek Kiep, który wynalazł piwo
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.
Niech Żyje Jasiek Kiep!

Gdy tylko pierwsze słowa popłynęły z ust niziołka, obdarowani mieszkańcy chętnie się do niego przyłączyli. Z początku była to niewielka grupka, jednak z każdą chwilą pojawiał się nowy głos. W końcu na opornych spadła presja tłumu i nie było chyba osoby, która nie śpiewałaby z Mago. Po skończonej piosence wypił całe piwo duszkiem i podniósł w górę pusty kufel. Ludzie, podchmieleni swoimi i otrzymanymi napitkami, zaczęli klaskać i śmiać się. Leatherleaf zeskoczył ze stolika, odstawił kufel na tacę przechodzącej obok Katie. Widział, jak podczas piosenki śmiała się i śpiewała, jednak jej głos nie przebił się przez zgodny chór gości. Obdarzyła niziołka serdecznym uśmiechem, po czym pobiegła zbierać zamówienia, które posypały się jak piasek z dziurawego mieszka. Rulius ponownie zaczepił kelnerkę, po czym zaczął ponownie grać. Wracając do stolika Mago zauważył nawet uśmiechającą się córkę gospodarza. Cieszy się, że zarobi. Ha! Dwie pieczenie na jednym ogniu. Sypnij kasą, a już Cię lubią.

Po krótkiej rozmowie na temat spaceru ochoczo ruszył w stronę drzwi, oferując Babci Danusi swoje ramię.

-----
Piosenka z gry "Bard's Tale"
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 02-05-2009 o 02:18.
Aveane jest offline  
Stary 02-05-2009, 11:16   #18
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Coraz bardziej hałaśliwa atmosfera, coraz większe zamieszanie spowodowane zainteresowaniem kelnerkami, coraz większa uwaga, jaką swym zachowaniem przyciągali jej współtowarzysze sprawiała, że nawet zapchanie się chlebem i piwem tropicielce nie wystarczało. Z początku znajdowała jako-takie ukojenie w muzyce Ruliusa, ale gdy dźwięki jego instrumentu cichły, a do uszu zaczął wdzierać się przeraźliwy gwar rozmów, Risha już z trudem ukrywała pod maską kwaśnego uśmiechu swoje rozdrażnienie. Nie miała cierpliwości do ludzkich skupisk, zwłaszcza hucznych, tłumnych i rozemocjonowanych - i zazwyczaj z żartem na ustach po prostu od nich uciekała.

Kiedy zatem parę minut później powitało ją świeże, chłodne wieczorne powietrze, którego dotyk działał na nerwy lepiej, niż najpiękniejsza muzyka, Risha poczuła się niemal jak nowo narodzona. Wychodząc na zewnątrz, nabrała w płuca głębokiego oddechu i wręcz wyciągnęła przy tym obie ręce. Prawie tak, jakby witała się ze światem,
- To jest właśnie to, co ja nazywam relaksem - rzuciła. Lekki uśmieszek malował się na jej twarzy.
W tym czasie Babcia, paladynka oraz Mago pokonali już kilka kroków oddalających ich od karczmy. Tropicielka raźnym krokiem, ale spokojnym krokiem podążyła za nimi, lecz dopiero po chwili postanowiła się odezwać.
- Nie mogę się doczekać, żeby poprzeglądać się w odbiciu wody tego jeziora - o tym, że ironizowała, nie trzeba było się upewniać. - Ktoś wie, jak długo siedzieliśmy w tej karczmie? Bo o ile dobrze sobie przypominam, nasz wesoły przewodnik obiecywał powiadomić o naszym przyjeździe burmistrza. A burmistrz nękanego "plugastwami" miasteczka po prostu by czekał, aż sami zjawimy się z rana u jego progów? - Risha zawiesiła pytająco głos. - Pomyśleć by można, że zależało mu na "dzielnych śmiałkach"...
Nie było w słowach dziewczyny żadnej pychy, jak gdyby miała się uważać się za bohaterkę. Wręcz przeciwnie - przejaskrawienie sytuacji zdawało się być jej sposobem na spojrzenie na ich rolę w nieco krzywym zwierciadle. Ale w dalszym ciągu - pytanie kołatało się w jej głowie i tropicielka ciekawa była odpowiedzi.
 
Aeth jest offline  
Stary 02-05-2009, 11:43   #19
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- A burmistrz nękanego "plugastwami" miasteczka po prostu by czekał, aż sami zjawimy się z rana u jego progów? - Risha zawiesiła pytająco głos. - Pomyśleć by można, że zależało mu na "dzielnych śmiałkach"...

