Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2009, 18:40   #1
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Lightbulb [FR 3.5]...Sprawiedliwość...( Sesja 18+)


…Sprawiedliwość…


Prolog - Miłe złego początki…

Tępy trzask. Wielkie drewniane drzwi, które umocniono warstwami stali, zamknęły się na głucho po tym jak ostatni wędrowiec pokonał mury. Baczne spojrzenia strażników trzymających wartę odprowadziły przybysza, nieudolnie skrywając swoją nieufność. Bramy miasta zamykano na noc. Mieszkańcom Srebrnego szlaku daleko było do złych, czy zawistnych ludzi. Jednak nie byli oni także głupcami, co w połączeniu z wydarzeniami ostatnich tygodni zdołało wykształcić w niektórych nieco nieprzychylne nastawienie. Centralna dzielnica miasta, ta która zdawała się nigdy nie zasypiać. Drewniane stragany na placu handlowym stały obecnie puste, jednak w powietrzu wciąż unosił się zapach warzyw, owoców i przypraw, zupełnie jakby improwizowane stoiska zdołały nim nasiąknąć przez długi czas użytkowania. Za kilka godzin ponownie mieli zjawić się tu kupcy aby zachwalać swoje towary jako najlepsze na rynku, toczyć ze sobą cenowe boje, potajemnie wznosząc żarliwe parodie modłów do Waukeen. Na chwilę obecną, przemierzające kamienny plac istoty dało się policzyć na palcach jednej ręki. Ot, podróżnicy patrzący w gwiazdy na bezchmurnym niebie, szukający miejsca na spoczynek po ciężkiej wędrówce. Zapewne tworzyłoby to iluzję odosobnienia, gdyby światło świec i lamp nie wylewało się z okien budynków, w akompaniamencie rozmaitych odgłosów. Najgłośniejsze były oczywiście tawerny. Drzwi tych przybytków pozostawały zawsze otwarte na oścież, służąc odpoczynkiem dla zmęczonych nóg i ciepłą strawą dla pustych żołądków. Trzypiętrowy budynek, wykonany z kamienia i wzmocniony drewnem, wznosił się dumnie ponad pomniejsze zabudowania tej części miasta. Jego okna, przepełnione gamą kolorów przy pomocy gnomich procesów alchemicznych, uderzały w mrok z siłą wojennego młota. Konstrukcja rywalizowała o dominację jedynie z pokrętną, architektonicznie niepewną budowlą zlokalizowaną po drugiej stronie ulicy, gdzie panowała niemal absolutna ciemność. Z łatwością można było więc stwierdzić zwycięzcę w tej walce. Na podłużnej, idealnie wypolerowanej drewnianej belce, znajdowały się fikuśne, wykonane przy pomocy prostej magii litery. Głosiły one dumnie:

Witamy w Błękitnym Płomieniu!


W przypadku osób niepiśmiennych, kufel piwa wyryty na wielkim, drewnianym szyldzie, który z kolei oświetlany był blaskiem wcześniej wspomnianych, różnobarwnych świateł z wnętrza lokalu, wydawał się wystarczającą podpowiedzią co do natury odwiedzanego miejsca. Wygląd z zewnątrz stawał się jednak monotonny i wyblakły, gdy ktoś decydował się przekroczyć próg i wstąpić do wewnątrz.Błękitny Płomień został otwarty niedawno, zaledwie kilka lat temu, gdy wioska Srebrny Szlak zdołała w końcu uzyskać status miasta. Jednak dzięki atrakcyjnemu wystrojowi, kulturalnej atmosferze oraz przystępnym cenom na oferowane usługi, był on w stanie skutecznie zająć czołową pozycję pośród innych, tego typu lokali. Fakty te pozostawały oczywiste nawet dla osoby ślepej, gdyż nie trudno było usłyszeć multum mruczących głosów, czy też nieskładne okrzyki radości. Mimo tak dużego natłoku gości, właściciel przybytku niezaprzeczalnie wiedział jak należy sobie radzić z tłumem. Cztery dziewki służebne zdawały się nieustannie manewrować pośród przybyłych, zapisując i dostarczając zamówienia, lub usuwając z mebli niepotrzebne już kufle, czy talerze. Część okien o kolorowych szybach pozostawała cały czas otwarta, aby zachować świeżość, unikając przy tym wrażenia zaduchu. Nie przeszkadzało to jednak dominacji wszelakich zapachów mięsiwa i silnej gorzałki. Sześć zdobionych żyrandoli zawieszonych na suficie niwelowało jakiekolwiek złudzenie mroku. Mnoga ilość porządnie wykonanych, dębowych stołów została już dawno obsadzona przez stałych bywalców. Ci nie zdawali się przybywać tu w celu utopienia swych smutków i pogrążenia się w beznamiętnych objęciach alkoholu. Zamiast tego żartowali i wymieniali poglądy rozkoszując się wybornym posiłkiem i trunkiem. Wsłuchując w dźwięki muzyki. Jeśli zaś o muzykę chodzi, ta była przednia. Trzy, sylwetki odziane w zwiewne szaty, ożywiały wypełnione energią nuty przy pomocy swych instrumentów, stojąc na podeście specjalnie wydzielonego fragmentu pomieszczenia. Były to elfy. Zapewnie stanowiły grupę przyjezdnych bardów, która szukając miejsca na nocleg zdecydowała się zapłacić za możliwość odpoczynku przy pomocy kultywowanej sztuki. Dwójka długouchych mężczyzn grała odpowiednio na lutni i harfie, zaś nieco młodsza od swych pobratymców, ubrana w biel dziewczyna przygrywała na flecie. Niektórzy z zebranych rzucali im pełne podziwu spojrzenia, inni przywykli już do tego typu atrakcji.


Persony, które odwiedzały to miejsce pierwszy raz mógł dziwić brak stereotypowego, starego mężczyzny z nadwagą ukrytego za barem, który rozdawałby rozwodnione napoje alkoholowe w szklanicach o wątpliwej czystości. Paradoksalnie, jego miejsce zajmowała atrakcyjna kobieta w młodym wieku. Odziana była w ciemnozieloną suknię o złotych wykończeniach. Jej styl uczesania, oraz rozmaite ozdoby wpięte we włosy, sugerowały jakoby pochodziła z terenów na wschód od Mulhorandu, choć nieco blada cera zdawała się negować to stwierdzenie. Obsługiwała klientelę szybko i sprawnie, choć jej nieobecny wzrok i sztuczna forma uprzejmości zdradzały raczej uwarunkowania typowe dla pełnionej profesji.


W istocie, Błękitny Płomień stanowił lokal jedyny w swoim rodzaju, zarówno pod względem obsługi jak i wyglądu. Nie wszystko jednak utrzymywało swą idealną, różaną kolorystykę. W najbardziej oddalonej i widocznej części sali, siedziała samotna sylwetka mężczyzny. Nie był to jakiś typ z pod ciemnej gwiazdy, ubrany w czarne szaty z kapturem, które skutecznie ukrywały jego twarz. Wręcz przeciwnie, po głębszej analizie munduru dostrzegało się, że jest przedstawicielem prawa. Jego wysłużony, w niektórych miejscach wgięty hełm spoczywał obok na wpół opróżnionego kufla. Zmęczone całym dniem oczy zamykały się co jakiś czas, nie dając jakiekolwiek pewności na ponowne otwarcie. Twarz ukazująca trzydniowy zarost była podtrzymywana przez prawicę, ukazując obraz nędzy i rozpaczy. Na ścianie, tuż nad czarną, rozczochraną czupryną, znajdowało się napisane niedbałym, koślawym stylem ogłoszenie, którego autor przeżywał obecnie katusze.


~ ~ Zawiadamia się wszystkich śmiałków ~ ~
Burmistrz miasta niniejszym wyznacza nagrodę
Za pomoc w rozwikłaniu sprawy najwyższej wagi.
Więcej informacji, uzyskać można u przedstawicieli straży miejskiej.


Chyba jedynie bogowie znali prawdziwy powód nieistniejącego zainteresowania. Mimo to, od kilku godzin spędzonych tu przez strażnika nikt nie raczył się pojawić. Oczywiście nowi goście wciąż docierali do przybytku, jednak omijali go szerokim łukiem, zupełnie jakby był chory naznaczony nieuleczalną chorobą. Ujawniało to prostą prawdę odnośnie sierżanta Dracen’a. Nie miał szczęścia do ludzi. Obrońca sprawiedliwości przez krótką chwilę zastanawiał się nad swoim wyborem. Być może na cel powinien był obrać jakąś mniej uczęszczaną spelunę, nie zaś przybytek tego typu. Sylwetka westchnęła, nieudolnie kryjąc własną beznadziejność i po raz kolejny sięgając po alkohol.
 
__________________
It is a terrible thing to fall into the hands of the Living God.

Ostatnio edytowane przez Highlander : 22-06-2009 o 19:34.
Highlander jest offline  
Stary 22-06-2009, 22:11   #2
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Wysoki, szczupły mężczyzna stał na niewielkim wzgórzu opierając się o wiekowy dąb i spoglądając w dal. Jego oczy zdawały się nieco rozmarzone i niecierpliwe, jakby już chciał pobiec w kierunku gdzie padał ich wzrok. Westchnął cicho nad nosem, ręką pogładził korę dębu i zamknął swoje niesforne oczy. Usłyszał szelest liści i wiatr, który między nimi tańczył. Na chwilę ogarnęła go nostalgia, czy dokonał właściwych wyborów? Teraz jednak nie miało to znaczenia, stał się tym kim zawsze marzył i miał dosłownie nieskończone możliwości.

