Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2010, 00:29   #271
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Południowe Dęby, lasy Południowej Kniei – kryjówka Amry, południe


Amra z łukiem w ręku podeszła na wyznaczone przez samą siebie miejsce spotkania. Zastanawiała się, czy ta z Białą Branzoletą podejdzie sama czy stchórzy. Podeszła sama, czyli nie była aż takim tchórzem. Skoro tu przyszła i teraz stanęła tak blisko Amry nie była na pewno tchórzem, kto wie, może nie była też wcale taka głupia? Z resztą co pozostało Amrze? Sama i tak sobie nie poradzi. Już próbowała. Zhenci są za silni, o Trójcy nie wspominając. Ciągłe ukrywanie się w lesie nie wiele jej pomoże, zwłaszcza że oni mają druida. Już odnaleźli większość jej kryjówek. Z tych lepszych została jej już tylko ta. Gnolle mogłyby być rozwiązaniem, ale Trójca jest za sprytna. Już raz próbowała zbliżyć się do ich obozu i bardzo źle się to skończyło. Widać, córka Aramilla budziła respekt nawet wśród demonów. Zresztą to wcale nie było dziwne. Już nie raz pokazała, że trzeba się z nią liczyć. Gdyby tylko jej ojciec żył, nie byłby potrzebny jej nikt więcej. Z jego wiedzą i mocą roznieśliby wszystkich w pył. Niestety Tymora chciała inaczej. Amra spoglądała na idącą do niej kobietę i przypominała sobie jak to wszystko się zaczęło. Była wtedy na polowaniu. Nagle zerwał się potężny wiatr, ciemne chmury w mgnieniu oka zasłoniły słońce, zaczął padać ulewny deszcz a towarzyszyły temu częste uderzenia piorunów. Zaniepokoiło ją to i szybko zaczęła wracać do domu, wtedy zobaczyła dym, dużo dymu. Podkradła się do swojego Polany Druida i zobaczyła tam masę obcych ludzi. Na pewno nie byli to mieszkańcy Dębów, wyglądali raczej na najemnych zbirów. Mogło ich być zdecydowanie ponad tuzin, z czego znacznie więcej leżało martwych. Wtedy też ujrzała ciało ojca. Krew w niej zawrzała. Bez zastanowienia ruszyła do ataku. Zabiła z pół tuzina, gdy zorientowali co się dzieje. Niestety było ich za wielu i posiadali za dużą moc. Zwłaszcza ten grubas i drugi druid. Musiała dać za wygraną, ale poprzysięgła zemstę oraz nie pozwolenie, na zdobycie czterech branzolet. Okazało się, że to wcale jednak nie było łatwe. Zadanie okazało się znacznie trudniejsze. Potrzebowała pomocy a ta stojąca przed nią kobieta, była jej jedyną i ostatnią nadzieją.

- Zabili mojego ojca – powiedziała wprost – I zabrali mu branzoletę. Nim się połapałam mieli już trzy z sześciu. Zabili Eberka, nie został już nikt z tamtej grupy, nikt inny nam nie pomoże. Nilven oraz ten grubas są niebezpieczni. Jeśli zdobędą choć jeszcze jedną będą mogli odprawić rytuał, a wtedy wszystko na marne rozumiesz?! – syknęła elfka do zdumionej aasimarki.

Elfka już chciała coś dodać, powiedzieć coś więcej na temat całej tej sprawy, gdy nagle zaczęła się rozglądać. Spojrzała znowu na dziewczynę, a w jej oczach była furia.
- Przyprowadziliście ich tutaj! Śledzili was! – syknęła gniewnie i szybko dobyła łuku.

Kilkanaście metrów niżej wylądowały zaś dwa hipogryfy w znacznej odległości od siebie. Wyleciały nagle, zza zasłony drzew. Na jednym z nich siedział Stonar. Ubrany jak zwykle w swoją ciemną pelerynę wyglądał na złego do granic, mimo szyderczego uśmiechu, który jak zwykle gościł na jego twarzy. Zszedł powoli, jakby z ociąganiem się z swojego wierzchowca podnosząc ręce do góry.

- Nim zaczniesz do nas strzelać wariatko, wysłuchaj nas! – krzyknął w kierunku Amry.



Ta zaś spojrzała na drugiego stwora. Na nim siedziała dziewczyna o imieniu Nika, która walczyła gołymi pięściami a stylem walki przypominała kocicę. Nika szybko niezwykle zgrabnymi saltami znalazła się obok Stonara. Wraz z nią na hipogryfie siedział Kosef, który teraz z uśmiechem na twarzy schodził z zwierzęcia. Był ubrany inaczej niż dotychczas. Przyzwyczaił bowiem do tego, iż nosił się w czarnych, skórzanych kurtach. Teraz zaś miał na sobie kolczugę a przy sobie prócz miecza, także i stalową tarczę. Wyglądał na pewnego siebie i rozluźnionego.


