Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2009, 01:09   #1
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
[DnD 3.5] "Brzemię" (18+)

Najemników wszelkich profesji potrzeba,
Co by popracować mieczem i głową umieli
I od plugastwa nasze miasteczko poratować pomogli.
Po robocie spora nagroda ich czeka,
Błogosławieństwo Służek Pana Poranka
Oraz wdzięczność mieszkańców miasteczka,
Którego Burmistrzem mam godność się nazywać.

Burmistrz Południowych Dębów, Grigor Shemov



Takim oto ogłoszeniem zainteresowała się pewna, dość nietypowa grupa poszukiwaczy przygód. Podpytawszy w okolicy o tym ogłoszeniu dowiedzieli się, iż w samym sercu Południowej Kniei przy małym jeziorku leży miasteczko o wdzięcznej nazwie Południowe Dęby. Po krótkiej dyskusji awanturnicy postanowili ruszyć za owym ogłoszeniem, wraz z kupiecką karawaną niziołków, która akurat w tym samym kierunku zmierzała, mając nadzieję, na większy zarobek, ponieważ ich poprzednie zlecenie okazało się totalnym niewypałem.

Działo się to przed dwoma tygodniami. Niedaleko Południowej Kniei ogłoszono wszem i wobec, iż w lesie grasuje czarny smok oraz, że nagroda wielka za jego głowę przeznaczona. Okoliczna ludność wieści o "Smoczej Obławie" rozniosła szybko i zaraz zewsząd zaczęli schodzić się gotowi na polowanie ludzie. Wśród nich chłopy z widłami i pochodniami, wojskowi weterani jak i młokosy, które dopiero co do armii przystąpili, okoliczni zabijacy, łamignaty i rębajły, myśliwi z łukami, wioskowi znachorzy, czy też zawodowcy jak grupka najmitów czy awanturników. Zebrało się więc smokobójców tak liczne grono, że śmiało można by ich armią nazwać. Jakby tego było mało, smok znalazł się dość łatwo i wcale nie był wielką i groźną maszkarą. W rzeczywistości był to bardzo młody i jeszcze niedojrzały smok, którego banda najprzeróżniejszych typów zatłukła w parę chwil. Co jednak najgorsze, to fakt, iż skarbiec smoka okazał się bardzo drobny, niemal pusty, a nagroda za smoka podzielona na tak liczną kompanię, ledwo starczała na porządne uczczenie zwycięstwa. Zabójcy potwora zaczęli więc rozjeżdżać się w kierunku swoich domów zarobiwszy ledwie parę „groszy”. Tylko niektórzy zamarudzili kilka dni z różnych powodów w tamtejszej karczmie. Wśród nich byli i też ci, którzy zwrócili nawzajem swoją uwagę i którzy razem podłączyli się do kupieckiej karawany zmierzającej do Południowych Dębów.

Był piękny słoneczny dzień, mimo to promienie słońca nie docierały do wędrującej grupy. Las był bardzo gęsty, drzewa wysokie toteż światło dnia tylko nielicznymi prześwitami przedostawało się na wąziutki trakt. Wszędzie jednak dało się wyczuć woń lasu. Zapach drzew i mokrych liści, spulchnionej przez niedawne deszcze gleby oraz najprzeróżniejszych roślin atakowały zmysły podróżnych. Pięć wozów należących do niziołków leniwie przemierzały leśną drogę, robiąc przy tym sporo hałasu.

- Słuchajcie jak ptaki wesoło śpiewają! – krzyknął pucołowaty niziołek, ubrany w bordowy sweterek i takiego samego koloru spodnie. Złote spinki na mankietach białej koszuli świadczyły o tym, że mały mężczyzna jest kimś bogatym. Nie był to co prawda strój podróżnika, ale taki był właśnie Ferdinand Brandysnap. Wiecznie uśmiechnięty, lubiący wypić zwłaszcza jeśli było to brandy, bez końca opowiadający jakieś niesamowite historie i często śpiewający bardzo wysokim falsetem, czym zaczynał doprowadzać do rozpaczy wędrujących z nim podróżników. Nie można było go nie lubić, zarażał swoją wesołością wszystkich za równo obcych, którzy do niego dołączyli, jak i swoich pobratymców. To do niego należały wszystkie wozy, jak i ich zawartość. Jeśli o niej zaś mowa, to był to asortyment ogromny i różnoraki, począwszy od przypraw, suszonych owoców, serów i wędlin, mąki i zboża, antałek z mlekiem, poprzez tytoń, alkohole i to zarówno te tanie jak i najdroższe, oraz przez beczułki z piwem, po garnki, patelnie, perfumy, płótna i gotowe ciuchy, a na sztućcach czy drobnych narzędziach skończywszy. Niziołki co ciekawe, którzy sami siebie nazywali „detalistami”, nie miały oporów by pić alkohole ze składziku, czy podjadać ser czy inne smakołyki, o tytoniu już nie wspominając. Cała podróż minęła, więc w bardzo dobrym nastroju, a grupka „najmitów” nie mogła nie docenić towarzystwa kupców. Nie dość, że razem jedli, mieli wszelkich dóbr pod dostatkiem, to jeszcze ich przewoźnicy doskonale wiedzieli jak jechać by nie zabłądzić i w jakich miejscach stawać na popas czy nocleg. Bez wątpienia w Południowej Puszczy można było się zgubić, zwłaszcza zapuszczając się tak głęboko.