Otworzył oczy. Na horyzoncie widział miejsce, gdzie kiedyś znajdowała się niewielka wioska. Teraz jednak było to miasto jeśli wierzyć ludziom, których spotkał po drodze.

-Wiele się zmieniło…-- spojrzał raz jeszcze na stary dąb i się uśmiechnął -No może nie aż tak wiele… ehhh… ta nostalgia do mnie nie pasuje, za długo przebywałem z tymi nudziarzami…- ostatnie spojrzenie na skąpane w czerwonych promieniach zachodu miasto Srebrny Szlak i Balius z młodzieńczą werwą pobiegł w stronę miasta.


Biegnąc polnymi i leśnymi ścieżkami Balius czuł podniecenie, tak bardzo chciał tu wrócić, tak bardzo chciał zakosztować tego co zostawił na tyle lat… Z wyglądu miał około 27 lat, ale gdy się uśmiechnął można by mu nawet dać 21 lat. Był przystojny, nawet bardzo co zresztą nie było tylko zasługą natury, ale i codziennych ćwiczeń i zabiegów. Włosy miał średnio krótkie o kolorze skorupy orzecha laskowego podkreślające wyrazistość jego błękitnych oczu. Ubrany był w strój podróżniczy ciemnoszaro-zielonego koloru, pod którym jednak znajdowała się kolcza koszulka, brzęcząca przy bardziej gwałtownych ruchach. Poruszał się zwinnie i z gracją zmierzając w kierunku bram miasta, jakby znał drogę na pamięć. W ręku trzymał drewniany drąg, lecz nie służył mu on tylko jako broń w razie potrzeby, ale jako podpora przy wędrówkach w odległe zakątki świata. Podsumowując wyglądał na zwykłego wędrowca, tylko odrobinę przystojniejszego.

Jakieś 10 minut przed miastem nieco zwolnił i ochłonął, po czym powolnym krokiem ruszył dalej. Bramy miasta robiły wrażenie, ale nie miał czasu ich teraz podziwiać, gdyż słońce już prawie zaszło i niedługo wrota zostaną zamknięte. Cały czas się uśmiechał, nie mógł ukryć swojego podekscytowania.

- Dzień dobry. Piękny wieczór mamy, czyż nie? – rzucił do strażników pragnąc choć trochę rozładować ekscytację. Na ich twarzy pojawił się jednak tylko grymas ledwie przypominający uśmiech i żadnej odpowiedzi Balius nie dostał na zadane pytanie.

Idąc do rynku coś go zdziwiło. Brak ludzi. Nie było to typowe dla miast. Po zmroku można było spotkać chociaż paru ludzi, zwykle młodzieńców pragnących wychędożyć jakieś chętne dziewki czy po prostu kupców przy straganach mających nadzieję, że wzrok straży miejskiej nieco stępieje po zmroku i mogą sprzedać parę mniej legalnych towarów. Balius poczuł się nieco nieswojo, spodziewał się… czegoś większego, impetu. W oddali usłyszał jednak muzykę i zobaczył jakąś gospodę, w której świeciły się kolorowe światła. Bez namysłu postanowił się tam udać.

-Błękitny Płomień? Gdzie się podziały tradycjonalne nazwy jak „Pod Biustem Sune” czy „Uda Czarownicy”? – zastanawiał się głośno trzymając klamkę drzwi. Wziął powietrze w płuca, uśmiechnął się szeroko i otworzył… powoli drzwi.

Gospoda była pełna ludzi, pełna zapachów, trunków i… kobiet. Tę ostatnią właściwość gospód Balius najbardziej lubił i cenił. Czuł się niemal zobowiązany, aby wyrazić swój podziw i oddanie tej właśnie cesze gospód. Barmanka i kelnerki były również niczego sobie. Szarmanckim krokiem ruszył do baru starając się omijać co bardziej podpitych jegomości. Będąc u celu swej podróży usiadł na wolnym krześle i złożył zamówienie.

- Witaj pani… echem… znaczy… - o ile kiedyś był w tym całkiem dobry, to obecnie nie był już tak uzdolnionym flirciarzem. Lata odosobnienia i życia wśród doskonalących siebie jednostek obdarły go z tej umiejętności i obecnie bardziej polegał na swoich specjalnych zdolnościach niż na dawnej charyzmie. - promyczku –Chyba niezłe pomyślał - Daj mi kufel lokalnego piwa, specjalności regionu! – odpowiedział spoglądając jej głęboko w oczy, w których głębi tlił się przyćmiony srebrny blask, bez odpowiednich zdolności jednak rzadko kto potrafił go dostrzec.

Barmanka uśmiechnęła się szeroko i nalała mu piwa. Balius nie miał jednak pewności czy się z niego śmieje, czy się jej spodobał czy to tylko mechaniczny uśmiech, wyuczony przez lata praktyki. Zresztą barmanka i tak nie będzie miała czasu z nim flirtować, zamiast tego postanowił się rozejrzeć po sali i porozglądać za jakaś sympatyczną dziewką o dużych… oczach. Bardzo podobały mu się kobiece oczy, najbardziej te drapieżne i namiętne. Sposób w jaki taka kobieta potrafiła spojrzeć na mężczyznę samo w sobie potrafiło sprawić, że czuł się jednocześnie spełniony i spragniony. Takiej kobiety szukał właśnie Balius, choć zadowoliłby się oczywiście i jakąś inną.

Z dziewek w gospodzie wybrał właśnie jedną jakąś inną. Delikatnie się skoncentrował, wokół panował dość spory hałas, więc raczej nikt nie usłyszy cichych szeptów wywołanych użyciem mocy lub pomyśli, że to ktoś obok. Dziewka na chwilę znieruchomiała i obróciła się w stronę Baliusa, który powitał jej uśmiech zawadiackim uśmiechem ze swojej strony. Kobieta podeszła do mężczyzny i zaczęła mówić.

-Nie wiem czemu nie zauważyłam ciebie wcześniej… masz piękne włosy… i te oczy… - Ona nie wiedziała, ale Balius wiedział jak używać swoich mocy - i te ręce.. – kontynuowała ku zadowoleniu Baliusa, wtedy jednak podszedł jakiś umięśniony mężczyzna z dwojgiem innych równie umięśnionych mężczyzn. Wszyscy troje spojrzeli nienawistnym wzrokiem na telepatę.

- Rastri, co ty do diabła robisz? Co ci się niby podoba w tym cherlaku? Jak tylko ojciec się dowie… - pokręcił głową i chwycił łyżeczkę, którą następnie zgiął na pół, czemu towarzyszyło głośnie przełknięcie śliny przez Baliusa.

-Zamknij się jełopie! Co ty sobie myślisz? Że ty sobie możesz pochędożyć, dziewki podrywać, szlajać się z tą zgrają idiotów, a ja nie mogę nawet porozmawiać sobie kulturalnie z przystojnym, miłym, inteligentnym, nieznanym mi przybyszem z odległych stron! – po chwili rozległa się kłótnia między rodzeństwem, szarpanki, i tak mniej więcej w połowie Balius przerwał działanie mocy zostawiając ich samym sobie. Kątem oka widząc jak brat Rastri bierze ją na plecy i wynosi z gospody.

Pierwszy raz niewypał, ale mamy jeszcze całą noc… pomyślał i zaczął rozglądać się za kolejną dziewką, z którą mógłby się dzisiaj zabawić.

Jednak zamiast tego jego wzrok przykuł stolik w rogu, z mężczyzną w czarnych szatach i ogłoszeniem tuż obok niego. Sprawa najwyższej wagi? Ciekawe… Wiele się zmieniło w Srebrnym Szlaku, lecz Balius czuł się w pewien sposób związany z tym miejscem, poza tym był ciekaw. Ciekaw co uległo zmianie, kto jest kim, jak wygląda życie w mieście… Z tego powodu też ruszył do owego pana w czarnym płaszczu z pytaniem: o co chodzi…? Kiedy już zaspokoi swoją ciekawość będzie mógł spokojnie zbałamucić jakąś dziewkę.

Z uśmiechem na twarzy, który być może nieco nie pasował do sytuacji, lecz Balius wciąż czuł ekscytację i podniecenie, szczególnie teraz gdy zaraz wejdzie w świat tajemnic i przygód. Sprawa najwyższej wagi! powtórzył w myślach.