- Ale najpierw – powiedział inny znajomy głos za pleców Amry. Elfka odwróciła się błyskawicznie. Na półce skalnej, gdzie wcześniej stała łuczniczka, teraz opierając się na swoim kiju stał Nilven – najpierw powiedzcie swoim towarzyszom, że mogą wyjść, bo i tak o nich wiemy. – rzekł do obu dziewczyn, a mówiąc o towarzyszach wskazał ręką kierunek



- Cholera jasna – szepnęła Amra – Są tu wszyscy. Aż pięć branzolet w jednym miejscu... – powiedziała do Arii, a ta szybko spostrzegła, że elfka się nie dziwi. – One miały bo jednej, białą i czerwoną. Nilven miał na ręku niebieską, Kosef czarną, a Stonar fioletową.

- Przedstawimy wam propozycję nie do odrzucenia! – ryknął gruby mag – Zostawicie Wasze branzoletki tam gdzie stoicie, a następnie uciekniecie gdzie pieprz rośnie! Doskonale wiecie, że nie macie z nami szans. Zhentarimowie was zmiażdżą! Więc już kurewki, odpinajcie błyskotki i spierdalajcie wraz z tamtymi tchórzami – Stonar także wskazał kierunek, gdzie ukrywali się teraz Mago, Liadon i Carmellia. – Chyba że chcecie robić za nasze dupy, to może dojdziemy do porozumienia, bo powiem wam, że Nika już mi się znudziła! – ryknął śmiechem, ale szybko się uspokoił. – Co więc powiecie?

Południowe Dęby, lasy Południowej Kniei, popołudnie

Babcia Danusia szła bardzo powoli. Zmęczenie odbierało jej siły. Kilkugodzinny sen nie wiele jej pomógł. Omal przecież nie zginęła w czasie bitwy jaka się rozpętała. To wszystko było takie nierealne, cała ta bitwa. Tyle śmierci, tyle niepotrzebnego cierpienia. I z jakiego powodu? Dla jakiejś błyskotki. Spojrzała na swoją rękę gdzie zapięta była zielona branozleta. Co ona mogła dać, czym była? Tego do końca babcia nie rozumiała, ale podejrzewała, że niedługo się przekona.

Każdy krok był katorgą, ale musiała iść, musiała powiadomić towarzyszy czy Dazaana o tym co zaszło. Gnolle nie były już zagrożeniem, ale za straszną cenę. Mimo wszystko trzeba było o tym powiadomić. Wysłać kogoś po ciała jej poległych towarzyszy, po broń, oraz wszystko co się mogło przydać. W końcu to jeszcze nie koniec. Decydująca bitwa się zbliżała. Stara czarodziejka szła powoli, krok za krokiem, rozmyślając o tym wszystkim. Czy można było tego uniknąć, jak to się skończy? Pytania bez odpowiedzi.

Aldana była potwornie zmęczona. Było duszno, gęsty las sprawiał wrażenie małej ilości przestrzeni. Wielokrotnie raniona czarodziejka, która bardzo intensywnie dziś czarowała, miała już serdecznie dość. Nagle jednak coś ją zainteresował. Serce podeszło jej do gardła. Kilkanaście metrów przed sobą, zobaczyła klęczącą przy drzewie kobietę – Fiarę. Pytanie tylko co ona tu robiła. Czemu była taka zakrwawiona?

Kobieta podeszła do kapłanki. Ta trwała nieruchomo niczym posąg, w końcu czarodziejka dotknęła ją lekko palcem, a ta podskoczyła jak oparzona. Odwróciła się za siebie, spojrzała na Aldanę.

- Gdzie jestem co ja tu robię? – spytała zaskoczona rozglądając się po czym nagle rozpromieniła się w uśmiechu – Mój Pan znowu mnie uratował. A co z Tobą? – spojrzała na staruszkę przerażonym wzrokiem. – Co się stało?

-----
Komentarze dam już w poniedziałek. Pozdrawiam.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 29-03-2010, 18:38   #272
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liadon ze starannie ukrywanym niepokojem obserwował idącą na rozmowę Arię. Co prawda nie ulegało wątpliwości, że w razie kłopotów sprawianych przez Amrę niewiele zdoła zrobić, ale mimo tego gotowy był do ewentualnej reakcji.
I opłaciło się, chociaż kłopoty pojawiły się z całkiem innej strony. Albo nawet dwóch stron...
Stonar, Kosef, Nika... I Nilven.
Cała wesoła gromadka.
Nieźle.

O ile w przypadku Arii i Amry zdawać się mogło, że mimo pewnych różnic zdań, jakie zaistniały w przeszłości, panie mogą dojść do porozumienia, o tyle w przypadku nowych uczestników spotkania do zgody raczej dojść nie mogło. I nie chodziło o to, że przy poprzednim spotkaniu z grubaskiem popłynęło trochę krwi. Propozycja jaką przedstawił Stonar była nie tylko obraźliwa, ale i nie przyjęcia. Przynajmniej z punktu widzenia Liadona.