- Być może - odpowiedziała Babcia nie oglądając się na Rishę. Widać słuch miała ciągle bardzo dobry - ale pamiętaj moja droga, że na smoka polowaliście nie tylko wy, ale też wielu innych śmiałków. A to oznacza, że w okolicy jest wiele osób żyjących z zabijania potworów, strzyg i demonów - po chwili zaś dodała sarkastycznie - a także "ratowania" dziewic. Co zaś do naszego wesołego przewodnika, to zapewne jest obecnie zajęty rozładowywaniem towaru, pisaniem raportów albo jedzeniem... - Babcia popatrzyła się na Mago, który służył jej ramieniem i urwała wątek. - Wszystko się wyjaśni, wystarczy trochę cierpliwości...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 02-05-2009 o 11:52.
woltron jest offline  
Stary 02-05-2009, 12:33   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liadon uśmiechnął się lekko do Rivielli.
Ciekaw był, jakie myśli kryją się za piękną twarzą elfki.

Chociaż w zasadzie znali się już trochę czasu, to była to znajomość dość pobieżna. Z pewnością nie pasowało do nich typowo ludzie określenie o wspólnym zjedzeniu beczki soli...
Parę godzin spędzonym w swoim towarzystwie umożliwi wymianę paru słów, myśli, poglądów. Warto wiedzieć, kogo ma się przy swoim boku podczas podróży. A wiedział, prawdę mówiąc, niewiele.
Czasami wyglądało, jakby Riviellę coś... dręczyło? Może to nieodpowiednie słowo. Zamykała się wtedy w sobie. Znikała wówczas współczująca, pomagająca wszystkim kobieta, a pojawiał się ktoś nieco negatywnie nastawiony do reszty świata...

Bez wątpienia nie brakowało jej odwagi. I refleksu, co bez problemu można było to dostrzec podczas starcia z tamtymi goblinami.
Rozsądku również, na szczęście, jej nie brakło. Nie rzucała się jak idiotka do przodu, byle tylko pokazać światu, ile to jest warta. A, niestety, zdarzały się i takie kobiety, za wszelką cenę chcące udowodnić nie tylko swą równość, ale i wyższość nad mężczyznami.

Nie bardzo wiedział, czemu akurat z nim chciała spędzić noc. A raczej nocować w tym samym pokoju. Ale, prawdę mówiąc, niezbyt go to obchodziło.
Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
Nawet do jego uszu dotarły plotki o rytuałach czy też obrzędach, jakie ponoć musiała odprawiać paladynka ku czci swej bogini. Ludzie niekiedy byli zabawni. I wymyślali, i opowiadali przeróżne głupoty.



Nagła zmiana w natężeniu dźwięków odsunęła myśli Liadona od paladynki.
Rulis przestał uderzać w struny swej lutni i od wyśpiewywanej mowy wiązanej przeszedł do równie barwnej, acz potocznej.
Jego potencjalna zdobycz, choć na pozór bronić się nie potrafiła, wywinęła się z zastawianych na nią sideł. Co Liadon zauważył z pewnym rozbawieniem, ale i aprobatą.
Nigdy nie potrafił zrozumieć, czemu niektórzy uważają każdą dziewczynę pracującą w karczmie czy gospodzie za świadczącą również inne usługi. A to powodowało różne sytuacje. Od zabawnych po mało przyjemne. Dla obu stron.
Zakończone niepowodzeniem starania nie wpłynęły zbyt pozytywnie na humor Rulisa. I chociaż trudno było się temu dziwić, to Liadon jakoś nie potrafił wywołać w sercu wielkiego współczucia dla barda. Był przekonany, że wkrótce Rulis przeboleje i zapomni o tym zdarzeniu. Z pewnością nie pierwszym i nie ostatnim, nikt bowiem nie odnosił samych sukcesów.



Pełne ironii słowa Tengira zabrzmiały nieprzyjemnym zgrzytem.
I nieco zaskoczyły Liadona.
Chociaż minęło już ładnych parę lat, odkąd przebywał wśród ludzi, to ciągle jeszcze zdarzało mu się, że zrozumienie ludzkich czynów czy słów pozostawało poza jego zasięgiem.
Za grosz nie potrafił pojąć słów Tengira.
Co znaczyło określenie "miastowe wygody"? Kąpiel? Łóżko? I skąd ta ironia?
Już wcześniej zauważył coś takiego w jego wzroku...
Albo Tengir miał jakieś problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić, albo też miał całkiem ciekawe poglądy na temat elfów.
Może kiedyś sprawa się wyjaśni sama. W każdym razie on nie miał zamiaru wypytywać.
Ani poświęcać myśli temu człowiekowi choćby chwili dłużej.
Odwrócił się, by wtrącić dwa słowa do prowadzonej rozmowy.


Wypił kolejny łyk całkiem niezłego soku z owoców leśnych, a potem powiedział:

- Troszkę przesadzasz, Riviello - powiedział cicho. - Do zmroku zostało jeszcze parę godzin, a Babcia nie jest małą dziewczynką.

Babcia była co prawda młodsza i od Rivilli, i od niego, ale - uwzględniając ludzkie standardy - zaliczyć ją trzeba było do ludzi, używając ludzkiego, eufemicznego określenia, niezbyt młodych.

- Ostrożności nigdy za wiele, nie obawiam się chłopów. Nie znamy okolicy. W takim wypadku żadne z nas nie powinno poruszać się samotnie... Wiele już w życiu widziałam, a wiek ochronie życia nie służy. - Szepnęła delikatnie jakby miała nadzieje że ją zrozumie.