- Witam pana… jak tam dzionek… znaczy wieczór? Wygląda pan na zmęczonego… przeczytałem ogłoszenie – wskazał je palcem - i muszę przyznać, że nieco mnie to zaciekawiło. Nie jestem jednak tutejszy, niedawno przybyłem i nie wiem… czy stanowiłoby to jakiś problem? W każdym razie jestem szczerze zainteresowany ową sprawą najwyżej wagi. –Zdecydowanie za długo był w z dala od ludzi…
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 22-06-2009 o 22:39.
Qumi jest offline  
Stary 22-06-2009, 23:20   #3
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Błysk & Kruk

Centrum miasta, plac umiejscowiony niemal w newralgicznym punkcie Srebrnego Szlaku nie przypominał typowego miejsca spotkań, jakich wiele było w podobnych miejscowościach. Większość wiosek lub mniejszych miasteczek ożywało dopiero po zmroku, ludność wychylała się ze swoich domostw po dniu ciężkiej pracy, pragnąc na moment zapomnieć o obowiązkach, smutkach i codzienności, zastępując je wszystkie kuflem zimnego piwa i towarzystwem znajomych osób, którym mogła się spokojnie wygadać, pośmiać się z nimi lub nawet dać po pysku, tak dla rozrywki i w celu załatwienia spraw organizacyjnych dotyczących tożsamości samca alfa w stadzie. W typowym mieście leżącym z daleka od cywilizacji, gdzie większość mieszkańców znała siebie nawzajem, co za tym zaś szło, straż miejska była bardziej pobłażliwa, o tych, późnych godzinach było raczej głośno, gdzieniegdzie można było nawet usłyszeć pijackie podśpiewywania, beknięcia albo odgłosy zwracania litrów alkoholu władowanych w siebie wcześniej. Tutaj brak było podobnych rozrywek, brakowało podpitego gówniarstwa szlajającego się o późnych godzinach w poszukiwaniu równie pijanej jak oni dziewki, z którą można się zabawić bez niepotrzebnego stresu koncentrującego się wokół jej gustu i tego, czy była łatwa, czy to tylko kolejna dewota, która skończy wychowując trzódkę dzieci i gotując dzień w dzień obiad równie tradycjonalistycznemu mężowi. Miasto wydawało się niemal wymarłe, tylko w niektórych oknach widniał płomień świecy, reszta była pogaszona i pozasłaniana, pojedynczy strażnicy miejscy patrolowali teren, jednak ich zagęszczenie na metr kwadratowy było podobne co piasku w Dolinie Lodowego Wichru.
Nieprzerwaną ciszę nocnego miasta przerwało ciche trzaśnięcie, a następnie donośny syk coraz bardziej nabierający na sile i przeciągający się. Pojedynczy strażnik podbiegł sprawdzić, co też było źródłem hałasu o tej porze, w kilku najbliższych domostwach zapaliło się światło. Łuna błękitnej poświaty rozświetliła część placu, pomnik założyciela miejscowości, jak i kilka najbliższych ścian drewnianych i kamiennych domostw. Zapewne dość dziwnym widokiem dla strażnika miejskiego musiał być portal otwarty nigdzie indziej, jak na środku Srebrnego Szlaku. Po kilku sekundach łuna odeszła w zapomnienie, ustępując czemuś w rodzaju zwierciadła przedstawiającego bogato wystrojoną komnatę, pełną obrazów, rzeźb i innych dzieł sztuki. Do magicznego lustra zbliżała się dwójka nieznajomych. Bez żadnego zawahania dwie rozmyte sylwetki przekroczyły vortex, stawiając stopy na twardym podłożu z ubitej ziemi i pojedynczych płyt chodnikowych. Dwójka podróżników różniła się od siebie niczym słońce i mrok, niemal dosłownie. Pierwsza, dużo niższa nawet jak na standard swoich pobratymców kobieta, niemal posągowo piękna o drapieżnych rysach twarzy, dużych, przenikliwych złotych oczach, delikatnej, ciemnej cerze i niecodziennym makijażu, już na pierwszy rzut oka ujawniała swoje dziedzictwo parą długich, spiczastych uszu wystających zza rozpuszczonych, prostych blond włosów. Złota elfka odziana była nadzwyczajnie, przyciągała wzrok i nie pozwoliła go od siebie oderwać. Wypolerowana na błysk złota koszulka kolcza z wielkim symbolem Corellona Larethiana na piersi, nagolennice tak samo jak reszta rynsztunku - złocone, naramienniki, kołnierz i pas. Wszystko aż ociekało bogactwem i przepychem, nie mniej z resztą niż diadem, a także kilka bransolet, które dzwoniły przy każdym gwałtownym ruchu. Na zbroję narzucona była zasłaniająca ramiona, część klatki piersiowej i posiadająca obszerny kaptur peleryna purpurowej barwy. Pod koszulką kolczą znajdował się pozłacany pas, gdzie znajdowało się kilkadziesiąt buteleczek nieznanego działania, a także kilka zwojów. Rycerka odbiegała od standardu rycerza w lśniącej zbroi właściwie tylko jednym. Brak jej było ogromnego ostrza, nie posiadała nawet tarczy zdobionej symbolem rodzinnym, jedynym narzędziem samoobrony, który można było dostrzec była para bliźniaczych ostrzy zamocowanych w pochwach przyszytych do znajdujących się na biodrach, przecinających się na krzyż, skórzanych pasów.
- To już twój ostatni zwój teleportacji, prawda?
Odezwała się do swojego towarzysza. Jej głos był również czysty i wywołujący podniecenie.
- ...
Towarzysz elfki jedynie skinął głową, podnosząc rękę z rozpadającym się w pył zwojem. Ten kontrastował wobec niej niczym noc do dnia. Wysoki, muskularny, jego twarz naznaczona była kilkoma bliznami, z których największa przechodziła po lewej stronie twarzy, a ciągnęła się od połowy czoła, przez oko, aż do brody. Długie, czarne włosy spływały kaskadami daleko za barki, w najdłuższych odcinkach sięgając aż do pasa. Zza ich kurtyny również wystawała para spiczastych, elfich uszu. Złote ślepia elfa przedstawiały zupełnie inne spojrzenie, niż u jego towarzyszki. Jakkolwiek jej zachęcało do kontaktu, intrygowało, wyrażało chęć poznania, ciekawość, tak to było zmęczone egzystencją, odpychało od siebie, straszyło surowością i ostrzegało. Osobnik również nosił koszulkę kolczą, ta jednak wykończona była stalowymi elementami, zaś ich zwieńczeniem była para wielkich naramienników. Na plecach wisiał pokaźnych rozmiarów miecz półtoraręczny. Była jedna rzecz, która odróżniała go od towarzyszki. Jego pancerz przedstawiał tylko i wyłącznie barwę czerni, sprawiając, że w obecnej porze był niemal niewidoczny. Zaintrygowany niecodziennym zdarzeniem strażnik miejski błyskawicznie podbiegł do nocnych gości.
- Wasza dwójka, stać! Kim, cholera jasna, jesteście!? Nie róbcie niczego głupiego albo zawołam posiłki!
Krzyknął celując w nich włócznią, zachowując bezpieczną odległość. Elfka spojrzała weń w oczy, po czym bez jakichkolwiek oznak strachu zrobiła kilka kroków w jego kierunku, kładąc opancerzoną dłoń najpierw na drzewcu, a potem na jego własnej. Uśmiechnęła się, po czym odpowiedziała.
- Nie masz powodów do obaw, człowieku. Godność ma nie ma tutaj wielkiego znaczenia, ale przyjaciele zwą mnie Błysk. Imię mego towarzysza to Kruk i mimo swojego posępnego wyglądu, posiada serce złote i czyste. Oboje niesiemy słowo naszego boga, Corellona Larethiana i wysłano nas tutaj w słusznej sprawie, jako że pan nasz objawił się w naszej świątyni i kazał wyruszyć na południe, ku Srebrnemu Szlakowi, gdzie dobra ludność nie pogardzi mieczem walczącym za niewinnych.
Ton jej głosu, sama składnia zdań, sposób w jaki mówiła, to wszystko koiło serce prawie jak modlitwa i uspokajało, podświadomie mówiło, że trzeba jej ufać, że jest kimś dobrym, kto pomoże bezinteresownie, kto zrobi, że będzie lepiej. Rycerka puściła dłoń strażnika, po czym ukłonem pożegnała się, a następnie skinęła swojemu towarzyszowi, wskazując na jedyne otoczone światłem i wydające jakiekolwiek dźwięki o tej porze miejsce, tawernę.

Drzwi Błękitnego Płomienia otworzyły się, rzucając światło padające z wewnątrz na dwójkę podróżnych. W kilka sekund po tym, jak do zebranych w środku dotarło, kto stoi w portalu, na moment wewnątrz zapadła cisza. Odziana w złoto niewiasta robiła piorunujące wrażenie, co zapewne objawiło by się w postaci kilkudziesięciu natrętów próbujących okazać swoje talenty w uwodzeniu. Tak, zapewne, niestety murem nie do pokonania, przynajmniej dla większości wsiowych głupków był wyższy niemal o głowę od elfki mężczyzna z wielkim mieczem na plecach, spoglądający srogo na każdego z osobna. Złotooka ukłoniła się w drzwiach wszystkim, zachowując wymagane przez wyższe sfery zasady oddania honoru zebranym wcześniej. Raźnym krokiem pomaszerowała ku ladzie, zamawiając cokolwiek bezalkoholowego dla siebie, a także dla swojego towarzysza. To, co rzuciło jej się niemal od razu w oczy to tabliczka, a obok niej mąż wyglądający na strapionego i zdecydowanie zmęczonego. Ledwo dostawszy zamówiony napitek udała się wraz z czarnowłosym ku, teraz już, dwójce mężczyzn. Nie chciała być niegrzeczna, ale też nie mogła pozwolić, żeby jeden, nieuzbrojony chłop wziął na siebie sam sprawę najwyższej wagi.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale ciężko nie ujrzeć ogłoszenia. Zmęczona duszo, możesz udać się na spoczynek. Znalazłeś śmiałków, którzy podejmą się zleconego wyzwania, a co więcej, wyjdą z niego obronną prawicą. Lady Błysk i Sir Kruk, dwójka paladynów niosących słowo Corellona Larethana, będąca na usługach świątyni, jednej z ostatnich, w Cormanthorze. Nasz bóg objawił się ostatnio naszym wieszczom i kazał podążać ku Srebrnemu Szlakowi, gdzie wydarzyć się ma coś ważnego. Tak więc wysłano nas. W czym możemy pomóc? Zapewniam, że wiele plugastwa wszelakiego zginęło z naszych rąk, zaś w naszych kręgach traktuje się nas jako obrońców świętego przybytku i cóż... egzekutorów, działających w imię elfiego boga.
Nie obchodziło jej to, jak bardzo niecodziennie brzmi to, co mówiła. Błysk utożsamiała stereotyp rycerza w lśniącej zbroi, zaś Kruk jako przeciwwaga, stanowił element mroku i tajemniczości, co pozwalało tej dwójce dostać niemal każde zlecenie. Tak, pierwsze wrażenie było najważniejsze.
 