Może źle robił, podejmując decyzję na własną rękę, nie czekając na to, co powiedzą inni. Może któreś z nich zechciałoby załatwić sprawę pokojowo, albo też rozegrać wszystko w inny sposób.
Być może.
On nie miał zamiaru czekać.
Zanim jeszcze Stonar skończył mówić Liadon wystrzelił w stronę Kosefa pierwszą strzałę. Ułamek sekundy później w ślad za pierwszą podążyła druga. Trzynaście metrów dzielących go od Kosefa to dla strzał była żadna odległość.

Niech Amra zajmie się Nivelenem, Aria - grubaskiem. Dla pozostałych niech będą 'zwykli' przeciwnicy.
Dobrze by było, gdyby Aria przywołała gryfa... Albo żeby poprosiła niebianina o pomoc. Ale to już zależało od Arii, a ona miała dosyć oleju w głowie by wiedzieć, co należy robić.
W ostateczności mogą skoczyć do wody. Dziesięć metrów... Niewiele.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2010, 21:16   #273
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Z duszą na ramieniu Aria wspinała się na miejsce spotkania. Ciągle zastanawiała się czy Amra nie wsadzi jej przypadkiem żelaza między żebra albo po prostu zrzuci do leśnego jeziorka zabierając bransoletę.

Po raz pierwszy stanęła tak blisko przybranej córki druida, że mogła jej spojrzeć w oczy i spróbować odgadnąć czy nie kłamie. To chyba był też pierwszy raz kiedy mogła z nią porozmawiać spokojnie, lecz bez owijania w bawełnę. Z napięciem obserwowała swoją rozmówczynię, ale nic nie wskazywało na to, że miałaby zaraz zaatakować.

- Zabili mojego ojca – powiedziała wprost – I zabrali mu bransoletę. Nim się połapałam mieli już trzy z sześciu. Zabili Eberka, nie został już nikt z tamtej grupy, nikt inny nam nie pomoże. Nilven oraz ten grubas są niebezpieczni. Jeśli zdobędą choć jeszcze jedną będą mogli odprawić rytuał, a wtedy wszystko na marne rozumiesz?! – syknęła elfka. Było mniej więcej tak jak zdążyła się domyśleć. Amra uważała, że ona, jej drużyna i Kosef współpracują. Jej rozmówczyni chciała jeszcze coś dodać, lecz nagle zaczęła się rozglądać, a gdy znów spojrzała na Aasimarkę ta cofnęła się o pół kroku, a twarz oblekła się bladością i ściągnęła się w maskę bezbrzeżnego zdziwienia.

Przybyły osoby, które były ostatnimi jakie chciałaby tu widzieć. I sprawiły, że sytuacja nie stała się ani o milimetr łatwiejsza. Aria przygryzła wargę analizując sytuację. Może i mieli przewagę liczebną nad przybyszami, ale kto wie, co jeszcze mieli w zanadrzu. Jedno było pewne: jeśli chcieli zabrać białą bransoletę będą musieli zdjąć ją z jej trupa.

Pierwszy zareagował Liadon posyłając strzały w kierunku Kosefa. Aria nie wiedziała czy trafił i zrobił cokolwiek temu zdrajcy, bo zwróciła swój wzrok w stronę Stonara. Ostatnio niemal go pokonała za pomocą gryfa, ale tym razem brązowa figurka była dla niej jedynym ratunkiem, gdyby stwierdziła, że sytuacja jest beznadziejna. Sięgnęła więc do kieszeni i namacała jasny włos niebianina.

- Athelstanie, pomóż nam! – wykrzyknęła wypuszczając włos z dłoni. Jednocześnie drugą rękę skierowała w kierunku grubego maga i wykrzyczała zaklęcie przywołujące pięć magicznych pocisków.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 18-04-2010, 15:18   #274
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Babcia Danusia i Matka Fiara