Liadon skinął głową. Z częściowym zrozumieniem.
Riviella była zdecydowanie nadopiekuńcza. Zapewne wpisane to było w jej powołanie. I nie warto było z tym dyskutować.

Obrócił się w stronę gospodyni.

- Czy ktoś mógłby wskazać mi pokój? - spytał.

Skwaszona, jakby nie dostała przed chwilą zapłaty, gospodyni spojrzała na Liadona z wyraźnym brakiem sympatii. Trudno było ocenić, czy kobieta miała pretensje do całego świata, elfów jako takich, czy też złośliwego gościa, co zamiast siedzieć przy stole i wydawać pieniądze ucieka do pokoju.

- Kate! - rozdarła się. Zgoła niepotrzebnie, bo dziewczyna była o parę kroków. - Pokaż panu pokój.

- Tak, proszę pani - odparła dziewczyna posłusznie. - Proszę za mną - zwróciła się do Liadona.

Liadon chwycił swój plecak i ruszył za dziewczyną. Miał zamiar, podobnie jak inni, wybrać się na mały spacer, a do tego plecak nie był mu potrzebny.



- To tutaj - Katie otworzyła drzwi. - Proszę bardzo.

Liadon rozejrzał się.
Pokój nie był duży.
Szafa, stolik, dwa krzesełka. Łóżko. Wielki kufer.
Wszystko porządnie wykonane. Widać było rękę solidnego rzemieślnika. A pościel wyglądał na czystą.

- W kufrze są dodatkowe koce - powiedziała Katie. - A wodę do kąpieli przyniesiemy w każdej chwili. Zabrać coś do wyczyszczenia? Wyprania? - spytała, spoglądając na plecak.

Liadon pokręcił głową.

- W tej chwili dziękuję, ale będę pamiętać. Proszę, to dla ciebie. - Srebrna moneta powędrowała do dłoni dziewczyny.

- Dziękuję - dygnęła uprzejmie.

- Proszę mi jeszcze powiedzieć, gdzie w mieście jest kowal? Albo sklepy?

- Kowala oczywiście mamy - odparła Katie - ale ciężko do niego trafic samemu. Sklepy są głównie w okolicy Dzielnicy Niziołków, czyli na targu, oraz przy Dzielnicy Kupieckiej.

- Skoro trudno trafić, to będę musiał rozpytać po drodze. Powiedz mi tylko, w którą stronę iść po wyjściu z gospody...
- Chyba, że polecisz mi jakiegoś przewodnika - dodał.

- Jak stąd wyjdziesz, panie, to skręć w lewo i idź główną drogą w stronę Północnej Bramy. W tym czasie niech pan podpyta miejscowych, a winni wskazać odpowiedni trakt. O ile się pana nie ulękną. Ludzie tu prości, toteż strachliwi.

To było dość dziwne. Zwykle ludzie, nawet w małych osadach, nie boją się aż tak przyjezdnych. Ale to już musiał sprawdzić sam. Prawdę mówiąc nie sądził, by ktoś z miejscowych miał się bać pojedynczego elfa. Bo i czemu.

- Czy w okolicy są jakieś ciekawe miejsca? Coś, co warto obejrzeć? - spytał. - Mam zamiar się trochę przespacerować.

Miał nadzieję, że przy okazji Katie wspomni coś na temat ewentualnych niebezpieczeństw, lub wprost odradzi taką wycieczkę. Nie doczekał się.

- KATIE! W MORDĘ ORKA! GDZIE TY JESTEŚ!? - dobiegł z dołu prawdziwy ryk.

- Pani Dagnal mnie woła... - powiedziała przestraszona Katie. I wybiegła, nie pomyślawszy nawet o zamknięciu drzwi.

Przynajmniej wiem, jak zwie się gospodyni - pomyślał Liadon.

Schował plecak do szafy i podszedł do okna.
Chociaż w budowanych przez ludzi pomieszczeniach nie czuł się jak w klatce, to jednak zawsze wolał mieć dopływ świeżego powietrza. I, o czym nie mówił głośno, możliwość szybkiego opuszczenia nieco mniej oficjalną drogą.

Przed wyjściem rzucił okiem na łóżko.
Było, przynajmniej na oko, wygodne. I na tyle duże, że dwie osoby, szczególnie tak szczupłe jak Riviella czy on, bez problemu mogły się zmieścić.
Uśmiechnął się leciutko.
Bez wątpienia Riviella była lepszym współlokatorem, niż na przykład Tengir.

Odruchowo sprawdził, czy ma przy sobie wszystko, co jest potrzebne do samotnego spaceru, a potem wyszedł. W przeciwieństwie do Katie zamknął za sobą drzwi.



W jadalni nie było już połowy z reszty kompanii.
Podszedł do stołu.

- Idę na mały spacer. Przed nocą powinienem wrócić - powiedział cicho.

A potem ruszył do wyjścia.
Po przekroczeniu progu, skręcił, zgodnie z tym co powiedziała Katie, w lewo.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172