Sierak jest offline  
Stary 23-06-2009, 00:04   #4
 
Velo's Avatar
 
Reputacja: 1 Velo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znany
Diego

Stukot podków nie zakłócił spokoju Srebrnego Szlaku. Nie odbił się głuchym, złowieszczym echem od ścian wymyślnych budowli, nie wzbudzając tym samym żadnych podejrzeń, ani nie przyciągając niepotrzebnej uwagi. Inaczej być nie mogło, gdyż jeździec trzymał swego wierzchowca krótko, nie pozwalając mu na przejście z chodu w trucht. Ostentacyjny kaptur został uziemiony już przy bramie miejskiej, by strażnicy mogli odetchnąć z ulgą, porównawszy sobie twarz wędrowca z malowniczymi portretami okolicznych łotrów i wichrzycieli. Wilk, drepczący wiernie u boku rumaka, został - mimo licznych, niemych protestów - opasany na wysokości szyi wyblakłą, rdzawą chustą, która identyfikowała go jako zwierza oswojonego i niegroźnego.

Diego nie lubił wyglądać jak doświadczony poszukiwacz przygód.

Bo i po co? Gdy tak się wyglądało, kłopoty same przychodziły do człowieka - wróć - pół-elfa. Rozsądna osoba, za jaką Diego odrzuciwszy skromność śmiał uchodzić, szła do kłopotów samodzielnie, gdy tylko ich potrzebowała. Rozwiązanie takie było wielce praktyczne, o czym poświadczyć mogło multum domorosłych awanturników, a przynajmniej mogliby poświadczyć, gdyby nie wąchali kwiatków od spodu, w mniej, lub bardziej fantazyjnych lokalizacjach.

Przyjemnie prezentujący się zajazd zaraz zwrócił na siebie uwagę tropiciela, który już wiele dni był w drodze i z chęcią dałby na wstrzymanie sobie i swemu strudzonemu wierzchowcowi.

~„Błękitny Płomień”... Hmm...

~Dobrze, dobrze... Jest tu może jakaś przy-karczemna stajnia? A, tak...


* * *

Kilka chwil potem mężczyzna przekroczył próg oberży, lustrując salę uważnym spojrzenie pary zimnych, stalowoszarych oczu. Przyjemna dla ucha muzyka, brak zwyczajowych dla miejsc tego typu, zapitych gęb, schludny wystrój... Ha, miejsce zaprawdę wyjątkowe, o czym Diego mógł poświadczyć jak nikt inny, gdyż wędrując wzdłuż i wszerz Faerunu, miał okazję odwiedzić przybytki najróżniejszego pokroju.

Zazwyczaj gorszego. Dużo, dużo gorszego.

Omiatając salę czujnym spojrzeniem, natrafił zaraz na osobnika wyraźnie wybijającego się od reszty towarzystwa. Przybite spojrzenie, pierścień wolnych miejsc wokoło, wysłużony hełm na blacie stołu... I - rzecz jasna - owo osobliwe ogłoszenie... Sprawa „najwyższej wagi”? To nie wróżyło najlepiej. Z drugiej jednak strony skoro ogłoszenie owo nie gościło na każdym rogu i skwerze miasteczka, nie mogło być aż tak źle. Cóż, nie szkodziło przynajmniej wysłuchać nieszczęsnego strażnika, który najwyraźniej usychał z braku zainteresowania jego sprawą.

Diego odbił zatem w bok, lawirując między stołami w kierunku zaszytego w kącie sali zleceniodawcy. Mimo, iż starał się nie wywoływać nadmiernego zamieszania i tak przyciągał do siebie ciekawskie spojrzenia bywalców i podróżnych. Nie mógł na to w żaden sposób zaradzić - po prostu nie wyglądał na zwykłego zjadacza chleba i to było widać już na pierwszy rzut oka.

Był mieszańcem, pół-człowiekiem, pół-elfem; i choć budowę wraz z rysami twarzy odziedziczył w głównym zrębie po ludzkim rodzicu, zawężające się lekko w szpic uszy i - przede wszystkim - białe włosy robiły swoje. Do tego ubiór - cały w maskującej czerni, od ciężkich butów, po wojskową kurtkę, odcinał się wyraźnie od strojów tutejszych mieszczan. Solidny, długi łuk i miecz u pasa wieńczyły zaś jego wizerunek, zdradzając go jako człowieka czynu. Szczęśliwie mithralowa koszulka kolcza dała się bez problemu wcisnąć między koszulę, a kurtkę - w innym wypadku zapewne bardzo ciężko by mu było zrzucić z siebie uciążliwe spojrzenia ciekawskich.

Zmrużył nieznacznie oczy, widząc zmierzającego ku strażnikowi młodzieńca, a następnie parę imponująco odzianych elfów. Może stróż prawa nie był aż tak wzgardzony, na jakiego w pierwszej chwili wyglądał? Nieważne, we czworo też można wysłuchać oferty.

Wyminąwszy ostatni stojący mu na drodze stół, Diego skierował się ku jednemu z wolnych miejsc, usytuowanych nieopodal przedstawiciela prawa, sadowiąc się zaraz na solidnej ławie. Cierpliwie odczekał, aż nieznajomi wyrażą swoje zainteresowanie, składając w międzyczasie swój plecak i oręż pod ścianą.

- Zainteresowanie znajdzie się także i po mojej stronie - rzekł krótko i rzeczowo, gdy tylko obcy człowiek umilkł. - Rad będę, jeśli podzielisz się z... nami... szczegółami owego problemu. - Dodał po chwili namysłu spokojnym i wyważonym tonem.

Powiedziawszy, co było do powiedzenia, tropiciel uniósł dłoń w kierunku najbliższej służki, przywołując ją tym samym do siebie.

- Ciepła strawa dla mnie - poprosił dziewczynę, gdy tylko stanęła przed nim, po czym wskazał kciukiem w dół, w kierunku swego zwierzęcego towarzysza, który zaległ na podłodze, składając pysk na jego stopach - i jakieś mięsiwo dla mojego kompana.
 

Ostatnio edytowane przez Velo : 23-06-2009 o 01:09.
Velo jest offline  
Stary 23-06-2009, 02:10   #5
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Późna była już pora i zachodzące słońce wydłużało cień galopującego konia i jego jeźdźca do rozmiarów, które w niemy sposób wyrażały ponaglenie. Mimo, iż jeździec owego rumaka miał pojawić się w Srebrnym Szlaku dopiero dnia następnego to jednak bliskość boru Hullack niejako wymuszała na wszystkich podróżnych, aby zawitali w obrębie murów miasta przed zachodem słońca, a ten pędzący na końskim grzbiecie mężczyzna nie był tu żadnym wyjątkiem. Mgła podniosła się już znad morza Wyvernów, a niebo zaczęło już blednąć zwiastując rychłe nadejście zmierzchu.




Zostawił już daleko za sobą miasto o jakże poetyckiej nazwie Wzgórze Wschodzącego Słońca, a most Masonera przywitał go głębokim mrokiem towarzyszącym bardzo późnemu wieczorowi. Szczęściem miasto nie znajdowało się już zbyt daleko i nie minęło więcej niż kwadrans galopu, gdy samotny jeździec stanął pod zamkniętymi bramami tego młodego i nadzwyczaj prężnie rozwijającego się miasta. Smutnym był fakt, że w praworządnym kraju jakim był Cormyr niezbędne były takie środki bezpieczeństwa. Jayan, gdyż tak właśnie nazywał się owy samotny jeździec, zdawał sobie jednak sprawę, że to za sprawą pobliskiego lasu i gdyby to zależało od niego to solidny garnizon Wojennych Magów i Purpurowych Smoków zrobiłby z tym porządek. Póki co niestety nie leżało w jego kompetencjach decydować o takich sprawach to też siedział tak samotnie na grzbiecie wierzchowca pod zamkniętymi bramami miasta i mógł jedynie rozmyślać o pomysłach z serii 'co by było gdyby'. Jayan jednym zgrabnym, acz nie kryjącym zmęczenia susem zeskoczył z wierzchowca, który w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, jakby był tylko mgłą znad morza Wyvernów rozwianą przez mocniejszy podmuch wiatru. Owinięty szczelnie purpurowym płaszczem sięgającym mu kolan z zapiętą pod szyję stójką mającą osłaniać ciało przed wiatrem, podszedł do wielkiej miejskiej bramy i zaciśniętą w pięść dłonią zadudnił w nią odczuwając w kościach opór jaki stawiały miejskie mury. Zadudnił raz, drugi i trzeci, i czekał. Po dłuższej chwili samotności w bramie, mniej więcej na wysokości twarzy Jayana otworzyła się niewielka szpara o czym świadczył chwilowy błysk światła, przysłonięty jednak niemal natychmiast parą podejrzliwych oczu.

- Ktoś Ty?! Miasto na noc zamknięte - usłyszał głos dobiegający z tej samej szpary.