Matka Fiara ocknęła się. Przez chwilę bezradnie i z ogromnym zdziwieniem rozglądała się po najbliższej okolicy, aby w końcu utkwić wzrok w Aldanie:
- Co się stało? - zapytała zapominając o własnej radości mieszającej się z bólem. Lathander znów miał ją w swej opiece i znów udało się odeprzeć pokusę. Tym razem się udało, jednak co będzie następnym razem... O ile będzie następny raz.
- Obawiam się, że nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie - powiedziała staruszka.
- Ah... Nie, ja myślałam... - Fiara przytrzymując się drzewa z trudem wstała i kontynuowała po chwili potrzebnej do zdławienia grymasu bólu: Myślałam o tym co stało się z Tobą... Która może być godzina? - spojrzała w górę starając się dostrzec słońce gdzieś ponad koronami drzew.
- Jakieś dwie godziny do wieczornej modlitwy... o ile nie straciłam rachuby. Co zaś do twojego pytania o to co się ze mną działo to nie miejsce i nie czas na takie opowieści. - W głosie Babci nie było złości, ani tym bardziej irytacji na kapłankę, a wręcz przeciwnie: staruszka była wdzięczna bogom, że spotkała w lesie istotę przyjazną sobie. - Wystarczy ci wiedzieć, że moja misja nie powiodła się, ale miasteczku nie grozi już zagrożenie ze strony gnolli... ani istot które stały za nimi stały, choć Krukowi i Rivelli przyszło za to płacić najwyższą cenę, a ja sama ledwo uszłam z życiem. Obawiam się jednak, że to opłacone krwią zwycięstwo niewiele zmienia. W cieniu nadal kryje się Wiedźma Nocy, ostatnia z przeklętej Trójcy, a także Kosef i jego ludzie... Ale dosyć o tym, bo zastanie nas tu noc, a odnoszę wrażenie, że nam obu nie starczy sił do walki.
- Niech bogowie otoczą naszych zmarłych swoją chwałą, a nam pozostawią wspomnienia ich bohaterstwa - Fiara wyrecytowała początek modlitwy za tych, którzy zginęli i spróbowała zrobić mały krok. Zachwiała się mocno w ostatniej chwili łapiąc gałęzi drzewa. Tak, iść należało bardzo ostrożnie. Spojrzała na babcię Danusię zauważając, że wszystko co można było zrobić w polowych warunkach zostało już wykonane. Kapłanka w niczym więcej nie mogła pomóc. Jednak należało jak najszybciej dostać się do Południowych Dębów, aby powiadomić pozostałych o sytuacji i podjąć dalsze kroki. Matka Fiara rozejrzała sie po okolicy starając się ustalić gdzie dokładnie się znajduje i po chwili wahania zaczęła iść w kierunku, który wydawał się właściwym. Po kilku drobnych, sztywnych krokach kontynuowała:
- Masz rację... Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do wioski. Tam również wiele się wydarzyło - powiedziała ze smutkiem w głosie i dodała: jednak najpierw znajdźmy się w wiosce.
- Najpierw znajdziemy ci jakiś kij, a najlepiej dwa cobyśmy miały się na czym oprzeć - stwierdziła Babcia. Po chwili staruszka stała z dwoma kijami: dłuższy był dla Fiary, krótszy dla niej samej. Czarodziejka podała kapłance, a następnie powiedziała do swojej kotki, głaszcząc ją za uchem: dobrze się spisałaś. Ruszajmy.
- O. Dziękuję - powiedziała kapłanka biorąc kij. Jej myśli najwyraźniej nie funkcjonowały jeszcze w pełni poprawnie, bo sama jakoś nie wpadła na ten prosty, a jednocześnie skuteczny pomysł...


Matka Fiara szła wolno, nawet opierając się na kiju - szła wolno... Samo iście zajmowało dostatecznie dużą część jej umysłu, aby nie podejmować nawet prób nawiązania czy podtrzymywania rozmowy jaką panie toczyły jeszcze przed chwilą. Fiara po prostu chciała dojść do wioski i jednocześnie nie opóźniać za bardzo marszu Babci Danusi. Kapłanka koncentrowała się więc bardziej na podążaniu niż na podziwianiu lasu, czy rozważaniu co ostatnio stało się w jej życiu i w życiu Południowych Dębów. Jedna myśl tylko ciągle kołatała się w jej przemęczonym umyśle - myśl, że to swoistego rodzaju koniec; że niezależnie jakie będą dalsze losy Dębów - coś właśnie się skończyło, czy właśnie się kończy...
 
Aschaar jest offline  
Stary 25-08-2010, 10:05   #275
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Gdy kobiety powróciły do wioski Matkę Fiarę zaskoczył brak straży przy bramie. Dopiero po jej minięciu zauważyła, że wioska jest dziwnie wyludniona.
- A cóż tutaj się stało? - zakrzyknęła prawie czując napływającą znikąd falę gorąca i nieznośnej duchoty.
- Nie wiem, ale obawiam się, że dowiemy się szybciej niżbyśmy tego chciały - odpowiedziała Babcia przygnębiona tym co zobaczyła.
- Ale... - Matka Fiara zawiesiła głos starając się uspokoić własne myśli i skoncentrować - Być może ludzie zgromadzili się przy domu burmistrza? - zastanowiła się głośno po raz kolejny boleśnie uświadamiając sobie, że zwyczajowe miejsce spotkań - plac przed świątynią Lathandera - nie istniało...
Matka Fiara pełna najgorszych przeczuć skierowała swe szybkie, ale chwiejne kroki w stronę domu burmistrza. Zrezygnowana Babcia podążyła za Matką Fiarą.

Otaczała ich pustka i dziwna cisza, której nie odważył się przerwać żaden ptak, pies, kot czy inne stworzenie chodzące po ziemi. Miasteczko sprawiało wrażenie, jakby zostało nagle opuszczone, gdyż tu i ówdzie walały się rzeczy osobiste porzucone przez mieszkańców, choć Babcia wątpiła w to, że Daazan lub ktokolwiek z Południowców zaryzykowałby ucieczkę przez las pełen gnolli, demonów i ludzi czarodzieja przezywanego „Szalony”. Nie pozostawało im nic innego jak przeszukać miasteczko. Wybór padł na dom burmistrza, który choć spalony leżał w dzielnicy niziołków, a ta przez swoje położenie wydawał się naturalnym i logicznym wyborem na ostatnie miejsce obronny, gdyby coś poszło nie tak. "A widocznie poszło" pomyślała Babcia rozglądając się uważnie na boki.