Teraz wozy wesoło podskakiwały po bardzo nierównej leśnej drodze, jadąc jeden z drugim. Ścieżka była bardzo wąska, toteż nie dało się jechać inaczej. Nawet konni mieli problemy, by jechać równo z wozem.


- No szlachetni panowie i śliczne panie! Już jesteśmy blisko celu! - krzyknął Ferdinand z wozu który przewodził karawanie, do grupy poszukiwaczy przygód.

Cała kompania jakby się ożywiła na te słowa. Siedząca obok Ferdinanda na koźle kobieta przeciągnęła się i ziewnęła głośno. Nazywała się Astearia Darett i zajmowała się sztukami magicznymi z czym kompletnie się nie kryła. Była zmęczona już tą jazdą, toteż bardzo ucieszyła ją wiadomość, że męcząca podróż już się kończy. Spojrzała za siebie i uśmiechnęła się szeroko, do niziołka i półelfa, którzy właśnie skończyli grać w kości. Niziołek - Mago Leatherleaf - miał tylko jednego konkurenta w kości, który był w stanie czasem z nim wygrać w całej tej zgrai. Był to właśnie ów półefl - Rulius Jezzar, który z zamiłowania jak i z profesji był bardem. Obok ich wozu, dumnie wyprostowana jechała Riviella Shi’nayne. Pełna gracji i niezależnie od warunków zawsze piękna Paladynka Sune nie wykazywała śladów zmęczenia, zupełnie tak samo jak wiecznie cichy Liadon Arinya, który tak jak Riviella był elfem. Liadon w napierśniku, z mieczem przy pasie oraz łukiem i tarczą na plecach wyglądał na zaprawionego wojaka, którym był w rzeczywistości, a jechał na koniu pomiędzy drugim, a trzecim wozem. Z grupy poszukiwaczy przygód to właśnie ta piątka znała się najdłużej. Poznali się w drodze, gdy zmierzali na "Smoczą Obławę" i razem przepędzili małą bandę goblinów, która grasował na tamtejszych traktach. Walka mimo, iż banalna dla tak doświadczonych awanturników zacieśniła jednak dość mocno ich więzy i w ten sposób połączyli się już wtedy w drużynę.

Obok Liadona, na lekkim bojowym koniu, który posiadał dźwięczne imię Zygryf jechał człowiek imieniem Tengir. Wojownik lubiący milczeć, tym razem zrobił wyjątek. Cofnął się lekko i obudził dziewczynę, która siedziała na wozie, oparta o skrzynkę z serami. Dziewczynie nazywała się Carmellia i była tropicielką. Z Tengirem poznała się, gdy ten został zaatakowany przez piątkę zbójców na gościńcu. Szła wtedy przez las i zobaczyły zbójów jak atakują samotnego wędrowca, więc postanowiła mu pomóc. Po przegonieniu napastników postanowili dalej ruszyć razem, oczywiście chodziło tylko o większe bezpieczeństwo. Jeśli już mowa o tropicielach, to w grupie była jeszcze jedna poszukiwaczka śladów - Risha Cordia. Gdyby spojrzeć na obie kobiety, ktoś móglby pomyśleć, że albo są siostrami, albo miały wspólnego nauczyciela. Nie dość bowiem, że zajmowały się tym samym, to jeszcze ich styl walki był bardzo podobny, jeśli nie identyczny, a do tego obie w czasie potyczek sięgały po sejmitary. Risha poznała się z resztą dopiero w czasie Obławy. Tak samo zresztą jeśli chodziło o innego człowieka będącego wojownikiem - Serapha. On jako jedyny z wszystkich obecnych w karawanie miał przyjemność choć się spocić w czasie walki ze smokiem. Musiał bowiem dwukrotnie unikać jego ogona, a gdy już miał się na stwora zamachnąć, nagle nie wiadomo skąd wpadł na niego jakiś gruby człowiek zwalając go z nóg. Jak pech to na całego, gdyż dumny wojownik upadł plecami w odchody jakiegoś sporego zwierza.
Wraz z nimi i niziołkami podróżowała jeszcze jedna osoba, którą też mieli okazję poznać w karczmie. Była to bardzo stara ludzka kobieta, lekko przygarbiona, a którą wszyscy nazywali Babcią Danusią. Okazało się, że ta sędziwa kobieta miała spora wiedzę na temat zielarstwa oraz historii. Nie raz prowadziła długie dysputy na jej temat zarówno z niziołkami jak i z mistrzem lutni Ruliusem. Teraz zaś siedziała na wygodnych materiałach i głaskała swojego kota.