Jayan był dobrze zbydowanym mężczyzną i choć nie był muskularny to widać było, że nie należy do 'ułomków' i należytą parę w łapie ma. Miał długie ciemno-brązowe, prawie czarne włosy spięte obecnie w elegancki kucyk z tyłu głowy i duże inteligentne, ciemne oczy kontrastujące z dość jasną cerą. Ubrany był w sięgający kolan płaszcz, pod którym nosił balansującą na granicy fioletu i purpury tunikę, długą aż po pośladki i spiętą w pasie szerokim skórzanym pasem, na którym na obu biodrach zawieszone były sakiewki kryjące różne podręczne rzeczy, a przy jednym z boków przypięty był miecz ze zdobioną z umiarem rączką, który miał być raczej ozdobnym rekwizytem świadczącym o statusie, niźli faktycznie używaną bronią. Przez plecy przewieszoną miał krótką laskę z czarnego drewna, wzmacnianą stalowymi, pozłacanymi, choć być może po prostu pomalowanymi imitującym złoto barwnikiem, obręczami i podobną im głowicą na szczycie.

- Spokojnie dobry Panie. Jam jest Jayan Evenwood. Przybywam z Immersea z polecenia służbowego - rzekł grzecznie Jayan odsłaniając płaszcz by ukazać symbol widniejący na jego piersi.


Na czarnym niemal w tym oświetleniu ubraniu na piersiach Jayana widniał dobrze znany w tym kraju symbol, który nosiły jedynie Purpurowe Smoki, straż miejsca w Suzail oraz Wojenni Magowie i sama regentka Alusair oraz jej nadworna magini Caladnei - mówiąc krótko - przedstawiciele władzy. Godło Purpurowego Smoka dumnie wypinającego pierś i unoszącego wysoko skrzydła wyhaftowane było w obrębie złotej obwoluty godła i wykonane było z niezwykłą starannością.

- Jestem od Wojennych Magów i przybywam w sprawach państwowych - dodał gwoli dalszych wyjaśnień.

Dał się słyszeć jakiś rozkaz po drugiej stronie i po kilku klekotach rygla i zamków, wielka brama nieznacznie się uchyliła i pojawił się w nich strażnik z nocnej zmiany.

- Zapraszamy do Srebrnego Szlaku - rzekł z uśmiechem - Proszę wybaczyć nieufność, ale las Hullack... sam Pan rozumie zapewne.
- Nie ma sprawy przyjacielu. Oby Cormyr miał więcej takich odźwiernych. Ostrożności nigdy za wiele. Dobrej nocy życzę - odpowiedział grzecznie po czym skłonił się lekko i poszedł wgłąb miasta słysząc za sobą ponownie kilka klekotów i skrzypnięć świadczących o tym, że brama ponownie została zamknięta.

Będąc zmęczonym do dość długiej jeździe Jayan nie zamierzał włóczyć się po mieście, więc nogi niezwłocznie poniosły go ku polecanej mu gospodzie zwanej 'Błękitny Płomień'. Miejsce to przekroczyło jednakże oczekiwania Jayana i choć w jego sercu nadal niezmiennie pierwsze miejsce zajmowała osławiona w całym Cormyrze gospoda 'Pod Pięcioma Pierwszorzędnymi Rybami' słynąca przede wszystkim z wybornego piwa własnej produkcji, to jednak musiał przyznać, że 'Błękitny Płomień' zdecydowanie pretendował do zajęcia miejsca drugiego. Mając niejakie doświadczenie z tego typu placówkami, owinął się szczelniej płaszczem nie chcąc psuć gościom przybytku dobrych humorów nagłym pojawieniem się 'władzy', nawet jeśli ta 'władza' była obecnie po godzinach. Podszedł, nie zwracając na siebie uwagi większej niż jedynie przypadkowej, do kontuaru aby doznać kolejnego miłego szoku. Wbrew oczekiwaniom zamiast grubego, przepasanego fartuchem gospodarza o wykrzywionej przez permanentny grymas twarzy i czujnym, smętnym spojrzeniu, wycierającego szmatką kufle wątpliwej czystości, zastał tam młodą kobietę o żywym, wesołym spojrzeniu i niepodważalnej urody.

- Poproszę piwo z pierwszorzędnych ryb - powiedział grzecznie, uśmiechając się nieznacznie do barmanki. Mogło to zabrzmieć dziwacznie jednak każdy cormyrczyk wiedział, o które piwo chodzi to też Jayan nie musiał czekać zbyt długo.
- Poproszę jeszcze jakąś ciepłą strawę, bo kiszki to mi marsza grają... hmm powiedzmy placek ziemniaczany z gulaszem i warzywami? - kiedy kobieta potwierdziła dostępność tego specjału Jayan z zadowoleniem wskazał palcem wysoki taboret pod ścianą, do której przybity był 'parapet' przy którym można było spokojnie zjeść, gdy wszelkie inne stoliki były zajęte.

Po parunastu minutach oczekiwania i rozglądania się nieobecnym, nieskupiającym się na niczym szczególnym wzrokiem po sali, Jayan otrzymał swoje zamówienie przyniesione przez sunącą przez tłum zgrabnie jak gazela kelnereczkę. Uśmiechnął się w podzięce i podał kobiecie monetę będącą napiwkiem po czym, gdy odeszła zabrał się do jedzenia. Rozglądał się po sali i otaczających go twarzach jedząc i popijając 'boski napój' jak miał w zwyczaju nazywać piwo ze swojej ulubionej tawerny.

Nagle jego spojrzenie przyciągnął smętny, wyglądający na wyraźnie znudzonego mężczyzna, który prowadził niespieszną rozmowę z kilkoma innymi, wyglądającymi zdecydowanie NIE-zwyczajnie towarzyszami. Byłoby to zapewne spotkanie jakiejś przejeżdżającej przez Srebrny Szlak grupy poszukiwaczy przygód, jakich wielu było w tej okolicy, zważywszy na sąsiedztwo boru Hullack, jednak owy smętny jegomość był przedstawicielem lokalnej władzy o czym niewątpliwie świadczył jego ubiór i informacja wisząca nisko nad jego czarną, rozczochraną czupryną.

~ ~ Zawiadamia się wszystkich śmiałków ~ ~
Burmistrz miasta niniejszym wyznacza nagrodę
Za pomoc w rozwikłaniu sprawy najwyższej wagi.
Więcej informacji, uzyskać można u przedstawicieli straży miejskiej.


~ Iść czy nie iść - oto jest pytanie ~ zastanawiał się Jayan podejrzewając, że zapewne będzie miało to jakiś związek z rozkazem jaki dostał wczoraj od jednego ze swoich zwierzchników w Immersea - 'JEDŹ DO SREBRNEGO SZLAKU I POMÓŻ ROZWIĄZAĆ ICH KŁOPOT'.
~ Taa... wygląda na to, że sielankowy wieczór prysnął jak bańka mydlana ~

Jayan wiedział, że ma się w mieście pojawić dopiero nazajutrz i że nikt nie oczekuje go tutaj wcześniej to też mógłby nadal cieszyć się miłym wieczorem przy kufelku piwa, wiedział też jednak że ta sprawa nie da mu spokoju - niestety rozkaz nie podawał żadnych wyjaśnień co do natury tych problemów, a ciekawska natura Jayana wprawiłaby go w histeryczny nastrój.

Nie będąc zbyt szczęśliwym z powodu natrafienia jego wzroku na tą scenę i nie spiesząc się za bardzo, wstał z ponurą miną biorąc w jedną dłoń pełny jeszcze niemal kufel, a w drugą talerz z jadłem i pomaszerował w stronę owego zgromadzenia.

- Witam - powiedział ściągając tym samym wzrok grupki na siebie.

Postawił trzymane przez siebie rzeczy na stole i odsłonił wyhaftowany na piersiach symbol rozjaśniając tym samym twarz miejscowego strażnika.

- Zgaduję, że można się przysiąść tak? - zapytał i nie czekając na odpowiedź przysiadł się do reszty - Zgaduję, że to wasze zgromadzenie ma coś wspólnego z powodem mojego pobytu tutaj. Miałem tutaj być jutro, jednak sądzę, że to nie problem że dopytam się o szczegóły problemów wcześniej nieprawdaż? Zważywszy na to, że mam rzekomo pomóc w ich rozwiązaniu. Jutro i tak zamierzałem odwiedzić burmistrza i oficjalnie dowiedzieć się wszystkiego. - kontynuował Jayan, a gdy nie spotkał ani razu sprzeciwu ze strony miejskiego strażnika spojrzał po pozostałych z nieskrywaną ciekawością.

- Jestem Jayan Evenwood, Wojenny Mag Cormyru i sługa jej ekscelencji regentki Alusair - powiedział dumnie - a wy jesteście... - Jayan urwał w pół zdania licząc na to, że reszta sama podchwyci wątek. Spoglądał po zgromadzonych, a jego spojrzenie ani twarz nie dawały poznać czających się pod czaszką myśli ni to pogardy dla takiej różnobarwnej kompani, ni to podziwu dla błyszczących rycerzyków, ani też wypucowanych tropicieli. Srebrny Szlak był Cormyrem, a Cormyr radzi sobie z problemami za pomocą Purpurowych Smoków i Wojennych Magów, a myślenie to wynikało nie z uprzedzenia względem innych ras, choćby nie wiem jak fantazyjnych (wszak Jayan dorastał w kosmopolitycznym Highmoon), a raczej z niechęci do chaosu i kłopotów, jakie zawsze ściągali poszukiwacze przygód.
 

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 23-06-2009 o 02:46.
Cosm0 jest offline  
Stary 23-06-2009, 03:38   #6
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Samantha

Pióro zgrabnie oderwało się od księgi opartej o drzewo, ostatnie zapisane przez siebie słowa Samantha zbadała sentymentalnym wzrokiem. Dzień się jednak kończył i pora była odwiedzić kolejną mieścinę ruszyła więc w stronę bramy zastanawiając się jaką tym razem niespokojną minę ujrzy. Spojrzała tylko groźnie z ukosa na mijanego strażnika dając mu do zrozumienia że nie ma nastroju na rozmowę, najwyraźniej spojrzenie okazało się wystarczające gdyż rozeszli się w pokoju.