Kiedy kobiety znalazły się na miejscu okazało się, że i tutaj nikogo nie ma. Również po drodze nie spotkały nikogo, co było bardzo dziwne i niepokojące. Kiedy Fiara bezradnie rozglądała się po okolicy domu burmistrza starając się zmusić swój umysł do jakiejś sensownej reakcji i myśli kątem okaz dostrzegła, że Babcia Danusia stara się utkać jakieś zaklęcie. Jednak nim zdążyła zapytać towarzyszkę o to co robi; kobieta osunęła się na ziemię. Matka Fiara odrzuciła więc rozmyślania na bok i zajęła się najpilniejszą w chwili obecnej sprawą - cuceniem Babci. Zajęło jej to dobrą chwilę, nim stara kobieta odzyskała przytomność. Babcia usiadła i wytarła krew, która poleciała jej z ust.
- Nie dobrze - powiedziała do kapłanki wyraźnie przestraszona kobieta - jesteśmy otoczeni magią... potężną magią. Nie potrafię powiedzieć co jest jego źródłem, boję się jednak że mieszkańcy Południowych Dębów są w straszliwym niebezpieczeństwie - stwierdziła. Po chwili zaś z torby wyjęła swoją kotkę-chowańca, która smacznie sobie spała. - Pomożesz nam szukać mieszkańców tego miasta, masz ostrzejsze zmysły niż my... Może spróbujmy wejść na najbliższe wzgórze lub do najbliższego wysokiego budynku... może stamtąd zobaczymy co się dzieje?
Matka Fiara przytaknęła rozglądając się jednocześnie za najbliższym punktem, który mógłby być wykorzystany do obserwacji: - Może z domu Małego Toma będzie coś widać? - wskazała budynek nieopodal na niewielkim wzniesieniu. Jak pamiętała nawet z progu rozpościerał się widok na znaczną część Południowych Dębów, a w tej sytuacji nikt chyba nie będzie miał im za złe jak wejdą do środka bez zaproszenia...

Nikt nie miał im za złe, że weszły do środka domu Małego Toma, ponieważ nikogo w środku nie było. Dom był pusty, podobnie jak całe miasteczko. Zmęczona Babcia pierwsze co zrobiła to udała się do niewielkiego pomieszczenia w którym Tom trzymał swoje zapasy. Staruszka wyciągnęła chleba, sera, a także słabe korzenne piwo i postawiła je na stole. Następnie wyjęła nóż i ukroiła sobie słuszny kawałek chleba i sera, po czym zjadła go ze smakiem. Być może sytuacja w miasteczku była zła, ale Babcia po długim marszu była bardzo zmęczona i potrzebowała usiąść chociaż na krótką chwilę. Dopiero gdy skończyła jeść i pić udała się na pierwsze piętro skąd miał się rozciągać widok na znaczną część Południowych Dębów. Na miejscu okazało się jednak, że rosnące wokół drzewa skutecznie uniemożliwiają rozeznanie się w sytuacji Południowych Dębów. Babcia wyraźnie rozczarowana wróciła na dół. Sytuacja zmieniała się gdy do domu przybiegła Łatka. Chowaniec od razu podszedł do Babci i zamiauczała w dość nietypowy, przynajmniej według Fiary, sposób. Staruszka uważnie wysłuchała swojego chowańca po czym powiedziała do kapłanki:
- Mówi, że coś się dzieje na wzgórzu cmentarnym, ale nie wie dokładnie co, ponieważ nie podchodziła bliżej. Twierdzi, że okolica pachnie ludźmi - wypowiadając te słowa Babcia zawahała się na moment, ponieważ dokładne słowa kotki brzmiały "pachnie żywym ludzkim mięsem". - Myślę, że powinniśmy się tam udać.
- Zdecydowanie - odparła Matka Fiara tknięta dziwnym przeczuciem. Brak mieszkańców w wiosce i jakiekolwiek wydarzenia na wzgórzu cmentarnym nie wróżyły niczego dobrego.

Kobiety skierowały swe kroki w stronę cmentarza. Obie były niespokojne, ponieważ wieści jakie przyniosła Łatka były bardziej niż niepokojące. Co stało się z mieszkańcami Południowych Dębów? Dlaczego znaleźli się na Cmentarnym Wzgórzu – na te pytania kobiety nie potrafiły odpowiedzieć. Gdy Babcia i Matka Fiara doszły w pobliże cmentarnego wzgórza, zza drzew je otaczających dostrzegły olbrzymie ognisko. Ostrzeżone przez kotkę Babci kobiety podkradły się bliżej, starając się skryć wśród drzew i cienia. To co zobaczyły zszokowało obie kobiety; na ziemi, jedne obok drugiego, leżeli mieszkańcy Południowych Dębów pogrążeni we śnie, zaś na środku wzgórza płonęło, mieniące się wszystkimi kolorami, ognisko wokół którego tańczyła bardzo stara kobieta. Jeszcze bardziej zszokowało Babcię i Fiarę kolejne odkrycie, że tańczącą staruszką była... samą Babcią. Starsza kobieta przeklęła szpetnie, ale nic więcej nie powiedziała skupiając się na tym co robi istota, która się pod nią podszyła. A ta odprawiała jakiś potężny rytuał związany z energią życiową, a być może z przywołaniem...