Dziewiątka podróżników, trzynastka detalistów i jedna stara kobieta. Teraz wszyscy oni zaczęli się lekko krzątać i rozmawiać. Po chwili wozy wyjechały z gęstego lasu i na wszystkich padły promienie słońca, niektórych oślepiając tak samo, jak wtedy, gdy wychodzi się z ciemnej piwnicy. Oczom wędrowców ukazała się drewniana palisada, wysoka na jakieś dziesięć stóp i ciągnąca się w obie strony, dość daleko. Kiedyś pewnie była dość wytrzymała, ale upływ czasu, a także działalność korników mocno dały się jej we znaki. Drewniane wrota były zamknięte i Ferdi jak nazywali "Głównego Detalistę" wszyscy członkowie karawany, musiał się dość długo wydzierać, by ktoś w końcu się ruszył i je otworzył.



Karawana wjechały do leśnej osady, która była naprawdę rozległa. Parterowe domki poustawiane były nierównomiernie, w różnych odległościach. Niektóre miały ogródki, inne obrośnięte były bluszczem. Między zabudowaniami znajdowały się drzewa, czy różnorakie krzaki oraz wydeptane ścieżki. Gdzieś na północnym zachodzie mignęła też tafla jeziora. Główna droga, była bardzo szeroka i prowadziła od bramy południowej do północnej, przez sam środek Południowych Dębów. Grupka obcych w tym kilku zbrojnych wzbudziła sporą sensację. Dzieci wybiegały ze swoich domów by się przypatrzyć, młode dziewki uśmiechały się szeroko do Liadona i Ruliusa, a młodzieńcy wzdychali ciężko, widząc urodę Astearii, Rivielli czy łowczyń. Dojrzalsi mieszkańcy mieli za to niejednolite miny, wyrażające tak różne emocje na twarzach jak zachwyt, lęk, pogarda czy nadzieja?




- Tak jak wam mówiłem. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha nizołek. - spokoju naszej mieściny nic nie zakłóca. List burmistrza pewnie dotyczył czegoś błahego, a wy taką zbrojną bandą tu przyjechaliście. Ale towarzysze z was przedni, a mieszkańcy Dębów są przyjaźni, więc na pewno się wam u nas spodoba. A tu się zatrzymacie. - wskazał na bardzo duży drewniany budynek, jedyny posiadający piętro. Wyglądał o wiele zbyt okazale jak na takie miasteczko. Nad wielkimi drzwiami wisiał szyld przedstawiający przekreślony topór. Napis głosił "Pod Złamanym Toporem".

- Karczmę tą wraz z córką prowadzi stary i bardzo przyjazny krasnolud o imieniu Eberk. - mówił gdy grupa schodziła z koni i wozów. - Jest to co prawda jedyna karczma w naszej mieścinie jak i w okolicy, ale też najlepsza w jakiej kiedykolwiek byłem, a bywałem w wielu. Jedynym problemem może być brak miejsc, ale jestem pewien, że gospodarz temu zaradzi. Końmi się zaopiekujemy, jakbyście nas szukali, to nasza dzielnica znajduje się na północy wioski. Natenczas bywajcie! - rzekł kupiec po czym pomachał reszcie i pojechał dalej wraz z resztą pobratymców.