~ "Błękitny Płomień"? Co to za dziura.. w sam raz na jeden raz. ~

Spokojnym krokiem ruszyła do środka na chwile zatrzymując się w progu i nieco wścibsko badając wzrokiem bawiących wewnątrz. Gościom oberży ukazała się wysoka na oko metr osiemdziesiąt wzrostu kobieca postać o solidnej posturze, silnych udach i twardych, ostrych dłoniach. Ubrana była zupełnie inaczej niż miejscowi, otulona ciepłą wielowarstwową skórą udekorowaną wilczym i niedźwiedzim futrem łączące komfort i pełniącą rolę pancerza, z gdzieniegdzie prześwitującymi ćwiekami. Ramiona zaś okryte miała przymocowanym pasmem śnieżnej smoczej skóry raczej bardziej mającym robić wrażenie niż funkcjonalnym, obszytym dookoła cieplutkim białym futrem dzikich zwierząt skutej lodem północy. Równie ciepłe solidne buty i dość krótka, nie ograniczająca ruchów spódniczka z grubego futerka doskonale uzupełniały resztę stroju. Zza pleców kobiety wystawało prawdziwe monstrum, purpurowej barwy wielki miecz, jeden z takich które mogli nosić tylko najsilniejsi wojownicy. Przy pasie zaś brzękały tępo stalowe rzucane toporki i spory nadziak, który wyraźnie był już nie raz w użyciu. Dłoń uniosła się i ściągnęła zimowy kaptur średniej długości ciepłego płaszcza, szytego w tym samym stylu jak reszta ubrania.
Duże piwne oczy błyskały się niecierpliwie w blasku lamp, ujawniła się też niewielka blizna na wysokości kości policzkowej, niewątpliwie spowodowana pazurem jakiegoś zwierzęcia. Samantha nie była piękna niczym wypucowana elfka jednak nie była też nieatrakcyjna. Odgarnęła swoje kruczo czarne, sięgające nieco za ramiona włosy i obruszyła nieco głową aż dało się słyszeć strzyknięcie w karku przy którym uśmiechnęła się pod nosem. Uśmiechnęła się znów tym razem czując pyszny zapach mięsiwa i apetyczny aromat piwa.

~Mrrr.. zjadłabym konia z kopytami.~ Uniosła jeszcze wzrok na elfy grające muzykę raczej nie w jej guście ale co najmniej lepsza taka niż żadna. Wciąż nie mogła się nadziwić chuderlawej sylwetce tej rasy co tylko skwitowała małym grymasem po czym podeszła ochoczo do jednego z pełniejszych stołów i opierając się o ramiona jakiś dwóch nie znanych jej mężczyzn zapytała się lekko frywolnym głosem:

- No chłopcy.. który postawi mi piwo i poczęstuje ciepłą dziczyzną? Przybyłam z daleka, bardzo daleka i muszę ogrzać troszkę zmarźnięte podniebienie.

Rzuciła słodkim spojrzeniem raz po jednym raz po drugim aż obaj mężczyźni zaśmiali się i rozsunęli robiąc jej miejsce.

- Piwo i kolacja dla tej pani! - powiedział mężczyzna do kelnereczki śmiejąc się przy tym co dziewczyna skwitowała uśmieszkiem i uniesionymi brwiami.

- No proszę, podoba mi się tutejsza gościna. Jestem Samantha..

Piwo i pieczeń szybko pojawiła się na stole, wtedy dostrzegła otoczonego przez kilka dość nietypowych postaci zmarniałego rycerza i zaczęła im się przyglądać z boku.

- Mmmm wyborne.. - wgryzła się w mięsiwo z apetytem i popiła solidnym łykiem piwa uśmiechając się znów do siedzących przy stole mężczyzn.
Musiała jakoś ich zagadać, wywinęła oczami i spojrzała na jednego który siedział na linii z rycerzem straży.

- Pochodzę z obsypanych śniegiem gór Vaasy z...



- urwała nagle -

- Wiecie jakie bestie przemierzają dziewicze szlaki Vaasy? Węże wielkości pięćdziesięciu mężczyzn drążące tunele w ziemi a szerokie jak dwa takie stoły! - Zmrużyła oczy tajemniczo i uśmiechnęła się dziko, gestykulując jakby chciała ukazać potwora zaraz przed sobą.

Kątem oka dostrzegła informację która zwabiła podróżnych do zapitego strażnika, nadstawiła nieco ucho i zaczęła podsłuchiwać pozwalając sobie skończyć posiłek i dając swojej ciekawskiej naturze na wstrzymanie. Zamierzała jednak sprawdzić cóż to za problem i najważniejsze jaka zapłata jest w stanie zasilić chudnącą sakwę.

- Wasze zdrowie..

- Zdrowie naszej gorącej przybyszki zza zimnych gór! - odezwał się jeden z sąsiednich głosów, na co dało się słychać kilka pomruków i dwuznacznych chichotów. Uniosły się drewniane kufelki i uderzyły o siebie w ten jakże zawsze przyjemny sposób.

 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 23-06-2009 o 15:45.
Kata jest offline  
Stary 23-06-2009, 16:03   #7
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-Jesteśmy na miejscu, Paskudztwo. Nasza wszechlśniąca obecność zaszczyciła Srebrny Szlak! Właściwie, to zastanawiające, czemu to to się zwie Srebrny? Trzeba będzie popytać miejscowych! Tylko chwila…Paskudztwo, czy Tobie zdaje się to samo, co mnie się zdaje? Ludzi prawie nie ma! No, w sumie pora już dość późna…nie zaczynaj znowu! Tak, wiem, wyróżniamy się, hałasujemy, zwracamy na siebie uwagę i tak dalej i tak dalej. Nie, jesteś przewrażliwiony, nie będą znowu próbowali nas porwać ani okraść. Naprawdę, masz strasznie niskie mniemanie o mieszkańcach tego państwa, Paskudztwo. Poza tym, mówiłam Ci już to tyle razy! My mamy zwracać na siebie uwagę, to klucz do sukcesu! Spójrz na mnie!
Różyczka generowała dokładnie tyle hałasu, ile wzrostu brakowało jej do zostania gigantką. Burząca spokój nocy i zwracająca na siebie nieprzychylne spojrzenia tych jeszcze-tkwiących-na-posterunku strażników zatrzymała się, obróciła na pięcie i uniosła wysoko głowę, patrząc na podążającego za nią sokoła.
-Widzisz? Ten fantastyczny, absolutnie intrygujący buraczkowy kapelusz! Tego samego koloru, fascynująca peleryna, z czerwono-brązową górą dla różnorodności! Zwróć uwagę na te rękawy, takie bufiaste i tajemnicze, sprawiające iż zastanawiasz się, „ciekawe, jakiego asa ma jeszcze w rękawie”! A ta buraczkowa spódniczka-wystarczy jedno tylko spojrzenie, by do końca życia buraki im mnie przypominały! Gdy będą jeść śniadanie, obiad, czy kolacje, myśleć będą „może powinienem jednak ją zatrudnić do przegonienia tych pseudonaturalnych szczurów z piwnicy” . I nie zapominajmy o złotych akcentach, wyraźnie podkreślających status i pozycje. Rajstopy i koszula, których biel kojarzy się z czystością i dobrocią, łagodnością i wyrozumiałością, zapewnia, że nie odrzucę Twojej stropionej prośby, z uśmiechem godnym świętego wykonując zlecenie! Puklerz, sugerujący że starcie mi również nie obce oraz sygnet noszący znak Stowarzyszenia Arkan wyraźnie znaczą nie mniej i nie więcej, że doświadczenie i praktyczna wiedza towarzyszą mi od lat. Jednocześnie, okulary zapewniają, że te oczy należą do osoby błyskotliwej i inteligentnej, znającej tysiąc i pół rozwiązania na Twoje problemy. Nie wspominając o włosach! Nietypowy, niespotykany srebrno-niebieski kolor zachwyca, utrudnia zapomnienie i promieniuje wrażeniem, że jego posiadaczka jest już tak przesiąknięta potęgą czarodziejstwa, że jej ciało subtelnie zostało przez Splot wypaczone! Co prawda w tym wypadku to zasługa oszczędności czasu mojego tatki który ważył eliksiry jedną ręką a drugą kołysał mnie do snu, ale jednak, nie zmienia to jednego elementarnego faktu-tak wyglądając , wręcz krzyczę „jestem arcymaginią, która spełni każdy Twój problem, za skromną zapłatą! Przyjdź już dziś i weź ze sobą przyjaciół!” Samo promocja, mój drogi chowańcu, to klucz do sukcesu, wyglądając jak kolejne mroczne płaszczydło zlejemy się z tłumem innych czarokletów, a jeśli chodzi o dyskrecje, to starczy jedno czy dwa zaklęcia polimorfii i…hej, daruj sobie to spojrzenie! Latadło! Paskudne Latadło, wracaj tutaj, jeszcze nie skończyłam, ty paskudny niewdzięczny …
Ostentacyjnie ignorując właścicielkę, sokół stwierdził że to głupie i sobie odleciał, ścigany przez zirytowaną niziołczycę. Dzień jak codzień. W pewnym momencie ptak zatrzymał się, siadając na szyldzie...
-...do Błękitnego Płomienia chcesz iść? W sumie ładna nazwa, podobnie zbudowana co moje imię, może mamy coś więcej wspólnego, plus naprawdę jestem głodna, kiedy ostatni raz jedliśmy, Paskudztwo?...hej, ciekawe dlaczego oni tą niewiastę na plecach niosą? Mimo wszystko, nie wyglądają na takich o złych zamiarach, więc zostawmy ich samym sobie.
Hohoho, jak tu miło, jak przyjemnie! Niewątpliwym jest, że jakaś czarnoksięska ręka pomagała temu miejscu osiągnąć aktualną chwałę. Niewątpliwie! Musimy przejść się potem po innych tego typu przybytkach i też je ulepszyć, za stosowne złocisze chociażby. Widzisz, Paskudztwo, jakieś gnomy? Nie? To doskonale, paskudne gnomy, nie znoszę gnomów. Ja idę zamówić jakąś kiełbasę i coś zdatnego do picia, a Ty dokonaj akcji zwiadowczej, sprawdzając czy jest coś interesującego i powiadom mnie, gdy ja dokonam konsumpcji. No co? No co się tak patrzysz? Już, raz...dobra, też coś dostaniesz, ale najpierw rekonesans. Już.
Czyli co? Mówisz, że jakaś podejrzana grupka zbiera się...o jej, widzisz? Widzisz? Tamta o, ona wie jak się samoprezentować! Ta zbroja! I tak dalej! Zapomniałbyś ją, Paskudztwo? Nie! Pominąłbyś ją w tłumie? Nie! Gdybyś miał poprosić kogoś o wyrzucenie za drzwi pijanych gnomów barbarzyńców, poszedłbyś do niej? Tak! Coś mi się widzi, że czas na interwencje...swoją drogą, fantastyczny pomysł z tymi krzesłami dopasowanymi dla nas, ras nieco mniej wysokich. Autor ma u mnie...może nie buziaka, ale na pewno kciuk w górę!