„Czyżby Wiedźma Nocy?" pomyślała obserwując samą „siebie”. „Byłby to rozsądny ruch z jej strony. Podszywając się pode mnie łatwo zyskałaby zaufania mieszkańców Południowych Dębów i mogłaby ich wykorzystać do swoich celów, mówiąc na przykład, że znalazła magiczny sposób na powstrzymanie Trójcy, gnolli i całego zła." pomyślała patrząc na taneczne ruchy kobiety. "Czas się nam kończy, trzeba działać" dodała po chwili, po czym odezwała się do Fiary:
- Nie wiem czym jest istota, która przybrała moją postać... Może jest to wiedźma nocy, a może coś innego, ale nie możemy pozwolić by to coś dokończyło czar. Spróbuję „ją” odciągnąć od mieszkańców, a ty Fiaro spróbujesz obudzić Daazzana i resztę. Cokolwiek rzuca ta istota najwyraźniej potrzebuje do tego mieszkańców... - Staruszka wyjęła z torby niewielki kawałek niebieskiego materiału i rozerwała go na dwa kawałki. Większy zawiązała sobie na prawej ręce, a mniejszy na szyi swojego chowańca - W ten sposób łatwiej będzie ci łatwiej mnie poznać. Gotowa? – zapytała się kapłanki.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 06-09-2010, 15:06   #276
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Carmelia
(Sonadora)

Zimna furia ogarnęła Carmellię kiedy zorientowała się co jest grane. Przy wodospadzie znaleźli się wszyscy ich wrogowie, cholernie niebezpieczne skurczybyki. Do wszystkich miała coś osobiście, poza sprawą bransolet. Nika wkurzyła ją podczas walki na cmentarzu, Nilvena nie cierpiała z całych sił, od początku nie wzbudził jej zaufania, Kosef podpadł jej tym, że to podczas próby wyśledzenia go Kavin został ranny. Stonar zaś już dwa razy zdołał nawiać. Do trzech razy sztuka, pomyślała uśmiechając się wrednie. No i ich koleżka szczurołak zrobił z niej potwora.
Ale największym ich przestępstwem, które najbardziej rozjuszyło Carmellię było to, że wszyscy okazali się Zhentami.


Kiedy słyszała obleśny głos Stonara aż się w niej gotowało. Przepełniona nienawiścią zaczęła wydobywać z pochew swoją broń. Rozległ się metaliczny dźwięk, kiedy uniosła oba ostrza. Sejmitar rozbłysnął w jej dłoni, jej gniew tylko potęgował żarzenie się klingi.
Liadon i Aria zareagowali błyskawicznie, posyłając strzały i pociski w stronę wroga. Carmellia nie była gorsza. Mrużąc oczy zaczęła się szybko rozglądać za swoją pierwszą ofiarą.




Liadon
(Kerm)

Liadon zaklął bezgłośnie, gdy obie strzały minęły cel.
Jakim cudem chybił? Tego nie wiedział, ale nie miał czasu na rozmyślania czy wylewanie łez. Tuż przed nim, nie wiadomo skąd, pojawiły się dwa dość duże, paskudnie wyglądające stwory.


Liadon w ostatniej chwili zasłonił się tarczą, na której zatrzymał się atak pierwszego potwora. Jednak z drugim nie miał już tyle szczęścia.
Elf cofnął się o krok,gdy trafiły i zęby, i pazury stwora, ale nie miał zamiaru dać się bezkarnie zabić. Ostrze miecza zatoczyło dwa niewielkie łuki, znacząc na brązowawej skórze przerośniętej jaszczurki dwa głębokie, krwawe ślady. To jednak nie wystarczyło, by powalić zębate i pazurzaste stworzenie na ziemię.
Jakby było mało dotychczasowych przeciwników, nagle przed Liadonem pojawił się kolejny. Tym razem nadmiernie wyrośnięty wilk. Atak dwumetrowej ponad bestii zaowocował kolejną raną. W dodatku Liadon z ledwością utrzymał się na nogach. A co gorsza dobiegające z różnych stron okrzyki świadczyły o tym, że nie tylko on był w tarapatach.
Cóż... Miał na karku dosyć kłopotów, by nie móc zajmować się innymi członkami drużyny. Uniósł miecz, by rozprawić się z ranioną wcześniej wielką jaszczurką, gdy nagle ta rozpłynęła się w powietrzu, jakby nigdy nie istniała...