Tymczasem grupa weszła do środka. To co zobaczyli na pewno ich zaskoczyło. Znajdowali się w przestronnej sali, gdzie stało dobrze ponad dwa tuziny okrągłych stolików, przy których mogło zmieścić się do czterech osób. Oprócz tego po lewej i prawej ścianie stały długie stoły z ławami przy których mogło usiąść tuzin albo i więcej biesiadników. Na przeciw wejścia, zza stolikami znajdował się długi szynkwas. Karczma pełna była ludzi. Jedni jedli, a patrząc na to jakie zapachy krążyły można było się spodziewać, że dania tu serwowane są smaczne. Inny pili i opowiadali sobie sprośne historyjki. Dziwne jednak było to, że tylko mniej więcej połowa bywalców miała radosny humor. Druga zaś połowa była dziwnie niemrawa. Co ciekawe, na początku nikt nawet nie zauważył dość nietypowej zgrai, która zawitała w tym przybytku. Dopiero po chwili zapanowała cisza, po której nastąpiły głośne szmery i szepty. Tym razem u wszystkich bez wyjątku.

- Witooojcie przibysze! - ryknął nagle krępy brodacz, który wyrósł jakby z podziemi. Krasnolud miał na sobie brudny fartuch, który kiedyś pewnie był biały. Na jego zaawansowany wiek wskazywały zarówno zmarszczki, jak i siwa broda i włosy. Był dobrze zbudowany, choć wiek mocno go już osłabił.
- JJjjjjeeestemmm EBERk! Fłaściciel tej gozpody! Witojcieee ! - krzyczał głośno gospodarz przybytky. Po jego sposobie mówienia oraz po tym, jak mocno nim chwiało, wszyscy od razu uświadomili sobie, iż Eberk jest bardzo wstawiony. Starzec nagle wybałuszył oczy, po czym zgiął się wpół i zwymiotował czymś brązowym pod jeden ze stolików. Piękne przywitanie gości.


Nikt nie wiedział co zrobić, gdy do wymiotującego, podeszła młoda kobieta tej samej rasy co on. Miała na głowie chustę i ubrana była w skórzany i pewnie bardzo drogi fartuch. Jej twarz wyrażał ogromną złość.



- Katie! KATIE! Gdzie jesteś cholera! Weź mojego starego i zaprowadź go do pokoju! No już, za co Ci płacę co?! - krzyknęła głośno i zaraz przybiegła dziewczyna, która błyskawicznie wzięła Eberka pod ramię i poprowadziła go gdzieś za ladę.

- Przepraszam za to... - burknęła krasnoludzica, mierząc wszystkich nowo przybyłych od stóp do głów. - Rozumiem, że coś zjecie i wypijecie, tak? To siadajcie. - powiedział wprost i nieco gburowato kobieta, po czym odwróciła się i odchodząc krzyknęła. - Marie! Zajmij się gośćmi, ale tempo!

W karczmie znowu zrobiło się głośno.

Zza lady wyszła młoda dziewczyna i powolnym krokiem podeszła do dziesięciu przybyszy. Miała na sobie ciemno różową sukienkę, bardzo podkreślającą jej talię oraz krągłości, a było co podkreślać. Brązowe, lekko kręcone włosy miała rozpuszczone, a sięgały jej do łopatek. Duże kolczyki podkreślały jej szyję. Uśmiechnęła się szeroko do każdego, dłużej zatrzymując wzrok na Ruliusie oraz na Tengirze po czym zebrała zamówienia.


Dziesięć osób zaczęło dostawać swoje zamówienia, a realizowały je i Marie i Katie, które także ustawiły stoły w ten sposób, by ała dziesiątka mogła razem usiąść. Obie dziewczyny były prześliczne i młodziutkie, ale różniły się od siebie znacząco. Ta pierwsza przede wszystkim miała widoczne cechy elfich przodków. Bardzo pewna siebie lubiła eksponować swe piękno. Patrzyła z wyższością na "niemodnie" ubrane tropicielki, za to panów obdarzała częstymi uśmiechami, a Tengirowi puściła nawet oczko.

Katie za to była skromną dziewczyną, która mimo iż uśmiechała się mniej, to obdarzała uśmiechem szczerym i serdecznym.


Duże brązowe oczy z ciekawością patrzyły na niecodzienną drużynę. Długie, proste włosy były dłuższe niż u drugiej kelnereczki. Ubrana w zieloną sukienkę, z wysoko zapiętym kołnierzem. Nie miała na sobie żadnej biżuterii.

Gdy dziewczyny w końcu przyniosły wszystko co przynieść miały, zajęły się innymi klientami, którzy już wołali o piwo i strawę. Zmęczeni wędrowcy w końcu mieli więc szansę odpocząć, zjeść coś porządnego oraz porozmawiać.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 30-04-2009 o 12:35.
Thanthien Deadwhite jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172