Dziarsko i energicznie, drobna istotka podpełzła do zbiorowiska które utworzyło się wokół strażnika...nie rozstając się ze swoim daniem.
-Niebieska Różyczka z tej strony, ja chętnie rzucam zaklęcia i zapewniam magiczną konsultacje, za niewielką cenę złota i zupy czy innego jadła.
Latające Paskudztwo udawał, że jej nie zna, naprawdę.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!

Ostatnio edytowane przez Nemo : 24-06-2009 o 16:27.
Nemo jest offline  
Stary 23-06-2009, 17:26   #8
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Tordek

Drzwi frontowe "Błękitnego Płomienia" otworzyły się z hukiem. Nic dziwnego - pewien jegomość kopnął je tak mocno, że prawie wyleciały z zawiasów. Kilka osób pochwyciło to zdarzenie i wpatrywała się w przybysza z nutką podejrzenia w oku. Cały pokryty był bardzo jasną pełnopłytową zbroją. Wprawne oko bez trudu rozpoznałoby mithril. Długa ciemna broda -na której znajdowały się już pojedyncze siwe włosy - sięgała do pasa krasnoluda nadając mu z lekka mroczny wygląd.
-Ha! Mam nadzieję, że tutaj dają lepszy trunek niż w tamtej spelunie. - rzucił wesoło a cała mroczna aura jakby całkowicie zniknęła. Ciągnął za sobą worek większy niż on sam. Przy poruszaniu się wydawał z siebie odgłosy sugerujące, że coś się wewnątrz niego przesuwa. Podreptał do najbliższego wolnego stolika. Rzucił wór na bok, zdjął pawęż i oparł ją o swój dobytek. Potem obok tarczy wylądował młot, który był... po prostu piękny. Kamienna część miała bo każdej stronie wygrawerowane usta otwarte usta posiadające wgłębienie zupełnie jakby coś tam trzeba było włożyć. Trzon zaś drewniany był pokryty runami, które od czasu do czasu migały dziwnym światłem. Broń zdawała się być idealna - typowa krasnoludzka robota. Pawęż zaś była prawie biała i miała wygrawerowany symbol boga krasnoludów - Moradina.



***

W ciągu paru minut krasnoluda otoczył tłumek gapiów. Może nie był za dobrym mówcą i nie grzeszył rozumem, ale jego opowiastki wystarczały pijanym rozmówcom a muzyka w tle dopełniała efektu nadając opowieści jakąś... epickość.
-No i troll mnie walnął tak mocno w czerep, że prawie Moradina samego żem ujrzał. Bolało jak cholera więc krzyknąłem do niego "TY WYLINIAŁY ELFOJEBCO! TYLKO NIE W GŁOWĘ!".- panowała cisza będąca połączeniem napięcia jak i niedowierzania - zielone paskudztwo tak było zaskoczone, że się ruszyć nie mogło. To ja go młotem w kolano by na ziemi się wyłożył a potem w ten paskudny łeb i tyle trolla widzieli.
-Bujdy Panie krasnoludzie Pan opowiadasz. - rzekł jeden ze słuchaczy zdrowo ciągnąc ze swojego kufla. Krasnolud walnął pięścią o stół tak mocno, że aż dziw, że się jeszcze nie złamał.
-Masz duże jaja albo pustą głowę jeśli zarzucasz krasnoludowi kłamstwo! - poderwał się na nogi (co w praktyce różnicy i tak nie robiło) podchodząc do wora i otwierając go. Okazało się, że cały był pełen czaszek różnego paskudztwa. Gobliny, kobolty, orkowie, trolle i inne monstra krain - czego sobie tylko można zażyczyć. Grzebał tam ładną chwilę po czym wygrzebał połowę czaszki trolla. Odgłosy podziwu i niewielkie brawa otoczyłu krasnoluda, który kiwał głową z aprobatą.
-Panie krasnoludzie przepraszam, że w pana wątpiłem.
-Ha! Kto by się tam przejmował takimi błahostkami! Panowie pozwólcie, że postawie wam kolejkę.

Przez najbliższą godzinę wznoszono wiele toastów a kiedy wszyscy - poza krasnoludem - byli na wpół przytomni jeden jegomość wskazał palcem na strażnika.
-Płamie klasnoludzie... Mole panu sie uda lozwiązac nase ploblemy. Ponoć dobrze placoooooo... - i jegomość walnął głową o blat stołu zasypiając.
-Dobrze płacą? Na Moradina to mój szczęśliwy dzień! - zarzucił tarczę na plecy i wziął w dłoń młot idąc we wskazanym kierunku. Po drodze jego uwagę przykuła - sądząc po wyglądzie - kobieta barbarzyńca. Ha! Zawsze kręciły go dzikie i nieposkromione panny. Odruchowo przechodząc obok klepnął ją łapą w tyłek z taką siłą, że nie jeden człowiek pewnie by podskoczył. Nie czekał jednak ani na reakcje ani na wyzwiska tylko skierował się do stolika gdzie rezydował strażnik. Pierwsze co wrzuciło mu się w oczy to para długouchów co od razu popsuło mu humor.
-Czy straż miejska jest aż tak zdesperowana by prosić o pomoc elfy? Toż sprawa musi być bardzo poważna jeśli zniżacie się do tego. Pozwól mości panie że przyłożę swój młot do Twojej sprawy.
 
Famir jest offline  
Stary 23-06-2009, 19:10   #9
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Samantha

Coraz to dziwniejsze osoby odwiedzały strażnika elfy, gadatliwe, małe niziołcze czarodziejki, tajemniczy agenci magicznych służb. W końcu pojawił się i krasnolud pełen wigoru, co jak co ale Samantha lubiła tą bitewną rasę. Można było na nich polegać i nie jedną bitwę razem oblać. Zerknęła więc na niego kilka razy i wróciła do opowiadania o Vaasie mężczyznom którzy postawili jej kolację.

~ Wreszcie jakiś twardziel, oczywiście przyjezdny ta wiocha chyba żyje z upraw...~ wojowniczka zanurzyła nieco zirytowane spojrzenie w pustym kuflu piwa. Znużona opisując tylko te smaczki które nie wywołałyby nadmiernych sensacji, oparła łokcie na blacie.

- Ah! - drgnęła gdy Tordek wymierzył jej solidnego klapsa, odwracając się skarciła krasnoluda rozdrażnionym i nieco zaskoczonym wzrokiem. Wybudzona z nudnej rozmowy na która wcale nie miała ochoty wstała energicznie nie gubiąc Tordka z oczu, wyszła zza ławy i stanęła pewnie na rozstawionych nieco nogach, opierając dłonie na biodrach.