Zaskoczony Liadon rozejrzał się po polu bitwy.
Stonar leżał bez ruchu u stóp Mago. Ale inni mieli kłopoty. W tym i Aria... Aria której miał strzec. Którą miał chronić.
Biegiem ruszył w jej stronę.
Wielki wąż, aktualny przeciwnik czarodziejki, zostawił swoją tymczasową ofiarę i zaatakował nadbiegającego Liadona. Widać uznał go za bardziej groźnego przeciwnika. Albo nie spodobały mu się otaczające Arię płomienie...
Elf tarczą obronił się przed atakiem węża, a potem zadał cios... Jedno uderzenie starczyło, by gad padł martwy na ziemię.
Liadon spojrzał w stronę, gdzie Mago i Car zmagali się ze swymi przeciwnikami. Niziołek dawał sobie jakoś radę, ale Car...
- Załatw go - rzucił Liadon do Arii, ruszając w stronę Kosefa. Gdyby Aria miała w zapasie jakieś ciekawe zaklęcie, mógłby jeszcze spróbować pomóc Car. Jeśli nie... Sam zabije Kosefa, a potem...
Potem się zobaczy.


Carmelia
(Sonadora)

Carmellia unosząc broń pomknęła w stronę Niki. W pierwsze uderzenie sejmitarem włożyła całą swoją furię. Na jej twarz wypłynął uśmiech triumfu kiedy ostrze gładko weszło raniąc głęboko ciało przeciwniczki. Po chwili zamienił się w grymas bólu, kiedy Kosef pojawił się znikąd i potężnie trafił ją w rękę. Zachwiała się lekko, podrzuciła broń wymykającą się jej z dłoni. W myśli zganiła się za swoją nieuwagę. Nika nie dała jej dużo czasu na przemyślenia, od razu atakując, Carmellia skupiła się więc na unikaniu jej ciosów. Gdzieś tam Stonar przyzwał do pomocy stwory, Car jednak postanowiła całą swoją uwagę zwrócić ku atakującej ją parze, przynajmniej dopóki potwory nie stały by się większym zagrożeniem dla niej, bądź jej towarzyszy.

Carmellia i Kosef zwarli się w walce. Im dłużej wymieniali uderzenia tym bardziej Car czuła, że jej ranna ręka słabnie. Ciepła krew spływała po ciele denerwująco drażniąc i łaskocząc skórę. Dziewczyna odrzuciła włosy ze spoconej twarzy, i cofnęła się przed wkraczającą Niką. Rzuciła się w stronę mężczyzny. Obracając się o centymetry minęła jego ostrze i trafiła w nieosłonięte miejsce, jednocześnie uchylając się przed kopniakiem mniszki. Odskoczyła w bok i zyskując cenne sekundy zdążyła przygotować się na kolejny atak. Opuściła rękę z mieczem dając jej chwilę odpocząć, więcej krwi pociekło i spłynęło na ziemię. Kosef uznał to widocznie za oznakę słabości i rzucił się w gwałtowny wypad. Carmellia odczekała na właściwy moment i spokojnie podbiła mu ramię sejmitarem. Będąc w trakcie tego manewru nie zdążyła jednak uniknąć kolejnego ciosu Niki.

Chwilę później jej postanowienie o nie skupianiu uwagi na otoczeniu zniszczył Stonarowy wilk, który pechowo zacisnął szczęki na obolałym już ramieniu. Carmellia próbowała strząsnąć go z siebie, ale zwierz dziko kłapał zębami rozrywając skórę. Krzycząc i klnąc Car runęła na ziemię. To zdecydowanie nie był jej dzień. Szybko sięgnęła w głąb siebie i przywołała moc. Kiedy w ramię wpłynął strumień energii odbudowując zerwane mięśnie i pomagając skórze zrosnąć się na jej oczach rozegrała się tragedia. Nad sobą ujrzała klingę Kosefa. Więdziała, że nie zdąży wstać, zacisnęła palce nie do końca jeszcze zaleczonej ręki na swojej broni szykując się na desperacką próbę sparowania ciosu. Jednak ten jej nie dosięgnął, Athelstan runął na wojownika raniąc go poważnie. Wszystko potem potoczyło się tak szybko… Kosef coś zrobił ze swoim ciałem, coś magicznego. Opuściło go jakby zmęczenie, a ruchy stały się szybsze i bardziej precyzyjne. Trafiony niebianin podkurczył dziwnie skrzydło, dostał w rękę. Rany tropicielki zamknęły się. Szeroko otwartymi oczami patrzyła jak Kosef po raz ostatni trafia Athelstana. Ostrze przebiło skórę szyi, weszło głęboko…
-NIEEEEEEEEEE…! – Carmellia poderwała się na nogi. Ból i furia rozdzierały ją od środka.
Stanęła naprzeciw Kosefa, rzucając mu najbardziej mordercze spojrzenie na jakie było ją stać.
- Tyyyy… - syknęła przez zaciśniete zęby i rzuciła się na niego. Z nową siłą, którą dał jej gniew i chęć zemsty trafiła dwukrotnie. Ale nie tylko ona była wkurzona. Mocno ranny Kosef uniósł wysoko broń. Car zdążyła tylko skrzyżować własną, żeby obronić się przed jego ciosem. Z ogromną siłą spuścił ostrze uderzając w zaporę. Car ze zdumieniem patrzyła jak jej miecz pęka pod siłą uderzenia. Uniosła głowę i ostatni raz spojrzała w pełne nienawiści oczy Kosefa. Chwilę później osunęła się na glebę.

Kiedy szybowała ku ziemi czas się dla niej zatrzymał. Ujrzała leżące bezwładnie ciało niebianina z podkurczonym skrzydłem. Jej serce ogarnął chłód. Pomyślała o pocałunku jakim obdarzył ją poprzedniej nocy.. Wydawało się to tak niedawne, a równocześnie tak odległe… A teraz traciła przytomność, umierała razem z nim. Jej ciało z hukiem padło u stóp Kosefa.


Spod przymkniętej powieki wypłynęła pojedyncza łza.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-09-2010, 17:55   #277
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Pięć magicznych pocisków, które cisnęła w Stonara sięgnęło ("Dzięki ci, Mystro!") swojego celu, raniąc wrogiego czarodzieja. W jego oczach Astearia zobaczyła nienawiść tak silną, że gdyby mógł zabiłby ją samym tylko wzrokiem. Tuż obok niej Amra strzelała do Nilvena trafiając tylko dwa razy, który w odpowiedzi przyzwał do pomocy dwa węże. Aasimarka wzdrygnęła się i cofnęła, i to chyba właśnie uratowało jej życie, gdy leżący najbliżej płaz po prostu chybił.

Nie miała jednak czasu na dłuższe zastanawianie się nad bliskością nieuchronnej śmierci. Skupiając się na splocie cisnęła w upierdliwego druida kulę ognia, a zaraz za nią poleciały kolejne strzały elfki. Jednak to sprawiło, że Amra odsłoniła się. Jeden z przyzwanych węży ukąsił elfkę, a potem owinął się wokół niej jak jakaś groteskowa lina. Zaklinaczka zapewne podzieliłaby jej los, gdyby nie niezastąpiony Mael, który spadł z wysokości na węża atakując jego oczy. Gad jednak okazał się być szybszy - jednym kłapnięciem zabił chowańca, a potem pożarł go na oczach nie do końca rozumiejącej to zaklinaczki. Aria poczuła nagle, że kontakt, jaki miała niemal przez całe życie ze swoim lotnym przyjacielem, urwał się, a ona nie potrafi odnaleźć już tej cieniutkiej nici jaka ją z nim łączyła. To było wstrząsające doświadczenie, Aria czuła się tak, jakby właśnie umarła część niej samej. I jednocześnie poczuła się tak, jakby właśnie utraciła jedyny dowód na to, że postać tak uwielbianego przez nią ojca właśnie stała się tylko wytworem jej wyobraźni. Nagle pole jej widzenia zwęziło się i obraz stał się szklisty i niewyraźny. Zamrugała i poczuła jak dwie duże i mokre krople spływają po jej policzkach, a to wznieciło w niej ogień gniewu. Tuż obok niej jak spod ziemi wyrósł warczący i toczący pianę wilk, który powalił ją na ziemię. Aria spojrzała na niego pełnymi łez oczyma, nim zdołała unieść ręce i wykrzyczeć zaklęcie wilk zniknął, jak gdyby był tylko jej przewidzeniem. Nie zastanawiała się nad tym, zbyt oszołomiona nagłą śmiercią Maela. Nie zastanawiała się też, co robi gdy rzuciła na siebie ognistą tarczę, lecz swój błąd pojęła dopiero gdy Amra zniknęła w jeziorze poniżej niej. Za nią wskoczył też ten przeklęty druid zamieniając się przy tym w rekina.

Aria zaklęła szpetnie i uniosła ręce. Obok niej dokonał żywota zabójca jej chowańca. To Liadon rzucił się jej na pomoc. Zaklęła jeszcze szpetniej, po czym skupiła się na zaklęciu. Jeśli to nie podziała, to są ugotowani. Stała tam modląc się do Mystry o przychylne spojrzenie na swoją niezbyt gorliwą, lecz wierną wyznawczynię. Pełne napięcia sekundy mijały, gdy z wody wydostała się mocno krwawiąca Amra. Aasimarka pozwoliła sobie na oddech ulgi, lecz widziała w jakim stanie jest elfka. "Nigdy mi tego nie wybaczy" pomyślała czując palące poczucie winy. Druida nigdzie nie widziała, pewnie wciaż był pod wodą. Aria nie miałaby nic przeciw, gdyby okazało się, że stary pryk nie potrafi pływać.

Wciąż zerkając na Amrę, czarodziejka przeniosła wzrok na resztę. Sytuacja wydawała się być koszmarna, choć pozbyli się Stonara, a Nivlena można było uznać za czasowo nieszkodliwego. Carmelia wydawała się nie żyć, lecz Aria czuła, że wciąż tli się w niej życie. Zaatakowała więc największe dla tropicielki zagrożenie - Kosefa. Posłała w jego stronę pięć magicznych pocisków.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172