- HEJ, TY MAŁY KURDUPLU! Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele?! - dzikie oczka zaświeciły się cieplutko i uśmiechnęła się pod nosem. Podeszła do grupki przy rycerzu spychając stojące jej na drodze postaci, jeden mężczyzna wyraźnie oburzony szarpnął ją za ramię na co gwałtownym ruchem dłoni popchnęła go na jeden z sąsiednich stołów i poszła dalej. Rozepchała się miedzy paladynką, a jej wiernym ochroniarzem nagłym gestem prawie kobietę wywracając. Elfka była jednak zwinna i odzyskała równowagę. Samantha spojrzała tylko po czarnej sylwetce elfa gotowa zdławić jego wszelki opór, po czym wzrok przemknął jej po brodzie zawadiackiego krasnoluda, na widok którego na jej twarzy wymalował się dość frywolny uśmieszek.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 23-06-2009 o 19:15.
Kata jest offline  
Stary 23-06-2009, 19:43   #10
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Para dłoni z niedowierzaniem przetarła zaspane, podkrążone oczy, kiedy grupa poszukiwaczy przygód zaczęła garnąć się do stolika, zajmując przy nim miejsca i zalewając urzędującego w lokalu strażnika salwami pytań odnośnie „sprawy najwyższej wagi”. Osobom, które to robiły mogło się wydawać, że mężczyzna wyraźnie się rozpromienił. Szczery uśmiech wykwitł na pokrytej zarostem twarzy, zaś ruchy ciała nabrały niedostrzegalnej wcześniej żywotności. Najwyraźniej wątpliwości co do słuszności obranego na wywieszenie plakatu miejsca zostały właśnie rozgonione i rozpierzchły się na cztery wiatry. Szczególnie pozytywne wrażenie (niewątpliwie przez piastowaną funkcję) zdawał się robić Jayan, którego ubiór i symbol przedstawiciel straży podziwiał jak święty obrazek.
- A niech mnie kule biją, już myślałem, że nikt się tu dzisiaj nie pojawi! Bogowie mi was zesłali wędrowcy, jak słowo daję!
Upewniwszy się, że wszystkie, zainteresowane głowy zwrócone są w jego stronę, oraz, że ofiarowana przez niebiosa pomoc nie jest jedynie wymysłem nader wybujałej wyobraźni, człowiek prawa zdecydował się zabrać głos w bardziej rzeczowy sposób.
- Problem z którym borykamy się ostatnimi czasy w Srebrnym Szlaku jest nader specyficzny. Jedyne co mogę zdradzić w obecnej sytuacji to fakt, że chodzi o wyjaśnienie serii morderstw, zaś oferowana stawka wynagrodzenia wynosi dziewięć tysięcy sztuk złota na głowę. Z określonych przyczyn obowiązuje mnie zachowanie dyskrecji. Nie mogę więc…
Mówił ściszonym głosem paranoika, mimo, że podczas swojego monologu nie wyjawił jakichkolwiek szczegółów. Jakby tego było mało, muzyka kreowana przez artystycznie uzdolnione elfy była tak głośna, że skutecznie zagłuszała dostępność tychże informacji dla kogokolwiek, kto nie siedział bezpośrednio przy odosobnionym stoliku. Działo się tak ku niemałemu rozdrażnieniu nasłuchującej Samanthy.


- Przepraszam, czy wszystko… w porządku? Jakieś niedogodności, sierżancie Dracen?
Słowa składające się na wyjaśnienie nietypowej sytuacji zostały ucięte w ułamku sekundy. Wypowiedź wycieńczonego strażnika przerwał mocny, męski głos, który dobiegł zza pleców gromady tłoczącej się przy do niedawna samotnej personie. Ci, którzy zdecydowali się skierować swoje ślepia na źródło dźwięku, ujrzeli ludzkiego mężczyznę. Odziany był w drogie, białe szaty o granatowych wykończeniach rękawów i kołnierza. Złote ozdoby na jego szyi sugerowały wszystkim iż raczej nie był szarym bywalcem lokalu. Starość nie stanowiła tematu, który by go dotyczył, choć długie, srebrne włosy mogły stwarzać mylne, pierwsze wrażenie. Jedyną rzeczą niszczącą obraz klasy i majestatu były oczy. Emanujące kolorem ciemnej żółci, skrzące czerwienią na końcu tęczówek, wydawały się stanowić zwierciadła zgniłej, robaczywej duszy. Zarówno Jayan, jak i Błysk, nie mieli żadnych złudzeń jeżeli chodziło o prawdziwą naturę owego przybysza. Przystojna, może nieco zbyt blada twarz wysiliła się na lekki uśmiech widząc obleganego przez grupę gości przedstawiciela prawa, nie siląc się jednak na komentarz tej komicznej sytuacji.
- Nie panie Leto, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jeszcze raz dziękuję za możliwość wywieszenia tutaj swojego ogłoszenia, okazało się to trafną decyzją.
Odziany w biel stanął naprzeciw Dracen’a, obok reszty poszukiwaczy przygód zajmujących obecnie miejsca siedzące. Sierżant zdecydowanie nie był kimś stojącym najniżej w miejskiej hierarchii. Stanowił w końcu obrońcę prawa i sprawiedliwości, miał pod sobą wielu ludzi. Jednak mimo to wstał i posłusznie przytaknął nowej postaci głową. Diego odnotował, że interakcja jaka zachodziła między tą dwójką sugerowała, iż mężczyzna w służbie słusznych wartości chciał pozostać po dobrej stronie (prawdopodobnego) właściciela lokalu.
- Miło mi to słyszeć. Cóż, nie będę dłużej przeszkadzał ramieniu prawa…
Słowa sugerowały, że zamierzał zaraz się oddalić, lecz zamiast to zrobić położył prawicę na barku Baliusa. Kiedy wzrok młodego mężczyzny zrównał się z tym należącym do srebrnowłosego, pan Leto odrobinę konspiracyjnie nachylił się nieco bliżej, skutecznie ograniczając liczbę wścibskich uszu, które mogłyby podsłuchiwać.
- Ach, byłbym zapomniał. Prosiłbym bym przy okazji, aby poskromił pan używanie swych… talentów, na terenie lokalu. Jest to sprzeczne z polityką firmy.
Chwyt zelżał, następnie puścił całkowicie. Charyzmatyczny młodzian nie okazał swego zdziwienia wobec powoli oddalającej się, białej sylwetki, choć rozwój wypadków z pewnością nieco go zaskoczył. Pytania same sztormowały bramy umysłu. Kim był ten dziwaczny osobnik? Czyżby tak samo jak on, posiadał dar? Być może należał do bractwa magów, które było świadome egzystencji innych mocy w Krainach, jednak kto o zdrowych zmysłach podejrzewałby szanowanego i obeznanego z zasadami świata maga o prowadzenie tawerny w pomniejszym mieście? Pan Leto miał już zniknąć, udając się schodami na wyższe piętro przybytku, jednak ponownie zatrzymał swój pochód, zaciskając prawicę na pięknie wygrawerowanej, drewnianej barierce i obserwując z nikłą dozą zdegustowania przedstawienie, którego kurtyna właśnie uniosła się do góry.

W przedstawieniu tym, główne, choć niezbyt heroiczne role mieli grać Tordek i Samantha. Wraz z przybyciem nowych gości do karczmy, atmosfera lekkości i beztroski szybko zmieniła się w tą obrazującą muzeum osobliwości. Na niektóre rzeczy, takie jak kopanie w drzwi (autorstwa Tordeka), czy wprowadzanie do przybytku zwierzyńca (jak to miało miejsce w przypadku Różyczki i Diego), można było przymknąć oko. Istniał jednak limit ludzkiej tolerancji, zaś patrząc po bezkresnej ciszy jaka owładnęła całą salę, ten właśnie pękł niczym pusta, szklana fiolka. Bezkres dźwiękowej pustki zawładnął nawet pięknymi instrumentami elfiej kapeli, gdyż muzycy najwidoczniej zdali sobie sprawę, że zaraz wydarzy się coś bardzo niedobrego. Kobieta w zieleni powoli odwiązała swój biały, nieskalany plamami fartuch i starannie kładąc go na blacie, pewnym krokiem zaczęła zmierzać w stronę ugrupowania, które oblegało stół Dracen’a. Strażnik widząc to, zdecydował się nie kontynuować swojej enigmatycznej opowieści, miast tego zakrył skórzaną rękawicą twarz, siląc się na pojedyncze zdanie.
- To jednak nie jest mój dzień.
Faktycznie, nie był. Szynkarka o wschodnich rysach złapała niczego nie spodziewającego się krasnoluda za kołnierz i pociągnęła go gwałtownie do tyłu (!), co w połączeniu z masą ciała jaką posiadali przedstawiciele tej rasy było wystarczające aby niektórzy obserwatorzy otworzyli usta w niemym zdziwieniu. Jej zmarszczone brwi i mimika lodowej królowej dobrze dopełniały słowa, które przerwały ciszę.
- Przez krótki czas mogłam tolerować pańskie samochwalstwo, oraz grubiańskie i destrukcyjne zachowanie. Jeżeli jednak pan go nie zmieni, będę zmuszona usunąć pana z lokalu. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno?
Ktokolwiek był na tyle naiwny by pomyśleć, że jedna niewiasta zdecydowała się udzielić pomocy drugiej, szybko został naprowadzony na właściwy tok rozumowania.
- A pani? Co też pani sobie wyobraża?! Chamskie rozpychanie się pośród innych gości bez jakiegokolwiek słowa przeprosin? Traktowanie ich jak pachołków? To nie jest obora, ale porządny lokal i jeśli nie będziecie umieli się w nim zachować zostaniecie wyproszeni!
Zielone ślepia wręcz piorunowały władczością i prawością swojego spojrzenia. Twarz stojącego na podwyższeniu pana Leto ponownie rozłamała się w uśmiechu, jednak zdecydował się on ułagodzić negatywną sytuację. Bez słowa przytaknął odzianej w biel, długouchej kobiecie. Kapela znowu zaczęła grać, zaś bywalcy powrócili do swoich rozmów, udając, że nic się nie stało. Nie usunęło to jednak osoby barmanki, która wciąż stała na swoim miejscu z założonymi rękoma, domagając się reakcji ze strony upomnianych osób. Jak widać problem nowych, kłopotliwych gości, musiał zostać rozwiązany przed rozwikłaniem tajemnicy niezwykłego morderstwa. Różyczka z rozbawieniem zdała sobie sprawę, że nawet sam sierżant nie zabrał głosu, najwidoczniej subtelnie kryjąc lęk wobec szynkarki.
 
__________________
It is a terrible thing to fall into the hands of the Living God.
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172